sobota, 29 sierpnia 2015

10. "Oni są Twoim życiem"

Dulce:
Weszliśmy razem do Mii. Już nie spała.
-Hej kochanie.- powiedziałam, całując ją i przytulając mocno.
-Cześć mamusiu!- krzyknęła i objęła moją szyję swoimi malutkimi rączkami. -Cześć Ucker.- powiedziała, przybijając piątkę z Uckerem.
-Siema mała. Jak się czujesz?- zapytał z ciepłym uśmiechem.
-Dobrze, już mnie nic nie boli. Kiedy będę mogła iść do domu?
-Zaraz pójdę zapytać o to lekarza.- powiedział Ucker, głaszcząc Mię po głowie.
-Okej, a mama w tym czasie ze mną zostanie.
-Tak skarbie, zostanę. Idź już, Ucker.- według mojej prośby poszedł.

Trzy dni później Mia mogła już wyjść do domu. Poszłyśmy do Anahi, bo jakby nie patrzeć, tamto mieszkanie jest Rodriga, zresztą nie chciałam się z nim spotkać. Moja kochana kuzynka oczywiście uszykowała dla nas pyszny obiad. Mia zjadła z apetytem. Nie dziwię jej się, skoro przez parę dni jadła tylko te wstrętne szpitalne jedzenie. Bardzo ubolewała nad tym, że musi mieć nogę w gipsie, bo przecież to takie ruchliwe dziecko. Na szczęście Lupita potrafiła znaleźć dla niej idealne zajęcie. Wspólnie ułożyłyśmy duże puzzle, składające się z 500 elementów. Byłam w szoku, że mojemu nadpobudliwemu dziecku się to jeszcze nie znudziło. To znaczy oczywiście puzzle nie były zabawą na jeden dzień. Zajęło nam to prawie całe dwa dni. Wzięłam sobie zwolnienie na chore dziecko na miesiąc. Oczywiście i tak będę musiała co jakiś czas zaglądać do firmy, ale generalnie mam mnóstwo czasu dla córki. Tylko najgorsze jest to, że ona ciągle pyta gdzie Rodrigo i dlaczego mieszkamy u Any. Zaczyna brakować mi wymówek. W dodatku jest jeszcze Ucker, który wciąż nalega na kontakty z dzieckiem i w ogóle chce, żebym powiedziała jej prawdę. Ale ja jakoś nie mogę się do tego przekonać. Zwyczajnie się boję i Ucker to doskonale wie. Już nawet stara się być milszy, gadać ze mną jakoś delikatniej i w ogóle. Czuję, że jemu naprawdę zależy na Mii i nie chcę mu całkiem odbierać szansy na lepsze poznanie córki. Tylko może jeszcze nie teraz, ona jest taka mała i tak mało wie o życiu. Jest bystrym dzieckiem, ale jednak wiadomość, że Twój ojciec nie jest Twoim ojcem i jest nim ktoś zupełnie inny, każdego przytłoczy, a co dopiero czteroletnią dziewczynkę. Po ułożeniu całych puzzli Mia i Lupita wzięły się za malowanie. Ja z Anahi poszłyśmy robić obiad.
-Any, ja nie wiem, co robić...- powiedziałam, obierając ziemniaki.
-No jak to co? Obiad, Dul, obiad.- Boże, co za tępak.
-Nie o tym mówię. Chodzi mi o Uckera, Mię i w ogóle o całe moje życie.
-Oni są Twoim życiem.- zaśmiała się Any.
-To prawda. Dopiero teraz zrozumiałam, jak mocno kocham Mię. A Ucker? No cóż... Jego też nigdy nie przestałam kochać. I widząc go, czuję węzeł w gardle, mam tak wielką ochotę wyznać mu miłość, ale nie mogę.
-Dlaczego? To byłoby mega słodkie...- o nie Any romantyczka, jak ja tego nie lubię.
-Jasne, dla Ciebie wszystko jest słodkie... Ciekawe co byś zrobiła na moim miejscu.
-Nie wiem, ale na szczęście na nim nie jestem.
-Proszę Cię, rozmawiamy poważnie.- ona czasem zachowuje się jak dziecko, a przecież już dawno nim nie jest.
-Dul, co mam Ci powiedzieć? To trudna sytuacja, ale pamiętaj, że Ucker też ma prawa do własnego dziecka i nie możesz mu niczego zabronić. On nie chce skrzywdzić Ciebie, ani już na pewno nie Mię. Powinnaś się cieszyć, że interesuje się dzieckiem i chce Ci pomagać.
-Tak, ale... Boję się.- do oczu napływały mi łzy.
-Czego?
-Tego, że kiedyś on może odebrać mi córkę.
-Na pewno nie, nie zrobiłby Ci tego.
-Może nie celowo, ale Mia go polubiła i może chcieć być z nim, a mnie odtrącić, bo nie jestem dobrą matką.
-Nie, Duluś, nawet tak nie myśl.- przytuliła mnie czule.
-Mamo!- usłyszałam głos mojej córeczki i poszłam do pokoju.
-Co jest?- zapytałam, podchodząc do niej.
-Zobacz narysowałam Cię.- pokazała mi rysunek, na którym rzekomo jestem ja.
-Pięknie, kochanie. A to kto?- zapytałam, wskazując na drugi obrazek.
-To jest Ucker. Dam mu to, kiedy przyjdzie. Spodoba mu się?
-Jasne, z pewnością.- odpowiedziałam, wymuszając delikatny uśmiech. -Widzisz?- zwróciłam się do Anahi i wyszłam z pokoju.

Ucker:
Dzwoniłem przed chwilą do Poncha, długo gadaliśmy. Okazało się, że on nie wie o swojej córce. Kiedy mu o tym powiedziałem, był w szoku i stwierdził, że teraz ma pretekst do spotkania z Anahi i wróci do Meksyku. Rozłączył się, mówiąc, że musi się spakować. Doszedłem do wniosku, że ukrywanie córki przed jej ojcem to u nich rodzinne. Dula i Any zrobiły to samo, obie. Ciekawe co zrobi Poncho... 

⚡⚡⚡⚡⚡⚡⚡⚡⚡⚡⚡⚡⚡⚡⚡⚡⚡⚡⚡

Dodaję oczywiście według grafiku układu z Monisią :D Następny o ile dobrze pamiętam we wtorek :* Boże, czy tylko ja tak bardzo nie chcę kończyć wakacji?... :(

środa, 26 sierpnia 2015

9. "Zniszczyłeś moją rodzinę!"

Dulce:
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Na szczęście wyręczył mnie Ucker, mówiąc:
-Ups... myślałem, że wiesz... Jestem właściwie Duli mężem. Pomogłem jej z Carlosem i mamy razem dziecko.- mam ochotę go zabić!
-Dziecko? Jakie dziecko?
-Mia jest moją córką, właśnie się dowiedziałem. Całowałem Dulce ze szczęścia.
-Dulce, czy on mówi prawdę? Wiedziałaś o tym?
-To prawda, zobacz.- pokazał mu te cholerne wyniki.
-Rodrigo to nie tak, wyjaśnię Ci.
-Więc czekam.
-Skończ z kłamstwami Dul, to dobra okazja.
-Wiedziałam o tym od początku. Zmyśliłam tą historię z gwałtem. Niczego takiego nie było. Mia jest córką Uckera. Skłamałam tylko dlatego, że tęskniłam wtedy za Uckerem i nie chciałam rozdrapywać tych bolesnych ran. Przepraszam za te wszystkie kłamstwa.- rozpłakałam się z bezsilności. Czułam się jak ostatnia idiotka.
-Zawiodłem się na Tobie. Szkoda mi tylko Mii, że ma taką matkę. Nie dość, że masz na nią wyjebane, nie potrafisz się nią zająć, to jeszcze okłamujesz wszystkich wkoło. Żal mi Cię, jesteś żałosna.- po słowach Rodriga płakałam jeszcze mocniej.
-Nie mów tak. Kocham moją córkę i nigdy nie miałam na nią wyjebane. Nic nie robiłam bez powodu, te wszystkie kłamstwa... Myślałam, że tak będzie lepiej.
-Nie tłumacz się, cześć.- chciał iść, ale mu nie pozwoliłam.
-A co ze mną, z Mią?
-Radź sobie sama. Zresztą masz Uckera, to z nim powinnaś tworzyć rodzinę.- teraz już na dobre wyszedł.
Byłam załamana. Opadłam bezsilnie na krzesło i schowałam twarz w dłonie, płacząc.
-Tego właśnie tyczyło się moje ostrzeżenie.- powiedział Ucker tuż nad moim uchem, a we mnie aż się gotowało ze złości.
-Nienawidzę Cię, gnoju! Zniszczyłeś moją rodzinę, jednocześnie zniszczyłeś życie swojej własnej córce! Zadowolony?! Tego właśnie chciałeś?
-Chciałem Ci tylko dać nauczkę tak na przyszłość. Przynajmniej wyszły na jaw wszystkie kłamstwa.
-Zatkaj się już, kretynie!
-Spokojnie, nie denerwuj się.
-Dlaczego mi to robisz?! Myślałam, że jesteś inny, że masz choć odrobinę serca... A Ty co? Jesteś podłą świnią! Nie chcę Cię znać!- krzyczałam, patrząc na niego z żalem, a moje łzy ciekły ciurkiem, że aż czułam je w dekolcie.

Ucker:
Cholera, chyba przesadziłem. Nie potrzebnie kombinowałem, żeby wsypać ją do Rodriga. Ona ma rację, to było podłe! Co ja sobie myślałem? Potraktowałem to jak jakiegoś psikusa, czy zwyczajne zrobienie na złość. A prawda jest taka, że okropnie ją skrzywdziłem. Zresztą z tego wszystkiego zapomniałem o samej zainteresowanej... Przecież Rodrigo był dla Mii jak ojciec, a ja jej go po prostu odebrałem.
-Przepraszam, Dul. Nie miałem pojęcia, że on tak ostro zareaguje. Jeśli chcesz, pogadam z nim, spróbuję to odkręcić.
-Ty niczego nie rozumiesz... Nie chodzi o mnie, tylko o Mię! Nie jestem dobrą matką i nie dam sobie z nią rady bez Rodriga. Nigdy go naprawdę nie kochałam, ale był wspaniałym ojcem dla mojej córki. Ale nie... Musiałeś się wpierdolić i pozbawić nasze dziecko normalnej rodziny. Gratuluję inteligencji!- ona jest tak strasznie na mnie zła, a jej rozpacz tak rani moje serce, ale zasłużyłem na to.
-Przestań, przecież ona ma ojca. Szczęśliwej rodziny to może jej nie stworzymy, ale nigdy nie będzie sama. Dam mojemu dziecku dużo miłości, na jaką zasługuje.
-O nie, nawet nie próbuj. Ona nie może poznać prawdy, że jesteś jej ojcem!
-Musi wiedzieć, tak nie może być. Skończ te wszystkie kłamstwa, Dul!
-Ucker, do cholery, to jeszcze dziecko! Myślisz, że to zrozumie?... Co mam jej powiedzieć? Wiesz, bo to jednak Ucker prosił bociana, żeby Cię przyniósł... To bez sensu, nie chcę mieszać jej w głowie.
-I tak będziesz musiała z nią porozmawiać. Jak wytłumaczysz jej, że nie ma teraz taty, bo Rodrigo odszedł, a mnie nie akceptujesz?
-To nie Twoja sprawa, Ucker.
-Tak się składa, że moja, bo Mia jest też moją córką. Nie zapominaj o tym, Dul.
-O tym nie da się zapomnieć, jest do Ciebie zbyt podobna.
-A jednak?...- zapytałem z uśmiechem.
-Skończ to już, bo chcę iść do Mii.
-Idę z Tobą.
-Musisz?
-Tak muszę, bo jest moją córką, przypominam.
-Nie odczepisz się już nigdy ode mnie?...
-Nie sądzę...- powiedziałem i delikatnie musnąłem jej usta swoimi, była w lekkim szoku.
⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐

Układ z Moniką uważam za udany :D Następny, o ile dobrze pamiętam, w sobotę :*

wtorek, 25 sierpnia 2015

8. "Nie przeszkadzam?"

Dulce:
W końcu Mia pozwoliła mi iść. Obiecałam jej, że przyjdę jutro z samego rana. No więc weszłam do domu pewna i zadowolona z tego, że mam czas tylko dla siebie, żeby przemyśleć to wszystko i w ogóle. Rodrigo z pracy wraca dopiero za parę godzin. Poszłam od razu do kuchni, bo byłam cholernie głodna. Zupełnie nie spodziewałam się tego, co tam zobaczyłam. Przy stole siedział sobie Ucker i jadł płatki!
-Co Ty tu, do cholery, robisz?!- zapytałam wzburzona.
-Twój narzeczony zaprosił mnie wczoraj do Was, żebym zaoszczędził na hotelu.- odpowiedział z miną niewiniątka.
-Zrobiłeś to specjalnie! Od niego wyciągnąłeś pewnie jakieś informacje, zgadłam?- teraz wszystko jest jasne... Przecież Ucker od razu pokapował, że Rodrigo nie zna prawdy i się wszystkiego domyślił. 
-Carlos Cię zgwałcił? Proszę Cię, gorszej bzdury nie słyszałem.
-A skąd wiesz, że to nieprawda?- pogrążam się, czuję to.
-Dul, wiedziałbym o tym...
-Nie, przecież nie byłeś ze mną non stop. Nie masz pewności, co się działo.
-Możliwe... Jednak to nie zmienia faktu, że jestem pewien, że Mia jest moją córką.
-Ciekawe skąd ta pewność...
-Bo jest do mnie podobna.
-Teraz to sobie wymyśliłeś.
-A co może do Carlosa?...
-Nie, do mnie.- powiedziałam zbyt pewnym głosem jak na takie bzdury.
-Dulce, kogo Ty oszukujesz? Siebie? Bo mnie jakoś to nie przekonuje... 
-Nie musisz mi wierzyć. Ja znam prawdę, to wystarczy.
-Dobrze, więc pytam wprost po raz ostatni: Czy Mia jest moją córką?
-Mówię, że nie!
-Okej, w takim razie pamiętaj, że jak dowiem się prawdy sam, to źle się to dla Ciebie skończy.- i znowu ta sama groźba... O co mu chodzi? 
-A teraz dobranoc, kochanie.- powiedział złośliwie i musnął delikatnie ustami mój policzek.
Przez niego mi się nawet jeść odechciało i poszłam się kąpać. Zastanawiałam się jak to możliwe, że kiedyś tylko on potrafił poprawić mi humor, a teraz tak skutecznie mi go ciągle psuje? Co się zmieniło? A może to po prostu zmiany zachodzące w nas pod wpływem czasu? Chyba, że to wszystko przez moje liczne kłamstwa... Na początku jak tu wrócił, nie był dla mnie taki. Próbował mi nawet pomóc, wesprzeć mnie, a teraz mi grozi. To na bank przez to, że dowiedział się, jaką jestem kłamczuchą. A ja brnęłam w to dalej i dalej... Byłam bezradna, z każdą chwilą miałam mniej pomysłów na rozwiązanie tej idiotycznej sytuacji. Pewnie zastanawiałabym się nad tym wszystkim do rana, ale byłam zbyt zmęczona i szybko zasnęłam.

Ucker:
Słyszałem, jak w nocy wrócił Rodrigo. Wyszedłem wtedy z pokoju i zapytałem się go:
-Jedziesz rano do szpitala?
-Tak, a co?
-Nie nic. A o której? Ja jadę z Dulą koło ósmej na pewno.
-No to pojedziemy razem, a ja skoczę jeszcze przy okazji na badania, bo są od ósmej właśnie.
-No dobra, to pojedziemy wszyscy.- idealnie, Ucker Ty to masz łeb.
Według mojego jakże doskonałego planu z samego rana pojechaliśmy do szpitala. Dulce pobiegła od razu do małej, a Rodrigo na te swoje badania. To był mój czas. Poszedłem do recepcji po odbiór wyników. Otworzyłem kopertę drżącymi rękoma i przeczytałem, że istnieje pokrewieństwo między mną, a Mią. A to znaczy, że naprawdę jestem jej ojcem! Mam córkę! Byłem taki szczęśliwy. Wszedłem cichutko do sali i zawołałem Dulę. Nie było problemu, bo Mia jeszcze spała.
-Dalej będziesz się upierać?- zapytałem chłodno, pokazując jej wyniki.
-Kiedy to zrobiłeś?
-Wczoraj.
-Jak mogłeś?!
-Jak mogłeś?... Chciałem się tylko upewnić, że jestem ojcem Mii. Nie myliłem się, a Ty jesteś podłą, zakłamaną szmatą!- krzyczałem na nią, idąc w jej kierunku, a ona wbiła się w ścianę. I o to chodziło... Wziąłem ją za nadgarstki i pociągnąłem jej ręce nad jej głowę, opierając je o ścianę. Oczywiście to wszystko dlatego, że nadchodził Rodrigo.

Dulce:
Co w niego wstąpiło?! Rozumiem, że się wkurzył, ale żeby aż blokować mnie pod ścianą?... Ale nie to zdziwiło mnie najbardziej. Po chwili Ucker zaczął mnie agresywnie całować i wbił się jęzorem do mojej buzi. Ręce ciągle trzymał mi u góry, mocno przyciskając je do ściany. Bolało.
-Nie przeszkadzam?- usłyszałam bardzo dobrze znajomy mi głos i w trybie natychmiastowym odepchnęłam od siebie tego kretyna.
Rodrigo stał i się nam przyglądał, a ja nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Było mi tak cholernie głupio, więc spuściłam głowę bez słowa.
-Przepraszam, to moja wina.- powiedział Ucker skruszony. -Po prostu dawne uczucia nagle powróciły i...
-Dawne uczucia?! Dul, co Cię z nim łączyło?- nie byłam w stanie mu odpowiedzieć, sparaliżowało mnie.
⚡⚡⚡⚡⚡⚡⚡⚡⚡⚡⚡⚡⚡⚡⚡⚡⚡

Ostatkiem sił dodaję ten rozdział i stwierdzam, że w sumie mi się on podoba xD Mam nadzieję, że Wam też :*

niedziela, 23 sierpnia 2015

7. "Pomyliły mi się kolory"

Dulce:
Nad ranem Anahi wróciła do domu, bo zostawiła Lupitę z sąsiadką i musiała uszykować ją do przedszkola. W ten sposób zostałam sama, co wcale mi się nie podobało. Jednak to lepsze niż towarzystwo tego Pana, który odwiedził mnie później... Tak, chodzi o Uckera. Wpadł do szpitala jak burza, pytając:
-Co z Mią?
-Nie wiem jeszcze. A zresztą co Cię to tak interesuje?- miałam złe przeczucia, jak się okazało nie bezpodstawne...
-No wybacz Duluś, ale chyba mam prawo martwić się o swoje dziecko...- nie, tylko nie to, zamurowało mnie kompletnie.
-Jakie Twoje?! Ty chyba chory jesteś...- nie mogę powiedzieć mu prawdy, boję się.
-Dul, nie kłam choć raz. Nie jestem jak Rodrigo czy Mia, mnie nie oszukasz.
-Kiedy ja mówię prawdę...
-Daruj se... Poznam prawdę, czy tego chcesz czy nie. Masz ostatnią szansę, żeby sama się przyznać. Jeśli dowiem się sam, nie skończy się to dla Ciebie najlepiej.
-Nie groź mi, kretynie!- krzyknęłam zdenerwowana.
-Nie grożę Ci, słońce. Ja Cię tylko ostrzegam.- powiedział z ironią w głosie, całując mnie w policzek.
-Odejdź z mojego życia, tylko wszystko psujesz! Po chuj wróciłeś?! Żeby mnie na nowo zniszczyć?! Nie pozwolę Ci na to!!
-Nie krzycz, jesteś w szpitalu!
-Wyjdź, to będę cicho!
-Nie wyjdę, bo chcę dowiedzieć się co z moim dzieckiem.
-Kurwa mać, to nie jest Twoje dziecko!
-Czy mogą Państwo być ciszej? Jeszcze jeden krzyk i więcej tu nie wejdziecie.- powiedziała pielęgniarka, wychodząc z pokoju.
-Przepraszamy, już będziemy cicho.- odpowiedział Christopher z grzecznym uśmiechem. -Słyszałaś? Masz się zamknąć.- zwrócił się do mnie i usiadł spokojnie na krześle.
-Jak długo będziesz tu siedzieć?
-Aż Mia się obudzi.
-Ale to ponoć dopiero wieczorem.
-Wiem, poczekam.
-Mam tyle czasu z Tobą wytrzymać? Chyba prędzej zwariuję.
-Już Ci to chyba nie grozi.- odpowiedział złośliwie, robiąc przy tym durną minę.
Więcej się do niego nie odezwałam i poszłam usiąść po drugiej stronie korytarza. Trochę to śmieszne i dziecinne, no ale cóż... Nie zamierzam go znosić, a już tym bardziej z nim gadać. Doskonale wiedziałam, że on i tak dopnie swego i dowie się, że Mia jest jego dzieckiem. Miałam jednak te resztki nadziei, że mu się nie uda, albo zwyczajnie odpuści. Znam go dość dobrze i wiem, że on raczej nie odpuszcza. Najgorsza była świadomość, że nie znam jego planów co do Mii. Co zrobi, jak pozna prawdę? A jeśli zechce odebrać mi dziecko?! Wiem, że nie jestem dobrą matką i być może nie zasługuje na tak wspaniałą córeczkę jak Mia, ale kocham ją całym sercem. Choć na to nie wygląda, to dziecko jest moim życiem. Zrozumiałam to dopiero w chwili, kiedy jej życie było zagrożone. I teraz kiedy ktoś być może chce mi ją odebrać...

Ucker:
Tak strasznie mi się nudziło na tym korytarzu, że najchętniej bym stąd poszedł. Nie zrobiłem tego, żeby nie dać Duli satysfakcji. No bo przecież równie dobrze mógłbym sobie stąd teraz iść i wrócić za parę godzin. Ale nie, jej niezadowolona, obrażona mina była tego warta. Wreszcie przyszedł jakiś lekarz i powiedział, że możemy wejść do Mii, bo ją już wybudzą ze śpiączki. Weszliśmy oboje, rzucając sobie ponure spojrzenia. Kiedy się obudziła, zaczęła płakać i narzekać, że boli ją głowa. Dulce od razu do niej podeszła, złapała ją za rączkę i przytuliła.
-Mamo, dlaczego płaczesz?- zapytała Mia, ocierając łezkę z policzka Duli.
-Bo tak bardzo się o Ciebie martwiłam, kochanie.- odpowiedziała, tuląc ją jeszcze mocniej.
-Przepraszam, że wyszłam sama. Nie chciałam słuchać tych kłótni. Poszłam tylko do sklepu po coś słodkiego, ale pomyliły mi się kolory i przeszłam na czerwonym świetle. Bo ja... Ja wiem, że przechodzi się na zielonym, ale myślałam, że czerwony to zielony, bo mi się pomieszało.
-No dobrze, cicho już. Najważniejsze, że nic takiego się nie stało. Od dzisiaj będę Cię codziennie odpytywać z kolorów.- uśmiechnęła się ciepło do córeczki i pociągnęła nosem.
-A co ten Pan tu robi?- zapytała, wskazując na mnie.
-Chciałem sprawdzić, jak się czujesz.- odpowiedziałem, podchodząc bliżej.
-Dobrze, dziękuję.- uśmiechnęła się do mnie słodko.
-A wiesz, co ja znalazłem?- zapytałem, wyciągając z plecaka jej misia.
-Mój misio!- krzyknęła radośnie. -Dziękuję Panu.
-Mów mi Ucker, przecież jestem kolegą Twojej mamy.
-Dobrze Ucker, będę pamiętać.
-A w ogóle to jak się czujesz?- celowo przedłużałem rozmowę z małą, bo widziałem, jak Dula się denerwuje.
-Dobrze, tylko głowa trochę mnie boli. Ale na pewno zaraz przestanie.- powiedziała na luzie.
-Wiesz co? To ja może wpadnę do Ciebie jeszcze jutro, bo mam parę spraw do załatwienia. Dobrze?
-Okej, będę na Ciebie czekać. Papa.
-Pa! A Ty Duluś jeszcze nie jedziesz do domu?- zapytałem.
-Nie, jeszcze trochę zostanę.- odpowiedziała, nawet na mnie nie spoglądając.
-Ok, to cześć.
Wychodząc, wstąpiłem do recepcji, żeby prosić o badanie DNA i sam poszedłem pobrać krew. Wreszcie po całym dniu spędzonym w szpitalu, pojechałem taksówką do domu, to znaczy... Do domu Duli, gdzie sam jej narzeczony mnie zaprosił. Postanowiłem na nią zaczekać w kuchni, by z nią pogadać.
⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐

Dziś pozostawiam rozdział bez komentarza, bo już nwm, co tu pisać, nawet durnych rymów nie mogę znaleźć ;) Kiedyś tam następny :*

czwartek, 20 sierpnia 2015

6. "To takie słodkie dziecko"

Dulce:
Musiałam zadać mu to pytanie, bo byłam cholernie ciekawa jego odpowiedzi. Szczerze mówiąc, chyba miałam nadzieję, że coś do mnie czuje i teraz mi to wyzna, ale się przeliczyłam. Wiem, że może to nie czas i miejsce na tego typu rozmowy, ale nie mogłam się powstrzymać.
-Odpowiesz mi?- ponaglałam go, patrząc głęboko w jego piękne, czekoladowe oczy.
-Zadajesz trudne pytania.- stwierdził z czarującym uśmiechem.
-I oczekuję na nie odpowiedzi.- dokończyłam delikatnym i słodkim głosem.
-Naprawdę chcesz wiedzieć dlaczego Ci pomagam? Powody są dwa.
-No więc słucham.- robi się groźnie, ale najgorsze jeszcze przede mną.
-Po pierwsze mam dobre serce i chcę pomóc, wesprzeć Cię i w ogóle, bo zresztą sam też czuję się winy, bez Twoich krzyków. Po drugie wciąż mam w głowie Twoje słowa "Ucker, nasza córka..." Co miały one znaczyć?- o kurwa, no to mam przejebane... Ręce zaczęły mi się pocić, serce waliło jak opętane. Co teraz, co teraz? Powtarzałam w kółko w myślach, licząc na cud, jakieś wybawienie.
-Kochanie, już jestem.- usłyszałam głos Rodriga i rzuciłam mu się w ramiona, wiedząc, że póki co jestem uratowana. -Co z małą?- zapytał niespokojnie, a ja opowiedziałam mu całą historię i to, co mówił lekarz.
-Tak się o nią boję.- dodałam na koniec, wtulając się w niego mocno i znów płacząc.
-Idź odpocznij, skarbie. Ja tu zostanę.- prosił czułym głosem.
-Nie, ja chcę tu być. Ty jedź do domu, jutro masz na rano do pracy. Przy okazji odwieziesz Uckera, okej?- chciałam się pozbyć ich obu, zwłaszcza Uckera, ale czegoś nie przemyślałam...
-Mam Cię tu zostawić samą?
-Tak, spokojnie nic mi nie będzie. Jedźcie już.
Wreszcie udało mi się ich wygonić. Kiedy tylko wyszli zadzwoniłam do Any. Opowiedziałam jej o wypadku Mii i poprosiłam, żeby przyjechała do szpitala.
Ucker:
Ale ta Dula jest głupia... Sama zadbała o wspaniałe okoliczności, bym poznał prawdę. Teraz wszystko wyciągnę od Rodriga i dowiem się, czy Mia jest moim dzieckiem. Wsiedliśmy do samochodu, panowała wciąż cisza. Nie wiedziałem, jak zacząć rozmowę.
-Nie wiesz może, gdzie tu jest jakiś najtańszy hotel?- zapytałem w końcu.
-Chcesz spać w hotelu? Możesz przecież zostać u nas, to żaden problem.
-Naprawdę? Dziękuję.- wszystko idzie po mojej myśli, teraz trzeba go trochę wypytać. -Pojadę jutro rano do szpitala, martwię się o Mię, to takie słodkie dziecko.
-Tak, jest cudowna. Kocham ją, jakby naprawdę była moją córką.- to było łatwiejsze niż myślałem.
-A nie jest? Dulce mówiła...
-Nie wiedziałeś?
-Nie, nawet mi do głowy nie przyszło, że to dziecko kogoś innego. W takim razie kto jest jej ojcem?
-Jej mąż, Carlos.- nieźle to sobie wymyśliła, teraz nie mam wątpliwości, że Mia jest moim dzieckiem.
-Carlos? Z tego co wiem, to oni nie żyli razem i nic ich już nie łączyło.
-Dula mówiła, że on ją zgwałcił.- wiem, że to nieprawda, ale udam głupa, żeby nie narobić Duli kłopotów z chłopakiem.
-Och, nie miałem pojęcia. Biedna Dulce, ile ona przeszła...- ach, moja gra autorska na poziomie zaawansowanym.
-Tak, ale na szczęście teraz jest szczęśliwa ze mną i naszą córką.- kurde, on rzeczywiście bardzo kocha moją córkę i Dulę. Nie chcę niszczyć ich związku, ani życia Dulce, ale nie wiem, czy znajdę jakiś delikatniejszy sposób, żeby udowodnić swoje ojcostwo. Muszę z nią poważnie pogadać i zrobię to już jutro.
-Dobrze się Wam układa?- zapytałem z czystej ciekawości.
-Tak, chociaż Dula ma bardzo trudny charakter i często jest chłodna w stosunku do mnie i Mii. Ale wiem, jak dużo w życiu przeszła i staram się ją zrozumieć. Ona i Mia są najważniejszymi kobietami w moim życiu i chyba bym umarł bez nich.
-Cieszę się z jej szczęścia, bo jest dla mnie naprawdę ważna, to wspaniała kobieta. Ja poznałem ją, kiedy miała załamanie nerwowe i zdecydowanie nie była sobą, ale później powoli wyszła z tego i mogłem poznać jej prawdziwą słodką naturę. Widzę, że teraz bardzo się zmieniła, jest bardziej pewna siebie i w ogóle.- kurwa mać, Ucker Ty masz Carmen, przestań zachwycać się Dulą!
-Jak to możliwe, że znasz ją tak dobrze, a nie wiedziałeś o tym, że ma dziecko z Carlosem?- teraz to dojebał...
-Wyjechałem i urwał nam się kontakt. Widocznie w nieodpowiednim momencie...
-No chyba, że tak. Fajny z Ciebie gość.- oj Rodrigo, gdybyś Ty wiedział, co mnie łączyło z Dulą...
-Dzięki, Ty też jesteś spoko. Dulce dobrze trafiła, w końcu.- jestem tak cholernie zazdrosny, ale w głębi duszy naprawdę cieszę się z jej szczęścia.
Dulce:
Całą noc przesiedziałyśmy z Anahi na korytarzu. Odpowiedziałam jej o Uckerze i jego podejrzeniach co do Mii. Any twierdzi, że powinnam powiedzieć mu prawdę, ale nie mogę tego zrobić. Co jeśli będzie chciał odebrać mi dziecko? A zresztą co powiem Mii? Słuchaj kochanie, Rodrigo jednak nie jest Twoim tatą, jest nim Ucker?! Przecież to bez sensu... Kurwa, co teraz? Z drugiej strony wiem, że Christopher nie odpuści, dopóki nie pozna prawdy. Nie wiem, co wtedy będzie. To zniszczy mój związek, całe moje dotychczasowe, w miarę spokojne życie! Nie potrafiłam sobie z tym poradzić, ta cała sytuacja była nie do zniesienia. Moje dziecko w szpitalu, a mój mąż, który nagle powrócił zza światów, pewnie teraz kombinuje, jak poznać prawdę i co wtedy zrobić. Chyba muszę z nim pogadać, ale wiem, że nie będzie to łatwa rozmowa.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No to mamy ten rozdział na mocy układu z Moniką :* Do następnego ;)

wtorek, 18 sierpnia 2015

5. "Nasza córka"

Ucker:
No dobra, może trochę przesadziłem i być może zasłużyłem sobie na to, że mnie uderzyła.
-Mam Cię odprowadzić do drzwi?- zapytała chłodnym, chamskim tonem głosu.
-Nie, przecież mieliśmy podpisać ten pozew.- nie rozumiałem, czemu ona mnie wygania do czasu, gdy wzięła te papiery i je podarła. -Co Ty robisz?!- krzyknąłem zdziwiony.
-Postanowiłam, że nie ułatwię Ci sprawy z rozwodem. Nie dam Ci go tak łatwo, bo jakoś za bardzo Ci na nim zależy.- niee, czy ona musi robić mi na przekór?... Nie chcę na razie mówić jej o Carmen, bo po co?
-Dlaczego taka jesteś? Dul, nie poznaję Cię. Co się z Tobą stało? Gdzie moja słodka, kochana, bezbronna Dulce, za którą byłem w stanie oddać życie?
-Oddać życie?! Haha, dobre sobie. Gdyby tak było, to nie zniknąłbyś w takim momencie! Potrzebowałam Cię, ale Ty miałeś na to jak widać wyjebane...- w jej pięknych oczkach pojawiły się łzy, kiedy patrzyła na mnie z żalem, a może wręcz z pogardą.
-Dul, czemu tak mówisz? Przecież nie zniknąłem nagle. Poinformowałem Cię o tym, a Ty nie miałaś nic przeciwko. Wystarczyłoby jedno Twoje słowo, a zostałbym z Tobą nawet na zawsze.- powiedziałem jej samą prawdę, dla niej zrobiłbym niemal wszystko.
-Co miałam Ci powiedzieć? Nie wyjeżdżaj, bez Ciebie sobie nie poradzę?... Nie Ucker, dałam sobie radę bez Ciebie. Na początku tęskniłam, bo zostawianie mnie samej w takiej sytuacji, po takich przejściach, było po prostu głupotą. Miałam ochotę znów się załamać, ale uświadomiłam sobie, że przez Ciebie nie warto. Teraz jestem naprawdę szczęśliwa, a bynajmniej byłam zanim się nie pojawiłeś.- skąd w niej tyle żalu do mnie, przecież nigdy jej nie skrzywdziłem, nawet nie powiedziałem złego słowa.
-Dul, do cholery jasnej, przestań tak na mnie naskakiwać, bo nie masz powodu być na mnie zła. Skoro tak ciężko Ci było się ze mną rozstawać, to trzeba było po prostu powiedzieć. Uznałem, że nic nas nie łączyło, poza bezmyślnie spędzonymi razem nocami. Wiedziałem, że popełniamy błąd, ale Ty mnie sprowokowałaś... To znacznie pogorszyło Twój stan, wiem o tym, ale Ty tego nie rozumiałaś...
-Ucker, skończ te brednie! Dlaczego wszystko obracasz przeciwko mnie?! Nie byłam wtedy w pełni sobą i to Ty powinieneś temu zapobiec. Ale nie, lepiej było wykorzystać nie w pełni władz umysłowych kobietę...
-Nie rób z siebie takiej ofiary, bo święta nie jesteś! A Twój obecny narzeczony wie, że masz męża, który uratował Cię od bycia dziwką? No słucham... Wie?!- o kurwa, przesadziłem... W oczach Duli pojawiły się łzy i odwróciła się na pięcie, by na mnie nie patrzeć. Wstydziła się?...
-Wyjdź! I po pierwsze nie mów takich rzeczy przy dziecku!!- krzyczała na mnie, szlochając.
-Nie żeby coś, ale Twojego dziecka tu już dawno nie ma...- odezwałem się cicho, rozglądając się.
-Jak to nie ma?!- zapytała przerażona, odwracając się.

Dulce:
Byłam strasznie zła na siebie, bo tak pochłonęła mnie kłótnia z Uckerem, że nawet nie zauważyłam, kiedy zniknęła moja córka. Boże, gdzie ona się podziała?? Wybiegłam z gabinetu, a za mną Christopher. Pytałam wszystkich napotkanych ludzi z fundacji, czy nie widzieli mojego dziecka. Niczego konkretnego się nie dowiedziałam. Wybiegłam z budynku, kiedy usłyszałam dźwięk nadjeżdżającej karetki. Pogotowie podjechało bardzo blisko, w zasadzie widoczność zasłaniał mi tylko nieduży bus, stojący tuż przede mną. Poczułam dziwne ukłucie w sercu, jakieś złe przeczucie. Jak się po chwili okazało, nie bez powodu. Wyjżałam zza samochodu, by przyjrzeć się bliżej zaistniałej sytuacji. Na drodze leżało małe dziecko, a wokół niego krzątali się ratownicy. Po chwili dotarło do mnie, że to moje dziecko. Moja córeczka miała wypadek!
-Mia!- krzyknęłam, biegnąc w tamtym kierunku.
Kiedy zobaczyłam ją leżącą nieprzytomną na ulicy z mnóstwem ran na  maleńkim ciałku, wpadłam w dziką rozpacz i rzuciłam się na kolana tuż przy niej.
-Moje dziecko! Zabili mi dziecko!- chyba nie byłam do końca świadoma swoich słów, plotłam bzdury, nie mogąc się uspokoić.
-Proszę się uspokoić i odsunąć. Ona żyje, ale musimy jak najszybciej przewieźć ją do szpitala.- lekarz starał się opanować moją rozpacz, ale nie przynosiło to żadnego skutku. -Pani jest matką, tak?
-Tak, to moje dziecko, do cholery!!
-Jeśli chce Pani jechać z nami, to proszę się uspokoić, choć trochę.- mówił dalej spokojnym, delikatnym tonem głosu.
-Duluś... - w pewnym momencie poczułam, że ktoś obejmuje mnie od tyłu i usłyszałam tak dobrze znajomy, męski głos.
Odwróciłam się szybkim ruchem i wtuliłam się w Uckera, a on objął mnie bardzo mocno.
-Ćśś... Wszystko będzie dobrze, spróbuj się uspokoić.- szeptał mi do ucha, czule głaszcząc moje włosy.

Ucker:
-Ale nasza córka, Ucker, ona umiera...- te słowa odbiły się echem w mojej głowie, NASZA!!
-Jak to nasza?...- zapytałem niepewnie.
-Jedzie Pani?- jeden z lekarzy zwrócił się do Duli, a ona czym prędzej dobiegła do karetki.
Odjechali na sygnale. Zostałem sam na ulicy, a obok mnie leżał brązowy, puchaty misio, należący zapewne do córeczki Dulce, a może nawet i mojej. Podniosłem przytulankę i przytuliłem ją do serca, mówiąc z głową uniesioną ku górze:
-Boże, nie pozwól, by coś jej się stało. To tylko niewinne dziecko...- do oczu napływały mi łzy przez świadomość tego, że być może moje dziecko walczy teraz o życie.
Bez chwili namysłu ruszyłem w stronę szpitala, trzymając w ręce lekko brudnego misia, na którym zauważyłem kilka kropli krwi. Swoją drogą musiało to dosyć zabawnie wyglądać... Dorosły facet z zapłakanymi oczami i misiem. Po jakimś czasie dotarłem do szpitala. Szybko znalazłem oddział dziecięcy i tam wręcz pobiegłem. Po korytarzu w kółko krzątała się Dula. Była bardzo zdenerwowana i nie dziwię jej się. W ręce trzymała chusteczkę, którą co chwilę wycierała zapłakane oczy. Kiedy mnie zobaczyła na jej twarzy pojawiła się złość, według mnie niewytłumaczalna i bezpodstawna.
-To wszystko przez Ciebie!- krzyknęła, podnosząc na mnie rękę, którą w porę chwyciłem, żeby nie dostać w twarz.
-Dulce, uspokój się!- podniosłem na nią głos, widząc złość, wręcz nienawiść w jej oczach. Trzymałem ją mocno za nadgarstki, czekając aż się uspokoi. Nie było to łatwe zadanie, bo ona wciąż się wyrywała i chciała mnie bić. Tylko za co? Minęło chyba z 15 minut, zanim jej emocje trochę opadły i wyczerpana spoczęła na krześle. Schowała twarz w dłonie, popadając w istną rozpacz. Usiadłem powoli koło niej, kładąc dłoń na jej kolano.
-Po co tu przylazłeś?! Żeby mnie wkurwić?! Udało Ci się, a teraz wyjdź!- nie rozumiałem jej zachowania, choć ona chyba także go nie rozumiała.
-Nie Dul, ja się po prostu martwię. Nigdy nie chciałem zrobić Ci żadnej krzywdy, chcę pomóc. Nie rozumiem, na jakiej podstawie twierdzisz, że to moja wina...- mówiłem bardzo spokojnym, czułym tonem.
-Pojawiłeś się nagle w moim życiu, zagadałeś mnie, a ja nawet nie zauważyłam, kiedy moje dziecko wyszło. Co ze mnie za matka! Wszystko przez Ciebie, kretynie!- wydzierała się na mnie z tym groźnym wzrokiem pełnym nienawiści.
-Dul, przestań...- prosiłem, przyciągając ją do siebie, by ją przytulić.
-Zostaw, nie dotykaj mnie!- krzyknęła po raz kolejny, próbując mi się wyrwać. Po chwili jednak odpuściła i przylgnęła do mnie całym swoim drobniutkim ciałem.
-Spokojnie, jestem przy Tobie i nie zostawię Cię samej. Nie płacz już, proszę.- powoli kołysałem ją w swoich ramionach, słysząc jej już cichy szloch.
Nagle z jednej z sali wyszedł lekarz. Dulce od razu poderwała się z miejsca, a ja razem z nią, trzymając za rękę, by jakoś dodać jej otuchy.
-Co z moją córką?- gorączkowała się.
-Jej stan jest ciężki- na tych parę słów Dula zareagowała od razu płaczem. -Jej życiu nic nie zagraża, ale póki co utrzymujemy ją w śpiączce, bo ma poważny wstrząs mózgu i złamaną nogę. Zaraz przewieziemy ją na salę operacyjną, żeby zszyć ranę otwartą. Wszystko będzie dobrze, proszę się nie martwić i iść do domu.
-Nie, ja tu muszę zostać.- powiedziała stanowczo Dulce.
-Nie jest to potrzebne, bo wybudzi się co najmniej jutro wieczorem.
-Ja i tak tu zostaję, muszę być przy dziecku.
-No dobrze, skoro tak...- lekarz nie miał wyjścia, bo sam dobrze wiem, że kłótnia z Dulą nie ma sensu.
-Widzisz? Mówiłem, że wszystko będzie dobrze. Ona wyjdzie z tego, na pewno.- zapewniałem ją, pocierając dłonią jej plecy, kiedy znów siedzieliśmy na krzesłach.
-A jeśli nie?
-Dul, nie wolno Ci tak mówić. Nic poważnego się tak naprawdę nie stało, zawsze mogło być gorzej. Zresztą to jeszcze dziecko, jej organizm łatwo sobie z tym poradzi. Powinnaś iść do domu odpocząć.- widziałem, że była wręcz wycieńczona, a jej oczy zmęczone ciągłym płaczem, ten widok łamał mi serce.
-Nie, Ucker, ja tu zostaję. Nawet nie próbuj mnie namawiać, bo i tak nie ulegnę.
-W takim razie zostanę z Tobą, żebyś się nie czuła samotna.- nie wiem, czemu to robiłem i skąd ta troska, ale po prostu nie potrafiłem inaczej, nie mogłem zostawić jej tu samej.
-Znów mi pomagasz. Dlaczego?- o cholera, teraz to mi zadała pytanie.
☀☀☀☀☀☀☀☀☀☀☀☀☀☀☀☀☀☀

No dobrze, według "namyślonego" układu dodaję ten rozdział ;) Do następnego :*

niedziela, 16 sierpnia 2015

4. "Powiem o tym tacie"

Dulce:
Od romantycznej nocy z Rodrigo minęły dwa dni. Any po części miała rację, bo trochę to nas do siebie zbliżyło. Okazujemy sobie, jak i zresztą też Mii, więcej czułości i się tak nie kłócimy. Staram się, bardzo się staram naprawić moją rodzinę. Nie robię tego dla siebie, ale przede wszystkim dla mojej córeczki. Ona zasługuje na wszystko co najlepsze, jest tylko niewinnym dzieckiem i nie może płacić za błędy durnych rodziców. Miałam wolne przez te dwa dni, ale niestety muszę już wracać do pracy. Poranki z Mią, czyli to co kocham najbardziej...
-Wstawaj do przedszkola, misiu.- budziłam ją buziakiem w policzek.
-Nie chcę.- wymamrotała, nie otwierając oczu.
-Kochanie, proszę Cię... Zrobię Ci na obiad naleśniki.- to najlepiej działający szantaż.
-Z czekoladą?- zapytała nagle pobudzona.
-Z czym będziesz chciała.
-Ale pamiętaj...- usiadła i pogroziła mi paluszkiem.
-Dobrze, wstawaj na śniadanie.
Ucker:
Wreszcie dotarłem do Meksyku. Wszystko jest tu takie, jak zapamiętałem. W mojej głowie pojawiła się myśl: Czy moja Dula też jest nadal taka sama? Co ona teraz robi? I czy ma kogoś? Ehh... Po co ja o niej myślę? Przecież jestem tu tylko po to, żeby podpisała ten cholerny pozew rozwodowy. Dobra, muszę ją znaleźć. Postanowiłem, że pójdę do Anahi i o nią zapytam. Idąc ulicą, zobaczyłem czerwonowłosą kobietę, która stała do mnie bokiem. Od razu pomyślałem, że to Dulce. Nie, Ucker, to przypadkowa kobieta!- powiedziałem sobie w myślach. Jednak kiedy się odwróciła, nie miałem już żadnych wątpliwości. To była ona, moja cudowna Dula! Miałem ochotę podbiec do niej, przytulić ją, powiedzieć, że tęskniłem. Weszła do jakiegoś dużego budynku. Postanowiłem iść tam za nią. Szybko zorientowałem się, że to jej praca. Na kolorowych ścianach wisiały dyplomy z jej nazwiskiem i jakieś rysunki z podziękowaniami. Dowiedziałem się, że jest to fundacja wspierająca ofiary przemocy. Dulce weszła do pomieszczenia z największymi drzwiami. Poszedłem do recepcji, gdzie dowiedziałem się, że Dula jest szefową tego wszystkiego. Nagle usłyszałem jej głos tuż za mną:
-W czym mogę pomóc?- zapytała, a ja automatycznie się odwróciłem, co sprawiło, że jej twarz była tuż przy mojej.
Oboje zamilkliśmy, na jej widok zapomniałem języka w gębie. Znów mogłem patrzeć w jej oczy i czuć delikatny zapach jej perfum, których używa nadal takich samych. Myślałem, że ta chwila nigdy nie nadejdzie, że już nigdy jej nie spotkam.
Dulce:
Co on tutaj, do jasnej cholery, robi?! Skąd się tu wziął i po co? Nie sądziłam, że kiedyś go jeszcze zobaczę. W dodatku patrzy  na mnie tymi cudownymi oczkami, którym jak zwykle nie potrafię się oprzeć i także się na niego gapię jak zahipnotyzowana.
-Musimy pogadać.- powiedział chłodnym, poważnym tonem głosu.
-O czym?- zapytałam przestraszona, odsuwając się od niego. -Przejdźmy do mojego gabinetu.- poprosiłam po chwili.
Poszliśmy tam, zamykając za sobą drzwi. Usiadł na krześle na przeciwko mnie. Ręce mi drżały na samą myśl, że może chodzić o Mię. Ale skąd by wiedział? Zaraz się wszystkiego dowiem.
-No więc co Cię do mnie sprowadza?- zapytałam, opierając łokcie o biurko.
-Mogę wiedzieć, dlaczego nadal jestem Twoim mężem?
-No bo...- zacięłam się, musiałam wymyślić coś na poczekaniu. -Pozew rozwodowy mi się zgubił i nie miałam jak go podpisać.
-Nie sądzisz, że powinienem o tym wiedzieć?
-Jak miałam Cię o tym, kurwa, powiadomić?!- krzyknęłam zirytowana. -Wyjechałeś, chuj wie gdzie, zmieniłeś numer telefonu... Wszystko!
-Nie musisz krzyczeć, głuchy nie jestem.- powiedział w miarę spokojnie, ale dość głośno.
-To mnie nie denerwuj!- znów podniosłam głos, wstając.
Czułam, jakbym przez niego straciła rozum, z powrotem wpadła w depresję, a przecież to tylko zwykła rozmowa o naszym rozwodzie.
-Co Ty taka nerwowa?- zapytał, także wstając.
-Po prostu nie spodziewałam się Ciebie tutaj.
-Dlaczego?
-Bo wiesz... Nie widzieliśmy się cztery lata i zdążyłam Cię w ogóle zapomnieć. A tu niespodzianka, nagle się pojawiasz...- jak ja pięknie kłamię...
-Tak? Ja przez te cztery lata byłem pewien, że nie mam żony. A tu taka niespodzianka...
-Chyba mieliśmy coś załatwić, a nie się kłócić.- miałam dosyć rozmowy z nim i chciałam załatwić to jak najszybciej.
-No tak, przejdźmy do rzeczy.
Wzięliśmy się za te pieprzone papiery. Co chwilę spoglądał na mnie z dziwnym niepokojem. To było coś na zasadzie "patrzę, czy patrzysz, kiedy ja nie patrzę". Atmosfera stawała się coraz bardziej napięta, a Ucker był jakby nieobecny. Wiele razy wyobrażałam sobie nasze ponowne spotkanie, ale nigdy w ten sposób. Miało być słodko, żeby powróciły wszystkie dawne uczucia, a wyszło tak, że tylko podpisujemy pozew rozwodowy. Ale to dobrze, bo teraz już nic nie będzie nas łączyło i w żaden sposób nie dowie się o dziecku. Mam jedynie nadzieję, że jak najszybciej wyjedzie tam, skąd przyjechał. Nagle drzwi się otworzyły, a w nich stanęła moja córka, krzycząc od progu:
-Mamo, zostaję z Tobą!- i wiedziałam, że jestem zgubiona. Ten wzrok Uckera, kiedy na nią patrzył... Miałam ochotę powiedzieć "Tak, mamy córkę, kretynie!"
-Misiu, muszę załatwić coś ważnego, zostawiam z Tobą małą.- wszedł i wyszedł Rodrigo, jedynie szybko całując mnie i Mię.
-Masz córkę?- zapytał Ucker, a jego oczy ze zdziwienia stały się wielkie jak pięć złotych.
-Tak. Co Cię tak dziwi?- oby nie zaczął liczyć lat i dociekać, w ilu procentach może to być jego dziecko.
-Czyje to dziecko?- cholera, a co go to obchodzi?!
-Rodriga, mojego narzeczonego.- no i mamy kolejne kłamstwo do kolekcji.
-Mhm. Ile masz latek?- zwrócił się do Mii.
-A co Pana to obchodzi? Nie mówi się takich rzeczy nieznajomym.- mówiła to, opierając ręce o bioderka,  a na koniec wytknęła mu język, moje kochane dziecko.
-Przepraszam, jestem kolegą Twojej mamy. Nie jestem obcy.
-Kolegą, tak? Czekaj, aż powiem o tym tacie.- ach, ta jej bujna wyobraźnia, od razu myśli niewiadomo o czym.
-Spokojnie mała, wyluzuj. Ja tylko pytam, a Ty od razu wybuchowa jak Twoja mamusia.
-Dobra, Ucker załatwmy szybko tą sprawę i znikaj z mojego życia, tym razem na zawsze.- miałam już dość tej dziwnej sytuacji, wolałam to zakończyć.
-Jaka Ty jesteś cudowna... Kiedy potrzebowałaś pomocy, to mnie wręcz kochałaś, a teraz Uckerek be. Liczyłbym bardziej na jakąś opowieść o Twoim życiu po moim wyjeździe... Ale nie, lepiej być wredną suką od razu na wejściu.- może i ma trochę racji, ale ani mi się śni mu tego przyznać.
-Na wejściu?! O nie kochany... Zrobiłam się wredna, kiedy mnie wkurzyłeś. A jeśli chcesz poznać moją historię, to zapraszam na kawę. Chętnie opowiem Ci, jak idealne mam teraz życie. No dobrze ciesz się, to dzięki Tobie.
-No ja wiem, że to dzięki mnie, bo nikt inny się Tobą wtedy nie przejmował...- o nie, teraz to już przesadził. Stanęłam tuż przed nim i uderzyłam go z całej siły w twarz.
-Świnia z Ciebie! Miałam Cię za dobrego, myślałam, że bezinteresownie mi pomagasz... A teraz będziesz mi to wypominać do końca życia?!- byłam bardzo na niego zła, aż się we mnie gotowało.
========================
No dobrze dodaję dobrowolnie, bo już dawno nie było ;) Aż się dziwnie czuję z tym faktem, że nikt mi go nie wyłudził xD

wtorek, 11 sierpnia 2015

3. "Myślałam o Uckerze"

Dulce:
Any jakoś przekonała Lupitę z małą pomocą Mii. Po chwili już siadałyśmy ze swoimi córeczkami na kołach ratunkowych, żeby zjechać ze zjeżdżalni. Ja z Mią zjeżdżałam pierwsza, bo obiecałam Lupicie, że złapie ją na dole. Po drodze Mia ciągle piszczała i śmiała się wesoło. Obie wpadłyśmy pod wodę, po czym wyciągnęłam ją do góry, żeby się nie zachłysnęła. Zaczęła kaszleć, ale szybko jej przeszło i krzyczała podekscytowana:
-Jeszcze raz, jeszcze raz!!
-Moment, musimy poczekać na dziewczyny, bo miałam złapać Lupitę.
Chwile później wyjechała Any z Lupe. Złapałam małą tak, że nie zdążyła wpaść pod wodę. Ona także chciała zjechać jeszcze raz. Tak więc poszłyśmy na tą zjeżdżalnie jeszcze chyba z dziesięć razy. Po jakimś czasie dołączył do nas Rodrigo. Dziwnie się czułam, będąc na basenie z moją nową rodziną, bo prawda jest taka, że basen jest jakby zarezerwowanym miejscem moim i Uckera. Z nim co prawda byłam na zupełnie innym basenie, ale jednak ten sentyment zostanie mi już chyba na zawsze. Rodrigo chciał iść do jacuzzi, ale odmówiłam. Ehh... Czy ja kiedyś zapomnę o Uckerze na tyle, by funkcjonować w pełni normalnie? Minęło już sporo czasu, a ja nadal kocham go tak samo, a może nawet jeszcze bardziej, biorąc pod uwagę tęsknotę... Za dużo myślałam o Uckerze przez ten basen i bliskie relacje z córką, i zaczęłam chłodno traktować Rodriga. Wiem, że on na to nie zasługuje, ale nic nie poradzę na to, że już tak mam. Czym bliżej jestem Mii, tym dalej Rodriga. I tak przez całe życie... Wszystko byłoby inaczej, gdyby był przy nas Christopher.

Anahi:
Widziałam, że coś niedobrego dzieje się z Dulą, bo zaczęła furczeć na Rodriga. Postanowiłam z nią pogadać. Zostawiłyśmy dzieci z Rodrigiem w brodziku i poszłyśmy do jacuzzi.
-Co się dzieje, Duluś?- zapytałam, widząc jej zmartwioną minę.
-Myślałam o Uckerze.- odpowiedziała, jakby nieobecna.
-Po co? Dul, do cholery, masz wspaniałego chłopaka, który kocha Cię nad życie, a Ty wciąż tylko Ucker i Ucker. Skarbie, przypominam Ci, że on Cię zostawił od tak i łączy Was tylko dziecko.- starałam się powiedzieć to jak najbardziej dobitnie, żeby wreszcie coś do niej dotarło.
-Łatwo Ci mówić... Any, ja go kocham, nigdy nie przestałam. Wiesz, jak wiele błędów w życiu popełniłam, ale jednym z najgorszych było zatajenie uczuć do Uckera. Może gdybym wtedy wyznała mu, co czuję, dziś bylibyśmy wspaniałą rodziną, a Mia byłaby szczęśliwa... Te myśli nie dają mi spokoju. A czym więcej o tym myślę, tym bardziej oddalam się od Rodriga.
-Wiesz co? Mam świetny pomysł. Wezmę dzisiaj Mię na noc do siebie, a Wy spędzicie wieczór tylko we dwoje. Co Ty na to? Będziecie mogli spokojnie porozmawiać, zbliżyć się do siebie... Macie całą noc na to wszystko.- ostatnie słowo specjalnie znacząco zaakcentowałam.
-Chciałabym, ale...
-Ale co?- czy ona zawsze musi mieć z czymś problem?
-Nie wiem, czy potrafię się do niego tak naprawdę zbliżyć. W głowie i w sercu mam ciągle Uckera... Zresztą Rodrigo mnie wcale nie pociąga. Na początku naszego związku to było co innego, ale teraz nie mogę. Jakbym się normalnie nie wiem... Wypaliła? Nie wiem, czy to dobry pomysł.- jejku, jak ona wymyśla... Według mnie ostro przesadza.
-Dul, nie możesz podchodzić do tego w ten sposób. Jakby nie patrzeć tworzycie rodzinę i Ty także powinnaś się starać to wszystko utrzymać. Wiem, że nie darzysz Rodriga jakimś wielkim uczuciem, ale wspólna noc na pewno Was do siebie zbliży.
-Może masz rację... No dobra, niech będzie. Ale pamiętaj, że jak się pokłócimy, to zrzucę winę na Ciebie.
-No okej, przeżyję. I nie myśl już o tym durniu Uckerze, to zamknięty rozdział Twojego życia. On o Tobie za pewne już dawno zapomniał.

Dulce:
Słowa Anahi bardzo utkwiły mi w pamięci "On o Tobie za pewne już dawno zapomniał". Naprawdę tak jest? Czyli to tylko ja jak idiotka kocham i tęsknię z nadzieją, że jeszcze kiedyś go zobaczę?... Koniec z tym! Postanowiłam, że spędzę tą noc z Rodrigiem według pomysłu Any. Od razu z basenu Mia poszła do mojej kuzynki, a my pojechaliśmy prosto do domu. Po kolacji zaciągnęłam Rodriga do naszej sypialni.
-Chcesz się kochać?- zapytał, patrząc na mnie z niedowierzaniem.
-Mhm, bardzo chcę.- odpowiedziałam, wpijając się w jego usta.
W szybkim tempie pozbyliśmy się wszystkich ubrań i wylądowaliśmy na łóżku. Rodrigo był na mnie strasznie napalony, co mi też się w sumie udzieliło. Kochaliśmy się bardzo słodko, był taki delikatny. Jego dłonie i usta pieściły całe moje ciało. Po cudownym seksie zasnęliśmy w swoich objęciach. Any miała rację, to był dobry pomysł, bo okazało się, że Rodrigo pociąga mnie dużo bardziej, niż to sobie wyobrażałam. W dodatku przeżyłam z nim piękne chwile tej nocy i w pewnym sensie odreagowałam. Dobrze mi to zrobiło i być może uda nam się do siebie zbliżyć.

Ucker:
Nadszedł dzień mojego ślubu z Carmen. Wszystko było idealnie zorganizowane. Braliśmy narazie jedynie ślub cywilny, na kościelny jeszcze przyjdzie czas. Siedzieliśmy wszyscy na korytarzu, czekając na rozpoczęcie ceremonii. Niespodziewanie z sali ślubnej wyszła jakaś młoda blondynka, mówiąc:
-Czy możemy na moment prosić parę młodą?
-Oczywiście, już idziemy.- powiedziałem i weszliśmy.
-Jest chyba niezgodność w Pana dokumentach, bo według danych jest Pan po ślubie z niejaką Dulce Marią Saviñon.- i tu mnie zatkało...
Do cholery jasnej, przecież powinniśmy być już po rozwodzie. Doskonale pamiętam, jak cztery lata temu z wielkim bólem serca złożyłem pozew, a Dula miała go tylko podpisać. Co ona z tym zrobiła? Dlaczego nadal jesteśmy małżeństwem? Co mam teraz zrobić? Jak to odkręcić, żeby móc wziąć ślub z Carmen? Oj Duluś, Duluś... Namieszałaś kochana, ale nie daruje Ci tego.
⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐

No więc dodaję rozdział na cześć cudownej rozmowy Moniki z Uckerem :D Następny przy najbliższej okazji do dobrej transakcji xD

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

2. "Chcę jej szczęścia"

Ucker:
Spędzałem właśnie cudowne chwile z narzeczoną. Leżeliśmy w łóżku po upojnej nocy, planując nasz ślub.
-Kochanie, a kogo weźmiemy za świadków?- zapytała Carmen.
-Nie wiem, ale myślę o Twoim bracie i tej Twojej koleżance.- niestety nikogo ciekawszego tutaj nie mamy, więc pozostają oni.
-Świetnie! Ach, nasz ślub będzie piękny.- rzuciła się na mnie i wycałowała.
Przyznam, że czasami całując ją, myślę o Duli. Zupełnie jakbym to ją całował, ją przytulał, z nią się kochał, z nią planował ślub... Jednak zawsze w pewnym momencie ogarnia mnie ta szara rzeczywistość. Dociera do mnie, że jestem z Carmen, a z Dulce nie widziałem się od czterech lat i jestem od niej tak daleko. Szczerze mówiąc, tęsknię za nią. Mam nadzieję, że po ślubie będę naprawdę szczęśliwy z Carmen i całkiem wymażę Dulę z pamięci. Póki co trzeba ten ślub wziąć i w ogóle zorganizować. To już w sobotę.

Dulce:
Po południu Rodrigo odebrał Mię z przedszkola, podczas gdy ja gotowałam obiad. W głębi duszy cieszyłam się z wyjścia na basen z rodziną, ale miałam złe przeczucia. Wiedziałam, że może się to skończyć kłótnią z córką, albo z Anahi. Postanowiłam jednak, że nie doprowadzę do żadnej ostrej wymiany zdań. Akurat nałożyłam obiad, kiedy przyszli.
-Mamo! Co na obiad?- krzyczała Mia od progu.
-Kurczak, ziemniaki i mizeria.- odpowiedziałam, kiedy byli już w kuchni.
-Oo, moje ulubione.- powiedziała, przytulając się do mnie.
-Umyjcie ręce i chodźcie.
-Dobrze, kochanie.- powiedział Rodrigo, składając na moich ustach delikatny pocałunek.
Przy obiedzie wyjątkowo dużo rozmawialiśmy. Mii oczywiście buzia się nie zamykała. Bywają dni, takie jak ten, że uwielbiam jej gadanie i mogłabym tego słuchać bez końca.
-A mamo... A kiedy jedziemy na basen?- zapytała Mia z uśmiechem.
-Zaraz po obiedzie, napiszę jeszcze tylko do cioci Any.- odpowiedziałam, biorąc do ręki telefon, by napisać smsa do kuzynki.
Nie minęło dużo czasu, a byliśmy już na basenie. Mia jak zwykle latała jak szalona, a ja musiałam tylko ciągle krzyczeć, żeby uważała, bo się poślizgnie. W takich momentach zazdroszczę Anahi, bo Lupita szła z nią grzecznie, powoli za rękę. Udaliśmy się najpierw do brodzika z małą zjeżdżalnią, na której dziewczynki się bawiły. Ja i Any usiadłyśmy sobie w wodzie przy ścianie, Rodrigo w tym czasie był na basenie sportowym, gdzie my nie chciałyśmy iść, tym bardziej z dziećmi.
-Ehh... W końcu chwila spokoju.- westchnęłam, kładąc się w wodzie, bo przecież w brodziku dzieci pilnować tak nie musiałyśmy.
-Mhm, cudownie tak leżeć i patrzeć jak nasze córeczki się bawią.- dodała Anahi z uśmiechem.
-Pamiętasz? Kiedyś marzyłyśmy, żeby mieć dzieci w tym samym wieku, żeby się razem bawiły.
-Tak, to były piękne marzenia. Wtedy wszystko wydawało się takie proste, prawda?
-No, to fakt.
-Nie zrozum mnie źle, ale zauważyłam, że naprawdę się starasz dla Mii.- moja kochana kuzynka jak zwykle taka spostrzegawcza.
-Tak, kocham ją i chcę jej szczęścia. Naprawdę bym chciała być dobrą matką, ale wspomnienie Uckera to rujnuje. W dodatku świadomość, że moje życie to jedno wielkie kłamstwo...
-Rozumiem Cię, Dul. Weź jednak pod uwagę to, że Ty masz chociaż Rodriga, a Mia w ten sposób ma ojca. Ja jestem z Lupitą zupełnie sama, ona nawet nie zna swojego ojca.
-Tylko, że ja oszukuję własną córkę... I Rodriga zresztą też, bo wierzy, że Mia jest dzieckiem Carlosa. Wiesz jak ja się czuję? Nie wiesz, Any, Ty zawsze postępujesz właściwie, a ja jestem wręcz mistrzynią od popełniania błędów.
-Z tym się zgodzę.- zaśmiała się, chlapiąc mi wodą w twarz.
-Ej!!- oddałam jej, chlapiąc jeszcze mocniej. -Kocham Cię, Anyś. Proszę, nie kłóćmy się już.- powiedziałam czułym, słodkim głosem.
-Ja Ciebie też, Duluś. Dobrze, od dziś się nie kłócimy, tylko wspieramy się nawzajem.- odpowiedziała, przytulając mnie.
-Idziemy na zjeżdżalnie?- zapytałam, wstając.
-Tą?- zdziwiła się Any, wskazując na malutką zjeżdżalnie, na której bawiły się nasze dzieci.
-Nie, kretynko, na tamtą.- odpowiedziałam, pokazując na dużą zjeżdżalnie zamkniętą.
-A dzieci?
-No jak to? Będziemy zjeżdżać z nimi. Chodź!- pociągnęłam ją za rękę, śmiejąc się. -Mia, Lupita, idziemy na dużą zjeżdżalnie!- zawołałam dziewczynki, a one od razu przybiegły.
-Tamtą?- zapytała Mia, a jej oczy aż się świeciły z radości.
-Mhm. Chcecie?- to pytanie było w zasadzie zbędne, bo wiedziałam, co mój mały urwis powie.
-Jasne!- krzyknęła Mia.
-Boję się.- powiedziała w tym samym czasie cicho Lupita.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Abrakadabra, czary mary pojawił się rozdział mały, hahah odwala mi :D Widzisz Monisiu nie dość, że masz rozdział, to jeszcze z rymowanką xD Jak ja lubię te nasze układy :*

sobota, 8 sierpnia 2015

1. "Ty mnie nie kochasz..."

Dulce:
Od rana walczyłam z Mią, żeby ubrała bluzkę na długi rękaw, bo było zimno. Ona jak zwykle nie dawała sobie powiedzieć i się buntowała. No oczywiście wcześniej jeszcze jak codzień próbowałam zwlec ją z łóżka. To poszło dość gładko, ale już z ubieraniem miałyśmy duży problem. Już mnie głowa bolała od jej krzyków:
-Nie mamo, nie założę tej bluzki!
-Mia, proszę Cię... Na dworze jest zimno.- starałam się załatwić to ugodowo, ale to przynosiło wręcz odwrotne skutki.
-Niee, nie jest zimno! Kłamiesz mnie, bo ja widzę, że świeci słońce, czyli jest ciepło.- ahh, nie ma to jak logika mojego dziecka. Aż trudno zachować przy niej powagę, kiedy się wymądrza, zabawnie przy tym wymachując rączką.
-To nie znaczy, że możesz iść na krótki rękaw do przedszkola.- próbowałam jej to jakoś wytłumaczyć.
-Ale mi naprawdę będzie ciepło.- co za uparte dziecko, ale ja ponoć też taka byłam.
-Mia, nie mam czasu się z Tobą użerać!- nie wytrzymałam i podniosłam na nią głos. -Zakładasz tą bluzkę, albo nie idziesz do przedszkola i siedzisz cały dzień w domu.
-Jak to siedzę w domu?...- w jej słodkich, zazwyczaj wesołych oczkach pojawiły się łzy. -Nie mogę, bo tata obiecał mi, że pójdziemy później na basen.
-Trudno, ja Ci już powiedziałam. Ubierasz się, albo masz kare.
-Ty mnie nie kochasz...- usiadła w kącie obrażona i zaczęła płakać. -Tata zawsze o mnie dba, zapewnia fajne atrakcje, a Ty tylko to wszystko psujesz!- krzyczała rozżalona.
-Nie mów tak, skarbie.- ukucnęłam przy niej, głaszcząc ją po włosach. -Nie karzę Ci ubrać bluzki, żeby Ci zepsuć dzień.
-A ciekawe dlaczego?...
-Dlatego, że nie chcę, żebyś się rozchorowała.- powiedziałam czułym głosem, przytulając ją.
-Ale mamo, jest naprawdę ciepło.- niee, i znów się zaczyna.
-Nie jest. No dobrze... Umówmy się, że weźmiemy sweterek i jak będziesz miała zimne rączki, to go założymy, tak?
-No dobra...- burknęła, przewracając oczami.
-Daj buziaka na zgodę.- poprosiłam, czekając na buziaka, którego po chwili dostałam.
Już bez żadnej wojny zrobiłam jej śniadanie, które pięknie zjadła. Tak, akurat jeść to ona lubi, choć też potrafi wymyślać. W drodze do przedszkola zaśpiewała mi chyba wszystkie piosenki, jakie znała. Ten poranek z moją córką może nie należał do najłatwiejszych, ale na pewno najlepszych dla mnie jak i chyba też dla niej. Mimo że zbyt pięknie się nie zaczęło, to pogodziłyśmy się i wreszcie zachowałam się jak porządna matka. Rzadko bywa, żeby Mia szła ze mną, śpiewając. Byłam naprawdę szczęśliwa, widząc szczery uśmiech na twarzy mojego dziecka. Kocham ją, ale z jakichś przyczyn wychowanie jej sprawia mi zbyt wiele trudności. Problem tkwi we mnie, wiem to. Szkoda tylko, że nie potrafię się przemóc, żeby zawsze postępować jak dobra matka i okazywać miłość własnej córce. Może z czasem się tego nauczę?

Anahi:
Zaprowadzałam Lupitę do przedszkola. Zdziwiłam się, widząc Mię z Dulą, obie uśmiechnięte. Cud, bo na ogół widzę ją z opiekunką, albo Rodrigiem, a jak już z Dulce to najczęściej są na siebie obrażone. Lupe oczywiście pobiegła przywitać się z kuzynką. Obie się rozgadały, choć jak zwykle Mia zagłuszała Lupitę. Ja także przywitałam się z Dulce i na tym koniec, bo obie zamilkłyśmy. Jak to możliwe, że kiedyś mogłyśmy godzinami gadać, a teraz nie mamy nawet wspólnych tematów, a jak już znajdziemy, to najczęściej się pokłócimy? Postanowiłam, że nie dam za wygraną i korzystając z jej dobrego humoru, zagadam:
-Czemu mnie ostatnio nie odwiedzasz?
-Nie po drodze mi do Ciebie. Zresztą myślałam, że mnie nie chcesz.- odpowiedziała z ironicznym uśmiechem.
-Oj Dul, nie mów tak. Nie zgadzamy się, ale jesteś moją kuzynką i tęsknię za Tobą.- starałam się to załagodzić, mówiąc do niej czułym głosem.
-Ja za Tobą też, Any.- przytuliła mnie z zaskoczenia.
-Mamo, możesz mnie już zaprowadzić?!- krzyknęła Mia, ciągnąc Dulę za rękę.
-Tak, chodźcie.- powiedziała Dulce, odrywając się ode mnie i biorąc małą za rękę.
-Mamo, a idziesz dzisiaj z nami na basen?- zapytała Mia z entuzjazmem.
-Nie wiem, zobaczymy.- odpowiedziała Dula.
-A Ty ciociu? Proszę, weź Lupitę i chodźcie ze mną na basen.
-No w sumie możemy iść. Chcesz?- zapytałam mojej córki, w zasadzie znając odpowiedź.
-Chcę, dawno nie byłyśmy.- odpowiedziała żywo Lupita.
-W takim razie Dulce nie ma wyjścia i też musi iść.- podsumowałam, a Dul rzuciła mi groźne spojrzenie, ale po chwili się uśmiechnęła.
-Ale super! Pójdziemy na basen całą rodziną. Dziękuję mamo, że w końcu się na coś zgodziłaś.- krzyczała szczęśliwa Mia, rzucając się Duli na szyję. Przytuliła córkę, całując ją.
I tak powinno być zawsze. Dula wyglądała na zadowoloną z relacji z córką. Domyślam się jednak, że to tylko chwilowe, bo przecież z dnia na dzień nikt nie staje się lepszym rodzicem. Ale gdyby tak było zawsze to na pewno obie byłyby w pełni szczęśliwe. Myślę, że Mia to wspaniałe dziecko, choć chyba zbytnio rozpieszczone. Rodrigo wciąż jej nadskakuje, żeby tylko robić za dobrego tatusia, a Dula nie potrafi sobie z nią radzić, albo po prostu tego nie chce. Moja Lupita jest dużo grzeczniejsza, ale chyba zbyt spokojna. Mia lepiej sobie w życiu poradzi, bo Lupe wie, że zawsze może liczyć na mnie. Z Dulce to nigdy nic nie wiadomo, dlatego Mia uczy się samodzielności. To jest z jednej strony dobre, ale widać, że jej brakuje matki. Mam nadzieję, że Dula z czasem się zmieni.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

No to dodaję dla Moniki mojego grafika kochanego ;) No więc publicznie dziękuję za nagłówek :* Do następnego :D Ale powiem Wam szczerze, że mi się to opowiadanie jakoś niezbyt podoba...

piątek, 7 sierpnia 2015

Prolog "Szukając sensu życia"

Dulce:
-Mamo! Mamo!- codziennie od samego rana słyszę piskliwy głosik mojej córeczki.
Ehh... Może od początku, od dnia pożegnania z Uckerem:
Kiedy wyszedł ze szpitala, byłam w rozsypce. Any próbowała mnie pocieszać, ale na próżno. Przyszedł lekarz, żeby mnie zbadać. Opierałam się, mówiąc, że nie chcę, bo i tak na niczym mi wtedy już nie zależało. Po jakimś czasie jednak odpuściłam i pozwoliłam się zbadać. Byłam przerażona, słysząc:
-Z dzieckiem na szczęście wszystko w porządku, Pani też nie ma większych obrażeń.
To zdanie odbiło się echem w moich uszach. Wpadłam w panikę, zaczęłam płakać jeszcze bardziej. W dodatku teksty Anahi w stylu:
-Teraz mnie rozumiesz? Też nie chcesz tego dziecka, prawda?
-Nie, Any, ja nie jestem Tobą. Nawet mi przez myśl nie przeszło, żeby zabić własne dziecko. Kocham Uckera, a ta maleńka istotka jest jego częścią. Będzie dla mnie najważniejsza i nigdy mnie nie opuści. Wiem, że będzie trudno, ale muszę dać radę. Zresztą dziecko pomoże mi rozwiązać moje problemy ze sobą. Zapomnę o Uckerze, nie jest mi potrzebny.
Any wyszła, bo chyba nie miała ochoty na taką rozmowę, zostałam sama z moimi myślami. Nagle do pokoju weszła pielęgniarka, przynosząc mi pocztę. Był to list od Christophera. Otworzyłam go i zaczęłam czytać:

Kochana Dulce!
Nie zamierzam się tu rozklejać, ani zbytnio Ci słodzić. Już się pożegnaliśmy i to na różne sposoby. Nie miałem siły ani czasu, żeby dłużej z Tobą gadać. Wiem, że pewnie tak jak ja chcesz rozwodu, bo nasze małżeństwo przecież nic nie znaczyło. Tak więc dołączam tu pozew o rozwód, który musisz tylko podpisać i zanieść do urzędu. Zostawiam to Tobie, bo ja wyjeżdżam. Będzie mi Ciebie brakowało, bo bardzo się do Ciebie przywiązałem. Mam nadzieję, że już nie będziesz potrzebowała ochrony. Żegnaj, powodzenia :*
                                                                                                   Twój Ucker

Wyciągnęłam z koperty drugą kartkę- pozew rozwodowy. Ponownie zalałam się łzami, po czym zaczęłam drzeć kartkę na miliony kawałków. W ten sposób zostałam żoną Uckera na zawsze. Podarłam pozew, więc nie mogłam go już podpisać. Trudno, to i tak nie ma znaczenia, a nazwisko mam swoje, więc to dla mnie żaden problem. Od tego momentu zmieniło się moje życie. Znalazłam pracę w restauracji tuż obok domu Anahi, gdzie zamieszkałam. Przez jakiś czas jakoś dawałam radę, ale później było już tylko gorzej. Pracowałam do siódmego miesiąca, przez co ciąża była zagrożona. Było nam bardzo ciężko, bo Anahi tak samo nie mogła już pracować. Wtedy w moim życiu pojawił się Rodrigo. Od początku bardzo mi pomagał finansowo, choć tego nie chciałam, ale także zawsze mnie pocieszał i był przy mnie. Nie miałam ochoty gadać z nim o Uckerze, nawet o nim wspominać. Skłamałam, że dziecko jest Carlosa.
Kiedy urodziłam, dziecko już mnie tak nie cieszyło. Nie potrafiłam się nią zająć, choć naprawdę się starałam. Od małego była tak strasznie podobna do Uckera. Bycie matką mnie przerastało, nie byłam na to emocjonalnie gotowa... Nadal nie jestem. Rodrigo zawsze bardzo mi pomagał, traktując Mię jak swoją córkę. On wychowuje ją bardziej ode mnie. Mimo jego obecności, mam wrażenie, że jestem wciąż sama z dzieckiem. Tak bym chciała, żeby Ucker był przy nas, bo to on jest ojcem małej. I nadal jest moim mężem... Zmieniłam się, już nie jestem taka jak dawniej. Nie ma już tej skrzywdzonej Duli, która wciąż popełnia błędy, za które później latami płaci. Teraz jestem silną kobietą, która potrafi sobie radzić ze wszystkim prócz własnego dziecka. Mia jest niezwykle żywym dzieckiem, wszędzie jej pełno. Choć ma niecałe cztery latka, to już widać jej silny charakter. Z nią nikt nie wygra, nawet ja nie mam siły się z nią kłócić. Najlepsza to ona jest z Lupitą- niebo, a ziemia. Lupita jest bardzo cicha, spokojna, Mia wręcz przeciwnie. Takiego samego określenia można użyć, porównując mnie i Any w kwestii macierzyństwa. Ona jest wspaniałą matką, mimo że na początku chciała pozbyć się tego dziecka. Wydaje mi się, że różnica polega na tym, że ona zapomniała o Poncho i już zupełnie nic do niego nie czuje, a ja w głębi duszy Uckera wciąż kocham, a Mia bardzo go przypomina. Dlatego od jakiegoś czasu nie odzywam się ze swoją kuzynką, pokłóciłyśmy się o nasze dzieci. Zarzuciła mi, że nie jestem dobrą matką i nie potrafię wychować dziecka. Wiem doskonale, że to prawda, ale nie przyznałam tego przed nią.





Mia




~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

No dobrze Monisiu masz już ten prolog, chociaż przecież w sumie i tak mi już wybaczyłaś, haha xD Tak jak pisałam, macie niespodziankę: https://www.youtube.com/watch?v=utGOwyRORiE Mam nadzieję, że się podoba :*

czwartek, 6 sierpnia 2015

Obsada "Szukając sensu życia" (2 część "Dążąc do marzeń")

Dulce Maria Saviñon- to 28-letnia wiecznie zapracowana kobieta. Po sprawie z Carlosem, a potem z Christopherem dość szybko się otrząsnęła. Dziś nie ma u niej nawet śladu po dawnym załamaniu nerwowym, stała się zupełnie inną kobietą- bardziej zaradną, samodzielną, ale czasem chłodną i nazbyt poważną. Jej życie ułożyło się niemal idealnie. Z niewielką pomocą Rodriga- nowego chłopaka, a właściwie narzeczonego stworzyła własną fundację, wspierającą ofiary przemocy. Skutecznie redukuje to żal do samej siebie o to, że zaufała Carlosowi, tym samym niszcząc sobie życie. Jednak w tym całym zabieganiu i walce o lepsze, i spokojniejsze życie nie zostało miejsca, ani czasu na jeszcze jedną, w głębi duszy najważniejszą część jej życia. Została ona zapomniana, a w rzeczywistości potrzebuje najwięcej uwagi.










Christopher Uckermann- ma 29 lat. Zaraz po sytuacji z Dulce, dzień po ich ostatniej rozmowie wyjechał do Argentyny. Choć  nie zdołał o niej zapomnieć, ułożył sobie życie z Carmen. Mimo, że Ucker nie jest w niej zakochany na zabój, to w zasadzie są razem szczęśliwi. Ich związek trwa już ponad trzy lata i planują ślub. Nie wiedzą jednak, co spotkają jeszcze na swojej drodze, a będzie ona bardzo kręta i pełna tajemnic.












Anahi Portilla- od czterech lat mama małej Lupity (dziewczynka na zdjęciu). Mimo, że na początku nie chciała tego dziecka, teraz jest bardzo szczęśliwa, mając ją. Zapomniała o Poncho i zrozumiała, że łączył ich tylko romans, nie było tam mowy o żadnych uczuciach. Wie, gdzie on jest, bo wcześniej się tym interesowała, ale nadal nie zamierza powiedzieć mu o dziecku. Pogodziła się z faktem, że sama musi wychować córkę, którą kocha nad życie. Z Dulce w ostatnim czasie nie ma zbyt dobrego kontaktu przez pewne sytuacje, które je poróżniły.












Alfonso Herrera (Poncho)- odkąd wyjechał do Hiszpanii, nigdy nie wrócił do Meksyku. Dobrze mu się tam żyje, choć jest sam. Twierdzi, że nie jest mu do niczego potrzebny żaden związek, gdyż nie chcę nikogo skrzywdzić tak jak Any. Kiedy zaczął za nią tęsknić, uświadomił sobie, że naprawdę ją pokochał. Według niego jednak nie ma po co tam wracać, bo ona za pewne ułożyła sobie życie i wymazała go z pamięci. Nie ma pojęcia, że w jej przypadku całkowite zapomnienie jest niemożliwe, bo na zawsze połączyło ich dziecko.













Rodrigo Gutiérrez- ma 30 lat. Od trzech lat związany jest z Dulce, która jest dla niego całym światem. Pomaga jej w każdej sytuacji i nigdy z niczym nie zostawił jej samej. Jest tak zaślepiony miłością do niej, że nie widzi jej wad i tego, jaka staje się zimna. Dla niego także jest taka, jednak on cierpliwie to znosi, nie uznając za problem. Nie ma pojęcia o relacjach, łączących kiedyś Dulę z Uckerem, zna jedynie historię z Carlosem.















Carmen Martínez- ma 27 lat. Jest zakochana w Uckerze i od jakiegoś czasu bardzo nalega na ślub. Ona w przeciwieństwie do Rodriga zna historię miłości Uckera i Dulce. To dzięki niej udało mu się zapomnieć o Duli. Odkąd wyjechał, była dla niego pocieszeniem. Dziewczyna nie jest jednak do końca świadoma tego, że ukochany nie odwzajemnia jej uczuć.



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

No to mamy obsadę moje kochane :* Kiedyś tam dodam prolog z niespodzianką dla Was ;)




wtorek, 4 sierpnia 2015

Epilog "Nie ufaj miłości"

Poszłam od razu do firmy zostawić kopertę. Szczerze miałam nadzieję, że Uckera tam nie będzie, ale kiedy usłyszałam, gdzie jest, ogarnął mnie straszny smutek. Gdzie był mój ukochany? Właśnie brał ślub. A więc nie ma odwrotu... On już nie jest mój, ożenił się z inną. To tak cholernie bolało... Świadomość, że ktoś, kto był dla Ciebie całym światem, nagle zniknął do swojego własnego świata, którego tak naprawdę nigdy nie powinien opuszczać. Jego miejsce jest przy żonie i dziecku, ja jestem tu zbędna. Z płaczem udałam się na lotnisko, gdzie kupiłam bilet i jak najszybciej wsiadłam do samolotu. Zostało sporo czasu do startu. Nagle podszedł do mnie jakiś mężczyzna, jak się po chwili dowiedziałam, był on listonoszem. Dał mi różową kopertę zupełnie taką jak... Nie, to była moja koperta! Otworzyłam ją. Był tam naszyjnik, mój list i pieniądze, i to sporo. W takim razie zabrał jedynie wypowiedzenie. Na odwrocie mojego listu zobaczyłam jakiś tekst. O matko, on mi tam odpisał!

"Ja też nie mam pomysłu na nagłówek, więc po prostu go sobie daruję xD Duluś kochanie, dlaczego oddałaś mi amulet? Zapomniałaś, że to amulety wiecznej miłości? A może one serio mają jakąś moc? Nie no ale tak na poważnie to odesłałem Ci to, żebyś Ty też mimo wszystko miała po mnie pamiątkę. Proszę, podejdź do tego na spokojnie i myśl tylko o tych wspaniałych chwilach, które razem przeżyliśmy. Zapomnij o wszystkim, co było złe. Od początku coś między nami zaiskrzyło, od pierwszego dnia Twojej pracy, od pierwszych kłótni. Zauroczyłaś mnie swoją słodkością, niewinnością... Całą sobą. Próbowałem się przed tym bronić właśnie ze względu na Vivianę i dziecko. Jednak wpadłem w to po uszy i zakochałem się w Tobie bez pamięci. Wiem, że Cię skrzywdziłem, zresztą nie tylko Ciebie, ale mimo wszystko niczego nie żałuję. Teraz cierpimy oboje, ale nasza miłość jest tego warta. Dzięki Tobie czułem, że żyję. Mam nadzieję, być może złudną, że jeszcze kiedyś do mnie wrócisz, wszystko się ułoży i będziemy znów szczęśliwi. Pamiętaj, że kocham tylko Ciebie, na Vivianie mi w ogóle nie zależy. Jak mój syn podrośnie, to się z nią rozstanę i Cię odnajdę. Póki co będę do Ciebie dzwonić i pisać, żebyśmy mieli jakikolwiek kontakt. Tylko proszę Cię, jeśli znajdziesz sobie kogoś innego, uprzedź mnie o tym. Jakoś to przeżyję, ale chcę przede wszystkim, żebyś Ty była szczęśliwa nawet z dala ode mnie. Kocham Cię bardzo mocno, nigdy o tym nie zapominaj! Mam ochotę Cię teraz przytulić, ale jak się domyślam, jesteś już w samolocie i ze łzami w oczach czytasz ten list, zdając sobie sprawę z tego, że to koniec. Do zobaczenia, skarbie!
P.S. Te pieniądze to Twoja wypłata, plus obiecana pomoc Tobie i Twojej mamie.
                                           NA ZAWSZE Twój Ucker :* "
Tak jak napisał, czytałam to ze łzami w oczach. Kiedy skończyłam, wpadłam w szał, płakałam rozpaczliwie. Nie mogłam się uspokoić, zupełnie jakby ktoś wyrwał mi kawałek serca i oddał komuś innemu. Rzeczywiście ja też miałam ochotę go przytulić, wycałować, porozmawiać z nim... Wzięłam telefon, by jeszcze przed startem napisać do niego ostatniego smsa:
"❤Kocham Cię❤"
Po tej jednej wiadomości włączyłam ten cholerny tryb samolotowy i wzbiłam się w powietrze. Z przykrością patrzyłam na Meksyk, który zdawał się być coraz mniejszy, aż w końcu całkiem zniknął za chmurami. Gdzieś tam był mój Ucker, od którego uciekłam. Nie minęło pięć minut, a ja już zaczęłam za nim tęsknić. No nie tylko za nim... Jeszcze za Anahi, która była mi bardzo bliska. Podróż minęła mi bardzo szybko. Kiedy wysiadłam i włączyłam normalnie telefon, w skrzynce miałam wiadomość od Uckera:
"Powiedziałem NIE na ślubie. Chcę być tylko z Tobą, kochanie."
 ________________________________________

No i mamy epilog, który za pewne Wam się nie spodoba i mnie za to zjecie w komentarzach :P Tak właśnie zakończyłam moje trzecie opowiadanie. Zdecydowanie za często dodaję, bo w ciągu niecałego roku napisałam aż tyle xD A więc tak... Mam już następne napisane do 12 rozdziału (2 część "Dążąc do marzeń") i niedługo pewnie dodam obsadę, i prolog ;) To do... Hmm, do przeczytania :*

niedziela, 2 sierpnia 2015

25. "Nienawidzę Cię!!"

Po wyjściu Any wzięłam kartkę i długopis, żeby zająć się tym listem. Pisałam, leżąc ciągle w łóżku. W całym pokoju było mnóstwo kulek z kartek, bo ciągle mi coś nie wychodziło i musiałam zaczynać od początku. W rezultacie tak mnie to zmęczyło, że nawet nie wiem, kiedy zasnęłam.
Obudziły mnie krzyki Anahi. Już po chwili do mojego pokoju wparował Ucker. Od razu usiadłam, pytając chłodno i agresywnie:
-Co tu robisz?
-Chciałem z Tobą pogadać, a Twoja koleżanka nie chciała mnie wpuścić.- odpowiedział bezczelnie.
-Ehh... Szkoda, że jednak wszedłeś. Dobra, mów szybko i spierdalaj. Nie będę tracić czasu na kretyna.- udawałam, że mam na niego zwyczajnie wyjebane, a w rzeczywistości pękało mi serce.
-Proszę Duluś...
-Duluś?! Daruj sobie! Dla Ciebie Dulce, najlepiej z dopiskiem "Pani".
-Najpierw mnie wysłuchaj, później możesz mnie nawet zabić.
-Z chęcią. No więc słucham...
-Za parę godzin biorę ślub.- nie no, fajnie się zaczyna.
-Że co, kurwa?! Byłeś ze mną, planując ślub?! Żal mi Cię.- byłam strasznie wkurzona, aż machałam rękami ze złości.
-Uspokój się!- krzyknął na mnie, przytykając mi usta ręką.
Patrzyłam w jego oczy, w których było widać złość, ale i smutek, i to wcale nie mały.
-Puść!- wyrwałam mu się, uderzając go z całej siły w twarz. -Zdradziłeś mnie, wykorzystałeś, a teraz jeszcze na mnie krzyczysz za to, że się wkurzyłam?!
-Wybacz. Porozmawiajmy normalnie, bez nerwów, dobrze?
-Okej, mów.
-No więc jestem z Vivianą, siostrą Any i mamy dziecko.
-To ten chłopczyk, który tu wczoraj był?- udawałam głupią, a przecież znałam już prawdę.
-Tak, to mój syn.
-Kochasz Vivianę?- nie mogłam się powstrzymać, musiałam o to zapytać.
-Nie wiem... Nie, gdybym ją kochał, to za pewne nie byłbym z Tobą.
-To czemu się z nią, do cholery, żenisz?!- czułam się jak idiotka, byłam bezbronna i w końcu wybuchłam płaczem.
-Nie płacz, proszę.- powiedział, obejmując mnie. -Serce mnie boli, gdy na Ciebie patrzę.- jego oczy także się zaszkliły, ale zbytnio mnie to nie ruszyło.
-Jak mam nie płakać, jeśli rozkochałeś mnie w sobie, a potem zrobiłeś ze mnie idiotkę?! Ucker, wiesz jak ja się czuję?! Nikt mnie nigdy nie skrzywdził bardziej niż Ty. Nienawidzę Cię!!- wpadłam w szał, płakałam i krzyczałam zrozpaczona.
-Przepraszam Cię za wszystko, proszę wybacz mi.- mówił błagalnym głosem, ściskając moją rękę.
-Wybaczam Ci.- powiedziałam spokojnie, wstając z łóżka.
-Serio?- zapytał z szerokim uśmiechem.
-Tak, wszystko Ci wybaczam.- wyszłam do kuchni, on za mną. -Kawy, herbaty?- zaproponowałam, wstawiając wodę.
-Nie, dzięki.- odpowiedział wyraźnie zdezorientowany.
Ze swojego pokoju wychyliła się Anahi i pewnie już chciała interweniować krzykami, ale dyskretnie ją powstrzymałam, kręcąc głową i puszczając oczko. Nie wiedziała, o co chodzi, ale posłusznie cofnęła się do pokoju.
-Co będzie dalej, skarbie?- zapytał Ucker, przytulając mnie od tyłu, aż mi się zrobiło ciepło na serduszku.
-Nie mów tak do mnie i zabieraj te łapy.- powiedziałam spokojnym i zimnym tonem głosu, zdejmując jego ręce z mojej talii.
-Ale przed chwilą powiedziałaś, że mi wybaczasz...
-Wybaczam, ale między nami wszystko skończone.
-Dul... Kocham Cię.- wydukał, a moje serce miękło, kiedy patrzyłam na jego rozpacz, ale nie mogłam sobie pozwolić na okazanie emocji, musiałam być twarda.
-Nie mogłabym z Tobą już być. Okazałeś się strasznym oszustem i to nie tylko wobec mnie. W to zamieszane są jeszcze dwie osoby, jeśli pamiętasz. Twoja przyszła żona i syn. Im też wciskałeś takie kity jak mi? Jej też ciągle wyznawałeś miłość i codziennie chciałeś się z nią pieprzyć?! Ta myśl jest najgorsza... Byłam tylko Twoją zabawką? Niedoświadczoną, naiwną dziewczynką, którą łatwo można wykorzystać...- kiedy to mówiłam w oczach zbierały mi się łzy, którym nie pozwałam wydostać się na zewnątrz.
-Nie, to nie tak. Jestem z Vivianą ze względu na dziecko. Kocham Ciebie i tylko Ciebie! Z nią nic mnie nie łączy, nie sypiam z nią od trzech lat. Spędziłem z nią tylko jedną noc, której konsekwencją jest dziecko. Proszę, uwierz mi.
-Chciałabym... Ale po co? To nie ma żadnego znaczenia, bo muszę usunąć się z Twojego życia. Już nigdy nic nie będzie między nami, wiesz o tym.
-A gdybym nie brał tego ślubu i został z Tobą?
-Nie mogłabym w ten sposób unieszczęśliwić Twojego synka.
-Ale kiedy się rozstaniemy, to oboje będziemy nieszczęśliwi.- stwierdził, ujmując moją twarz w dłonie, byśmy patrzyli sobie prosto w oczy.
-Trzeba było o tym pomyśleć wcześniej. Ucker, mam swoją godność i odejdę z Twojego życia, bo nie ma tam dla mnie miejsca. Proszę, wykaż się choć odrobiną zdrowego rozsądku i wyjdź. Naprawdę nie chcę Cię więcej widzieć.- mówiłam spokojnie, mimo że żal rozwalał mnie od środka.
-Dul, ale...- nie dałam mu skończyć, a nawet porządnie zacząć i wypchnęłam go za drzwi.
-To koniec, zrozum.- powiedziałam po raz ostatni, kiedy trzymał drzwi, żebym nie mogła ich zamknąć. -Idź już, tylko krzywdzisz nas oboje.- poprosiłam, a po moim policzku spłynęło kilka wielkich łez. Wyciągnął ręce, by mnie przytulić. Nie protestowałam i wtuliłam się w niego, całkiem się rozklejając. Trwało to chyba z pięć minut, ale w pewnym sensie było to dla mnie ukojeniem. Mimo wszystko w jego ramionach czułam się dobrze, tak lekko i bezpiecznie. Nie powinnam się tak czuć, ale niestety go kocham i nie mam wpływu na pewne rzeczy. Po jakimś czasie oderwałam się od niego, mówiąc:
-Kocham Cię bardzo mocno, ale musisz teraz stąd iść. Zapomnijmy o sobie raz na zawsze.
-Nie zniosę tego.- wydukał, już naprawdę płacząc.
-Zniesiesz. Musisz, ja dam radę, to Ty też.- powiedziałam stanowczo, znów wypychając go za drzwi.
-Duluś...- wydukał cicho z miną zbitego psa.
-Żegnaj, Ucker.- powiedziałam, zamykając drzwi od razu na klucz.
Zsunęłam się po nich, zalewając się łzami i chowając twarz w dłonie. Miałam wielką ochotę biec za nim, rzucić mu się na szyję, olać to wszystko i znów z nim być. Wiedziałam jednak, że nie mogę. W jednej chwili przed oczami miałam te wszystkie nasze wspólne chwile, przeplatane z momentami, kiedy mnie oszukiwał i wykręcał się na różne sposoby, bo musiał lecieć do niej. Z Kanady wrócił też pewnie z jej powodu, a później spędzał z nią całe dnie. Byłam tą drugą, a mimo to nadal go kocham. On też mnie kocha. Wiem, że akurat w tej kwestii nie kłamał, czułam to i widziałam w jego smutnych oczach pełnych łez. Podeszła do mnie Anahi i ukucnęła obok, mówiąc czule:
-Dul, nie płacz już. Szkoda na niego Twoich łez.
-Any, serce mi pęka. Ale kocham go, kocham i nigdy nie przestanę.- rozpłakałam się jeszcze bardziej, tuląc się do przyjaciółki.
-Rozumiem Cię, ale w tej sytuacji musisz o nim zapomnieć. Podnoś się z tej podłogi, ogarnij się i chodź na śniadanie.
-Zrobisz mi śniadanie?- zapytałam drżącym od płaczu głosem z delikatnym uśmiechem.
-Wyjątkowo, nie przyzwyczajaj się.
-Spoko, przecież i tak to jest mój ostatni dzień tutaj.- no tak, postanowiłam przecież, że wyjadę i zdania nie zmieniłam.
-Nie dasz się przekonać?
-Nie, to ostateczna decyzja.
Po pysznym śniadaniu z przyjaciółką poszłam do pokoju się spakować. Później napisałam to cholerne wypowiedzenie z pracy i wzięłam się za list do Uckera. Ze łzami w oczach pisałam:
"Cześć Ucker!
Długo zastanawiałam się nad nagłówkiem, ale nie wymyśliłam nic bardziej stosownego. No więc, jak widzisz, złożyłam wypowiedzenie, bo po tym wszystkim nie mogłabym dalej u Ciebie pracować. Wyjeżdżam do mamy, więcej się nie spotkamy. Bądź szczęśliwy ze swoją rodziną, bo tak powinno być zawsze. Dziękuję Ci za te wszystkie magiczne chwile, które na zawsze pozostaną w moim sercu i pamięci. Kocham Cię, ale to nie zmienia faktu, że popełniłam wielki błąd, ufając Ci i zakochując się. To była dla mnie cenna lekcja, bo od teraz żadnej miłości. Już nigdy nie będę tak naiwna. Ale wiesz co? Możesz być pewien, że jesteś nie tylko pierwszym, ale i ostatnim mężczyzną w moim życiu. Tak zniszczyłeś mi życie, że nie będę już w stanie pokochać nikogo innego. Nie piszę tego, żeby Cię podłamać... Wręcz przeciwnie: Chcę, żebyś wiedział, że naprawdę bardzo Cię kocham, mimo że tak mnie skrzywdziłeś. No więc żegnaj kochanie (bo chyba mogę ten ostatni raz tak Cię nazwać) Ehh... Ciężko mi zakończyć ten list, bo jest on naszym ostatnim pożegnaniem.
               Twoja (albo już nie Twoja) Dulce"
Kończąc to, już całkiem płakałam. Schowałam ten list i wypowiedzenie do różowej koperty. Wygląda jak słodki list miłosny, ale niestety nie miałam innego koloru. Otarłam łzy, poprawiłam makijaż i dokończyłam pakowanie. I co znalazłam w szkatułce? Ten cudowny amulet. Automatycznie w mojej głowie pojawiły się wszystkie chwile z Kanady. Dobrze, że jeszcze nie zakleiłam koperty, to dorzuciłam jeszcze ten cholerny amulet, a w liście dopisałam:
"P.S. Oddaję Ci to, bo przywołuje zbyt wiele wspomnień. Zrób z tym, co chcesz. Najlepiej wyrzuć, bo przecież nie jest nam to potrzebne. Albo sobie zachowaj, nie wiem."
I teraz zakleiłam tą cudną, różową kopertę. Wyszłam z domu z wielką walizką, wcześniej bardzo czule żegnając się z Anahi. Nagle ogarnęła mnie niepewność, czy powinnam wyjeżdżać. Ostatecznie jednak stwierdziłam, że muszę, nie ma innej opcji.
___________________________________

I tym sposobem mamy ostatni rozdział ;) Jeszcze tylko epilog i zacznę kolejne opowiadanie wstawiać, bo napisanych mam już 10 rozdziałów :D