poniedziałek, 28 sierpnia 2017

14. "Boisz się tylko uczuć"

Po rozmowie z rodzicami i siostrą poczułam się tak dobrze. Tak się o nich bałam, a okazało się, że niepotrzebnie. Powiedzieli, że wrócą za tydzień, bo Sofia musi mieć jakieś dodatkowe badania dla stuprocentowej pewności. Mimo, że za nimi tęsknię, to miałam w sumie nadzieję, że nie wrócą za szybko, bo muszę jeszcze załatwić bardzo ważną sprawę. Nie wiedziałam jak się do tego zabrać, ale sam zainteresowany mi w tym pomógł. Gdy mój pierwszy szok i euforia minęły, Christopher stwierdził:
-Dobra, Duluś, to ja się będę zbierać. Już chyba nie jestem Ci potrzebny, dasz sobie radę.
-Nie idź jeszcze, proszę.- złapałam po za rękę, po czym się w niego wtuliłam.
-A kiedy? Dul, zobaczymy się w szkole.- odepchnął mnie delikatnie i nadal chciał iść.
-Na dobre zostajesz w szkole?
-Raczej tak, a co?
-W sumie nic, po prostu... Cieszę się, że będę Cię nadal widywać.- powiedziałam z nerwowym uśmiechem, nie wiedząc, jak przejść na poważniejszy temat.
-Tylko tyle chciałaś wiedzieć? Mogę już iść?- on chyba czuł, że coś się święci i chciał jak najszybciej zniknąć, żebym nie mogła go męczyć pytaniami.
-Nie. Po pierwsze przyzwyczaiłam się do twojej obecności w nocy, a po drugie chcę z Tobą porozmawiać.- powiedziałam i znowu złapałam go za rękę, patrząc mu głęboko w oczy.
-Ty i te twoje rozmowy... Co tym razem?- jeszcze miał dobry humor i traktował mnie ulgowo, z uśmiechem na twarzy.
-Przypominam, że dużo ostatnio przeszłam i krzyki nie są mile widziane.- zaznaczyłam na wstępie.
-No dobra mów, marudo...- przewrócił oczami, siadając na kanapie.
-Nie wiem od czego zacząć... Dlaczego tak się mną zajmowałeś, jak byłam smutna? Przecież nie musiałeś tu wcale ze mną być i mi pomagać, tym bardziej biorąc pod uwagę twoje relacje z moim tatą...- tak, zacznę od tego, a później pewnie poleci seria pytań "dlaczego".
-Masz rację... Nie musiałem, ale chciałem. Powiedzmy, że czułem potrzebę opieki nad Tobą.- to mi niczego nie wyjaśnia, wręcz przeciwnie...
-Ale dlaczego? Nie rozumiem Cię coraz bardziej...
-Duluś, to jest właśnie jedna z moich wad... Na pewnym etapie znajomości po prostu czuję się za kogoś odpowiedzialny i gdzieś tam w środku czułem, że muszę przy Tobie być i nie mogę Cię tak po prostu zostawić, kiedy wiem, że cierpisz.
-Ale dlaczego? Jak to działa? Jakim etapie znajomości? Kim dla Ciebie jestem? Co do mnie czujesz? Ucker, do cholery, to takie zagmatwane!- zdenerwowałam się, bo naprawdę nie lubię niejasnych sytuacji.
-Aj, nie mogę Ci tego powiedzieć, bo nigdy mi nie odpuścisz...- powiedział z irytacją, ale jeszcze pełnym spokojem.
-I tak Ci nie odpuszczę. Wkurzysz się, ale trudno... Jestem pewna swoich uczuć do Ciebie. Nie mam żadnych wątpliwości i wiem, że Cię kocham. I nie obchodzi mnie twoje pierdolenie pod tytułem "nie możesz mnie kochać", bo wiem, że mogę. Jesteś najbardziej wartościowym facetem, jakiego znam, najlepszym człowiekiem i moim przyjacielem. Możesz mówić, co zechcesz, ale i tak wiem, że mnie nie skrzywdzisz.- mówiłam z dala od niego, ale nie ze strachu, po prostu nie chciałam, żeby mi przerwał w połowie zdania.
-Dulce, mylisz się i to bardzo. Nie widzisz, jaki jestem? Jesteś głupia, czy ślepa?! Mi też na Tobie cholernie zależy, w przeciwnym razie by mnie tu nie było. Ale kurwa mać, zapomnij o jakichkolwiek bliższych relacjach ze mną! Zniszczę Cię, a tego nie chcę.- był już zły, ale nie na mnie, bo starał się zachować spokój, nie krzyczał i nie szarpał mnie, tylko zaciskał dłonie na moich ramionach i to lżej niż zwykle.
-Co Ty mówisz? Przecież nie jesteś chory psychicznie, ani też nie jesteś złym człowiekiem, więc nie skrzywdzisz mnie, nie zniszczysz, nie chcąc tego. Na litość boską, nie wymyślaj i nie rób z siebie potwora!- tym razem to ja szybko się zirytowałam i podniosłam głos.
-Rozmawiajmy spokojnie, agresja budzi agresję, więc nie zaczynaj.- skinęłam głową na znak zgody. -Zrozum, że ja nie potrafię nad sobą panować w wielu sytuacjach. I tak prędzej czy później zrobiłbym Ci krzywdę w różny sposób. Jesteś dla mnie zbyt delikatna, jesteś księżniczką z innego świata i nie mam prawa nawet o Tobie śnić. Ale to już nie o to chodzi... Chodzi o mnie, o moją siłę... Spójrz! Widzisz? Krzywdzę Cię nawet zwykłą rozmową. Jeśli się ode mnie nie odizolujesz, cała będziesz w siniakach. Skarbie, ja...
-Po raz drugi nazwałeś mnie skarbem.- zauważyłam, patrząc mu w oczy z uśmiechem.
-Bo nim jesteś, dlatego pragnę Cię chronić nawet przede mną. Jesteś dla mnie zbyt cenna, żebym mógł Cię tknąć, a przyjaźń z Tobą nie ma szansy przetrwania, zresztą nawet Tobie by ona nie wystarczyła. Czego Ty właściwie oczekujesz?
-Żebyś był ze mną cały czas, żebym mogła Cię przytulać, całować... Chcę być twoja i robić z Tobą wszystko... To czego przedsmak dałeś mi wtedy u Ciebie. Kocham Cię, naprawdę nie wiem, jak to się stało i kiedy... Ale kocham Cię i nie potrafię z tym walczyć.
-To się naucz, bo możesz o tym wszystkim zapomnieć. Uwierz mi, że nie chcesz być moja, zresztą nie mówmy o przynależności... Ty też wzbudzasz we mnie wiele uczuć, o których nawet nie wiedziałem, ale dlatego właśnie nic z tego. Czy Ty się w ogóle słyszysz? Szanuj się, bo w tym momencie mi się sprzedajesz... Tak nie można, Duluś, nie błagaj o moją miłość! Po pierwsze już nie musisz, po drugie i tak Ci to nic nie da, a po trzecie sprzedajesz się, a Tobie na to nie pozwolę.
-Przestań, to nie tak... To żadne sprzedawanie. Nie mówię tak, żeby Cię zachęcić, to żaden szantaż, wymiana, czy nie wiem jak Ty to sobie rozumiesz. Ja po prostu chcę z Tobą być w każdym znaczeniu tego słowa. Pragnę Cię, kocham i uwielbiam jak nigdy nikogo. Proszę, chociaż spróbujmy.- mówiłam już z płaczem, czując, że jestem na przegranej pozycji, bo on i tak wie swoje i nie bierze pod uwagę niczego innego, a ja tak bardzo nie chciałam go stracić.
-Nie ma tu miejsca na próby. Życie to nie teatr, kochana. Im szybciej to zrozumiesz, tym lepiej. Już Ci kiedyś powiedziałem, że za bardzo Cię szanuję, żeby z Tobą być. Nie chcę Cię krzywdzić, niszczyć i psuć twojej samooceny, a ja to właśnie robię, będąc z kobietą. Gdyby nie to, że wszystkie moje byłe mnie nienawidzą, to kazałbym którejś wystawić mi opinię. Każda przedstawiłaby Ci mnie jako szowinistyczną świnie bez uczuć, bad boya i damskiego boksera. Wybacz, ale taka prawda, a Ty masz to szczęście, że Cię lubię i nie zamierzam wykorzystać.- powiedział, kierując się do wyjścia.
-Proszę, zostań! Nie zostawiaj mnie.- szłam za nim, płacząc rozpaczliwie.
-Dulce, przestań, do cholery!- w końcu i on nie wytrzymał i na mnie krzyknął, szarpiąc mnie za ręce.
-Ucker, ja Ci ufam i wiem, że moglibyśmy stworzyć coś pięknego... Nauczę Cię miłości, żebyś mógł mnie nią obdarzyć. Czuję, że mnie nie skrzywdzisz, bo czujesz to co ja. Chociaż spróbujmy, proszę.
-Nie błagaj mnie, kobieto, ogarnij się. Mnie się nie da nauczyć miłości i nie zmienisz tego nawet Ty.- powiedział stanowczo i już łapał za klamkę od drzwi wyjściowych.
-Ale przecież teraz byłeś dla mnie dobry, czuły, kochany...
-Bo tego wymagała sytuacja, ale na dłuższą metę to się nie uda.- odpowiedział beznamiętnie, zatrzymując się przy drzwiach. -Zamkniesz się w końcu i dasz się przytulić, czy mam wyjść zostawiając Cię zaryczaną?- zapytał, a ja podeszłam do niego i rzuciłam mu się na szyję.
-Jesteś okropny... Nie dziwię się, że zostajesz sam, jak odrzucasz ludzi, którzy Cię kochają. A idź w cholerę, ale to nie ja będę sama do końca życia!- odepchnęłam go i pobiegłam do swojego pokoju.

Rzuciłam się z płaczem na łóżko, nie mogąc sobie poradzić z bólem złamanego serca, bo takie właśnie teraz ono było. Pokruszone na tysiąc kawałków! Nie dość, że zakochałam się w trudnym człowieku, który ewidentnie mnie odrzucił, to jeszcze upokorzył, bo ja królowa idiotek się przed nim płaszczyłam, błagałam go o miłość. Jaka ja jestem głupia i naiwna... Co ja sobie w ogóle myślałam? Że jak sobie pogadam, to zaniesie mnie do pokoju na łóżko i będzie się ze mną kochać?... Dulce, Ty pieprzona idiotko! Nienawidzę się za to, że się w nim zakochałam! Wiem, że on ewidentnie nie jest dla mnie, ale mimo to nie mogę tego powstrzymać i brnę w to dalej. On próbuje mnie chronić, okej... Rozumiem i jestem mu za to wdzięczna, ale tak nie wolno. To moje życie i to ja chcę popełnić być może najlepszy błąd z możliwych. Bez względu na to, co byłoby później, jestem pewna, że dałby mi mnóstwo radości, choćby fizycznej. Ale koniec z tym, muszę o nim zapomnieć, to nie ma sensu.

Przepłakałam pół nocy przez tego frajera, przez co rano obudziłam się z bólem głowy. Pewna, że jestem sama w domu, zeszłam na dół w czarnych majtkach i krótkim, różowym topie, w czym zazwyczaj śpię, jak mi gorąco. Od razu powędrowałam do kuchni i wstawiłam wodę na kawę, po czym zaczęłam szukać tabletek przeciwbólowych. Znalazłam ibuprom i od razu połknęłam, wbrew zakazu mojej mamy o braniu tabletek na czczo. Kiedy woda się zagotowała, zalałam sobie kawę i kierowałam się z nią na kanapę, by usiąść i obejrzeć w końcu zaległe odcinki mojego serialu, który ciągle nagrywam na telewizorze. Jednak tego się nie spodziewałam... Na kanapie siedział Ucker, przyglądając mi się uważnie. Przestraszyłam się i prawie wylałam kawę. Wstał, wziął ode mnie kubek i postawił na stoliku. Sam też miał już końcówkę kawy.
-Co Ty tu robisz?- zapytałam, krzyżując ręce na piersiach.
-Nie poszedłem wczoraj i siedziałem tu całą noc.- odpowiedział beznamiętnie.
-Po co? To znaczy okej, pewnie nie chciałeś chodzić po nocy, ale mogłeś mnie uprzedzić, bo myślałam, że jestem tu sama i trochę się przestraszyłam.
-Przepraszam. Nie no poszedłbym, bo ja się nie boję ciemności, ale...
-No tak, przecież Ty boisz się tylko uczuć...- zironizowałam, siadając wygodnie na kanapie z pilotem w ręce.
-Przestań, nie kpij sobie. No właśnie... Zostałem, żeby to wszystko przemyśleć.- usiadł koło mnie i wziął mnie za rękę.
-Nie mam ochoty na kolejną bezsensowną dyskusję z Tobą... Właśnie w ten sposób mnie krzywdzisz, nie będę przez Ciebie płakać po raz kolejny. A teraz wybacz, chcę obejrzeć serial.- mówiąc to spojrzałam na niego tylko raz, zabierając od niego moją rękę i wzięłam się za włączenie mojego serialu.
-Nie będziesz teraz oglądać jakiegoś gówna, tylko ze mną porozmawiasz!- zabrał mi pilota zdenerwowany i wyłączył telewizor.
-Ej, nie! Nie mamy już o czym rozmawiać. Oddaj mi to!- rzuciłam się na niego, by oddał mi pilota, on się śmiał, ale dla mnie to była zbyt poważna sprawa i nie miałam nawet ochoty na śmiech.
-Dulce, przestań!- krzyknął, szarpnął mnie i posadził na swoich kolanach, trzymając mocno za talię.
-Puść mnie, jestem w totalnym negliżu i nie powinnam być tak blisko Ciebie, bo źle się z tym czuję. Nie dotykaj mnie!- próbowałam mu się wyrwać, ale on cały czas mocno mnie trzymał.
-Możesz być jeszcze bliżej, jak Ci to nie wystarcza, ale i tak powiem, co chciałem powiedzieć.- położył ręce na moich pośladkach, dzięki czemu mógł przyciągnąć mnie do siebie, tak że siedziałam centralnie na jego przyrodzeniu.
-Puść!- wyszarpnęłam się mu sprytnie, wstałam i poszłam do kuchni, a on niestety za mną. -Ty mnie cały czas zwodzisz bawisz się mną, moimi uczuciami, łamiesz mi serce! Mam tego dość i chyba lepiej będzie... Jednak... My nie...- znowu płakałam roztrzęsiona i bezbronna, a on przygarnął mnie do siebie i czule przytulił.
-Ćśś...- uspokajał mnie jak dziecko i głaskał po nagich plecach, kołysząc lekko w swoich ramionach.
-Odejdź, proszę. Ja tak nie potrafię... Chcę być z Tobą, mieć Cię! Innej opcji nie ma, to zbyt bolesne.
-Aj, Duluś... Z Tobą gorzej jak z dzieckiem.- kręcił głową z delikatnym uśmiechem. -Nie płacz już, skarbie.- powiedział, ocierając moje łzy.
-Znowu mnie tak nazwałeś... Ale dlaczego? Nie możesz, bo nic nas nie łączy.
-Dul, spróbujmy. Myślałem o Tobie całą noc i... Kocham Cię.- wyznał, po czym powoli się do mnie zbliżył i pocałował mnie słodko, spełniając tym moje najskrytsze marzenia.
-Naprawdę? Ale wczoraj...- z moich oczu nadal leciały łzy, ale on nie dał mi zbyt wiele powiedzieć, przerywając mi swoimi ustami.
-Za chwilkę pogadamy, daj mi się Tobą nacieszyć i wymazać wszystko, co Cię wczoraj zraniło.- powiedział między delikatnymi pocałunkami.


Hej, hej, moje skarby! :* Macie kolejny rozdział taki przełomowy, teraz się będzie działo xD Ostatni tydzień wakacji i pracy :) Powiem wam, że wgl nie odpoczęłam przez wakacje, ale cholernie lubię swoją pracę i cieszę się, że nie spędziłam całego lata w domu w internecie, chociaż kasę mam teraz :D No ok, do następnego :* 

czwartek, 17 sierpnia 2017

13. "Też jesteś dla mnie ważna"

Stałam wtulona w Christophera- osobę, której teraz najbardziej potrzebowałam. Jego obecność, bliskość dodała mi odrobiny siły, automatycznie minimalnie się uspokoiłam.
-No już, maleńka... Nie płacz, będzie dobrze.- mówił szeptem, głaszcząc moje plecy.
-Skąd wiesz, że?...- nie musiałam kończyć, nie pozwolił mi, składając słodki pocałunek w kąciku moich ust, jednocześnie scałowując mi łzę.
-Zaraz Ci wszystko powiem, spokojnie.- powiedział spokojnym, delikatnym głosem, uśmiechając się do mnie ciepło, pocieszająco.
-Chodź, usiądziemy w salonie.- zaprosiłam go do środka, prowadząc za rękę. -No więc skąd o tym wszystkim wiesz?- zapytałam, siedząc tuż koło niego na kanapie.
-Ojciec kazał mi wrócić do szkoły. Zaniepokoiłem się, że Cię nie ma i zapytałem tej twojej koleżanki. Opowiedziała mi o twoich podejrzeniach i w ogóle i bardzo żałowała, że nie może być przy Tobie. Postanowiłem więc do Ciebie wpaść, żebyś nie była sama.- opowiedział, a ja wtuliłam się w niego.
-Dziękuję, że jesteś.- powiedziałam cichym, zapłakanym głosem.
-Nie mogłem Cię tak zostawić.- pogłaskał mnie czule po głowie, obejmując mnie.
-Powiedz mi, co ja mam zrobić... Jak mam się dowiedzieć czegoś o rodzinie? Tak się boję, że oni... Że...- płakałam spanikowana i pewnych słów nie umiałam nawet wypowiedzieć.
-Nie, na pewno żyją i nic im nie jest. Może wcale nie byli w tamtym hotelu? Uspokój się, pomogę Ci zdobyć informacje.- głaskał mnie cały czas i całował w czoło, i policzki, żeby mnie uspokoić, pocieszyć.
-Ale jak? Dzwoniłam już wszędzie... Do telewizji, do tego hotelu, do rodziców, do zarządu Chicago. Gdzie jeszcze mam zadzwonić?- bardzo liczyłam, że on znajdzie jakiś sposób, żeby ich znaleźć.
-Coś wymyślę, nie martw się, skarbie.- powiedział słodko i pocałował mnie w skroń. -Widać, że jesteś bardzo zmęczona od płaczu i pesymistycznych myśli. Położę Cię do łóżka, zaśniesz sobie, a ja poszukam jakiegoś rozwiązania.- on nie pytał, tylko tak zarządził, po czym wziął mnie na ręce i niósł na górę do mojego pokoju.
-Jesteś kochany... Dziękuję, ale ja i tak nie zasnę.- powiedziałam, gdy weszliśmy do mojego pokoju.
-Dul, kładziesz się i nie dyskutujesz!- rozkazał stanowczo podniesionym tonem głosu.
-Nie produkuj się, nie boję się Ciebie.- powiedziałam, uśmiechając się przez łzy.
-W tym momencie nie masz się mnie bać. Idziesz spać chociaż na trochę. W przeciwnym razie sobie pójdę, bo nie chcę patrzeć, jak się katujesz.- mówił cały czas stanowczo, ale dość ciepło, przykrywając mnie kołderką.
-Zostań!- złapałam go nerwowo za rękę.
-Zostanę, jeśli pójdziesz na trochę spać.- postawił jasny warunek.
-Dobrze, ale połóż się ze mną. Przytul mnie i głaskaj, wtedy prędzej zasnę, bo będę się czuła bezpieczna i mniej samotna.- poprosiłam, robiąc mu miejsce obok mnie.
-No dobrze, położę się z Tobą.- zgodził się, wchodząc pod moją kołdrę.
-Ale nie zostawiaj mnie ani na chwilkę. Dobrze?- powiedziałam, patrząc mu w oczy.
-Dobrze, myszko, będę cały czas przy Tobie.- uśmiechnął się, pocałował mnie w nosek i otarł kciukami moje łzy.
-Coś bym Ci powiedziała, ale sobie daruję, bo mi uciekniesz.- powiedziałam z delikatnym uśmiechem, wtulając się w niego.
-Tak, Ty też jesteś dla mnie ważna.- wyznał, przytulając mnie mocno, choć nie do końca to chciałam powiedzieć. -Śpij, aniołku.- polecił, całując mnie w czółko.
-Ostatnio nazwałeś mnie diablicą...- przypomniałam.
-Dziwisz mi się? Teraz jesteś kochana i niewinna jak aniołek, wtedy zachowywałaś się, jakby wstąpił w Ciebie szatan.- stwierdził, spoglądając w moje oczy.
-Może troszeczkę.
-Nie zagaduj mnie już i śpij, bo sobie pójdę.
-Dobra, nie szantażuj mnie...
Jeszcze chwilę się kręciłam, za dużo myślałam, a do oczu znów podchodziły mi łzy, ale po kilku minutach zadziałał na mnie urok Uckera i jego bliskość... Zrobiło mi się cieplutko, przyjemnie i automatycznie sen mnie zmorzył, po czym szybko zasnęłam.

Obudziłam się dopiero rano, a Ucker siedział obok mnie z laptopem na kolanach. Jedną rękę trzymał na myszce, a drugą cały czas głaskał mnie delikatnie po ramieniu, rysując palcami różne wzorki. Kiedy zorientował się, że nie śpię, uśmiechnął się ciepło, po czym powiedział:
-Wymyśliłem, jak znaleźć informacje i pozwoliłem sobie skorzystać z laptopa.
-Okej, nie ma problemu. Ale co właściwe robisz?- zapytałam, siadając.
-Szukam numerów telefonów do luksusowych hoteli w Chicago. Będziemy dzwonić i pytać, czy zatrzymali się tam twoi rodzice, zaczynając od tych, które są bliżej szpitali.- wyjaśnił, a ja pocałowałam go słodko w policzek
-Genialny pomysł, dziękuję.- powiedziałam i go przytuliłam.
-A najlepiej by było, jakbyś znała nazwę szpitala, w którym twoja siostra miała wizytę. Będziemy wiedzieć, od czego zacząć.
-Okej, daj na chwilkę. Otworzę Ci drugą kartę i wpiszę ten szpital w mapy google. Wklepiemy później tylko nazwy tych hoteli i będziemy wiedzieć, czy są daleko.- przesunęłam laptopa bardziej w swoją stronę i zrobiłam, co powiedziałam.
-Dobra, weźmy to na dół, zrobimy śniadanie i podczas jedzenia będziemy tego szukać, a później zaczniemy dzwonić.- zarządził, a ja od razu posłusznie wstałam.
-Okej, zaraz do Ciebie zejdę, tylko wezmę szybki prysznic.- powiedziałam i pognałam do łazienki, biorąc ze sobą tylko czystą bieliznę z szafki.

Wzięłam orzeźwiający prysznic, który naprawdę dobrze mi zrobił, zrelaksowałam się, o ile to w ogóle możliwe w tak beznadziejnej sytuacji. Kiedy wyszłam spod prysznica, ubrałam wcześniej przygotowaną bieliznę i cieplutki szlafrok. Dokładnie wytarłam włosy i je rozczesałam, po czym wyszłam z łazienki. Zeszłam na dół do kuchni, gdzie czekały na mnie kanapki.
-Kanapki z serem i ketchupem? Bardzo... Oryginalnie.- stwierdziłam z uśmiechem.
-Nie czepiaj się, to tak na szybko, żeby cokolwiek zjeść i wziąć się do roboty.- odpowiedział, wpatrzony w ekran laptopa.
-Wiem, wiem, dziękuję.- podeszłam do niego, obejmując go od tyłu i dałam mu soczystego buziaka w kącik ust.
-Widzę, że lepiej się czujesz?- zapytał, gdy usiadłam na przeciwko niego.
-Tak, dużo lepiej. Dałeś mi nadzieję i odpoczęłam trochę.- odpowiedziałam, biorąc się za jedzenie.
-Cieszę się. Jedz szybko i będziemy dzwonić. To znaczy właściwie gadać musisz Ty, bo ja niestety nie umiem angielskiego. Ja będę w tym czasie szukał kolejnych i skreślał te, co już załatwione.
-Szkoda, ale okej... Dam radę. Zresztą mi prędzej udzielą informacji o mojej rodzinie.
Zjadłam dość szybko i od razu wzięłam do ręki telefon. Na szczęście obyło się bez większych problemów i każdy udzielał mi informacji, gdy mówiłam, że martwię się o rodzinę i nie wiem, czy żyją. Po pięciu telefonach do oczu podchodziły mi łzy i powoli traciłam nadzieję. Christopher mnie uspokajał i kazał dzwonić dalej, ocierając moje łzy. W końcu za którymś razem usłyszałam to długo wyczekiwane "tak, mamy to nazwisko na liście". Zaczęłam płakać ze szczęścia i zapytałam, czy są w pokoju. Recepcjonistka powiedziała, że wyszli pozwiedzać kilka dni temu i jeszcze nie wrócili.
-Zapytaj, czy zna hiszpański, mam pomysł.- powiedział cicho Ucker.
-Zna.- odpowiedziałam, gdy usłyszałam odpowiedź od tej pani.
-Daj mi ten telefon.
Oddałam mu telefon, a on sprytnie zaproponował jej niezłą sumkę (oczywiście z kieszeni moich rodziców, ale miał do tego prawo, bo to moja sprawa) za odnalezienie moich rodziców. Stwierdziła, że mogą ich łatwo namierzyć, jeśli mają przy sobie kartę od zamka hotelowego. Ładnie podziękowaliśmy, a ona obiecała jak najszybciej zacząć poszukiwania i dać nam znać. Kiedy zakończyliśmy rozmowę, zaczęłam płakać ze szczęścia, złe emocje powoli opadły. Wtuliłam się w Uckera, powtarzając ciągle "dziękuję", po czym pod wpływem impulsu, silnych emocji wpiłam się w jego usta, całując go tym razem nie tak dziko jak wtedy. To było już delikatniejsze, nieperwersyjne, ale i tak bardzo namiętne. Po chwili posadził mnie na kuchennym blacie, nadal całując. Tym razem nie trzymał rąk na moim tyłku, tylko na plecach. On i tak całuje, jakby chciał mnie połknąć, ale to było już dużo spokojniejsze, a nawet słodkie. Po kilku pięknych minutach, przestał mnie całować i przytulił mocno.
-Dzięki Tobie jestem spokojniejsza, dziękuję Ci bardzo.- powiedziałam, kiedy wypuścił mnie ze swoich objęć, ale nadal był blisko.
-Mam nadzieję, że teraz już pójdzie z górki i bez żadnych niespodzianek.
-Też mam taką nadzieję. Jeśli się okaże, że oni sobie gdzieś tylko poszli i zapomnieli naładować telefonu, to się do nich przez miesiąc nie odezwę za to, że mi taki niepotrzebny stres zafundowali.- powiedziałam zirytowana na samą myśl.
-Pewnie tak jest, ale spokojnie... Najważniejsze, że nie byli w tamtym hotelu.
-Mhm, kamień spadł mi z serca.

Przez kolejne dwa dni czułam się jak małe dziecko. Nie sądziłam, że Christopher potrafi być taki opiekuńczy, kochany i słodki. Ciągle łaził za mną, karmił mnie, pocieszał, układał do snu. Starałam się nie mówić nic, co mogłoby go zdenerwować, żeby tylko na mnie nie krzyczał, albo co gorsza zostawił mnie samą. Powiedziałam Ann, co udało nam się ustalić i dzwoniła ciągle, pytając, czy już coś wiemy. Któregoś dnia, kiedy byłam w łazience, zadzwonił mój telefon.
-Odbierz, to pewnie Ann.- krzyknęłam, bo ona wiedziała, że Ucker tu jest, nie miała tylko pojęcia o naszych bliskich relacjach.
-Dulce!- po chwili usłyszałam głośne wołanie Uckera.
-Co?
-Chodź tu szybko!- zawołał mnie, a po kilku sekundach pojawiłam się koło niego. -Masz.- podał mi telefon z szerokim uśmiechem.
-Cześć córeczko.- powiedział bardzo dobrze mi znany głos, który po raz pierwszy w życiu tak bardzo pragnęłam usłyszeć.
-Mama!- krzyknęłam uradowana, słysząc głos mojej mamusi. -Co się z Wami działo? Czemu nie odbieraliście? Wszystko w porządku?- zasypałam ją pytaniami, ponownie płacząc ze szczęścia.
-Spokojnie, Duluś... Przepraszamy Cię, ale twój genialny tatuś postanowił pozwiedzać i się zgubiliśmy. Weszliśmy do jakiegoś wielkiego lasu i nie mogliśmy stamtąd wyjść, zniknął zasięg, a w ogóle masakra... Opowiemy Ci wszystko, jak wrócimy.- wytłumaczyła po krótce, a ja nadal nie mogłam uwierzyć, że ją słyszę.
-Ale nic Wam nie jest?- upewniałam się.
-Nie, kochanie.
-Daj mi tatę do telefonu. Chcę go usłyszeć i Sofię też.- poprosiłam, po czym mama przekazała telefon tacie, z którym dosyć długo gadałam. 


No hej skarby moje kochane! :*
Dawno  nie było tyle komentarzy, dziękuję :) No już dodam wam tak wcześnie, zasłużone ;)
A teraz uwaga, ogłoszenie parafialne! Napisałam trochę rozdziału (na nowe opko przypominam, bo to dawno jest skończone). Niewiele, parę linijek w sumie, ale to i tak sukces... Ruszyłam z miejsca od czterech miesięcy! :D Zmotywowałyście mnie komentarzami chyba i aż mnie wena naszła :)
Wgl to zaraz koniec wakacji... Całe przepracowałam, a kasa pójdzie pewnie na korki z matmy :/
No dobra, do następnego :* 


środa, 9 sierpnia 2017

12. "Przytul mnie"

Przed szóstą rano (choć dla mnie to bardziej środek nocy, haha) usłyszałam cichy głos Uckera:
-Dul, wstawaj, idziemy.
-Nie budź mnie, ja śpię! Nie idę do szkoły.- powiedziałam półprzytomna, nakrywając głowę kocem.
-Duluś, jak szybko wstaniesz, to dostaniesz buziaka na drogę.- na te słowa żywo zareagowałam i od razu usiadłam.
-Ale takiego jak wczoraj?- zapytałam z uśmiechem i nadzieją w głosie.
-Poczekaj, wstań.- podał mi rękę, bym wstała z materaca i stanęła koło niego.
I co zrobił ten podły szmaciarz? Cmoknął mnie w policzek, co niewiele miało wspólnego z wczorajszymi pocałunkami. Tupnęłam, skrzyżowałam ręce na piersiach i zrobiłam obrażoną minę jak małe dziecko, patrząc na niego z pogardą.
-Chodź, przestań.- przez jego twarz przebiegł cień uśmiechu i próbował złapać mnie za rękę, ale była schowana. -Kurwa mać, Dulce!- szarpnął mnie za przedramię, które przez niego miałam już całe w siniakach.
-Puść!- wyszarpnęłam się, rzucając mu obrażone, pogardliwe spojrzenie.

Wzięłam torebkę, założyłam buty, ogarnęłam włosy i wyszliśmy. Christopher oczywiście wziął broń. Hmm... Ciekawe, czy idąc do szkoły też ją brał? Szliśmy ponurymi uliczkami tej dzielnicy, nie spotykając po drodze nikogo, ani żywej duszy. Mimo to bałam się, a on szedł tak czujnie, że nie zwracał na to uwagi. Szłam jak najbliżej niego, bo tylko czując ciepło jego ciała, czułam się względnie bezpiecznie. Po jakimś czasie wyszliśmy stamtąd i szliśmy już cywilizowaną częścią miasta. Co nie zmienia faktu, że o tej porze tutaj też nie jest jakoś super bezpiecznie... Koło ósmej dotarliśmy pod mój dom. Stojąc przy bramie, przyglądałam się Uckerowi, który nadal nie odchodził.
-Możesz już iść, dam sobie radę.- powiedziałam z delikatnym uśmiechem, mimo że moje serce krwawiło na myśl o tym, że więcej go nie zobaczę.
-Okej, to idę.- odwrócił się i już chciał iść. -A Dulce, proszę przeproś swojego tatę ode mnie. Powiedz kiedyś po prostu, że mnie spotkałaś i gadaliśmy. Dobrze?- powiedział jeszcze, a ja skinęłam twierdząco głową.
-Przytul mnie, proszę.- poprosiłam cichutko i nieśmiało, a on podszedł do mnie i objął mnie mocno, ale naprawdę czule.
-Lubię Cię diablico, ale i tak więcej się nie zobaczymy.- wyznał cicho, ściskając mnie mocniej.
-I tak będę o Tobie długo pamiętać, dziękuję za wszystko.- odpowiedziałam, a w oczach zbierały mi się łzy, nie lubię pożegnań.
-Leć już do domu, bo Ci zimno.- polecił, odsuwając mnie od siebie delikatnie.
-Okej, pa.- powiedziałam, podchodząc do bramy.
-Pa, mała.- odpowiedział i powoli odchodził, gdy ja wchodziłam na teren mojej rezydencji.

Była sobota, więc na szczęście miałam przed sobą jeszcze weekend na odpoczynek. Przed rodzicami cały czas utrzymywałam, że byłam z przyjaciółką i nawet napisali mi usprawiedliwienie, a więc rzekomo byłam chora. Przez te dwa dni weekendu nadrobiłam zapasy jedzenia i tkanki tłuszczowej w moim organizmie. Ciągle jadłam, żeby uzupełnić braki po kilku dniach głodówki. Już od pierwszych chwil w domu, brakowało mi Uckera. Cały czas czułam na sobie jego dotyk, pocałunki, słyszałam jego głos, a gdy zamykałam oczy, widziałam jego twarz. To było takie głupie, nie mogłam pozbyć się tego uczucia... Czułam pustkę, tęsknotę. To tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że się w nim zakochałam. Cholera jasna, głupie serce! Znam tylu zajebistych chłopaków, a zakochałam się w kimś, kto nie jest zdolny do uczuć. Choć osobiście uważam, że to nieprawda... On nie potrafi okazywać uczuć, ale wierzę, że je ma, musiałby tylko chcieć je w sobie obudzić, ale jest zbyt zamknięty w sobie i niedostępny. Mimo niebezpieczeństwa i wiecznych kłótni przez ostatnie kilka dni bardzo dobrze się z nim czułam, dawał mi szczęście, jakiego potrzebuję. Zdałam sobie sprawę z tego, że choć mam wszystko, to w życiu brakuje mi radości, adrenaliny. Z nim tego zaznałam i starczy mi na jakiś czas. Jednak to tylko pewne bodźce, których mi dostarczał... Istnieje druga strona medalu, a mianowicie on sam, jego obecność. Zawsze byłam aż nadto szczerą osobą i otwarcie mówiłam, co czuję. Dlatego musiałam mu wyznać, że się w nim zakochałam i przed sobą też nie zamierzam tego ukrywać. Muszę tylko o nim jak najszybciej zapomnieć, choć i tak jeszcze mam nadzieję na ponowne, spontaniczne spotkanie.

Moje życie wróciło do normy. Córeczka tatusia, kłótnie z siostrą, szkoła, spóźnianie na lekcje, paczka przyjaciół, kiepskie oceny, ofiara pani od matmy i moja popularność... Życie niemal idealne, ale nadal jakieś puste. Jedynie Ann ciągle wierciła mi dziurę w brzuchu, bym opowiedziała jej o chłopaku, z którym byłam, gdy mnie kryła. Zmyślałam jej jakieś głupoty dla odczepnego, ale zapewniłam, że był to tylko romans i skończyłam z nim po dobrej zabawie. W przeciwnym razie musiałaby go poznać, nie odpuściłaby, a ja na pewno nie powiem jej, że przez ten czas byłam z Uckerem. Wyśmiałaby mnie, tym bardziej że wszyscy ciągle dyskutują o nim i cieszą się, że go nie ma i niedługo go skreślą z listy. Nie odzywam się nawet na ten temat, bo chcę być wierna temu, co mówiłam do niego i nie będę teraz mówić czegoś sprzecznego przeciwko niemu. Koniec z obłudą i fałszem, nie jestem jak cała elita, nie jestem płytka. Po dwóch tygodniach przypomniało mi się, o co prosił mnie Christopher. Gdy siedzieliśmy z rodziną przy obiedzie, postanowiłam do tego nawiązać.
-Wiesz tato? Spotkałam Christophera.- powiedziałam swobodnie.
-Dobrze, że mi o tym mówisz. Coś się stało?- od razu wpadł w panikę.
-Nie, spokojnie nic mi nie jest. Chciał pogadać i poszliśmy na kawę. Zapytał, czy znam waszą historię. Opowiedziałam mu wszystko, co mówiliście. Żałował, że sam nie dał Ci dojść do słowa i wybuchł. Poprosił, bym przeprosiła Cię od niego i zapewnił, że wszystko jest w porządku. Nie ma do Ciebie żalu, rozumie to wszystko i nie chce mieć kontaktu ze swoim ojcem.
-Tak powiedział?
-Tak, było mu naprawdę głupio po tym, co zrobił. Ma wybuchowy charakter, ale po za tym nie jest zły.- dodałam, by dodatkowo go wybronić.
-Wiedziałem o tym i nie jestem na niego zły. Mimo wszystko to dobry chłopak, tylko oby nigdy nie ufał swojemu ojcu.- podsumował, po czym mały potwór, zwany również moją siostrą, zaczął gadać jakieś bzdury i zmienili temat, a ja siedziałam już cicho.

Dwa miesiące później rodzice musieli wyjechać do Stanów z moją siostrą do lekarza. Jak się urodziła, to miała chore serduszko, a teraz muszą jechać na kontrolę, jak troszkę podrosła. Dla bezpieczeństwa lepiej sprawdzić, czy wszystko w porządku, żeby przypadkiem kiedyś nic jej się nie stało przy dużym wysiłku fizycznym. Pamiętacie ten moment, kiedy po mojej domówce mama zakazała mi siedzieć samej w domu? Tak, mi też się coś kojarzy, ale rodzice na szczęście nie pamiętają długo takich rzeczy i teraz zostawiają mnie samą. W sumie nie mają wyjścia, bo przecież ja mam szkołę i nie mogę jej zawalić, jadąc na dwa tygodnie z siostrą do lekarza. Oczywiście kilka dni przed ich wyjazdem co chwile słyszałam teksty w stylu "Tylko nic nie kombinuj", "Bądź grzeczna" i tak dalej. Ale spokojnie, tym razem nie zamierzam robić żadnej imprezy, odpocznę od ludzi i nacieszę się samotnością, bo niestety trudno jest być osobą popularną i jestem tym trochę zmęczona.
Jakiś tydzień przed ich wyjazdem zdarzyło się coś, co mnie zszokowało. Pod moim domem był Ucker i rozmawiał z tatą. Mama później powiedziała mi, że chciał go osobiście przeprosić i wszystko wyjaśnić. Ucieszyłam się, tylko szkoda, że się ze mną nawet nie przywitał. No trudno, przecież taki był plan... Jednak i tak było mi z tego powodu smutno, bo dotąd miałam jeszcze nadzieję, że on za mną tęskni tak jak ja za nim.

Grzecznie pożegnałam się z rodzicami i siostrą, gdy wyjeżdżali i zostałam sama. Potrzebowałam tego i cieszyłam się tą samotnością. To znaczy oczywiście normalnie chodziłam do szkoły, a przyjaciele czasami mnie odwiedzali, ale jednak te chwile, w których siedziałam sama w domu, były najlepsze. Tak było przez około tydzień... Później zaczął się dramat, a mianowicie straciłam kontakt z rodzicami. Codziennie dzwonili, pisali, a nagle przestali i nie mogłam się z nimi skontaktować. Wspólnie z ochroniarzami zastanawialiśmy się, co się stało. Martwiłam się i panikowałam, a wszyscy wkoło mnie uspokajali. Mój strach był jeszcze większy, jak dowiedziałam się o hotelu w Chicago, który się zawalił. Właśnie tam była moja rodzina, ale nie mam pewności, czy w tym hotelu. Byłam przerażona i wydzwaniałam tam w poszukiwaniu informacji. Nie trudno się domyślić, że ciężko było się tam dodzwonić i czegokolwiek dowiedzieć. Byłam w totalnej rozsypce i myślałam o najgorszym. Już nie wiedziałam, jak szukać informacji i co robić. Przestałam chodzić do szkoły, czekając jedynie na jakieś wiadomości. Przy okazji okazało się, jak kochanych mam znajomych... Jedynie Anahi dzwoniła do mnie codziennie i pytała, czy coś wiem i raz do mnie zaszła, próbując mnie pocieszyć. Jej mogę wybaczyć, bo wiem, że ma dużo na głowie (opiekuje się chorą babcią, bo jej rodzice ciągle pracują) i powinnam się cieszyć, że chociaż telefonicznie mnie wspiera. Maite podobno choruje i siedzi w domu, więc pewnie o niczym nie wie, bo inaczej na pewno by tu była. A reszta? Christian, którego uważałam za dobrego przyjaciela i wszyscy Ci, którzy mnie "uwielbiają"?... To był dla mnie duży cios i przypomniały mi się słowa Uckera, że znieczulica jest wszędzie, po prostu ja tego nie widzę. Przepraszam, teraz już widzę i sama tego doświadczam.
Pewnego dnia wieczorem, gdy siedziałam przed laptopem, szukając jakichś informacji o tym wypadku, usłyszałam pukanie do drzwi. Była środa po 20, więc jedyne co przyszło mi do głowy, to że może rodzice wrócili. Kiedy otworzyłam drzwi, w moich oczach pojawiły się łzy. Tej osoby się tu nie spodziewałam, ale w głębi duszy marzyłam o jej obecności. Rzuciłam się w jego ramiona, całkiem się rozklejając. Wtuliłam się w niego, a on objął mnie czule, próbując mnie uspokoić. Zrobił krok w przód, wchodząc do domu i zamknął drzwi, nie wypuszczając mnie ze swoich objęć.


No co za marudy... Macie już ten rozdział :* Wiem, że długo nie było, ale naprawdę nie mam do tego głowy teraz ani czasu niestety... Ciągle tylko praca i praca, a jak mam wolne, to zawsze staram się coś robić, korzystać z wakacji, a w konsekwencji nie mam kiedy pisać i wstawiać rozdziałów, bo jestem tu ciągle jak zawsze, ale no cóż... ;) Ogólnie to ja się chyba wypaliłam, bo serio nie mogę nic napisać, a przecież kiedyś przychodziło mi to z łatwością i mega przyjemnością, a teraz to masakra... :/ 
No dobra, do następnego moje skarby :*