wtorek, 31 maja 2016

38. "Cudowny, prześliczny i taki malutki"

Obudziłam się cała obolała w szpitalnej sali. Koło mnie siedziała Anahi. Chwilę mi zajęło ogarnianie tego, co się stało.
-Co z moim dzieckiem? Gdzie Ucker?- zadałam od razu dwa pytania, byłam przerażona.
-Twoje dziecko leży w inkubatorze w sali obok, a Ucker stoi przy szybie i się na nie gapi.- odpowiedziała moja blondyneczka, a mi od razu kamień spadł z serca.
-Zawołasz go tutaj?
-Jasne, poczekaj.- wyszła na korytarz.
-Hej, kochanie.- powiedział Christopher, wchodząc do sali.
-Cześć. Jak tam nasze maleństwo?- zapytałam od razu, kiedy usiadł koło mnie.
-Jest cudowny, prześliczny i taki malutki.- odpowiedział z entuzjazmem i szerokim uśmiechem.
-Chcę go zobaczyć.
-Nie możemy na razie tam wchodzić. Zresztą pewnie nie pozwolą Ci jeszcze wstawać.
-To idź po lekarza, bo ja chcę zobaczyć naszego synka.
-No dobrze, poczekaj.
Ucker poszedł po lekarza, który wykonał mi parę badań, typu mierzenie ciśnienia i zmienił mi opatrunek na brzuchu. Po tym wybłagałam, żebyśmy mogli wejść do naszego dziecka. Byłam słaba, więc musiałam jechać na wózku. Weszliśmy po cichutku na salę, gdzie było sporo dzieci. Prawie wszystkie płakały. Tylko nasz maleńki książę spał słodziutko w kąciku sali, jakby nic go nie obchodziło.
-Dobrze, możecie zostać na 10 minutek, za chwilę po Was wrócę.- powiedział doktor i poszedł.
Patrzyłam na nasze dziecko spojrzeniem pełnym miłości. Spojrzeniem, jakim dziecko może obdarzyć tylko matka. Do oczu napływały mi łzy i wtuliłam się w Uckera. On objął mnie jedną ręką, a drugą już trzymał naszego synka za rączkę.
-Nie płacz, kochanie. Już jest po wszystkim.- powiedział, całując mnie w głowę.
-Chce mi się płakać, bo przez własną głupotę mogłam nie dopuścić do tej chwili.
-Ale nic nie zrobiłaś i wszystko jest w jak najlepszym porządku. Zobacz, daj rękę.- złapał mnie za rękę i poprowadził ją do okrągłego otworku w inkubatorze.
Powoli zbliżył moją drżącą rękę do rączki maluszka. Dotknęłam jego delikatnej skóry najpierw tylko opuszkami palców, a potem już sama złapałam za jego malutką rączkę. Zaczęłam go głaskać bardzo delikatnie, bojąc się, żeby nie zrobić mu krzywdy. Po moich policzkach ciekły łzy wzruszenia, a Ucker patrzył na mnie ze szczerym, szerokim uśmiechem.
-Jest cudowny.- powiedziałam, ciągle głaskając rączkę naszego maleńkiego okruszka.
-Widać czyj to syn, nie?- zaśmiał się Ucker, całując mnie w skroń.
-Jasne, jasne... Ej, a w ogóle to jak go nazwiemy?- nagle przypomniało mi się, że naszemu dziecku przydałoby się imię.
-Też o tym myślałem, stojąc wcześniej tam przy szybie. Ale wiesz co? Ty wybierz, należy Ci się ten przywilej.
-Okej... To może Christian?- no cóż... To jakoś tak pierwsze co wpadło mi do głowy.
-Hmm... Christian, Chris... Może być.
-Dobrze, więc od teraz kochanie jesteś Chris.- zwróciłam się do dziecka, ciągle trzymając go za rączkę.

Nasz maleńki skarb rozwijał się dobrze i rusł w tempie błyskawicznym. Po dwóch tygodniach w inkubatorze mógł wreszcie opuścić szpital. Ku mojemu zaskoczeniu nie jechaliśmy w stronę domu, ale zupełnie gdzie indziej. Jak się później okazało trafiliśmy pod jakiś piękny, nowy dom z wielkim ogrodem.
-Ucker, gdzie Ty mnie przywiózłeś?- zapytałam zdezorientowana.
-Przeczytaj napis, który jest zawieszony na domu.- powiedział, otwierając kluczem furtkę.
-Witajcie w domu skarby.- przeczytałam na głos, co niewiele mi wyjaśniło.
-Aj, Dul... Tobie trzeba wszystko tłumaczyć. Jakieś dwa lata temu zacząłem przygotowywać dla Ciebie niespodziankę i dopiero teraz skończyli pracę. To nasz nowy dom, kochanie.- wyjaśnił, a ja nadal nie mogłam w to uwierzyć.
-Jak to? Będziemy mieszkać w tak zajebistym domu, tak tylko my?
-Jasne. Wejdźmy do środka, Chris nie powinien jeszcze tyle czasu spędzać na dworze.
W środku ten dom zrobił na mnie jeszcze większe wrażenie. Wszystko było takie nowoczesne, z klasą. Muszę przyznać, że sama bym tego lepiej nie umeblowała. Sam salon bardzo mi się spodobał, a kiedy poszliśmy dalej... Pokoik naszego synka był cudowny, taki duży i przytulny. Były w nim drzwi do naszej sypialni, żebyśmy mieli blisko do dziecka. I wreszcie na końcu Ucker pokazał mi naszą sypialnię, czyli jak to nazwał, nasze ulubione miejsce w tym domu. Tutaj wyjątkowo się postarał, a wszystko było idealne. Położyłam małego na łóżku i sama usiadłam koło niego.
-Podoba Ci się dom?- zapytał Ucker, kładąc się na mnie bardzo delikatnie.
-Mhm, bardzo.- odpowiedziałam z szerokim uśmiechem i dałam mu słodkiego buziaka. -Czekaj, zejdź ze mnie, bo mi ciężko.- odepchnęłam go delikatnie, ale on po prostu zrobił tak, że to ja leżałam na nim.
-Tak może być?- zapytał, głaskając mnie po ramieniu.
-Mhm, tak jest bardzo wygodnie.- odpowiedziałam i odwróciłam się w stronę dziecka. -Jaki z niego aniołek...- pocałowałam Christiana w czółko z uśmiechem.
-Mhm... Ale wiesz co? Ten aniołek już sobie śpi, więc może połóżmy go do łóżeczka i zajmijmy się sobą.- zaproponował mój wiecznie napalony Uckerek.
-Nie, misiaczku... Po pierwsze jeszcze nie doszłam do siebie po porodzie, po drugie jestem głodna, a po trzecie wolałabym tak poleżeć z dwoma najważniejszymi mężczyznami w moim życiu.
-Okej, skoro tak wolisz...- zgodził się i pocałował mnie słodko w kącik ust.
To naprawdę cudowne... Leżałam wtulona w najwspanialszego mężczyznę na świecie tuż przy naszym maleńkim synku. Ucker głaskał mnie i delikatnie całował, a ja wpatrywałam się w nasze dziecko. Słowa były w tym momencie zbędne, wystarczała nam nasza miłość i wzajemna bliskość. Czułam, że od teraz nasze życie będzie wspaniałe. Obiecałam sobie, że uchronie nasze maleństwo od całego zła tego świata i będę najlepszą matką na świecie.
-Mówiłaś, że jesteś głodna. Poleż tu sobie, a ja pójdę zrobić coś na obiad, okej?- powiedział i lekko mnie podniósł, by móc wstać.
-Okej. Ale wiesz co? Zjadłabym sobie spaghetti.
-Dobra, lecę robić.- wstał i dał mi słodkiego buziaka.
Wyszedł, a ja dalej leżałam na łóżku z moim synkiem, patrząc na jego spokojny, beztroski sen.

Od tego czasu jestem najszczęśliwszą kobietą na świecie. Moje życie ułożyło się idealnie, tak jak marzyłam. Mam cudownego synka i narzeczonego, z którym planujemy ślub. W dodatku mieszkamy w przepięknym domu, a niedawno kupiliśmy sobie psa. Ucker się uparł na labradora, bo przeczytał, że to dobre psy dla dziecka. Triana, bo tak ją nazwałam, to słodziutka malutka, czarna kuleczka. Wszystkich gryzie i jest niesamowicie złośliwa. Jednak kiedy jest w pobliżu Christian, nagle staje się spokojnym, potulnym pieskiem. Uwielbiam ją za to i mówimy, że jest naszym drugim dzieckiem.
 


Hejo!
Pojawiam się tu z pozytywnym rozdziałem, mam nadzieję, że was uspokoiłam ;) W sumie i tak myślałam, że będziecie bardziej zbulwersowane, a nie było tak źle xD Do końca opowiadania zostało kilka rozdziałów, a ja mam napisane kolejne opko do 18. Dobrze mi szło, ale coś się zepsuło i teraz słabo mi idzie i nie mam czasu za bardzo na pisanie. Ale powiem Wam, że miałam ostatnio kryzys i chciałam skończyć z pisaniem, ale coś sobie uświadomiłam... Nie mogłabym żyć bez pisania opowiadań, to takie moje małe, niegroźne uzależnienie. I tylko to trzyma mnie tu jeszcze. Gdyby nie fakt, że tak się przywiązałam do pisania, to już dawno bym to skończyła. Strasznie słabo od jakiegoś czasu jest z komentarzami i nie mam motywacji do pisania. Więc w sumie wstawiam rozdziały tylko dlatego, że je piszę, a z pisania zrezygnować nie potrafię. Mam nadzieję, że mnie rozumiecie i mimo wszystko cieszycie się, że prawdopodobnie nigdy was nie zostawię ;) Także no, kolejny dodam jak będzie konkretniejsza ilość komentarzy. 
Bajoo :*


sobota, 21 maja 2016

37. "Zajmij się naszym skarbem"

Kiedy byłam na kolejnej wizycie u lekarza, okazało się, że anemia postępuje, a ciąża może być zagrożona. To znaczy nie przez samą anemię, przez to byłam tylko trochę słabsza. Był jakiś inny powód, który nie bardzo rozumiałam i po prostu muszę o siebie szczególnie dbać i uważać, co jem. A Uckerowi tylko rzucić hasło, że musi o mnie dbać... Już mam zapewnioną kontrolę 24 godziny na dobę. On już nawet wolne w pracy wziął aż do mojego porodu. Lekarz chciał zostawić mnie na parę dni w szpitalu, ale Ucker stwierdził, że dla mnie lepsza będzie jego opieka w domu i obiecał, że dobrze się mną zajmie. Dobrze, że udało mu się to załatwić, bo szpitale naprawdę źle mi się kojarzą i nie chciałam tu zostawać.
Tak więc mój kochany troszczył się o mnie non stop, oczywiście aż z przesadą. No, bo jakby mogło być inaczej, przecież on po prostu nie zna granic... Ale po za tym, że trochę mnie ograniczał, to nie narzekam, bo był bardzo opiekuńczy i kochany. Moje maleństwo rosło coraz szybciej, a mój brzuszek był coraz większy. Potwierdziło się też moje przypuszczenie co do płci. USG jednoznacznie wykazało, że będziemy mieli synka. Przez jakieś trzy dni się później wymądrzałam, że miałam rację. Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie te okropne bóle, które mnie nagle brały. Później dziecko już zaczynało kopać, co na początku bardzo mi się podobało, a Ucker wariował i dzwonił do wszystkich, chwaląc się tym, że nasze dziecko już bardzo chce go poznać. Po jakimś czasie jednak nie było to już tak przyjemne, a wręcz bolesne. Christopher oczywiście żartował, że nasz maluch już ćwiczy, żeby w przyszłości być piłkarzem. Śmiałam się z jego teorii i w ogóle, ale znowu strasznie się bałam. Teraz już nie miałam tych obaw, co na początku. To jakoś minęło, ale teraz przerażały mnie te bóle i bałam się o dziecko, już nie o siebie.

Na początku siódmego miesiąca lekarz powiedział nam, że dziecko prawdopodobnie będzie wcześniakiem, bo rośnie bardzo szybko. Przestraszyłam się, bo oznaczało to, że jego życie może być zagrożone. Ucker wciąż mnie uspokajał najlepiej jak tylko potrafił, choć sam się bał, że coś pójdzie nie tak. Udawał twardego i opanowanego, ale znam go zbyt dobrze, żeby się na to nabrać. Czułam, że w rzeczywistości mój kochany boi się i martwi tak samo jak ja. Tak więc było to takie nasze wzajemne wspieranie, ale on miał oczywiście dużo trudniejsze zadanie. Czułam się coraz gorzej i większość dni spędzałam w łóżku z narzeczonym, i jedzeniem. Oglądaliśmy chyba wszystkie możliwe filmy, po za horrorami. Ucker twierdzi, że jak będziemy oglądać horrory, to dziecko będzie miało później koszmary. Nie śmiałam się z nim kłócić, bo być może miał rację i wolałam nie ryzykować.
-Co teraz oglądamy?- zapytał, kiedy skończyliśmy oglądać jakąś komedię romantyczną.
-Nie mam już ochoty na filmy.- odpowiedziałam, wtulając się w niego.
-Nie masz ochoty na filmy? A na słodycze?
-Też nie.
-Mhm... Czyli źle się czujesz?- kurde, jaka ja jestem teraz przewidywalna.
-No nie najlepiej, ale nie martw się. Po prostu muszę się przespać.- powiedziałam, odwracając się na bok.
-No dobrze. Będę Cię głaskać, a Ty sobie śpij.
-Oo, idealnie...- mruknęłam, po czym dostałam słodkiego buziaka w policzek.
Ucker głaskał mnie delikatnie po plecach. Wzięłam jego drugą rękę i położyłam na swój brzuch. Dziecko akurat kopało i to w miarę spokojnie i lekko. Christopher głaskał mnie teraz po brzuszku, co jakiś czas całując w szyję lub w ramię. Byłam okropnie śpiąca, ale nie mogłam zasnąć przez jakiś dziwny ból i coraz bardziej gwałtowne ruchy dziecka. Nagle złapał mnie okropny ból na dole brzucha i zaczęłam się aż zwijać. Ucker od razu wpadł w panikę:
-Kochanie, co Ci jest?
-Boli...- powiedziałam cicho, a z moich oczu już ciekły łzy.
-Co Cię boli?- dopytywał, odwracając mnie na plecy i przytulając.
-Poczekaj... Już przechodzi...- wydukałam, oddychając głęboko.
-Na pewno już lepiej, czy jedziemy do szpitala?
-Spokojnie, naprawdę już lepiej.- złapałam go za rękę z lekkim uśmiechem.
-Boże, nie strasz mnie tak więcej...- powiedział, tuląc mnie mocno do siebie.
-To nie ja, tylko ten nasz mały, już wredny synek.- odpowiedziałam żartem, żeby go trochę uspokoić.
-To akurat ma po Tobie, skarbie.
-Mhm, na pewno... Ciekawe, kto tu jest taki wredny?
-No na pewno nie ja... No okej, może kiedyś byłem troszkę wredny, ale to było dawno.
-No właśnie, ale masz wredną naturę, a zmieniła Cię miłość do mnie. A wiesz dlaczego? Bo ja jestem kochanym aniołkiem i poskromiłam nawet twoją głupotę, więc co to dla mnie takie chamstwo.- i jak zwykle moje trafne argumenty, już mu słów zabrakło.
-Oj Duluś, kochanie... Odpowiedziałbym Ci chętnie, ale nie chcę się kłócić przy dziecku.
-Tak, tak się tłumacz...- wybuchłam śmiechem, przytulając się do mojego wariata.
-Czekaj, ale tak na poważnie... Dobrze się już czujesz?
-Dobrze, to trochę za dużo powiedziane, ale już tak nie boli.
-Okej. Nadal chcesz już iść spać?
-Tak, dobranoc.
-Miłych snów skarby.- powiedział i pocałował mnie najpierw w usta, a potem w brzuch jak codziennie wieczorem.
Przez kolejne dni coraz częściej zdarzały się takie bóle, ale nie zawsze były aż tak silne. Poszliśmy do lekarza, który powiedział, że nic z tym nie może zrobić i muszę po prostu wytrzymać i najlepiej cały czas leżeć. No to teraz Ucker w ogóle nie pozwalał mi się ruszyć i gdybym nie zaprotestowała, to pewnie nawet do toalety by ze mną chodził. 

Na początku ósmego miesiąca trafiłam do szpitala, była to połowa września. Bóle zdarzały się zbyt często i były nie do wytrzymania i lekarze stwierdzili, że lepiej będzie, jeśli zostanę w szpitalu. Zgodziłam się z myślą o Uckerze, żeby był troszkę spokojniejszy. Doktor powiedział, że niedługo urodzę i mogą być pewne komplikacje. To okropnie nas przestraszyło. Ciągle płakałam i panikowałam na samą myśl o porodzie. Wszyscy mnie uspokajali, bo nerwy szkodzą dziecku i w ogóle. Starałam się zachować spokój, ale jakoś nie mogłam, to wszystko strasznie mnie przerażało. Najlepsze było to, że przez mój ciągły płacz mieliśmy specjalne przywileje. Ucker nawet mógł zostawać na noc w szpitalu i spać ze mną w łóżku, co na ogół jest niedopuszczalne.
-Kochanie, tak się boję...- mówiłam, tuląc się do ukochanego na szpitalnym łóżku.
-Ja też, rybko, ja też... Ale musisz być dzielna, wiesz o tym?- jego głos jak zwykle był bardzo kojący, a do tego całował mnie po policzkach, ustach i szyi.
-Wiem i jestem. Staram się nie wpadać w panikę, żeby nie zaszkodzić maleństwu. Ale gdyby nie Ty, to już dawno bym zwariowała.
-Moja obecność też nie pomogła.- zaśmiał się, a ja rzuciłam mu spojrzenie pełne grozy. -Żartuję, skarbie.- sprostował.
-Wiesz co? Wcześniej też kochałam Cię z całego serca, ale mam wrażenie, że teraz przez ciążę nasza miłość jakby nabrała innego znaczenia i stała się jeszcze silniejsza niż przedtem.
-Też tak myślę. Na początku ciąży nasz związek podupadł przez kłótnie i krzyki. Ale później już wszystko się zmieniło, a teraz kocham Cię jeszcze bardziej niż kiedyś, naprawdę. Muszę Ci coś wyznać, ale to nie teraz, bo nie chcę Cię denerwować.
-Jak to? O co chodzi?
-Ejej, spokojnie... To nic takiego, po prostu powiem Ci to po porodzie, tak dla efektu.
-No okej, a więc szkrabie mój maleńki przychodź na świat szybciutko, bo jestem strasznie ciekawa, co on ma mi do powiedzenia.- mówiłam niby do dziecka, trzymając rękę na brzuchu.
-Aj, Dul... Nie mogę się już doczekać.
-Ja też, bardzo. Ale chciałabym, żeby już było po wszystkim.
-Niedługo będzie, zobaczysz.- pocałował mnie słodko w skroń.
Jak się okazało, nie musieliśmy czekać aż tak długo. Czwartego października o piątej rano złapały mnie straszne skurcze. Nie wiedziałam, co się dzieje. Ucker w panice poleciał od razu po lekarza. I co się okazało? Wody mi odeszły i będę rodzić. Moje oczy z przerażenia pewnie były wielkie jak pięć złotych. Skurcze były okropne, aż płakałam z bólu. Szybko przewieźli mnie na salę zabiegową, a Ucker cały czas trzymał mnie za rękę. Po odpowiednim przygotowaniu, poród na dobre się zaczął. Okropnie się bałam, a Christopher też już nie był w stanie mnie uspokajać. Ściskał moją dłoń mocniej niż ja jego. Płakałam z bólu i już opadałam z sił. W pewnym momencie czułam, że dłużej tego nie wytrzymam.
-Nie mogę już...- wydyszałam z płaczem.
-Kochanie, dasz radę.- mówił Ucker, całując mnie po czole i policzkach.
-Nie, ja naprawdę nie mam już siły...
-Nie może Pani teraz przerwać.- powiedział jeden z lekarzy.
-Nie dam rady już dłużej. Błagam, ratujcie moje maleństwo. Kochanie, przepraszam.- zwróciłam się na końcu do Uckera, patrząc na niego ze smutkiem. -Mówiłam, że to nie był dobry pomysł, ale wybaczam Ci. Zajmij się naszym skarbem w razie jakbym...- i nagle nie byłam w stanie już nic powiedzieć, zemdlałam...
-Zróbcie coś!- usłyszałam jeszcze tylko błagalny krzyk Uckera jakby przez mgłę i dalej nic, ciemność.



Hejo! Przybywam tu dziś z rozdziałem co prawda dość smutnym... A może nie smutnym, tylko raczej tragicznym? Pewnie mnie teraz znajdziecie i zniszczycie mi życie za to, co się tu stało. Chyba wyjadę z kraju, żeby uciec przed waszą zemstą xD Ale powiem wam, że to jeszcze nie koniec, bo przecież Ucker może jakoś żyć dalej... ;) Następny pewnie za tydzień w piątek 27 :D No chyba, że będzie bardzo mało komentarzy, to tym razem nie podzielę się z wami tą piękną rocznicą :) W dodatku  wtedy ma wyjść Amnesia Anahi, więc to będzie mega ważny dzień <3 
Czy tylko mi tak strasznie się podoba Siempre Tu? Jest piękne <3

niedziela, 8 maja 2016

36. "Wyglądasz inaczej"

Tak jak Ucker chciał, wyglądałam cudownie na kolację u jego rodziców. Miałam mocny makijaż, choć bez przesady. Wprost idealnie maskował moje jeszcze lekko podpuchnięte od płaczu oczy i nie było w ogóle widać, że kiedykolwiek płakałam. I o to chodziło, więc mój kochany był bardzo zadowolony. W sumie to trochę bez sensu, że tak zależało mu na tym, żeby nie było widać, że płakałam... Wytłumaczył się tym, że po prostu chce, aby ta chwila była radosna i nie potrzebne jest rozpamiętywanie mojej reakcji na ciążę. Ma rację, bo gdyby ktoś zapytał się mnie, czemu płakałam, to pewnie mówiąc o tym, znów cała zalałabym się łzami, a to jest zdecydowanie niepotrzebne.

W rodzinnym domu Uckera jak zwykle zostaliśmy ciepło powitani, już od progu Ann i Pani Laura nas wyściskały. Poszliśmy do kuchni, bo moja teściowa jeszcze coś gotowała i trochę jej pomogliśmy. Anahi kilka razy wypytywała, co mamy im do powiedzenia. Jednak ciągle zgodnie odpowiadaliśmy, że dowiedzą się dopiero przy kolacji. Na mojej twarzy ciągle gościł szczery uśmiech, kiedy patrzyłam na mojego kochanego Uckerka tak bardzo szczęśliwego. On naprawdę bardzo się cieszył z tego, że zostanie tatą, aż jego mama i siostra nie wiedziały, co się z nim dzieje. Zachowywał się trochę jak dziecko i ciągle podjadał z patelni. Mama go wyganiała, a on dalej swoje. Strasznie śmiesznie to wyglądało... Do tego była jeszcze Any, która wyzywała Christophera, a on uciekał do mnie.
Kiedy wszystko było już gotowe, usiedliśmy do stołu. Ucker ciągle kazał mi dużo jeść. Nie chciałam się z nim sprzeczać i posłusznie jadłam.
-Trochę tęsknię za czasami, kiedy codziennie jedliśmy razem kolację.- powiedziała Pani Laura.
-No co Ty mamo? Oni pewnie przyszli tu z zaproszeniem na ślub, a Ty z takimi wspomnieniami wyjeżdżasz...- zaśmiała się Anahi, a ja spojrzałam nerwowo na Uckera.
-Nie do końca o to chodzi...- zaczął mój kochany narzeczony.
-To o co? Mówcie wreszcie.
-No dobra...- złapał mnie za rękę, ściskając dość mocno. -Dulce jest w ciąży.- wydukał wreszcie, a wszyscy wlepili we mnie takie spojrzenie, jakby ducha zobaczyli.
-Serio? To wspaniale!- krzyknęła Ann, która od razu wstała i mnie przytuliła.
-Naprawdę? Przecież Dul kiedyś mówiła, że nie chce.- zauważyła moja teściowa.
-To prawda i wcale tego nie planowaliśmy. Powiedzmy, że to była... Wpadka.- zaśmiał się Ucker z cudownym uśmiechem. -Dulce na początku bardzo się bała i wpadła w panikę, ale już jest dobrze. Jesteśmy bardzo szczęśliwi, że zostaniemy rodzicami i już nie możemy się doczekać. Prawda, kochanie?- wyjaśnił, na końcu zwracając się do mnie, bym nawiązała kontakt z rzeczywistością.
-Tak, nie mogę się już doczekać, aż zobaczę nasze dziecko.- przyznałam ze szczerym uśmiechem.
-No chodźcie tu, musimy Was uściskać.
Wszyscy wstaliśmy, a ja zostałam wyściskana przez całą rodzinę. Gratulowali nam chyba z dziesięć razy i tak bardzo się cieszyli. Miałam wrażenie, że wszyscy wkoło cieszą się bardziej ode mnie...

Czas szybko leciał, a mój brzuszek z dnia na dzień był coraz większy. Ucker bardzo się cieszył i ciągle z entuzjazmem powtarzał, że nasze maleństwo szybko rośnie. Dla niego to oznaczało, że szybko poznamy nasze dziecko i w ogóle. Ja to oczywiście odbierałam nieco inaczej... Czułam coraz większy strach przed samym porodem, jak i przed tym, że dziecko jednak może być chore. To nadal mnie przerażało, a Ucker już nie dawał sobie ze mną rady. Oczywiście pocieszał mnie dość skutecznie, ale tylko na chwilę. Codziennie od rana było to samo... No to mój kochany stwierdził, że potrzebny mi psycholog. Zgodziłam się, bo sama miałam dosyć swoich obaw i ciągłego zamartwiania się. To trochę pomogło, bo ogólnie byłam już spokojniejsza. Wizyty miałam raz w tygodniu, lub czasami częściej w zależności od potrzeb. Zbliżała się kolejna, już trzecia wizyta u lekarza. Był to początek czwartego miesiąca, a więc już naprawdę było widać, że jestem w ciąży. Doktor przywitał nas szczerym uśmiechem, mówiąc:
-Oo, jak miło Państwa widzieć. Jak samopoczucie?
-Ogólnie okej, ale ostatnio jakoś gorzej się czuję i ciągle mi słabo.- odpowiedziałam z powagą.
-Oj, to niedobrze... Zrobimy badania, bo może trzeba zwiększyć dawki leków. Pobiorę Pani krew, dobrze?
-Mhm, chociaż mój narzeczony pewnie za chwilę ucieknie.- jak zwykle śmiałam się z Uckera, który panicznie boi się widoku krwi.
-Nieprawda, po prostu nie będę patrzeć.- zaprotestował Ucker z delikatnym uśmiechem.
-Naprawdę nie powinna się Pani śmiać z narzeczonego, bo to i tak cud, że za każdym razem tu z Panią przychodzi.- stwierdził lekarz, podchodząc do mnie, by pobrać mi krew.
-On po prostu wie, że nie ma wyjścia i ma obsesję na moim punkcie, więc nie puści mnie samej.
Pobieranie krwi trochę bolało, a Uckerek jak zwykle nie mógł na to patrzeć. Po jakimś czasie doktor powiedział mi, że mam anemię.
-Często ją miałam odkąd byłam mała, więc to dla mnie nawet nie dziwne.- stwierdziłam beztrosko.
-Normalnie anemia nie jest niczym strasznym, ale w ciąży to bardzo niebezpieczne. Nie chcę Pani straszyć, ale to niestety naprawdę nie wróży nic dobrego. Na razie to lekka anemia, ale jeśli się rozwinie, ciąża może być zagrożona.- te słowa odbiły się echem w mojej głowie, a do oczu napłynęły łzy.
-Czyli mogę stracić dziecko?- zapytałam przerażona.
-Nie, na razie proszę o tym nie myśleć. Przepiszę dodatkowe leki i witaminy. Przede wszystkim musi Pani uważać, żeby się nie przeziębić, bo to naprawdę zagrażałoby dziecku. Tak więc zapraszam tym razem za tydzień, bo musi Pani być pod stałym nadzorem lekarza, żeby stan się nie pogorszył. No dobrze, na dzisiaj dziękuję. Proszę jej pilnować, żeby dobrze się odżywiała i brała witaminy.- powiedział na końcu do Uckera i wyszliśmy. 
Po raz drugi opuściłam ten gabinet ze łzami w oczach. Z tą różnicą, że teraz Ucker mnie obejmował, a nie obrażał się i na mnie krzyczał. Poszliśmy od razu do apteki po lekarstwa, a potem do sklepu po owoce i soczki. Wtedy już czułam, że mój kochany nie da mi spokojnie żyć do końca ciąży.

Wróciliśmy do domu i wzięliśmy się za obiad. To znaczy... Robiłabym obiad, gdyby nie to, że Christopher mnie ograniczał i nie pozwalał nic robić.
-Ucker, proszę Cię... Nie rozczulaj się tak nade mną, bo mnie to wkurza. Naprawdę nie poronię od obierania ziemniaków.- powiedziałam pół żartem lekko zirytowana.
-Oj, Duluś... Co ja się z Tobą mam?...- objął mnie mocno i chwilę staliśmy tak przytuleni.
-Boję się o nasze maleństwo.- powiedziałam cichutko, byłam już bliska płaczu.
-Ja też i to bardzo... Boję się o Ciebie i nasze dziecko. Dlatego muszę o Ciebie tak dbać i się Tobą opiekować. Bardzo Cię kocham, wiesz?- głaskał mnie delikatnie po brzuchu i całował słodko w policzek.
-Wiem, misiu, wiem... Ja też Cię bardzo mocno kocham i na pewno Cię nie zawiodę. Będę znosić twoją natrętną troskę, żeby tylko mi się nic nie stało. Robię to przede wszystkim dla Ciebie, bo jesteś taki szczęśliwy, kiedy rozmawiamy o dziecku. Naprawdę będę o siebie dbać, żeby nic mi się nie stało, a już za niecałe pięć miesięcy na świat przyjdzie nasz mały skarbek.
-Ty też się cieszysz, prawda?
-Cieszę... Hmm, nie wiem, czy to właściwe określenie... Nie mogę się doczekać naszego dziecka i chyba już je kocham. Ale wiesz dobrze, że moim głównym uczuciem w tej sytuacji jest strach i nie zmienię tego.
-Ja wiem, kochanie... Ale ważniejsze jest to, że niedługo urodzi się nasze dziecko, które będziemy kochać nad życie, a ono nas. Wtedy pojawią się kolejne problemy i strach o dziecko, kiedy na przykład będzie przeziębione. Zawsze czymś będziemy się martwić, tak już jest. Proszę Cię, nie płacz tylko.- przytulił mnie znowu mocno i kołysał delikatnie w swoich ramionach. -Chcesz pogadać z Panią psycholog? Zadzwonić do niej?- zapytał po chwili.
-Nie trzeba. Chcę być dzisiaj tylko z Tobą. Po obiedzie pójdziemy na spacer, okej?- odsunęłam się od niego troszkę, tak żeby mnie tylko obejmował.
-Dobry pomysł, spędzimy razem czas, pogadamy i w ogóle.
-Właśnie o to mi chodzi. Tylko proszę Cię... Chcę, żeby było całkowicie pozytywnie, bez durnego gadania i płaczu. Dobrze?
-Dla Ciebie wszystko, księżniczko.- powiedział i pocałował mnie czule w nosek.

Kiedy zjedliśmy obiad, wyszliśmy na spacer. Co prawda wolałam spacery po łąkach, kiedy mieszkaliśmy u rodziców Uckera, bo tutaj w centrum to nie ma tej magii, jak są wkoło nas tłumy ludzi i nie jesteśmy sami. Dobrze, że chociaż park mamy blisko, to mamy gdzie chodzić. No więc szliśmy za rękę na początku w ciszy. Po jakimś czasie Ucker zapytał:
-Czemu milczysz?
-Bo się po prostu zamyśliłam.- odpowiedziałam, wtulając się w niego.
-A o czym Ty tak myślisz?
-O nas tak ogólnie. O naszej przyszłości, ale i o przeszłości.
-O przeszłości? Czyli wzięło Cię na wspomnienia?
-Tak jakby... Wiesz co? Teraz chce mi się śmiać, kiedy pomyślę, jak rozwijała się nasza znajomość. Nawet by mi wtedy do głowy nie wpadło, że za parę lat będę twoją narzeczoną. Jejku, nasza relacja była tak dziwna... Szczerze Cię nienawidziłam, ale było mi z Tobą cholernie dobrze i mimo wszystko lubiłam noce z Tobą.
-Tak, nasz początek był dość nietypowy. Nie wiem, jak mogłem Cię tak traktować... W ogóle byłem takim dzieciakiem, ale w sumie opłacało mi się. Gdybym był zawsze normalny, to nie wyszedłbym z tak chorą propozycją i być może nigdy byśmy się do siebie nie zbliżyli. Wtedy nawet nie myślałem, że mogę żyć trzy lata z jedną kobietą, kochać ją i czekać na nasze dziecko.- to się Uckerek rozgadał...
-Ja zawsze marzyłam o takiej miłości, ale nigdy nie myślałam, że zaznam jej przy Tobie. W zasadzie to byłeś ostatnim mężczyzną, z którym chciałabym ułożyć sobie życie. A zobacz jak skończyłam... Jestem Twoją narzeczoną i czekamy na nasze dziecko. Czasami nie mogę w to wszystko uwierzyć i mam wrażenie, że nadal jestem tylko twoją zabawką na samotne noce. Jednak kiedy czuję twoją czułość, miłość i kiedy słodko, i delikatnie kochamy się w naszym wspólnym łóżku, wiem, że to wszystko jest prawdą i moje miejsce jest przy Tobie.- po tych słowach Ucker wpił się w moje usta i zaczął namiętnie całować.
-Jak to się stało, że tak się w Tobie zakochałem? Dlaczego tak mocno Cię kocham?- mówił między pocałunkami.
-Bo jestem zajebista i nie da się mnie nie kochać.- odpowiedziałam, śmiejąc się i przerywając pocałunek.
-Tak, to prawda. Jesteś taka zajebista i taka moja...- przytulił mnie mocno, tak że przylegałam do niego idealnie.
-Ał, dusisz mnie...- wyrywałam mu się po chwili, bo aż wyginał mi kręgosłup tym uściskiem.
-Oj, wybacz...- puścił mnie i złapał tylko za rękę, byśmy mogli iść dalej.
-Jak wyobrażasz sobie nasze dziecko? A w ogóle to chciałbyś córeczkę czy synka?- zapytałam zaciekawiona.
-Hmm... Córeczkę. A wiesz, jak sobie ją wyobrażam?
-No jak?
-To będzie najpiękniejsza istotka na świecie, oczywiście podobna do Ciebie. Taki mój drugi maleńki okruszek z ciemnymi oczkami i włoskami. Tak cudownie miła, słodka i grzeczna jak jej mamusia...- kiedy o tym mówił, na mojej twarzy automatycznie pojawiał się szeroki uśmiech.
-Jeśli to będzie dziewczynka, to pewnie właśnie taka jak mówisz. Tyle, że mam dziwne przeczucie, że to będzie jednak chłopczyk. Taki słodki, kochany i zabójczo przystojny jak jego tatuś. I pewnie przez całe życie będziesz go bronił przede mną jak ostatnio... Mówię Ci, będzie istną kopią Ciebie.
-No zobaczymy... W każdym razie nasze maleństwo na pewno będzie najcudowniejszym dzieckiem na świecie i oboje będziemy kochać je nad życie.
-No to na pewno. Wiesz co? Dopiero teraz, kiedy wreszcie rozmawiamy o dziecku na spokojnie, dotarło do mnie, jak bardzo jestem szczęśliwa, że zostanę mamą.- wyznałam, znów się w niego wtulając.
-Mamy naprawdę wielki powód do szczęścia, skarbie. Od dzisiaj zawsze będziemy myśleć tylko pozytywnie, okej?
-Okej, postaram się.- powiedziałam, całując go w policzek. -Muszę Ci coś wyznać.
-Co takiego?
-Kochanie, potrzebuję porządnego relaksu.- szepnęłam mu do ucha.
-Serio? A w twoim stanie możemy?...
-Jasne, że możemy. Dobry seks nigdy nie zaszkodzi, tylko bez szaleństw. Jeśli będziesz delikatny, to na 100% nic mi się nie stanie.
-Więc chodźmy już do domu.- powiedział z entuzjazmem.
Zaczęłam się z niego śmiać, ale w sumie to go rozumiem. W końcu nie kochaliśmy się od dwóch miesięcy. Właściwie nie wiem dlaczego, ale po prostu jakoś nie było ku temu okazji. Zawsze kończyło się na pocałunkach, a potem przytulaniu. Finalnie zawsze zasypiałam w jego ramionach. Dzisiejszy dzień nie należał do najweselszych przez tą cholerną wizytę u lekarza, dlatego potrzebowałam wyciszenia i relaksu. Kiedyś seks z Uckerem dawał mi tylko przyjemność, teraz czerpię z niego to, czego mi akurat potrzeba. Mój kochany po prostu nauczył się spełniać moje życzenia, czasami nawet te niewypowiedziane.

Kiedy weszliśmy do domu, Ucker od razu ciągnął mnie do kuchni, żebym zjadła kolację.
-O nie, mieliśmy robić co innego...- zaprotestowałam, idąc w stronę pokoju.
-Musisz zjeść i wziąć tabletki, wiesz przecież.
-Aj, marudo... Proszę Cię, chodźmy najpierw do sypialni się kochać, a potem zjemy. Wiesz dobrze, że jak najpierw zjemy, to później Ci zasnę i nic z tego nie będzie. A tak nie pójdę spać, bo będę jeszcze głodna, tym bardziej po wysiłku.- nie ma to jak trafna argumentacja.
-No dobrze, chodź seksiaku mój.- zgodził się i sam pociągnął mnie do pokoju.
Stanęliśmy na środku, a ja od razu zaczęłam go rozbierać. Robiłam to powoli i wymownie, wręcz teatralnymi ruchami. On oczywiście robił to samo. Dopiero kiedy zostaliśmy w samej bieliźnie, zaczęliśmy zabawę na dobre. Całowaliśmy się słodko i delikatnie, obejmując się, i głaskając. Odpiął mi stanik, który zaraz spadł na podłogę i zaczął lekko bawić się moimi piersiami. Już dyszałam niespokojnie. Po jakimś czasie Ucker podszedł ze mną do łóżka, na które delikatnie mnie położył. To dobre, bo zazwyczaj prawie rzucał mnie na łóżko, a teraz zrobił to z taką ostrożnością, że aż trudno w to uwierzyć. Na chwilę zaprzestał wszelkich działań siadając na mnie okrakiem. Oczywiście nie siedział na brzuchu, tylko poniżej aż prawie na udach. Uważnie mi się przyglądał z czarującym uśmiechem.
-Wyglądasz inaczej.- powiedział i głaskał mnie opuszkami palców po brzuchu.
-Grubiej?- zaśmiałam się.
-Tak, ale nie o to mi chodzi. Miałem na myśli to, że jest w Tobie coś innego, nowego... Coś, czego nie miałaś nigdy wcześniej... Bije od Ciebie taki cudowny, wyjątkowy blask, a twoja skóra jest jeszcze bardziej delikatna. Ty zauważysz na pewno tylko to, że przytyłaś, ja dostrzegam też inne rzeczy, bo bardzo Cię kocham i znam każdy centymetr twojego ciała lepiej niż Ty sama.
-Skoro tak uważasz... Okej, wierzę Ci. A czy mógłbyś już przejść do rzeczy? Jeśli nasze zbliżenie ma polegać na głaskaniu mnie po brzuchu i gadaniu, to trzeba było mnie chociaż ostrzec.
-Nie no dobrze, już...- zszedł ze mnie i usiadł obok, po czym powoli zsunął moje majtki. -Myślę jak mamy to zrobić, żeby Ci się nic nie stało.- powiedział zamyślony.
-Misiu, spokojnie... Wiem, że nie zrobisz mi krzywdy, nie martw się już tak. Nie mam jeszcze tak wielkiego brzucha, więc moglibyśmy chyba nawet normalnie tylko po prostu delikatnie.
-Wiesz co? Mam inny pomysł, tak dziecko na pewno będzie bezpieczne.
-Aj, Ucker... Wiedziałam, że doczekam się twojej obsesji na moim punkcie.- zaśmiałam się, a on dał mi słodkiego buziaka w usta.
-Nie tylko na twoim punkcie.- dodał, całując mnie też w brzuch, na co zareagowałam słodkim uśmiechem.
Po chwili już leżałam na boku, a Ucker za mną. Na razie tylko delikatnie całował moją szyję i głaskał piersi. Miałam zamknięte oczy, by w pełni cieszyć się dotykiem jego ust i dłoni. Po jakimś czasie wszedł we mnie, nie przestając mnie całować. Powoli i delikatnie się poruszał, przytulając mnie mocno ale z wyczuciem od tyłu. Takie słodkie kochanie trwało dość długo. Wreszcie doszłam, ściskając jego dłoń, za którą go trzymałam. Kiedy on też doznał spełnienia, nadal trwaliśmy w tej pozycji w milczeniu. Ucker przytulał mnie czule i całował, a ja powoli zasypiałam.
-Ejejej, nie śpij... Kolacja i lekarstwa droga panno.- przerwał pieszczoty i usiadł.
-Wszystko psujesz. Nie jestem głodna, chcę spać.
-Musisz zjeść, żeby wziąć leki. No dobra... Jak chcesz, to mogę przynieść Ci do łóżka kanapki i sok. Ale czekasz tą chwilkę na kolację i nie śpisz jeszcze, okej?
-No dobrze. Poczekam, leć szybko.
Po jakimś czasie przyszedł Ucker z kolacją, którą szybko zjadłam. Wzięłam jeszcze te tabletki i poszłam spać.



Pojawiam się tu dziś, byście łączyły się ze mną w smutku, bo mój wolny tydzień dobiegł końca i trzeba jutro iść do szkoły :( Tak mi się nie chce... Dobra, rozdział w miarę pozytywny, także nie mam się co bać, ani spodziewać zbyt wielu komentarzy (zawsze jest ich więcej, jak dzieje się coś złego xD) 
Także ten... Do następnego kochane :*
Wow, początek maja, a tak cieplutko ❤ U Was też?