niedziela, 11 marca 2018

21. "Serduszko"

Od pewnego czasu moje życie to jedno wielkie szaleństwo. Ostatni miesiąc szkoły, wielka miłość, nauka do egzaminów, plany na wakacje, kłótnie z rodzicami... Ciągle coś się dzieje, a ja zaczynam lekko wariować, nie mogąc się w tym wszystkim ogarnąć. Byłam strasznie zabiegana i jedyne, co potrafiło mnie zrelaksować to bliskość Uckera. Wbrew moim rodzicom spędzałam z nim mnóstwo czasu, będącego najlepszym czasem w moim życiu. Po za miłością i czułością, jaką mi dawał w każdym momencie, średnio raz na tydzień izolowaliśmy się od świata, by móc być tylko we dwoje. Może głupio to zabrzmi, ale generalnie pieprzyliśmy się wszędzie, gdzie się tylko da, zaczynając od mojego pokoju, a kończąc na szkolnych toaletach, nie omijając oczywiście łąk, jezior, a nawet wind. To było wspaniałe, tak podniecające i wręcz dzikie. Wciąż miałam ochotę na więcej, zresztą nie tylko ja. A niestety zbliżały się wakacje, na które moi rodzice chcieli wyjechać do Francji. Ogólnie super, kocham Paryż, ale oznacza to rozłąkę z chłopakiem, co będzie trudne. Co więc zrobiłam? Poprosiłam rodziców, by Ucker mógł jechać z nami. Tacie bardzo się ten pomysł nie spodobał, ale z niewielką pomocą mamy, ustaliliśmy, że jeśli ze wszystkich egzaminów będę miała powyżej 50% pojedziemy na wakacje w piątkę. Ucieszyłam się bardzo i jeszcze więcej się uczyłam. Ucker niestety nie cieszył się aż tak bardzo jak ja... Nie, żeby nie chciał ze mną jechać, chodziło o to, że nie chce korzystać z naszych pieniędzy i w ogóle. Udało mi się jednak go przekonać i zgodził się na ten wyjazd, warunkując tym, że kiedyś zwróci dług za tą wycieczkę mojemu tacie. Nawet on z dobroci serca i grzeczności zapowiedział, że nie weźmie od niego pieniędzy, ale Christopher i tak mu je wciśnie.

Wszystko pięknie się udało. Egzaminy zdałam śpiewająco, Ucker zresztą też. Tuż po zakończeniu roku szkolnego, który jednocześnie oznaczał pożegnanie ze szkołą i przyjaciółmi, co było dość smutne, zaczęliśmy się pakować na wakacje. Bardzo się cieszyłam na ten wyjazd, bo sama perspektywa spędzenia mnóstwa czasu z ukochanym chłopakiem i rodziną była cudowna. Była to Uckera pierwsza podróż samolotem. Nie mogłam ze śmiechu, kiedy wpadał w panikę przy starcie. Miałam wrażenie, że za chwilę się rozpłacze, ale na szczęście udało mi się go uspokoić i niedługo potem z uśmiechem na twarzy siedział i mnie głaskał, kiedy powoli zasypiałam. Obudził mnie słodkim buziakiem pod samym Paryżem. Otworzyłam oczy mocno zaspana, ale dość szybko ogarnęłam, co się dzieje i już po chwili byłam gotowa do lądowania.

Aj, Paryż to najpiękniejsze miejsce na Ziemi! Jestem zakochana w tym mieście już od pierwszej wizyty tutaj, kiedy jako mała dziewczynka wyciągnęłam rodziców do Disneylandu. Od tamtej pory byłam tu jeszcze dwa razy, ostatnio trzy lata temu. Moja siostra była bardzo podekscytowana jak zresztą każdą dalszą podróżą. Jednak największą atrakcją było to dla Christophera, który w ogóle pierwszy raz jest w Europie, nie wspominając już o czymś tak niesamowitym jak Paryż. Kiedy jechaliśmy taksówką przez miasto, podziwiał stare budowle i uliczki, a ja wraz z rodzicami mu o nich co nieco opowiadaliśmy. Jak zwykle zamieszkaliśmy w luksusowym, cudownym hotelu w pięknym miejscu. Rodzice mieli pokój ze smarkulą, a ja z Uckerem. Muszę przyznać, że był naprawdę boski. Wyglądał jak sypialnia małżeńska na podróż poślubną... Wielkie łóżko, okno na pół ściany, generalnie ładne, nowoczesne meble, choć bez przepychu, a temu wszystkiemu uroku dodawała czerwień na ścianach, dając romantyczny nastrój. Łazienka też była cudna i chyba oboje mieliśmy już w głowie pewne plany co do dużej wanny z hydromasażem... Mieliśmy też oczywiście duży balkon z widokiem na przepiękny Paryż. Aj, to był po prostu raj, nie mogło być lepiej. Szybko się rozpakowaliśmy, chwilę odpoczęliśmy i poszliśmy na obiad. 

Popołudniu wyszliśmy na spacer. Na początku byliśmy wszyscy razem, ale później odłączyliśmy się od rodziny i chodziliśmy sami. Marzyłam o tym, by zwiedzić "miasto miłości" z ukochanym mężczyzną za rękę. Robiłam tysiące selfie, a Ucker się wkurzał, bo niezbyt to lubi. I oczywiście musiało doprowadzić to do kłótni...
-Możesz sobie trochę darować te zdjęcia?- zapytał lekko zirytowany.
-Nie mogę, muszę mieć z Tobą dużo zdjęć z Paryża. No weź, przecież to takie romantyczne...- odpowiedziałam, przytulając się do niego i robiąc kolejne selfie.
-Dulce!- krzyknął na mnie, zdenerwowany tym, że go zignorowałam i dalej robię zdjęcia.
-Czego się wkurzasz?! Nie potrafisz być romantyczny, to chociaż zdjęcia będą na takie wyglądały.- zarzuciłam już też lekko na niego wkurzona.
-Dul, weź się zdecyduj! Zawsze mówisz, że lubisz, jak jestem taki ostry i w ogóle, a teraz zarzucasz mi, że nie jestem romantyczny. O chuj Ci chodzi?- nieźle się już zdenerwował, podnosząc głos.
-Po pierwsze zamknij się, jesteśmy w miejscu publicznym.- powiedziałam, kładąc palca na jego usta. -A po drugie... Kochanie, Ty bardzo niczego nie rozumiesz. Co z tego, że lubię tą twoją perwersję? Jestem kobietą i czasami potrzebuję czegoś romantycznego. Nie mówię o kwiatkach, czekoladkach, bo na to chyba w ogóle za późno i z Tobą już mnie to ominęło. Chodzi mi chociażby o romantyczny wieczór we dwoje... Chciałabym kochać się z Tobą w blasku świec, a nie tylko pieprzyć po kątach.- wyjaśniłam spokojnie, a on się już naprawdę wkurzył, lub może bardziej zasmucił, ale na siłę się uspokoił.
-Mhm... Duluś, skarbie, ja Ci mówiłem na samym początku, że nie będę takim chłopakiem, jakiego byś chciała. Od razu Cię ostrzegłem, że nie będę romantyczny tylko ostry, że nie będziemy się kochać, tylko pieprzyć, że mogę przez przypadek zrobić Ci krzywdę... Wszystko Ci jasno i otwarcie przedstawiłem, a Ty się zgodziłaś z entuzjazmem, bo rzekomo to lubisz.- mówił, patrząc mi głęboko w oczy i głaskając mnie po ramionach.
-Tak, przecież ja nie narzekam... Kocham Cię, a nasz związek jest idealny, wspaniały. Ja tylko mówię, że czasami mógłbyś postarać się bardziej i dać coś od siebie, żebym poczuła się jak księżniczka.- przewrócił oczami na te słowa.
-Kochanie, przestań zachowywać się jak dziecko! Uważasz, że ja się nie staram, tak? Że bycie z Tobą przychodzi mi z łatwością i nie muszę nic dawać od siebie? To się, kurwa, grubo mylisz, królewno! Zmieniłem całe swoje życie, odkąd Ty w nim jesteś! Ja też się zmieniłem, ale Ty tego nie widzisz! Super, Duluś, dziękuję!- zdenerwowałam go i uraziłam, bo krzyczał na mnie, a w oczach aż miał łzy.
-Boże, przepraszam, kochanie...- przytuliłam się do niego, a on przez chwilę nadal był nieugięty. -Przecież wiem, że dla mnie wiele robisz i to doceniam. Przestań zarzucać mi, że jestem niewdzięczna, bo tak nie jest. Nie kłóćmy się o to, proszę... Nie chciałam Cię urazić, kocham Cię z całego serca. Tak tylko wspomniałam, że mi się marzy romantyczny wieczór i chciałabym spróbować się z Tobą kochać. Jeśli nie to trudno, zapomnij o tym.- mówiłam, patrząc mu w oczy, w których po chwili już widziałam samą miłość bez smutku.
-Kochanie, ja też bym bardzo chciał spróbować się z Tobą kochać i od dawna wiem, że to by Cię uszczęśliwiło, ale daj mi trochę czasu. Przypominam Ci, że jesteś moją pierwszą dziewczyną. Przed Tobą były tylko tanie kochanki na jedną noc, do których nie miałem w ogóle nawet szacunku, nie mówiąc o jakichkolwiek uczuciach. Dla mnie to nadal jest nowa sytuacja, nie wymagaj zbyt wiele.
-Wiem, wybacz... Jestem idiotką.- wtuliłam się w niego, a on zaczął się śmiać.
-To wybaczyłem Ci na samym początku znajomości.- powiedział, a ja udałam obrażoną i co zrobiłam? Selfie!
-Tak jak ja Tobie wszystko. Czasami się zastanawiam, co ja w ogóle w Tobie widzę.- stwierdziłam i zaczęłam się śmiać, a teraz on udał obrażonego.
-Kocham Cię, słońce.- wyznał nagle i wpił się w moje usta.
-Ja Ciebie też.- odpowiedziałam między pocałunkami, po czym zrobiłam selfie, a on za karę przegryzł lekko moją dolną wargę. -Brutal.- wyzwałam go, uderzając z pięści w plecy.

Pierwszego dnia byliśmy zbyt zmęczeni po podróży i nie spędziliśmy aż tyle czasu na mieście. Postanowiliśmy zacząć zwiedzanie od jutra.

Wstaliśmy rano i zaraz po śniadaniu wybraliśmy się wszyscy do Disneylandu. Miejsce, gdzie każdy znajdzie coś dla siebie... Ja, Ucker i tata, co bardzo mnie zdziwiło, poszliśmy na najbardziej ekstremalną strefę, a mama z Sofią na jakieś bajkowe karuzele dla dzieci. Świetnie się bawiliśmy i aż mnie gardło bolało od krzyczenia ze strachu na jakichś diabelskich kolejkach górskich i karuzelach. Uwielbiam adrenalinę, jestem do tego stworzona i powinni mnie codziennie zabierać na takie atrakcje. A co najlepsze, tata tym razem był bardzo dobrze nastawiony do mojego chłopaka i nawet nie reagował na nasze ciągłe całowanie i przytulanie. Christopher stwierdził, że tak jak na tych karuzelach, to ja nie krzyczę nawet w łóżku. Wybuchłam śmiechem, a tata na szczęście tego nie usłyszał. Po kilku godzinach szaleństwa, poszliśmy na kolację już sami, znaczy tata dołączył do mamy i Sofii. Oczywiście na terenie parku rozrywki było pełno restauracji i innych tego typu rzeczy. Poszliśmy z Uckerem do jednej z pizzerii i gdy zajęliśmy stolik i wzięliśmy do rąk menu, od razu powiedział:
-Tym razem ja płacę, kochanie.
-Masz pieniądze?- zapytałam zdziwiona.
-Niewiele, ale pozwól mi raz zapłacić chociaż za pizzę. Głupio mi, że jestem na twoim utrzymaniu.- odpowiedział, a właściwie poprosił.
-No dobrze, skoro chcesz. Ale to nie jest tak, że jesteś na moim utrzymaniu, skarbie... Zostałeś po prostu zaproszony na wakacje.
-Wiem, wiem i jeszcze raz dziękuję. Dobra, wybieraj pizzę, bo umieram z głodu.- polecił, a ja zaczęłam przeglądać menu.
Wybrałam jedną z tańszych, żeby go aż tak nie obciążać kosztami. Od jakiegoś czasu miał pracę, więc jakieś tam grosze posiadał, ale i tak bardzo niewiele, i lepiej niech oszczędza choćby na normalne mieszkanie a nie na kolacje dla mnie. Po pysznym jedzeniu udaliśmy się na ostatnią atrakcję, a mianowicie diabelski młyn. No cóż, było to najromantyczniejsze, co do tej pory robiliśmy z Uckerem. Stamtąd Paryż wyglądał cudownie, a przez większość czasu moje usta spoczywały na ustach Christophera. Ciągle trzymaliśmy się za ręce, będąc bardzo blisko siebie. Tym razem nie narzekał na moje selfie i chętnie do nich pozował ze słodkim uśmiechem, który uwielbiam jak nic innego na świecie. I te dość częste momenty, gdy wyznawał mi miłość... Rozpływałam się, tak go kocham. 

Później poszliśmy jeszcze tylko na lody, za które też zapłacił mój chłopak i wróciliśmy do hotelu. Po drodze zatrzymaliśmy się przy straganie z grawerowaną biżuterią.
-Ej, mam pomysł!- powiedziałam z entuzjazmem, oglądając ładne naszyjniki.
-Co znowu wymyśliłaś?- zapytał Ucker, śmiejąc się lekko.
-Kupmy sobie takie same naszyjniki, proszę. Znaczy nie takie same, bo Ty z "D", a ja z "C". Tak na znak naszej miłości.- poprosiłam, patrząc mu w oczy z szerokim uśmiechem.
-Dul... Mam inny pomysł, chociaż twoi rodzice mnie uduszą.- od razu spodobały mi się te słowa.
-No więc słucham... Co Ty wymyśliłeś?
-Zróbmy sobie jakieś małe tatuaże.
-Kochanie... Nie, to trochę głupie. Przecież to zostaje na zawsze, takich rzeczy się nie robi.- zaprotestowałam niepewnie.
-Nie? Myślałem, że zgodzisz się z entuzjazmem i polecisz pierwsza, szogunie...
-Hmm... W sumie zawsze chciałam jakiś mały tatuaż.- powiedziałam cicho z zastanowieniem. -Okej, jestem za. Moi rodzice nas zabiją, ale trudno.- zaczęłam się śmiać.
-To co, idziemy teraz?
-Teraz? A skąd wiesz gdzie?- pokazał palcem na małą budkę po drugiej stronie ulicy. -Okej, a gdzie zrobimy te tatuaże i jakie?- zapytałam, gdy szliśmy w tamtą stronę.
-Proponuję coś małego na nadgarstku...
-Serduszko? Ale tak bardziej z boku, żeby było widać, jak będziemy trzymać się za ręce.
-Okej, niech będzie. Ale zakolorowane?
-Nie, lepiej puste.

Finalnie zrobiliśmy tak, że ja miałam puste serduszko, a on całe czarne. Tak było idealnie, bo moje nieco delikatniejsze. Pięknie to wyszło... Białe i czarne. I rzeczywiście cudnie wyglądało, gdy trzymaliśmy się za ręce. To uświadomiło mi, jak wiele swoich przekonań zmieniam przy nim. Nigdy nie pochwalałam takiego tatuowania par, a teraz jestem zakochana w tych tatuażach. Narobiłam mnóstwo zdjęć naszych rąk i się tym jarałam jak głupia. 

Gdy dotarliśmy do hotelu, moja rodzinka najprawdopodobniej już spała, więc postanowiliśmy wziąć z nich przykład. Christopher pierwszy poszedł się wykąpać, a od razu po nim ja. Oczywiście wołałam go do siebie do wanny, a on o dziwo odmówił. Byłam w szoku, a wyjaśnił mi to dopiero, jak wyszłam z łazienki. 

W pokoju panował półmrok, który oświetlał jedynie blask świec. One w połączeniu z czerwienią ścian tworzyły przecudny, romantyczny nastrój, o jakim marzyłam. Na łóżku rozsypane były płatki róż, a na stoliku obok stało czerwone wino i dwa kieliszki. Nie widziałam tutaj tylko mojego ukochanego... Podczas gdy stałam i z uśmiechem się temu przyglądałam, nagle poczułam delikatny dotyk na ramieniu i smyranie w dół po ręce. Odwróciłam głowę i w ręce Uckera zobaczyłam czerwoną różę, która to właśnie czule dotykała mojej skóry. Podał mi ją do ręki i zaczął całować mnie po szyi. Odchyliłam głowę, by miał do niej lepszy dostęp i aż się wzdrygnęłam, kiedy mnie delikatnie łaskotał ustami, nosem i w ogóle samym ciepłym oddechem.
-Spróbuję spełniać twoje pragnienia, ale pamiętaj, że nie jestem ekspertem w dziedzinie romantyzmu. Jednak dzisiaj zamierzam Cię porozpieszczać tak, jak na to zasługujesz, kochanie.- powiedział, całując mnie słodko w kącik ust, po czym doprowadził mnie za rękę do łóżka.
-Wierzę w Ciebie i wiem, że się dla mnie postarasz.- szepnęłam z uśmiechem, siadając na łóżku.
-Najpierw się napijemy.- zapowiedział, podając mi do ręki jeden z kieliszków i oba napełnił pysznym winem. -Za naszą miłość, skarbie!- wzniósł toast i oboje delikatnie sączyliśmy wino, a z naszych twarzy nie schodził uśmiech.
-Okej, to teraz ja... Za szaleństwo, za wszystkie zmiany w życiu, za nas, za przyszłość, za Ciebie i twój anielski spokój...- powiedziałam, mocno ironizując na końcu.
-Haha, śmieszne... W takim razie za Ciebie i twoją normalność.- odgryzł się złośliwie i zaczęliśmy się śmiać, po czym równocześnie zamoczyliśmy usta w winie.

❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️

Macie już ten rozdział noo... Po miesiącu wgl, wow xD Zbliżamy się do końca tego opowiadania, a jednocześnie do końca mojej kariery, co jest naprawdę przykre, ale frekwencja tutaj jest powiedziałabym, zabójcza, więc w zasadzie ten blog umiera śmiercią naturalną :/ No cóż, do następnego, jak będzie te kilka komentarzy i znajdę czas, to dodam :*