niedziela, 15 kwietnia 2018

22. "Jesteś ideałem"

To było dokładnie to, o czym marzyłam... Romantyczny wieczór z ukochanym, dobrą muzyką, świeczkami, winem, płatkami róż i mnóstwem miłości wiszącej w powietrzu. Rozmawialiśmy o głupotach, śmialiśmy się i patrzyliśmy sobie głęboko w oczy, powoli sącząc pyszne wino. Byłam tak bardzo szczęśliwa, a czas wtedy dla nas nie istniał. I mimo, że oboje wiedzieliśmy do czego to wszystko zmierza, to nie spieszyliśmy się, a nawet można powiedzieć, że to przedłużaliśmy. Dopiero kiedy skończyliśmy całą butelkę wina, a zegar wskazywał drugą w nocy, nasze czułości poszły we właściwą stronę i powoli zatraciliśmy się w sobie. Christopher położył mnie na jeszcze idealnie zaścielonej pościeli i zaczął składać czułe pocałunki na moich ustach i szyi. Miałam na sobie krótką, czerwoną i bardzo seksowną koszulę nocną, którą powolutku podwijał, opuszkami palców pieszcząc moją wrażliwą skórę. Zaczął od ud, przez biodra, talię do piersi. W tym czasie jego usta prawie w ogóle nie schodziły z moich. Kiedy jego zwinne dłonie skończyły delikatną zabawę moimi piersiami, tą samą ścieżkę powtórzył ustami. Zostawiał mokre pocałunki z każdej strony moich ud, na biodrach, talii, brzuchu... To było tak przyjemne i podniecające, że całe moje rozpalone ciało pokryło się gęsią skórką, wyginałam się i lekko drżałam co jakiś czas. Podobało mu się to, jak wielką mi sprawia przyjemność, a z jego twarzy nie znikał uśmiech, z mojej zresztą tak samo, ale to raczej oczywiste. Kiedy dotarł pocałunkami do moich piersi, na długo się tam zatrzymał i całkiem zdjął ze mnie cienki materiał koszuli. Jęczałam i wzdychałam cichutko pod wpływem rozkoszy, jaką mi dawał. Byłam już zupełnie naga i taka gotowa... Nie chciałam niczego przyśpieszać, ale chciałam jego tak samo rozpalić. Sprytnie się spod niego wywinęłam i teraz to ja leżałam na nim, składając pocałunki na jego klatce piersiowej. Zrobiłam mu lekką malinkę na szyi, mimo że on mi nie zrobił ani jednej, bo się po prostu odzwyczaił, żebym nie miała żadnych śladów. Powoli zdjęłam jego bokserki, a on od razu szarpnął mnie delikatnie, bym to ja z powrotem była na dole. Leżałam prawie bez ruchu, a on nadal czule mnie głaskał i całował. W końcu zakończył te słodkie tortury, splotliśmy nasze dłonie i ułożył je nad moją głową, po czym zaczął powoli we mnie wchodzić. Od jakiegoś czasu nie używamy prezerwatyw, mogłam zacząć brać tabletki, bo dla pewności zrobiliśmy badania krwi i okazało się na szczęście, że Ucker niczym nie jest zarażony przez swoje byłe "partnerki", więc nie mamy się czego obawiać. Nawet moja mama pogratulowała nam wtedy rozwagi, jak dowiedziała się o tych badaniach. Ale wracając do obecnej przecudnej sytuacji... Ani na chwilę nie traciliśmy kontaktu wzrokowego, wciąż uśmiechając się szeroko. Ucker poruszał się we mnie powoli, a nasze usta były prawie cały czas złączone. Co jakiś czas zjeżdżał niżej, składając pocałunki na mojej szyi, co dodawało temu wyjątkowego uroku i jeszcze bardziej mnie wręcz uskrzydlało. Oboje wydawaliśmy z siebie niezbyt głośne jęki, a nasze oddechy i bicie serca miały przyspieszony rytm. Tak było cały czas, a trwało to naprawdę długo. Zazwyczaj nasze numerki kończą się trzy razy szybciej, a tym razem cieszylismy się sobą tak długo, a przyjemność wciąż wzrastała. W końcu oboje osiągnęliśmy szczyt i zatraciliśmy się w swoich objęciach. Byliśmy szczęśliwi, ale tym razem prawie niezmęczeni. Jednak było bardzo późno, więc byliśmy już bardzo śpiący. Schowaliśmy się pod kołdrę, na której wcześniej leżeliśmy i powoli zasypialiśmy, wciąż dotykając siebie nawzajem i szeptając miłe słówka pełne miłości.
-Właśnie zdałeś ostatni egzamin.- stwierdziłam z uznaniem, patrząc mu w oczy.
-Ostatni? To były jakieś wcześniej?- zdziwił się.
-No tak, mnóstwo... Przestałeś być taki narwany, nie mam siniaków od twoich uścisków, prawie na mnie nie krzyczysz, potrafisz być czuły i romantyczny, robisz dla mnie wszystko. No cóż, wszystkie zdałeś i to nawet nie wiesz kiedy.- wytłumaczyłam, a on miał wręcz zszokowaną minę. -Jesteś ideałem, kochanie.- powiedziałam, dając mu słodkiego buziaka w kącik ust.
-Nie mów tak, Dul. Oboje wiemy, że to nieprawda.- stwierdził, lekko poważniejąc.
-No nie bądź taki skromny... Okej, więc jesteś moim ideałem, szczęściem, życiem, natchnieniem i nie wiem, czym jeszcze.- dopowiedziałam z uśmiechem.
-Idź Ty już spać, szogunie...- pocałował mnie czule w czółko.
-Czemu tak na mnie mówisz?- zaśmiałam się wesoło.
-Bo to najładniejsze i najsłodsze określenie, jakie przychodzi mi do głowy, gdy mówisz i robisz głupoty.- odpowiedział ze szczerym uśmiechem.
-Mhm, no okej... Więc dobranoc, mój ideale.- celowo na złość go tak nazwałam, wiedząc że mu się to nie spodobało.
-Weź wyjdź złośliwa małpo... Śpij w końcu!- klepnął mnie niezbyt mocno w tyłek, a ja cicho pisnęłam.
-Zostaw mnie głupku, śpij i nie psuj nastroju.- powiedziałam oburzona, wtulając się w niego bardziej. -Dobranoc, kocham Cię.- dodałam już spokojnym tonem.
-Ja Ciebie też. Słodkich snów, skarbie.

Były to ostatnie słowa, jakie dziś padły. Przytulił mnie mocniej i zaczął czule głaskać po biodrze i ramieniu, gdzie akurat trzymał ręce. Zasnęłam z uśmiechem na twarzy, byłam tak cholernie szczęśliwa jak chyba jeszcze nigdy. Miałam przy sobie najlepszego faceta na świecie, który kocha mnie bezwarunkową, wielką, bezgraniczną i wbrew pozorom czystą miłością. Za nic w świecie nie zamieniłabym go na nikogo innego.

Wszystko było idealnie, perfekcyjnie, bosko i wspaniale dopóki jedne z najbliższych mi osób nie zapragnęły tego zniszczyć... Rodzice strasznie się wkurzyli, gdy zobaczyli nasze tatuaże i przez dwa dni mi truli, jak bardzo to jest głupie, niebezpieczne i w ogóle. Po za tym ich stosunek do mojego związku z Uckerem niby się nie zmienił i nadal byli dla niego mili i nie komentowali naszych czułości. Jednak tak mi się tylko wydawało, to były pozory... Po kilku dniach zrobili nam przykrą niespodziankę. Jak gdyby nigdy nic zaprosili nas na kolację, zostawiając Sofię w hotelu z opiekunką, co było jakby w cenie pokoju. W restauracji przy zarezerwowanym stoliku czekał na nas jakiś mężczyzna kilka lat starszy ode mnie. Wstał i szarmancko się z nami przywitał. Muszę przyznać, że był bardzo przystojny, uśmiechnęłam się do niego niepewnie, bo miał w sobie coś, co nawet mnie bardzo onieśmielało. Na pierwszy rzut oka widać było, że pochodzi z wyższych sfer i potrafi się zachować przy damie, za którą w tym środowisku mnie bezwzględnie uważano, co strasznie mnie denerwowało i ograniczało, nienawidziłam tego. Nieznajomy, który jak się po chwili dowiedziałam, miał na imię Joaquin, dużo rozmawiał z moim tatą o interesach i polityce. Mama co jakiś czas udzielała się w rozmowie, ale przez większość czasu milczała, będąc czymś wyraźnie zmartwiona. Kilka razy ją o to pytałam, ale za każdym razem mnie zbywała. Dla mnie była to jedna z obojętnych mi kolacji biznesowych ojca, na której się nudziłam i objadałam. Dopiero po jakimś czasie zorientowałam się, jak bardzo nieswojo czuje się tu Christopher. Był bardzo spięty, a jego dłonie zimne i coraz bardziej wilgotne. Po jednym spojrzeniu w jego oczy, poczułam, jak bardzo jest zdenerowany i nie wie, jak się zachować w zupełnie nowej, niewygodnej sytuacji. No cóż... Nie oszukujmy się, że nie pasował w ogóle do takiej restauracji, nie mówiąc już o towarzystwie moich rodziców i jakiegoś ważniaka. Było mi go strasznie szkoda i postanowiłam umiejętnie wziąć go na stronę, by go uspokoić.
-Kurde, odpięło mi się ramiączka od stanika.- powiedziałam bardziej w stronę mamy. -Chodź, pomożesz mi.- złapałam Uckera za rękę i powoli wstawałam, jeszcze zanim mama zdążyła cokolwiek powiedzieć. -Przepraszam na chwilę, zaraz wracamy.- przeprosiłam grzecznie, by wszyscy słyszeli i poszliśmy w stronę toalety.
-Czuję, że to pretekst.- słusznie zauważył Christopher, gdy byliśmy już daleko od stolika.
-Tak, masz rację. Chciałam Cię trochę odprężyć i na chwilę stamtąd zabrać, bo widzę, jaki jesteś zestresowany w tak sztywnym towarzystwie.- odpowiedziałam, gdy wchodziliśmy do damskiej toalety.
-Przestań, nie przejmuj się.- złapał mnie za rękę, uśmiechając się delikatnie.
-To się, cholera, uspokój...- poprosiłam, zarzucając ręce na jego szyję. -Wyluzuj, miej na nich wyjebane tak jak ja. Nie tylko Ty tu nie pasujesz, ja także i nie znoszę takich spotkań. Po za tym nawet nie mam pojęcia, co to za facet i po chuj tu jesteśmy.- mówiłam jak najbardziej swobodnie, by go choć trochę rozluźnić.
-Aj przestań... Ty jesteś z tego środowiska i nie masz pojęcia, jak bardzo źle się tu czuję, będąc zupełnie obcy i inny.- wyznał zrezygnowany i smutny.
-Kochanie, daj spokój... Posiedzimy tu jeszcze chwilę, wytrzymasz. Jak będziesz grzeczny i mniej spięty, to w nocy dostaniesz nagrodę.- obiecałam i złożyłam delikatny, zmysłowy pocałunek na jego ustach.
-Okej, przekonałaś mnie... Postaram się trochę uspokoić.- powiedział cicho, na chwilę przerywając pocałunek, do którego jeszcze na chwilę wróciliśmy, po czym poszliśmy do stolika, gdzie cały czas trwała rozmowa.
-Kochanie, opowiedz Joaquinowi o swojej grze na fortepianie.- wypalił mój tata, gdy tylko usiedliśmy.
-Co?- zapytałam zdziwiona, że wspomina o czymś tak mało istotnym. -Mhm, okej... No więc rodzice zapisali mnie kiedyś na lekcje gry na fortepianie. Jak byłam młodsza, to nawet to lubiłam, ale później mi się znudziło i zakończyłam karierę.- streściłam nadal zdziwiona tym, że w ogóle kogoś mogłoby to interesować.
-Joaquin gra na skrzypcach i ma na koncie mnóstwo sukcesów.- powiedziała mama z uznaniem.
-To świetnie, super.- udałam zainteresowaną z grzecznym uśmiechem.
-Uwielbiam muzykę klasyczną, jest w niej tyle emocji i uczuć... A Ty?- zwrócił się do mnie, ale szczerze niezbyt go słuchałam i musiałam się przez chwilę zastanowić nad odpowiedzią.
-Yyy, szczerze mówiąc niezbyt.
-To jakiej muzyki słuchasz?
-Jak to jakiej? No normalnej, każdej.- odpowiedziałam luźno, nie rozumiejąc jego nagłego zainteresowania moją osobą.
-To też ciekawie. A lubisz podróżować?- jejku, czemu on do mnie mówi i po co pyta o takie rzeczy?...
-Chyba jak każdy lubię zwiedzać nowe, ciekawe miejsca... Ale bardzo lubię też spędzać czas w domu.
-Jakie miejsce aktualnie chciałabyś zwiedzić?- po co mu ta informacja do cholery?
-No nie wiem... Może Włochy?- powiedziałam w sumie pierwsze, co przyszło mi do głowy.
-Dawno nie byłem, w sumie możemy się tam wybrać.- co mnie to obchodzi... Jak to "możemy"?
-Przepraszam... My? Że kiedy?- dopytałam, a na te słowa moi rodzice dziwnie się spięli, a on zamilkł. -O co chodzi? Co to za dziwny wywiad i czemu nagle milczycie?- pytałam, próbując coś wyczytać z ich twarzy.
-Sądziłem, że powinniśmy wcześniej wybrać miejsce na podróż poślubną.- czy ja się przesłyszałam?
-Co, proszę?!- podniosłam głos zbulwersowana, spoglądając na Uckera równie zdezorientowanego jak ja.
-Pomyśleliśmy, że Joaquin będzie idealnym mężem dla Ciebie.- powiedział tata, ale w jego głosie słychać było nutkę niepewności.
-Myślenie nigdy nie było waszą mocną stroną...- odezwałam się spokojnie, zanim do końca dotarły do mnie jego słowa. -Chwila... Czy Was pojebało?!- wstałam, opierając się o stół.
-Uspokój się i siadaj, kochanie.- lekko pociągnęła mnie mama, a ja bezsilnie opadłam na krzesło, po czym nastąpiła chwila ciszy.
-Spokojnie, dam Ci czas do namysłu.- powiedział grzecznie, chcąc złapać mmi za rękę.
-Nie będę się nad niczym zastanawiać!- burknęłam oburzona i nadal w szoku, zabierając jak najdalej swoją dłoń. -Jakim prawem próbujecie mnie swatać za moimi plecam? Nie znam go, nie szukam męża i przede wszystkim mam już, kurwa, chłopaka!- mówiłam podniesionym głosem, przepraszam, darłam się na rodziców.
-Który nie jest dla Ciebie odpowiedni.- powiedział ojciec, czym nas oboje zupełnie wyprowadził z równowagi.
-Wybacz, kochanie... Lepiej wyjdę, bo nie wytrzymam.- wtrącił wkurwiony Ucker i wyszedł z restauracji, szturchając ludzi po drodze, jakby ich tam nie było.
-Jesteście żałośni... Możecie pomarzyć, że za niego wyjdę, zapomnijcie.- powiedziałam przez łzy, patrząc z żalem na rodziców.
-Dulce, proszę, nie rób tutaj awantury. Chodźmy już i porozmawiamy w hotelu.- mama próbowała mnie uspokoić, ale nic z tego.
-Zamknij się, Ty i tak nie masz zdania i prawa głosu w tej rodzinie.- rzuciłam bez większego zastanowienia, co bez wątpienia bardzo ją uraziło, ale w sumie taka prawda... Cokolwiek by nie myślała, to i tak zostanie stłumiona.
-Nie mów tak do mamy!- burknął tata, wyraźnie zszokowany moimi ostrymi słowami.
-A jak mam mówić?! Nie zasługujecie na to, żebym oszczędzała w słowach, bo to Wy wbiliście mi teraz nóż w plecy i uraziliście najbardziej jak się tylko dało mnie i Christophera.- wrzeszczałam i płakałam, nadal nie mogąc uwierzyć w ich podłość.
-Daj spokój... Teraz może boli, ale z czasem zapomnisz i nam za to podziękujesz.- stwierdził tata, a ja już miałam dość tych bzdur i stamtąd wybiegłam.

Wpadłam wprost w ramiona Uckera, który stał na zewnątrz tak wkurwiony jak chyba jeszcze nigdy. Płakałam, a on przytulił mnie mocno, ale nie tak czule jak robił to w ostatnim czasie. To było inne... Jego silne ramiona mocno przyciągały moje małe, prawie bezsilne ciało, ale nie był w tym tak delikatny. Miałam wrażenie, że ze złości dosłownie wbija mi palce pod łopatki. Nie otulał mnie całą swoją miłością, jedynie umięśnionym ciałem. Liczyłam na coś innego, po raz pierwszy mnie zawiódł, choć nieświadomie. Podniosłam głowę, by spojrzeć w jego oczy, które też były całe we łzach. W tym momencie moje serce zaczęło pękać... Ponownie się w niego wtuliłam, ale ulżyło mi, bo tym razem w jego objęciach poczułam się tak, jak powinnam... Bezpieczna, spokojniejsza i kochana.

🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸

Hej, dawno mnie tu nie było, ponad miesiąc w sumie. Mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze jest i  czekał na ten nieszczęsny rozdział... Powiem wam, że trochę mi smutno, bo według mnie to moje najlepsze opowiadanie, które nawet mi się bardzo podoba i pisałam je z sercem, a jest ostatnim dlatego, że nikt go prawie nie czyta... No ale cóż, życie :( Zostało kilka rozdziałów, niedługo koniec. Pewnie nic nie dodam do tego czasu, więc już teraz proszę trzymajcie za mnie kciuki, bo będę pisać maturkę w tym roku, boję się. No dobra, do następnego :*