środa, 26 października 2016

22. "Koniec z nami"

Ucker:
Tamten wieczór z Dul był cudowny, ale niestety więcej nie mieliśmy takiej sielanki. Od tej pory naprawdę prawie nie bywałem w domu. Czasami tylko jadłem i spałem, a niekiedy udawało mi się przytulić i pocałować żonę, lub jedynie rzucić szybkie "Kocham Cię". Kilka razy zdążyliśmy się nawet pokłócić... Któregoś dnia wróciłem z jak zwykle ciężkiej misji. Miałem dwie godziny wolne i zamierzałem spędzić je z Dulisią. Siedziała na kanapie i z fascynacją patrzyła w telewizor.
-Hej, co robisz?- zapytałem, wchodząc do salonu.
-Oglądam telenowelę, czyli podziwiam mężczyzn, którzy zawsze mają czas dla swojej kobiety.- odpowiedziała chamsko z wyrzutem, spoglądając na mnie obojętnie.
-Dulce, nie przesadzaj... Przecież poświęcam Ci czas, na przykład ostatnio...- próbowałem się tłumaczyć, ale mi przerwała.
-A no tak, zapomniałam... Przecież ostatnio poświęciłeś mi jakieś 3 godziny... Wolałeś mnie zamiast meczu, kochałeś się ze mną i nawet spałeś w domu. Czekaj, kiedy to było? Wybacz, ale zapomniałam zapisać w kalendarzu, a chyba powinnam...- mówiła tym strasznie ironicznym i złośliwym tonem głosu, który tak dobrze znam.
-Chciałem spędzić z Tobą dwie godzinki, ale widzę, że chyba nie dasz mi tej możliwości...
-Dwie godzinki? Nie dzięki, nie fatyguj się, kochanie.- ostatnie słowo mocno i dobitnie zaakcentowała. - Lepiej już leć do tej swojej kochanki i się nie pogrążaj.- dodała, wstała i wyszła do kuchni.
-Dul, nie mam kochanki. Kocham Ciebie i tylko Ciebie.- podszedłem do niej i objąłem ją w talii, ale zrzuciła moje ręce ze swojego ciała.
-Nie dotykaj mnie! Zepsułeś wszystko, wiesz? Kocham Cię całym sercem, ale nie mogę trwać w takim związku. Nie wiem już, czy wierzę w twoją miłość. Albo coś się zmieni, albo to koniec i wracamy do małżeństwa na papierku.- w jej oczach widziałem smutek, ale moja Dulcia silna dziewczynka nie dała wypłynąć żadnej łzie, która cisnęła się na zewnątrz.
-Kochanie, ja...- chciałem jakoś jej to wyjaśniać i się tłumaczyć, ale zaciąłem się, bo w sumie co miałem jej powiedzieć?...
-Tak jak myślałam... Nawet nie potrafisz z tego wybrnąć. Jednak nadal nie dojrzałeś i nie stać Cię na poważną rozmowę, zawiodłam się na Tobie.- była już bliska płaczu, na który nie chciałem patrzeć, więc pozostało mi jedno...
Tak, wyszedłem z domu jak tchórz! Uciekłem z sytuacji bez wyjścia. Byłem cholernie bezsilny, a dalsza rozmowa z Dul nie miała sensu. Gdybym tam został, tylko pogorszyłbym sytuację, a w najgorszym wypadku domyśliłaby się prawdy. Nie mogłem na to pozwolić i wolałem zostawić ją samą. Wiem, że to też nie jest dobre wyjście, bo ona nawet nie ma nikogo, komu mogłaby się zwierzyć. Na szczęście moja żona ma silny charakter i poradzi sobie ze smutkiem. Wsiadając do auta, spojrzałem na okno. Stała w nim Dul smutna i zawiedziona, a po jej policzku spływała łza. Serce mnie zabolało na ten widok i szybko wsiadłem do samochodu. Wyjechałem z parkingu i z impetem nacisnąłem na gaz. Ruszyłem w stronę domu Poncha, choć wcześniej bez celu zapierdzielałem po obrzeżach miasta. Bolało mnie to, co się dzieje. Krzywdziłem ukochaną osobę, bo ktoś miał mnie w garści przez błędy z przeszłości. Gdybym mógł, to spędzałbym z Dulce całe dnie i noce, ale niestety Amador mi to skutecznie uniemożliwia i niszczy nam życie. Miałem już tego poważnie dość, ale co z tego? Cokolwiek bym nie zrobił, to wszystko odbije się na Duli. Myślałem nawet o tym, żeby zabić Amadora, ale jego ludzie i tak mnie wtedy zniszczą, bo ponoć ma wiernych zastępców. No właśnie, czyli witamy w krainie totalnej bezradności... Dulce nie zasługuje na takie traktowanie, nic złego nikomu nie zrobiła. Żyję w takiej desperacji, że jestem bliski zrezygnowania z Dul i oddania jej najlepiej Pablowi. Z nim byłaby szczęśliwa i spokojna. Szkoda tylko, że on wyjechał, inaczej pewnie już by się koło niej kręcił... Jeszcze chwila, jeszcze kilka takich akcji jak przed chwilą, a wybuchnę i albo się wszystko wyda, albo zrobię krzywdę Dulci. Nie wiem, jak to dalej będzie, ale naprawdę byłem już na skraju wytrzymania. Znowu ryło mi to psychikę i miałem jakieś dziwne załamania nerwowe. Na szczęście był przy mnie Poncho i mnie wspierał, jeszcze nigdy tak bardzo nie odczułem obecności przyjaciela. Oczywiście miałem też Ann, ale ona podobnie jak Dul nie miała o niczym pojęcia i miała do mnie żal, że rzadko się widujemy. Z nią jednak ani razu poważnie się nie pokłóciłem i udało mi się obrócić to w żart.
Siedziałem u Poncha i gadaliśmy. Zdążyłem się trochę wyciszyć i uspokoić, kiedy zadzwonił Amador. Kazał nam przyjechać tam, gdzie zawsze wykonujemy misje i na niego czekać. Po jakimś czasie przybył nasz szef, ciągnąc jakąś kobietę. Jak się po chwili okazało, była to moja matka. Amador stwierdził, że ona też mu się naraziła, ale czułem, że to też przeze mnie. Musiałem ją pobić, postraszyć i wmówić, że robię to z własnej woli, żeby się na niej zemścić. Tak więc zrobiłem... Nie było to łatwe, bo jakby nie patrzeć jest to moja matka i na swój sposób mnie wychowała. Była przerażona i zdezorientowana, a ja w złości mówiłem jej okropne rzeczy. No cóż, część z nich była prawdą... Powiedziałem, że jej nienawidzę, że jest suką, hipokrytką, że zniszczyli mi życie i takie tam. Zadałem jej sporo mocnych ciosów, ale każdy z nich bolał także mnie. Dopiero w takim momencie uświadomiłem sobie, że w głębi serca kocham moją mamę. Nie da się całkowicie nie kochać swoich rodziców nawet takich jak moi, tak już po prostu jest. Miała siniaki na całym ciele i generalnie ledwo żyła. Na koniec, tak jak kazał Amador, zagroziłem, że ma nikomu nie mówić, co się stało. Po skończonej "robocie" Poncho miał ją wyrzucić kawałek dalej z auta, żeby nie dotarła zbyt szybko do domu, ale i nie wiedziała, jak tu trafić. Na dziś to był koniec i wróciłem do domu. Byłem załamany tym, że musiałem skrzywdzić nawet własną matkę. Dulce już słodko spała w naszym łóżku, zawinięta w kołderkę. Na jej twarzy malował się smutek, wyglądała jakby płakała przed snem. Pogłaskałem ją czule po głowie i złożyłem delikatny pocałunek w kąciku jej ust. Uśmiechnęła się lekko, ale nie obudziła się na szczęście. Tego tylko brakowało, żebym ją obudził w środku nocy... Poszedłem wziąć szybki prysznic i położyłem się koło mojej żony. Dostałem SMS-a od szefa, że mam jutro przyjść do pracy na 8. Byłem już naprawdę wykończony i miałem wszystkiego dość. Jednak moja żona nieco uratowała koniec tego dnia... Leżałem na wznak, próbując zmusić się do spania. Nagle poczułem jej małą, subtelną rączkę na mojej klacie. Przysunęła się do mnie i wtuliła się we mnie mocno. Co prawda przez sen, bo normalnie była na mnie obrażona, ale i tak bardzo mnie to ucieszyło, sama jej bliskość. Pocałowałem ją w czółko i przytuliłem. Teraz mogłem spokojnie zasnąć... Ustawiłem budzik na 7:00 i już niedługo potem spałem w objęciach mojej cudownej żony.

Minęły dwa miesiące odkąd zacząłem pracować dla Amadora. Te ciągłe misje mnie wykańczały. Praktycznie codziennie musiałem kogoś porwać, pobić, zgwałcić a czasem na koniec zabić. Jak do tej pory miałem jedną najgorszą robotę, przez którą nie mogę spać i mam koszmary. Już nawet Dul, która ogólnie ze mną od jakiegoś czasu prawie nie gada, zainteresowała się którejś nocy, co mi się śniło. Skłamałem oczywiście i wymyśliłem jakąś głupotę. A w rzeczywistości prawie każdej nocy od około dwóch tygodni śni mi się scena z najgorszej misji. Amador zapragnął zemścić się na wrogu poprzez jego dziecko. Wraz z Ponchem musieliśmy dosłownie zamęczyć roczne dziecko. Była to słodka, śliczna dziewczynka o blond włoskach i jasnych oczkach. Na początku mnie polubiła i ciągle się do mnie śmiała. Później tak rozpaczliwie płakała, kiedy ją biliśmy i zadawaliśmy jej rany nożem. Amador siedział z boku i się przyglądał z uśmiechem. Nie wiem, jak można być aż tak bezdusznym... Przecież to było tylko dziecko! Tak, BYŁO, bo z rozkazu szefa ją zabiłem. Najpierw zaprotestowałem, ale zaczął pierdolić o Duli, że jej się coś stanie i w ogóle... Byłem roztrzęsiony i już cały zapłakany, jednak pod presją strzeliłem do tej biednej dziewczynki. Niestety mam zbyt dobrego cela i trafiłem prosto w głowę. Upadłem na ziemię i naprawdę ryczałem jak dzieciak. Nie mogłem uwierzyć, że zabiłem roczne dziecko. Amador coś jeszcze do mnie gadał i się śmiał, ale już do mnie to nie docierało, dosłownie zatkały mi się uszy. Do tej pory jak o tym pomyślę, to słyszę płacz tej małej, ślicznej istotki, która zginęła z mojej ręki. To doszczętnie zniszczyło moją psychikę i już nie potrafiłem normalnie funkcjonować. A co do Duli... Jak już wspomniałem, nie odzywa się do mnie. Dwa dni po morderstwie tego dziecka zaczęła do mnie coś pyskować i drzeć się bez powodu. Nawet nie wiem, o co jej wtedy chodziło, bo byłem jakby nieobecny i nieprzytomny. Nie mogłem już słuchać jej marudzenia i tego, jak jej jest źle. Wybuchłem i się na nią wydarłem, żeby się zamknęła. Szarpnąłem ją nawet, a ona z przerażeniem uciekła do pokoju i trzasnęła drzwiami. Nie mogłem się opanować i zacząłem wszystko rozwalać jak kiedyś.
Było to już prawie dwa tygodnie temu, a do tej pory gadamy tylko jak musimy. To już koniec tego związku, pięknej miłości, szczęścia i spokoju. Staliśmy się sobie obcy i tak już pewnie zostanie, bo nie wiem kiedy i jak mielibyśmy to odbudować. Ale naprawdę nie to jest tu najgorsze... Dulce niczego nieświadoma i bezpieczna siedziała w domu, była tylko smutna i samotna. Przede mną była trzecia misja z tych najgorszych... W sumie to należało do Poncha, ale ja musiałem tam być i na to patrzeć.

Anahi:
Pewnego wieczoru, kiedy wracałam z pracy, zostałam porwana. Przyłożyli mi coś pod nos i zemdlałam. Obudziłam się przywiązana do jakiegoś drewnianego słupa w obskurnym miejscu (stara szopa, czy magazyn, coś w tym stylu). W pomieszczeniu panował półmrok i widziałam cień mężczyzny.
-Co to ma znaczyć? Kto tu jest?- zapytałam zachrypniętym głosem.
Nie dostałam odpowiedzi, a jedynie poczułam straszny ból na ramieniu. Dostałam batem, który dosłownie przeciął moją skórę. Krzyczałam i płakałam, ale po chwili dostałam z pięści w twarz. Jeszcze kilka razy zostałam uderzona tym batem jak i ręką. Miałam zamknięte oczy i modliłam się, żeby to okazało się zwykłym koszmarem. Po jakimś czasie mój oprawca zaczął mnie rozbierać. Kiedy otworzyłam oczy, doznałam szoku. Osobą, która zadawała mi ból, był Poncho! Nie mogłam w to uwierzyć i zastanawiałam się, dlaczego to robi. Nasze relacje w sumie zawsze były obojętne, ale nic złego mu nie zrobiłam. To, co działo się później było po prostu straszne... Zostałam zgwałcona przez Poncha! Nie oszczędzał mnie ani trochę i rżnął jak popadnie. Darłam się z bólu i upokorzenia. Nigdy wcześniej z nikim nie byłam, więc w sumie tak właśnie wyglądał mój pierwszy raz- brutalny gwałt! Po jakimś czasie nie miałam już siły na krzyki i chyba skończyły mi się łzy. Nie byłam w stanie już wydać z siebie żadnego dźwięku, byłam oszołomiona i obolała. Prawie mdlałam, a on nie zamierzał przestać. Nie mówił nic i nawet na mnie nie patrzył. Ewidentnie nie potrafił mi spojrzeć w oczy! Nie miałam pojęcia, co tu się dzieje i dlaczego. Najgorsze chwile mojego życia wreszcie dobiegły końca i zostawił mnie związaną na tej podłodze. Odszedł gdzieś i wrócił po jakimś czasie, by mnie stąd zabrać. Wrzucił mnie do czarnego busa i ruszył. Dotarliśmy do lasu, a tam zagroził, że jak się wygadam, to zginę. Dodał tylko szybkie "przepraszam, idź w prawo" wprost do mojego ucha i odjechał. Szłam i płakałam, szukając drogi do domu. Nic z tego nie rozumiałam i byłam po prostu zdezorientowana. Wszystko mnie bolało, a liczne rany krwawiły. Byłam słaba i głodna, a nawet nie miałam pojęcia którędy do jakiejkolwiek cywilizacji. Następnego dnia rano udało mi się dotrzeć do domu. Wyglądałam gorzej niż się czułam. Byłam załamana, bo nawet nie mogłam iść z tym na policję. Dzwoniłam do Uckera, ale nie odbierał, czyli ostatnio nic nowego. Bałam się Poncha i wyjechałam do rodziny na wieś. Tam po jakimś czasie udało mi się o tym trochę zapomnieć, ale nadal czułam ten wstyd i wstręt, że ktoś dotknął mnie bez mojej zgody, na siłę. Najgorsze było to, że Poncho kilka razy do mnie dzwonił i pisał smsy z przeprosinami. Ale po co?

Dulce:
Ucker był bardzo dziwny, tajemniczy i traktował mnie strasznie obojętnie. Przyszło mi nawet do głowy, że może on znów pracuje dla Amadora. W dodatku ani Poncho ani Ann od kilku dni nie odbierali telefonu, a mogliby być moim źródłem informacji. Wiem, że nie powinnam, ale po raz drugi popełniłam ten błąd, jakim jest śledzenie mojego męża... Pewnego dnia schowałam się w jego samochodzie, żeby móc go obserwować. Pojechał w dziwne, opustoszone miejsce. Wyszedł z auta i wszedł do jakiejś dziwnej szopy. Siedząc w samochodzie i tak bym się nie dowiedziała, co on robi, więc musiałam wyjść. Schowałam się za drzwiami i patrzyłam, co się dzieje. Już w pierwszej chwili o mało nie zaczęłam krzyczeć z przerażenia. Był tam Poncho, Ucker i jakaś naga dziewczyna. Niestety nie wyglądało to na żadną orgię, choć w tej sytuacji wolałabym, żeby mnie zdradzał. Kobieta płakała rozpaczliwie i błagała o litość, ale oni jej nie mieli. Dostała od Uckera z pięści w twarz wiele razy, a Poncho ranił ją nożem. Później było tylko gorzej i coraz bardziej żałowałam, że tu jestem... Podwiesili ją za ręce na jakimś słupie, a mój mąż ją zgwałcił. Tak, Ucker brutalnie gwałcił dziewczynę! Wyła z bólu i strachu, i wyzywała go ze wstrętem. Za to dostała kilka kolejnych ciosów w twarz i już więcej się nie odzywała. Kiedy skończył ją ostro rżnąć, odwiązał ją, a ta bezsilnie opadła na podłogę. Kopali ją i wyzywali, a ona już chyba ledwo żyła, była cała we krwi. A ja stałam w ukryciu i z niedowierzaniem na to wszystko patrzyłam, łzy ciurkiem ciekły po moich policzkach. Nie mogłam uwierzyć, że mój Ucker potrafi być taki brutalny, okrutny, bezduszny i wstrętny... To zupełnie inny człowiek, nie poznaję go. Byłam po prostu przerażona jego zachowaniem, zresztą Poncha też. Cała drżałam i płakałam, nie mogąc już na to patrzeć. Jednak najgorsze nastało dopiero teraz... Poncho przywiązał ją z powrotem do słupa, a Ucker wziął pistolet. Dziewczyna błagała o litość, krzyczała i płakała, a Christopher patrzył na nią takim dziwnym, tępym wzrokiem... Nagle usłyszałam strzał, a wkoło kobiety w jednej chwili pojawiła się kałuża krwi. Mimowolnie wydałam z siebie głośny pisk, przez co zostałam zauważona. Na ten dźwięk Ucker odwrócił się w moją stronę i rzucił broń z całej siły na ziemię. Krzyknął tylko do Poncha, żeby to posprzątał, a sam ruszył w moją stronę. Uciekałam przed siebie i wbiegłam w las, a on ciągle mnie gonił. Niestety jest ode mnie szybszy i po jakimś czasie mnie złapał. Zaczęłam krzyczeć, ale zatkał mi buzię ręką i mówił ze złością:
-Zamknij się, bo narobisz mi kłopotów! Idziemy do domu.- nie ruszyłam się z miejsca, miałam nogi jak z waty. -Już!- krzyknął i pociągnął mnie mocno za rękę.
-Ałł... Mnie też zamierzasz zabić?- jak zwykle za dużo gadam, ale tym razem za to zapłaciłam...
-Nie, idiotko! Odstawiam Cię do domu.- powiedział z groźnym spojrzeniem. -Jeszcze jedno słowo, a naprawdę będziesz miała kłopoty.- dodał, rzucając mnie na drzewo. -Zrozumiano?- zapytał, przyciskając mnie do drzewa tak, że nie sięgałam nogami do ziemi.
-Mhm.- wydukałam, zanosząc się płaczem.
-Cieszę się bardzo, chodź.- dalej ciągnął mnie za tą biedną rękę.
Dotarliśmy do samochodu, do którego mnie dosłownie wrzucił na tylne siedzenie. Bałam się go strasznie, bo był jeszcze bardziej zły niż po mojej pierwszej "ciekawskiej" akcji, a przypominam, że wtedy dostałam od niego w mordę. Więc co czeka mnie teraz? Płakałam ciągle i nie mogłam się uspokoić, a on zapierdalał po mieście jak głupi.
-Nie płacz już, zaraz Ci wszystko wyjaśnię.- powiedział niby spokojnie, ale słyszałam, że to mocno na sobie wymógł. Kiedy zatrzymaliśmy się pod domem, zaparkował jak zwykle perfekcyjnie za pierwszym razem. Wysiadłam pierwsza, żeby mnie już nie ciągnął, nie dotykał. Miałam swoje klucze, więc pobiegłam na górę, żeby być tam pierwsza. Chciałam schować się w sypialni tak jak kiedyś, bo się go bałam. Nie udało mi się to jednak, bo zdążyłam jedynie otworzyć drzwi, a po schodach wbiegł już Ucker i mnie zatrzymał. Złapał mnie za rękę, żebym nie mogła uciec do pokoju. Spojrzałam w jego oczy, były mokre od łez. Patrzył na mnie błagalnym wzrokiem ze smutkiem, a ja drżałam ze strachu.
-Duluś, kochanie...- przyciągnął mnie do siebie i chciał przytulić, ale mu się wyrwałam.
-Nigdy więcej mnie nie dotykaj!- nie wiem skąd wzięłam tyle siły i odwagi, ale z całej siły przyłożyłam mu w twarz. -Miłe to jest?!- zapytałam z agresją, ale po chwili spuściłam głowę, bo napotkałam jego wściekłe spojrzenie. -No dawaj, oddaj mi!- krzyknęłam i zamknęłam oczy, byłam gotowa na cios.
-Dul, naprawdę mam taką ochotę, ale nie zrobię tego. Otwórz oczy, uspokój się i usiądź.- mówił powoli i spokojnie, po czym złapał mnie mocno ale w sumie delikatnie za ramiona i posadził na kanapie.
-Zostaw mnie! Nie chcę wyjaśnień, nie jestem w stanie Cię wysłuchać za bardzo się boję i jestem roztrzęsiona.- wydukałam drżącym głosem.
-Widzę, ale przykro mi... Musimy o tym pogadać, bo za chwilę zwariuję. Później będzie jeszcze gorzej, więc trzy wdechy i spróbuj się wyciszyć choć troszkę.- miał dziwny głos, tak na siłę miły i spokojny.
-Ucker, nie mogę.- wstałam i zaczęłam się kręcić po pokoju. -Oczekujesz rozmowy? Do cholery jasnej, widziałam wszystko! Widziałam, jak pobiłeś, zgwałciłeś i zabiłeś dziewczynę... Dziwi Cię moje zachowanie?! W dodatku jesteś agresywny i nie wiem, co Ci do głowy strzeli. Boję się i prędzej zemdleję niż z Tobą na spokojnie pogadam.- mówiłam drżącym głosem, unikając w ogóle jego spojrzenia.
-Dul, stój!- krzyknął i szarpnął mnie jak zwykłe mało delikatnie.
-Pogrążasz się...- powiedziałam, patrząc mu przez chwilę w oczy. -Tym bardziej nie będę z Tobą gadać, jak będziesz mnie szarpać i krzyczeć.- dodałam, próbując się wyrwać z silnego uścisku jego dłoni, poluzował go trochę.
-Już nie wiem, jak do Ciebie dotrzeć... Dobra, po prostu stój i słuchaj. Dasz radę?- zapytał i pocałował mnie delikatnie w policzek. Wzdrygnęłam się i odsunęłam od niego.
-Mówiłam poważnie, nie dotykaj mnie. A już na pewno nie w ten sposób, z nami koniec.- na te słowa dosłownie rzucił moje ręce, które trzymał i zaczął się znów wydzierać.
-Wiedz, że teraz mnie wkurwiłaś...- z przerażeniem odskoczyłam w tył, a on zaczął wszystko rozwalać, stając do mnie tyłem. -Trzymaj się z daleka, ale i tak Ci to wszystko powiem! To co widziałaś... To praca dla Amadora, chociaż mam nadzieję, że tego się domyśliłaś. Nie mam wyjścia, muszę to robić i wyobraź sobie, że dla Ciebie...
-Mhm... Miło. Dla mnie krzywdzisz i mordujesz innych ludzi?!- krzyknęłam, a on posłał mi spojrzenie w stylu "zamknij się, bo mnie wkurwiasz".
-Tak, dla Ciebie! Jeśli nie będę dla niego pracował, to Cię zabije, rozumiesz? Miałem inne wyjście?! Musiałem się zgodzić dla twojego dobra! Jesteś dla mnie najważniejsza i zrobiłbym wszystko, żebyś tylko była bezpieczna. A co w zamian słyszę? Koniec z nami... Dziękuję, jesteś kochana!
-Ej, ja nie wiedziałam, że...- chciałam coś powiedzieć, uspokoić sytuację, ale mój mąż wyszedł, szturchając mnie ramieniem. -Poczekaj, pogadajmy!- złapałam go za rękę w ostatniej chwili, kiedy już wychodził z domu.
-Teraz to ja już nie mam ochoty z Tobą gadać. Masz rację, z nami koniec... Może porozmawiamy jak wrócę, nie chcę Ci zrobić krzywdy.- pogłaskał moją rękę i puścił ją powoli.
-Gdzie idziesz?- zapytałam, kiedy otworzył drzwi.
-Gdziekolwiek, jak najdalej od Ciebie. Muszę ochłonąć, a Ty zostań w domu i nic nie kombinuj.
-Dobrze.- powiedziałam posłusznie w ostatniej chwili, kiedy on zamykał drzwi.
Poszedł, a ja spojrzałam na niego przez okno. Jak zwykle popędził samochodem nie wiadomo gdzie. Przerażała mnie prędkość, z jaką on ostatnio jeździł. W ogóle nie patrzył, wchodząc w zakręt... Byłam zła i nie miałam ochoty z nim gadać, ale to nie zmienia moich uczuć. Wzięłam telefon i napisałam do niego SMS-a:
"Nie pędź tak!"
Po jakimś czasie odpisał mi tylko:
"Postaram się"
Siedziałam sama w domu do wieczora. Zaczynałam się martwić o Uckera, bo nie było go tak długo, a przecież raczej nie pojechał na żadną misję, bo miał się tylko odstresować. Dzwoniłam do niego kilka razy, ale nie raczył odebrać. Po jakimś czasie dostałam od niego SMS-a:
"Potrzebuję samotności, niedługo będę. Idź najlepiej spać, pogadamy jutro"
Oczywiście nie posłuchałam i nie położyłam się. Siedziałam dalej jak głupia na parapecie w kuchni i patrzyłam, kiedy przyjedzie. Martwiłam się o niego, a po za tym bałam się być sama w domu po tym, co mi powiedział. To głupie, bo od dawna jestem w niebezpieczeństwie, ale chyba wolałam o tym nie wiedzieć...


 No hejo :D Marudzicie kochane moje :* No ale dobrze dodaję już wam ten rozdział. Nie rozpisuję się dzisiaj, bo jestem na telefonie i nie bardzo mogę. Do następnego <3 :*

piątek, 21 października 2016

21. "Potrzebujesz wrażeń czy miłości?"

Ucker:
Byłem przerażony! Osobą, która do mnie zadzwoniła był Amador. Kazał mi być za chwilę u siebie.  Zagroził, że jestem obserwowany i w razie nieposłuszeństwa wszystko odbije się na Dulce. W dodatku miałem oczywiście siedzieć cicho i nikomu nie mówić, gdzie jestem. Uspokoił mnie, że chce tylko pogadać. Nie miałem wyjścia, musiałem iść. Zostawiłem Duli kartkę z napisem
"Muszę załatwić pilną sprawę. Nie biorę telefonu, bo się ładuje, a Ty zostań w domu i czekaj na mnie. Pamiętaj, że bardzo Cię kocham <3"
Musiałem dodać to ostatnie zdanie, w razie jakbym już nie wrócił z tego spotkania. Byłem świadomy tego, że Amador teraz maksymalnie wykorzysta fakt, że mam żonę i będzie mnie szantażować. To było najgorsze... Świadomość, że moja ukochana może ucierpieć przez moje błędy. Tak bardzo nie chciałem jej na nic narażać. Teraz wiem, że zrobiłbym wszystko, żeby ona w ogóle nigdy nie była w niebezpieczeństwie. Gdybym tak mógł cofnąć czas i już wtedy ją ochronić, to wolałbym nawet z nią nie być i się rozwieść, ale nie pakować jej w kłopoty. Teraz niestety jest już za późno, muszę zmierzyć się z rzeczywistością i za wszelką cenę chronić moją księżniczkę.
Wyszedłem z domu, zamykając drzwi na klucz i udałem się do siedziby Amadora. Czekał na mnie w swoim biurze, choć to słowo raczej nie ma zbyt wiele wspólnego z tym miejscem. W każdym razie wszedłem tam z udawaną pewnością siebie i spokojem.
-No w końcu, tęskniłem za Tobą przyjacielu.- powiedział z fałszywym uśmiechem i zaśmiał się szyderczo.
-Czego chcesz?- zapytałem, siadając na przeciwko niego przy stoliku.
-Powiem tak: Wiesz doskonale, co spotyka zdrajców. Ty nim jesteś i twój przyjaciel również.
-Przecież Poncho nie...- chciałem bronić przyjaciela, ale oczywiście nie dał mi skończyć.
-Ja teraz mówię, a Ty jesteś nikim. Zapomniałeś? No więc kontynuując... Twoja żona doprowadziła do twojej zdrady, a więc też jest winna. A nawet gdyby nie była, to dobrze wiesz, że i tak mógłbym wyżyć się na niej za twoją głupotę...
-Jak ją tkniesz...!- znów nie dał mi skończyć.
-Zamknij się i słuchaj, bo za chwilę się rozmyślę!! Oszczędzę ją, nie zginie w męczarniach, ale w zamian Ty mój drogi... Wrócisz do roboty.
-Moment... Czyli mam znowu dla Ciebie pracować, żebyś nie zabił Duli, tak?- upewniałem się.
-No tak. Twoja śliczna żonka żyje sobie spokojnie w domku niczego nie świadoma, a Ty wykonujesz moje polecenia. Oczywiście pełna dyskrecja tak jak zawsze. Jeśli zawiedziesz po raz drugi, to powybijam Was wszystkich. A no właśnie... Poncho też do mnie wraca, przekaż mu wszystko. I zrób coś z tą swoją ciekawską żoną, żeby nie wlazła mi w drogę.
-A jak długo to ma trwać?
-A nie wiesz, że u mnie masz umowę na czas nieokreślony, co oznacza dosłownie dożywocie? Nie no może mi się kiedyś znudzicie i dam Wam spokój, ale raczej wątpię. To jak, wchodzisz w to?
-Nie mam innego wyjścia, robię to dla Dul.
-Ojejku, jak słodziutko... A teraz idź do swojego kumpla, powiedz mu wszystko i spierdalajcie na pierwszą misję.
-Już dzisiaj?
-No tak. A, jeszcze jedno... Macie jedynie 30% wynagrodzenia, 70% to życie tej twojej szalonej rudej.- zaśmiał się głupio i wskazał na drzwi, bym wyszedł.
Cholernie się bałem, co będzie dalej. Wiedziałem, że z Amadorem nie ma żartów i muszę znowu być mu posłuszny. Robiłem to dla Duli, musiałem ją chronić. Co prawda to i tak nie dawało mi 100% pewności, że będzie bezpieczna, ale inaczej na pewno by zginęła przy pierwszej lepszej okazji. Tak jak mi kazał, poszedłem do Poncha. Z przerażeniem opowiadałem mu o spotkaniu z szefem. Był załamany, że jego też dotyczy zemsta Amadora. Myślał, że się od niego uwolnił, ale nic z tego. Dostaliśmy SMS-a ze szczegółami dzisiejszego zadania. Spodziewałem się czegoś delikatniejszego na początek, ale ten kretyn poszedł na całość i kazał nam porwać jakąś dziewczynę, pobić, zgwałcić i zabić. To było dla mnie cholernie trudne... Wcześniej jeszcze byłem tym zepsuty dzieciakiem, ale teraz wszystko się zmieniło. Mam żonę, którą kocham nad życie. Myślę o niej non stop, niestety także na tych całych misjach, kiedy krzywdzę tych niewinnych ludzi. Najgorzej jest właśnie jak ofiarami są kobiety, to tak strasznie boli, bo mimowolnie wyobrażam sobie Dulce w takiej sytuacji, kiedy Amador chce ją skrzywdzić. Jedyny plus jest taki, że o Duli nie słyszałem od Amadora od zawarcia umowy, co znaczy, że jest bezpieczna. Tylko szkoda, że nasze relacje tak bardzo się psują... Odkąd znowu pracuję dla Amadora, jestem zmuszony mieć przed nią tajemnice, a ona nie jest głupia i to wyczuwa. Na szczęście jednak prędzej myśli, że mam kochankę niż domyśla się prawdy. A dlaczego? Zadania dla Amadora często przeciągają się na noc, a nawet do rana. Mąż nie wraca na noc... Co myśli żona? On na pewno mnie zdradza! Poncho zawsze zapewnia mi alibi i jakoś wychodzę z kłótni z Dul, ale nie jest łatwo. Strasznie mnie męczy ta sytuacja, ale najgorsze, że nie mogę dać tego po sobie poznać. Muszę zachowywać się naturalnie przy mojej księżniczce, żeby się nie zorientowała, bo będę zgubiony.

Dulce:
Od jakiegoś czasu Ucker bardzo dziwnie się zachowywał. Nie był już na każde moje zawołanie i nie spędzał ze mną tak dużo czasu. Czasami nie wracał na noc i ponoć spał u Poncha. Coraz częściej się kłóciliśmy i stał się bardziej wybuchowy. Czułam, że coś przede mną ukrywa i zaczynałam nawet podejrzewać, że mnie zdradza. Zapewniał mnie, że nie i wszystko jest w porządku, i powtarzał, że bardzo mnie kocha i nic się nie zmieniło. Nie pozostało mi nic innego, jak mu uwierzyć. Postanowiłam sobie, że nie będę po raz kolejny za nim chodzić i go sprawdzać, bo to nie wychodzi mi nigdy na dobre. Ufam mu i kocham go, więc będę z całych sił starać się o ten związek.
Ale nie przesadzajmy, nawet wtedy zdarzały mi się miłe chwile spędzone z Uckerem. Na przykład pewnego wieczoru, kiedy wyszłam z łazienki po kąpieli, zobaczyłam go w salonie na kanapie, oglądającego mecz. Siedział i w skupieniu patrzył w telewizor. Swoją drogą nie wiem, co w tym jest takiego fascynującego, ale chyba nie jest mi dane to zrozumieć. Stałam, opierając się o ścianę i przyglądałam się mojemu mężowi, który był świeżo wykąpany z jeszcze mokrymi włosami i w bokserkach. Przygryzłam delikatnie wargę, bo ten widok był niezmiernie pociągający. Nadal jednak tylko obserwowałam każdy jego ruch z daleka, To mega fajne... Patrzysz z daleka na kogoś, kto jest tylko twój i kocha Cię nad życie. Widzisz jego zajebiste ciało i możesz dostrzec jak bardzo jest naturalny i wyluzowany, kiedy jest pewien, że nikt na niego nie patrzy. W sumie i tak był bardzo spięty, dużo bardziej niż wcześniej przy mnie. Aj, to przez ten mecz, pewnie jest jakaś akcja. W każdym razie stałam tak chyba ponad 10 minut, z uśmiechem patrząc na mojego cudownego mężczyznę. Nie żeby mi się znudziło, bo mogłabym w nieskończoność się tak na niego gapić, ale postanowiłam w końcu do niego podejść. Ostatnio trochę mi brakowało jego pocałunków, uścisków i pieszczot, generalnie czułam lekki niedosyt, choć jeszcze nie zaniedbanie. Właściwie podbiegłam do kanapy, na której siedział i rzuciłam się na niego, wpadając prosto w jego cieplutkie ramiona. Wtuliłam się w niego bez słowa, a on objął mnie mocno, ale jakoś jakby niepewnie. Olałam to w sumie i z uśmiechem zapytałam:
-O której to się kończy?
-Za godzinkę.- odpowiedział, nie spuszczając wzroku z telewizora.
-To trochę długo... Ale dobrze, że przynajmniej masz chipsy.- sięgnęłam po paczkę z chipsami i pochłaniałam je prawie garściami, krusząc dość mocno. -Bo mogę oglądać z Tobą?- zapytałam słodko, całując go w kącik ust.
-Jasne, ale siedź cicho.- powiedział tak jakoś nijako z delikatnym uśmiechem. Dlaczego nie uległ mojemu urokowi i słodkości i nie dał mi nawet buziaka?
-Jak w ogóle mogłeś kupić chipsy i mi nie powiedzieć? Chciałeś zeżreć sam i się nie podzielić, tak? Jesteś zły, wredny, podły...- zaczęłam gadać po jakimś czasie, kiedy już ostro mi się nudziło.
-Dul, co Cię napadło? To tylko chipsy... Jesz, jakbyś nigdy wcześniej ich nie widziała, dzikusie.- zaśmiał się, zjadając po mnie okruszki.
-Skarbie, jestem przed okresem, potrzebuję słodyczy.- wyjaśniłam.
-Z tego co wiem... Ale może nie wiem, bo ledwo co ruszyłem te chrupki, bo ktoś mi je zabrał... To one nie są raczej słodkie.- sukces, gada ze mną jak należy!
-No nie są, ale Ty nic nie rozumiesz... Nieważny jest smak. Liczy się fakt, że to dobra przekąska.
-Dobra, to ja już nic nie mówię. Jedz sobie, kochanie. Jak chcesz, to w kuchni jest pop corn, możesz zrobić.- pocałował mnie słodko w czubek głowy.
-Nie chcę, wolę być tu ciągle z Tobą. Chociaż za chwilę pewnie będziesz miał mnie dosyć, bo oglądasz mecz, ale trudno... Przecież mi nic nie zrobisz, nawet jak Ci wyłączę.
-Nawet nie próbuj, to ważny mecz.- profilaktycznie zabrał pilota jak najdalej i schował go pod poduszkę.
-No dobra, to oglądajmy. Ale gadaj ze mną, bo będzie mi smutno. A jak Dulisi smutno, to jest zła i się obraża. A jak Dulisia się obraża, to Uckerek ma przejebane i nie może z nią wytrzymać. Czy tak?- gadałam i gadałam, a Ucker uśmiechał się coraz szerzej, przytulając mnie ciągle tak czule.
-Właśnie tak, skarbie. Ale kiedy pierdolisz o niczym, też nie jest łatwo z Tobą wytrzymać.
-Tak? To powiedz wprost, że masz mnie dość i wygoń mnie do pokoju.- powiedziałam z kaprysem, chcąc się od niego odsunąć.
-Przestań grymasić i zostań tu.- przycisnął mnie z powrotem do siebie, śmiejąc się delikatnie.
-Ale Ty oglądasz ten pieprzony mecz i nie zwracasz na mnie uwagi...- powiedziałam ze smutkiem.
-Dulisiu, zamknij swoją śliczną buźkę, bo zaczynam mieć Cię dość. Możesz sobie ze mną siedzieć, leżeć na mnie, przytulać się i wpierdalać moje chipsy, ale daj mi obejrzeć do końca. Dobrze?- mówił stanowczo, ale nie oschle, bo na twarzy miał słodki uśmiech.
-No dobra, to ja będę korzystać z tej jakże pięknej chwili, kiedy mój kochany mąż jest w domu i przytulę się do niego, przyjmując postać powietrza, które nie ma prawa głosu i pozostaje niewidzialne.- użyłam podłej manipulacji i wtuliłam się w niego bardziej, włażąc mu na kolana.
-Ach ta twoja cudna ironia... Jak ja nie lubię takiego twojego głupiego gadania, to sobie nawet nie wyobrażasz.
-To masz problem, bo teraz będziesz słuchać tylko tego.- znalazłam pilota i wyłączyłam telewizor.
-Ejj!- krzyknął, próbując wyrwać mi pilota z ręki.
-Zostaw to! Obejrzałeś już dużo, starczy Ci.- teraz to ja wyraziłam się stanowczo, a Ucker nawet się posłuchał. -Ciagle Cię nie ma w domu... Powinnam się obrazić, a ja staram się wykorzystać twoją chwilową obecność i spędzić z Tobą czas. A Ty co? Wolisz oglądać mecz. Nie pozwolę, żebyś poświęcał czas telewizji zamiast mi!- byłam zła i mówiłam z wyrzutem.
-Przestań już, nie dramatyzuj. Spędzam z Tobą czas, przytulam Cię i nawet z Tobą gadam, oglądając ważny mecz, a Tobie jeszcze źle... Właśnie sobie przypomniałem, dlaczego nigdy Cię nie lubiłem...
-Dawałam Ci wiele powodów, żebyś mnie nie lubił, ale chyba rozmawiamy o czymś innym.
-Wiesz co? Ja nadal Cię nie lubię.
-Przecież nie zrobiłam nic takiego złego, poproś to Ci włączę.
-Nie, poważnie mówię. Dul, kocham Cię, ale naprawdę Cię nie lubię. Masz paskudny charakter i ciężko z Tobą wytrzymać, wiesz? Kocha się za nic, więc nie muszę Cię wcale lubić...
-Jak to mnie nie lubisz? Tak się nie da.
-Normalnie. Jak nie trzeba kochać, żeby lubić, to tak samo nie trzeba lubić, żeby kochać. Wkurzasz mnie strasznie i nie lubię twojego charakteru, ale kocham Cię za nic. W imię tej miłości znoszę to, czego w Tobie nie lubię i staram się z tym żyć. Wiem, że też nie jestem święty i nieźle Cię wkurwiam, ale Ty... W Tobie jest coś takiego, co wkurza maksymalnie, po prostu czasem doprowadza do szału. Jesteś kapryśna, niecierpliwa, wredna, dokuczliwa i za bardzo wymagająca... To wszystko w połączeniu daje mieszankę wybuchową.- co go tak wzięło i czemu się mnie czepia? Ale w sumie okej, mówi to z tym tradycyjnym zakochanym uśmiechem, więc najwyraźniej nie chce doprowadzić do kłótni, tylko tak pogadać.
-Ty też nie jesteś lepszy i nie masz idealnego charakteru. Tak teraz myślę, że chyba nie potrafiłabym powiedzieć, za co Cię kocham. W sumie ciężko stwierdzić... Za wszystko, czy za nic? Też Cię nigdy nie lubiłam, ale masz rację... To ja mam cholernie trudny charakter, a Ty w zasadzie jesteś słodki i kochany. Co nie zmienia faktu, że teraz to ja jestem ofiarą i powinnam się obrazić, bo nie poświęcasz mi wystarczająco dużo czasu.
-Skarbie... Skończ już, nie oglądam meczu i spędzam czas z Tobą. Co Ci jeszcze nie pasuje?
-Nie no teraz już jest okej. Ale ogólnie jest chujowo... Spędzasz więcej czasu z kumplem niż z żoną. Co jest, kochanie? Jeśli Ci się znudziłam, wystarczy powiedzieć.- podniosłam głowę i patrzyłam mu prosto w oczy.
-Nie gadaj bzdur, księżniczko. Każda para czasem przechodzi kryzys, ale nic się przecież nie zmieniło. Kocham Cię tak samo mocno i niezależnie od niczego, tak już zostanie.
-Kryzys? Ale dlaczego, skąd to się bierze? Bo przecież musi być jakaś przyczyna...
-Nie ma. Tak czasami się dzieje i tyle. Wiem, że to trudne, ale musisz być cierpliwa. Wszystko jest w porządku i nie masz się czym martwić. Zresztą Poncho ma problemy i mnie potrzebuje, a ja nie mogę zostawić przyjaciela w potrzebie.- mówił delikatnym głosem, głaskając mnie po plecach.
-Jesteś bardzo dobry i pójdziesz do nieba, wiesz? To, co robiłeś dla Amadora, zostanie Ci wybaczone, bo jesteś kochany dla swoich bliskich.- powiedziałam, a on przytulił mnie mocno i zamilkł na chwilę.
-Cieszę się, że tak uważasz. Nie dość, że księżniczka, to jeszcze wróżka.- zaśmiał się cicho, ale miał dziwnie smutne oczy.
-W porządku, skarbie?
-Jasne. Kocham Cię, wiesz?
-Wiem, też Cię kocham. Chciałabym mieć pewność, że zawsze tak będzie, że nasza miłość nigdy nie zgaśnie.
-Bo tak właśnie będzie. Pewnie przez Ciebie skończę w psychiatryku... Ale grunt, że będziesz mnie tam odwiedzać, to nie wyleczę się z tej miłości.
-Co Ty masz do mnie? Jestem aż taka wkurzająca?
-Yyy... Tak. Ale to czyni Cię wyjątkową, uwielbiam Cię. Od zawsze doprowadzasz mnie do szału, właściwie w różny sposób. W jednej chwili potrafisz mnie wkurwić, rozbawić i podniecić jak nikt inny. Powiedziałem Ci otwarcie, że Cię nie lubię, bo Ciebie nie da się lubić, misiu. Ciebie można kochać, albo nienawidzić, nie ma innej opcji. Dlatego nie masz przyjaciół. Ale zapewniam Cię, że gdybyś tylko chciała, to Ann i Poncho pokochaliby Cię tak mocno jak ja, choć oczywiście inaczej. Nie lubisz ich, bo nawet nie chcesz, żeby było inaczej. Oni są naprawdę świetni i kochani, ale musisz naprawdę dorosnąć, żeby to zrozumieć. Tak samo jak oboje dorośliśmy do wyznania sobie miłości.
-Pewnie masz rację... Ale ja i tak wiem, że nic z tego nie będzie, bo Anahi nigdy mnie nie polubi.
-Już mówiłem... Ciebie nie da się lubić. Ale wierzę, że z czasem pokocha Cię jak przyjaciółkę.
-Kochanie, powiem Ci coś... Ale obiecaj, że zostanie to między nami. Nie mów nigdy, że Ci o tym powiedziałam, okej?- popatrzyłam głęboko w jego oczy i dałam mu szybkiego buziaka.
-Dobrze, mów.
-Wiesz... Jakiś czas temu, chyba w dzień naszego ślubu... Gadałam z Ann i przyznała mi się, że od dawna Cię kocha. Wyczuwałam to od zawsze, tylko Ty całe życie jesteś ślepy i nie widzisz, jak ona na Ciebie patrzy.
-Serio? Ona jest moją przyjaciółką i w życiu bym nie wpadł na to, że jest we mnie zakochana. Ale nadal?
-Tak i wątpię, żeby tak po prostu jej przeszło. Skarbie, przyjaźń damsko-męska nie istnieje, wbij to sobie do głowy.- ja byłam pełna życia z uśmiechem na twarzy, a Uckerka wyraźnie zdołowała ta wiadomość.
-I co ja mam teraz zrobić?- zapytał bezsilny i wyraźnie zdezorientowany.
-Nic, idioto. Po pierwsze to tajemnica, a po drugie nie ma sensu nic robić. Może Blondyna sobie kogoś w końcu znajdzie i wyjedzie z nim daleko, a w Tobie się odkocha?...
-A jak nie? Do końca życia będzie sama, nieszczęśliwa i pełna złudnych nadziei.
-Ucker, daj spokój... To jej problem. My jesteśmy szczęśliwi, bo mamy swoją odwzajemnioną miłość, a ona głupia niech się dalej łudzi, dopóki nie zmądrzeje.- mówiłam z beztroskim uśmiechem.
-Nie dziwię się, że nie masz przyjaciół. Jesteś strasznym samolubem, egoistką.
-Wiem, ale taka już jestem, bo tak jest mi wygodniej.
-Masz straszne podejście, no ale nie jestem w stanie nic z tym zrobić. Tym bardziej, że akurat o Anyśkę to Ty jesteś ewidentnie zazdrosna...- zaśmiał się i trącił palcem mój nos.
-Ej, wcale nie!
-Wiem, że tego nie przyznasz, bo przecież księżniczka musi pozostać bez skazy.- śmiał się ze mnie i całował mnie w szyję tak słodko.
-No dobra, trochę jestem o nią zazdrosna... Ale tylko dlatego, że spędziłeś z nią pół życia i ją uwielbiasz, a ona Cię kocha.- przyznałam jakby nieśmiało z delikatnym, niepewnym uśmiechem.
-Uwielbiam ją i kocham JAK PRZYJACIÓŁKĘ. Rozumiem, że czasem masz prawo być o nią zazdrosna, bo mamy bardzo bliskie relacje. W sumie nawet podoba mi się ta lekka zazdrość, bo to świadczy o twojej miłości.
-Ucker, kiedy Ty się tak zmieniłeś?- patrzyłam mu głęboko w oczy z typowym zakochanym uśmiechem.
-W jakim sensie?
-No wiesz... Jeszcze rok temu byłeś nieodpowiedzialnym, samolubnym idiotą, który miał na wszystko wyjebane. Teraz jesteś kochany, słodki, opiekuńczy i zawsze myślisz o innych. Kiedy się to zmieniło, bo chyba nie zdążyłam tego zaobserwować?
-Nie wiem. Myślę, że od naszego ślubu generalnie wszystko się zmieniło.
-Nie, wtedy zmieniłeś się na gorsze...
-No tak... W takim razie chyba na lepsze zmieniłem się w momencie, kiedy musiałem dbać o Ciebie i twoje bezpieczeństwo. Tak, zdecydowanie wtedy dorosłem i to nawet do tego stopnia, żeby Cię pokochać. Wcześniej oboje byliśmy głupimi dzieciakami, które myślą, że świat należy do nich.
-To się nie zmieniło... Mam swój własny świat, który należy do mnie. -posłał mi pytające spojrzenie. -Ciebie, idioto. Ty jesteś moim światem. I to nie jest tylko takie standardowe stwierdzenie... Naprawdę nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie. Zawsze pełniłeś w nim ważną rolę, jesteś w centrum mojego wszechświata.
-Mam podobnie, skarbie. Chociaż kiedyś nawet prosiłem Świętego Mikołaja, żeby wysłał Cię w kosmos, zamiast przynosić mi prezenty. W sumie o to samo prosiłem spadającej gwiazdki i miałem nadzieję na twoje zniknięcie po znalezieniu czterolistnej koniczyny.
-Ej, to wredne...
-Jak Ty.- śmiał się w głos, bo mnie ewidentnie załatwił.
-Śmiej się, śmiej kochany... Ale no właśnie... Jestem wredna, więc mogę zrobić coś mega wrednego, pamiętaj o tym i nie podskakuj.
-Grozisz mi?
-Ostrzegam.- brzmiało to centralnie jak z jakiegoś filmu grozy, i te nasze grobowe spojrzenia, haha.
-No ciekawe co mi takiego zrobisz...- powiedział już dość mocno rozbawiony Ucker.
-Dużo Ci mogę zrobić, kochanie...- mówiłam cichym i ponętnym głosem, sięgając ręką do jego bokserek.
-O nie, jak możesz... Nie zasługuję na to.- nabijał się, ale on mnie jeszcze nie docenia...
-Skończ już, bo się rozmyślę...- dosłownie wymruczałam mu do ucha, poruszając ręką tak, by sprawić mu przyjemność.
-Co Ty kombinujesz?
-Teraz Ty mi zaufaj, skarbie.- wpiłam się w usta mojego męża, ale po chwili przerwałam pocałunek, by zobaczyć zgodę w jego oczach.
-Ufam Ci, wariatko.- wydyszał pod wpływem rozkoszy, jaką już mu dawałam.
Nie przestawałam robić mu dobrze ręką, podczas gdy on pozbywał się mojej piżamy, a właściwie seksownej koszuli nocnej. Kiedy już nie miałam nic na sobie, ściągnęłam także jego bokserki. Zabrałam rękę z jego "małego" i zbliżyłam się, żeby się na niego nabić. To znaczy on tak myślał... W rzeczywistości jednak zrobiłam to celowo, żeby go podniecić. Sprawiłam, że było już tak blisko, nasze ciała się lekko zetknęły... A wtedy Dulisia Geniusz zrobiła co? Dałam mu szybkiego buziaka w kącik ust i wstałam.
-Czy było to wystarczająco wredne?- zapytałam, śmiejąc się, jego mina była po prostu zajebista, takie biedactwo moje...
-Dul!- krzyknął na mnie, ale uff... Nie był jakoś strasznie zły, wnioskuję po tonie głosu.
-Chciałam Ci tylko udowodnić, że są zjawiska wredniejsze ode mnie. A teraz wybacz, skarbeńku mój słodki, idę spać.
Byłam z siebie dumna, czegoś tak wrednego nie zrobiłam chyba jeszcze nigdy. Posłałam mu uśmiech w stylu "wygrałam, frajerze" i pognałam do sypialni. Zamknęłam za sobą drzwi i wpadłam w dziki śmiech. Położyłam się do łóżka i przykryłam kołderką. Miałam przeczucie, że ta noc się nie skończy w ten sposób i oczywiście miałam rację... Po jakichś 10 minutach przyszedł mój mąż.
-Zakończymy porządnie ten dzień, czy zamierzasz się dalej wygłupiać?- zapytał, kładąc się koło mnie.
-Jestem cała twoja, kochanie.- powiedziałam, śmiejąc się słodko i odrzuciłam kołdrę.
-To już wiemy...- mruknął, głaskając delikatnie moją skórę od ramienia aż po udo.
Leżał obok mnie, podpierając głowę na ręce i cały czas jakby leniwie miział mnie opuszkami palców praktycznie wszędzie. Podczas gdy jego ręka zajmowała się moim ciałem, jego oczy przez pewien czas się we mnie wpatrywały, zresztą z wzajemnością. Jednak kiedy nasze pożądliwe spojrzenia się spotkały, zbliżyliśmy się do siebie i odpłynęliśmy w długim, namiętnym pocałunku. Był to taki wolny proces zbliżania... Głaskał mnie cały czas, ale nasze ciała były coraz bliżej pod wpływem namiętności. Wreszcie nastał ten piękny moment... Uckerek przyciągnął mnie maksymalnie do siebie i automatycznie znalazł się w moim wnętrzu.
-Potrzebujesz wrażeń czy miłości?- zapytał, bawiąc się moimi włosami i muskając delikatnie moje wargi swoimi.
-Ostatnio zdecydowanie bardziej miłości.- odpowiedziałam z lekkim uśmiechem.
-Jak sobie Pani życzy.
Obrócił mnie tak, by leżeć na mnie i zaczął sprawiać mi jeszcze więcej przyjemności niż wcześniej. Całował moją szyję słodko i namiętnie, a rękami dalej robił to samo, czyli głaskał moją wrażliwą na jego dotyk skórę. Z każdej strony dostarczał mi przyjemności. Czułam, że za chwilę mogę znowu zacząć drżeć jak ostatnio. Póki co przez moje ciało przechodziły cudowne dreszcze i mruczałam Uckerkowi do ucha. Ruszał się we mnie powoli, co w połączeniu z tym wszystkim, było po prostu wspaniałe. Na początku było tylko słodko i delikatnie, później wzrastała namiętność. Nie przerywając pocałunków, turlaliśmy się po całym łóżku. Raz ja byłam na górze raz on. Poruszaliśmy się równym, spójnym rytmem, oddychając niespokojnie i płytko. Było to bardzo męczące, a w dodatku prawie gotowałam się tuż przy rozpalonym ciele mojego męża, który tulił mnie z całej siły. Kochaliśmy się słodko i namiętnie, będąc przy sobie tak bardzo blisko. Dosłownie czułam jego miłość wszystkimi zmysłami. Spełnianie przyszło szybko, bo tym razem nie było sensu nie wiadomo jak tego przedłużać. Leżałam na nim zmęczona i próbowałam ustabilizować mój organizm, który ewidentnie miałby ochotę na więcej, a przynajmniej na pewno niektóre partie mojego ciała. Trzymaliśmy się za rękę, ściskając dość mocno.
-Kocham Cię.- powiedział mój ukochany słodkim, wręcz aksamitnym głosem.
-Jestem z Ciebie dumna, potrafisz już mówić o uczuciach! I to nawet swobodnie.- pochwaliłam go wesoło. -Ja też Cię kocham.- dodałam i wtuliłam się w niego mocniej, żeby idealnie słyszeć bicie jego serca.
-Śpimy?- zapytał, głaskając mnie czule po głowie.
-Tak, bo jestem śpiąca. Dobranoc, kochanie.- ziewnęłam, mówiąc z uśmiechem.
-Dobranoc. Dziękuję, że jesteś ze mną.- odpowiedział Christopher, co było już ostatnimi słowami na dziś.


No hej :) No i macie 21 rozdział 21 października w urodziny Uckera ;) Tak, jak już ustaliłyśmy, nie należy mu się, no ale jest częścią Vondy i tylko dlatego. A zresztą tak pięknie komentujecie, że pewnie i tak bym dodała. No to miłego weekendu kochane moje :* Ciekawe kto z RBD złoży życzenia temu frajerowi, tak wiem pięknie się o nim wyrażam  xD 

poniedziałek, 17 października 2016

20. "Chyba musimy się spotkać"

Dulce:
Przez jakiś czas żyłam w wiecznym strachu. Ucker powiedział mi, że Amador zniknął i oboje baliśmy się jego powrotu. Nie było żadnych wieści o tym człowieku. Mój mąż ciągle chodził zdenerwowany i rozdrażniony przez tą niewiedze. Nie raz próbowałam go jakoś uspokajać, ale zazwyczaj nie dawało to rezultatów. Cały czas powtarzał, że nie wybaczy sobie, jeśli coś mi się stanie i nie może do tego dopuścić. Bardziej martwił się o mnie niż o siebie, co było mega słodkie. Czułam, że nasza miłość jest coraz silniejsza i już nie miałam żadnej wątpliwości co do moich uczuć. Wtedy byłam już naprawdę zakochana w Uckerku, kochałam go. Między nami nie było idealnie, bo dużo się kłóciliśmy  najczęściej o głupoty, ale niekiedy miało to spore konsekwencje, bo na przykład nie gadaliśmy przez kilka dni. A o co kłóciliśmy się najczęściej? O przesadną troskę o mnie. Mój kochany mąż bywał wręcz zaborczy i starał się mnie pilnować na każdym kroku. Ja wiem, że to dla mojego dobra, ale bardzo często przesadzał i strasznie mnie tym wkurwiał. Wczoraj jak chciałam iść na imprezę, zakazał mi i się pokłóciliśmy. Zamknął mnie w domu, a sam wyszedł. To nie fair, a poza tym ja też się o niego martwiłam. Przesiedziałam prawie całą noc w salonie i na niego czekałam. Dzwoniłam, ale mój kochany oczywiście zostawił telefon w domu, bo generalnie wybiegł wkurzony i go po prostu nie wziął, nie pomyślał o tym. Koło piątej rano wrócił mój książę. Byłam pewna, że przyjdzie pijany, ale się pomyliłam. Ucker był trzeźwy i od razu kierował się do sypialni. Cofnęłam go za fraki i zaczęłam na niego wrzeszczeć:
-Co Ty sobie, kurwa, myślisz?! Ja nigdzie nie mogłam iść, a Ty gdzie się szlajałeś?! Jeśli mi tego jakoś nie wytłumaczysz, to nigdy więcej się do Ciebie nie odezwę!- darłam się i biłam go z całej siły pięściami po klacie i czasem także po twarzy.
-Dulisiu uspokój się.- poprosił, łapiąc mnie za ramiona dość mocno, jakby chciał mnie wyprostować.
-Okej, to gadaj, gdzie byłeś!- krzyknęłam, patrząc mu w oczy ze złością.
-Byłem z Poncho i Ann. Kiedy on poszedł do klubu, zostałem u Anahi.- moja złość stała się jeszcze większa i miałam ochotę go zabić.
-Czemu zostałeś z nią?! Co robiłeś z tą blondi w środku nocy?!
-Ejejej, nie bądź zazdrosna. Zamknij się i uspokój, bo zaczynasz mnie wkurwiać! Zostałem u PRZYJACIÓŁKI- tak mocno podkreślił to słowo. -Żeby nie iść z Poncho do klubu, bo to byłoby nie w porządku wobec Ciebie.
-Jasne, bo Ty o mnie pomyślałeś... Zresztą siedzenie z nią, też nie było w porządku!- istna kłótnia małżeńska... Mąż się tłumaczy, a żona drze mordę.
-Zrozum, do cholery pewną rzecz! Anahi jest moją przyjaciółką i siedziałem z nią całą noc, oglądając filmy, zdjęcia z dzieciństwa, gadając i rzucając się pop cornem. Nic złego nie zrobiłem, chciałem się tylko odstresować i uspokoić po kłótni z Tobą. Gdybym poszedł z Ponchem, to pewnie bym wylądował w łóżku z jakąś dziwką, a tak nie stało się nic i nawet nie piłem. Nie masz powodów do złości, naprawdę.- ujął moją twarz w dłonie i patrzył mi głęboko w oczy, mówiąc coraz spokojniej.
-Nie mam powodów, tak? Wierzę Ci i nie mam wątpliwości, okej. Ale jestem zła o to, że mi nie pozwoliłeś nigdzie iść dla mojego dobra, a sam poszedłeś nie wiadomo gdzie bez słowa i nie wziąłeś telefonu. Ja też Cię kocham i martwię się o Ciebie. Ty się w najlepsze bawiłeś z przyjaciółką, a ja siedziałam w stresie i strachu o Ciebie.
-Ojej, kochanie... No dobrze, przepraszam nie pomyślałem o tym.- przytulił mnie mocno, ale ja po chwili mu się wyrwałam.
-Wal się, nie odzywaj się do mnie. Nie pomyślałeś o mnie samolubie pieprzony. Ty poszedłeś się odstresować z przyjaciółką, a ja mało co sraczki nie dostałam z nerwów. Tak mnie kochasz?... To ja chyba podziękuję za taką miłość.- całkiem wyrwałam się z jego objęć, pchnęłam go na ścianę i wyszłam do sypialni, zamykając za sobą drzwi.
Przez nocne wycieczki mojego męża nie zmrużyłam oka, przez co byłam strasznie zmęczona i śpiąca. Położyłam się sama w naszym małżeńskim łóżku i zasnęłam.
Obudziłam się koło 14 i od razu poczułam głód. Poszłam do kuchni z zamiarem podgrzania pierogów z supermarketu. Ku mojemu zaskoczeniu na stole czekał na mnie pyszny niedzielny obiadek, czyli mój ulubiony kotlet schabowy z piersi, młode ziemniaczki z koperkiem i mizeria. Stałam i zastanawiałam się, jak to możliwe, kiedy do domu wszedł mistrz wyczucia czasu, czyli Uckerek z bukietem róż. Przyglądałam mu się uważnie, nie dając po sobie poznać żadnych emocji. Podszedł do mnie blisko, wręczając mi bukiet i powiedział:
-Przepraszam, skarbie. Nie chcę, żebyś była na mnie zła. Obiecuję, że następnym razem pięćset razy się zastanowię, zanim coś zrobię. Wybacz, że naraziłem Cię na stres, nie chciałem.- był taki kochany, słodki i skruszony, że ciężko się nie ugiąć.
-Aj, Misiaku...- wtuliłam się w niego, odkładając kwiatki na stół. -Jak Ty za takie coś tak bardzo mnie przepraszasz, kupujesz kwiatki i robisz obiadek, to co by było, jakbyś serio mnie zdradził?... Wtedy to byś mi chyba do stóp padał.- zaśmiałam się i zaczęłam go całować.
-No pewnie tak, Duluś. Ale teraz siadaj do jedzenia, bo Ci wystygnie.
-Okej, a Ty wstaw moje kwiatki do wazonika.

Ucker:
Czekałem aż Dulce zje, bo chciałem z nią pogadać. Kiedy skończyła obiad, umyłem talerzyk i kazałem jej iść się ubrać, bo księżna chodziła w piżamie, to znaczy w majtkach i mojej koszulce. Jak już się ogarnęła, zaproponowałem jej spacer. Nie chciała się na to zgodzić ze względu na wszechobecne zagrożenie. Udało mi się jednak wybłagać i wyszła ze mną. Szliśmy za rękę po bardziej zaludnionej części parku, tak jak sobie zażyczyła moja księżniczka. Nie odzywaliśmy się do siebie przez większość drogi, bo jak twierdzi Dulce, woli słuchać śpiewu ptaków niż mnie. Tak, moja Duleczka jak zwykle kochana i milutka, ale chyba taki już jej urok i to w niej kocham. Kiedy przeszliśmy kawałek, pociągnąłem ją za rękę, żeby usiadła na ławce. Finalnie wyszło tak, że siedziała mi na kolanach, a ja delikatnie całowałem ją w szyję i policzek.
-Wiesz co?- zacząłem, zaglądając w jej oczy. -Mam dosyć tego strachu, bo przez to tylko ciągle się kłócimy.
-Nie, kochany... Kłócimy się przez twoją obsesję na moim punkcie.- sprostowała i być może miała trochę racji.
-Duluś, to nie jest zwykła obsesja, wiesz o tym. Dlatego chciałem Cię prosić, abyś przestała się bać i myśleć o tym, że coś nam może grozić. To moja sprawa, moje bagno i sam muszę to ogarnąć i pilnować, żebyś była bezpieczna. Ty nawet nie powinnaś o tym wiedzieć i boli mnie, że narażam Cię na tyle stresu.
-Czyli znowu chcesz mieć przede mną tajemnice?
-Nie, nie o to chodzi. Nie mam przed Tobą tajemnic i tak pozostanie, ale wolę trzymać Cię z daleka od tej sprawy. Oczywiście będę Cię informować, jeśli stanie się coś ważnego, ale nie martw się niczym. Zapomnij o kłopotach, zaufaj mi. Ja też się boję zwłaszcza o Ciebie, ale tylko Ty jesteś w stanie mnie uspokoić. W momencie, gdy Ty będziesz spokojna i nie będziesz się tym tak przejmować, ja też poczuję się lepiej i będę w stanie myśleć co dalej i Cię chronić. Obiecuję, że też trochę przystopuję i nie będę wpadać w panikę, jak będziesz wychodzić z domu, ale musisz mi pomóc. Potrzebuję stałego kontaktu z Tobą, żeby mieć Cię na oku.
-Ucker, traktujesz mnie jak dziecko... Chcesz mnie stale kontrolować? Mieć mnie na oku? A co ja w piaskownicy siedzę?...- mówiła pół żartem pół serio, patrząc mi w oczy z cudownym, zakochanym uśmiechem.
-Tak, właśnie... Chcę Cię pilnować jak kochający rodzice swoje dziecko. Czyli tak, jak nas nikt nigdy nie pilnował, więc być może będę popełniał błędy, bo nie mam wzoru do naśladowania. Dlatego proszę Cię o cierpliwość i zrozumienie, bo robię to tylko i wyłącznie z miłości do Ciebie. I jak już mówiłem, nie chcę się z Tobą więcej kłócić, słonko.- przytuliłem ją mocno do siebie, a ona dosłownie schowała się w moich ramionach.
-Jesteś kochany i obiecuję, że nie będę Ci utrudniać opieki nade mną. Ale pamiętaj, że ja więcej gadam niż robię, więc pewnie jeszcze nie raz się o to pokłócimy. Tylko już nigdy więcej nie rób tak jak wczoraj, okej?
-Okej, okej. Wiem Dulisiu, że Ty musisz sobie pogadać i mnie wkurzyć zanim się dogadamy w jakiejkolwiek sprawie, ale wiedz, że czasami przeginasz.
-A to też wiem i nie zamierzam z tym skończyć, misiaczku.- złożyła szybki pocałunek na moich ustach, śmiejąc się. - Uwielbiam, kiedy się na mnie złościsz, jesteś wtedy taki zabawny.- dodała, a ja zacząłem ją łaskotać.
-Śmiej się, śmiej...
-Poczekaj, stój na chwilę!- krzyknęła na mnie i odrzuciła moją rękę, która ją łaskotała.
-Co się stało?
-Kochanie...- szepnęła mi ponętnie do ucha, aż mnie ciarki przeszły. -Mogę Ci zadać pytanie?- teraz jej głos nie brzmiał tak pewnie i seksownie, a raczej nieśmiało.
-No jasne, jakie tylko chcesz.
-Dlaczego my... Kochaliśmy się tylko raz?- zapytała cicho i niepewnie.
-Też się nad tym zastanawiałem, ale nie śmiałem Cię o to pytać...
-Ja na to czekałam od jakiegoś czasu, bo samej było mi głupio tak prosić o powtórkę.
-A chcesz to powtórzyć?- szepnąłem jej do ucha i tym razem to przez jej ciało przeszedł dreszczyk.
-Chcę!- krzyknęła żywo i zerwała się z ławki jak poparzona, a ja zacząłem się śmiać, co spotkało się z jej groźnym spojrzeniem. -No chodź, bo się rozmyślę!- ciągnęła mnie za rękę, żebym także wstał i poszedł z nią do domu.
-Szalona i nieprzewidywalna jak zwykle...- powiedziałem z uśmiechem, całując ją soczyście.
-Nie spodziewałeś się takiej ochoty z mojej strony, co?
-No nie, ale podoba mi się. Czekałem na to od dawna, bo mam na Ciebie wielką ochotę, pragnę Cię Dul.
-Ja Ciebie też. Kto pierwszy do domu!- krzyknęła i popędziła przed siebie.
-Czekaj!- biegłem za nią i po jakimś czasie dotarliśmy do domu.

Dulce:
Mój mąż był na mnie tak napalony, że całował mnie już od progu. Zamknął drzwi na klucz i ciągnął mnie do salonu. Tylko dlaczego tutaj, a nie do sypialni? Długo się nad tym nie zastanawiałam i już po chwili wszystko stało się jasne... Bliżej mieliśmy kanapę w salonie niż łóżko w sypialni, a Uckerowi chyba mocno zależało na czasie. Stanęliśmy przed kanapą, ja bliżej niej tyłem. Ucker całował mnie słodko i namiętnie, dając mi pełną rozkosz swoimi wargami oraz językiem. Oczywiście brałam czynny udział w tych pocałunkach i pieszczotach, powoli dobierając się do niego. Zaczęłam ściągać mu koszulkę, a on starał się nie przerywać tych cudownych buziaków. Kiedy pozbyłam się górnej części garderoby Christophera, przycisnął mnie do swojego ciała, sięgnął ręką na moje plecy i powoli odpinał zamek sukienki. Po chwili spadła ona na podłogę, a ja wskoczyłam na Uckera, oplątując się nogami wokół jego bioder. Stanął na kanapę, a mnie posadził na dość wysokie oparcie. W ten sposób było mi łatwo zdjąć jego spodnie i poszło mi nawet szybko. Potem jednym ruchem ręki niespodziewanie odpiął mi stanik. Wzięłam głęboki wdech, żeby opanować nerwy. Tak, byłam zdenerwowana... Co prawda to już nie pierwszy raz, ale jednak od naszej pierwszej wspólnej nocy minęło już sporo czasu i mimo wszystko czułam się skrępowana.
-Nie denerwuj się, skarbie.- powiedział wprost do moich ust, po czym złożył na nich słodki pocałunek.
-Okej, spróbuję być spokojna. Ja tylko... Po prostu chodzi o to, że...
-Uwielbiam, kiedy jesteś taka słodka, nieśmiała i nie potrafisz się wysłowić.- powiedział z szerokim uśmiechem i przytulił mnie mocno, głaskając czule po plecach. -Wiem, rozumiem... Minęło za dużo czasu, żebyś mi się bez nerwów oddała. Ale pamiętaj, że takich chwil w naszym życiu będzie dużo więcej, więc nie masz się czego wstydzić.- mówił cicho tuż przy mojej szyi, wywołując tym u mnie dreszcze.
-Uspokoiłeś mnie i rozpływam się przy Tobie, kiedy mnie dotykasz i do mnie mówisz.
-Widzę Dulisiu, ale dosyć gadania, bo za chwilę wybuchnę i będzie ostro.- zaśmiał się, całkiem ściągając mój stanik.
-A może ja tego chcę?...
-Nie, nie, nie misiaczku... Jesteś zbyt delikatna, ale w sumie jak chcesz... Dobra, to informuj mnie o wszystkim, okej?
-Nie wiem po co, ani co przez to rozumiesz, ale okej.
-Aj, słodziaku mój... Zaraz się dowiesz.- złapał mnie za pośladki i ścisnął w dłoniach dość mocno, ale z wyczuciem.
Przyciągnął mnie mocniej do siebie i zaczął całować moją szyję i kark, ciągle głaskając moje uda i pośladki. Nie mogłam się doczekać, aż do czegoś dojdzie tej nocy, strasznie pragnęłam Uckera i chciałam przejść już do rzeczy. Co więc zrobiłam? Jak to na mnie przystało wykazałam się super odwagą i śmiałością, i zaczęłam ściągać bokserki mojego męża. Był lekko zdziwiony, wyraźnie szczęśliwy i patrzył na mnie z cudnym, słodkim uśmiechem. Szybko pozbyłam się jego bielizny, a wtedy on wziął się za mnie. Zsuwał moje majtki powoli, głaskając mnie przy tym delikatnie po udzie. Kiedy byłam już naga, złapał mnie wysoko za pośladki i podniósł lekko do góry, bym znów oplotła go nogami w talii. Wtuliłam się w niego, idealnie dopasowując się do jego ciała i czekałam na ten magiczny moment, kiedy po raz drugi stanę się jednością z Uckerem. Zamknęłam oczy i byłam pewna, że za chwilę się to stanie. Jednak trochę się przeliczyłam... Podsunął mnie jeszcze bardziej do góry, czego przez chwilę nie rozumiałam. Co mój kochany postanowił zrobić? Oczywiście to co zawsze, czyli rozdrażnić mnie... Zamiast wejść we mnie jak należy, to on zaczął dotykać mnie tam ręką. To było przyjemne i strasznie podniecające, ale nie na to czekałam. Robił mi dobrze palcami, a ja dyszałam ciężko wprost do jego ucha. Nagle poczułam dużo mocniejsze doznanie, a mianowicie czułam, jak Ucker we mnie wszedł dużo szybciej i pewniej niż za pierwszym razem, ale i tak delikatnie. Przez to, że zrobił to tak nagle, przestraszyłam się i mocno przygryzłam mu wargę. Krzyknął, znów łapiąc mnie za pośladki, szczypiąc i tym razem dociskając do siebie, by wejść głębiej. Albo mi się wydawało, albo poczułam smak krwi z jego ust, czyli ups, przesadziłam i sprawiłam mu ból. Ale trudno, musi mi to wybaczyć, bo to było niekontrolowane. Nie przerywając pocałunków i nie zdejmując dłoni z mojego tyłka, zaczął się powoli poruszać. Było to tak bardzo namiętne, delikatne i w ogóle słodkie, i cudowne. Dawał mi mnóstwo rozkoszy nie tylko samym faktem bycia we mnie i poruszania się, ale całą resztą... Dotykiem gorących, miękkich ust, które całowały już nie tylko moje wargi, ale i policzki, szyję i ramiona oraz mizianiem całego mojego ciała opuszkami palców. Wszystko to razem doprowadzało mnie do szaleństwa i sprawiało, że chciałam wciąż więcej i więcej. Najlepsze jest to, że ja nie musiałam robić nic, tylko odbierać pieszczoty Uckera. On sam poruszał mną tak jak chciał i określał tempo. W pewnym momencie ruchy Christophera stawały się coraz szybsze i mocniejsze. Czułam, że wchodził maksymalnie głęboko, a po chwili kawałek się wysuwał. Oddychałam płytko, jęcząc coraz głośniej i wbijałam pazury w jego plecy. Czułam, że spełnienie nadchodzi i zaczęłam poruszać biodrami, chcąc to jeszcze bardziej nasilić i przyśpieszyć. Wreszcie doszłam, piszcząc cichutko. Wtedy Ucker szybko wyszedł ze mnie jeszcze zanim doszedł, choć najwyraźniej był już bardzo blisko.
-Dlaczego sobie przerwałeś?- zapytałam, dysząc niespokojnie.
-Bo to jeszcze nie koniec, kochanie.- odpowiedział i pociągnął mnie w dół, żebym położyła się na kanapie. -Ufasz mi?- zapytał, co trochę mnie zaniepokoiło.
-Jasne, że tak. A co?- zapytałam zdezorientowana i już trochę zmęczona, a mój oddech powoli stawał się miarowy.
-Nic, tak tylko pytam dla formalności.- włożył ręce pod moje plecy i podsunął mnie wyżej na brzeg kanapy. -Bez zaufania się teraz nie obejdzie moja księżniczko.- dodał i pocałował mnie w czółko.
Usiadł na mnie praktycznie we właściwym miejscu, a ja miałam już nadzieję, że za chwilę znów poczuję go w sobie. Jednak nie tak szybko... Podniósł moje ręce nad głowę, głaskając czule. Opuszkami palców u jednej ręki głaskał moje dwie dłonie. Po chwili poczułam coś zimnego na nadgarstkach. Obie dłonie Uckera powolutku zjechały wzdłuż mojego ciała przez ręce, szyję i ramiona na piersi, którymi się bawił. Dopiero teraz zorientowałam się, co on zrobił. Przykuł mnie kajdankami do długiej rury od stojącej obok lampy.
-Ejj, nie chcę tak!- krzyknęłam na niego, usiłując się wyrwać.
-I teraz się okazało, czy mi ufasz...- stwierdził lekko zawiedziony.
-Ufam. Możesz zrobić ze mną, co chcesz, bo i tak wiem, że jestem bezpieczna i krzywdy mi nie zrobisz. Po prostu nie chcę tak, bo mi niewygodnie.- tłumaczyłam, a on patrzył na mnie lekko rozbawiony.
-A wiesz, że średnio mnie to obchodzi i i tak zrobię, co będę chciał? Boisz się, bo czujesz, że mam nad Tobą pełną kontrolę i nie jesteś w stanie nic zrobić. W sumie to zrozumiałe, bo nikt chyba nie chciałby być związany i zdany na czyjąś łaskę, ale nie masz powodu do nerwów. Jak grzeczna, dobra żona teraz sobie poleżysz i mnie zaspokoisz.- mówiąc to cudownie głaskał moją skórę opuszkami palców, jadąc wzdłuż mojej talii od bioder do piersi.
-Jesteś czasami straszny...
-Tak? No to zaraz zobaczymy, skarbie... Tylko mów, jak Ci się skończą siły, okej?
-Czemu mi to mówisz, przecież...
Nie dał mi skończyć, wbijając się we mnie szybkim ruchem i rozszerzając mi nogi dość mocno na boki i do góry. Póki co leżał na mnie i poruszał się delikatnie, wchodząc coraz głębiej. Całowaliśmy się czule i namiętnie, dysząc głośno i niespokojnie. Ręce Uckera spoczęły na moich biodrach, a on przerwał pocałunek, patrząc mi głęboko w oczy.
-Jesteś gotowa na ostry seks? Jeśli teraz się zgodzisz, to najprawdopodobniej Cię dziś wykończę.- zapytał, a moje oczy stały się przynajmniej dwa razy większe ze zdumienia.
-Jeśli obiecasz, że to będzie przyjemne i nie zrobisz mi krzywdy, to okej. Jestem jak najbardziej gotowa i napalona chyba aż za bardzo.- wydyszałam z niepewnym uśmiechem.
-Przysięgam, że nic Ci się nie stanie i nigdy w życiu nie zapomnisz tych doznań.- o ile się nie mylę, zrobił mi właśnie malinkę na szyi.
-Okej, no to rób, co chcesz... Jestem cała twoja, kochanie.
Wzięłam głęboki wdech i poprawiłam się trochę, bo było mi niewygodnie. Trzymając dłonie na moich biodrach, Ucker zaczął się coraz szybciej poruszać. Ściskał mnie, pewnie zostawiając ślady swoich dłoni, ale w ten sposób mógł kontrolować to, co robi i posuwać mnie z wciąż większą siłą. Krzyczałam i piszczałam, on też wydawał z siebie takie cudne, seksowne dźwięki. Bez przerwy pieprzył mnie chyba najostrzej jak umiał, a ja dosłownie latałam po całej tej kanapie. Moje biedne, związane rączki już ledwo wytrzymywały kolejne szarpnięcia. Czułam, że robią mi się siniaki na nadgarstkach, a kajdanki coraz bardziej się wbijały w moją skórę. Starałam się jednak o tym nie myśleć i skupić na tym co takie przyjemne. Swoimi szybkimi, wręcz agresywnymi ruchami doprowadzał mnie do obłędu i już nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Cokolwiek bym nie uczyniła, doznania i tak będą coraz silniejsze, nie mogłam sobie z tym poradzić. Jęczałam i ledwo łapałam oddech, dochodząc już dwa razy pod rząd. W pewnym momencie tuż przed trzecim orgazmem wyszedł ze mnie nagle i szybko. Czułam, że to nie koniec i musi tylko "odpocząć", by móc to kontynuować. Nie przestawał więc robić mi dobrze, ale chwilowo wykonywał to swoimi palcami, dotykając mnie gdzie trzeba i jak trzeba, dosłownie spełniał moje niewypowiedziane pragnienia. Generalnie dawał rozkosz całemu mojemu ciału, bo w tym czasie także składał delikatne pocałunki na mojej skórze praktycznie wszędzie. Najbardziej skupiał się na piersiach i szyi, ale od czasu do czasu zjeżdżał niżej, całując mój brzuch, talię, a czasem nawet uda. Robił ze mną cuda, nie przerywając pieszczot palcami. Wiłam się tyle ile mogłam, starając się nie ciągnąć, by nie bolały mnie ręce. Całe moje ciało drżało od nadmiaru doznań i jeden delikatny dotyk wystarczał, bym jęczała jak opętana. Po tej zabawie, wróciliśmy do poprzedniej pozycji i znów byłam... No cóż, ostro posuwana przez mojego męża. Miałam wrażenie, że po tej przerwie było jeszcze mocniej i ostrzej, a ja krzyczałam bardzo głośno i dosłownie trzęsłam się, nie mogąc sobie już poradzić z własnymi odczuciami. Strasznie mi się to podobało i mimo lekkiego już wykończenia miałam ochotę na więcej. Ucker pieprzył mnie ile wlezie i choć nie było to zbyt delikatne i w pewnym sensie trochę brutalne, to ciągle patrzył na moją twarz z troską. Nie zaspokajał jedynie swoich potrzeb moim kosztem, ale przede wszystkim starał się mi dogodzić. Czytał mi w myślach i zawsze się dostosowywał. Było naprawdę zajebiście, ale co do jednego miał w zupełności rację... Wymęczył mnie równo i już ledwo dawałam radę, nie mogłam chwilami złapać oddechu, a moje serce waliło jak szalone. Chciał, żebym go informowała, ale nic z tego. Choćbym mdlała, nie przerwę tego stosunku! Zresztą ufałam mu na tyle, żeby pozwolić mu zadecydować, kiedy będziemy mieli dość. Wierzyłam, że nie pozwoli, żeby stała mi się krzywda i w najgorszym wypadku przerwie w ostatniej chwili. Póki co jednak się na to nie zapowiadało, bo mówiąc brzydko, rżnął mnie ostro bez zastanowienia. W pewnym momencie przyspieszył jeszcze bardziej, co sprawiło, że chyba utraciłam podstawowe czynności życiowe i zdolność myślenia. Zaczęłam wić się jak głupia i skomleć cichutko, bo już nie miałam siły na krzyki i piski. Mój oddech był tak płytki, jakby go wcale nie było. Drżałam cała i choćbym chciała, to już nie dałabym rady tego zatrzymać. Nagle Ucker po raz kolejny szybkim ruchem ze mnie wyszedł, po czym niedelikatnie przerzucił mnie na brzuch. Pisnęłam głośniej, bo ręce mi w ten sposób wykręcił. Wszedł we mnie z powrotem tym razem od tyłu, podnosząc mój tyłek lekko do góry. Trzymał dłonie nisko na moich biodrach, ale teraz był już dużo delikatniejszy.
-Czemu siedziałaś cicho, zamiast informować mnie, że masz dość?- zapytał wprost do mojego ucha takim mega seksownym i zmysłowym głosem.
-Bo chciałam więcej.- wysapałam, próbując dalej poruszać biodrami, by nadal się z nim "kochać". -Nie chcę kończyć.- dodałam, kiedy Ucker powoli się we mnie poruszał, właściwie leżąc na mnie od tyłu.
-Skarbie, mamy na to całe życie... Ale skończmy to tak jak należy. Daj mi w końcu dojść i pójdziesz sobie spać. Dobrze?- mówił czułym głosem, całując mnie co jakiś czas w plecy i ramiona.
-Okej, chcę jeszcze chociaż przez chwilę.
-A dasz radę jeszcze na ostro, czy mam się hamować?- jest taki słodki, kiedy się o mnie troszczy, kocham go za to.
-Spokojnie, możesz szaleć.- i nieważne, że ledwo gadałam i byłam cała rozdygotana, to i tak pozwalałam mu na wszystko.
Znów zaczął mnie mocno posuwać, ale już nie tak ostro jak wcześniej. Zresztą w takiej pozycji jest to chyba niemożliwe i pewnie zrobił to celowo. Jego dłonie spoczęły na moich piersiach, bawił się nimi średnio delikatnie. No dobra... Bardzo mało było w tym delikatności, nie będę go bronić. Ugniatał moje piersi, przyszczypywał i głaskał, co było dla mnie niesamowitą przyjemnością, choć trochę bolało. Ledwo oddychałam i już naprawdę opadałam z sił, ale dzielnie starałam się wytrzymać do końca. Czułam, że zemdleję, kiedy Ucker wykonywał kilka ostatnich mocnych pchnięć. Wreszcie przyszło spełnienie zarówno moje jak i mojego męża. Opadł na mnie bezsilnie, a ja drżałam, próbując odzyskać funkcje życiowe.
-Jak się czujesz?- zapytał po chwili, całując mnie w ramię i schodząc ze mnie.
-Chyba... Nnie jestem... Ww stanie Ci od...powiedzieć.- wydukałam ledwo, trzęsąc się, jakbym dalej się z nim pieprzyła.
-No dobrze, skarbie... To idź spać.- obrócił mnie z powrotem na plecy, a ja jęknęłam cicho z bólu, bo znów wykręcił mi tym ręce. -Co jest?- zapytał czule, a ja ruszyłam rękami, bo nie miałam już siły ani ochoty gadać. -Przepraszam, zapomniałem... Już Cię uwalniam.- złożył na moich ustach słodki pocałunek i uwolnił moje biedne, obolałe ręce.
-Ałłć...- syknęłam, bo właściwie dopiero teraz poczułam, że w ogóle mam ręce, wcześniej były one już wręcz znieczulone.
-Jejku, kochanie... Czemu nie mówiłaś, że robię Ci krzywdę? Przepraszam księżniczko moja.- mówił ze strasznym przejęciem i troską, całując, głaskając i pocierając moje sine aż nadgarstki.
-Nic mi nie będzie...- wydukałam cicho i słabo, ale już bardziej płynnie, wtulając się w niego. -Skąd masz te kajdanki?- zapytałam po chwili.
-Nie chcesz widzieć...- zaczął się śmiać, a ja spojrzałam na niego podejrzliwie. -Przenieść Cię do sypialni?- zapytał i już chciał brać mnie na ręce.
-Nie, tu jest dobrze. Nie gadaj już, chcę spać.- ułożyłam się wygodnie właściwie w połowie na moim cudownym mężu.
-Okej, dobranoc.- pocałował mnie w czubek głowy i przykrył mnie kocykiem.
-Weź to, gorąco mi.- strąciłam koc z grymasem.
-Okej, to położę obok i przykryję Cię rano, bo pewnie będzie Ci wtedy już zimno.- jaki on się zrobił opiekuńczy, a jeszcze przed chwilą rżnął mnie jak dziwkę.
-Dobra, zamknij się już kochanie, zasypiam. Przytul mnie, żebym przestała drżeć.
-To Ci nic nie da i pewnie jeszcze rano będziesz się trząść jak popierdolona.- zaśmiał się słodko, przytulając mnie mocno do siebie.

Ucker:
Oczywiście wstałem wcześniej od Duli. Poszedłem do kuchni zrobić śniadanie mojej księżniczce, żeby nadrobiła wczoraj spalone kalorie. Przygotowałem kanapki z szynką, serem, rzodkiewką, pomidorem i ogórkiem, które generalnie wyszły piękne i kolorowe. Do tego zrobiłem jej kawę z narysowanym na wierzchu serduszkiem. Postawiłem jej śniadanko na stoliku obok kanapy i podszedłem do niej, by ją obudzić. Pocałowałem ją delikatnie w mięciutkie, lekko otwarte usteczka, niczym śpiącą królewnę. Nie obudziła się, a jedynie jęknęła cichutko i zadrżała niespokojnie. Wczorajsze podniecenie najwyraźniej dalej ją trzyma, skoro tak zareagowała na dotyk moich ust.
-Dulisiu, kochanie...- mówiłem wprost do jej ucha, przygryzając je lekko.
-Hmm?- jęknęła pytająco, ale nie otworzyła oczu.
-Śniadanko na panienkę czeka.- na słowo śniadanie powoli otworzyła oczy.
-Czemu śpię tutaj?- taka moja słodka Dulcia budzi się rozczochrana i nie ogarnia, co się dzieje ani jak się nazywa.
-Nie pamiętasz? Nie mieliśmy siły iść do sypialni.- kiedy to powiedziałem, westchnęła głęboko i uśmiechnęła się cudownie, tak radośnie i pociągająco.
-Nie wyspałam się i prawie nie wypoczęłam. Co Ty ze mną zrobiłeś?... Ewidentnie chciałeś mnie wykończyć. Mam zakwasy na udach.- usiadła, owijając się w koc, a ja podałem jej tacę z jedzeniem.
-Nieprawda, sama tego chciałaś. I przypominam, że to Ty nie byłaś w stanie tego przerwać, bo tak Ci się podobało. Ale mniejsza z tym... Zajadaj, bo wczoraj spaliłaś stanowczo za dużo kalorii i musisz nadrobić.- usiadłem obok, przytuliłem ją czule i pocałowałem w skroń.
-Zjesz ze mną?- zapytała, biorąc do ręki pierwszą kanapkę.
-Serio myślisz, że czekałem na Ciebie i jeszcze nie zjadłem śniadania? O nie... Nie kocham Cię aż tak, żeby się dla Ciebie głodzić do południa.- zaśmiałem się złośliwie, a ona celowo zrobiła smutną, słodką minkę.
-Bardzo śmieszne... Ale dziękuję za pyszne kanapeczki i kawkę.- pocałowała mnie słodko w policzek z pięknym uśmiechem.
-A ja dziękuję za tą noc, kochanie.- powiedziałem cicho do jej ucha, a potem złożyłem soczysty pocałunek na jej ustach.
-Było cudownie. Zawsze coś takiego wydawało mi się strasznie perwersyjne i nie wyobrażałam sobie, że kiedykolwiek tak będę miała. Nie sądziłam, że to tak cholernie przyjemne, a zresztą Ty i tak byłeś dla mnie niesamowicie słodki i delikatny.
-Tak uważasz?- zapytałem z niedowierzaniem.
-No wiesz... W filmach porno raczej się facet nie przejmuje odczuciami kobiety i po prostu ją rucha, więc Ty byłeś naprawdę czuły i kochany.- zacząłem się śmiać, a Dulce lekko się zarumieniła, co nie zdarza się zbyt często. -Aj, nie... Nie powiedziałam tego.
-Moja księżniczka sprośne filmiki oglądała?...- śmiałem się, przygryzając dolną wargę.
-Uckerku, każdy choć raz je oglądał... Nawet dziewczyny, ja w sumie kilka razy. Ale to było dawno... Wiesz, te hormony i ciekawość. W sumie to w tym czasie połowa naszych "super inteligentnych koleżanek" już była po... Z tego większość dziewictwo straciła z Tobą.- no to fakt, załatwiła mnie, ale i tak śmiałem się z niej, bo tak mi się tłumaczyła.
-Chcesz mi powiedzieć, że kiedy ja zaliczałem każdą w szkole, Ty zabawiałaś się sama przy pornolach?...
-Nie, nie, nie... Nie wyobrażaj sobie nie wiadomo czego, ja tylko oglądałam.
-No dobra, już się tak nie tłumacz. To nic złego i w sumie lepiej, że tylko oglądałaś te głupoty, a dziewictwo trzymałaś dla mnie. Ale to i tak dziwne, że Ty, zadziorna Duleczka, która na każdy temat potrafiła się wypowiedzieć, nie wstydziła się gadać o seksie i ciągle miała zboczone teksty, straciła dziewictwo w wieku 19 lat... Dobra jesteś, kochanie.
-Wiesz co? Myślę, że byłam zbyt zajęta niszczeniem Ci życia, żeby zająć się sobą i znaleźć sobie chłopaka. Zresztą nie chciałam, żeby wydało się, że jeszcze tego nie robiłam i dlatego zachowywałam się jak ekspert w tych sprawach. Dobrze mi to wyszło, skoro nawet Ty nie ogarnąłeś, a wtrącałeś się w moje życie prawie tak bardzo jak ja w twoje.
-No to chyba muszę Cię pilnować, bo jesteś zajebistą oszustką...- oboje zaczęliśmy się śmiać, a Dulce skończyła już jeść i odstawiła talerzyk.
-Idę się wykąpać, a potem pójdziemy na spacer, bo muszę się dotlenić. Dobrze?- wstała, zawinięta w koc i udała się w kierunku łazienki.
-Leć szybko!- zawołałem za nią, a ona odwróciła się na chwilę i posłała mi buziaka.
Stwierdziłem, że zdałoby się posprzątać w salonie i trochę w kuchni, gdzie zrobiliśmy generalnie spory bałagan. Wziąłem się więc za ogarnianie tego wszystkiego i z wiecznym uśmiechem myślałem o mojej żonie. Nie miałem już żadnych wątpliwości, że kocham ją nad życie i zrobię dla niej wszystko. Czułem, że szczęście w naszym małżeństwie dopiero się zaczyna i będzie wciąż lepiej. Jednak wiadomo, że to zależy od nas i musimy się starać o ten związek, bo nic nie przychodzi samo. Z całego serca wierzyłem, że się uda i zawsze będziemy razem szczęśliwi, zakochani i tak namiętni jak wczorajszej nocy. To było piękne i mam nadzieję, że Dulce zechce to jeszcze kiedyś powtórzyć. Naprawdę nie sądziłem, że ostry seks może być jednocześnie czuły i delikatny. Miałem wyrzuty sumienia z powodu siniaków na rączkach mojej księżniczki, ale na szczęście ona nie zwracała na nie szczególnej uwagi. Dobrze się bawiła i to się liczy. Bardzo mi zależało, żeby było jej dobrze, chciałem ją uszczęśliwić i udało się. Była chyba bardziej napalona ode mnie, a ja musiałem jej pilnować, żeby nie zemdlała. Jakby nie patrzeć, był to dopiero jej drugi raz, a to co robiliśmy, było lekką przesadą jak na taki brak doświadczenia... Jednak moja Dulisia jest dzielna i dała sobie świetnie radę, i nawet była w stanie trochę pogadać. Jestem z niej dumny, naprawdę. I już nie chodzi w tym momencie tylko o ten seks... Chodzi mi w ogóle o nią całą. Nie powiem jej tego, żeby nie zapeszyć, ale strasznie podoba mi się jej zmiana. Stała się cudowną kobietą i kochającą żoną. Nawet przestała tak po mnie jeździć, ale co najważniejsze nadal pozostała sobą. Jej przesłodki (tu należy wyczuć sarkazm) charakterek się nie zmienił i to właściwie dobrze. Jest inna głównie w stosunku do mnie, ale w razie potrzeby potrafi sobie poradzić i nie da się nikomu. Kocham ją bardzo mocno i cieszę się, że nie zmieniła się dla mnie na siłę, tylko troszkę się uspokoiła. Nie wiem, co bym bez niej zrobił. Jest częścią mojego życia, zresztą bardzo dużą częścią... Chyba nawet zaczynam wierzyć w przeznaczenie. Jedno wiem na pewno: nigdy nawet nie śmiałbym marzyć o takim szczęściu u boku Duli, która zawsze była moim największym wrogiem. Weźmy pod uwagę też to, że generalnie nigdy nie liczyłem, że będę szczęśliwy i to w związku, w małżeństwie.
Myłem naczynia, myśląc nad swoim życiem, kiedy zadzwonił mój telefon. Nieznany numer... No cóż, ja wszystko odbieram, bo jestem dosyć światowym człowiekiem i różni ludzie do mnie dzwonią.
-Tak, słucham?- powiedziałem, naciskając zieloną słuchawkę.
-Witam Pana, chyba musimy się spotkać.- usłyszałem bardzo dobrze mi znany głos...



No dobrze... Macie ten rozdział, patrząc na jego treść rzeczywiście na dobry początek tygodnia, haha xD Co ja tu wgl napisałam?... Masakra, takie ostro +18 (sama autorka prawidłowo może przeczytać to dopiero za 3 miesiące, haha xD) Dobra, dość o treści, nie przyznaję się do tego :P
Cholera, ja to normalnie mam do Was słabość... Tak ładnie komentujecie, że nie mogę nie dodać rozdziału :) Jestem bardzo niekonsekwentna i uległa xD Nie no super, mogę tak dodawać, ale gorzej jak mi się zapas skończy, bo będzie problem... 
Kolejny dodam chyba w piątek na urodziny Uckera. Co prawda wkurwia mnie ten człowiek i mam ochotę jechać do Meksyku choćby pociągiem (tak wiem, nie da się) i mu najebać. Ktoś się przyłącza?? Nwm, czy słyszałyście, jakie on bzdury ostatnio pieprzy, ale jest mi smutno przez niego, bo niszczy magię RBD. Prawda jest taka, że jeśli ktokolwiek go kojarzy, to tylko z RBD, a on będzie mi tu gadał, że to jego mroczna przeszłość. No ostro mu odbiło, pojechałam go na Twitterze :P No ale cóż... Rozdział na urodziny mimo wszystko mu się należy, więc do piątku :*
Ej, pochwalę Wam się: jest połowa października, a ja mam dopiero jedną 1, Pelasia mistrzu :D 
Adios, też Was kocham ❤ :* 

czwartek, 13 października 2016

19. "Moja śliczna księżniczko"

Ucker:
Przez kolejne dni coraz bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że kocham Dulce i to właśnie z nią pragnę ułożyć sobie życie. Po wielu wspólnych rozmowach jednomyślnie doszliśmy do wniosku, że razem musimy dojrzeć do pewnych spraw, bo oboje jesteśmy totalnymi dzieciakami, które nie potrafią sobie sami radzić tak, żeby nie wpaść w kłopoty. Taka jest prawda i o dziwo Dula zgodziła się ze mną, gdy stwierdziłem, że ona też musi się ogarnąć i w pewnym sensie zmądrzeć. Dla nas obojga to nie będzie proste, ale damy radę. Jej optymizm i wieczny dobry, choć bardzo chwiejny humor dają mi siłę do walki o siebie i swoją przyszłość. Czułem, że moja żona nie ma 100% pewności co do tego związku i chwilami chciała się wycofać. Nie zrobiła tego, żeby nie sprawić mi przykrości, bo wiedziała, że to dla mnie tak ważne. Dulce bardzo zmieniła się odkąd tu jesteśmy, na lepsze oczywiście. Nawet kłóci się ze mną inaczej niż kiedyś... Teraz nasze kłótnie, a właściwie bardziej sprzeczki, są chwilowe i zwykle z uśmiechem na twarzy. Nadal walczymy o to, kto wygra w słowach, ale teraz są to raczej żarty. Podobają mi się nasze relacje i coraz bardziej czuję tą miłość w powietrzu. Mało rozmawiamy o naszych uczuciach i planach na przyszłość, bo niestety prawda jest taka, że oboje unikamy takich tematów, bo najzwyczajniej w świecie ich nie lubimy. Wolimy pogadać o głupotach i się powygłupiać, bo tak nam wygodniej i prościej.

Byliśmy tu już prawie dwa miesiące, kiedy skończyły mi się pieniądze. Nie mieliśmy już na jedzenie i pozostało mi jedynie łowienie ryb, albo polowanie na jakieś dzikie zwierzęta. Księżna Dulisia oczywiście brzydziła się mięsa złapanego i upieczonego przeze mnie, gdyż widziała tam już tysiące chorób i zarazków, a ryb nie lubi. Co więc jej pozostało? Jagody i inne tego typu rośliny z krzaczków. Jak była strasznie głodna, to dawała się namówić na mięsko lub rybkę, ale ile przy tym było krzyku... Nie było więc innego wyjścia, jak wrócić do domu. Bałem się Amadora, ale pozostało mi mieć nadzieję, że da nam spokój, albo chociaż daruje Duli. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby przeze mnie coś jej się stało. Postanowiłem porozmawiać z nią o powrocie do Meksyku. Wyszedłem wieczorem spod prysznica, a ona leżała już w łóżku, czekając na mnie.
-Dul, musimy porozmawiać.- powiedziałem poważnym ale w miarę czułym głosem, wchodząc na łóżko.
-Co się stało? Czemu jesteś taki poważny?- zapytała zdezorientowana, patrząc mi w oczy.
-Obawiam się, że musimy wracać do Meksyku.
-Dlaczego? Przecież tu jest dobrze, a w kraju niebezpiecznie.- przestraszyła się, a jej oczy stały się wielkie jak 5 złotych.
-Po pierwsze nie możemy tu tkwić do końca życia, a po drugie... Dziecko drogie, Ty nic prawie nie jesz, tak nie może być!
-Przecież z głodu tu nie umrę, a tam mnie mogą zabić.- przerażona ze łzami w oczach wtuliła się we mnie słodko.
-Nie zrobią Ci krzywdy, nie pozwolę na to. Będę Cię chronił, jak tylko mogę.- mówiłem, składając delikatne pocałunki na jej policzku i szyi.
-A jeśli Tobie coś zrobią?- przestała mnie przytulać, po czym oparła swoje czoło o moje, patrząc mi głęboko w oczy z bliska.
-Będziesz za mną płakać?
-Jasne że tak, idioto! Nie zadawaj głupich pytań, bo w mordę dostaniesz.
-Nie denerwuj się, chciałem się tylko upewnić.
-No okej, ale więcej tego nie rób. Kiedy Ty masz zamiar wracać?
-Nie wiem, nawet jutro. Jesteś gotowa?
-Chyba nie. Ale skoro musimy, to jedźmy. Nie mam tu nic do gadania, Ty rządzisz.- nie wierzę, że to powiedziała, ale w sumie podoba mi się.
-Spokojnie, będzie dobrze. Jeśli będzie trzeba, to pozbędę się Amadora jego sposobem, żeby Cię chronić.
-Zabiłbyś go w mojej obronie?- no to się księżniczka zdziwiła...
-W sumie zabiłem już tyle ludzi z jego polecenia, że zabicie jego byłoby jedynie wisienką na torcie.
-Boże, nie mów mi tak...- przez jej ciało przeszedł mocny dreszcz na myśl o tych morderstwach.
-Dobrze, ale idź już spać. Czeka nas jutro ciężki dzień.- pocałowałem ją słodko w czoło, a ona uśmiechnęła się delikatnie.
-Czekaj... Czy to znaczy, że znów lecimy w schowku?
-No niestety, Misiaku. Dobranoc.- przytuliłem ją mocno, a ona ułożyła się wygodnie tuż przy moim ciele.

Dulce:
Od rana byłam kłębkiem nerwów na myśl o powrocie do kraju. Tutaj czułam się naprawdę dobrze i nie chciałam opuszczać tego miejsca. Bałam się, że w Meksyku czeka na nas coś złego i wołałabym nie ryzykować, ale przecież nie zależy to ode mnie. Ucker zna tego typa i wie, co powinniśmy zrobić w tej sytuacji. Ufam mu i liczę, że mnie nie zawiedzie i rzeczywiście mnie ochroni. Mam kochanego męża, który w sumie teraz naraża własne życie dla mnie, żebym tylko nie padła z głodu. Kiedy opuszczaliśmy ten domek, zrobiło mi się tak strasznie smutno i wtuliłam się w Christophera. Pocałował mnie w czoło, spojrzał mi w oczy i zapytał czułym głosem:
-Czemu jesteś smutna?
-Bo przykro mi, że musimy opuścić to miejsce. Bardzo mi się tu podoba i mimo wszystko przeżyliśmy tu fajne chwile. Będę zawsze pamiętać o tym domku w górach, w którym zakochałam się w swoim mężu, bo tak to chyba trzeba nazwać.
-Rozumiem Cię, mi też pewnie na zawsze zostanie sentyment do tego miejsca. Tutaj pierwszy raz się kochaliśmy, czym uczciliśmy pierwszą rocznicę ślubu. Generalnie będziemy mieli co wspominać na myśl o tym domku. Ale wiesz co jeszcze musimy tutaj zrobić tak do kompletu?
-Co takiego?- zapytałam, patrząc na niego z zaciekawieniem.
-Wyznajmy sobie miłość, która zostanie tu już na zawsze, okej?
-Nie bardzo rozumiem, ale okej.
-Wiesz, że nie umiem mówić o uczuciach, ale znalazłem na to sposób.- złapał mnie za rękę i ciągnął w kierunku największego drzewa.
-Co Ty wyprawiasz?- zapytałam, kiedy oparł mnie o to drzewo i zaczął całować.
-Zostawimy tutaj ślad po sobie i kiedyś tu wrócimy, okej?
-Dobrze, ale co chcesz zrobić?
-Zaraz się dowiesz, zamknij oczy.
Odsunął mnie kawałek od tego drzewa i wyciągnął scyzoryk z kieszeni. Według jego prośby zamknęłam oczy. Słyszałam, że skrobał coś nożem w drzewie, co w sumie jest mało oryginalne, no ale dobra... Po jakichś 15 minutach przygarnął mnie do siebie, mówiąc:
-Możesz otworzyć oczy.- otworzyłam oczy i zobaczyłam na drzewie napis "KOCHAM CIĘ KSIĘŻNICZKO".
Uśmiechnęłam się szeroko, po czym wręcz rzuciłam się na jego usta i zaczęłam go namiętnie ale jednocześnie bardzo czule całować.
-Daj mi to na chwilę i teraz Ty nie patrz.- podał mi scyzoryk do ręki i zamknął oczy, stając obok mnie.
Z niemałym trudem i dużo brzydziej niż Ucker odpisałam "JA CIEBIE TEŻ IDIOTO"
-Możesz już patrzeć.- powiedziałam, a na jego twarzy pojawił się cudowny uśmiech, kiedy na to spojrzał.
-Ej, czemu "idioto"? To nie fair, ja nazwałem Cię księżniczką.
-Wiem i celowo tak napisałam. Przecież tak właśnie najczęściej się do siebie zwracamy, idioto i księżniczko. Jeśli tu wrócimy, to przypomnimy sobie, jak to kiedyś wyglądało.
-No okej. A no właśnie, dopiszę jeszcze datę.- wziął ode mnie z powrotem ten scyzoryk i dopisał dzisiejszą datę.
-No i pięknie.- powiedziałam z uznaniem, kiedy skończył skrobać te krzywe cyferki w drzewie.
-Mi też się podoba.- odwrócił się w moją stronę i pocałował mnie mocno i soczyście, przyciskając mnie do siebie z całej siły.
-Ała, gnieciesz mnie... Nie mogę oddychać.- wydukałam ledwo, bo naprawdę czułam się zgnieciona w jego ramionach.
-Oj, przepraszam.- puścił mnie troszkę, zaśmiał się i cmoknął mnie słodko w policzek. -Przy mnie chyba nie możesz być tak delikatna.
-Spokojnie... Jeszcze Ci najebię, kochany.- uśmiechnęłam się do niego złośliwie i odsunęłam, by popatrzeć jeszcze na nasze dzieło.
-Uczysz się tego na pamięć?- zapytał, obejmując mnie od tyłu.
-Można tak powiedzieć. Muszę to dokładnie zapamiętać, bo nie wiadomo kiedy tu wrócimy.
-Masz rację, popatrzymy na to chwilę i zaraz biegniemy na lotnisko, bo nam samolot ucieknie.

Tak jak Ucker zarządził, popatrzyliśmy na to chwilkę, a potem ruszyliśmy w drogę. Tym razem minęło nam to dużo lepiej, milej. Rozmawialiśmy jak zwykle o wszystkim i o niczym, śmialiśmy się i generalnie współpracowaliśmy. Oczywiście znowu Uckerek musiał mnie ciągle ratować, bo inaczej co chwilę leżałabym w śniegu lub trawie. Przez kawałek drogi nawet mnie niósł, gdyż "bardzo zmęczyły mi się nóżki". To takie kochane i słodkie, że tak wiele zmieniło się na lepsze przez pobyt tutaj. Niósł mnie na barana, a ja co chwile zahaczałam głową o gałęzie drzew, co wywoływało mnóstwo śmiechu. Wstąpiliśmy do tego sklepiku po coś do picia, bo na jedzenie nam już nie starczyło. Wreszcie dotarliśmy na lotnisko i czekaliśmy na samolot do Meksyku. Przedostanie się tam nie było takie proste, bo musieliśmy się skradać do schowka na bagaże. Udało nam się i już po chwili siedzieliśmy w ciasnym pomieszczeniu, oczekując startu. Jak to na mnie przystało, trzęsłam się ze strachu, a Ucker musiał mnie uspokajać. Tulił mnie mocno do siebie i mówił do mnie czułym głosem:
-Nie bój się moja śliczna księżniczko.- całował mnie słodko i delikatnie praktycznie po całej twarzy.
-Jestem twoją śliczną księżniczką? Jej, jak słodko.- powiedziałam z szerokim uśmiechem, po czym po prostu się w niego wtuliłam, ściskając go mocno w swoich objęciach, jakbym bała się, że mi ucieknie.
-Jesteś i zawsze będziesz, skarbie.- pocałował mnie w skroń, głaszcząc po włosach.
-Chyba naprawdę zaczynam Cię kochać.- szepnęłam mu do ucha.
-Ja Ciebie też, jestem tego pewny.- mówiąc to, patrzył mi w oczy ze słodkim uśmiechem.
Cieszyłam się bardzo z tego, co powiedział. Czułam, że mamy szansę na piękny związek, bo powoli kształtuje się wielka miłość.
Tym razem podróż minęła mi dość szybko i bez większego strachu. Kiedy wylądowaliśmy, znowu musieliśmy biec, żeby nas nie złapali. Na szczęście nam się udało i udaliśmy się od razu do Poncha. Oczywiście szliśmy jakimiś obrzeżami w razie, jakby Amador dalej nas szukał. Alfonso ciepło przywitał się z Uckerem, a mi rzucił jedynie "hej". Była u niego Anahi, która postąpiła tak samo. Hello, czy mają jakąś podstawę do tego, żeby mnie nie lubić? Nie wydaje mi się... Ta głupia blondyneczka jak zwykle kleiła się do MOJEGO męża! Nie sądziłam, że kiedyś zwrócę na to w ogóle uwagę i będę zazdrosna o przyjaciółkę Uckera. W sumie zawsze działała mi na nerwy ale nigdy w ten sposób. Ucker usiadł na kanapie, a ona koło niego prawie jak przyklejona. We mnie aż się zagotowało i postanowiłam dać jej do zrozumienia, jakie miejsce zajmuję w życiu Uckera. Podeszłam do nich, po czym usiadłam Uckerkowi na kolana i zostawiłam słodkiego buziaka na jego ustach. Mina Ann była bezcenna, a ja z satysfakcją powiedziałam do Uckera:
-Kochanie, nie powiesz przyjaciołom, co nas łączy? Pochwal się, jak bardzo mnie kochasz.- Aneczka miała minę, jakby za chwilę miała się rozpłakać, ale chyba do końca mi nie wierzyła.
-Ucker, serio?- zapytał lekko rozbawiony Poncho, no tak pewnie uznał to za kolejny głupi żart genialnej Dulci.
-Tak.- potwierdził, wstając i łapiąc mnie za rękę. -Jesteśmy razem i... Kocham Dulce.- właśnie po raz pierwszy powiedział, że mnie kocha i to publicznie!
-Mogę Cię na słówko?- Poncho zgarnął Uckera do kuchni, a ja zostałam z Anahi sama, wymieniając groźne i dziwne spojrzenia.
-Na co się gapisz?- zapytałam chamsko i agresywnie.
-Jeszcze pytasz?! Żałosna jesteś... Wiedziałaś, co czuję do Uckera, a wykorzystałaś pierwszą możliwą okazję, żeby się do niego zbliżyć.- powiedziała z wielkim wyrzutem.
-Ejejej, nie miej do mnie pretensji... Czy Ty głupia liczyłaś, że Ucker będzie na Ciebie czekał do końca życia? Ty chyba śmieszna jesteś, jeśli myślisz, że będę zastanawiać się nad tym, czy przypadkiem ktoś nie kochał go przede mną. Nie obchodzisz mnie ani trochę i nie zamierzam na Ciebie zwracać uwagi. Jestem szczęśliwa z moim mężem, a Tobie nic do tego. Zapamiętaj, że będziesz moim największym wrogiem, jeśli coś między nami zepsujesz.
-Nie muszę nic robić... Wszyscy wiemy, że to długo nie potrwa, bo Ucker będzie miał Cię zaraz dosyć.
-Nieprawda... A Ty mówisz tak, bo mi zazdrościsz! Głupio Ci teraz, co? Ucker uwielbia Cię od przedszkola, a nigdy choć przez chwilę nie spojrzał na Ciebie jak na kobietę. Ze mną wystarczył samotny pobyt w górach, żeby nienawiść przerodziła się w miłość. Wcale się o to nie prosiłam i na pewno nie spodziewałam się tego, ale powiem Ci, że większego szczęścia nie mógł mi dać. Kochamy się i oboje będziemy walczyć o ten związek.- powiedziałam jej to tak dobitnie, że już się nie odezwała, czyli sukces!

Ucker:
Stałem w kuchni, opierając się o parapet, czekając na jakieś słowa z ust przyjaciela. Był w wielkim szoku po tym, co przed chwilą usłyszał.
-Ucker, czy Ty się dobrze czujesz? Naprawdę jesteś z Dulce?- zapytał w końcu lekko podburzony.
-Tak, jestem z Dulce. Dobrze się znamy, jest moją żoną i potrafimy się dogadać. Czemu mam z nią nie być?- zacząłem trochę jakby od końca, bo argumenty były dosyć dziwne i odpowiadały bardziej na pytanie "czemu nie?", zamiast dlaczego z nią jestem.
-Nie rozumiem... To dlaczego z nią jesteś? Aż tak Ci się nudziło, że zbajerowałeś Dul?
-Kocham ją.- wow, chyba po raz pierwszy powiedziałem to tak bezpośrednio.
-I ja mam w to uwierzyć? Co Ty kombinujesz, chłopie?! Ja też nie przepadam za tą kurewną, ale zabawa jej kosztem to chyba przesada. Widać, że się wkręciła i jej zależy.
-Po pierwsze nie mów tak o niej. Jeśli już to królewna.
-Ej, nie musisz już udawać, gadasz ze mną. Zapomniałeś już, jak ją nazywasz? Ruda kretynka, głupia krowa, kurewna...
-Poncho, zamknij się i mnie posłuchaj!- krzyknąłem już nieźle wkurzony. -Kocham Dulce i nie obchodzi mnie, co było kiedyś. Wiele się zmieniło, a Dula stała się MOJĄ KSIĘŻNICZKĄ, którą będę chronił za wszelką cenę.- wyjaśniłem pewny siebie i dumny ze swojej odwagi w mówieniu o uczuciach.
-Kim jesteś i co zrobiłeś z Uckerem?- zażartował wyraźnie przerażony moimi słowami. -Czy Ty się dobrze czujesz? Co takiego się zmieniło, że z nienawiści przeszło w miłość? Nie mogę w to uwierzyć, naprawdę... Jak mogłeś dać się tak złapać i to jeszcze Duli, która jest twoją żoną?! W sumie nic do niej nie mam, ale Ty... Ty całe życie ją wyzywasz i w ogóle...
-Skończyłeś już? Jeśli nie potrafisz zrozumiesz, jak działa prawdziwa miłość, to już twój problem. Ja jestem pewny, że kocham tą rudą wariatkę i chcę z nią być.
-No okej, ale powiedz mi jeszcze jedno... Przeleciałeś ją?- aj, jak mnie ten Poncho denerwuje... Jest moim przyjacielem, ale czasami zachowuje się jak totalny bezmózg i nie mam ochoty z nim dyskutować, bo i tak nic nie zrozumie.
-Tak, kochaliśmy się namiętnie w domku w górach. Było cudownie, ale tylko raz w sumie nie wiem dlaczego. Ale o szczegółach tej pamiętnej nocy kiedy indziej. Teraz powiedz mi lepiej jak sprawa z Amadorem.
-No okej. W ogóle to Dulce wie o wszystkim?
-Wie, nie udało mi się jej zbyć i musiałem jej powiedzieć.
-Aj, Ucker... Teraz musisz pilnować, żeby nic nie odjebała. Zginiemy wszyscy, jak Amador się dowie, że Dula o wszystkim wie.
-Wiem o tym i ona też, spokojnie. Ale powiedz mi co z Amadorem, szukał nas?
-Problem w tym, że nie wiadomo. Jakiś tydzień po waszym wyjeździe ślad po nim zaginął. Prawdopodobnie wyjechał, ale nikt nie wie dokąd. Próbowałem się czegoś dowiedzieć, ale wiem tylko tyle, że musiał na jakiś czas się ukryć, bo policja węszy wkoło gangu.- wyjaśnił.
-Mhm... Chcesz mi powiedzieć, że niepotrzebnie byłem w tych górach tyle czasu, bo Amador i tak miał jakiś zastój twórczy?
-Tak, właśnie. Najgorsze jest to, że nadal nie wiemy, czy dał sobie spokój z niszczeniem Cię, czy będzie Cię dręczył.- i w tym momencie się przeraziłem.
-Kurwa. To znaczy, że muszę cały czas pilnować siebie i Duli, bo inaczej możemy całkiem przypadkiem kiedyś wyjść z domu i nie wrócić...
-No tak w wielkim skrócie. Bez sensu, żebyś znowu uciekał, nawet nie wiedząc, co się dzieje. Musicie po prostu na siebie uważać, to póki co jedyne wyjście.
-Najbardziej boję się, że odbije się to na Duli. Ona nie powinna płacić za moje błędy. Nawet jeśli miała w tym swój udział, bo całkiem bez winy niestety nie jest...
-Boże, teraz będę słuchał w kółko twojego "Dulowania"...- westchnął Poncho, przewracając oczami.
-Dulowania?- zapytałem zdziwiony.
-Tak, wiecznego pierdolenia o Duli.- wyjaśnił z głupim uśmiechem.
-Tak Ci to przeszkadza?
-Nie, ale nie poznaję mojego kumpla. Gdzie ten Uckerek, który uwielbiał imprezy, zabawę z panienkami z klubu, alkohol, narkotyki?...
-Nie ma już tamtego Uckera odkąd się zakochał. Ale wiesz co? Pogadamy o tym może jak Ciebie to dopadnie. Poczekamy aż się zakochasz, Ponchito.- zaśmiałem się wesoło.
-O nie, nigdy. Mi odpowiada takie życie i nie zmienię go.
-No okej, już nic nie mówię. Ale w takim razie zostawiam Cię z naszą blondyneczką, a my lecimy do domu.
-No idźcie, tylko grzecznie tam.- mój kochany przyjaciel oczywiście musiał dodać swoje trzy grosze w postaci podtekstu.
Kiedy poszliśmy do salonu Dul i Ann były jakieś dziwne. Wyglądały zupełnie jakby się pokłóciły, bo patrzyły na siebie bardziej wrogo niż zwykle. Jednak nie śmiałem pytać i po krótkiej rozmowie z przyjaciółką zarządziłem powrót do domu. Dulcia się strasznie nudziła, bo w sumie ani za Anahi ani za Poncho nie przepada. Wróciliśmy w końcu do domu i się rozpakowaliśmy.


No hej :* Nie mam co Wam tu dziś napisać, bo stanowczo za często dodaję xD Szalejecie z tymi komentarzami, oj szalejecie ;) Ale normalnie kocham Was za to ❤ Jak tak dużo jest komów, to ja piszę codziennie po jednym rozdziale (a czasem nawet więcej). Mówię Wam, mam taką wenę, że sobie nie wyobrażacie :D Ale wiecie... Tak jest tylko, kiedy mam Wasze tak duże wsparcie, więc mam nadzieję, że to zainteresowanie nie spadnie :) No dobra, to ja już nie marudzę, czytajcie sobie i komentujcie dalej tak pięknie :* A jeszcze jedno... Ja nwm, skąd Wam się to w głowach wzięło, ale na pewno nie będę dodawać codziennie, co to to nie kochane :P Te czasy się już skończyły, bo niestety nie jestem już w gimnazjum i nie mam tyle czasu na pisanie, choć bardzo bym chciała ;) Tą kwestię sobie wyjaśniliśmy, więc teraz mogę spokojnie powiedzieć: do następnego :*