niedziela, 19 marca 2017

2. "Taki już jestem"

Okazało się, że prawie na każdej lekcji muszę siedzieć z tym nowym, co oznacza, że nie mam już całej ławki dla siebie. Byłam zła i próbowałam nawet rozmawiać o tym z naszym wychowawcą, ale on jak zwykle śmiał się ze mnie i powiedział, że mam nie robić problemu. Jest bardzo wyluzowany i zabawny, przez co często zbyt wiele spraw obraca w żart. Tylko niestety moja sprawa jest poważna i nie powinien mnie lekceważyć! A co jak ten przybłęda mnie czymś zarazi?! Tylko przyjaciele mnie rozumieją, bo nawet rodzice twierdzą, że przesadzam i nie mam powodu do złości. Oni nie rozumieją mojej tragedii... No kto by chciał siedzieć w ławce z jakimś prostakiem, który pojawił się nie wiadomo skąd?! Po za tym ten typ jest cholernie dziwny... Taki ponury, cichy, czasami agresywny i dosłownie aspołeczny. Praktycznie z nikim tu nie gada i ze wszystkimi chce się bić. To znaczy nie tak po prostu, bo dopiero jak mu dokuczają, ale to nie zmienia faktu, że jest zbyt porywczy... Od początku nie znosi Christiana i zresztą całej naszej paczki. Ostatnio na przerwie, kiedy siedzieliśmy w klasie, rzucił się na Chrisa. Wkurzył go już wcześniej, przez całą lekcje rzucając w niego papierkami. Ale do jego całkowitego wybuchu doprowadziły głupie żarty. Nagle wstał i pchnął ławkę z całej siły tak, że uderzyła mojego przyjaciela. Spadł z krzesła, ale po chwili podniósł się i zaczęli się bić. Nawalali się pięściami i turlali się po podłodze. Od razu było jasne, że Christian nie ma z nim szans. Wszyscy krzyczeliśmy, żeby przestali, ale to w sumie Chris ciągle dalej się rzucał. Wreszcie Christopher pchnął go ostatni raz mocniej na podłogę, po czym wstał, mówiąc ze złością:
-Nie chcę Ci zrobić krzywdy... Radzę Ci się ode mnie odpierdolić, bo już nie będę taki miły!
-Nie groź mi, bo pożałujesz, śmieciu!- krzyknął Chris.
-Nie prowokuj mnie, dzieciaku. Zamknij mordę i spierdalaj!- kopnął go w krocze i wrócił na swoje miejsce, jak gdyby nigdy nic.
Patrzyłam na niego z lekkim niedowierzaniem i może strachem. Przerażała mnie jego porywczość, siła i w ogóle ten temperament. Na początku tego w nim nie znosiłam, było to wręcz odpychające, ale później... No dobrze, po kolei. Jeszcze jesteśmy na tym etapie, kiedy się go boję, brzydzę i bardzo mu nie ufam.

Odbierałam go jako dziwnego typa, który nie potrafi rozmawiać, wszystko załatwia siłą i nie potrzebuje do życia nikogo i niczego. No cóż, taki właśnie jest Christopher. Jednak ja, rozpieszczona laleczka, go najzwyczajniej w świecie nie rozumiałam. Zresztą nie ja jedyna... Nikt w klasie z nim nie rozmawiał. A nawet jeśli te bardziej otwarte i bezpośrednie osoby chciały do niego zagadać o jakiejkolwiek głupocie, to odpowiadał tak krótko i chłodno, że więcej nie mieli ochoty już się do niego odzywać. W konsekwencji w jakiś miesiąc stał się całkowitym odludkiem i w sumie nie należał do naszej klasy. Wraz z przyjaciółmi lubiliśmy uprzykrzać mu życie, ale już później na to nie reagował, albo czasem tylko mruknął pod nosem, jak bardzo jesteśmy beznadziejni, niedojrzali i w ogóle. Generalnie to przestawało być tak fajne, bo już na nas nie reagował. Pewnego dnia tak strasznie nudziło mi się w szkole, że postanowiłam się zabawić. Christian podłożył do plecaka tego gnoja butelkę wódki i go nie zapiął. Ja, idąc do tablicy na matematyce, celowo potknęłam się o jego plecak, a butelka poturlała się po podłodze aż pod nogi "cudownej" pani Renaty.
-Czyje to?- zapytała zdenerwowana.
-Wypadło z plecaka Christophera.- powiedziałam niewinnym głosem, udając zdziwienie.
-Ty mi to podłożyłaś!- krzyknął zbulwersowany, wstając i uderzając pięścią o ławkę.
-Jasne, na pewno... Ciekawe po co miałabym to robić?
-Bo jesteś pustą idiotką, która myśli, że jest zajebista, jak śmieje się z innych!- krzyknął, będąc koło mnie i pchnął mnie mocno do tyłu na ławkę.
-To lepsze niż bycie nikim...- co ja gadałam i po co? To było rzeczywiście takie płytkie, a przecież wcale taka nie jestem.
-Zamknij się, bo jesteś beznadziejna! Już nie mam ochoty Cię słuchać, idiotko jebana.- był nieźle wkurzony, ale już nie dawał się sprowokować i mówił ciszej.
-Nie musisz, lepiej się wytłumacz.
-Z chęcią. Mam 18 lat, a więc mam prawo kupić alkohol na wieczorną imprezę. Trzymam to w plecaku, bo kupiłem rano. Nie zamierzałem tego teraz pić, po prostu wypadło z plecaka, bo był niedomknięty.
-No dobrze, załóżmy, że Ci wierzę. Schowaj to i pilnuj, żeby więcej nie wyleciało.- nie, co za szmata! Jak mogła mu to darować?! No tak... Mogłam to zrobić na innej lekcji, albo zlecić komuś innemu. -A Ty do tablicy! Robisz zadanie na ocenę.- świetnie... Nieudana akcja i jeszcze mam robić jakieś durne zadanie, a ten prostak zyskał ode mnie wódkę.

Od akcji z wódą Christopher bardzo mnie nie lubi i na każdym kroku sobie dokuczamy. Jest ponury i nie traktuje tego jak zabawy, ja trochę bardziej. On po prostu za wszelką cenę stara się mi dopiec, jak już ma okazję. Nazywa mnie rozpieszczoną, pustą lalunią i uważa, że jedyne co mam, to pieniądze. Miałabym to gdzieś, gdyby nie fakt, że jest w tym trochę racji. Uwielbiam być w centrum uwagi, gdy wszyscy wokół mnie podziwiają, ale zdaję sobie sprawę z tego, że to nie jest najważniejsze w życiu i nie daje to nikomu szczęścia. Jednak fajnie jest czuć się kimś ważnym i móc sobie pozwolić na zbyt dużo bez żadnych konsekwencji. To bardzo wygodne i nieodpowiedzialne podejście, wiem. Dlatego na zasadzie kontrastu zaczął mi w pewnym sensie imponować Christopher i jego dystans do świata. Nie rozumiałam, jak można żyć tak po swojemu, nie przejmować się innymi i przede wszystkim być zupełnie samemu bez żadnego wsparcia. Zastanawiało mnie to i zaczynałam nawet trochę go podziwiać za tą samodzielność. Zresztą on jest naprawdę przystojny, tylko bardzo biedny.
Tak się złożyło przez naszego genialnego wychowawcę, że byłam zmuszona poznać Christophera bliżej. Wysłał nas do szkolnego magazynku po ozdoby halloweenowe, żeby ustroić klasę. Poszłam ja, bo akurat byłam z brzegu i Christopher, bo jest najsilniejszy z klasy i najbardziej ogarnięty. Przez całą drogę do piwnicy nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem. Jemu to nie przeszkadzało, bo to u niego normalne, ale mnie zazwyczaj strasznie denerwuje taka cisza. Trwała ona aż do momentu, kiedy weszliśmy do ciemnego pomieszczenia, a drzwi się zatrzasnęły. Najpierw krzyknęłam ze strachu, bo generalnie było tam ponuro i niemiło, i bardzo się przestraszyłam. Przez chwilę pomyślałam nawet, że on chce mnie tu zabić. Jednak zaczął szarpać za klamkę, więc raczej też wolał stąd wyjść.
-Ej, co się stało?- zapytałam przerażona, świecąc telefonem.
-A nie widzisz, że drzwi się zatrzasnęły?!- odpowiedział podniesionym głosem.
-Bo, kurwa, zostawiłeś klucz!- przypomniało mi się, że tak mi ktoś kiedyś mówił.
-A skąd mogłem wiedzieć, że nie można?! Trzeba było mi powiedzieć! A teraz zamknij się i do mnie nie gadaj.- powiedział stanowczo, siadając na jakimś materacu.
-Przez Ciebie stąd nie wyjdę i masz czelność mnie jeszcze uciszać?!- nieźle się zbulwersowałam.
-Posłuchaj laluniu... Lepiej mnie nie wkurwiaj i nie wpieraj mi winy! Nie wiem, kiedy stąd wyjdziemy, ale do tego czasu jesteś zdana na moją łaskę, więc uważaj sobie.- okej, to była groźba...
-Nie wiem jak Ty, ale ja mam telefon i przyjaciół. Wystarczy zadzwonić i zaraz tu będą.- powiedziałam, po czym zobaczyłam, że nie mam zasięgu. -No dobra, nie zadzwonię... Zginę tu zgwałcona i poćwiartowana!- zaczęłam panikować, a on przewrócił oczami i odwrócił się ode mnie.
-Zamknij się i czekaj na ratunek, idiotko.- burknął pod nosem ponuro jak zwykle.
-Czemu zawsze jesteś taki ponury i poważny?- aj, tak trochę olałam jego prośbę o ciszę.
-A czy widzisz w moim życiu jakiś powód do radości?- odpowiedział pytaniem na pytanie, nawet na mnie nie zerkając.
-No nie wiem, nie znam twojego życia... Wiem tylko, że jesteś biedny i samotny.
-I nie dowiesz się niczego więcej.
-Dlaczego? Pewnie nic ciekawego nie możesz mi powiedzieć...
-No jasne... Osoba biedna, nie mająca bogatych starych i tłumu plastiku wokół siebie, nie może mieć ciekawego życia. Bo przecież tylko w twojej pięknej willi tak dużo się dzieje...
-Po pierwsze mam rodziców nie starych, wyrażaj się. A po drugie akurat moi najbliżsi przyjaciele nie są sztuczni i są naprawdę super.
-No pewnie, twoi przyjaciele są ekstra!- powiedział z ironią.
-Nie znasz ich, są naprawdę dobrymi ludźmi.
-A twoi starzy pewnie mówią przy ludziach, że Cię kochają...
-Oni naprawdę mnie kochają, nie tylko na pokaz. Uwierz mi, chciałbyś mieć takich rodziców, są wspaniali.
-Mi by wystarczyli zwykli starzy...
-Jak to?- zapytałam już delikatnym, przejetym głosem.
-Nieważne, nie zamierzam z Tobą rozmawiać.- burknął i znów się odwrócił, zamykając w sobie.
-Dlaczego? Przestań, skoro i tak tu siedzimy, to chociaż rozmawiajmy.
-Żebyś zaraz podzieliła się moim życiem z przyjaciółmi? Nie dzięki...
-Jesteś przewrażliwiony na swoim punkcie, wiesz? Myślisz, że ja nie mam o czym gadać z przyjaciółmi tylko o Tobie?... To, że Ci dokuczamy, to nie znaczy, że chcemy wiedzieć o Tobie wszystko, żeby Cię zniszczyć.
-Nie? Jesteś podłą plotkarą bez serca, widziałem już twoje wyskoki.
-Ej, przestań... Na litość boską, nie rób ze mnie potwora.
-A więc jesteś nim tylko przy znajomych? Teraz nagle udajesz taką kochaną i dobroduszną osobę, która przejmuje się jakimś biedakiem, który nie ma nawet rodziców...
-W ogóle ich nie masz? To jak Ty sobie radzisz?- zmieniłam temat, z niewiadomych przyczyn tak szczerze interesowało mnie jego życie.
-Istnieje coś takiego jak ręce... I wiesz, zwykli ludzie używają ich do pracy, nie tylko do nakładania tapety na mordę.
-Ja Cię proszę, wyrażaj się... Ale wracając, serio pracujesz sam na siebie i jeszcze się uczysz?
-Nie chciałem iść do tej szkoły, ale okazało się, że ktoś się mną z ukrycia zaopiekował i wysłał mnie do szkoły. I nie mam wyjścia, muszę tu siedzieć i znosić takie idiotki jak Ty.- albo mi się wydawało, albo na koniec kąciki jego ust uniosły się w delikatnym uśmiechu...
-I nie wiesz kto Ci pomaga?
-Nie, ale w sumie po co mi to wiedzieć? Chce marnować czas na takiego jak ja, to niech to robi.
-Dlaczego marnować czas? Przecież dba o twoją przyszłość.
-Moją przyszłość? Ona nie istnieje. Nawet jeśli skończę tą cholerną szkołę, to i tak niczego nie zmieni. Nie stanę się nagle kimś, nie wzbogacę się. Ty pewnie tego nie rozumiesz, ale nie wszyscy dostają cudowne życie w prezencie. Ty masz super starych i znajomości zapewne w każdej dziedzinie życia i mogłabyś być kim tylko chcesz. Ale nie każdy ma taką możliwość, niektórzy nie mają nic.- wow, rozgadał się i to jeszcze tak emocjonalnie, to do niego niepodobne.
-Zdaję sobie z tego sprawę, ale Ty też możesz wiele osiągnąć. Tyle, że to zależy tylko od Ciebie i masz dużo trudniej. Ja na twoim miejscu bym maksymalnie korzystała z danej szansy i zrobiła wszystko, żeby skończyć tą szkołę z jak najlepszym wynikiem, nie pozostając w cieniu.
-Czemu Ty ze mną tak rozmawiasz? Przecież się mnie brzydzisz, nie lubisz mnie, a ja jestem agresywny i niebezpieczny...- co on tak nagle zaczął mnie straszyć?
-To prawda, ale skoro i tak już tu jesteśmy, to chyba możemy pogadać.
-Odważna jesteś.- stwierdził z uznaniem.
-A Ty myślisz, że jesteś aż taki groźny, żebym bała się z Tobą rozmawiać? Przeceniasz się.
-A Ty za dużo sobie pozwalasz.
-Mam to gdzieś. Nie zabijesz mnie, bo pójdziesz siedzieć na dożywocie.
-Nie zamierzam Cię zabić, ale mogę zrobić wiele innych rzeczy, bo przecież jestem takim brutalem i w ogóle...- koniec tego zdania wypowiedział ze złośliwą ironią.
-Zawsze jesteś taki nerwowy i zamknięty w sobie?
-Taki już jestem, Dulce...- wow, powiedział do mnie po imieniu i to jeszcze tak jakoś spokojnie, dość uprzejmie.
-Dlaczego? Przecież każdy potrzebuje mieć przy sobie ludzi.
-Nie ja, mi już nikt nie jest w życiu potrzebny.
-Mówisz tak tylko dlatego, że nikogo nie masz. Gdyby ktoś był przy Tobie, to kochałbyś tą osobę ponad wszystko i nie pozwoliłbyś jej odejść. Myślę, że to tak działa, ale widzę, że Ty masz inne zdanie niż ja praktycznie na każdy temat.
-Być może, ale nie wszystko jest takie proste, jak Ci się wydaje. Dziewczyno, żyjesz pod kloszem w wyidealizowanym świecie i pewnych rzeczy po prostu nie zrozumiesz. Skończ to już, nie chce mi się z Tobą dyskutować.
-Boże, co za człowiek...- westchnęłam, przewracając oczami.
-Jestem po prostu realistą, polecam.- powiedział to spokojnym, łagodnym tonem, lekko się uśmiechając. -Ale błagam Cię, zamknij się już.- dodał równie spokojnie, ale i stanowczo.
-No dobra... Jejku, jaki Ty jesteś nieuprzejmy.- stwierdziłam.
-Mylisz się, królewno... Z natury jestem miły, ale do Ciebie cierpliwość straciłem już na początku, więc sobie przegrałaś. Jestem dobry naprawdę dla wszystkich, dopóki mnie nie wkurwią.- wyjaśnił, wracając do bardziej ponurego tonu głosu.
-Okej, okej, nie wkurzaj się znowu... Już nic nie mówię.- zakończyłam z niewinnym uśmiechem.
Z niewiadomych przyczyn już wtedy coś mnie przyciągało do Uckera, coś mi się w nim podobało. Był czasem agresywny, skomplikowany, nieosiągalny i biedny, ale imponował mi tym swoim cholernie nieidealnym charakterem. Teoretycznie zawsze byłam grzeczna i skromna, ale gdzieś we mnie tkwi ta chęć przeżywania przygód i ciągnie mnie do wszelkiego niebezpieczeństwa. Nie lubię nudy, a Christopher jest bardzo ciekawym obiektem zainteresowań. Jest w nim coś wyjątkowego, ale nie potrafię tego określić. Może ma rację... Żyję pod kloszem, a on jest dla mnie dużym zaskoczeniem i bardzo mi się podoba. Jeszcze nigdy nie spotkałam takiego chłopaka jak on, jest inny niż wszyscy. Samotny i smutny jak nikt inny, zmienny i porywczy tak, że bardziej się nie da, a przy tym tajemniczy, skryty i w rzeczywistości delikatny i pełen uczuć... To właśnie Christopher, którym byłam zauroczona od pierwszej, szczerej rozmowy, od momentu, w którym coś mnie w nim urzekło.


No hejo!! Dawno mnie tu nie było, ale... Po pierwsze słabo z komentarzami. Nie wiem może jeszcze was nie wciągnęło to opowiadanie?... A po drugie nie bardzo mam czas. I od razu zapowiadam, że chociaż mam już pomysł i zaczęłam pisać kolejne opko, to słabo będzie teraz z pisaniem, bo nie dość, że siedzę w szkole od 8 do 16, to jeszcze od wczoraj pracuję w intermarche w weekendy, więc totalnie nie będę miała kiedy pisać. Ale póki co spokojnie, mamy jeszcze całe to opowiadanie, zdążę i tak sporo napisać ;) Dobra, kochane moje, wy sobie czytajcie i komentujcie jak najwięcej,  a ja jakoś tam w wolnych chwilach będę pisać :) Ok, papa, buziaki :*

piątek, 10 marca 2017

1. "Plastikowa lalko"

Kolejny typowy poranek... Do mojego pokoju wpadł tata, budząc mnie nerwowo, gdyż oczywiście wyłączyłam budzik i spałam dalej, co w konsekwencji doprowadziło do tego, że mam tylko 40 minut na wyszykowanie się do szkoły. 40 minut!! To tak mało, ja potrzebuję dużo więcej, żeby wyglądać olśniewająco, a przecież to obowiązkowe, będąc kimś takim jak ja. Nie zjadłam śniadania i oczywiście się spóźniłam, ale jak zwykle wyglądałam pięknie, bo zdążyłam dobrać ciuchy i zrobić makijaż, a to przecież poranny priorytet. To znaczy na krótką kłótnie z młodszą siostrą też miałam czas, bo to też rytuał. Wpadłam spóźniona na matematykę, co od razu zwiastowało kłopoty. Jeszcze w progu powiedziałam grzecznie:
-Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie.
-A już myślałam, że Cię nie będzie... Wyciągamy karteczki.- no tak... Jak ja jestem, to musi być kartkówka z cholernie trudnych tematów, brawo!
-Nie, proszę pani, my tego jeszcze nie umiemy!- protestowała cała klasa.
-Cicho! Podziękujcie koleżance za to, że przyszła tak późno.- ja przepraszam, ale co to w ogóle ma do rzeczy? Ta baba jest psychiczna, przysięgam.
-To może ja wyjdę? Wtedy będę miała nieobecność, ale pani nie zrobi im kartkówki i im to wytłumaczy.
-Nie bądź taka sprytna, siadaj na dupie i pisz!- krzyknęła na mnie i rozdała kartki.
Były dwie grupy i oczywiście ja byłam w tej znacznie trudniejszej. Niewiele napisałam, bo niestety logarytmy to nie moja bajka. Ona się na mnie ewidentnie uwzięła... Ale dlaczego? Rodzice mówili, że ją kiedyś znali i byli w nie najlepszych relacjach, ale nie znam konkretów, bo nigdy nie chcieli mi ich zdradzić. No trudno, i tak nie zdam z matmy, choć mój tata miliony razy już był w szkole w tej sprawie. I klasa też nie raz się za mną wstawiała, ale to nic nie daje. W tej szkole wszyscy mnie uwielbiają, jestem tu królową, tylko ta jedna psychiczna baba się na mnie wyżywa. Przez kolejne kilka lekcji chodziłam i wyzywałam ją od różnych, a moi przyjaciele dzielnie tego wysłuchiwali. Christian, Maite i Ann zawsze są ze mną i mnie wspierają, choćby w obrażaniu osób, na które aktualnie jestem zła, tak jak teraz na naszą "kochaną" Renatkę. To znaczy przyjaciół mam w całej szkole, ale to oni są takimi prawdziwymi, na których zawsze mogę liczyć, reszta mnie tylko podziwia. Na godzinie wychowawczej usłyszeliśmy od naszego wychowawcy, że jutro będziemy mieli nowego kolegę w klasie. Zaintrygowała mnie ta wiadomość, gdyż miałam nadzieję na poznanie nowego przystojniaka.

To sprawiło, że poranne negatywne emocje trochę opadły i do końca dnia byłam w dobrym, bardzo optymistycznym humorze. Pomijając fakt, że moja siostrzyczka usilnie próbowała mi ten humor zepsuć... Ma siedem lat i jest tak denerwująca, że już nie mam do niej siły, zresztą jak my wszyscy. Kocham ją, bo potrafi być urocza, ale mam jej dość. Chcę być jedynaczką! Po co ja chciałam siostrę?... Tata jak zwykle skutecznie mnie przed nią bronił, nie pozwalając mnie zamęczać. On zawsze jest po mojej stronie, jestem typową córeczką tatusia. Mama na tą smarkulę krzyczy dopiero, jak naprawdę przegina, twierdząc, że dziecko musi się wyszaleć. Oboje często mówią, że ja byłam taka sama i jakoś to wytrzymali. U nas w domu zawsze jest wesoło i dużo się dzieje. Moja rodzina jest dosyć przebojowa i zabawna, zwłaszcza mój tata, mama jest dużo spokojniejsza. Kocham ich najbardziej na świecie, chociaż rzadko to mówię. Mamy bardzo dużo pieniędzy, bo tata jest gubernatorem stanu Meksyk a mama prowadzi dom mody. Nie ma co się więc dziwić, że należę do elity szkolnej... Jednak nasza rodzina nie jest idealna tylko na pokaz, w rzeczywistości też jest dobrze. O dziwo spędzamy razem sporo czasu, bo w końcu dla chcącego nic trudnego, nie? Tak właśnie było i tego dnia, dopóki nie kazali mi siadać do lekcji. Na szczęście w miarę szybko się z tym uwinęłam i miałam czas dla siebie. Razem z Ann i May kreowałyśmy na czacie grupowym wizerunek naszego nowego kolegi. Wyobrażałam go sobie jako seksownego przystojniaka z klasą. Szybko poszłam spać, nie mogąc doczekać się jutra.

Był to jeden z niewielu dni, kiedy nie zaspałam do szkoły. Wstałam od razu na równe nogi, jak tylko zadzwonił budzik, naprawdę. Rodzice byli w szoku, ale nie tłumaczyłam im, o co chodzi. Co miałam im powiedzieć? "Bo wiecie... Dzisiaj jest wielki dzień. Być może poznam mojego przyszłego męża" No przecież to bez sensu... W każdym razie zadowolona jak nigdy pojechałam jak zwykle z tatą do szkoły. Po drodze cały czas esemesowałam z Anahi. Naszą pierwszą lekcją była biologia. Siedziałam sama w trzeciej ławce od okna. Nie lubię siedzieć z kimś i na każdej lekcji siedzę sama w tej samej, szczęśliwej dla mnie ławce. Przede mną siedzi Ann z Maite, a za mną Christian z chłopakiem Anahi- Ponchem. Osobne miejsce mam tylko ja i Tomas, ale on ma pewne zaburzenia psychiczne i czasem jest nieobliczalny, więc dla bezpieczeństwa nikt z nim nie siada. Nie zauważyłam nikogo nowego i z niecierpliwością czekałam, aż pojawi się mój przyszły mąż. Jakieś 15 minut po dzwonku usłyszałam pukanie do drzwi, po czym próg przekroczył biednie ubrany chłopak, który w ogóle nie przypominał tego z moich marzeń.
-Dzień dobry, ja jestem nowym uczniem tej klasy. Przepraszam za spóźnienie, ale byłem u dyrektora.- powiedział od niechcenia, gdzie jego klasa?!
-No dobrze, siadaj. Zajmij miejsce obok Dulce.- powiedziała pani od biologi z charakterystycznym dla niej serdecznym uśmiechem.
-Nie, nie, nie, ja siedzę sama! Nie życzę sobie, żeby on koło mnie siadał, nie!- krzyczałam spanikowana, a on tylko na mnie spojrzał i na pełnym luzie usiadł na krzesło obok.- Odejdź, to moja ławka! Ja tu jestem królową!- kontynuowałam, a wszyscy już na mnie patrzyli spod byka, no poza moimi przyjaciółmi.
-Dulce, zachowuj się i przywitaj nowego kolegę jak należy.- zwróciła się do mnie pani Alicia.
-Cześć.- powiedziałam, patrząc na niego jak na ufo.
-A idź do diabła, plastikowa lalko.- odpowiedział z pogardą.
-Już, wystarczy. Wróćmy do tematu, zapoznawać się będziecie na godzinie wychowawczej.
Siedziałam sztywno, wtulona w ścianę. Przez większość czasu patrzyłam przez okno, czasami tylko spoglądając na tego dziwaka. Był on moim największym życiowym rozczarowaniem... Spodziewałam się królewicza, a siedzi koło mnie jakiś żebrak! Skąd on się w ogóle wziął? Ma brudne ciuchy, potargane włosy i niemodne buty... Masakra, porażka jakaś. Dobrze, że chociaż od niego nie śmierdzi. No dobra, być może gdyby się ogarnął, to nie byłby aż takim oblechem, ale w tej chwili jest odrażający i nijak się ma do moich przypuszczeń. Ej no, ja liczyłam, że w końcu będzie w tej szkole jakiś niezajęty przystojniak, który wpadnie mi w oko... Niestety to chyba jeszcze nie ten moment... Mam 17 lat i jeszcze nigdy nie miałam chłopaka tak na poważnie. Ja potrzebuję miłości, hello! I chciałabym się zakochać zanim się zestarzeję... Ale może kiedy indziej, ten się zdecydownie nie nadaje.



Hejoo!! :* I mamy pierwszy rozdział, mam nadzieję, że się podoba ;) Powiem tylko, że później będzie ciekawiej xD Wgl to miałam to napisać pod prologiem, ale piszę teraz: Wiecie skąd się wziął tytuł tego opka? Szukałam ostatnio sobie jakichś piosenek latino i znalazłam tą https://youtu.be/cbYp1ZB5cGg Akurat miałam na nią mega fazę, jak pisałam to opowiadanie i zastanawiałam się nad tytułem. Przeczytałam tekst tej piosenki i od razu: tak, to będzie idealne :)
A jak już jestem w temacie piosenek: Boże, jestem zakochana w płycie Duli ❤ Już kocham te piosenki i cały dzień ich dzisiaj słucham (nawet na lekcjach, haha xD). No dobra, do następnego :* Komentujecie pięknie, liczę na was ;) 
P.S. W końcu coś mi wpadło do głowy i zaczęłam pisać kolejne opowiadanie, więc kryzys chyba pokonany :D 

sobota, 4 marca 2017

Prolog "Blanco y Negro"

Aby dobrze zrozumieć tą historię, należy cofnąć się o jedno pokolenie. Często bywa, że za błędy rodziców płacą dzieci, tak też może stać się w tym przypadku. Alma i Juan byli szczęśliwą parą, choć musieli pokonać wiele przeciwności losu, by być razem. Od początku ich znajomości, czyli od czasów liceum, podążał za nimi jak cień, były przyjaciel Juana, który był zakochany w Almie. Bruno miał obsesję na jej punkcie i za wszelką cenę chciał ją zdobyć. Kiedy wszystko zawodziło, jego stan psychiczny uległ pogorszeniu. Stał się innym, złym człowiekiem i często do końca nie wiedział, co robi. Starał się jak najbardziej zniszczyć życie swojemu rywalowi, a później także jego żonie. Posuwał się nawet do takich czynów jak porwania, czy groźby z bronią w ręku. Pewnego razu wraz z byłą narzeczoną Juana, Renatą, która także od dawna utrudnia im życie, porwali małą córeczkę Juana i Almy- Dulce. Po tym incydencie, który na szczęście skończył się dobrze, młode małżeństwo z obawy o swoje życie, przeprowadziło się na drugi koniec Meksyku, a Bruno trafił do więzienia z pomocą Renaty, która też miała już dość tego tyrana. Była ona zakochana w Juanie i z całego serca nienawidzi Almy. Choć przestała już uprzykrzać im życie, bo zdała sobie sprawę z tego, że i tak ich nie rozdzieli, to jako nauczycielka matematyki uwzięła się na córkę państwa Saviñon. Dziewczyna bardzo jej przypomina swoją matkę, gdy była w jej wieku i stąd ta nienawiść do Duli. Ponadto jest ona bardzo pyskata, głośna i zadziorna, czego Renata nie znosi. Zresztą jest to zgorzkniała kobieta, nie mająca żadnej radości w życiu. Zawsze taka była, ale jest jeszcze gorsza, odkąd na rozkaz Bruna porzuciła ich dziecko. Jest nieczuła i nie nadawałaby się na matkę. Jednak był to jej syn, którego chciała w miarę możliwości wychować, a teraz nawet nie wie, gdzie jest i co się z nim dzieje. Próbowała go szukać, ale bez skutku. Jest samotną, wredną matematyczką, która w życiu nie ma nic poza pracą. Jedyne, co w jakikolwiek sposób ją napędza, to wieczne wizyty Juana w jej sali, żeby porozmawiać o córce, która naprawdę nie ma lekko na matematyce. Ale w sumie księżniczce, która ma wszystko, przyda się coś takiego, żeby nie myślała, że wszędzie może wszystko tak jak w domu, czy na szkolnym korytarzu, gdzie jest królową i wszyscy ją podziwiają.



Dulce Maria Espinosa Saviñon
najbardziej szalona i przewrotna osoba w tym opowiadaniu. Uwielbia dobrą zabawę, za co wszyscy uwielbiają ją. Jest księżniczką, która do pewnego momentu nie ma pojęcia o życiu i żyje w tak zwanej złotej klatce. Czy kiedyś się obudzi i dorośnie?...






Christopher Uckermann
całe życie samotny, poszkodowany chłopak, który w pewnym momencie nauczył się traktować ludzi tak, jak oni traktują jego... Stał się wybuchowy i agresywny, by nikt nie mógł zranić jego uczuć. Co musi się stać, by roztopić lód jego serca?...

⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐

Witam Was moje kochane :* Mamy prolog kolejnego (chyba już 7) opowiadania :) Mam nadzieję, że póki co Was zainteresuje ta historia, a później się wciągnięcie. Ale, żeby nie było tak słodko...  Nadal nie mam racjonalnego pomysłu na kolejne opko, więc jest źle. Napisałam już chyba trzy plany wydarzeń do połowy, po czym za każdym razem stwierdziłam "kurde, przecież to nie ma sensu". Maskara... Nie wiem, czy cokolwiek napiszę :/ Tym bardziej, że od następnego tygodnia będę codziennie od 8 do 16 w szkole :'( Musiałam się Wam pożalić... Cztery dni w tygodniu muszę wstawać o 6:30, jestem załamana, bo nie umiem zasnąć przed 23, a później wstawanie to katorga. Masakra, nwm jak to przeżyję!! Będę chodzić jak zombie i zasypiać na lekcjach codziennie :/
Ale tak ze spraw ważniejszych i piękniejszych: "Rompecorazones" Duli to życie ❤❤❤ Cudna piosenka :D
Ok, ja znikam, widzimy się pod pierwszym rozdziałem :*