niedziela, 25 czerwca 2017

9. "Czuję się bezpiecznie"

Tak jak kazał Christopher, zadzwoniłam do taty, by ostrzec, że nie wrócę na noc, a być może pojawię się w domu dopiero w następnym tygodniu. Skłamałam, że Ann miała problemy z chłopakiem i jest w kiepskim stanie po zerwaniu, przez co muszę przy niej być i pojechałyśmy nad jezioro, gdzie może nie być zasięgu. Nie podobało im się, że opuszczam szkołę, ale zapewniam, że dam sobie radę i w ogóle. Tatuś powiedział, że mi ufa i kazał pozdrowić Anahi, czyli w pełni to łyknął. Zostało mi tylko zadzwonić do przyjaciółki, żeby mnie kryła. Jej też musiałam nakłamać i powiedziałam, że poznałam fajnego chłopaka i gdzieś pojechaliśmy, a ona zapewnia mi alibi, bo nie chcę, żeby rodzice póki co o nim wiedzieli. Musiałam oczywiście przysiądz, że po powrocie jej o nim opowiem.
-No, sprawa załatwiona.- powiedziałam triumfalnie, rozłączając się.
-Świetnie, wyłącz telefon.- polecił, a ja posłusznie to zrobiłam. Byłam na niego skazana i nie mogłam go już drażnić.
-Masz coś do jedzenia, albo chociaż do picia?- zapytałam, rozglądając się po pokoju.
-Łap!- rzucił mi butelkę wody, gdy ja nadal stałam na środku, a on siedział rozwalony na tym swoim materacu.
-Kto z tego wcześniej pił?- to może trochę chamskie, ale niestety wolę być ostrożna.
-Kurwa, krasnoludki... Ja, kretynko!- ups, chyba go rozdrażniłam. -Jak się boisz, że się czymś zarazisz, to nie pij, więcej dla mnie.- powiedział chamsko.
-Nie no okej, spokojnie... Myślałam, że miałeś tu jakąś imprezę i ktoś jeszcze to pił.- załagodziłam sytuację i wzięłam łyka wody.
-Lepiej nie myśl... Zamierzasz tak stać?- zapytał, patrząc na mnie z niesmakiem.
-Hmm... No nie, ale jestem głodna. Co zazwyczaj jadasz?- ponownie się rozejrzałam.
-Zwykle nic, ale masz szczęście, bo powinienem mieć parówki w lodówce. Jak chcesz, to bierz, ale radziłbym Ci jednak jeszcze poczekać, bo możesz zjeść jedną, a później za pewne zgłodniejesz bardziej.
-Mhm, ok... To zjem jutro.- stwierdziłam i dalej stałam na środku zagubiona, co raczej mi się zbyt często nie zdarza.
-Usiądziesz wreszcie? Wkurwiasz mnie.- burknął, po czym usiadłam koło niego na materacu.
-Czy mógłbyś być milszy? Bo Ty mnie też wkurwiasz, wyobraź sobie.
-Nie trzeba było tu przyłazić, teraz nie narzekaj.
-Mogę się do Ciebie przytulić?- zapytałam i nie czekając na odpowiedź przysunęłam się do niego i słodko się w niego wtuliłam, opierając głowę na jego klatce piersiowej i obejmując go w pasie.
-Dul, nie pozwoliłem Ci...- próbował mnie odepchnąć, ale przywarłam do niego bardziej, kładąc moje zwinięte nogi na jego.
-Wiem, ale... Ale tak się boję i mi zimno. Proszę, przytul mnie mocno, potrzebuję tego.- nie wiem, co mnie wzięło na takie czułości, ale naprawdę bardzo się bałam i było mi coraz zimniej, a w dodatku jakoś potrzebowałam jego bliskości.
-Chcesz koc?- zapytał i wziął koc, który leżał złożony na końcu materaca, po czym mnie nim przykrył.
-Dziękuję, ale i tak zostań przy mnie. Wiesz co? Przy Tobie czuję się bezpiecznie, choć wiem, że może nie powinnam.- podniosłam na chwilę głowę i spojrzałam w jego oczy z delikatnym uśmiechem.
-Nie bój się, Duluś. Nie jesteś tu mile widzianym gościem, ale jak już przylazłaś, to nie stanie Ci się żadna krzywda, spokojnie.- powiedział cicho, przytulalając mnie dość czule, bym była jeszcze bliżej niego.
-Nie rozumiem Cię... Czasami bywasz dla mnie taki kochany, a chwilę później się wydzierasz, szarpiesz mnie i jesteś chamski.- cicho stwierdziłam, spoglądając na jego twarz.
-Dulce, proszę Cię... Żyjesz w świecie bardzo różnym od mojego i po prostu nie jesteś w stanie zrozumieć pewnych mechanizmów. Okej, postaram się coś Ci wyjaśnić, ale nie wiem, czy ogarniesz...
-Dobra, mów. Wbrew pozorom jestem bystra.
-Wiem. No więc ludzie tacy jak ja są trochę jak zwierzęta, w sensie mają nieco inne priorytety. Ty nigdy nie musiałaś walczyć o życie w obliczu trudnych warunków czy poważnych, realnych zagrożeń. Już nie wspominam nawet o statusie majątkowym, bo to nie ma sensu. Chodzi tu przede wszystkim o coś innego. Pozwól, że zgadnę... Ty zawsze byłaś księżniczką dla swoich rodziców jak i dla całej rodziny, zawsze kochana, uwielbiana, podziwiana, w centrum uwagi... Czy tak?
-No tak.- przytaknęłam niepewnie, bo zabrzmiało to jak pytanie nieco retoryczne.
-No właśnie, więc nigdy nie czułaś się niepotrzebna, niekochana, nie musiałaś zabiegać o niczyją miłość, bo i tak ją miałaś. A ja nigdy nie zaznałem tyle miłości, ile potrzebuje dziecko, by być szczęśliwe. Całe moje życie było smutne i puste, ale mam zbyt silny charakter, by siedzieć w kąciku i płakać. Dlatego w pewnym momencie jak dorosłem, uciekłem z domu dziecka i żyłem na własną rękę. To już słyszałaś, wiem, ale nie chodzi mi teraz o samą historię... Chodzi bardziej o uczucia chłopca, który samodzielnie wyrusza w świat w poszukiwaniu miłości, której nigdy nie zazna. Wiesz co? Trafiłem tu, pomogli mi pewni ludzie, wtedy było tu dużo spokojniej niż teraz. Przez pierwsze dwa lata starałem się zdobyć sympatię wszystkich dokoła, ale w pewnym momencie uświadomiłem sobie, że to nie ma żadnego sensu. Co z tego, że żyłem, że powiedzmy miałem co jeść, jak mi sąsiedzi zostawili resztki? Czasami miałem z kim pogadać, pożartować, fizycznie nie byłem sam. Ale psychicznie, emocjonalnie ciągle byłem i jestem samotny. I co z tego, że miałem tu kiedyś kolegów, znajomych? Co z tego, że otacza mnie wielu ludzi? Przez całe życie nauczyłem się, że nie warto przejmować się ludźmi, przywiązywać się do nich, starać, bo oni i tak odchodzą. Chcąc, nie chcąc i tak odejdą i będziesz samotny. Nie wiem, czy zrozumiałaś, ale uogólniając to, że jestem podły, agresywny, a wręcz odpychający, to jedynie reakcja obronna, żeby już nie cierpieć, żeby nikt nie mógł mnie zranić. Więc nie chodzi o to, że ja Cię nie lubię, bo sam nie wiem, ale po prostu nie chcę się przyzwyczaić do twojej obecności, bo i tak kiedyś znikniesz z mojego życia.- wyjaśnił mocno emocjonalnie, a ja słuchałam uważnie, przytulając go mocno.
-Czekaj, czyli Ty chciałabyś, żebym została w Twoim życiu na zawsze?- przekręciłam jego słowa na coś bardziej optymistycznego.
-Nie, do cholery jasnej, nie! Pojęcie "na zawsze" jest abstrakcją, maleńka.- podniósł na chwilę głos, po czym znowu złagodniał, unosząc mój podbródek tak, bym na niego spojrzała, a oczy miał takie smutne, choć na ustach leciutki uśmiech.
-Ja tak nie uważam, ale okej, rozumiem... Chciałbyś, żebym była przy Tobie, ale wiesz, że to niemożliwe i nie ufasz ludziom, bo zbyt wiele razy Cię już zawiedli. Przez to profilaktycznie po prostu zachowujesz się tak, żeby każdy się Ciebie bał i nie chciał mieć z Tobą nic wspólnego.
-Tak, coś w tym stylu. Znaczy to nie jest tak, że ja unikam ludzi jak ognia, nie przesadzajmy. Ja po prostu robię wszystko, żeby nikt nie zapadł mi w serce na tyle mocno, by roztopić ten lód, rozumiesz?- chwila, czy ja dobrze rozumiem, że mogłabym być właśnie taką osobą?
-Czyli jednak coś w tym jest, że ludzie bez serca to Ci, którzy kiedyś kochali najmocniej... Akurat Ty jesteś po prostu człowiekiem o wielkim sercu, któremu nigdy nie było dane kochać czy być kochanym, a teraz odsuwasz od siebie wszystko, co słodkie i kochane.
-No powiedzmy, tak w skrócie.
-Według mnie tak nie wolno, bo każdy zasługuje na miłość i szczęście. Nikt nie powinien być samotny, to niesprawiedliwe. Sam sobie odbierasz możliwość bycia szczęśliwym. Ja nie mówię od razu o wielkiej miłości, w sensie do kobiety... Kochać można przyjaciela, zwierzaka lub każdą inną bliską osobę. Być może guwno wiem i zaraz się wkurzysz, że się wtrącam, za dużo gadam i w ogóle, ale tak to właśnie widzę, a staram się być naprawdę obiektywna.
-Wspaniale to widzisz, zazdroszczę Ci. Też chciałbym mieć twój optymizm i tak mocno wpojone wartości. Jesteś kochaną, uroczą dziewczyną, ale już czas zrozumieć, że nie da się uszczęśliwić całego świata, bo i Ty się rozczarujesz.
-Wiesz co? Cieszę się, że Cię poznałam, mimo że siedzę teraz w jakiejś melinie, jestem głodna i zamarzam. Dzięki Tobie inaczej spojrzę na świat i zdejmę wreszcie różowe okulary.- posłałam mu delikatny, smutny uśmiech i wtuliłam się w niego mocniej.
-Oj tak, przyda Ci się to. Ja nie wiem, czy się cieszę z naszej znajomości, ale też na pewno będzie dla mnie cenną lekcją, choć niczego nie zmieni i za kilka dni wszystko wróci do normy.
-To się jeszcze okaże, a teraz wybacz, ale chyba się zdrzemnę.- ułożyłam się wygodnie, podciągając wyżej nogi.
-Dasz radę zasnąć?
-A czemu nie? Jest mi nawet wygodnie, bo leżę bardziej na Tobie niż na tym twardym materacu, już mi trochę cieplej, a przy Tobie czuję się bezpiecznie, więc czemu mam nie spać?...
-Zaskakujesz mnie... Nie no jasne, śpij.- zaśmiał się cicho, po czym poprawił kocyk wokół mnie i sam też trochę lepiej się ułożył, chociaż w sumie on i tak siedział prawie na prosto.
-Tylko, że tam jest tak głośno... Nie zasnę tak, podaj mi torebkę.- stwierdziłam i wyciągnęłam rękę, by wziąć torebkę, w której poszukałam słuchawek. -Chcesz jedną?- zapytałam, podłączając słuchawki.
-A możesz dać.
Podzieliliśmy się słuchawkami, po czym włączyłam playlistę ze spokojną muzyką idealną do snu, ułożyłam się wygodnie i zamknęłam oczy. Taki paradoks... Jestem w obskurnym miejscu, na zewnątrz trwa strzelanina, a ja czuję się tak dobrze na niewygodnym materacu blisko tak nieobliczalnego i wybuchowego człowieka jak Ucker. Ja naprawdę przy nim, w jego objęciach czuję się tak bezpiecznie i wszystko odchodzi gdzieś na bok, wszelkie złe emocje i strach. Po szczerej rozmowie dużo lepiej go rozumiem i wiem, że w głębi duszy on mnie potrzebuje i chciałby, żebym tu była. Nie potrafię tego nazwać, ale ja też chcę jego obecności, bliskości, wywołuje u mnie uczucia, o których nigdy wcześniej nie myślałam, nie wiedziałam. Bez problemu zasnęłam w jego objęciach, słuchając tej samej muzyki co on. Co jak co, ale to było słodkie.

Rano obudziło mnie pukanie do drzwi. Christopher od razu stanął na równe nogi, po cichutku podchodząc do wyjścia.
-Nie otwieraj, to może być ktoś niebezpieczny!- powiedziałam przerażona, siedząc na łóżku pod kocem.
-Przymknij się, Dul!- szepnął zdenerwowany, rzucając mi karcące spojrzenie. -Chodź tutaj.- poprosił, wyciągając rękę w moją stronę.
-Boję się...- wydukałam cicho, kiedy byłam już blisko niego.
-Uspokój się, panikaro. Podniosę Cię, a Ty zobaczysz kto to przez tą dziurę u góry.- uraczył mnie delikatnym, pocieszającym uśmiechem, a ja niepewnie go odwzajemniłam.
-Okej, tylko mnie nie upuść.- powiedziałam lekko przestraszona, stając tuż przed nim.
Ukucnął i posadził mnie na swoich barkach, trzymając za nogi. Na początku nikogo nie widziałam, dopiero później zobaczyłam jakąś małą dziewczynkę.
-Poczekaj, otwórz.- powiedziałam, po czym postawił mnie na ziemię i otworzył drzwi. Swoją drogą, jak bardzo mi zaufał, otwierając, jak tylko mu kazałam.


No hej! Macie już ten rozdział, bo dawno nie było. Z tego miejsca chciałam Wam bardzo podziękować za mnóstwo miłych słów pod tamtym trochę depresyjnym postem :* Jakby w tamtym momencie mojego płaczu było mało, to miałam też łzy w oczach, czytając niektóre Wasze komy ;) Dziękuję Wam bardzo i obiecuję, że postaram się wziąć ostro za pisanie kolejnego opowiadania :D
Ogólnie to nie skończyłam tej "zakończonej relacji bez sensu", jakby to kogoś jakoś bardzo interesowało xD Do trzech razy sztuka haha :) Zobaczymy, co z tego dalej będzie, może tym razem zakończy się jak moje opka xD
No nic, do następnego :* Czytajcie, komentujcie, dajcie mi siłę do pisania, bo z czasem średnio w sumie... Wiecie, ta dorosłość... Praca całe wakacje, ale postaram się znaleźć jak najwięcej czasu na pisanie ;) 

wtorek, 20 czerwca 2017

Hej! (To nie rozdział niestety)

Słuchajcie (czytajcie*)!
W moim życiu przez ostatnie dwa miesiące bardzo wiele się działo i nie miałam głowy do opowiadań naprawdę :/ Dziś jestem w strasznym stanie, nie mam chęci do niczego, bo przez właśnie te dwa miesiące trwałam w czymś, co nie miało sensu, a teraz zebrałam w sobie w końcu siły, by to skończyć i jest mi bardzo smutno... Piszę to tutaj nie po to, żeby się nad sobą użalać, bo dam sobie radę i za jakiś czas wszystko będzie w porządku. Chodzi o coś innego... Kocham Was, tego bloga i moje opowiadania, zawsze było, jest i będzie to dla mnie bardzo ważne i dlatego dziś chcę Was prosić o coś dla mnie ważnego... Pokażcie mi, że tu jesteście, że to czytacie i nadal ze mną jesteście, to naprawdę istotne. Potrzebuję teraz tylko jednego... Odzyskać swoje dawne życie, kiedy priorytetem były rozdziały pisane codziennie po kilka godzin, komentarze, wyświetlenia i wgl... Chcę zająć się czymś, żeby nie rozpamiętywać tego co się wydarzyło, a moim można powiedzieć największym hobby jest pisanie <3 Chcę napisać to kolejne opowiadanie dobrze i chętnie jak wszystkie poprzednie... Ale nie tylko nie mam weny, nie mam też motywacji :( Nie chcę znów robić czegoś, co nie ma już sensu, zmęczyło mnie to :/ Dlatego proszę o zaangażowanie, o komentarze jak dawniej. I proszę, niech każdy, kto jeszcze czyta mojego bloga, pod tym postem zamieści JEDEN komentarz, tym razem liczy się ilość ;) Nie chcę robić niczego na darmo... Nawet jeśli jest to coś, co w danym momencie sprawia mi przyjemność, a takie właśnie jest dla mnie pisanie. Ale żeby nie było, mówiąc, że czymś się zajmę miałam na myśli wiele... Postaram się także nadrobić rozdziały u wszystkich, u których wcześniej czytałam :) Tylko muszę wiedzieć, że na pewno chcecie tutaj kolejne opowiadania. Dajcie mi siłę, proszę :* Jak nie Wy to kto?
Przypomniało mi się jak w gimnazjum tragedią było dla mnie pójście na niemiecki i chwaliłam Was a to, że potraficie mi poprawić humor po tej jakże strasznej lekcji... Teraz dopadła mnie dorosłość niestety i są poważniejsze problemy... Ciekawe czy z tym też razem sobie poradzimy :)
Ehh... Gdyby w życiu wszystko kończyło się tak, jak moje opowiadania... Niestety, rzeczywistość jest inna :/
To do następnego rozdziału i jeszcze raz proszę o spis... choćby kom o treści "ja", zwykła kropka, przecinek, cokolwiek, ale raz, żebym mogła policzyć ;) Dziękuję <3


sobota, 10 czerwca 2017

8. "Wynoś się!"

Aż sama nie wierzę, że byłam tak odważna, by zapuszczać się w takie miejsca... Zwiedziłam chyba wszystkie meliny Meksyku, ale tą niby najgorszą zostawiłam na koniec, gdy przypomniało mi się, że Christopher wspominał o gangach narkotykowych, których jest wkoło niego mnóstwo. Byłam już prawie pewna, że zmierzam w dobrą stronę. To jednak nie zmienia faktu, że ciężko będzie go znaleźć i znowu będę musiała gadać z podejrzanymi typami. Aż sama siebie nie poznaję... Tak się poświęcam dla jakiegoś chłopaka, kolegi z klasy, mojego ochroniarza. Działam w dobrej sprawie i chcę z nim tylko porozmawiać, sprawdzić, jak się czuje i w ogóle. Choćbym chciała, to nie potrafię go tak zostawić, naprawdę. Jednak przez ten mój upór prawie zginęłam... Szłam wąskimi uliczkami potwornie brzydkiej dzielnicy i szukałam kogoś, kogo mogłabym zapytać o Uckera. Nagle zza roku wyskoczyło na mnie jakichś dwóch gości i zaczęli się do mnie przestawiać, obszukiwać mnie i szarpać. No cóż... Moją pozycję społeczną widać na pierwszy rzut oka, mimo że starałam się wyglądać zwyczajnie. Trzymali mi nóż przy gardle, próbując wyłudzić ode mnie pieniądze. Krzyczałam, ale oni dalej gadali swoje i nawet raz dostałam w twarz. Plułam ich, kopałam i biłam, ale nie dawało to żadnych rezultatów... Tak się bałam, byłam skazana na łaskę jakichś dzikusów. Na początku próbowałam z nimi dyskutować, ale później już tylko zamknęłam oczy i modliłam się o cud. Nagle bezwładnie upadłam na ziemię, bo nikt mnie nie trzymał. Ze strachu bałam się spojrzeć, co się stało, ale odważyłam się dopiero, gdy wydawało mi się, że usłyszałam głos Uckera:
-Ile razy Wam można mówić, że obcych się nie atakuje? Wypierdalać stąd, zanim się wkurwię!- krzyknął na tych chłopaków, którzy wyraźnie się go przestraszyli.
-Dobra, spokojnie... Nie mówiłeś, że wyrwałeś taką dupę w tej swojej szkole.- śmiali się, odchodząc.
-Morda.- burknął ostatnie słowo w ich stronę. -Co Ty tu, do cholery, robisz?!- krzyknął na mnie mocno wkurwiony i pociągnął mnie jak zwykle niedelikatnie za rękę, by mnie podnieść.
-Bo... Ja tylko... Ja... Szukałam Cię.- wydukałam w końcu, stojąc tuż przy nim wpatrzona w jego oczy. -Tak się bałam, dziękuję.- powiedziałam po chwili, wtulając się w niego, a on prawie od razu odepchnął mnie gwałtownie.
-Nie wiem, po chuj tu przyszłaś, ale mnie to nie obchodzi, więc wypierdalaj!- ach, czy ton jego głosu musi być zazwyczaj taki nieprzyjemny?
-Chciałam z Tobą porozmawiać, uspokój się. Prawie dla Ciebie zginęłam, więc chyba możesz poświęcić mi choć chwilkę.- starałam się być jak najbardziej słodka i urocza, żeby mi uległ.
-Nie, idź stąd, póki jeszcze możesz! Nie rozumiesz, że nie chcę z Tobą gadać?! Ja Cię nie chcę nawet znać, chcę zapomnieć o ostatnich kilku miesiącach mojego życia, więc zniknij!- darł się na mnie, próbując prowadzić mnie do wyjścia z tej całej dzielnicy.
-Nie krzycz, nie szarp mnie i daj mi coś powiedzieć!- krzyknęłam na niego, całkowicie mu się wyrywając.
-Nie chcę Cię słuchać! Czego Ty, kurwa, nie rozumiesz?! Nie obchodzi mnie, co masz mi do powiedzenia. Nie mamy o czym rozmawiać. Z twoim ojcem już wszystko sobie wyjaśniłem i wolę do tego nie wracać. A do Ciebie nic nie mam, ale po prostu nawet nie powinniśmy się znać.- trochę zszedł z tonu i mówił spokojniej, wpatrzony w moje oczy.
-No dobrze, posłuchaj... Obiecuję, że dam Ci spokój, jak tylko ze mną porozmawiasz. Zaproś mnie na chwilę do siebie, nie zajmę Ci dużo czasu. Jedna rozmowa i więcej się nie widzimy, okej?- poprosiłam z delikatnym uśmiechem.
-Jak Ty mnie drażnisz... Dobra, chodź.- wziął mnie za rękę i szliśmy wgłąb dzielnicy.

Po chwili byliśmy na miejscu, czyli w domku, a raczej melinie Christophera. Było to naprawdę ponure i obskurne miejsce. Ściany były pokryte jedynie szarym, brzydkim cementem, pod małym oknem leżał materac, przy nim znajdowała się jakaś lipna szafka nocna, a kawałek dalej stała spora, bardzo stara szafa. W każdym kącie był straszny bałagan, pełno śmieci, butelek i wszystkiego. Ja nie wiem, jak on tu może mieszkać, ale nie wypada tego komentować.
-Rozgość się, usiądź sobie.- grzecznie wskazał na materac, ale widać było po nim, że nadal nie cieszy go moja obecność.
-Nie dzięki, postoję.- wymusiłam na sobie delikatny uśmiech i jedynie położyłam torebkę na ten materac, bo już mnie od niej bolało ramię.
-Dobra, to streszczaj się... Co to za ważna sprawa? Co chciałaś mi powiedzieć?- zapytał obojętnym tonem.
-Bo ja... Rozmawiałam z rodzicami... I opowiedzieli mi o przeszłości.- zaczęłam, ale on od razu się wkurzył, złapał mnie mocno za przedramię i chciał wyprowadzić.
-Ałć, to boli...- wydałam z siebie cichy pisk, próbując mu się wyrwać, a on lekko poluźnił uścisk, ale nadal wykręcał mi rękę.
-Nie chcę tego słuchać, Dul! Ja też rozmawiałem z twoim ojcem i już mi to wystarczy, Wam też powinno. Wszystko już wiem i tym bardziej nie wiem, co Ty tu, idiotko, robisz.- był nieźle wkurwiony, ale o dziwo jeszcze się powstrzymywał i nie wrzeszczał.
-Nie, Ty nic nie wiesz! Co wiesz? Że nasi rodzice się znali, nienawidzili, a mój tata strzelił do twojego... Czy tak?- Boże, skąd ja miałam w sobie tyle odwagi? Każda normalna dziewczyna już dawno by się przestraszyła, uciekła stamtąd i go olała.
-Tak, i to przez niego nie miałem rodziców i wychowałem się tu.- powiedział przez zaciśnięte zęby.
-Jesteś głupi i ślepy... Nie wysłuchałeś wszystkiego i od razu wybuchłeś. Okej, ja wszystko rozumiem, ale tak nie można... Uspokój się i daj mi powiedzieć więcej. Słyszałam całą tą historię i uwierz mi, że mój tata nie zasłużył na takie traktowanie.- mówiłam do niego najspokojniej jak tylko się dało. -Mogę Ci o tym opowiedzieć?- zapytałam, patrząc z bliska w jego smutne oczy pełne żalu.
-Nie chcę znowu o tym słuchać, proszę Cię... Daj temu spokój i nie wracajmy do tego. Nie wiem, po co mi to mówicie. Chcecie zrazić mnie do Bruna? O co tu chodzi?...
-Właśnie to chcę Ci wyjaśnić. Robię to dla twojego dobra, bo mi na Tobie naprawdę zależy. Nigdy więcej o tym nie usłyszysz, uświadomię Ci tylko kilka rzeczy.
-No dobra, mów... Ale później znikasz, bo już nie będę taki miły.
-Już to słyszałam...- posłałam mu słodki, zalotny uśmiech, po czym spoważniałam i opowiedziałam mu o tym, co usłyszałam od rodziców.

Podczas, gdy ja gadałam, Christopher przyglądał mi się i słuchał z uwagą i jakby przerażeniem. Nie chciał mi przerywać, ale czułam, że ma co do tego pewne wątpliwości i na sam koniec wybuchnie z tego afera. Później już nawet wtrącał jakieś głupie komentarze, które w zasadzie ignorowałam i w konsekwencji i tak powiedziałam wszystko, co powiedzieć miałam. I w ten sposób Christopher poznał całą tą historię w prawdziwej, pełnej wersji. Zastanawiające jest to, że teraz ani nie wybuchł złością, ani mi nawet nie przerwał... Kiedy skończyłam, zapytał tylko:
-Już?
-No tak, a co?
-Nic, po prostu miałaś już iść.- dostałby ode mnie porządnie w łeb, gdyby nie to, że może oddać mocniej.
-Nie skomentujesz tego, nic nie powiesz? Tylko tak po prostu nadal karzesz mi wyjść?... To niegrzeczne, ja poświęciłam Ci czas i się nagadałam.
-Zamknij się już i wyjdź. Powiedziałaś, co chciałaś i możesz już iść.- podszedł do drzwi i otworzył je na szerokość.
-Nie wyjdę, masz ze mną pogadać jak cywilizowany człowiek.- powiedziałam stanowczo, stojąc dalej na środku pokoju z rękami skrzyżowanymi na piersi.
-No tak, cywilizowany...- zaśmiał się sam z siebie, rozglądając się dokoła po swojej "cywilizacji".
-Po prostu proszę, żebyś ze mną porozmawiał. Czy to takie trudne?!- trochę podniosłam głos, żywo gestykulując.
-Tak, wyobraź sobie, że trudne!- trzasnął tymi drzwiami, a ja aż podskoczyłam, po czym podszedł do mnie i przycisnął mnie agresywnie do ściany. -Czego Ty właściwie jeszcze chcesz?! Nie rozumiesz, że niektórzy nie lubią rozmawiać o pewnych rzeczach?! Jesteś jakąś pieprzoną księżniczką, która myśli, że wszystko jej wolno, ale nie, nie wolno! Nie wpierdalaj się w sprawy dorosłych, dzieciaku, bo gubisz się na starcie!- darł się na mnie już nieźle wkurwiony i zirytowany moim infantylnym zachowaniem, cały czas trzymając mnie sztywno przy ścianie, co trochę mnie przerażało.
-Ja się gubię?! Przepraszam, ale to Ty nie panujesz nad emocjami i nie potrafisz normalnie rozmawiać... To Ty powinieneś mnie nachodzić i pytać, czy wszystko w porządku, a nie ja! Pobiłeś mojego tatę tak naprawdę tylko dlatego, że nie potrafisz słuchać i jesteś narwany, a ja jeszcze się Tobą przejmuję i tłumaczę jak krowie na rowie, co działo się dwadzieścia lat temu. Choćby z głupiego szacunku byś się nie rzucał.- ja też byłam już strasznie wkurzona i coraz bardziej miałam ochotę go uderzyć porządnie w twarz albo kopnąć w czułe miejsce.
-Wyjdź stąd, kurwa mać, wynoś się!- ścisnął w dłoniach moje przedramiona tak mocno, że za pewne zostawił mi ślady, dodatkowo potrząsając mną niedelikatnie, agresywnie.
-Wiesz co? W tym momencie mnie przerażasz, ale z niewiadomych przyczyn czuję, że nie zrobiłbyś mi krzywdy, więc się Ciebie nie boję.- wydukałam cicho z już trochę ograniczoną pewnością siebie przez ból jaki sprawiał mi swoimi wielkimi łapami na moich delikatnych rączkach.
-Ciebie to się nawet odstraszyć nie da... Co za kretynka. Czego Ty jeszcze ode mnie chcesz? Albo dobra, nie mów... Nawet nie zaczynam już z Tobą dyskusji, bo właśnie wychodzisz.- tym razem narażony na złamanie lub wyrwanie był mój nadgarstek, za który mocno ciągnął mnie do drzwi. Otworzył je i zrobiliśmy już jeden krok na zewnątrz, bo jak się domyślam, chciał mnie stąd w ogóle wyprowadzić, nie tu wypuścić. Nagle usłyszeliśmy jakieś dziwne wycie syreny, a potem strzały i to całkiem niedaleko. Przestraszyłam się i przysunęłam do Uckera. Szliśmy dalej, ale to się powtarzało, a po ulicy zaczęli biegać ludzie z pistoletami i jakimiś większymi karabinami. Christopher jak zwykle niedelikatnie pociągnął mnie do tyłu i znaleźliśmy się znów w środku, po czym przekręcił zamek w drzwiach, czego swoją drogą się tutaj nie spodziewałam.
-Co się dzieje? Jednak mnie nie wyrzucasz?- zapytałam, a on nagle mocno popchnął mnie na ten swój materac.
-Wkurwiasz mnie, ale nie chcę Cię mieć na sumieniu, idiotko. Właśnie rozpętała się tu wojna gangów, co znaczy, że jak tylko wyjdziesz to Cię zgwałcą i zabiją na oczach innych, którzy będą im zazdrościć.
-Aj, nie mów mi takich rzeczy.- pisnęłam z obrzydzeniem. -Co tu się w ogóle dzieje i w takim razie, o której będę mogła iść do domu?- nieźle mnie przestraszył, a moje oczy pewnie były już wielkie jak pięć złotych.
-Dzisiaj to na pewno nie. Jak dobrze pójdzie, to jutro. Radzę Ci zadzwonić do rodziców, żeby się nie martwili, bo to może jeszcze potrwać, a później możesz nie mieć zasięgu.- wstałam z wrażenia, zaczynałam się już poważnie bać.
-Mam tu zostać na noc? Co ja mam niby powiedzieć rodzicom? A powinni się martwić?- wpadłam w panikę, bo przecież no cóż... Jestem księżniczką, której całe życie największym problemem była wkurzająca baba od matmy, a teraz nagle znalazłam się w środku konfliktu jakichś mafii.
-Poczekaj, uspokój się, mała...- złapał mnie za przedramię mocno, ale tym razem w miarę delikatnie, uśmiechając się lekko, pocieszająco i patrząc w moje oczy.
-Ale co to znaczy, że jest tu wojna gangów? Co to w ogóle jest? Coś nam grozi? Powiedz mi coś konkretnego, błagam!- nie mogłam się uspokoić, aż się do niego tuliłam.
-Dulce, przestań!- krzyknął, ale nie tym jego podłym tonem jak wcześniej, gdy mnie wyganiał, teraz chciał bardziej zwrócić moją uwagę na siebie i sprowadzić mnie na ziemię.
-Ale ja się boję...- wydukałam prawie szeptem, wtulając się w niego.
-To po chuj tu przyszłaś?! Uspokój się, bo zaczynasz mnie poważnie wkurwiać!- odepchnął mnie dość delikatnie, mówiąc podniesionym głosem ze złością. -Przeżyłem już niejedną taką wojnę i żyję! Dul, nic Ci nie będzie, tylko musimy tu zostać, dopóki to się nie skończy.- złapał mnie mocno za ramiona i mówił stanowczym, ale dość spokojnym głosem, patrząc głęboko w moje mokre od łez oczy.
-Czyli tutaj z Tobą jestem bezpieczna?- zapytałam, ciągając nosem i szukając szczerej odpowiedzi w jego oczach.
-Tak w 80%, nie prześwietlaj mnie już tak.- posłał mi delikatny uśmiech, ocierając moją łzę. -Ale uspokój się i zadzwoń do rodziców. Wymyśl coś, żeby się nie martwili.- polecił, podając mi do ręki mój telefon.
-Ale obiecujesz, że się mną zajmiesz i mogę im powiedzieć, że jestem w pełni bezpieczna u przyjaciółki?
-Ehh, tak... No dzwoń już, bo może Ci zniknąć zasięg. Tylko o mnie nic nie wspominaj, bo FBI po Ciebie wyślą.- zaśmiał się, tym samym nabijając się z moich rodziców.
-Śmieszne...- zironizowałam, robiąc głupią minę.


Witam was moje kochane! Dawno nie było rozdziału, ale naprawdę mam tyle na głowie... Szkoła, praca, byłam teraz na wycieczce w Krakowie :) Moje życie to jeden wielki fanfik, ale to już pisałam haha xD Gdyby jeszcze jakoś lepiej z komentowaniem było... Bo nic się nie zmieniło, ja nadal wchodzę tu codziennie, mając nadzieję na piękne komy ;) Nie mam po prostu czasu ani weny na pisanie następnego opka też i nwm jak to będzie, tym razem już na poważnie. Straciłam zapał do tego bloga jakoś, niestety są inne priorytety :/ Próbuję ciągle próbuje pisać, ale nie wychodzi, nie mam ochoty nawet... No cóż, do następnego :* 
Kocham was bardzo i dziękuję, że jesteście <3