czwartek, 26 lutego 2015

2. Ładnie wyglądasz, jak się uśmiechasz

Anahi: 
Siedziałyśmy u mnie już jakiś czas, czekając na Christiana. Dulce była już nieco spokojniejsza. Piłyśmy herbatę i rozmawiałyśmy o różnych sprawach. Dość skutecznie starałam się omijać temat Carlosa. Wspominałyśmy swoje wspólne dzieciństwo, a na twarzy Dul chwilami nawet pojawiał się uśmiech. Eh... To były czasy. Wtedy liczyła się dla nas tylko zabawa, marzenia, a teraz? Pozostał jedynie smutek, ból i samotność. Choć nie mam tak ciężko jak Dul, to też nie podoba mi się moje życie, tak wiele chciałabym w nim zmienić. Niestety na pewne rzeczy już nie mamy wpływu... W końcu usłyszałam pukanie do drzwi. Wiedziałam, że to Chris, rozpoznawałam jego sposób pukania, zawsze były to trzy rytmiczne dźwięki. Pobiegłam otworzyć. Chris przytulił mnie na powitanie, zawsze tak robił. Później przywitał się z Dulce. Nie musiałyśmy mu za wiele tłumaczyć, bo znał on sytuację Duli, gdyż często opowiadałam mu o jej życiu.
-To jak, pomożesz?- zadałam w końcu konkretne pytanie.
-No jasne, ale co ja mogę zrobić?- nie rozumiał Christian.
-Ukryj ją przed tym troglodytą.- poprosiłam.
-Ok, zamieszkasz ze mną. Albo najlepiej zamknę Cię w wysokiej wieży jak Roszpunkę.- zwrócił się do Dulce, puszczając jej oczko.
-Nie, obejdzie się bez tej wieży.- odwzajemniła uśmiech. -Ale lepiej się pospieszmy, bo tutaj Carlos może wpaść w każdej chwili.- dodała, wstając.
-Ok, to jedźcie.- przyznałam.
-A jak on tutaj przyjedzie i się zacznie do Ciebie coś czepiać?- powiedziała przestraszona Dula.
-Skarbie... O mnie się nie bój, poradzę sobie.- uspokajałam ją, chociaż sama się tego obawiałam. Nie mogłam w tym momencie okazać żadnej słabości, najważniejsza tu jest moja kuzynka. Byłam w zasadzie prawie pewna, że Carlos trafi do mnie, ale chyba jeszcze nie zdawałam sobie sprawy z powagi sytuacji. 
-Będę do Ciebie codziennie dzwonić, dobrze?- jaka ona jest kochana...
-Dobrze, papa.- przytuliłam ją. -Pa, Christian.- z nim pożegnałam się w taki sam sposób.

Dulce:
Bałam się o Any, bo wiedziałam, do czego zdolny jest mój psychiczny mąż. Jednak czułam, że to szaleństwo może na zawsze odmienić moje życie. Musiałam to zrobić, walczyć z Carlosem. Nie mogę trwać w wiecznym strachu. Podczas wcześniejszej rozmowy z Anahi dotarło do mnie, jak bardzo się zmieniłam. Dawniej byłam silniejsza, odważniejsza, teraz to wszystko gdzieś się ulotniło. Nie pozwolę się doszczętnie zniszczyć temu łajdakowi. Wolałabym, żeby mnie zabił za to, że staram się walczyć o samą siebie, niż żyć z nim w ten sposób. Wyszliśmy z Christianem z domu Any i wsiedliśmy do jego samochodu. Po drodze ciągle milczałam. Chris próbował mnie zagadywać, ale za każdym razem jedynie przytakiwałam. Nie miałam siły na jakąkolwiek rozmowę. Wreszcie dojechaliśmy na miejsce. Dom Christiana nie był duży, ale naprawdę bardzo ładny. Weszliśmy do środka. Chris od razu poszedł do kuchni, by zrobić kolację. 
-Co chcesz jeść?- zapytał, otwierając lodówkę. 
-Dziękuję, nie jestem głodna.- odpowiedziałam z delikatnym i bladym uśmiechem.  
-No jak to nie? Ja to wiem, chociaż Ty może jeszcze nie...- wygłupiał się, machając mi szynką przed oczami. Rozbawiło mnie to i to bardzo. -To jak, mogą być kanapki?- dodał po chwili. 
-Eh... No niech Ci będzie.- zgodziłam się, przewracając oczami. Wymieniliśmy uśmiechy.
-Ładnie wyglądasz, jak się uśmiechasz.- stwierdził, przyglądając mi się uważnie. 
-W takim razie chyba nie jest mi dane ładnie wyglądać.- posmutniałam, no bo niestety uśmiech nie jest u mnie częstym zjawiskiem.
-Będzie dobrze. Zresztą teraz jesteś tu, więc możesz być spokojna i się uśmiechnąć.- usiłował mnie pocieszyć. -Smacznego.- powiedział, stawiając talerz z kanapkami na stół. 
-Dziękuję. 
-Co chcesz do picia?- zapytał po chwili.
-Hm... Wodę.- odpowiedziałam, a on nalał mi wody z butelki do szklanki.
Dość szybko skończyliśmy jeść. Poszłam się wykąpać. Christian pożyczył mi swoją koszulkę i odstąpił łóżko, a sam poszedł spać na kanapę do dużego pokoju. Po raz pierwszy od dłuższego czasu czułam się bezpiecznie. Ze spokojem zasnęłam.

Ucker:
Minęły dwa dni, odkąd pan Carlos zlecił mi odszukanie jego żony. Szukałem jej już chyba wszędzie, ale jakby rozpłynęła się w powietrzu, nigdzie jej nie było. Szef powiedział, że dziś wieczorem sam się tym zajmie. Swoją drogą ciekawe gdzie ona jest... O co tu chodzi?... Ja się tak zastanawiam, czy to z Carlosem jest coś nie tak, czy z nią.

Anahi:
Dulce już dwa dni mieszkała u Christiana. Codziennie do mnie dzwonili. Słychać było w jej głosie, że jest spokojniejsza, szczęśliwsza. Przypominała nawet już trochę starą Dule- moją wspaniałą, wesołą kuzynkę. Właśnie gadałam z nią przez telefon, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Rozłączyłam się, mówiąc, że zadzwonię za chwilę i poszłam otworzyć. 


No i jest planowo w czwartek ;-) Następny w poniedziałek :-*

poniedziałek, 23 lutego 2015

1. Mam dość...

Dulce:
Chodziłam w kółko po kuchni, by zdążyć zrobić obiad zanim wróci Carlos. Nie powinnam sobie pozwolić na spanie do południa, bo teraz mogę mieć przez to problemy. Co jak mój mąż wróci głodny, a w domu nie będzie obiadu? Jak się wytłumaczę? Obierając ziemniaki, usłyszałam dźwięk smsa. Wzięłam telefon do ręki i przeczytałam: "Masz wpierdol idiotko! Nie zrobiłaś mi kanapek do pracy." Tak, był to sms od Carlosa. Rzuciłam telefon na stół i wróciłam do swojego wcześniejszego zajęcia. Teraz trwałam w podwójnym strachu. Awanturę i tak miałam już gwarantowaną, ale jeśli jeszcze nie zdążę z obiadem, to mąż mnie zabije. W tym pośpiechu i roztargnieniu zacięłam się nożem. Pisnęłam głośno, rzucając ostre narzędzie. Krew kapała jak szalona, ale nie miałam czasu się tym porządnie zająć. Zawinęłam palca jedynie w chusteczki i związałam gumką recepturką. Z trudem i bólem skończyłam kroić warzywa na surówkę. Zostało mi tylko usmażenie kotletów. Uporałam się z tym dość szybko. Po skończonej pracy odetchnęłam z ulgą. Teraz mogłam zająć się swoim skaleczeniem. Przemyłam ranę wodą utlenioną i zawinęłam bandażem, bo plasterek by nie wystarczył. Do przyjścia Carlosa, lub jak kto woli tyrana zostało 5 minut. Nałożyłam mu ciepły obiad i czekałam na niego. Sama podjadałam jedynie surówkę z miski i jednego małego kotleta. W zasadzie mogłabym zjeść normalnie, ale nie byłam w stanie ze strachu przed tym, co może stać się za chwilę. Kiedy usłyszałam otwierające się drzwi, serce podeszło mi do gardła. Przełknęłam głośno ślinę i przymknęłam oczy. Do kuchni wpadł wściekły Carlos. Od razu prawie, że z rozbiegu uderzył mnie w twarz. Odleciałam w drugą stronę. Spojrzał na mnie z pogardą, złapał za talerz z obiadem i wyszedł jeść do salonu. Zapłakana  osunęłam się na podłogę. Poczułam w ustach smak krwi. Wstałam i chciałam biec do swojego pokoju. Zatrzymał mnie jednak jego głos:
-Gdzie idziesz suko?!
-Nie Twoja sprawa.- odpysknęłam, nie przemyślając tego wcześniej. Nie mam pojęcia skąd wzięłam w sobie tyle siły, by mu odpowiedzieć. 
-Co powiedziałaś?!- krzyknął i podszedł do mnie, wykręcając mi rękę.
-Puść, to boli!- próbowałam się wyrwać, ale na próżno. On jeszcze zacisnął dłoń na moim przedramieniu, napawając się moim cierpieniem.
-Nie podskakuj mi, bo pożałujesz!- pociągnął mnie za włosy do dołu. Zareagowałam jedynie płaczem, a on szyderczym śmiechem. Puścił mnie, wręcz rzucił na podłogę i wrócił do jedzenia. Wstałam i wybiegłam z domu. Byłam świadoma tego, że dużo ryzykuję, bo później będzie jeszcze gorzej, ale nie obchodziło mnie to. Chciałam tylko poczuć wolność, swobodę z dala od codziennego koszmaru, choćby na chwilę. Zamknęłam za sobą bramę i szłam przed siebie. Trafiłam do lasu. Było zimno, robiło się ciemno, ale to nie było dla mnie ważne. Szłam, zastanawiając się nad sensem swojego istnienia. Nienawidziłam siebie za to, jak zniszczyłam sobie życie. Usiadłam na przewróconym pniu drzewa, schowałam twarz w dłonie i płakałam. Tylko to mi pozostało, nie byłam w stanie zrobić niczego innego. Miałam dosyć całego świata, w którym przyszło mi żyć. Potrzebowałam rozmowy z kimś bliskim. Doskonale wiedziałam, że istnieje tylko jedna osoba, do której mogę się zwrócić. Wstałam i otarłam łzy. Wcześniej pod wpływem emocji szłam byle gdzie. A teraz nie wiedziałam, gdzie się znajduję, ani jak wyjść z tego cholernego lasu. Mało nie umarłam ze strachu, kiedy usłyszałam szelest liści. Tam ktoś był i przedzierał się przez zarośla w moim kierunku. Miałam w głowie najczarniejsze scenariusze. Uciekłam od męża tyrana, a teraz byłam narażona na spotkanie być może nawet z jakimś gwałcicielem, albo nie wiadomo z kim jeszcze. Zza drzew wyłoniła się postać mężczyzny. Patrzył na mnie przeszywającym wzrokiem, zmierzając z góry do dołu. W końcu powiedział dość miłym głosem:
-Co tu robisz? Mąż Cię szuka, a Ty sobie siedzisz w lesie. 
-Kim jesteś? Znasz mojego męża?- pytałam przestraszona. Wiedziałam, że mogą być z tego kłopoty.
-Tak, pracuję z nim. Jestem jego przyjacielem.- odpowiedział brunet. -Jestem Poncho.- przedstawił się, podając mi rękę. 
-Dulce. A teraz przepraszam, muszę iść.- odwróciłam się i szybkim krokiem odeszłam w przeciwnym kierunku. Odwracałam się jeszcze kilka razy z obawą, czy za mną nie idzie. Na szczęście nie, stał ciągle w tym samym miejscu. Po jakimś czasie zdołałam wyjść z lasu. Szłam w stronę osiedla w centrum Meksyku, gdzie mieszka moja kuzynka Any. Zapukałam cicho do drzwi. Już po chwili ujrzałam w nich blondynkę.
-Dul, co się stało?- zapytała z troską, widząc, że płaczę.
-Mam dość...- wydukałam i wtuliłam się w nią.
-No już, cicho.- próbowała mnie uspokoić, przytulając mocno i pocierając moje plecy. 
-Any, ja chcę umrzeć... Nie chcę takiego życia, nic nie ma sensu.- histeryzowałam.
-Spokojnie, wejdź.- zaprosiła mnie do środka. -Siadaj. Chcesz coś do picia?- zaproponowała. 
-Nie. Chcę tylko Twojej obecności. Ukryj mnie przed nim, zrób coś, błagam...- dławiłam się łzami, żywo gestykulując. 
-Kochana Ty moja... Wiesz przecież, że zawsze będę przy Tobie. W dupie mam Carlosa i jego chore ambicje. Zrobię wszystko, żebyś odzyskała spokój.- przytulała mnie czule. 
-Dziękuję, ale nie jesteś w stanie nic zrobić. On mnie tu i tak znajdzie.- stwierdziłam, płacząc jeszcze mocniej. 
-Tutaj tak, ale mam pewien pomysł.- wstała i wzięła telefon.
-Do kogo dzwonisz?- zapytałam zaciekawiona.
-Do Christiana, mojego byłego. Zaraz Ci wszystko opowiem.- wybrała numer i zadzwoniła. -No hej Chris.- powiedziała po chwili. 
-...
-Masz czas? Mógłbyś do mnie wpaść? To bardzo ważne, potrzebuję Twojej pomocy.- mówiła słodkim głosem. 
-...
-Dziękuję.- rozłączyła się.
-A teraz mów, kto to.- zażądałam żywiej i z delikatnym uśmiechem. Any zawsze miała dość ciekawe życie towarzyskie. Szczerze mówiąc zazdroszczę jej, że potrafi znaleźć wyjście z każdej sytuacji, zawsze jest wesoła i silna psychicznie. Ja zawsze byłam słaba...
-No więc... Byłam z nim prawie pół roku. Rozstaliśmy się, bo stwierdziłam, że to nie jest to, nie kochałam go po prostu. Zostaliśmy dobrymi przyjaciółmi i zawsze mogę na niego liczyć. Ma dom za miastem i mógłby Cię tam ukryć. Na pewno nie odmówi.- opowiedziała. Jak zwykle o niczym nie wiedziałam, tak wiele mnie mija, odkąd jestem 
z tym śmieciem. 
-Carlos mnie wszędzie znajdzie, to nic nie da.- stwierdziłam zrezygnowana. 
-Damy radę.- tak, to właśnie Anahi i jej pozytywne podejście do życia.  

Ucker:
Siedziałem w domu i oglądałem telewizję. Latałem po kanałach, bo nie mogłem znaleźć niczego ciekawego. Nagle usłyszałem dźwięk telefonu. To pan Montenegro-   mój szef. Kazał mi przyjść, jak zwykle ten sam tekst: "Za pięć minut masz być u mnie!" Ubrałem się i wyszedłem. Po kilku minutach dotarłem na miejsce. 
-Znajdź moją żonę!- rozkazał, kiedy wszedłem do jego gabinetu. 
-Gdzie jest?- zapytałem zdezorientowany.
-No chyba mówię, że masz ją znaleźć tumoku!- zdenerwował się. 
-No tak, przepraszam. Nie zawiodę pana, na pewno.- powiedziałem i udałem się w kierunku wyjścia. Bałem się go, bo był wyjątkowo nerwowym i porywczym człowiekiem. I ta złość w jego oczach, która aż mrozi krew w żyłach i przyprawia o dreszcze. Nie znoszę go, ale nie mam wyjścia, muszę dla niego pracować.  
-Ciekawe, gdzie ja mam jej niby szukać...- powiedziałem sam do siebie. Nie rozumiałem, czemu ciągle mam szukać tej kobiety. Jak można zgubić żonę? O co tu w ogóle chodzi?...



Alfonso Herrera (Poncho)- przyjaciel Carlosa, a zarazem jego wspólnik w interesach, ale tych czystych. To dobry człowiek. Nie jest świadomy czynów Carlosa i nie uważa go za złego. Jest często oszukiwany przez swojego wspólnika, ale tego nie zauważa.



Christian Chavez- były chłopak Anahi. Darzy ją wielkim uczuciem, ale nie jest to miłość. Pragnie być blisko niej jako przyjaciel. Jest dobrym człowiekiem i każdemu służy pomocą. Ma niesamowite poczucie humoru.

No i jest pierwszy rozdział!! O tydzień szybciej, niż planowałam, ale do 10 rozdziałów, to do 10 ;) Wenę miałam niesamowitą :D No więc chciałabym Was poinformować, że teraz zmieniamy system dodawania xD Żadnych szantaży (to się tyczy oczywiście do Moniki i M Marzenie :)), będę dodawać zawsze w poniedziałki i czwartki :) No chyba, że już nie będę miała napisanych, wtedy może być problem i coś się zmieni. Póki co jest tak zaplanowane ;) A miałam pisać w normalnej narracji, ale stwierdziłam, że nie umiem i głupio mi to wychodzi, więc będę jako Dul, Ucker, Any i Poncho, mam nadzieję, że Wam się spodoba. No więc miłego czytania :*

niedziela, 15 lutego 2015

Epilog

Jesteśmy trzy lata po ślubie. Nic się od tego czasu nie zmieniło. Nasza miłość jest wciąż tak silna, słodka i namiętna, jak podczas podróży poślubnej. Upływ tego czasu widać jedynie po Anabell. Nie jest już maleńkim niemowlakiem, to cudowne trzyletnie dziecko. Jest totalnym odzwierciedleniem mnie. Ma dopiero trzy latka, ale kłótnia z nią już nie ma sensu. Spryciara ze wszystkimi wygra. Jest okropnie uparta i złośliwa. Ucker ciągle mi powtarza, że to po mnie. Tylko, że to on ją tak rozpieszcza. No ale nie dziwię się, bo jest jego pierwszą, ukochaną córeczką. Poświęca nam każdą wolną chwilę, byśmy obie byśmy szczęśliwe. Niesamowite jak wszystko się ułożyło. Nie tylko nam. May z Christianem też założyli rodzinę, już rok są małżeństwem. Moją synka Maxa. Jest trochę młodszy od Anabell, ale świetnie się dogadują, są przyjaciółmi. Mii też się dobrze powodzi. Jest zaręczona z Miguelem- kuzynem Uckera. Oni też planują ślub i dziecko. Nawet moja mama sobie kogoś znalazła. Jej szczęście bardzo mnie cieszy, bo zasługuje na nie. Ojciec ponoć zbankrutował, ale zbytnio mnie on nie obchodzi. Sol jakiś rok temu wyjechała do Stanów do pracy. Przed wyjazdem była u nas i przeprosiła. Stwierdziła jednak, że po tym wszystkim lepiej będzie, jak wyjedzie. Stały kontakt utrzymuje jedynie z mamą. A zapomniałabym... Razem z Maite, Christianem, Mią, Miguelem i oczywiście Uckerem założyliśmy zespół. Co prawda dopiero zaczynamy, ale już mamy fanów. Mama twierdzi, że mamy szanse na wielki sukces, ale to się jeszcze okaże, nie wyprzedzajmy faktów. 
Dzisiaj Anabell idzie pierwszy dzień do przedszkola. Tak bardzo chciała, no to czemu nie. Nie zamierzam trzymać dziecka na siłę w domu. Tym bardziej, że wiem, że sobie poradzi. Postanowiliśmy z Uckerem zaprowadzić ją razem. Mała całą drogę gadała, opowiadała niestworzone historie, a my się z niej śmieliśmy. Po drodze mijaliśmy koleżankę An z mamą i małym braciszkiem w wózku. Chwilę później Anabell powiedziała do Uckera:
-Wiesz co tato? Ja to bym chciała mieć brata, albo siostrę, bo samej to tak głupio...- wymieniliśmy z Uckerem porozumiewawcze spojrzenia, uśmiechając się.
-Mamie to powiedz.- no świetnie, radź se sama. Rzuciłam mu karcące spojrzenie.
-Nie, ja pytam Ciebie. Przecież to nie zależy tylko od mamy. Nie rób ze mnie głupiej, bo ja wszystko wiem.- no to mnie zaskoczyła. Oboje wybuchnęliśmy śmiechem. -To jak, zrobicie mi braciszka?- ponowiła prośbę, patrząc na nas błagalnym wzrokiem.
-No w sumie, to ja też bym chciał.- powiedział Ucker, patrząc na mnie ze znaczącym uśmiechem.
-Jeszcze chwila, a w ryjek wyłapiesz skarbie.- zagroziłam Uckerowi, patrząc na niego groźnie.
-No mamusiu... Proszę.
-Anabell wystarczy. Jeszcze zobaczymy, a teraz chodź szybciej, bo spóźnisz się do przedszkola.- zakończyłam rozmowę, bo jednak wolałabym pogadać o tym najpierw na spokojnie z Uckerem. W końcu dotarliśmy do przedszkola. Większość rodziców zostawała z dzieckiem ten pierwszy dzień. Jednak nasza kochana córeczka nas prawie wygoniła za drzwi, bo ona "jest duża". Wróciliśmy do domu. 
-To może spełnimy pragnienie Anabell?- zaproponował Ucker między pocałunkami, składanymi na mojej szyi. Obejmował mnie przy tym słodko, a jedną ręką głaskał po udzie. 
-Chętnie, skarbie.- odpowiedziałam i wpiłam się w jego usta. Nie minęło dużo czasu, a leżeliśmy w łóżku, oddając się błogiej przyjemności. 

Kto by pomyślał, że tak potoczy się moje życie?... Szare życie samotnej, nieszczęśliwej i niekochanej dziewczyny za sprawą jednej osoby zamieniło się w bajkę, spełnienie najskrytszych marzeń. I choć z umysłu nic nie wymiarze złych wspomnień, a gdzieś w mojej podświadomości na zawsze pozostanie strach spowodowany wydarzeniami z przeszłości, to wiem, że dziś nic nie zdoła mnie pokonać. Wiele w życiu przeszłam, jednak dzięki temu zrozumiałam, co jest naprawdę ważne. Nie byłam szczęśliwa jako córka sławnego polityka. Miałam wszystko? Ależ skąd... Nie miałam niczego prócz pieniędzy. A dziś? Dziś mam wszystko, czego potrzebuje kobieta do szczęścia. Mam wspaniałego męża, dziecko, dom i psa. Czego chcieć więcej? Niewiarygodne jak jeden człowiek potrafi zmienić nasze życie, obrócić je o 360 stopni. Najśmieszniejsze jest to, że ten, który dał mi tą miłość, nawet nie znał definicji tego słowa. Zaczęło się od zwykłego pożądania a skończyło się... Nie, to się nie skończyło, bo prawdziwa miłość jest nieskończona. I gdyby ktoś zapytał mnie, czy warto szukać miłości, odpowiedziałabym cokolwiek. Dlaczego? Bo kiedy kochasz, nie mają znaczenia żadne słowa, głos ma jedynie nasze serce. To ono wskazuje drogę, jeśli tylko masz odwagę zaryzykować i posłuchać głosu swojego serca.

Eh... no i koniec, smutno mi trochę z tego powodu :( No jednak pisałam to chyba 5 miesięcy, a to dość sporo ;) No więc dziękuję Wam wszystkim za czas, który poświęcałyście na czytanie tego i pisanie komentarzy, które tak mnie motywują. Kocham Was ;* 
Ja i moje sentymenty, hah xD A tak w ogóle to zdecydowanie za kolorowo się to skończyło, ale spokojnie w następnym już raczej tak pięknie nie będzie :p Chciałabym Was jeszcze poinformować, że robię sobie małą przerwę zanim zacznę następne opowiadanie ( to znaczy zacznę dodawać rozdziały "Dążąc do marzeń"). Chcę najpierw sobie trochę napisać (tak chociaż do 10 rozdziału) i wtedy dopiero będę dodawać. No to myślę, że tak do za dwa tygodnie :* Ale się rozpisałam, prawie tyle co rozdziału, tzn epilogu xD A i korzystając z okazji, że to koniec, mam do Was pytanie: Co z tego opowiadania najbardziej zapadło Wam w pamięć? Ogólnie była jakaś scenka, którą mogłybyście nazwać najlepszą z tego opowiadania? Jestem bardzo ciekawa Waszych odpowiedzi ;) No to co? Papa i miłego poniedziałku, o ile to w ogóle możliwe ;) Jakoś mi tak ciężko kliknąć "opublikuj" :'( Nie no za bardzo się przywiązałam, haha :D 















sobota, 14 lutego 2015

Rozdział 50- Ostatni!!

Leżeliśmy w swoich objęciach na łóżku w ciszy. Chyba po zajściu w łazience nie mieliśmy już siły na rozmowę. Zresztą po co mamy gadać? Jedyne co lubię bardziej od jego głosu i spojrzenia, to jego dotyk i ciepło jego ciała. W sumie bardzo aktywnie spędzaliśmy ten czas. Ja bawiłam się jego dłonią, a on głaskał mnie po udzie, podwijając moją koszulę nocną, która i tak była bardzo krótka i generalnie dość skąpa. W zasadzie prawie jakby jej nie było, bo większa jej część to tylko czerwona koronka.
-Jesteś śpiąca?- padły pierwsze słowa od jakichś 20 minut.
-Jedynie zmęczona, spać mi się nie chce.- odpowiedziałam z uśmiechem.
-To co robimy?- zapytał pociągającym głosem. Wtedy spojrzałam na odsłonięte okno, robiło się jasno.
-Hm... Mam pomysł.- powiedziałam po chwili pełna entuzjazmu.
-Eh... Nie ma to jak pomysły mojej żony... No dobra słucham.
-No więc mężu mój najdroższy... Chodźmy przed dom, popatrzymy na wschód słońca.- powiedziałam, podnosząc się, by zobaczyć jego reakcje w oczach.
-Dobra, ale jak mnie podniesiesz, bo nie mam siły wstać.- postawił warunek, wyciągając do mnie rękę.
-Ok, spróbuję, ale niczego nie gwarantuję.- odpowiedziałam, wstając i podając mu rękę. Tak jak przeczuwałam, zamiast ja jego, on pociągnął mnie i wylądowałam z powrotem na nim. Objął mnie i obrócił, że ja leżałam na dole. Zaczął mnie oczywiście całować. Po kilku minutach udało nam się wstać obojgu. Ubrałam na siebie szlafrok, żeby znowu nie zmarznąć i wyszliśmy przed dom. Usiedliśmy na schodach werandy, gdzie wcześniej rozłożyliśmy sobie kocyk, żeby było nam miękko i ciepło. Wschód słońca był naprawdę przepiękny. Oparłam głowę na ramieniu Uckera i powiedziałam cicho wprost do jego ucha:
-Nigdy tej nocy nie zapomnę.
-Tak, ja też.- odpowiedział z uśmiechem, całując mnie czule w czoło. -I nie chodzi mi w tym momencie o ten seks, tylko o samo bycie z Tobą w pierwszą noc po ślubie.- przyglądałam mu się uważnie, kiedy to mówił.
-No, bo to jest najważniejsze. Od teraz już zawsze będziemy razem i nikt, ani nic nas nie rozdzieli. To początek stworzenia szczęśliwej, kochającej się rodziny.
-Dokładnie skarbie. Zrobię wszystko, by Tobie i naszemu dziecku nigdy niczego nie brakowało. Uczynię Cię najszczęśliwszą kobietą na świecie, już nigdy niczym nie będziesz musiała się martwić.
-Już od dawna jestem szczęśliwa. Odkąd Cię poznałam, stopniowo zmieniał się cały mój świat. To Ty pomogłeś mi pokonać największy strach, jakim była tak naprawdę miłość. Ty pozwoliłeś mi poczuć się wartościową, kochaną, bezpieczną i właśnie szczęśliwą. To dzięki Tobie teraz jestem taka, jaka jestem i będę jeszcze lepsza.- mówiłam, patrząc mu w oczy z delikatnym uśmiechem.
-Nie, nic nie rób. Jaka lepsza? Nie zmieniaj się już kochanie, taka jesteś idealna, bo jesteś przede wszystkim sobą- moją szaloną, nieobliczalną, szczerą Dulą, moim całym światem.- jego słowa aż mnie wzruszały.
-Nie chodzi mi o zmianę. Chcę, a właściwie muszę po prostu wydorośleć, bo zachowywanie się jak dziecko jest już nie tylko dziwne, ale i zbędne. Dopiero teraz rozumiem, że zachowywałam się tak, bo pragnęłam prawdziwego, szczęśliwego dzieciństwa, miłości, uwagi. Sama sobie stwarzałam taki świat, gdzie wszystko było z pozoru idealne, a tak naprawdę nie potrafiłam sobie z niczym poradzić. Teraz, kiedy mam Ciebie, Anabell, przyjaciół, kochającą mamę i siostrę, jestem zdolna do wszystkiego, bo dajecie mi siłę do życia. Zmieniłam się, wydoroślałam.- rozgadałam się, ach te moje sentymenty.
-Widzę skarbie. Teraz już nie mógłbym nazwać Cię dzieckiem, małą dziewczynką, czy jak ja tam jeszcze mówiłem, bo już jej nie przypominasz. Wydoroślałaś, choć na szczęście nie spoważniałaś. Kocham Cię za to jaka jesteś i zawsze będę.- przytulił mnie mocno i żadne z nas przez kilkanaście minut się już nie odezwało. Nawet nie zauważyłam kiedy, a zrobiło się już prawie całkiem jasno.
-Głodna jestem.- powiedziałam żywo, wstając.
-W sumie ja też, chodź.- poszliśmy do kuchni. Zrobiliśmy sobie kanapki i poszliśmy jeść do ogrodu. Zasiedliśmy przy stole i wzięliśmy się za jedzenie. Nie obyło się oczywiście bez wygłupów, karmiliśmy się nawzajem. Postanowiliśmy, że po śniadaniu pójdziemy pospacerować po plaży. Od rana było bardzo ciepło, więc poszliśmy przebrać się w stroje kąpielowe. Zanim poszliśmy zadzwoniłam do mamy. Oczywiście wypytywałam o małą. Ponoć była grzeczna, ale wydaje mi się, że powiedziała tak tylko, żebym się nie denerwowała. Poza tym miała wyjątkowo zaspany głos, także pewnie wnusia dała jej w nocy popalić i nie chciała spać. No ale skoro mama twierdzi, że wszystko w porządku, to niech jej będzie. Przeprowadziła ze mną jeszcze wywiad, dotyczący podróży poślubnej, ale niewiele zdołała ode mnie wyciągnąć. W sumie nie gadałyśmy długo, bo Anabell zaczęła coś marudzić i mama musiała się nią zająć. Kiedy się rozłączyłam, poszliśmy na tą plaże. Nie wzięliśmy nawet ręczników, bo po co? Słońce grzało, więc sami wyschniemy. Zresztą planowaliśmy jedynie spacer. Szliśmy za rękę brzegiem morza i zbieraliśmy muszelki, które fale wyrzucały pod nasze nogi. Gadaliśmy sobie przy tym o różnych sprawach. Znudziła mi się ta idealna, spokojna, romantyczna atmosfera i zaczęłam się wygłupiać. Chlapałam Uckera, a później uciekałam. Biegaliśmy po rozgrzanym piasku. W pewnej chwili jak to na plaży wykręciła mi się noga i upadłam. Christopher podszedł do mnie, wsunął jedną rękę pod moje kolana, a drugą pod plecy i podążał ze mną do wody. Ja piszczałam, bo nie bardzo mi się uśmiechało lądować w zimnej w porównaniu do piasku wodzie. Na szczęście Ucker okazał mi odrobinę łaski i zaczął mną tylko kręcić nad wodą tak, że tylko czasami zahaczałam o nią plecami, albo tyłkiem. Kręciło mi się już w głowie od tej jego karuzeli, zresztą chyba nie tylko mi. Po jakimś czasie posadził mnie na lekko wilgotnym piasku przy samej wodzie i usiadł koło mnie. Siedzieliśmy w milczeniu, wymieniając tylko znaczące spojrzenia i co chwilę wybuchając śmiechem. W końcu nie wytrzymałam i rzuciłam się na niego. To znaczy położyłam go na plecy i usiadłam mu na brzuchu.
-I co teraz powiesz?- zapytałam ponętnie.
-Hm... Bardzo chętnie. Wczoraj ja robiłem dobrze Tobie, to dziś Ty mi.- powiedział, a ja zaczęłam się śmiać.
-A kto Ci w ogóle powiedział, że ja się chcę z Tobą znowu kochać, co?...- jak zwykle zaczęłam robić mu na złość. Nie wiem dlaczego, ale sprawia mi to czasem więcej przyjemności niż sam seks, haha.
-Bo wiem. A co, może nie?...
-Nie wiem, przekonaj mnie.- powiedziałam, wykonując lekki ruch całym ciałem, by go trochę podniecić.
-Ok, sama tego chciałaś. Koniec tej Twojej delikatności, romantyczności, Teraz po mojemu kotku.- na te słowa zrobiłam dość dziwną minę, ale zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, leżałam na piasku, przygniatana ciężarem Uckera. Od razu rozwiązał mi obie części stroju kąpielowego, ale jeszcze do końca nie ściągnął. Całował mnie zachłannie i agresywnie, a jego ręce już pchały się gdzie nie trzeba. Jedną wsuwał pod moje majtki, energicznymi ruchami masując mój pośladek. Druga już lądowała na moich piersiach, które pieścił, ściskając w dłoni. Ogólnie było to przyjemne, ale chwilami aż bolało. Zjechał ustami po mojej szyi, w tym samym czasie zdejmując całkiem mój stanik. Tym razem nie całował mnie z taką namiętnością i czułością. Jego pocałunkom towarzyszyły liczne malinki, zostawiane na moim ciele. W końcu nadszedł ten moment, kiedy pozbył się dolnej części mojego kostiumu. Rozszerzył mi wtedy uda i zaczął najpierw delikatnie mnie tam masować. Po chwili jednak jego ruchy stały się śmielsze. Zaczęłam dyszeć i mruczeć. Jęknęłam nieco głośniej, kiedy gwałtownie zanurzył we mnie swoje palce. Poruszał nimi szybko, co sprawiało, że oddychałam dużo szybciej i głośniej niż normalnie. Widziałam jak podniecało go to, że robi mi dobrze. Zsunęłam jego kąpielówki i także dostarczałam mu przyjemności przy pomocy swojej dłoni. Tak jak on wykonywałam szybkie ruchy. Także wydawał z siebie te charakterystyczne dźwięki. Nagle wyciągnął ze mnie swoje palce i w jednej chwili bardzo szybkim i agresywnym ruchem złączył nasze ciała. Lekko zabolało, więc aż krzyknęłam. Ucker uśmiechnął się słodko i zaczął się we mnie szybko poruszać, praktycznie odbijając się od mojego ciała. Nie nadążałam nawet oddychać i jęczałam jak szalona, wprost do jego ucha. Postanowiłam też się z nim zabawić. Rolę się odwróciły i to ja byłam na górze. Z tą różnicą, że ja siedziałam na nim, podskakując szybko. Teraz to on nie mógł się opanować i dziko dyszał. Mógł jedynie bawić się moimi piersiami, co robił bardzo mało delikatnie. Ściskał je bardzo mocno, a to po jakimś czasie przestało być przyjemne. Strąciłam jego ręce i przycisnęłam je do piasku swoimi. Oboje doszliśmy w tym samym czasie. Tuż po tym zaczęliśmy się uspokajać. Jako jedność przeturlaliśmy się do wody, by trochę opłukać się z piasku. Nie minęło dużo czasu, a stałam przed Uckerem, który zawiązywał mi stanik od stroju.
-I co, podobało Ci się?- zapytał, składając delikatne pocałunki na mojej szyi.
-Gdyby nie to, że byłeś cholernie niedelikatny i sprawiałeś mi trochę bólu, to tak.
-O to właśnie chodziło kochanie. To za Twoją złośliwość.- powiedział, śmiejąc się.
-Debil, dzikus, bierzemy rozwód!- wygłupiałam się i znów zaczęłam mu uciekać. Tym razem samym brzegiem, żeby się nie przewrócić. W ten sposób szybko wróciliśmy do domu.

Mijały kolejne dni. Wszystkie były do siebie bardzo podobne. Każdy składał się z romantycznych spacerów, rozmów, wygłupów, mojej złośliwości i oczywiście seksu co najmniej raz na dobę. Nadszedł dzień powrotu do domu. W sumie się cieszyłam, bo bardzo stęskniłam się za Anabell. Zapakowaliśmy się do samochodu i pojechaliśmy. Najpierw udaliśmy się do mojej mamy po córkę. Jak tylko nas zobaczyła zaczęła się cieszyć i po swojemu coś gadać, jakby chciała nam coś opowiedzieć. Wzięliśmy ją i pojechaliśmy do siebie do domu. Po tej całej podróży poślubnej byłam tak zmęczona, bo ledwo co spałam, że zasnęłam pierwsza z nich wszystkich. Zresztą co za różnica, przecież to i tak Ucker zazwyczaj usypia małą. W pewnym momencie poczułam, jak wślizgnął mi się pod kołdrę. Od razu odwróciłam się w jego stronę i wtuliłam się w niego.
-Śpij słodko kochanie.- powiedział i pocałował mnie w czoło.
-Dobranoc.- odpowiedziałam i zasnęłam już na dobre.

I jest ostatni :D Miał być trochę inny i krótszy, no ale niech Wam będzie napaleńce haha ( Monika i M Marzenie :)) Przeraża mnie to, bo zdecydowanie za dużo przez Was tu jest scen erotycznych ;) Ale załóżmy, że to rekompensata za te rozdziały, kiedy Ucker wyjechał, heh xD No więc co? Jutro epilog i koniec :* 

piątek, 13 lutego 2015

Rozdział 49

W końcu Ucker postawił mnie na ziemię, oczywiście ciągle trzymając w swoich objęciach. Miałam wody prawie po szyję, w dodatku fale tak mnie znosiły, że gdyby nie Ucker, to bym chyba wylądowała gdzieś na drugim krańcu świata.
-Ty mnie chcesz utopić, prawda?...- zażartowałam, zarzucając mu ręce na szyję.
-Yyy... Nie, ja chcę Cię tylko porozpieszczać, a że już i tak weszłaś do tej zimnej wody w środku nocy, to dlaczego mam tego nie wykorzystać?... Nie chciałaś w sypialni, to możemy w morzu. 
-Wariat...- podsumowałam go, śmiejąc się.
-Może wariat, ale za to cały Twój misiu.- uśmiechnęłam się na te słowa i zagryzłam dolną wargę, a już po chwili poczułam jego usta na moich i jego język w mojej buzi. Przytulił mnie do siebie z całej siły, a jego ręce oczywiście jak zwykle od razu wylądowały w niebezpieczne miejsca, jedna prawie na pośladku, a druga w pobliżu zapięcia od stanika. Byłam już tak rozpalona, że praktycznie nie czułam tego, że woda jest taka lodowata. W przeciągu kilku sekund zostałam pozbawiona stanika. Kiedy byliśmy już zupełnie nadzy, oplotłam się nogami wokół talii Uckera, a on automatycznie energicznie we mnie wszedł, dociskając mnie do siebie za pośladki. Z rozkoszy wygięłam się do tyłu, cicho jęcząc. Całował mnie po szyi i ramionach, a ja wbijałam paznokcie w jego plecy, dysząc niespokojnie. Ucker zrobił krok w przód, co sprawiło, że wpadliśmy pod wodę, bo był taki nagły spadek. On albo to wcześniej wyczuł nogą i zrobił to specjalnie, albo nie wiem. Wynurzyliśmy się na chwilę, by złapać oddech. Po chwili polecieliśmy na dno, całując się. Nasze ciała ciągle były złączone. Pod wodą było jeszcze lepiej niż normalnie. Trwało to długo, to znaczy dopóki nie zrobiło mi się zimno. Wyszliśmy z wody i poszliśmy do domu. Było mi tak okropnie zimno przez tą wodę. Usiadłam na kanapie w salonie i się trzęsłam.
-Jak będę chora to przez Ciebie, zapamiętaj.- powiedziałam, gdy Ucker usiadł koło mnie. 
-No ja Ci nie kazałem wskakiwać jak wariatka do tej zimnej wody.- odpowiedział, śmiejąc się ze mnie. 
-Ale to Ty mnie tam przetrzymałeś.
-Czy Ty musisz zawsze marudzić?...- zapytał znudzony moim narzekaniem. 
-Nie muszę, ale lubię Cię denerwować.
-Dobra przymknij się już.- powiedział i zamknął mi usta pocałunkiem. Chciał znów połączyć nasze ciała, ale postanowiłam go trochę podrażnić. Odetchnęłam go od siebie i nakryłam się cała kocem. 
-Nie ma mnie.- wygłupiałam się.
-Duluś możesz skończyć te swoje wygłupy?- udawał poważnego, ale słychać było ukryty śmiech w jego głosie. 
-To nie są wygłupy kochanie.- powiedziałam, odkrywając się. Ucker patrzył na mnie, jak na nienormalną i kręcił głową.
-Więc co?- zapytał, śmiejąc się. 
-No bo wiesz... Co za dużo, to niezdrowo. Powiem Mii, a przecież prosiła, żebyś mnie nie zamęczył. Zresztą mieliśmy być grzeczni.- mówiłam z przekonaniem, z trudem powstrzymując śmiech. 
-Jezu... Na co ja się zgodziłem?... Wziąłem ślub z jakąś wredną, złośliwą jędzą. I teraz tak do końca życia mam z Tobą wytrzymać?...
-Za moment się obrażę.- zagroziłam, wskazując na niego palcem.
-Obawiam się, że nie będziesz miała kiedy.- stwierdził, znowu rzucając się na mnie. Całował mnie jak jakiś dzikus, a przecież chwilę wcześniej się kochaliśmy. Jemu to wiecznie mało.
-Napalony dzikus...- wyzwałam go, śmiejąc się. On jeszcze bardziej wzbudził namiętność, kładąc się na mnie. -Oskarżę Cię o gwałt zboczeńcu.- gadałam bzdury, żeby tylko gadać. 
-Przestań no, bo Twoja głupota tak razi mnie w oczy, że aż mnie rozpraszasz.- powiedział j wybuchnął śmiechem. 
-Ej, to nie było miłe... Nie odzywaj się do mnie więcej.- zepchnęłam go na podłogę, wstałam i zaczęłam uciekać. Ganiał mnie po całym domu. Zachowywaliśmy się niczym jak dzieci, bawiące się w berka. Biegaliśmy, piszczeliśmy, krzyczeliśmy. W pewnym momencie Ucker gdzieś zniknął. Zdezorientowana rozglądałam się za nim. Nagle poczułam jego ręce na mojej talii. Pociągnął mnie do tyłu i dziko całował po szyi i policzkach. 
-Już mi nie uciekniesz...- powiedział niby złowrogo.
-A może wcale nie zamierzam?...- stwierdziłam ponętnym głosem, odwracając się w jego stronę. 
-To po co biegałaś jak głupia?
-Tak sobie, dla rozrywki.- odpowiedziałam, śmiejąc się. 
-Wiesz... Ja znam ciekawsze zajęcia na noc poślubną.
-Tak?... Jakie?
-Zaraz się dowiesz.- powiedział i wziął mnie na ręce, by zanieść do sypialni. Położył mnie na łóżku i zaczął namiętnie całować. 
-Poczekaj kochanie...- przerwałam, odpychając go delikatnie. 
-Co znowu?...- zapytał znudzony. 
-No bo wiesz... My i tak trochę zaburzyliśmy porządek tej nocy tymi wygłupami, no ale chciałabym żeby było romantycznie, a nie tak jakoś dziko. 
-Romantycznie mówisz?
-No wiesz o co chodzi... Tak jak wtedy, kiedy po raz pierwszy wyznałeś mi miłość, tyle że obejdzie się bez kolacji. 
-No ok. To co powiesz na wspólną kąpiel?- zaproponował, głaskając mnie po udzie.
-Dobrze, zgadzam się na wszystko kochanie.- powiedziałam z szerokim uśmiechem. 
-W takim razie poczekaj tu, a ja przygotuję kąpiel.- pocałował mnie słodko i wstał. -Zapewniam Cię, że jeszcze nigdy nie przeżyłaś czegoś tak wspaniałego, jak przeżyjesz dziś.- stwierdził, wychodząc z pokoju. Zostałam sama. Byłam tak szczęśliwa, że aż śmiałam się z niczego sama do siebie. Z walizki wygrzebałam koszule nocną. Warto wspomnieć, że wzięłam najseksowniejszą, jaką tylko miałam. No na razie ją tylko wyciągnąłem, bo ubiore się w nią później. Teraz pozostałam dalej tylko w tej bieliźnie. Po jakimś czasie wrócił Ucker. Zawiązał mi czymś oczy i gdzieś prowadził. Jak się domyślałam do łazienki. Nie minęło dużo czasu, a utwierdziłam się w tym przekonaniu, bo poczułam, że stąpam po zimnych, trochę mokrych kafelkach. W powietrzu unosił się przyjemny zapach zapachowych świeczek, który uwielbiam. 
-Po co zawiązałeś mi oczy?- zapytałam.
-Tak sobie.- odpowiedział i cmoknął mnie w policzek. 
-A czy możesz mi to już zdjąć?
-Nie skarbie, nie musisz patrzeć. Trochę się z Tobą pobawię i zapewne rozdrażnie.- po tych słowach rzucił się na mnie i zaczął całować. 
-Zdejmij mi to...- powiedziałam, mając na myśli oczywiście opaskę z oczu. 
-Z chęcią.- powiedział pociągająco i rozpiął mi stanik, który już po chwili spadł na podłogę. 
-Nie to miałam na myśli...- chciałam go w tym uświadomić, ale on zdążył już wziąć moje piersi w dłonie i zaczynał delikatnie je pieścić. Powoli już robiło mi się naprawdę dobrze. 
-Nie? To przepraszam, już się poprawiam.- miałam nadzieję, że zrozumiał i ściągnie mi tą opaskę z oczu. Myliłam się. Jednym, szybkim ruchem zsunął moje majtki. 
-Ucker przestań, najpierw odkryj mi oczy. Chcę Cię widzieć.- mówiłam, ale on nie bardzo reagował, całując moje ciało. 
-Spokojnie, będziesz. Daj mi się najpierw trochę pobawić. Chcę dać Ci tak dużo przyjemności, a Ty jeszcze narzekasz. 
-Przecież nie narzekam. No dobrze kochanie rób, co chcesz. I tak jestem chyba bardziej Twoja niż swoja, więc masz do mnie pełne prawa w tej kwestii.- powiedziałam z uśmiechem, biorąc głęboki wdech. 
Już po chwili poczułam wilgotne wargi Uckera na moich ustach. Nasze języki toczyły grę namiętności. Jego ręce błądziły po całym moim ciele. Na razie tylko głaskał delikatnie moją skórę opuszkami palców, co wywoływało u mnie przyjemne dreszcze. Ja w tym czasie jedynie obejmowałam Uckera, co jakiś czas smyrając go po karku. Po kilku minutach takich czułości powoli oderwał się od moich ust, zjeżdżając niżej. Pięścił ustami, a może raczej bardziej językiem moją szyję. Już tym rozpalał mnie do czerwoności, a jak się domyślałam nie zamierzał zbyt szybko przejść do konkretów, bo jak sam twierdził, chce się ze mną pobawić. Buzią zjeżdżał wciąż niżej. Doszedł do moich piersi. Całował je, od czasu do czasu delikatnie przygryzając, co dawało mi wiele przyjemności. Do tego stopnia, że robiło mi się gorąco i zaczynałam wydawać z siebie dźwięki podniecenia. Ucker powoli schodził jeszcze niżej, kucając przede mną. Całował mnie po brzuchu, a ja się śmiałam, bo to tak cudownie łaskotało. Zjeżdżał po biodrach na uda. Pięścił je od wewnętrznej strony, coraz wyżej. Powodowało to u mnie fale gorąca, bo już wyobrażałam sobie, że za moment wejdzie we mnie językiem, czego jeszcze nigdy wcześniej nie robił. On jednak chyba specjalnie mnie tylko tak rozpalił, bo nagle wstał i powrócił na moją szyję, a resztę ciała znów tylko delikatnie pięścił opuszkami palców. Wpił się z powrotem w moje usta. Pocałunki były tak namiętne, jakbyśmy chcieli się conajmniej połknąć. Było to spowodowane zapewne tym cudownym podnieceniem, przeszywającym nasze ciała. Zrozumiałam, że to zawiązanie moich oczu i ta dość nietypowa zabawa w lizanie mnie, miała jedynie podsycić pożądanie. 
-To co kotku, koniec zabawy?- zapytał, wziął mnie na ręce i delikatnie wsadził do wanny. Woda była gorąca, pełna piany.
-Odwiążesz mi w końcu oczy?- sama chciałam to zdjąć.
-Tak, za moment kochanie.- powstrzymał mnie i odszedł kawałek od wanny. Po chwili już siedział za mną w wodzie, rozwiązując supełki na opasce, którą miałam na oczach. Wreszcie ją ściągnął. Ujrzałam świeczki wszędzie wkoło w całej łazience i płatki róż w wannie. Odwróciłam się w stronę męża, którego uśmiech wyrażał więcej niż tysiąc słów. Powoli się do niego zbliżyłam, by już po chwili rzucić się na jego usta. Przyciągnął mnie do siebie jeszcze bliżej szybkim i energicznym ruchem. Jeszcze chwilę się ze mną drażnił, sprawiając takie wrażenie, jakby nie mógł trafić we właściwe miejsce. Wreszcie wszedł we mnie powoli i delikatnie. Docisnął mnie do siebie jeszcze mocniej za tyłek, gdzie mnie uszczypnął oczywiście niemocno. Aż podskoczyłam i oboje wydaliśmy z siebie dźwięk rozkoszy. Poruszał się we mnie powoli, a ja zmysłowo się wyginałam, oddychając coraz szybciej i cicho pojękując. Ślizgałam się po jego mokrym ciele. Trzymałam go za rękę, którą w miarę narastającego podniecenia coraz mocniej ściskałam. Miał nawet odciśnięte moje paznokcie na dłoni. Było tak jak chciałam, czyli słodko i romantycznie. Powoli osiągałam szczyt, ale i tak ciągle było mi mało, chciałam więcej i więcej. Kiedy już nie mieliśmy siły, uspokoiliśmy się. Położyłam się na niego. Objął moje prawie bezwładne ciało i znowu zaczął mnie czule głaskać po udzie.
-Dobrze Ci było?- zadał jedyne pytanie, które w jego obecności mnie krępuje, ale jednocześnie i śmieszy.
-Jak w niebie kochanie.- odpowiedziałam, całując go w policzek.
-No widzisz, jak ja Cię potrafię zadowolić...- zaśmiał się.
-Mogę zadać Ci trochę niewygodne pytanie?
-No jasne skarbie, Ty możesz wszystko.
-No więc... Czy była w Twoim życiu jakaś kobieta, która mogłaby Ci mnie zastąpić?- zapytałam, patrząc mu w oczy.
-Nigdy kotku, Ty wiesz, że miałem ich wiele, ale to Ty jesteś moją miłością i w żadnej sytuacji żadna z nich by Cię nie zastąpiła. Swoją drogą bardzo się zmieniłaś chociażby od naszego pierwszego razu i teraz jesteś najbardziej namiętną i pociągającą kobietą, jaką znam.- lekko się zawstydziłam jego wyznaniem. Chwilę jeszcze pogadaliśmy i poszliśmy do łóżka.

Masakra... To bardziej przypomina pisany film erotyczny niż normalny rozdział, no ale dobra xD W ogóle śmiać mi się chciało, jak to pisałam, haha :D Fantazja mnie poniosła, heh ;) No i masz Moniczko doczekałaś się TEGO i to dwa razy :* Tylko mnie za ten rozdział nie zamknijcie w jakimś psychiatryku, haha xD Ale mi odwala, tralala :D :D  Do jutra <3 

czwartek, 12 lutego 2015

Rozdział 48

Kiedy wyszliśmy z kościoła zostaliśmy oczywiście symbolicznie obrzuceni grosikami na szczęście, które później wszyscy zbierali. Nadszedł czas na życzenia i prezenty. Każdy po kolei podchodził i życzył nam szczęścia, miłości, wytrwałości i tak dalej. Najlepsza była Mariana:
-Eh... Dopiero odzyskałam syna, a już mi go zabierasz. No ale cóż... Wiem, że z Tobą będzie szczęśliwy. Dbaj o niego. Mój maleńki synek się ożenił...- nagle się rozpłakała, a ja z trudem powstrzymałam śmiech. Przytuliłam ją mocno. Później była moja mama i jej piękna, sentymentalna mowa oraz cała reszta. Pojechaliśmy w miejsce, gdzie miało się odbyć wesele. Nie wiedziałam gdzie to, bo miała być to dla mnie niespodzianka tak jak i podróż poślubna. Jechałam limuzyną tym razem z Uckerem.
-Nie wierzę, że jesteś moim mężem.- powiedziałam, całując go.
-Ja tak samo. To chyba sen.- dodał.
-W takim razie mamy takie same sny kochanie.- stwierdziłam i wtuliłam się w niego.
-Wiesz kiedy to do mnie dotrze?
-Kiedy?
-Podczas podróży poślubnej.
-No w zasadzie to chyba dziś w nocy.
-Nie będzie to zwykła noc skarbie, to nasza noc poślubna.- no wow, jaki on inteligentny.
-To właśnie miałam na myśli.- zaśmiałam się i go pocałowałam. Niedługo potem dojechaliśmy na miejsce. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu byliśmy pod szkołą.
-Ucker co my tu robimy?- zapytałam lekko zdezorientowana.
-No jak to co? Postanowiłem, że tutaj zrobimy wesele. A wiesz dlaczego? Bo tu się poznaliśmy, właśnie w tym miejscu zaczęła się historia naszej miłości. Pamiętasz?
-Tak, pamiętam każdą chwilę z Tobą. Te początki także, choć nie były takie kolorowe.
-Bo byłaś wredna, wyzywałaś mnie, mówiłaś na "Ty" i przez Ciebie wyleciałem.
-No chyba nie zamierzasz mi teraz tego wypominać...
-Jasne, że nie. Chodźmy.- wziął mnie za rękę i poszliśmy w stronę ogrodu, gdzie byli wszyscy. -A tak w ogóle to nie miałem okazji powiedzieć Ci, że cudownie wyglądasz.- powiedział i zmierzył mnie wzrokiem z uśmiechem.
-Dziękuję, Ty też.- odpowiedziałam, całując go w policzek. Dotarliśmy do ogrodu. Wszyscy zaczęli piszczeć i klaskać. Nadszedł czas na nasz pierwszy taniec. Zagrała jakaś cudna, wolna muzyka, a Ucker wziął mnie w swoje objęcia. To było piękne. Mocno się w niego wtuliłam i powoli się kołysaliśmy.
-Pamiętasz nasz pierwszy taniec kochanie?- zapytałam cicho.
-No jasne, na Twoich urodzinach. To był piękny czas. Wtedy po raz pierwszy mogłem się do Ciebie tak zbliżyć, poczuć ciepło Twojego ciała, tak byś mnie nie skrzyczała.
-Nie zamierzałam, bo już wtedy byłam w Tobie zakochana i maksymalnie korzystałam z chwil, kiedy byłeś dla mnie miły, dobry, czuły i delikatny.
-Ja chyba dopiero tamtego dnia coś do Ciebie poczułem i spojrzałem na Ciebie nieco inaczej. No niestety później to zepsułem, bo oczywiście musiałem się do Ciebie dobierać jak jakiś dzikus.
-Oj tam, a później nasz pierwszy pocałunek, po którym pierwszy raz złamałeś mi serce. Nienawidziłam Cię za to, ale na szczęście tylko przez chwilę, bo później się upiłam.- zaśmiałam się. -Ej, a tak serio to ten pocałunek miał dla Ciebie jakieś znaczenie, czy powiedziałeś wtedy prawdę?- zapytałam tak z ciekawości.
-Eh... Nie wiem. Może nie byłem wtedy tak sentymentalny, żeby uznać ten pocałunek za magiczny, czy coś w tym stylu, ale bardzo mi się on podobał. Trochę mnie wtedy śmieszyłaś. Cała drżałaś, ręce miałaś zimne, przestraszony wzrok, a usta boskie, słodkie, takie niewinne... Chciałem, aby to się nigdy nie skończyło. Mi niestety nie wystarczało smakowanie Twoich ust, chciałem więcej i to zepsułem. Zresztą jak zwykle. Potraktowałem Cię tak jedynie ze złości, bo narobiłaś mi wtedy tylko smaku na siebie i nic z tego nie wyszło. Nie mówiłem wtedy prawdy. Najlepszym dowodem na to jest fakt, że nie mogłem spać po nocach, bo miałem przed oczami ten pocałunek i w ogóle Ciebie. Dopiero teraz rozumiem, że już wtedy byłem w Tobie zakochany.- zrobiło mi się tak ciepło na sercu, gdy to mówił.
-Nie spodziewałam się tego skarbie, bo przecież miłość wtedy dla Ciebie nie istniała.- zaśmiałam się.
-Jezu, jaka to była głupota... Tym głupim gadaniem tylko marnowałem czas, który już dawno moglibyśmy spędzać razem. Nawet by mi na myśl wtedy nie przyszło, że kiedyś stworzymy szczęśliwą rodzinę. W ogóle nigdy nie planowałem takiego życia, a już na pewno nie z Tobą.
-No popatrz jaka niespodzianka... To czary, misiu. Nie wspominałam, że jestem wróżką? Oj zapomniałam, wybacz.
-A żebyś wiedziała, że mnie zaczarowałaś, ale bardziej pasujesz mi na wiedźmę.
-Zamknij się, bo się z Tobą rozwiodę.- zagroziłam, śmiejąc się.
-Nie zrobisz tego...- po tych słowach zaczął mnie całować po szyi.
-Przestań głupku, bo wszyscy patrzą.- powiedziałam, próbując go odepchnąć. Żadnej reakcji. Po chwili skończyła się piosenka, wszyscy zaczęli klaskać. Ucker oderwał się od mojej szyi i wpił się dla odmiany w usta. Usiedliśmy do stołu, wcześniej krojąc razem torta. Zaczynało mnie to trochę nudzić, no bo ile można jeść. Ucker zagadał się z kimś, a ja siedziałam i myślałam, co by tu zrobić. Wyciągnęłam Mię za rękę od stołu i poszłyśmy tańczyć. Zaraz po nas na parkiet wyszła reszta gości. Tańczyłam ze wszystkimi po kolei, było to bardzo męczące. Do końca zabawy już praktycznie nie byłam przy mężu, bo moja mama tak kombinowała, że nie było chwili spokoju. Zbliżał się ten upragniony przeze mnie czas, czyli wyjazd na podróż poślubną. Poszliśmy koło samochodu, gdzie wszyscy nas żegnali i życzyli miłej podróży. Najdłużej żegnaliśmy się z Anabell, bo przecież ona zostaje i będę za nią tęsknić. Byłam o nią spokojna, bo wiedziałam, że dobrze się nią zajmą. Bardziej martwiłam się, że ich wszystkich wykończy. Oddałam ją mamie i z nią także się pożegnaliśmy. Ale i tak najlepsze było pożegnanie z Mią.
-Jedźcie i bawcie się dobrze, tylko grzecznie.- powiedziała, śmiejąc się i mnie przytuliła. -Nie zamęcz mi siostry.- dodała do Uckerka, a on wybuchnął śmiechem, ja zresztą też.
-Chyba ona mnie.- stwierdził.
-Nie wnikam...- odpowiedziała Mia z głupią miną i odeszła. Wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy. Nie miałam pojęcia, gdzie jedziemy. Miałam co to tego pewne obawy, bo ponoć był to pomysł Mii, mamy i Uckera, a jak wszyscy wiemy cała ta trójka ma nierówno pod sufitem. Jechaliśmy przez jakiś czas w ciszy, słychać było tylko muzykę.
-Powiesz mi, gdzie jedziemy?- zapytałam w końcu.
-No jak to gdzie? Na podróż poślubną misiu.- odpowiedział, mrugając do mnie oczkiem.
-Ale gdzie?...- kontynuowałam.
-Cierpliwości kochanie... Zaraz się dowiesz, już jesteśmy blisko.- powiedział z uśmiechem. Niedługo potem zjechał w jakąś boczną drogę. Zatrzymaliśmy się. Nie było widać nic szczególnego przez ciemność. Widziałam jedynie duży dom i słyszałam szum fal. Jak się domyśliłam, byliśmy nad morzem. Wysiedliśmy z auta i podążaliśmy w stronę wejścia do domu. Wszystkie patrzebne rzeczy przywieźli już wcześniej. Ucker nagle wziął mnie na ręce i przyspieszyliśmy. Otworzył duże, drewniane drzwi i weszliśmy. W środku było niczym jak w pałacu. Postawił mnie na ziemię, a ja od razu objęłam go i pocałowałam.
-Tu jest pięknie!- krzyknęłam z uśmiechem.
-Poczekaj, aż zobaczysz najlepsze.
-To pokaż mi wszystko, co jak powiedziałeś najlepsze.
-Już teraz?... Wiesz ja to bym najchętniej pokazał Ci na razie tylko sypialnie, resztę jutro.- on jak zwykle tylko o jednym...
-Na to mamy jeszcze całe życie skarbie, teraz chcę pozwiedzać.
-Tak w środku nocy?
-Tak, właśnie tak.- powiedziałam stanowczo z chytrym uśmieszkiem.
-Eh... No ok, to chodź.- zgodził się i złapał mnie za rękę. -Dobra zaczniemy od końca.- stwierdził. Przeszliśmy przez spory kawał domu, aż do drugich drzwi, wyglądających z pozoru jak zwykłe drzwi na taras. Ucker je otworzył, a ja aż otworzyłam buzie z wrażenia. Moim oczom ukazał się piękny widok morza, skalistego wybrzeża.
-Jak cudnie...- powiedziałam z zachwytem. Nigdy wcześniej nie widziałam tak pięknej plaży. 
-A wiesz, co jest najlepsze? Cała ta plaża jest w tym momencie nasza, więc możemy tu robić, co nam się tylko podoba.- po jego słowach zdjęłam buty i sukienkę i podążałam w samej bieliźnie w stronę wody.
-Poczekaj wariatko!- krzyknął Ucker, idąc w moje ślady. Już po chwili za rękę biegliśmy przez plażę. Jak idioci wbiegliśmy do zimnej wody. Stanęłam sztywno i piszczałam, a Ucker oczywiście się ze mnie śmiał.
-Zimno, zimno, zimno...- powtarzałam w kółko, a ten debil jeszcze mnie zaczął chlapać. -O nie... Już nie żyjesz!- krzyknęłam i rzuciłam się na niego. Oboje wpadliśmy do wody. On w sumie bardziej, bo ja byłam u góry. Jednak nie na długo, bo w ciągu kilku sekund znalazłam się pod Uckerem, cała zamoczona w wodzie. On zaczął mnie bardzo namiętnie całować. Nie mogłam złapać tchu, bo leżałam praktycznie pod wodą. Mało co się nie udusiłam i musiałam przerwać czułości. Odepchnęłam delikatnie od siebie Uckera i wynurzyłam się z wody, biorąc głęboki wdech.
-Czy Ty chciałeś mnie udusić?!- zapytałam zbulwersowana.
-Być może... A w ogóle to w tym momencie wszystko zepsułaś małpo. Miało być tak pięknie...- powiedział z wyrzutem.
-Oj, wybacz... Dobra, rób co tylko zechcesz, ale nie zanurzaj mnie na długo pod wodą. No chyba, że Ci się żona znudziła i już chcesz się mnie pozbyć...
-Ty znudzić się?... Nigdy. A wracając do Twojej propozycji, to chętnie z niej skorzystam.- wziął mnie na ręce i szedł w coraz głębszą wodę. 
-Kochanie ja nie bardzo umiem pływać, więc mnie lepiej nie puszczaj.- mówiłam trochę przestraszona.
-Spokojnie, przecież nie zamierzam.- zaśmiał się, a dla mnie w jednej chwili wszystko stało się jasne. Mój napalony mąż zamierza spędzić tu noc poślubną, bardzo... Oryginalnie.

Nie no ja to chyba oszalałam z tymi rozdziałami codziennie xD No ale cóż jak mam napisane, to już dodaję :) Więc do jutra :* 

poniedziałek, 9 lutego 2015

Rozdział 47

Minęło kilka miesięcy. Jutro nasz ślub! Tak się cieszę. W przygotowaniach bardzo pomagała mi mama, jak i przyszła teściowa. Obleciałam ostatnio z Mią i Maite całe miasto w poszukiwaniu sukni ślubnej. W końcu ją kupiłyśmy, jest piękna! Dobrałyśmy jeszcze buty i cudne dodatki, i wróciłyśmy do domu. Najlepsze i tak było, jak Ucker chciał ją zobaczyć, ale mimo błagań mu nie pozwoliłam. Parę tygodni wcześniej odbył się chrzest Anabell. Chrzestną jest May, a Mia będzie świadkową na ślubie. Pozostawiłam to dla nich, żeby się dogadały, bo sama nie wiedziałam. Na szczęście większego problemu z podziałem ról nie miały. Dla małej na nasz ślub też kupiliśmy śliczną sukieneczkę, biało-różową. Wygląda w niej tak słodziutko. W ogóle to ona jest już coraz fajniejsza i ładniejsza. Zaczyna siedzieć, choć oczywiście jeszcze trzeba ją trzymać. Już się śmieje, chwyta różne przedmioty i w ogóle. Jest bardzo ruchliwa, ale mama twierdzi, że ja też taka byłam. Rozbraja mnie mama z Marianą, jak się sprzeczają, do kogo Ana jest podobna, do mnie, czy do Uckera. Ja tam wiem najlepiej. Ogólnie jest chyba bardziej podobna do mnie, ale oczy ma po tatusiu. No identyczne, też takie piękne. Coraz lepiej to widać. Nie mogę się doczekać, aż dowiemy się czyj ma charakter. Na razie się ponoć zapowiada na to, że po mnie, bo jak twierdzi Mariana, Ucker jako dziecko był grzeczny jak aniołek, a ja nie bardzo tak jak Anabell. Ale wracając do dnia przed ślubem: Wszyscy byli zaganiani przez przygotowania. Nie chcieliśmy jakiegoś hucznego wesela, ale mama się uparła. No to niech jej będzie. Ma być około 100 gości. Nie wiem skąd ich aż tyle, bo ja się listą gości nie zajmowałam, no ale dobra. Siedziałam w domu i odliczałam godziny do ślubu. Nie mogłam się doczekać, ale trochę się bałam, że coś pójdzie nie tak. Położyłam małą spać i zaprosiłam parę koleżanek na wieczór panieński. Ucker w tym czasie był u Christiana i także mieli swój wieczór z kolegami. Swoją drogą ciekawe co robili. My siedziałyśmy, wygłupiałyśmy się i gadałyśmy o różnych sprawach. May wyznała, że jest w ciąży. Nikt o tym jeszcze nie wie, my byłyśmy pierwsze. Zaczęłyśmy ją przytulać, cieszyć się razem z nią. Po jakimś czasie Mia trochę przygasła. Usiadła przy oknie i ślepo patrzyła w gwiazdy.
-Co się dzieje?- zapytałam, podchodząc do niej.
-Nic, tak mi po prostu jakoś smutno.- odpowiedziała cicho, spoglądając na mnie.
-To widzę, ale dlaczego?- dopytywałam. Widziałam, że coś ją gryzie i chciałam wiedzieć co.
-Bo... Wy macie kochających mężczyzn, dzieci, a ja jestem sama. A dlaczego? Z własnej głupoty, sama sobie na to zasłużyłam. Dul, ja nie chcę żyć w wiecznej samotności...- rozpłakała się, rozumiem ją.
-Nie płacz skarbie... Nie jesteś samotna, masz rodzinę. Najważniejsze, że zrozumiałaś swoje błędy, wszyscy Ci wybaczyli, a reszta też się jakoś ułoży. Posłuchaj ja też nie wierzyłam, że mogę być szczęśliwa, a jednak. Jeszcze spotkasz kogoś, kto Cię pokocha, jestem tego pewna. Nie jesteś zła, zasługujesz na szczęście.- mówiłam, przytulając ją.
-Tak myślisz?
-Jasne, że tak. A teraz misiaczku otrzyj łzy i chodź się bawić. Ciesz się ze mną tą piękną chwilą.
-Dobra. Dul, kocham Cię. Jesteś najlepszą siostrą na świecie, dziękuję.- przytuliła mnie mocno i ucałowała.
-Też Cię kocham.
-Wiesz dlaczego byłam dla Ciebie taka zła?
-Bo słuchałaś się Sol?...
-Nie. Głównie z zazdrości. Nienawidziłam Cię za to, że zawsze byłaś taka dobra i słodka.
-Ty też taka jesteś, ale musisz to w sobie odnaleźć. No chodź, wstawaj.- podałam jej rękę, aby ją podnieść i wróciłyśmy do reszty. Zabawa trwała dalej. Leżałyśmy na materacach i oglądałyśmy filmy. Oczy mi się same zamykały, ale powstrzymywałam sen.
-Spać mi się chyba chce.- powiedziałam, ziewając.
-No to lepiej śpij, bo wiesz... Czeka Cię noc poślubna, zapewne nieprzespana.- powiedziała Mia, śmiejąc się.
-Weź idź Ty zboczeńcu!- krzyknęłam, szturchając ją w ramie.
-No a co, źle mówię?...
-Nie no pewnie tak będzie.- przyznałam, też wybuchając śmiechem.
-Tylko uważaj, żeby Anabell zaraz rodzeństwa nie miała.- one się perfidnie ze mnie nabijają.
-Co to, to nie. Nie no może kiedyś, ale na razie nie.
-Czemu?... Byłybyśmy w ciąży razem.- wtrąciła Maite z uśmiechem.
-Może przy następnej okazji.
Pogadałyśmy jeszcze trochę o bzdurach i poszłyśmy spać.

Od samego rana krążyłam nerwowo po domu. Wykąpałam się, a później przyszedł czas na ubiór. Mama, Mia, May i Mariana mi pomagały. Mia robiła mi makijaż, podczas gdy Maite zajęła się fryzurą. Efekt końcowy był zabójczy. Dość delikatny, zmysłowy makijaż, włosy rozpuszczone, schowane pod welonem i ta piękna suknia, idealnie opinająca moją talię, od pasa była rozkloszowana z falbankami. Mieniła się kryształkami i cekinami.
-Wyglądasz jak księżniczka kochanie.- powiedziała mama, przyglądając mi się.
-Dziękuję. A teraz trzeba ubrać moją małą księżniczkę.- wzięłyśmy się za to. Ona też wyglądała pięknie, niczym księżniczka. Nie minęło dużo czasu, a siedziałam już w limuzynie, którą jechałam do kościoła. Byłam tam tylko z mamą, bo reszta już dawno była pod kościołem. Z nerwów trzęsły mi się ręce. Miałam jak zwykle te głupie, złe myśli, że Uckera tam nie będzie, czy coś. W końcu dotarłam na miejsce. Było tam już pełno ludzi. Ucker czekał na mnie przed ołtarzem. Usłyszałam marsz weselny. Szłam dość szybkim krokiem, nie mogąc doczekać się chwili, kiedy stanę tam przed nim. Patrzył na mnie z uśmiechem, ja na niego. Wyglądał cudownie w garniturze, który dokładnie opinał każdy jego mięsień. Chyba w ciągu minuty dotarłam pod ołtarz. Christopher złapał mnie za rękę i oboje zwróciliśmy się w stronę księdza, który zaczął swoją mowę:
-Zebraliśmy się tu, by połączyć tych dwoje nierozerwalnym węzłem małżeńskim. Połączyła ich miłość, a dziś oficjalnie połączy ich Bóg.- na te piękne słowa spojrzałam z uśmiechem w oczy Uckera, on w moje i zcisnęłam mocniej jego dłoń. Dalszej przemowy księdza już za bardzo nie słuchałam, bo byłam zbyt zajęta myślami. Wracały do mnie wszystkie chwile z Uckerem, od początku. Nigdy w życiu bym nie pomyślała, że stanę z nim tutaj przed ołtarzem, by być z nim już na zawsze. Nie mogłam w to uwierzyć, to było jak sen. -Czy Ty Christopherze Uckermann bierzesz za żonę Dulce Marię Reverte?- zapytał ksiądz Uckera.
-Tak- odpowiedział, spoglądając na mnie.
-Czy Ty Dulce Mario Reverte bierzesz Christophera Uckermanna za męża?
-No chyba po to tu jestem.- stwierdziłam, śmiejąc się. Świadkowie, czyli Mia i kuzyn Uckera Miguel podali nam obrączki. Najpierw Ucker wsunął mi ją delikatnie na palec, po czym pocałował moją dłoń. Po chwili ja także umieściłam obrączkę na jego palcu.
-Możesz pocałować żonę.- powiedział ksiądz, a Ucker jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki przyciągnął mnie mocno do siebie i wpił się w moje usta. Pocałunek trwał chyba najdłużej w całej historii naszych pocałunków i był bardzo namiętny, ale z uwagi na to, że byliśmy w kościele też bardzo delikatny. Wszyscy klaskali. Oderwaliśmy się od siebie i powoli za rękę opuszczaliśmy kościół.

No dobra niech Ci będzie Moniczko, masz rozdział :-* Prawdopodobnie będą codziennie do niedzieli, żeby to opowiadanie już skończyć.

niedziela, 8 lutego 2015

Rozdział 46

Następnego dnia tuż po śniadaniu wybraliśmy się z małą na pierwszy spacer. Na dworze była taka grzeczna, spokojna, niczym aniołek. Po jakimś czasie zasnęła.
-Musimy chyba częściej wychodzić z nią na dwór, żeby lepiej spała.- stwierdził Ucker.
-No, w dodatku na dworzu przynajmniej Ty nie zaśniesz.- dodałam złośliwie, śmiejąc się.
-Możesz przestać się ze mnie nabijać?...- oburzył się.
-Co Ty taki delikatny?...
-Nie ja delikatny, tylko Ty złośliwa.
-Tak? Nie wydaje mi się...
-Skończ to, bo się obrażę.- oj, ktoś tu się chyba nieźle zdenerwował.
-Proszę bardzo, obrażaj się.
-Ok, w takim razie nie odzywaj się do mnie.
-Dobrze, to nie gadajmy.- zakończyłam i usiadłam na ławce, udając obrażoną.
-Błagam Cię Dul... Zachowujemy się jak dzieci.- stwierdził po chwili, siadając koło mnie.
-No ciekawe kto...- odpowiedziałam z ironią.
-O nie skarbie... To nie ja siedzę teraz nafochany na ławce.
-Nie, ale to Ty zacząłeś się obrażać.
-Pogrążasz się kotku.- powiedział, smyrając mnie ustami po policzku.
-Ty także.
-Wystarczy. Dul, do cholery jasnej musimy coś z tym zrobić!- podniósł trochę głos.
-Z czym? O co Ci chodzi?...- nie rozumiałam tego.
-No z nami. Czas się ogarnąć. Mamy dziecko, a zachowujemy się strasznie niedojrzale. Nie może tak być.
-Ucker, co Ty sugerujesz?- patrzyłam na niego pytająco, bo jego słowa trochę mnie zaniepokoiły.
-Jakiś pół roku temu Ci się oświadczyłem, więc chyba czas najwyższy ustalić datę ślubu.- nie wiedziałam, jak zareagować. Jak dotąd ze wszystkimi tego typu propozycjami ja wyskakiwałam, a on w zasadzie jedynie się zgadzał, dla zasady pytając mnie o zgodę. Tym razem bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Nie sądziłam, że sam się kiedyś upomni o małżeństwo ze mną.
-Nie wiem, co powiedzieć.- wydukałam po chwili, patrząc mu w oczy.
-Dlaczego? Co już nie chcesz za mnie wychodzić?...
-Jasne, że chcę. Po prostu mnie trochę zaskoczyłeś.
-To jak robimy? Trzeba ustalić datę ślubu i tak dalej.
-Zajmiemy się tym kiedy indziej kochanie. Teraz wracajmy już do domu, bo to chyba trochę za długo jak na pierwszy spacer.- wstałam z ławki.
-No ok, więc chodźmy.- zgodził się i poszliśmy do domu.

Od jego propozycji na spacerze minął już prawie miesiąc. Więcej już o tym nie wspomniał. Rozmyślił się? Nie wiem, ale tego się właśnie obawiałam. W zasadzie mogłabym o to zapytać, ale chciałam znów poczuć, że to jemu naprawdę zależy. Cierpliwie czekałam na jakiś jego kolejny krok. Siedziałam od rana w domu tylko z Anabell i oczywiście Luckym. Poszłyśmy na spacer, na zakupy i odwiedziłyśmy Maite. Jak wróciłam do domu, to zaczęłam gotować obiad, bo została godzina do przyjścia Uckera z pracy. Ana trochę mi to utrudniała, bo była strasznie marudna, ciągle płakała. Jednak jakoś dałam radę i skończyłam obiad równo z planowanym powrotem Christophera. Zawsze wracał bardzo punktualnie, bo jak sam twierdził, tęsknił za nami. Kiedy spóźniał się już godzinę, zadzwoniłam do niego. Usłyszałam jedynie automatyczną sekretarkę. Ponawiałam próbę połączenia wiele razy, ale za każdym razem było to samo. Zaczynałam się już naprawdę martwić. Latałam z okna do okna, wypatrując go. W dodatku mała ciągle płakała. Nie miałam pojęcia, co robić. Z każdą chwilą bardziej bałam się o Uckera, a w mojej głowie krążyły coraz gorsze myśli. Dzwoniłam już chyba z 50 razy, wysłałam jeszcze więcej smsów. Chwilami się uspokajałam, wmawiając sobie, że coś mu wypadło. Z dwojga złego wolałabym nawet, żeby okazało się, że znudziła mu się zabawa w szczęśliwą rodzinę i ode mnie po prostu odszedł, niż jakby miało mu się coś stać. Jednak co chwilę powracało to złe przeczucie, dziwny niepokój gdzieś tam w środku. Już nawet zaczynałam twierdzić, że Anabell też wyczuwa coś złego i dlatego jest taka niespokojna. Nadchodził wieczór. Próbowałam położyć małą, ale jak zwykle nie szło mi to najlepiej. Postanowiłam, że najpierw ją jeszcze nakarmię i trochę posprzątam w domu, żeby czymś zająć myśli. Włożyłam ją do kołyski w kuchni, a sama wzięłam się za mycie naczyń. Nagle usłyszałam otwieranie się drzwi i jakiś szelest na przedpokoju. Chwilę później w kuchni pojawił się Ucker. Rzuciłam to, co miałam w ręce z powrotem do zlewu i rzuciłam się na szyję ukochanemu.
-Gdzie Ty byłeś?- zapytałam zrozpaczona.
-Zaraz Ci wyjaśnię. Mam dla Ciebie niespodziankę.- odpowiedział jak gdyby nigdy nic. Czy on nie rozumie, że ja się martwiłam?...
-A czy nie obeszłoby się bez wyłączania telefonu?!- zapytałam zła.
-Przepraszam, musiałem go wyłączyć.
-Musiałeś?! Nie chciałeś, żebym Ci przeszkadzała?...
-Uspokój się i posłuchaj.- powiedział, łapiąc mnie za rękę. Usiedliśmy na krzesłach.
-No więc słucham... Co to za "niespodzianka"?- powiedziałam z lekką ironią.
-Chodzi o Amadora i tego całego Ernesta-ochroniarza.- zaczął, a we mnie aż się zagotowało na dźwięk ich imion. -Bo oni zmówili się przeciwko nam i chcieli mnie zabić.- na te słowa zrobiłam wielkie oczy.
-Jak to? Skarbie, nic Ci nie jest?- nerwowo zaczęłam oglądać go ze wszystkich stron.
-Nie, spokojnie. Daj mi skończyć.- on mówił z takim spokojem, a ja ledwo powstrzymywałam łzy, które tak bardzo cisnęły się na zewnątrz. -Wszystko jest w porządku kotku. To znaczy że mną, bo Ernesto nie żyje, a Amdor jest w więzieniu.
-Co?! Jak to się wszystko stało? Ucker opowiedz jakoś konkretniej, bo niewiele z tego rozumiem.
-No więc jak wyszedłem z pracy to mnie napadli. Na szczęście przechodził tamtędy jakiś chłopak, który miał pistolet. Postrzelił nim Ernesta, na co nadjechała policja. Amador uciekał, ale i tak zgarnęli go na komisariat razem ze mną i tym chłopakiem, bo Ernesto zmarł na miejscu. Od razu odbyła się rozprawa, na której oczywiście musiałem być. Z tego właśnie względu wyłączyłem telefon. Wybroniłem tego chłopaka, bo groziło mu więzienie za morderstwo i to jeszcze z nielegalnej broni, i wsypałem Amadora z wieloma sprawami, przez co skazali go na dożywocie. Przy okazji sobie też mogłem narobić kłopotów, ale wyszedłem z tego cało.
-Kochanie...- przytuliłam się do niego z emocji i zdałam sobie sprawę z tego, że moje złe przeczucia nie były bezpodstawne i naprawdę mogło dojść do tragedii. Oczywiście się rozpłakałam.
-Spokojnie, nic się przecież nie stało.- obejmował mnie mocno, kołysając w swoich ramionach i pocierając moje plecy.
-Ale mogło. Tak strasznie się o Ciebie bałam...- wyrwałam się z jego uścisku i zaczęłam głaskać go po twarzy, jakbym nie wierzyła, że on tu jest cały i zdrowy.
-No już skarbie... Wszystko jest dobrze. Ciicho.- uspokajał mnie słowami, pocałunkami i w ogóle jak się tylko dało, a ja nadal byłam roztrzęsiona. -Dul uspokój się! Jestem tu i nic mi nie jest, widzisz?- podniósł głos, delikatnie potrząsając mną za ramiona. Wzięłam głęboki wdech, żeby się uspokoić. -Już?- zapytał po chwili, unosząc mój podbródek.
-Tak, przepraszam za tą histerię.
-Nie musisz, rozumiem Twoje zdenerwowanie skarbie.
-A co miało być tą niespodzianką?- starałam się zmienić temat.
-No to, że na zawsze się od nich uwolnimy.
-Aha, w takim razie proszę żadnych więcej niespodzianek.- zaśmiałam się.
-Dobrze, nigdy więcej.- pocałował mnie na potwierdzenie i podszedł do małej, głaskając ją po rączce.
-Ona też się o Ciebie martwiła, wiesz? Pół dnia przepłakała.- powiedziałam, przytulając się od tylu do Uckerka.
-Oj moja kochana księżniczka...- wziął ją na ręce, pocałował i czule do siebie przytulił.
-Położysz ją spać?
-A co z tego będę miał?- zapytał ponętnie. Z trudem powstrzymałam śmiech, bo doskonale wiedziałam, co on ma na myśli.
-Buziaka.- odpowiedziałam krótko i odeszłam.
-Widzisz maleńka, jaka ta Twoja mama niedobra?...- powiedział do Anabell.
-Słyszałam!!- krzyknęłam z pokoju.
-Nieprawda!- odkrzyknął mi. -Zaśnij kochanie szybko, proszę...- dalej gadał do małej.
-Nawet jej przeciwko mnie nie buntuj, bo to się źle dla Ciebie skończy kotku.- ostrzegłam, wracając na chwilę do kuchni.
-Nie marudź... Idź się wykąpać, a ja zadbam o nastrój wieczoru.
-Nie skarbie. Chciałabym, ale po dzisiejszym dniu chcę tylko pójść spać.- odmówiłam w sumie niechętnie, no ale niestety taka prawda.
-No ja Cię chcę odprężyć po ciężkim dniu słońce.- ciągnął dalej.
-Naprawdę nie, Ucker. Będziesz mógł co najwyżej zrobić mi masaż i posmyrać mnie po plecach, ale na nic więcej nie licz, bo i tak Ci odmówię.- powiedziałam kategorycznie.
-No niech Ci będzie.- zgodził się z niechęcią i mnie pocałował. Ja cmoknęłam w policzek także małą i kierowałam się w stronę łazienki, by się wykąpać. Minęło trochę czasu i wyszłam z łazienki. Ucker jeszcze był w kuchni, karmił małą. Wzięłam się za kolację. Zrobiłam jajecznicę ze szczypiorkiem. Wyszła mi idealnie. Kiedy zjedliśmy, Ucker poszedł się wykąpać, a ja z Anabell do pokoju spać. Po całym dniu płaczu szybko zasnęła. Widocznie była bardzo zmęczona, no ale cóż nie dziwię się. Leżałam sobie z psem, kiedy przyszedł Ucker. Kładąc się koło mnie, powiedział do Luckyego:
-No już, zmykaj mały.- pokazał palcem na podłogę, a pies od razu zeskoczył. -Musimy pogadać skarbie.
-O czym tym razem?- zapytałam, patrząc mu w oczy.
-O naszym ślubie.- tak długo czekałam, aż o tym wspomni. Przytuliłam się do niego mocno.

No dobra dodaję w końcu rozdział ;-) Chciałam sobie po prostu więcej napisać xD Mam nadzieję, że się podoba :-* Następny nie wiem kiedy :-)

czwartek, 5 lutego 2015

Rozdział 45

Leżałam i się nudziłam, czekając aż przyjdzie Ucker, albo przyniosą mi dziecko. Ten wariat to chyba do wszystkich ze swoich kontaktów dzwonił, żeby się pochwalić córeczką, bo tak długo mu to zajmowało. W końcu przyszedł i usiadł koło mnie na łóżku.
-Cześć kochanie. Jak się czujesz?- zapytał, całując mnie w czoło.
-W sumie dobrze. Co oni tak długo robią? Chcę nasze dziecko.- powiedziałam już lekko rozdrażniona.
-Spokojnie, zaraz je przyniosą. Dzwoniłem do Twojej mamy, przywiezie Ci potrzebne rzeczy.
-Ok, dziękuję.- powiedziałam i cmoknęłam Uckera w policzek. Po chwili pielęgniarka przyniosła nam dziecko. Ponownie mogłam ją trzymać, tym razem już dłużej. Tak słodko spała, nie mogłam się napatrzeć.
-Kochanie, jak ją nazwiemy?- zapytał Ucker.
-Co powiesz na Anabell?- już dawno ustaliłam to z jego mamą, ale zapomniałam zapytać go o zdanie.
-Tak miała mieć na imię moja siostra...
-Wiem, Twoja mama mi powiedziała. To jak może być, czy wymyślimy razem coś innego?
-No jasne, że może być. Dziękuję.
-Za co?
-No za to, że wybrałaś takie imię. Moja mama zapewne też będzie szczęśliwa.
-Na pewno, ale ona już o tym dawno wie. Jakby to powiedzieć?... Ty dowiedziałeś się ostatni. -zaśmiałam się.
-Cześć.- usłyszałam nagle. To była Maite z Christianem. Podeszli i zaczęli podziwiać dziecko. Niedługo potem zbiegła się cała reszta: rodzice Uckera, moja mama i Mia. 

Następnego dnia popołudniu mogłam już wyjść ze szpitala. Było dość zimno, więc ubraliśmy grubo małą, żeby się przypadkiem nie rozchorowała. Mój kochany, inteligentny Uckerek miał problem z zapięciem jej w foteliku, ale oczywiście ja jedyna mądra dałam radę. Po kilkunastu minutach dotarliśmy do domu. Reakcja Luckiego na Anabell była świetna. Jak trzymałam ją na rękach, to na mnie skakał. A jak ją położyłam na łóżko, to aż tam wskoczył i zaczął wkoło niej krążyć i wąchać, ale nie odważył się do niej zbliżyć. Wyglądało to bardzo śmiesznie, a jednocześnie słodko. Nakarmiłam małą, wykąpałam i usiłowałam uśpić. Albo nie była śpiąca, albo jak stwierdził Ucker od małego jest złośliwa, niby po mnie oczywiście. Leżałam z nią w naszej sypialni na łóżku i delikatnie głaskałam po maleńkiej rączce. Co chwilę zamykała oczka, a już po chwili je otwierała i płakała. Kiedy w końcu zasnęła na trochę dłużej i miałam nadzieję, że będzie już spała, do pokoju wszedł Ucker, pytając:
-I co, zasnęła?- obudził ją, zaczęła płakać.
-O nie... Teraz Ty ją usypiasz, cześć.- wstałam trochę zdenerwowana chciałam wyjść, ale Ucker mnie zatrzymał.
-Ej no, nie rób mi tego. Pomóż!- wręcz błagał, a ja okrutna wybuchnęłam śmiechem.
-Dobranoc kochanie.- podeszłam do Anabell i ją pocałowałam. -Powodzenia kotku.- powiedziałam złośliwie do Uckera i jego także pocałowałam.
-To co mała?... Pokażemy mamusi, jak się zasypia?- powiedział do małej, kładąc się koło niej. Wyszłam z pokoju i poszłam na kolację. No cóż... Musiałam sobie ją zrobić sama, więc z lenistwa postawiłam na płatki. Kiedy zjadłam, zajrzałam do pokoju, gdzie Ucker usypiał dziecko. Słodki widok... Śpiewał jej kołysanki, prosił, żeby zasnęła. Szło mu to chyba nieco lepiej niż mi, ale nigdy mu tego nie przyznam, haha. Poszłam się kąpać. Sporo czasu spędziłam w wannie pełnej gorącej wody z pianką. Mogłabym tak godzinami, ale stwierdziłam, że pora sprawdzić, jak sobie radzi Christopher. Wyszłam z wanny, zarzucając na siebie jedynie szlafrok, w dodatku Uckera. Normalnie ubrałabym piżamę, ale jej nie wzięłam, bo musiałabym wchodzić na dobre do pokoju. Rozczesałam mokre włosy, umyłam zęby i wyszłam z łazienki. Cichutko weszłam do sypialni. Na mojej twarzy od razu zagościł uśmiech. Anabell zasnęła, ale z nią też i Ucker. Biedny był już chyba nieźle zmęczony. Ciekawa jestem tylko, które z nich zasnęło pierwsze, ale tego się chyba nigdy nie dowiem. Chciałam przenieść małą do łóżeczka, ale uniemożliwiał mi to Ucker, przytulony do niej. Niestety musiałam go obudzić. Potrząsnęłam go delikatnie za ramię, on od razu otworzył oczy i podniósł się lekko. Dobrze, bo to znaczy, że dość czujnie spał.
-Śpij sobie, śpij. Ja tylko przeniosę małą do łóżeczka, ubiorę się w piżamę i już do Ciebie idę.- powiedziałam, pocałowałam go w policzek i przeniosłam dziecko. Po chwili już kładłam się na łóżku przy ukochanym.
-Ja wcale nie spałem.- wydukał cicho, odwracając się w moją stronę.
-Yhm, jasne... Dobranoc.- zaśmiałam się i wtuliłam się w niego.

-Śpij słodko skarbie.- odpowiedział, całując mnie w czoło. 

Według planu dodaję w czwartek :) Aż nie mogę uwierzyć, że niedługo koniec tego opowiadania, aż tak trochę dziwnie, no ale cóż... xD No więc mam nadzieję, że rozdział się podoba, choć jest trochę krótki i taki o niczym :* 

wtorek, 3 lutego 2015

Rozdział 44

Patrzyłam na nią zdziwiona. W końcu odezwała się pierwsza:
-Co się tak patrzysz, siostry nie poznajesz?- zapytała po chwili Mia z uśmiechem.
-No jasne, że poznaję. Kiedy wróciliście?- zapytałam, parząc na nią nadal z niedowierzaniem.
-Jakieś dwa miesiące temu. Martwiliśmy się o Ciebie. Gdzie Ty zniknęłaś?
-Przeprowadziłam się, ale to długa historia. A gdzie Sol?
-Nie gadajmy o tej suce. To też długa historia.
-Wow, ok. A rodzice też wrócili?
-Tak, to znaczy tylko mama.
-Czemu?
-Bo ojciec wolał tam zostać ze swoimi "ważnymi sprawami", więc mama się z nim rozwiodła.
-Serio?...- wow, byłam w szoku. Nie sądziłam, że mama się kiedyś na to odważy.
-Tak i dlatego się do Ciebie nie odzywaliśmy. Ojciec ma na nas wszystkich wyjebane, a my przez długi czas żyłyśmy bez telefonu. Ale teraz jest już dobrze. Jesteśmy tutaj i wszystko się ułoży. Będziemy tylko we trzy z mamą. Ojciec i Sol nie są nam do niczego potrzebni.- spojrzała na mój brzuch. -No dobra... Chyba będzie nas więcej.
-Co? Aha, no tak.- zaśmiałam się.
-Który miesiąc? I w ogóle czyje to dziecko?
-Ósmy, a wszystkiego dowiesz się kiedy indziej. Przyjdź dzisiaj popołudniu do mnie z mamą. Chcę ją też zobaczyć. Zapisz sobie gdzieś adres.
-Ok.- podyktowałam jej adres, a ona zapisała w telefonie. Pożegnałyśmy się i poszłyśmy każdą w swoją stronę. Ucieszyło mnie to spotkanie i zmiana Mii. Była taka miła, w ogóle zupełnie inna. Zastanawiało mnie bardzo, co zrobiła Sol, że Mia ją tak znienawidziła. Miałam nadzieję, że się tego wszystkiego później dowiem. Wróciłam do domu i zjadłam śniadanie. Nim się obejrzałam, wrócił Ucker. Opowiedziałam mu o spotkaniu z Mią. Jego też zdziwiła jej zmiana. Chciałam trochę posprzątać w domu przed wizytą mamy. Oczywiście Ucker mi na to nie pozwolił i sam się tym zajął. No cóż nie pozostało mi nic innego, jak siedzieć przed telewizorem. Później przysiadł się do mnie Christopher. Nie minęło dużo czasu, a usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Poszłam otworzyć. Na widok mamy mimo wszystko się do niej od razu przytuliłam. Do oczu podchodziły mi łzy.
-Tęskniłam...- wyznałam cicho.
-Ja za Tobą też córeczko.- odpowiedziała mama, tuląc mnie jeszcze mocniej. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo mi jej brakowało. Choć miałam Uckera, który dawał mi tak wiele miłości, czułości, to jednak zawsze potrzebowałam miłości matki. -Przepraszam za te wszystkie lata. Dopiero teraz zrozumiałam, jak bardzo Was kocham.- wszystkie trzy się rozpłakałyśmy, a do uścisków dołączyła Mia.
-Wybaczam Ci, bo rozumiem, że to nie była Twoja wina. Zresztą teraz zaczniemy nowe życie, lepsze.- powiedziałam, ocierając łzy. Po chwili poszłyśmy do kuchni, gdzie był już Ucker. Mama, jak i zresztą też Mia były zaskoczone, że jestem z Uckerem, że to on jest ojcem dziecka i w ogóle. Dowiedziałam się, że Mia powiedziała mamie jak było naprawdę z tym ochroniarzem. A Sol to bym najchętniej wytargała za kłaki, bo wyszły na jaw niektóre sprawy, ale mniejsza z tym. Dobrze, że Mia zmądrzała i odwróciła się od tej suki. Miejmy nadzieję, że samotność ją także czegoś nauczy, bo w tym momencie to nawet mama nie chce o niej słyszeć. Przegadałyśmy całe popołudnie, a Ucker robił za kelnera, bo ciągle robił nam nową kawę, herbatę. Aż mi go szkoda było, ale w sumie nie protestował. Pod wieczór mama z Mią wróciły do domu. W pełni szczęśliwa zjadłam kolacje z ukochanym, wykąpałam się i poszłam spać. Następnego dnia poszłam z Uckerem na miasto po wyprawkę dla dziecka. Chcieliśmy mu kupić jakieś ubranka, zabawki i inne potrzebne rzeczy oraz urządzić pokój. Było już potwierdzone, że będzie to dziewczynka, więc większość akcesoriów wybraliśmy różowych. Jak wróciliśmy przyszła do nas May z Chrisem. My sobie siedziałyśmy, gadałyśmy i piłyśmy herbatkę, a oni robili pokój dla dziecka. Efekt końcowy był oszałamiający. Wszystko idealnie dobraliśmy i ten róż- no cudownie, bosko, tak słodko. Teraz jeszcze bardziej nie mogłam się doczekać, aż dziecko przyjdzie na świat.

Odkąd mama z Mią pierwszy raz do nas przyszły, bywają tu prawie codziennie. To dobrze, bo nie siedzę sama w domu z psem, mam miłe towarzystwo. I Ucker jest spokojniejszy, nie martwi się o mnie tak bardzo. Ale tak się zastanawialiśmy, czy jak urodzę, to też będziemy codziennie mieli gości. Wtedy może być to trochę uciążliwe. Nie no to tylko takie wygłupy i fantazje Uckerka. Teraz prawie w ogóle nie bywałam sama w domu. Tak minął kolejny miesiąc. Tak, to oznacza, że byłam w dziewiątym miesiącu ciąży. Miałam już ustalony termin i w ogóle, i strasznie się bałam. Układałam w głowie różne czarne scenariusze, które później odganiałam. W sumie z jednej strony był strach, a z drugiej ciekawość. Bardzo się niecierpliwiłam, chciałam mieć to już za sobą. Ucker także bardzo wyczekiwał tego dziecka. Pewnego dnia wieczorem kiedy jedliśmy kolację, złapały mnie okropne skurcze. Christopher oczywiście zaczął siać panikę. Tym razem nie na próżno, bo to był początek tej wyczekiwanej chwili. Wziął mnie na ręce i zaniósł do samochodu. Jechał chyba najszybciej, jak się dało. Bóle z każdą chwilą się nasilały. W końcu dotarliśmy do szpitala. Poród trwał bardzo długo. Cały czas był przy mnie Ucker i trzymał mnie za rękę. Wreszcie nastał ten piękny moment, usłyszeliśmy pierwszy płacz naszej córeczki. Byłam taka szczęśliwa. Widać było, że Ucker także. Zaczął mnie tulić, całować. Po chwili podszedł lekarz z naszym dzieckiem na rękach. Chciał mi ją podać, ale byłam tak zdenerwowana, zafascynowana i w ogóle, że aż strasznie trzęsły mi się ręce. Wobec tego podał ją Uckerowi. Wyszło w zasadzie na to samo, bo on i tak siedział przy mnie.
-Cześć kochanie.- powiedział Ucker do dziecka, był w nią wpatrzony jak w obrazek. Ja także przyglądałam się jej z zachwytem. Była taka maleńka, krucha, bezbronna. Nie wiem dlaczego, ale przez chwilę bałam się ją wziąć. Miałam po prostu takie wrażenie, że u Uckera jest bezpieczniejsza. Szybko jednak pozbyłam się tego strachu.
-Dasz mi ją?- poprosiłam, wystawiając ręce.
-Jasne.- zgodził się i pocałował mnie w czoło. -Chodź maleńka, pójdziesz do mamusi.- powiedział po chwili, podając mi ją. Trzymałam ją tak bardzo delikatnie, jakby była z porcelany. Ucker chyba się bał, że jej nie utrzymam, bo nie zabrał swoich rąk i mi ją podtrzymywał. Po chwili jednak nabrałam pewności siebie i trzymałam ją normalnie, zupełnie sama, patrząc na nią z uśmiechem.
-Przewieziemy Panią na salę, dobrze?- powiedziała pielęgniarka.
-Yhm.- przytaknęłam, nawet na nią nie spoglądając.
-To ja w tym czasie wszystkich powiadomię.- stwierdził Ucker.
-Widzisz skarbie teraz się będzie Tobą chwalił…- powiedziałam słodkim głosem do małej, śmiejąc się.

-No co? Muszę.- podsumował i wyszedł. Lekarze wzięli dziecko jeszcze na badania i tak dalej, a mnie przewieźli na salę. Strasznie dłużył mi się ten czas, kiedy siedziałam tak sama. Pragnęłam ciągle być przy córeczce, nie rozstawać się z nią ani na chwilę, ale w tym momencie to niestety nie było możliwe. 

Miał się trochę inaczej skończyć ten rozdział, ale już zakończyłam ten wątek xD Heh, kolejny układ uważam za udany ;) No więc teraz M Marzenie lecę czytać u Ciebie epilog :D 

niedziela, 1 lutego 2015

Rozdział 43

Minęły kolejne dwa miesiące. Jestem taka szczęśliwa! Mam wspaniałego chłopaka, yy przepraszam narzeczonego, cudownego, słodkiego pieska, a w dodatku jestem w ósmym miesiącu ciąży. I czego chcieć więcej? Ucker znalazł sobie w końcu jakąś pracę, więc zyskałam trochę spokoju. Po pół dnia siedzę sama w domu, czasami rano, czasami popołudniu. To zależy od tego, na jaką zmianę idzie Ucker. Specjalnie poszedł do takiej pracy, gdzie nie ma na nocki, żeby mnie samej tak nie zostawiać, bo wie, że po tym wszystkim się boję. Jego to w ogóle chyba dopadła jakaś obsesja na moim punkcie, jest okropnie nadopiekuńczy. Jak jest w domu, to nic nie pozwala mi robić, a jak jest w pracy, to średnio co pół godziny dzwoni, albo pisze smsy, żeby zapytać, jak się czuję. To się robi strasznie męczące, no ale jakby nie patrzeć podoba mi się to, bo jest przy tym taki słodki i czuły. Dla mnie to najlepszy dowód jego miłości. Najbardziej zaskakują mnie jego umiejętności kulinarne. Ciągle znajduje nowe przepisy w internecie. Nie wychodzą mu tylko ciasta, ale cała reszta jest pyszna. Dzisiaj miał na rano do pracy, więc to ja musiałam zająć się przygotowaniem obiadu. Coraz ciężej mi się poruszać, ale nie ma co się dziwić, bo sporo przytyłam. Mój brzuszek był już tak wielki, że stojąc praktycznie nie widziałam własnych stóp. Wyglądałam bardzo grubo, nad czym jak zauważyłam wiele kobiet bardzo ubolewa. Dla mnie było to piękne, bo czułam, że rośnie we mnie nowe życie- owoc wielkiej miłości. Dziecko coraz mocniej kopało i nie zawsze było to tak przyjemne, jak na początku. Często nawet budziło mnie w nocy. Chwilę przed przyjściem Uckera skończyłam robić obiad. Może nie wyszło mi to tak dobrze, jak jemu, ale jednak zawsze coś.
-Kochanie, już jestem!- usłyszałam głos Uckera, który właśnie wszedł do domu. Powoli wstałam z kanapy i podeszłam do niego, całując go słodko. -Jak się czujesz skarbie?- zapytał, obejmując mnie.
-Dobrze, już dzisiaj o to pytałeś.- zaśmiałam się.
-Tak? Nie pamiętam.
-Wyobraź sobie, że z jakieś 300 razy smsem, plus 10 razy przez telefon.
-Nie przesadzaj, trochę sobie dodałaś misiu.- stwierdził oburzony.
-Oj, tak sobie powiedziałam. Wystarczy, chodź na obiad.- zakończyłam i poszliśmy do kuchni.  Zjedliśmy w dość szybkim tempie, bo pies kręcił się wkoło nas, domagając się wyjścia na dwór. No więc poszliśmy na spacer. Trzymaliśmy się za ręce, a Ucker w drugiej miał smycz. Chciałam jak najszybciej pójść w miejsce, gdzie jest nieco bardziej pusto. Dlaczego? Denerwował mnie wzrok innych ludzi na mnie i ciągłe odpowiadanie na pytania, typu "Kiedy urodzisz?". Nie wiem dlaczego, ale jakoś mnie to drażniło, a co robił mój ukochany? Oczywiście się ze mnie śmiał. W końcu znaleźliśmy się w parku. Spuściliśmy psa ze smyczy, żeby się wybiegał i usiedliśmy na ławce. Niesamowicie się zmęczyłam tym chodzeniem. Siedziałam i odpoczywałam, podczas gdy Christopher bawił się z Luckym. Patrzyłam na nich z uśmiechem. Tak nie chciał psa, a teraz się tak zaprzyjaźnili. Właściwie to on się nim cały czas zajmuje i w ogóle. Rzucił mu patyka i podszedł do mnie.
-Wszystko w porządku? Czy chcesz iść już do domu?- zapytał jak zwykle z troską, siedząc obok mnie na ławce i głaskając mnie po kolanie.
-Eh... Wszystko jest ok. Możemy tu jeszcze posiedzieć. No chyba, że Ty chcesz już iść, to ok. Mi to w sumie obojętne.- odpowiedziałam.
-Dobra to zostaniemy jeszcze chwilkę, zaraz pójdziemy. Tak?
-Tak kochanie, zgadzam się na wszystko.- powiedziałam i go delikatnie pocałowałam, obejmując dłońmi jego twarz. Po chwili wstał i wrócił do zabawy z psem. Niedługo potem wracaliśmy już do domu. Po drodze wstąpiliśmy do supermarketu po coś na kolację. W domu od razu zaczęliśmy ją wspólnie przygotowywać. Kiedy zjedliśmy, poszłam się wykąpać. Jak zwykle zajęło mi to sporo czasu. Później leżałam sobie już w łóżku, czekając na Uckera. Niespodziewanie wskoczył do mnie Lucky i od razu wtulił się we mnie słodko. W końcu do pokoju wszedł Christopher w samych bokserkach. Zmierzyłam wzrokiem jego pociągające ciało, przygryzając dolną wargę. Mogłam się tylko obejść smakiem, bo niestety to już trochę nie czas na seks oczywiście ze względu na moją zaawansowaną ciąże. Położył się koło mnie i chciał wygonić psa.
-Zostaw go, przecież on sobie tylko śpi.- powiedziałam, głaskając już obudzonego psa.
-Śpi? W moim łóżku i z moją narzeczoną.- oburzył się, haha jest zazdrosny o psa.
-Skarbie, czy Ty nie przesadzasz?...- wybuchłam śmiechem.
-Oj, wygłupiam się.- jasne... przecież widziałam, że to było na serio, ale nieważne.
-No ok. Chce Ci się już spać, bo mi ani trochę?- zapytałam, powoli odwracając się w jego stronę.
-W sumie nie, chociaż jutro muszę wcześnie wstać.- odpowiedział i objął mnie słodko.
-To dobrze, bo dotrzymasz mi towarzystwa i ze mną pogadasz.
-Ach te nasze rozmowy... Co tym razem wymyśliłaś?
-Już coś wymyśliłam... Nie można tak bez celu pogadać wieczorem?...
-No jasne, że można.
-Czy Ty też tak bardzo byś chciał, żebym już urodziła?...
-Tak, ja też się już nie mogę doczekać. Wyobraź sobie ten moment, kiedy weźmiemy na ręce nasze dziecko...
-To będzie piękne. Ale wiesz co? Trochę się boję.
-Ale czego?
-No ogólnie przyszłości. Zaczynając od porodu, kończąc na wychowaniu dziecka. A co jak nie będę dobrą matką?...- mówiłam i wtuliłam się mocno w Uckera.
-Na pewno tak nie będzie. Skarbie będziesz najlepszą mamą na świecie, jestem tego pewien.- zapewniał, głaskając mnie po brzuchu.
-Tak myślisz?
-No jasne. Jestem tego tak pewien, jak miłości do Ciebie.- pocałował mnie delikatnie w policzek.
-Jesteś kochany. Co ja bym bez Ciebie zrobiła?...
-W tej sytuacji nic, bo gdyby nie ja, to nie byłabyś w ciąży.
-No tak.- zaśmiałam się.
-Chcesz jeszcze coś jeść, czy pić? Bo chcę iść spać, a jak coś, to Ci jeszcze przyniosę.
-Nie, już nic nie chcę. W sumie nadal mi się nie chce spać, ale zrobię to dla Ciebie i przestanę gadać, żebyś normalnie wstał do pracy.
-Dziękuję za Twoje poświęcenie kochanie.- zaśmiał się i pocałował mnie w czoło. -Dobranoc.- dodał po chwili.
-Dobranoc.- odpowiedziałam i wtuliłam się w niego mocno. Po chwili Ucker już spał. Ja leżałam jeszcze jakiś czas i nie mogłam zasnąć. W końcu mi się to udało.


Następnego ranka znowu byłam sama w domu. Ucker trochę zaspał do pracy, więc nie zdążył kupić bułek. Ubrałam się i poszłam do sklepu. Zrobiłam szybko zakupy i już wracałam do domu. Szłam, odpisując Uckerowi na standardowego smsa "Jak się czujesz?" Nagle na kogoś wpadłam. Podniosłam wzrok. Widok tej osoby bardzo mnie zaskoczył.

No dobra niech stracę xD  Powiedziałabym wyłudzony rozdział, ale w sumie wynegocjowany, tym razem przez M Marzenie :D No więc następny jakoś w środę może ;)