wtorek, 24 lipca 2018

Epilog "Blanco y Negro"

Piękna, dojrzała kobieta o ciemnych, smutnych oczach spaceruje samotnie ulicami Paryża. Głowę ma pełną myśli, w sercu pustkę, a wspomnienia niosą ją wprost na pewien most. Podchodząc bliżej dostrzega tam mężczyznę, opierającego się o barierkę. Po jakimś czasie już wie, kogo widzi i dlaczego przyszła tutaj akurat teraz. Staje tuż obok niego i kładzie swoją dłoń na jego. Ich smutne spojrzenia się spotykają, a palce splatają. Oboje spoglądają na swoje ręce i uśmiechają się delikatnie, widząc jak dwa serduszka na nadgarstkach znów są przy sobie, a tuż obok znajduje się zamknięta kłódka z ich inicjałami.
-Czy Ty też próbujesz znaleźć nasz kluczyk, by móc wreszcie całkiem zakończyć tą miłość?- pyta kobieta, której oczy lekko lśnią od łez.
W tej chwili przestaje czuć dotyk dłoni ukochanego mężczyzny, a on powoli znika w ciemności. Odchodzi bez słowa, spoglądając na nią po raz ostatni, a ona zalewa się łzami i próbuje go wołać, ale nie może wydobyć z siebie głosu, więc szepta tylko ciche "Nadal Cię kocham"

Obudziłam się w środku nocy zapłakana i przestraszona. Śnił mi się Christopher! Cichutko wyswobodziłam się z objęć mojego męża, zarzuciłam na siebie szlafrok i wyszłam na taras. Noc była ciepła, więc usiadłam na schodkach i patrzyłam na gwiaździste niebo. Po moich policzkach spływały łzy, bo ten jeden sen uświadomił mi tak ważną rzecz... Nigdy nie przestałam kochać Uckera. Był moją pierwszą miłością, ale miłością tak wielką, że nigdy nie zgasła. Ten sen był tak autentyczny, że aż bolesny. A najgorsze jest to, że zdecydowanie nie powinnam już nic do niego czuć! Nie jestem już nastolatką, mam 28 lat, męża i 5-letnią córkę. Żyję tak, jak chcieli tego moi rodzice, chociaż z nimi nadal mam nie najlepsze relacje. Po relaksującej podróży z Joaquinem wróciłam do Meksyku i zamieszkałam sama. Z nim nic mnie nie łączyło, był cały czas jedynie moim przyjacielem. Odcięłam się od rodziców i w żadnej sprawie nie chciałam ich pomocy. O wszystko zawsze prosiłam sąsiada i przypadkiem staliśmy się sobie bliscy. Zbudowaliśmy związek na wspaniałej przyjaźni, wiedział o mnie wszystko. Wkrótce zamieszkaliśmy razem, wzięliśmy ślub i urodziła nam się córeczka. Nigdy nie pokochałam Alvaro tak mocno jak Christophera. Nie jest to tak szalona miłość, ale kocham go, a moja rodzina jest dla mnie najważniejsza. Od dziesięciu lat nie widziałam Uckera, aż do wczoraj... Zupełnie przypadkiem spotkałam go w kinie, był tam ze swoją żoną i synkiem. Oboje nie wiedzieliśmy, jak się zachować. W końcu to ja odezwałam się pierwsza:
-Hej, co tam?
-Cześć. Jejku, ile my się nie widzieliśmy...- odpowiedział z delikatnym uśmiechem, patrząc mi w oczy.
-Dziesięć lat?- podpowiedziałam.
-No tak, dokładnie. Co u Ciebie? Wyglądasz pięknie, kwitnąco.- stwierdził, przyglądając mi się.
-Dziękuję, u mnie świetnie. To jest mój mąż Alvaro, a to moja córka Diana. Widzę, że Tobie też się jakoś ułożyło, jednak się dało...- musiałam wtrącić zgryźliwy komentarz, a on lekko przewrócił oczami.
-Tak, super nam się układa. Od dwóch lat jesteśmy małżeństwem, a nasz synek ma już trzy latka i nie chciał odpuścić sobie tej bajki i musieliśmy iść z nim do kina.- totalnie zignorował moją uwagę, mówiąc z miłością o swoim dziecku, które trzymał za ręce wraz z żoną.
-Kochanie, chodźmy już.- Alvaro złapał mnie za rękę i chciał już iść do kas.
-A faktycznie, musimy już iść.- przyznałam mu rację. -Pa, miło było Cię spotkać.- rzuciłam do Uckera z ciepłym uśmiechem.
-Może umówimy się kiedyś na kawę? Pogadalibyśmy i w ogóle...- zaproponował.
-Tak, może tak... Na pewno, kiedyś...- zbyłam go zmieszana i poszliśmy.

Po tym spotkaniu do teraz nie mogę dojść do siebie. Można powiedzieć, że ucieszyłam się na jego widok, bo od 10 lat nic o nim nie wiedziałam i nie raz zastanawiałam się, czy jakkolwiek ułożył sobie życie. Z jednej strony kamień spadł mi z serca, jak go zobaczyłam szczęśliwego z rodziną. Jednak z drugiej strony serce mnie zabolało... On ma żonę, dziecko i za pewne bardzo ich kocha! Rozmawiał ze mną tak, jakbym była tylko jego starą znajomą, a nie wielką miłością. To było przykre, a nawet bardzo... Nie raz wyobrażałam sobie nasze ponowne spotkanie, ale nigdy w ten sposób. Liczyłam na niekończącą się rozmowę, wspólne wspomnienia... Ale nie myślałam, że zakończy się na przedstawieniu swoich małżonków i dzieci. Alvaro to przerwał nie z żadnej zazdrości czy coś w tym stylu... Wyjaśnił mi później, że zauważył moje zakłopotanie i chciał mnie jedynie ocalić. Dobrze zrobił, bo czułam się coraz bardziej niezręcznie i w każdej chwili mogłam powiedzieć coś głupiego. 

Teraz siedząc na schodach i łykając swoje łzy, czułam się tak cholernie źle... Kocham Alvaro, ale Ucker nagle powrócił niczym widmo przeszłości i namieszał w moim sercu. Już dawno zrozumiałam, że miał rację, gdy się rozstawaliśmy... Nigdy nie byłam na niego o to zła, a on na zawsze pozostał moim najpiękniejszym wspomnieniem, pierwszą miłością... Miłością, o której się nie zapomina, choć w sercu nie ma już dla niej miejsca. Nie wiem, jak wyglądałoby moje życie z Christopherem i często się nad tym zastanawiam, ale dziś spokojnie mogę stwierdzić, że niczego nie żałuję... Nie żałuję tego, że go kochałam, ani tego że odważyłam się zakochać ponownie i jestem z Alvaro. To dwa różne światy, różne miłości, ale każda wyjątkowa na swój sposób i tak niezbędna w moim życiu. Dzięki Uckerowi mam najpiękniejsze wspomnienia, ale Alvaro dał mi stabilizację, spokój i przede wszystkim moją córcię, która teraz jest moim największym skarbem. Pewne rzeczy bolą, zalegają w sercu i pamięci, ale trzeba je po prostu zaakceptować. Muszę pogodzić się z tym, że nigdy nie przestanę kochać Christophera, ta miłość nie umrze, chociaż w rzeczywistości już od dawna jest martwa.

💔💔💔💔💔💔💔💔💔💔💔💔

No i mamy epilog mojego ostatniego opowiadania. Mam nadzieję, że wam się spodoba, bo w sumie happy end jest, ale nieco inny xD Ogólnie to jestem zakochana w tym co napisałam, podoba mi się cholernie :) 
Chciałam z tego miejsca podziękować wam za te cudowne 5(?) lat na tym blogu. Swego czasu było to dla mnie najważniejsze, kocham was ❤️ Pisanie tych opowiadań zawsze było dla mnie hobby, czymś co robiłam w zupełnie każdej wolnej chwili i ciągle czekałam na komentarze, cieszyłam się, że komuś tam się to podoba. Będzie mi tego brakować, ale niestety magia tego miejsca zniknęła już dawno... Dziękuję wam za czytanie, komentowanie, za to że miałam gdzie napisać też coś prywatnego, bo w sumie dużo o mnie wiecie z tego xD
Będę naprawdę za tym tęsknić i smutno mi jakoś, ale w sumie zamykam pewien etap w życiu i idę dalej. Gdyby nawet było was tu nadal dużo, to i tak za pewne bym skończyła z pisaniem, bo nie miałabym czasu... Najwięcej czasu pochłania zdecydowanie mój chłopak najkochańszy na świecie, praca, a od października studia zaocznie (psychologia, może pamiętacie, że zawsze o tym marzyłam). Tak więc niestety żegnamy się, ale jeśli chcecie, żebym tu zaglądała, pisała cokolwiek nawet o sobie, to dajcie znać w komentarzach tutaj, też zresztą odpiszę wam oczywiście.
I pytanie do was: Które opowiadanie było waszym ulubionym i zapamiętacie je szczególnie? 
Papa, skarby 😘

sobota, 23 czerwca 2018

24. "Mój świat to Ty"

Jacht Joaquina to jedno z najbardziej eleganckich miejsc, w jakich byłam. Lokaje na wejściu podający szampana, delikatny wystrój, muzyka klasyczna w tle... No cóż, muszę przyznać, że w tym miejscu nastrój był wspaniały i nawet mi bardzo się tu spodobało. Na pokładzie czekał na nas wykwintny obiad, który niezbyt smakował Christopherowi. Znowu był taki spięty i milczący, a ja wręcz przeciwnie. Tak bardzo się cieszyłam ze zgody rodziców na nasz związek, że cały czas byłam wesoła i rozgadana. Ostatnio nie miałam ochoty słuchać bzdur Joaquina, teraz było inaczej. W sumie nawet miałam o czym z nim gadać, nie był aż takim nudziarzem. Opowiedział mi o ciekawych podróżach, ten człowiek zwiedził prawie cały świat. Zrozumiałam, że fakt, iż gra na skrzypcach i uwielbia muzykę klasyczną, nie skreśla go całkiem i automatycznie nie sprawia, że jest cholernie nudny. Daleko mu do Uckera, ale nie jest zły. Po dłuższej rozmowie było mi trochę szkoda, że muszę mu kategorycznie odmówić. Rodzice nadal byli nim zafascynowani i poprosili, by zagrał na skrzypcach. Ochoczo wziął swój instrument i triumfalnie powiedział:
-Będzie to utwór specjalnie dla mojej przyszłej żony.
-Dziękuję, ale ja...- nie zdążyłam nic powiedzieć, bo zaczął grać pierwsze nuty "My heart will go on" z Titanica.

To było naprawdę przepiękne i mimo, że nie przepadam za dźwiękiem skrzypiec, rozpływałam się, słuchając tego z szerokim uśmiechem na twarzy. Gdy skończył, wszyscy głośno klaskaliśmy, byłam wręcz oczarowana tym brzmieniem. Napiłam się troszkę wina, po czym Joaquin poprosił mnie do tańca. Zgodziłam się, bo przecież to chyba nic złego. Moja mama puściła jakąś spokojną muzykę instrumentalną i zaczęliśmy tańczyć. Muszę przyznać, że Joaquin jest wspaniałym tancerzem... Prowadził mnie z gracją i delikatnością, naprawdę dobrze mi się z nim tańczyło. Ściemniało się już trochę, więc na jachcie panował jeszcze lepszy nastrój. Podczas gdy my tańczyliśmy, moi rodzice, Sofia i Christopher stali i się przyglądali. Mój chłopak nie wyglądał na zadowolonego, ale na szczęście nie był też jakoś strasznie zły. Później zaczął rozmawiać z moim tatą, nie wiem o czym. Joaquin mnie zagadał, więc ich nie obserwowałam. W pewnym momencie Ucker zniknął mi z oczu. Nie wypadało przerwać tańca i lecieć go szukać, więc czekałam do końca. Gdy skończyliśmy, udałam, że muszę iść do toalety. W rzeczywistości ruszyłam na poszukiwania Christophera. Obeszłam cały jacht dokoła i w końcu go znalazłam. Stał przy barierce i patrzył w morze. Na początku mnie nie zauważył, był ewidentnie pogrążony w myślach. Podeszłam do niego od tyłu i go objęłam.
-Czemu tu tak stoisz, kochanie?- zapytałam cicho tuż przy jego uchu.
-Wolałem nie patrzeć, jak Cię tracę.- odpowiedział beznamiętnie, nadal patrząc w bliżej nieokreślony punkt na horyzoncie.
-Dlaczego tak mówisz? Przecież...- zrobiło mi się smutno i źle przez jego słowa i chciałam się tłumaczyć
-Przestań, Dul.- powiedział chłodnym tonem, ściągając moje ręce ze swojego ciała.
-Co?- zapytałam zdezorientowana, ciągnąc go, by się do mnie odwrócił.
-Coraz bardziej uświadamiam sobie, że ta miłość to błąd.- powiedział, a mnie aż zatkało, w moich oczach pojawiły się łzy.
-Czemu? Nie mów tak, przecież bardzo Cię kocham.- to mój jedyny sensowny argument...
-Teraz tak. Ale twój tata ma rację... Jesteś księżniczką i szybko możesz się znudzić życiem u mojego boku. Ja niczego nie mogę Ci zaoferować i prędzej czy później tego pożałujesz i zatęsknisz za luksusami. Dul, ja też Cię kocham, ale ten związek nie ma przyszłości, więc lepiej to zakończyć pokojowo.- mówił spokojnie, ciągle patrząc w moje oczy mokre od łez.
-Nie, przestań... Po cholerę słuchasz się moich rodziców?! Gadają tak celowo, żeby nas rozdzielić. Tata na pewno chciał Cię zmanipulować, żebyś miał wątpliwości.
-Być może, ale tak czy siak miał rację. Powiedz mi, jak wyglądałaby nasza wspólna przyszłość? Nie byłabyś szczęśliwa, a ja za bardzo Cię kocham, żeby na to pozwolić. Wolę zniknąć z twojego życia i dać Ci szansę na prawdziwe szczęście, nie mogę Cię ograniczać.- nie podoba mi się to...
-Nie będę szczęśliwa bez Ciebie! Nie możesz mnie zostawić, jesteś całym moim światem.- zaczęłam go praktycznie błagać, bo już nic mi nie pozostało.
-Dulce, proszę Cię... To naprawdę dla twojego dobra. Spójrz na to wszystko jasnym umysłem, nie sercem... Sama dobrze wiesz, że nie czeka Cię ze mną świetlana przyszłość. Kocham Cię i nie wiem, jak to przeżyję, ale chcę zwrócić Ci wolność, pozwolić wybrać kogoś, kto będzie Ciebie wart. Jesteśmy z różnych światów, skarbie.- przytulił mnie czule, ale ciągle gadał te bzdury.
-Mój świat to Ty.- wydukałam zapłakana.
-A moim jesteś Ty, ale zrozum... Jesteś jeszcze młoda, a ja byłem twoją pierwszą miłością. To co nas łączy, to bardzo wyjątkowe uczucie... Szalona miłość bez zasad i oglądania się na innych. Bałem się tego uczucia, bo wiedziałem, że prędzej czy później się to skończy i dopadnie nas rzeczywistość. Jesteś dla mnie najważniejsza na świecie, kocham Cię i jestem z Tobą szczęśliwy, ale jednocześnie czuję się tak beznadziejnie jak nigdy.
-Dlaczego?- zapytałam, spoglądając na jego smutną twarz.
-Z jednej strony czuję twoją wielką miłość, a z drugiej jest świadomość, że tu nie pasuję. Wiem, że nie jesteś dla mnie i nie powinienem się w ogóle za Ciebie brać. Kiedy jestem tylko z Tobą, jestem szczęśliwy. Jednak nie możemy przecież zamknąć się w klatce przed światem... Przytłacza mnie twoje otoczenie, dystyngowana rodzina. To mnie ogranicza, nie mogę być sobą i chwilami jestem po prostu niepotrzebny nawet Tobie. I nie zaprzeczysz, że na przykład przed chwilą liczyłem się dla Ciebie dużo mniej niż ten lovelas. Podobno miałaś go odrzucić, a Ty nie potrafisz tego zrobić...
-Bo ja...- chciałam się wtrącić, ale położył palca na moich ustach.
-Bo Tobie po prostu się dobrze z nim gada... Nie oszukujmy się, że masz z nim dużo więcej wspólnych tematów niż ze mną. Duluś, nasz związek opiera się na fizyczności i wygłupach, gadkach o niczym i jedynie zapewnianiu siebie nawzajem o miłości, która i tak zginie.
-Kurwa mać, z takim podejściem na pewno!- krzyknęłam, odsuwając się od niego i stając w stronę morza tak jak on przed chwilą.
-Chciałbym, żeby było inaczej...- powiedział cicho, pocierając dłońmi moje nagie ramiona.
-Chcieć to nie wszystko... Dopiero teraz widzę, jaki z Ciebie tchórz... Po cholerę gadasz, że Ci na mnie zależy? Gdyby tak było, to byś się postarał o ten związek, a nie rezygnował przy pierwszej trudności. Zrobiłabym dla Ciebie naprawdę wszystko, ale widzę, że jednak nie warto... Nie będę się starać sama o coś, czego Ty nadal się boisz.- zrzuciłam jego dłonie z moich ramion i mówiłam, patrząc w jego oczy.
-Przepraszam, Dul, przepraszam...- wydukał, opierając swoje czoło o moje.
-Przepraszasz za co?
-Za to, że nie jestem taki, jakiego byś chciała.
-Przestań, jesteś wspaniały, kocham Cię.- powiedziałam i pocałowałam go delikatnie, czule, z pasją i miłością.
-Dulce, proszę... Bo będzie jeszcze trudniej.- wyszeptał między pocałunkami.
-Chcesz tak po prostu to zakończyć, skreślić tą miłość?!- wzburzyłam się i podniosłam głos, rozklejając się całkowicie.
-Kochanie, to najlepsze wyjście... Nie mogę więzić Cię w związku, który do niczego nie prowadzi.- był spokojny, chociaż jego oczy też były pełne łez.
-Ale Ucker, ja...- nie pozwolił mi zaprotestować, bo złożył na moich ustach słodki pocałunek.
-Też Cię kocham. Ale zobaczysz, że tak będzie lepiej. Niedługo do końca życia będziemy wspominać to jako pierwszą miłość, wspaniałą przygodę, najszczęśliwszy czas w naszym życiu. To wspomnienie nie umrze, zawsze będzie tu.- ujął moją dłoń i położył ją na swoim sercu.
-I tu.- dodałam, robiąc to samo i kładąc jego dłoń na moim serduszku. -Choć nie wiem, czy z mojego serca coś jeszcze zostanie po tym rozstaniu...
-Jesteś silna, pamiętaj. Nie znam dzielniejszej i odważniejszej dziewczyny od Ciebie, naprawdę. Daję Ci szansę na lepsze życie. Nie zmarnuj jej, bądź szczęśliwa i pamiętaj, że nic nie dzieje się bez powodu. Nasza miłość, w ogóle znajomość była bardzo ważna i nauczyła Cię prawdziwego życia. Zmieniłaś się, stałaś się dużo dojrzalsza, mimo że wciąż jesteś jak dziecko i nic do Ciebie nie dociera.
-Chcesz, żeby ta miłość pozostała w naszej pamięci jako piękna przygoda i jedynie pierwsza miłość? Tak chcesz to zakończyć? Boję się, że nie dam rady się pozbierać i żyć bez Ciebie...- mówiłam tuląc się do niego, a moje serce powoli pękało.
-Zobaczysz, że niedługo będę tylko twoim pięknym wspomnieniem. Mnie też to bardzo boli i pęka mi serce... Ale naprawdę tak będzie lepiej. Nie płacz, skarbie.- otarł moje łzy i przytulił mnie po raz ostatni.
Tulił mnie tak mocno, czule i delikatnie jak nigdy. Tym razem czułam nie tylko jego miłość, ale przede wszystkim troskę, oddanie, poświęcenie i wiele innych nienazwanych uczuć. Płakałam rozpaczliwie, wtulając się w niego coraz mocniej, żeby zatrzymać magię jak najdłużej.

I stało się... Zaraz po tym, jak Christopher wypuścił mnie ze swoich objęć, jacht przybił do brzegu, a on wysiadł. Nie podchodził już do mnie, nie przytulał mnie, nie całował, żebym nie mogła go zatrzymać. Płakałam jak chyba jeszcze nigdy w życiu, chciałam biec za nim, krzyczeć, ale rodzice skutecznie mnie zatrzymywali. Wpadłam w istną rozpacz, rzuciłam się na kolana na pokładzie, gdy Ucker odszedł już kawałek od statku. Przez chwilę machał do mnie także cały we łzach, ale później odwrócił się i po prostu poszedł. Widziałam jego ból, smutek... Dla niego to też było trudne i wcale nie chciał ze mnie rezygnować i tego kończyć. Dla niego jednak liczyło się moje dobro, które przedkładał nawet nad nasze szczęście. W tym momencie nie dostrzegałam w tym żadnej słuszności i miałam żal do całego świata. Siedziałam na podłodze i płakałam rozpaczliwie. Po jakimś czasie, gdy już znowu płynęliśmy, podeszła do mnie mama i ukucnęła przy mnie.
-Córeczko, czas leczy rany i ból mija... Zobaczysz.- powiedziała, co aż mnie ożywiło, wstałam i byłam tak rozdrażniona jak nigdy.
-Ty hipokrytko! Zniszczyliście mi życie, a teraz będziesz pieprzyć do mnie takie tanie teksty. Weź się w ogóle pierdol!- krzyczałam, aż podszedł tata i chciał mnie uspokoić. -Oboje się pierdolcie! Zróbcie se nową córkę, bo mnie właśnie straciliście. Nienawidzę Was!- kilka razy pchnęłam rodziców ze złości, byłam wręcz w obłędzie.
-Dulce!- ojciec krzyknął, złapał mnie za ramiona i mocno mną potrząsnął.
-Zostaw mnie i nigdy więcej nie decyduj o moim życiu! Kiedyś kochałam Was nad życie, mieliśmy świetne relacje. Ale teraz... Skrzywdziliście mnie jak nikt inny i zniszczyliście wszystko. Nie wiem, co zrobię, ale zapomnijcie, że będzie jak kiedyś... Chcę się wyprowadzić i żyć sama!- spuściłam z tonu, ale moje nerwy nie przeszły i ciągle płakałam.
-Skarbie, nie możesz...- zaczęła mama, ale tata jej przerwał.
-Dobrze, więc ustalmy coś.
-Nie będę z Wami niczego ustalać! Nie pozwolę, żebyście rządzili moim życiem.- od razu znowu się uniosłam.
-Uspokój się i posłuchaj! Jeśli chcesz od nas odpocząć, to wyjedź w podróż z Joaquinem. Nie jest idiotą i zrozumiał, że go nie chcesz, ale może się Tobą zająć. Damy Ci pieniądze i zrobisz, co zechcesz. Chodzi tylko o twoje bezpieczeństwo.
-Aj, mam Was dość... Dobra, zgadzam się dla świętego spokoju.- zakończyłam i ruszyłam w miejsce, gdzie pożegnałam się z Uckerem.

Stałam i patrzyłam na wodę jak on jakiś czas temu. Mogę się założyć, że połowa objętości morza to teraz moje łzy. Bolało mnie to rozstanie i czułam wielką pustkę w sercu i w życiu. Od jakiegoś czasu Christopher stanowił centrum mojego wszechświata, a teraz nagle zniknął. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić, nie mogłam się odnaleźć. Ten ból był zbyt wielki i ani trochę nie wierzyłam w teorię o tym, że czas leczy rany.

💔💔💔💔💔💔💔💔💔💔

No to macie ostatni rozdział, pewnie nie tego się spodziewałyście, ale cóż... Jakiś czas temu za takie zakończenie pewne osoby by mnie tu zjadły, ale na szczęście prawie nikogo tu już nie ma i jestem bezpieczna xD No to jeszcze epilog i żegnamy się na zawsze jak Dulce i Ucker 😜 

niedziela, 20 maja 2018

23. "Chcesz kochać...?

Po cholernie trudnych chwilach wieczorny spacer z ukochaną osobą to najlepsze lekarstwo. Przemierzaliśmy Paryż za rękę w milczeniu. Christopher lekko mnie pociągnął, bym zatrzymała się na moście. Spojrzałam mu w oczy pytająco. Złożył na moich ustach delikatny pocałunek, po czym powiedział głosem cichym i pozornie bez wyrazu, choć wiem że było w tym wiele emocji i uczuć:
-Odkąd tu jesteśmy, chciałem to zrobić i ciągle noszę to w kieszeni.- z kieszeni kurtki wyciągnął dużą metalową kłódkę i kluczyk. -Teraz to już chyba nie ma sensu, ale... Powieśmy to tutaj.- poprosił, podając mi do ręki ciężką kłódkę.
-Dlaczego mówisz, że nie ma sensu? Kocham Cię i to się nie zmieni.- znów byłam cała we łzach, patrząc w jego smutne oczy.
-Nie? To dlaczego płaczesz?... Nie jesteś głupia i też wiesz, że prędzej czy później nasza miłość się skończy.- stwierdził wzburzony.
-Nieprawda... Kochanie, to my o tym zdecydujemy. Będziemy walczyć i damy radę. Nie boję się o naszą miłość, ona przetrwa. Płaczę przez rodziców. Nawet nie wiesz, jak zabolało mnie ich postępowanie! Jak mogli zrobić mi coś takiego?! Cały czas udawali, że akceptują nasz związek, w rzeczywistości nie liczą się z moimi uczuciami.- całkiem się rozkleiłam, drąc się coraz głośniej.
-Ćśś... Wiem, że to cię cholernie boli. Ale bądź silna i pamiętaj, że choć to głupie, to za pewne robią to dla twojego dobra.- przytulał mnie i głaskał, próbując uspokoić.
-Nie bądź głupi i naiwny... Robią to dla siebie, żebym im nie zniszczyła reputacji. Jebani egoiści! Miałeś rację na samym początku, nawet rodzina mnie nie kocha i ma gdzieś moje uczucia. Nie próbuj ich teraz usprawiedliwiać, to niczego nie zmieni!- byłam tak zła, że nawet czuły dotyk i pocałunki Uckera nie pomagały ani trochę.
-Ejej, uspokój się. Skarbie, masz gorsze nerwy niż ja... Już, cichutko.- przycisnął mnie do siebie tak, że ledwo mogłam oddychać, a więc także mówić i ruszać się, przez co przymusowo się uspokoiłam.
-Nie chcę Cię stracić.- szepnęłam wprost do jego ucha, ciągając nosem.
-Nie stracisz, zawsze będę przy Tobie.- powiedział, odsuwając mnie troszkę, byśmy mogli patrzeć w swoje oczy. -Pamiętaj, że cokolwiek by się nie działo, to ja cię samej nie zostawię. Kojarzysz, jak jakiś czas temu powiedziałem Ci, że mam potrzebę opieki nad tobą? Z czasem przerodziło się to w obsesję, która nie minie od tak... Jesteś sensem mojego życia i nie mógłbym o tobie zapomnieć. Jesteś jedyną osobą na świecie, którą kocham. A wiesz, jak bardzo szanuję głębokie uczucia i to do tego stopnia, że się ich boję...- wyznał, a ja patrzyłam na niego z delikatnym uśmiechem przez smutek i łzy.
-Wiem. A Ty powinieneś wiedzieć, że ja nigdy nie rezygnuję i walczę do końca o to, czego pragnę.- nawiązałam oczywiście do początków naszej znajomości i mojego marudzenia, by ze mną był.
-Do końca? W twoim słowniku jest to moment, w którym ktoś Ci po prostu ulega, bo ma dość twojego marudzenia...- zaśmiał się lekko, a ja przytaknęłam.
-Mniej więcej o to właśnie chodzi. W najgorszym wypadku ucieknę od rodziców i będę tylko z tobą.- podsumowałam już spokojniejsza, a on kciukami otarł moje wielkie łzy.
-Wolałbym tego uniknąć.- uśmiechnął się ciepło i czule mnie pocałował.
-Dobra, powieśmy tą kłódkę. Ja uważam, że to nawet idealny moment...- powiedziałam, z powrotem dając mu kłódkę, a ja trzymałam kluczyk.
-Okej. Tutaj?- zapytał, spoglądając na mnie.
-Mhm, może być. To trochę śmieszne... Niby tylko symbol, ale ma swój urok i wierzę w to, że dzięki temu nasza miłość zostanie na zawsze tak jak ta kłódka na moście.- powiedziałam, patrząc jak zamyka kłódkę.
-Ja też.- uśmiechnął się, gdy usłyszeliśmy ciche strzyknięcie zamka.
-Jeszcze możemy to otworzyć... Jesteś pewny, że do końca życia chcesz kochać taką wariatkę?- zapytałam z szerokim uśmiechem, stojąc blisko niego i obejmując go za szyję.
-Ja nie mam żadnych wątpliwości. A ty jesteś pewna, że do końca życia, i jeszcze dłużej, chcesz kochać takiego narwanego idiotę, który niczego po za szaloną miłością nie może ci zaoferować?- zapytał podobnie, patrząc mi w oczy.
-Tak, chcę.- odpowiedziałam z pełną powagą trochę jak na ślubie.
-To rzucaj, maleńka.- na chwilę ujął moje dłonie, w których znajdował się kluczyk i posłaliśmy sobie słodkie uśmiechy.
-Okej. Pamiętaj, że nie ma odwrotu.- dodałam, po czym rzuciłam kluczyk i oboje patrzyliśmy, jak spada i znika w toni wody.
-I stało się...- powiedział rozkładając ręce w geście bezsilności, a ja rzuciłam się na jego usta.

Całowaliśmy się czule i namiętnie, wkładając w to całą naszą miłość.
Wróciliśmy do hotelu dość okrężną drogą. Na dole spotkaliśmy moją mamę. Złapała mnie za rękę, mówiąc zapłakana:
-Dul, porozmawiaj ze mną i nie zachowuj się tak wobec nas.
-Ty najpierw, kurwa, pomyśl, jak wy traktujecie mnie! Nie mam już dzisiaj siły z wami gadać, zostaw mnie.- burknęłam i wyszarpnęłam rękę z jej uścisku, nie dając się sprowokować.
-Dulce, kochanie, proszę...- usłyszałam za sobą, ale nawet się nie odwróciłam, mimo że bolał mnie taki ton głosu mamy.
-Naprawdę z nią nie porozmawiasz?- zapytał przejęty Ucker.
-Nie, to nie ma sensu.- odpowiedziałam z rezygnacją i przyspieszyłam.
-Mogę cię o coś poprosić?- zapytałam, gdy wchodziliśmy do pokoju.
-Jasne, o co tylko chcesz.- powiedział, zamykając drzwi i dając mi słodkiego buziaka w policzek.
-Wykąp się ze mną i nie zostawiaj mnie ani na chwilę, bo się rozpłaczę.- poprosiłam, wtulając się w niego.
-Słoneczko... Od kiedy ty jesteś taka delikatna i nadwrażliwa?- objął mnie i głaskał czule po plecach.
-Odkąd zawodzą mnie ludzie, których kocham nad życie.- odpowiedziałam ze smutkiem.
-Już dobrze, nie rozmawiajmy o tym. Dobry pomysł, chodźmy się wykąpać. Potrzebujesz porządnego relaksu.- stwierdził, po czym wziął mnie na ręce i zaniósł do łazienki.
-Rozbierz mnie i wsadź do wanny.- poprosiłam, stojąc na środku łazienki, gdy on napuszczał wody do wanny.
-Jak sobie pani życzy.- powiedział z czarującym uśmiechem i zaczął mnie powoli rozbierać, czułam się jak mała dziewczynka, zwłaszcza w momencie, kiedy podniósł mnie delikatnie i wsadził do wanny jak dziecko.
-Dziękuję bardzo.- szepnęłam, zanurzając się po szyję w wodzie z pianką.
-Zrobisz mi miejsce?- zapytał, stojąc tuż koło wanny w samych bokserkach, przytaknęłam i przesunęłam się trochę do przodu.
-Ach, idealnie...- westchnęłam cicho, leżąc w gorącej wodzie na moim ukochanym. -Umyjesz mnie?- poprosiłam po jakimś czasie, odchylając głowę do tyłu, by dać mu buziaka.
-Z przyjemnością, skarbie.- powiedział, biorąc żel pod prysznic.
Nalał trochę na swoje ręce i delikatnymi, okrężnymi ruchami mył całe moje ciało. Jego ruchy były takie precyzyjne i przyjemne, kiedy dotykał mojej wrażliwej skóry... To było wspaniałe i postanowiłam się zrewanżować. Usiadłam na niego okrakiem i także zaczęłam go myć. Ta niewinna wspólna kąpiel zakończyła się oczywiście bardzo barwnie. Kochaliśmy się czule i namiętnie, co udało nam się po raz drugi, mimo że tym razem było w tym nieco więcej pikanterii. O takim właśnie relaksie marzyłam po ciężkim dniu, poczułam się dużo lepiej.

Po kąpieli wytarł mnie w ręczniczek i ubrał w piżamkę, tak słodko... Z mojej twarzy już nie schodził uśmiech, czułam się przy nim jak księżniczka. Wziął mnie na ręce i zaniósł do łóżka, przykrył kołdrą i pocałował słodko w czoło. Poszedł szybko wypuścić wodę z wanny i powiesić ręczniki, po czym wrócił i położył się koło mnie. Wtuliłam się w niego mocno, jakbym bała się, że ktoś mi go zabierze. Objął mnie czule i głaskał po plecach. Zasnęłam zaskakująco szybko.

Od tego dnia prawie w ogóle nie gadałam z rodzicami. Tylko naprawdę w ostateczności... Przebywanie z nimi sprawiało mi zbyt wiele bólu, rozczarowań. Spędzałam całe dnie na mieście z Uckerem, a wieczorem po prostu ich unikałam. Jednak udało mi się to tylko dwa dni... W końcu siłą zmusili mnie do rozmowy, zamykając drzwi, bym nie uciekła.
-Nie mam ochoty z Wami rozmawiać!- powiedziałam kapryśnie.
-A my mamy to gdzieś. Siadaj i nas posłuchaj.- powiedział tata i wręcz posadził mnie na kanapie.
-Nie, to Wy mnie posłuchajcie... Nie będziecie rządzić moim życiem! Nie macie prawa decydować z kim będę się spotykać, kogo kochać! Jestem prawie dorosła i mam swój rozum, do cholery!!- od razu się uniosłam.
-Dul, uspokój się. Czemu jesteś ostatnio taka nerwowa? Bardzo się przez niego zmieniłaś, nie podoba nam się to.- głos zabrała mama, starając się załatwić to spokojnie, ale to graniczyło z cudem, bo już byłam wkurzona.
-Weźcie skończcie tą głupią gadkę...- burknęłam, przewracając oczami.
-Gdzie się podziały nasze dobre relacje? Co się z tobą dzieje, córciu?! Całe życie świetnie się rozumieliśmy, a teraz się buntujesz, nie chcesz z nami gadać...- widziałam, że ich to bolało, ale cóż... To na własne życzenie.
-Nie, tato... Zrozumcie, że to nie jest moja wina, a już tym bardziej nie Christophera! Kocham go, jest dla mnie cholernie ważny. To wy macie jakieś głupie problemy i wymyślacie niestworzone rzeczy. Co się dla Was bardziej liczy: szczęście córki, czy opinia publiczna?- próbowałam mówić spokojnie, ale było to zbyt trudne i co chwilę podnosiłam głos.
-Dziecko, tu nie chodzi tylko o opinie... Twój chłopak jest synem Bruna!
-I co z tego?! Przepraszam, czy wy jesteście tak głupi, by myśleć, że Ucker pomaga mu się na was zemścić, czy coś w tym stylu? Sądzicie, że jest ze mną, żeby nas skrzywdzić?! Pojebani jesteście!- i koniec... Byłam już tak zdenerwowana, że zaczęłam ich wyzywać.
-Wyrażaj się! Nie chodzi o żadną zmowę, ale o sam fakt... Christopher jest synem Bruna i ma jego cechy! Jest nieobliczalny i wybuchowy jak on, może być zdolny do wszystkiego.- tata jak zwykle dramatyzuje i wymyśla...
-Nie, do cholery! On się zmienił dla mnie i coraz lepiej panuje nad emocjami, naprawdę. Nauczyłam go delikatności nawet w łóżku, jakby was to obchodziło. Nie mam już żadnych śladów na ciele, bo zawsze jest dla mnie czuły i uważa, by nie zrobić mi choćby najmniejszej krzywdy. On mnie kocha tak samo jak ja jego!- tłumaczyłam zdenerwowana, ale w miarę opanowana.
-Do czasu, kochanie, do czasu... Zrozum, on ma ewidentnie charakter Bruna.- udzieliła się znowu mama.
-No dobrze, Dulisiu... Joaquin zaprosił nas na rejs swoim statkiem, żebyście mogli lepiej się poznać. Widzę, że żadne argumenty do ciebie nie trafiają, więc wypłyniemy z nim wszyscy i mu odmówisz. Jeśli już, to musisz to zrobić grzecznie z gracją jak na damę przystało.- powiedział tata, a do mnie to dopiero po chwili dotarło i rzuciłam mu się na szyję.
-Naprawdę? Dziękuję! Udowodnię wam, że ten związek jest czymś wspaniałym i trwałym, a Christopher wartościowym facetem.- mówiłam z entuzjazmem, przytulając się do rodziców.
-Dobrze, już się uspokój... Zastanów się lepiej, jak zakończysz sprawę z Joaquinem.- powiedział tata, nieco gasząc moją radość.
-O matko... I musimy płynąć z nim jakimś jachtem?
-Tak, kochanie, bo nas zaprosił.
-No okej, zrobię wszystko dla dobra mojego związku.- zgodziłam się z uśmiechem.

Od razu opowiedziałam Uckerowi o rozmowie z rodzicami. Ucieszył się tak samo jak ja i zaczął mnie tulić, kręcić mną dokoła i śmiać się z radości. Zgodził się wypłynąć razem z nami w ten rejs i już następnego dnia rano wchodziliśmy na pokład pięknego, dużego jachtu.

😱😱😱😱😱😱😱😱😱

No dobra mordeczki, macie ten rozdział... Przedostatni swoją drogą, no i bardziej pozytywny, z czego pewnie się ucieszycie :) To do następnego, pewnie niezbyt szybko xD