niedziela, 27 listopada 2016

29. "Nasz romans był piękny"

Dulce:
Jak zwykle moja córcia musiała zepsuć komuś wypoczynek na plaży, więc wypadało podejść i przeprosić tego nieszczęsnego człowieka. Serce podskoczyło mi do gardła, gdy zobaczyłam, że ten facet już gada z Esperanzą. Byłam pewna, że na nią krzyczy i czepia się, że matka jej nie pilnuje i w ogóle... Moje dziecko niestety wszystkim wkoło psuje nerwy i mało kto z obcych ją lubi. Tak, to taka kopia mnie, chociaż ma też cechy małego Uckerka. Ale wracając do sytuacji... Podeszłam do mojej córki i tego mężczyzny, i lekko zakłopotana powiedziałam:
-Bardzo przepraszam za córkę.- po tych słowach zapadła dziwna cisza, a ja przez chwilę nie wiedziałam dlaczego i skupiłam się na mojej córce, karcąc ją wzrokiem.
-Już przeprosiłam Pana, mamusiu.- powiedziała Esperanza, tuląc się do mnie.
-Masz bardzo kulturalną córkę, Dul.- ten człowiek zna moje imię i ma bardzo znajomy głos... To Ucker!
-Kochanie, idź zrób dla mamusi zamek z piasku, dobrze?- zwróciłam się do córki, bo chciałam porozmawiać z byłym mężem, a po za tym bałam się, że on może domyślić się, że to jego dziecko.
-Ozdobić muszelkami i kamyczkami?- zapytała jak zwykle słodziutkim głosem.
-Tak, skarbie. Leć!- uradowana z powierzonej jej misji poszła nad sam brzeg morza.
-Co tu robisz?- zwróciłam się do Uckera, jak już zostaliśmy sami.
-Jestem na wakacjach. Nie spodziewałem się Ciebie tutaj.- uśmiechnął się do mnie delikatnie, słodko, tak po prostu Uckerowo. -Nie przywitasz się ze mną?- zapytał po chwili, łapiąc mnie za rękę, a ja na nowo poczułam te iskierki między nami i motylki w brzuchu.
-No okej, niech Ci będzie...- spojrzałam, czy Esperanza nie patrzy. -Cześć!- prawie krzyknęłam i wtuliłam się w jego cudowne męskie ramiona, niestety tęskniłam za tym.
-Tęskniłem, wiesz?- powiedział wprost do mojego ucha, co niestety zrobiło na mnie duże wrażenie jak dawniej.
-Ja nie bardzo...- skłamałam, żeby nie rozwijać ckliwej gadki.
-Usiądziesz? Muszę z Tobą poważnie porozmawiać.- znów złapał mnie za rękę i pociągnął delikatnie, bym usiadła z nim na kocyk.
-Byle szybko, bo mała ma wprawę w budowaniu zamków z piasku.- uśmiechnęłam się delikatnie i usiadłam po turecku na przeciwko Uckera tak, że dotykaliśmy się lekko kolanami.
-Dul, chciałem Ci coś wyjaśnić.- zaczął, ale mu przerwałam.
-Nie chcę od Ciebie żadnych wyjaśnień, to po prostu zamknięty rozdział w naszym życiu. Powiedz lepiej, co u Ciebie?- miałam nadzieję na normalną rozmowę o wszystkim i o niczym, ale nic z tego...
-Nie, Dul... Mi też nie uśmiecha się powrót do tej części przeszłości, ale musisz wiedzieć pewne rzeczy.
-Aj, Ucker... Dobra, mów. Miejmy to już za sobą.- przewróciłam oczami, a on uśmiechnął się nerwowo, więc wyczułam coś poważnego.
-Dul, ja Cię wtedy okłamałem...
-Kiedy? Z czym?- byłam lekko przerażona.
-Dul, ja Cię kocham! Skłamałem ze strachu o Ciebie. Przeze mnie byłaś wiecznie na celowniku Amadora, a moja głupota odbijała się na Tobie. Już wcześniej zastanawiałem się, czy z Tobą nie zerwać dla twojego dobra, ale po tym gwałcie już nie mogłem... Stwierdziłem, że muszę Cię chronić i lepiej będzie to skończyć i na nic więcej Cię nie narażać. Czułem się jak śmieć i nie mogłem znieść tego, jak bardzo Cię krzywdzę. Nigdy nie przestałem Cię kochać i właśnie dlatego Cię zostawiłem. Zrozum, zrezygnowałem z naszego związku z miłości do Ciebie. Poświęciłem własne szczęście dla twojego dobra, Dul. Nie było mi łatwo i zresztą nadal nie jest, ale musiałem to zrobić. Niedługo potem zrozumiałem, jak wielki błąd popełniłem... Beze mnie cierpiałaś równie mocno, a może nawet bardziej, bo w tej chwili potrzebowałaś mojego wsparcia, a ja Ci go nie dałem. Po za tym jakiś czas później Amador i tak trafił do więzienia... Gdybym z Tobą nie zerwał, to moglibyśmy być już wtedy znowu szczęśliwi. Zagrożenie minęło, ale klamka i tak już zapadła. Byłem z Ann i czekaliśmy na dziecko, które jak się okazało, wcale nie było moje.- i tu musiałam mu przerwać, bo wyjątkowo zainteresował mnie ten wątek.
-Jak to nie twoje?
-Anahi mnie oszukała. Wrobiła mnie w tą ciążę, bo była we mnie zakochana i chciała mnie za ojca swojego dziecka. W dodatku tak naprawdę ojcem Miguelita jest Poncho, który zgwałcił Ann z polecenia Amadora. Chyba chciała o tym wszystkim zapomnieć i ułożyć sobie życie... Tylko nadal nie wiem, czemu moim kosztem?
-Nie gadałeś z nią o tym?
-Raz, ale pod wpływem emocji, więc niewiele z tego wyszło. Od trzech lat się z nią praktycznie nie widuję. Tylko z Poncho czasami się kontaktuję, ale to też już nie jest przyjaźń. Dulisiu, z końcem naszego związku skończyło się dla mnie wszystko, wiesz? Popełniłem w życiu tysiące błędów, ale najgorszym było porzucenie Ciebie. Nigdy sobie tego nie wybaczę i bardzo bym chciał to naprawić.- chwila... Co on próbuje tym osiągnąć?
-Boże... Ucker, co ja mam Ci teraz powiedzieć? Fajnie, że jednak mnie kochałeś, ale przecież to już nic nie zmienia. Może gdybyś mi to powiedział ze 2-3 lata temu, cieszyłabym się i rzuciłabym Ci się w ramiona, ale dziś już nie. Minęło zbyt dużo czasu, by rozdrapywać stare rany i wyznawać sobie miłość. Wszystko skończyło się już dawno i nie ma sensu do tego wracać.- chciałam jak najbardziej taktownie go spławić, a jednocześnie go jakoś mocno nie urazić.
-Ty nigdy do tego nie wracasz?...- teraz to se pytanie wymyślił...
-Trudne pytanie... Lubię wspominać, więc do Ciebie także czasem wracam myślami, ale coraz rzadziej i już bez tak wielkiej tęsknoty. Ucker... Nie wiem, po co mi to mówisz, ale wbij se do głowy, że mi to nie robi żadnej różnicy, bo jestem szczęśliwa z Pablem i naszym dzieckiem. Rozumiem, że może Cię to dręczyło przez te lata i miałeś potrzebę wyznania mi prawdy, ale naprawdę niepotrzebnie. Jeśli Ci ulżyło, to super, odtąd możesz żyć w spokoju i szczęściu.
-Dulce, nie chodzi o wewnętrzny spokój! Wiem, że bardzo mnie kochałaś i...- nie mogłam pozwolić, żeby kontynuował tą ckliwą gadkę, bo może to zajść za daleko.
-I miałeś nadzieję, że nie przestałam? Proszę Cię, zapomnij o tym, co nas łączyło. To małżeństwo było pomyłką, ale przyznaję... Nasz romans był piękny i kochałam Cię nad życie. Dziś jednak to już nie ma żadnego znaczenia, zrozum. Wszystko się zmieniło, a moje życie jest idealnie ułożone i nie próbuj tego zmieniać.
-A byłbym w stanie?- położył dłoń na moje kolano i głaskał delikatnie, przesuwając rękę coraz wyżej.
-Nie próbuj nawet... Bierz tą łapę i jak chcesz ze mną gadać, to o pogodzie czy innych bzdurach. Na poważniejsze tematy nie wchodźmy, proszę.-ponownie chciałam odwieść go od tematu przeszłości.
-No dobrze... A więc pogoda jest dziś cudowna, prawda?
-Mhm...- przyznałam z uśmiechem, ciesząc się, że odpuścił i patrząc w bezchmurne niebo.
-W sam raz na zimną kąpiel, kochanie!- krzyknął, wziął mnie na ręce i zaniósł do wody, biegnąc.
-Ucker, nie! Puszczaj, do cholery!- darłam się na pół plaży i machałam nogami, żeby się wyrwać.
Niestety to nic nie dało i wrzucił mnie do zimnej wody. Nie no nie była taka zła, to ja byłam zbyt rozgrzana. Podtopił mnie,  a po chwili ja go wciągnęłam pod wodę. W kółko tak się wrzucaliśmy do wody i podtapialiśmy jak dzieciaki. Śmialiśmy się wesoło jak podczas kłótni w szkole, to było bardzo fajne i zabawne. Nic niestety nie trwa wiecznie i przypomniało mi się, że na brzegu stoi moja córka, która nie powinna tego widzieć. Jest małą paplą i przez nią będę musiała się później tłumaczyć Pablowi. Ogólnie nie jest zaborczy ani jakoś strasznie zazdrosny, ale tu chodzi o Uckera, którego kiedyś kochałam. Bałam się, że mój narzeczony się trochę zdenerwuje i zacznie zadawać niewygodne pytania. Dlatego właśnie jak najszybciej musiałam się odsunąć od Christophera, ale najpierw szepnęłam mu do ucha:
-Nie widujmy się przy moim dziecku. Okej?
-No dobrze, ale pod jednym warunkiem...- powiedział z boskim, zadziornym uśmiechem.
-Ejejej, nie stawiaj mi warunków, kowboju!- chlapnęłam go w twarz, śmiejąc się głośno, tak dobrze się z nim czułam.
-Chcesz je poznać, czy wolisz tłumaczyć się rodzinie?- zapytał stanowczo, lekko znudzony moimi wygłupami.
-No okej... Co chcesz?
-Zaproponuję Ci drobny układzik, skarbie.
-Nie pozwalaj sobie, bo w ryjek wyłapiesz.- powiedziałam, krzywiąc się w złośliwym uśmieszku.
-Boże, Dul... Jak ja to w Tobie uwielbiam.- przyciągnął mnie do siebie i podniósł do góry, a ja zaczęłam machać nogami, chlapiąc na wszystkie strony i przy okazji go kopiąc.
-Puść mnie i przestań się wygłupiać!- krzyknęłam, a on postawił mnie z powrotem do wody.
-Wygłupiasz to się Ty, wariatko. Ja jestem zupełnie poważny w każdym słowie, ale widzę, że moja księżniczka nadal nie dorosła do pewnych spraw. A teraz posłuchaj mnie uważnie, ślicznotko... Jeśli nie chcesz robić szumu wokół naszego spotkania i kłócić się z Pablem, to widujmy się po kryjomu.
-Że co?! Ucker, oszalałeś? Po co chcesz się ze mną spotykać?
-Po prostu chcę w te dwa tygodnie nadrobić czas, który straciliśmy przez moją głupotę. Kocham Cię Dul i chcę z Tobą spędzić trochę czasu, porozmawiać i w ogóle.- mówił, kiedy powoli wychodziliśmy z wody.
-A obiecasz, że nie zrobisz nic niestosownego?- spojrzałam mu w oczy, a on uśmiechnął się słodko, Uckerowo.
-Niech Ci będzie, księżniczko... Obiecuję.- objął mnie i szybko pocałował w skroń.
-A możesz już przestać nazywać mnie księżniczką?
-Nie, akurat tego dla Ciebie zrobić nie mogę.
-Aj, Uckerku, Ty nigdy nie dorośniesz...- załatwiłam go jego własną bronią.
-Chyba Ty.- wystawił mi język i zaczęliśmy się śmiać.
-Mamusiu, kim jest ten pan?- tak zajęłam się Uckerem, że nawet nie zauważyłam kiedy wyrosła mi spod ziemi Esperanza.
-To mój dawny kolega z czasów szkoły, kochanie.- powiedziałam, biorąc córeczkę na ręce.
-Aha, dobrze. Cześć, jestem Esperanza, czyli najbościejsza dziewczynka na świecie. Tak mówi moja mama, wiesz?- serce mi się ścisnęło z bólu i wzruszenia na widok mojej córki, przedstawiającej się swojemu ojcu.
-Jestem Ucker, miło mi Cię poznać. Oj twoja mamusia ma chyba rację, jesteś super śliczną dziewczynką. Przypominasz księżniczkę jak twoja mama w twoim wieku.- on właśnie nazwał swoją córkę księżniczką! I tak powinno być zawsze, ale nie dałam mu tej możliwości... A on jeszcze tak cudnie się do mnie uśmiechnął, gdy to mówił.
-Moja mama była księżniczką? Tak jak ja?- moja córcia jest taka słodziutka
-Była i nadal jest.- znowu posłał mi jeden z tych swoich pięknych i czarujących uśmiechów, za którymi tęskniłam.
-Nie, proszę Pana... Teraz to mama jest królową, księżniczką jestem już ja.- powiedziała dumnie, tak w moim stylu.
-Jesteś pewna, że to nie moje dziecko?- szepnął mi do ucha, a ja aż podskoczyłam zdenerwowana.
-Jasne, że nie! Ucker, upadłeś na głowę.- szepnęłam mu głośno do samego ucha, aż się wzdrygnął.
-A sprawdzałaś?- kurde, będzie drążył ten temat... I co teraz?
-Nawet nie ma takiej opcji, a teraz wybacz... Musimy iść, bo TATUŚ mojej córeczki już czeka.- zaakcentowałam wyraźnie, żeby lepiej zrozumiał i wzięłam Espe za rękę, by iść.
-Do widzenia Ucker.- krzyknęła słodko moja córcia, patrząc jeszcze do tyłu na Uckera, po czym odeszłyśmy, zostawiając go samego.
-Do widzenia, księżniczko. Pa, Dul!- odpowiedział i poszedł w drugą stronę.
Miałam mieszane uczucia... Z jednej strony cieszyłam się ze spotkania z Uckerem, a z drugiej cholernie się bałam. Co jeśli on będzie zbyt nachalny i będzie próbował rozwalić mój związek? A ja nie wiem, czy zdołam mu się oprzeć, bo jakby nie było, był moją wielką miłością... A może dalej jest? Boję się, że nadal go kocham, a te wszystkie uczucia teraz powrócą i nie dam rady ich zignorować i odrzucić Uckera. Zdaję sobie sprawę, że jeśli teraz kategorycznie mu odmówię, to będzie to nasz ostateczny koniec. Znam całą prawdę i wiem, że on mnie kocha... Miłość, jaką mnie obdarzył, gdy byliśmy małżeństwem, była prawdziwa i nigdy niczego nie udawał. Kocha mnie i zrezygnował dla mojego dobra z własnego szczęścia. To było głupie i wszystko tym zepsuł, ale i tak to doceniam. Nie mogłam go za to zwyzywać, bo zrobił to w dobrej wierze i wcale nie chciał mnie skrzywdzić. Wręcz przeciwnie, chciał mnie chronić! Choćby dlatego ma prawo poznać prawdę o swoim dziecku. Cholera, powinnam mu powiedzieć... W ogóle powinien wiedzieć od dawna, a najlepiej od zawsze. Ani Ucker ani Espi nie zasługują na moje kłamstwa. Ale co mam zrobić? Wziąć ich oboje, a najlepiej jeszcze Pabla i wszystko powiedzieć. Co by się wtedy stało? Ucker by mnie znienawidził, a córka chciałaby lepiej poznać swojego ojca, więc pewnie bez problemu by mi ją zabrał. Zostałabym sama tylko z Pablem, a bez Espe nasz związek już nie byłby tak idealny, wszystko by się zepsuło. Tak właśnie będzie wyglądać moja ruina, skończę swój żywot w samotności tak jak zaczęłam. Nie, mój były mąż nigdy nie dowie się o naszym dziecku. Nie i kropka! Postaram się nie myśleć o poczuciu winy, ani o jakichś zbędnych sentymentach. Okej, nie ma nic złego w spotkaniu się z Uckerem, bo jest moim dawnym znajomym i chętnie powspominam stare dobre czasy. Ale muszę sobie coś postanowić... Jeśli zrobi cokolwiek niestosownego to koniec, nigdy więcej mnie nie zobaczy. Nie pozwolę sobie zniszczyć życia przeszłością.

Ucker:
Byłem strasznie podekscytowany! Moje nędzne życie nabrało sensu, kiedy zobaczyłem Dulce. Nie spodziewałem się tego, ale w głębi duszy marzyłem o tym i tylko na to czekałem. Trochę zabolało mnie to, że moja ukochana ma dziecko z innym i jest szczęśliwa. To znaczy cieszę się, że ułożyła sobie życie i znalazła szczęście, ale jednak świadomość, że kobieta, którą kochasz, jest z innym, to najgorsze co może być. Jak pomyślę, że mają razem dziecko, tworzą cudowną rodzinę, a on całuje moją Dul, śpią razem, kochają się i w ogóle, to chce mi się po prostu płakać. Nic na to nie poradzę, zazdrość jest silniejsza... Usycham z miłości i chciałbym odzyskać Dulisię. I tak nie mam w tym momencie niczego, więc też nic nie stracę, mogę więc spróbować. Tak, będę walczył o ukochaną! Zrobię wszystko, żeby znów mnie pokochała i wróciła ze mną do Meksyku. A może to jednak kiepski pomysł? Przecież ona ma z Pablem dziecko... Mam tej małej księżniczce rozwalić rodzinę, żeby była nieszczęśliwa jak ja całe życie? Nie wiem, czy będę w stanie to zrobić. Nie, chyba nie jestem aż takim egoistą... Ach, wszystko byłoby takie proste, gdyby to była moja córka... Niestety Dul zapewniła mnie, że to niemożliwe. Nie ukrywam, że chciałbym mieć z Dul taką cudowną, słodką córeczkę. Ta mała jest zabójczo urocza i kochana, jak Dulce w jej wieku. Tyle, że moja Dulcia zawsze była małą terrorystką, a Esperanza jest milutka i dobra.


Jestem, dodaję rozdział!! Boże, rok temu o tej porze siedziałam przy Duli ❤ Tak strasznie za nią tęsknię!! I wgl nie mogę uwierzyć, że minął już rok... Jak?! Możemy cofnąć się na jeden dzień o 365 dni w tył? To były najpiękniejsze chwile w moim życiu i tak bym chciała to powtórzyć, że ojeju :) Ale znając życie, już nigdy mi się taka okazja nie trafi i do końca życia 27 listopad będzie legendą, najpiękniejszym wspomnieniem ❤ Dobra, bo ja się jak zwykle tu emocjonalnie rozpisuję, ale wiecie... Mało kto ma ochotę o tym już słuchać, więc gdzieś muszę się wygadać xD Wgl to byłam w piątek na wykładach z psychologii i tak strasznie mi się to podobało :) Tak mnie to interesuje, że chciałabym już studiować :D Dobra, koniec, bo mnie mama na obiad woła. Do następnego :*

środa, 23 listopada 2016

28. "Przepraszam za córkę"

TRZY LATA PÓŹNIEJ:

Dulce:
Moje życie jest idealne. Żyję w pięknym miejscu z cudowną córeczką i wspaniałym narzeczonym. Planujemy ślub, ale z niczym się zbytnio nie spieszymy. Jestem z nim szczęśliwa i nauczyłam się go kochać tak, jak na to zasługuje. Mimo wielkiej miłości zapomniałam o Uckerze już za nim nie tęsknię. Owszem czasem o nim myślę i zastanawiam się, co u niego, ale nie ciągnie mnie już do Meksyku i nie mam ochoty widzieć mojego byłego męża. Przede wszystkim cieszę się, że udało mi się odmienić swoje życie na lepsze. Nie potrzebuję Uckera, by być szczęśliwa, bo on w zasadzie nigdy nie dał mi pełni szczęścia. On dał mi tylko to, czego mi w danej chwili brakowało- miłość, bliskość, zainteresowanie i czułość. Wtedy był dla mnie wszystkim i myślałam, że moje marzenia przy nim się spełniają. Ale to było jedną wielką pomyłką... Żyłam w śnie, z którego na szczęście szybko się obudziłam. Dałam sobie szansę na prawdziwe szczęście u boku mężczyzny, który jest wart dużo więcej niż ktoś, kto tylko krzywdzi innych. Mimo wszystko jednak nie byłam w stanie być aż tak podła i okłamywać dziecko, że Pablo jest jej ojcem. Odkąd tylko nauczyła się mówić, rozmawiam z nią o Uckerze. Zna całą prawdę i nie zdziwię się, jeśli za parę lat będzie chciała poznać biologicznego ojca. Nie wiem, czy dobrze robię, ale wspólnie z Pablem zdecydowaliśmy, że tak będzie najlepiej. Ucker nie ma pojęcia, że ma córkę i nieźle się zdziwi, jeśli już dorosła Esperanza przyjdzie do niego i powie "tato". Wtedy pewnie będzie na mnie strasznie zły i mnie zwyzywa, ale to w sumie nieważne. Tym się będę martwić później, bo póki co moje dziecko jest moim szczęściem i nie zamierzam jej okłamywać. Jest bardzo mądrą dziewczynką i wiem, że nigdy nie wypomni mi tego, że nie zna swojego ojca. Jak będzie starsza, to opowiem jej całą historię miłości mojej i Christophera, ale na to jeszcze nie czas. Oczywiście mimo tego, że zna prawdę, to za ojca uważa Pabla i tak też się do niego zwraca. On ją uwielbia i bardzo kocha, zresztą z wzajemnością. Nasza rodzina jest praktycznie idealna. Ale czy tak będzie już zawsze? Mam nadzieję, że nic nie zdoła zniszczyć nam życia...

Anahi:
Przez ostatnie trzy lata jestem tak nieszczęśliwa jak nigdy wcześniej. Co prawda okej, mój synek daje mi mnóstwo szczęścia, ale nic po za tym. Życie z kimś, kogo się nie kocha, nie ma najmniejszego sensu. Chociaż robimy to tylko dla dziecka, to nie ukrywam, że wolałabym mieć z Poncho nieco cieplejsze relacje. Nie to, żebyśmy się ciągle kłócili, bo ograniczamy to do minimum... My po prostu nie mamy bliskich relacji i jesteśmy jak rodzina tylko w obecności naszego synka. Nie rozmawiamy w ogóle o nas, bo zresztą pojęcie "MY" nie istnieje. W sumie to on żyje swoim życiem, a ja swoim. Plus jest tylko taki, że Poncho nie ma nikogo na boku, albo po prostu się z tym nie obnosi i ja o tym nie wiem. Nigdy go o to nie pytałam, bo w zasadzie co mnie to obchodzi?... Najważniejsze, żeby w domu był spokój, a on traktował mnie po prostu dobrze i z szacunkiem. Nic więcej od tego małżeństwa nie oczekuję. Tak, wzięliśmy ślub! Nie jedna osoba pewnie by powiedziała, że to głupota, że to nie ma sensu i w ogóle... Też czasem mam takie wrażenie, ale w głębi serca czuję, że kiedyś wyjdzie nam to na dobre. A jeśli nawet są to moje złudne nadzieje, to chociaż nasz Miguelito będzie szczęśliwy. Zresztą ani mi ani Poncho teoretycznie nic złego się w tym związku nie dzieje, brakuje tylko miłości. W zasadzie przez te trzy lata udało mi się go trochę polubić i zapomnieć o tym gwałcie. Jednak i tak z nikim nigdy nie byłam. Nigdy nawet nie próbowałam zdradzać (choć to stanowczo nieodpowiednie słowo) Poncha. Chcę być uczciwa, a po za tym jakoś nie ciągnie mnie do nowych znajomości i miłości, w którą szczerze nie wierzę.
Z Uckerem całkiem straciłam kontakt przez moje durne kłamstwo. Od trzech lat się nie znamy, straciłam przyjaciela na zawsze i nigdy więcej go już nie odzyskam. On za pewne mnie nienawidzi i gdybym nawet próbowała odnowić naszą przyjaźń, to nic by z tego nie było. Poncho mówił, że ma z nim kontakt. Słaby, bo słaby, ale czasem piszą, gadają, a nawet się spotykają. Pewnie mnie obgadują... Ale to i tak nieważne. Nic już nie będzie tak jak dawniej, a ja tak bardzo za tym tęsknię. Za czasami szkoły, za przyjaźnią z Uckerem, za całym tym wszechobecnym szaleństwem... To było piękne, ale już nigdy nie wróci, bo z czasem zostają tylko wspomnienia. A co do wspomnień... Siedziałam na podłodze w sypialni i oglądałam stare albumy szkolne. Byłam pewna, że w domu nikogo nie ma, bo Miguel był w przedszkolu, a Poncho wyszedł do sklepu i myślałam, że nie będzie go długo.
-Ale zrobiłaś tu głupią minę.- usłyszałam za sobą głos mojego męża, śmiejącego się wesoło.
-Oo, Poncho... Nie zauważyłam, kiedy wszedłeś.- odwróciłam do niego głowę i automatycznie spojrzałam mu prosto w oczy.
-Jestem tu, odkąd zaczęłaś oglądać zdjęcia. Wszystkie obejrzałem z Tobą, Ann.- powiedział delikatnym głosem i pogłaskał mnie po policzku, z którego starł malutką łezkę.
-Po co przyszedłeś? Czasami potrzebuję samotności, zrozum.- spuściłam wzrok, by nie musieć patrzeć na jego spojrzenie pełne troski i współczucia, nie lubię tego, bo to zwykła litość i poczucie winy.
-Ann... Przestań się obrażać i wiecznie mnie unikać. Chcę, bardzo chcę, żeby nasze relacje były jak najbardziej przyjacielskie, ale Ty mi to utrudniasz. Przez to wszystko staliśmy się strasznie fałszywi i czasami już sam nie wiem, kim dla Ciebie jestem.- mówił, unosząc mój podbródek, bym patrzyła mu w oczy.
-Ojcem mojego dziecka, to tyle. Co Cię nagle wzięło, że zaczynasz ze mną temat naszego małżeństwa?
-Nie lubię jak jesteś smutna, Anysiu.- przygarnął mnie do siebie ramieniem i mocno przytulił. -Zresztą nudzi mnie już takie życie... Wiecznie oszukujemy samych siebie i zazwyczaj nie potrafimy normalnie rozmawiać.- mówił cicho tuż przy moim uchu, łaskocząc mnie przy tym delikatnie w szyję.
-I pewnie twierdzisz, że to moja wina?!- wyrwałam mu się i podniosłam głos.
-Ej, nie powiedziałem, że to twoja wina... Oboje ponosimy za to winę, a ja sam nie zdołam tego zmienić, ani naprawić. Ty też musisz chcieć, żeby było lepiej. Miguel jest jeszcze mały, ale jak dorośnie, to zorientuje się, że jego rodzice się nie kochają. Co mu wtedy powiemy? Ann, on wcale nie będzie szczęśliwy w takiej udawanej rodzinie.- próbował załagodzić sytuację, żebym nie wybuchła, ale czułam, że ta rozmowa nabiera tempa i nie wróży nic dobrego.
-Poncho, co Ty mówisz? Sugerujesz, że powinniśmy to zakończyć i uznać te trzy lata za stracone?
-To zależy od Ciebie. Posłuchaj... Zależy mi na naszym dziecku, rodzinie i na Tobie także. Ale nie musimy się męczyć w tym małżeństwie. Mamy wybór... Albo bierzemy rozwód i żyjemy jak wszyscy ludzie, którzy rozstali się mając dziecko, albo trwamy w tym i lepiej się postaramy o ten związek. Bądźmy chociaż przyjaciółmi, na więcej nie liczę. To Ty dokonasz wyboru, kwiatuszku.- pocałował mnie w policzek i uśmiechnął się słodko.
-Kwiatuszku?...- na mojej twarzy też pojawił się delikatny uśmiech zmieszany z lekkim rozbawieniem.
-Jesteś moją żoną i mam prawo się do Ciebie ładnie zwracać. Prawda?
-Mhm... Znaczy no niby tak, ale przecież to jest tylko na papierku.
-I właśnie o to chodzi... Chcę, żeby nasze relacje się poprawiły. Mogę na Ciebie liczyć?- zapytał, nadal patrząc mi w oczy, w których pojawiały się łzy.
-Nie wiem, Poncho... Nie wiem, jeszcze zobaczymy. Nie dam Ci teraz jasnej odpowiedzi, co chcę dalej zrobić z naszym życiem. Muszę się mocno zastanowić, czy chcę dalej w to brnąć.
-Dobrze. Zastanów się i daj mi znać, okej?
-Okej.
W sumie ta rozmowa była trochę zbędna, bo nic się od tego czasu nie zmieniło. A nawet jeśli, to były to tylko drobne, powolne zmiany. Ale nie zamierzam więcej poruszać tego tematu, niech tak będzie.

Ucker:
Witam w moim nudnym i ponurym życiu trzy lata później... Jestem sam, cholernie samotny i po prostu nie mam już nikogo na świecie. Dulcia wyjechała, Ann okazała się oszustką, nie mam syna, na którego tak czekałem, ani w ogóle przyjaciół. Anahi nawet nie chcę znać, a z Poncho prawie nie mam kontaktu, tylko sporadycznie. No i oczywiście rodzice znają mnie tylko, jak coś chcą, niczym zwykłego wspólnika w interesach. Nikomu na tym świecie nie jestem tak realnie potrzebny. Często mam ochotę zniknąć, uciec... Ale prawda jest taka, że powinienem uciec przed samym sobą, bo to we mnie jest problem. Bo niby dlaczego tracę wszystkich, których kocham? Co robię źle?... Chciałbym jeszcze kiedyś wrócić do tego, co było kiedyś... Choćby do szkoły, do wiecznych kłótni z Dul, do wielkiej przyjaźni z Ann i Poncho... Tęsknię za nimi wszystkimi i uświadomiłem sobie, że to były najlepsze lata mojego życia. Kocham Dul i nigdy nie przestanę, ale to małżeństwo i tak było pomyłką. Ten związek praktycznie nie miał szansy przetrwania... Często myślę o Dulce i zastanawiam się, co u niej. Mam wielką nadzieję, że jest szczęśliwa, a Pablo nie okazał się takim frajerem jak ja. Miałem już trochę dosyć mojego codziennego życia i chciałem odpocząć od firmy i w ogóle od otoczenia. Postanowiłem jechać na wakacje. Chciałem chwilowej zmiany, odcięcia się od rzeczywistości. Stwierdziłem, że najlepiej odpręży mnie morze i plaża, więc wyjechałem na Karaiby. Wziąłem urlop na dwa tygodnie i zamierzałem go wykorzystać najlepiej, jak się da.
Przez dwa dni korzystałem ze słońca i byłem szczęśliwy z dala od tego bagna, zwanego moim życiem. Jednak kolejny dzień przyniósł mi niespodziankę, na którą chyba nie byłem gotowy... Leżałem sobie na plaży, a właściwie zasnąłem. Obudził mnie piskliwy głos jakiejś małej dziewczynki, która śpiewała coś głośno, biegała i sypała mi piaskiem w oczy. Podniosłem się i spojrzałem na to dziecko ze skwaszoną miną.
-Ojej, przepraszam... Nie chciałam Pana osypać.- powiedziała słodkim głosem trochę niewyraźnie, stojąc nade mną.
-Nic się nie stało, mała.- odpowiedziałem z uśmiechem, puszczając oczko do dziewczynki. -Ale następnym razem uważaj, bo ludzie chcą odpocząć, a nie najeść się piasku.- dodałem już poważniejszym tonem.
-Bardzo przepraszam za córkę.- podeszła matka dziewczynki, a ja doznałem szoku, gdy na nią spojrzałem, tego się nie spodziewałem...


No dobrze, macie ten rozdział już dzisiaj, ale tylko dlatego, że kolejny wiadomo, że 27 <3 Chyba już nie muszę tłumaczyć dlaczego xD Ogólnie to coś wam nie szło tym razem z komentarzami, ale zakładam, że też tak jak ja nie macie życia poza szkołą i po prostu brak czasu. Chociaż zauważyłam, że często jest tak, że lepiej komentujecie początki opowiadań, później stopniowo trochę mniej. Nwm z czego to wynika... Może to jest za długie i zaczyna was nudzić? Nie wiem, ale chyba wolę wierzyć, że to brak czasu ;) Coś wam miałam chyba jeszcze rzec? Aha, już wiem! Boję się trochę jak to będzie z kolejnym opowiadaniem, bo pomysłów mam mnóstwo, ale jakoś nic mi nie pasuje, no i wiecie... Chemia i biologia 24/24, więc średnio u mnie z czasem i już zresztą nawet z chęciami, bo nie mam na nic siły. Ale pamiętajcie, że ja kocham pisać i mam nadzieję, że mi się uda coś wymyślić. Dobra, do następnego, bo mój pies szczeka xD

piątek, 18 listopada 2016

27. "Esperanza"

Ucker:
Cały czas tęskniłem za Dulce, ale starałem się żyć normalnie. Często wracałem do niej myślami, czytałem ponownie ten list, a zdjęcia oglądałem praktycznie codziennie. Znałem to już na pamięć, ale to mi nie wystarczało. Tak, ja wiem... Powinienem się zająć Ann i naszym dzieckiem, ale przecież ja ich nie zaniedbuję. Moja dziewczyna jest bardzo wyrozumiała i nie robi z ciąży choroby. Nawet pomaga mi cały czas w firmie, bo po odejściu Duli nie ogarniam tego bałaganu. Dobrze nam się układa i staram się pokochać ją tak mocno, jak na to zasługuje. Oboje z niecierpliwością czekaliśmy na nasze dziecko, ale w życiu bym się nie spodziewał tego, co się stało...
Stanowczo za wcześnie Anahi zaczęła rodzić. To znaczy ja myślałem, że za wcześnie... Okazało się trochę inaczej. Byłem z nią przy porodzie i nie mogłem się już doczekać. Poród trwał z cztery godziny, a potem widziałem swojego synka tylko przez moment. Lekarz zabrał go, a ja zostałem z Any. Martwiliśmy się o małego i słusznie... Okazało się, że jest chory i potrzebuje dawcy krwi. Niestety miał rzadką grupę i ani ja ani jego matka takiej nie posiadamy. I tu się pojawił problem... Siedziałem z Ann na łóżku szpitalnym, kiedy to usłyszeliśmy od lekarza, a ona w jednej chwili zaczęła rozpaczliwie płakać, wpadła w panikę i w kółko mnie przepraszała, tuląc się do mnie.
-To ja Was zostawię.- powiedział lekarz i wyszedł.
-Ann, uspokój się... Będzie dobrze, on z tego wyjdzie.- próbowałem ją pocieszyć, ale to nic nie dało.
-Ucker, nie słyszałeś? Nasz syn ma inną grupę krwi niż my. Dokładnie taką samą jak Poncho, bo to do cholery jego dziecko!- płakała i mówiła podniesionym głosem.
-Że co? Ann, co Ty wygadujesz?!
-Prawdę. Ucker, okłamałam Cię! Ale teraz nie jest czas na tłumaczenia, błagam idź po ojca mojego dziecka! Ratuj mojego synka, bo umrze!- krzyczała zrozpaczona, ale ja już nie chciałem jej słuchać.
Wyszedłem ze szpitala i pobiegłem do domu Poncha. Całe szczęście udało mu się wyjść z więzienia. Nawalałem w jego drzwi, a on w miarę szybko mi otworzył. Od progu zacząłem krzyczeć zdenerwowany:
-Poncho, musisz iść ze mną!- jego zdziwiona mina była bezcenna...
-Co się stało?
-Ann właśnie urodziła dziecko! Twoje dziecko, ale w każdej chwili może umrzeć!- krzyczałem spanikowany.
-Jak to moje dziecko? Co Ty mówisz?!
-Ann mnie oszukała i to z Tobą ma dziecko. Nie wiem, jak to się stało, ale rusz dupę i chodź ze mną do szpitala! Spotkasz się z Anahi, to wszystko Ci wyjaśni.

Anahi:
Leżałam w tym szpitalu jak na szpilkach. Bałam się o mojego synka, a w dodatku denerwowałam się co z Uckerem i Ponchem. Oboje nie będą chcieli mnie znać... Nie dziwię im się w sumie, bo sama chyba nie chciałabym mieć nic wspólnego z taką oszustką i kłamczuchą. Co ja sobie w ogóle myślałam? Że oszukam wszystkich dokoła i ujdzie mi to na sucho? Liczyłam na szczęście u boku Uckera, który otoczony jest moimi kłamstwami?... Głupia jestem, prawda? Ale ja nie chciałam nikogo skrzywdzić... Chciałam tylko być szczęśliwa i dać mojemu dziecku normalną rodzinę. Nie wyszło, a teraz mam trzy razy większe problemy niż wcześniej.
-Ann, o co tu chodzi?- usłyszałam głos Uckera i ujrzałam go, wchodzącego do sali.
-Ucker, ja przepraszam... Nie chciałam Cię oszukiwać.- od razu zaczęłam się tłumaczyć, siadając na łóżku.
-Ale zrobiłaś to. Od kiedy wiesz, że to dziecko Poncha?
-Od początku. Wrobiłam Cię w to, bo Cię kocham i liczyłam, że pomożesz mi wychować dziecko. Nienawidzę Poncha za to, co mi zrobił i nie chciałam mieć z nim nic wspólnego.
-Jest ojcem twojego dziecka i to on się nim zajmie! Jesteś świadoma tego, że gdybyś nie kłamała, to mógłbym być ojcem dla twojego dziecka? Naprawdę. Jednak teraz nie chcę Cię znać, koniec z nami! Radź se sama, a mnie zostaw w spokoju!
-Ucker, nie! Błagam, nie zostawiaj mnie!- krzyczałam za nim, ale i tak wyszedł.
Byłam załamana i straciłam chęci do życia. Bałam się o mojego synka i chciałam go zobaczyć. Chociaż nie bardzo powinnam, wstałam z łóżka i wyszłam ze swojej sali. Stałam przy szybie i patrzyłam na moje dziecko, a oczy miałam pełne łez, które aż spływały po moich policzkach.
-Wyjdzie z tego, zobaczysz.- usłyszałam za sobą głos Poncha i poczułam dłoń na swoim ramieniu.
-Pobrali Ci już krew?- zapytałam, nie odwracając się.
-Tak. A wiesz, jak bolało?...- powiedział to głosem małego chłopca, a ja mimowolnie delikatnie się uśmiechnęłam.
-Oj Ty biedny... Nie jesteś na mnie zły?- w sumie nie wiem, czemu o to zapytałam, przecież go nienawidzę.
-Mam do Ciebie lekki żal, ale to teraz nieważne. Najważniejszy jest nasz synek i na pewno nie zostawię Cię z tym samej. Wiem, że mnie nienawidzisz, ale mam nadzieję, że jakoś się dogadamy. Pamiętaj, że najważniejsze jest nasze dziecko, przeszłość się nie liczy. Może nie jestem tak zajebisty jak Ucker, ale dam z siebie wszystko, żeby jakoś to było. Niestety ja muszę Ci wystarczyć.
-Poncho... Ty chcesz być ze mną dla dobra naszego dziecka?- odwróciłam się w jego stronę i patrzyłam mu prosto w oczy.
-No ja o tym właśnie myślałem, ale to zależy od Ciebie... Jeśli wolisz być sama, to ja się dostosuję. Mogę tylko płacić Ci alimenty i zabierać dziecko na weekend. Jednak wolałbym stworzyć dla niego normalną rodzinę.- mówił delikatnym głosem i ciągle wodził spojrzeniem po mojej twarzy.
-Okej, spróbujmy. Chcę, żeby mój syn był szczęśliwy i dam z siebie wszystko. Mam nadzieję, że się dogadamy i uda mi się Cię jakoś znosić do końca życia. I wiedz, że nie chodzi tu o jakieś różnice, że Ucker jest lepszy... Kocham go od zawsze i nie przestanę z dnia na dzień, a do Ciebie mam duży uraz, mimo że znam już prawdę. To mi chyba zostanie już na zawsze, ale po prostu nauczę się z tym żyć.
-Oboje musimy się jeszcze wiele nauczyć i postarać o przyszłość naszą, i przede wszystkim naszego dziecka. Jesteś gotowa poświęcić się rodzinie?- zapytał, ujmując mój podbródek i unosząc lekko do góry, bym spojrzała w jego oczy.
-Tak, jestem gotowa. Dla niego zrobię wszystko. Przytulisz mnie?- zapytałam nieśmiało, a Poncho czule zakleszczył mnie w swoich cudownych męskich ramionach.
Mimo wszystko było to dla mnie ukojeniem i uspokoiłam się trochę. Chwilę później odprowadził mnie z powrotem na salę, żebym jeszcze odpoczęła. Obiecał, że powie mi, jak coś się będzie działo i zajmie się naszym synkiem.

Dulce:
Wakacje na Karaibach od początku były cudowne i znacznie odpoczęłam po tym wszystkim. Ciągle tęskniłam za Uckereqm i w ogóle za Meksykiem, ale w sumie tylko czasami w samotności nachodziły mnie takie myśli, bo ogólnie było okej. Pablo skutecznie wypełniał mi czas, ale jeszcze nie serce. Ciągle martwiłam się, czyje dziecko noszę pod sercem. W duchu modliłam się, żeby było Uckera, choć to też może mi przynieść problemów. Co jeśli on się kiedyś o tym dowie i będzie chciał mieć prawa do dziecka? To by była tragedia... Ale i tak gorzej by było, gdyby się okazało, że ojcem jest Amador. Chyba bym tego nie zniosła... Bałam się nawet o tym pomyśleć aż do porodu. Kiedy urodziłam, od razu chciałam zrobić test DNA. Moja córeczka, której praktycznie nie widziałam przed zrobieniem testu, ma taką samą grupę krwi jak Ucker, więc jego nie możemy wykluczyć. Pablo dzwonił do więzienia, by poznać grupę krwi Amadora i na szczęście okazało się, że nie może być ojcem mojego dziecka. Byłam wniebowzięta i zaczęłam płakać ze szczęścia, że tak szybko się to wyjaśniło, a moje dziecko zostanie ze mną i będzie najważniejszą częścią mojego życia. Od razu poprosiłam Pabla, by po nią poszedł. Po chwili przyniósł mi moją małą, słodką córcię i podał mi ją. Przytulałam ją i całowałam, trzymając na rękach. Była taka malutka i już ją pokochałam. Do moich oczu ponownie podeszły łzy na myśl o tym, że chciałam oddać swoje dziecko komuś innemu. Od tych pierwszych chwil pokochałam ją całym sercem i czułam, że dzięki niej moje życie nabierze kolorów i już nigdy nie będę samotna. To cząstka Uckera, która będzie ze mną na zawsze. Teraz gdy znam prawdę, jestem w stanie ujrzeć podobieństwo małej do Christophera. Pewnie sobie wmawiam, bo jest za mała, by być podobną do kogokolwiek, ale akurat jedno wiem na pewno... Ma Uckera oczka- takie ciemne i słodkie, a spojrzenie przenikliwe i pełne czułości.
-Jesteś szczęśliwa?- zapytał Pablo, siadając na krześle obok łóżka.
-Bardzo. Mam córeczkę, która zostanie ze mną na zawsze. Chyba nie byłabym w stanie jej oddać, bo już kocham ją nad życie. To moje dziecko i nikomu nie zamierzam go oddawać!- szarpały mną emocje, byłam cała zapłakana. -Ej, właśnie wpadłam na pomysł! Mam imię dla mojej córki!- krzyknęłam wesoło.
-Jakie?- zapytał z uśmiechem.
-Esperanza, pasuje do niej idealnie. Ona daje mi nadzieję na lepsze życie. Zresztą przez całą ciąże miałam nadzieję, że okaże się dzieckiem Uckera i udało się. Tym razem ta nadzieja też mi pomoże i moje życie nabierze kolorów. Esperanza... Podoba Ci się?
-Śliczne jak nasza córeczka.- pocałował mnie słodko w czoło, a Esperanzę pogłaskał delikatnie po policzku.
-Nasza?- zapytałam, patrząc mu w oczy.
-No tak. Mówiłem przecież, że Ci pomogę. Ja będę jej ojcem. No chyba, że jednak chcesz zawiadomić Uckera, ale jeśli nie, to ja zawsze przy Was będę, a ją uznam za swoją córkę.
-Naprawdę? Chcesz tego?- skinął głową twierdząco. -O Boże, dziękuję!- krzyknęłam z radością i mocno przytuliłam Pabla.
W tym momencie czułam się wspaniale z moją nową rodziną... Byłam gotowa na budowę szczęścia, które tym razem musi być pełne i nic go już nie pokona.



No dobrze, macie ten rozdział :* Tak jakoś z tym zwlekałam, bo nie chciało mi się jakoś dodawać, nwm czemu xD I jakoś się chyba nie będę tu rozpisywać, bo wiecie w piątek wieczorem nie mam siły już na nic, chcę iść tylko spać :) Wgl kończę pisać to opowiadanie na konkurs i jak będziecie chciały, to mogę wam tu je dodać i ocenicie ;) Chyba nie mam tu już dzisiaj nic do powiedzenia, żegnam :* Zaskakująco krótki rozdział chyba, ale mam nadzieję, że się podoba, bo taki dosyć... Inny i dziwny jak dla mnie xD

niedziela, 13 listopada 2016

26. "Ostatnie słowa"

Dulce:
Jakiś czas później całe moje życie stanęło do góry nogami. Coraz częściej źle się czułam, wymiotowałam i mdlałam, aż w końcu udałam się do lekarza. I co się okazało? Jestem w ciąży. Gorzej być nie mogło, bo teraz pojawił się bardzo poważny problem: Nie wiem, kto jest ojcem. Ucker, czy Amador? Rozważałam też Pabla, ale odpada, bo jestem w drugim miesiącu, a z nim sypiam od niedawna. Póki co nie mogłam tego sprawdzić, ale mimo wszystko miałam nadzieję, że to dziecko Uckera. Z dwojga złego dużo lepiej mieć dziecko z byłym mężem niż z człowiekiem, który Cię zgwałcił. Muszę teraz czekać do porodu, by zrobić testy DNA. Nie byłabym w stanie usunąć dziecka tym bardziej, że może być Christophera. Postanowiłam jednak, że jeśli okaże się być Amadora, to oddam je do adopcji. Nie dam rady wychować dziecka, będącego owocem gwałtu. Cholernie się bałam swojej przyszłości i nie wiedziałam już, co ze sobą zrobić. Pablo obiecał, że mi pomoże, ale przecież nie ma obowiązku zajmować się moim dzieciakiem. Chora sytuacja... Kocham Uckera i być może urodzę jego dziecko, podczas gdy jego dziewczyna też jest z nim w ciąży. Nie no po prostu gorzej być nie mogło... Zabić się to za mało. W głębi serca zawsze marzyłam o dziecku, ale nigdy w takiej sytuacji. Zastanawiałam się, czy powiedzieć o tym Uckerowi, ale wspólnie z Pablem postanowiliśmy wmówić wszystkim wkoło, że to on sam jest ojcem. Lepiej będzie, jeśli mój były mąż nie będzie wtrącał się więcej w moje życie i z niego po prostu zniknie. Prawda jest taka, że on zawsze zostawia po sobie ból, rozczarowanie i kłopoty. Zdążyłam się nauczyć, że tam gdzie Ucker, tam nieszczęście. Z Pablem nie łączy mnie taka szalona miłość jak z tym kretynem, ale przy nim zaznam spokoju i dam mojemu dziecku normalną rodzinę, jakiej ja nigdy nie miałam. Tylko Pablo może dać mi szczęście, jakiego potrzebuję. Zapomnę o Uckerze, wyjadę i nigdy więcej go już nie zobaczę! Tak, to najlepsze, co mogę zrobić. Zaraz po rozwodzie wyjadę z chłopakiem na wakacje i już nie wrócę. Będę tęsknić za ukochanym, ale muszę się z tym pogodzić i raz na zawsze dać sobie z nim spokój. Stwierdziłam jednak, że muszę się z nim należycie pożegnać, żeby mu w pięty poszło.

Ucker:
Mimo, że sam byłem z Anahi i byliśmy szczęśliwi, to cholernie bolał mnie widok Dul z Pablem. Kocham ją i chyba nigdy nie przestanę, ale dobrze wiem, że to wszystko moja wina i cierpię na własne życzenie. Jestem zazdrosny o moją żonę, chociaż nie powinienem. Ta miłość jest silniejsza ode mnie i chociaż chcę, nie potrafię jej zwalczyć. Jednak pewna wiadomość całkiem mnie dobiła, a mianowicie ciąża Dul. Od razu mówiła wszystkim, że to dziecko Pabla. Z niewiadomych przyczyn miałem pewne wątpliwości i przy pierwszej lepszej okazji, gdy zobaczyłem ją samą w firmie, zapytałem:
-Jesteś pewna, że to dziecko Pabla?
-Ucker, za kogo Ty mnie uważasz?!- krzyknęła wzburzona.
-Nie unoś się. Nie chciałem Cię obrazić, po prostu wolę się upewnić, czy to nie moje dziecko.- mówiłem do niej spokojnie, żeby się już bardziej na mnie nie darła.
-Spokojnie, tylko z jedną kobietą będziesz miał dziecko. O mnie zapomnij i zajmij się swoim życiem. Na pewno nie jest to twoje dziecko, więc się odczep raz na zawsze. Za tydzień nasz rozwód i już nic nie będziemy mieli ze sobą wspólnego.
-A więc to prawda?...- usłyszałem za sobą głos mojego ojca i ujrzałem naszych rodziców.
-Ale co?- Dul udała słodką idiotkę z niewinną minką.
-Nie macie prawa się rozwieść!- krzyknęła matka mojej żony.
-Mamy i zrobimy to!- krzyknęła Dulce. -Chuj Wam do tego!- dodała już ostro wkurzona.
-To pewnie twoja wina głupi dzieciaku?!- ojciec wymierzył mi z pięści w twarz i rzucił wiązankę słów w moją stronę.
-Zamknij mordę staruchu i się odpierdolcie!- albo mi się wydaje, albo Dul dała mojemu ojcu w twarz w mojej obronie... -Weźmiemy rozwód, bo nie będę z tym kretynem ani dnia dłużej. Sami zajmijcie się sprawami firmy i zawiążcie spółkę jak normalni ludzie! Ja mam gdzieś Wasze finanse, radźcie se sami!- rzuciła na koniec i wybiegła z firmy.
-Nie wiem jak, ale masz rozwiązać ten problem.- ojciec Duli wykręcił mi rękę i mówił przez zaciśnięte zęby.
Cała czwórka wyszła i zostałem sam ze swoimi myślami i pewnego rodzaju rozczarowaniem... Mimo wszystko w głębi duszy chciałem, żeby Dul była w ciąży ze mną. Mielibyśmy wtedy coś, co by nas łączyło, ale niestety... Nie było mi dane być z ukochaną i mieć z nią dziecko. Koniec tego! Mam dziewczynę, niedługo zostanę ojcem i muszę zapomnieć o Duli. I tak za tydzień będziemy już po rozwodzie, więc to zamknięty rozdział mojego życia.
Tydzień później odbył się nasz rozwód, który był dosyć burzliwy. Co chwile się kłóciliśmy, ale większość spin prowokowali nasi rodzice. O wszystko... O dom, o firmę, o każdą głupotę. Przez nich Dula była bardziej nerwowa i darła się na mnie. Finalnie ugodowo podzieliliśmy się udziałami w firmie, a mieszkanie oddaliśmy rodzicom. Wychodząc z sali sądowej, Dul włożyła mi do ręki kopertę, mówiąc:
-Otwórz to za dwie godziny, dobrze?
-Co to?- zapytałem, spoglądając w jej dziwnie smutne oczy.
-Zobaczysz później, pa.- pocałowała mnie delikatnie w policzek i odeszła.
Zastanawiałem się, co jest w tej kopercie. Cały czas chodziło mi to po głowie i nie mogłem przestać o tym myśleć. Ale tak jak chciała Dul, otworzę to dopiero za dwie godziny. Miałem dziwne przeczucia i nie wiedziałem, czego się spodziewać.
Po tych dwóch najdłuższych godzinach w moim życiu, usiadłem w swoim biurze w firmie i wziąłem do ręki kopertę. Był tam list i zdjęcia. Wziąłem kartkę do ręki i zacząłem czytać:
"Witam Cię po raz ostatni.
Boże, to brzmi tak bez sensu... Ale taka jest prawda. To moje ostatnie słowa skierowane do Ciebie. Jeśli serio czytasz to po dwóch godzinach, to już wyjechałam z Pablem. Powiedzmy, że potrzebowałam wakacji, tyle że takich już na zawsze. Nie zamierzam wracać, bo nie mam tu czego szukać. Jedyną osobą, która mnie naprawdę kocha, jest Pablo i wiem, że on mnie nigdy nie zostawi tak jak Ty. W sumie nie wiem do końca, po co to do Ciebie piszę, skoro i tak masz mnie gdzieś, ale jakoś musiałam. Nie lubię niejasnych sytuacji i nie mogłabym odejść bez pożegnania. Chciałam, abyś wiedział, że nadal Cię kocham. Jeszcze dużo czasu musi minąć, żebym o Tobie zapomniała i zabiła to uczucie. Sorry, ale musiałam Ci to wyznać, nawet jeśli Cię to nie obchodzi. Mam nadzieję, że uda mi się wymazać z pamięci naszą miłość, a może raczej moją do Ciebie. Wiedz, że mimo wszystko nasze małżeństwo było dla mnie czymś pięknym i przez jakiś czas byłam naprawdę szczęśliwa. Szkoda tylko, że pokazałeś swoje prawdziwe oblicze i okazało się, że jednak nie masz serca. Mam tylko nadzieję, że Ann będzie miała więcej szczęścia niż ja i ją pokochasz naprawdę, nie na niby. Mimo wszystko wierzę, że nie jesteś aż tak zły jak mi się wydaje. Przecież nie mogłabym kochać potwora, prawda? Dobra, nie trać czasu na czytanie tych bzdur, bo pewnie masz ważniejsze rzeczy do roboty.
Masz tu kilka naszych wspólnych zdjęć :* O niektórych może nawet nie wiesz ;) Dla mnie to mega fajna pamiątka, więc stwierdziłam, że się tym z Tobą podzielę. Zawsze będziesz w moim sercu i mam nadzieję, że w Twoim dla mnie też się znajdzie choć odrobina miejsca. Chcę, by te nasze chore fotki przypominały Ci o tym, jak bardzo byłam z Tobą szczęśliwa i jak często na mojej twarzy gościł uśmiech.
Kocham Cię <3 (mam nadzieję, że już niedługo)"
Do oczu podchodziły mi łzy, kiedy to czytałem. Tak bardzo skrzywdziłem osobę, którą kocham nad życie. Nie chciałem tego, ale mnie boli to tak samo mocno jak ją samą. Przeraża mnie to, że ona nadal mnie kocha i nie może zapomnieć, a wyjeżdża na siłę z kimś innym, żeby wypełnić pustkę po mnie. Życzę jej wszystkiego co najlepsze, ale nie mogę znieść tego, że będzie z Pablem i to tak daleko ode mnie. Będą żyć razem szczęśliwie ze swoim dzieckiem. Aj, dość już tych wyrazów zazdrości, bo to i tak już niczego nie zmieni. Na moją twarz powrócił delikatny uśmiech, gdy oglądałem te zdjęcia. Część z nich to były jakieś nasze wspólne selfie, było kilka jej zdjęć z takim cudownym, zakochanym uśmiechem. Były też jej selfie ze mną śpiącym, albo w ogóle moje zdjęcia, jak śpię. Rzeczywiście to te, o których nie wiedziałem. Ale wśród tych wszystkich fotek pojawiły się też takie z dzieciństwa, ze szkoły. Zdjęcia grupowe z przedszkola, z podstawówki, albo jej selfie z koleżankami, gdzie w tle jestem ja i robię miny za jej plecami. Wszędzie oboje jesteśmy uśmiechnięci i szczęśliwi, ale znalazło się jedno takie, na którym Dul jest smutna, zła i obrażona... Tak, moja księżniczka robiła selfie, kiedy siedziała ze mną w salonie i żarła moje chipsy, czekając na moje zainteresowanie i uwagę. Mimo smutnej minki Dulisi to zdjęcie było zabawne, bo wyszła tam tak słodko i niewinnie. Nie mogłem się napatrzeć na te foty, bo wszystkie były przecudne i miały swój wyjątkowy urok. Tęskniłem za moją Dulcią, chociaż dopiero co wyjechała. Chciałbym jeszcze raz ją pocałować, dotknąć jej delikatnej skóry, wyznawać jej codziennie miłość i po prostu z nią być.

Dulce:
Ze smutkiem opuściłam Meksyk świadoma tego, że już tu nie wrócę. To sprawiało mi wielki ból, ale nie mówiłam nic Pablowi. Niech myśli, że tak bardzo się cieszę z tego wyjazdu. A może z czasem tak się właśnie stanie? Jak wmówię sobie, że jestem szczęśliwa, to w końcu będę, nie? Tak powinno być i mam nadzieję, że to okaże się takie proste, jak mi się wydaje. Dotarliśmy na Karaiby, gdzie zamierzaliśmy zostać na zawsze. Pięknie tu i od razu po przyjeździe do tego miejsca nabrałam nowych chęci do życia. Mieliśmy cudny domek przy samej plaży, w którym aż chciało się przebywać. To miejsce, ten klimat, widoki... Wszystko takie perfekcyjne, że tylko podziwiać. I do tego wszystkiego Pablo, który za wszelką cenę stara się mnie pocieszyć i zawsze jest blisko.


Witam Was po długim weekendzie :* Ja to miałam wgl wyjątkowo długi weekend, bo byłam chora od wtorku i siedziałam w domu, a właściwie u babci z kuzynką, która też była chora xD Dobrze mieć osobę, z którą nawet chorować można razem (przypadkiem, nie żeby coś xD) Ale teraz nadszedł ten smutny moment, kiedy muszę przepisać lekcje, bo mi już koleżanka wysłała... Nie chcę mi się tak bardzo i pewnie będę tu pisać zaraz całkiem o niczym, żeby się tylko za to nie wziąć ;) Wgl wiecie co Wam powiem? Tak fajnie mi się złożyło, że rok później 25 listopada będę jechać w tą samą stronę, co na spotkanie z Dulą <3 W sensie... Jadę do Poznania na wycieczkę pociągiem, więc to tak jakbym jechała do Krakowa, ale krócej, haha :D Super się złożyło i wgl szok, że zaraz będzie rok od spotkania z Dulce <3 A co do rozdziału to wiecie... Tak czasem bywa i to musiało się stać :P Ale spokojnie, opowiadanie się jeszcze nie kończy ;) No to ten... do następnego, a ja lecę przepisywać lekcje :/ 

wtorek, 8 listopada 2016

25. "Gdzie ona miała oczy i mózg?"

Dulce:
Ucker prawie ze mną nie gadał i był bardzo dziwny przez kilka dni. W sumie ja też nie byłam w stanie z nim rozmawiać, ale jak nigdy potrzebowałam jego miłości i bliskości. Po chyba tygodniu nie wytrzymałam i zapytałam, tuląc się do niego:
-Ucker, co się dzieje?
-Dul... Musimy poważnie porozmawiać.- powiedział cicho i niepewnie.
-O czym?
-O nas.- to już mocno mnie zaniepokoiło. -Dulce, ja coś zrozumiałem...- ewidentnie najzwyczajniej w świecie owijał w bawełnę.
-Co? Ucker, mów wreszcie i przestań kręcić!- nerwowo podniosłam głos.
-Zrozumiałem, że Cię nie kocham i chyba nigdy nie kochałem. To było tylko pożądanie i pragnienie opieki nad Tobą. Wymusiłem na sobie miłość do Ciebie, ale ona nigdy nie istniała.
-Ucker, co Ty pieprzysz?! Wiesz, to kiepski żart...- byłam oburzona, ale wtuliłam się w niego z powrotem jak gdyby nigdy nic.
-To żaden żart, Dul. Naprawdę, nie kocham Cię. Przepraszam, ale taka jest prawda. Nasze małżeństwo jest i zawsze było tylko na papierku, nic więcej.- mówił śmiertelnie poważnie, a ja już całkiem zgłupiałam.
-Co to znaczy?! Okłamywałeś mnie i mówiłeś, że mnie kochasz?- w oczach już miałam łzy.
-Nie, to nie było oszustwo. Naprawdę myślałem, że coś do Ciebie czuję, ale się zwyczajnie pomyliłem. Ale to koniec, bo nie zamierzam trwać w związku bez sensu i przyszłości.- zakończył stanowczo i wstał.
-Ale Ucker... Ja...- byłam w szoku i już nie mogłam nic powiedzieć.
-Tak, wiem... Kochasz mnie, ale niestety musisz przestać.- powiedział obojętnie i poszedł do łazienki.
Wyszłam, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Chciałam sobie to wszystko poukładać w głowie i dojść do ładu. Nie mogłam pojąć, jak Ucker mógł tak nagle przestać mnie kochać... I dlaczego teraz, kiedy najbardziej potrzebowałam jego miłości? Nie pomyliłam się co do niego parę lat temu... Jest zwykłą świnią, która potrafi zniszczyć wszystko. Przez niego straciłam wartościowego chłopaka, jakim był Pablo, miałam problemy, zostałam zgwałcona, a on mi teraz wyskakuje z tekstem, że jednak mnie nie kocha! To już szczyt chamstwa i bezczelności... Tak nie można, do cholery! Myślałam, że to nie będzie możliwe, ale ja naprawdę się w nim zakochałam przez ten czas. Kocham go nad życie i mam, a raczej miałam tylko jego! Idąc cała we łzach ze spuszczoną głowa, wpadłam na kogoś... Kiedy go ujrzałam, wpadłam w jego ramionami, a on jak zwykle pozwolił mi się wypłakać i starał się pomóc. Usiedliśmy na ławce i wszystko mu opowiedziałam.

Ucker:
Serce mi pękło na miliony kawałków w momencie, gdy zerwałem z Dul. Nie spodziewała się tego i mocno to nią wstrząsnęło. Nie dziwię się, bo to co zrobiłem, to najgorsze świństwo z możliwych. Wierzyłem jednak, że to najlepsze wyjście i tego się trzymajmy. Dobro Dulce jest moim życiowym priorytetem, a to właśnie ono było przeze mnie zagrożone. Nie mogłem pozwolić na to, żeby Amador po raz drugi wykorzystał moją żonę do zemsty na mnie. Dużo lepiej było dać jej wolność i odsunąć od siebie. Martwiłem się tylko, czy ona się nie załamie, bo ostatnie zdarzenia mocno ją podłamały, a teraz jeszcze została z tym sama. Ale przecież moja Dulcia jest silną, praktycznie niezniszczalną kobietą i da sobie radę w każdej sytuacji, prawda? Byleby tylko była daleko od źródła niebezpieczeństwa... Czyli pośrednio ode mnie. Siedziałem w domu i martwiłem się o nią, bo nagle gdzieś wyszła po rozmowie. Na szczęście po jakimś czasie wróciła. Niepozornie podszedłem do niej, by sprawdzić, czy nic jej nie jest. Ku mojemu zaskoczeniu nie przyszła sama... Stała w przedpokoju z Pablem, który patrzył na mnie z nienawiścią i złością. Mhm, czyli Dulisia mu się zwierzyła...
-Spokojnie, my już wychodzimy i będziesz miał spokój. Pójdę się tylko spakować.- powiedziała i ruszyła w stronę pokoju.
Odprowadziłem ją wzrokiem, a potem odwróciłem się i ujrzałem srogie spojrzenie Pabla. Nagle poczułem ból i złapałem się za piekący policzek. Tak, dostałem w twarz od byłego mojej żony.
-Ty pierdolona świnio! Przez Ciebie Dulce teraz jest nieszczęśliwa, zniszczyłeś jej życie! Od początku czułem, że jesteś nikim i narobisz tylko problemów Duli! Ale gdybym wiedział, że aż taki z Ciebie śmieć, to dałbym Ci wtedy zdechnąć na ulicy...-  wyzwał mnie bardzo dobitnie, a ja nie miałem siły się bronić, zresztą po co? Przecież miał rację. -Nawet się nie odezwiesz, tchórzu?! Nie wierzę, że tak wspaniała dziewczyna jak Dul, mogła zakochać się w kimś takim jak Ty... Gdzie ona miała oczy i mózg?
-Nie pierdol i ogarnij to, że nigdy nie chciałem jej skrzywdzić! Nie zamierzam się przed Tobą tłumaczyć, ale powiem tylko, że tak chyba musiało się stać i szczerze żałuję, że zacząłem ten związek. Za to Ty na szczęście dostałeś od losu drugą szansę i możesz ponownie brać się za moją żonę. Do dzieła, spraw, by zapomniała o mnie!
-A żebyś wiedział, że zapomni... Nim się obejrzysz, nie będzie już pamiętała, że istniał w jej życiu jakiś bałwan, który ją skrzywdził.
-Dobra... Rób, co chcesz! Nie muszę o tym wiedzieć, bo guwno mnie to obchodzi.
-Jutro pójdę do adwokata i już niedługo ujrzysz pozew rozwodowy.- powiedziała moja jeszcze żona, mijając mnie obojętnie.
-Okej, tylko rodzice nie mogą się o tym na razie dowiedzieć.- zastrzegłem od razu.
-Spoko, nie zamierzam z nimi o tym gadać. Zresztą załatwimy to szybko i bez zbędnych ceregieli. Nikt się póki co nie dowie.
-Dobra, to daj znać jak coś.- starałem się z nią rozmawiać normalnie, ale z każdą sekundą bardziej bolało mnie serce, gdy widziałem jej żal i łzy w oczach.
-Jasne, pa.- odwróciła się na pięcie i wyszła, a za nią Pablo z jej walizką.
I wtedy widziałem ją po raz ostatni, kiedy była jeszcze moja i miałem szanse to odkręcić...
Od tamtej pory nie wiedziałem, co dzieje się z moją żoną. W sumie cieszę się, że Pablo wrócił, bo inaczej Dul byłaby całkiem sama. Jednak tak strasznie drażnił mnie fakt, że on teraz ciągle z nią jest i może nawet są znów razem. Przecież kiedyś byli parą, więc mogą to tylko odnowić... Tak po prostu bez większego wysiłku ten kretyn może być z moją księżniczką! Kiedy o tym pomyślę, mam ochotę w coś uderzyć. Ale dobra, czas wziąć się w garść. Możliwe, że Amador da mi póki co spokój, a może na zawsze... Muszę uporządkować trochę swoje życie i przede wszystkim znaleźć Anahi. Jest moją przyjaciółką, a strasznie ją zaniedbałem. Ona tak samo jak Dula padła ofiarą mojej głupoty, a potem ją zostawiłem. Byłem u niej w domu, ale jej nie zastałem. Sąsiadka powiedziała, że nie widać jej tu już jakiś czas. To bardzo mnie zaniepokoiło. Ann od jakiegoś czasu mieszkała tu sama, więc musiałem wybrać się do jej rodziców. Udało mi się od nich wyciągnąć informacje, że Anahi pojechała na wieś do dziadków. Wsiadłem w samochód i od razu tam pojechałem. Any jest dla mnie tak samo ważna jak Dulce, naprawdę. Kocham ją bardzo mocno, choć jedynie jak przyjaciółkę. Nawet udało mi się tam bez większego problemu trafić. Drzwi otworzyła mi babcia Anysi, przemiła kobieta. Wpuściła mnie na górę do pokoju Blondyny. Siedziała na łóżku i czytała książkę! Tak, moja przyjaciółka umie czytać, haha.
-Hej.- powiedziałem cicho, stojąc w drzwiach.
-Ucker, co tu robisz?- odwróciła się i spojrzała na mnie nerwowo.
-Postanowiłem Cię odwiedzić, kochanie.- powiedziałem wesoło i byłem pewien, że wstanie i się do mnie przytuli jak zwykle na powitanie.- Nie przytulisz przyjaciela, małpo?- zapytałem, przyglądając się jej uważnie, była podłamana i wyraźnie schudła.
-Hej...- wstała i niechętnie do mnie podeszła i się przytuliła.
-Nie jesteś zadowolona z mojej wizyty, co?
-Nie o to chodzi... Po prostu nie spodziewałam się, że mam jeszcze przyjaciela.- powiedziała z dziwnym wyrzutem.
-Czemu tak mówisz, przecież nigdy nie przestałem być twoim przyjacielem?...
-Wiesz, Ucker... Dobry przyjaciel trochę częściej interesuje się swoimi przyjaciółmi. Czemu tu jesteś? Nagle znalazłeś dla mnie czas, żona wypuściła Cię na chwilę z domu?!- w jej oczach były łzy, ale w sumie miała rację... Stanowczo zbyt mało czasu jej ostatnio poświęcałem.
-Nie jestem już z Dul. Zresztą to wszystko jest bardziej skomplikowane niż sobie wyobrażasz.
-Kurwa, następny geniusz... Zmówiliście się, czy co?!- chodziło jej o Poncha, ale przecież nie miała pojęcia o Amadorze, więc dlaczego mówi do mnie w ten sposób?...
-Ann, wiem o wszystkim. Poncho nie mógł, ale ja mam już wyjebane i o wszystkim Ci powiem.
-Aha, czyli Ty też miałeś z tym coś wspólnego? Nie no super... Żyłam wśród idiotów, którzy planowali mnie zgwałcić.
-Nie, to nie tak... Posłuchaj, bo Poncho musiał to zrobić...
Opowiedziałem jej całą historię z Amadorem od początku do końca. Tak, wspomniałem o powodzie zerwania z Dul. Anahi była w szoku i chyba na początku niezbyt to do niej dotarło. Nie była w stanie nic powiedzieć, tylko wybuchła płaczem.
-Przepraszam skarbie, nie mieliśmy innego wyjścia. Przepraszam, że przeze mnie Ty też ucierpiałaś. Skrzywdziłem wszystkich, których kocham. Jestem beznadziejny, wiem... Ale błagam, zostań w moim życiu, bo nie wytrzymam bez Was obu.- wtuliłem się w nią jak dziecko i normalnie płakałem, brakowało mi ramion przyjaciółki.
-Ucker, nie płacz mi tu i nie błagaj. Zachowujesz się jak dzieciak i nie zapominaj, że Ty też zostawiłeś mnie samą, kiedy potrzebowałam twojej obecności. Nie zasługujesz na moją litość, a nasza przyjaźń pewnie nigdy nie będzie taka sama jak dawniej.- ej, ona nie mówi jak moja Anysia! Dlaczego wszyscy tak bardzo się zmienili? Nawet moja kochana przyjaciółka...
-Spróbujmy to uratować i bądź przy mnie ciągle. Wróć do Meksyku, a najlepiej zamieszkaj ze mną.
-Z Tobą?!
-Tak, oboje potrzebujemy swojej obecności i wsparcia. Tylko Ty możesz uratować moje nędzne życie, Ann.
-Nie, bo nie chcę się spotkać z Poncho.
-Spokojnie, on do mnie nie przychodzi, zawsze to ja idę do niego.
-Na pewno?
-Mhm. A po za tym i tak powinnaś z nim porozmawiać, bo on też się martwi i chciałby Cię osobiście przeprosić.
-Nie będę z nim gadać, na pewno nie! Mogę z Tobą mieszkać, ale jego nie chcę nawet widzieć. I nie wspominajmy już o tym, co się stało, okej?
-Dobrze, myszko.- powiedziałem z uśmiechem, który wreszcie odwzajemniła i trąciłem ją palcem w nosek.
-Kocham Cię, Ucker.- wyznała, przytulając się do mnie mocno.
-Ja Ciebie też, Anyś.
-Ale ja nie kocham Cię jak przyjaciela...- powiedziała, patrząc mi w oczy.
-Wiem. Dulcia ma dość długi jęzor i jakiś czas temu się wygadała.
-Czułam, że tak będzie. Ale może to i lepiej... Dobrze, że wiesz. Ale nie dobrze, że nic z tym nie robisz. Chciałabym, żebyś kiedyś spojrzał na mnie tak jak na Dulę, żebyś kochał mnie jak kobietę, nie jak kumpla. Marzę o tym od przedszkola, ale na marzeniach się pewnie skończy.- mówiła ze smutkiem, ale była spokojna, czyli po prostu jest do tego już przyzwyczajona...
-Chciałbym kochać Cię tak, jak tego chcesz. Moje życie byłoby dużo łatwiejsze, a nasz związek wręcz idealny, bo rozumiemy się jak nikt inny. W sumie to nawet chciałbym spróbować z Tobą być. Przecież kocham Cię, więc co za problem pokochać po prostu w inny sposób, nie? Oczywiście jeśli jeszcze chcesz, możesz zostać moją dziewczyną.- nie wiem, co mi do głowy uderzyło, ale w sumie czemu nie?...
-Naprawdę? No jasne, że chcę!- znowu rzuciła mi się na szyję, po czym zaczęła mnie namiętnie całować.
-Ann, dzikusie...- wydukałem, śmiejąc się cicho.
-Chcę z Tobą być, chociaż jestem świadoma tego, że jestem twoją drugą opcją... Gdyby ten cały Amador skrzywdził tylko mnie, zamiast Dul, to by Cię tu teraz nie było i byłbyś szczęśliwy z miłością swojego życia, a ja nadal mogłabym tylko marzyć o Tobie. Skorzystałam na tym, że jesteś samotny i nieszczęśliwy po rozstaniu z Dul, bo inaczej to byłoby niemożliwe. Jesteś strasznym egoistą, wiesz? Cholernie myślisz tylko o sobie, zupełnie jak ta ruda małpa. Ale w tym momencie jestem skłonna pominąć ten fakt i tylko cieszyć się z szansy, którą w końcu dostałam od życia.- nagadała się i miała rację, ale dobrze, że nie zmieniła zdania.

Według planów Anahi zamieszkała ze mną. Nasz związek jest naprawdę piękny i dogaduję się z nią dużo lepiej niż z Dul. Ann nie ma o tym pojęcia, ale mimo wszystko nie jestem do końca szczęśliwy, bo i tak tęsknię za moją żoną. Cokolwiek by się działo, nigdy nie przestanę kochać Dulce. To była prawdziwa miłość, która nigdy nie zgaśnie. Ostatnio moi rodzice wytoczyli sprawę sądową przeciwko mnie za pobicie matki. I tak już nie mam za wiele do stracenia, więc powiedziałem prawdę. I wtedy w sądzie wreszcie spotkałem Dul po prawie miesiącu przerwy. Moje serce pękło na kolejne miliony kawałków, bo okazało się, że MOJA Księżniczka jest z Pablem! Tak, ja wiem... Ma prawo ułożyć sobie życie, zresztą ja zrobiłem to samo, ale to mocno zabolało. Zupełnie jakby podeszła i wbiła mi nóż w plecy. Ale nie ma sensu tego roztrząsać, wszystko i tak już skończone. Wracając do tematu... Po zeznaniach Poncha, Duli, Ann i moich, Amador trafił do więzienia. No dobra, nie tylko on... Ja i Poncho także i jeszcze kilka innych osób, które udało się znaleźć. Miałem jednak szczęście, bo ojciec zaproponował mi układ. Dał w łapę sędziemu, żebym wyszedł. W zamian za to mam pracować w firmie. Niestety Dulcia też, czyli tak łatwo o niej nie zapomnę. A najgorsze jest to, że niepotrzebnie z nią zerwałem, bo Amador i tak jest w więzieniu. Zaczęliśmy pracę w firmie i codziennie ją widywałem. Miałem wielką ochotę to wszystko odkręcić, ale nie zrobiłem tego ze względu na Anahi. I nie tylko... okazało się, że będę ojcem. Tak, moja dziewczyna jest w ciąży! A no tak, nie pochwaliłem się... Spędziliśmy razem noc, kiedy nasz związek miał trzy dni. No cóż, trochę szybko i bez zabezpieczeń. Miałem mętlik w głowie i bałem się, co będzie. Miałem wrażenie, że w ogóle nie nadaję się na ojca, ale Ann ciągle mnie uspokajała i zapewniała, że damy radę. Średnio się cieszyłem z dziecka, bo pojawienie się go całkiem skreśla mnie i Dulę. No ale przecież nic już na to nie poradzę... Muszę wziąć własne  życie w swoje ręce i ponieść wszelką odpowiedzialność za swoje czyny. Niestety w konsekwencji tracę Dulce już na zawsze, ale nic już nie mogę zrobić... Pozostaje mi jedynie czekać na moje dziecko i brać ślub z Ann. To znaczy najpierw rozwód z Dul, a to jeszcze trochę może potrwać.

Dulce:
Rozstanie z Uckerem strasznie mną wstrząsnęło i przez jakiś czas byłam totalnie załamana. Cały czas był przy mnie Pablo i wspierał mnie we wszystkim. W końcu zaczęliśmy ważną rozmowę i postanowiliśmy dać sobie drugą szansę. A więc znowu jestem z Pablem i jesteśmy naprawdę szczęśliwi. To znaczy oczywiście nie jest on moją wielką miłością jak Ucker, bo do tego dużo brakuje, ale dogadujemy się, a nasz związek jest wręcz perfekcyjny. A zapomniałam dodać... Pablo jest na studiach medycznych, kontynuuje w Meksyku, bo chciał po prostu wrócić do kraju. Zresztą póki co tutaj ma praktyki w szpitalu. Idzie mu świetnie, a wszyscy mówią, że przed nim wielka przyszłość. W dodatku Pablito dostał spadek po jakimś wujku i ma teraz sporo kasy. Mieszkamy więc w wypasionym domu i niczego nam nie brakuje. Na szczęście Pablo nie jest jak Ucker i nie głupieje od przybytku gotówki. Jest rozważnym człowiekiem i większość spadku wpłacił do banku, a teraz jeszcze pracuje. Jak widać, mam teraz wspaniałe życie i nie muszę się niczym martwić. No prawie niczym... Czekam na rozwód z Uckerem i boję się reakcji rodziców. W dodatku kazali nam pracować w tej zjebanej firmie! To straszne, bo muszę codziennie widywać tego kretyna i jego głupią dziewczynę. Tak, jestem zazdrosna i nie zamierzam się tego wypierać. Kocham Uckera i to się nie zmieni... Serce mi pęka, gdy patrzę na ich piękną, kwitnącą miłość. Myślałam, że oszaleję ze złości i rozpaczy, kiedy okazało się, że ta głupia, łatwa żmija jest w ciąży. W ogóle to aż nie wierzę, że tak się wkręciła i skorzystała z okazji, żeby być z Christopherem. A on szmaciarz zawsze gadał, że to tylko jego najlepsza przyjaciółka, a teraz oczekuje jej dziecka. To chore, jak oni oboje razem wzięci! Jakby tego było mało ostatnio ich przyłapałam. Pieprzyli się w gabinecie Uckera, kiedy weszłam, by zostawić mu pozew rozwodowy, który właśnie przyszedł. Doznałam szoku i chamsko im przerwałam. Halo, jestem Dulce i nigdy nie miałam skrupułów jeśli chodzi o szybkie numerki Uckera! Z przyjemnością zepsułam im jakże romantyczną chwilę, mówiąc z ironią:
-Nie przeszkadzajcie sobie, przecież firma to miejsce na seks po kątach.
-Wyjdź i się odczep!- krzyknęła ta jędza, odrywając się od Uckera i zakrywając się swoją sukienką.
-Zamknij mordę, dziwko! Nie przyszłam do Ciebie, tylko do MOJEGO męża.- oczywiście perfekcyjnie zaakcentowałam przynależność Uckera do mnie, haha.
-Co chciałaś?- zapytał, także się zakrywając.
-Przyniosłam Ci pozew rozwodowy, podpisz i będzie prawie z głowy. Będziesz mógł się legalnie pieprzyć z kim tylko zechcesz.
-Okej, dzięki.- wziął dokumenty i od razu podpisał, zignorował moje wredne uwagi. -Kiedy mamy sprawę?- zapytał, czytając pozew.
-Za miesiąc.- odpowiedziałam i wyszłam.
Będąc w środku, starałam się nie pokazywać smutku, złości i cholernie wielkiej zazdrości. Jak tylko stanęłam za drzwiami, łzy podeszły mi do oczu i pobiegłam do łazienki. Usiadłam przy ścianie i płakałam, co już dawno nie miało miejsca. Przestałam już płakać po Uckerze, ale tej sytuacji już nie wytrzymałam. Dałam upust emocjom i wypłakałam chyba wszystkie łzy. Usłyszałam, że przyszedł Pablo, zawsze odbierał mnie z pracy. Szybko się ogarnęłam, wytarłam zapłakane oczy, odczekałam chwilę, żeby przestały być tak mocno czerwone i wyszłam z łazienki. To znaczy wyszłam to za dużo powiedziane... Wychyliłam się tylko i wciągnęłam Pabla do środka. Oparłam go o ścianę przy zlewie i zaczęłam namiętnie całować. Był mocno zdezorientowany, a ja zupełnie wyłączyłam myślenie. Chciałam zapomnieć o tym, co widziałam przed chwilą. Zapomnieć o Uckerze i w pełni zaangażować się w ten związek. Ten frajer nie może być jedynym mężczyzną w moim życiu, bo zwyczajnie na to nie zasługuje, a ja zasługuję na kogoś lepszego niż on. Tak, chciałam kochać się z Pablem w toalecie w firmie! Pragnę dodać, że drzwi nie zamykają się na klucz, a my wcale nie weszliśmy do kabiny. Miałam ochotę na ryzyko i niebezpieczeństwo. I tak mam gdzieś tą całą firmę, a tak chociaż się zabawię i odprężę.
-Dul, co Ty wyprawiasz?- zapytał Pablo między pocałunkami.
-Całuję Cię, rozpalam i rozbieram. A co?- odpowiedziałam z uśmiechem, dysząc mu wprost do ust.
-Kochanie, nie możemy tu...- nie dałam mu skończyć i ugryzłam go w wargę.
-Jasne, że możemy. Zamknij się, skarbie!
Nie usłyszałam już żadnego słowa sprzeciwu i od teraz oboje braliśmy w tym czynny udział. Całowaliśmy się namiętnie i zachłannie. Wkładałam w to całą swoją energię, chcąc się po prostu wyżyć. Z uwagi na to, że byliśmy w miejscu publicznym, nie rozebraliśmy się w razie jakby ktoś tu wszedł. On tylko rozpiął rozporek, a mi ściągnął majtki i podciągnął spódniczkę. Oparł mnie o zlew i wszedł we mnie mocnym pchnięciem. Poruszał się dość szybko, ale był przy tym bardzo delikatny. Było mi cholernie dobrze i jęczałam pewnie dosyć głośno. A najciekawsze jest to, że Pablo ani trochę nie był w tym gorszy od Uckera. Dawał mi taką samą rozkosz i brakowało jedynie prawdziwej miłości, która by to napędzała, ale mimo to było zajebiście. I te emocje, czy przypadkiem nikt tu nie wejdzie...
I stało się! Zdążyłam właśnie intensywnie dojść, kiedy zobaczyłam mojego męża, który odciągnął ode mnie Pabla i uderzył go w twarz. Wcale nie lekko... Było słychać, zresztą odrzuciło go w drugą stronę. Ucker stał jak wryty i gapił się na nas ze straszną złością w oczach. Bałam się, że za chwilę ja też dostanę w ryj. Stałam dalej wbita w zlew, oczywiście już poprawiłam sobie spódniczkę. Po chwili Pablo się odwinął i teraz to Uckerek dostał po mordzie równie mocno.
-Nie wpierdalaj się, kretynie!- krzyknął Pablo, a Ucker trzymał się za piekący policzek.
-To jest firma, a nie burdel!- odpowiedział nieźle wkurwiony Ucker.
-I kto to mówi? Czy to nie Ty jakąś chwilę temu pieprzyłeś się  na swoim biurku? Oj, pewnie z kimś Cię pomyliłam...- byłam na wygranej pozycji. Odegrałam się na nim jego własną bronią i zrobiłam to jako druga, a więc on wkurzył się jako ostatni. Ale właściwie dlaczego?...
-To co innego... Dul, to jest kibel publiczny, do cholery! Gdyby wszedł tu ktoś inny, to już wszyscy by gadali, że jestem rogaczem, bo przypominam Ci, że nadal jesteśmy małżeństwem.- aha, więc księcia obchodzi zdanie innych...
-Już prawie nie jesteśmy małżeństwem! Zresztą nie pierdol bzdur... Wszyscy od dawna wiedzą, że jesteś z Anahi, więc żona nie powinna Cię obchodzić. Nie chce mi się już z Tobą dyskutować, bo jeszcze zarażę się głupotą...- ach, te teksty sprzed lat, to wszystko wraca i rozejm z Uckerem to najgorsze, co mogłam kiedyś wymyślić.
-To co innego...- mhm, najlepszy argument na świecie.
-No ciekawe... Zresztą odwal się ode mnie i nie wpierdalaj mi się w życie, bo już Cię w nim nie ma! Twoje miejsce w moim życiu zajął ktoś, kto jest tego dużo bardziej warty, choć myślałam, że to niemożliwe. Jesteś dla mnie nikim i jakakolwiek rozmowa z Tobą nie ma dla mnie sensu. A teraz wybacz... Idę do domu skończyć to, co przerwałeś.- z dumą i miną zwycięzcy wyszłam z toalety, trzaskając za sobą drzwiami.


No dobrze moje marudy macie już ten rozdział :* Siedzę sobie w domu, bo trochę mi się rozchorowało xD Niestety nie oznacza to, że piszę non stop rozdziały dla Was, bo muszę pisać opowiadanie na ten konkurs, a szczerze straciłam na to już trochę wenę i nie chce mi się wgl, no ale cóż... :/ Coś Wam miałam tu pisać, a już nwm teraz co, haha xD A, już wiem! Widziałyście, że ktoś puścił info o tym, że 20 listopada ma być film dokumentalny o RBD i 4 nowe piosenki? Tak się cieszyłam, jak to zobaczyłam <3 Ale niestety okazało się, że ktoś sobie zażartował i nadal nie ma daty pojawienia się tego filmu i coraz bardziej wątpię, że on wgl będzie... :(
Oglądam od nowa rebelde, ale o tym chyba już wiecie ;) Dobra, do następnego :*

piątek, 4 listopada 2016

24. "Ucker, zamknij się wreszcie!"

Dulce:
Kiedy byłam sama w domu, otworzyłam drzwi, mając pewność, że to mój mąż. Okazało się jednak, że byli to ludzie Amadora, który najwyraźniej zapragnął się zemścić na Uckerze. Zatkali mi buzie i oczy, i wyciągnęli mnie z mieszkania, po czym wrzucili do auta. Było ich bodajże trzech, a ze mną z tyłu siedziało dwóch. Próbowałam krzyczeć, wyrywać się, ale wszystko na nic... Byłam uwięziona i pozostało mi tylko modlić się o cud, czyli o to, że dadzą mi spokój. Dostałam parę razy w twarz i zresztą nie tylko. Odkryli mi buzię i oczy, a dwóch napakowanych gości ciągle mnie trzymało bardzo niedelikatnie. Weszli ze mną do jakiejś szopy, gdzie zobaczyłam... Uckera! Stał przywiązany do słupka i krzyczał nieźle wkurwiony:
-Zostaw ją frajerze! Jeśli coś jej zrobisz, to nie daruję Ci tego!
-Spokojnie kochany... Powiedziałem przecież, że będzie żyła.- odpowiedział mu ten cały Amador z głupim uśmieszkiem.
-Puść ją do cholery! Przecież to sprawa między nami, nie mieszaj w to mojej żony!- darł się, próbując się wyrwać, był cały we łzach i aż czerwony ze złości.
-Dobrze wiesz, że cały czas mszczę się na Tobie. Teraz sobie popatrzysz na scenki, które całkiem zniszczą twoją psychikę, a ja przy okazji zaspokoję swoją wielką potrzebę.- podszedł do mnie, a ja aż zadrżałam ze strachu i zrobiło mi się słabo.
-A tylko ją tkniesz...!- krzyczał Ucker, ale przerwał mu Amador swoim dzikim śmiechem.
-To co? No co mi zrobisz? Dawaj, chodź tu śmieciu!- wrócił do Uckera i zaczął go napieprzać pięściami po twarzy, a on jęczał i krzyczał z bólu.
Nie wiem skąd wzięłam tyle siły, ale wyrwałam się tym kretynom i podbiegłam do Amadora. Dostał ode mnie w ryj z pięści z całej siły. Aż go odrzuciło, a ja podeszłam do Uckera, by sprawdzić, czy nic mu nie jest. Niestety ledwo zdążyłam dotknąć jego twarzy, a zostałam od niego odciągnięta. Amador sam się za mnie wziął i rzucił mnie na podłogę. Usiadł na mnie i zwrócił się do Uckera:
-Jaka waleczna ta twoja żonka... Coraz bardziej mi się podoba.- złożył wstrętny pocałunek na moich ustach, za co dostał ode mnie kopniaka w jaja. -Za dużo sobie pozwalasz, suko!- krzyknął i wymierzył mi siarczysty policzek.
-Kurwa mać, odpierdol się od niej!- znowu wrzeszczał Ucker, ciągnąc za sznurki, a wtedy dostałam po raz drugi tym razem w drugi policzek.
-Wiecie co moje zakochańce? Ustalmy coś... Za wszystko co zrobicie, każdy ruch, krzyk i bunt ze strony tej dziweczki, Uckerek dostanie po mordzie.- powiedział, a ja spojrzałam na męża smutnym, przerażonym wzrokiem, a przy Uckerze już stanął jakiś typ z kijem w dłoni. -Zrozumiano? A teraz zaczniemy zabawę na dobre.
Siedząc na mnie, zaczął mnie rozbierać. Płakałam, krzyczałam i wyrywałam mu się, ale za to wszystko obrywał Ucker. On zresztą robił to samo co ja... Darł się, wyzywał tego kretyna i próbował poluzować liny. W szybkim tempie zostałam pozbawiona wszystkich ubrań łącznie z bielizną. Amador wziął nóż i lekko nacinał moją skórę na udach i brzuchu. Piszczałam z bólu, a łzy leciały mi ciurkiem. Ucker non stop krzyczał, był strasznie wkurzony. Po wykonaniu kilku ran na moim ciele, rzucił nóż w Uckera. Wbił mu się w nogę, a on zaczął dosłownie wyć z bólu, za co dostał kijem po żebrach. Ten psychol oczywiście patrzył na niego i się cieszył. Jak tak można?
-No dobrze maleńka, teraz wezmę się za Ciebie tak, jak chciałem już od dawna.- zapowiedział Amador, a ja doskonale wiedziałam, o co mu chodzi, Ucker zresztą też.
-Zostaw ją Ty pierdolony śmieciu!- krzyczał dalej Christopher, który już opadał z sił, za co usunięto mu nóż z nogi.
Znów zawył z bólu i prawie mdlał. Dla niego byłoby to w sumie najlepsze wyjście... Jednak Amador na to nie mógł pozwolić, bo nie miałby zabawy. Wszedł we mnie brutalnie i szybko swoim nienaturalnie wielkim członkiem. Pisnęłam z bólu i generalnie z powodu samego faktu, że to gwałt. Mój krzyk zadziałał na Uckera pobudzająco i już po chwili znów jakby pełen sił darł się na cały głos. Oczywiście co chwilę za to dostawał kijem lub nożem. Amador gwałcił mnie brutalnie i obrzydliwie, a ja płakałam i ciągle się wyrywałam. Po jakimś czasie starałam się to jakoś stłumić, żeby Uckerkowi się nie dostawało. Ale co z tego, że ja się przymknęłam, jak on dalej musiał swoje robić. Ciągle leciały z jego ust wyzwiska i ogólnie krzyki z przekleństwami. Widziałam, że on już ledwo żyje, bo oni go za chwilę wykończą. Nie mogłam na to pozwolić i krzyknęłam do niego głośno i stanowczo mimo sytuacji, w jakiej się znajdowałam:
-Ucker, zamknij się wreszcie! Nie dawaj mu tej satysfakcji!
Za te moje dwa zdania dostało się nam obojgu. Ucker ponownie dostał kijem po klacie od tego gościa, a ja pięścią w twarz od Amadora. Na szczęście jednak to trochę podziałało i Ucker trochę się uspokoił, to znaczy powierzchownie, bo wiadomo, że i tak kipił złością. Patrzyłam wciąż na ukochanego błagalnym wzrokiem, a ten idiota posuwał mnie mocno i tak cholernie ohydnie. Odbijał dłonie na całym moim ciele i już wszystko mnie bolało. Doszedł, ładując wszystko we mnie, a ja prawie zwymiotowałam na samą myśl. Wyszedł ze mnie i wstał, mówiąc:
-Jesteś świetna i taka ciasna...- płakałam, ledwo widząc na oczy, ale nagle jak przez mgłę ujrzałam jak Amador przewraca się do tyłu. Usiadłam obolała i próbowałam ogarnąć, co się dzieje. Zanim mi się to udało, Ucker okładał go pięściami i zadawał rany nożem. On już ledwo żył, a ja mimo wszystko nie chciałam, żeby zabił go na moich oczach.
-Ucker, zostaw go! Wystarczy już, błagam!- krzyczałam, a potem podeszłam do niego i położyłam dłoń na jego plecy. -Kochanie, proszę... Nie każ mi patrzeć jeszcze na to.
Po tych słowach rzucił nóż i wstał. Przyciągnął mnie do siebie i przytulił mocno, a ja w jego ramionach wpadłam w dziką rozpacz. Drżałam i ryczałam, a on ściskał mnie z całej siły pod wpływem złości i emocji, co chwilami aż mnie bolało, ale to już się nie liczyło. Zupełnie zatraciliśmy się w swoich objęciach i zupełnie zapomnieliśmy o Amadorze. Kiedy się od siebie oderwaliśmy, nikogo tu już nie było. Na podłodze leżała jedynie kartka z napisem:
"Dostałem, co chciałem frajerze! Dotrzymałem obietnicy i CHYBA dam Ci już spokój... Powodzenia w drodze powrotnej, bo zajmie wam dużo czasu. Twoja żona jest świetna w tych sprawach, dzięki za pożyczkę."
Ucker ponownie wpadł w furię i zaczął drzeć kartkę na kawałeczki, a potem napieprzał we wszystko dookoła. Ubrałam się szybko w swoje ubrania i czekałam aż mu przejdzie. Znam dobrze jego wybuchy i wiem, że on po prostu musi się wyżyć. Tak było i tym razem, całkowicie opadł z sił i upadł na podłogę. Podbiegłam do niego i przytuliłam, ale on ledwo co mnie dotknął. Nie chciał mnie przytulać po tym, co się stało? To dziwne, bo raczej powinien... No ale okej, jest bardzo niestabilny emocjonalnie i nadal nie może wyjść z szoku, albo najzwyczajniej w świecie nie ma już siły, żeby mnie nawet objąć. Oboje przeżyliśmy koszmar i starałam się być jak najbliżej niego, żebyśmy doszli do siebie po tym wszystkim.

Ucker:
Siedziałem na ziemi, a Dul obok i mnie przytulała. Oboje byliśmy wręcz zdruzgotani po tym, co się stało. Wszystko mnie bolało, ale to się teraz mało liczyło... Prawie nie czułem bólu, bo najgorsze było poczucie winy i wyrzuty sumienia. Amador zgwałcił Dulce, żeby się na mnie zemścić! I to bolało najbardziej... Moja ukochana żona przeżyła koszmar przeze mnie! To najgorsze uczucie na świecie... Być odpowiedzialnym za krzywdę kogoś, kogo kocha się nad życie. Nie mogłem sobie poradzić z myślami i pękało mi serce, kiedy patrzyłem na skrzywdzoną, zapłakaną i posiniaczoną Dulcię. Wtuliła się we mnie, ale ja jakoś nie potrafiłem objąć jej tak porządnie i czule jak zwykle. Pojawiła się u mnie jakaś bariera, a mianowicie pewnego rodzaju strach przed tym, że mógłbym w jakiś sposób znów ją skrzywdzić. Starałem się jednak o tym nie myśleć i pójść o krok do przodu, w tym celu powoli wstałem, mówiąc:
-Chodź, musimy się stąd wydostać i znaleźć drogę do domu.
-A wiesz w ogóle gdzie jesteśmy?- zapytała i także wstała, wspomagając się moją dłonią, którą jej podałem.
-Nie mam pojęcia, ale poczekaj... Zaraz się dowiem.
Chciałem wyjść na zewnątrz, ale zrobiło mi się tak strasznie słabo. Podparłem się na Duli, bo inaczej bym upadł. No tak, głębokie rany dają się we znaki i chyba się wykrwawiam...
-Boże święty, Ucker!- spojrzała na moją nogę, w którą jeszcze niedawno był wbity nóż, krew leciała ciurkiem.
-Daj spokój, nic mi nie będzie... Musimy jak najszybciej wyjść z tego lasu i wrócić do domu.- usiadłem na krześle, które akurat stało obok.
-Kochanie, nie wygłupiaj się... Wykrwawiasz się i w takim stanie i tak nie dasz rady dojść do domu. Pokaż to.- pomogła mi zdjąć spodnie, bo rana była na udzie. Przeraziła się na widok mojej nogi, ale według mnie nie było aż tak źle.
-Samym wzrokiem mnie nie wyleczysz, skarbie.- wydukałem, bo teraz kiedy emocje trochę opadły, strasznie mnie to bolało.
-Wiem, wiem... Ale co mam Ci z tym zrobić? To przydałoby się zaszyć.
-Dul, weź po prostu jakieś szmaty, chusteczki, cokolwiek i mi to mocno owiń.
Posłuchała się mnie i znalazła jakieś szmaty, a nawet taśmę, którą na koniec usztywniła ten przecudowny opatrunek. Oczywiście najpierw delikatnie zmyła krew z mojej nogi i z innych części ciała, gdzie dostawałem kijem. Na koniec wycałowała mi posiniaczoną twarz, a z moich oczu wciąż leciały łzy, bo moja księżniczka nie zasłużyła na to, co ją spotkało. Może inaczej... To ja nie zasługuję na nią, na jej miłość.
-Nie becz już, wszystko będzie dobrze. Boli mocno?- przytulała mnie i oczywiście miała na myśli moją nogę.
-No nie powiem, że nie, bo twardziel ze mnie żaden... A jak z Tobą?- wsadziłem rękę pod jej koszulkę i dotknąłem jej ran na brzuchu zadanych nożem, a ona aż podskoczyła. -Boli?- zapytałem, odkrywając jej brzuch z mnóstwem czerwonych kresek.
-Wiesz, nie o to chodzi...- powiedziała cicho i niepewnie, opuszczając koszulkę z powrotem. -Nie obraź się, ale ja... Nie chcę, żebyś mnie dotykał. Czuję teraz taki wstręt i wstyd przez to, że mojego ciała wbrew mojej woli dotknął ten frajer. Wybacz, ale nie chcę, żebyś nawet na mnie patrzył. To straszne i głupie, ale naprawdę nie mogę znieść myśli, że Ty zobaczysz i dotkniesz moje ciało, które zostało... No wiesz.- spuściła wzrok, a jej słowa całkiem mnie załamały... Nie dlatego, że nie będę mógł jej dotykać, ale dlatego że ten gwałt odbije się na jej psychice.
Przeze mnie czekają ją pewnie wizyty u psychologa i będzie się męczyć, po prostu podupadnie na zdrowiu psychicznym i emocjonalnym, a wiem, co to znaczy... Mnie też to wszystko powoli niszczy i nie daję rady z własnymi myślami. Takie sytuacje niszczą psychikę, charakter, a nawet osobowość, czy samoocenę. To po prostu niezdrowe, a ja naraziłem na coś takiego Dulce. Teraz latami będzie to wszystko przeżywała i prawdopodobnie już nigdy nie będzie taka sama. I teraz pytanie: Bardziej przyda jej się moje wsparcie, czy spokój? Gdybym trzeźwo myślał, pewnie podjąłbym właściwą decyzję, ale w tej sytuacji, w moim stanie... Postanowiłem, że zrezygnuję z własnego szczęścia dla niej. Nie będzie płacić za moje błędy własnym ciałem (dosłownie). Koniec ze stresem, jaki przeze mnie przeżywała! Kocham ją i trudno mi będzie się z nią rozstać, ale tak będzie dla niej lepiej. Będzie bezpieczniejsza, jak nie będzie ze mną. Tylko co mam zrobić, żeby z nią zerwać? Przecież jak powiem, że chcę to zrobić dla jej dobra, to mnie wyśmieje i stwierdzi, że oszalałem. Muszę znaleźć na to inny sposób. I chyba nawet już wiem jaki... Zawsze uważała mnie za zakłamanego frajera, więc sprawię, żeby znów tak mnie postrzegała. Nie jest głupią ani łatwą dziewczyną, ale akurat pewne rzeczy dosyć łatwo jej wmówić, bo nie ma zdolności obiektywnego oceniania sytuacji i wystarczy jej coś powiedzieć kilka razy i już staje się to dla niej prawdą. Najgorsze jest to, że nie wiem, czy dam radę to zrobić. Jak przeżyję bez niej? Jak bardzo się wszystko zmieniło... Kiedyś pragnąłem mieć od niej spokój, teraz wręcz odwrotnie. Kocham ją całym sercem i uzależniłem się od niej, naprawdę. Jest kochana i słodka, tylko trzeba to dostrzec i umieć docenić. Ma trudny charakter i czasem ciężko z nią wytrzymać, ale jest cudowną kobietą, która potrafi kochać z całych swoich sił, mimo różnych przeciwności losu. Wiedziała, że coś może jej grozić, ale nigdy nie zapragnęła uciec i mnie z tym zostawić. No cóż... Moja żona ma więcej odwagi niż ja. Jestem tchórzem i zdaję sobie z tego sprawę, ale tu chodzi o życie mojej księżniczki, więc nie mogę inaczej! Odwaga mi w niczym nie pomoże, a Duli tym bardziej. Szkoda mi tylko tego, że oboje się dla siebie poświęcaliśmy, a i tak nic z tego nie wyszło i wszystko szlag trafił. Jeśli z nią zerwę, to będę bardzo nieszczęśliwy, ale w pewnym sensie na to zasłużyłem i to będzie dobra kara. A Dulce jest młoda, piękna i jeszcze sobie życie ułoży, a mnie będzie wspominać jako durnego kolegę ze szkoły i sprawcę jej największych szkód.

Długo szliśmy przez ten cholerny las, a przez większą część tego czasu nie odzywaliśmy się do siebie. Ona dlatego, że po prostu nie była w stanie ani za pewne nie miała ochoty gadać, a ja... Powoli realizowałem swój plan, bo jako kochający mąż powinienem ją przytulać i uspokajać. Nie robiłem tego, bo rzekomo jej wcale nie kocham. Owszem, objąłem ją, kiedy się do mnie tuliła, bo było jej zimno, ale starałem się nie okazywać jej zbyt wiele czułości, bo to wpływa negatywnie na mój plan. Kilka razy spojrzała na mnie tak dziwnie, jakby podejrzliwie, a potem przytulała się do mnie. Widziała jak bardzo jestem przygnębiony i chciała mnie wspierać. I za to uwielbiam nasz związek! Opiera się na miłości i wsparciu, i tego mi będzie najbardziej brakowało. Będąc z Dul, zawsze miałem te cudowne poczucie, że ktoś mnie kocha i jestem potrzebny. Nawet teraz... To ona za pewne czuje się gorzej ode mnie, bo ten frajer zgwałcił ją na oczach innych ludzi w tym jej męża. A i tak ciągle patrzy na mnie i chce się mną zająć. Kiedyś uważałem ją za straszną egoistkę, ale nic bardziej mylnego... Jakby mogła, to by mnie teraz zagłaskała i zacałowała na śmierć, bylebym się tylko lepiej poczuł.
-W dobrą stronę idziemy?- zapytała, podnosząc wzrok na moją twarz.
-Chyba tak, bo jechaliśmy długo leśną drogą na pewno w tą stronę, a przed nią była główna ulica, do której chyba niedługo dotrzemy.- odpowiedziałem beznamiętnie.
-A wtedy co? Poczekamy na stopa?
-No tak. Chyba, że wolisz iść wzdłuż drogi nie wiadomo gdzie?...
-Nie masz tyle siły, żeby iść tak długo...- moja kochana jak zwykle martwi się o mnie.
-A Ty masz?- nie mogłem się powstrzymać od czułego głosu i delikatnego uśmiechu.
-Nie wiem, ale dam radę. Gorzej z Tobą, kochanie...- wtuliła się we mnie, co działało na mnie tak bardzo, że automatycznie pocałowałem ją w czubek głowy.
-Nie trać siły na gadanie i przytulanie, po prostu idź.- delikatnie zdjąłem jej ręce z mojego ciała, żeby szła kawałek dalej ode mnie.
-Okej, idę przecież...- zrobiło jej się trochę przykro i dalej szła w ciszy ze spuszczoną głową.
Po jakimś czasie wyszliśmy z tego lasu i szliśmy powoli wzdłuż drogi, machając do każdego samochodu. W końcu ktoś się zatrzymał i nas zabrał. Siedzieliśmy na tylnym siedzeniu samochodu, a Dulce jak zwykle wkleiła się we mnie i leżała na mojej klacie. Niestety musiałem jej przeszkodzić w sumie z dwóch powodów... Po pierwsze mój plan, a po drugie byłem cały obolały, a ona choć bardzo się starała być delikatna, to jednak sprawiała mi trochę bólu.
-Nie leż tak, bo mnie żebra bolą.- odsunąłem ją delikatnie, a ona usiadła kawałek dalej już prosto.
-Oj, przepraszam.- powiedziała cicho lekko zmieszana, bo chyba nie spodziewała się, że ją wygonię.
-Tutaj się proszę zatrzymać.- zwróciłem się do kierowcy, a on zatrzymał się na przystanku.
Podziękowaliśmy mu za transport i poszliśmy do domu. Na szczęście nie zgubiłem kluczy, bo zapasowe ma tylko matka Dulce, do której oczywiście nie mielibyśmy ochoty się wybierać. Byliśmy cholernie głodni, a lodówka jak zwykle była prawie pusta. Znalazłem w niej jednak gotowe hamburgery z supermarketu i włożyłem do mikrofalówki. Podałem Duli i sam usiadłem na przeciwko niej przy stole. Szybko skończyliśmy jeść nasz przecudny obiadek i postanowiłem iść się wykąpać. Byłem cały poobijany, a ślady krwi miałem niemal na całym ciele. W pewnym momencie drzwi od łazienki się otworzyły i stanęła w nich moja żona.
-Pomogę Ci się umyć, bo jesteś cały we krwi i pewnie wszystko Cię boli.- powiedziała, podchodząc do wanny.
-Dam sobie radę. Idź się położyć, bo pewnie padasz.- odpowiedziałem, starając się udać obojętność.
-Chcę Ci pomóc, przecież dam radę. Zresztą też chcę się umyć.
-Dobra, to ja szybko skończę i już wychodzę. A Ty poczekaj na zewnątrz.
-No okej...- spuściła głowę i wyszła, aż przykro patrzeć.


No dobrze, macie ten rozdział w piątek :) Aż bałam się tego dodawać, bo to masakra jakaś jest, wiem... Nie dziwcie się, że miałam na tym poważny zastój twórczy. Już sobie wyobrażam te komentarze pełne pogardy i złości :/ Ale pamiętajcie, że to nie ja, tylko Amador, więc wszelkie skargi to nie do mnie ;P 
Wgl to zaczęłam znowu oglądać rebelde, bo chyba nie mogę bez tego żyć xD Muszę być ciągle w trakcie oglądania, mimo że i tak nie mam na to czasu ;) Wiecie co? Rok temu o tej porze już wiedziałam, że zobaczę się z Dulą i odliczałam dni <3 Chciałabym do tego wrócić tak bardzo <3 Dobra, do następnego :* Ale jeszcze Wam się pożalę: muszę czytać lekturę! :'( I pisać opowiadania na ten konkurs, tak bardzo nie mam na to już weny... :/

wtorek, 1 listopada 2016

23. "Wciąż niszczę Ci życie"

Ucker:
Jeździłem przez jakiś czas po mieście bez celu, a potem poszedłem do parku. Siedziałem na ławce, bo chciałem pobyć sam i pomyśleć nad swoim życiem. To wszystko mnie przerosło i nie potrafiłem już nawet gadać z Dulce. A to, że poznała prawdę tylko pogorszyło sytuację... Niby wszystko jej wyjaśniłem, ale to nie koniec. Czułem, że po powrocie do domu wrócimy do tego tematu i będzie mnie dalej męczyć, albo przede mną uciekać, w sumie nie wiem jak to przyjęła. Najbardziej boję się, że moja kochana Dulisia powie kilka słów za dużo, a ja wybuchnę i nie daj Boże zrobię jej krzywdę. Nie jest to moja wina, że nie panuję nad emocjami, ale przy niej naprawdę się staram. Ucieszył mnie jej SMS, który dostałem zaraz po wyjeździe, żebym tak nie pędził. Rzeczywiście wtedy zwolniłem, bo pomyślałem, co by było z Dulce, gdyby coś mi się stało. Jej ciągłe dzwonienie trochę mnie drażniło, bo zakłócała tym mój spokój. Mimo wszystko jednak za każdym razem na mojej twarzy pojawiał się uśmiech, bo moja żona się o mnie martwiła. Kocha mnie! Nie mogłem być taki okrutny i nie dawać znaku życia... Musiałem chociaż napisać tego SMS-a. Miałem nadzieję, że serio poszła spać, ale kiedy wszedłem do domu, trochę się przeraziłem. Moja kochana żona owszem spała, ale na parapecie w kuchni. W pomieszczeniu panował półmrok przez zapaloną lampkę. Dulce siedziała na parapecie z podkulonymi nogami pod brodę i spała. Od razu domyśliłem się, że na mnie czekała i dlatego nie poszła nawet do łóżka. Była 3 w nocy i nie chciałem jej budzić, bo pewnie znowu by mnie męczyła pytaniami. A zresztą spała tak słodziutko, że nie miałem serca jej obudzić. Poszedłem do pokoju pościelić łóżko i wróciłem po nią, by ją tam położyć. Przeniosłem ją delikatnie, by się nie obudziła. Zarzuciła ręce na moją szyję i mruknęła cichutko, wtulając się w moją klatę. Ułożyłem ją wygodnie w łóżku, po czym dałem jej słodkiego buziaka w policzek. Była trochę zmarznięta przez to siedzenie przy uchylonym oknie, więc przykryłem ją szczelnie kołdrą. Spała spokojnie, a ja wyszedłem z pokoju, zamykając po cichu drzwi. Nie położyłem się z nią, bo przecież "zakończyliśmy" ten związek, chociaż myślę, że to i tak nieaktualne. Nie chciałem jej denerwować, bo zbyt słodko i spokojnie spała. Postanowiłem odbyć z nią jutro poważną rozmowę, ale teraz poszedłem spać w salonie. O dziwo całkiem szybko zasnąłem, byłem zmęczony tym "spacerem" i chyba zresztą całym życiem.

Dulce:
Obudziłam się koło 10 lekko skołowana. No dobra... Lekko to mało powiedziane... Byłam mocno zdezorientowana, bo przecież nie kładłam się do łóżka. Siedziałam na parapecie w kuchni i pewnie tam zasnęłam. Co więc się stało później? Odpowiedź uzyskałam, patrząc na stolik przy łóżku. Był na nim talerz z kanapkami i herbatka. Obok leżała kartka z liścikiem od mojego męża:
"Mam nadzieję, że dobrze spałaś. Zjedz sobie spokojnie śniadanko, a potem przyjdź do salonu. Chcę z Tobą porozmawiać, ale proszę Cię o spokój. Pamiętaj, że kocham Cię nad życie <3"
Całkiem ładnie to było napisane, a więc Ucker naprawdę się już uspokoił i prawdopodobnie uda nam się normalnie porozmawiać. Wczorajszy dzień był totalną porażką... Nie dość, że widziałam okropne sceny z udziałem mojego męża, to jeszcze później ta kłótnia... Był strasznie zły, nie lubię go takiego. Widziałam, że cudem mnie nie uderzył. Powstrzymywał się i na szczęście mu się udało. Nie dostałam od niego w mordę i mimo mega złości nie nakrzyczał na mnie aż tak, jak myślałam. Miał na to ochotę, ale nie wybuchł tylko i wyłącznie z miłości do mnie, wiem o tym. Według jego prośby zjadłam śniadanko i wyszłam z pokoju, by z nim pogadać. Nawet nie spojrzałam w lustro, ale pewnie wyglądałam strasznie- wczorajsze ciuchy, włosy nawet palcami nieprzeczesane i niezmazany makijaż... Aż się dziwię, że ten Uckerek jeszcze ze mną jest, kiedy tak się przed nim prezentuję czasami. Czekał na mnie w salonie, siedząc przy stoliku i kolorując kolorowankę antystresową. Ostatnio dosyć często go na tym łapałam, ale już chociaż znam  źródło tego jego wielkiego stresu. Był tak pochłonięty malowaniem, że nawet nie zauważył, że stałam tuż za nim. Przyglądałam się chwilę, jak piękne kwiaty (tak, mój mąż kolorował kwiatki, haha) zdawały się ożywać, kiedy dodawał im kolorów.
-Jestem.- powiedziałam niepewnie po jakimś czasie, siadając na brzegu kanapy. Fakt, znałam prawdę, ale mimo to wciąż miałam przed oczami wczorajsze drastyczne sceny i czułam dziwny respekt do Uckera, przez co nie mogłam usiąść tuż przy nim.
-No to świetnie. Jestem w pełni spokojny i możemy porozmawiać bez wrzasków. O ile w ogóle chcesz ze mną gadać...- przesunął się bliżej i patrzył mi w oczy, unosząc lekko mój podbródek, bym też na niego spojrzała.
-Chcę.- skinęłam twierdząco głową, ale nie miałam mojej standardowej pewności siebie, zupełnie jakby wyparowała.
-Skarbie, bądź sobą. Nie bój się, to przecież tylko ja... Kocham Cię i nie skrzywdzę, o to się nie martw. Rozluźnij się, ja też naprawdę jestem spokojny i przysięgam, że cokolwiek powiesz, to się nie wkurzę. Tylko proszę zaufaj mi i popatrz na mnie tak jak zawsze, nie jak na mordercę.
-Postaram się.- znów moja wypowiedź była krótka i pewnie mało satysfakcjonująca, ale Ucker tylko pokręcił głową i przewrócił oczami lekko zniesmaczony, a ja siedziałam i patrzyłam na niego tak niepewnie, jakbym dopiero go poznała, a w moich oczach pojawiły się łzy.
-Skarbuś... Chodź tu do mnie.- przyciągnął mnie do siebie i czekał, aż też go obejmę. Nie wyrwałam mu się, bo potrzebowałam jego bliskości i miłości. -Kocham Cię, Duluś.- powiedział, kołysząc mnie w swoich ramionach i tuląc mnie mocno do siebie.
-Ja Ciebie też, przepraszam za wczorajszą akcje.- wydukałam, zostawiając mu swoje łzy na karku.
-Nie przepraszaj, skarbie i nie płacz.- głaskał mnie po włosach i pocałował słodko w ramię. -To ja przepraszam, bo wciąż niszczę Ci życie. Popełniłem błędy, za które płacisz Ty, przeze mnie nigdy nie uwolnimy się od Amadora i przeszłości...- mówił zatroskany, głos mu się łamał.
-Naprawdę musisz dla niego pracować? To chore, pójdźmy na policję.- mówiłam, odrywając się od niego, ale nadal byłam dość blisko.
-Nie mogę, skarbie. Muszę robić, co mi ten kretyn karze. Nie mogę Cię przecież narazić na niebezpieczeństwo. Gdybym coś odwalił, pierwsze co to by zemścił się na mojej ukochanej żonie. To oczywiste samo w sobie, a on mi to nawet zapowiedział. Muszę to wytrzymać i wykonywać te psychiczne misje, bo tu chodzi o życie najważniejszej dla mnie osoby! Wiem, że to chore i jeśli tego nie wytrzymasz, to odejdziesz... Trudno, ale ja i tak nie dam Cię skrzywdzić i z tym nie skończę. Mam związane ręce. Ale ja nie Ty, więc wcale nie musisz...- wiedziałam, co chce powiedzieć i już nie musiałam dalej go słuchać, bo to nie miało sensu.
-Ucker, nie...- powiedziałam, ujmując jego twarz w dłonie. -Kocham Cię i nie zostawię Cię z tym samego. Jestem twoją żoną, będę przy Tobie zawsze i doceniam twoje poświęcenie... Ale wiedz, że już nic nie będzie takie samo jak przedtem. Po tym co widziałam, moje nastawienie do Ciebie niestety trochę się pewnie zmieni, choć miłość nie. Wybacz, ale nie mam na to wpływu... Widziałam, jak zgwałciłeś dziewczynę, więc pewnie teraz nie będę przez jakiś czas chciała się z Tobą kochać. To wiem na pewno, ale inne skutki tego też mogą być... Postaram się o tym zapomnieć, ale to będzie trudne i proszę Cię o wyrozumiałość. Nie złość się na mnie, jak będę się od Ciebie odsuwać, bo nie mam na to większego wpływu.- mówiłam, patrząc mu w oczy.
-To teraz nieważne... Wystarczy, że będziemy razem i będziesz mnie wspierać. Po prostu się nie kłóćmy i spędzajmy razem jak najwięcej czasu, dobrze? Gadaj ze mną i mnie przytulaj, tylko tyle od Ciebie oczekuję.- taki mój słodki misiaczek... Mówił jak mały, smutny chłopczyk, wtulając się we mnie.
-Dobrze, kochanie... Tylko proszę bądź silny i nie daj się zniszczyć psychicznie, bo pewnie o to mu chodzi.- głaskałam go po głowie, żeby się uspokoił, bo był naprawdę roztrzęsiony bardziej niż ja.
-Na bank tego właśnie chce... Ty widziałaś taką standardową misję, ale były takie, które do dziś mam ciągle przed oczami... Musiałem pobić własną matkę, zabić roczne dziecko, a Poncho zgwałcił Anahi!- podniósł głos i już naprawdę płakał, ciągle tuląc się do mnie. Przeraziły mnie jego słowa, ale co miałam zrobić? Odepchnąć go?!
-Boże... Roczne dziecko?!- to zrobiło na mnie największe wrażenie, nie mogłam uwierzyć własnym uszom.
-Mhm... I po tej misji zrobiłem się taki dziwny i więcej się kłóciliśmy. Gdybyś Ty widziała tą słodką dziewczynkę, która na początku śmiała się do mnie, tuliła... Później płakała, takie maleńkie biedactwo. Aj, to było straszne... Do tej pory widzę jej małą, przestraszoną buźkę i słyszę jej płacz. Nie mogę sobie z tym poradzić, naprawdę. To mnie tak dręczy, że nigdy w życiu nie będę w stanie zajmować się własnym dzieckiem. Także Dulisiu... Nie próbuj zachodzić w ciążę, bo chyba nawet nie podejdę do naszego dziecka, a już na pewno go nie wychowam.- miałam łzy w oczach i miałam ochotę uciec, kiedy o tym mówił, ale musiałam go wysłuchać... Zwierzał mi się bardzo emocjonalnie i nie mogłam tego olać, muszę go wspierać w każdy możliwy sposób.
-Uckerku... Już, dość! Nie mogę o tym słuchać, wybacz.- przerwałam, bo nie mogłam już wytrzymać. -Mam zbyt bujną wyobraźnię, a chyba wolę nie widzieć Cię w takiej sytuacji, bo będzie jeszcze gorzej. Wyobrażam sobie, jakie piekło przeżyłeś, ale wiesz co? Źle do tego podchodzisz... Jeśli będziemy mieć swoje dziecko, to będziesz miał okazję odkupić winy. Zajmiesz się nim tak, żeby niczego mu nie zabrakło i zapewnisz mu sto procent bezpieczeństwa. Nie dałbyś skrzywdzić swojej córeczki tak samo jak teraz mnie. Ideałem nie jesteś i popełniłeś mnóstwo błędów, ale nauczyłam się już o Tobie pewnej bardzo ważnej rzeczy... Że jeśli kogoś kochasz, to jesteś gotowy oddać życie za tą osobę, byleby tylko była szczęśliwa i bezpieczna. Dziękuję Bogu za to, że mam przy sobie tak cudownego mężczyznę. Jesteś najlepszym, co mogło mi się w życiu przytrafić i nie zamieniłabym Cię na nic ani nikogo innego. Pamiętaj, nigdy nie zarzucaj sobie niczego, wszystko jest winą naszych rodziców, bo to oni zniszczyli nam charaktery. To przez nich ćpałeś, zacząłeś zadawać się z takimi typami jak Amador, a ja zrobiłam się straszną nietykalską księżniczką bez przyjaciół! Gdyby nie oni zawsze bylibyśmy dobrymi, porządnymi ludźmi. Niestety jest jak jest, ale wszystko da się naprawić...- gadałam już cokolwiek, byleby tylko go pocieszyć i wpłynąć pozytywnie na jego samoocenę.
-Nie mam pojęcia, jak będzie dalej wyglądało nasze życie, ale cokolwiek by się działo, dla mnie priorytetem jesteś Ty i twoje życie. Ale masz rację... Jeśli kiedyś doczekamy się naszych dzieci, to będę najlepszym, przez co najbardziej nadopiekuńczym ojcem na świecie. Nie pozwolę nikomu skrzywdzić mojej rodziny.- na jego twarzy pojawił się delikatny, słodki uśmiech, który aż rozświetlił atmosferę.
-Właśnie! Musisz bronić swojej księżniczki, mój dzielny rycerzu.- dałam mu soczystego buziaka, przyciągając go do siebie za głowę.
-Wolałbym już chyba z mieczem w ręku walczyć ze smokiem...- stwierdził już luźniej, co bardzo mnie ucieszyło.
Kryzys pokonany!
Dni mijały, a moje relacje z Uckerem powoli stawały się coraz lepsze, prawie takie jak dawniej. Dalej często go nie było w domu, ale to przecież nie powód do kłótni, bo znałam przyczynę jego nieobecności i już nie wymyślałam mu kochanek. Tak było dużo lepiej, chociaż często martwiłam się o niego i nie mogłam spać. Mój kochany mąż miał już tak zrytą psychikę przez te zbrodnie, że czasem robił dziwne rzeczy. Na przykład kiedyś wieczorem schował się pod kołdrę i zaczął płakać jak dziecko. Musiałam go tulić i całować, żeby się uspokoił. Zajęło to jakieś 15 minut, bo na początku mnie odpychał. Często w ogóle miał takie chwile, że nic do niego nie docierało, jakby obecny był tylko ciałem, a myślami był daleko stąd. Codziennie po kilka razy słyszałam od niego przeprosiny i wyznania miłości. On robił to wszystko dla mnie, kocha mnie nad życie, a ja jego. Ta sytuacja wzmocniła naszą miłość, bo ja już wiem, że Ucker jest mężczyzną, który poświęci dla mnie wszystko z miłości i mimo tego co się dzieje, mogę czuć się bezpieczna. Staraliśmy się nie gadać o jego "pracy", o ile można tak nazwać zabijanie ludzi. Skupiłam się na tym, by go wspierać, po prostu ciągle być dla niego. Tak jak mówił, dużo go przytulałam i z nim rozmawiałam jak z dzieckiem... Nasze wspólne chwile były urocze, przesłodzone i pełne miłości. W sumie wszystko było okej, gdyby nie jedna rzecz... Od dawna miałam wielką ochotę na seks i czułam, że Ucker też, ale kiedy o tym myślałam, przed oczami wciąż miałam tą dziewczynę, którą zgwałcił. Wiem, że ja to ja i mnie nigdy nie skrzywdzi, ale to było dla mnie jakąś barierą nie do pokonania. Jak mój mąż może brutalnie zmuszać inne kobiety do seksu, a ze mną tak po prostu się kochać? To nie mieściło mi się w głowie i szczerze, brzydziło mnie. Ale Ucker był coraz gorzej podłamany tą sytuacją i stwierdziłam, że zrobię mu niespodziankę w postaci wspólnej nocy nawet wbrew sobie. Wychodził rano na misję, a ja się obudziłam. Wstałam i poszłam za nim do kuchni. Stał przy blacie i robił sobie kanapki, a ja podeszłam od tyłu i go objęłam. Był jeszcze nieubrany, w samych bokserkach, bo dopiero wyszedł spod prysznica. Zaczęłam całować go po ramionach, karku i szyi, on tak to uwielbia.
-Skarbie...- mruknął seksownie.
-Hmm? Kocham Cię.- szepnęłam mu ponętnie do ucha.
-Czemu już nie śpisz?- zapytał, odwracając się w moją stronę.
-Bo chciałam dać Ci buziaka na dobry początek dnia, kochanie.- powiedziałam, stając na palcach, by wpić się w jego miękkie, słodkie usta.
Objął mnie przyciskając do siebie tak, bym cała idealnie przylegała do jego ciała. Całowaliśmy się z pasją, namiętnością i z całą naszą miłością. Moje usta jak i podniebienie były poddawane cudownej rozkoszy, rozpływałam się przy jego dotyku.
-Teraz... Skarbie... Zjedz... Sobie... Śniadanko... A wieczorem... Niespodzianka.- mówiłam wprost do jego ust tak centralnie między pocałunkami.
-Poczekaj chwilkę.- zatrzymał mnie, kiedy chciałam odejść. -Co Ty kombinujesz?- zapytał, obejmując mnie czule.
-No wiesz... Dawno się nie kochaliśmy, a ja mam na to wielką ochotę, więc... Trzeba coś z tym zrobić.
-A czy nie mówiłaś, że...?- nie dałam mu skończyć, bo z powrotem rzuciłam się na jego usta.
-Tak, mówiłam... Ale to już nieważne, kochanie.- znów mówiłam między pocałunkami, ale po tych słowach już długo się od siebie nie odrywaliśmy.
Całował mnie jak zwykle tak słodziutko i delikatnie, a to ja napędzałam te czułości moim temperamentem i dodawałam temu namiętności. W tym momencie Ucker znowu był tym kochanym, słodkim i niewinnym chłopcem jak w przedszkolu, a to ja spełniałam rolę tej nadpobudliwej dziewczynki, która szybko się nudzi i potrzebuje wrażeń. Nic się od tamtej pory nie zmieniło, my tylko urośliśmy, ale nadal pozostaliśmy tymi dziećmi. Nasze charaktery zmieniły się tylko powierzchownie, bo tego oczekiwali inni, ale teraz kiedy jesteśmy razem, możemy być naturalni, nie musimy przed sobą udawać, że jesteśmy kimś innym, jesteśmy po prostu sobą. Dotarło do mnie, że na tym polega miłość... Jesteśmy cholernie nieidealni, popełniliśmy, popełniamy i pewnie jeszcze popełnimy wiele błędów, ale jesteśmy razem i potrafimy z tym żyć, pokonywać przeciwności losu. Wierzę, że to kiedyś się skończy i nastanie taki moment, że nasze małżeństwo będzie piękne i spokojne bez tych dziwnych problemów. A nawet jeśli nigdy nie będzie w pełni dobrze, to i tak damy radę, bo w tym momencie ogólnie też czułam się dobrze w tym związku, brakowało tylko spokoju.

Ucker:
Uwielbiam te chwile, kiedy Dulcia potrzebuje mojej miłości i ciągle się do mnie tuli, całuje mnie i w ogóle. Teraz dodatkowo jeszcze zapowiedziała mi barwny wieczór. Byłem szczęśliwy i czułem, że to może odmienić nasz związek, który ostatnio opiera się tylko na wzajemnej trosce i wsparciu. Nie jest źle i cieszę się, że Dulce już przeszło po tym, co zobaczyła, ale jednak czegoś tu brakowało... Tym czymś jest wzajemna bliskość, intymność, której nie mieliśmy już od jakiegoś czasu. No niestety sama miłość nie wystarczy... Od dawna mam na nią ochotę, ale bałem się ją prosić o wspólną noc, bo sama powiedziała, że póki co mogę zapomnieć. Byłem pewny, że jeszcze długo się na nią naczekam, ale na szczęście się zlitowała. To najlepsze, co może mi w tym momencie dać żona, kiedy jestem w tak chujowej sytuacji. Tego dnia nawet do pracy (dziwnie się czuję, nazywając zabijanie ludzi pracą...) szedłem z uśmiechem na twarzy. Na odchodne, stojąc na przedpokoju, dostałem od Dulisi soczystego buziaka, po czym szepnęła mi do ucha:
-Będę czekać, kochanie. Nie jedz na mieście, zrobię kolację.
-Dobrze, moja księżniczko.- odpowiedziałem i przytuliłem ją mocno z całą moją miłością. -Chociaż w tym momencie powinienem chyba powiedzieć "moja królowo"...- dodałem z uśmiechem i pocałowałem ją w policzek.
-Nieważne, bylebym miała koronę i władzę nad Tobą.- zaśmiała się słodko, opierając swoje czoło o moje.
-Masz władzę, masz i to dużą... Nawet sobie z tego nie zdajesz sprawy, skarbie. Ale w tym momencie centralnie mnie zagadujesz, a ja nie bardzo mogę sobie na to pozwolić.
-Ehh, no dobrze możesz się oddalić mój poddany...- śmiała się wesoło jak mała dziewczynka.
-Dziękuję za pozwolenie moja Pani. Ostatni buziak?- przyciągnąłem ją do siebie i ponownie pocałowałem.
-Poświęcisz mi jeszcze pięć minutek?- zapytała ponętnie, ciągnąc mnie do salonu. -Chcę Ci dać zaliczkę, skarbie.- dodała, rzucając mnie na kanapę.
-No dobra... Góra 10 minut, kochanie.
Tak napalonej jej nigdy nie widziałem! Zaczęła dosłownie zdzierać ze mnie ubrania, co poszło jej naprawdę szybko. Potem sprytnie i sprawnie pozbyła się swojej seksownej koszuli nocnej. No dobra, trochę jej pomogłem... Oboje byliśmy już tak podnieceni i gotowi, że bez zbędnych ceregieli od razu opadła na mnie we właściwe miejsce, a ja byłem w niej głęboko. Jej usta spoczęły na moich i utonęliśmy w namiętnym pocałunku. Wszystko powoli nabierało tempa i było coraz bardziej intensywne. Moja kochana żona jak zwykle była wspaniała, poruszając biodrami we właściwym, idealnym rytmie. Nieczęsto pozwalam jej dominować w łóżku, więc pewnie niesamowicie podniecał ją ten fakt. Miała nade mną całkowitą władzę i pięknie to wykorzystywała, sprawiając mi mnóstwo przyjemności. Już prawie dochodziła, kiedy przerzuciłem ją na dół, układając się na jej małym ciałku. Chciałem zakończyć to po swojemu, żeby ją też doprowadzić do obłędu. Przyspieszyłem, trzymając ręce pod jej plecami, żeby mieć ją maksymalnie blisko siebie. Była już blisko końca i jak zwykle wbijała swoje długie pazury w moje plecy i kark. To naprawdę bolało i w końcu złapałem jej dłonie swoimi i ułożyłem nad jej głową. Jeszcze kilka silnych pchnięć i wydobyła z siebie ten cudowny jęk, osiągając szczyt. Jeszcze chwilę to kontynuowałem, po czym sam doszedłem, ściskając mocniej jej dłonie. Złożyłem jeszcze kilka czułych pocałunków na jej ustach i szyi, i niestety musiałem wstać. Ubrałem się w pośpiechu, Dul także założyła z powrotem zwiewną piżamkę i odprowadziła mnie do drzwi.
-Jesteś świetna, kotku.- przytuliłem ją i pocałowałem za uchem.
-Pamiętaj, że to była tylko zaliczka. Świetna to ja będę wieczorem, bo mam ochotę zaszaleć.- odpowiedziała, a na jej policzkach pojawiły się urocze rumieńce.
-W to nie wątpię, bo w ogolę jesteś dzisiaj bardzo napalona. Takie dni?- zaśmiałem się, bo rzeczywiście chcicę to ta kobieta dzisiaj miała porządną, wręcz dziką.
-No można tak powiedzieć... W każdym razie wieczorem będziesz w niebie.- pocałowała mnie soczyście z uwodzicielskim uśmiechem.
-Z Tobą mogę być nawet w piekle, kochana. Ale teraz niestety muszę zostawić Cię samą taką rozpaloną.- przytuliłem ją ostatni raz i pocałowałem, po czym oddaliłem się w stronę auta.
-Tylko nie jedź tak szybko!- krzyknęła Dulcia.
-Dobrze, kochanie, będę uważał.- odpowiedziałem, posłałem jej buziaka, po czym wsiadłem i pojechałem.
Amador na wejściu powiedział mi, że mam jedną szybką misję, a potem będę miał spokój. Ucieszyłem się i dzień stał się jeszcze lepszy. Dodatkowo dzisiejsza robota nie była taka straszna. Miałem tylko pojechać z kilkoma innymi osobami (w tym oczywiście Poncho) w jakąś obskurną dzielnicę i brutalnie pobić pewną dziewczynę. Tym razem jednak nie musiałem nikogo zabijać, więc nic nie dało rady mnie przybić. Kiedy wracaliśmy do siedziby Amadora, napisałem SMS-a do Dulce:
"Skarbie, niedługo będę <3"
Niedługo potem usłyszałem od szefa, że mamy niespodziewaną misję i muszę się tym zająć. Próbowałem protestować, bo chciałem dotrzymać słowa i spędzić wieczór z żoną. Niestety Amador nie dał się przekonać i musiałem gdzieś pojechać. Poncho mógł iść do domu, tak jak było to planowane. Jadąc samochodem (Amadora, bo mój kazał zostawić pod halą), postanowiłem zadzwonić do Duli. Odebrała po dwóch sygnałach, mówiąc cała w skowronkach:
-Tak, słucham?- moje serce pękło na myśl o tym, że muszę zmyć tą radość z jej głosu.
-Kochanie, musimy odłożyć dzisiejsze plany na kiedy indziej.- powiedziałem smutnym głosem.
-Ale dlaczego?- jejku, była tak zawiedziona...
-Bo mam drugą misję. Amador mówi, że to potrwa długo, więc pewnie wrócę w nocy.- wyjaśniłem.
-To ja poczekam.- powiedziała, udając beztroską radość.
-Nie, misiu, idź spać. Następnym razem to odrobimy, okej?
-No dobrze... Więc dobranoc.- jej głos był zupełnie inny niż na początku rozmowy, taki smutny i załamany.
-Bardzo jesteś zła?- zapytałem słodkim i smutnym głosem.
-Nie, kochanie... Nie martw się, rozumiem przecież. Czekam na Ciebie do 23, później idę spać. Kocham Cię bardzo, papa.- była smutna i zawiedziona, ale starała się mnie pocieszyć, nie pokazując tego.
-Ok. Ja Ciebie bardziej, papa.- posłałem jej buziaka i zakończyłem rozmowę.
Nie mogłem znieść, że przeze mnie moja ukochana znowu jest smutna. Zawiodłem ją po raz kolejny, chyba już setny, a ona nadal ze mną nie zerwała... Jest ze mną, kocha mnie! Z jednej strony mimo wszystko byłem szczęśliwy, bo miałem przy sobie kobietę, która darzy mnie wielką, bezgraniczną miłością... I to tylko trzymało mnie przy życiu, bez tego naprawdę już bym zwariował. Jednak każdy kij ma dwa końce i z drugiej strony miałem żal do siebie o to, że wciągam Dulce w moje błędy z przeszłości. Fakt, ona też jest częścią tej mojej mrocznej i smutnej przeszłości i doskonale to wszystko rozumie. Jednak przecież nie mogę pozwolić, żeby to zniszczyło jej życie. I znów jestem w punkcie wyjścia... Co zrobię? Zostawię ją, żeby żyła w spokoju bez moich problemów?... Nie, tak nie można i zresztą się nawet chyba nie da. A co się będę tak bardzo przejmował i zastanawiał?... Jeśli potrwa to jeszcze długo, to za pewne kiedyś moja księżniczka się znudzi i najzwyczajniej w świecie pośle mnie do diabła i znajdzie sobie innego. Chociaż to byłoby najlepsze rozwiązanie dla niej, to nie wiem, czy bym to przeżył... Ktoś inny miałby być z Dulcią, kochać ją, rozpieszczać, przytulać, całować, spać z nią?! O nie, koniec tego! Dulisia jest moją żoną, kochamy się i to się nie zmieni. Musiałoby się stać coś naprawdę strasznego, żeby nas rozdzielić.
Na tym zakończyłem moje głębokie rozmyślania, bo akurat dotarłem na miejsce. Była to jedna z szop Amadora. Nie było tu nikogo przez jakąś godzinę. Dostałem SMS-a od szefa, że za chwilę będą. Podjechał swoim czarnym busem wraz z innymi pracownikami. Kiedy wysiadłem z auta, wszyscy do mnie podbiegli, krzycząc, żebym wsiadał z nimi do tamtego samochodu, bo musimy jechać gdzie indziej. Posłusznie wszedłem do tego pojazdu i jechaliśmy chwilę. Panowała tam dziwna atmosfera, to znaczy jeszcze dziwniejsza niż zwykle w gangu Amadora... W końcu nie mogłem już wytrzymać i zapytałem:
-Gdzie jedziemy i czemu nie znam żadnego planu?
-Zaraz wszystkiego się dowiesz. Moi ludzie niedługo przyprowadzą dziewczynę, to będzie poważna misja.- nie podobały mi się te tajemnice...
-Okej. A daleko jeszcze?
-Jeszcze jakieś pół godziny drogi. Koniec pytań.- zakończył Amador i do końca drogi w aucie panowała cisza.
Po 30 minutach rzeczywiście dotarliśmy na miejsce. Jeszcze nigdy tu nie byłem. Standardowo była to stara szopa w środku lasu. Weszliśmy do środka. Amador poustawiał wszystkich po kątach, mi kazał stanąć koło słupka, a za mną postawił dwóch innych pracowników.
-Pamiętasz nasz układzik, Uckerku?- zapytał mój szef z dziwnym, fałszywym uśmiechem.
-Pamiętam, a co?- zapytałem lekko zdezorientowany.
-Nic takiego. Po prostu wiedz, że ja danego słowa nie łamię, bo twój warunek brzmiał "Nie zabijesz Duli".- śmiał się głupio, a ja poczułem coś na rękach.
Cholera, przywiązali mnie do słupka! O co tu chodzi? Po chwili usłyszałem krzyki kobiety. Niestety już wiedziałem, kim ona jest. Bez problemu rozpoznałem jej głos, a po chwili ją ujrzałem zapłakaną i posiniaczoną.


No hej już spokojnie skarby moje, jestem :* Wy to już normalnie jak moja mama... 5 dni mnie tu nie ma, a już taki raban robicie xD Gdybyście miały do mnie numer, to podejrzewam, że miałabym już ponad 20 nieodebranych połączeń, haha :P Wgl to pobiłyście rekord komentarzy i wyświetleń prawie też xD Aż się boję, co będzie pod tym rozdziałem... No to nwm kiedy następny, bo pewnie szybko go wyłudzicie. Wytłumaczę Wam się, że po prostu byłam u babci na długi weekend i nie bardzo miałam jak dodać, a finalnie i tak teraz dodaję na telefonie, więc bez sensu wgl, haha xD Ale ja cały czas tu wchodziłam, nigdy nie znikam :* To do następnego ❤