niedziela, 30 listopada 2014

Rozdział 14

Obudziłam się w fatalnym humorze. Od rana wszystko mnie denerwowało. Zwlekłam się z łóżka i poszłam do łazienki się ogarnąć. Wykąpałam się i chciałam się ubrać. Zdążyłam założyć bieliznę, nim się zorientowałam, że nie wzięłam sobie reszty garderoby. Wyszłam więc z łazienki i udałam się do pokoju, by wziąć ubrania. Idąc w kierunku szafki, usłyszałam męski głos:
-Huhu, Ucker miał rację... Ciałko to Ty masz niezłe.
-Co tu robisz?!- zapytałam zdenerwowana, a Amador wstał i podążał w moim kierunku.
-Nie denerwuj się, bo złość piękności szkodzi kotku.- powiedział i już po chwili trzymał mnie w swoich wielkich łapskach.
-Puszczaj kretynie!!- krzyknęłam i próbowałam się wyrywać. Na próżno, był za silny. Ledwo zdążyłam mrugnąć, a już leżałam pod nim na łóżku. Byłam przerażona, bezradna. Christophera też się bałam w trakcie bliższych relacji, ale teraz dopiero zauważyłam, co znaczy brak delikatności. Amador ściskał bardzo mocno moje ręce i próbował mnie pocałować. Wyrywałam się i krzyczałam. Patrzył na mnie, jakby chciał mnie zgwałcić. Nie była to zabawa jak z Uckerem, który miał do mnie słabość. Była to w pełni poważna sprawa. Kiedy czułam jego szorstką łapę na moich plecach w pobliżu zapięcia od stanika, coś się stało. Byłam w tak wielkim szoku, że dopiero po chwili zrozumiałam, że zostałam uratowana. Na podłodze leżał ten łajdak, a na nim siedział Ucker, okładając go pięściami. Nie wiedziałam, co robić. W końcu krzyknęłam:
-Ucker!- żadnej reakcji. -Ucker wystarczy!- krzyknęłam głośniej, kładąc dłoń na jego ramieniu. Obejrzał się, zmierzył mnie wzrokiem i rzekł:
-Idź Ty się dziecko lepiej ubierz.
Nic nie odpowiedziałam. Jedynie podeszłam do szafki z ubraniami i wyciągnęłam z niej cokolwiek. Wyszłam i zamknęłam się w łazience. Zsunęłam się po drzwiach z ulgą. Serce nadal biło mi jak szalone, a oddech był przyspieszony. Byłam w niemałym szoku, że Ucker pobił za mnie przyjaciela. Należało się gnojowi, ale nie spodziewałam się, że mój ochroniarz kiedykolwiek sprawdzi się w swojej roli. Zaskoczył mnie? Tak i to bardzo pozytywnie. W pewnym momencie usłyszałam zamykanie się drzwi od mojego pokoju. Chciałam wyjść i sprawdzić, czy wyszli oboje, ale stwierdziłam, że jednak najpierw się ubiorę. Tak właśnie zrobiłam. Ubrałam się i powoli wyszłam. Mój pokój był zupełnie pusty. Szłam do kuchni, skąd dochodziły głosy:
-Nie waż się jej tknąć, czaisz?! Odpierdol się!- mówił, a właściwie krzyczał Ucker.
-Stary co z Tobą?! Przecież zawsze się dzieliliśmy...- protestował Amador, wyraźnie zdezorientowany.
-Nie Dulce. Ona jest nietykalna.
-Haha, jasne... Mam w to uwierzyć? Nie jestem głupi, nie byłoby Cię tu, gdybyś nie miał z tego korzyści.- mówił Amador z niebywałym przekonaniem. Szczerze mówiąc, dało mi to trochę do myślenia.
-Chodziło mi o to, że Tobie nigdy się to nie uda. Dla Ciebie Dul jest jak gwiazda, której nigdy nie dosięgniesz. Nie masz co marzyć.- powiedział dość dobitnie i bardzo pewnie Christopher.
-I uważasz, że tylko Ty masz jakieś szanse?...
-Napewno, ale to nie Twoja sprawa. To, co dzieje się między mną, a Dul jest delikatną i kruchą relacją, o której lepiej nie mówić.- stwierdził Ucker. W jego słowach odnalazłam ciepło, było w nich sporo prawdy.
-Hahah, Ciebie chyba pojebało! Nie zapominaj, że jest łatwa jak każda, nic tego nie zmieni. A Ty stałeś się przez nią strasznie samolubny. Poczekaj jeszcze trochę, a jak tak dalej pójdzie, to zostaniesz pantoflarzem.- mówił zdenerwowany Amador, co strasznie mnie wkurzyło. On kpił sobie z Uckera i mnie obrażał! Nie poszłam tam tylko dlatego, że chciałam usłyszeć dalszy przebieg tej rozmowy.
-Amador nie wtrącaj się! Nie dam się jej w nic wciągnąć, ale nie pozwolę, żeby ktoś ją skrzywdził.- mówił Ucker, słychać było, że ma dość. Postanowiłam mu pomóc. Podeszłam do nich i powiedziałam stanowczo:
-Amador wyjdź z mojego domu! Więcej się tu nie pokazuj, bo zapewniam Cię, że będziesz miał kłopoty.
-Taka piękna, a taka niemiła...- wymamrotał Amador i odszedł w kierunku drzwi.
Zostałam sama z Uckerem. Patrzyłam na niego zawzięcie. On stał ze spuszczoną głową. Trwało to kilka minut. W końcu odezwał się cicho:
-Przepraszam Dul.- po tych słowach chciał odejść.
-Dziękuję!- krzyknęłam, zatrzymując go i rzucając mu się na szyję.
Był chyba trochę w szoku. Nie minęło jednak dużo czasu, a zakręcił swoje ręce na moim ciele, mocno mnie obejmując. Wtuliłam się w niego bardziej. Jak zwykle w jego ramionach czułam się wspaniale. W tym momencie zaczęłam się zastanawiać, co takiego ma Ucker, czego nie ma Amador, bo przecież powierzchownie obaj są tacy sami. Christopher mimo swojego debilizmu miał coś, co tak strasznie mnie do niego przyciągało. Czy tylko jego wygląd? Nie wiem. Podobał mi się, ale to chyba nie było głównym powodem. Jakby nie patrzeć był zwykłym idiotą, ale od jakiegoś czasu mnie naprawdę dobrze traktował. Choć zdarzały się drobne nieporozumienia. Troszczył się o mnie na swój sposób. Nie był jakimś tradycyjnym, wspaniałym ochroniarzem, ale nie zamieniłabym go na żadnego innego. Odkąd tu był, uśmiechałam się częściej, byłam po prostu szczęśliwsza. Za to między innymi mu dziękowałam. Zresztą rano mnie uratował od Amadora, więc byłabym totalną idiotką, gdybym nie podziękowała. Minęło sporo czasu zanim się od siebie oderwaliśmy. Zrobiłam to ja. Zwyczajnie się odsunęłam i jak gdyby nigdy nic, podeszłam do lodówki, wyciągnęłam z niej mleko, i zaczęłam robić sobie płatki. Nawet na niego nie spoglądając, zapytałam:
-A za co chciałeś mnie przeprosić?
-Za to, że Amador tu był. Nie gniewasz się?- odpowiedział, jednocześnie zadając pytanie.
-Nie, ale jeszcze raz go tu sprowadzisz, a wylecicie z hukiem oboje.- ostrzegłam już dużo twardszym głosem niż przed chwilą, wstawiając wodę na kawę.- Chcesz też kawę?- zapytałam z grzeczności.
-No możesz zrobić, dzięki.- odpowiedział.- Czy Ty próbowałaś mi grozić?- zapytał po chwili.
-Tak jakby.- mówiłam obojętnym głosem.
-Dobrze wiesz, że mnie nie wyrzucisz. A tak w ogóle to co z Tobą, czemu jesteś taka obojętna?- czekałam aż o to zapyta.
-Ty byłeś taki wczoraj dla mnie.- stwierdziłam, odwracając się w jego stronę. Nie miałam pojęcia, że stoi tak blisko, więc automatycznie byłam tuż przy nim i wpatrywałam się w jego oczy.
-A więc to taka zemsta?...- domyślił się.- Przepraszam.- dodał po chwili delikatniutkim i milutkim głosem.
-Mniejsza z tym. Ucker… Po co tu jesteś? Dlaczego tak mnie bronisz przed Amadorem? I dlaczego twierdzisz, że dla niego jestem niedostępna, a dla Ciebie nie?- zasypałam go pytaniami celowo, żeby się w nich zgubił.
-Dul, czy Ty musiałaś podsłuchiwać?...- westchnął, przewracając oczami.
-Odpowiesz?
-Eh… to trudne. Nie wiem, tak sobie gadałem. Ja po prostu czuję się za Ciebie odpowiedzialny i chcę Cię chronić. Czy to coś złego?
-Nie, ale to dziwne. A może Ty chcesz mnie tylko dla siebie, co? Liczysz, że…?- urwałam zdanie, kończenie go było zbędne, bo i tak wiadomo, o co chodzi.
-Nie wiem, Dul. Ja już nic nie wiem. Chcesz szczerości? To masz! Na początku tak było, bo cholernie mi się podobasz, ale kiedy poznałem Cię bliżej, to zrozumiałem, że nie mogę Cię skrzywdzić. Dlatego też nie dam Cię tknąć Amadorowi. On ma rację, zmieniłaś mnie. Nie wiem, co się ze mną dzieje. Obudziłaś we mnie coś, co dotąd było nieznane. Nie potrafię kochać, ale przez Ciebie o tym zapominam. Nie chcę, żebyś się łudziła. Nie wiem, na co Ty liczysz, ale proszę zapomnij, bo będziesz cierpieć.- wygłosił niewiarygodne przemówienie. Na końcu jego głos zdawał się być napełniony żalem, nienawiścią. Ale raczej nie do mnie, lecz do samego siebie. Byłam zadowolona, bo sam przyznał, że obudziłam w nim uczucia, a przecież do tego dążyłam.
-Ucker ja… nie wiem co powiedzieć.- załamywał mi się głos.
-Nie mów nic i zrozum, że musisz dać sobie ze mną spokój. Przyznaję, że chciałbym… Cię przelecieć, ale dla mnie chyba też jesteś gwiazdą, której nigdy nie dosięgnę. Ja po prostu na Ciebie nie zasługuję, choć tak bardzo Cię pragnę.- jego słowa tak okropnie mnie zawstydzały, że robiło mi się gorąco. Nie wiedziałam co odpowiedzieć, nie mogłam wydusić z siebie ani słowa. Był tylko jeden sposób na uniknięcie głębszej rozmowy z mojej strony.
Objęłam go i wpiłam się w jego usta. Miał do mnie naprawdę wielką słabość, bo wzbudził namiętność i oparł mnie o stół. Całował coraz zachłanniej, co sprawiało, że byłam coraz mocniej wygięta do tyłu. Tą uroczą chwilę przerwał gwiżdżący czajnik. Ucker odszedł na krok i pociągnął mnie za rękę. Podeszłam do kuchenki i zalałam kawę.
-To jak będzie?- zapytał.
-O nie skarbie… Ja nie odpuszczam.- powiedziałam pewnym głosem z uśmiechem. -Tym bardziej, że połowę już osiągnęłam.- dodałam, odstawiając czajnik.
-Nie rozumiem.
-Obudziłam w Tobie inne uczucia niż tylko pożądanie, jestem dla Ciebie ważna. To już połowa sukcesu do tego, żebyś stał się normalnym człowiekiem.
-Duluś, proszę Cię…
-Nie Uckerku to ja Cię proszę… Skoro tak bardzo nie chcesz się we mnie zakochać, to przynajmniej zostańmy przyjaciółmi. Potrzebuję Cię przy mnie.- mówiłam, łapiąc go za ręce.
-No dobrze, ale już nie kombinuj, bo i tak nic więcej nie osiągniesz.- powiedział i pocałował mnie delikatnie w czoło.

Kolejne dni spędzałam całe z Christopherem. Były to bardzo miłe chwile. Raz nawet zrezygnował dla mnie ze spotkania ze swoją bandą. Byłam szczęśliwa, bo miałam przy sobie kogoś, z kim mogłam pogadać. W dodatku przy nim czułam się potrzebna. Beze mnie Ucker nie miałby szansy na normalne życie, a przy mnie się zmieniał. Był coraz bardziej uczuciowy, mniej agresywny, taki słodki, kochany. A ja? Czułam się przy nim bezpieczna, silna, wręcz niepokonana. Jego obawy chyba były słuszne, bo powoli się w nim zakochiwałam i bolał mnie fakt, że on nie potrafi odwzajemnić moich uczuć. Mijały tygodnie, a ja kochałam go mocniej i mocniej. Wcześniej była to miłość w zasadzie przyjacielska, ale teraz nie było o niej mowy. Uwielbiałam jego spojrzenie, głos, uśmiech, dotyk, całego jego. Nigdy wcześniej tego nie czułam. Teraz to on trzymał mnie na dystans, chociaż wcześniej było odwrotnie. Wszystko było idealnie. Denerwowało mnie jedynie to, że kiedy wracał z tych swoich imprez często był naćpany i było od niego czuć damskie perfumy. Na szczęście zdarzało się to coraz rzadziej. Byłam ewidentnie zazdrosna. Ale w sumie to w końcu ze mną spędzał najwięcej czasu, więc nie miałam powodów do zmartwień.

Pewnego dnia zaprosił mnie na kolacje do jakiejś restauracji. Zgodziłam się, no bo niby czemu nie? Siedzieliśmy tam długo. Atmosfera była nieziemska i jak zawsze nie brakowało nam tematów do rozmów. Kiedy zjedliśmy powiedział, że ma niespodziankę. Byłam bardzo ciekawa, o co chodzi. Zawiązał mi oczy i gdzieś prowadził. Szliśmy po długich schodach. Wreszcie gdzieś dotarliśmy. Stanął za mną i odwiązał mi oczy, pytając:
-I jak Ci się podoba?

Byłam w szoku. Przeraziłam się, kiedy zaczęłam główkować, po co mnie tu przyprowadził. Nie mogłam wydusić z siebie ani słowa. 

Taka zagadkowa końcówka ;) Ja tu specjalnie piszę po nocach, a Ty Moniczko uciekłaś spać, no! Ale i tak ten rozdział był planowany zupełnie inny, no ale cóż tak wyszło :D 

środa, 26 listopada 2014

Rozdział 13

Nie wiem ile czasu spałam, ale bardzo się zdziwiłam, kiedy obudziłam się w swoim wygodnym łóżku otulona kołderką. Nie rozumiałam, jak to możliwe, bo przecież zasnęłam na podłodze. Na dodatek znowu bolała mnie głowa, ale tym razem od płaczu. Nagle do pokoju wpadł Ucker. Widząc go, zapytałam chłodno:
-Co tu robisz i jak tu wszedłeś?
-Znalazłem zapasowy klucz od Twojego pokoju.- odpowiedział, pokazując mi klucze. -Jak się spało? Już wszystko ok?
-Nic nie jest ok. Idź sobie!- próbowałam go wygonić, ale on jakby był głuchy, jeszcze usiadł koło mnie na łóżku.
-Co Ci się wczoraj stało?- zapytał troskliwie, a ja dopiero po jego słowach ogarnęłam, że przespałam całą noc.
-Nie chcę o tym gadać. Zresztą… Nie Twoja sprawa.- odpowiedziałam, odwracając wzrok.
-Proszę powiedz mi. Może będę mógł jakoś pomóc.- mówił, odwracając moją głowę z powrotem w jego stronę.
-Nie możesz mi pomóc, nikt nie może. Nie przejmuj się mną.
-Ale…
-Skończ! I tak Ci nie powiem. A i nawet nie próbuj pytać o to tych idiotek!- zdenerwowałam się już, a z moich oczu poleciały łzy.
-Nie płacz.- poprosił i mocno mnie przytulił.- Obiecuję, że nawet się do nich nie zbliżę.- dodał. Jego głos był tak czuły, jak nigdy wcześniej.
-Rób, co chcesz. Proszę tylko, żebyś z nimi o mnie nie gadał.- powiedziałam i wtuliłam się w niego jeszcze mocniej. Po raz pierwszy w życiu czułam się bezpieczna w czyichś ramionach. Eh... W dodatku jego- nauczyciela, ochroniarza, którego tak nie lubiłam. Teoretycznie nie powinnam się czuć przy nim tak dobrze, bo jest jaki jest. Jednak w tej chwili liczyło się tylko to, że był przy mnie. Choć często w to wątpiłam, wtedy dostrzegłam, że on ma serce. Zainteresował się mną, kiedy płakałam. W dodatku pomógł mi w tak cudowny sposób. Po kilku minutach oderwałam się od niego i powiedziałam ciepło:
-Dziękuję, tego właśnie potrzebowałam. Jesteś kochany.
-Nie płacz więcej, dobrze?- poprosił i otarł mi łzy.
-Ok.- zgodziłam się i cmoknęłam go w policzek. -Powiedz... To Ty przeniosłeś mnie na łóżko?- zapytałam po chwili.
-Tak, bo spałaś biedna na podłodze. I coś Ci powiem, ale nie bij.
-Haha, ok. Obiecuję. No mów.
-Spałem z Tobą, ale rano się usunąłem, żeby Cię nie denerwować.
-Tym razem Ci wybaczę, ale tylko dlatego, że Cię potrzebuję i pomagasz mi swoją obecnością.
-Cieszę się choć jesteś egoistką i myślisz tylko o własnych potrzebach. Koniec! Chodź na śniadanie.
-Nie mam ochoty na jedzenie. I nie chcę spotkać tych kretynek.
-Jak długo zamierzasz tak siedzieć w pokoju?
-Jak długo się da. Jeszcze gdybyś zrobił mi śniadanie...- zasugerowałam.
-Aż tak nie oszalałem, wybacz.- odmówił.
-No ej, proszę... To dostaniesz buziaka.- mówiłam najbardziej ponętnie, jak tylko potrafiłam.
-Przekonałaś mnie.- stwierdził i wstał. Pociągnęłam go za rękę i podarowałam mu małego buziaka.
-A to co?- zapytał zdziwiony.
-Yy... Potraktuj to jak zaliczkę.- odpowiedziałam, patrząc mu w oczy.
-No ok, to idę zrobić Ci to śniadanie. Co chcesz?
-Kanapki z szynką, serem, pomidorem, rzodkiewką i ogórkiem.- celowo tyle wymagałam, żeby zrobić mu trochę na złość.
-Bo się rozmyślę...
-A i jeszcze herbatę z cytryną i sokiem malinowym.- dodałam, jakby w ogóle go nie słysząc.
-Gdybyś nie była tak cholernie słodka, to już dawno dostałabyś w łeb...
-Aha, no to dobrze wiedzieć... Idź już, bo jestem głodna.
Tak właśnie zrobił. Wyszedł. Zostałam sama i smutek powrócił. Na szczęście nie na długo. Po chwili znowu się uśmiechnęłam, bo zdałam sobie sprawę z tego, że Uckerowi na mnie zależy. Co prawda nadal nie znałam jego intencji, ale ważne było samo to, że jest przy mnie. W tym momencie zaczęłam zastanawiać się jak w ogóle do tego doszło, że jesteśmy tak blisko. To stało się tak jakoś nagle. No tak... Wspólny wróg łączy ludzi. Więc co, powinnam podziękować tym debilkom? Nie, bez przesady. Teraz czułam, że Ucker jest mimo wszystko cudownym człowiekiem. Tą jego dobroć trzeba było tylko odnaleźć, bo dość skutecznie ją ukrywał. Mimo wczorajszego bardzo niemiłego incydentu, byłam szczęśliwa. To tylko i wyłącznie zasługa Christophera. Bez niego chyba bym oszalała. Nagle pojawił się w drzwiach ten, o którym tak intensywnie myślałam podczas jego nieobecności. Chodzi oczywiście o Uckera. Wszedł, automatycznie rozświetlając cały pokój swoim boskim uśmiechem. Patrzyłam na niego z delikatnym, niepozornym uśmiechem. Po chwili siedzieliśmy już razem na łóżku i jedliśmy śniadanie, które przygotował Ucker. Swoją drogą, wyszło mu przepyszne. Ale nie mogłam go pochwalić, bo zacząłby zadzierać nosa, hah. Kiedy skończyliśmy jeść, odłożył tacę na stolik i dziwnie się we mnie wpatrywał. Nie wiedziałam, o co mu chodzi, ale coraz bardziej mnie to denerwowało. W końcu zareagowałam:
-Co Ty odwalasz Uckerku?
-Czekam na zapłatę za śniadanie.- odpowiedział z uśmiechem.
-No tak, zapomniałam…- wymamrotałam cicho, przewracając oczami.
-To jak? Będzie buziak, czy mam Ci go skraść?- zapytał, kuszącym głosem.
-A Ty musisz być taki natrętny?
-Nie jestem natrętny. Obiecałaś mi, a ja się tylko upominam. 
-Eh…- westchnęłam i zatopiłam się w jego ustach.
Nie planowałam jakiegoś długiego i namiętnego pocałunku, ale z nim się inaczej nie da. Do tego stopnia wzbudził namiętność, że nie mogłam, a raczej nie chciałam się od niego oderwać. Jak zwykle zaczął trochę przesadzać, ale panowałam nad tym i go ograniczałam. Zastanawiałam się co ja robię ze swoim życiem? Doskonale wiedziałam, że to nie ma żadnego sensu, no ale cóż… Kiedy był blisko, nie mogłam się powstrzymać. Wcześniej się go bałam, ale odkąd się nie kłócimy, jest najbliższą mi osobą. Miałam ochotę go zapytać, co nas w ogóle łączy, ale obawiałam się, że coś zepsuje. Tak więc wolałam nie ryzykować i zaakceptować tą sytuację. Miałam nadzieję, że samo się to jakoś rozwiąże. Pocałunek trwał i trwał... I mógłby trwać jeszcze dłużej, ale przerwał nam jego telefon. Odebrał i odszedł na bok. Mówił dość cicho, ale i tak wszystko słyszałam:
-No siema! Tak, będę dzisiaj. Wybacz, nie miałem czasu załatwić. Amador... przecież ja pracuję, a nie tylko prochy załatwiam! Dobra, postaram się.
Kiedy skończył rozmowę, podszedł do mnie z powrotem, usiadł obok na łóżku i powiedział uradowany:
-Na czym skończyliśmy?
-O nie...- odepchnęłam go.
-Co z Tobą?- zapytał wyraźnie zdziwiony moją reakcją.
-A z Tobą? Ucker... Czy Ty nie widzisz, że oni Cię wykorzystują tylko po to, żebyś im załatwiał narkotyki?!
-A co Ty tam wiesz?... Jesteś tylko głupią córeczką bogaczy, trzymaną ciągle w zamknięciu. Nie masz pojęcia o życiu kochana...- stwierdził, co bardzo mnie zdenerwowało. Jednak kłótnia w tym momencie nie była wskazana, więc nie mogłam wybuchnąć. 
-Mylisz się. Wbrew pozorom jestem od Ciebie mądrzejsza, bo mnie nie ogłupiają narkotyki i nie wiem, co Ty tam jeszcze robisz. A ten cały Amador to niby Twój przyjaciel, tak? Wspaniały, gratuluję! Żal mi Cię Ucker, bo naprawdę się niszczysz...
-Nie praw mi kazań. Kim Ty jesteś, żeby mnie pouczać?!- pytał wkurzony.
-No wiesz... Myślałam, że chociażby ze względu na nasze bliskie relacje, mam prawo się o Ciebie martwić. Proszę Cię, skończ z tym.
-Daruj se.- zwyczajnie mnie zlekceważył. No to czas sięgnąć po inne środki.
-To ja też chcę z Tobą tam dzisiaj iść.- wymyśliłam.
-Ty chyba nienormalna jesteś... Nigdy w życiu Cię tam nie wezmę.- odmówił, i o to chodziło.
-W takim razie Ty też nie pójdziesz.
-No ciekawe czemu...
-Bo musisz mnie pilnować.
-I co z tego?... Muszę tam być i mi w tym nie przeszkodzisz.
-No to idź w cholerę, ale żebyś później nie miał do mnie pretensji, że jestem wredna, czy coś.
-Ale jeszcze nie idę, później. Teraz mam jeszcze trochę czasu dla Ciebie.- powiedział i chciał mnie objąć.
-Zostaw mnie.- ponownie go odepchnęłam.
-Ktoś tu jest zazdrosny...- stwierdził, co oznaczało, że było to tak zauważalne.
-Nie. Ja po prostu się obraziłam, bo źle mnie traktujesz.
-Dul, przestań... Zdenerwowałaś  mnie, więc trochę mnie poniosło. Ale daruj se te fochy i daj buziaka.
-Ucker… Wybacz, nie będę się całować z jakimś narkomanem.- powiedziałam dość dobitnie.
-Nie jestem narkomanem, tylko dilerem.- sprostował, a ja nie miałam pojęcia ile w tym prawdy.
-Jasne… Co nie zmienia faktu, że Twój styl życia jest tragiczny.
-Dul, przestań marudzić. W ogóle, to co Ci do tego?!- zapytał poddenerwowany.
-Już Ci tłumaczyłam, że się o Ciebie martwię. Nie chcę, żebyś się niszczył, ale rób, co chcesz. Ja nie zamierzam za Tobą łazić.
Zakończyłam tą rozmowę bez jakiegokolwiek sensu i wyszłam. On został w moim pokoju. Byłam okropnie wkurzona. Doszło do kolejnej kłótni. Może nie tyle kłótni, po prostu się obraziłam. Zauważyłam, że jeśli w grę wchodzi jego styl życia, to nie zważa na nic. Staje się wredny i nad sobą nie panuje. Co prawda zdawałam sobie sprawę z tego, że nie mam prawa mu niczego zabronić. Jednak przez ostatnie dni bardzo się do siebie zbliżyliśmy, więc czułam się z nim w jakiś sposób związana. A może naprawdę byłam zazdrosna? Albo bałam się o niego? Nie wiem, nie potrafię określić, jakie były wtedy moje uczucia. Wiedziałam tylko tyle, że muszę coś zrobić, żeby Ucker… krótko mówiąc: znormalniał. Eh… Czemu się nim tak przejmowałam? Był dla mnie ważny? Na pewno, ale nie potrafiłam bliżej określić powodu. Nie traktowałam go jak przyjaciela, ale nie wiem też, czy to miłość. Miał chyba rację, mówiąc, że nic nie wiem o życiu. No przecież ja nawet nie potrafiłam zidentyfikować własnych uczuć, więc zbyt inteligentna nie jestem. Trudno, jakoś to przeżyję, co będzie to będzie. Poszłam na samotny spacer po okolicy. W zasadzie było to kompletne pustkowie, ale tym razem jakoś specjalnie mi to nie przeszkadzało. Byłam zbyt pogrążona w myślach, żeby zastanawiać się, gdzie idę. Szybko nastał wieczór, zrobiło się ciemno i zimno. Poszłam do domu. Wchodząc, natknęłam się na Uckera, który zapytał:
-Gdzie byłaś?
-Nieważne.- odpowiedziałam i podążałam dalej w kierunku wejścia.
-Fochaj się, ile chcesz. Proszę bardzo. Nie mam czasu, lecę, papa.- pożegnał się, cmoknął mnie w policzek i szybko się ulotnił.

Poszłam do domu. Zrobiłam sobie kolacje i poszłam jeść do pokoju, żeby nie spotkać tych idiotek. Zjadłam szybko i poszłam spać. No bo co? Miałam czekać na tego głupka? Ani mi się śni. 

Tym razem była trochę dłuższa przerwa od rozdziału, bo chyba 3 dni ;) heh, wszytko wina szkoły :/ W każdym razie... Średnio mi się to podoba xD 

niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział 12

Siedzieliśmy w ciszy już kilka minut. Patrzyłam się w podłogę. Kiedy na niego zerkałam, widziałam jak ciągle wpatrywał się we mnie. W końcu przerwał milczenie, pytaniem:
-Powiesz, dlaczego się o mnie biłaś z Mią?
-O Ciebie? Nie, nie o Ciebie.- odpowiedziałam nerwowo.
-Ale przed chwilą mówiłaś...
-Wiem, co mówiłam. Zapomnij.
-Czy Ty?...
-Tak, podobasz mi się.- przyznałam i go pocałowałam.
Na początku był chyba w szoku. Nie minęło jednak dużo czasu, a już odwzajemniał pocałunki i wzbudzał namiętność. Chciał mnie położyć na łóżko, ale się nie dałam. Całowaliśmy się dalej. Kiedy zaczynał przesadzać, czyli na przykład znów mnie głaskać, czy coś, to po prostu łapałam go za rękę. Nie pozwalałam mu na nic, ale pocałunku przerwać tak szybko nie zamierzałam. Po jakimś czasie oderwał się ode mnie i patrzył, jakby z niedowierzaniem. Byłam z siebie dumna i wcale tego nie ukrywałam. Teraz to na mojej twarzy malował się szyderczy uśmiech. Ucker był zdezorientowany i zszokowany. Wreszcie zapytał:
-O co Ci chodzi?...
-O nic.- odpowiedziałam krótko i jakby obojętnie, dalej wpatrując się w niego.
-Zaskoczyłaś mnie.
-Wiem, o to właśnie chodziło.- stwierdziłam i cmoknęłam go szybko w usta.
-Pozwolę sobie użyć Twojego pytania. W co Ty grasz?
-W nic kochanie. Ja Ci tylko wyznałam, że też mi się podobasz. Czy to coś złego?- mówiłam z ironią, zachowując powagę choć tak bardzo chciało mi się śmiać.
-Co Ty mi próbujesz udowodnić, co?- zapytał, obejmując mnie.
-Co? To, że też coś do mnie czujesz.
-A więc o to chodzi... Mówiłem Ci już, że nie wierzę w miłość.
-Czemu?
-Chociażby dlatego, że wolę się upijać dla przyjemności, a nie z miłości. Jak co niektórzy...
-Ej, ja wcale nie...- próbowałam się wymigać.
-Więc co miała znaczyć ta piosenka?
-Nic, tak jakoś.
-Ja i tak wiem swoje.
-Chcesz szczerości?
-Tak, dawaj.
-No więc... Upiłam się, bo zabolały mnie Twoje słowa. To było lepsze niż użalanie się nad sobą.
-Aż tak Cię to ruszyło?- zapytał czułym głosem.
-Tak.
-Ale dlaczego?
-Nie wiem. Wkurzyłeś mnie tym po prostu strasznie. Tak mi się podobał ten pocałunek, a Ty go zepsułeś.
-Ja zepsułem?! To Ty przerwałaś.
-Tak, ale to Ty zacząłeś przesadzać.
-Przecież bym Cię nie zgwałcił przed domem.- stwierdził i się zaśmiał.
-Eh... Nawet tak nie pomyślałam. Chodzi po prostu o to, jak mnie traktujesz.
-Wiesz przecież jaki jestem, więc po co robiłaś sobie nadzieję?
-Co, jaką nadzieję?!
-No... Że mogłoby być inaczej.
-Ja po prostu nie wierzę, że jesteś aż taki zły i czuję, że nie jestem Ci obojętna.
-Bo nie jesteś, ale nie dam się wciągnąć w głębsze uczucie.
-Dlaczego?- dopytywałam uparcie, smutniejąc.
-Już mówiłem, że nie wierzę w miłość. Zresztą... Nie chcę Cię skrzywdzić.
-To nieważne... Jestem silna. Daj mi czas, a zobaczysz, że nauczę Cię miłości.
-Daj se spokój.
-Dobrze, więc przestań z tymi swoimi głupimi gadkami z podtekstem.
-Ok...- zgodził się i zjechał wzrokiem niżej.
-I nie patrz mi się w cycki zboczeńcu!- krzyknęłam i uderzyłam go w ramię.
-Masz lekką obsesję na swoim punkcie.
-Możliwe... Dobra, koniec tematu. A w ogóle to jak Ci się podobała moja piosenka?
-Która?
-No jak to która? Ta, która była dla Ciebie.
-Piękna, choć przyznam, że trochę mnie z tym wkurzyłaś.
-O to chodziło misiu.- powiedziałam i znów go pocałowałam.
-A tak w ogóle to myślisz, że Mia serio na mnie naskarży?
-Szczerze? Jestem tego prawie pewna. Ale ona ma niewiele do gadania, obronię Cię.
-Serio? Przecież to Ty chciałaś, żebym wyleciał.
-Tak... Ale jak będę chciała to sama się Ciebie pozbędę, ona nie ma prawa.
-Czyli zostanę na zawsze, bo Ty nigdy tego nie zrobisz.
-Haha, skąd ta pewność?
-Za bardzo mnie lubisz.- stwierdził tak trafnie.
-Nie bądź taki pewny siebie. Wiesz co? Chyba zgłodniałam, chodź na śniadanie.
-Chyba na obiad, bo zrobiło się trochę późno.
-A no fakt.
Wyszliśmy z pokoju i szliśmy na obiad. Nie ukrywam, że byłam trochę zaskoczona całą tą rozmową. Gadaliśmy tyle czasu i to o takich rzeczach, a bez kłótni. Takie relacje mi jak najbardziej odpowiadały. I tak najlepszy był ten pocałunek i jego zdezorientowana mina. Musimy to kiedyś powtórzyć...- pomyślałam i złapałam go za rękę. Kiedy weszliśmy do kuchni, Mia i Sol, bo tylko one tam były, patrzyły na mnie, jakby chciały mnie zabić. Śmieszyło mnie to bardzo, więc zaczęłam gadać głupoty:
-Oj... Jaki piękny widok. Moje dwie kochane siostrzyczki. Możecie się pogodzić, bo już nie macie o co się kłócić.- stwierdziłam, mając na myśli oczywiście Uckera. -Prawda, kochanie?- zapytałam, tuląc się do niego. Było to oczywiście tylko po ty, żeby je wkurzyć. Miny tych idiotek były bezcenne.
-Stul dziób dziwko!- krzyknęła Sol i chciała się na mnie rzucić, ale Ucker ją zatrzymał.
-Masz z tym jakiś problem?!- zapytał Ucker Sol, a mnie objął i pocałował.
-Ja mam!- wtrąciła się Mia, rozdzielając nas.
-Tak… Podziel się ze mną swoim problemem, pomogę Ci siostrzyczko.- mówiłam chamsko, tuląc się do Uckera.
-Nie przyzwyczajaj się, on i tak niedługo stąd wyleci.
-Po moim trupie!- krzyknęłam wkurzona.
-Nie udawaj nie wiadomo kogo. Ucker wyleci, a rodzice zatrudnią kolejnego takiego ochroniarza, jak kiedyś. Pamiętasz go?
-Zamknij ryj!- krzyczałam i się rozpłakałam.
-Ojej… Teraz Uckerek Cię zostawi.
-Zabiję Cię suko!- wyrwałam się z objęć Uckera i uderzyłam tą małpę w policzek z całej siły ze łzami w oczach. Chciałam odejść, ale Ucker pociągnął mnie za rękę, mówiąc:
-Poczekaj!
-Nie mogę.- wydukałam i wybiegłam z płaczem.
Zdołałam jeszcze usłyszeć głośne krzyki Uckera:
-Nie wiem, o co chodzi, ale sądząc po jej reakcji, to coś poważnego. A Wy jesteście świniami, w tym momencie nie wiem w ogóle, jak mogłem na Was spojrzeć. Nara!
-Ucker, czekaj! Z chęcią wszystko Ci opowiem.- próbowała go zatrzymać Mia.
On już nie zareagował. Po chwili słyszałam pukanie do drzwi mojego pokoju, gdzie właśnie byłam. Nie chciałam z nikim gadać. Krzyknęłam tylko:
-Idź sobie!
-Dul, proszę Cię… Otwórz!- powiedział Ucker, stojąc za drzwiami.

Nie mogłam go wpuścić. Bałam się, że nie wytrzymam i się mu wygadam. Nie chciałam tego. To naprawdę wstydliwa sprawa i nie potrafiłabym mu później spojrzeć w oczy. Z drugiej strony potrzebowałam rozmowy, ale nie… nie mogłam, nie z nim. Siedziałam pod ścianą i płakałam, a on dalej się dobijał. W końcu zasnęłam na podłodze. 

To taki jeden z bardziej zbędnych rozdziałów, bo nic szczególnego się nie dzieje, ale tak jakoś wyszło :D 

piątek, 21 listopada 2014

Rozdział 11

Powoli się budziłam, przeciągając się. Doznałam szoku, kiedy otworzyłam oczy. Koło mnie spał Ucker. Ja byłam tylko w majtkach i koszulce. Byłam przerażona, zdezorientowana i bolała mnie głowa. Patrzyłam na niego przez chwilę. Muszę przyznać, że spał bardzo słodko. Ale to nie zmieniało faktu, że musiałam go obudzić. Tak też zrobiłam. Potrząsnęłam nim energicznie, mówiąc:
-Ucker!- to nic nie dało, więc zwaliłam go z łóżka.
Nagle się ocknął i patrzył na mnie. Ja chamsko zapytałam:
-Co tu robisz zboczeńcu?!
-Ja...- jąkał się.
-Co mi zrobiłeś?!- pytałam dalej zdenerwowana.
-Nic.
-Jasne... Sam powiedziałeś, że od początku mnie pożądasz, więc nie wierzę, że przepuściłeś taką okazję.- mówiłam, drżąc, jak zresztą prawie przy każdej rozmowie z nim.
-Ty myślisz, że... No nie.- wydukał i wybuchnął śmiechem.
-Nie wierzę Ci! Koniec z Tobą, pójdę do rodziców i powiem, że mnie zgwałciłeś.
-Ty chyba chora jesteś...- stwierdził, wracając na łóżko. -Uspokój się i słuchaj!- krzyknął i usiadł mi na brzuch, żebym nie uciekła.
-Zejdź!- prosiłam, patrząc na niego przestraszona i biłam go.
-Przestań!- krzyknął znowu i złapał mnie za ręce. Świetnie... Teraz w ogóle nie mogłam się ruszyć.
-Puść, to boli.- prosiłam dalej, a do moich oczu napływały łzy.
-To się uspokój! Zrozum, że nie chcę Ci zrobić krzywdy, ale w tym momencie nie mam innego sposobu, żeby z Tobą pogadać.- powiedział spokojniej i trzymał delikatnej.
-Daj mi spokój, nie chcę Cię znać!- krzyczałam dalej, całkiem już płacząc.
-Cicho... Nie płacz już i posłuchaj.- mówił dużo ciszej i czulej. -Nic nie było. Nie jestem aż tak okrutny i nie wykorzystałbym takiej sytuacji. Poza tym... Byłoby za łatwo. Gdyby nie to, że Cię powstrzymywałem, to na pewno do czegoś by doszło.
-Jak to?
-Tuliłaś się do mnie, wyznawałaś mi miłość i się rozbierałaś. Mogłem to wykorzystać, ale nie chciałem, bo wiedziałem, że byś tego żałowała. Zostałem, żeby Cię pilnować, a Ty mnie tak traktujesz.
-I tak Ci nie wierzę.- powiedziałam chłodno, patrząc mu w oczy.
-No i nie musisz, to już Twój problem.- stwierdził, natychmiast puścił moje ręce i wstał.
-Możesz już wyjść i więcej mi się nie pokazywać na oczy. Albo nie... Możesz mi jeszcze przynieść jakieś tabletki na głowę.
-Nie jestem Twoją niańką, ani służącym. Od dziś jestem tylko i wyłącznie Twoim ochroniarzem. Zresztą trzeba było się nie upijać.
-To nie trzeba było mnie uwodzić zboczeńcu.
-Aha... Czyli to przeze mnie?
-Dokładnie... Lepiej tego określić nie mogłeś. A w ogóle dziękuję, że w końcu dasz mi spokój i będziesz tylko moim ochroniarzem. Właśnie o tym marzyłam.
-Jasne... Pewnie jak wyjdę, będziesz płakać, że Cię nie kocham.
-Nieprawda! Nie obchodzisz mnie już ani trochę. Też mnie pociągałeś, ale ten pocałunek ugasił pożądanie i nic dla mnie już nie znaczysz.- kłamałam, żeby się odczepił.
-I tak wiem swoje, ale nieważne. Jak będziesz czegoś potrzebować, to wiesz, gdzie mnie znaleźć. Cześć!- skończył i wyszedł.
Byłam zła. Na niego? Też, ale chyba bardziej na siebie. Wczoraj było tak cudownie, a ja to wszystko zepsułam. On nie jest święty, ale chyba przesadziłam. Chciało mi się płakać, ale nie chciałam, żeby miał rację. Najgorsze było to, że nadal nie miałam pewności, czy do niczego nie doszło. Miałam pustkę w głowie, a jemu nie potrafiłam tak po prostu uwierzyć. No bo jak można ufać komuś takiemu?... Ubrałam się i prawie nieprzytomna zeszłam na dół. Zrobiłam sobie mocną kawę, bo na jedzenie nie miałam ochoty. Usiadłam w kuchni przy stole z laptopem. Weszłam na facebooka. Po tym co zobaczyłam, wpadłam w szał. Christopher Uckermann dodał post: "Dziękuję Ci za wspaniałą noc kochanie :*- z użytkownikiem Dulce Maria Reverte". Było pod tym mnóstwo lajków i głupich komentarzy. Miałam ochotę go zabić. Pobiegłam do jego pokoju. Bez pukania tam wpadłam. On wychodził właśnie z łazienki. Wyraźnie zszokowany moją wizytą zapytał:
-Co tu robisz?
-Przyszłam Cię zabić kretynie!!- krzyczałam i rzuciłam się na niego z pięściami.
-O co Ci chodzi? Co, znów Cię zgwałciłem?- pytał, ponownie tego dnia łapiąc mnie mocno za ręce.
-Zamknij się!
-To wytłumacz mi, o co tym razem chodzi, bo naprawdę nie wiem.
-No jak to o co? Czy Ty jesteś normalny?! Wykorzystałeś mnie, kiedy byłam pijana i jeszcze chwalisz się tym na fejsie!!
-Ciebie chyba już do końca pogięło! Albo coś Ci się przywidziało, albo zmyślasz. Nic nie pisałem, nawet nie wiem, gdzie mam telefon.
-Może mi teraz powiesz, że wróżki Ci go ukradły, co?
-Dul, ja naprawdę nic nie pisałem.- zapewniał, patrząc mi w oczy.
-W takim razie wyjaśnij mi, skąd to się tam wzięło.
-Nie wiem, ale się dowiem. Obiecuję Ci, że przyprowadzę do Ciebie winnego.- powiedział bardzo przekonująco. -Już chyba nawet wiem...- dodał po chwili.
-Kogo o to podejrzewasz?- zapytałam.
-Zobaczysz później. Jest tylko jedna osoba, która potrafi odblokować mój telefon... Albo nie, w sumie  dwie.
-Kto?
-Pomożesz mi?
-Ja, Tobie?!
-Nie, księdzu! Pomożesz, czy nie?
-Dobrze, ale trzymaj się z dala ode mnie.- powiedziałam i go od siebie odsunęłam.
-Jak sobie życzysz.- zgodził się, cmokając mnie delikatnie w policzek.
-Ej!- krzyknęłam, ale z uśmiechem.
-Nie zrobiłem nic złego.- stwierdził i odsunął się ode mnie, jakby się bał, że go uderzę. Śmieszyło mnie to.
-Nie pajacuj już i powiedz jak mam Ci pomóc.
-Zajmiesz się Mią.
-Yhm... A Ty?
-Nieważne, to moja sprawa.
-Powiedz, proszę.
-Oj... kolega. Ten, który się do Ciebie dobierał, Amador. Pamiętasz?
-Aa, tak pamiętam. Dobra leć do niego, ale uważaj na siebie.
-Ty biegnij do Mii i też uważaj.- powiedział słodkim i delikatnym głosem.
-Ok, pa.
-Spotkajmy się później w moim pokoju.
-Dobra.- zgodziłam się i szłam w kierunku drzwi.
-Poczekaj!- poprosił i pociągnął mnie za rękę. Szybkim ruchem obrócił mnie w swoją stronę i pocałował. To taki tylko mały buziak, ale w usta.
-Czemu znowu mnie pocałowałeś?
-To tak, żeby Ci dodać siły.- odpowiedział ze słodkim uśmiechem.
Ja już się nie odezwałam, tylko odwzajemniłam gest i wyszłam. Sama nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Tak po prostu kolejny bezsensowny rozejm? Po czymś takim? Eh... Zawsze myślałam, że jestem silna i twarda, ale jeśli chodziło o niego, byłam bezbronna. Jeden jego uśmiech, dotyk, spojrzenie w oczy, albo co najgorsze- pocałunek i już byłam jego. Przez niego kompletnie straciłam rozum. Szczerze? Gdyby nie to jego chore pożądanie byłby naprawdę wspaniałym chłopakiem. Wtedy kochałabym go całym sercem. Nie wiedziałam do końca, co do niego czułam. Przydałaby się szczera rozmowa. Nie, to nie jest dobry pomysł. Nie da się gadać o uczuciach z kimś, kto ich nie ma. Zresztą ja też nie lubię wyznań. W sumie mogłabym spróbować nauczyć go miłości, ale nie wiedziałam, czy warto. Poza tym nie obyłoby się bez… zbliżenia. Byłam bezradna. Jedyne co mi pozostało, to liczyć na to, że szybko o nim zapomnę, albo po prostu odejdzie. Mogłabym na niego donieść ojcu, ale nie chciałam. Nieważne... Na razie miałam inny problem. Ale Mia też mogła poczekać. Musiałam się odświeżyć i odstresować, więc poszłam do łazienki na długą, gorącą kąpiel. Po około godzinie wyszłam, ubrałam się w dres i udałam się prosto do Mii. Idiotka jak zwykle stała przed lustrem. Od progu krzyczałam:
-Mia!!
-Czego chcesz?!- zapytała zdziwiona.
-Gadaj, gdzie jest telefon Uckera!- krzyknęłam i rzuciłam się na nią z pięściami.
-Wziął go Amador.- odpowiedziała przestraszona.
-Czyli masz z tym coś wspólnego?
-Nie...- zaprzeczyła. -Tak, to był mój pomysł.- wydukała ze strachu.
-Pożałujesz suko!- krzyknęłam i wyciągnęłam ją z pokoju.
Zgodnie z umową poszłyśmy do pokoju Uckera. Zaczęła mi się wyrywać. Doszło do takiej bójki, że czułam między palcami jej kłaki. Nagle poczułam czyjeś ręce, obejmujące mnie w talii. Spojrzałam do tyłu. Był to Ucker. Odciągnął mnie od Mii. Wyrywałam się jak nienormalna. A kto trzymał tą kretynkę? Ten chłopak... Amador. Ucker zapytał zdenerwowany, dalej obejmując mnie od tyłu:
-Co wy robicie?!
-To ta idiotka!- krzyczałam, wskazując na nią.
-Nie, kochana, to Amador. Miał mój telefon.- zaprzeczył Ucker, obejmując mnie jakoś mocniej.
-Wiem to, od niej. Powiedziała mi i przyznała się do wszystkiego.
-O co tyle hałasu?! O głupi post na fejsie?- oburzył się Amador.
-Nie. O to, że to bzdura!- sprostowałam i wyswobodziłam się z objęć Uckera.
-Jasne... Sypiasz z moim chłopakiem, a później się tego wypierasz.- czepiała się dalej ta jędza.
-Ale to nieprawda! Wybacz... Nie jestem dziwką jak Ty.- powiedziałam wkurzona.
-Zamknij ryj!- znowu się na mnie rzuciła.
Od nowa rozpętała się wojna. Tym razem odciągnął mnie Amador, a Ucker zajął się nią. To zdenerwowało mnie jeszcze bardziej. Kopnęłam go w czułe miejsce i rzuciłam się z pięściami. Ponownie odciągnął mnie Ucker, jednocześnie puszczając Mię. Ona znów się na mnie rzuciła. Teraz to była już mega wojna. Biliśmy się wszyscy razem. To była jakaś masakra... Miałam tego dość i odeszłam na bok. Zaczęłam krzyczeć:
-Wyjdźcie oboje! Jesteście siebie warci. Wstyd mi, że mam taką siostrę. A Ty? Śmiesz, nazywać się jego przyjacielem?! Żal mi Was...
-Wyganiasz mnie z pokoju mojego chłopaka?!
-A czy to ważne, czyj to pokój?...
-Kochaniutka... Akurat Ty masz tu najmniejsze prawa.- powiedziała i w sumie miała niestety rację.
-Mylisz się.- przystopował ją Ucker.
-Jak to?
-Denerwujesz mnie, zrywam z Tobą. Też uważam, że powinnaś wyjść. Nara!- załatwił ją, zwyczajnie się jej pozbył.
-Nie możesz mi tego zrobić kochanie...- błagała ze łzami w oczach.
-Skończyłaś? Świetnie, możesz już iść.
-Zniszczę Cię! Zaraz pobiegnę do ojca i wylecisz.
-Proszę bardzo, leć! Amador, Ty też możesz już iść.
-No ok, nara. Pamiętaj o sobocie.- odpowiedział Amador i wyszedł z tą idiotką.
I zostaliśmy sami. Byłam w lekkim szoku, ale nie mogłam dać tego po sobie poznać. Usmiechnęliśmy się do siebie, po czym przybiliśmy sobie piątkę. Powiedziałam triumfalnie:
-Brawo!
-Wow, pierwszy raz zrobiliśmy coś wspólnie!- stwierdził podobnym tonem głosu.
-Tak mój wspólniku! Daliśmy radę.
-Razem!- dodał i ujął moją dłoń.
-Heh, razem. Fajnie to brzmi.- stwierdziłam.
-Nawet bardzo. Powinniśmy częściej współpracować.
-Też tak myślę. I przepraszam.
-Wierzysz mi teraz?
-Eh... Wierzę. Nie jesteś taki zły... Ale mógłbyś częściej zrywać z Mią, bo to było mistrzowskie.- powiedziałam, śmiejąc się.
-Podobało Ci się to?
-Jasne! Zasłużyła sobie.
-O co się w ogóle tak biłyście?
-Nie wiesz?...- zapytałam, zbliżając się do niego ponętnie
-Nie.- odpowiedział wyraźnie zdezorientowany.
-O Ciebie idioto.- wyznałam i pocałowałam go w policzek.
-Czemu?- zadał najgorsze pytanie, jakie tylko mogło być.

Zamilkłam, zabrakło mi słów. 

No dobra jest trochę szybciej niż było to planowane :D 

środa, 19 listopada 2014

Rozdział 10

Trzymał mnie mocno za rękę i chyba nie miał zamiaru puścić. Wzięłam głęboki wdech i odwróciłam się do niego. Z lekkim strachem wpatrywałam się w jego oczy, on w moje. Serce biło mi jak szalone, a oddech robił się coraz szybszy. Uśmiechnął się i jednym energicznym ruchem, przycisnął mnie do siebie. Drżałam ze strachu, a on to chyba wyczuł, bo zmienił uścisk z takiego brutalnego na bardziej czuły, delikatny. Wydawało mi się, że on także był roztrzęsiony, bo czułam jego przyspieszony rytm serca. Oparł mnie o murek i powoli zbliżał się do moich ust. Pragnęłam tego, przyciągał mnie jak magnez. Wpatrywał się we mnie tymi cudownymi oczkami. Ja robiłam to samo, choć znacznie częściej niż on, zerkałam niżej, na jego usta, które tak mnie pociągały. Nie potrafiłabym mu się już wyrwać, zresztą... Wcale tego nie chciałam. Na znak zgody zamknęłam oczy. Przez chwilę nadal czułam jedynie jego ciepły oddech. Jednak w pewnej chwili poczułam smak jego ust, słodki smak pocałunku. Wtedy przestałam się bać. Namiętność rosła, ale pożądanie wcale nie gasło. Przeciwnie- coraz bardziej zachłannie braliśmy od siebie to, na co mieliśmy ochotę. Podczas gdy jego język pieścił moje podniebienie, jego ręka wylądowała znów na moim udzie. Miał chyba poczucie, że jestem jak zahipnotyzowana i na nic nie zareaguję, więc powoli sunął ręką wyżej, podwijając mi przy tym sukienkę. Wiem, że powinnam dla własnego dobra go powstrzymać, ale nie mogłam. Tym cudownym pocałunkiem usidlił mnie do tego stopnia, że mój rozum po prostu zasnął. Sama do końca nie wiem, czy myślałam ciałem, czy sercem. Jedyne czego byłam pewna, to fakt, że miałam ochotę zatrzymać ten moment na dłużej. Nie... Byłam pewna także tego, że Ucker się do mnie zwyczajnie dobierał. Byłam tak zaślepiona, że ani mi się śniło mu niczego utrudniać. Chciał mnie posadzić na tym murku. Popełnił jednak wielki błąd, jakim było złapanie mnie za pośladki. Automatycznie się ocknęłam i cicho wydukałam jego imię, cofając głowę. Patrzyłam mu w oczy znów drżąc. On także się we mnie wpatrywał. Po chwili wyzwolił mnie ze swoich objęć, odwrócił się i chciał iść, mówiąc:
-Przepraszam.
-Nigdzie nie pójdziesz...- powiedziałam, poprawiłam się i złapałam go za rękę. -Najpierw mi wytłumaczysz, dlaczego to zrobiłeś.- dodałam stanowczo po chwili, zaciskając dłoń, którą go trzymałam.
Odwrócił się w moją stronę bez słowa. Ponownie zanurzyliśmy się w swoich spojrzeniach.
-Odpowiesz?- ponaglałam go, oczekując jak najszybszej odpowiedzi.
-Co chcesz usłyszeć?- zapytał, jakby obojętnym głosem.
-Prawdę. Po pierwsze wytłumacz mi, w co Ty grasz, po drugie po co mnie całowałeś.
-Odpowiedź jest prosta. Ja po prostu robię to, na co mam ochotę. Od początku mnie pociągałaś.
-To tylko pożądanie?- zapytałam zasmucona.
-Pożądam Cię i mi się podobasz. A co myślałaś? No nie... Nie mów, że myślałaś, że Cię kocham. Takie rzeczy tylko w bajkach księżniczko. Dorośnij dziewczynko, a dopiero później bierz się za całowanie mężczyzny.- chciałam prawdy, to ją mam. Mogłam się tego po nim spodziewać, ale nie zamierzałam odpuścić.
-Czyli nic, a nic do mnie nie czujesz?...
-Naprawdę jesteś aż tak głupia? Czego nie zrozumiałaś? Miłość nie istnieje, a Ty powoli utwierdzasz mnie w przekonaniu, że każda dziewczyna jest łatwa.
-Nieprawda! Widzisz? To z Tobą nie da się normalnie, to Ty stwarzasz problemy. A później powiesz, że jestem kłótliwa... Chciałam żyć w zgodzie, stawałeś mi się bliski. Dziękuję, że utwierdziłeś mnie w przekonaniu, że otaczają mnie sami idioci.- wygarniałam mu, a moje oczy powoli zalewały się łzami.
Jakby tego było mało, ten kretyn nie chciał mnie wpuścić do domu. Dłużej już nie mogłam. Z chęcią uderzyłam go w twarz i najzwyczajniej w świecie się poryczałam. Wbiegłam do domu i udałam się od razu do najbliższej łazienki. Nie chciałam, aby ktoś widział mnie zapłakaną. Usiadłam w łazience na podłodze i płakałam. Zdarzało mi się to bardzo rzadko. No ale ile czasu można być silną? Strasznie zabolały mnie słowa Uckera, nie chciałam go znać. Mimo tego, że dał mi te kilkanaście minut rozkoszy podczas pocałunku, z całego serca go nienawidziłam. Dla mnie mógłby zniknąć. Eh... Prawda jest taka, że złamał mi serce.   Wiedziałam, że to bydlę, ale żeby aż tak?... Potraktował mnie okropnie, ale nawet wtedy nie chciałam, żeby wyleciał. Odkąd tu był, przynajmniej nie czułam się aż tak samotna. Co?! Przecież on mnie zranił. Nagle postanowiłam, że nie będę płakać. Zawsze byłam silna, więc nie zmieni tego jakiś chłopak bez serca. Już ja mu pokażę...- pomyślałam, po czym otarłam łzy, poprawiłam makijaż i wyszłam z pomieszczenia.
Na sali nadal było pełno ludzi, ale już prawie samych pijanych. To było to! Podeszłam do barmana i zamówiłam sobie whisky z lodem. Nigdy wcześniej niczego nie piłam, ale byłam tak zdesperowana, że posmakowało mi. Poprosiłam o kolejną porcję. Po kilku takich zaczęło mi się kręcić w głowie, ale jeszcze w miarę kontaktowałam. Wrypałam się na scenę i zaczęłam mówić do mikrofonu:
-Cześć Wam! Natchnęła mnie niebywała wena twórcza i chcę się tym podzielić. Zaśpiewam zupełnie nową piosenkę. Nie jest jeszcze skończona, więc będę trochę improwizować. Napisałam ją... Zresztą on sam raczej wie, że to dla niego.


 Tłumaczenie:
Whisky z podwójnym lodem, poproszę
Oszczędź sobie łez, wolę czysty alkohol
Spróbujemy zapomnieć o tym, co się stało
Skoro już nie ma jutra, zostaje chociaż dziś

Nie próbuj udawać że to prawda
Znam twoją grę od początku do końca
Roztop mnie w swoim chłodzie jeszcze tej jednej nocy

Zostań dziś
Zniszcz mi życie pocałunkami ciemnej pokusy
Tylko dziś
Znęcaj się nade mną, duszę opuścił cały rozsądek
Po dniu dzisiejszym
Już nigdy nie poczujesz na swojej skórze mojego ciepła
Przysięgam, że cię zapomnę po dniu dzisiejszym

Tak naiwne moje biedne serce
Było ślepe i uparte ufając aktorowi
Uczyniłeś je odpornym na ból
I dziś wie, że twe pocałunki nie są niczym więcej niż zabawą
Nie próbuj udawać że to prawda
Nie marnuj słów, których nie chcę słuchać
Potępcie mnie w niebie jeszcze tej jednej nocy

Zostań dziś
Zniszcz mi życie pocałunkami ciemnej pokusy
Tylko dziś
Znęcaj się nade mną, duszę opuścił cały rozsądek
Po dniu dzisiejszym
Już nigdy nie poczujesz na swojej skórze mojego ciepła

Zostań dziś
Tylko dziś
Po dni dzisiejszym
Już nigdy nie poczujesz na swojej skórze mojego ciepła
Przysięgam że cię zapomnę… Po dni dzisiejszym

Kiedy skończyłam śpiewać jak zwykle wszyscy klaskali. Jedynie mina Uckerka była taka jakaś kwaśna. Czyżby ogarnął, że to dla niego?...Wróciłam na swoje poprzednie miejsce i dalej piłam. Wiele razy Mia i Sol próbowały mnie powstrzymać, ale przecież nie będę słuchać się idiotek... Dalej robiłam swoje. Nagle przylazł mój debilny ochroniarz i mówił:
-Idź do pokoju. Co Ty dziecko robisz?
-Po pierwsze nie udawaj groźnego, bo się Ciebie nie boję. A po drugie nigdzie nie pójdę, a już tym bardziej nie z Tobą zboczeńcu. Po trzecie nie mów fi mnie "dziecko". -powiedziałam i upadłam wprost w ramiona Christophera. To było ostatnie, co zapamiętałam z tego dnia. Urwał mi się film

Ale mnie na to wena złapała :D Mam nadzieję, że się podoba ;) 

wtorek, 18 listopada 2014

Rozdział 9

Kolejne kilka godzin spędziłam, szukając mojego telefonu. Nie wiedziałam, gdzie go zostawiłam. Porzuciłam jednak poszukiwania, bo przyszła Maite. Prawie na siłę wyciągnęła mnie z domu. Wyszłam na luzie, bo odkąd Ucker był moim ochroniarzem, mogłam robić, co chciałam. Chodziłyśmy po mieście bez celu.  Weszłyśmy do jakiegoś ekskluzywnego sklepu. May kupowała sobie sukienkę i mi też doradziła, żebym wzięła taką jedną. Posłuchałam jej, bo ta sukienka była naprawdę piękna. Poszłyśmy w końcu do domu. Weszłyśmy jak zwykle tylnymi drzwiami. Maite wymyśliła, żebyśmy się przebrały w nowe ciuchy. Nie wiedziałam po co, ale zgodziłam się. May jest cudowna! Dzięki niej wyglądałam pięknie. 
 Usłyszałam jakiś hałas, dochodzący z dołu i obie tam zeszłyśmy. Kiedy zobaczyłam, co się tam dzieje, zapytałam Mii:
-Co to?
-No jak to co? Twoje przyjęcie urodzinowe. Wszystkiego najlepszego Duluś!- odpowiedziała i złożyła życzenia, rzucając mi się na szyję. Nie mogłam w to uwierzyć.
-Wow, dziękuję!- krzyknęłam i uścisnęłam ją mocno. -Kto to zorganizował?- zapytałam z ciekawości.
-A to już tajemnica...- wtrąciła Maite. -Wszystkiego najlepszego kocie!- krzyknęła i mnie przytuliła.
-Ty też brałaś w tym udział? Zdrajczyni!
-Nie podoba Ci się niespodzianka?
-Jasne, że mi się podoba. Jest super!
Byłam po prostu w szoku. Już dawno nie miałam takiej imprezy urodzinowej. Szkoda tylko, że rodzice jak zwykle sobie gdzieś pojechali... Trudno, ich strata, bo zamierzałam się porządnie zabawić. W ogóle było tutaj pełno ludzi, których nie znałam, no ale nieważne. Nagle usłyszałam głos Uckera, który stał na scenie mamy:
-Dul, jeszcze raz wszystkiego najlepszego! A teraz wszyscy mamy do Ciebie prośbę: Chodź tu i zaśpiewaj nam coś.
Po raz kolejny tego dnia byłam w szoku. Tyle ludzi, a ten idiota karze mi śpiewać! Niepewnie szłam w tamtą stronę. W końcu weszłam na tą scenę. Ucker dał mi mikrofon i patrzył na mnie słodko. Uśmiechnęłam się delikatnie i wygłosiłam "mowę wstępną":
-Dziękuję Wam wszystkim za przybycie i tajemniczym organizatorom za imprezę. No więc… tak jak chciał mój nie do końca normalny ochroniarz, zaśpiewam. To piosenka mojego autorstwa. Mam nadzieję, że się spodoba.
Zaczęłam śpiewać:

Tłumaczenie:
Nikt nie może ograniczać twojej wolności
Krzycz głośno, choćby chcieli cię uciszyć
Nikt nie może cię zatrzymać
Jeśli masz wiarę
Nie zostawaj ze swoim imieniem wypisanym na ścianie
Na ścianie

Jeśli krytykują twoje pomysły miej odwagę
Nigdy nie poddawaj się, zawsze podnieś głos
Walcz dzielnie i bez umiarów
Nie przestawaj wierzyć
Nie zostawaj ze swoim imieniem
Napisanym na ścianie
Na ścianie.

Nie przestawaj nie
Nie przestawaj nigdy marzyć
Nie przestawaj nie
Nie przestawaj nigdy marzyć
Nie bój się latać
Przeżyj swoje życie.

Nie buduj murów w twoim sercu
To co robisz rób z miłością
ustaw skrzydła pod wiatr
Nie ma nic do stracenia
Nie zostawaj ze swoim imieniem
Napisanym na ścianie
Nie...

Nie przestawaj nie
Nie przestawaj nigdy marzyć
Nie przestawaj nie
Nie przestawaj nigdy marzyć
Nie bój się latać
Przeżyj swoje życie.

Nie przestawaj nigdy marzyć
Przeżyj swoje życie...

Kiedy skończyłam wszyscy klaskali. Czułam się wspaniale! To był najlepszy prezent na urodziny, jaki mógł być. Patrzyłam z uśmiechem na Uckera, bo to dzięki niemu. Nagle wpadłam na świetny pomysł i powiedziałam:
-Uckerku, chodź tu do mnie. Zaśpiewasz ze mną.
-Ty chyba chora jesteś…- odpowiedział wyraźnie zszokowany moją propozycją.
-No chodź, proszę.- namawiałam go dalej.
-No dobra, marudo.- zgodził się i stanął koło mnie na scenie.
Wybrał jakąś piosenkę. Najlepsze było to, że musieliśmy śpiewać do jednego mikrofonu.

Tłumaczenie:
Jutro, gdy zaświta, poproszę ją
Jutro, gdy ją zobaczę
Jutro, gdy zaświta, poprosi mnie
Jutro, gdy go zobaczę

I zadrżę
Umieram z chęci, by cię przytulić
I serce jest tym, kto cię wzywa
Mój kochany

Jeśli powiesz, (że) tak
Ochronię cię całą moją miłością i moim sercem
Jeśli powiem, (że) tak
Obiecam ci moją wierność i moje zrozumienie

I na tym świecie, tak dziwnym
Odejdzie za rękę
Łącząc drogi
Dwoje zakochanych

Jutro, gdy zaświta
Nie będzie tak samo
Jutro, ona będzie na mnie czekała
Jutro, gdy zaświta
Nie będzie tak samo
Jutro, gdy go zobaczę

I zacznę się modlić
Umieram z chęci, by cię pocałować
A umysł nic nie rozumie
Serce

Jeśli powiesz, (że) tak
Ochronię cię całą moją miłością i moim sercem
Jeśli powiem, (że) tak
Obiecam ci moją wierność i moje zrozumienie.

To było piękne! Śpiewaliśmy, patrząc sobie w oczy. Byliśmy tak blisko. A słowa tej piosenki były takie cudne, że miałam nadzieję, że wybrał ją przypadkiem. Ponownie usłyszałam oklaski, ale tym razem bardziej zwracałam uwagę na wyraz twarzy Uckera. Byłam wtedy bardziej szczęśliwa, niż kiedykolwiek. Christopher objął mnie, po czym razem zeszliśmy ze sceny. Poszłam się napić, bo okropnie zaschło mi w gardle. Potem Christian zaprosił mnie do tańca. Długo z nim tańczyłam. Dużo się śmieliśmy, wygłupialiśmy i w ogóle. Później dołączyła do nas jeszcze May. Nagle włączyli wolną muzykę. Spojrzałam na Uckera, stojącego samotnie na uboczu. Postanowiłam, że będę odważna. Wyrwałam się od przyjaciół i pobiegłam do niego. Wyciągnęłam go za rękę na środek sali. Jego zaskoczona mina była bezcenna. Patrzył na mnie, jakby conajmniej ducha zobaczył. Mimo to objął mnie w talii i przycisnął mocno do siebie. Przylegałam do niego całym ciałem. Nic mi nie pozostało jak tylko wtulić się w niego i zapomnieć o wszystkim. Tak też zrobiłam. Zaczęliśmy tańczyć. W jego ramionach cały świat zniknął, liczyliśmy się tylko my. Przytulał się do mnie coraz bardziej. Kilka razy nawet pocałował mnie w szyję. Trochę mnie to przerażało, ale bardziej podobało. Do tego stopnia, że przechodziły mnie ciarki. To było wspaniałe! W tym momencie miałam wrażenie, że jest mój, że czuje do mnie to, co ja do niego. Nie wiem jak było naprawdę, ale sądząc po tym, że przez cały dzień tak się dla mnie starał, nie byłam mu obojętna. Czas zleciał za szybko i piosenka zaraz się skończyła. Niechętnie się od niego oderwałam. Powoli puszczając swoje dłonie, odchodziliśmy w różne strony. Wróciłam do Chrisa i May. Po chwili oni gdzieś poszli, a do mnie podszedł jakiś pijany pajac i zaczął się przystawiać. Nie miałam siły, żeby mu się wyrwać. W dodatku wszyscy wkoło byli pijani, więc zostałam z nim praktycznie sama. Cholernie się go bałam, aż zaczęłam krzyczeć. Na szczęście pojawił się Ucker i go odciągnął. Nieznajomy zapytał:
-To ta Twoja laska, o której tyle gadasz?
-Nie, to nie ona.- odpowiedział zdenerwowany.
-Ale mówiłeś...
-Tak, to ona. Wystarczy?- zbył go krótką odpowiedzią i odszedł.
Sama nie wiem po co, ale pobiegłam za nim. Nie mogłam się powstrzymać i zapytałam:
-Dlaczego gadasz o mnie z kolegami?
-Słuchaj Amadora, a daleko zajdziesz.- odpowiedział, nerwowo się uśmiechając.
-Czyżby?... Super, nie dość, że zapraszasz kumpli do mojego domu, to jeszcze oni wszystko o mnie wiedzą.
-Nie przesadzaj. Daj spokój, bo wszystko psujesz.
-Co psuję?
-Rozejm tępaku!- krzyknął i pociągnął mnie za rękę.
-Gdzie mnie ciągniesz? Głupku!
-Spokojnie, zaufaj mi.- powiedział cicho i się zatrzymał.
-Co Ty kombinujesz?...
-Mam dla Ciebie prezent urodzinowy.
-Serio? Jaki?
-Pamiętasz jak mówiłem, że jak będziesz grzeczna, to Cię przewiozę?- zapytał, wskazując na swój motor.
-O nie!- byłam przerażona.
-Nie bój się, będę jechał wolno.
-Ok.- zgodziłam się niepewnie.
-Jak będziesz się bała, to możesz się przytulić.- zaproponował, kiedy wsiedliśmy.
I ruszył. Na początku jechał normalnie. Później tak przyspieszył, że zaczęłam piszczeć. Okropnie się bałam i wtulałam się w niego coraz mocniej. Miałam wrażenie, że to nigdy się nie skończy. Na szczęście w końcu się zatrzymał. Byliśmy na jakiejś wielkiej, pięknej łące. Siedziałam nieruchomo, dalej do niego przytulona. Złapał mnie delikatnie za ręce i zapytał:
-I jak?
-Nigdy więcej do niczego nie dam Ci się namówić!- krzyczałam nadal drżąc.
-Nie podobało Ci się?
-Wybacz, nie jestem samobójczynią.
-Przecież żyjemy...
-Ucker... Proszę Cię skończ z tym, bo naprawdę się kiedyś zabijesz.- powiedziałam, schodząc z motoru.
-Martwisz się o mnie?- zapytał, podejrzliwie na mnie patrząc.
-Nie... To znaczy tak, ale to nie to, co myślisz.- tłumaczyłam się.
-Czyli?...- albo nie rozumiał, albo udawał.
-Chodzi o to, że martwię się o Ciebie tylko dlatego, że jesteś moim ochroniarzem. Zresztą... Był rozejm, więc to chyba nic złego.
-No ok, siadaj.- powiedział i rozłożył na trawie kocyk.
-O jak miło, dziękuję.- odpowiedziałam z uśmiechem, siadając. -Po co mnie tu przywiozłeś?
-Po prostu, żebyś miło spędziła ten dzień. Twoi rodzice wyjechali i jesteś pod moją opieką. Nie wiem jak dawniej spędzałaś urodziny, ale ja chciałem przede wszystkim, żebyś była szczęśliwa.
-Więc Ty to zorganizowałeś?
-Tak. Rano spotkałem Twoją mamę. Była smutna, więc zapytałem, o co chodzi. Żaliła się, że musi wyjechać, więc nie będzie na Twoich urodzinach. Przy okazji prosiła, żebym się Tobą zaopiekował. Wpadłem na pomysł, że zrobię Ci imprezę. Zadzwoniłem do Maite z Twojego telefonu, żeby mi pomogła i zaprosiłem jakichś ludzi.- wytłumaczył.
-Mhm... Wiedziałam, że sam z siebie nie byłbyś dla mnie taki dobry.- stwierdziłam zdenerwowana i smutna.
-To nie tak wariatko.
-A jak?!- wtrąciłam mu się w słowo 
-Naucz się słuchać i się przymknij! Wcale nie musiałem nic dla Ciebie robić, to z własnej woli. Przestań, bo mam wrażenie, że szukasz powodu do kłótni.
-Chyba masz rację... Przepraszam i jeszcze raz Ci dziękuję.- powiedziałam i posłałam mu szczery uśmiech.
-Czyli co? Zachowujemy rozejm, czy mam Cię tu zostawić?- zapytał, wpatrując się we mnie z głupim uśmieszkiem.
-Przestań i nie rób takiej miny, bo mnie irytujesz!- krzyknęłam, uderzając go z pięści w ramię.
-O co Ci znowu chodzi?...- zapytał zdezorientowany.
-Po prostu nie lubię jak się tak szczerzysz, bo to denerwuje. Dobra starczy, bo wszystko zmierza do kolejnej sprzeczki.
-Dużo bardziej odpowiadało mi Twoje towarzystwo podczas tańca, bo wtedy byłaś cicho i się ze mną nie kłóciłaś.- stwierdził, śmiejąc się.
-Tak, lepiej by było się do siebie w ogóle nie odzywać.
-No to spróbujmy.- zaproponował i położył palca na moje usta.
Uśmiechnęłam się i zrobiłam to samo. Siedzieliśmy w ciszy już kilkanaście minut. Patrzyliśmy się na siebie. Chyba mu się to znudziło i zaczął robić głupie miny. Poszłam w jego ślady. Nagle oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Po chwili zaczął mnie gilgotać. Śmiałam się jak nienormalna, a on śmiał się ze mnie. Próbowałam go odepchnąć, ale się nie dał. W końcu się udało. Leżeliśmy spokojnie obok siebie na kocu, patrząc sobie w oczy. Jego wzrok i uśmiech jakoś podejrzanie uległ zmianie. Onieśmielał mnie. Miałam wrażenie, że mnie zaraz pożre. Czułam się niekomfortowo. Miałam ochotę go uderzyć, ale nie miałam do tego prawa, bo przecież nic złego jeszcze nie zrobił. Moja cierpliwość się kończyła, kiedy zaczął delikatnie gładzić moje udo. Było to bardzo przyjemne, ale nie mogłam na to pozwolić. Po walce z samą sobą, niechętnie odepchnęłam jego rękę. Zamknęłam na moment oczy i zagryzłam wargi dla uspokojenia. On dalej się we mnie wpatrywał jak zahipnotyzowany. Miałam tego dość i w końcu wybuchłam:
-To ja już rozumiem po co to wszystko… Jak zwykle próbujesz mnie uwieść, tak?! A ja głupia wierzyłam, że robisz coś bezinteresownie, tak po prostu dla mnie. Ty jak zwykle tylko o jednym…
-O co Ci chodzi? Uspokój się!- krzyknął na mnie, potrząsając mną za ręce.
-Puść mnie! Nie potrzebuję Twoich fałszywych intencji. Odwieź mnie do domu i zniknij!- mówiłam także podniesionym głosem ze łzami w oczach, próbując mu się wyrwać.
-Przestań! Boisz się? Przecież Ci nic nie zrobię.- próbował mnie uspokoić, zmiękczając ton głosu.
-Aj Ucker… Nie jestem aż tak tępa i widzę jak się patrzysz.- także spuściłam z tonu.
-Czy to przestępstwo?
-Jeszcze nie, ale…- zająknęłam się.
-Ale co? Ty chyba nie myślisz, że Cię zgwałcę, co?...- zapytał bezpośrednio.
-Nie wiem.- odpowiedziałam krótko, wyrywając mu się.
-Nie tykam dzieci, wybacz.- stwierdził, co było już szczytem chamstwa.
-Mhm… To dlaczego patrzysz się na "dziecko" z takim pożądaniem?
-Teraz to se wymyśliłaś…- podsumował i wstał.

Ja po chwili zrobiłam to samo. Wsiadł na motor i wzrokiem mnie upominał, żebym także to zrobiła. Popatrzyłam na niego ze strachem. Miałam ochotę odmówić, albo prosić go, żeby jechał powoli, ale w sumie było mi wszystko jedno. Do tej pory od rana wydawało mi się, że on zmądrzał, że jest normalny, a co najgorsze… że coś do mnie czuje. Jednak temu kretynowi chodziło jak zwykle o jedno. Może trochę przesadzałam, byłam przewrażliwiona na swoim punkcie, ale chyba nie do tego stopnia. O nie, to mi się nie wydawało… Jechał chyba jeszcze szybciej niż wcześniej. Wiem, że robił mi na złość, dlatego tak bardzo starałam się nie piszczeć. Ale niestety musiałam się do niego tulić, nie mogłam inaczej. Wreszcie dojechaliśmy. Bez słowa zsiadłam i chciałam iść jak najdalej od niego. Niestety nie mogłam, bo pociągnął mnie za rękę

Tym razem taki mega długi rozdział :) Wyjątkowo ten nawet mi się podoba ;) Wiem, że trochę w nietypowym momencie skończyłam, ale to tak dla napięcia xD