czwartek, 29 stycznia 2015

Rozdział 42

Kiedy się obudziłam, Uckera przy mnie nie było. Wstałam i poszłam do kuchni. Na stole leżała kartka z napisem "Misiu ja pojechałem do rodziców. Masz tu kanapki. Smacznego :*" Zastanawiałam się, dlaczego pojechał beze mnie. Przecież mógł poczekać… No trudno, widocznie wolał jechać sam. Zjadłam te śniadanie i poszłam do łazienki się ogarnąć. Wyciągnęłam pierwsze lepsze domowe ciuchy z szafki i się w nie ubrałam. Siedziałam w salonie na kanapie, jedząc ciastka. Nagle poczułam czyjś oddech na mojej szyi, a na oczach dłonie. Usłyszałam słodki głos Christophera:
-Zgadnij, kto to kotku.
-Hmm... Czy to najwspanialszy, najsłodszy i najprzystojniejszy mężczyzna na świecie?...- powiedziałam najbardziej słodko i pociągająco, jak tylko potrafiłam, odchylając głowę do tyłu, by móc na niego patrzeć. On zdjął ręce z moich oczu i mnie pocałował.
-Mam propozycję, a właściwie zaproszenie.- powiedział, przeskoczył przez oparcie kanapy i mnie objął.
-Brzmi kusząco. O co chodzi?- zapytałam z ciekawością.
-No więc zapraszam Cię na spacer. Zjemy obiad na mieście, a później… niespodzianka.
-Nic nie kombinuj skarbie…- zastrzegłam, znając na pamięć jego ambitne pomysły.
-Spokojnie, to nic z tych rzeczy. Spodoba Ci się, ale nic więcej Ci nie powiem.
-No ok, więc chodźmy.- powiedziałam i wstałam z kanapy. -Albo się najpierw przebiorę.- zmierzyłam sama siebie wzrokiem, a Ucker się ze mnie śmiał, bo mój strój był bardzo niewyjściowy Po kilkunastu minutach byłam gotowa do wyjścia. Miałam na sobie zwiewną, nieco luźniejszą sukienkę, bo jakby nie patrzeć w bardziej obcisłe rzeczy się już za bardzo nie mieściłam. Christopher pocałował mnie czule w policzek, złapał za rękę i wyszliśmy z domu. Najpierw wyprowadziliśmy psa, a dopiero później poszliśmy na ten spacer. Chodziliśmy po mieście za rękę.
-Jak tam Twoi rodzice?- zapytałam nagle.
-Świetnie. A właśnie, zapraszają nas w niedzielę na obiad.- odpowiedział.
-To miło. W ogóle to czemu pojechałeś sam? Nie mogłeś zaczekać, aż się obudzę?- zapytałam z lekkim wyrzutem.
-Nie złość się kochanie. Chciałem po prostu pogadać o czymś ważnym z rodzicami. Później Ci wyjaśnię, teraz koniec tematu.- on ewidentnie coś przede mną ukrywa. A może wcale nie był u rodziców?... Nie, Dul o czym Ty myślisz? Ucker Cię kocha i jest tylko Twój idiotko. 
-Dobra… To może pójdziemy już na obiad, co?
-Zgłodniałaś?- co za głupie pytanie. Halo, ja potrzebuję dużo jeść.
-Nie, no skądże?...- powiedziałam z ironią, całując go. Poszliśmy do jakiejś restauracji. Nigdy wcześniej tam nie byłam. Fajnie tu w sumie, a jedzenie było pyszne. Kiedy wyszliśmy, ku mojemu zaskoczeniu nie zwróciliśmy się w stronę domu. Nie odzywałam się nic, no bo przecież Ucker mówił, że ma dla mnie niespodziankę, a to zapewne jej część. Trafiliśmy nad brzeg jakiegoś jeziorka. Nigdy wcześniej tu nie byłam. Widoki były przepiękne. Od razu weszłam na pomost i stanęłam przy barierce, by podziwiać krajobraz. Ucker stanął za mną i objął mnie od tyłu. Odwróciłam głowę w jego stronę i patrząc mu w oczy, zapytałam:
-Po co mnie tu przyprowadziłeś?
-Z dwóch powodów. Jednego zwykłego, a mianowicie tak po prostu chciałem pokazać Ci to miejsce. A jak widzę podoba Ci się tu.
-No jasne, że mi się podoba, jest pięknie. A drugi powód?- dopytywałam jak zwykle niecierpliwa.
-Eh… Uznałem, że to będzie idealne miejsce na to, co chcę zrobić. Cisza spokój, romantycznie i tak dalej…- przeciągał jakąś dziwną mowę wstępną.
-A czy możesz już przejść do rzeczy?
-Psujesz nastrój wredoto.- stwierdził, patrząc na mnie dość ponuro.
-Wybacz, ale nie lubię niejasnych sytuacji.
-No dobra, bo się jeszcze pokłócimy.- zaśmiał się i zaczął czegoś szukać po kieszeniach. -Kochanie, wyjdziesz za mnie?- usłyszałam po chwili te piękne słowa z ust ukochanego. Klękał przede mną, trzymając pudełeczko z pierścionkiem zaręczynowym.
-No jasne, skarbie!- krzyknęłam, podając mu swoją dłoń, na której już po chwili pojawił się piękny pierścionek z brylantem w kształcie serca. Ucker wstał i mocno mnie przytulił. Lekko uniósł mnie do góry, sadzając na barierce. Po chwili wpił się w moje usta. Pocałunek był taki słodki i namiętny. Po kilku minutach oderwałam się od jego ust  i patrzyłam mu w oczy z zachwytem, z miłością.
-Teraz mogę Ci powiedzieć, po co byłem u rodziców. No więc ten pierścionek to pamiątka rodzinna, należał do mojej babci. Mama od zawsze mi powtarzała, że chciałaby, abym dał go dobrej i wyjątkowej dziewczynie, którą bardzo mocno pokocham, będę chciał z nią założyć rodzinę i tak dalej. Całe życie powtarzałem, że to nigdy się nie zdarzy. A jednak, bo pojawiłaś się Ty, która zmieniłaś mój cały świat.- mówiąc to, głaskał mnie jedną ręką po plecach, a drugą co chwilę odgarniał moje włosy, rozwiewane przez wiatr.
-Wow, jest piękny, dziękuję.- podziwiałam, a po chwili pocałowałam Uckera. -Możemy już wracać? Zimno mi trochę.- zaproponowałam, schodząc z barierki.
-Ok, chodźmy.- zgodził się i złapał mnie za rękę. Po tym spacerze byłam bardzo zmęczona, więc po kolacji od razu poszłam spać. Zasnęłam zaskakująco szybko.

Jakiś czas później po raz pierwszy doznałam chyba najwspanialszego uczucia pod słońcem. Leżałam rano z Uckerem w łóżku. Od pół godziny wyganiałam go do kuchni, żeby zrobił śniadanie. Temu leniowi nie chciało się ruszyć tyłka, żeby wstać, a co dopiero gdzieś iść.  Odwracał moją uwagę buziakami, przytulaniem i wszelkimi innymi czułościami. W sumie udało mu się. Ale uśpił chyba jedynie mój głód. W pewnym momencie poczułam coś dziwnego. Coś, czego nie doznałam nigdy wcześniej. Dziwne ukłucie w brzuchu, jakiś ruch. W pierwszej chwili pomyślałam, że to z głodu. Szybko jednak zrozumiałam, co to było. Odsunęłam od siebie Uckera i patrzyłam mu w oczy z uśmiechem, a jednocześnie jakby z przerażeniem. Ruchy nie ustępowały, przeciwnie- były coraz mocniejsze i częstsze.
-Co się dzieje?- zapytał Ucker.
-Czujesz?- położyłam jego rękę na moim brzuchu.
-Kopie.- powiedział z szerokim uśmiechem. Leżeliśmy tak jeszcze jakiś czas, dopóki dziecko nie przestało kopać. Potem poszliśmy na kompromis i razem zrobiliśmy śniadanie. Akurat dziś wypadała kolejna miesięczna wizyta u lekarza. Już trzeci raz szliśmy tam razem. Jak zwykle sporo czasu spędziliśmy na korytarzu. Tego dnia było szczególne przeludnienie. Nie było nawet za bardzo wolnych miejsc. Jednak my sobie poradziliśmy. Ucker siedział na krześle, a ja u niego na kolanach. Trochę krzywo się ludzie patrzyli jak ciągle się wygłupialiśmy i w ogóle, ale nieważne. Swoją drogą musiało to dość komicznie wyglądać. Kiedy w końcu przyszła nasza kolej, weszliśmy do gabinetu. Po paru badaniach, pytaniach i innych według mnie bzdurach przeszliśmy do tego co dla mnie najlepsze, czyli USG. Znów nastał ten czas, kiedy możemy zobaczyć nasze dziecko. Tym razem było widać nieco więcej. Doktor wstępnie ustalił, że to będzie dziewczynka. Christopher oczywiście od razu się cieszył, że wyszło na jego.


 Masz marudo ( czyt. Monika) :P Kolejny przesłodzony rozdział xD Ale spokojnie nie będzie ich dużo, bo jak nie wszyscy jeszcze wiedzą, opowiadanie dobiega końca. Tak więc mam nadzieję, że Was nie zanudzę ;) A następny może w niedzielę :* 

niedziela, 25 stycznia 2015

Rozdział 41

Wracaliśmy do domu wtuleni w siebie.
-A wiesz misiaczku, że teraz się ode mnie nie odgonisz?... Będę się Tobą opiekował 24 godziny na dobę.- powiedział Ucker, przystając na środku chodnika w parku i łapiąc mnie za ręce.
-Spokojnie skarbie, umiem się sobą zająć. Bynajmniej jeszcze…-zaśmiałam się, myśląc o tym, co będzie później, kiedy brzuszek będzie większy. Chyba zaczynało mnie to wszystko trochę przerażać , ale grunt, że był przy mnie Ucker. -Zresztą Ty lepiej się kochanie weź za pracę.- stwierdziłam. W sumie mieliśmy jeszcze dużo pieniędzy, bo rodzice wyjeżdżając, zostawili mi tyle, że starczyłoby mi do końca życia. Mimo to stwierdziłam, że rozsądniej będzie zostawić te pieniądze na czarną godzinę, a Uckerowi nic się nie stanie, jak pójdzie do pracy.
-Serio?... Nie, ja muszę zajmować się Tobą, a później naszym dzieckiem.- wykręcał się,  a naprawdę to pewnie mu się po prostu nie chciało.
-Dam sobie radę, spokojnie. Nie musisz mnie pilnować na każdym kroku, nie rób ze mnie idiotki. Ale jak już tak bardzo chcesz, żebym miała całogodzinną opiekę, to kup mi psa.- poprosiłam, patrząc mu w oczy błagalnym wzrokiem. Od dawna chciałam mieć psa, ale nigdy nie mogłam go mieć. Moja rodzina nie lubi zwierząt, no może poza mamą, ale ona nigdy nie miała wiele do gadania. Teraz jest ku temu najlepsza okazja, bo przecież mój ukochany mi nie odmówi.
-Co takiego? Ty chyba oszalałaś…- stwierdził, kręcąc głową z niedowierzaniem.
-Proszę Cię… Pies nam się przyda. Nie słyszałeś, że dzieci lepiej się wychowują w domu, w którym są zwierzęta? Zresztą ja zawsze chciałam mieć psa, a Ty przecież kochasz mnie z całego serca, więc nie mógłbyś mi odmówić. Proszę, kochanie… On nie sprawi Ci kłopotu, no może tylko, jak będę w zaawansowanej ciąży, a tak poza tym to nie.- trajkotałam szybko z przejęcia, próbując go przekonać. Przechodzący ludzie patrzyli się na mnie jak na idiotkę, ale to nieważne. Nie no nie dziwię się, bo zachowywałam się co najmniej jak małe dziecko
-Skąd ja mam Ci wziąć psa?...
-No jak to skąd? Ze schroniska. Jest nawet tutaj niedaleko. Proszę…- powtórzyłam prośbę, robiąc jeszcze słodsze oczka. Chyba go to przekonało, bo uśmiechnął się, przewracając oczami i ruszył ze mną za rękę w przeciwnym kierunku.
-To jak, zgadzasz się?- ponowiłam prośbę, zatrzymując się.
-Tak marudo i zamknij już ten swój śliczny ryjek, bo zaczyna mnie boleć głowa od Twojego gadania.- powiedział znudzony. Choć użył dość niemiłego sformułowania, to nie powiedział tego chamsko, a raczej z miłością. Po jego słowach wpiłam się w te jego słodkie usta i podążyliśmy dalej. Tak jak chciałam, poszliśmy do schroniska po psa. Przerażał mnie, a jednocześnie zasmucał widok tych wszystkich opuszczonych, smutnych zwierząt, którym nikt nie dał miłości. Złapałam się kurczowo Uckera, bo tak jakoś automatycznie przypomniała mi się moja samotność, kiedy wyjechał. Szliśmy korytarzem, "witając się" z tymi wszystkimi psami. Wszystkie podchodziły do siatki, dawały się głaskać, lizały nas po rękach i tak dalej. Żaden jednak nie zwrócił mojej szczególnej uwagi. Zrezygnowana podeszłam do ostatniej klatki. Leżał tam maleńki szczeniaczek. Trząsł się z zimna, a może ze strachu? Nie wiem, ale poprosiłam pana z obsługi, żeby otworzył klatkę. Zrobił to. Podeszłam do maleńkiego pieska. Bał się mnie, cicho piszczał. Za wszelką cenę chciałam go pogłaskać, choć Ucker mi to już odradzał. Ale nie słuchałam go zbytnio, bo był po prostu znudzony, dlatego tak mówił. W końcu kucnął koło mnie przy małym psiaku i też próbował go wybawić z kojca. Szczeniak zaczął na nas spoglądać. Oswajał się. Najdelikatniej jak potrafiłam wyciągnęłam do niego ręce i powoli zaczęłam głaskać go po miękkiej sierści. Piesek patrzył na mnie dużymi, pięknymi oczami. Zaczął delikatnie lizać moją dłoń. Po chwili przyłączył się do mnie Ucker i także zaczął głaskać małego pieska. Jego też się na początku bał, ale jakoś poszło. Nie minęło dużo czasu, a trzymałam szczeniaka na rękach, dalej gładząc jego sierść. Parę minut później podpisywaliśmy już dokumenty, żeby piesek mógł być nasz. Nazwaliśmy go Lucky, czyli szczęściarz. Chciałam, aby był on początkiem naszego wspólnego, mam nadzieję już wiecznego szczęścia. Wyszliśmy stamtąd. Po drodze wpadliśmy jeszcze do sklepu zoologicznego po potrzebne rzeczy dla zwierzaka. Wróciliśmy do domu. Nakarmiłam psa. Ucker go wykąpał. Ja chciałam to zrobić, ale mi nie pozwolił, żebym się nie przemęczała. Coś czuję, że przez całą ciążę Christopher będzie nadopiekuńczy i nie pozwoli mi nic robić… W tym czasie kiedy on kąpał psa, ja postanowiłam zrobić kolacje. No cóż… Tak się mną opiekuje, że nie zjedliśmy nawet obiadu, ale mniejsza z tym. Zrobiłam nam kanapki, a do tego herbatę.
-Kochanie, chodź zrobiłam kolację!- zawołałam Uckera, kiedy wyszedł z łazienki.
-Dul, ja miałem dbać o Ciebie, nie Ty o mnie.- powiedział, podchodząc do mnie. Rozbawiło mnie to, bo on trochę przesadza.
-Uckerku mój kochany… Po pierwsze wyluzuj, przecież zrobiłam tylko kolację, po drugie to dopiero czwarty miesiąc ciąży, więc nie mam jakichś ograniczonych ruchów. Zresztą załóżmy, że to moje podziękowanie za to, że zgodziłeś się na tego psa.- powiedziałam, całując go delikatnie.
-Masz rację, chyba jestem trochę nadopiekuńczy.- stwierdził, obejmując mnie w talii.
-No co Ty?...- zaśmiałam się i ponownie cmoknęłam go w usta.
-Nie śmiej się ze mnie, robię to z miłości do Ciebie.
-Wiem skarbie, wiem.- zakończyłam i wyrwałam się z jego objęć, by zjeść kolację. Byłam już strasznie głodna. Zjedliśmy kolację. Nim się obejrzałam leżałam już w łóżku w objęciach Uckera, a koło nas Lucky. Oglądaliśmy jakiś film.
-Gdzie Ty właściwie byłeś, jak wyjechałeś?- od dawna nurtowało mnie to pytanie, ale nie miałam okazji poruszyć tego tematu.
-Byłem w Hiszpanii. Wiesz, wyjechałem jak najdalej, żeby mnie nie korciło do Ciebie wrócić. I przyznam Ci się, że wziąłem od Ciebie kasę na lot bez pytania.- zaśmiał się.
-Kurde… Gdybym wiedziała wcześniej, to bym je schowała, żebyś nie poleciał.- stwierdziłam z uśmiechem.
-Dobrze misiu, nie wracajmy już do tego.- pocałował mnie w czoło.
-Dobra, ale powiedz mi, co tam robiłeś?- zapytałam podejrzliwie.
-Siedziałem całymi dniami w pokoju hotelowym i myślałem o Tobie, powstrzymując się od zadzwonienia do Ciebie. Czy Ty mnie o coś podejrzewałaś?
-Nie, tak tylko z ciekawości zapytałam.
-Yhm, jasne…- nie uwierzył mi i miał rację, bo serio miałam w głowie niestworzone historie, ale nie musi o tym wcale wiedzieć.
-Kochanie, a czy my zostaniemy zawsze tylko na takim etapie?- zapytałam.
-Nie rozumiem.
-Eh, no wiesz… Już długo jesteśmy razem, kochamy się, będziemy mieli dziecko i w ogóle, więc chyba powinniśmy wyjść z etapu chodzenia.- stwierdziłam, patrząc mu w oczy. Mówiłam tak szybko, jak wtedy, kiedy prosiłam o psa. Ucker zrobił dziwną minę, bo najwyraźniej go rozbawiłam.
-Ale co Ty byś chciała?- jeju, jaki on nie domyślny, albo udaje ułomnego.
-Czy ja muszę wszystko w Tobie wymuszać? Dobra, no więc chodzi o to, że mógłbyś mi się chociaż oświadczyć.- powiedziałam prosto z mostu, a Ucker wybuchnął śmiechem. -Nie śmiej się ze mnie, bo w łeb zarobisz.- krzyknęłam, odsuwając się od niego.
-Przepraszam, ale trochę mnie zdziwiła Twoja propozycja, o ile można to tak nazwać.- uspokoił śmiech i z powrotem mnie objął.
-Jesteśmy szczęśliwi, tak? Więc dlaczego mielibyśmy nie stworzyć prawdziwej rodziny?...
-No tak, ale… Duluś ja nie wiem, czy jestem gotowy na coś tak poważnego. Szczerze mówiąc ja się chyba boję. Nawet sobie nigdy nie wyobrażałem, że będę z kimś tak na poważnie, że będę kogoś kochał, miał dziecko, a już na pewno nigdy nie planowałem no nie wiem… ślubu. Nie chcę Cię zawieźć.- mówił, tuląc mnie mocno do siebie i ściskając moją dłoń.

-Kochanie… Nie bój się. Tyle przez Ciebie wycierpiałam, że jestem na wszystko odporna.- zaśmiałam się i pocałowałam go w policzek. -Zresztą Ty się zmieniłeś, jesteś dobry, kochany, więc sprawdzisz się w każdej roli. Jestem tego pewna. 
-Co ja bym bez Ciebie zrobił?... Nawet nie wiem kiedy, a stałaś się całym moim życiem. Kocham Cię i zrobię wszystko, żebyś była szczęśliwa. Zasługujesz na to.- powiedział i przytulił mnie do siebie bardzo mocno.
-Dziękuję, ale ja i tak kocham Cię bardziej.- stwierdziłam, ziewając.
-Chcesz już spać?- zapytał z troską.
-Mhm, o niczym innym nie marzę.
-Więc dobranoc.
-Dobranoc.- odpowiedziałam i wtuliłam się w niego bardziej. Po chwili już zasnęłam. 

Z małymi (dobra dużymi) komplikacjami, ale jest xD Wgl to ja chyba oszalałam, że taki długi rozdział dodaję ;) No więc rozdział dla Moniki :* I imię dla psa Duli też z jej pomysłu :D Aż się boję klikać  "opublikuj", żeby znów się coś z netem nie stało xD 

piątek, 23 stycznia 2015

Rozdział 40

Obudziłam się oczywiście przy ukochanym. On już nie spał, tylko leżał i na mnie patrzył. Nic dziwnego, bo przecież nie zdążyłam się wczoraj ubrać. Kiedy zobaczył, że otworzyłam oczy, pocałował mnie czule w czoło i zapytał:
-Wyspałaś się moja królewno?
-No jasne, bo spałam przy moim księciu.- odpowiedziałam słodko, a za razem ponętnie.
-Nie podlizuj się misiu, bo i tak dostaniesz dziś na śniadanie płatki. Po pierwsze nie chce mi się nic innego robić, po drugie nie kupiliśmy sobie wczoraj chleba.- powiedział i się zaśmiał.
-No ok, w sumie i tak mam ochotę na płatki.- stwierdziłam i wstałam okryta kołdrą, zostawiając nagiego Uckera samego w łóżku.
-Nie mów, że Ty już chcesz iść jeść… Ja to bym jeszcze chętnie został w łóżku.- jego pociągający uśmiech mnie rozbrajał, ale nie chciałam mu ulegać i wyszłam do łazienki.
-Ucker, zrób mi śniadanie!- krzyknęłam z łazienki.
-Nie, ja śpię.- odpowiedział zaspany.
-No weź… Głodna jestem! Muszę dużo jeść, żeby dziecko było zdrowe. Zapomniałeś?- specjalnie tak powiedziałam, żeby go jakoś przekonać.
-Ok, ale nie robię tego dla Ciebie, tylko dla naszego dziecka.- po jego słowach przypomniało mi się, że nie jestem pewna, czy dziecko jest jego. Stwierdziłam, że muszę z nim o tym pogadać. Ubrałam się szybko, w miarę ogarnęłam i poszłam do kuchni. Byłam zamyślona, jakby nieobecna. Ucker od razu zauważył, że coś jest nie tak. Objął mnie od tyłu i całując mnie czule po szyi, zapytał:
-Co się dzieje kochanie?
-Posłuchaj, musimy poważnie porozmawiać.- powiedziałam, odwracając się w jego stronę.
-Nie strasz mnie… Co?- w tonie jego głosu i oczach widziałam wielki niepokój.
-Ja nie jestem pewna, czy dziecko jest Twoje.- wyznałam nieśmiało, szukając wsparcia i zrozumienia w jego wzroku.
-Jak to, a czyje?!- podniósł na mnie głos, a tego się nie spodziewałam.
-Spokojnie, Ucker nie krzycz na mnie.- po moich słowach uspokoił się i zaczął pocierać moje ramiona. -Ono może być Amadora. Reszty Ci chyba tłumaczyć nie muszę.- powiedziałam, bałam się jego reakcji. Patrzył na mnie, jakby co najmniej ducha zobaczył. -Nic nie powiesz?- zapytałam, dalej patrząc mu w oczy.
-Przepraszam skarbie, ale nie jestem w stanie sensownie Ci odpowiedzieć.- wydukał.
-Wybaczysz mi?
-Nie mam Ci czego wybaczać. To przecież nie była zdrada, tylko gwałt.- powiedział i bardzo mocno mnie przytulił. -Czemu tego nie sprawdziłaś?- zapytał, odsuwając mnie od siebie delikatnie.
-Bo ja... Ja się bałam, że wtedy nie będę tego dziecka kochać. Wolę żyć z myślą, że jest Twoje. Zresztą Ty byś mnie wtedy przestał kochać.- teraz już nie wytrzymałam i się popłakałam.
-Duluś, skarbie Ty mój... Zawsze będę Cię kochać, to dziecko też. Będę z Tobą bez względu na wszystko.- te jego obietnice były cudowne. Co nie zmienia faktu, że bałam się, jak to będzie.
-Dziękuję kochanie.- wtuliłam się w niego.
-No więc idziemy dziś do lekarza zrobić test DNA.
-Nie chcę. Po pierwsze to nie jest fajne, a po drugie... nie chcę i już.- zaczęłam trochę histeryzować.
-Dul, proszę Cię nie panikuj, bo nie masz powodu. Pójdziemy do lekarza i wszystko wyjaśnimy.
-Po co? Ja czuję, że to jest Twoje dziecko, to mi wystarczy.
-Ale mi nie. Proszę Cię i obiecuję, że wynik tego testu niczego nie zmieni.- namawiał mnie jeszcze długo różnymi argumentami, w końcu się zgodziłam. Po śniadaniu poszliśmy do lekarza. Długo siedzieliśmy na korytarzu w kolejce. Zaczynało mi się strasznie nudzić i mało co nie zasnęłam na ramieniu Uckerka. Powstrzymał mnie jedynie strach przed tym badaniem. Serce waliło mi jak opętane, ale nie mówiłam Uckerowi, bo miałam dość gadania z nim o tym. Chociaż miałam dobre przeczucia, to i tak miałam te cholerne obawy. Weszłam do gabinetu w objęciach Uckera, bo z nerwów było mi słabo, więc nie dałabym rady sama. Zrobiliśmy ten test. Swoją drogą był okropny i nigdy więcej nie dam się na coś takiego namówić. Lekarz kazał nam przyjść z powrotem później po wyniki i na kolejne badania. Nie ukrywam, że mnie to zdenerwowało, bo chciałam stamtąd już iść, gdyż byłam już bardzo głodna. Christopher poszedł do budki z kebabem po jedzenie dla mnie. Zjadłam w błyskawicznym tempie, ale w sumie z Uckerem na pół. Po jak dla mnie za długim czasie weszliśmy z powrotem do gabinetu. Przeżuwałam jeszcze kebaba. Doktor papatrzył na mnie i z uśmiechem stwierdził:
-No widzę, że ma Pani apetyt.
-Tak. Zawsze miałam, a jakby nie było teraz muszę jeść za dwóch.- zaśmiałam się.
-I co wyszło w tym teście?- wtrącił Ucker, ściskając moją rękę.
-Test, hm…- zaczął go szukać w stercie swoich papierów. -A tak jest tutaj.- wziął się za otwieranie, wyciągnął z koperty kartkę i ją rozwinął. -Ojcem dziecka jest Pan Christopher Uckermann.- powiedział, a my oboje odetchnęliśmy z ulgą. Już po chwili byłam przytulana przez Uckera.
-A nie mówiłam.- powiedziałam z przekonaniem i cmoknęłam ukochanego w policzek.
-Czułości i te sprawy to proszę na zewnątrz, bo musimy zrobić jeszcze parę badań.- przerwał nam lekarz.
-Niee.- powiedział, a właściwie wystękał nieco znudzony Ucker.
-Spokojnie kochanie, będziemy tu co miesiąc.
Przeszliśmy do tych badań. Nie wyrabiałam ze śmiechu, jak lekarz pobierał mi krew. Mnie to praktycznie nie ruszało, a Ucker mało co nie zemdlał. Typowy facet- wielki macho, a boi się nawet samego widoku krwi. Wreszcie przyszedł czas na USG. Leżałam na specjalnym łóżku, a Christopher siedział koło mnie i trzymał mnie za rękę. Byłam przeszczęśliwa, widząc nasze dziecko. Ucker zresztą podobnie, o czym świadczył chociażby jego piękny, słodki uśmiech.
-To NASZE dziecko, skarbie.- powiedziałam, a w oku zakręciła mi się mała łezka, ale to jedynie ze wzruszenia.
-Jeju, nasze dziecko… Nie sądziłem, że taka chwila nadejdzie.- stwierdził uradowany, tak jakby wcześniej to do niego nie docierało. -Mówię Ci, że to będzie dziewczynka. Będzie moją małą, słodką księżniczką taką piękną, jak Ty.- stwierdził, a mi się tak strasznie cieplutko na sercu zrobiło.
-Nie… Ja Ci mówię, że to będzie chłopczyk i będzie moim małym odważnym, przystojnym księciem.
-Jak ja, tak?
-Yyy, nie.- odpowiedziałam i wybuchłam niekontrolowanym śmiechem, doktor też. Jedynie Ucker się naburmuszył, a przecież nie powiedziałam nic strasznego. Byłam serio bardzo ciekawa płci dziecka, ale tego niestety jeszcze nie było widać. Po tym badaniu usiedliśmy z Uckerem na krzesłach, a lekarz zaczął gadać rzeczy, które nie bardzo zrozumiałam. Dokładnie zapamiętałam jedynie, że mam się oszczędzać i dobrze odżywiać, na co mój kochany zareagował w ten sposób:
-Spokojnie, ja będę o nią dbał.

-Yhm, nie wątpię. No tak zapomniałam, że płatki to takie zdrowe jedzenie.- musiałam sobie trochę z niego pożartować.

Jak zwykle wyłudzony rozdział, ale na ten przynajmniej wenę miałam, więc nie było tak źle xD A i Monika jest mądra, haha kazała mi tak napisać, to niech jej będzie :P 
P.S. W kwestii tych badań Duli i tak dalej to być może jakiś błąd czy coś, bo wiecie... ja się  na tym nie znam, haha ;) 

środa, 21 stycznia 2015

Rozdział 39

Po kilkunastu minutowym, namiętnym pocałunku odepchnęłam od siebie Uckera ze słowami:
-To jak, wyprowadzamy się?
-Ale Ty kombinujesz skarbie…- stwierdził.
-Nie kombinuję. Ja po prostu boję się tu zostać. Proszę Cię… Wyprowadzimy się, zaczniemy nowe życie i będziemy żyli długo i szczęśliwie.- zaczęłam trochę fantazjować, a on patrzył na mnie z dość dziwnym uśmiechem.
-No dobrze, ale gdzie?
-Gdziekolwiek, spokojnie ja coś znajdę.- zapewniłam, cmoknęłam go w policzek i wstałam z łóżka.

Nie minęło dużo czasu, a pakowaliśmy swoje rzeczy. To znaczy moje, bo Ucker się za bardzo nie wypakował. Trwało to dość długo, bo przecież mój ukochany nigdy nie potrafi przy mnie zająć się tym co trzeba. Co chwilę mnie całował, tulił i w ogóle. W końcu wyszliśmy z tego domu. Oczywiście mój kochany dżentelmen wziął moje walizki i przepuścił mnie w drzwiach. Kupiliśmy dom na obrzeżach miasta. Nie był jakiś duży, luksusowy, ale według mnie dużo lepszy od tamtego. Było tu bardzo przytulnie. Jak się wchodziło, to prawie że od razu był salon w jasnych kolorach. Wszystko było już umeblowane. Na środku stała niska ława, obok skurzana kanapa i fotele do kompletu oczywiście. Na szafce stał dość duży telewizor. Ale i tak najbardziej podobało mi się  wyjście na taras. Ogród też był niezły. Już sobie wyobrażałam, jak nasze dziecko tam biega. Wracając do wystroju domu: Salon był połączony z niewielką kuchnią. Dalej korytarzem szło się do pokoju, w którym było w zasadzie tylko łóżko i jakieś szafki. Ucker od razu triumfalnie powiedział:
-To będzie nasza sypialnia misiaczku.
-I co?...- zapytałam podejrzliwie, choć oczywiście wiedziałam, co temu zboczeńcowi chodzi po głowie.
-No wiesz… Ja to coś przeczuwam, że to będzie nasze ulubione miejsce w tym domu.- stwierdził i objął mnie słodko.
-W to nie wątpię.- przyznałam i podarowałam mu gorącego buziaka. Po chwili poszliśmy jeszcze do łazienki, która też bardzo mi się podobała. Do obejrzenia został jeszcze tylko jeden pokój, ten był nieumeblowany.
-A to kochanie będzie pokój naszego dziecka.- powiedziałam, spoglądając na zadowolonego Uckerka.
-Pięknie tu urządzimy i zapewniam Cię, że będzie to najpiękniejszy pokój dla dziecka, jaki widziałaś.- odpowiedział ze słodkim uśmiechem. Jadąc tu po drodze zrobiliśmy zakupy, więc ogólnie lodówkę mieliśmy już pełną. Ucker tak się o mnie troszczył. Zrobił mi kanapki chyba ze wszystkimi możliwymi zdrowymi dodatkami i jakąś ziołową herbatę. Co prawda ich nie lubiłam, ale ta była całkiem dobra. Zresztą mój kociak tak się starał, że nie mogłabym nie wypić. Po skończonym posiłku podzieliliśmy się obowiązkami. Ja umyłam naczynia po kolacji, a on poszedł nalewać mi wody do wanny. Po raz pierwszy od bardzo dawna czułam się bezpiecznie, pewnie. Nie wiem, czy to dlatego, że się stamtąd wyprowadziliśmy, czy dlatego, że jest przy mnie Ucker. W każdym razie znów byłam w pełni szczęśliwa i odzyskiwałam nadzieję na lepsze życie u boku mężczyzny, którego kocham najbardziej na świecie. No więc jak Ucker mnie zawołał, to poszłam się kąpać. O dziwo wyszedł z łazienki i poszedł ścielić łóżko. Miałam dość krótką piżamkę, więc było mi zimno, kiedy wyszłam z łazienki, bo Ucker jeszcze nie nauczył się obsługiwać pieca w tym domu. No więc od razu wskoczyłam pod kołdrę, gdzie był już Ucker.
-Kochanie, zimno mi…- powiedziałam i wtuliłam się w niego, a właściwie się na niego położyłam.
-Ja Cię chętnie rozgrzeję.- ton jego głosu był taki, jaki kocham najbardziej, czyli słodki i uwodzicielski. Rzucił się na mnie i zaczął całować.
-Skarbie, a czy my możemy… no wiesz?...- zapytałam, a Ucker wybuchnął śmiechem. Nie rozumiem, co go tak rozśmieszyło. -Możesz się już ze mnie nie śmiać?- oburzyłam się.
-No nie moja wina, że mnie tak bardzo rozbawiłaś.- stwierdził, próbując uspokoić śmiech.
-Ale czym? Przecież to było normalne pytanie.- przez niego też zaczęłam się śmiać.
-No nie do końca. A właściwie to czemu pytasz?
-No bo ja bym chciała, ale nie wiem czy mogę, bo wiesz… ciąża. Ty jesteś raczej mądrzejszy w tych sprawach.- ponownie zaczął się śmiać.
-Możemy, spokojnie.
-Ale ja się tak jakoś trochę boję.
-Duluś, jesteś chyba trochę przewrażliwiona na tym punkcie. Obiecuję, że będę delikatny.- aż się zarumieniłam, bo jak zwykle wyszłam na histeryczkę.
-Ty może tak, ale ja nie gwarantuję, bo jakby nie było bardzo się za Tobą stęskniłam i chcę się tą chwilą maksymalnie nacieszyć.- popatrzył się na mnie dziwnie, a ja przyciągnęłam go do siebie i namiętnie pocałowałam. Jego język od razu powędrował do mojej buzi, ale zbytnio go to nie powstrzymywało i dalej się ze mnie śmiał. W błyskawicznym tempie znalazłam się pod nim ze zsuniętym ramiączkiem od piżamy. Całował mnie już po szyi i ramionach. Całował? Dobra, lizał. Pozbyłam się jego koszulki, głaskając go przy tym jedną ręką po klatce piersiowej, drugą po plecach. On też zaczął błądzić rękami pod moją koszulą nocną. Jechał ręką od moich ud, aż do piersi. Tym razem miał ułatwioną sprawę, bo z uwagi na to, że byłam w piżamie, nie miałam stanika, więc nie musiał go odpinać. Bawił się moimi piersiami, dając mi tym dużo przyjemności. Jego jedna ręka wróciła niżej na moje udo. Znów jechał nią coraz wyżej, ale tym razem podwijał przy tym moją koszulę nocną. W szybkim tempie się jej pozbył. Zaczął całować mnie po całym ciele. Ja tylko się śmiałam, bo to tak fajnie gilgotało. Chyba za bardzo wciągnęło go moje ciało, a mnie zaczynało to nudzić, więc powoli zsuwałam jego bokserki. On popatrzył mi w oczy z uśmiechem i zaczął robić to samo. Już po chwili poczułam w sobie jego palec. Cicho jęknęłam, na co on jak zwykle zareagował bardzo ponętnym uśmiechem. Drażnił mnie tak jeszcze przez chwilę. Przerwałam to słowami:
-Czy mógłbyś już?...- no wiadomo o co chodzi.

-Jaka Ty niecierpliwa…- po raz kolejny tego wieczoru się ze mnie śmiał. Spełnił jednak moje życzenie, wchodząc we mnie jak zwykle dość szybkim ruchem. Ponownie jęknęłam, wbijając paznokcie w jego plecy. Poruszał się we mnie powoli, tym samym wywołując u mnie niesamowitą przyjemność. Wiłam się pod nim z rozkoszy. Czułam, że zaraz dojdę, ale chyba nie tylko ja, bo Ucker też miał coraz cięższy oddech. Nie myliłam się, oboje osiągnęliśmy szczyt w tym samym momencie. Staraliśmy się powoli to uspokoić, bynajmniej on. Mi jeszcze było mało i przekręciłam go na plecy, siadając na nim okrakiem. Ruszałam się najbardziej ponętnie, jak tylko umiałam. Widziałam, jak dobrze mu tym robiłam, o czym świadczyła chociażby jego zadowolona mina. On w tym czasie znowu bawił się moimi piersiami, albo czasami dla odmiany głaskał mnie po udach. W pewnym momencie zupełnie opadłam z sił i prawie, że bezwładnie poleciałam na Uckera. Leżeliśmy tak przez jakiś czas, powoli odzyskując normalne funkcje życiowe. Rysowałam palcem serduszka na jego klatce piersiowej. On to samo robił na moim udzie, a może raczej bardziej pośladku. Nagle zasnęłam. Poczułam jedynie, jak Ucker okrywa mnie kołdrą.

TO* nie było planowane, ale Monika ode mnie wyłudziła. Zgodziłam się, tylko dlatego, że użyła bardzo podłego szantażu (w sumie wszyscy, co czytają jej opowiadanie powinni mi być wdzięczni xD) 
*ten tego Duli i Uckera, haha ;) 

wtorek, 20 stycznia 2015

Rozdział 38

Krzyczałam nadal ze strachu, aż w końcu zostałam wygrzebana spod kołdry. Dalej panikowałam i nawet na niego nie spojrzałam. Po małej szarpaninie zostałam przytulona.
-Spokojnie skarbie.- usłyszałam ten słodki, delikatny głos, który tak kocham i znam tak dobrze. Oderwałam się od niego na chwilę i patrzyłam mu w oczy, do których podobnie jak do moich napływały łzy.
-Kochanie, wróciłeś!- krzyknęłam, rzucając mu się na szyję. -Przytul mnie bardzo mocno, żebym czuła, że naprawdę przy mnie jesteś.- poprosiłam słodko, a on w mgnieniu oka wykonał moją prośbę, obejmując mnie naprawdę bardzo czule i mocno.
-Co się dzieje?- zapytał, odsuwając mnie delikatnie od siebie i odgarniając kosmyk włosów z mojej twarzy.
-Bo on... On wrócił.- wydukałam, dławiąc się łzami.
-Kto do cholery?!- zapytał poddenerwowany Ucker.
-Ernesto, no ten ochroniarz.- odpowiedziałam.
-Czy on jest tu w domu?
-Nie wiem jak teraz, ale wczoraj tu był. On jest tu od dawna, prześladuje mnie. Ucker zrób coś, boję się.- panikowałam, tuląc się do niego.
-Spokojnie skarbie, jestem tu.- starał się mnie uspokoić i znów mnie przytulił, pocierając dłonią moje plecy.
-Ja nie chcę tu być, Ucker zabierz mnie stąd.
-Dokąd? Po co?
-No po prostu. Nie chcę tu mieszkać. Proszę, wyprowadźmy się. Mam trochę kasy, kupimy jakiś mały dom i będzie ok.- mówiłam z entuzjazmem. -No chyba, że Ty ze mną nie zostaniesz...- posmutniałam na samą myśl o tym, że mogę zostać sama.
-Dobrze, ale śpij już.- pocałował mnie słodko w czoło.
-Ale Ty ze mną?- zapytałam, kładąc się i przykrywając się kołdrą, bo nie chciałam, żeby zobaczył ciąże. Nie wiem dlaczego, jakoś po prostu bałam się jego reakcji.
-Tak kochanie, ja z Tobą.- przyznał z uśmiechem i położył się koło mnie.
-Nie zostawiaj mnie już nigdy, dobrze?- patrzyłam mu głęboko w oczy, przytulając się do niego.
-Nie zamierzam, za bardzo za Tobą tęskniłem.- pocałował mnie w usta, ale tak delikatnie jak nigdy.
-W końcu mogę spokojnie zasnąć, bo przy mnie jesteś.- stwierdziłam i wtuliłam się w niego jeszcze mocniej.
-Dobranoc skarbie.
-Śpij dobrze, a jutro coś Ci powiem.- miałam na myśli oczywiście ciąże. Pocałował mnie jeszcze w czoło na dobranoc. Byłam tak strasznie zmęczona, że szybko zasnęłam w jego ramionach. Szczerze mówiąc według mnie cała ta scena była dość dziwna. Zero namiętności, czegokolwiek. Nie, do Uckera to niepodobne. Było to trochę dziwne, ale był taki słodki i czuły, że jestem w stanie mu wybaczyć.

Kiedy otworzyłam oczy i zobaczyłam, że nie ma przy mnie Uckera, stwierdziłam, że był to tylko piękny sen. Jednak prawdę uświadomiła mi jego koszulka, leżąca na krześle koło łóżka. To było dowodem rzeczowym na to, że on tu naprawdę był. Nagle drzwi od mojego pokoju się otworzyły. Pod wpływem wydarzeń ostatnich dni przestraszyłam się. Kiedy zobaczyłam, że to Ucker w dodatku z talerzem pełnym kanapek, uśmiechnęłam się od ucha do ucha.
-Miałeś mnie nie zostawiać.- powiedziałam półżartem.
-Zrobiłem Ci śniadanie, a Ty jeszcze narzekasz.- stwierdził oburzony i usiadł koło mnie na łóżku, stawiając talerz na stoliku.
-Nie narzekam przecież, ale po prostu bałam się, że znów zniknąłeś.
-Dobra skończ już, jedz.- powiedział, a ja nie mogłam już wytrzymać i objęłam go mocno. Przez moment patrzyliśmy sobie w oczy, już po chwili składaliśmy na swoich ustach coraz śmielsze i namiętniejsze pocałunki.
-Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo tęskniłam za Twoimi ustami.- przerwałam nagle.
-Ja za Twoimi bardziej.- próbował się ze mną kłócić, ale uciszyłam go buziakiem. -A co chciałaś mi powiedzieć?- zapytał po chwili, a mi aż się gorąco zrobiło
-Moment, najpierw zjem, bo jestem głodna.- wybrnęłam z tego na chwilę.
-No dobra to szybko, bo jestem bardzo ciekawy.- rzuciłam mu nerwowy uśmiech i zabrałam się do jedzenia.
-Kochanie, ale zostaniesz ze mną już na zawsze, tak?- chciałam to po prostu usłyszeć, tak dla bezpieczeństwa.
-Tak Duluś, na zawsze. Już nigdy Cię nie zostawię.- powiedział i przygarnął mnie do siebie czule, całując  w policzek. Siedzieliśmy tak jakiś czas, zajadając się kanapkami. Co jakiś czas tylko podało kilka słodkich słówek i buziaków. Ciągle układałam sobie w głowie scenariusz rozmowy o ciąży. Kiedy zjedliśmy, odłożył talerz na stolik. Objął mnie i zapytał:
-No więc słucham, o co chodzi?
-No bo ja…- jąkałam się. -Nie no nie mogę.- wybuchłam dość dziwnym, nerwowym śmiechem.
-Ej, no mów…- powiedział cicho wprost do mojego ucha.
-Ucker bo ja… Ja jestem w ciąży.- powiedziałam to w końcu, zaciskając oczy.
-Co?- zapytał, Nie wiem, czy nie słyszał, czy po prostu to do niego jeszcze nie dotarło.
-Tak, spodziewam się dziecka.- powtórzyłam, a już po chwili poczułam bardzo mocny uścisk Uckera. -Kochanie, dusisz mnie.- wydukałam, śmiejąc się.
-Przepraszam, ale ja się po prostu cieszę.- powiedział i zaczął mnie dla odmiany całować. Nie były to takie pocałunki jak zwykle. Wycałował mi praktycznie całą twarz, podczas gdy ja tylko się śmiałam. -Kocham Cię!- krzyknął i tym razem zatopił się w moich ustach na dobre, kładąc mnie delikatnie na łóżko.


 I jest! Masz MONICZKO, dla Ciebie :* I mam wielką nadzieję, że dasz mi z tym pisaniem spokój chociaż na jeden dzień ;) 

piątek, 16 stycznia 2015

Rozdział 37

Jak zwykle siedziałam wieczorem przy laptopie, oglądając jakieś filmy, których w ostatnim czasie ściągnęłam sobie mnóstwo. Zgłodniałam, więc chciałam zejść na dół do kuchni. Kiedy nacisnęłam na klamkę u drzwi mojego pokoju, te się nie otworzyły. Przestraszyłam się, że się zacięły, bo kiedyś już tak było przez system ochronny mojego ojca. Ale przecież ja go nie włączałam. Nagle usłyszałam dźwięk zamka w drzwiach. Po chwili znów podeszłam do drzwi, by je otworzyć. Wyszłam powoli i niepewnie z pokoju, krzycząc "Halo! Kto tu jest?". W odpowiedzi dostałam jedynie gwizdanie dość silnego wiatru. Po całym ciele przeszły mnie ciarki. Stałam przez chwilę jak wryta, a moja wybujała wyobraźnia zaczęła działać. Przed oczami miałam już najgorsze sceny z horrorów. Po chwili się otrząsnęłam i podążałam wzdłuż korytarza, zapalając po drodze wszystkie światła, tak dla poczucia bezpieczeństwa. Zmęczona własnym strachem weszłam do kuchni i zaczęłam robić sobie kanapki. Nic podejrzanego już nie było, więc na luzie wróciłam do pokoju. W sumie chciało mi się śmiać, jak stwierdziłam, że mam zwidy, albo zwariowałam. Wykąpałam się i poszłam spać.

Z samego rana poszłam na zakupy. Nie chciało mi się, no ale co miałam innego zrobić, jak skończyły mi się płatki?... Nie no żart, w lodówce też nie miałam prawie nic. Nie miałam wyboru, ubrałam się i wyszłam. Po jakimś czasie wróciłam do domu i od razu poszłam do kuchni odstawić torby z zakupami. Na stole leżała kartka z napisem "Szykuj się na mój wielki powrót :*".  W pierwszej chwili miałam oczywiście taką głupią nadzieję, że to Ucker. Szybko jednak zorientowałam się, że to nie jego pismo. Wydało mi się to bardzo podejrzane, przestraszyłam się. To, co działo się wczoraj, mogłam uznać za przywidzenia, ale ta kartka jest tu naprawdę.
-Kto tu jest?- cisza. -Kto tu jest do cholery i czego chce?!- bałam się coraz bardziej, a mój głos drżał. No bo kurde… Wyszłam, zamknęłam drzwi, a kiedy wróciłam leżała tu ta kartka. To znaczy, że ktoś musiał tu wejść. Ale jak, przez dziurkę od klucza?! A może już od dawna ktoś ukrywa się w moim domu?... To możliwe, bo dom nie jest mały, więc mogłabym nie zauważyć, że ktoś się tu jest. Czym więcej myślałam, tym bardziej się bałam. Nagle usłyszałam dziwny hałas na górze, tak jakby coś spadło. Przełknęłam głośno ślinę i weszłam po schodach na górę. Nikogo tam nie było.

W ciągu kolejnych dni takich sytuacji było coraz więcej. Słyszałam kroki, widziałam cienie i w ogóle. Stawało się to coraz bardziej dziwne i tajemnicze, a ja już nawet bałam się swobodnie poruszać po własnym domu. Pewnego dnia wieczorem wszystko się wyjaśniło. Od jakichś piętnastu minut ciągle ktoś pukał do drzwi mojego pokoju, a kiedy wychodziłam, nikogo nie było. Za którymś razem wyszłam trochę dalej. Stojąc na środku korytarza, poczułam czyiś oddech na mojej szyi. Przełknęłam nerwowo ślinę i gwałtownie się odwróciłam. Był to człowiek, którego najmniej się spodziewałam. Mój największy koszmar, a mianowicie mój stary ochroniarz. Tak ten, który mnie kiedyś zgwałcił. Stałam, oddychając głośno i wpatrywałam się w niego z przerażeniem. Serce biło mi jak szalone. I ten jego szyderczy uśmiech… Czułam węzeł w gardle i nie dałabym rady nawet krzyczeć. Zresztą po co, przecież tu mnie nikt nie usłyszy?... Zbliżając się do mnie, powiedział:
-Znowu się spotykamy, kochanie. Tęskniłaś?
-Cze… Czego chcesz?- jąkałam się ze strachu, a on od razu wybuchnął śmiechem.
-No nie mów koteczku, że nie chcesz powtórki z rozrywki?... Z tego co widzę, lubisz zabawiać się z ochroniarzami. Myślisz, że nie wiem?! Cały czas Cię obserwuję. A teraz biedna zostałaś sama bez ukochanego, w ciąży… Ale masz mnie, ja kocham Cię najbardziej na świecie.- jego słowa mnie oburzały, obrzydzały, ale i tak najgorsze było to, co robił. Głaskał mnie po policzku z cholernie dziwną miną. W sumie wyglądał jak jakiś nie do końca zrównoważony psychicznie.
-Daj mi spokój!- krzyknęłam, splunęłam mu na twarz, a dokładniej w oko i uciekłam do pierwszego lepszego pokoju, bo niestety przy drzwiach do mojego stał on. Niestety widział, jak tam wbiegam i podążył za mną. Ciągle walił w drzwi jak oszalały. Na szczęście w drzwiach był klucz, więc udało mi się je wcześniej zamknąć. Stojąc pod drzwiami, ciągle krzyczał, żebym otworzyła itd. Chwilami z taką złością napieprzał w te drzwi, że bałam się, że je wyważy. Na szczęście nie miał na tyle dużo siły. Usiadłam pod ścianą, nasłuchując. W pewnej chwili usłyszałam jego kroki, a potem bardzo głośny trzask drzwi od domu. To była moja szansa. Wybiegłam z tamtego pokoju, zamykając za sobą drzwi, by myślał, że nadal tam jestem. Wleciałam jak burza do mojego pokoju i się tam zamknęłam. Spod sterty śmieci na biurku wygrzebałam ładowarkę do telefonu, który miałam wcześniej w kieszeni, ale zupełnie rozładowany. Dla bezpieczeństwa chciałam iść jeszcze do garderoby, ale moją uwagę przykuł list od Uckera, który jak zwykle leżał na moim łóżku. Chwyciłam go i tak jak planowałam, schowałam się w garderobie. W sumie chciałam zadzwonić po pomoc, a z pokoju byłoby mnie słychać, z garderoby nie. Podłączyłam telefon. Zadzwoniłam do Christiana, nie odbierał, Maite także. Dzwoniłam do kogo się dało, słyszałam jedynie pocztę głosową. Nie pozostało mi nic innego, jak siedzieć tu do końca życia, bo niestety jak potrzebuję pomocy, to nie mam nikogo. Zupełnie opadłam z sił, oczywiście bardziej tych psychicznych. Wtedy spojrzałam na kartkę w mojej ręce. Tak, to odpowiedni moment, aby przeczytać ten list. Pośpiesznie rozwinęłam kartkę. Sam widok pisma Uckera dodał mi otuchy. Zaczęłam czytać, a łzy ciurkiem spływały po moich policzkach:
"Duluś, kochanie!
Przepraszam za ten wyjazd. Zrobiłem to z miłości do Ciebie, w którą nigdy nie wolno Ci zwątpić. Bez względu na to, gdzie będę zawsze będę Cię kochał. Nauczyłaś mnie, czym naprawdę jest życie i za to Cię kocham. Choć nie raz mówiłem Ci, jak bardzo jesteś dziecinna, to jednak mimo wszystko wiem, że tak nie jest. Znam Cię lepiej niż ktokolwiek i wiem, jaka jesteś naprawdę. Od początku Cię podziwiałem, sam nie wiem za co. Zawsze miałaś w sobie pełno życia i radości, którą zarażałaś innych. Jesteś najlepszą osobą, jaką w życiu spotkałem. Ale tak do rzeczy: Wierzę, że dasz sobie radę w każdej sytuacji. Ja nie jestem Ci do niczego potrzebny, bo to Ty masz w sobie tą wyjątkową siłę. To Ty mi częściej pomagałaś niż ja Tobie. No więc skarbie Ty mój najdroższy… Masz tu mój nowy numer i jeśli naprawdę będę Ci aż tak bardzo potrzebny, to zadzwoń: 123 456 789. Kocham Cię, ale pragnę jedynie Twojego szczęścia, a ze mną go nie zaznasz, jedynie na chwilę. Nasza miłość nie ma sensu, ale mam nadzieję, że tak jak ja zawsze będziesz o nas pamiętała. Nie wiem możesz nawet jak w Titanicu kiedyś opowiedzieć wnukom naszą historię- historię prawdziwej, ale nieszczęśliwej miłości. Ale się rozpisałem, poetą zostanę, haha. A i z tego wszystkiego zapomniałem Ci powiedzieć, że podoba mi się Twoja zmiana, pięknie wyglądasz :* No dobra, starczy… Żegnaj kochanie! <3
                                                                                                                     Na zawsze Twój Ucker :*"

Jejuś… czytając to płakałam jak głupia i tylko co jakiś czas lekko się uśmiechałam przez łzy, przypominając sobie nasze wspólne chwile. Zresztą on to tak pięknie napisał. Na chwilę zupełnie zapomniałam o moim horrorze, ale nie na długo. Nagle światło w garderobie zgasło. Po chwili znów usłyszałam głośne trzaśnięcie drzwiami na dole. Domyśliłam się, że ten debil odciął prąd- zarąbiście. Wiedziałam, że to może być moja ostatnia szansa, więc nie czekając długo, wykręciłam numer do Uckera. Po chwili odebrał, mówiąc:
-Hallo?- na dźwięk jego głosu od razu zrobiło mi się lepiej i poczułam się bezpieczniej.
-Kochanie…- wyjąkałam drżącym głosem, dławiąc się łzami.

-Co się stało skarbie?- zapytał pełen troski, ale nie zdążyłam nic powiedzieć, bo telefon mi się wyłączył. No tak… Ładował się bardzo krótko, zdecydowanie za krótko. Znów dopadła mnie ta cholerna bezradność. Siedziałam dalej skulona w tej garderobie. Jeszcze ta całkowita ciemność… To było straszne. Przesiedziałam tak całą noc i dzień. Byłam głodna, śpiąca i coraz słabiej się czułam. Przez tego psychopatę prawie w ogóle ostatnio nie spałam, więc nie ma co się dziwić. Przez cały dzień był spokój, ale mimo to nie miałam odwagi wyjść z pokoju. Z garderoby wyszłam, bo w pokoju miałam trochę czekolady, chipsów i wody, które chociaż trochę zdołały zaspokoić mój głód. Kiedy nadchodził wieczór znów ogarnął mnie strach. Prądu dalej nie było, więc zawczasu zapaliłam sobie świeczki, które nieodłącznie kojarzą mi się z Uckerem, no wiadomo dlaczego. Nagle znów usłyszałam kroki koło mojego pokoju. Z desperacji schowałam się pod kołdrę. Wiem, że to bez sensu, ale tak jakoś wyszło. Ktoś przekręcił zamek od drzwi. Ktoś… To znaczy zapewne ten psychol. Ale skąd niby ma mój klucz? No w każdym razie nacisnął na klamkę, a już po chwili czułam jego uścisk przez kołdrę. Zaczęłam piszczeć, krzyczeć, ale nie zamierzał mnie puścić. Usiłował mnie jedynie odkryć z tej kołdry. 

No i jest! Wow, jaka długa przerwa i nawet wyjątkowo nie nasłuchałam się żadnych szantaży itd. :D Aż cud xD No a tak do rzeczy: Rozdział miał być nieco inny i niezbyt mi się podoba, ale już trudno (wena mi uciekła). W ogóle wiecie co? Tak pisząc ten list Uckera (czego się w końcu doczekałyście) wpadłam na szatański pomysł, żeby tak zakończyć ich miłość, ale nie, nie dałabym rady tego zrobić ;) No więc mam nadzieję, że Wam się ten rozdział jednak podoba. Jeju... Zasypiam na siedząco, haha :) Dobranoc :* 

wtorek, 13 stycznia 2015

Rozdział 36

-May, a co jeśli to nie jest dziecko Uckera?...
-Co? Jak to?...- zapytała Maite, która była wyraźnie zdziwiona moim podejrzeniem.
-No mówiłam Ci o tym porwaniu, o Amadorze.- przypomniałam.
-Myślisz, że to on jest...- zacięła się, zapewne nie chciała mi tego mówić wprost.
-Nie wiem i nie chcę wiedzieć.- odpowiedziałam, popijając kawę, bo zaschło mi w gardle, po czym usiadłam na kanapie.
-Jak to nie chcesz? Powinnaś to sprawdzić.- stwierdziła z lekkim bulwersem May.
-Po co? Żeby czuć niechęć do własnego dziecka, bo jest owocem gwałtu?! Wolę żyć z myślą, że to dziecko Uckera. Wtedy będę je kochać tak mocno jak jego.- ponownie się rozpłakałam, ale już nie ze szczęścia.
-Jak wolisz. Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. Obiecuję, że będę dla tego maluszka najlepszą ciocią na świecie.- zaśmiała się i znowu mnie przytuliła. -A teraz moja droga koniec mazania się, bo masz dla kogo być silna.
-Ale ja... Tęsknię za Uckerem. Chciałabym, żeby tu był, wiedział o dziecku i mnie wspierał.- mówiąc to, wtuliłam się mocniej w Maite. Tak bardzo chciałam, aby na jej miejscu był tu teraz Christopher, ale niestety on był gdzieś daleko stąd. May jeszcze trochę ze mną posiedziała, ale poszła do domu, zanim jeszcze zrobiło się całkiem ciemno. I znów zostałam sama... Ok, nie sama, tylko ja i moje dziecko. Jej, jak to pięknie brzmi. Byłam szczęśliwa, mimo wszystko. Ta wiadomość przywróciła mi sens życia- choć małą cząstkę Uckera. Co prawda nie byłam pewna, czy to jego dziecko, ale miałam takie przeczucie. Podpowiadało mi to serce zakochanej kobiety. Jadłam kolację, wciąż myśląc o moim dziecku: Czy to będzie dziewczynka, czy chłopiec? Jak będzie wyglądać? Do kogo będzie podobne?... Zadawałam sobie tak wiele pytań, podczas gdy praktycznie na siłę wciskałam w siebie kanapki. Jeszcze wczoraj nie martwiłam się o to, co jem, ile jem, ale dziś czas wszystko zmienić. Muszę przecież nakarmić mojego skarba. Tak teraz po dłuższym zastanowieniu stwierdziłam, że to właśnie ten mały szkrab pomógł mi przetrwać, chociażby w trakcie porwania. To właśnie dziecko było tym, co trzymało mnie wtedy przy życiu! Dopiero teraz to zrozumiałam. Wiem też, jak wielką moc ma istota, rosnąca pod moim sercem. To dzięki niej pierwszy raz od bardzo dawna na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Schodził on tylko wtedy, kiedy pomyślałam o Uckerze, a raczej jego braku. No trudno, dam radę sama. Kiedy zjadłam kolację, co zajęło mi sporo czasu, poszłam do łazienki się wykąpać. Stojąc przed lustrem w samej bieliźnie, głaskałam się po brzuchu i w sumie wmawiałam sobie, że już coś widać. Jednak to raczej niemożliwe, bo jakby nie patrzeć, był to zaledwie pierwszy miesiąc. Wykąpałam się i położyłam się do łóżka. Jak zwykle przed snem wyciągnęłam spod poduszki list od Uckera. Choć była to po prostu złożona kartka, którą bardzo łatwo i szybko bym przeczytała to nie zrobiłam tego według prośby Christophera. A tak strasznie mnie to korciło… Za każdym razem, kiedy trzymałam tą kartkę w ręce, miałam tak wielką ochotę ją rozwinąć i przeczytać. Zawsze jednak powstrzymywałam się, przytulając ją do serca. Automatycznie pojawiały się wtedy łzy i wyobrażenia o tym, co może być tam napisane. Tym razem było jeszcze gorzej, bo uświadomiłam sobie w tej chwili, że moje dziecko nie będzie miało ojca. Tak marzyłam o szczęśliwej, pełnej rodzinie, ale to właśnie osoba, która miała być jej częścią, to zniszczyła. Mojego płaczu nie było końca, znowu. Jak w dzień wyjazdu Uckera. Wtedy przepłakałam calutką noc. Teraz musiałam się zmusić do spania, oczywiście w trosce o dziecko. Wreszcie udało mi się zasnąć z listem, który miał coraz więcej pofalowanych miejsc od moich łez.
Ten wieczór był w zasadzie taką moją ostatnią chwilą słabości, smutku, rozterki. Oczywiście nadal ciągle myślałam o Uckerze i codziennie przymierzałam się do przeczytania listu. Jednak dużo bardziej byłam skupiona na jeszcze nienarodzonym dziecku, na które z coraz większą niecierpliwością czekałam. Byłam nawet u lekarza. Powiedział, że z dzieckiem wszystko jest w porządku, ale ja jestem osłabiona i muszę o siebie dbać. Załatwione! Śpię więcej, częściej wychodzę na świeże powietrze i staram się zdrowo odżywiać. No ale kurde... Weź tu jedz zdrowo, kiedy chce Ci się ciągle czegoś słodkiego, a w dodatku co chwilę czegoś innego. Eh... Myślałam, że te zachcianki mnie wykończą, bo po kilka razy dziennie latałam do sklepu. Śmiałam się sama z siebie.


Tak minęły kolejne trzy miesiące. Byłam już w czwartym miesiącu ciąży. Teraz naprawdę coraz bardziej ukazywał mi się brzuszek. Nie były to już moje wymysły, bo nawet Maite to przyznała. Zresztą nie mieściłam się już w połowę ubrań. Teraz nie czułam się już tak samotna. Jak było mi smutno, to "gadałam z dzieckiem". Zwariowałam? Może trochę, no ale z natury nie lubię siedzieć cicho, więc z kimś musiałam porozmawiać. Ogólnie szkoda, że rodzice Uckera postanowili się usamodzielnić i wyprowadzić. Bardzo rzadko mnie odwiedzali, bo ciągle tylko praca i praca. No trudno. Myślałam nawet o tym, żeby kupić sobie psa, ale stwierdziłam, że później nie dam rady się nim zajmować. Z dnia na dzień bardziej kochałam moje dziecko, żyjąc w przekonaniu, że jest ono Uckera. W zasadzie to nawet nie dopuszczałam do siebie innej myśli. Podsumowując wiodłam może trochę smutne, ale spokojne życie. Aż do pewnego wieczoru...

No jak zwykle dodałam wcześniej xD Ale następny dopiero w piątek ;) No chyba, że znajdę czas, żeby pisać chociaż po kawałku, tak jak ten :D To chyba mój pierwszy rozdział z taką małą ilością dialogów xD Ale się wczułam, hehe :) Mam nadzieję, że ogólnie się podoba :* 

niedziela, 11 stycznia 2015

Rozdział 35

Staliśmy kilka minut w swoich objęciach. Z pewnego rodzaju transu wybudził nas hałas nadlatującego samolotu. Ucker delikatnie mnie od siebie odsunął, ale nadal obejmował mnie w talii. Patrzyliśmy sobie przez chwilę głęboko w oczy. W końcu pełna nadziei zapytałam:
-Czyli zostajesz?
-Nie Dul, tego nie powiedziałem. Nie wygoniłem Cię stąd tylko dlatego, że wypadałoby się pożegnać. To, że okazałem Ci przed chwilą trochę czułości nie zmienia mojej decyzji.- mówił drżącym głosem ze łzami w oczach.
-Ucker, kochanie, proszę Cię... Jestem gotowa zaryzykować wszystko dla Ciebie. Jestem głupia, poniżam się, a na Tobie nie robi to żadnego wrażenia.- płakałam, a on ujął moją twarz w dłonie, co jakiś czas ocierając mi łzy.
-Wiem i dziękuję, że tak mnie kochasz. Zrozum skarbie, że nasza miłość nie ma sensu, ani przyszłości, więc bezpieczniej ją po prostu zakończyć. Uwierz, że mi też nie jest łatwo, ale myśl, że ratuję ukochaną kobietę, dodaje mi siły. Chcę, żebyś była szczęśliwa, nawet beze mnie.
-Ty jesteś moim szczęściem, Ty i tylko Ty. Nikt inny, rozumiesz?!- mówiłam głośno i szybko, obejmując go za szyję, i smyrając palcami po karku.
-Ty moim też i zawsze będziesz w moim malutkim serduszku, o tutaj.- położył moją rękę na swoje serce. -Ono zawsze będzie biło dla Ciebie, gdziekolwiek będę. Kocham Cię skarbie i nigdy nie przestanę.- mówiąc to, po prostu płakał i ściskał coraz mocniej, ale oczywiście z wyczuciem moją rękę.
-Też Cię kocham i nie chcę się z Tobą rozstawać. Ucker ja bez Ciebie nie istnieję, nawet nie potrafię sobie sama radzić.- oparłam czoło o czoło Uckera, by być jeszcze bliżej niego, a z moich oczu wypływały strumienie słonych łez.
-Kochanie posłuchaj mnie uważnie...- zaczął, odrywając się ode mnie i wplatając dłonie z dwóch stron mojej głowy w rozpuszczone, czerwone włosy, automatycznie lekko je czochrając. -Nie raz udowodniłaś, że jesteś silną kobietą. Wierzę w Ciebie i wiem, że sobie poradzisz. Jesteś już dużą dziewczynką i nie potrzebujesz niańki, żeby ułożyć sobie życie. Zapewniam Cię, że będę myślał o Tobie w każdej sekundzie dnia i nocy. Na łóżku w Twoim pokoju położyłem list dla Ciebie, ale proszę Cię otwórz go dopiero, kiedy będzie Ci bardzo ciężko i stwierdzisz, że tylko ja Ci mogę pomóc. Rozumiesz?- mówił, patrząc ciągle uważnie w moje oczy i co jakiś czas ocierając mi łzy.
-Prosimy pasażerów o wejście na pokład.- z głośników było słychać głos pani z recepcji.
-Żegnaj skarbie Ty mój najdroższy.- powiedział i zaczął mnie ściskać, i całować. Nie mogliśmy się od siebie oderwać. Dla mnie w tym momencie najgorsza była myśl, że są to nasze ostatnie pocałunki. W końcu Ucker odsunął mnie od siebie i odszedł kawałek w kierunku kolejki do samolotu. Jego najgorszym błędem było odwrócenie się z powrotem w moją stronę. Chwilę na siebie patrzyliśmy. Po chwili postawił walizki na ziemi widząc, że biegnę w jego stronę i wyciągnął ręce. Znów zatraciłam się w jego ciepłych, męskich ramionach, które jak zwykle działały na mnie kojąco.
-Błagam, nie zostawiaj mnie!- prosiłam, nie odrywając się od niego ani na milimetr.
-Kochanie, nie utrudniaj tego. Ułóż sobie życie, zapomnij o mnie.- pierwsze zdanie wypowiedział bardzo czule, drugie już dużo mniej, odsuwając mnie od siebie.
-A Ty o mnie zapomnisz?...
-Nigdy, już mówiłem. Kocham Cię i będę kochał nawet jak miłość przestanie istnieć.- delikatnie się uśmiechnęłam, patrząc w te piękne oczy, których mogę więcej już nie ujrzeć. -No już, przestań płakać.- po tych słowach chciał odejść.
-Ostatnie pożegnanie?- zapytałam i sama sobie na to pytanie odpowiedziałam, łapiąc go za rękę i całując namiętnie. Po kilku minutach oderwał się od moich ust i pocałował mnie czule w czoło, po czym otarł moje łzy. Odwrócił się na pięcie. Nasze ręce powoli się rozłączały, kiedy odchodził, niczym jak na filmach. Stałam i płakałam coraz bardziej, bo Ucker był coraz bliżej wejścia do samolotu.
-Kocham Cię!- krzyknęłam, kiedy znikał we wnętrzu samolotu. Stałam dalej w jednym miejscu, napełniona tą zgubną nadzieją, że on jednak zostanie. Zobaczyłam go przy jednym z okien w samolocie. Machał mi i rysował serca na zaparowanej szybie. W końcu jakiś ochroniarz kazał mi się odsunąć. Zrobiłam to, nie spuszczając wzroku z odlatującego samolotu. Wpadłam w dziką rozpacz, kiedy maszyna tak po prostu wzbiła się w powietrze, zabierając mojego ukochanego niewiadomo gdzie. Zrobiło mi się słabo, zakręciło mi się w głowie i to do tego stopnia, że musiałam usiąść na ławce, bo chyba bym się przewróciła. Odpoczęłam chwilę i wróciłam do domu.

Od wyjazdu Uckera minęły jakieś 3 tygodnie. Z każdym dniem bardziej mi go brakowało. Zostałam zupełnie sama w domu. Cała służba się pozwalniała, a do rodziców  nie mogłam się dodzwonić. Jedynie May czasami do mnie wpadała. Jednak odkąd była z Christianem, więcej czasu spędzała oczywiście z nim. Z dnia na dzień bardziej kusiło mnie otwarcie listu od Uckera, który schowałam pod poduszkę. Coraz bardziej się o niego martwiłam. Nie mogłam się do niego dodzwonić, bo chyba zmienił numer. Strasznie za nim tęskniłam, a moje życie znów stało się szare i puste. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że wszystko co dobre w moim życiu, zawdzięczam Uckerowi. Ostatnio zaczęłam bardziej dbać o swoje zdrowie, bo przez te nerwy doprowadziłam się do takiego stanu, że ciągle kręci mi się w głowie, jest mi nie dobrze i nawet kilka razy zemdlałam. Nigdy wcześniej tak nie miałam, ale byłam pewna, że to z przemęczenia. Aż do dnia, kiedy przyszła Maite. Siedziałyśmy sobie  w salonie, piłyśmy kawę i gadałyśmy. Nagle źle się poczułam i straciłam przytomność. Kiedy się ocknęłam, siedziała przy mnie May. Zapytała:
-Często tak masz? Co Ci jest?
-Nie wiem, po prostu się źle czuję od jakiegoś czasu. To pewnie ze stresu.- stwierdziłam lekceważąco i usiadłam.
-Nie sądzę. Daj mi chwilę, zaraz wracam.- powiedziała żywo i wręcz wybiegła z domu. Nie było jej kilka minut. Kiedy zobaczyłam, co kupiła, popatrzyłam na nią z niedowierzaniem, wytrzeszczając oczy. Byłam zszokowana tą sytuacją. Zanim zdążyłam coś powiedzieć, przyjaciółka wypchnęła mnie do łazienki. Po chwili zrobiłam test ciążowy. Wyszłam stamtąd z uśmiechem, mówiąc:
-Jestem w ciąży.- po tych słowach delikatnie położyłam rękę na brzuchu, uśmiechając się jeszcze szerzej. Po paru sekundach byłam przytulana przez Maite. Nadal byłam w szoku, nie mogłam uwierzyć, że zostanę mamą. Z moich oczu powoli wypływały łzy, ale były to jedynie łzy szczęścia. Nagle do głowy wpadła mi straszna myśl. Osłupiałam i powiedziałam  przerażona:

-...

Miał być dopiero jutro, ale dodaję dzisiaj ( bez interwencji szantażystki xD). Jestem po prostu ciekawa Waszej reakcji na ten rozdział ;) Ale następny to chyba w środę jakoś, bo nie mam go jeszcze napisanego :) 

piątek, 9 stycznia 2015

Rozdział 34

Wszyscy patrzyli na mnie jakoś podejrzanie, jak na jakąś nienormalną. Nie rozumiem… Przecież wyglądałam dobrze, choć może trochę zbyt wyzywająco.
Zapewne chodziło im po prostu o tak nagłą, radykalną zmianę stylu. Ucker ostatni raz zmierzył mnie wzrokiem i kazał mi usiąść na miejsce, wskazując pierwszą ławkę. Posłusznie odsunęłam krzesełko i usiadłam.
-Muszę Wam o czymś ważnym powiedzieć.- zaczął Ucker śmiertelnie poważnym głosem.
-O co chodzi?- pytali wszyscy.
-Odchodzę ze szkoły.- wyznał, a wszystkim automatycznie miny zrzedły.
-Dlaczego?- dopytywali, a ja siedziałam ciągle cicho.
-Nieważne, to sprawy prywatne.- odpowiedział obojętnie. -Do widzenia.- rzucił na odchodne i zaczął kierować się w stronę drzwi.
-Już idziesz?...- zapytałam nagle za smutkiem, bo chyba dopiero zorientowałam się, co się dzieje.
-Tak, do widzenia. Będę za Wami tęsknić.- teraz już naprawdę wyszedł. Nie miałam pojęcia dlaczego, po co i gdzie poszedł. Byłam zdezorientowana, nie wiedziałam co się dzieje. Po chwili do klasy weszła jakaś pani na zastępstwo za Uckera. Siedziałam jak na szpilkach, z niecierpliwością czekając na dzwonek. Kiedy wreszcie zadzwonił, wybiegłam z klasy, a później także ze szkoły. Nie chciałam tracić czasu na wzywanie taksówki, więc pobiegłam do domu. Nie wiem dlaczego, po prostu miałam złe przeczucia. A może to moja głupia obsesja na punkcie Uckera? Ciągle miałam jakieś wątpliwości. Jednak zniknęły one chwile po moim wejściu do domu. Zdążyłam wejść i starałam się uspokoić swój oddech i rytm serca po biegu, gdy nagle zza rogu wyłonił się Christopher z walizką. Stanęłam mu na drodze bardzo blisko niego i patrzyłam mu w oczy pytająco, po czym zapytałam:
-Ucker, co Ty wyprawiasz? Czemu idziesz z walizką? Zostawiasz mnie?...- z każdą sekundą moje oczy były bardziej zamglone od łez.
-Wyjeżdżam.- odpowiedział krótko, unikając mojego wzroku.
-Jak to? A co ze mną?...- zapytałam, nie mogąc już powstrzymać łez.
-Już Ci mówiłem, Dul. Robię to dla Ciebie.- i znów to samo, jeszcze chwila, a ten tekst będzie mi się śnił po nocach.
-Dla mnie?... A może Ty się po prostu boisz Amadora, co? Jasne, wolisz uciec od problemów?... To takie odważne!- byłam zdenerwowana i gadałam co mi przyszło do głowy. Jednak myślę, że było w tym sporo prawdy.
-Boję się, ale o Ciebie skarbie. Zrozum, że jak mnie tu nie będzie, to dadzą Ci spokój.- miałam ochotę mu po prostu przypieprzyć, żeby przestał gadać takie głupoty.

-Niby mnie kochasz, a zostawiasz mnie, kiedy najbardziej Cię potrzebuję!- krzyczałam zbulwersowana, a on jakby w ogóle mnie nie słuchał, pocałował mnie delikatnie w czoło i po prostu wyszedł z domu. Stałam jak wryta nadal w tym samym miejscu, a po policzkach leciały mi strumienie łez. Podeszłam do okna i patrzyłam ze smutkiem, jak Ucker odjeżdża taksówką. Czułam, że nie mogę tego tak zostawić, bo nie zrobiłam wystarczająco dużo, żeby go zatrzymać. Nawet się z nim porządnie nie pożegnałam. Po chwili osłupienia otarłam łzy, wzięłam telefon i zadzwoniłam po taksówkę. Nie minęło dużo czasu, a byłam już w drodze na lotnisko, gdzie zapewne pojechał Ucker. Wysiadłam z taksówki i wpadłam tam jak burza. W oddali zobaczyłam Christophera i podążałam w jego stronę. On także mnie zauważył i patrzył na mnie ni to ze złością, ni to ze smutkiem. Kiedy byłam bliżej przyspieszyłam. Pierwszy raz podczas całej tej chorej sytuacji dostrzegłam w jego oczach rozpacz i łzy, które tak jak mi cisnęły mu się na zewnątrz. Coś chyba w nim pękło, bo także zbliżył się do mnie i mocno objął, unosząc aż lekko w górę. Emocje i miłość wzięły górę, bo oboje się rozpłakaliśmy, tuląc się coraz mocniej i czulej. On jeszcze delikatnie pocierał moje plecy, co razem z uściskiem bardzo dodawało mi siły i poczucia bezpieczeństwa. 

Rozdział miał być nieco dłuższy, ale już niech będzie taki :) W ogóle uważam, że to paranoja, żeby dodawać w sumie 2 rozdziały jednego dnia, no ale czego się nie robi dla rozdziału Moniki?... :D No więc następny najwcześniej w poniedziałek i kategorycznie powiadam, że nie dam się szantażować :P Mam nadzieję, że rozdział się podoba, chociaż wiem, że ta sytuacja z Vondy robi się trochę chora xD Urozmaicę to w następnych rozdziałach :* 


Prolog

W Meksyku właśnie nastał dzień. Promienie słoneczne wpadały przez duże okno do pokoju w ogromnej willi, w którym spała Dulce. Było już koło południa, a czerwonowłosa nadal spała. Nie jest to jednak dziwne, gdyż zasnęła dopiero po 3 w nocy. Cierpi na bezsenność? Nie, po prostu wczoraj miała kolejną sprzeczkę z mężem, która skończyła się jak zwykle rękoczynami ze strony Carlosa. Później nie mogła zasnąć, dławiąc się swoimi łzami. Dziewczyna wreszcie otworzyła spuchnięte od płaczu oczy. Po chwili powoli zwlekła się z łóżka i poszła do łazienki. Przeraziła się, patrząc w lustro. Na swojej twarzy zobaczyła dużego siniaka- ślad po pięści swojego męża. Do oczu zaczęły podchodzić jej łzy. Łzy bezsilności i strachu. W tym momencie była pozbawiona jakichkolwiek nadziei na szczęśliwe, spokojne życie pełne miłości, czyli tego czego tak jej brakuje. Osunęła się powoli po ścianie w łazience, automatycznie siadając na podłodze. Schowała twarz między kolanami, zalewając się łzami. Miała zwyczajnie dość takiego życia. Jednak tak bezradna jak w ciągu tych 3 lat małżeństwa nie była jeszcze nigdy. Nie mogła zrobić nic, bo Carlos jest zbyt potężnym i ważnym człowiekiem. Zresztą była świadoma tego, że on ma szpiegów i nawet jakby uciekła, to by ją znaleźli, a wtedy byłoby zapewne dużo gorzej. Wydawałoby się, że jej rozpacz nie ma końca. Jednak nagle wstała, otarła łzy i pośpiesznie wyszła z łazienki. Poszła do swojej garderoby. Spod sterty ubrań wyciągnęła gruby, kolorowy zeszyt. Był to jej pamiętnik, który zaczęła pisać jeszcze jako nastolatka, a skończyła niedługo po ślubie z Carlosem, kiedy to stwierdziła, że jej życie nie ma sensu. Otworzyła go gdzieś na środku i w skupieniu zaczęła po cichu czytać zapiski od dnia pogrzebu rodziców. Było tam napisane, jak bardzo wspiera ją Carlos, i w ogóle. Kolejne kartki zawierały opisy ich idealnego związku, pięknej miłości, itp. Czytając to, Dulce nie mogła uwierzyć w taką straszną zmianę Carlosa, przecież wtedy był dobrym, kochającym człowiekiem, a teraz? Jest wręcz przesiąknięty nienawiścią. A może zawsze taki był? Może nigdy jej naprawdę nie kochał? Dopiero po przeczytaniu kolejnych kilku kartek, na których było napisane o ich ślubie i o tym, jak tuż po nim jej życie zmieniło się w koszmar zrozumiała, że Carlos zawsze był zły i tak naprawdę nigdy jej nie kochał. Zaczęła zastanawiać się nad tym wszystkim. Kiedyś miała tak wiele marzeń, teraz chciałaby jedynie poznać zamiary jej męża od początku do końca i cofnąć czas, żeby nie popełnić tak strasznego błędu, jakim było zaufanie temu człowiekowi. Kim naprawdę jest Carlos Montenegro? Czy Dulce kiedyś pozna tą okrutną prawdę, czy może będzie żyła w niepewności do końca życia? 

No i jest prolog :) Miałam spory dylemat w jakiej osobie pisać, ale stwierdziłam, że do tego opowiadania nie będzie pasowało pisanie jako Dulce, więc piszę tak xD Mi się nawet wyjątkowo ten prolog podoba. Mam nadzieję, że Wam też się spodoba :* A dzisiaj będzie jeszcze rozdział "Posłuchać głosu serca" (w ramach niepisemnej umowy z Moniką xD), ale to wieczorem (w mojej strefie czasowej)  

środa, 7 stycznia 2015

Rozdział 33

-Ale co?...- wtrąciłam, jak zwykle niecierpliwa, patrząc mu głęboko w oczy.
-Kocham Cię, ale nie mogę z Tobą być…- wyznał, spuszczając głowę w dół.
-Dlaczego, o co tu kurwa chodzi?!- byłam zdenerwowana, bo nic z tego nie rozumiałam.
-Uspokój się i daj mi skończyć.- powiedział śmiertelnie poważnym tonem głosu. -Nie będę z Tobą właśnie dlatego, że Cię kocham. Duluś… Przeze mnie tylko cierpisz. Nie chcę Cię krzywdzić.- jego oczy automatycznie się zaszkliły, kiedy obejmował moją twarz dłońmi.
-Ty chyba oszalałeś… Ucker, to nieprawda! Kocham Cię i kropka. Chcesz zniszczyć naszą miłość tylko dlatego, że Twoi starzy kumple chcą się zemścić?! To nienormalne…- płakałam i krzyczałam, patrząc mu ciągle w oczy.
-Dulce… Proszę Cię, zrozum.
-Nie mogę, kocham Cię…- po tych słowach rzuciłam się na niego i zaczęłam zachłannie smakować jego ust.
-Przestań, do cholery!- odepchnął mnie chłodno. -Nic nie zmienią te Twoje pocałunki. Chociażbyś naprawdę wskoczyła mi do łóżka, to zapamiętaj, że nasza miłość jest niemożliwa.- powiedział to bardzo dobitnie, co strasznie mnie zabolało.
-Kochanie, nie rób mi tego…- wręcz błagałam go, tuląc się do niego, ale to i tak nie przynosiło rezultatów.
-Dul, przestań się mazać i posłuchaj.- odsunął mnie delikatnie od siebie i otarł moje łzy. -Jesteś nauczona, że zawsze ktoś nad Tobą czuwa, ale proszę Cię… dorośnij, bo nie zawsze tak będzie. Musisz nauczyć się sama się o siebie martwić i sobą się zajmować. Nie możesz całe życie zachowywać się jak dziecko. Teraz ja przy Tobie jestem, ale już niedługo to się może zmienić.
-Czemu tak mówisz? Chcesz mnie zostawić?...
-Zrozum, że mi też nie jest łatwo, ale robię to z miłości do Ciebie.- Przemyśl to.- cmoknął mnie w policzek i wyszedł, zostawiając mnie samą w jego pokoju. Chwilę popłakałam, ale tym razem szybko mi przeszło. Zastanowiłam się nad słowami Uckera i stwierdziłam, że się go posłucham. Wyszłam z pokoju, potem z domu. Poszłam do sklepu po kilka rzeczy niezbędnych do mojej przemiany. Wróciłam, idąc od razu do swojego pokoju. Przefarbowałam włosy na czerwono. Może trochę zbyt odważnie, ale co tam. Bardzo mi się to spodobało. Był już wieczór, więc uszykowałam sobie ubrania na jutro do szkoły i poszłam spać.

Wstałam bardzo późno, zdecydowanie za późno. Szybko pognałam do łazienki się ogarnąć, ubrać i w ogóle. Czesząc się, podziwiałam moje ogniste włosy, bo tak mi się strasznie podobały. Efekt końcowy mnie po prostu zachwycił. Bez śniadania pojechałam do szkoły. Musiałam wezwać taksówkę, bo Ucker o dziwo pojechał beze mnie. No trudno. Kiedy weszłam do szkoły czułam na sobie wzrok wszystkich, no bo jakby nie patrzeć była to spora zmiana wyglądu i w ogóle stylu. Ledwo zdążyłam na lekcję. Zresztą w sumie mogłabym się spóźnić, bo mieliśmy tylko godzinę wychowawczą z Uckerem, a on by mi nic nie wpisał. Jego mina na mój widok była zabójcza.
-Dulce, co Ty zrobiłaś?...- zapytał, a jego oczy bardzo się powiększyły, wyglądało to dość śmiesznie.

-No jak to co? Wydoroślałam.- odpowiedziałam, a on patrzył na mnie z niedowierzaniem, kręcąc głową. 

No jest taki krótki i mi się nie podoba, bo pisany na szybko xD Dodałam przez szantaż Moniki :) I muszę Was zmartwić: Mama kazała mi ograniczyć korzystanie z internetu, więc może być problem, ale mam nadzieję, że jakoś będę dawała z tym radę :D 

wtorek, 6 stycznia 2015

Obsada- "Dążąc do marzeń"

Dulce Maria Saviñon Montenegro- ma 24 lata. Jest szefową jednego z najbardziej prestiżowych hoteli w Meksyku. Ma pieniądze, pozycję... Niczego jej nie brakuje. Jednak nie zawsze tak było. Dulce pochodzi z biednej rodziny, a stała się kimś dzięki Carlosowi- swojemu mężowi. To właśnie przez niego dziś jest nieszczęśliwa i bardzo samotna. Jedyną osobą, na którą może liczyć jest Anahi- kuzynka Duli. Mimo, że życie czerwonowłosej jest wręcz beznadziejne, ona się nie załamuje. Nadal ma marzenia. Jednym z nich jest niesienie pomocy potrzebującym. Na razie to właśnie ona jej potrzebuje, by uciec od okrutnego człowieka, jakim jest jej mąż. Już od wczesnego dzieciństwa chciała zostać piosenkarką, co później obiecał jej Carlos. Oszukał ją jednak, tym samym niszcząc jej marzenia. 



Carlos Montenegro- to 30-letni wpływowy biznesmen. Jest bardzo bogaty. Jednak nie osiągnął tego dzięki swojej pracy, której włożył bardzo niewiele w swoje firmy. Wszystko to uzyskał, wykorzystując wszystkich wkoło. Ślub z Dulce wziął oczywiście dla własnej korzyści. Jako jedyny wiedział o dużym spadku po babci dziewczyny. Utorował sobie do niego drogę, zabijając jej rodziców i udając romantyka, który pragnie jej dobra i chce ją jedynie pocieszyć po tragedii. Po ślubie zakończył tą całą szopkę. Stał się podły, brutalny i zaczął znęcać się fizycznie, i psychicznie nad żoną. Ma wielu swoich ludzi, ochroniarzy, szpiegów, itd., ale żaden z nich nie ma prawa wejść do jego domu, ani gadać z Dulce. Nie ufa nikomu i tego samego uczy swą wybrankę.


 Christopher Uckermann (Ucker)- ma 25 lat. Jest ochroniarzem Carlosa, a jednocześnie szpiegiem. Jego zadaniem jest pilnować Dulce i donosić wszystko szefowi. Przychodząc do niego, nie miał pojęcia, jakim on jest złym człowiekiem. Był w potrzebie, miał chorą matkę, więc przyjął ofertę pracy. Ucker jest bardzo bystry i szybko zorientował się, że z Carlosem jest coś nie tak. Od początku podoba mu się Dulce, ale zdaje sobie sprawę z tego, że nie ma szans, bo jest ona żoną jego szefa.


Anahi Portilla- kuzynka Dulce. Tak jak ona ma 24 lata. Od zawsze jest jedyną osobą, która ją potrafi zrozumieć. Dziewczyny jednak nie mają zbytniego kontaktu, gdyż Any nie ma wstępu do domu Duli, odkąd odkryła prawdę o mrocznym życiu Carlosa i wszystko mu wygarnęła. Nigdy jednak nie powiedziała o tym Dulce, żeby jej jeszcze bardziej nie martwić. Z zawodu jest modelką. W życiu prywatnym nigdy jej się nie układało. Po kilku nieudanych związkach zrezygnowała z miłości.
Tak jakoś nagle mnie natchnęło na nowe opowiadanie. Mam nadzieję, że Wam się spodoba :) I publicznie dziękuję Moniczce za pomysł na tytuł :* 

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Rozdział 32

-Dul, proszę Cię nie rób problemów. Nie kocham Cię i tyle. Złaź!- odpowiedział chłodno, zrzucając mnie z siebie i wstając. Już po kilku sekundach stałam koło niego, patrząc mu w oczy.
-Dlaczego znów taki jesteś? Ucker, co się z Tobą stało? Potrzebuję Cię, kochanie.- mówiłam prawie błagalnym głosem, wtulając się w niego z całej siły. Byłam bardzo słaba, więc po chwili bez trudu mnie od siebie odsunął.
-Nie kocham Cię, rozumiesz?!- powtórzył, tym samym ponownie zadając mi cios prosto w serce. Czułam, że muszę walczyć o swoje szczęście, którego mogę zaznać tylko u jego boku. Nieważny był dla mnie teraz ból, żal, ani nawet strach. Liczył się tylko on, miłość mojego życia.
-Nie kochasz mnie? Zaraz Ci udowodnię, że jest inaczej.- powiedziałam, całując go namiętnie. Oddawał moje pocałunki z wielką pasją.
-Dul, przestań proszę.- po chwili próbował mnie powstrzymywać, ale na próżno. Nie potrafił mi się oprzeć. Jejku, on jest... łatwy. Nie minęło dużo czasu, a siedziałam na nim, rozpinając mu spodnie, podczas gdy on ściągał mi koszulkę. Wszystko było ze mną w porządku, dopóki nie nadszedł ten moment, kiedy leżał na mnie i szukał zapięcia od mojego stanika. Ogarnął mnie paniczny strach... znowu. Miałam ochotę go odepchnąć. Jednak miłość i pożądanie wzięły górę. Wzięłam głęboki wdech, lekko drżąc i przyciągnęłam go energicznie prosto do swoich ust. Pocałunki stawały się z każdą sekundą bardziej namiętne. Chyba wyczuł, że mam pewne obawy przez kolejny gwałt i zaprzestał na chwilę pozbywania się mojej bielizny. Po kilku minutach zaczął uspokajać pocałunki, aż całkiem przestał okazywać jakiekolwiek czułości. Patrzył mi w oczy, oddychając głęboko i dość szybko. Chciał tak po prostu wstać, ale go zatrzymałam słowami:
-No nie mów, że Cię nie pociągam?...- powiedziałam to najbardziej zmysłowo, jak tylko umiałam, próbując przyciągnąć go z powrotem do siebie. Jednak mój ukochany postanowił być zimnym chamem i wyrwał mi się.
-Dulce, ogarnij się! W tym momencie robisz z siebie ostatnią dziwkę, nie widzisz tego?!- tymi słowami zabił we mnie resztę wiary w prawdziwą miłość, nadziei na szczęście i poczucie własnej wartości. Zrównał mnie z ziemią, bo co? Bo jestem głupia i dałam naiwnemu sercu decydować o moim życiu, bo chciałam odzyskać jego miłość. Jasne... To rzeczywiście powód, żeby nazywać mnie dziwką.
-Nie, teraz przesadziłeś... Wynoś się, nie chcę Cię więcej widzieć!!- krzyczałam, a właściwie po prostu się darłam jak szalona i mało co nie rzuciłam się na niego z pięściami.
-Histeryczka…- rzucił obojętnie, kiedy zaczęłam kierować się do drzwi.
-Masz dwa dni na wyprowadzkę, inaczej Cię wyrzucę.- dodałam na odchodne.
Pobiegłam z płaczem do swojego pokoju. Trzasnęłam drzwiami i jak zwykle, kiedy jest mi źle, rzuciłam się na łóżko, chowając twarz w poduszkę. Z każdą sekundą czułam się gorzej. Uświadomiłam sobie, że to co chciałam zrobić, było najgorszą możliwą głupotą. No błagam… Chciałam wręcz wskoczyć do łóżka chłopakowi, który wciąż mnie poniża i powtarza, że nic dla niego nie znaczę. Jestem skończoną idiotką! Miałam ochotę zniknąć, bo było mi po prostu wstyd przed samą sobą. Myślę, że podjęłam słuszną decyzję, wyrzucając go z domu. Po tym co mi zrobił, nie bardzo obchodził mnie jego los. Zeszłam na dół do kuchni, skąd wzięłam szklankę i butelkę jakiegoś alkoholu. Usiadłam na parapecie i wlewałam w siebie kolejne porcję. Po kilku kolejkach zaczęło mi się kręcić w głowie, ale jeszcze kontaktowałam. Nagle do kuchni wszedł Ucker, wyraźnie zdziwiony moją obecnością w tym miejscu. Zabrał mi alkohol i powiedział:
-No nie… znowu się przeze mnie upijasz.
-Tak, bo nie mogę zrozumieć, czemu taki jesteś!- krzyknęłam mu prosto w twarz. -Nie wywijaj się i wyjaśnij mi, dlaczego tak nagle przestałeś mnie kochać.- zażądałam bardzo stanowczym głosem.
-Przestań, jesteś pijana.- wow, jaki on inteligentny, haha.
-I co z tego do cholery?! Kocham Cię 24 godziny na dobę, 365 dni w roku bez względu na stan, w jakim się znajduję. Albo mi wszystko wytłumaczysz, albo się zabiję.- zaszantażowałam podle.
-Nie groź mi i się uspokój!- krzyknął na mnie, łapiąc mnie mocno za rękę.
-Nie powiesz mi? Nie musisz, ale więcej mnie nie zobaczysz.- powiedziałam i wyrwałam mu się, odpychając go od siebie z całej siły. Wstałam, nie zwracając szczególnej uwagi na zawroty głowy i wybiegłam stamtąd. Wbiegłam na górę po schodach i podążałam na balkon, Ucker za mną. Stanęłam na barierkę, trzymając się anteny satelitarnej. Kiedy Christopher zaczął podchodzić, powiedziałam drżącym głosem, nawet na niego nie spoglądając:
-Nie zbliżaj się, bo skoczę.
-Dul zejdź, proszę.- wydukał za moimi plecami.
-Po co? Zostaw mnie, chcę umrzeć. Nikomu nie jestem potrzebna na tym zrytym świecie.
-Nieprawda.- na te słowo lekko odwróciłam głowę w jego stronę, patrząc pytająco. -Kocham Cię!- krzyknął, łapiąc mnie za rękę w ostatniej chwili, bo z wrażenia mało nie spadłam. Po chwili stałam na balkonie, wtulona w ukochanego. Obejmował mnie mocno i bardzo czule, gładząc moje plecy. Nie minęło dużo czasu, a byłam transportowana do mojego pokoju na łóżko. Ucker położył mnie tam delikatnie, okrył szczelnie kołdrą, pocałował w czółko i wyszedł. Byłam wykończona, więc mimo tak wielu wrażeń szybko zasnęłam.

Następnego dnia w ogóle nie widziałam się z Uckerem. On mnie ewidentnie unikał. A może on myślał, że niczego nie pamiętam z wczorajszego wieczoru, kiedy prawie popełniłam samobójstwo?... Był środek nocy, a ja leżałam w łóżku i myślałam o tym wszystkim. Czym więcej się nad tym zastanawiałam, tym mniej rozumiałam. W końcu stwierdziłam, że nie mogę żyć w niepewności. Wstałam i poszłam do Uckera. Weszłam cichutko do jego pokoju i zobaczyłam go śpiącego słodziutko. Ukucnęłam koło łóżka i obudziłam go, głaskając delikatnie jego policzek. Otworzył pomału oczy, które od razu wlepił we mnie ze zdziwieniem.
-Sorry, że Cię budzę, ale muszę pilnie z Tobą pogadać.- powiedziałam cicho.
-Co się stało?- zapytał, ziewając.
-No bo ja już nic nie rozumiem… Najpierw powiedziałeś, że przestałeś mnie kochać, a wczoraj wyznałeś mi miłość. Zaczynam się w tym gubić. Powiedz mi prawdę, proszę. Powiedziałeś tak tylko po to, żebym się nie zabiła, czy co?!- gadałam jak najęta, a do moich oczu zaczęły napływać łzy. Ucker usiadł i złapał mnie za rękę, wciągając mnie na łóżko. Wziął głęboki wdech i powiedział:

-Dulce, ja Cię kocham, ale…

Witam Was moje kochane, wróciłam! Jakoś mi się ten rozdział niezbyt podoba i wyszedł znowu krótki, ale kolejny będzie lepszy, obiecuję :* A i tak korzystając z okazji, że w moim życiu nadszedł czas na zmiany ;) zmieniłam adres bloga, bo mi się nie podobał i jakoś mnie tak denerwował xD Mam nadzieję, że nie stanowi to problemu w znalezieniu mnie, a jeśli tak to przepraszam :) A i rozdział dla Moniczki, od której wręcz żądam jej rozdziału :D