czwartek, 25 sierpnia 2016

9. "Bo jestem beznadziejny!"

Dulce:
Bardzo długo siedziałam z Pablem w sypialni. Rozmawialiśmy i jak zwykle świetnie się przy nim czułam. Przy okazji wyjaśniliśmy sobie, co nas łączy. Wyznał mi miłość, co w sumie zbytnio mnie nie zdziwiło, bo czułam to już wcześniej. Odpłaciłam mu tym samym i także powiedziałam, że coś do niego czuję i jest dla mnie ważny. Finalnie postanowiliśmy być razem i niczego nie ukrywać. Uważam, że ukrywanie związku, to najgorsze, co może być. Zresztą w naszym przypadku byłoby to po prostu zbędne, bo przecież nie zdradzam męża, jeśli z nim nawet nie jestem, prawda? No właśnie, mój mąż... Wpadł wściekły do pokoju, kiedy całowałam się z chłopakiem.
-Co to ma znaczyć?!- krzyknął, odciągając Pabla ode mnie.
-Ucker, co Ty wyprawiasz?! Nie masz prawa wtrącać się w moje życie!- stanęłam przed nim i odpowiedziałam już lekko wzburzona.
-Nie życzę sobie schadzek żony z kochankiem w mojej sypialni!- był strasznie zły, ale dlaczego?... -Złaź z mojego łóżka i się wynoś!- dodał, a Pablo posłusznie zszedł z łóżka i stanął koło mnie.
-Uspokój się do cholery!- podeszłam do Uckera i spojrzałam mu w oczy.
-To niech on wyjdzie!
-Okej, ale za chwilę do Ciebie przyjdę i pogadamy.- wyszłam z pokoju razem z Pablem.
-Mam pomysł.- zaczął, kiedy byliśmy już na przedpokoju. -Zostaw tego histeryka samego w domu i chodźmy do mnie.- już chciałam się zgodzić, ale szybko to przemyślałam.
-Wiesz co? Chciałabym, ale muszę z nim zostać.- odpowiedziałam ze smutkiem.
-Nie wydaje mi się, aby to było bezpieczne. On jest niepoczytalny i może Ci zrobić krzywdę.- oj kochany, martwi się o mnie.
-Nie bój się, potrafię przejąć nad nim kontrolę. Znam go i wiem, jak z nim gadać. Muszę go trochę pocieszyć, bo się chłopak całkiem załamie. Zresztą pewnie rano nawiedzą nas rodzice i powinnam przy tym być. Przepraszam, nie zostawię tego kretyna samego.- uspokajałam go i tłumaczyłam.
-No okej, ale uważaj na siebie.- zgodził się, dał mi buziaka i wyszedł.
Czekała mnie najtrudniejsza misja tego dnia, oj przepraszam tej nocy. W sumie nie wiem, jak to określić, bo była 6 rano. Wróciłam do sypialni, gdzie na łóżku leżał załamany Ucker. Weszłam po cichu na łóżko i powoli się do niego zbliżyłam. Położyłam rękę na jego boku, jakbym chciała go od tyłu przytulić.
-Odejdź, zostaw mnie!- burknął, odpychając mnie, ale nawet się nie odwrócił i na mnie nie spojrzał.
-Ucker, przestań...- powiedziałam słodkim i czułym głosem, już serio go przytulając. -Czemu się wkurzasz?- zapytałam cicho.
-Chcesz wiedzieć czemu?!- bomba wybuchła... krzyknął, odwracając się i odpychając mnie bardzo niedelikatnie.
-Nie krzycz, pogadajmy.- byłam nadal spokojna, co było aż dziwne.
-Mam dość mojego życia! Mam dość Ciebie i tego, że zawsze byłaś lepsza i potrafiłaś mnie  zniszczyć, a mi nic nie pozostawało. A wiesz czemu? Bo jestem beznadziejny! Mamy taką samą sytuację w życiu, ale Ty masz silny charakter i radzisz sobie lepiej ode mnie. Zawsze tak było, zawsze kurwa!- krzyczał i żywo gestykulował, jakby chciał mnie uderzyć, ale się powstrzymywał.
-I dlatego będziesz teraz uprzykrzał mi życie i wyganiał mojego chłopaka z domu?! Czy to moja wina, że jesteś ciotą i nic Ci w życiu nie idzie? Nie wyżywaj się na mnie, bo nie jestem niczemu winna. Powiem więcej... Dzięki mnie chociaż bić się potrafisz. Czemu tak na mnie naskakujesz, co?- próbowałam z nim spokojnie porozmawiać, ale nie mogłam zrozumieć jego logiki i też już podniosłam głos.
-Czemu? Bo po raz kolejny okazuje się, że w chorej sytuacji to ja mam bardziej przejebane, a Ty masz zawsze z górki!
-Co Ty pieprzysz?! Przecież oboje siedzimy w tym zjebanym świecie, którym żądzą nasi starzy. Nie wiem, czy widzisz, ale ja też wyszłam za kogoś, kogo nie lubię.
-Tak, ale jak zwykle sobie radzisz i nie jesteś w takim stanie jak ja.
-Nie, w ogóle... To nie Ty wypiłeś litr alkoholu na własnym weselu i to nie Ty masz teraz mega kaca.- chciałam jakoś poprawić mu humor, ale nic z tego.
-Nie chodzi mi o to, do cholery... Po prostu nie sądziłem, że ktokolwiek Cię zechce z takim wrednym charakterem.
-Jesteś zazdrosny?
-Nie jestem. Pojebało, Cię? Naprawdę myślisz, że jesteś taka zajebista, że nawet ja muszę się o Ciebie martwić i być zazdrosny? Nie, Dul Ty nie obchodzisz nikogo tak samo jak ja.
-Nieprawda, ja mam chłopaka, któremu na mnie zależy!
-Mhm... Dziś go masz, jutro Cię przeleci i zniknie.- zaśmiał się chamsko, a ja miałam ochotę walnąć mu w ryj i wyjść.
-Wiesz co, Ucker? Jesteś okropny i nie dziwię się, że jesteś sam i nie masz nikogo. Wszystkich, którzy chcą Ci pomóc i Cię wesprzeć, traktujesz tak jak mnie? Jeśli tak, to powodzenia w dalszym, samotnym życiu. Mam cierpliwość do takich dzieciaków jak Ty, ale pokazałeś, że nie jesteś warty mojej uwagi i chociażby słów.
-Jasne, obraź się! Mieliśmy żyć w zgodzie, a Ty już fochasz się o byle gówno!
-Nie focham się, tylko próbuję uświadomić Ci, co robisz źle. Zrozum, ja już nie chcę Cię niszczyć, chcę pomóc! Czas dorosnąć i wziąć się za naprawę swojego postępowania. Przestań krzyczeć i obwiniać wszystkich wkoło, bo to do niczego nie prowadzi! Nigdy Cię nie lubiłam, ale teraz rozmawiam z Tobą jak z przyjacielem, żebyś coś wreszcie ogarnął i zmienił, bo nikt z Tobą nie wytrzyma, a już na pewno nie ja.
-Czyli Ty też nadal uważasz, że jestem żałosny?
-Tak, bo nic do Ciebie nie trafia. Pomyśl pozytywnie, choć w tej sytuacji to trudne. Mamy okazję dużo zmienić w swoim życiu przez to małżeństwo. Przebywanie razem też czegoś nas nauczy, zobaczysz. Pablo chciał zabrać mnie teraz do siebie, ale zostałam z Tobą, bo chcę Ci pomóc. Rozmawiaj ze mną normalnie, póki jeszcze mam ochotę z Tobą w ogóle siedzieć w jednym pomieszczeniu.
-A po chuj tu ze mną siedzisz? Możesz iść, droga wolna.
-I właśnie dlatego jesteś sam, kretynie. Jesteś pusty, nieczuły i nierozumny. Masz rację, jesteśmy podobni. Z tą różnicą, że ja jestem wredna, bo mam taki charakter, a Ty jesteś podły z wyboru, bo po prostu masz taką ochotę i boisz się pokazać prawdziwego siebie. Jesteś tchórzem i ciotą, i nie zmienię tego, choćbym miała codziennie Ci tak marudzić. Nawet moje gadki umoralniające nic nie pomogą, jeśli nie będziesz tego chciał. Jasne, lepiej zamknij się w sobie i swoim bólu, a przy pierwszej lepszej okazji wybuchaj i wpadaj w dziwną furię.
-Zamkniesz się w końcu?- miał dość, bo wiedział, że mam rację.
-Oczywiście, już nic nie mówię. Rób, jak chcesz i mnie nie słuchaj, ale wiedz, że długo tak nie pociągniesz. Albo zwariujesz, albo całkiem się zniszczysz i skończysz jak nasi starzy. Serio, jak tak dalej pójdzie, to będziesz taki jak oni. No trudno, to nie mój problem.- skończyłam i położyłam się do niego plecami. -A i jeszcze jedno... Nie wtrącaj się w moje życie i zostaw Pabla w spokoju. Jest moim chłopakiem i ma prawo tu przychodzić. Znajdź sobie kogoś, to może odczepisz się ode mnie.- dodałam, co było już ostatecznym końcem tej żałosnej rozmowy.
Było mi smutno i przykro, bo nie udało mi się z nim normalnie pogadać. No ale nie będę się przecież jakoś strasznie przejmować, bo to nie ma sensu. Szkoda mi Uckera, bo wiem, jak się czuje. Chciałam mu pomóc, a wtedy nam obu byłoby trochę lepiej, ale skoro nie to trudno... Ja nie będę się narzucać po to, żeby on mnie zwyzywał. Próbowałam coś zrobić, ale jeśli on tego nie docenia, to ma problem.

Ucker:
Po rozmowie z Dul byłem całkiem zdołowany. Dlaczego ona zawsze tak idealnie dobiera słowa i wie o mnie wszystko? Wiem, że chciała pomóc, ale jej po prostu nie wyszło. Nie miałem ochoty z nią gadać, a ona i tak swoje... Choćbym chciał być miły, to nie mogłem, bo miałem jej dość. Drażni mnie jej pewność siebie i to, że zawsze ma coś do powiedzenia. Jest okropna, a mimo to ktoś ją chciał... Nie no kurde, zdziwił mnie ich związek, bo Pablo wydawał się być jedynie zauroczony tą idiotką, a nie od razu zakochany. Ona zawsze tylko bawiła się facetami, a to wygląda na poważny związek. Jejku, co tu się dzieje? Nie mam pojęcia, ale nie mogłem być gorszy. Miałem dość siedzenia z nią, a właściwie to nawet leżenia w jednym łóżku, więc postanowiłem wyjść. Wstałem i kierowałem się do drzwi.
-Gdzie idziesz?- zapytała zaspana, bo chyba ją obudziłem.
-Do klubu, zamknę drzwi na klucz, spoko.- odpowiedziałem cicho i wyszedłem.
Tego mi było trzeba... Klub, piwo, kumple i dziwki. W końcu mogłem odreagować, patrząc na ponętny taniec na rurze. A co zrobiła jedna laska po pokazie? No jasne, wzięła mnie na górę do pokoju i zafundowała mi najlepszy relaks na świecie. Po skończonym stosunku zapłaciłem jej i wróciłem na imprezę. Jeszcze kilka razy trafiłem tam na górę z jakąś dziwką. Udało mi się odpocząć i poczułem się dużo lepiej. Bawiłem się i na jakiś czas zapomniałem o tym cyrku, który mnie otacza.



No dobra dodam Wam dziś, ale tylko dlatego, że następny chcę dodać już 1 września na dobry początek szkoły xD Czy tylko mi tak cholernie szybko zleciały te wakacje i nie chcę iść do szkoły?? Tragedia jakaś... Przecież dopiero co wyszłam ze szkoły i jarałam się wakacjami, a tu już ostatni tydzień... Masakra, aż mi już smutno :/ A teraz postanowiłam, że do końca wakacji skończę oglądać rebelde, bo już dwa lata oglądam i obejrzeć nie mogę ;) Zostało mi ok. 70 odcinków, więc jak będę oglądać po 10 dziennie, to dam radę :D Całkiem krótko dziś tu napisałam, haha :) Do następnego :*

niedziela, 21 sierpnia 2016

8. "Bardzo kocham Dulce"

Dulce:
Bardzo spodobał mi się pomysł Uckera, żeby zrobić przypał naszym starym. Nie będą nami rządzić, musimy pokazać, że my też mamy coś do gadania i jesteśmy w stanie ich pogrążyć. Okej, wzięliśmy ten ślub, ale nie pozwolę im się dłużej szantażować. Wygrali bitwę, ale nie wojnę. Brzmi poważnie, co? Spokojnie, zamierzam tylko dobrze się bawić na własnym weselu. Nie będę stronić od alkoholu, a więc niech się dzieje, co chce. Chociażbym miała wypić wszystkie weselne sama, a potem wylądować w szpitalu, to narobię im takiej wiochy, że zapamiętają to do końca życia. Ucker obiecał, że w razie co się mną zajmie i odstawi mnie do domu. A no właśnie, bo rodzice kupili nam nawet mieszkanie i to ponoć parę lat temu. Super, wolę mieszkać z Christopherem niż z nimi. To znaczy wtedy myślałam, że wolę...
Ale wracając do zemsty i dobrej zabawy na weselu. Wszyscy świetnie się bawili i były oczywiście te różne dziwne zabawy jak to na każdym weselu. I tańce i wszystko... No cóż, nawet ja całkiem dobrze się bawiłam. Zaprosiłam Pabla, bo potrzebowałam bliskości przyjaciela. To z nim ciągle tańczyłam, a Uckera prawie nie widziałam. Wiem tylko, że ciągle był z Ann i Poncho, którzy oczywiście też tu byli. Połowa gości była już wstawiona, a więc musiałam się pospieszyć, żeby jeszcze w ogóle ktoś pamiętał teatrzyk, jaki odstawię. Stwierdziłam, że na wszelki wypadek ściągnę tu prasę. Wzięłam butelkę wódki i usiadłam przy stole w kącie. Nalałam sobie cały kieliszek i wypiłam. Cholera, jakie to niedobre. Myślałam, że zwymiotuję i już chciałam zrezygnować, kiedy jak to na mój genialny umysł przystało, wpadłam na świetny pomysł. Wypiłam całą butelkę za jednym łykiem, żeby nie czuć smaku tego świństwa. Zaczęło mnie palić w gardle, więc szybko zjadłam kawałek ciastka. Nie był to zbyt dobry pomysł, ale skąd mogłam wiedzieć, jeśli nigdy wcześniej nie miałam styczności z wódką? Nie żebym nigdy nie piła alkoholu, ale po prostu zawsze piłam piwo, ewentualnie wino czy inny napój na poziomie, ale nigdy wódkę. Po chwili zaczęło mi się kręcić w głowie, ale mimo to pobiegłam na parkiet. Tańczyłam ze wszystkimi po kolei. Ach, ale co to był za taniec... Powiem tak: mój mąż powinien być zazdrosny. Kleiłam się do wszystkich mężczyzn, ba nawet do kobiet. Jednak najwięcej mojej szanownej, pijanej uwagi poświęciłam Pablowi. Szalałam i już sama nie wiem, co odwalałam. Właściwie to nie bardzo pamiętam, co potem robiła, bo źle się czułam i trochę urwał mi się film.

Ucker:
Byłem w szoku, widząc Dulce w takim stanie. Zachowywała się jak wariatka, a była po prostu pijana. Nie sądziłem, że tak weźmie sobie do serca to, że musimy zrobić starym na złość. W sumie cieszyłem się, że to robiła, bo ja już nie musiałem robić z siebie idioty. Zarówno jej jak i moi rodzice byli mocno... Zniesmaczeni, no dobra wkurzeni. Tyle że niestety mi też się zrobiło głupio, bo ludzie zaczęli gadać, że żona przyprawi mi rogi w noc poślubną. W sumie fakt, wyglądało to, jakby ona była po prostu głupią dziwką. Musiałem też coś zrobić, bo to ja w sumie wymyśliłem tą całą zemstę. Co więc Uckerek zrobił? Usiadł z przyjaciółmi przy stoliku. Zrobiliśmy konkurs, kto najwięcej wypije. Anahi powiedziała, że się w to nie bawi, więc zostałem sam z Poncho, a ona miała nas pilnować, żebyśmy nie oszukiwali. Piliśmy i piliśmy jeden za drugim. Kto wygrał? Oczywiście ja! Najlepsze jest to, że wypiłem o wiele więcej niż on, a dużo lepiej się trzymałem. Mój kochany przyjaciel praktycznie padł twarzą na stół. W pewnym momencie odwróciłem się i zobaczyłem moją żonę nadal szalejącą na parkiecie. Tańczyła już bez butów no i cóż... Zachowywała się jak idiotka, dużo gorzej niż zawsze. Był przy niej Pablo. I tak wpadłem na świetny pomysł... Zgarnąłem ją na bok, co nie było takie proste, bo nie chciała przerywać zabawy.
-Dul, wiem jak upokorzyć naszych starych.- powiedziałem, trzymając ją za rękę, żeby mi nie uciekła.
-No co Ty nie powiesz?... Ja już to zrobiłam.- wybełkotała niezbyt wyraźnie.
-Widzę, ale chcę to dopełnić. Posłuchaj, wyjdziemy na środek i przyprawimy sobie rogi.
-O czym Ty pieprzysz? Dziecko, nie pij więcej...- chciała odejść, ale ją zatrzymałem.
-Przyliżesz się z Pablem tam na scenie, a ja z Anahi. Ogłosimy, że jesteśmy w otwartym związku tak jak nasi rodzice. Ja przejmę mikrofon, bo Ciebie nikt nie zrozumie.
-Okej. Ale będzie śmiesznie...- zaczęła chichotać i tulić się do mnie. -Chcesz jeszcze winka, kochanie?- wzięła butelkę i zaczęła się dziwnie śmiać, jak taki typowy żul.
-Dobra, chodź już. I odstaw ten alkohol, starczy Ci na dziś.- zabrałem jej butelkę i poszliśmy dalej.
Już po chwili stałem na scenie w objęciach żony. Oboje chwialiśmy się na boki, jakby wiał jakiś mocny wiatr. Spojrzałem na rodziców, którzy byli już wyraźnie załamani naszym postępowaniem. Przy scenie stała Ann z Pablem, bo tak im kazałem, chociaż i tak nie wiedzieli po co.
-Chcę Wam coś wyznać, drodzy goście.- zacząłem w podniosłym stylu. -Bardzo kocham Dulce.- aj, ledwo przeszło mi to przez gardło.
-A ja Uckera, ale jest ktoś jeszcze. Nie wiem po cholerę mi ta biała suknia, jeśli taka święta nie jestem.
-Oj zdecydowanie, skarbie... Oboje jesteśmy zdemoralizowani przez naszych rodziców.
-Nie zdemoralizowani... My po prostu bierzemy z nich przykład, bo są tak wspaniałymi ludźmi. Podobnie jak oni żyjemy w otwartym związku.- Dulce świetnie to szło, mogłaby być aktorką.
-Kocham moją żonę, ale poznajcie moją obecną partnerkę numer dwa. Chodź, Ann.- podałem rękę przyjaciółce, a ta weszła na scenę, a zaraz za nią Pablo.
-Chodź kochany, daj buziaka.- powiedziała Dul i przyciągnęła Pabla do siebie, wpijając się w jego usta.
-Anyś, misiaczku... Teraz kolej na nas.
Zacząłem całować Anahi. Ona jak i Pablo byli w wielkim szoku, bo nie mieli pojęcia, co się święci. Nie śmieli jednak tego zepsuć i oddawali nasze czułości. Wszyscy byli zaskoczeni, a na sali aż szumiało od szeptów z każdej strony. Wreszcie oderwałem się od Ann i znów przemówiłem:
-Tak, tego nauczyli nas rodzice. Zawsze mówili, że trzeba się dzielić. Za ich radą zawarliśmy otwarty związek. Oni są w takim samym, cała czwórka. Mieli rację, to super. A po co ten ślub? Dla pieniędzy, bo nasze życie będzie wciąż takie samo.
Super, ja gadałem, a Dula dalej lizała się z Pablem. Robiła to, bo chciała, wiem to. W sumie od dawna wiedziałem, że coś ich łączy, albo by chcieli, żeby tak było.
Wracając do naszego skandalu: Wziąłem Ann za rękę i zeszliśmy ze sceny, a zaraz za nami Dul z Pablem. Kiedy szliśmy w czwórkę przez salę, zaczepili nas rodzice.
-Co Wy sobie wyobrażacie, głupie dzieciaki?!- krzyknął mój ojciec, szarpiąc mnie za rękę.
-Nic takiego. Pokazujemy tylko, jak wielkim jesteście dla nas autorytetem.- odpowiedziała trochę niewyraźnie Dulce i zachichotała.
-Jeszcze się z Wami rozmówimy. Zabierz ją stąd, bo nie mogę na nią patrzeć!- powiedziała moja żałosna teściowa.

Tak jak chcieli zabrałem Dulce do naszego nowego mieszkania. Już po drodze w taksówce zasnęła. Położyliśmy ją do łóżka, a dokładnie do naszej sypialni. Zdążyłem wziąć jeszcze trochę wódki z wesela. Usiedliśmy w salonie z Anahi, Ponchem i Pablem i postanowiliśmy dokończyć ten alkohol. Moja biedna przyjaciółka jak zwykle była sama wśród samych facetów, ale chyba nie miała nic przeciwko. W pewnym momencie jednak zawołała mnie do kuchni, żeby porozmawiać.
-O co chodzi, Anyś?- zapytałem, odpalając papierosa.
-Dlaczego mnie pocałowałeś?- jej pytanie bardzo mnie zaskoczyło, bo byłem pewny, że wszystko zrozumiała.
-No jak to po co? Chciałem zrobić na złość rodzicom. Nie słyszałaś, co mówiłem? To było celowe, żeby ich upokorzyć, to wszystko było zmyślone.- wyjaśniłem dumny z siebie.
-I tylko dlatego mnie pocałowałeś?
-No a co Ty myślałaś?...
-Nie no, nic.- wyszła i zostawiła mnie samego w kuchni.

Dulce:
Obudziłam się i poszłam do kuchni. Tak się złożyło, że przez przypadek usłyszałam rozmowę Uckera z Blondi. Czy on jest naprawdę aż takim idiotą? To ja ledwo żywa wstałam na kacu, a od razu ogarnęła, że Ann liczyła na wyznanie miłości... Już dawno podejrzewałam, że ona nie traktuje go tylko jak przyjaciela, ale teraz wiem to na pewno. I co Dulcia powinna teraz zrobić? Porozmawiać o tym z Uckerem. A co Dulcia zrobi? Otóż to! Nie zrobię nic, a dlaczego? Bo jestem wredna, nie lubię ich i nie będę im pomagać. Zresztą ten kretyn jest moim mężem i nie zamierzam namawiać go do zdrady. Any wróciła do salonu, a ja stałam w drzwiach od kuchni i przyglądałam się Uckerkowi. Siedział w oknie i palił. Znów był cholernie smutny i zatroskany. Patrząc na niego, przypomniałam sobie jak zryte mam życie. Ledwo powstrzymywałam łzy, które znów cisnęły się na zewnątrz. Dobrze, że jednak żadna z nich nie wyleciała, bo po jakimś czasie Ucker spalił i się odwrócił, chcąc wyjść z pomieszczenia. Widząc mnie, lekko się przestraszył i zapytał:
-Co tu robisz? Już się wyspałaś?
-Tak, już nie chcę spać. Łeb mnie boli, muszę wziąć tabletkę.- odpowiedziałam cichym i smutnym głosem.
-Nie dziwię się w sumie. Kobieto, ile Ty w ogóle wypiłaś?!
-Oj, w chuj dużo... Całą wódkę na raz i później chyba coś jeszcze.
-Całą na raz? Dul, oszalałaś?! Ty nie pijesz, mogłaś sobie zaszkodzić.
-Nie martw się o mnie, jestem dużą dziewczynką.- posłałam mu delikatny uśmiech, który odwzajemnił.
-Nie martwię się, wiesz przecież. Dobra, weź tą tabletkę i idź do łazienki się trochę ogarnij, bo wyglądasz okropnie.
-I co z tego? Średnio mnie obchodzi, w jakim stanie mnie widzisz.- wzruszyłam ramionami i zaczęłam szukać tabletek.
-Wiem, że na mnie masz wyjebane, ale obecność Pabla pewnie bardziej Cię obchodzi.
-On tu jest?- zapytałam z radością i przejęciem.
-Mhm, siedzi w salonie z Ponchem.
-Czemu nie mówiłeś wcześniej?!

Nie minęło dużo czasu, a siedzieliśmy w piątkę w salonie. Na szczęście wypili już całą tą wódkę, bo chyba nie mogłabym na nią patrzeć. Pablo był tutaj jedyną osobą, której potrzebowałam. Siedziałam mu na kolanach i co jakiś czas trochę przysypiałam. Było mi dobrze i miło, no i czułam się bezpiecznie, co zdarza się w sumie rzadko. Opowiedzieli mi, co działo się na weselu, kiedy byłam już ostro wcięta. Pogratulowałam Uckerowi inwencji twórczej na zemstę. Muszę przyznać, że była na moim poziomie i bardzo mi się podobała. Aż zaczęłam żałować, że tego nie pamiętam. Nie no w sumie to i tak dobrze się trzymałam, bo Poncho już spał na kanapie. Mi już w sumie prawie przeszło i wszyscy byli w szoku. Spojrzałam na Ann i zrobiło mi się jej trochę szkoda. Jejku, przez tą aferę z rodzicami zrobiłam się jakoś za bardzo wrażliwa... Rusza mnie smutek Uckera i blondyny! Siedziała taka przygaszona i tylko przyglądała się Uckerowi. Kurde, ona zna go tyle czasu co ja. On ją bardzo kocha od zawsze, ale tylko jak przyjaciółkę i w sumie nie wiem, skąd jej nadzieja na coś więcej. Zresztą nieważne, to nie moja sprawa. Po jakimś czasie moja ulubiona koleżanka z przedszkola nas opuściła, bo jej mama wydzwaniała. Zostałam w domu tylko z Pablem i moim mężem, który poszedł do łazienki się wykąpać. Nie no sorki, był jeszcze Poncho, ale tak trochę spał i nie zamierzał się raczej budzić. Co więc zrobiłam, będąc chwilowo sama z chłopakiem? Zaciągnęłam go do sypialni, by zaspokoić swoje potrzeby. Oczywiście nie było mowy o seksie z uwagi na obecność Uckera w domu. Po prostu wzięłam Pabla na łóżko, by się poprzytulać, całować i w ogóle. Trochę to dziwne, bo w sumie nie powiedzieliśmy jasno, co jest między nami. Ale to chyba jest zbędne, skoro dogadujemy się bez słów i bierzemy od siebie tyle, ile chcemy. Pablo był mi naprawdę bliski, a być może nawet się w nim zakochałam. Zresztą czułam, że też nie jestem mu obojętna. A była to moja noc poślubna... Aj, głupia sytuacja, ale co zrobić? Stwierdziłam, że nie będę w ogóle zwracać uwagi na to, że Ucker jest moim mężem i najzwyczajniej w świecie będę spotykać się z Pablem. Z Christopherem łączy mnie tylko ten cholerny papier, nic więcej.



Dodaję Wam dzisiaj dopiero, bo wcześniej nie miałam czasu, ale mam nadzieję, że nie tęskniłyście jakoś bardzo mocno ;) Wgl to byłam wczoraj na castingu do tako media, czyli możliwe, że zobaczycie mnie w trudnych sprawach czy czymś takim xD Jak coś to dam wam znać, żebyście telewizory włączały na odcinek ze mną :D Powiem wam, że to było mega przeżycie i mnóstwo śmiechu było, super naprawdę :) Stres był duży, ale ogólnie myślę, że dobrze mi poszło. I wgl jestem z siebie dumna, bo trafiłam na miejsce (prawie centrum Szczecina), nie zgubiłam się bez nawigacji, bo nie działał mi net w telefonie i padał zresztą deszcz. Po raz pierwszy pojechałam gdzieś z kuzynką i nie narobiłam afery ani żadnych kłopotów, więc brawa proszę :D 
Czy wy też tak bardzo już ubolewacie nad tym, że wakacje się kończą? Bo ja bardzo i nie chce mi się wracać do szkoły... 
Ok, mam nadzieje, że rozdział się podoba, a teraz lecę na drugi koniec miasta pod górkę do babci na obiad ;) Do następnego :* 

niedziela, 14 sierpnia 2016

7. "Ocknij się i bądź twarda!"

Dulce:
Przez kolejne dni moje relacje z Uckerem były bardzo ciepłe, a przyjaźń z Pablem coraz bliższa. Te kilka dni, które z nimi spędziłam, były jak dotąd jedne z najlepszych w moim życiu. Odpoczęłam i na jakiś czas zapomniałam o rodzicach i ich głupich planach. Przy Pablu czułam się doceniana i kochana, a Ucker dodawał temu kolorów i miałam się z kim kłócić. Nie no dobra, wszystkie nasze kłótnie w tym czasie były raczej na żarty. Któregoś dnia stwierdziłam, że szkoda mi Pablita, że musi spać na podłodze i zaproponowałam, żeby spał ze mną na łóżku. Oczywiście się zgodził, a nawet był bardzo zadowolony. Ja też byłam z tego powodu szczęśliwa, bo podobał mi się coraz bardziej i lubiłam być blisko niego. Zresztą w nocy jest tu strasznie zimno, a tak chociaż mnie ogrzeje. Albo mi się zdawało, albo Ucker nie był z tego zadowolony i lekko się obraził. Niemożliwe, bo przecież znaczyłoby to, że jest zazdrosny, a tak na pewno nie jest. Ale wracając do Pabla, nawet się z nim całowałam. Był w szoku, kiedy rzuciłam się na niego i go całowałam, ale nie protestował i oddawał pocałunki. To był w sumie mój pierwszy taki prawdziwy pocałunek i zapamiętam go na długo. Wszystko było pięknie aż do pewnego ranka...
Spałam wtulona w Pabla. Obudził nas jakiś dziwny hałas, a po chwili do domu wparowało kilku uzbrojonych ludzi. Zanim zdążyłam się trochę rozbudzić, stał nade mną mój ojciec.
-Ty głupia dziwko... Wiesz jaki wstyd nam przynosisz?! Nie dość, że mieszkasz w jakiejś szopie na śmietniku, to jeszcze się puszczasz z dwoma naraz!- krzyczał na mnie, wyciągając mnie z łóżka za włosy.
-Zostaw mnie w spokoju i puść, bo to kurwa boli!- wydarłam się, płacząc i odepchnęłam go.
-Zamknij się i chodź!- pociągnął mnie za rękę i ściągnął z łóżka.
-Niech Pan ją zostawi!- krzyknął Pablo i już chciał się na niego rzucić, ale ochroniarze go trzymali.
-Nie wtrącaj się, a wy idziecie ze mną.- ciągnął mnie ciągle za rękę, odbijając siny ślad na moim nadgarstku.
-Puść ją śmieciu!- wtrącił się Ucker, któremu udało się wyrwać od innych ochroniarzy i uderzył mojego ojca w twarz. -Nigdzie z Wami nie pójdziemy!- krzyknął po chwili i sam szarpnął mnie za rękę w kierunku wyjścia, bo ja stałam jak osłupiała i płakałam.
Niestety nie udało nam się uciec i już po chwili siedzieliśmy w czarnym busie, pilnowani przez tych całych trezorów. Ciągle płakałam, krzyczałam i wyzywałam ich wszystkich, a Ucker mnie uspokajał, bo zapewne miał już dość moich wrzasków.
-Dul, nie histeryzuj!- krzyknął na mnie raz, a po chwili przygarnął mnie do siebie i przytulił mocno.
-Nienawidzę ich.- powiedziałam dość cicho.
-Ja też, ale uspokój się już. Nie płacz, coś wymyślimy.- mówił do mnie spokojnym, czułym głosem, pocierając dłonią moje plecy.
-Ogarnijcie się, bo ludzie będą na Was patrzeć.- powiedział mój kochany tatuś.
-Patrzeć się? Niby czemu?- zapytał Ucker głosem tak różnym od tego, którym przed chwilą mówił do mnie, teraz był taki agresywny i nieprzyjemny.
-Bo idziecie się przebrać, a potem bierzecie ślub.
-Że co, kurwa?! Nie, ja nie biorę żadnego ślubu!- zaczęłam znów krzyczeć.
-Zamknij się głupia szmato! Jeśli się nie uspokoicie, to odetniemy Wam dopływ gotówki i nie będziecie mieli nic z tego małżeństwa.
Wiedziałam, że znaleźliśmy się w sytuacji bez wyjścia i muszę się poddać. Postanowiłam już nic nie mówić, nie robić. Stałam się jak roślinka, wszystko było mi już obojętne. Cokolwiek bym nie zrobiła, to i tak dojdzie do tego ślubu i będzie jeszcze gorzej. Ucker niestety nadal tego nie pojmował i się rzucał. Tak jak kazali, ubrałam się w suknię ślubną, a Ucker w garnitur. Wyglądałam bosko, ale zdecydowanie nie tak wyobrażałam sobie mój ślub. Miał być magiczny i z miłości, a nie z płaczem i pod przymusem. To okropne i nadal chciało mi się płakać. Ale muszę przyznać, że Ucker w tym garniaku też wyglądał niczego sobie i nawet przez chwilę się na niego patrzyłam.

Nastał ten nieszczęsny moment naszego ślubu. Rodzice zaprosili mnóstwo jakichś ważnych ludzi, których ja nawet nigdy na oczy nie widziałam. Ten ślub na pierwszy rzut oka wyglądał zapewne normalnie i pięknie, ale gdyby ktoś spojrzał w moje oczy... Byłam zapłakana i pewnie było to widać mimo dość mocnego makijażu. A Ucker? On też miał szklanki w oczach i ciągle zaciśnięte dłonie w pięści. Wiedziałam, że miał ochotę wybuchnąć i ledwo się powstrzymywał. Bałam się, że coś odwali i zrobi skandal, a rodzice się wkurzą. Kiedy stanęliśmy przed ołtarzem, ksiądz zaczął ckliwą mszę. Złapałam Uckera za rękę z nadzieją, że to go troszkę uspokoi. Po chwili jednak tego pożałowałam, bo ścisnął moją dłoń tak mocno, że aż cicho syknęłam z bólu. Nie chciał mnie skrzywdzić, zrobił to po prostu ze złości. Rzucił mi smutne spojrzenie i złapał moją rękę już w miarę normalnie, chociaż i tak włożył w to zbyt dużo siły. Ceremonia ślubna trwała zdecydowanie za długo, a ksiądz gadał w kółko o niczym. My wszystko robiliśmy i mówiliśmy tak od niechcenia, bez emocji. Oboje mieliśmy duży dylemat, czy powiedzieć "tak" Najlepszy był Ucker na przysiędze... Na słowo "wierność" wybuchnął śmiechem i powiedział chamsko:
-No chyba nie...
-Przestań, zachowuj się.- szepnęłam do niego, bo aż mi się głupio zrobiło.
-Wiesz przecież, że nie ma mowy o żadnej miłości czy wierności.- dodał pewnym głosem z dość dziwnym uśmiechem, a ja już wiedziałam, że od teraz każdego dnia będę przeżywać horror z takim mężem.
Jednak okazało się, że nie wszystko było tu beznadziejne... Jak to zawsze w filmach bywa, pocałunek był cudny i mimo wszystko miał w sobie trochę magii. Po słowach księdza "Możesz pocałować żonę", Ucker zmierzył mnie wzrokiem i się skrzywił, zresztą ja tak samo. Po chwili jednak przyciągnął mnie do siebie, po czym wpił się w moje usta. Byłam w wielkim szoku i na moment przestałam oddychać. Całym ciałem przylegałam do niego i właściwie nie mogłam się ruszyć. Kiedy odzyskałam zdolność oddechu, zaczęłam odczuwać wielką przyjemność z połączenia naszych warg. W końcu ja też zaczęłam się w to angażować i odwzajemniać czułości. Zarzuciłam ręce na jego szyję i delikatnie smyrałam go po włosach, ciągle całując go namiętnie. Właściwie w pewnym momencie stało się to chyba zbyt namiętne i aż jakby perwersyjne, co zdecydowanie nie wypada w kościele. Ale czy nas to obchodziło? Jasne, że nie! Brałam od niego to, na co miałam ochotę i całkowicie wyłączyłam myślenie. On chyba zrobił to samo... Nie zwracał uwagi nawet na to, że się nie lubimy i był dla mnie taki czuły i delikatny i w ogóle jak nie on. Cholernie mi się to podobało, ale miałam świadomość, że za chwilę to się skończy i już nigdy nie powtórzy. A więc co zrobiła super inteligentna Dula, kiedy Uckerek chciał to przerwać? No jasne, przyciągnęłam go i dalej całowałam. Teraz to on był w lekkim szoku, ale mimo to też mnie całował. Zamknęłam oczy, chcąc zatrzymać tą chwilę na dłużej i składałam na jego ustach delikatne pocałunki. On oczywiście ciągle pchał jęzor do mojej buzi, dając mi tym mnóstwo rozkoszy. Dodatkowo oboje błądziliśmy dłońmi po swoich plecach, obejmując się mocno i tak słodko. Nie wiem, ile to trwało, ale goście przez cały ten czas klaskali. Chwilami wyobrażałam sobie, że nie robię tego z przymusu lecz z miłości. Jednak kiedy otwierałam oczy i widziałam Uckera, wracała do mnie ta szara, smutna rzeczywistość.

Ucker:
Byłem zszokowany rozwojem akcji w tym pocałunku. Planowałem tylko delikatnie ją pocałować, żeby nikt się nie czepiał, a wyszło jak wyszło. W sumie to ona to przedłużyła i nadała temu barw, wzbudzając namiętność. W ogóle zacznijmy od tego, że chciałem to zakończyć, a ona mi nie pozwoliła. A co to znaczy? Dobrze całuję i nawet Dul mi się nie oprze! Chciała tego i podobało jej się. No cóż... Mi zresztą też, bo moja "żona" świetnie całuje, ale nigdy w życiu jej tego nie przyznam, bo jakby nie patrzeć nadal się nie lubimy. Po jakimś czasie oderwała się od moich ust i odsunęła na krok. Spojrzała mi w oczy tak dziwnie głęboko, jakby chciała z nich coś wyczytać. Może mojej reakcji na ten pocałunek?... Nie wiem i nie miałem czasu się nad tym zastanawiać. Wyszliśmy z kościoła za rękę wraz z gośćmi. I zaczęły się wszystkie te bzdety po ślubie... A mianowicie życzenia, rzucanie grosikami. Tak strasznie irytowały mnie te teksty w stylu "powodzenia na nowej drodze życia". Jakiej nowej drodze, do cholery?! Moje życie będzie takie samo jak dotąd, inny tylko stan cywilny. Dulce zawsze będzie dla mnie nikim, nawet jakby kazali nam się codziennie całować. Nie obchodzi mnie to, że inni będą ją nazywać moją żoną. Dla mnie jest obca, mimo że znam ją 15 lat. Oboje mieliśmy już dosyć tego teatrzyku i mogliśmy odetchnąć z ulgą, wsiadając do auta. Oczywiście wszyscy trąbili, jadąc przez miasto.
-Mam tego dość...- westchnęła Dul.
-Teraz tak mówisz... Podczas pocałunku nie narzekałaś.- zaśmiałem się, przysuwając się do niej.
-Wyobraź sobie, że nie miałam jak, kiedy pchałeś mi jęzor do gęby!- krzyknęła zirytowana, ale jednak z uśmiechem.
-Chciałaś tego i nie próbuj się wypierać. Ale okej, nie będę się z Tobą kłócił. Dobrze wiem, że i tak się nie przyznasz.
-Czekaj... Sugerujesz, że podobał mi się ten pocałunek i celowo go nie przerwałam, tak?
-Mhm, bo tak było.
-Dobra, weź w ogóle wyjdź...- i się obraziła kilkanaście minut po ślubie, super.
-Nie wkurzaj się, kochanie. To przecież nic złego, że lubisz całować swojego męża... Możemy to powtórzyć, jeśli chcesz.- celowo tak gadałem, żeby ją zdenerwować, a przy okazji poprawić sobie humor.
-Zamknij się wreszcie, bo mam Cię już dość bałwanie!- znowu krzyknęła, a na dodatek mnie uderzyła.
-Spokojnie, chciałem tylko rozładować atmosferę.
-To Ci się, kurwa, nie udało!- krzyknęła, po czym schowała twarz w dłonie i się rozpłakała. -Nie chcę takiego życia, wolałabym umrzeć...- lamentowała, a mi aż się jej znowu żal zrobiło i ją przytuliłem.
-Nie płacz już, cholera jasna... Nie rycz, no...- prosiłem lekko wzburzonym głosem, głaskając ją po plecach, ale sam miałem szklanki w oczach.
-Kiedy ją nie potrafię...- wydukała i oczywiście płakała dalej.
-Dulce, ocknij się i bądź twarda!- krzyknąłem na nią niezbyt głośno i ująłem jej twarz w dłonie, żeby na mnie spojrzała. -Przestań beczeć i mnie posłuchaj. Po pierwsze nie jest jeszcze tak źle, bo myślę, że damy radę ze sobą wytrzymać. Powiedz mi, aż tak mnie nienawidzisz, że musisz płakać z powodu tego ślubu?
-Nie o to chodzi. Okej, nie jesteś taki zły, jak myślałam. Może i jakoś z Tobą wytrzymam. Rzecz w tym, że... Aj, Ty tego nie zrozumiesz... No cóż, jestem kobietą i trochę inaczej patrzę na kwestię ślubu. Zobacz, dla Ciebie to tylko męczenie się ze mną do końca życia. Dla mnie to coś więcej. Wzięłam ślub, z kimś kogo nie kocham. To małżeństwo jest nie tylko z przymusu i z moim wrogiem, ale przede wszystkim bez miłości! Znasz mnie od dawna i wiesz, jaka jestem na co dzień. Jednak nawet Ty nie masz pojęcia, co dzieje się w mojej głowie, moim sercu. Zawsze marzyłam o pięknym ślubie i wspaniałym mężu, o rodzinie i dzieciach. Nie wyglądam na taką, co? Ja po prostu świetnie udaję sukę bez uczuć i nikt nawet nie myśli nad tym, że mogę mieć marzenia, kiedy tak mocno stąpam po ziemi. Wszystkie moje sny się rozpłynęły i już nie wiem, co ze sobą zrobić. Co mi zostało, poza płaczem? Masz pomysł, jak inaczej mam sobie poradzić z bólem i smutkiem? Jestem bezbronna, ty zresztą też. Aż dziwne, że jeszcze masz ochotę udawać twardziela, kogoś kim nie jesteś i nigdy nie będziesz. Pora zdjąć maski, bal karnawałowy skończył się już dawno.- jej wyznanie bardzo mnie zaskoczyło, ale na końcu mnie nieźle wkurzyła.
-Nikogo nie udaję! Zmieniłem się, czy tak ciężko to pojąć?! Już nie jestem tą ciotą, co kiedyś.- wybuchłem, bo nie chciałem słuchać jej głupich uwag.
-To czemu się denerwujesz? Uckerku, przede mną naprawdę nie musisz udawać. Znam Cię aż za dobrze, a teraz mimo wszystko jestem Twoją żoną. Przede mną nic nie ukryjesz, choćbyś nie wiadomo jak się starał. Pamiętaj, że póki co nie jesteś moim wrogiem. Jeśli już musimy trwać w tym cyrku, to zróbmy to w zgodzie, z czasem może i przyjaźni. Nie chcę się już z Tobą kłócić, bo to nie ma już żadnego sensu.- ona miała rację, ale nie mogłem jej przecież tego przyznać, bo znaczyłoby to, że zgadzam się z jej opinią o mnie i tych durnych maskach.
-Okej, ja też nie chcę się kłócić. Ale myślę, że powinniśmy później ustalić pewne zasady tego, pożal się Boże, małżeństwa.
-Też tak myślę.- nie wiem, co ją wzięło, ale znów się do mnie przytuliła.
-Wiesz co? Na weselu pokażemy im, na co nas stać. Skompromitujemy naszych starych przed tymi wszystkimi ludźmi.
-Dobry pomysł, musimy coś zrobić.- na jej twarzy wreszcie pojawił się delikatny uśmiech.



No dobra, dodaję dziś xD Muszę dodać rozdział? Haha, ja nic nie muszę :P Co jak co, ale spamik zrobiłyście świetny, żebym dodała ;) I nagle 14 komentarzy, wow xD Ale spokojnie... Jak mówiłam, że dodam, to dodam :* Zaskakująco krótki rozdział, ale taki dość ważny i dlatego :)
Była u mnie Monisia ❤ 
Ale już pojechała :'( Widziałyśmy się czwarty raz i miałyśmy zarąbiste, mega dziwne fazy xD Kupiłyśmy sobie takie same bransoletki Dulowe z pacyfkami ŚWIECĄCE! Koszulki też mamy takie same :D Nwm czy kojarzycie, ale byłyśmy na Pyromagic w Szczecinie. Puszczali zajebiste fajerwerki, piękne no ❤ Jadłyśmy niebieskie waty cukrowe!! Pyszne :D Zaczęłyśmy oglądać 3 metry nad niebem i nie skończyłyśmy xD Byłyśmy w wesołym (KRZYWYM) lesie, a krzywego (WESOŁEGO) miasteczka w Szczecinie nie było. Tzn były dmuchane zjeżdżalnie, ale ta wredna małpa nie chciała ze mną iść :/ Ja nwm co w tym złego i chętnie bym poszła xD Dobra, to chyba tyle z tych normalnych rzeczy, haha :) Nie będę Monice psuć tu reputacji xD Albo nie, jeszcze jedno: Będziemy wydawać własną gazetę o nazwie PELMON (wiadomo kto wymyślał, prawa autorskie wysuwają się na pierwszy plan xD) Prawda, że nazwa idealna? Ona mówi, że nie, ale ja wiem swoje :P
A wgl to mam piękną antyrame ze spotkania z Dul, bo dodałam już do niej zdjęcia ❤ Tak jak obiecałam, muszę Wam ją pokazać ;) Jak widać, nawet ta jędza (czyt. Monika) się tu znalazła, na zdjęciu z pociągu do Krakowa.
Koniec przemowy, proszę o rozejście się po internetach, haha xD Tzn nie, najpierw komentarz :P Następny pewnie jakoś znowu za tydzień, a może trochę wcześniej :) Wgl to tak teraz patrzę, że ten rozdział napisałam równo 5 miesięcy temu 14 marca :D 


niedziela, 7 sierpnia 2016

6. "Jesteśmy siebie warci"

Dulce:
Pablo oczywiście bardzo chętnie przyjął mnie do siebie. Warunki w jego domu były tragiczne i zapewne miał tu szczury. No cóż, mieszkał w jakiejś szopie na wysypisku śmieci, a więc miejsce zupełnie niegodne mnie, ale nie miałam wyjścia i musiałam tu być. Zresztą w sumie obecność Pabla rekompensowała mi te warunki. Opowiedziałam mu o wszystkim z płaczem i nerwami, a on przytulał mnie czule i pocieszał. Jest naprawdę dobrym przyjacielem.
-Spokojnie, tutaj Cię nikt nie znajdzie, bo nikt nie będzie chciał tu szukać. Możesz zostać u mnie nawet na zawsze.- powiedział, trzymając mnie za rękę.
-Bardzo Cię lubię i też chciałabym u Ciebie zostać na długo, ale... Co będę jeść?- na moje słowa wybuchł śmiechem.
-Dul, czy Ty myślisz, że ja nic nie jem?
-A masz tu jedzenie?
-No jasne, że mam. Przygotuję Ci kolację, jeśli chcesz.- wstał i otworzył lodówkę, której obecność bardzo mnie zaskoczyła.
-A co masz tam do jedzenia?- zapytałam niepewnie.
-No wiesz... Szczurze łapki, skórę węży, kocie flaki i takie tam. W sumie nic specjalnego, ale to bardzo zdrowe i pożywne.
-Żartujesz, prawda?
-Jasne, że tak. Dul, ja pracuję i wbrew pozorom mam co jeść.
-Aj sorki, nie chciałam Cię urazić.- zrobiło mi się troszkę głupio, bo na pewno go uraziłam.
-Nie przejmuj się, kochana. To zrozumiałe, że tak pomyślałaś.
-A tak na poważnie, to co możemy zjeść? Głodna jestem.
-No to sobie usiądź, a ja Ci coś przygotuję.
-Okej, czekam.
Po jakimś czasie już jadłam kanapki z serem. Trochę ubogo, ale niczego wiecej się w sumie nie spodziewałam. Po kolacji chciałam iść spać. Pablo odstąpił mi swoje łóżko, a sam położył się na hamaku. Przez pół nocy nie spałam przez myśli o wydarzeniach tego dnia, które nie dawały mi spokoju. Zresztą nie mogłam zasnąć, bo było mi niewygodnie na tym łóżku. Czułam każdą sprężynę, która mnie gniotła. No cóż, jestem wychowana w zupełnie innych warunkach, a więc do tego zbyt szybko się nie przyzwyczaję.

Ucker:
Zaczął padać deszcz, a więc koniec mojego spokojnego spaceru, czas znaleźć sobie nocleg. Poszedłem do domu Anahi i opowiedziałem jej o wszystkim. Niestety nie mogła mnie przyjąć, bo jej mama zna moich starych i mogłaby im donieść. Potem poszedłem do Poncha. U niego też nie mogłem się zatrzymać, bo przyjechali do niego kuzyni i nie ma miejsca. Zacząłem więc chodzić po domach innych kumpli, ale każdy odmawiał mi noclegu. Niektórzy nawet nie podali powodu. Załamany swoim życiem chodziłem po mieście bez celu. Deszcz lał i robiło się coraz później. Na ulicach było zupełnie pusto, a ja szedłem i próbowałem powstrzymać łzy, które same cisnęły mi się na zewnątrz. Tak, byłem bliski płaczu i przyznaję się do tego. I nie chodziło już o to, że karzą mi całe życie spędzić z Dulce, bo przecież małżeństwo to tylko zbędny papierek. Po prostu nadal było mi cholernie smutno z powodu tego, co usłyszałem od moich rodziców. Nigdy nie byli dobrzy, ale mimo wszystko ich kochałem, bo są moją rodziną. Ale dziś wszystkie resztki mojej miłości zgasły. Oni niszczą mi życie odkąd się urodziłem i to przez nich jestem taki, a nie inny. Te imprezy, dziewczyny, picie, ćpanie... W pewnym momencie myślałem, że dzięki temu ojciec przestanie uważać mnie za mięczaka i w końcu mnie doceni. Kiedy okazało się, że nie, to przynajmniej miałem już swoją ucieczkę od problemów no i tak zostało. To, że jestem taki agresywny i jak to mówi Dul, nie potrafię rozmawiać, to też wina moich starych. Oni zniszczyli nie tylko moje życie, ale i mnie. No dobra, trochę pomogła im Dula, która uwielbia uprzykrzać mi życie. Tyle, że jej czyny nie były tak wielkie. Ona podle mi dokuczała, ale tak naprawdę wyświadczała mi przysługę, bo nie raz nie zrobiłem czegoś głupiego przez nią, bo chciała mi zrobić na złość i mi przeszkodziła. Nasz konflikt zawsze był dziwny, a teraz się to skończyło. Być może to tylko chwilowy rozejm, ale w każdym razie nawet nasza nienawiść już nigdy nie będzie taka jak dawniej i pewnie będę za tym tęsknił. Lubiłem się z nią kłócić, bo zazwyczaj było to dość zabawne i urozmaicało moje nudne życie. Zresztą ona nie jest taka zła, bo mimo wszystko starała się mnie pocieszyć, kiedy wpadłem w szał po słowach rodziców. Potrafi być dobra, słodka i kochana, i za to ma u mnie duży plus. Ta sytuacja uświadomiła mi jeszcze jedną rzecz, a mianowicie to, że nigdy nie wolno liczyć na przyjaciół. Okej, Ann naprawdę nie mogła mnie przenocować, ale reszta po prostu uniknęła problemu. Takich mam przyjaciół... Nic nie jest tak, jakbym tego chciał, a teraz muszę spać pod mostem. Poważnie, tą noc spędziłem pod mostem przy rzece. Nie mogłem zasnąć, bo myślałem o tym wszystkim. Pomyślałem o Duli i cieszyłem się, że ona ma dobrego przyjaciela i nie musi spać na dworze w taką pogodę. Ona w życiu nie zgodziłaby się tutaj spać, bo to przecież taka delikatna księżniczka.

Rano postanowiłem, że pójdę poszukać innego miejsca do spania i czegoś do jedzenia. Oczywiście nie zamierzałem chodzić po śmietnikach. Poszedłem na rynek i ukradłem bochenek świeżego chleba, i dżem. Usiadłem w parku na ławce i zjadłem. Aj, jakie to było dobre. Potem stwierdziłem, że poszukam sobie pracy, ale nic z tego nie wyszło. Nie dziwię się, bo wyglądałem jak menel. Jednak nie rezygnowałem i poszedłem jeszcze do tego sklepiku, w którym pracuje Pablo. Kogo tam zastałem? Dulce, pomagała koledze w pracy. Na mój widok uśmiechnęła się słodko, po czym zmierzyła mnie wzrokiem i posmutniała.
-Co tu robisz?- zapytała, opierając się o ladę.
-Właściwie to... Szukam pracy.- odpowiedziałem niepewnie.
-Czemu? Blondyna nie chce Cie utrzymywać?- jak zwykle ze mnie zakpiła.
-Nie o to chodzi... Nie zatrzymałem się u niej.
-A gdzie? Pewnie u tego... Jak mu tam?...
-Nie. Spałem pod mostem.- powiedziałem, spuszczając głowę, by nie spotkać jej rozbawionego spojrzenia.
-Poważnie? Czemu? Nikt Cię nie chciał przygarnąć?- pytała, o dziwo bez śmiechu.
-No powiedzmy... Spałem pod mostem i jadłem kradziony chleb z dżemem. Dlatego teraz szukam pracy.
-Chodź, też będziesz pomagał Pablowi. Cholera, nie możesz spać pod mostem, bo się rozchorujesz.- była przejęta, czym bardzo mnie zszokowała. -Pablo!- pobiegła na zaplecze, gdzie był jej kolega.
Po chwili wróciła i powiedziała z szerokim uśmiechem:
-Zabieramy Cię do siebie. Będziesz mieszkał u Pabla.
-Serio?- nie mogłem uwierzyć, że Dulce załatwiła mi nocleg u chłopaka, któremu zawsze dokuczałem.
-Tak, mówię poważnie. A teraz chodź tu i mi pomóż, bo trzeba przynieść skrzynki.
Poszedłem do niej za ladę i objąłem ją mocno, dziękując. Posłała mi słodki, czuły uśmiech, a potem zagoniła mnie do roboty.

Dulce:
Wiem, że Ucker to mój wróg, ale niestety mam wielkie serce i zrobiło mi się go szkoda. Nie mogłam zostawić go na pastwę losu pod mostem. Umarłby z głodu i z zimna... Dobrze, że Pablo zgodził się go wziąć do siebie. Po pracy poszliśmy do domu, a Ucker był bardzo niezadowolony z tych warunków, chociaż nic nie mówił. Nie narzekał, bo pewnie nie chciał być niegrzeczny. Pablo zrobił nam obiad, a my na początku ciągle pytaliśmy z czego to. Oszukiwał nas znowu, że to z jakichś ohydnych rzeczy, ale później dał se spokój i powiedział, że to zwykłe mielone. Spędziliśmy całe popołudnie razem, grając w chińczyka. Wiem, że trochę słabe zajęcie, ale w sumie było bardzo wesoło. I ani razu nie pokłóciłam się z Uckerem! Na złość się zbijaliśmy i udawaliśmy obrażonych. To było naprawdę świetne. Nie sądziłam, że gra planszowa może być tak ciekawa i emocjonująca. Kiedy wygrałam, chciałam iść się wykąpać. Wtedy Pablo uświadomił mi, że u niego woda w kranie jest z deszczówki, czyli z beczki, stojącej na dworze. Nie podobało mi się to i szczerze mocno mnie odrzuciło. Na szczęście miał chociaż płyn do kąpieli, więc nie było tak źle. Wykąpałam się i owinęłam w ręcznik. Kiedy wyszłam z łazienki, oczy tych dwóch panów zwrócone były na mnie i moje praktycznie nagie ciało. Z szerokim, pewnym siebie uśmiechem usiadłam między nimi i założyłam nogę na nogę. Im obojgu nie było to obojętne, to widać.
-Zimno tu.- powiedziałam i przeszedł mi dreszcz.
-To może się ubierz?- zasugerował Ucker, przewracając oczami.
-Masz, przykryj się.- Pablo wykazał się większą kreatywnością i okrył mnie kocykiem.
-Dziękuje.
-Chcesz iść już spać?- zapytał mój kochany Pablito.
-Mhm, padam z nóg po tej pracy.
-Aj, Dulce... Jesteś zbyt delikatna, żeby pracować.
-Nie, po prostu nie jestem przyzwyczajona do jakiegokolwiek wysiłku fizycznego. Za kilka dni będzie lepiej.
-Skoro tak mówisz... No dobrze, to połóż się do łóżka. A Ty? No okej, odstąpię Ci mój hamak.- zwrócił się do Uckera.
-Mam spać na hamaku? A jak spadnę?- Ucker był lekko przerażony.
-Nie spadniesz, spokojnie. Kładź się tu, a ja pójdę na podłogę pod ścianę.
-No dobra...
-Pablo odstąpił Ci swoje łóżko, powinieneś podziękować.- szepnęłam do Uckera.
-Dzięki.- powiedział Christopher.
Poszłam się ubrać, bo przecież nie mogę spać w samym ręczniku z dwoma facetami w jednym pokoju. Kiedy wróciłam do pokoju, oni już spali. To znaczy byłam pewna, że śpią, ale Ucker jeszcze nie spał. Za to Pablo już chrapał. Położyłam się do łóżka, a po chwili usiadłam, bo i tak nie mogłam spać. Siedziałam smutna i bezbronna. Spojrzałam na Uckera i wtedy zobaczyłam, że on też nie śpi i siedzi tak samo jak ja.
-Czemu nie śpisz?- zapytałam, przyglądając mu się.
-Bo martwię się, co będzie dalej.- odpowiedział cicho.
-Ja też martwię się o swoją przyszłość, bo z Tobą raczej będzie zniszczona.
-Znowu zaczynasz?- lekko go rozdrażniłam, bo podniósł głos i odwrócił ode mnie głowę.
-Przepraszam, nie chciałam.- powiedziałam słodkim głosem. -Jestem cały czas zdenerwowana i sama nie wiem, co gadam.
-To podobnie jak ja. Cholera jasna, jakie to wszystko jest durne! Chowamy się przed naszymi rodzicami, żeby nie kazali nam wziąć ślubu, a i tak jesteśmy tu razem i teraz nagle się dogadujemy.
-Tak, to jest dziwne. Wszystko, całe nasze życie to dno i pełno w nim niepotrzebnych kłótni. Ciekawe, czy byśmy byli dla siebie mili, gdybyśmy już dawno znali ich plany.
-No ciekawe... Ale raczej tak, bo my oboje robimy wszystko dla własnej korzyści. Zawsze byliśmy wrogami, ale w sumie to jesteśmy siebie warci.- stwierdził, śmiejąc sie.
-No trochę racja. Oboje mamy nasrane we łbie, jesteśmy samolubni, wredni i podli.
-I chamscy, uparci, fałszywi, złośliwi, i przebiegli.- dodał z uśmiechem.
-I dlatego tak się nie lubimy.
-Tak, to chyba dlatego. Ale wiesz co Ci powiem?- wstał z hamaka i usiadł koło mnie na łóżku.
-Co?- zapytałam lekko zdezorientowana, patrząc mu w oczy.
-Wczoraj, siedząc pod tym mostem, pomyślałem o Tobie. Cieszyłem się, że Ty masz gdzie spać, jesteś bezpieczna i nie musisz spać na dworze w taką ulewę.- wyznał, trzymając mnie za rękę.
-To miłe, dziękuję za troskę. Przyznam, że ja też o Tobie myślałam. Miałam takie dziwne przeczucie, że coś Ci się dzieje.
-Nie mogę uwierzyć, że jesteśmy w tej chwili ze sobą tak szczerzy i gadamy spokojnie, otwarcie.
-No proszę, jednak potrafisz rozmawiać.- zaśmiałam się słodko.
-A Ty potrafisz nie być złośliwa.
-Staram się. Zrozumiałam, że nasze kłótnie były bez sensu i musimy się teraz pogodzić, bo inaczej wylądujemy przed ołtarzem.
-To byłaby masakra...
-Obiecaj mi, że w razie co, nasze relacje pozostaną takie jak teraz.
-Okej, obiecuję.
-Dobra, zmykaj mi stąd, bo chcę spać.- zepchnęłam go z łóżka.
-No dobrze, słodkich snów Dul.- cmoknął mnie w policzek i poszedł na hamak.
Położyłam się w jego stronę i przyglądałam mu się, a on mi. Po jakimś czasie zasnęłam.




Jestem w końcu!! :)
Przez cały dzień nie miałam czasu dodać i dopiero teraz się zebrałam. Masakra... Jestem wykończona i trzy dni z rzędu szłam spać o 23!! Rozumiecie to? Pelasia spała przed 12 w nocy xD Cud po prostu, ale byłam tak cholernie zmęczona po przeprowadzce... Wszystko mnie boli, choć i tak już mniej. Zakwasy mam po prostu wszędzie od noszenia tych worków i kartonów z 3 piętra na 3 piętro. Masakra... 17 worków, ponad 20 kartonów i jeszcze jakieś inne rzeczy w torbach i wgl. Łącznie chyba z 50 razy wlazłam na te 3 piętro, bo z mamą prawie same nosiłyśmy to wszystko, bo panowie z ekipy nosili meble. Na nogach to se takie mięśnie wyrobiłam, że są aż twarde i normalnie jeszcze ładniejsze xD Aż zasnąć nie mogłam tak mnie wszystko bolało :/ Ale już na szczęście praktycznie wszystko rozpakowane (zostały mamy 2 kartoniki). Oczywiście kto to wszystko ogarniał i układał? Pelasia, bo mama ciągle w pracy. Jestem z siebie dumna, bo ja leń do potęgi ogarnęłam całe mieszkanie prawie sama, skręciłam biurko, a jutro jeszcze mam umyć okna. Nie mam już na nic siły, bo wgl coś mam chyba z kręgosłupem, bo mnie strasznie boli jak się nawet trochę nadźwigam, a po tej przeprowadzce to już wgl umieram :( Muszę się chyba wybrać do lekarza, bo jestem stanowczo za młoda na taki ból kręgosłupa :/ 
Za 2 dni przyjeżdża Monisia, która pewnie nawet tu nie zagląda, no ale trzeba o tym napisać ;) Ok, to ja kiedyś dodam następny kochane moje :* Strasznie się cieszę, że jest tu ostatnio tak dużo komentarzy i wgl, bo bardzo mnie to motywuje i może już jutro zacznę coś pisać :D A może nawet dzisiaj?... Ale to na telefonie, bo tablet ma 4% baterii, więc będę pisać trochę to nowe opko. Także no... Mowa, kazanie odprawione, do następnego :* 

poniedziałek, 1 sierpnia 2016

5. "Nie przyzwyczajaj się"

Dulce:
Po wyjściu rodziców, stałam na środku wielkiego salonu, płakałam i patrzyłam jak wryta w bliżej nieokreślony punkt. Byłam zła jak nigdy wcześniej, ale jednocześnie tak strasznie bezbronna. Przytłaczało mnie to, że moje życie od dawna było zaplanowane za moimi plecami. No i sam fakt, że mam być żoną Uckera! To chyba jakiś fatum... Czemu akurat on?!
-Odejdź stąd!- krzyknął Ucker i zupełnie niedelikatnie przestawił mnie pod ścianę.
Na początku nie zrozumiałam, o co mu chodzi i trochę się przestraszyłam. Po chwili już wiedziałam, że on chciał mnie po prostu chronić. Zaczął rozwalać wszystko w tym pokoju. Uderzał pięściami i kopał w drzwi, szafy i ściany, przewracał drobne meble takie jak kanapa czy krzesła... Przerażał mnie cholernie, więc dla własnego bezpieczeństwa usiadłam w kącie i skuliłam się jak najbardziej, chowając głowę w kolana. I wyglądało to tak, że Ucker latał jak opętany po doszczętnie zniszczonym pokoju, a ja po prostu siedziałam i ryczałam. Były to jedne z najgorszych i najtrudniejszych chwil w moim życiu. Nie potrafiłam poradzić sobie z emocjami, z uczuciami. Z nim działo się za pewne to samo, ale zamiast płakać, wyżywał się na meblach. Cieszyłam się, że zlitował się nade mną i mnie odsunął, bo inaczej pewnie zrobiłby mi krzywdę, bo ewidentnie nie panował nad sobą.
Po jakimś czasie uspokoił się i usiadł koło mnie na podłodze. To znaczy nie tak koło mnie, bo kawałek dalej. Widać było, że się zmęczył tą złością i opadał z sił. Ja też się już wyciszyłam i przyglądałam się jemu ze smutkiem. Wyglądał jak siedem nieszczęść, zresztą ja za pewne też.
-Nie gap się tak.- burknął, rzucając mi beznamiętne spojrzenie.
-Nie traktuj mnie tak. Ja też przeżywam dramat, wyobraź sobie... I myśl czasami, co mówisz.- nawiązałam oczywiście do tego, że upodobnił mnie da naszych starych.
-Zamknij się, nie gadaj nic. Twój głos mnie tak wkurwia, że mam ochotę Ci wyjebać.- powiedział z agresją.
-Do cholery jasnej, nie rzucaj się tak. To nie moja wina, więc nie masz prawa się na mnie wyżywać.
-Nie wyżywam się na Tobie, dobrze wiesz.- wskazał na bałagan w pokoju.
-No okej... Dzięki, że mnie oszczędziłeś. Ale zapewniam Cię, że nie poczujemy się lepiej, jeśli będziemy się na siebie wydzierać i se dopierdalać.- wstałam i podeszłam do niego. -Proponuję rozejm. Teraz mamy innych wrogów i musimy wyjść z tego bagna razem. W najgorszym wypadku wpadniemy w nie po uszy też razem. Przynajmniej już będziemy umieli trochę współpracować. To jak, wstaniesz i coś wykombinujesz?- wyciągnęłam do niego rękę, by pomóc mu wstać.
-Co mam niby kombinować?- zapytał, wstając.
-No nie wiem... Może jak stąd wyjść?!- powiedziałam z ironią i lekką irytacją.
-No dobra, chociaż nie widzę w tym sensu. Po cholerę kombinować, jeśli nasz los jest już przesądzony i nie mamy szans na własne życie?!- znów wybuchł i zaczął wymachiwać łapami.
-Proszę Cię, uspokój się!- powiedziałam głośno ale w sumie dość spokojnie. -Nerwy i krzyki naprawdę w niczym nam nie pomogą. Ogarnij się i wymyśl coś, do cholery!- podniosłam głos, także żywo gestykulując.
-A to nie Ty jesteś od myślenia i kombinowania w każdej sytuacji?- zapytał z lekkim uśmiechem.
-Tak, ale teraz nie jestem w stanie.
-A ja mam pomysł, który za pewne Ci się nie spodoba.- powiedział triumfalnie i złapał mnie za rękę. -Wyjdziemy oknem.
-O nie, nie, nie... Mam dość chodzenia po balkonach. Nie ma innego sposobu?- zaprotestowałam słodkim głosem.
-Niestety nie. Ale spokojnie, tutaj jest nisko. Jesteśmy na parterze, więc musimy tylko skoczyć.
Już po chwili Ucker był na zewnątrz, a ja pomału zsuwałam się z parapetu. Skoczyłam, a on chwycił mnie mocno w pasie, żebym nie upadła. Muszę przyznać, że ma dobry refleks i nawet da się z nim współpracować. Musieliśmy okrążyć dom, żeby dojść do bramy. W jednym z pokoi było otwarte okno i ktoś tam był. W pewnym momencie usłyszeliśmy okropne słowa, a mianowicie rozmowę rodziców Uckera.
-Nie mogłem się doczekać tej chwili. Wreszcie pozbędziemy się tego bachora.- powiedział ojciec Chrisa.
-W końcu będziemy mieli spokój. Teraz to ona będzie miała problem w postaci idioty w domu.- dopowiedziała jego matka i zaczęli się śmiać.
-Wiesz co? Teraz po raz pierwszy w życiu cieszę się, że urodziłaś tego benkarta. Już drugi raz nieźle na nim zrobimy.
-No, to fakt. Wtedy dali nam kasę, żebym nie usuwała dzieciaka, bo w przyszłości będziemy mieli z tego wspólny zysk. No i się doczekaliśmy. Połączymy firmy, a my będziemy bogatsi.- gadali okropne rzeczy, a Ucker już zaczynał się denerwować i aż trząść ze złości.
-Chodźmy, nie słuchaj tego.- szepnęłam i spojrzałam w jego już mokre od łez oczy.
-Zajebiście się złożyło, że ten frajer zaczął ćpać. Nie obchodzi mnie, co on robi, ani czy coś bierze... Może się nawet zabić, ale po ślubie. Dzięki temu, że oboje są tak durni i ciągle się kłócą, nam jest łatwiej i mamy pretekst, żeby to przyśpieszyć.- kontynuowali, a ja widziałam, że Ucker już ledwo to wytrzymywał.
-Ucker, chodź. Nie warto tego słuchać.- podeszłam do niego bardzo blisko i objęłam go od tyłu, głaskając po ramieniu.
-Odejdź.- powiedział groźnym, ale dziwnie spokojnym głosem, a ja przytuliłam go mocniej. -Odsuń się, kurwa!- odepchnął mnie, a ja przez chwilę byłam przerażona.
Znów wpadł w szał, ale zbytnio nie miał czego tu rozwalać. Wziął więc siekierę i zaczął uderzać nią we wszystko, co popadnie. Był to naprawdę straszny widok i bardzo się bałam. Jakby nie było, jestem jego wrogiem, więc teoretycznie mi też bez problemu mógłby tym zajebać. Wbiłam się w ścianę i czekałam, aż się uspokoi. Po jakimś czasie wyrzucił ostre narzędzie gdzieś daleko i opadł bezsilnie na ziemię. Szybko do niego podbiegłam i go przytuliłam. Wiem, nie lubię go, ale to naprawdę wyjątkowa sytuacja i zrobiło mi się go szkoda.
-No już, spokojnie.- mówiłam cicho i spokojnie wprost do jego ucha.
-Nawet sobie nie wyobrażasz, jak boli usłyszeć takie słowa z ust rodziców.- wydukał, patrząc na mnie tak strasznie smutnymi oczami.
-No już dobrze, chodźmy stąd.- wstałam i podałam mu rękę.
-Dziękuję.- szepnął i wtulił się we mnie niczym dziecko.
-Nie ma za co. Ale nie przyzwyczajaj się, bo i tak Cię nie lubię.- musiałam dodać dla rozluźnienia atmosfery, a on rzucił mi tylko ciepłe spojrzenie.
Kiedy przechodziliśmy przez płot, zobaczyliśmy dla odmiany moich rodziców przy samochodzie, bo najwyraźniej znowu tu przyjechali. Oni niestety prowadzili bardzo podobną rozmowę.
-Cholera, warto było zainwestować w tego bachora Uckermannów. Dzięki ich firmie będziemy mieli tyle kasy.- powiedział mój ojciec.
-I wreszcie pozbędziemy się tej znajdy.- zaśmiała się matka.
-Jak możesz tak mówić? Przecież to twoja kochana córeczka.- stwierdził z ironią i zaśmiał się szyderczo.
-Gorszej bzdury nie słyszałam. Córeczka... Nie zapominaj, że to bachor znaleziony na śmietniku.
-Przecież nie da się o tym zapomnieć. Widać i słychać od razu, że nie jest kobietą z wyższych sfer. Będziemy mieli w końcu spokój i teraz to ten dureń będzie się za nią musiał wstydzić.
-Kto by pomyślał, że tak zarobimy usuwając naszego dzieciaka, a znajdując przypadkiem innego...
-Na naszym byśmy nie zarobili, bo potrzebna nam była dziewczynka. Los się do nas uśmiechnął, a teraz nas wynagrodzi za lata spędzone z tą głupią dziwką.
Nie mogłam już tego dłużej słuchać i zaczęłam stamtąd uciekać. Biegłam przed siebie, a Ucker za mną. Płakałam tak bardzo, że nic nie widziałam na oczy. Prawie wpadłam pod samochód, ale na szczęście Ucker mnie złapał i przeprowadził przez ulicę. Później jednak mu się wyrwałam i biegłam dalej przez park. Nie znałam zbytnio tego miejsca i mało nie wpadłam do stawu. Dobrze, że w ostatniej chwili się zorientowałam, że jestem na moście i się zatrzymałam. Wtedy nie mogłam już w żaden sposób uciec przed Uckerem, chociaż w sumie to nie o to chodziło. Kiedy do mnie podszedł, rzuciłam mu się w ramiona. Przytulił mnie mocno, a ja aż się zanosiłam płaczem i drżałam.
-No już, cichutko.- próbował mnie uspokoić i delikatnie kołysał w swoich objęciach. -Wiem, jak to boli.- dodał i pocałował mnie czule w głowę.
-Nie zniosę tego dłużej.- wydukałam. -Nienawidzę mojego życia i całego tego zjebanego świata! Mam ochotę uciec, chociażby na inną planetę gdzieś, gdzie nikt mnie nie znajdzie i będę wolna. Chcę sama decydować o swoim życiu i nie chcę nigdy więcej ujrzeć na oczy tych ludzi. Nienawidzę ich! Chcę umrzeć, to najlepsze rozwiązanie. Mam dosyć życia!- krzyczałam, lamentowałam i płakałam ciągle wtulona w Uckera.
-Uspokoisz Ty się i przestaniesz tyle gadać?- zapytał niby niezbyt delikatnym zdaniem, ale jednak czułym i słodkim głosem.
-Masz mnie dosyć, wiem... Wszyscy mają mnie dosyć zapewne odkąd się urodziłam.- odsunęłam się od niego i usiadłam na brzegu pomostu.
-Nie mów tak.- usiadł koło mnie.
-Ale przecież tak właśnie, kurwa, jest! Moi prawdziwi starzy też mnie nie chcieli i wystawili mnie na śmietnik. To okropne uczucie, wiesz? Jestem niechcianym dzieciakiem bez jakiejkolwiek przyszłości.- dalej gadałam i się nad sobą użalałam.
-Wiem, jak się czujesz. Twoi starzy zapłacili moim, żebym w ogóle pojawił się na świecie. Jestem tu tylko po to, żeby moi rodzice mieli z tego korzyści. Zawsze wiedziałem, że się dla nich nie liczę i ważniejsze są pieniądze, ale nie do tego stopnia. To już jest przesada i tak samo jak Ty wolałbym zginąć niż żyć ze świadomością, że jestem zbędny.
-To zabijmy się razem.
-W tym momencie żartowałaś?- jego mina była bezcenna.
-Raczej tak. Ale to w sumie nie jest głupi pomysł, bo ślad by po nas zaginął i nie musielibyśmy brać ślubu.
-A naszą śmiercią i tak nikt by się nie przejął.- podsumował Ucker.
-No jak to nie? Przecież by zbiednieli bez nas...- próbowałam rozładować napięcie.
-A no też prawda. Co dalej?- zapytał, patrząc na mnie uważnie.
-Nie wiem. Ale jedno wiem na pewno... Nie wyjdę za Ciebie. Nie dam się wykorzystywać i będę żyła po swojemu.
-Mhm... Ciekawe za co. Zrozum, że oni mają nas w garści. Nie oszukujmy się, że jesteśmy dzieciakami, które nie potrafią żyć bez wygód materialnych i zginiemy z głodu, bo nie znajdziemy sobie sami pracy. Nie ma szans, żebyśmy dali sobie radę.
-Aj Ucker, ciota z Ciebie. Boisz się i chcesz się teraz poddać? Wolisz wziąć ze mną ślub niż teraz zastanowić się co dalej?! Powiem Ci, że wolałabym mieszkać w kartonie niż z Tobą w jednym domu. Dlatego lepiej wymyślmy coś teraz, żeby nie męczyć się ze sobą do końca życia.
-Do końca życia? O matko... Jak nic wylądowałbym w psychiatryku. Musimy coś zrobić i to szybko.
-To nie było miłe.- stwierdziłam z powagą.
-Ty za zwyczaj też nie jesteś zbyt uprzejma.
-Taki mój urok, kochany.- powiedziałam słodko i posłałam mu niewinny uśmiech.
-Nie szczerz się tak. Mam pomysł, co zrobimy. To znaczy nie wiem jak Ty, ale ja mam przyjaciół, którzy mnie przygarną.
-Jasne, leć do tej głupiej blondyny i najlepiej to z nią weź ślub.
-Zachowujesz się, jakbyś była zazdrosna. Ile razy mam Ci mówić, że Ann jest moja przyjaciółką?
-Nie tłumacz się, nie obchodzi mnie to. No ale okej, idź do niej. Ja też mam gdzie iść.
-Mhm, ciekawe gdzie?
-Do Pabla, to mój przyjaciel.
-A wiesz w ogóle gdzie on mieszka?- zapytał z kpiną.
-Nie, ale wiem, gdzie pracuje. Właśnie zaraz kończy pracę, więc na niego poczekam, a on mnie przygarnie do siebie do domu.
-Yhm, to super, czyli musimy się rozdzielić. Tylko jak starzy Cię znajdą, to mnie nie wydaj.
-To jasne, że tego nie zrobię. Dopóki Cię nie będzie, to i tak nie wezmę z Tobą ślubu.
-Aj no wolałem się upewnić.
-Naucz się, że ja wszystko robię dla własnej korzyści, więc w tym przypadku Tobie też kłopotów nie narobię.- wyjaśniłam mu w końcu pewną bardzo ważną zależność, wstałam i szłam dość szybkim krokiem.
-Poczekaj, nie idź sama!- zawołał za mną, co strasznie mnie zszokowało.
-Czemu?- odwróciłam się, a on był tuż za mnie.
-Bo jest późno, a tutaj nie jest bezpiecznie.
-Martwisz się o mnie?- zapytałam z szerokim uśmiechem.
-A chcesz, żeby tak było?
-Wiesz co?... Mimo, że Cię nie lubię, to cieszę się, jeśli chociaż Ty będziesz się o mnie martwił. Zawsze to lepsze niż nic.
-No dobrze, to załóżmy, że trochę się o Ciebie martwię i wolę iść z Tobą przez ciemny park. Nie no wiesz, nie chcę Cię mieć na sumieniu.- uśmiechnął się słodko i poszliśmy.

Ucker:
Po jakimś czasie dotarliśmy pod jakiś lipny sklepik, w którym pracuje ten cały Pablo. Stojąc przed drzwiami, Dulce cofnęła się na chwilkę do mnie.
-Dziękuję Ci.- powiedziała i rzuciła mi się na szyję.
-Ale za co?- byłem kompletnie zdezorientowany, ale mimo to objąłem ją niepewnie.
-Za to, że za mną pobiegłeś i nie zostawiłeś mnie samej. Oboje jesteśmy w tak samo trudnej sytuacji i zdaję sobie sprawę z tego, że wolałbyś spokój niż moje głupie gadanie. A mimo to wytrzymałeś ze mną jakiś czas bez kłótni, dzięki.- wytłumaczyła, a mi pozostało się do niej uśmiechnąć.
-Myślę, że mimo wszystko tworzymy zgrany zespół i gdyby nie odwieczna nienawiść moglibyśmy się zaprzyjaźnić.- stwierdziłem.
-Tak, ale w tej sytuacji wolałabym Cię więcej nie spotkać. Nie wiem, jak to będzie, ale coś wymyślę, żeby się odciąć od dotychczasowego życia. Tak więc żegnaj mam nadzieję na zawsze. I wcale nie powiedziałam tego złośliwie.- mówiła ze smutkiem, ale jednak nie tylko... Uśmiechała się słodko i patrzyła mi w oczy, a ja czułem, że była szczera.
-Jesteś najlepszym wrogiem, jakiego miałem.- zaśmiałem się, ale mi w sumie też było smutno.
-Ty moim też. I zapamiętaj raz na zawsze, że ten samochodzik z przedszkola był mój.
-Jeszcze o nim pamiętasz?
-No jasne, że tak. Od tego nieszczęsnego autka się wszystko zaczęło. No dobra, pa. Obyśmy następnym razem spotkali się za parę lat, kiedy będziemy mieli już swoje rodziny i nikt nie zmusi nas do ślubu.
-No oby, papa.- teraz to ja ją przytuliłem, po czym poszedłem.
Kiedy się obróciłem, zobaczyłem ją już z Pablem. Szedłem ciemną ulicą i myślałem o tym wszystkim. Byłem załamany tym, co się dzieje. Przy Duli starałem się tego nie pokazywać, bo ona była już dosyć przybita. Ta sytuacja była okropna, ale dzięki temu troszkę ociepliły się moje relacje z Dul. Muszę przyznać, że nie jest taka, za jaką ją miałem i o dziwo nawet da się z nią wytrzymać. Nieco zmieniłem o niej zdanie, ale to nie powód, żeby się żenić. Wiele razy wyobrażałem sobie moją żonę i była ona całkowitym przeciwieństwem Dulce, a więc nie ma nawet szans, żeby coś nas kiedyś połączyło. Zresztą po co się w ogóle nad tym zastanawiać? Przecież za żadne skarby nie zgodzę się na te małżeństwo! To jedna wielka głupota, zupełnie jakby połączyć głupotę naszych rodziców. Ale mam nadzieję, że oni nas teraz w ogóle nie znajdą i więcej ich nie zobaczę.


Przybywam, jestem, zostawiam Wam rozdział szybko i lecę ;) Ostatnio w komentarzu ktoś zapytał, który rozdział piszę i stwierdziłam, że nie będę sama sobie nabijać komów i odpowiem tu xD No więc piszę 25 rozdział (na jakieś 50) i jakoś powoli, ale idzie :) A wgl to nie mogłam się powstrzymać i zaczęłam pisać też nowe opowiadanie, ale na razie staram się jeszcze skupiać na tym obecnym. Szczerze nie bardzo lubię pisać dwa na raz, bo mi się wtedy wszystko miesza, albo jeden piszę ciągle, a drugi wcale... No ale dobra. 
Pytałyście jeszcze, jak tam wakacje... Powiem tak: jak zwykle. Czyli większość czasu siedzę w domu i... Nie no chwila, ja się nigdy nie nudzę xD Masakra, jestem tak zarobionym człowiekiem, że zawsze mam co robić i jeszcze mi czasu nie starcza :) Więc tak w skrócie: piszę rozdziały, oglądam rebelde, uczę się hiszpańskiego, jeżdżę z mamą po sklepach i kupuję rzeczy do szkoły i czasem siedzę trochę z kuzynką. Ale żeby nie było tak pięknie i nudno, to jeszcze pakuję cały pokój w kartoniki (co powinnam robić również w tej chwili), bo w czwartek się przeprowadzamy (4 raz w ciągu 3 lat, taka sytuacja xD) Masakra, jak ja tego nie lubię :/ Wgl to po 8 miesiącach w końcu kupiłam antyramę na plakat z autografem Dulisi, bo w końcu będę miała go gdzie powiesić <3 Muszę jeszcze kilka zdjęć wywołać i powstanie coś pięknego (mam nadzieję xD). Jak będzie gotowe to się pewnie tutaj pochwalę ;) Jak zwykle piszę tu swój życiorys, jakbym nie miała nic ważniejszego do roboty xD Powinnam mieć osobnego bloga o swoim życiu... Oj, byłby ciekawy, haha :D Ale wracając do mojego jakże ciekawego życia:
ZA TYDZIEŃ PRZYJEŻDŻA DO MNIE MONISIA!! <3 Tak, ta małpa, która rozdziały tak rzadko dodaje :P Ale dobra, nie czepiam się, bo i tak nie mam kiedy ich czytać i mam zaległości u wszystkich (które kiedyś na pewno nadrobię) xD
A wgl to widzę, że podoba Wam się to opowiadanie i bardzo mnie to cieszy, bo nawet te dawne "tłumy" wracają ;) Tylko mam nadzieję, że przez całe opko będzie tak pięknie i Was nie zawiodę, bo początek to nawet mi się strasznie podoba, a później już tak średnio ;P I ostrzegam, że rozdziały będą coraz dłuższe ;)
O matko, kiedy ja tutaj tyle tego napisałam? Tak piszę i piszę i patrze w górę "o kurde, jak dużo" xD
Jeśli chcecie to wiedzieć, a na pewno(?) to idę teraz malować paznokcie (które są wreszcie ładne i długie, i tak fajnie stukają w klawiaturę, do czego zupełnie nie jestem przyzwyczajona), a później biorę się za pakowanie... Tak strasznie mi się nie chce!!