środa, 27 kwietnia 2016

35. "Za miłość się nie dziękuje"

Kiedy skończyliśmy jeść, Ucker wziął mnie za rękę i poprowadził na kanapę. Czułam, że to będzie długa i wyczerpująca rozmowa. Chyba nie byłam na nią gotowa, więc opracowałam sobie plan idealny.
-Kochanie, teraz się nie wykręcisz od rozmowy...- powiedział, siadając blisko mnie trochę na przeciwko.
-Znam lepsze zajęcie niż rozmowa.- rzuciłam się na niego i zaczęłam namiętnie, a nawet agresywnie całować.
Oczywiście aktywnie oddawał moje pocałunki, a ja już w duchu cieszyłam się, że udało mi się odciągnąć go od rozmowy i zajmie się moim ciałem. Zaczęłam szybko ściągać jego koszulkę. Nagle złapał mnie za ręce, by mi je unieruchomić i powiedział, śmiejąc się:
-O nie, skarbie... Nie tym razem.
-Nie chcesz się ze mną kochać?- zapytałam zawiedziona słodkim głosem.
-To nieważne. Ważne jest to, że jesteś podłą i przebiegłą kusicielką, a ja nie dam się złapać na twoje gierki. Jeśli ze mną pogadasz i się nie pokłócimy, to obiecuję Ci upojną noc. Ale teraz już siadasz i słuchasz tego, co mam Ci do powiedzenia.- kurde, nie udało się...
-Od kiedy Ty taki stanowczy?- zapytałam obrażona.
-Odkąd chcesz pozbyć się mojego dziecka.- odpowiedział, a te słowa odbiły się echem w mojej głowie.
-Nie pozbyć...- zaprotestowałam ze łzami w oczach.
-A jak to nazwiesz? Jeśli kogoś nie chcesz, to jest to jednoznaczne z pozbyciem się go. Wychodzi na to samo.
-Ty nic nie rozumiesz... To nie jest tak, że ja nie chcę tego dziecka, bo ja bym chciała je z Tobą mieć.
-No to ja już nic nie rozumiem... Chcesz pozbyć się dziecka, które w rzeczywistości już kochasz i Ci na nim zależy?
-Nie chcę się go pozbyć! Źle dobierasz słowa.
-A jak inaczej nazwiesz wykonanie aborcji?
-Aj, Ucker... Moja sytuacja jest inna niż innych matek, które to robią.
-Tak, zupełnie inna. Zazwyczaj dziecka pozbywają się osoby, które go nie chcą. I raczej nie płaczą tyle z tego powodu. Ty wcale nie chcesz tego zrobić, tylko sobie to wmawiasz. Wbiłaś se do głowy jakieś bzdury i nie dajesz sobie nic przetłumaczyć. Nie możesz zabić własnego dziecka tylko dlatego, że jesteś tchórzem i masz jakąś paranoję.
-Nie bzdury i nie paranoja! Boję się o siebie i nasze dziecko, i stąd to wszystko. Czemu nie możesz tego zrozumieć?!- już podniosłam głos i płakałam jak opętana.
-Uspokój się, rozmawiajmy normalnie. Kochanie... Ja to naprawdę rozumiem. Ja też się cholernie boję o Ciebie i nie mogę wyobrazić sobie, co by było, gdyby nasze dziecko rzeczywiście było chore.
-A mimo to karzesz mi urodzić to dziecko...
-A wiesz dlaczego? Posłuchaj... Pozwoliłbym Ci na to, gdybym miał pewność, że życie dziecka lub twoje jest zagrożone. Wtedy nie miałbym żadnych wątpliwości i bym się zgodził.
-Ale przecież to zagrożenie istnieje.- utrzymywałam dale swoje.
-W twojej głowie, Dul. Zrozum, że możesz zrobić największą głupotę w swoim życiu. Okej... załóżmy, że teraz się na to zgodzę. Dokonasz aborcji i co dalej? Nigdy już nie będzie tak jak dawniej, wiesz o tym?
-Dlaczego niby? Po prostu będziemy żyć sobie spokojnie i bez strachu.
-Nadal nie ogarniasz?... Zabijesz nasze dziecko, co będzie już nieodwracalne. Oboje będziemy cholernie cierpieć z tego powodu i pewnie ciągle zadawać sobie pytania typu "Co by było gdyby...?" Wiesz jakie będziesz miała wyrzuty sumienia? Non stop będziemy myśleć o tym, czy słusznie to zrobiliśmy. Co jeśli pozbędziesz się zdrowego dziecka, które mogłoby być naszym najdroższym skarbem? Teraz żyjesz w ciągłym strachu, więc nie myślisz o tym w ten sposób. Ja widzę to zupełnie obiektywnie, więc jestem w stanie z Tobą o tym gadać w miarę spokojnie. Odrzuć na chwilę wszystkie obawy i spróbuj po prostu pomyśleć o tym, jak piękne będzie nasze życie z dzieckiem, jak będziemy szczęśliwi. Pamiętaj, że usunięcie tej ciąży nie będzie oznaczało pozbycia się kłopotu. Jesteś zbyt wrażliwa i uczuciowa, żeby o tym zapomnieć. Naprawdę nie możesz tego zrobić.- rozgadał się, a ja słuchałam go, płacząc coraz mocniej. Czułam, że ma 100% racji, ale jednak nadal nie byłam co do tego przekonana. -Nie płacz już, błagam...- powiedział także ze łzami w oczach, przytulając mnie czule.
-Kochanie, tak bardzo się boję...- wydukałam cichutko mocno drżącym głosem.
-Wiem, misiu, wiem... Proszę Cię tylko, żebyś spróbowała się już tak nie denerwować i nie panikować. Zacznij myśleć racjonalnie i odpowiedz sobie na pytanie: Czy jesteś w stanie zabić swoje dziecko?- przytulał mnie, głaskał i całował, żeby mnie uspokoić.
Zamilkłam na około dwie minuty i tylko płakałam. Nie wiedziałam już, co o tym myśleć. Tak jak Ucker mówił, odrzuciłam na chwilę strach i myślałam zupełnie pozytywnie. Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie nasze dziecko i naszą szczęśliwą rodzinę. To był najpiękniejszy obraz, jaki kiedykolwiek widziałam. Uspokoiłam się i teraz już po moich policzkach ciekły łzy wzruszenia. Na moich ustach pojawił się lekki uśmiech.
-Jesteś w stanie to zrobić?- zapytał ponownie, wyrywając mnie tym z głębokiego zamyślenia.
-Nie! Nie mogę zrobić czegoś takiego, nie!- krzyknęłam, wtulając się w ukochanego.
-No już myszko, spokojnie...- uspokajał mnie, głaskając po plecach i ramionach, i całując czule.
-Jestem idiotką, prawda?
-Nie przesadzaj... Najważniejsze, że masz tego świadomość.- chciał mi dokuczyć, żebym odpyskowała i zaśmiał się słodko.
-Normalnie już dostałbyś w łeb, ale nie mam na to siły.- powiedziałam, uśmiechając się przez łzy.
-To szkoda, że nie masz siły, bo o dziwo nawet się nie pokłóciliśmy. Ale w takiej sytuacji upojna noc raczej odpada.
-Przykro mi, ale raczej tak. Zaniesiesz mnie do łóżka?- poprosiłam słodko.
-Jak to do łóżka? Nie jesz już nic, nie kąpiesz się nawet?
-Nie jestem głodna, bo dopiero zjedliśmy obiad, a wykąpię się rano. Jestem cholernie zmęczona i bolą mnie oczy od płaczu. Zresztą jakoś nie najlepiej się czuję.- wyjaśniłam naprawdę słabym głosem.
-No dobrze, chodź księżniczko.- wziął mnie na ręce i tak jak chciałam, zaniósł do sypialni. -Przebieraj się w piżamkę, a ja Ci przyniosę lekarstwa, które musisz wziąć.- powiedział i wyszedł do kuchni. Szybko przebrałam się w piżamę i od razu położyłam się do łóżka. Po chwili wrócił Ucker ze szklanką wody i trzema tabletkami.
-Proszę, weź to.- powiedział, podając mi szklankę i tabletki.
-Dziękuję, że jesteś przy mnie.- przyciągnęłam go do siebie i pocałowałam.
-Nie dziękuj, bo za miłość się nie dziękuje.
-Kocham Cię najbardziej na świecie.- wyznałam, po czym położyłam się, a on wstał i podszedł do drzwi.
-Dobranoc, perełko.- powiedział, powoli zamykając drzwi od pokoju.
-A Ty gdzie się wybierasz? Tu powinieneś być.
-Ogarnę tylko w kuchni, wykąpie się i przyjdę, ale pewnie będziesz już spała.- no i gdzie znajdziesz takiego drugiego? Kochany mój nawet posprząta z własnej woli.
-Okej, więc dobranoc.
Przytuliłam się do poduszki i szybko zasnęłam. Byłam po prostu strasznie zmęczona tym płaczem i całymi tymi dwoma dniami.

Obudziłam się, a Uckera nie było ze mną w łóżku. Wstałam i poszłam do kuchni. Byłam pewna, że tam go znajdę, ale nie. Na stole był talerz z kanapkami, a obok leżała karteczka z napisem "Kochanie, ja musiałem iść na trochę do pracy. Masz tu śniadanko i pamiętaj wziąć tabletki :* " Ach ten mój Uckerek... Nawet mnie teraz nie zostawi samej w domu bez gotowego jedzenia. I musiał przypomnieć mi o tabletkach... Ja to się z nim mam i to pewnie zbyt prędko się nie skończy. To takie słodkie, że on chce się mną opiekować, robi mi śniadanko i tak pilnuje tych lekarstw. Z nim to kurde nawet umierać można.
Poszłam najpierw do łazienki się wykąpać. Dość długo leżałam w wannie i głaskałam się po brzuchu, myśląc o moim dziecku. Zastanawiałam się, jakie będzie, jak będzie wyglądać i w ogóle. Nadal cholernie się bałam i na samą myśl o tym, że moje dziecko mogłoby powtórzyć los Juanita, do oczu podchodziły mi łzy. To strasznie bolało, ale starałam się o tym nie myśleć i skupić na tym, co dobre i pozytywne. W sumie już cieszyłam się, że Ucker wybił mi z głowy tą aborcję. Uświadomił mi, jaką głupotę mogłam zrobić. Pewnie do końca życia płakałabym z tego powodu, a tak za około osiem miesiący najprawdopodobniej będę już szczęśliwą matką.
Leżąc w wannie, poczułam się nagle głodna. Umyłam jeszcze szybko głowę i wyszłam. Założyłam na siebie tylko szlafrok i poszłam do kuchni zjeść śniadanie. Zrobiłam sobie jeszcze cieplutką herbatkę, o czym nie pomyślał Christopher. Dość szybko zjadłam śniadanie i wzięłam te leki. Poszłam się ubrać, żeby iść do sklepu kupić coś na obiad. Postanowiłam, że zrobię spaghetti. Szybko kupiłam wszystkie potrzebne rzeczy i wróciłam do domu. Położyłam wszystko na stole i udałam się do salonu, żeby pooglądać coś w telewizji. Zrobiłam sobie kawę, wzięłam ciastka i usiadłam na kanapie. Oglądałam powtórkę mojego serialu i ciągle jadłam. Wtedy dotarło do mnie, że Ucker będzie miał ze mną ciężkie życie przez parę następnych miesięcy, bo zaczynają mi się zachcianki. Najgorsze było to, że te ciastka to jedyne słodycze jakie znalazłam i musiałam je oszczędzać. Stwierdziłam, że później będę musiała poprosić Uckera, żebyśmy pojechali do sklepu po duuużo słodyczy. Kiedy serial się skończył wraz z moją kawą i ciastkami, wzięłam się za obiad. Wtedy pojawił się mój książę z torbami pełnymi zakupów.
-Oo, jesteś w końcu.- powiedziałam, dając mu słodkiego buziaka.
-Cześć, skarbie.
-Masz dla mnie coś słodkiego?- zapytałam i zabrałam mu torby, by w nich poszperać. -Nutella! Kochanie, czytasz mi w myślach.- powiedziałam, biorąc słoik.
-Dobrze Ty się czujesz, misiu?- zaśmiał się, patrząc na mnie dziwnym wzrokiem.
-Mam lekkie zawroty głowy, ale ogólnie czuję się świetnie.- odpowiedziałam, mieszając mięso na patelni.
-Obiad robisz? Kochanie, przecież ja mogłem się tym zająć. I nie mów mi jeszcze, że byłaś w sklepie...
-Tak, byłam w sklepie po coś na obiad tylko i wyłącznie, więc spokojnie nie przepracowałam się. Nie rób ze mnie kaleki, dobrze? Ciąża to nie choroba, nawet w moim przypadku.- uśmiechnęłam się do niego ciepło, żeby go uspokoić.
-Oj Duluś, Duluś... No dobrze, niech Ci będzie, postaram się być spokojniejszy.
-Dziękuję.- powiedziałam słodko.
-Wprosiłem się dzisiaj na kolację do rodziców. Musimy im powiedzieć, że jesteś w ciąży.
-O Jezu... Ucker, trzeba było najpierw o tym ze mną pogadać. Muszę pomyśleć jak ich o tym poinformować.
-Ej, spoko... Ja im powiem.
-No dobra... Tylko proszę Cię nie mów nikomu o tym, że chciałam usunąć ciążę, okej?
-Dobrze, spokojnie... Nie jestem idiotą. I wiesz co? Proszę, wyglądaj cudownie i zrób mocny makijaż.
-Wyglądaj cudownie?! Przepraszam, a czy z lekkim makijażem tak nie wyglądam?- zapytałam oburzona.
-Nie to miałem na myśli... Jesteś zawsze piękna, tylko że od tego płaczu i w ogóle masz strasznie podkrążone oczy, a chyba nie chcemy, żeby mama domyśliła się, że płakałaś z powodu ciąży, prawda? Dlatego lepiej będzie, jeśli się mocno pomalujesz.
-No okej, masz w sumie rację. To co naprawdę się działo przez ostatnie dwa dni pozostaje między nami, tak?
-Jasne, księżniczko moja.- powiedział i przytulił mnie mocno, aż przyciskając do kuchennego blatu.
-Tak bardzo się boję i to się chyba nie zmieni.- szepnęłam ze łzami w oczach.
-Wiem misiaczku, wiem... Rozumiem Cię, bo ja czuję to samo. Ale już tysiąc razy to przerabialiśmy i oboje wiemy, że wszystko będzie dobrze. Nie zaczynaj płakać, błagam Cię.- pocałował mnie czule w usta, ale to był tylko taki słodki buziak.
-Dobrze, koniec użalania się nad sobą. Leć umyć łapki, nakładam obiad.- klepnęłam go w tyłek, żeby poszedł od razu.
-Pamiętasz, co Ci wczoraj obiecałem?
-Pamiętam... Wiesz co? Będziesz mógł spełnić obietnicę dzisiaj, jeśli nie będę zbyt zmęczona.- posłałam mu czarujący uśmiech.
Zjedliśmy obiad w miłej atmosferze, ciągle rozmawiając o jakichś mało ważnych głupotach, typu co zrobimy jutro na obiad.


Ustawiłam wczoraj, żeby się dodało z automatu ;) A dlaczego? Kochane moje, dziś 27, czyli mija dokładnie 5 miesięcy od spotkania z Dul <3 :( Jejku, tak bardzo za nią tęsknię i chcę ją zobaczyć jeszcze raz, żeby tym razem tego nie skopać i z nią porozmawiać  <3 Nawet nie wiecie, jak bardzo mają mnie dosyć ludzie, którzy co miesiąc muszą ze mną siedzieć np. w szkole i słuchać mojego " X miesięcy temu o tej porze...". A mnie to tak śmieszy, bo mają po prostu pecha i muszą to jakoś znieść :) Zresztą w sumie im współczuję, bo nie mają tej przyjemności w życiu i nie mogą powtarzać ile czasu temu widzieli idola xD Ale no... Dość, bo co miesiąc się powtarzam i tutaj :D To chyba uzależnienie :P I nawet ustawiłam, żeby się dodało o 7:00, czyli jak pierwszy raz widziałam Dulcię na stacji <3 No to rozdział jakoś pewnie za tydzień, bo zauważyłam, że ostatnio tak dodaje mniej- więcej. 

środa, 20 kwietnia 2016

34. "Próbuję uniknąć tragedii"

Wstaliśmy dość wcześnie, by iść do lekarza. Od rana nie najlepiej się czułam i ciągle miałam mdłości. Prawie nic nie zjadłam, mimo że Ucker już nawet zaczął mnie karmić. Wreszcie jednak odpuścił, bo nie chciał mnie już męczyć. Pojechaliśmy do lekarza. Oczywiście spędziliśmy godzinę na korytarzu, czekając na swoją kolej. Było mi strasznie smutno, kiedy patrzyłam na kobiety z wielkim brzuchem, które lada dzień wydadzą na świat swoje maleństwa. Muszą być bardzo szczęśliwe, pomyślałam. Chciałabym móc z niecierpliwością czekać na swoje dziecko, ale wiedziałam, że to niemożliwe. Położyłam rękę na brzuch i zaczęłam zastanawiać się, czy serduszko mojego dzidziusia już bije. Przymknęłam oczy, by nie wydostała się z nich ani jedna łza. To jednak nic nie dało i już po chwili wtulałam się w Uckera z nadzieją, że wtedy nikt nie zobaczy moich łez.
-Ej mała, nie płacz.- powiedział Christopher, obejmując mnie czule.
-Przepraszam, to chyba ze strachu i nerwów. Nie przejmuj się, zaraz mi przejdzie.- chciałam go uspokoić, żeby nie dopytywał.
-Nie przejmuj się? Słońce, ja tu wariacji dostaję przez to czekanie.
-Ja też, to okropne.
Zdołałam się uspokoić i po jakimś czasie wreszcie wywołali moje nazwisko i mogłam wejść do gabinetu. Z emocji nie byłam w stanie mówić, więc to zajęcie przypadło Uckerowi.
-Moja narzeczona jest w ciąży. Wczoraj robiła test i wyszedł pozytywny.- wyjaśnił na wstępie.
-Wspaniale, a więc zrobimy dokładne badanie, by to potwierdzić i zaraz pogadamy. To pierwsza ciąża, tak?- zapytał, a ja przytaknęłam niemym skinieniem głowy. -Póki co wszystko jest w jak najlepszym porządku. To piąty tydzień, a więc serduszko dziecka już bije i to całkiem nieźle. Zapraszam na wizytę za miesiąc...- nie dałam mu skończyć zdania, przerywając.
-Obawiam się, że nie będzie to możliwe.- powiedziałam, a w oczach już miałam łzy.
-Ale dlaczego? Kontrole są bardzo ważne.
-Tylko, że ja chcę usunąć ciążę.- rozpłakałam się, a Uckera i lekarza zamurowało.
-Jak to usunąć? Wszystko jest w porządku, więc nie mogę wykonać Pani aborcji. Wyjątkowa sytuacja to gwałt lub zagrożenie życia...
-No właśnie... Moja ciąża jest zagrożona.
-Nie jest. Skąd takie informacje?
Ucker wszystko wyjaśnił, był na mnie bardzo zły za ten pomysł.
-No widzi Pan? Nie mogę urodzić tego dziecka, bo może umrzeć. Będzie wtedy bardzo cierpieć, nie chcę tego.- podsumowałam zapłakana, a Ucker mimo złości, obejmował mnie ciągle i uspokajał.
-Pani czegoś nie rozumie... Ryzyko wystąpienia tej choroby u Pani dziecka wynosi 10%, a Pani życiu nic nie grozi, więc aborcja jest wykluczona.
-Ale...
-Jeśli Pani chce to zrobić, proszę bardzo, na własną odpowiedzialność. Tylko proszę pamiętać, że najprawdopodobniej pozbędzie się Pani zdrowego, cudownego dziecka.- doktor też był już mocno poirytowany. -Zresztą widzę, że jest Pani dobrą osobą i prawdziwą matką, i już pokochała swoje dziecko. Zdradza to ten napad płaczu.- stwierdził poważnym, ale ciepłym tonem głosu.
-No dobrze, skoro takie jest Pani podejście, to porozmawiam z Panem.- zwrócił się do Uckera z delikatnym, wymuszonym uśmiechem.
-Wybiję jej to z głowy.- zapowiedział od razu.
-Mam nadzieję. Jeśli nie, to dziewczyna wykończy się psychicznie. Proponuję konsultacje z psychologiem. Okej, więc wypiszę receptę. Te leki ma przyjmować przez całą ciążę, proszę tego pilnować. Nawet jak postanowi pozbyć się tej niewinnej istotki, to i tak powinna to brać dla wzmocnienia organizmu.
-Dobrze, wszystkiego przypilnuję.
-Mam nadzieję. Do zobaczenia, mam nadzieję, za miesiąc.
-Dziękuję, do widzenia. Chodź Dul.- wyrwał mnie z głębokiego zamysłu, żebym wstała.
Wyszłam za nim z gabinetu jakby nieprzytomna. Ubraliśmy kurtki i opuściliśmy przychodnie. Ucker okropnie szybko szedł, a ja ledwo nadążałam.
-Możesz zwolnić?- poprosiłam słodkim głosem.
-Po co? Może tak szybciej Ci się uda osiągnąć swój cel i nie będziesz musiała zabijać naszego dziecka.- tak chłodnego głosu Uckera nie słyszałam od... No właśnie od bardzo dawna.
-Nie mów tak do mnie i idź wolniej, do cholery!- zatrzymałam się, mimo że byłam na pasach.
-Pojebana jesteś?! Chodź, rusz się.- pociągnął mnie za rękę, żebym szła.
-Co Ty wyprawiasz? Dlaczego nie jesteś taki jak zawsze?
-A Ty? Lepiej zajmij się najpierw sobą i zastanów się, co Ty wyprawiasz!- podniósł na mnie głos, ściskając moją rękę.
-Nie krzycz na mnie...
-Nie rób z siebie ofiary, bo mam tego dość. Poczekaj w aucie, idę do apteki.- powiedział, otwierając mi drzwi od samochodu, bym wsiadła.
-A dlaczego nie mogę iść z Tobą?
-Bo nie mam ochoty z Tobą przebywać.- wyjaśnił krótko strasznie zimnym głosem i trzasnął drzwiami, odchodząc.
Wpadłam w istną rozpacz. Teraz już naprawdę nie wiedziałam, co robić. Miałam mętlik w głowie, a w dodatku te obojętne zachowanie Uckera... To było chyba najgorsze. Byłam pewna, że nie będzie zadowolony z mojego pomysłu i będzie zły, ale nie aż tak. To całkiem mnie dobiło i już nie miałam siły na nic. Po jakimś czasie wrócił z apteki i bez słowa wsiadł do samochodu.
-A może byś tak zapięła pasy, księżniczko?- zwrócił mi uwagę z przekorą w głosie.
-Powiedzmy, że nie mam ochoty.- odpowiedziałam jeszcze bardziej złośliwie niż on.
-No nie mogę... Nie przypuszczałbym, że jesteś tak pusta.- westchnął ciężko i zapiął mi te jebane pasy.
Do końca drogi panowała cisza. Było słychać tylko miejski gwar i mój płacz. Kiedy weszliśmy do domu, Ucker nie odzywał się do mnie ani słowem. Załamana pobiegłam od razu do pokoju i rzuciłam się na łóżko. Mojego płaczu nie było końca. Ciągle trzymałam ręce na brzuchu, mówiąc w myślach do mojego okruszka różne rzeczy.
-Uspokoisz Ty się kiedyś?- zapytał Ucker chłodnym tonem, stojąc w progu oparty o futrynę.
-Jeśli nie zmienisz tego tonu, to nigdy.- odpyskowałam, ciągając nosem.
-Najpierw zacznij od zmiany decyzji.
-Przestań mnie tak traktować. Miałeś mnie wspierać, a jak na razie tylko się drzesz i masz pretensje.
-Nie, Dul. Wspierać miałem Cię w trakcie ciąży, a nie kiedy chcesz ją zakończyć. Nie myśl sobie, że będę akceptował każdą głupotę, jaką se wymyślisz.
-A idź do diabła! Lecz się!- rzuciłam w niego poduszką już okropnie wkurzona.
-To Ty się lecz, bo chyba masz coś z głową!- także krzyknął, wychodząc.
Dalej leżałam i płakałam już przez to, jak traktuje mnie Ucker. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam.
Kiedy się obudziłam, zobaczyłam Uckera. Siedział przy mnie i czule głaskał po włosach. Patrzyłam na niego smutnym wzrokiem i zapytałam:
-Czemu tu przy mnie siedzisz?
-A czemu mam nie siedzieć?- odpowiedział pytaniem na pytanie z delikatnym uśmiechem.
-Bo jesteś na mnie zły i nie zamierzasz mnie wspierać, kiedy chcę zrobić taką głupotę...- użyłam jego słów.
-To prawda, ale to nie zmienia faktu, że Cię kocham i się martwię o zdrowie twoje i naszego dziecka.- te słowa znów wywołały u mnie strumień łez.
-Jakbyś mnie kochał, to dbałbyś o to, żebym przeżyła.
-Nie zasłaniaj się miłością, bo sama dobrze wiesz, że to nie ma nic do rzeczy. Kochanie... Zawsze byłaś poważną, mądrą kobietą, a teraz zachowujesz się jak dzieciak. Proszę Cię, ogarnij się i zacznij myśleć racjonalnie.
-Właśnie to robię. Próbuję uniknąć tragedii.
-Nie, Ty sama chcesz do niej doprowadzić. Dobra, uspokój się, wycisz i chodź zjeść. Zrobiłem naleśniki na obiad. Co prawda już trochę późno, no ale chodź.
-No dobrze, bo jestem cholernie głodna.- wstałam i poszliśmy do kuchni.
-Nie myśl, że wszystko jest okej. Jeszcze wrócimy do tej rozmowy. Tylko zjedz, bo później będziesz zła i nie będziesz jadła.- puścił mi oczko z delikatnym, słodkim uśmiechem.
-Jesteś kochany...- powiedziałam, łapiąc go za rękę. -Mimo, że jesteś na mnie cholernie zły, to zacząłeś się do mnie odzywać i starasz się traktować mnie normalnie. To dla mnie bardzo ważne, bo dzięki temu czuję, że naprawdę mnie kochasz i nie jestem sama.- dodałam z lekkim uśmiechem.
-Niestety tak zajebiście mocno Cię kocham, że chyba nie umiem długo się na Ciebie złościć. To znaczy nie tak jawnie, bo wkurwiony nadal jestem.
W sumie to podziwiam go, że ze mną wytrzymuje. Zdaję sobie sprawę z tego, że ma prawo być zły, ale cieszę się, że tak to przyjmuje i stara się zachować spokój.

A buu xD 
Co prawda Monisiu nie zasługujesz na rozdział, bo mnie obudziłaś 40 minut przed budzikiem, no ale dobra :P Ale w sumie rozdział jest krótki, więc okej. No to kiedyś na pewno będzie kolejny, a teraz adios :*

sobota, 16 kwietnia 2016

33. "Jesteś bardzo dzielna"

Długą chwilę leżeliśmy przytuleni w milczeniu na łóżku, a potem Ucker zapytał:
-Zostajesz tu, czy chcesz pomóc mi z kolacją?
-Wiesz co? Na razie zostanę, ale może zaraz do Ciebie przyjdę.- odpowiedziałam z delikatnym uśmiechem.
-Okej, to odpocznij sobie chwilkę. Tylko nie próbuj płakać, bo i tak będę wiedział.
-Dobrze, będę grzeczna. Idź już.- prawie go wygoniłam, dając słodkiego buziaka w policzek.
-Tylko nie zaśnij.
-Spoko, wezmę sobie tableta i w coś pogram.- wzięłam tableta z półki, a Ucker wyszedł.
Oczywiście nie zamierzałam grać, miałam do zrobienia coś ważniejszego. Weszłam w internet i wpisałam w Google "Kiedy można wykonać aborcję". Na jakiejś stronie przeczytałam, że można to zrobić, kiedy jest zagrożenie życia matki lub dziecka. Stwierdziłam, że u mnie są oba te wypadki, więc lekarz mi na to pozwoli. Wyłączyłam tą stronę i usunęłam z historii, żeby Ucker za wcześnie się o tym nie dowiedział. Poszłam do kuchni jak gdyby nigdy nic i zapytałam:
-To w czym Ci mogę pomóc?
-Oo już jesteś... Możesz pokroić warzywa na sałatkę.- odpowiedział Ucker, stojąc przy zlewie.
-Okej, to daj mi nóż i deskę.- usiadłam na krześle przy stole i po chwili zaczęłam kroić warzywa.
-Wiesz co? Pójdziemy jutro do lekarza, żeby potwierdzić twoją ciążę i w ogóle.
-Też to właśnie chciałam mówić.- powiedziałam z lekkim uśmiechem.
-No widzisz? Telepatia, słońce.- stwierdził, dając mi szybkiego buziaka.
-No na pewno.- zaśmiałam się cicho.
Po jakimś czasie nasza pyszna kolacja była gotowa i usiedliśmy do stołu w salonie. Mój kochany Uckerek zapalił świeczki, żeby dodać trochę romantycznego nastroju. Od razu zastrzegł, że nie ma na celu mnie uwodzić, tylko ma dla mnie zupełnie inną niespodziankę. Jadłam nawet chętnie, bo zresztą czułam się już trochę lepiej niż wcześniej.
-Smakuje Ci?- zapytał, przyglądając mi się ciągle.
-A nie widzisz, że jem ze smakiem?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie lekko podniesionym głosem.
-Spokojnie, upewniam się tylko. Po co te nerwy?
-Przepraszam, jestem po prostu poddenerwowana.
-Wiem, wybaczam. Będziesz jeszcze jadła?
-Nie, już jestem pełna.
-Okej, więc usiądź na kanapie.
-Co Ty kombinujesz?- zapytałam, spełniając jego prośbę.
-Nic takiego. Zamknij oczy i nie podglądaj.
-Jak ja tego nie lubię...
-Nie marudź. Ufam Ci, że nie otworzysz oczu i dlatego Ci ich nie zakryje. No już, zamykaj.- zamknęłam te oczy i siedziałam, próbując ustalić, co on robi.
Słyszałam kroki, a potem muzykę. Poczułam zapach gaszonych świeczek i byłam pewna, że zapalił światło.
-Możesz otworzyć oczy.- powiedział, a gdy otworzyłam oczy w pokoju było ciemno, a jedyne światło dawał księżyc przez odsłonięte rolety.
Przede mną klęczał, a właściwie kucał, bo tak było mu pewnie wygodniej, mój kochany chłopak, trzymając na wyciągniętej dłoni pudełeczko z pierścionkiem. Po raz pierwszy tego dnia na mojej twarzy pojawił się szczery, szeroki uśmiech.
-Kochanie moje najsłodsze... Wiesz co? Kupiłem dla Ciebie ten pierścionek prawie rok temu i jakoś nie mogłem się zebrać, żeby Cię o to zapytać. Na początku chciałem wymyślić coś nadzwyczajnego, żeby Cię zaskoczyć i sprawić, że będzie to niezapomniana chwila. Później już nawet poinformowałem moją rodzinę, żeby byli z nami w tym momencie. Finalnie stwierdziłem, że lepiej, żebyśmy byli wtedy sami. Dlatego zaprosiłem Cię na tą kolację i wcale nie zamierzałem iść do zwykłej restauracji. Miało to być coś bardzo wyjątkowego, ale mniejsza o to. Wiedziałem, że w tej sytuacji nigdzie ze mną nie pójdziesz. Chciałem to po prostu przełożyć, ale stwierdziłem, że muszę jakoś Cię dzisiaj pocieszyć i to będzie dobry sposób, i na pewno zapamiętasz ten dzień. Okoliczności może niezbyt dobre, no ale cóż... Od dawna nazywam Cię moją narzeczoną i są to takie słowa bez pokrycia. Aż do teraz... Skarbie, wyjdziesz za mnie?- mówił to wszystko drżącym głosem, był cholernie zestresowany.
-Już myślałam, że nigdy tego z siebie nie wykrztusisz...- zaśmiałam się słodko. -Jasne, że tak. Kocham Cię, kocham bardzo mocno!- krzyknęłam radośnie, a on drżącą ręką założył mi piękny srebrny pierścionek.
Rzuciłam mu się na szyję, aż poleciał do tyłu na podłogę. Zaczęłam go całować namiętnie i słodko. Nagle jakbym zapomniała o całym tym przeklętym dniu pełnym płaczu i byłam szczęśliwa w ramionach mojego księcia. Całował mnie czule, głaskając delikatnie po udzie.
-Chcesz?- wolał się upewnić pewnie ze względu na to, że ogólnie jestem dziś zła.
-Mhm... A wiesz, co jest najlepsze? Na razie nie musimy się zabezpieczać.- wydukałam między pocałunkami.
-No widzisz? W końcu myślisz pozytywnie.- zaśmiał się i odepchnął mnie na chwilkę, by przenieść się chociaż na kanapę. -Tu będzie wygodniej, bo jesteś za ciężka i wbijasz mnie w podłogę.- stwierdził, leżąc na mnie i dosłownie miażdżąc moje usta swoimi.
-Tak, już za ciężka...- przewróciłam oczami. -Wiesz co? Potrzebuję dobrego relaksu.- powiedziałam, oplatając go nogami w pasie.
-Ja Ci mogę go zapewnić, misiaczku.- od razu pozbył się mojej koszulki, a po chwili stanika.
-Szybki jesteś, skarbie... Dobrze, że chociaż w takich sprawach nigdy nie zastanawiasz się rok.- ewidentnie się z niego nabijałam, to takie fajne...
-Haha, bardzo śmieszne...- zrobił głupią minę. -Dobra, cicho już. Próbuję się skupić na Tobie.- ściągnął też moje spodnie i zostałam w samych majtkach.
-No okej, czyń swą powinność.
Tuż po tych słowach usta Uckera zaczęły wędrować po całym moim ciele. Tak czule, delikatnie, słodko... I właśnie relaksacyjnie, czyli tak jak chciałam. Tylko nie rozumiałam, dlaczego Ucker nadal był w pełni ubrany. Wzięłam się za ściąganie jego koszuli i oczywiście poszło mi to dość sprawnie. Ogólnie jakoś szczególnie mi się nie spieszyło, żeby przejść do rzeczy. Tym razem seks był dla mnie tylko jak dodatek do tego wszystkiego, tej naszej bliskości. Chciałam przede wszystkim relaksu, czułości i takiego słodkiego romantyzmu. No i oderwania się od rzeczywistości, od tych okropnych kłótni. Czułam, że mogę już być spokojna, bo znalazłam wyjście z sytuacji. Ale wracając do tego, co działo się między nami w tej chwili...
Na całym swoim ciele czułam ścieżkę pocałunków Uckera. I było to zupełnie inne, niż zwykle. Zazwyczaj skupia się na moich piersiach, a tym razem przyjemność dawał także innym partią mojej skóry. Dużo całował mój brzuch, szyję ramiona... Ja tylko leżałam i dyszałam na razie cichutko.
-Podoba Ci się to, prawda?- zapytał wprost do moich ust.
-Wiesz doskonale, że to uwielbiam.- odpowiedziałam, powoli ściągając jego spodnie.
-Też uwielbiam Ci to robić. Masz taką delikatną i słodką skórę.
-Nie gadaj tyle, tylko działaj.
-Oj kochanie, jaka Ty dzisiaj nerwowa...
-Lepiej mnie nie denerwuj, bo na całowaniu się skończy. Ja jestem już zrelaksowana, ale Ty pewnie niezaspokojony, więc lepiej się przymknij.
-Masz rację. To ja może się już za Ciebie wezmę, bo mi jeszcze uciekniesz.- szybkim ruchem zdjął moje majtki.
Głaskając mnie opuszkami palców, powoli dotarł między moje nogi, rozsuwając je delikatnie. Od razu znalazł się dwoma palcami w moim wnętrzu. Chyba już nie muszę tłumaczyć, co robił, żeby doprowadzić mnie do szału. Doszłam po raz pierwszy, wyginając się w łuk. Kiedy chwilkę odpoczęłam, będąc znów całowana przez Christophera, pozbyłam się jego bokserek. Stwierdziłam, że skoro dał mi tyle rozkoszy pocałunkami i nie tylko, to muszę mu się najpierw odpłacić. Wzięłam w rękę jego członka i zaczęłam się nim niewinnie bawić. Podobało mu się, bo dyszał ciężko, łaskocząc mnie w szyję swoim ciepłym oddechem.
-Wystarczy już, kochanie.- powiedział, łapiąc mnie za rękę, żebym przestała.
Posmyrał mnie delikatnie po udach, a po chwili delikatnie wszedł we mnie. Jak zwykle złapał moje ręce i umieścił mi nad głową. To jest jakiś jego dziwny nawyk od zawsze, ale nie zamierzam z tym walczyć, bo jest to bardzo fajne i jeszcze bardziej ekscytujące. Zaczął się powoli we mnie poruszać, ciągle całując moją szyję. Wiłam się pod nim jak opętana, nie mogąc złapać oddechu przez doznania, które porywały mnie w zupełnie inny świat. Świat idealny, gdzie jestem tylko ja i mój ukochany tak cudownie nagi i seksowny... Koniec się zbliżał, powoli dochodziłam, dysząc głośniej i jęcząc coraz częściej. Wreszcie doznałam spełnienia, a zaraz za mną Ucker. Jeszcze przez chwilę leżał na mnie, słodko całując moją szyję i dekolt.
-Zrelaksowana?- zapytał jeszcze drżącym głosem przez nadal nieumiarkowany oddech.
-Bardzo. Zaspokojony?
-Jeszcze bardziej.- zaśmiał się słodko i wstał. -Zmykaj do kąpieli, a ja pozmywam naczynia.
-Jak ja Cię za to kocham. Jaki inny mężczyzna dobrowolnie by mył naczynia? Jesteś aniołem, skarbie.
-Nie ciesz się tak, po ślubie się to skończy.- wystawił mi język, śmiejąc się szyderczo.
-Nie wiadomo jeszcze, czy w ogóle się ten ślub odbędzie.
-Dlaczego niby?
-Nie zapominaj, że moja przyszłość jest niepewna.
-Nie zaczynaj znowu, idź się już kąpać.
Tak jak kazał mi Ucker, poszłam się kąpać. Nalałam siebie wody, ale nie tak dużo jak to robi Christopher. Leżałam w wannie, zastanawiając się nad swoją decyzją. Zawsze byłam przeciwna aborcji, bo uważam to za morderstwo. Jednak nie widzę innego wyjścia z tej sytuacji. Mój przypadek jest jednym z wyjątków, kiedy można zrobić coś takiego. Robię to przede wszystkim dla mojego dziecka, żeby nie cierpiało. No, bo jeśli będzie chore, to przeżyje to samo co mój braciszek. A jeśli ja umrę... Nie będzie miało matki i też będzie nieszczęśliwe. To bardzo trudna decyzja, bo jakby nie patrzeć, chcę pozbyć się mojego dziecka i na pewno to też negatywnie odbije się na mojej psychice i nigdy tego sobie nie zapomnę... I Ucker także, bo przecież cieszył się na wieść o mojej ciąży. Nienawidzę podejmować decyzji. Chociaż mój związek z Uckerem w sumie zaczął się od trudnej decyzji i wyrzeczeń z mojej strony, to nie było to aż tak okrutne, jak to, co muszę zrobić teraz. Naprawdę tego nie chciałam, ale bałam się zaryzykować i nie widziałam innego wyjścia.
Kiedy oboje już byliśmy wykąpani, położyliśmy się razem do łóżka. Było mi jakoś zimno i nienaturalnie mocno wtuliłam się w Uckera.
-Co Ci jest?- zapytał tym swoim rozbrajająco słodkim i czułym głosem.
-A musi mi coś być, żeby mocno przytulić Cię na dobranoc? Po prostu jest mi zimno i smutno. A po za tym kocham Cię i uwielbiam twoją bliskość.- odpowiedziałam, całując go w ramię.
-Kochanie moje... Wiesz co? Podziwiam Cię, że znów starasz się jakoś sobie radzić i nie płakać bez przerwy. Jesteś bardzo dzielna, wiesz o tym?- także tulił mnie mocniej, a mi się aż zrobiło głupio na myśl o tym, co planuję zrobić.
-Nie przesadzaj, po prostu udało Ci się poprawić mi humor.- stwierdziłam, ziewając.
-Oj, wybacz... Jesteś zmęczona, a ja Cię zagaduje. Śpij, skarbie. Posmyrać Cię po pleckach?
-Mhm, dobranoc kochanie.
Po tych słowach Christopher zaczął głaskać mnie po plecach, a ja powoli zasypiałam.



Dodaję ten rozdział od rana i dodać nie mogę xD Ale na szczęście Monika mnie poratowała i zaproponowała układzik :D Wgl to przeraziły mnie troszkę Wasze komy ostatnio, bo tak strasznie najeżdżacie na Dul i jak się domyślam, pod tym rozdziałem będzie jeszcze gorzej xD Ale spokojnie, Dulcia ma swoje powody i nawet Uckerkowi ciężko to zmienić ;) Także proszę o wyrozumiałość dla Dulisi :* No to do następnego, skarby <3
Słyszałyście najnowsze wiadomości o naszym RBD?? Poncho będzie tatą!! Jejku, tak się cieszę i już się nie mogę doczekać <3 <3 Pewnie będzie miał śliczne dziecko :D 

sobota, 9 kwietnia 2016

32. "To się dzieje"

Pewien poranek diametralnie zmienił nasze życie... Robiłam Uckerowi kanapki do pracy, kiedy nagle tak strasznie zakręciło mi się w głowie. Dobrze, że miałam się czego złapać, bo inaczej pewnie bym wylądowała na podłodze. Christopher wyszedł akurat z łazienki i podszedł do mnie od tyłu. Ledwo trzymałam się na nogach i oparłam się na nim.
-Duluś, co Ci jest?- zapytał czułym głosem.
-Nie wiem, strasznie mi się zakręciło w głowie.- odpowiedziałam cicho.
-W porządku już?- upewnił się, kiedy stanęłam już o własnych siłach.
-Tak, już lepiej. To pewnie ta niedoleczona anemia.- stwierdziłam, wracając do przygotowywania kanapek.
-Pewnie tak, powinnaś wybrać się do lekarza.
-Daj spokój, to i tak nic nie da.- powiedziałam lekceważąco.
-Kochanie, mam propozycję...
-Zgadzam się.- powiedziałam od razu, śmiejąc się.
-Jeszcze jej nie usłyszałaś... Zapraszam Cię dzisiaj na kolację do restauracji, mam dla Ciebie niespodziankę.- zapowiedział, całując mnie delikatnie po szyi.
-No widzisz? Wiedziałam od razu, że powinnam się zgodzić.- zaśmiałam się i odwróciłam w jego stronę, składając słodki pocałunek na jego ustach.
Jak zwykle po wyjściu Uckera poszłam spać i wstałam koło 10. Kiedy jadłam śniadanie, nagle okropnie mnie zemdliło. Pobiegłam do łazienki i wymiotowałam. Nie wiedziałam, skąd ten napad mdłości, ale nie zastanawiałam się nad tym zbytnio. To także zgoniłam na anemię, bo ostatnio w ogóle gorzej się czułam i stwierdziłam, że po prostu nie przeszło mi po tej sytuacji z Fede. Wzięłam się za gotowanie obiadu. Kiedy poczułam jakiś mocniejszy zapach, znów pobiegłam do toalety i wymiotowałam. Wtedy już zaczęłam się martwić, że coś ze mną nie tak. I nagle dotarło do mnie, co się dzieje... Wyłączyłam gaz pod garnkiem z sosem i wybiegłam z domu, biorąc tylko portfel. Poszłam do apteki i powiedziałam do sprzedawczyni drżącym głosem ze łzami w oczach:
-Poproszę test ciążowy.
-Spokojnie, wszystko będzie dobrze.- ta pani próbowała mnie pocieszyć, ale nie miała pojęcia, jak ciężką mam sytuację.
-Dziękuję.- wydukałam i wymusiłam delikatny uśmiech na mojej twarzy.
Czym prędzej poszłam do domu i od razu zrobiłam test. Położyłam to na zlewie i usiadłam na wannie, czekając na wynik. To było najdłuższe pięć minut w moim życiu. Kiedy ten czas minął, wzięłam do ręki ten mały przedmiot, decydujący o moim dalszym życiu. Zamknęłam oczy, bojąc się spojrzeć na wynik. Policzyłam w myślach do pięciu, a wtedy zamarłam w bezruchu, wlepiając wzrok w te dwie kreski. Wynik pozytywny... Z moich oczu zaczęły lecieć łzy i to wcale nie ze szczęścia. Płakałam ze strachu, z przerażenia. Szczęście było ukryte pod tymi wszystkimi obawami i wielką niechęcią do własnego dziecka jeszcze przed jego urodzeniem. To przykre, ale takie właśnie były moje uczucia. Nie potrafiłam się z tego cieszyć, wiedząc, że zagraża to mojemu życiu lub przysporzy kolejnych cierpień. Siedziałam na wannie i płakałam, chowając twarz w dłonie. No cóż... To właśnie tutaj, w tej łazience poczęliśmy nasze dziecko. Byłam zła na siebie i na Uckera, że zapomnieliśmy wtedy o zabezpieczeniu. Rzuciłam ten test z całej siły do wanny i wpadłam w dziką rozpacz. Wtedy pomyślałam, że może to być pomyłka i zrobiłam test ponownie. Niestety tym razem wynik był taki sam. Byłam załamana i znowu źle się poczułam. O mało nie poleciałam na podłogę przez te cholerne zawroty głowy.
Stwierdziłam, że siedzenie i płakanie nic mi nie da, więc przydałoby się chociaż czymś zająć. Poszłam do kuchni skończyć obiad. Do przyjścia Uckera została godzina, czyli akurat zdarzę skończyć gotowanie. Oczywiście nie przestałam płakać, bo nadal nie mogłam poradzić sobie z emocjami i nie wiedziałam co dalej. Strach mnie paraliżował i zabierał resztki energii. Wykipiały mi ziemniaki, spaliłam kotlety i przesoliłam mizerię, a więc totalna porażka... Ale na szczęście jakoś udało mi się skończyć obiad jeszcze przed przyjściem Uckera. Usiadłam w kuchni na krześle i na niego czekałam.
Wreszcie wpadł do domu, od progu krzycząc radośnie:
-Kochanie, co na obiad?
Od razu się zerwałam i pobiegłam do drzwi. Wleciałam prosto w ramiona ukochanego i się w niego wtuliłam.
-Od kiedy to mnie tak witasz?- zaśmiał się, obejmując mnie mocno. -Skarbie, co Ci jest?- zapytał, kiedy zorientował się, że płaczę.
-Rozbierz się i wejdź, to Ci powiem.- powiedziałam, odsuwając się od niego delikatnie i poszłam do kuchni.
Ściągnął kurtkę i buty, po czym wszedł za mną do kuchni i przyglądał mi się uważnie ze smutkiem w oczach. Zawsze tak robił, kiedy płakałam.
-No mów, co się dzieje?- zapytał ciepłym głosem.
-To się dzieje.- dałam mu oba testy ciążowe. -Ucker, ja jestem w ciąży!- krzyknęłam, znów mocniej płacząc.
-Kochanie moje... To wspaniale, będziemy rodzicami.- powiedział z entuzjazmem, przytulając mnie.
-Wspaniale?... Czy Ciebie pojebało?! Ja pół dnia przepłakałam, a Ty przyjmujesz to z takim entuzjazmem?- odsunęłam się od niego w przeciągu sekundy, nie mogłam pojąć jego reakcji.
-Dul, kotku... Wiem, że się boisz, ale stało się. Byliśmy nieostrożni i teraz musimy jakoś sobie z tym poradzić. Będzie dobrze, mówię Ci.- próbował mnie uspokoić, ściskając moje dłonie i głaskając palcami ich zewnętrzną stronę.
-Ja pierdole, Ucker... Mówiłam Ci kiedyś, żebyśmy zaczęli stosować inny środek antykoncepcji, bo o gumkach zapominamy. Chciałam brać tabletki, ale Ty nie, bo to niezdrowe...- byłam zła i zaczęłam się wydzierać.
-Nie pamiętasz, że źle się po nich czułaś?
-Tak, ale wystarczyłoby iść jeszcze raz do lekarza i przepisałby inne, ale Ty nie, bo po co...
-Uspokój się.- też lekko podniósł głos, ale chyba tylko po to, żeby mnie zagłuszyć.
-No ale proszę, na efekty nie trzeba było długo czekać... Jeszcze te twoje głupie gadanie, że w wodzie nie zajdę w ciążę. Po chuj się Ciebie posłuchałam? Gdybym wiedziała, że pierdolisz bzdury, zrobiłabym coś...
-Ciekawe co?...
-Nie wiem... Słyszałam, że da się jakoś to wypłukać. Ale na to pewnie też byś mi nie pozwolił...
-Kurwa mać, Dul, możesz nie zganiać winy na mnie?! Wyobraź sobie, że dziecko spłodziliśmy razem, więc się teraz na mnie nie drzyj!- Ucker już wybuchł i też zaczął na mnie krzyczeć, żywo machając rękami.
-Ale to Ty powinieneś o tym pamiętać!
-Ja?! To Ty masz jakąś paranoję!- po tych słowach pobiegłam do pokoju i trzasnęłam za sobą drzwiami.
Rzuciłam się na łóżko i zwinęłam w kłębek. Wpadłam w dziką rozpacz, a mojego płaczu nie było końca. Po jakimś czasie poczułam, że materac lekko się ugina, a po chwili usłyszałam cichy, ciepły i kojący głos Christophera:
-Przepraszam, Dul. Powinienem Cię wspierać, a nie się z Tobą kłócić.
-Idź zjeść obiad, zostaw mnie.- wydukałam, zanosząc się płaczem.
-A Ty jadłaś?- zapytał, kładąc rękę na moim ramieniu.
-Nie jestem głodna.
-O nie moja droga... Musisz się teraz dobrze odżywiać.- powiedział i chciał mnie podnieść.
-Nawet tak do mnie nie mów... Nie zmusisz mnie do jedzenia, kiedy nie mam na to ochoty. I w dupie mam to, że powinnam teraz dużo i zdrowo jeść!- odepchnęłam go, krzycząc na końcu.
-Dul, do jasnej cholery... Nie będę z Tobą dyskutować. Idziesz jeść ze mną obiad!- złapał mnie za rękę, żebym wstała.
-Nie będę jadła, daj mi spokój!- krzyknęłam na niego, nie ruszając się z miejsca. To okropne, nigdy wcześniej tyle na siebie nie krzyczeliśmy i nie kłóciliśmy się aż tak na poważnie. -I się na mnie nie drzyj!- dodałam.
-Dul, sama zaczęłaś...- powiedział już spokojniej, puszczając mnie.
-Bo jestem załamana i nie potrafię inaczej, a Ty mi w tym wcale nie pomagasz.- odwróciłam się do niego i patrzyłam mu w oczy z wyrzutem.
-Masz rację, przepraszam... Dla mnie to też jest trudna i nowa sytuacja.- zbliżył się, przytulając mnie.
-Ale to nie Ty możesz umrzeć, albo w najgorszym wypadku patrzeć jak umiera kolejna najukochańsza osoba w twoim życiu.- mój głos też był już odrobinę spokojniejszy.
-A nie pomyślałaś, że ja też mogę stracić osobę, którą kocham? A jeśli stracę i Ciebie, i nasze dziecko, to też umrę. Ja też cholernie się boję, ale nie wpadam w panikę tylko ze względu na Ciebie. Uspokój się proszę i chodź zjeść choć troszkę.
-Nie dam rady nic zjeść, bo od razu zbiera mi się na wymioty.- protestowałam dalej, ale już spokojnie.
-Trochę zjesz, wierzę w Ciebie.- posłał mi słodki uśmiech i pocałował mnie w kącik ust.
-Musisz tak przez całe życie marudzić?
-No już dobrze, nie denerwuj się. Wstawaj.
Wstał z łóżka, po czym podniósł mnie. Kiedy stanęłam na podłodze, zakręciło mi się w głowie, ale Ucker mnie przytrzymał i jakoś dałam radę dojść do kuchni. Usiadłam na krześle, a on nałożył mi obiadu. Po chwili już siedzieliśmy koło siebie, jedząc obiad. To znaczy Ucker jadł, a ja marudziłam nad tym talerzem.
-Jedz, bo będę Cię karmić.- zagroził, przyglądając mi się uważnie.
-To karm, wszystko mi jedno.- odpowiedziałam, wzruszając ramionami.
-Co ja się z Tobą mam... No dobra, jak chcesz.- wziął do ręki mój widelec i nałożył trochę ziemniaków i surówki. -Amm...- mówił jak do dziecka z szerokim uśmiechem.
-Traktujesz mnie jak dziecko, przestań...
-Tak, teraz przy Tobie zrobię profesjonalne praktyki. To dobrze, będę od razu ojcem na medal, zobaczysz.
-Przestań... Jeszcze raz choć słowem wspomnisz o dziecku, to przysięgam, że już nic nie zjem i się poważnie obrażę.- zapowiedziałam ze złością.
-No dobrze, cicho już.- pocałował mnie w skroń. -Otwórz buźkę, jemy.- znów powiedział do mnie jak do dziecka, ale już tego nie skomentowałam, tylko rzuciłam mu pełne grozy spojrzenie.
-Już nie mogę, dość.- powiedziałam po jakimś czasie, kiedy już naprawdę czułam, że nic więcej nie zjem.
-No dobra, sporo zjadłaś. A tak piszczałaś, że nie jesteś głodna, oszustko Ty mała...
-No dobra... Zjadłam, teraz wrócę do pokoju. Sama!- zasugerowałam, że chcę pobyć sama i poszłam do pokoju.
-Czemu taka jesteś? Przez pół dnia byłaś z tym sama, a teraz kiedy tu jestem i mógłbym być z Tobą, i Cię wspierać...- nie dałam mu skończyć i przerwałam.
-Mógłbyś... Ale Ty jesteś głupi i niczego nie rozumiesz.
-Przestań się tak zachowywać, proszę. Wiem, że jesteś zła i załamana, ale uspokój się i znajdź pozytywną stronę tego, że jesteś w ciąży.- powiedział, obejmując mnie, kiedy siedzieliśmy na łóżku.
-Pozytywną stronę? No okej... Będziemy mieli dziecko, to wspaniale, bo zawsze tego chciałam.- wymusiłam lekki uśmiech na mojej twarzy.
-No widzisz jak pięknie? Ja nigdy nie marzyłem o rodzinie i myślałem, że całe życie spędzę w klubie codziennie z nowymi panienkami. Dzięki Tobie się to zmieniło i bardzo się cieszę na myśl o tym dziecku.- mówił, trzymając mnie ciągle za rękę.
-Jak możesz się cieszyć, kiedy to stoi pod tak wielkim znakiem zapytania?- nie mogłam tego pojąć, naprawdę.
-Skarbie, bo ja po prostu potrafię wierzyć, że coś może się udać. Już tak wiele złego w życiu przeszłaś, więc totalną głupotą by było, gdyby Bóg znów wyciął Ci taki numer i pozbawił życia nasze dziecko.
-Tak, masz rację... Może umrę przy porodzie, a Ty zostaniesz sam z dzieckiem, które za jakiś czas może umrzeć. Świetnie, mój pech przejdzie na Ciebie...
-Dul, do cholery!- krzyknął, potrząsając mną za ramiona. -Jak ja nie znoszę tego twojego pesymizmu... Ogarnij się i skończ gadać te bzdury!- podniósł na mnie głos, ale jednak nie było to jakieś straszne wydzieranie się jak wcześniej.
-Nie mogę inaczej... Nawet gdybym chciała zmusić się do szczęścia z powodu tej ciąży, to nie mogę. Czuję jakąś blokadę wewnątrz siebie i nie jestem w stanie cieszyć się tym, że będę mamą. Nie musisz tyle gadać i mnie przekonywać, bo to i tak nic nie da.- mówiąc to, znowu się rozpłakałam i wtuliłam w Uckera.
-Skarbie mój najdroższy... Wiesz co jest tą blokadą? Twój strach, tylko i wyłącznie. On Cię paraliżuje i nie pozwala cieszyć się życiem. Nie próbuję Cię do niczego przekonać, bo to i tak już się stało. Szukam po prostu sposobu, jakiś odpowiednich słów, żeby Cię pocieszyć. Nie płacz, bardzo tego nie lubię, wiesz przecież.- pocałował mnie delikatnie w skroń i przytulał, pocierając dłonią moje plecy.
-Tak, ja wiem... Okropnie się boję i nie mogę normalnie funkcjonować. Nawet Ty nie jesteś w stanie mnie pocieszyć.
-Hmm... Może jednak coś mogę. Pamiętasz, jak rano zaprosiłem Cię na kolację?- zapytał z entuzjazmem.
-Nie mam ochoty na jakiekolwiek wyjście z domu.- zaprotestowałam od razu.
-Domyśliłem się, dlatego kolację zjemy w domu, a i tak zrobię to, co zamierzałem zrobić. Zgódź się, proszę.- całował mnie delikatnie po szyi i policzkach, żeby jakoś wpłynąć na moją decyzję.
-No dobra, ale tylko dlatego, że potrzebuję twojej bliskości, a jak odmówię, to się obrazisz i nie będziesz się do mnie odzywać.- powiedziałam z przekorą.
-Dziękuję.- dał mi słodkiego buziaka tym razem prosto w usta.



A buu xD
Tak trochę oglądam sobie "Krainę lodu" i tak trochę stwierdziłam, że użyję tej mojej wielkiej mocy i dodam rozdział ;) I co Wam dziś powiem? Aj no chyba nic nie mam do powiedzenia i po prostu będziecie zmuszone czekać do następnego xD No to ten... Kiedyś tam następny :*

sobota, 2 kwietnia 2016

31. "Mamy czas..."

Leżałam na łóżku w dawnym pokoju Uckera, a on siedział obok i mnie karmił.
-Patrz, a mi to kolacji nie zrobili.- zaśmiał się, podjadając mi kanapki.
-Bo jesteś niedobry i to przez Ciebie nie jadłam aż do teraz. Zresztą to ja znowu nabawiłam się anemii, nie Ty.
-Poważnie znowu?
-Chyba tak, bo tak samo się czuję. Po za tym jestem w dodatku chora, więc w ogóle umieram.
-Poczekaj, kochanie... Pojedziemy do domu, to Cię wyleczę i od razu się lepiej poczujesz.- posłał mi znaczący uśmiech.
-Ty się sam lepiej lecz, erotomanie...- powiedziałam, gryząc go w palca, kiedy wkładał mi do buzi kawałek kanapki.
-O Ty wredna małpo...- odłożył tacę z jedzeniem na szafkę i wlazł na mnie.
-Ucker, zlaź! Naprawdę nie mam siły, a Ty jesteś cholernie ciężki.- mówiłam, próbując go odepchnąć. -Po za tym odejdź, bo się zarazisz.
-Trudno, wtedy Ty mnie będziesz rozpieszczać.
-Poważnie mówię... Zejdź, bo mi ciężko.
-No dobra, niech Ci będzie. Wracaj do jedzenia.- usiadł koło mnie tak jak wcześniej i wziął z powrotem tą tackę.
Teściowa pozwoliła nam jechać do siebie do domu dopiero po dwóch dniach, twierdząc, że musi się mną zająć, bo Ucker jest nieodpowiedzialny i nie potrafi. Uważam oczywiście, że to nieprawda, bo Christopher świetnie się mną opiekuje. Od razu kazał mi kłaść się do łóżka pod kołdrę i zrobił mi herbatkę z miodem. Według mnie mój kochany chłopak jest bardzo opiekuńczy i wspaniale nadawałby się nawet na ojca, no ale niestety... Stwierdziłam jednak, że nie ma sensu już poruszać tego tematu, bo to prowadzi tylko do kłótni, a i tak niczego nie zmieni. Oboje jesteśmy zbyt uparci, by przyznać drugiemu rację, a w tej sytuacji nie ma kompromisów.
-Kochanie, chodź, przygotowałem Ci kąpiel.
-Mi? Mhm, jasne... Nigdy w życiu nie przygotowałeś kąpieli tylko mi. Mów lepiej od razu, że nam.- śmiałam się, idąc z nim za rękę do łazienki.
-Oj, chciałem być miły.- klepnął mnie delikatnie w pośladek, a jego ręka już się tam zatrzymała.
W łazience panował cudowny, romantyczny nastrój, przez świeczki i płatki róż. No i oczywiście na wannie stały dwa kieliszki wina.
-Ty ewidentnie chcesz zrobić ze mnie alkoholiczkę.- stwierdziłam, śmiejąc się.
-Nie grozi Ci to, słońce. Nie umiesz pić, więc daję Ci to tylko dla lepszej rozrywki, bo Tobie wystarczy jeden kieliszek, żeby Cię wzięło na żarty i nadmierną wesołość.- mówił, rozbierając mnie powoli bez zbędnych ceregieli.
-Haha, bardzo śmieszne...- wystawiłam mu język z głupią miną.
-Nie rzucaj się już tak i pomóż mi się rozebrać.- powiedział, kiedy ja byłam już tylko w staniku i spodniach
-Spokojnie, mamy czas...- stwierdziłam, całując go delikatnie w kącik ust.
-Oj Duluś, Duluś co ja się z Tobą mam...- powiedział, odpinając mi stanik, który od razu spadł na podłogę. -Nie będę się bawić przez trzy godziny z rozbieraniem Cię, trzeba to trochę przyspieszyć.- po tych słowach od razu ściągnął moje spodnie razem z majtkami i wsadził mnie do wanny z ciepłą wodą i pianką.
Szybko pozbył się swoich ubrań i także wszedł do wanny. Usiadł za mnie i objął mnie mocno od tyłu.
-Chcesz się położyć, czy od razu przejdziemy do rzeczy?- zapytał, łapiąc w ręce moje obie piersi.
-Nie wiem, mi się nie spieszy...- powiedziałam, podnosząc głowę lekko do góry, by go pocałować.
-A mi chyba troszkę tak.- zaczął całować mnie po szyi. -Fu, najadłem się piany.- był zniesmaczony, a ja wybuchłam śmiechem.
-No dobra, skarbie... To Ty wpierdzielaj tą pianę, a ja się napiję.- odsunęłam się od niego na kilka centymetrów i wzięłam do ręki kieliszek, by się napić.
-Chcesz też?- zapytałam, chcąc poczęstować go tak jak on często mnie. -Albo nie... Nie mogę Ci tak dać, bo chora jestem i Cię zarażę.- stwierdziłam, a on miał bardzo zawiedzioną minę.
-Kochanie... No daj trochę.
-Masz!- odstawiłam kieliszek i rzuciłam go pianą w twarz, śmiejąc się głośno.
-Poczekaj, zemszczę się.- zapowiedział, wycierając twarz.
Siedziałam i się śmiałam, kiedy niespodziewanie wylądowałam pod wodą. Teraz to ja byłam cała w pianie, a Ucker miał niezły ubaw.
-Idioto! To wcale nie było śmieszne...- oburzyłam się, bo zawsze to do mnie należał ostatni ruch i tylko ja mogę się z niego śmiać, on ze mnie nie.
-Jasne, że było. A teraz ja się napiję, a Ty kochanie chwilkę poczekasz na moje zainteresowanie.- powiedział, biorąc kieliszek, żeby się napić, a drugą rękę miał na moim brzuchu, żebym nie wstała i nic mu nie zrobiła.
-Długo jeszcze?- zapytałam zniecierpliwiona, kiedy na złość mi pił sobie tak wolno.
-No już moment, przecież mamy czas...- powiedział, a jego palce zaczęły delikatnie smyrać mnie po piersi.
-Jak Ty mnie wkurzasz!
-Oj biedactwo moje... Poczekaj chwilkę, już się za Ciebie biorę.- odstawił kieliszek i pierwsze co mnie pocałował, wlewając do moich ust kilka kropli pysznego wina. -Tylko już koniec z tą pianą, nie mścimy się. Okej?- chciał się upewnić, że nic mu nie zrobię, bał się.
-No dobra, tylko proszę... Zacznij już coś robić.
-Co Ty dzisiaj taka niecierpliwa?
-Jakoś tak, nie wiem. Chyba muszę po prostu porządnie odreagować po tym, co się stało. Niestety tylko dzięki Tobie mogę wyładować emocje, a więc rusz się i wejdź wreszcie we mnie.- na te słowa, wybuchnął dzikim śmiechem, a ja aż się zawstydziłam, co raczej już mi się przy nim nie zdaża.
-Spokojnie już, nie denerwuj się.- powiedział, usiłując uspokoić napad śmiechu.
Zbliżył się do mnie i najpierw zaczął powoli masować dłonią właściwe miejsce. Po chwili przestał i rozszerzył mocniej moje nogi. Poczułam go w sobie. Zrobił to tak nagle, szybko i od razu głęboko. Wstrzymałam oddech do momentu, gdy zaczął się poruszać. Nie wykonywał jakichś tam szybkich, agresywnych ruchów, ale nie były one też takie wolne, jak przy typowym kochaniu się. To było coś na pograniczu kochania i pieprzenia. Podobało mi się i to bardzo. Jego ręce przechodziły pod moimi kolanami i docierały aż do piersi, delikatnie je masując i ugniatając. To było przyjemniejsze niż zwykle z uwagi na to, że robił to w wodzie i jeszcze z tą cudną pianką.
-Chodź tu, bo mi już niewygodnie.- podniósł mnie za ręce do góry, żeby zmienić pozycję.
Teraz siedzieliśmy oboje, ja na nim okrakiem. Jego dłonie oczywiście były przytwierdzone do mojego tyłka, centralnie na moich pośladkach, tak idealnie. Ściskał je ciągle i szczypał, żeby ustalać tempo. Oczywiście wszystko z wyczuciem, by nie zrobić mi nawet najmniejszej krzywdy. Doznania były bardzo silne, a ja aż wspinałam się na niego, kiedy akurat znajdywałam się nieco wyżej, pod wpływem miarowych ruchów kierowanych jego rękami. Jęczałam cichutko wprost do jego ucha, a on co jakiś czas mruczał słodko, ciągle całując mnie po szyi i ramionach. Od czasu do czasu przygryzał delikatnie moje ucho albo bardzo wrażliwą skórę na szyi. To wszystko składało się na niesamowitą przyjemność płynącą z wzajemnej bliskości i namiętności. Trwało to dość długo, bo Ucker specjalnie to przedłużał, co jakiś czas zamierając w bezruchu. Kiedy wreszcie oboje doznaliśmy spełnienia, wtuliłam się w niego mocno, nie kończąc tego całkowicie. Nagle dotarło do mnie, co takiego się stało i wpadłam w panikę.
-O cholera... Ucker, nie zabezpieczyliśmy się!- krzyknęłam przerażona.
-Spokojnie, kochanie... Przy seksie w wodzie ponoć nie trzeba tak bardzo uważać, bo jest mniejsze prawdopodobieństwo zajścia w ciążę.- starał się mnie uspokoić, ale ja nie mogłam się opanować.
-A jeśli?...- nie dokończyłam, a z moich oczu zaczęły lecieć łzy.
-Przestań, słońce... Nic się nie stanie.- całował mnie czule i tulił mocno.
-No dobrze, obyś miał rację.- zakończyłam, tym samym oddając to w ręce Boga i zatraciłam się w czułym uścisku mojego ukochanego mężczyzny.
Wyszliśmy z wanny i wytarliśmy siebie na wzajem ręcznikiem.

Przez kilka kolejnych dni ciągle martwiłam się o to, czy nie będę w ciąży. Ucker ciągle mnie uspokajał, ale to nic nie dawało. Jednak po jakimś czasie o tym zapomniałam i już było dobrze. Ucker wrócił do pracy, bo wcześniej miał wolne, żeby się mną opiekować po tym okropnym incydencie z Fede. Tak więc wychodził codziennie przed 7 rano i wracał koło 15. Ja oczywiście jak dobra żona wstawałam rano z nim i szykowałam mu kanapki do pracy. Buziak... i Ucker zmyka do pracy, a ja z powrotem do łóżka. A jak wracał, to zawsze czekałam na niego z obiadem. Anahi ciągle się z nas śmiała, że zachowujemy się jak stare małżeństwo, a przecież nawet nie jesteśmy narzeczeństwem. I tak przez nią uświadomiłam sobie, że Ucker po trzech latach związku mógłby się już chociaż oświadczyć. Nie mówię o ślubie, bo słyszałam o parach, które formalizują swój związek po nawet dziesięciu latach i uważam, że jest to dobre i odpowiedzialne zachowanie. No ale cóż... To dziwne, bo Ucker już od dawna publicznie nazywa mnie swoją narzeczoną, a przecież wcale nią nie jestem.


Tak mnie jakoś wzięło i postanowiłam dodać Wam rozdział :D Tak sobie teraz pomyślałam "O matko, w tym opku jest zdecydowanie za dużo scen erotycznych" No ale nic na to nie poradzę, tak wyszło xD Za to w następnym będzie tego mniej, bo tutaj to jest aż przesada, haha ;) A co do następnego opowiadania, to pochwalę się, że mam napisane 14 rozdziałów, więc idzie mi dobrze :) Wam trochę gorzej idzie komentowanie, ale dobra... Obiecałam, że nie będę się czepiać xD No to miłego czytania i do następnego :*