wtorek, 27 września 2016

15. "Przybyłem na ratunek"

Ucker:
Podoba mi się zmiana Dul i ograniczenie złośliwości z jej strony. Tylko ciekawe, jak długo to potrwa... Oby jak najdłużej, bo tak jest okej i nawet da się znieść tą wariatkę. Gdyby zachowywała się tak zawsze, to może nawet byłbym w stanie ją polubić. Uświadomiłem sobie właśnie, że nasza wieczna wojna to jej wina. To ona ma taki wredny charakter i od zawsze mi dokucza, ja się tylko bronię. Nie no okej od naszego ślubu ja też nie jestem święty i nieźle jej podnoszę ciśnienie, ale to może się teraz zmienić. Pobyt tutaj to szansa na poprawę naszych relacji i mam nadzieję, że coś jeszcze z tego będzie. Przykładnym małżeństwem to my nigdy nie zostaniemy, ale liczę bardziej na przyjaźń, albo żeby chociaż zostało tak jak jest dzisiaj. Dulce po raz drugi udowodniła mi, że potrafi być miła i słodka jak każda dziewczyna. Ona ma po prostu nieco trudniejszy charakter i musi mieć ochotę, żeby pokazać swoją prawdziwą, kobiecą naturę.
Kiedy skończyliśmy jeść, zgasiłem ognisko i poszliśmy do domu. Dul zaczęła czegoś uparcie szukać po szafkach w pokoju, w których o dziwo coś było.
-Mogę wiedzieć, czego szukasz?- zapytałem, obserwując ją z łóżka.
-Czegoś, co nadawałoby się na piżamę, bo chcę wyprać moje ciuchy.- odpowiedziała, a ja tak sobie pomyślałem, co by było, gdyby niczego tu nie znalazła... Mam brudne myśli z Dulą w roli głównej! Co się dzieje?
-Idziesz się kąpać?
-Mhm, bo po tym ognisku walą mi włosy.- ach, ta jej bezpośredniość...
-A wiesz, że tu leci tylko zimna woda?
-Tak, jestem tego świadoma... I pewnie będę zamarzać przez całą noc.
-Pewnie tak. Dobra, leć do tej łazienki, bo ja też chcę.
Znalazła coś w tej szafce i poszła się kąpać. Po chwili usłyszałem przeraźliwy krzyk Duli:
-Aaa, pająk!- sam nie wiem czemu i po co, ale kiedy to usłyszałem, pobiegłem "na ratunek", czyli po prostu wbiłem jej do łazienki z kapciem w ręce, także wyobraźcie sobie, jak idiotycznie musiałem wyglądać.
-Gdzie on jest?- zapytałem, a ona stała na przeciwko mnie i usiłowała zakryć się niewielkim ręcznikiem.
-Ucker, co Ty wyprawiasz?! Wyjdź stąd, nie mam nic na sobie!- zaczęła na mnie krzyczeć, a ja tylko chciałem ją uratować...
-Przepraszam, chciałem zabić pająka, przybyłem na ratunek.- powiedziałem słodkim, zawiedzionym głosem, a ona wybuchnęła dzikim śmiechem.
-Tam jest, pod prysznicem.- wskazała palcem na wielkiego, czarnego pająka, a ja zabiłem go kapciem, po czym wywaliłem za okno.
-Już jesteś bezpieczna, księżniczko.- powiedziałem z uśmiechem, a ona nadal się śmiała.
-Dziękuję mój wybawco.- i tu stało się coś nieprawdopodobnego... Dostałem buziaka w policzek od Duli! To były wygłupy i nie przestawała się śmiać, ale nie zaprzeczę, że było to miłe. -A teraz wyjdź i więcej nie wchodź mi do łazienki, bo zamiast buziaka dostaniesz kopa w mordę.- to było już mniej słodkie i tak bardzo Dulowe...
-Okej, okej... Już wychodzę.
Wyszedłem, a po chwili znów usłyszałem pisk Duli. O co chodziło tym razem? No tak, zimna woda. Po jakimś czasie drzwi się otworzyły i stanęła w nich moja żona (tak, w tym momencie miałem ochotę tak ją nazwać). Była w bardzo skąpej, białej, koszulce. Widać było, że pod spodem nie miała nawet stanika. Pragnę wspomnieć, że materiał koszulki był bardzo cienki i lekko prześwitywał. Ale nie miała lusterka, więc skąd mogła o tym wiedzieć, to widziałem tylko ja. W dodatku koszulka ta była trochę rozciągnięta i poszarpana na dole przez co po prostu krzywa, pofalowana, co w połączeniu z drobniutką figurą Dulci wyglądało dość zabawnie, ale cholernie seksownie. Miała spory dekolt, a materiał kończył się w połowie ud, a właściwie ledwo za pośladkami. Nie zaprzeczę, że zagapiłem się na nią aż do momentu, kiedy nie usłyszałem jej piskliwego głosu:
-Ucker!- była rozdrażniona, więc pewnie powtarzała moje imię już któryś raz.
-Co?- zapytałem lekko nieobecny.
-Gapisz się.- powiedziała to z taką powagą, że nie wiedziałem, co ze sobą zrobić.
-Gapię? Nie, wcale się na Ciebie nie gapię. Ja tylko... Trochę się zamyśliłem i nawet nie bardzo zauważyłem, że tu jesteś.
-Mhm... Zresztą dobra, nieważne.- odpuściła mocno zażenowana, ale też rozbawiona i poszła do łóżka.
Poszedłem do łazienki też się wykąpać. Niestety dla mnie nic w tych szafkach nie było i pozostało mi spać nago. Na grzejniku razem ze wszystkimi ubraniami Duli wisiały jej majtki. A co to oznacza? No właśnie... Ona pod tą mocno zwiewną bluzeczką nie ma zupełnie nic! Na chwilę mnie zatkało, bo w sumie nie sądziłem, że będę spał z prawie nagą Dulce pod jedną kołdrą i na jednej poduszce. Jak ja jej czegoś w nocy nie zrobię, to będzie dobrze. Nie no kurde, co ja się tak na nią napaliłem?... Ma piękne ciało i pewnie każdy jeden facet już by się ślinił, ale akurat ja muszę to opanować. Dulcia to mój odwieczny wróg, moja żona i wkurzająca dziewczynka, którą znam prawie 20 lat. Nie lubię jej, a ona mnie jeszcze bardziej. Żyjemy w zgodzie dla świętego spokoju i nic więcej. Myślę, że poukładałem sobie co nieco od nowa w głowie, więc Uckerku nie patrz się na nią, to tylko Dul. Wziąłem szybki, zimny prysznic, wytarłem się ręcznikiem i umyłem zęby. Jak już wspomniałem, nie miałem się w co ubrać i wyszedłem z łazienki nago. Stwierdziłem, że skoro już tyle kobiet widziało mnie w takim stanie, to Dula też może. Założyłem również, że ona też już nie raz widziała gołego faceta, więc co się będę przejmować.

Dulce:
O mało nie dostałam zawału, kiedy Ucker wyszedł z łazienki. On był całkiem nagi! Tak po prostu wszedł do pokoju bez niczego! Nie wiem, gdzie on ma mózg i czy ma choć odrobinę wstydu... Zakryłam się kołdrą, by na niego nie patrzeć.
-A Ty co?- zapytał mocno zdezorientowany.
-Wiesz, mógłbyś mi oszczędzić widoków.- odpowiedziałam, nie wychodząc spod kołdry.
-Co Ty chuja nie widziałaś?- na te słowa wybuchłam śmiechem, a na mojej twarzy pewnie pojawił się mocny rumieniec, ale na szczęście tego nie widział.
-Może tak, może nie... W każdym razie mam chłopaka i nie będę z Tobą tak spać.
-Dul, nie mam się w co ubrać, a też wyprałem swoje rzeczy. Zresztą nie przesadzaj, po prostu nie patrz, a i tak za chwilę zgasimy świeczki i będzie ciemno.- mimo moich słów wpakował się do łóżka pod kołdrę, a ja szybko stamtąd wyszłam.
-Ucker, mówię poważnie. Nie chcę tak z Tobą spać!
-Daj spokój... Ty też jesteś dosyć skąpo ubrana, a ja jakoś nie narzekam i nawet nie zwracam na to uwagi. Przestań marudzić, nie zachowuj się jak gwiazda i idź już spać.- położyłam się i próbowałam się ogarnąć i nie myśleć o nagości Uckera.
-Problem w tym, że ja jestem gwiazdą i nie mogę...- nie dał mi skończyć i wciął mi się słowo.
-Jak Ci coś nie pasuje, to idź na swoją ulubioną ławeczkę.- oj, był już lekko rozdrażniony moim marudzeniem, bo powiedział to niezbyt miłym głosem.
-Aj, już nie chodzi mi o twojego "małego"...- zaśmiałam się głupio, siadając. -Chodzi mi o to, że moje włosy są w strasznym stanie od tego mydła. Nie mają blasku, są suche i się łamią, a w dodatku nie mogę ich rozczesać!- wyjaśniłam wzburzona, bo stan moich włosów serio był tragiczny.
-Ojoj... Pomóc Ci je rozczesać, księżniczko?
-A zrobisz to delikatnie?- zapytałam, pełna nadziei patrząc w jego oczy.
-Ej, właściwie to ja żartowałem z tym czesaniem.
-Wiem, ale to nawet niegłupi pomysł. Serio rozczeszesz mi włosy i zrobisz warkoczyka? Proszę...
-Okej, to leć po szczotkę, na półce w łazience jakaś była.
Wstałam z łóżka i poszłam po szczotkę. Byłam świadoma tego, jak dziwnie wyglądałam w tej koszulce i tego, że Ucker się gapił, kiedy szłam. No w sumie miał na co, bo wiem, że jestem piękna i seksowna, haha. I dobrze wiedział, że nie mam nic pod spodem... A niech się patrzy, oby się tylko za bardzo nie podniecił. Stwierdziłam, że nie będę się nim przejmować i postaram się wyluzować i po prostu odpocząć. Ucker zrobił się jakiś dziwny, tak mnie pilnuje, martwi się i w ogóle. Nie pojmuję tego, ale nie narzekam. I bardzo mi się podoba to, że chce mnie uczesać, bo ja tak strasznie lubię, jak ktoś bawi się moimi włosami, a zresztą im też się to przyda, bo są tragiczne. Wzięłam tą szczotkę z łazienki, wcześniej ją oczywiście myjąc, bo nie wiadomo czyje to. Wróciłam do pokoju, a Uckerek siedział z takim słodkim uśmiechem na twarzy. Aż jak nie on, chociaż w sumie ostatnio dość często się uśmiecha...
-Siadaj księżniczko i daj mi szczotkę.- powiedział, a ja wykonałam jego polecenie.
-Musisz ciągle mówić do mnie "księżniczko"?- zaśmiałam się delikatnie.
-A nie podoba Ci się to?
-Nie no tak jest świetnie, ale dziwi mnie to, że Ty tak do mnie mówisz i to niezłośliwie.
-Dulisiu, czepiasz się... Mówię do Ciebie ładnie, żeby Ci było miło i już mówiłem, że mi tak jakoś pasuje mówić. I wiesz co? Jak jeszcze raz zwrócisz na to uwagę, to będę mówił "wiedźmo".
-O niee, tak się nie bawimy... Dobra, nazywaj mnie księżniczką, byleby nie twoją.
-Okej, na to nie licz. Dobra, biorę się za te twoje kłaki.- zaczął czesać moje włosy, wykonując delikatne ruchy szczotką.
-Nie kłaki tylko włosy!- poprawiłam go oburzona.
-No dobrze, włosy... W każdym razie masz straszne kołtuny i nie wiem, jak to rozczesać. Sorki, bo pewnie będę ciągnął.
-Wziąłeś się za to w ogóle, więc mogę Ci to wybaczyć, ale postaraj się delikatnie.
Siedziałam jak księżniczka, a mój mąż (nie wierzę, że czasami tak go nazywam) delikatnie czesał moje splątane włosy. Kilka razy syknęłam z bólu, ale ogólnie to obchodził się ze mną zaskakująco delikatnie i byłam w niemałym szoku. Jak rozczesał te kołtuny, głaskał moje włosy i zapytał:
-Chcesz tego warkocza, bo i tak Ci się zaraz znów poplączą?
-A umiesz w ogóle?- szczerze w to wątpiłam.
-Nie bardzo, ale zaraz się nauczę.- powiedział pewny siebie i zaśmiał się słodko.
-Okej, powodzenia.
Kombinował, kombinował i niewiele mu z tego wychodziło, ale nie śmiałam mu przeszkadzać. Zdziwił mnie upór Uckera i to, że się jeszcze nie wkurwił. Przecież on zazwyczaj nie ma tyle cierpliwości... Po jakimś czasie skupienia i ciszy, odezwał się dość cicho:
-Wiesz co? Nie raz wyobrażałem sobie, że będę miał córkę, której będę robił warkoczyki. Wiedziałem, że będę musiał się nauczyć czesać, ale nie sądziłem, że tak szybko. No i miałem czesać córkę, a nie Ciebie, no ale...
-Serio myślałeś o założeniu rodziny, dzieciach? Trochę mnie zaskoczyłeś, bo sądziłam, że zamierzasz przeżyć życie beztrosko.
-Nie no to tylko takie jakieś myśli, żadne plany. Nie spieszy mi się do dzieci, rodziny, czy w ogóle prawdziwych związków. Ale kiedyś w sumie... Chciałbym mieć dzieci, kochającą żonę i generalnie ułożyć sobie życie tak jak powinno być. Ostro zszedłem z właściwej drogi, ale to nie znaczy, że nie potrafię o czymś myśleć poważnie. A Ty chciałabyś naprawić swoje życie, mieć dzieci i w ogóle?- szczerze i na luzie rozmawiamy, co zdarza się raczej rzadko.
-Kiedyś tak, ale nie potrafię sobie wyobrazić siebie jako matki. Ale wiesz co? Gdybym miała dziecko, to postępowałabym w każdej sytuacji zupełnie przeciwnie niż moi rodzice, żeby moje dzieci były szczęśliwe i wolne. Nie no może za parę lat jakoś się wszystko ułoży... My się rozwiedziemy, Pablo będzie miał dobrą pracę po studiach, może wezmę z nim ślub i wtedy pomyślimy o dziecku. Tak pięknie to planuję. No chyba, że wcześniej zaliczę jakąś wpadkę, to trudno. Będzie, co będzie...
-Ale nas wzięło na rozmowy o przyszłości... Ale trzeba najpierw jej dożyć, bo przeszłość może nas w każdej chwili zniszczyć. Nie wiem, jak i kiedy wrócimy do domu, bo Amador jest nieobliczalny.- i koniec swobodnej rozmowy, Ucker zaczyna się martwić.
-Aj zobaczysz, że wszystko będzie dobrze i za jakiś czas będziemy się z tego śmiać, a potem opowiadać to dzieciom, jak dorosną.- chciałam go uspokoić i przywrócić nastrój sprzed chwili.
-Dobra, nie będziemy się teraz tym martwić. Póki co jesteśmy tu bezpieczni i jest w sumie okej, i może tak zostać na bardzo długo.
-Na bardzo długo? Czyli już nie przeszkadza Ci moje towarzystwo?...
-Nie, bo jesteś miła i da się z Tobą normalnie gadać. Ej, chyba mi się warkocz udał!- prawie krzyknął uradowany.
-Wow, w końcu! Dziękuję.- odwróciłam się i cmoknęłam go w policzek. -Uratowałeś moje włosy, więc mogę iść już spokojnie spać.- dodałam i położyłam się na bok.
Przypominam, że musiałam spać z Uckerem pod jedną kołdrą i na jednej poduszce! On już dawno spał, a ja nie mogłam zasnąć i ciągle się kręciłam. Było mi niewygodnie, ciasno i zimno. A w dodatku nadal rozpraszała mnie nagość Uckera. Ta świadomość tak strasznie burzyła mój spokój i nie pozwalała spać.


Przybywam!! Właściwie to jestem tu z trzech powodów:
Po pierwsze ilość komentarzy zabójcza (już pomijając fakt, że większość to coś w stylu "kiedy kolejny?"), po drugie dzisiaj 27, czyli standardowo: 10 miesięcy temu o tej porze żegnaliśmy się z Dulce i tak za nią tęsknię <3 :'( Trzeci chyba najważniejszy powód:
Wiecie, że naszemu Ponczusiowi urodziło się już dziecko? Dodał zdjęcie na instagrama, to takie słodkie <3 Teraz pozostaje nam czekać aż doda zdjęcie dziecka, bo jestem tak bardzo ciekawa jak wygląda :) Jejku, jaram się, bo to pierwsze dziecko z RBD, mini rebelde <3 Ciekawe kiedy Ann urodzi, też się nmg doczekać :) Boże, ile tu serduszek dzisiaj, haha :D To ja już dzisiaj kończę, następny pewnie jakoś koło weekendu :* No to ten... Życzcie mi powodzenia, bo jutro poprawiam sprawdzian z chemii i muszę (chcę) dostać z niego przynajmniej 4 ;) 

czwartek, 22 września 2016

14. "Mam dosyć życia z Tobą"

Dulce:
Po ostrej kłótni z Uckerem znowu wyszłam na dwór. Nie miałam ochoty tam już z nim siedzieć. A nie, sorry... On mnie po prostu wygonił! Było już trochę ciemno i jeszcze bardziej zimno. Usiadłam na tej ławce, na której chyba spędzę ogólnie dużo czasu, bo wylądowałam tu drugi raz w ciągu jednego dnia. Siedziałam i zamarzałam, ale jak to na mnie i moją dumę przystało, nie zamierzałam wracać do domu. Nie wiem, jak to się stało, ale po jakimś czasie zasnęłam. Pewnie wyglądałam jak pijany żul śpiący na ławce.
W pewnym momencie poczułam dłoń na moim ramieniu i usłyszałam dosyć głośny i agresywny głos Uckera:
-Co Ty wyprawiasz, idiotko?!
-Czego chcesz?- zapytałam zaspana, siadając.
-Czemu śpisz na ławce?- co za głupie pytanie...
-No nie wiem... Bo może wyjebałeś mnie z domu?
-Nieprawda... Nie powiedziałem, że masz wyjść na mróz. To było tylko takie gadanie, bo mnie wkurzyłaś.- ale on jest głupi... Raz mówi jedno, raz drugie i weź go ogarnij.
-Dobra, weź się lecz! Mam dosyć życia z Tobą i jutro wracam do domu.- wybuchłam i wstałam.
-Zamknij się i nie rób awantury! Idziesz do domku i zostajesz tam do odwołania.
-A co jeśli nie zechcę?- bo przecież ja genialna Dulcia jak zwykle muszę się kłócić...
-To bardzo mnie wkurzysz i będziesz miała przejebane. Idziesz czy nie?- był już zły, ale nie miałam najmniejszej ochoty zgadzać się na jego wymogi i kaprysy.
-Nie chcę.- powiedziałam stanowczo.
-Okej... Wkurwiłaś mnie, więc masz pięć sekund, żeby uciec.- powiedział chłodnym głosem, a ja pobiegłam.
Biegłam przed siebie, a on za mną. Uciekałam przez krzaki i śnieg, i krzyczałam głośno. W sumie miałam niezły ubaw, a Uckerek był tak strasznie zły. W sumie o co? Co go obchodzi to, że śpię sobie na ławce? To przecież nie jego sprawa i mój problem, że będę chora! Po co on w ogóle za mną biegnie? Odwróciłam się, by zobaczyć, czy jest blisko. Potknęłam się o korzeń drzewa i upadłam. Chciałam wstać, ale Ucker złapał mnie za rękę i pociągnął do siebie. Dopiero teraz zorientowałam się, że o mało nie spadłam z urwiska.
-I teraz Cię mam, wariatko...- powiedział i położył mnie na plecy, po czym przesunął mnie do tyłu, bym zwisała głową w dół i przygniótł mnie ciężarem swojego ciała.
-Ucker, co Ty wyprawiasz? Puść mnie!- krzyczałam spanikowana, a on zaczął się śmiać.
-Mam Cię puścić?... Jesteś pewna?- zapytał z szyderczym uśmiechem i jeszcze bardziej zsunął mnie w dół.
-Nie, nie puszczaj! Ale nie chcę tak wisieć, boję się.- mówiłam drżącym głosem, oddychając płytko i szybko.
-Uspokój się, przecież Cię nie puszczę.- powiedział spokojnym, ciepłym głosem.
-Nie jestem tego taka pewna... Przecież jesteś mordercą.- nawet w takiej chwili musiałam mu coś dowalić, ale za moment tego pożałowałam, bo opuścił mnie jeszcze niżej tak, że byłam wygięta w łuk.
-Zamknij się, bo naprawdę stąd polecisz! Uspokój się i przysięgnij, że będziesz grzeczna, to pozwolę Ci wstać.
-Nie szantażuj mnie.- dalej się kłóciłam.
-Duluś... Wiesz, ja bym chętnie Cię postraszył, że spadasz, ale choćby kawałek dalej i możesz ześlizgnąć się na dół, więc już lepiej mnie nie wkurwiaj, bo do ziemi daleko.
-Ucker, proszę zabierz mnie stąd...- do oczu podeszły mi łzy i już po chwili naprawdę płakałam.
-Ej no, nie becz... Nie puszczę Cię na pewno, ale przysięgnij, że będziesz grzeczna.- jego głos był taki delikatny i wręcz czuły, że lekko się uspokoiłam.
-Okej, przysięgam. Ale proszę, zabierz mnie stąd.- po tych słowach powoli przyciągnął mnie do siebie, a potem delikatnie podniósł, podtrzymując moje plecy, żebym się nie wygięła do tyłu i nie poleciała.
Byłam przestraszona, roztrzęsiona, a nogi miałam jak z waty. Ledwo stałam, a Ucker na szczęście mnie mocno trzymał i jakby przytulał. Słyszałam bicie jego serca tak samo głośne i niespokojne jak moje.
-No już, spokojnie.- powiedział szeptem, pocierając dłonią moje plecy.
-Po co to zrobiłeś?- zapytałam, odzyskując czynności życiowe.
-Żeby zmusić Cię do posłuszeństwa. Nigdy w życiu bym Cię tam nie puścił, chciałem Cię jedynie postraszyć.- mówił z lekkim uśmiechem, patrząc w moje zapłakane oczy.
-Postraszyć?! Ucker, mogłeś puścić mnie tam nawet przez przypadek! Oszalałeś?!- strach puścił, więc uruchomiła się moja złość i oczywiście nakrzyczałam na Uckera.
-Zamknij się już, przestań! Nic Ci się nie stało, bo nie chciałem Ci nic zrobić. Żyjesz i mam nadzieję, że się ogarniesz.
-Jesteś okropny! Zrobiłeś to, żeby mieć nade mną władzę, tak? To była najgorsza manipulacja z możliwych i wiedz, że nie znoszę Cię jeszcze bardziej! Będę "grzeczna", ale nie oczekuj, że miła i słodka.- zapowiedziałam od razu i ruszyłam do przodu. 
-Dobra, ale nie rób już głupstw. Masz siedzieć ciągle w domu, to dla twojego dobra.
-Okej, okej... Tylko już tak mną nie rządź. Dobrze wiesz, że tego nie znoszę.- powiedziałam kapryśnie z grymasem na twarzy.
-Gwiazdeczko... Czasy, kiedy byłaś ważna i kogoś obchodziło, co myślisz i co lubisz, już dawno się skończyły.- powiedział chamsko, a we mnie aż się zagotowało.
-Księciuniu... Tych czasów nigdy nie było. Ja se całe życie gadam, a nikogo to nie obchodzi. Ale przynajmniej mam odwagę mówić i wyrażać swoje zdanie, nie to co Ty... Ty kochany, całe życie komuś podlegasz i ktoś Tobą rządzi. Tak więc lepiej się już zamknę i dam Ci tą satysfakcję, że niby się Ciebie słucham i masz nade mną kontrolę.- i tym go pokonałam, aż mu się głupio zrobiło i pchnął mnie do przodu, bym szła szybciej, a ja się zaśmiałam szyderczo.

Ucker:
Ach, jak mnie ta kobieta denerwuje... Jest taka nieodpowiedzialna, dziecinna, wredna i w ogóle nie da się z nią wytrzymać, bo cokolwiek powiem, ona ma inne zdanie i musi podważyć mój autorytet. Niekiedy jest to tak głupie, że aż śmieszne, bo ona od zawsze po prostu robi wszystko, żeby zrobić mi na złość i mnie zgnębić. Tylko szkoda, że zazwyczaj ma rację, bo jestem tak beznadziejny, że zawsze ma czym mnie zagiąć. A niestety Dula wie o mnie już wszystko, co najgorsze...
Poszliśmy do domu i uświadomiłem sobie, że jestem strasznie głodny.
-To co jemy?- zapytałem Duli, kiedy beztrosko siedziała w kuchni na blacie.
-Nie wiem, ale jestem strasznie głodna. Zrób mi zupkę chińską.- odpowiedziała z uśmiechem, który w sumie nie wiem, co oznaczał.
-Ja mam Ci zrobić zupkę chińską? Coś Ci się chyba pomyliło księżniczko.- stanąłem przed nią i oparłem ręce na blacie po obu stronach jej ud, mocno ją to zdezorientowało.
-Nie mów tak do mnie i zrób mi obiad!- zdenerwowała się troszkę i wyswobodziła się z moich prawie objęć, schodząc z blatu.
-Chyba śniadanie.- poprawiłem ją z ciepłym uśmiechem.
-Zwał, jak zwał... Jestem głodna, do cholery!
-Nie zachowuj się jak rozpieszczony bachor, bo mnie to wkurwia.- skarciłem ją delikatnie. -Mam pomysł! Teraz zjemy te zupki, a później pójdę do sklepu po coś konkretniejszego na obiad.
-Jak to pójdziesz? Zostawisz mnie tu samą?- w jej oczach widać było przerażenie, a przecież taka jest odważna...
-Tak, Ty w tym czasie trochę tu posprzątasz. Musimy się nauczyć współpracować, a chodzenie razem do sklepu nie ma sensu, bo będziesz mi tylko przeszkadzać i ciągle się przewracać tak jak ostatnim razem.
-Ale ja nie chcę tu być sama, boję się.- doznałem szoku, Dul okazała słabość i strach! Gdzie to zapisać?
-Ty się boisz, serio? Przestań, przecież tu nikogo nie ma. Nic Ci nie będzie, a ja szybko wrócę. Nie bój się, mała.- mówiłem z pocieszającym uśmiechem, a na końcu trąciłem palcem jej nosek.
-I tak się będę bała, ale okej spróbuję nie panikować.- uśmiechnęła się niepewnie, błądząc wzrokiem po pokoju.
-Jesteś durna i wkurwiająca, ale dobrze, że chociaż odważna.- stwierdziłem, a ona zrobiła głupią minę.
Zrobiliśmy te zupki chińskie i zjedliśmy ze smakiem, choć Dul trochę narzekała na stare talerze i w ogóle. Dziwił mnie fakt, że w tym domku są jakieś miski, talerze, czajnik, a nawet jeden garnek. Wszystko stare i w kiepskim stanie, ale przydaje się. Zresztą jest tu nawet kuchenka. Co prawda taka stara, zabytkowa i nawet nie na gaz tylko na podpałkę jak zwykły piec, ale ważne, że cokolwiek jest. Cud, że w ogóle udało nam się to ogarnąć i zagotować wodę w czajniku. Kiedy wychodziłem do sklepu, Dulce była przerażona perspektywą zostanie samej w lesie. Jednak jakoś trochę ją uspokoiłem i obiecała, że nic nie odwali i grzecznie posprząta w domu. Miałem do kupienia mnóstwo rzeczy, bo ciągle coś wymyślała. Tak więc poszedłem do sklepu i zostawiłem tą opętaną kobietę samą w domu. Chciałem zadzwonić do Poncha z budki telefonicznej, ale stwierdziłem, że to zbyt ryzykowne, bo Amador może mieć podgląd na jego telefon. Zrobiłem zakupy i jak najszybciej wyszedłem z tego sklepu z obawą, że nie jest tu do końca bezpiecznie. Co prawda Alfonso zapewniał mnie o tym, bo jest to sklepik zupełnie poza cywilizacją, a w pobliżu jest może z dziesięć domków. Jednak mimo wszystko bezpieczniej się czułem tam w środku lasu. Najgorsze jest to, że kończyła mi się kasa, więc nie wiem, jak później będziemy żyć. Tam niestety wszystko jest strasznie drogie, także będzie ciężko. A przecież nie mogłem wziąć karty kredytowej, bo by mnie namierzyli, a poza tym tu i tak można płacić tylko gotówką. Trudno, tym będę martwić się później, póki co mamy zapas jedzenia i wszystkiego. Idąc z pełnymi torbami zakupów, o mało się nie przewróciłem i nie spadłem z góry. No tak trochę w stylu Dul. Kiedy wszedłem do domu, doznałem szoku. Dulce serio sprzątała i nic nie odwaliła. Ten domek wyglądał zupełnie inaczej niż wcześniej. Było tu naprawdę czysto i dużo ładniej. A po środku tej czystości i blasku ona- moja żona. Na jej widok na mojej twarzy pojawił się taki niekontrolowany, ciepły uśmiech. Tańczyła z mopem na środku kuchni i jeszcze mnie nie zauważyła. Kiedy się odwróciła i mnie zobaczyła, stanęła w miejscu i lekko się zarumieniła. Po chwili pokazała na radio, z którego leciała muzyka i powiedziała z entuzjazmem:
-Patrz, mamy tu radio! Nawet baterie znalazłam.
-To super. Wow, jaki tu porządek.- powiedziałem z uznaniem.
-Cudnie, nie? Teraz mogę tu zostać nawet na zawsze, bo już nie ma takiego syfu i jest całkiem przytulnie.
-Tak, jest świetnie.
-Ale Ty jesteś nudny... Trochę entuzjazmu!- zaśmiała się słodko, łapiąc mnie za ręce tak, jakby chciała ze mną tańczyć.
-A Ciebie co wzięło? Spodziewałem się ujrzeć przestraszoną Dulcię, siedzącą gdzieś w kącie, a Ty nabrałaś humoru, kiedy mnie nie było.
-No widzisz, jak mi dobrze było bez Ciebie?...- powiedziała złośliwie, śmiejąc się.
-No dobra koniec, bo się zaraz znów pokłócimy.- nie pozwoliłem jej się za bardzo rozkręcać.
-Co mi kupiłeś?- zapytała, zaglądając do torby.
-Kiełbaski, ser, szynkę, chleb, herbatę, Danio, świeczki, zapałki, mydło, pastę do zębów i szczoteczki, i jakieś inne jedzenie. Uogólniając mamy żarcia na jakieś trzy dni i inne podstawowe rzeczy.
-Mhm, świetnie... Wziąłeś chleb, ser i szynkę, a nie wziąłeś masła. Wziąłeś mydło, a nie wziąłeś szamponu do włosów. A herbatę to jak zamierzasz zrobić? Śnieg roztopić?!- a tej jak zwykle coś nie pasuje...
-Dul, nie narzekaj! Po pierwsze z kranu leci czysta woda źródlana, więc mamy jak zrobić herbatę. Po drugie włosy możesz myć mydłem, nic Ci nie będzie. A co do masła... Okej, zapomniałem. Nie ma tu luksusów, ale da się przyzwyczaić. Nie rób z siebie gwiazdy, a wszystko będzie dobrze.
-Aj, no dobra... Ale jak się rozchoruję od tej wody, albo zniszczą mi się włosy od mydła, to będziesz miał mnie na sumieniu.
-Duliś, zamknij się już, bo zaczynasz mnie śmieszyć.
-Głodna jestem.
-Jak całe życie. Ale mam dla Ciebie niespodziankę...
-Kupiłeś mi nutellę?- przerwała mi, a ja wybuchłem śmiechem.
-Nie. Kupiłem kiełbaski, więc zrobimy sobie ognisko przed domem.
-Ognisko... Wiesz co? Mam lepszy pomysł. Teraz zjemy kanapki bez masła, a ognisko zrobimy później, jak zacznie się ściemniać.
-A jak przyjdą do nas dzikie zwierzęta?
-Boisz się? Najwyżej uciekniemy do domu, w czym problem?
-Nie no okej, jak chcesz. A teraz zrób mi tą kanapkę, bo zmęczyłem się drogą ze sklepu.
-No dobrze, tym razem prawie Ci się należy. Zrobię Ci kanapki, a Ty zrób herbatę, bo ja dom spalę przez tą pożal się Boże kuchenkę.
-Okej, Ty się lepiej tego nie tykaj.

Dulce:
Postanowiłam, że będę miła dla Uckera. To znaczy może bez przesady, że miła, ale nie będę aż tak złośliwa jak zwykle. Moje uczucia do niego się nie zmieniły i ciężko mi trzymać język za zębami, ale tak będzie lepiej. Skoro mamy tu razem siedzieć nie wiadomo ile, to lepiej żyć w zgodzie. Kłótnie są zbędne, a i tak niczego nie zmienią. Zresztą nie jesteśmy już dziećmi i nie musimy walczyć o to, kto będzie miał lepsze teksty.
Ten dzień, choć nie zaczął się kolorowo, skończył się pięknie. Pod wieczór zrobiliśmy ognisko przed domem. Oczywiście wcześniej musieliśmy obłożyć miejsce kamieniami i przysunąć sobie ławkę. Ucker naostrzył długie patyki i rozpalił to ognisko, co nie było takie proste, bo wiało. Biegałam wkoło, żeby uciec przed dymem, który ciągle leciał na mnie. W końcu Christopherek się zlitował i sam upiekł mi tą kiełbaskę. Schowałam się więc za nim, żeby ochronił mnie przed tym dymem. Nagle zaczął się śmiać.
-A Tobie co?- zapytałam, także się lekko śmiejąc.
-Przypomniała mi się wycieczka szkolna w góry. Pamiętasz, jak prawie wrzuciłaś mnie do ogniska, bo strąciłem Ci pieczony chlebek z patyka do ognia?- na samo wspomnienie wybuchłam śmiechem.
-Trudno tego nie pamiętać, to było piękne.
-Tak, jasne... To była jedna z naszych najpoważniejszych kłótni tak naprawdę o nic.
-Każda nasza kłótnia była bez sensu i nadal każda taka jest.- stwierdziłam, wtulając się w jego plecy.
-Przypominam Ci, że wszystko zaczęło się od samochodzika w przedszkolu.- odwrócił się i spojrzał mi w oczy tak inaczej, słodko i czule.
-Tak, ale on i tak był mój.
-Nieprawda, bo mój.
-Jasne, teraz się o to kłóćmy...- przewróciłam oczami z uśmiechem.
-Od jakiegoś czasu nie lubię się z Tobą kłócić.- znów się odwrócił, ale tym razem na dłużej i jakoś tak dziwnie zaczął się do mnie zbliżać.
Zaraz, zaraz... Ucker próbował mnie pocałować, a ja nic z tym nie robiłam, tylko także lekko się do niego zbliżałam. Byłam jak w transie i chyba chciałam, żeby się to stało... Jednak nasze usta się nie zetknęły, bo zauważyliśmy, że kiełbaska nam wpadła do ogniska.
-Nieee.- krzyknęłam z rozczarowaniem, a Ucker zaczął się śmiać i się ode mnie odsunął. -Z czego rżysz?- zapytałam, też już się śmiejąc, bo jego śmiech jest dosyć zaraźliwy.
-Bo to twoja tam wpadła, a moja jest już gotowa.
-O niee, tak nie będzie... Zjemy razem na pół najpierw jedną, a potem drugą.- zarządziłam z uśmiechem.
-Okej, to leć po chleb i drugą kiełbaskę, mała.- powiedział, a ja wstałam i poszłam do domku.
Serio zjedliśmy te kiełbaski na pół i nawet się najedliśmy. W sumie miło spędziliśmy czas tego wieczoru przy ognisku, a to jeszcze nie koniec... O nieudanym pocałunku już żadne z nas nie wspomniało, bo po co. Zastanawiałam się, czy taka sytuacja się jeszcze kiedyś powtórzy i czy coś z tego wyjdzie. Wolałabym nie, bo pewnie zakończyłoby się to kłótnią, a tego nie chcę.



Hejo!! No dobra dodaję już dzisiaj, niech Wam będzie ;) Wy mnie już znacie i wiecie, że i tak dodam rozdział, jak będzie dużo komów i ładnie poprosicie xD Mam za dobre serce, zdecydowanie :P Wgl to Wy sobie nie myślcie, że ja tak ciągle będę często dodawać, bo moje rozdziały to wbrew pozorom nie studnia bez dna i one też się kiedyś mogą skończyć (na tą chwilę mam 15 do przodu i prawie 2 następnego opka)
Ale mi ten tydzień szybko zleciał i nawet nie był taki straszny. Sprawdziany napisałam (dostałam 3 z chemii i 3+ z biologii, z czego średnio jestem zadowolona), została mi jeszcze tylko poprawa sprawdzianu z czerwca z chemii na następny tydzień :/ Wgl byłam dzisiaj na salonie maturzystów i już wiem jedno: Jak będę miała powyżej 50% z matury z biologii, to będzie cud xD Ale dobra, co ja się Wam tu będę o szkole rozpisywać, przecież Wy macie swojej własnej pewnie dosyć, a jeszcze moje szkolne przemyślenia, a nawet oceny ;) Ok, to ja już nie marudzę, do następnego ;* 

niedziela, 18 września 2016

13. "Jestem mordercą!"

Dulce:
Po jakimś czasie samolot zaczął lądować. Wpadłam w panikę, bo jakby nie patrzeć, byliśmy najbardziej narażeni w razie nieudanego lądowania. Jednak udało się i już po chwili byliśmy na ziemi.
-Jak otworzą klapę, to biegniemy.- powiedział Ucker, łapiąc mnie za rękę i podchodząc do wyjścia.
-A jak nas złapią?- zapytałam przerażona.
-To będziemy mieli przejebane, więc lepiej uciekaj od razu, jak powiem.
-No dobrze.
Po chwili klapa się otworzyła, a na nasze szczęście bagażowy się na chwilę odwrócił, a my uciekliśmy niezauważeni. Niepozornie szliśmy przez lotnisko w kierunku wyjścia.
-Ucker, głodna jestem.- powiedziałam cicho.
-Nie możemy tutaj nic kupować, anonimowość przede wszystkim.- odpowiedział z lekkim uśmiechem. -I nie wypowiadaj mojego imienia w miejscu publicznym.- dodał jeszcze ciszej.
-Ale ja jestem głodna... Mam umrzeć z głodu?- ciągnęłam dalej.
-Na mapie mamy zaznaczony sklepik w odludnym miejscu, gdzie ponoć możemy chodzić, to wstąpimy tam po drodze. A teraz chodź szybciej, bo nie możemy tu być.
-Ale dlaczego, o co tu w ogóle chodzi?
-Spokojnie, powiem Ci wszystko, jak będziemy na miejscu.
Dość szybko opuściliśmy lotnisko i szliśmy dalej według mapy. Panowała cisza i słychać było jedynie odgłosy natury. Teren był coraz bardziej górzysty i niebezpieczny. Kilka razy o mało nie spadłam z góry, a nawet wpadałam do strumyków. Generalnie ciągle się przewracałam, choć i tak w większości przypadkach łapał mnie Ucker. O dziwo się ze mnie nie śmiał, że jestem niezdarą, czy coś w tym stylu, a więc albo nadal było mu głupio o ten policzek, albo po prostu sprawa ucieczki była aż tak poważna, że nie było mu do śmiechu. Nie wiem, ale cierpliwie czekałam na wyjaśnienia. Rzeczywiście po drodze wstąpiliśmy do tego sklepiku po coś do jedzenia. Co kupiliśmy? Jogurty, wafelki i zupki chińskie, czyli to co nadaje się najbardziej w każdej sytuacji. Chciałam zjeść od razu, ale Ucker mi nie pozwolił, argumentując tym, że jak będę żarła po drodze, to na pewno się wyjebię. Pewnie miał rację, ale jak zwykle nie mogłam mu jej przyznać. Szliśmy dalej przez las gdzieniegdzie pokryty śniegiem. Nie miałam już siły i było mi strasznie zimno. Byłam w cienkiej kurtce, a pod spodem miałam tylko lekką bluzeczkę. Ucker cwaniak ubrał zimową kurtkę i bluzę, i nie narzekał. Weszliśmy na wysoką trochę oblodzoną górę,a potem zeszliśmy kawałek na dół po drugiej stronie i znaleźliśmy się w pięknej dolinie. Był tam mały drewniany domek, czyli za pewne nasze miejsce schronienia. Na szczęście było tutaj mniej śniegu i ogólnie temperatura była wyższa. Domek z zewnątrz był ładny jak ze snów. Jednak w środku było bardzo ubogo, ale dosyć przytulnie. Był tam tylko przedpokój z kuchnią, jeden pokój i łazienka. Byłoby całkiem okej, gdyby nie pajęczyny i w ogóle bałagan, i brud. Uckerowi od razu bardzo spodobał się ten domek.
-Mogę tu zostać na zawsze.- powiedział, rzucając się na łóżko.
-No bez przesady... Jest okej, ale bywałam w lepszych miejscach.- oczywiście musiałam zgasić jego entuzjazm.
-Ale Ty się zrobiłaś ponura...- stwierdził i pociągnął mnie na łóżko tak, że automatycznie leżałam koło niego.
-Nie ma w moim życiu już radości, zostałeś tylko Ty i problemy przez Ciebie.- wstałam, nie chcąc przy nim być.
-Dul, akurat kłopoty mamy przez Ciebie.- i po tych słowach już wiedziałam, że wybuchnie wojna.
-Przeze mnie?! No jasne, bo to ja zadaje się z podejrzanymi typami...
-Aj, nie udawaj głupiej... Dobrze wiesz, że to z twojej winy teraz tu jesteśmy. Mówiłem tyle razy, żebyś się nie wtrącała, a Ty i tak swoje. Jesteś okropna, wiesz?
-Chciałam po prostu wiedzieć! Czy to coś złego?
-W tym przypadku tak. Słyszałaś powiedzenie "Im mniej wiesz, tym dłużej żyjesz"? Teraz rozumiem jego sens i Ty też już powinnaś. Ogarnij to, że Amador nas teraz zabije i to w pełni twoja wina!- uniósł głos i wstał, a ja odskoczyłam do tyłu, bojąc się jego wybuchów. -Ej, mała, nie bój się.- powiedział i złapał mnie delikatnie za rękę, żebym usiadła i sam też to zrobił.
-Dziwi Cię to?- zapytałam, wyrywając mu się i odsuwając kawałek. -Jesteś agresywny, nieobliczalny, nie mam pojęcia, kim jesteś i jakiś czas temu dostałam od Ciebie w twarz właściwie za nic... Uważasz, że nie powinnam się bać, będąc z Tobą sam na sam pośrodku niczego?
-Okej, trafne argumenty, masz prawo czuć strach w mojej obecności. Ale proszę, spróbuj mi zaufać i już się nie bój. Po raz kolejny Cię przepraszam za tamten wybuch i policzek. Byłem bardzo zdenerwowany i nad sobą nie panowałem. Naprawdę nie chciałem Cię skrzywdzić, a teraz mam wyrzuty sumienia. Tak więc możesz być spokojna, bo tutaj przy mnie na pewno jesteś bezpieczna. Zresztą jakbym chciał, żeby stała Ci się krzywda, to zostawiłbym Cię w domu i sam uciekł. A jesteś tu ze mną i zajmę się Tobą dopóki zagrożenie nie minie.- mówił delikatnym i spokojnym głosem, patrząc mi w oczy.
-Dobra, postaram się być spokojna, ale pod warunkiem, że wszystko mi powiesz. Chcę wiedzieć, w co się wkopałeś, skąd miałeś kasę i co nam grozi.- zażądałam wyjaśnień, bo nadal niczego nie mogłam zrozumieć.
-Dul, nie powinnaś tego wiedzieć... Za bardzo Cię narażę, mówiąc Ci o tym.- złapał mnie za rękę i patrzył mi głęboko w oczy, co było jak dla mnie dość dziwne.
-Proszę, nikomu nie powiem... Przysięgam. Jestem cholernie ciekawska, ale nigdy nie plotkuję, wiesz przecież.
-Nie chodzi o plotki, tylko o sam fakt, że po poznaniu prawdy inaczej spojrzysz na mnie i wpadniesz w panikę, i w sumie nie wiem co jeszcze. Amador to niebezpieczny typ i nie daruje Ci, jeśli dowie się, że znasz prawdę.
-Nie dowie się. Przysięgam, że jak mi powiesz, to zachowam się odpowiedzialnie i nic już więcej nie zepsuję. Wolę wiedzieć, co się dzieje, bo najgorszym strachem jest to, czego nie znamy. Powiesz mi?- szukałam argumentów, żeby to z niego jakoś wyciągnąć.
-No dobrze, ale nie oceniaj mnie i nie krzycz, okej?- on ewidentnie bał się mojej reakcji.
-Okej, nie skomentuję nic. No mów.- rzuciłam mu ciepły uśmiech, by dodać odwagi.
-Okej, no więc od jakiegoś czasu działam w mafii Amadora. Zgodziłem się na to, kiedy byłem pijany, a teraz już nie mogę zrezygnować. Należenie do gangu Amadora jest dożywociem. Kiedy ktoś się o nim dowie, to musi służyć mu do końca życia. Jeśli go zdradzi lub, tak jak ja odejdzie, to zostanie zabity. Zrozum, że przez twoją bezmyślność musieliśmy uciekać, bo to nie są żarty. Dobrze wiem, do czego on jest zdolny. No dobra, on nie robi nic, bo ma od tego ludzi. I ja jestem jednym z nich. Mój szef to dziwny i psychiczny człowiek. Niszczy każdego, kto mu się naraził. Za byle głupotę potrafi zabić niewinnego człowieka i całą jego rodzinę.
-Czekaj, czy to znaczy, że na polecenie tego zjeba zabijasz?- musiałam się wtrącić, bo nie wierzyłam w to, co słyszę.
-Tak, Dul! Jestem mordercą!- zaczął drżeć i wstał, łapiąc się za głowę.
Kręcił się w kółko po pokoju, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Siedziałam i patrzyłam na niego mocno przerażona. Fakt, że przebywałam na odludziu z mordercą przyprawiał mnie o dreszcze i już nie wiedziałam co gorsze: ta niewiedza, czy to. W pewnym momencie Ucker zatrzymał się i stanął tuż przede mną. Wpatrywał się we mnie przez chwilę, po czym zapytał:
-Teraz to się dopiero boisz, nie? Nawet nic nie mówisz, super...
-Wiesz co?- zaczęłam niby na luzie i wstałam. -Pójdę się dotlenić.- powiedziałam, kierując się do drzwi.
-Nigdzie nie pójdziesz sama!- zakazał podniesionym tonem głosu, a ja aż zadrżałam.
-Spokojnie, będę przed domem na ławeczce. Muszę trochę ochłonąć.- posłałam mu delikatny, niepewny uśmiech i wyszłam.
Dopiero teraz zorientowałam się, że przez jakiś czas wstrzymywałam oddech, bo wypuściłam z płuc dużo powietrza. Usiadłam na ławeczce i myślałam o tym wszystkim, patrząc na piękny, górski krajobraz. Ten widok znacznie mnie uspokajał, bo inaczej już bym chyba zwariowała. To co usłyszałam przed chwilą totalnie mną wstrząsnęło i okropnie się teraz bałam. W sumie nie wiem, czy Uckera, czy Amadora... Ucker w sumie nie jest tak bardzo winny, bo musiał wykonywać rozkazy tego kretyna. To jednak nie zmienia faktu, że ma na sumieniu ludzkie życie i to pewnie nie jedno. To samo w sobie jest przerażające, bo skoro był w stanie kogoś zabić, to może to zrobić ponownie, kiedy go mocno zdenerwuję. Niby mnie chroni, ale ostatnio z nim to nic nie wiadomo i dlatego się boję. Zresztą siedząc przed domem, słyszałam hałasy z wewnątrz. Wiedziałam doskonale, co się tam działo. Uckerek za pewne był strasznie wkurzony i musiał się na czymś wyżyć. Jak zwykle padło na meble... W sumie to całkiem dobry sposób na złość, bo uderzając we wszystko, nie zrobi krzywdy innym. Musiałam teraz poczekać, aż mu przejdzie.

Ucker:
Wpadłem w istną furię. Po rozmowie z Dul czułem się okropnie... O dziwo nie skomentowała tego w żaden dziwny sposób, ale chyba już nawet to by było lepsze. Jej reakcja była... No dobra, jej w ogóle nie było. Nie potrafiłem nic wyczytać z jej twarzy, bo była w wyraźnym szoku. Myślę, że po prostu bardzo się przestraszyła i chciała uciec ode mnie jak najdalej. Nie dziwię się w sumie... Też bym uciekał, jakbym dowiedział się, że jestem na pustkowiu zdany na łaskę mordercy. Stwierdziłem jednak, że nie mogę pozwolić jej siedzieć nie wiadomo ile na dworze, bo było dosyć zimno, a ta wariatka wyszła bez kurtki. Przestałem wszystko niszczyć i nawet poukładałem to z grubsza. Wyszedłem na dwór, a ona nawet mnie nie zauważyła. Stanąłem za nią i założyłem jej na plecy moją ciepłą kurtkę. Przestraszyła się i odwróciła gwałtownie. Przez chwilę wpatrywała się we mnie, jakby zobaczyła ducha.
-Mogłaś się chociaż ubrać...- powiedziałem podniesionym głosem, ale nie uzyskałem odpowiedzi. -Cholera jasna, czy możesz do mnie przemówić?- zapytałem lekko zdenerwowany.
-Przepraszam, zamyśliłam się. Co mówiłeś?
-Mówię, że powinnaś ubrać kurtkę, wychodząc na dwór. Tylko tego brakuje, żeby się księżniczka rozchorowała.- mówiąc to, usiadłem koło niej na ławce, a ona patrzyła na mnie nieufnie.
-Czemu tak często mówisz do mnie "księżniczko"?- zapytała, co bardzo mnie rozbawiło.
-Serio? Sądziłem, że zadasz mi trudniejsze pytania, ale to nawet lepiej. Dlaczego "księżniczko"? Bo jesteś jak księżniczka pod każdym względem i jakoś lubię tak do Ciebie mówić.- odpowiedziałem z delikatnym uśmiechem.
-Nadal nie bardzo rozumiem, ale to teraz nieważne...- o nie, teraz ginę.
-Teraz nieważne, bo dokończymy rozmowę w środku.- położyłem swoją dłoń na jej, by zobaczyć, jak bardzo zmarzła, a ona gwałtownie cofnęła rękę.
-Nie chcę tam iść.- powiedziała tym swoim nieznośnym, kapryśnym głosem.
-Ty, geniuszu... Jak miałbym Cię zabić, to mógłbym to zrobić tu, nie muszę w domu. Przypominam Ci, że i tak jesteśmy sami w promieniu jakichś 5 kilometrów. Przestań zachowywać się jak dzieciak i chodź.- wstałem i podałem jej rękę, by jej pomóc.
Co zrobiła nasza cudowna Dula? Sama podniosła się z ławki, totalnie olewając to, że chciałem jej pomóc. W dodatku jeszcze oddała mi moją kurtkę z poważną miną i bez słowa. Szybko wybiła do przodu w kierunku domu. Ja jeszcze chwilę stałem w miejscu i próbowałem się uspokoić, żeby móc z nią już normalnie gadać. Trochę mnie zdenerwowała, ale jestem w stanie to zrozumieć, bo jest przestraszona. Dobrze, że chociaż nie ucieka i ze mną jakoś gada. Weszliśmy do domu, gdzie w sumie też nie było za ciepło, a Dulce drżała z zimna.
-Aj, jak będziesz chora...- westchnąłem, a ona nie dała mi skończyć.
-To co zrobisz? No co?! Zabijesz mnie dla świętego spokoju?- w tym momencie cholernie mnie wkurzyła, ale jakoś udało mi się opanować złość i na nią nie nakrzyczeć.
-Przestań pieprzyć bzdury, Dul. Weź się w ogóle, nie wiem... Przykryj.- podałem jej kocyk, a ona jak najszybciej wyrwała mi go z ręki. -Widzisz? Dlatego właśnie nie chciałem, żebyś wiedziała o mojej pracy. Zachowujesz się w tym momencie jak wariatka, a to tylko dlatego, że znasz prawdę. Uspokój się i spróbujmy pogadać jeszcze raz.- byłem naprawdę zaskakująco spokojny, mimo wielkiego zdenerwowania.
-Nie chcę z Tobą gadać. Znaczy nie chcę... Po prostu widzę, że już jesteś ostro wkurwiony i boję się, że powiem coś durnego i znów dostanę od Ciebie w ryj.
-Masz rację, jestem wkurwiony, ale panuję nad sobą. Obiecuję, że będę z Tobą rozmawiał w miarę możliwości na spokojnie, bo nie chcę Cię już mocniej stresować.
-No okej. Powiedz mi, kiedy wrócimy do domu?- zapytała na wstępie.
-Nie mam pojęcia. Aż tak Ci źle tutaj ze mną?
-Może nie źle, ale twoje towarzystwo jakoś mnie zbytnio nie cieszy, zwłaszcza na pustkowiu.
-Dulisiu, czy Ty naprawdę sądzisz, że mógłbym Cię zabić?- kurde, jakie głupie pytanie.
-Nie wiem, czy od razu zabić, ale krzywdę można zrobić na wiele sposobów.
-Jejku, jaka Ty jesteś nieznośna... Nic Ci nie zrobię. Zrozum, że jesteś tu, żeby nic Ci się nie stało. Chronię Cię, a wiesz dlaczego? Bo w tym momencie jestem człowiekiem, a nie sługą Amadora. Jesteś częścią mojego prywatnego życia, a w nim nie jestem mordercą. Rozumiesz? Zabiłem kilku ludzi dla Amadora, ale normalnie wolę rozpierdolić pół chałupy, żeby tylko nikogo nie skrzywdzić. Jestem wybuchowy, ale nic więcej. Możesz być spokojna, bo nic złego Cię tu nie spotka. Nie dam Cię skrzywdzić i sam też tego już nie zrobię.- siedziałem koło niej na łóżku i patrzyłem jej głęboko w oczy podczas rozmowy, a ona była mocno zmieszana, już nie przestraszona.
-Czemu w ogóle tu z Tobą jestem? Co Cię wzięło, że nagle się o mnie martwisz, patrzysz mi w oczy tak wymownie, nie krzyczysz, jesteś miły i nawet dajesz mi kocyk? Przypominam, że się nie lubimy.- dobre pytania... Aż zamilkłem na chwilę.
-Muszę się Tobą zająć, bo inaczej miałbym wyrzuty sumienia. Wiesz, ogólnie to twoja wina, ale jakby nie było, to ja miałem chorego szefa. Okej, nie będę Cię już obarczał winą, bo zawsze wtykałaś nos w nie swoje sprawy, a ja tego nie przewidziałem. Gdyby nie moje pijaństwo, wszystko byłoby inaczej i nie mielibyśmy teraz takich problemów. Pewnie byłbym spokojniejszy, nigdy bym Cię nie uderzył i mniej byśmy się kłócili.
-Bym... Byśmy... Być może, ale jest jak jest i musimy jakoś z tego wyjść. Wjebałeś się w bagno i wciągnąłeś w to mnie. Nie no okej, to wina naszych starych, bo gdyby nie to małżeństwo, nie byłoby mnie tu.
-Mnie też nie, bo w sumie oboje jesteśmy temu winni.- stwierdziłem, a ona uśmiechnęła się słodko.
-Tak i przy tym zostańmy. W sumie cieszę się, że tu jestem, bo potrzebowałam odpoczynku w tak pięknym miejscu. Problem w tym, że przy Tobie nie odpoczywam, bo boję się wyluzować.- mówiła już spokojniej, także patrząc mi w oczy.
-Bardzo mi nie ufasz?- zapytałem i ująłem jej dłoń, a ona cała zadrżała. -No dobra, nie odpowiadaj... Czuję to.- odpowiedziałem z rezygnacją.
-Przepraszam, ale perspektywa przebywania tu z kimś takim bardzo mnie przeraża. Niby wiem, że jesteś dla mnie dobry, ratujesz mi dupę i w ogóle, ale jednak ten strach jest i nie mogę go powstrzymać. Nie denerwuj się na mnie, ale póki co zachowam dystans w stosunku do Ciebie. Wiesz, że generalnie jestem bardzo odważna, ale w tej sytuacji jakoś nie mogę, to mnie przerasta. Ale ciężko mi stwierdzić, czy Ci ufam.- gadała jak nakręcona, a ja patrzyłem na nią z uśmiechem i jakby fascynacją.
-No już mała, bo się zmęczysz.- zaśmiałem się i przygarnąłem ją do siebie, przytulając czule.
-Aj, Ucker... Czasami jesteś okropny i Cię nienawidzę, ale od czasu do czasu potrafisz być kochany i słodki.- o dziwo mi się nie wyrwała i nawet miała uśmiech na twarzy.
-A no widzisz... 50 twarzy Uckera.- powiedziałem, śmiejąc się i cmoknąłem ją w policzek.
-Nie, Ty masz ich jeszcze więcej...
-Ciepło Ci?- co ze mną jest?! Serio troszczę się o Dul!
-No już w miarę. Chcę spać, ale chyba nie zasnę.- odsunęła się ode mnie delikatnie.
-Czemu? Kładziesz się i śpisz, to proste. Jeśli chcesz, to posiedzę i Cię popilnuję.- jeśli się zgodzi to znaczy, że ma jednak do mnie zaufanie.
-Nie będziesz patrzył, jak śpię! Weź się też już lepiej połóż.- w sumie to nadal nie wiem, czy mi ufa, ale już miałem pewien pomysł... -Czemu znów muszę spać z Tobą? Cholera no, ja mam chłopaka!- ale jej się przypomniało...
-Masz taki kawał zimnej podłogi, kładź się. A tak na poważnie... Mało tego, że w jednym łóżku, to jeszcze pod jednym kocem i na jednej poduszce.
-Że co? Ucker, nie, ja tak nie mogę z Tobą spać.
-Jak to nie? Przecież jesteś moją żoną.- zażartowałem z uśmiechem.
-Daj spokój, nie przypominaj mi.
-Aj przestań, nie jest tak źle.
-No pomijając to, że przez Ciebie mogę zginąć, ledwo wytrzymuję psychicznie i nie mogę być z ukochanym, to ogólnie jest super.- powiedziała to z taką ironią, że miałem ochotę strzelić sobie kulką w łeb.
-Jasne... Ale tego, że Cię chronię i martwię się, to już kurwa, nie widzisz!- wkurzyłem się i podniosłem głos.
-Nieprawda! Doceniam to, ale mam do Ciebie żal o to, że wpakowałeś nas w kłopoty i jestem zdenerwowana. Zresztą po chuj mi twoja troska?! Jesteśmy na odludziu i nic mi tu nie grozi. I wiesz co? Nie mam ochoty tu z Tobą siedzieć, spać, ani gadać!
-To zamknij tą mordę i wyjdź!- krzyknąłem i nieszczególnie delikatnie poszarpałem ją za ramiona.
-Okej, żegnam.- wstała przestraszona, a jednak z tą swoją siłą i zawziętością. -Niech Cię ten frajer znajdzie, wyświadczy przysługę ludzkości.- dodała chamsko.
-Zamknij się, bo w ryj dostaniesz, szmato!- krzyknąłem  przerażająco głośno, a ona aż podskoczyła. -A żebyś zginęła w tym lesie!- rzuciłem na koniec, a ona wyszła, trzaskając drzwiami z impetem.
Cholernie mnie wkurwiła i w sumie cud, że nie rozjebałem jej, albo czegoś wkoło.



Witam Was pod 13 rozdziałem tego opowiadania, na który w pełni zasłużyłyście :* Jestem z Was dumna i aż byłam w szoku, kiedy za każdym razem jak weszłam na bloga, były nowe komentarze :D Rzadko się tak zdarza, bo najczęściej muszę na nie czekać i czekać, a teraz normalnie zaszalałyście xD Co prawda to trochę za szybko na rozdział, ale jak tu nie dodać przy 15 komentarzach w 4 dni? ;) Ja tu się dzisiaj aż tak nie będę rozpisywać, bo muszę się uczyć na dwa spr z chemii i jeden z biologii (rozszerzenie) , z czego większość materiału jest z tamtego roku, więc to będzie cud jak dostanę więcej niż 2. 
A wgl to muszę się Wam jeszcze pochwalić, że będę brała udział w konkursie literackim w szkole, gdzie będę musiała pisać opowiadanie i razem z innymi zrobić książkę, będącą zbiorem tych opowiadań. Jaram się, bo to jest moja szansa, żeby przełożyć moje powiedzmy hobby na coś jeszcze poza blogiem :) Wiedzcie, że jak się coś z tego uda, to też dzięki Wam, bo piszę nie tylko dla własnej pasji, ale też dla Was, więc macie w tym duży udział ;) No i i tak się rozpisałam, standard, haha xD Dobra, lecę do nauki, bo zginę w tym tygodniu :/ No także w tym ciężkim tygodniu poproszę o tak cudne komentowanie jak ostatnio :*

czwartek, 15 września 2016

12."Jesteś zwykłym śmieciem"

Dulce:
Zaskoczyło mnie to, że Ucker zainteresował się mną i zapytał, co się stało. Byłam w szoku, bo był całkiem miły i spokojny, i w ogóle. Ale teraz wyszedł i za pewne robi coś dziwnego... Jak zwykle nurtowało mnie jedno pytanie: Gdzie on poszedł? Tym razem jednak uzyskałam odpowiedź. Okazało się, że zostawił telefon i to jeszcze na kanapie koło mnie. Nie mogłam się powstrzymać i wzięłam go do ręki, by znaleźć coś ciekawego. Nigdy wcześniej nie miałam takiej okazji, bo on zawsze trzyma komórkę przy sobie. Miał hasło, ale dość szybko je rozszyfrowałam: data jego urodzin, wielka mi trudność... Weszłam w wiadomości i zobaczyłam SMS-a od niejakiego Amadora. Trochę mi głupio było, ale mimo to otworzyłam i przeczytałam: "Ważna narada w sali konferencyjnej w hotelu przy pałacu kultury. Czekam o 16, nie spóźnij się." Nie było w tym nic nadzwyczajnego, wiadomość o spotkaniu. Najważniejsze, że zdradzało jego aktualne miejsce pobytu. Zresztą miałam jakieś dziwne przeczucie, że muszę to sprawdzić. Zamówiłam więc taksówkę i pojechałam w to miejsce. Zapytałam się pani w recepcji, gdzie jest sala konferencyjna. Była 16:30, a więc spotkanie już trwało. Zapukałam cicho do drzwi, po czym weszłam do środka. Rozejrzałam się szybko po sali. Siedziało tu z dziesięciu facetów, a wśród nich Ucker i co ciekawe Poncho.
-Co tu robisz?- zapytał zdenerowany Ucker.
-Zapomniałeś telefonu, kochanie.- powiedziałam, kładąc przed nim telefon, obejmując go i całując w policzek.
-Kim Pani jest?- zapytał wielki mięśniak, siedzący u szczytu stołu.
-Żoną Christophera.- odpowiedziałam z beztroskim uśmiechem na twarzy.
-Mhm... A to ciekawe. A nie zechciałabyś go rzucić i być ze mną?- no to mnie zaskoczył... Przy innych wyskakuje z taką propozycją.
-Nie, raczej nie.- odpowiedziałam grzecznie.
-To masz pecha, bo już nie masz wyjścia.- podszedł do mnie i szarpnął mnie za rękę. -Mąż Cię nie pilnował i się tu znalazłaś, a w dodatku mnie okłamał mówiąc, że nie ma żony i jest całkiem sam. A wiesz co teraz ten frajer musi zrobić?- nic z tego nie rozumiałam... Wyzywa Uckera i pieprzy bzdury przy nim.
-Amador, odczep się od niej!- krzyknął Ucker, wyrywając moją rękę z dłoni tego spaślaka.
-O nie, ja już powiedziałem... Oszukałeś mnie, więc teraz zrobię dziwkę z twojej żony. Oddajesz mi ją, albo Cię zwolnię.
-Nie pozwolę Ci na takie coś. Odejdę, ale zostaw moją żonę w spokoju.- powiedział mocno wkurzony i szarpnął mnie za rękę w kierunku wyjścia.
Ciągnął mnie za rękę do samochodu. Był strasznie wkurzony i ściskał mnie tak, że już nie czułam ręki. Otworzył mi drzwi i aż wepchnął mnie do auta. Trzasnął drzwiami i sam wsiadł. Grzecznie zapięłam pasy, żeby już go nie denerwować. Rozcierałam mój obolały nadgarstek, na którym za pewne będzie siniak. Ucker rzucił mi kilka razy ponure spojrzenie i w ogóle się nie odzywał. Jechał cholernie szybko, a ja byłam aż sztywna ze strachu. W sumie dziwiło mnie to, że na mnie nie krzyczy, ale czułam, że to tylko cisza przed burzą... Kiedy zatrzymaliśmy się pod domem, szybko wysiadł z auta i otworzył mi drzwi.
-Może byś tak wyszła księżniczko?- zapytał chamsko i zimno, po czym sam wyciągnął mnie z auta za rękę, która i tak już wystarczająco bolała.
-Idę przecież... Puść mnie, bo to boli!- krzyknęłam, wyrywając mu się, a on pchnął mnie do przodu.
Chciał jechać windą, ale ja wybrałam schody. Dlaczego? To proste, bo nie chciałam być z nim sama w zamkniętym pomieszczeniu. Bałam się go, ale tym razem to chyba całkiem normalne. Po wejściu na 5 piętro byłam wykończona, a więc schody nie były dobrym pomysłem. W ogóle było to trochę bez sensu, bo w domu i tak będziemy sami... Otworzył drzwi i znów pchnął mnie do przodu. Zamknął za nami drzwi i szybko ściągnął buty i kurtkę, rzucając wszystko na podłogę. Ja nawet nie zdążyłam się rozebrać, ściągnęłam tylko buty. Szarpnął mnie znów za tą biedną rękę i powiedział przez zaciśnięte zęby:
-Czy Ty wiesz, co narobiłaś?
-Przecież nic nie zrobiłam... Już dawno mówiłam Ci, że dowiem się, co robisz. A jedyne, czego się dowiedziałam, to fakt, że jesteś głupszy niż myślałam i w dodatku masz zjebane towarzystwo. Ten, który się do mnie przyjebał to twój szef? Co dla niego robisz? Szukasz mu dziwek?- rozgadałam się i nie przestawałam mimo narastającego gniewu Uckera.
-Zamknij się w końcu!- wydarł się na mnie przeraźliwie głośno i wymierzył mi siarczysty policzek.
W jednej chwili moje oczy zalały się łzami i odruchowo złapałam się za ten policzek. Patrzyłam na niego ze strachem i wyrzutem, a jego spojrzenie jakby złagodniało i powoli puścił moją rękę.
-Jesteś zwykłym śmieciem, czaisz? Nienawidzę Cię!- krzyknęłam i popchnęłam go z całej siły na ścianę tak, że uderzył się w plecy o róg.
Z płaczem pobiegłam do sypialni i trzasnęłam za sobą drzwiami, po czym zamknęłam się tam na klucz. Usiadłam na podłodze przy łóżku i wpadłam w dziki, niekontrolowany płacz. Nie mogłam uwierzyć, że Ucker podniósł na mnie rękę! To znaczy wiedziałam, że coś z nim nie tak i stał się agresywny, ale nie do tego stopnia... Byłam pewna, że na szarpaniu i ostrej wymianie zdań się skończy, a tu takie coś. Chciałam tylko wiedzieć, czym on się zajmuje... Czy ta informacja naprawdę jest warta dostania w mordę? Najgorsze jest to, że niczego się właściwie nie dowiedziałam, a zostałam tak poniżona i teraz mam siniaka pod okiem i na nadgarstku. To strasznie bolało i to nie tylko fizycznie... Czułam się okropnie także psychicznie. Gdyby jeszcze był tu Pablo... Poszłabym do niego i więcej bym tu nie wróciła. A tak? Nadal muszę siedzieć w tym domu z jakimś psycholem, który nie potrafi panować nad emocjami i własnym ciałem. Ale postanowiłam, że po prostu nie wyjdę z pokoju, żeby się z nim w ogóle nie widywać. Będę opuszczać sypialnie tylko, kiedy nie będzie go w domu, albo w nocy, jak będzie spał.

Ucker:
Było mi strasznie głupio po tym, co zrobiłem. Wkurzyłem się na Dul, ale zdecydowanie przesadziłem. Nie powinienem jej tak ostro traktować, a już tym bardziej podnosić na nią ręki. Zawsze była wścipska, no ale cholera jasna, prosiłem ją, żeby się nie wtrącała... Prosiłem, groziłem, a ona i tak zrobiła swoje! Jest okropnie uparta i nieposłuszna, a ja zbyt wybuchowy... No dobra, nic mnie nie usprawiedliwia, bo pod żadnym pozorem nie mogłem jej uderzyć. Miała rację, jestem śmieciem! Wiadomo jednak, że bez powodu nie zachowywałbym się w ten sposób... Amador nie wiedział, że mam żonę, bo on nienawidzi pracowników, którzy mają rodziny. Jego ludzie nie mogą mieć nikogo i być tylko do jego dyspozycji. A ja go okłamałem. Nie powiedziałem mu wcześniej, że mam żonę, bo przecież wcale nie traktuję Duli w ten sposób. Jest moją żoną tylko na papierku, a w rzeczywistości jest mi obca, więc uznałem, że ta informacja jest zbędna. Szkoda tylko, że Dulce niczego nigdy nie rozumie i musiała się wtrącić... Teraz będę miał przejebane! Nie dość, że okłamałem szefa, to jeszcze podniosłem mu ciśnienie, broniąc Dul. Co on w ogóle odwalił?... Chciał zrobić z Duli swoją dziwkę?! Okej, nie lubię jej i jest zjebana, ale nie zrobiłbym jej czegoś takiego. Po pierwsze to dzieciak i nie wytrzymałaby z Amadorem, a po drugie on zazwyczaj niszczy stare, zużyte zabawki. Czyli jakby mu się Dula znudziła, to po prostu by ją zabił, jak wszystkich innych wokół siebie. Przeciwstawiłem mu się, więc powinienem się teraz bać o swoje życie. Amador jak nic będzie chciał się mnie pozbyć, bo wiem o jego gangu i o nim wszystko, a teraz już nie jestem po jego stronie. Już niejednego zdrajcę kazał nam zabić. A Dulce swoją bezmyślnością naraziła mnie, siebie, Poncha, Anahi i całe nasze rodziny, a nawet sąsiadów. Amador to okropny typ i zniszczy każdego, kto w jakikolwiek sposób może go wydać policji. Siedziałem na kanapie w salonie i myślałem o tym wszystkim. Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić i jak przeprosić Dulce. W mojej głowie ciągle rozbrzmiewały jej słowa "Jesteś zwykłym śmieciem, czaisz? Nienawidzę Cię!" To w sumie dziwne, że tak mocno to mną wstrząsnęło i nie mam nawet ochoty iść odreagować. Co jakiś czas czułem takie dziwne ukłucie w sercu, jakbym co najmniej zranił ważną dla mnie osobę, a to była przecież tylko Dul. Tylko Dul... Przez myśl przeszło mi, że może mi na niej zależy, bo jakby nie było, broniłem ją i martwię się o nią czasami. Nie, to pewnie tylko dlatego, że z natury mam dosyć miękkie serce. Ale teraz musiałem coś zrobić i chociaż sprawdzić, czy ona w ogóle żyje. Podszedłem do drzwi od sypialni i mówiłem tuż przy nich:
-Dul, mogę wejść?- nacisnąłem na klamkę, ale drzwi były zamknięte na klucz -Otwórz, proszę.- dodałem delikatnym głosem, żeby jej już nie straszyć.
-Odejdź, kretynie!- krzyknęła i rzuciła w drzwi poduszką.
-Dulisiu, przepraszam Cię...- powiedziałem błagalnym głosem.
-Nie chcę twoich przeprosin! Co mi po nich?! Jesteś dziwnym, agresywnym psycholem i nie chcę mieć z Tobą nic do czynienia.- powiedziała, ciągając nosem co chwilę, a więc płakała.
-Wyłaź stamtąd, to powiem Ci wszystko. Wytłumaczę Ci, kim jestem i co robię, tylko błagam wyjdź z tego pokoju.- chciałem wyciągnąć ją stamtąd sposobem, żeby chociaż ze mną pogadała.
-Teraz już nie chcę nic o Tobie wiedzieć. Mam wyjebane na Ciebie i to, że marnujesz sobie życie i się staczasz. Rób sobie kurwa, co chcesz, ale mnie zostaw w spokoju!
Jej ostatnie słowa bardzo mnie zaskoczyły. Jak to możliwe, że Dulce nie będzie się już wtrącać? Nie mogłem w to uwierzyć, ale w sumie nie dziwię się, że tak zareagowała i nie chce ze mną gadać. Postanowiłem więc dać jej spokój i liczyć na cud, że kiedyś się do mnie odezwie.
Minęło kilka dni, a ja się z nią w ogóle nie widziałem. Unikała mnie, bo dobrze wiem, że musiała wychodzić z pokoju i nawet nie raz słyszałem, jak w nocy idzie do toalety albo do kuchni. Tak więc pewnie kiedy nie było mnie w domu na luzie chodziła po domu i być może nawet sprzątała w pokoju, bo przecież ma obsesje na punkcie czystości i porządku. Ja oczywiście przez ten czas spałem w salonie. Nie raz miałem ochotę wstać w nocy i zgarnąć ją z kuchni, żeby porozmawiać i ponownie ją przeprosić. Nigdy jednak się nie odważyłem z prostego powodu: było mi tak wstyd, że nie mógłbym spojrzeć jej w oczy. Chciałem dać jej trochę czasu i poczekać, aż zacznie chociaż normalnie funkcjonować i wychodzić.

Amador jednak zdecydował za mnie... Pewnego dnia zadzwonił do mnie Poncho. Był spanikowany i powiedział mi, że mam dwie godziny, żeby uciec, odciąć się od cywilizacji, bo inaczej Amador mnie zabije. Dał im taką misję, a w tej sytuacji jedynym sensownym wyjściem z sytuacji będzie ucieczka. Poradził mi, żebym uciekł do starego domku jego ojca. Znajduje się on w Chile, w Andach, i to ponoć w najbardziej odludnym zakątku gór. Zapewnił mnie, że nikt nas tam nie znajdzie, bo nikt po prostu tego miejsca nie zna. Wysłał mi mapę narysowaną przez jego tatę, gdyż chciał on, aby jego syn, kiedyś tam pojechał. Poncho nigdy tam nie był, ale przynajmniej na coś się to przyda. Rozłączyłem się z nim i poleciałem do Duli. To znaczy oczywiście stanąłem pod drzwiami i niespokojnie zacząłem do niej mówić:
-Dul, wychodź stamtąd!
-Nie zamierzam. Po co? Chcesz się na mnie znów wyżyć?!- krzyknęła agresywnie.
-Nie, mam ważną sprawę. Otwórz te jebane drzwi, bo nie mamy czasu!- sam już podniosłem głos z nerwów.
-O nie, teraz tym bardziej Ci nie otworzę... Znów na mnie krzyczysz i się boję. Jesteś agresywny i nie będę z Tobą nawet gadać.
-Aj, Dul przestań się wygłupiać...
-Wygłupiać? Haha, śmieszne... Już od dawna się nie wygłupiam, bo nie jest mi do śmiechu, mając męża psychopatę.
-Przestań! Dobra, nie będę z Tobą dyskutować... Liczę do trzech i sam tam wejdę, ale z drzwiami.- zagroziłem, nie mając już innego wyjścia, bo samolot do Chile odlatuje za pół godziny. -Raz... Dwa... Trzy... Dobra, odsuń się od drzwi.- liczyłem powoli, a potem chciałem już wyważyć drzwi, ale ukazała się w nich Dulce.
Otworzyła je szeroko i stała w nich z beznamiętnym, ponurym wyrazem twarzy. Zmierzyłem ją wzrokiem z góry na dół i od razu rzuciło mi się w oczy, jak bardzo schudła i zbladła, ale w sumie nic dziwnego, jeśli tak rzadko jadła i pewnie nic konkretnego. Coś we mnie pękło i podbiegłem do niej, by ją przytulić. Objąłem ją i przycisnąłem do siebie mocno, aż wyginając jej plecy w łuk. Ona tylko stała wyraźnie mocno zaskoczona moim nagłym wybuchem czułości.
-Przepraszam, Duliś, przepraszam.- wydukałem ze łzami w oczach, które w sumie nie wiem, skąd się wzięły i z czego wynikały.
-Dobra, czego chciałeś?- zapytała i odsunęła się ode mnie z delikatniusim uśmiechem, ale mimo to nadal była zła.
-Musimy stąd uciekać, bo jesteśmy w niebezpieczeństwie i nie ukrywam oczywiście, że przez twoją głupotę.- odpowiedziałem z lekkim, słodkim uśmiechem.
-Ale co się stało i co ja takiego zrobiłam?- dopytywała dalej, a więc już jej przeszło i obudziła się w niej ciekawość.
-Wszystko wyjaśnię Ci, jak będziemy na miejscu, teraz nie ma czasu.
-Nie, ja z Tobą nigdzie nie pojadę, jeśli nie powiesz mi, o co tu chodzi. W ogóle Ci nie ufam i nie chcę z Tobą nigdzie uciekać.
-Jak Ty mnie drażnisz... Posłuchaj, do cholery, przez twoją nieodpowiedzialność mój szef chce nas zabić. Musimy stąd uciekać, rozumiesz?! Wiem, że mi nie ufasz, ale chyba lepiej zaufać mi niż tu zostać i wpaść w łapy tego gnoja, prawda?- potrząsałem nią za ramiona, żeby wreszcie ogarnęła, że ma się mnie słuchać.
-Nie chcę z Tobą jechać!- krzyknęła i mnie odepchnęła.
-Wiesz co? Gówno mnie to obchodzi! Nie pozwolę, żeby Amador zrobił Ci krzywdę, więc zabiorę Cię stąd chociażby siłą.- podniosłem ją i przełożyłem sobie przez ramię, kierując się w kierunku wyjścia.
-A jakieś bagaże to co?- zapytała, bijąc mnie po plecach.
-Żartujesz sobie? Nie jedziemy na wakacje, tylko uciekamy, więc nie możemy nic brać. Masz neta w telefonie?
-Mam.
-Okej, to weźmiemy tylko twój telefon, bo może się internet przydać.

Po jakimś czasie byliśmy już na lotnisku. Jednak spokojnie, nie jestem idiotą... Nie wsiedliśmy normalnie do samolotu pełnego ludzi. Przed samym startem podbiegliśmy do samolotu. Dula już na szczęście zaczęła w miarę współpracować. Wyjęliśmy kilka bagaży ze schowka i sami tam weszliśmy. Ukryliśmy się z tyłu tak, żeby nas nikt nie zauważył. Dulce strasznie się bała, bo było tu ciemno, zimno i ciasno. W dodatku wymyślała, że są tu pająki albo, że ta część samolotu odpadnie i spadniemy. Panikowała od samego początku. Najgorzej jednak było za jakiś czas, kiedy samolot wpadł w turbulencje. Ja sam się bałem, a co dopiero ona... Trzęsła się, płakała, piszczała i siedziała wtulona we mnie. Wygadywała różne bzdury typu "Chciałam umrzeć z moim mężem, ale ze starości i miał być zajebisty, a nie zjebany." Dzięki niej czas szybciej mi minął i już po chwili było po wszystkim, a lot znów był w sumie całkiem przyjemny. Ona jednak już do końca podróży siedziała tak sztywno i kurczowo się mnie trzymała.


Dobra dodaję wam na długiej przerwie, bo mi się trochę nudzi xD To chyba rekordowo długi rozdział ;) Ale może będą jeszcze dłuższe :P Nwm w sumie, ale z tym to aż przesadziłam, haha xD Ale to jest właśnie ten rozdział, który wszystko zmieni :) Dobra, ja się dzisiaj aż tak nie rozpisuję, bo mi już się przerwa skończyła. Do następnego :*

piątek, 9 września 2016

11. "Czy to moja wina?"

Zachowanie Uckera mną wstrząsnęło! Co w niego w ogóle wstąpiło? Zachowywał się jak jakiś opętany i był tak strasznie agresywny! Naprawdę mnie przerażał i myślałam, że zrobi mi krzywdę. Po prostu się go bałam! Dziwne, nie? Ja bałam się tego żałosnego chłopaka! Zmienił się bardzo i już nawet ja go nie ogarniam i nie potrafię przewidzieć jego zachowania. Nie wiem, co się z nim stało, ale mimo wszystko nie chciałabym, żeby się tak bardzo staczał, bo nie jest ogólnie jakoś strasznie złym człowiekiem i mi go szkoda. No ale co zrobisz? Nic nie zrobisz. Jeśli on jest tak wredny i generalnie nie chce pomocy, to trudno. Nie zamierzam się już narzucać i najlepiej w ogóle nie będę się do niego odzywać. Co nie znaczy, że odpuściłam sobie poznanie prawdy o jego pracy... Tego i tak się dowiem, chociażby miał wpaść w szał. Ja nigdy nie odpuszczam i tak będzie także tym razem. Póki co jednak chciałam odreagować i udałam się do Pabla, który zawsze potrafi poprawić mi humor. Nie wspomniałam mu o kłótni z Uckerem, zresztą jak zwykle. Taka już jestem, że nie lubię się zwierzać z prywatnych problemów i nie chcę obarczać chłopaka moimi smutkami. Okazało się jednak, że wcale nie musiałam... Pablito miał swój problem, a właściwie to nasz wspólny. Od początku widziałam, że coś jest nie tak, bo był jakiś dziwny i nieobecny. 
-Kochanie, co się dzieje?- zapytałam, siedząc mu na kolanach wtulona w niego. 
-Musimy porozmawiać o czymś bardzo ważnym.- powiedział śmiertelnie poważnym głosem, a ja zwróciłam wzrok prosto w jego oczy.
-Okej, mów. Wiesz, że nie lubię takiej powagi.
-Wyjeżdżam na jakiś czas. 
-Jak to? Dlaczego? Gdzie?- zadawałam mnóstwo pytań ze łzami w oczach na myśl o tym, że zostanę sama.
-Wiesz, normalni ludzie w naszym wieku kończą teraz liceum...- "normalni ludzie" no tak, bo przecież ja rzuciłam szkołę -Nasz nauczyciel od biologii dał mi propozycję wyjazdu do USA w ramach jakiegoś projektu. Zgodziłem się, bo dużo na tym zarobię i będę w stanie Cię kiedyś utrzymać.- wytłumaczył, a ja wstałam i patrzyłam na niego błagalnie, już prawie płacząc.
-Dlaczego chcesz mnie zostawić? Pablo, proszę Cię, nie wyjeżdżaj!- prosiłam, tuląc się do niego, kiedy już stał koło mnie. 
-Wybacz Dul, ale muszę tam jechać. To moja wielka szansa, żeby wyjść z biedy i realizować się zawodowo. To nie potrwa długo, góra pół roku. Kiedy wrócę będę miał pieniądze, a po tych kursach będzie mi łatwiej spełnić marzenia. Dobrze wiesz, że chcę zostać lekarzem, a to jest moja szansa.- tłumaczył mi, przytulając mnie i głaskając. 
-Wiem, rozumiem... Ale ja tak bardzo Cię potrzebuję i już nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie. Nigdy tego nie mówię, ale kocham Cię i będę tęsknić.- płakałam, patrząc w jego oczy, w których też był smutek i ból. 
-Ja też bardzo Cię kocham i robię to też dla Ciebie. Chcę być z Tobą, ale muszę zapewnić Ci dobrą przyszłość.

Okazało się, że musiał wyjechać już dzisiaj, a więc pożegnaliśmy się z płaczem i czułością. Bał się zostawiać mnie z Uckerem, bo uparcie twierdzi, że jest on nieobliczalny i agresywny. Ja oczywiście wiem, że to prawda, ale nie chciałam mu tego uświadamiać, żeby się już bardziej nie martwił. Wróciłam do domu zapłakana, a ten bałwan patrzył na mnie z uwagą i wyraźną litością, a ja poszłam od razu do sypialni, żeby z nim nie przebywać. To niestety nie wyszło mi najlepiej, bo po jakimś czasie mój mąż też się tam pojawił, bo szedł spać, gdyż było już dosyć późno. Co więc zrobiłam? Wzięłam moją kołdrę i poduszkę, i wyszłam z pokoju. Poszłam do salonu i włączyłam sobie radio. Czemu nie telewizor? Po pierwsze nie miałam ochoty nic oglądać, bo bolały mnie oczy od płaczu, a po drugie chciałam po prostu posłuchać sobie smutnej muzyki. Wyciągnęłam z kredensu butelkę wytrawnego wina i kieliszek. Usiadłam na kanapie i powoli piłam, myśląc nad swoim życiem. Nie piłam po to, żeby się wstawić, tylko tak dla przyjemności i odstresowania. Ta cudowna logika... Kiedy jest Ci smutno, włączasz smutne ballady i jest Ci jeszcze bardziej smutno. Do tego te wino, półmrok w pokoju i paczka chusteczek. Finalnie tak się zmuliłam, że wylałam morze łez i wypiłam pół butelki smacznego trunku. A to wszystko przez samotność... Czułam, że po wyjeździe Pabla zostanę całkiem sama i nie będę miała się nawet do kogo odezwać, a wiadomo przecież, że ja muszę mówić, dużo mówić. Nie miałam Pablowi za złe tego wyjazdu, bo nie mogę przecież go ograniczać. Chodziło mi teraz bardziej o całokształt mojego życia. Prawda jest taka, że nikogo nie obchodzę i wszyscy mają mnie gdzieś. W sumie nie dziwię się... Przecież jestem tylko wredną, podłą dziewczynką, której zawsze wszyscy mają dosyć. A jak już znajdzie się ktoś, komu na mnie zależy, to i tak znika. Dlaczego tak jest? Nie potrafię tego zrozumieć... Czy naprawdę jestem aż tak nieznośna? Od tego myślenia zrobiłam się śpiąca. Odłożyłam butelkę na miejsce i umyłam kieliszek, po czym położyłam się na kanapie. Wtedy przypomniało mi się, że nie wyłączyłam muzyki, ale nie chciało mi się już wstawać i ją zostawiłam.

Ucker:
Kiedy patrzyłem na Dul i jej smutek, zrobiło mi się cholernie głupio. Byłem pewien, że to przeze mnie. Przecież wcześniej się ostro pokłóciliśmy, nagadałem jej nieźle i przestraszyłem... Ona najwyraźniej naprawdę się mnie boi i wzięła sobie do serca to wszystko. Ale, żeby aż przez to płakać? Myślałem, że pójdzie do Pabla, humor jej się poprawi i wszystko będzie okej, a ona aż tak to przeżyła. Cholera, ona mnie w ogóle unika i wyszła z pokoju, kiedy ja tu wszedłem... Od początku spaliśmy razem w jednym łóżku, nie zwracając na siebie najmniejszej uwagi, a teraz nagle zacząłem jej aż tak przeszkadzać. No trochę mi jej szkoda, bo jest podłamana i przerażona, ale to nawet lepiej dla nas obojga. Mam nadzieję, że to początek mojego spokojnego życia i teraz już nie będę musiał martwić się, że Dulce się wtrąci w moje interesy i coś odkryje. Za pewne ma mnie już strasznie dosyć i woli mnie po prostu unikać.

W sumie to byłem pewny, że nic się jakoś bardzo nie zmieni i za jakiś czas Dul i tak dalej będzie się awanturować, wtrącać i czepiać. Jednak pomyliłem się. Minął tydzień, dwa, minął miesiąc... Ona praktycznie wcale ze mną nie gadała, nie siedziała ze mną w jednym pomieszczeniu, a co najdziwniejsze nie wyzywała mnie! Czułem, że coś z nią nie tak, ale wolałem nie zaczynać rozmowy, żeby nie zaczęła na nowo się wpierdzielać w moje sprawy. W końcu mogłem normalnie pracować i robić, co mi się podoba. Dulce w sumie ciągle siedziała i oglądała jakieś dramaty albo seriale i już na wszystko miała najzwyczajniej wyjebane. To znaczy sprzątała tylko z grubsza, naczynia myła tylko po sobie i prała tylko swoje ubrania. Zupełnie, jakbym ja nie istniał... Nie no okej, kilka razy napisała mi kartkę typu "Jak nie umyjesz swoich naczyń, to nie będziesz miał w czym jeść". Trzeba zaznaczyć, że gotować też musiałem sobie sam, co robiłem w sumie rzadko, bo najczęściej jadłem na mieście albo nie jadłem wcale. Muszę przyznać, że kiedy już pisała mi takie kartki, to zawsze się jej słuchałem, żeby jej nie wkurwiać i nie dołować. W ogóle ona zrobiła się strasznie dziwna i zacząłem nawet podejrzewać, że zaciążyła. Rozwiała jednak moje wątpliwości, kupując podpaski. Jakoś przestawałem wierzyć, że ona aż tak się zmieniła przez głupią kłótnie ze mną. Postanowiłem z nią trochę pogadać. A jak najlepiej zacząć rozmowę z Dulisią? Rozwścieczyć ją! Siedziała w salonie na kanapie i w skupieniu oglądała jakiś durny serial. Wziąłem pilota, który leżał obok i przełączyłem na sport. Spojrzała na mnie oburzona, ale i jak zwykle smutna. Rzuciła mi ponure, a zarazem błagalne czy litościwe spojrzenie, ale o dziwo się nie odezwała. No to chuj, nie udało się... Myślałem, że teraz wyjdzie wkurzona. Ona jednak się tylko odsunęła na brzeg kanapy i schowała głowę w kolana. Obserwując ją uważnie, zauważyłem, że płacze. A ja przecież nie chciałem doprowadzić ją do łez... Przełączyłem z powrotem na jej serial i podałem jej pilota, mówiąc z delikatnym uśmiechem:
-No już , masz i nie becz.
-Nie płaczę z powodu jakiejś jebanej telewizji.- odpowiedziała, podnosząc wzrok na mnie.
-A więc czemu? Dul, co się z Tobą znowu dzieje?- pytałem, lekko podniesionym głosem.
-Nieważne, i tak Cię to nie obchodzi.- odpowiedziała, wstając, a ja za nią.
-A może jednak obchodzi?- starałem się być jak najbardziej spokojny i użyć swojego uroku osobistego.
-Wiem, że nie! Nie obchodzę nikogo, a już tym bardziej Ciebie. Wiem, że wyglądam jak totalna ofiara, ale nie potrzebuję litości. Proszę, zostaw mnie samą i uszanuj to, że się od Ciebie odczepiłam, a najlepiej zrób to samo.- mówiła spokojnym głosem, ale pełnym smutku, żalu i pretensji.
-Przepraszam, że się wtrącam, ale chciałem po prostu wiedzieć. No wiesz... Zachowujesz się ostatnio bardzo dziwnie. Chcę wiedzieć tylko jedno: Czy to moja wina?
-Serio nie wiesz? Tak po części twoja, bo jesteś zjebany, agresywny i nie do życia. Ale chodzi bardziej o wyjazd Pabla. Tęsknię za nim i jestem teraz zupełnie sama na świecie.
-Pablo wyjechał? Gdzie?- nie miałem o tym pojęcia.
-Do Stanów na jakieś kursy z projektu.- odpowiedziała krótko, a ja poczułem coś dziwnego... Gdzieś tam w środku zacząłem się cieszyć, że on wyjechał. Ale w sumie czemu? Przecież nic do niego nie mam i niby mi nie przeszkadzał?
-Więc to nie przede mnie wyglądasz tak chujowo?- celowo tak powiedziałem, żeby nie było ponuro i udało się, bo nawet się lekko uśmiechnęła.
-Nie, nie tylko przez Ciebie.
-To dobrze. Dobra, już mi lepiej. Oglądaj to gówno, a ja lecę.- rzuciłem jej jeszcze słodki uśmiech i wyszedłem. 



Witam Was po ponad tygodniu przerwy :)
Trochę słabiej tu jakoś z komentarzami, ale wybaczam i się nie czepiam... Rozumiem, początek roku szkolnego i wgl, ok ;) Jaka ja wyrozumiała xD Ja tu się chyba zbytnio dzisiaj rozpisywać nie będę, bo zaraz kuzynka do mnie przyjdzie i nie mam tak czasu. Ale o czymś miałam wspomnieć... A już wiem! Tydzień temu w niedziele skończyłam oglądać rebelde i ryczałam jak szalona na dwóch ostatnich odcinkach, że aż cały misiek, na którym leżałam, był mokry od łez :'( ❤ Tym razem wywołało to u mnie dużo więcej emocji niż za pierwszym razem jak oglądałam dwa lata temu. Ale masakra, nie mogłam się uspokoić po tym finale, ale może to dlatego, że sama to już przeżyłam i po prostu przypomniało mi się moje pożegnanie z klasą, choć tak cudnie jak w rebelde nie było ;) Ale pisałam wtedy na grupie na fb coś w stylu Roberty "Powiem teraz kilka słów o każdym z Was" i wyszło całkiem fajnie ❤ Haha, co właśnie zrobiłam? Rozpisałam się xD Ale to wszystko przez ten finał rebelde, bo mnie na wspomnienia wzięło :D Ale ja to mam tak zawsze... Wczoraj pisaliśmy rozprawkę na polskim. Standardowo musi być 250 słów, a ja od razu mówiłam, że więcej nie będzie, bo mi się nie chce pisać i chcę iść wcześniej do domu. Ile napisałam? Około 400 jak zwykle (chociaż rekord to i tak 650). Także to już chyba jakiś talent wrodzony i muszę z tym żyć xD Ale już, koniec. Do następnego, pewnie gdzieś znowu za tydzień :* A wgl to piszę już 30 rozdział, bo ostatnio wena wróciła, ale i tak muszę zrobić sobie porządny zapas ;) 
ADIOS :*

czwartek, 1 września 2016

10. "Posłuchaj księżniczko..."

Dulce:
Byłam wykończona i miałam dosyć Uckera już po kilku dniach tego małżeństwa. Z dnia na dzień było gorzej, a my non stop się kłóciliśmy. Próbowałam się jakoś dogadać z tym idiotą, ale się nie da. Naprawdę się starałam, chciałam polepszyć nasze relacje, żeby się tak nie męczyć. A co w tym czasie robił Uckerek? Prawie nigdy nie było go w domu, a jak już był, to najczęściej pod wpływem alkoholu lub narkotyków. Ciągle się awanturował i sprowadzał do domu połowę tałatajstwa z miasta. Nie miałam nic przeciwko Poncho i Ann, bo ich znam i jestem w stanie tolerować, ale reszta... No cóż, już nie raz wylecieli za drzwi. To zawsze tylko potęgowało kłótnie i Ucker się na mnie darł, bo on "też ma prawo mieć znajomych". On nie rozumiał tylko tego, że mnie niszczy. Wiem, że go nie obchodzę i to rozumiem, ale powinien choć trochę się ze mną liczyć. Ja nigdy nie zostawiam go samego jak na przykład przychodzą rodzice. Wszystko w domu robię sama, a on tylko bałagani. Jemu nawet ciężko umyć po sobie talerzyk. Zasrany książe się znalazł... Ja też jestem nauczona wygód, przez całe życie miałam służących i w ogóle, ale jakoś teraz potrafię się ogarnąć i zadbać sama o siebie. A on? Najzwyczajniej w świecie się stacza i udaje wielkiego macho, a w rzeczywistości jest nikim. Tak, nikim... Kiedyś miał chociaż pieniądze i mógł zaszaleć, a teraz nie ma nic. Rodzice dali nam szlaban za wyskoki na weselu. Przez pół roku mamy sobie sami radzić finansowo. Byłam załamana, bo nie mam ani grosza. No bo skąd? A mój mąż ledwo się przejął, ale oczywiście nie odzywa się do starych. Na początku nie zastanawiałam się nad jego reakcją. Po jakimś czasie zrobiło się to dla mnie podejrzane. Ucker teoretycznie nie miał kasy, bo na pewno nie pracował. Jednak coraz bardziej dziwiło mnie to, że miał na alkohol, a nawet kupował jedzenie do domu. Byłam pewna, że bawi się  w dilera i postanowiłam to sprawdzić.
Pół roku później:
W tym chorym małżeństwie było coraz gorzej. Te ciągłe kłótnie, awantury... To było po prostu straszne i już nie miałam siły do Uckera i jego odpałów. Oczywiście nadal byłam z Pablem, ale to też mu się nie podobało i ciągle robił mi o to jazdę. Tylko dlaczego? Tłumaczyłam mu miliony razy, że nie ma prawa wtrącać się w moje życie. A on co? Stwierdził, że on może robić, co chce, ale ja nie. Chodzi mu o jego męską dumę i po prostu nie pozwoli mi na zdrady. Całkiem mu się chyba we łbie poprzewracało od tego alkoholu. Nie dało się z nim już normalnie gadać... A co do jego tajemniczych interesów, to nie mam pojęcia, co on robi. Za każdym razem, kiedy próbuję się czegoś dowiedzieć, on mnie zbywa i na mnie krzyczy, żebym się nie wtrącała. No ale jak to? Ja miałabym odpuścić i nie być wścipska?... Nigdy! Moje życie od dnia ślubu było totalnym dnem, ale rodzice jak zwykle musieli dolać oliwy do ognia... Pewnego dnia ściągnęli mnie do firmy, gdzie miałam być z Uckerem, ale się wymigał. Co tam usłyszałam? Nic nowego, czyli podły szantaż skorumpowanych ludzi. Wymyślili, że mamy pracować w firmie, bo tylko wtedy dostaniemy od nich jakiekolwiek pieniądze. Odbiło im, czy jak? Nie dość, że poświęciłam swoje życie dla tej durnej firmy, to jeszcze mam tam pracować?! Wybiegłam z budynku strasznie wkurzona i oczywiście trzasnęłam drzwiami. Musiałam obgadać to z Uckerem i miałam szczęście, bo był w domu i to nawet trzeźwy.
-Musimy pogadać, kretynie.- powiedziałam, wchodząc do domu.
-Może grzeczniej?- zapytał z ironią.
-Okej, no więc... Uckerku, mężu mój kochany musimy iść do pracy.- powiedziałam z głupim uśmiechem i czekałam na jego reakcję.
-O co Ci chodzi, kobieto? Nie muszę iść do żadnej pracy. O czym Ty w ogóle mówisz?- wyśmiał mnie i wyciągnął piwo z lodówki.
-O nie, nie będziesz teraz pił!- wyrwałam mu puszkę z ręki. - Teraz mnie posłuchasz. Mamy pracować w firmie, bo inaczej nie dostaniemy żadnej kasy od starych.- wyjaśniłam, a on wybuchnał śmiechem.
-Niczego od nich nie chcę! Mam kasę.
-Jasne... Ciekawe, kurwa, skąd?
-To już nie twoja sprawa, księżniczko.- wytknął mi język, wyrwał piwo z mojej ręki i poszedł do salonu na kanapę, czyli jego ulubione miejsce w tym domu.
-Jesteś dilerem, co?- zapytałam, stając przed nim tak, by zasłonić telewizor.
-Nie wtrącaj się w moje sprawy, rozumiesz?- wstał i z agresją przycisnął mnie do ściany, mówiąc do mnie przez zaciśnięte zęby.
-Puść mnie.- wydukałam lekko przerażona. -Nie powstrzymasz mnie i i tak się tego dowiem. A Ty mi w tym tylko pomagasz... Dzięki twojej reakcji wiem, że to nic dobrego i powinnam o tym wiedzieć.
-Nie interesuj się tym, Dul.- powiedział spokojnie i mnie puścił. -Naprawdę, lepiej zostaw to w spokoju dla dobra nas wszystkich.
-Aj Ucker, w co Ty się wplątałeś?...- rzuciłam już właściwie w powietrze, bo on wyszedł.

Ucker:
Dulce miała rację, wplątałem się w niezłe bagno... Zaczęło się od niewinnej imprazy, a skończyło na całkowitym podleganiu mafii. No okej po kolei: Podczas jednej z ostrych imprez zgodziłem się pracować dla Amadora. Byłem trochę wstawiony i po prostu podpisałem dokumenty. Po jakimś czasie wciągnęli mnie do swojej mafii i zacząłem dostawać jakieś misje do wykonania. Na czym więc polega moja praca? No cóż, robię wszystko, co karze Amador- szef "gangu łamiących kości". Mnie też ta nazwa na początku bardzo rozbawiła, ale potem zrozumiałem jej sens. Amador to straszny człowiek i niszczy wszystkich i wszystko, co stanie mu na drodze. To znaczy sam nie robi nic, bo ma od tego ludzi, a ja jestem jednym z nich. Co więc robię? Wszystko, dosłownie! Porwania, gwałty, a nawet zabójstwa! Tak, sceny są okropnie drastyczne, a to wszystko na przykład za zdradę. Dla Amadora każdy powód jest dobry, żeby kogoś zabić. Praca dla niego jest tragiczna, ale już nie mogę się wycofać. Rozwiązanie umowy oznacza śmierć. Wolałbym jednak tego uniknąć z uwagi na to, że wiem, jak wygląda śmierć pod nadzorem Amadora. Gdybym chciał zakończyć z nim współpracę, to rozsądniej by było popełnić samobójstwo. Z tym, że wtedy zagrożona by była Dul. I dlatego właśnie nie pozwalam jej w żaden sposób ignorować w moje sprawy. Mój szef nie wie, że mam żonę i lepiej, żeby nie wiedział, bo wtedy zacznie nas obserwować. Nie mogę jej o niczym powiedzieć, bo jest zbyt wścipska. Jakby znała choć ułamek prawdy, to uparcie chciałaby więcej. Nie mogę jej narażać, ale ona sama się o to prosi. Jestem agresywny i na nią ciągle krzyczę, bo mam nadzieję, że to ją powstrzyma i nie będzie się wtrącać. Probem w tym, że jest cholernie uparta i zawzięta, i właściwie nie ma na nią sposobu. Aż boję się wyobrażać sobie jej reakcji na moją pracę. Przecież ona nie dałaby mi spokoju do końca życia! Albo zrobiłbym jej w końcu krzywdę, albo coś by odwaiła i wyręczyłby mnie Amador. Aż nie wiem, co gorsze... Nie lubię jej i zrobiłbym prezent całej ludzkości, gdyby coś jej się stało, ale nigdy bym sobie nie wybaczył, że przeze mnie ona ma kłopoty. Jest jaka jest, ale aż tak mi nie zależy na jej zniknięciu z mojego życia. O mojej pracy wie tylko jedna osoba- Poncho. On też należy do tego żałosnego gangu i to w sumie przeze mnie, bo to ze mną wtedy pił i ja go namówiłem. On jedyny mnie w tym momencie rozumie i tylko z nim mogę gadać na luzie o wszystkim. Nawet z Anahi straciłem ten świetny kontakt, bo ona tak jak Dulce jest zbyt wścipska i wszystko musi wiedzieć. A wiadomo przecież, że jej o niczym nie powiem, bo chcę ją chronić. One obie zarzucają mi, że jestem wredny, nieczuły i wybuchowy. Mają rację, ale to akurat nie moja wina. Te misje ryją mi psychikę i już całkiem nie radzę sobie z emocjami i najlepiej wszystko załatwiłbym siłą. W sumie już nie raz o mały włos nie uderzyłem Duli, kiedy mnie wkurzała. Właściwie to nie wiem w czym problem. W "pracy" ciągle muszę bić kobiety i się nad nimi znęcać, ale prywatnie jestem inny i w życiu nie uderzyłbym kobiety. Ann to wiadomo, bo jest moją przyjaciółką. A Dulce? No cóż, chyba zdążyłem się przyzwyczaić do jej głupoty i aż tak mnie nie irytuje, albo mam po prostu anielską cierpliwość.
Tak więc żyłem w ciągłym strachu i stresie. Dul przesadza, że jestem aż taki zły. To, że pójdę się najebać, to jeszcze nic złego w porównaniu z tym, co robię. A ona powinna się cieszyć, bo chociaż mamy kasę. No cóż, Amador bardzo dużo mi płaci. Ale nie, Dulisia zawsze musi mieć jakiś problem i robić o wszystko aferę. I nie wiem po co ona w ogóle chce pracować w tej jebanej firmie, jeśli ja daję jej pieniądze, no ale dobra ja się nie mieszam. To małżeństwo to w ogóle jakaś porażka... Non stop siedzi u nas Pablo i mizia się z moją żoną. Nie jestem o nią zazdrosny, ale wkurza mnie to. Ona ma męża, co z tego, że tylko na papierku! Powinna się trochę ogarnąć, a nie pokazywać wszystkim, jaka jest zakochana w swoim kochanku. Okej, ja też sprowadzam do domu panienki i robię z nimi różne rzeczy, ale nigdy nie wyznaję nikomu miłości. To, co robi Dula jest według mnie gorsze, bo jawnie mnie zdradza i ma po prostu chłopaka. Traktuje mnie jak powietrze i ciągle powtarza, że łączy nas tylko papier. Tak jest, ale jednak chyba tęsknię za tym, co było kiedyś. Te kłótnie, zabawne wyzwiska i to wszystko... Tęsknię za starą Dulce, dla której priorytetem było zdenerwowanie mnie. Teraz liczy się dla niej tylko Pablo- miłość jej życia.
Minął jakiś czas, odkąd Dulce powiedziała mi o pracy w firmie. Byłem pewien, że tylko tak gadała, a i tak nic sobie z tego nie zrobi. Całymi dniami nie było mnie w domu i nie miałem pojęcia, że ona jednak postanowiła tam pracować. Pewnego dnia prosto z misji pojechałem do domu, co zdarza się w sumie rzadko. Miałem trudny dzień i byłem trochę nieobecny myślami, bo miałem okropne zlecenie. Porwaliśmy siostrę jednego z wrogów Amadora. Musiałem ją zgwałcić, torturować, a potem zastrzelić. Jak zawsze bardzo to mną wstrząsnęło, bo miałem na sumieniu kolejną osobę. Było mi tak głupio, bo po czymś takim wracam sobie do domu, gdzie czeka na mnie niczego nieświadoma Dul. Aj, gdyby ona o tym wiedziała... Kiedy wszedłem do domu, siedziała w salonie i oglądała jakiś serial. Nawet mnie nie zauważyła, dopiero później.
-Oo, księciuniu się pojawił.- powiedziała takim strasznie irytującym tonem.
-Odczep się, nie mam ochoty na dyskusję o naszym idealnym życiu.- olałem ją i usiadłem koło niej na kanapie, przełączając na sport.
-Musisz być taki złośliwy?! Nie dość, że Ci gotuję, piorę, sprzątam i użeram się z rodzicami w firmie, to jeszcze nie mogę w spokoju obejrzeć mojego serialu! Mam tego dosyć!- krzyczała jak opętana, po czym rzuciła się na mnie i zaczęła mnie bić.
W pewnym momencie miałem jej dość, bo naprawdę mocno mnie napierdalała i złapałem ją z całej siły za ramiona, żeby nie miała jak mnie bić. Przez chwilę tylko trzymałem ją przy sobie, za pewne odbijając ślady dłoni na jej skórze. Po jakimś czasie jednak odrzuciłem ją z całej siły na kanapę, że aż się odbiła. Z przerażoną miną wbiła się w skórzane oparcie i patrzyła na mnie uważnie i nieufnie. Stojąc przed nią powiedziałem, a właściwie bardziej wykrzyczałem:
-Nie narzekaj mi tu, bo nikt Ci nie karze tego wszystkiego robić. Proszę Cię, żebyś cokolwiek dla mnie zrobiła? Nie. A mówiłem, że praca na tym zadupiu nie jest nam do niczego potrzebna. Ale nie, Ty i tak musisz zrobić swoje. Nie miej do mnie pretensji, bo sama sobie dokładasz zmartwień i roboty, a potem piszczysz, że jesteś zmęczona, a ja niewdzięczny. Nie musisz dla nich pracować, bo ja zarabiam! Ale jeśli wolisz być szantażowana i wykorzystywana to proszę, droga wolna.
-Nie mogę uwierzyć, że jesteś takim idiotą...- powiedziała z lekkim strachem w głosie. -Co Ty w ogóle pieprzysz, człowieku?! Ty zarabiasz... I co z tego? Po pierwsze nie jesteśmy razem i nie mam prawa prosić Cię o pieniądze, a mi też są potrzebne. Po drugie nie mam pojęcia, skąd masz tą kasę i wolę nie ryzykować, i nawet nie chcę nic od Ciebie. Zresztą wolę posłusznie pracować w tej firmie, bo jak Cię zamkną za nielegalne interesy, to zostanę z niczym.- i teraz całkiem wytrąciła mnie z równowagi... 
Podszedłem bliżej, jednym kolanem wchodząc na kanapę i złapałem ją mocno za brodę, by patrzyła mi w oczy. Zablokowałem ją tym kolanem, żeby nie mogła się ruszyć. 
-Posłuchaj księżniczko...- zacząłem, a ona już była wyraźnie przerażona. -Sama powiedziałaś, że nie możesz prosić mnie o pieniądze, które ja zarabiam, bo nie jesteśmy razem. A więc nie możesz także wnikać w to, skąd je w ogóle mam. Przestań narzekać i skończ to durne śledztwo, bo zapewniam Cię, że jeśli mnie zdenerwujesz, albo odkryjesz prawdę, to źle się to dla Ciebie skończy. Mam nadzieję, że wreszcie to pojęłaś, bo nie zamierzam się już powtarzać!- mówiłem to wszystko podniesionym głosem, w razie jakby jej na słuch padło. -Po prostu się odczep i najlepiej się unikajmy, okej?- dodałem już ciszej tuż przy jej twarzy. 
Musnąłem nosem jej policzek, a przez jej ciało przeszedł taki dziwny dreszcz, że aż tak strasznie intensywnie to poczułem. Patrzyłem na nią z kamienną powagą wyrysowaną na twarzy, żeby nie miała wątpliwości, że mówię całkiem serio i żarty się skończyły. 
-Zrozumiano?- zapytałem po chwili wpatrywania się w jej oczy.
-Mhm.- mruknęła już mocno zdenerwowana i zdezorientowana. 
-No to się cieszę.- zakończyłem z triumfalnym uśmiechem. 
Puściłem jej głowę, jak na mnie przystało, mało delikatnie, po czym wstałem i wyszedłem z salonu. Po chwili usłyszałem, jak trzasnęła drzwiami wejściowymi, a więc wyszła z domu. Nie trudno się domyślić, że pobiegła na skargę do swojego kochanka, oj przepraszam chłopaka.


No hej ;) Tak wiem, że miał być koło 12, ale nie miałam czasu dodać. I nie, nie chodziło o 12 w nocy, haha xD Jak tam rozpoczęcie roku? Powiem Wam, że mój rok szkolny już stał się lepszy, bo nie będę miała 7 godzin angielskiego tygodniowo z wredną wiedźmą :) Tak się tego bałam, bo lekcje z nią to istny terror :/ Ale na szczęście poszli po rozum do głowy i zrobili podział na języki i Pelasia ma uwaga, uwaga... 7 godzin niemieckiego ;) To też średnio mi się podoba, bo wolałabym hiszpański, ale w tej szkole to mogę sobie jedynie pomarzyć :/ No ale cieszę się z tego angielskiego, że przeżyję ten rok szkolny :D A nieważne, że na niemieckim i angielskim będę w 4-osobowej grupie xD To może być ciekawe, haha ;) Ogólnie jestem pozytywnie nastawiona do tego roku szkolnego i nawet mam ambicje na czerwony pasek, postanowiłyśmy z koleżanką, że będziemy miały. Jednak znając mnie to będę miała średnią ok. 4.0, no ale pomarzyć zawsze można xD Muszę se jeszcze tylko korki z matmy załatwić i będzie git :)
No to życzę Wam miłego, możliwie jak najmniej stresującego, ZDANEGO, wesołego, piątkowego (i nwm jakiego jeszcze) roku szkolnego :* I powiem Wam na pocieszenie, że zostało bodajże 10 piątków do gwiazdki, haha :D 
A ja to jutro normalnie idę z buta do szkoły (choć z natury jestem strasznie leniwą osobą), bo Duli piosenka jest przecudna i będzie mi się z nią przyjemnie szło :D
Następny rozdział nwm kiedy, ale niestety tak często być nie mogą, bo muszę się wziąć do roboty, bo za rok matura :/ Mam na rozszerzeniu chemię, biologię i niemiecki, więc mam co robić niestety ;) Ale spokojnie, na pewno Was nie zostawię na długo bez rozdziału :* 
Dziękuję za uwagę, proszę o rozejście się po internetach, haha :D