piątek, 24 kwietnia 2015

Prolog

Dulce:
Zaczynałam kolejny nudny dzień od dość skromnego śniadania, gdyż niestety nie stać mnie na nic bardziej wykwintnego. Posmarowałam niezbyt świeży chleb masłem i położyłam ostatni, mały kawałek sera. Coraz bardziej się martwiłam, jak to będzie. Szukałam ciągle pracy, bo moje oszczędności ledwie starczą na czynsz, a wtedy nie zostanie mi zupełnie nic. I co wtedy? Mam wrócić do domu?... Na samą myśl przeszły mnie ciarki. Nie, cokolwiek by się nie działo, nie wrócę tam. Gdybym chociaż znalazła współlokatorkę... Wtedy byłoby mi o wiele łatwiej. Ogłoszenie wywiesiłam jakiś tydzień temu, a tu ciągle cisza. Dzisiaj mam iść na spotkanie w sprawie pracy. To wielka firma i w ogóle nie wiem, co mnie podkusiło, żeby tam składać papiery. No, ale może akurat się uda. Cały dzień spędziłam na przeglądaniu ogłoszeń w gazetach. Kiedy zaczęłam się powoli szykować do wyjścia na to spotkanie, usłyszałam pukanie do drzwi. Otworzyłam i ujrzałam w nich młodą, ładną blondynkę, może w moim wieku. Patrzyła na mnie z serdecznym uśmiechem.
-Ja chciałam... No przeczytałam w gazecie, że szukasz współlokatorki.- wydukała trochę skrępowana.
-Oo, wejdź.- zaprosiłam ją do środka. -Napijesz się czegoś?- zapytałam, wchodząc do kuchni. Dość długo gadałyśmy, ustalałyśmy takie szczegóły jak czynsz i w ogóle. Anahi jest bardzo miłą osobą i przeczuwam, że się dogadamy, a może nawet zostaniemy przyjaciółkami.






Anahi Portilla- ma 21 lat. Jest współlokatorką Dulce, ponieważ chciała się wyprowadzić od rodziców, by się usamodzielnić. Pracuje w małym butiku, jednocześnie jeszcze studiując. Any jest bardzo miłą dziewczyną z silnym charakterem. W dzieciństwie miała wszystko, czego tylko chciała, ale zawsze ją to przytłaczało i pragnęła normalnego życia. Teraz ma dobrą okazję na zmiany.









No więc kochane moje dodaję dziś prolog, jak obiecałam Monice "w nagrodę" :* I z tego miejsca publicznie dziękuję za nagłówek Monisiu <3 
P.S. Nic się nie zmieniło i na rozdziały jeszcze trochę poczekacie ;) 

czwartek, 23 kwietnia 2015

Epilog

Dulce:
Zerwałam się przestraszona z łóżka. Przy mnie siedział Ucker i mi się przyglądał. Zauważyłam, że nie jestem w domu Anahi.
-Ucker, gdzie ja jestem?- zapytałam, podnosząc się lekko. Poczułam ból w przedramieniu, gdzie miałam jakiś opatrunek.
-Jesteś w szpitalu, spokojnie.- odpowiedział czułym i delikatnym głosem. Dopiero dotarło do mnie, co się stało.
-Nic Ci nie jest?- zapytałam z przejęciem, łapiąc Christophera za rękę.
-Nie, wszystko ok, Dul.- delikatnie się do mnie uśmiechnął.
-A co z Carlosem?- byłam przerażona, kiedy przypomniałam sobie to wszytko.
-Zginął, kiedy uciekał przed policją. Zabili go w obronie własnej.- ulżyło mi na myśl o tym, że będę miała już święty spokój. -Jezu, dobrze, że nie potrafisz strzelać i trafiłaś tylko w rękę.- powiedział z ulgą.
-No fakt, tym razem miałam szczęście.- potwierdziłam, uśmiechając się do niego. On tego nie odwzajemnił, był przygnębiony. -Co jest?- zapytałam, patrząc na niego uważnie.
-Idę, tak jak było to planowane. Teraz nie mam Cię już przed czym chronić, nie jestem Ci potrzebny. Dasz sobie radę beze mnie.- chyba mnie zatkało... Ton jego głosu był tak poważny, że praktycznie jednoznacznie oznaczało to koniec "nas".
-W sensie, że Ty chcesz tak całkiem mnie zostawić i serio już się ze mną nigdy nie spotkać?...- to mnie przerażało.
-Sama tak kiedyś postanowiłaś. Tym razem to jest naprawdę nasze ostatnie spotkanie. Będę tęsknić, skarbie.- wstał i pocałował mnie czule w czoło.
-Ja też.- złapałam go za rękę, a nasze głębokie spojrzenia się spotkały. W jego oczach widziałam ból, smutek. -Dziękuję za wszystko.- dodałam na koniec. Już po chwili Ucker zniknął za drzwiami. Zaczęłam płakać, nie mogłam powstrzymać łez. Czemu tak jest, że nie możemy być razem? Ja go kocham, najbardziej na świecie! Po jakimś czasie do sali weszła Anahi. Podbiegła do mnie, pytając z troską:
-Co się stało?
-To koniec.- odpowiedziałam krótko i bardzo jednoznacznie.

No i mamy epilog :D Przepraszam za zakończenie ;) Kiedyś napiszę tego drugą część, więc spoko :* Oczywiście dziękuję Wam, że jesteście ze mną, za komentarze i wgl <3 Wasze komentarze to mi humor nawet po niemieckim potrafią poprawić, więc bardzo dziękuję i gratuluję jednocześnie, haha :) A teraz tak: Nie wiem, kiedy zacznę dodawać rozdziały kolejnego opowiadania. Znowu zamierzam napisać sobie najpierw do 10, a to może mi trochę zająć, bo mam chwilowy zastój twórczy xD No to do nie wiem kiedy, papa :* :* 

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

20. Liczę do trzech

Anahi:
Nadal byłam wstrząśnięta wydarzeniami wczorajszego dnia, ale po telefonie Dulce zrobiło mi się lżej na sercu. Myślałam już trochę bardziej racjonalnie, byłam nieco spokojniejsza. No ale błagam... Jak mogę być spokojna, wiedząc, że noszę pod sercem dziecko, na które nie jestem gotowa?! To wszystko mnie przerosło... Przeklęty, okropnie pociągający Poncho! Czy musiał mi tak zawrócić w głowie? Jaka ja byłam głupia! Chciałam seksu z cudownym, przystojnym chłopakiem... No i miałam, dziecko gratis. Wciąż płakałam z bezsilności. Miałam wątpliwości, bałam się, ale zdania nie zmieniłam: pójdę do lekarza na aborcję, ale muszę najpierw zebrać w sobie siłę i odwagę na tak wstrętny, i okrutny czyn. Nie wiem, czy dam radę. Jednak wiem, że tak będzie lepiej dla wszystkich. Siedząc na fotelu z kubkiem gorącej kawy w ręce i łzami spływającymi strumieniami po policzkach, usłyszałam pukanie do drzwi. Leniwie wstałam i zarzuciłam na siebie szlafrok, bo nie wypada otwierać drzwi w tak skąpej piżamce. Kogo ujrzałam za drzwiami? Tak, to był Poncho, więc w sumie nie potrzebnie się ubierałam, bo akurat on widział o wiele więcej niż mógł ujrzeć teraz.
-Hej.- rzuciłam cicho, unikając jego wzroku.
-Cześć. Wszystko w porządku?- zapytał z troską i wszedł do domu.
-Tak, spoko. Co Cię do mnie sprowadza?- zapytałam lekko, zamykając drzwi.
-Dwie sprawy.- oznajmił, przyglądając mi się. -Ale zacznijmy od tego, że dzwonił Ucker. Dzisiaj wracają i niedługo u Ciebie będą.- najlepsza wiadomość tego dnia!
-Oo, to świetnie. A ta druga sprawa?- zapytałam zaciekawiona.
-Any, bo ja... Pamiętasz, co mi powiedziałaś po naszej wspólnej nocy?
-Eh... No wiesz, dużo Ci wtedy mówiłam.-stwierdziłam lekko zdenerwowana.
-Tak, ale chodzi o to... Powiedziałaś wtedy, że mam się modlić, żebyś nie była w ciąży.- o kurwa, tylko nie to. -I co? Sprawdzałaś? Jak coś, to mogę iść po test ciążowy dla Ciebie i zrobisz to przy mnie...
-Nie.- przerwałam mu. -Sprawdzałam.- dodałam ostrożnie.
-I?- zapytał wyraźnie poddenerwowany.
-Spokojnie, wynik negatywny.- skłamałam, zaciskając powieki. Musiałam tak powiedzieć nie miałam wyjścia.
-Uff, to dobrze. A tak się bałem...- ewidentnie mu ulżyło. Gdyby znał prawdę... Ciekawe jaka by była jego reakcja na wieść, że zostanie ojcem.
-A czemu tak nagle sobie przypomniałeś?- zapytałam z czystej ciekawości.
-Bo dostałem propozycje pracy w Hiszpanii, którą zamierzam przyjąć. Chciałem się tylko upewnić, że nic mnie tu nie trzyma, bo jeśli wyjadę, to już nie wrócę.- i tu mnie zatkało... Jejku, wcześniej nie zdawałam sobie sprawy z powagi konsekwencji mojego kłamstwa. On chce wyjechać i więcej go nie zobaczę! Z moich oczu zaczęły płynąć łzy, których nie mogłam opanować. -Ej... Czemu płaczesz?- zapytał, ocierając moje łzy.
-Bo będę za Tobą tęsknić.- odpowiedziałam ze smutkiem.
-Oj tam, przeżyjesz. Szybko o mnie zapomnisz, nie mamy przecież nic ze sobą wspólnego.- łatwo mu mówić, bo to nie on zamierza pozbyć się naszego dziecka. Miałam ochotę wybuchnąć i powiedzieć mu prawdę, ale nie mogłam.
-Masz rację, na pewno.- wymusiłam sztuczny uśmiech.
-To pożegnaj ode mnie Dulce i Uckera.
-Jak to? Już idziesz?
-Tak, bo za dwie godziny mam lot.
-Aa, no to pa.- rzuciłam mu się na szyję, a on mocno mnie objął. Po jakimś czasie wyszedł. Zamknęłam za nim drzwi, po których po chwili się zsunęłam. To koniec! On wyjedzie, zapomni o mnie, a ja do końca życia będę miała wyrzuty sumienia, cokolwiek bym nie zrobiła. No, bo jeśli pozbędę się dziecka, to będę się czuła jak morderczyni, a jeśli nie, to będę żyła ze świadomością, że pozbawiłam własne dziecko ojca. Co gorsze? Nie wytrzymam chyba! Dobrze, że Dula wraca, to będę miała przynajmniej z kim pogadać. Tak wiem, że miałam jej nie mówić, ale to chyba nieuniknione, bo sama nie zdołam podjąć dobrej decyzji.

Dulce:
Obudził mnie cudowny, miękki głos Uckera:
-Dul wstawaj, za moment będziemy na miejscu.- odwrócił się lekko i patrzył na mnie ciepło.
-Już?...- cicho jęknęłam, przeciągając się.
-Mhm, zaraz będziemy u Any. Czeka na nas.
-Ok.- odpowiedziałam krótko, chcąc uniknąć głębszej rozmowy.
-Powiesz mi właściwie, dlaczego tak nagle postanowiłaś wyjechać?- o kurde, i co ja mam teraz wymyślić? Miałam nadzieję  że już o tym nie wspomni.
-Po prostu. Posłuchaj... To już nieważne. Chodzi tylko o to, że to wszystko poszło w inną stronę niż powinno. Zresztą moje życie się już ułożyło. Pomogłeś mi, a przecież taki był cel tego wszystkiego, prawda?- taka tam pół prawda. Nie było mi łatwo to mówić, bo pominęłam bardzo istotne dla mnie szczegóły, jak na przykład miłość do niego.
-Masz rację. Wszystko zostało już zakończone.- delikatnie się do mnie uśmiechnął, chyba nie tylko mi te słowa przypomniały nasze cudowne pożegnanie. Już się nie odezwałam, tak jest lepiej i bezpieczniej. Nie minęło dużo czasu, a rzeczywiście dojechaliśmy na miejsce. Staliśmy pod domem mojej kochanej kuzynki, za którą cholernie tęskniłam. Weszliśmy do środka, Ucker wniósł moje walizki. Any na mój widok zaczęła piszczeć i rzuciła mi się na szyję. Obie się rozpłakałyśmy.
-Jejku Any, jak ja tęskniłam...- powiedziałam, ściskając ją jeszcze mocniej.
-Ja też, Duluś.- odpowiedziała słodkim głosem, ciągając nosem. -Chodźcie. Chcecie kawy, herbaty?- zapytała po chwili, odrywając się ode mnie.
-Nie, dziękuję. Ja już lecę, bo mam jeszcze parę spraw do załatwienia.- Ucker ewidentnie się wywinął... Nie chce ze mną przebywać?
-Nie no co Ty?... Zostań na chwilę.- ach, moja kochana, uparta kuzynka.
-Jeśli Dulce też tego chce...- nie no ja go uduszę! Po co on tak mówi?!
-Nie no Ucker masz rację, lepiej już idź.- chyba dosyć delikatnie go wyprosiłam. Wolałam, żeby już poszedł.
-Co się między Wami stało?- zapytała podejrzliwie Anahi, spoglądając to na mnie, to na niego.
-Nic.- odpowiedzieliśmy zgodnie.
-Czyżby?...- kurde, czy ona musi być tak dociekliwa i domyślna?
-Any cicho, później Ci wszystko opowiem.- burknęłam do niej cichutko.
-No dobra. To jak, wstawiać wodę na kawę?- zwróciła się ponownie do Uckera.
-Nie, ja naprawdę idę.- odmówił kategorycznie, uśmiechając się delikatnie do Anahi.
-No trudno, skoro musisz...
-Niestety tak, ale jeszcze Was odwiedzę. Pamiętajcie, że zawsze Wam pomogę, w każdej sprawie.
-Wiemy, dziękuję.- odezwałam się, podchodząc do niego ostrożnie.
-To jak, ostatni przytulas na pożegnanie?- zapytał słodko, wyciągając do mnie ręce.
-Mhm.- zgodziłam się i wpadłam w jego ramiona. Staliśmy tak dłuższą chwilę, ale przerwałam te czułości, bo czułam, że mi przy nim po prostu za dobrze. Nie mogłam sobie pozwolić na jakiś nieoczekiwany zwrot akcji. Oderwałam się od niego -Pa.- powiedziałam krótko.
-Papa.- pożegnał się z nami i wyszedł. Nie ukrywam, że zrobiło mi się bardzo smutno.
-Dul, co jest?- zapytała Any, obejmując mnie.
-Jaka ja jestem głupia...- rozpłakałam się.
-Dlaczego, co się do cholery stało?- dopytywała przejęta, zmartwiona.
-Bo ja...- jąkając się, opowiedziałam jej cały mój czas z Uckerem, ze szczegółami.
-Serio?- była w wielkim szoku.
-Tak. Any, ja go kocham, a on to wszystko robił z litości!- krzyknęłam pełna żalu i smutku z powodu nieszczęśliwej miłości.
-Rozumiem, ale jestem pewna, że nie było to tylko z litości.
-Nie wiem, ale mniejsza z tym. Zapomnę o nim, o całym moim dawnym życiu i zacznę je od nowa.
-Też bym tak chciała...- powiedziała cicho, wyraźnie smutniejąc.
-Co?
-Miałam Ci nie mówić, ale powiem.
-No słucham.
-Jestem w ciąży.- wyznała, a mnie zamurowało.
-Co? Jak? Kiedy? Z kim?- zadawałam nerwowo standardowe pytania.
-Z Ponchem.- odpowiedziała, po czym przedstawiła mi pełną historię ich dość barwnego romansu. W życiu nie podejrzewałabym jej o taką bezmyślność.
-Oj Anyś... I co teraz?
-Zabijesz mnie za to, ale nie zamierzam urodzić tego dziecka.
-No chyba Cię pojebało! W sensie, że chcesz... Aborcji?- czy ona jest niepoważna?! Za moment jej ten chory pomysł wybiję z głowy, dosłownie.
-Muszę, nie dam rady z dzieckiem.
-Czy Ty jesteś normalna?! Nie możesz czegoś takiego zrobić!- krzyczałam na nią, nieźle się zdenerwowałam.
-Nie krzycz na mnie! Zrobię, co uważam za słuszne. Powiedziałam Ci o tym, ale nie przekonasz mnie do zmiany decyzji.- i co teraz? Muszę coś zrobić, żeby wybić jej z głowy ten chory pomysł.
-Nie zrobisz tego, nie jesteś taka. Any, to zabójstwo!! Jeśli sama się nie ogarniesz, to powiem o tym Poncho. Zobaczymy, jak to się wtedy dla Ciebie skończy.- zagroziłam, to jedyny sposób.
-Dul, nie! Błagam, zrozum mnie.- zaczęła histeryzować.
-Nie mogę.- przytuliłam ją. -Anahi, do cholery, nie rób głupstw. Pomogę Ci, będę przy Tobie cały czas, tylko się uspokój.- prosiłam, płacząc razem z nią.
-Boję się...
-Damy radę, spokojnie. Nie zrobisz tego?
-Nie, bo zresztą i tak nie wiem, czy bym dała radę zrobić coś takiego. Dziękuję.- uff, udało się, ale w razie co i tak lepiej jej pilnować.

Ucker:
Od powrotu do domu minęły trzy tygodnie. Przez ten czas w ogóle nie widziałem się z Dulce, w ogóle żadnego kontaktu. Okropnie za nią tęskniłem. Chyba za bardzo przyzwyczaiłem się do jej obecności. Nie powinienem, bo przecież to nie było nic trwałego i dobrze o tym wiedziałem. Cholernie bym chciał się z nią spotkać, pogadać. Zresztą w sumie chyba nie byłoby w tym nic złego. Tak, postanowiłem ją odwiedzić. Poszedłem do domu Anahi, gdzie mieszka Dul.

Dulce:
Byłam w wielkim szoku, kiedy w drzwiach ujrzałam Uckera. Stęskniłam się za nim, to fakt, ale chyba jeszcze nie byłam gotowa na ponowne spotkanie z nim, to wszystko było jeszcze zbyt świeże. Uczucie nie wygasło, a emocje nie opadły. W dodatku Any jest w pracy, więc będę z nim sama- świetnie...
-Hej.- powiedział, przyglądając mi się z uśmiechem.
-Cześć, co tu robisz?- zapytałam, kiedy wszedł do domu.
-Chciałem sprawdzić, co u Ciebie.
-Wszystko w jak najlepszym porządku, dziękuję.- odpowiedziałam, siląc się na delikatny uśmiech.
-Brakuje mi Ciebie, wiesz?- wow, jakie wyznanie, zrobiło mi się tak ciepło na sercu.
-Przestań, proszę. Mi Ciebie też, ale to nieważne. Żyję od nowa, nie mam miejsca na stare uczucia.- mówiłam to tak lekko, a w rzeczywistości szargały mną emocje.
-O mnie też zapomniałaś, kochanie?- serce podeszło mi do gardła, gdy w drzwiach pojawił się mój największy koszmar- Carlos. Szybko podszedł do mnie od tyłu i przyłożył mi nóż do gardła.
-Zostaw ją!- krzyknął Ucker, ale nie mógł się zbliżyć, bo Carlos wystawił do niego broń.
-Spokojnie i tak zaraz oboje zginiecie za zdradę!- mówił ze złością, a ja płakałam, okropnie się bałam.
-Czego Ty jeszcze chcesz?- wydukałam cicho.
-Trzymaj.- dał mi do ręki broń. -Zabij go, albo ja zabiję Ciebie.- zagroził, przybliżając do mnie nóż.
-Nie zrobię tego.- patrzyłam błagalnie na Uckera, który także był przerażony i tak samo bezbronny jak ja.
-Liczę do trzech, inaczej poderżnę Ci gardło suko.- i co teraz? Cholera, no przecież nie strzelę do Uckera. -Raz. Dwa. I ostatnie moje słowo...- o nie, jest tylko jedno wyjście z tej sytuacji.
-Nie dam Ci tej satysfakcji.- powiedziałam przez zaciśnięte zęby, skierowałam pistolet w swoją stronę i strzeliłam. Usłyszałam, jak Carlos cofa się o krok, kiedy bezsilnie opadałam na podłogę.

No i kochane Wy moje mamy ostatni rozdział :-* W czwartek epilog i koniec ;)



czwartek, 16 kwietnia 2015

19. Chcę Cię dotykać

Dulce:
-Obudziłam Cię?- głupie pytanie... No dziwne, gdyby nie.
-Nie no jasne, że nie. Prowadzę nocny tryb życia.- zażartowała lekko oburzona Any.
-Przepraszam, ale bardzo chciałam z Tobą pogadać. Stęskniłam się, wiesz?
-Wybaczam Ci. Ja też za Tobą tęsknię, nawet nie wiesz jak bardzo...- spoważniała, albo posmutniała, ciężko określić.
-Any, ja... Przepraszam.- wydukałam, a do moich oczu podchodziły łzy.
-Dul spokojnie, przecież Ci wybaczyłam.
-Eh... Nie chodzi o tą pobudkę. Przepraszam za to, jak potraktowałam Cię w szpitalu. Naprawdę nie chciałam Cię urazić.
-Duluś... O to już dawno się nie gniewam. Wiem przecież, w jakim byłaś wtedy stanie. Zresztą... Miałaś trochę racji. To już nieważne... Opowiadaj, co u Ciebie.- no i co ja mam jej powiedzieć?
-Jakoś leci.- krótko i na temat, to jest to. -Kiedyś Ci wszytko opowiem. Teraz Ty mi lepiej powiedz, jak sprawa Carlosa.- to zdecydowanie ważniejsze, niż moje głupie rozterki miłosne.
-Jest w więzieniu. Wszystko mu udowodniliśmy i na szczęście nie były potrzebne Twoje zeznania.- w końcu jakaś dobra wiadomość!
-Czemu mnie nie powiadomiliście?- zapytałam z lekkim wyrzutem, chyba powinnam wiedzieć, co się dzieje.
-Bo Poncho stwierdził, że trzeba poczekać, aż sprawa ucichnie.- wymówiła jego imię takim standardowym tonem przy przewracaniu oczami. Coś musi być nie tak...
-Wszystko w porządku?- zapytałam podejrzliwie.
-Jasne, wszystko ok.- wcale mnie to nie uspokoiło, Any wydawała mi się jakaś podejrzana.
-No skoro tak mówisz... Czyli nic mi już nie grozi, mogę być spokojna?- upewniałam się, nie mogłam uwierzyć, że ten koszmar się naprawdę skończył.
-Tak Dul, możesz tu już nawet wracać. Chuj z Ponchem, nie musi wiedzieć, że Ci o tym powiedziałam. A jak tam z Uckerem?- nie, tylko nie to pytanie...
-Dobrze, zaprzyjaźniliśmy się nawet.- w kwestii wymijających odpowiedzi jestem chyba mistrzem.
-To świetnie!- a moja kochana kuzynka na szczęście nie jest tak domyślna jak ja.
Gadałyśmy jeszcze dobre półtorej godziny, ale była to już bardziej rozmowa o bzdurach. W tym czasie ciągle myślałam o jednym: powrót do domu. Kiedy skończyłyśmy rozmowę, wyszłam z łazienki i wsunęłam telefon Uckera z powrotem pod jego poduszkę. Jejku spał tak słodko. Pocałowałam go delikatnie w policzek, ale nie położyłam się koło niego. Usiadłam na krześle przy łóżku, podkurczając kolana pod brodę. Nadal myślałam o Uckerze i tym wszystkim, co się stało. Po rozmowie z Anahi było dużo lepiej. Nie tylko dlatego, że w końcu mogłam z nią pogadać, dowiedziałam się o Carlosie, ale przede wszystkim dlatego, że znalazłam wyjście z sytuacji. Długo się nad tym zastanawiałam, ale finalnie postanowiłam, że wrócę do domu. Tak, to najlepsze rozwiązanie, bo nie mogę być tutaj z Uckerem. To mnie niszczy, nie mogę sobie na to pozwolić. To, co do niego czuję, pozostanie jedynie moją słodką, smutną tajemnicą. Poznałam gorzki smak nieszczęśliwej miłości, no trudno... Widocznie szczęście nie jest mi pisane. Spakowałam wszystkie swoje rzeczy i poszłam do łazienki wziąć prysznic. Rozebrałam się i powiesiłam ręcznik na kabinie, żeby go później sprawnie sięgnąć. Odkręciłam gorącą wodę i myłam całe swoje ciało kokosowym żelem pod prysznic. Na skórze wciąż czułam dotyk Uckera, który za wszelką cenę chciałam zmyć. Chciałabym wymazać z pamięci tą noc.

Ucker:
Kiedy się obudziłem, panował jeszcze mrok. Była 6:30, więc nie ma co się dziwić. Duli koło mnie nie było. Gdzie ją poniosło o tej porze?... Wstałem, by iść do kuchni zrobić sobie kawę. Serce mi zamarło na widok spakowanej walizki Dulce. Co ona kombinuje? Odchodzi, ale dlaczego? Zobaczyłem, że w łazience świeci się światło, więc od razu było wiadomo gdzie Dula. Wszedłem tam, była pod prysznicem. Widziałem jej idealne ciało przez zaparowaną kabinę. Automatycznie miałem ochotę się na nią rzucić, powtórzyć tę noc. To było wspaniałe i nigdy tego nie zapomnę. Czuję coś do niej, ale to niemożliwa miłość. Ona tego na pewno nie odwzajemnia, jest jedynie zagubiona, samotna i jest mi wdzięczna za to wszystko. Nic z tego nie będzie, więc nawet nie opłaca się zaczynać tego tematu. Ale muszę się dowiedzieć, dlaczego ona chce wyjechać. Ma mnie dość?... A może wcale nie chce, tylko... No z jakiego innego powodu by się pakowała?... Chciałem się dowiedzieć prawdy, więc jak gdyby nigdy nic, po chamsku wszedłem jej pod prysznic.
-Co Ty robisz?! Ucker!- krzyknęła, zakrywając się ręcznikiem. Stała i patrzyła na mnie przerażona, zaskoczona.
-Musimy porozmawiać.- oznajmiłem poważnym, trochę zimnym tonem.
-Czy to jest powód, żeby wpieprzać mi się do łazienki?!- oj, Dula ostro się wkurzyła, ale średnio mnie to obchodzi, bo i tak z nią pogadam.
-Tak. Powiedz mi... Czemu się spakowałaś?- zapytałem już delikatniej, patrząc jej w oczy.
-Bo wyjeżdżam.- odpowiedziała krótko, stanowczo za krótko.
-Ale dlaczego? Dul, gdzie Ty chcesz jechać?
-Do domu. Dzwoniłam do Any, Carlos jest w więzieniu. Jestem już bezpieczna, więc nie muszę z Tobą mieszkać.- mój świat się zawalił, Dulce chce tak po prostu się wyprowadzić.
-Jak to? Tak po prostu?- byłem zdezorientowany, zgaszony.
-Mhm. Dla mnie to też nie jest proste, ale muszę wracać. Będę za Tobą tęsknić, bo przez ten dość krótki czas stałeś mi się bardzo bliski. Dziękuję Ci za wszystko.- posłała mi delikatny uśmiech.
-Wiesz, że nie masz za co. Ale Dul... Czy to już ostateczna decyzja?- miałem nadzieję, że zmieni zdanie, albo że zwyczajnie żartowała.
-Niestety tak... Wiesz, że tak będzie lepiej.- potwierdziła, smutniejąc.
-No skoro tak, to chyba wypadałoby się pożegnać...- zasugerowałem i oparłem ją o ścianę w kabinie.
-Myślę, że prysznic to kiepskie miejsce na pożegnania.- stwierdziła wyraźnie zdekoncentrowana moim dotykiem.
-Ja tak nie uważam...- zasugerowałem, ściągnąłem z niej ręcznik i wpiłem się w jej usta, trzymając jej ręce przy głowie, w razie jakby chciała protestować. Całowałem ją bardzo zachłannie, namiętnie. Oddawała każdy mój pocałunek z tą jej cudowną słodkością, czułością.
-Puść moje ręce, chcę Cię dotykać.- prosiła między pocałunkami głosem pełnym pożądania.
-Więc jesteś gotowa na takie pożegnanie?- zapytałem, odrywając swoje usta od jej.
-Tak, ale już nigdy więcej.- powiedziała, a jej oczy momentalnie się zaszkliły.
-Jak sobie życzysz.- pocałowałem ją delikatnie w policzek, po czym puściłem jej ręce, głaszcząc je opuszkami palców aż do ramion. Mimo łez na jej twarzy malował się szeroki, słodki uśmiech. Znów złączyliśmy nasze usta w namiętnym pocałunku. Moje ręce dotarły w każde miejsce na jej skórze. Na twarzy wciąż miała uśmiech, a w oczach łzy, które powoli zaczęły spływać po jej policzkach. Mi też się chciało płakać, kiedy na nią patrzyłem. Wiedziałem, że nie powinniśmy tego robić, ale pragnienie było silniejsze. Zresztą chyba nie wyrządzę jej tym krzywdy... Mnie też boli rozstanie z nią po tak krótkiej, a jednocześnie tak barwnej znajomości, no ale trudno, tak zdecydowała. To wszystko robiłem dla niej, więc teraz dla niej zniosę to całe pożegnanie. Będę za nią cholernie tęsknił, bo naprawdę zdążyłem ją bardzo pokochać. Dobra, tęsknić będę później, teraz jestem z nią pod prysznicem i pragnę jej jak jeszcze nigdy nikogo. Bawiłem się jej piersiami, kiedy ona zaczęła zsuwać mi powoli bokserki. W kilka sekund się ich pozbyła.
-Zrób to już, nie wytrzymam dłużej tego pożegnania.- prosiła, dysząc mi wprost do ucha, kiedy całowałem jej szyję.
-Ej, nie płacz...- powiedziałem, ocierając jej łzy. -Jeśli nie przestaniesz, to nic z tego nie będzie. Nie zrobię Ci tego, bo będę czuł, jakbym robił Ci coś złego.- dodałem, kiedy płakała nadal.
-To ja sama to zrobię.- stwierdziła, oplatając mnie nogami w biodrach. Odkręciłem zimną wodę.
-Chyba muszę Cię ostudzić, napaleńcu.- zaśmiałem się,  wzdrygnęła się, a na jej skórze od razu pojawiła się gęsia skórka.
-No nie... Najpierw mnie tak rozpalasz, a teraz chcesz mnie studzić??- oburzyła się, ale się śmiała.
-Hm... Nie, w sumie wolę Cię dalej rozpalać.- stwierdziłem, wpijając się ustami w jej szyję. Wiła się ponętnie, co potęgowało we mnie pożądanie. W końcu nadszedł ten czas, kiedy oboje zapragnęliśmy się bardziej. Oparłem ją o ścianę i złapałem za pośladki.
-To co? Żegnaj, Uckerku...- powiedziała, znów zalewając się łzami. Powinienem w tym momencie dać sobie z tym spokój, ale już nie mogłem. Wszedłem w nią szybkim ruchem, a ona cicho jęknęła.
-Nie płacz Duluś... Skoro to ma być ostatni raz, to cieszmy się naszą bliskością.
-Dobrze, nie marudź już.- zaśmiała się, zarzuciła mi ręce na szyję i zaczęła się powoli, i seksownie poruszać w górę, i w dół. Muskałem ustami jej szyję i kark. Podsunąłem ją pod sam strumień wody, a ona odchyliła się do tyłu. Śmiała się, kiedy zimna woda leciała na jej gorące ciało. Wciąż wykonywaliśmy powolne ruchy, dzięki którym odczuwaliśmy tak wielką przyjemność. Powróciliśmy do dawnej pozycji, oparłem ją mocno o ścianę. Pod wpływem silnych doznań zsuwała się. Po jakimś czasie razem opadliśmy na podłogę tak, że siedziała mi na kolanach. Kontynuowaliśmy to, aż oboje osiągnęliśmy szczyt. Wtedy wtuliła się we mnie i siedzieliśmy tak jeszcze kilka minut, przywracając oddech i bicie serca do normy.

Dulce:
Czułam się jak w raju, siedząc w objęciach Uckera po cudownym seksie. To było pożegnanie, więc w zasadzie nie powinnam już się tak do niego tulić, bo przez to może być jeszcze trudniej. Do oczu podchodziły mi łzy, właściwie to płakałam ciągle. Koniec! Patrząc mu w oczy z wymuszonym uśmiechem, powiedziałam:
-Ej, zimno mi już przez tą wodę.
-Tak? Mi nie.- odpowiedział, śmiejąc się.
-Bo to na mnie leci większość tej wody, mądralo.- udawałam oburzoną.
-Czyli chcesz już stąd wyjść?- zapytał, a z jego twarzy zniknął ten cudowny, beztroski uśmiech.
-Mhm, bo mi już serio zimno. Ale obiecaj mi, że kiedy stąd wyjdziemy, to nie będzie między nami już zupełnie nic. Więcej mnie nie dotkniesz, nie pocałujesz, nic z tych rzeczy. Dobrze?- powiedziałam, patrząc mu w oczy, ten ostatni raz.
-Dul...- przygarnął mnie do siebie i przytulił bardzo mocno i tak czule. Nie mogłam powstrzymać łez, rozpłakałam się.
-Wystarczy, bo my nigdy tego nie zakończymy.- wyrwałam się z jego objęć i wyszłam spod prysznica, on po chwili też. Owinął się ręcznikiem i wyszedł z łazienki, rzucając mi jedynie jedno smutne spojrzenie. Nieudolnie powstrzymując łzy, wytarłam się i ubrałam. Ucker był w kuchni, pił kawę. Bez słowa otworzyłam lodówkę i wyjęłam z niej mleko. Zrobiłam sobie płatki i usiadłam przy stole na przeciwko Uckera. Ta cisza mnie dobijała. Musiałam ją przerwać.
-Zawieziesz mnie do domu, czy mam jechać autobusem?- zapytałam, spoglądając na niego.
-No ok, zaraz pojedziemy, bo przecież nie zostanę tu sam.- odpowiedział dość zimnym głosem.
-Ucker, mógłbyś mnie nie traktować tak chłodno?
-Przepraszam, ale tak jest lepiej.- posłał mi delikatny, smutny uśmiech.
-No fakt, masz rację.- spuściłam wzrok i wróciłam do jedzenia.
Po jakimś czasie zostałam sama w kuchni, bo Ucker poszedł do pokoju się spakować. Nie minęło dużo czasu, a wychodziliśmy z domu. Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy. Usiadłam na tylnym siedzeniu, żeby być jak najdalej od niego. Nie spałam całą noc, więc zasnęłam po drodze. 

No i dodaję :-* Kolejny zbyt... Erotyczny rozdział xD Jak ja nie lubię czwartków... :-/ Do poniedziałku, których też nie lubię ;-) 


poniedziałek, 13 kwietnia 2015

18. Trzymam się zasad

Dulce:
Po drodze z basenu zajechaliśmy jeszcze do jakiejś restauracji na kolację.
-Smakuje Ci?- zapytał Ucker, kiedy jedliśmy.
-Mhm, pyszne.- odpowiedziałam z uśmiechem, popijając jakieś bardzo smaczne wino.
-Bo ja wybierałem.- stwierdził triumfalnie. Ach, ta jego skromność...
-Jasne, jasne.- zaśmiałam się cicho.
Kiedy zjedliśmy pojechaliśmy już prosto do domu. Christopher ciągle narzekał na zapach chloru, więc poszedł się pierwszy wykąpać. Ja w tym czasie pościeliłam łóżko. Po niedługim czasie wrócił już wykąpany, pachnący żelem do kąpieli, po chloru nie było ani śladu. Nie tylko jego męski zapach był taki seksowny, bo jemu całemu niczego nie brakowało. Miał na sobie oczywiście jedynie bokserki.
-Dobra, teraz ja biegnę do łazienki. Ale nie zasypiaj beze mnie, ok?- powiedziałam, podchodząc do niego.
-Dobrze, poczekam na Ciebie.- zgodził się i cmoknął mnie w policzek.
-Wiesz? Nie sądziłam, że ten nasz "związek" okaże się taki fajny.- powiedziałam z delikatnym uśmiechem, który on odwzajemnił.
-Tak, ja też.- przyznał. -Ale i tak trochę naruszamy zasady, więc jest ciekawiej, niż było to planowane.
-No fakt.- weszłam do łazienki, by się wykąpać. Delektowałam się strumieniami letniej wody, oblewającej moje ciało. Tak, tego dnia gorąca woda była nie wskazana, bo potrzebowałam raczej ochłodzenia. Po niedługim czasie wyszłam spod prysznica. To nic nie pomogło, bo nadal byłam gorąca. No dobrze, nazwijmy rzeczy po imieniu... Napalona na Uckera. Nadal, od zajścia w jacuzzi, poprzez saune, aż do teraz. Postanowiłam się trochę zabawić. Wiem, że to nierozsądne i w ogóle, ale pragnienie go zupełnie odebrało mi rozum. Choć, jakby się tak zastanowić, to chyba było głębsze uczucie, nie jedynie pożądanie. Ale nie pora na zastanawianie się nad własnymi uczuciami, trzeba działać. Okryłam się dużym, niebieskim ręcznikiem, rozczesałam starannie mokre włosy i wyszłam z łazienki. Ucker leżał na łóżku i od razu podniósł wzrok na mnie.
-Czemu znów paradujesz w ręczniku?- zapytał, przyglądając mi się, chyba lekko skrępowany.
-Bo mam taką ochotę.- odpowiedziałam ponętnie, stając przy łóżku.
-Mhm... A za moment powiesz, że Ci zimno.
-Oj, uwierz mi skarbie, że nie...- zapewniłam go, zsuwając z siebie ręcznik, jak najbardziej seksownym ruchem.

Ucker:
Wmurowało mnie. Stanęła przede mną zupełnie naga, jedynie ramiona zakrywały luźno opadające, mokre, czerwone włosy. Patrzyłem na jej piękne ciało, a ona także wpatrywała się we mnie gorącym wzrokiem, pełnym pożądania.
-Dul, czyś Ty oszalała?- zapytałem, oblizując nerwowo usta i chciałem usiąść. Uniemożliwiła mi to, wdrapując się na łóżko i siadając na mnie okrakiem. -Nie, to nie szaleństwo. Dokończmy to, co zaczęliśmy w jacuzzi.- jej wzrok był ciągle taki sam, albo jeszcze bardziej intensywny. Palcami zaczęła muskać mój brzuch, klatkę piersiową.
-Przestań, my niczego nie zaczęliśmy, to tylko chwila słabości. Eh... Mówiłem, że to zaszło za daleko.- próbowałem coś zrobić, powstrzymać ją przed tym szaleństwem, bo nie chciałem, żeby później żałowała.
-Nieprawda.- rzuciła się na moje usta i całowała mnie bardzo zachłannie, namiętnie. Próbowałem ją odepchnąć, żeby się uspokoiła, ale na próżno. Nie odrywając się ode mnie, wsunęła rękę powoli do moich bokserek i zaczęła się bawić, sprawiając mi wielką przyjemność. Delikatne, zmysłowe ruchy jej małej dłoni, wywoływały u mnie ciche jęki rozkoszy.
-Dobrze Ci?- zapytała, na moment przerywając pocałunek.
-Dulce proszę, przestań.- wydukałem cicho.
-Pragnę Cię. A co może Ty mnie nie?...- zaprzestała na chwilę wszelkich działań i jedynie leżała na mnie z ręką nadal w tym samym miejscu.
-To nie ma znaczenia. Wiesz, że tak być nie powinno. Inaczej się umawialiśmy, a w ten sposób wszystko zniszczymy. Będziemy tego później żałować, a Ty to już na pewno. Było z Tobą już dużo lepiej, a teraz wracasz do punktu wyjścia. Okaż choć trochę szacunku do samej siebie i przestań. Wystarczy, że stanęłaś przede mną naga...- usiłowałem jej to wyjaśnić.
-Ja nie mam godności  więc czemu mówisz mi tu o szacunku?...- popatrzyła mi w oczy, wyciągając rękę z moich bokserek. W jej oczach pojawiły się łzy.
-Tylko mi tu jeszcze nie płacz.- objąłem ją i zacząłem smyrać po plecach z nadzieją, że to ją uspokoi.
-Dlaczego nie pozwalasz mi być szczęśliwą?- zapytała z wyrzutem.
-Skarbie, nie będziesz wtedy szczęśliwa. Zrozum, że my nie możemy...- nie dała mi skończyć, bo znów zatopiła się w moich wargach. Całowała mnie z pasją, a ja oddawałem jej pocałunki, bo jednak jakby nie patrzeć, też tego chciałem. Tyle tylko, że mi to nie odebrało zdrowego rozsądku. Postawiła na swoim i przestałem protestować, ale mimo to po jej policzkach spływały łzy.
-Co się dzieje? Nie płacz, Duluś...- powiedziałem delikatnym głosem, głaszcząc ją po głowie.
-Ja... Proszę, kochaj się ze mną.- wydukała cicho, patrząc mi w oczy.
-Naprawdę nie powinniśmy...
-To nieważne. Ja tego chcę. Przez cały dzień myślę tylko o tym. Nawet zimna woda nie ochłodziła mojego pożądania. Nie liczy się dla mnie nic, pragnę jedynie poczuć Cię w sobie i unieść się z Tobą aż do nieba.- jejku, co za napaleniec... Ale mówi to tak słodko.
-Przyznam, że też o niczym innym nie myślę i bardzo Cię pragnę. Zrobię, co zechcesz, ale się uspokój. Nie płacz już i pamiętaj, że sama tego chciałaś, więc żebyś później nie miała do mnie pretensji.- otarłem jej łzy.
-Dobrze. Och, no to się zabawimy, kochanie.- powiedziała i znów zaczęła mnie całować. Po chwili usiadła na mnie tak jak wcześniej i już chciała ściągnąć mi bokserki, kiedy złapałem ją za ręce.
-O nie, Duluś... Nie tak szybko, ja też chcę się pobawić.- wziąłem w dłonie jej piersi i zacząłem się nimi bawić. Wyginała się do tyłu, cicho mrucząc.
-Ucker, proszę, ja chcę już...- wydukała. Jej głos się załamywał, wypowiadała każde słowo osobno.

Dulce:
To było cudowne! Bardzo sprawne dłonie Uckera sprawiały mi nieziemską przyjemność. Co prawda już drugi raz dotykał moich piersi, ale tym razem było to dużo lepsze. Nie tylko dlatego, że robił to bardziej intensywnie, bo nie miałam na sobie stanika. Myślę, że najbardziej podniecające w tym wszystkim było to, że siedziałam na nim zupełnie naga, czekając na całkowite złączenie naszych ciał. Kiedy miałam już naprawdę dość tego "masażu", bo chyba tak to można nazwać, delikatnie jechał opuszkami palców w dół po mojej talii. Wszystkie mięśnie w moim podbrzuszu automatycznie zaczęły się kurczyć. Czując jego dotyk na swoich udach, delikatnie się wzdrygnęłam. Zaśmiał się słodko, po czym muskał palcami wewnętrzną część moich ud jeszcze przez chwilę. Nie robiłam nic, patrzyłam jedynie na jego coraz szerszy i pogodniejszy uśmiech. Był on reakcją na moje ciało, fajnie.
-Możesz przestać się ze mną drażnić?- zapytałam cichym, lekko zachrypniętym głosem.
-Nie podoba Ci się to?- zapytał, śmiejąc się.
-Podoba, ale nie ukrywam, że czekam na coś bardziej erotycznego.
-Jeszcze Ci mało?...
-Mhm. Proszę...- popatrzył na mnie i z niedowierzaniem pokręcił głową.
-Ok, sama chciałaś.- powiedział, dotykając mnie delikatnie palcami w najbardziej intymną część mojego ciała. -Jejku Dul, jaka Ty mokra.- stwierdził, przygryzając dolną wargę.
-No widzisz, jak na mnie działasz. Zresztą to już od wyjścia na basen.- odpowiedziałam, śmiejąc się.
-Oj Duluś, napaleńcu...- westchnął, wciągając powietrze. Już nie odpowiedziałam, bo byłam zbyt skupiona na tym, co ze mną robi. Delikatnie, z uczuciem mnie tam dotykał. Co jakiś czas czułam w sobie jego palce. Robił to tak intensywnie. Ach... Cudownie. Wyginałam się na wszystkie strony, cicho jęcząc, mrucząc. Kiedy już nie mogłam sobie poradzić z tak intensywnym doznaniem, słodką torturą, bo tak to można nazwać, szybko i sprawnie ściągnęłam jego bokserki, unosząc się na chwilę na samych kolanach. On nie przerywał, a jedynie robił to tak, by mi nie przeszkadzać.
-No jaka niecierpliwa...- zaśmiał się. Czy to aż takie śmieszne, że męczy mnie oczekiwanie na to, co zaraz się stanie? Skończył to, co robił i położył obie dłonie na moich pośladkach. Lekko mnie uszczypnął, co tak przyjemnie łaskotało, po czym nakierował mnie we właściwe miejsce. Minęły może dwie sekundy, a poczułam go w sobie, w końcu.
-Zadowolona?- zapytał ze znaczącym uśmiechem.
-Oczywiście, że tak.- odpowiedziałam, cicho stękając. Trzymając ręce na moich pośladkach, zaczął powoli mną poruszać. W ten sposób delikatnie się ze mnie wysuwał, po czym wchodził jeszcze głębiej. I tak ciągle. Później trochę przyspieszyliśmy. To było cudne, ale brakowało mi jego czułego dotyku, więc położyłam się na niego cała, zmieniając w ten sposób pozycję. Idealnie, ciało przy ciele. Rzuciłam się na jego usta. To, co lubię najbardziej, czyli długi namiętny pocałunek z Uckerkiem. Po jakimś czasie zaczęłam składać słodkie pocałunki na jego klatce piersiowej. Chciał się za pewne odpłacić i obrócił się, abym ja była na dole. Obsypywał mokrymi, delikatnymi pocałunkami moją szyję, dekolt i piersi. Wszytko to złożyło się na niebywałą przyjemność, której się całkowicie oddaliśmy. Po kilku bardziej energicznych pchnięciach doszłam, wyszeptując jego imię zdławionym głosem. On zrobił praktycznie to samo. Leżałam na nim, powoli się uspokajając i rysowałam różne wzory na jego klatce piersiowej, on podobnie na moich plecach.
-Zimno Ci?- zapytał nagle.
-Nie, a czemu ma być?
-No, bo masz gęsią skórkę na plecach.
-Nie, to nie z zimna. To chyba reakcja na Twój dotyk.- zaśmiałam się.
-Co Cię w ogóle wzięło, żeby odwalać takie numery?- ups... Zmiana tematu, robi się groźnie.
-Jakie numery? O co Ci chodzi?
-No ogólnie, o to wszystko. To było miłe, słodkie i zabawne, ale Dul...- nie skończył, bo mu przerwałam.
-Ucker, do cholery!- podniosłam się z niego. -Zgodziłeś się, więc teraz nie praw mi kazań.
-Nie zamierzam. Chcę tylko z Tobą porozmawiać, bez nerwów.- mówił tym swoim zaskakująco spokojnym tonem głosu i przygarnął mnie z powrotem do siebie.
-Po co? Stało się i tyle. Nad czym Ty się tu chcesz jeszcze zastanawiać? To bez sensu...- próbowałam go odwieść od tej rozmowy, bo czułam, że nic dobrego z tego nie wyniknie. 
-Nie, to nie jest bez sensu. Nawet pani Linda Ci przecież powiedziała, że o wszystkim musisz rozmawiać. O tym, co się stało też trzeba.- kiedy to powiedział, głośno westchnęłam i przewróciłam oczami.
-Ucker, do czego Ty zmierzasz?- zapytałam i  podniosłam głowę, by patrzeć mu w oczy.
-Po prostu chcę wiedzieć, co Ci odbiło, bo wiesz... Twoje zachowanie chyba nie było do końca normalne.
-Co ja takiego zrobiłam? Nie rób ze mnie znowu idiotki. Chciałam się z Tobą kochać, więc do tego dążyłam. A właściwie to o co Ci chodzi?
-No głównie o tą Twoją impulsywność. To było naprawdę dziwne, kiedy tak po prostu stanęłaś przede mną naga i bez żadnych skrupułów rzuciłaś się na mnie. To nie było rozsądne, wiesz?
-Ucker, jestem dorosła. Naprawdę nie musisz mi mówić, co jest dobre, a co złe. Potrafię sama to określić, a w seksie z Tobą nic złego nie widzę.- byłam już trochę poddenerwowana. Odsunęłam się od niego całkiem i przykryłam się szczelnie kołdrą, by się zakryć. Mimo tego, co zaszło, teraz jakoś się go wstydziłam. Za pewne to przez te jego wywody na temat tego, co robiliśmy. Czułam wzrastające między nami napięcie, już niestety nie seksualne.
-Dul, przemyśl to... Nie rozumiem Cię. Byłem pewien, że wszystko już z Tobą w porządku, więc pozwoliłem sobie zbliżyć się do Ciebie na basenie. Nie sądziłem, że tak Cię poniesie. Gdybym wiedział, to bym Cię nie tknął.- o co mu chodzi? Te słowa nie były miłe, ani trochę.
-Dlaczego? O co Ci, kurwa, chodzi?! Pozwoliłam Ci na mnie popatrzeć, było nam razem dobrze... A Ty teraz mi to wypominasz. Po chuj się zgodziłeś?! Mogłeś od razu mi odmówić, a narobiłeś mi jedynie nadziei!- byłam już nieźle wkurzona. Czułam się wykorzystana i zdałam sobie sprawę z tego, co do niego czuję. Kocham go! W oczach miałam łzy, bo naprawdę zabolały mnie jego słowa.
-Nadziei... Na co?- zapytał, patrząc mi w oczy. Ups... I co teraz? Co mu powiem? Wiesz Ucker, bo ja Cię kocham i nie chcę z Tobą żadnego układu, chcę być naprawdę Twoją żoną, kochaj mnie. To bez sensu! Nie powiem mu, co czuję. Z tego i tak nic nie będzie, szkoda słów i niepotrzebnych łez. To koniec, po prostu!
-Na nic, nieważne.- z trudem powstrzymałam płacz, miałam nadzieję, że da mi teraz spokój i ta strasznie męcząca rozmowa się zakończy.
-Dul, co się dzieje? Powiedz, proszę. Jeśli wyrządziłem Ci jakąś krzywdę, to przepraszam. Jednak myślę, że powinienem wiedzieć, o co chodzi.- jego głos znów stał się tak cudownie delikatny i czuły, kiedy objął mnie i przyciągnął znów do siebie. Byłam zdezorientowana i w żaden sposób na to nie zareagowałam.
-To naprawdę nie ma znaczenia. Zaszło zbyt wiele i teraz to rozumiem. No trudno, stało się. Mimo wszystko nie żałuję, bo to najlepsze, co mi się w życiu przytrafiło.- brawo Dul, powiedziałaś to wszystko bez łez! W dodatku to sama prawda, nie skłamałam, a jedynie pominęłam parę szczegółów.
-Czyli wszystko w porządku? Zapominamy o całej sprawie i jest jak dawniej, tak?- eh... Jakie to dla niego proste. Czułam, jak łamie mi tym serce. Ja go kocham do cholery! Miałam ochotę mu wszystko wyznać, ale nie zrobiłam tego. Ha, umiem być rozsądna! Nie chciałam kłótni i wolałam to sama przemyśleć.
-Wszystko ok, śpij już.- odpowiedziałam, odwracając się do niego tyłem. Miałam taki wewnętrzny hamulec, który nie pozwalał mi się do niego już zbliżać, dla mojego dobra.
-Nie chcesz się przytulić? Cud.
-Trzymam się zasad. Już nie pozwolę na żadne impulsy, nie przekraczajmy tej granicy. Nic a nic nas nie łączy, zero tulenia, buziaków... Nic.- postawiłam sprawę jasno. Jemu i sobie, i zamierzam się tego trzymać.
-No ok, dobranoc.- albo mi się wydaje, albo w jego głosie usłyszałam cień smutku.
-Dobranoc.- odpowiedziałam, poprawiając jeszcze kołdrę wokół siebie.
Leżałam, modląc się o to, by się nie rozpłakać. Pozwalałam strumieniom łez lecieć po moich policzkach, ale tak by nie wydać z siebie żadnego odgłosu. Moja poduszka była już mokra od płaczu. Wreszcie Ucker zasnął. Wiedziałam od razu, no bo jakby nie patrzeć śpię z nim już długo i to odróżniam. Wygrzebałam spod poduszki jego telefon i wybiegłam do łazienki. Teraz mogłam płakać do woli. Nie potrafiłam przestać. W oczy rzuciła mi się moja maszynka do golenia, leżąca na wannie. Tak, pomyślałam znów o samobójstwie. Nie no, chciałam się tylko pociąć, nie od razu zabić. Przypomniało mi się to, co zrobiłam po pierwszym "kliencie". To podobna sytuacja: zrozpaczona ja po seksie, siedząca w łazience i planująca rozwalenie maszynki, by ponownie okaleczać swoje ciało. Tyle, że teraz dla urozmaicenia w grę wchodzi jeszcze ta pierdolona miłość! Nie, tym razem tego nie zrobię. Kocham Uckera, więc uszanuję wysiłek, jaki włożył w naprawienie mojego stanu psychicznego. Nie zawiodę go! I siebie także... Jestem silna i nie pokona mnie jakieś chore uczucie. Otarłam łzy, wstałam z podłogi i ubrałam się w piżamę. Byłam z siebie dumna, bo sama się pozbierałam, choć przed chwilą było naprawdę ciężko. Potrzebowałam z kimś porozmawiać, tęskniłam za Anahi. Co prawda Ucker zakazał mi do niej dzwonić, bo Carlos może mieć jakieś podsłuchy i tak dalej. W tym momencie jednak nie bardzo mnie to interesowało. Wzięłam Uckera telefon i zadzwoniłam do Any. Długo nie odbierała. Zdałam sobie sprawę z tego, że to może dlatego, że jest czwarta nad ranem. Już chciałam się rozłączyć, kiedy usłyszałam cichy, zaspany głos mojej ukochanej kuzynki:
-Tak?- cudownie było ją usłyszeć. Do oczu znów podeszły mi łzy, ale były to już chyba bardziej łzy szczęścia.
-Any!- krzyknęłam podekscytowana do słuchawki.
-Dulce?!- pisnęła, była wyraźnie zaskoczona.
Hejo! Jezu zimno w tej szkole xD Kurde, ale mi się śmiać chciało jak czytałam ten rozdział później, bo mnie chyba trochę poniosło, no ale mam nadzieję, że Wam się spodoba :-D Do czwartku :-*

sobota, 11 kwietnia 2015

Obsada "Nie ufaj miłości"






Dulce Maria Saviñon- ma 20 lat. Rok temu, tuż po skończeniu liceum wyprowadziła się z domu rodzinnego, w którym nigdy nie była szczęśliwa. Wiecznie pijany ojciec się nad nią znęcał, a zastraszona matka na to nie reagowała. Dziewczyna mieszka zupełnie sama w Meksyku. Mimo samotności, którą ciągle czuje i niezbyt kolorowej przeszłości, Dul stara się być szczęśliwa. Na taką właśnie wygląda, gdyż jest najczęściej uśmiechnięta i wesoła. Kiedy straciła pracę, postanowiła znaleźć współlokatorkę. I tak od utraty pracy jej życie zmieni się o 360°. Ale czy będzie to zmiana na dobre, to okaże się później...














Christopher Von Uckermann- to 26-letni bogaty biznesmen, szanowany w całym kraju.Miał ciężkie dzieciństwo, więc na ogół jest dość ponury i zbyt poważny, nigdy się nawet nie śmieje. Jednak przystojny prezes coś ukrywa... Niestety szczegółów jego życia wyjawić nie mogę, żeby było ciekawiej ;)









No to jest obsada kolejnego opowiadania, bo jak nie wiem, czy wszyscy wiedzą, tamto dobiega końca. Za jakiś czas dodam prolog, a rozdziały zacznę dodawać dopiero, jak trochę na zapas sobie napiszę. A co do obsady, to dodałam tylko głównych bohaterów, bo resztę będę dodawać pod rozdziałami, jak się ktoś nowy pojawi ;) No więc mam nadzieję, że się podoba :) A już w poniedziałek kolejny rozdział :* 

czwartek, 9 kwietnia 2015

17. Ale wpadka

Poncho:
Po moich słowach w jej oczach automatycznie pojawiły się łzy, które już po chwili ciurkiem zaczęły spływać po policzkach. Stała i wpatrywała się we mnie pełna smutku, żalu. Skrzywdziłem ją, wiem to.
-Jak mogłeś?!- krzyknęła, wymierzając mi policzek. Zabolało. -Ja Ci ufałam, oddałam Ci się, a Ty co?! Oszukałeś mnie gnoju!- darła się na mnie jak szalona i ciągle okładała mnie małymi piąstkami.
-Any, spokój się!- krzyknąłem, chwytając ją za ręce. Patrzyła mi w oczy ze złością, oddychając głęboko. -To był żart wariatko.- powiedziałem spokojnie tuż przy jej ustach.
-Jak to?- zapytała już łagodniejszym tonem. -Więc nie masz żony?
-Nie. Jejuś, jak Ciebie łatwo nabrać...- emocje opadły, więc puściłem jej dłonie.
-Nie znoszę Cię.- wyznała z udawaną pogardą.
-Wybacz, chciałem tylko zobaczyć, jak zareagujesz.
-No to widzisz.- odpowiedziała, ciągając nosem.
-Oj, chodź tu do mnie.- przygarnąłem ją do siebie ramieniem, a ona mocno się we mnie wtuliła. Staliśmy tak kilka dobrych minut.
-Co dalej?- zapytała, odrywając się ode mnie.
-Nie wiem. A jak tam Twoja kostka?
-Jaka kostka?
-No przecież wczoraj bolała Cię kostka.
-A taa. No ona... Ałć, nadal boli.- usiadła, udając ból kostki.
-Czyżby? Wczoraj w łóżku jakoś nic Cię nie bolało...
-Kostka w magiczny sposób przestała. Ale skąd wiesz czy nic?- zaczęła się śmiać.
-Bo wiem, byłem delikatny.- jej, temat tej rozmowy robi się dość dziwny.
-Nawet bardzo.- przyznała z uśmiechem, rumieniąc się.
-To jak z tą kostką?
-No okok... Udawałam. Pasuje?
-Domyśliłem się. Wytłumaczysz mi po co to całe przedstawienie?
-Bo ja... Tak bardzo chciałam... Z Tobą...- eh, ktoś tu się chyba zaplątał. -Po prostu szukałam sposobu, żeby zaciągnąć Cię do łóżka.- no w końcu jakoś konkretniej.
-Any, ja nic z tego nie rozumiem. Byliśmy przyjaciółmi, a Ty tak bez słowa postanowiłaś to zmienić.
-Byliśmy?... Czyli to koniec?- w jej oczach ponownie pojawiły się łzy.
-A co byś chciała?
-Ja... Nieważne.- odpowiedziała obojętnie i napiła się soku. Otarła łzy i odwróciła się, by nie patrzeć na mnie.
-Wszystko w porządku?- zapytałem, podchodząc do niej.
-Tak.- rzuciła, ciągając nosem. -Nie, nic nie jest dobrze!- krzyknęła po chwili, odwracając się, była cała zapłakana. -Wykorzystałeś mnie świnio!
-Nieprawda! Sama przed chwilą powiedziałaś, że chciałaś zaciągnąć mnie do łóżka. O co Ci do cholery chodzi?!
-Nie musiałeś się na to zgadzać! Od początku było jasne, że zniszczymy tym przyjaźń. Nie zganiaj winy na mnie!
-A co, może to moja wina?!- mam tej kobiety dość. Po co mi to było?
-Winę ponosimy oboje, Poncho. Sama ze sobą się nie pieprzyłam! I Ty się kurwa lepiej módl, żebym nie była w ciąży!
-Uspokój się!- krzyknąłem na nią, ale ją przytuliłem, aby się uspokoiła.
-Zostaw! Nie dotykaj mnie więcej!- wyrwała się z moich objęć.
-Jakoś wczoraj tego chciałaś...
-Skończ już! Zakończmy tą sprawę z Carlosem i dajmy sobie spokój. Później nigdy więcej się nie spotkamy.
-Dobrze, ale nie martw się. Jeśli będziesz w ciąży, to Cię z tym samej nie zostawię.- powiedziałem już spokojnie.
-Nie chcę Twojej pomocy.- odpowiedziała oschle.
-Koniec tematu. Właściwie to już wczoraj miałem Ci o czymś powiedzieć.
-Co znowu?
-Może trochę grzeczniej?
-Dobrze, sorry. No mów.- powiedziała już normalnie.
-Jesteśmy na dobrej drodze. Znalazłem fałszywe dokumenty Carlosa. Już niedługo będziemy mogli mu wszystko udowodnić.
-I wróci Dula?- wow, entuzjazm Any, to jest to.
-Tak, wszystko będzie dobrze.
Ucker:
Mijały dni, tygodnie... Wszystko było wspaniale, wręcz idealnie. Dulce była coraz spokojniejsza, bardziej otwarta, weselsza. Jest to za pewne zasługa psychoterapii, ale jak twierdzi Dula, także moja. Coraz częściej wychodzimy gdzieś razem. Dzisiaj na przykład mamy iść na basen. Stwierdziliśmy, że lepiej iść wieczorem, kiedy jest mniej ludzi. Wsiedliśmy w samochód i udaliśmy się do miasta. Udało nam się, bo na basenie rzeczywiście było praktycznie pusto. Na widok Duli w stroju kąpielowym na mojej twarzy od razu pojawił się szeroki uśmiech. Jejku, wyglądała bosko. Ale nie tylko na mnie zrobiła wrażenie, bo połowa facetów się na nią gapiła. Jakoś tak odruchowo, spoglądając na nich, objąłem ją w pasie. Rzuciła mi pytające spojrzenie, ale się nie odezwała. Uff... Chyba nie wiedziałbym, co powiedzieć. Zaciągnąłem ją na zjeżdżalnie, bo na początku nie chciała, bała się. Obiecałem jej, że jak zjedzie, to złapię ją na dole. Dotrzymałem słowa. Prosto ze zjeżdżalni wpadła w moje ramiona.
-Było aż tak źle?- zapytałem, trzymając ją.
-Nie, to było zajebiste!- krzyknęła pełna entuzjazmu, co u niej jest raczej rzadko spotykane. -Jeszcze raz!- dodała, ciągnąc mnie za rękę.
-No dobrze już, spokojnie.
-Ale teraz jadę sama.
-Jak chcesz.- uśmiechnąłem się do niej, odpowiedziała tym samym. Zjechała. Nie czekając ani chwili, pojechałem za nią. -Debilu... Chciałam sama!- krzyczała na mnie. Wpadła od razu pod wodę. W sumie dobrze, że tam byłem, to jej pomogłem się wynurzyć.
-Żyjesz?- zapytałem, kiedy ona kaszlała, bo się zachłysnęła wodą.
-Mhm.- przytaknęła cicho.
-Jeszcze raz?- zadałem to pytanie celowo, złośliwie.
-Nigdy więcej.- odpowiedziała naburmuszona, a ja zacząłem się z niej śmiać.
-Dobra, chodź.- wziąłem ją za rękę i poszliśmy w stronę jacuzzi.
Dulce:
W jacuzzi nie było zupełnie nikogo. Siedzieliśmy w jednym z małych, okrągłych basenów, relaksując się w ciepłej wodzie z mnóstwem bąbelków. W tle leciała cicha, wolna, bardzo nastrojowa muzyka. Właśnie tego było mi trzeba, Ucker wie co dobre. Po jakimś czasie zaczęło mi się już trochę nudzić. Chlapnęłam Uckera w twarz niewielką ilością wody. Po chwili się odegrał. Nie minęło dużo czasu, a rozpętała się wojna na wodę. Wygłupialiśmy się, śmieliśmy. Tak jakoś wyszło, że wylądowałam bardzo blisko niego, oplatając się nogami wokół jego bioder. Zapanował spokój. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy, a nasze oddechy były przyspieszone. Atmosfera zrobiła się dość dziwna, nie jestem w stanie tego nazwać. Po kilku sekundach nasze usta się złączyły. Pieścił moje wargi delikatnie, z czułością. Jego język błyskawicznie powędrował do mojej buzi, gdzie zaczął tańczyć z moim słodko i powoli. Gdzieś po drugiej stronie mocy była namiętność, mieszająca się z pożądaniem, podnieceniem. Dłonie Uckera wędrowały po wszystkich nagich częściach mojego ciała. Ciągle głaskał mnie po plecach, karku, ramionach. Ja robiłam mu mniej więcej to samo. Przycisnął mnie do ścianki w basenie, co spowodowało, że bąbelki tak cudownie masowały mi plecy. Uśmiechnęłam się, nie odrywając się od jego ust. Byłam pochłonięta tymi wszystkimi słodkimi doznaniami z każdej strony. Jego ręce nadal delikatnie muskały moją skórę w tym momencie akurat na udach. Pragnęłam go do tego stopnia, że drżałam z podniecenia. Jemu też nie było to wszystko obojętne, czułam to. Jego odważne łapki powędrowały z powrotem do góry. Wsuwał je powoli od dołu pod mój stanik. Wstrzymałam na chwilę oddech, zaskoczona jego poczynaniami. Poczułam się trochę swobodniej, kiedy zaczął pieścić dłońmi moje piersi, nie zsuwając z nich stanika. To było cudowne. Kompletne przeciwieństwo tego, co robili z nimi "koledzy" Carlosa. Ruchy palców Uckera były takie delikatne. Przymknęłam oczy, lekko przygryzając dolną wargę Christophera. Nagle usłyszeliśmy otwieranie się drzwi do pomieszczenia z jacuzzi. Ucker automatycznie wyciągnął ręce z mojego stanika i odsunął się kawałek, przerywając pocałunek. Oboje się zarumieniliśmy, spoglądając w stronę drzwi. Stały w nich dwie dziewczynki, miały może po 12 lat. Zmierzyły nas wzrokiem i wyszły zmieszane. Popatrzyliśmy na siebie również zdezorientowani i nieźle zawstydzeni. Wybuchnęliśmy niekontrolowanym śmiechem i na chwilę powróciliśmy do czułości. Tym razem było to tylko kilka dużo mniej namiętnych pocałunków. Oderwaliśmy się od siebie, nadal rozbawieni tą sytuacją.
-Ale wpadka.- stwierdziłam, śmiejąc się.
-No, to wygrało wszystko.- przyznał, także się śmiejąc. -Wychodzimy?- zapytał z uśmiechem.
-Musimy?- nie ukrywam, że najchętniej powtórzyłabym tą piękną chwilę słabości.
-Teoretycznie nie... Ale lepiej chodź, bo jeszcze one wrócą tu z rodzicami.- ponownie wybuchnęliśmy śmiechem.
-Tak, lepiej chodźmy.- zgodziłam się. Ucker wszedł po drabince i podał rękę, by mi pomóc. Po tym, co działo się przed chwilą, dotyk jego ręki pulsował w całym moim ciele.
-Idziemy jeszcze do sauny?- zaproponował, kiedy szliśmy za rękę.
-A tam też będziemy sami?...- zapytałam kusząco.
-Nie wiem, zobaczymy.- odpowiedział z uśmiechem, całując mnie słodko w policzek. Dotarliśmy do sauny. Udało się, tam też było pusto. Usiedliśmy koło siebie bez słów. Co chwilę spoglądałam na niego. W końcu nasze spojrzenia się spotkały. Wymieniliśmy uśmiechy. Wstałam, po czym usiadłam mu na kolana i znów zatopiłam się w jego ustach.
-Mmm... Duluś, jaka Ty gorąca.- powiedział, łapiąc mnie za pośladki.
-Przestań... Jesteśmy w saunie, więc się nie dziw.
-Jasne, jasne, tak se to tłumacz.- śmiał się ze mnie, składając delikatny pocałunek na mojej szyi. -Wcześniej w saunie nie byłaś, a tak samo byłaś gorąca.- dodał po chwili.
-No wybacz, ale to Ty mnie tak rozpalasz.- stwierdziłam, wracając do pocałunku. Znów wzbudziliśmy wręcz dziką namiętność. Christopher muskał opuszkami palców moje uda, co tak strasznie mi się podobało. Wsuwał dłonie tym razem do moich majtek. -Ucker, co my w ogóle wyprawiamy?...- przerwałam to, odrywając się od jego ust i strącając jego dłonie z mojego tyłka. Trzymał je teraz już tylko na moich plecach. Nie zeszłam jednak z jego kolan.
-Nie wiem, Dul. Wiem, że nie powinniśmy, ale to jest silniejsze. Przepraszam, jeśli...- przerwałam mu, kładąc palec wskazujący na jego ustach.
-Mi się to podoba i to bardzo.- powiedziałam z szerokim uśmiechem.
-Mi też. Ale chyba nie ma w tym nic złego, prawda?
-Nie wydaje mi się.- objęłam rękami jego szyję i cmoknęłam go ponownie w rozgrzane usta.
-Chodź, bo mi już za gorąco tu z Tobą.- powiedział, ściągając mnie ze swoich kolan.
-To nie moja wina.- protestowałam, kiedy za rękę wychodziliśmy z sauny. Poszliśmy jeszcze kilka razy na zjeżdżalnie, ale tym razem zjeżdżaliśmy razem, żebym nie wpadła pod wodę.
Anahi:
Minął już prawie miesiąc od mojej nocy z Poncho. Nasze relacje się znacznie ochłodziły, choć już nie jesteśmy tak wrogo do siebie nastawieni. Jesteśmy jak obcy sobie ludzie, jedyne co nas łączy to sprawa Carlosa. A propo tego gnoja: wczoraj poszedł do więzienia. W końcu się udało, chociaż nie było to takie proste. Mam wszystkie papiery, dotyczące jego sprawy. Tak wiele zdołaliśmy mu udowodnić. Potwierdziły się nawet moje przypuszczenia, że to on zabił rodziców Duli. Załamało mnie to i ustaliliśmy z Poncho, że Dulce nigdy nie zobaczy tych dokumentów. Ponadto Carlos siedzi też za używanie fałszywego nazwiska, różne oszustwa, znęcanie się nad żoną i jeszcze kilka innych drobniejszych spraw. Postanowiliśmy, że odczekamy jakiś czas zanim zadzwonimy do Duli, żeby to wszystko ucichło. Tak za nią tęsknię... Chciałabym z nią pogadać, zadzwonić do niej, ale Poncho mi nie pozwala, bo "Carlos może mieć podsłuch na mój telefon, blebleble..." Ale mam nadzieję, że to już nie potrwa długo. Nie mogę się doczekać, aż Dul wróci. Jednocześnie zdaję sobie sprawę z tego, że wtedy już zupełnie nic nie będzie łączyło mnie z Poncho. A może jednak... Uświadomiłam sobie, że jakieś trzy dni temu powinnam dostać okres, a nie mam. Automatycznie serce podeszło mi do gardła na samą myśl, co to może oznaczać. Pobiegłam do apteki po testy ciążowe. Zrobiłam, a oczekiwanie na wynik było straszne. To zdecydowanie najdłuższe pięć minut w moim życiu. Dla urozmaicenia tego czasu poszłam do kuchni nalać sobie soku, bo zresztą z nerwów zaschło mi w gardle. Zostawiłam test w łazience. Kiedy wróciłam i wzięłam go do ręki, to po chwili go upuściłam. Tak, tego się obawiałam- dwie kreski. Z moich oczu zaczęły lecieć łzy, których nie potrafiłam powstrzymać. Położyłam rękę na brzuch i usiadłam na podłodze. Załamałam się kompletnie. Nie dość, że z głupoty poszłam do łóżka z Poncho, co zniszczyło naszą przyjaźń, to teraz jeszcze okazuje się, że jestem z nim w ciąży. Brawo Any, jesteś geniuszem! W dodatku zostałam z tym wszystkim całkiem sama. Pech mnie nie opuszcza. Gdyby jeszcze Dulce tu była... Ale nie ma, więc poradzę sobie sama! To zemsta, bo mnie przy niej też nie było, kiedy mnie potrzebowała. Nigdy w życiu nie powiem Poncho o dziecku. A może raczej o ciąży, bo nie chcę tego dziecka! Nie, nie mogę urodzić tego dziecka. Ale czy odważę się go tak po prostu pozbyć? Co jest gorsze? Mieć na sumieniu swoje nienarodzone dziecko, czy fakt, że zniszczę życie i jemu, i sobie? Przecież ja nie dam sobie rady sama z dzieckiem... A praca? Nie, nie ma mowy! Nie urodzę tego dziecka, a już na pewno nie pozwolę, żeby Poncho się nade mną litował. Pójdę do lekarza i je usunę, to niestety najlepsze rozwiązanie. Nikt się o tym nie dowie, nawet Dula, bo ona za pewne by mnie nawyzywała za coś takiego. Postanowione, usunę to dziecko.
-Przepraszam kochanie, muszę to zrobić.- powiedziałam "do dziecka", ciągle trzymając rękę na brzuchu i płacząc. -Wybaczysz mi, aniołku? Powiedz do cholery, że mi wybaczysz!- mój smutek, rozpacz, zamienił się w żal i złość. Wstałam z podłogi, udałam się z powrotem do kuchni i do soku dolałam jakiegoś alkoholu. Wiem, że to ostatnia rzecz, jaką powinnam zrobić, ale nie umiałam inaczej. Po jakimś czasie się upiłam, totalnie urwał mi się film.
I dodaję już teraz, bo mi się w szkole nudzi xD Spać mi się chce!! Mam nadzieję, że rozdział się podoba, do poniedziałku :-*

wtorek, 7 kwietnia 2015

16. Ucker mnie przypilnuje

Anahi:
Kiedy się obudziłam, Poncha koło mnie nie było. Zamiast niego obok leżała karteczka z napisem:
"Anyś, skarbie, ta noc była cudowna <3 To nie zmienia faktu, że musimy poważnie porozmawiać, bo to się nie powinno zdarzyć, wiesz o tym. Niestety musiałem iść do pracy, więc wpadnę wieczorem. Jeśli oczywiście chcesz... ;)"
Kiedy to czytałam, najpierw zrobiło mi się ciepło na sercu, bo nazwał mnie "Skarbem". Głupie, prawda? Później jednak zrozumiałam, że mam kłopoty. Kurde, on chce pogadać i to poważnie... Co ja mu powiem? "Słuchaj, Poncho, bo ja miałam na Ciebie ochotę i dlatego zaciągnęłam Cię do łóżka."?! No błagam, to bez sensu... Ale przecież taka prawda. To znaczy ja właściwie już nie wiem. Podoba mi się, jak nikt inny wcześniej, ale... Nie, ja się nie zakochałam! Rozbolała mnie głowa od tego intensywnego myślenia. Mam nadzieję, że wieczorem wszystko sobie wyjaśnimy. Ale co dalej?! Oby to nie zniszczyło tego, co nas łączy. Przyjaźni? Nie idiotko, to nie przyjaźń, nie ma o niej już nawet mowy! Eh... I taka wewnętrzna kłótnia między tym, co wiem, a tym, co czuję trwała jeszcze bardzo długo. W końcu poszłam do kuchni na śniadanie. W głowie wciąż miałam słowa z liściku od Poncha "...to się nie powinno zdarzyć, wiesz o tym...". Wiem? Nie jestem pewna. Czy on żałuje tego, co się stało? Ja na pewno nie. Bynajmniej na razie...

Ucker:
Wstałem dość wcześnie. Zdążyłem pojechać do sklepu po świeże bułki, a Dulce dalej spała. Ile można spać? Nie chciałem jej budzić, ale miałem pewne plany, więc niestety musiałem. Powoli usiadłem koło niej na łóżku i zacząłem smyrać ją delikatnie opuszkami palców po policzku. Wzdrygnęła się, ale się nie obudziła. Jezu, co za śpioch...
-Pobudka śpiochu.- szepnąłem jej do ucha. Obudziła się, przeciągając się słodko. -Wyspałaś się?- zapytałem, kiedy patrzyła na mnie cudownie zaspanymi oczkami.
-Która godzina?- wydukała, ziewając.
-Po dwunastej.- odpowiedziałem z uśmiechem.
-Tak wcześnie?... W takim razie dobranoc.- już chciała odwrócić się na drugi bok i dalej spać, ale jej przeszkodziłem, łapiąc ją za ramię.
-O nie... Koniec spania. Wstawaj, mam dla Ciebie niespodziankę.
-Jaką?
-No przecież mówię, że to niespodzianka. Wstawaj, to się dowiesz.
-To już szantaż.- jej głos był żywszy, taki można powiedzieć zadziorny. Odwróciła się w moją stronę, po czym usiadła.
-Może troszeczkę. Dobra, ja idę Ci zrobić śniadanie, a Ty idź się ogarnij do łazienki.- spojrzałem na jej strasznie rozczochrane włosy. -Przyda się.- od razu ogarnęła, o co chodzi i zmierzyła mnie wzrokiem zabójcy.
-Oj Uckerku... Lepiej ze mną nie zadzieraj.- jaka groźna, haha.
-Mam się bać?...- celowo ją denerwowałem, bo widziałem w jej oczach radość, bawiło ją to.
-Tak. Ale poczekaj, zemszczę się później, bo teraz idę siku.- ahh, ta jej bezpośredniość... Jak gdyby nigdy nic wstała i poszła do łazienki.
-Tylko tam nie zaśnij!- krzyknąłem przez drzwi, po czym udałem się do kuchni.

Dulce:
Ogarnęłam się trochę, ale jeszcze zostałam w piżamie, bo nie chciało mi się ubierać. Wyszłam z łazienki i poszłam do kuchni. Teraz wyglądałam już dużo lepiej, choć jeszcze nie perfekcyjnie. Ucker stał przy blacie kuchennym i kroił pomidora. Podeszłam do niego i objęłam go od tyłu.
-Co dobrego robisz mi na śniadanie?- zapytałam słodkim głosem.
-Pyszne kanapeczki dla pięknej królewny.- odpowiedział z uśmiechem i położył ostatni plasterek pomidora na kanapce, odwracając się twarzą do mnie.
-Mmm...- mruknęłam zachwycona. Usiadłam do stołu i zaczęłam jeść. Muszę przyznać, że bardzo się postarał. -Dziękuję.- powiedziałam, kiedy skończyłam jedzenie.
-Smakowało?- zapytał, wstając od stołu i odkładając talerze do zlewu.
-No jasne. A teraz powiesz mi co to za niespodzianka?- niecierpliwiłam się, byłam tak bardzo ciekawa.
-Yyy... Nie.- odmówił z miną niewiniątka.
-Dlaczego? Oszukałeś mnie Ty wredny, podstępny gadzie!- dostał ścierką po tyłku. Później mi ją wyrwał z ręki i zrobił to samo. Śmieliśmy się, wygłupialiśmy. Zaczęło się od klepania ścierką po tyłku, a skończyło na chlapaniu wodą.
-Stop!- przerwał wygłupy, zabierając mi ścierkę. -Wystarczy, bo zaraz nic nie wyjdzie z moich planów.
-To znaczy mojej niespodzianki?
-Tak, Dul. A teraz idź się ubierz, bo zaraz gdzieś pojedziemy.
-Ok.- odpuściłam i poszłam się ubrać. Założyłam rurki i bluzkę na długi rękaw, bo było dość zimno. Doprowadziłam moje nieznośne włosy do porządku i zrobiłam lekki makijaż. Na mojej twarzy malował się radosny uśmiech. Aż się nie mogłam napatrzeć, bo to tak rzadko się zdarza. Po wczorajszym smutku ani śladu, idealnie.
Nie minęło dużo czasu, a siedzieliśmy już w samochodzie.
-Powiesz mi w końcu dokąd jedziemy?- marudziłam ciągle.
-Bądź cierpliwa, zaraz się dowiesz.- odpowiadał za każdym razem podobnie, co strasznie mnie drażniło.
-Mogłam wziąć ze sobą ścierkę.- stwierdziłam, śmiejąc się.
-Jesteśmy na miejsu.- zatrzymał się. Nie miałam pojęcia, gdzie jesteśmy.
-Co to za miejsce?- zapytałam, patrząc na niego uważnie.
-Zaraz się dowiesz.- odpowiedział i cmoknął mnie w policzek. Uśmiechnęłam się, a on wyszedł. Oczywiście otworzył także drzwi z mojej strony. Wysiadłam i szliśmy za rękę. Po jakimś czasie weszliśmy do dużego budynku. Nie zdążyłam przeczytać co to. Mam wrażenie, że Ucker to zrobił specjalnie. W środku było bardzo kolorowo, przypominało mi to przedszkole. Szłam posłusznie za rękę z Uckerem, rozglądając się wokoło. Podeszliśmy do czegoś w rodzaju recepcji. Christopher wziął jakąś karteczkę i poszliśmy dalej. Weszliśmy do jakiegoś dziwnego pomieszczenia.
-Ucker, co to jest?- zapytałam zaciekawiona i trochę zaniepokojona.
-Nie wkurzaj się na mnie tylko, ok? Bo ja umówiłem Cię na spotkanie z psychoterapeutą.
-Że co? Po co to? Mogłeś mnie chociaż zapytać o zdanie.- zdenerwowałam się, bo znowu traktuje mnie jak psychopatkę.
-Przepraszam, ale wiem, że byś się nie zgodziła, jakbym Ci o tym wcześniej powiedział.- powiedział spokojnym i delikatnym tonem głosu, patrząc mi w oczy.
-I tak powinieneś mi powiedzieć.- stwierdziłam już spokojniej.
-Jesteś na mnie zła?
-Tak.- odpowiedziałam, krzyżując ręce na piersi.
-Bardzo?- zrobił minę zbitego psa, był taki słodki.
-Nie.- odpowiedziałam, a na mojej twarzy mimowolnie pojawił się szeroki uśmiech. Zaczęliśmy się śmiać.
-Cieszę się, daj buziaka.
-Nie.- odmówiłam jak małe dziecko, które nie chce jeść obiadu.
-To sam sobie go wezmę.- przyciągnął mnie do siebie i cmoknął w policzek.
-Odejdź brutalu!- odsunęłam go od siebie i wytkęłam mu język. Do pokoju weszła jakaś pani. Miała miły wyraz twarzy i serdeczny uśmiech. Od razu się domyśliłam, że to ta cała psychoterapeutka.
-Dzień dobry, nazywam się Linda Ferrer.- przywitała się, podając nam rękę.
-Dulce.- odpowiedziałam z delikatnym, nieśmiałym uśmiechem.
-No to co, pogadamy?- zapytała żywo.
-No skoro musimy...- zgodziłam się bez żadnego entuzjazmu.
-Zapewniam Cię, że miło spędzimy czas. A tego uroczego pana prosimy na zewnątrz.- uśmiechnęła się do Uckera, wskazując na drzwi.
-To ja... Pójdę do bufetu na kawę.- wyszedł i zamknął drzwi.
-Siadaj, rozgość się.- wskazała na dużą, niebieską kanapę. Posłusznie usiadłam. -Masz bardzo miłego męża.- powiedziała z uśmiechem. -Na pewno bardzo Cię kocha, skoro się tak o Ciebie troszczy i tu z Tobą przyjeżdża.
-Eee... Właściwie to my... To skomplikowane.- zgubiłam się w tym. No bo jak to wytłumaczyć?
-To jasne, że masz skomplikowane życie. Jestem tu po to, żeby pomóc Ci się w tym odnaleźć. No dobrze, opowiedz mi wszystko ze szczegółami.- przyglądała mi się badawczym spojrzeniem, co trochę mnie krępowało. Opowiedziałam jej praktycznie całe moje życie. Byłam zalana łzami, nie potrafiłam inaczej.
-Wiesz, że okaleczanie się nie załatwia żadnej sprawy?- no świetnie... Zaczyna się. To samo słyszałam w szpitalu.
-Teraz to wiem, ale wtedy... Miałam inny wybór?! Miałam męża-psychopatę, który zmuszał mnie do bycia dziwką. Zresztą nie wiedziałam, co robię. To wszystko działo się tak szybko, a ja byłam wykończona i nie radziłam sobie z tym.
-Wiem, rozumiem. Powiedz mi, co innego mogłabyś w tej sytuacji zrobić?- teraz to dowaliła pytanie.
-Nic. Próbowałam się stawiać już nie raz, uciekanie z domu też nie skutkowało. To był jedyny sposób. I w sumie pomogło, bo teraz jestem tutaj z Uckerem, daleko od Carlosa. Tylko... Tak bardzo tęsknię za moją kuzynką. Chciałabym ją przeprosić za to, jak potraktowałam ją w szpitalu. To było okropne i dopiero teraz to widzę.- doktor wiedziała o co chodzi, bo wcześniej jej tą sytuację opowiedziałam.
-Teraz to wiesz, bo powoli odzyskujesz zdrowy rozsądek.
-Czy to znaczy, że ja...- kolejna sugeruje, że jestem nienormalna.
-Tak, przeszłaś załamanie nerwowe. Nie denerwuj się i nie wstydź się tego. Ludzie, którzy Ci to mówią, nie chcą zrobić Ci na złość, to z troski o Twoje zdrowie. Powinnaś być z siebie dumna, bo sobie z tym szybko poradziłaś i Twój stan jest już dobry.
-Nie jest. To znaczy ogólnie nie jest źle, ale bywają chwilę zwątpienia.
-Na czym to polega? Opisz to, proszę.
-Kiedy zostaję sama na przykład, jak Ucker zaśnie, to znów wszystko do mnie wraca. Znowu czuję się bezużyteczna i przypominają mi się słowa Carlosa "Jesteś świetną dziwką. To Twoje powołanie." To straszne uczucie. Chwilami mam wrażenie, że on miał rację, bo nic innego w życiu mi nie wychodzi. Nawet zabić się porządnie nie potrafię...
-Przestań... Co Ty wygadujesz? Na pewno jest coś, co potrafisz.- próbowała mnie pocieszyć, ale jakoś to do mnie nie docierało.
-Nie.
-Mówisz tak tylko dlatego, że masz zaniżoną samoocenę. Przypomnij sobie jakiś komplement, który usłyszałaś.
-Ojej, będzie trudno... No ok, Ucker powiedział, że jestem śliczna i słodka.- nic innego nie przyszło mi do głowy.
-Było Ci miło, kiedy to usłyszałaś?
-No...  Tak.
-Więc wyobraź sobie, że gdybyś zaczęła doceniać samą siebie, to byłoby Ci tak miło cały czas. Fajnie, co?- eh... Nie myślałam o tym w ten sposób.
-Ja tak nie potrafię, nie po tym wszystkim.- stwierdziłam zrezygnowana.
-A gdybyś tak napisała na kartce swoje dobre cechy? Wszystko co Ci wpadnie do głowy, z wyglądu, charakteru. Wszystko, nie będę tego kwestionować.- Jezu, co to za bzdury?... No dobra, niech jej będzie. Podała mi kartkę i długopis. No i co mam tu napisać? Po jakimś czasie na mojej kartce pojawiło się kilka słów: figura, włosy, głos, oczy, szczerość, wrażliwość, kreatywność. Więcej już nie zdołałam wymyślić.
-Wystarczy tyle?- zapytałam, podając kartkę pani doktor.
-Tak, świetnie.- odpowiedziała z uśmiechem. -No widzisz... Masz dobre cechy, więc nigdy więcej nie mów, że jesteś bezużyteczna. Jestem pewna, że jest w Tobie więcej dobrego, ale sama jeszcze tego nie odkryłaś. Ja też znalazłam jedną Twoją dobrą cechę.
-Serio, jaką?
-Jesteś silna. Uwierz mi, że nie jedna osoba po czymś takim już dawno wylądowałaby w psychiatryku. Ty dajesz sobie radę, a co więcej... Nawet potrafisz jeszcze wskazać w sobie cokolwiek dobrego. Odrobina wiary w siebie i nadziei na przyszłość oraz trochę ciepła, i będzie dobrze.
-Naprawdę? Chciałabym, żeby było już po wszystkim. Tyle, że... Nie potrafię sobie poradzić z pewnymi rzeczami i chyba za dużo o tym wszystkim myślę.- nie no, ja zaskakuję samą siebie... Od kiedy ja się tak zwierzam komuś innemu oprócz Any?
-Mogę Ci przepisać jakieś leki na uspokojenie, będziesz po nich szybciej zasypiać. Tylko z nimi nie przesadzaj.
-Dobrze, Ucker mnie przypilnuje.- zaśmiałam się.
-Lubisz go, prawda?
-Yhm. Bardzo mi pomaga. Poza tym świetnie się dogadujemy i miło spędzamy czas.- na jego wspomnienie na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
-Jest Twoim mężem, tak?
-No... Tak, ale to tylko na papierku, żeby nie był nim Carlos.
-Szczerze mówiąc, nie uważam, aby to był dobry pomysł.
-Dlaczego?
-Przy takich układach istnieje cienka granica, którą łatwo przekroczyć. Musicie dokładnie wiedzieć, czego chcecie. Jednak w Twoim stanie może się to okazać niemożliwe.
-Przecież zdaję sobie sprawę z tego, że to tylko i wyłącznie układ.- a może tak mi się tylko wydaje?...
-Musisz znać i rozumieć swoje uczucia, bo inaczej będziesz znów cierpieć.
-Sugeruje pani, że...- Jezu, nie -Że ja się w nim... Zakochałam?
-Sama powinnaś to wiedzieć. Powiedz mi, czego oczekujesz od tego związku?
-No ja... Chcę tylko czuć się bezpieczna.
-I tylko tyle Ci on do tej pory daje?
-No nie do końca... Dostałam od niego dużo czułości, uwagi. Ogólnie gdyby nie on to chyba zapomniałabym, co to uśmiech. Czy to źle?
-Teoretycznie nie, ale powinniście szczerze pogadać o tym, co Was łączy.
-Po co? Przecież poza kilkoma pocałunkami niczego nie było...
-Ach tak?
-No tak przypadkiem... Jakieś trzy razy.- uśmiechnęłam się nerwowo.
-Oj, Dulce... No cóż, życzę Wam szczęścia. Jak coś, to przychodź, kiedy chcesz.- posłała mi serdeczny uśmiech. -A i masz tu receptę.- podała mi kartkę.
-Dziękuję, do widzenia.
-Do widzenia.- po tych słowach wyszłam. Szłam korytarzem, pogrążona w myślach. Ta rozmowa naprawdę wiele mi dała. Tyle tylko, że teraz mam wątpliwości, co do swoich uczuć do Uckera. Dość szybko go znalazłam. Siedział w bufecie i grał w jakąś gierkę na telefonie.

Anahi:
Cały dzień przesiedziałam w domu. W zasadzie to moim jedynym ruchem na dziś było chodzenie z pokoju do kuchni po słodycze. No ok, jeszcze od czasu do czasu wychodziłam do toalety. Byłam w kompletnej rozsypce. Bałam się tego, co chce mi powiedzieć Poncho. Jednocześnie doskonale wiedziałam, że wczoraj zniszczyliśmy naszą przyjaźń. Tak, to jest powód, żeby objadać się czekoladą. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Wstałam, by otworzyć. Najgorsze jest to, że miałam trochę dalej niż do kuchni. W drzwiach ujrzałam nie kogo innego, jak mojego towarzysza ostatniej nocy.
-Cześć.- powiedziałam cicho, kiedy on zmierzał mnie wzrokiem z góry na dół. -No co? Wejdziesz, czy będziemy stać tak w progu?- zapytałam skrępowana, przyglądając mu się uważnie.
-Nie no jasne, bo to nie rozmowa na "przez próg".- jej, o takim rodzaju rozmowy to ja jeszcze nie słyszałam. Wszedł do środka, a ja zamknęłam drzwi.
-Napijesz się czegoś?- jejku, atmosfera między nami była taka drętwa, wręcz ponura.
-Wody, albo jakiegoś soku jak masz.- odpowiedział poważnym tonem. Przerażał mnie.
-Proszę.- podałam mu sok i sobie też nalałam. -No więc o czym chciałeś gadać?- a ja jak zwykle robię z siebie idiotkę, bo przecież temat naszej rozmowy jest praktycznie oczywisty.
-Wiesz to doskonale.- jaki on oschły i oficjalny...
-Poncho, czy Ty... Tego żałujesz?- zapytałam nieśmiało.
-No wybacz... Zdradziłem z Tobą swoją żonę.

No dobrze Moniczko, Ty marudo głupia masz rozdział :* Taki trochę nudny w porównaniu do tego, jaki ponoć jest Twój xD No ale chciałaś, to masz ;) 
P.S. Jeśli skończą mi się rozdziały, co zaburzy regularne dodawanie i będą rzadziej, to pamiętajcie, że to wina wspomnianej wyżej marudnej, podłej szantażystki :P 

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

15. Mam zimne ręce

Dulce:
-Już? Możemy wrócić do rozmowy?- zapytał Ucker, odsuwając mnie delikatnie od siebie i łapiąc za brodę, bym patrzyła mu w oczy.
-Spróbuję, ale nic nie obiecuję. To dla mnie naprawdę trudne.- odpowiedziałam ze smutkiem, a on zareagował delikatnym, pocieszającym uśmiechem.
-Rozumiem Cię. Powiedz... Dlaczego stwierdziłaś, że to kolejna beznadziejna noc poślubna?
-Dlaczego? No wiesz... Wzięliśmy dzisiaj ślub, a nic nas nie łączy. Czy to nie jest beznadziejna sytuacja? Od zawsze marzyłam o pięknym ślubie, a co dostałam od życia? Nic, wielkie guwno. A dlaczego? Bo jestem naiwną idiotką.- i w ten oto sposób powrócił mój niepokój, panika.
-Nie mów tak. Wiem, że Twój ślub z Carlosem był koszmarną pomyłką, ale już po wszystkim. I wiesz co? Chociaż nas nic nie łączy, to przecież możemy miło spędzić tą noc.- w jego głosie słyszałam współczucie, zrozumienie, a jego spojrzenie i uśmiech były bardzo zachęcające, pocieszające.
-Co proponujesz?- zapytałam, a na mojej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech.
-Mógłbym zapytać Cię o to samo. To Ty jesteś przygnębiona, więc powiedz, co mam zrobić, żebyś się lepiej poczuła.- jejku, trudne pytanie. Patrzy na mnie pytająco, a na mojej twarzy powoli pojawia się uśmiech, ale jest on na razie delikatny, tłumiony łzami. -To jak będzie?- czekał na odpowiedź.
-Hm... Jeśli chcesz mnie naprawdę odprężyć, to zrób mi masaż.- wymyśliłam, patrząc mu w oczy z uwodzicielskim spojrzeniem.
-Z przyjemnością. Poczekaj.- wstał na chwilę z łóżka. Wrócił i kazał mi się położyć na brzuchu. Zrobiłam to i podciągnęłam  koszulkę maksymalnie do góry. Ucker złapał za zapięcie mojego stanika i zapytał cicho:
-Mogę?- od razu domyśliłam się, że chce mi go odpiąć, żeby nie przeszkadzał.
-Mhm.- mruknęłam cicho, kładąc głowę na miękkiej,puszystej poduszce. Christopher delikatnie usiadł na moich pośladkach. Przez chwilę chyba czekał na moją reakcję. Bał się, że mi się to nie spodoba? Nie wiem, może. W sumie trochę mnie to skrępowało, ale jednocześnie spodobało. Lubię, kiedy jest blisko, nawet w takiej dość dziwnej pozycji jak w tej chwili. Wziął jakiś olejek o pięknym zapachu i wylał na swoje dłonie.
-Uwaga, mam zimne ręce.- ostrzegł i ostrożnie położył dłonie na moich plecach. Rzeczywiście były zimne, wzdrygnęłam się, a on zaśmiał się cicho. Zaczął masować mój kark, ramiona, plecy. Och... To było takie cudowne. Zamknęłam oczy i po prostu odpłynęłam. Wtedy zapomniałam o wszystkich krzywdach, smutkach. Liczyła się dla mnie jedynie ta przyjemność, jaką sprawiał mi Ucker. Na moich ustach widniał szeroki uśmiech. Mogłabym spędzić tak całą wieczność.
-I jak?- zapytał, nachylając się nad moim uchem.
-Świetnie. Mimo tego, że masz tak zimne ręce.- kątem oka widziałam jego słodki, czuły uśmiech. Po chwili poczułam, jak całuje mnie w policzek, koło ucha. Ponownie przeszły mnie ciarki, z przyjemności. A może z podniecenia? Czy możliwe, by wzbudzał we mnie takie uczucia? Nie, to z pewnością nie to. Zapiął mi z powrotem stanik i poprawił koszulkę, zakrywając nią całe moje plecy. Robił to tak powoli, wręcz zmysłowo. Zszedł ze mnie i położył się obok. Patrzyłam mu w oczy z uśmiechem, który on odwzajemniał.
-Dziękuję.- szepnęłam.
-Nie ma za co. Chcesz już spać?- zapytał z troską.
-Nie wiem.- odpowiedziałam, wzruszając ramionami.
-No to co chcesz robić?
-Nie wiem.- powtórzyłam dokładnie ten sam gest.
-A czy Ty cokolwiek wiesz?- zapytał już wyraźnie rozbawiony moimi odpowiedziami.
-Pewna nie jestem niczego. Jednak wiem tylko, że dzięki Tobie czuję się już o wiele lepiej.
-Tak?
-Tak. I wiesz co? Fajna ta nasza noc poślubna.- stwierdziłam z szerokim uśmiechem.
-A jaka była tamta? To znaczy... Jeśli nie chcesz, to oczywiście nie mów.- zmieszał się trochę swoim dość wścipskim pytaniem.
-Nie no ok, nie boję się o tym mówić. No więc... Właśnie wtedy Carlos, ten mój Carlos, którego tak kochałam, zmienił się w potwora. Wynajął sobie wtedy dziwki, a mnie zwyczajnie olał. To znaczy najpierw zapytał, czy nie chcę do nich dołączyć. Byłam zdezorientowana, nie rozumiałam tego i dużo czasu minęło, zanim to wszystko pojęłam. To było straszne upokorzenie.- opowiedziałam po krótce ze zdumiewającym spokojem. W moim oku zakręciła się tylko jedna łza, ale nie pozwoliłam jej wypłynąć. Koniec z tym! Stawię czoła przeszłości, już się nie boję.
-Nie zrozum mnie źle, ale jak mogłaś nie zauważyć wcześniej, jaki on jest?
-Nie wiem. Codziennie budząc się, zadaję sobie to pytanie. Nienawidzę siebie za to, że byłam taka głupia i naiwna. Teraz to wiem, ale co mi to da? Już za późno, a ja nie mogę zrobić tak naprawdę nic. Dopiero dzięki Tobie odzyskałam nadzieję.- sama nie rozumiem skąd we mnie tyle siły, by o tym mówić i w ogóle chęci na zwierzenia. Czuję po prostu, że Ucker jest dobry, szczery i naprawdę mnie wysłucha. Korzystam więc z okazji, bo głębsza rozmowa o tym wszystkim jest mi bardzo potrzebna.
-Nie możesz się za to winić. Byłaś zakochana, a wtedy popełnia się wiele błędów.
-To nie tylko ślepa miłość.- przerwałam mu.
-Nie, a co jeszcze?
-Eh... Carlos tak wiele mi obiecał. Mówił, że pomoże mi spełnić marzenia, za którymi tak biegłam. Zwyczajnie mnie oszukał, dając posadę "szefowej" w jednej ze swoich firm. Nie chciałam tego. Głupia byłam, prawda?
-Nie, Dul. To nie głupota, a może raczej zbytnia ufność i z pewnością wielkie ambicje. No niestety to Cię zgubiło, ale Ty jeszcze nie przegrałaś. Mimo tego, jak nisko upadłaś, podniosłaś się i masz szansę wygrać z tym psycholem. Musisz tylko w to uwierzyć, wiesz to zresztą na pewno. Dasz sobie radę.
-Wiem. Od przyjazdu tutaj jest dużo lepiej. Nie myślę już o śmierci, chcę żyć, a takie życie mi się podoba. Nadal jednak boję się, że to sen, że niedługo się obudzę i to wszystko powróci. Że znów będę dziwką.- wzdrygnęłam się na samą myśl, a Christopher objął mnie ramieniem i mocno przytulił.
-Nie dopuszczę do tego. Będę przy Tobie, nie martw się.- głaskał mnie delikatnie po ramieniu, co powodowało takie dziwne ciepło na sercu.
-Właściwie to czemu mi pomagasz?- od początku nurtowało mnie to pytanie, ale nie miałam okazji go zadać.
-Szczerze mówiąc, nie wiem. Po prostu chcę, czuję taką potrzebę. Odkąd trafiłaś do szpitala ciągle z Tobą siedziałem. Wcześniej wszystko opowiedziała mi Twoja kuzynka. Po prostu wiedziałem, że nie mogę Cię tak zostawić na pastwę losu tego gnoja. Poza tym moja mama była kiedyś w podobnej sytuacji, choć nie aż tak ciężkiej, więc mam lepszy obraz na to, co przeżyłaś.- wytłumaczył. Jejku, on naprawdę bezinteresownie mi pomaga, jest taki kochany. Teraz to ma sens.
-Twój ojciec był jak Carlos?- zapytałam zaciekawiona.
-Nie, jego nawet nie znam. Zmarł jeszcze zanim się urodziłem, ponoć był wspaniałym człowiekiem.- wyraźnie posmutniał. -Później miała nowego męża. Była w podobnej sytuacji do Ciebie. Tyle tylko, że on nie był aż tak okrutny i nie rządał takich rzeczy, do jakich zmuszał Ciebie Carlos. I miał przebłyski dobroci, i czułości.
-Co się z nim stało?- jestem chyba zbyt ciekawska, no ale trudno, Ucker ma do mnie cierpliwość.
-Zabili go, bo nie zapłacił długu u jakiegoś gangstera. Byłem wtedy mały, ale wiedziałem, że sobie na to zasłużył. Nie ukrywam, że się ucieszyłem z jego śmierci. Pomogłem mamie się po tym pozbierać i wtedy obiecałem sobie, że nigdy nie zostawię nikogo samego w takiej sytuacji. No i spotkałem Ciebie. Nie mogłem być obojętny na Twoją krzywdę, dlatego tu z Tobą jestem.- zaskoczyły mnie jego słowa. Nie sądziłam, że on także przeżył dramat. Nie byłam w stanie nic odpowiedzieć, nie wiedziałam po prostu co.
-Och, nie miałam pojęcia...- wydukałam.
-Jesteś pierwszą osobą, której to mówię.
-Serio?
-Mhm. Przez to wszystko byłem bardzo zamknięty w sobie, ale minęło już zbyt dużo czasu, żeby to rozpamiętywać. Padło na Ciebie, to Ty to pierwsza usłyszałaś.- był smutny. Wyglądał jak bezbronny, mały chłopiec. Wtuliłam się w niego mocno. Myślę, że nam obojgu to w tym momencie dobrze zrobiło. Przytulił mnie i słodko pocałował w policzek. -Śpij już.- nakazał delikatnym głosem, głaszcząc mnie po włosach.
-Wszystko w porządku?- zapytałam z troską. Byłam mu to winna, bo przecież on cały czas się o mnie troszczy.
-Tak, spokojnie. A z Tobą?
-Jest ok, dzięki.
-Dobranoc.- powiedział, ziewając.
-Miłych snów.- odpowiedziałam, przysuwając się do niego bardziej. Teraz leżeliśmy bardzo blisko, ciało przy ciele. Ale to po to, żeby nie było mi zimno. Po chwili Ucker już spał. Ja nie mogłam zasnąć. Miałam zbyt wiele myśli do uporządkowania. Ogólnie tak w samotności, kiedy Ucker zasnął, znów się w tym wszystkim zgubiłam. Powróciły złe wspomnienia i to straszne poczucie, że jestem dziwką. Nagle gwałtownie odsunęłam się od Christophera, bo wydało mi się to czymś złym, że śpimy przytuleni. Z oczu zaczęły mi płynąć łzy. Starałam się je powstrzymać, ale nie mogłam. W ciągu dnia wydawało mi się, że już wszystko ze mną w porządku, ale tak wcale nie było. Ból pozostał nieuleczony, lecz jedynie stłumiony uwagą i troską Uckera. W tym momencie czułam się okropnie. Tak jakby powróciła moja czarna strona, jakieś złe duchy. Znowu zaczęłam sobie wmawiać, że jestem bezwartościowa i tak dalej. Tak bardzo chciało mi się spać, ale zbytnio mnie to męczyło. Ze łzami w oczach i bólem w sercu w końcu zasnęłam.
I jest ;-) Takie nudne te święta, że aż już teraz dodaję rozdział xD No to takie trochę spóźnione: Wesołych Świąt! <3

czwartek, 2 kwietnia 2015

14. A co teraz czujesz?

Dulce:
Po śniadaniu pojechaliśmy z Uckerem do sklepu. W drodze powrotnej panowała dziwna cisza.
-Co jest?- zapytałam widząc zmartwienie na twarzy Uckera.
-No bo Dul, ja...- urwał w połowie zdania. Kurde, o co chodzi?
-No co?
-Bo teraz, no wiesz... Jedziemy do urzędu wziąć ślub.
-Że co?! Teraz?- co prawda się na to zgodziłam, jednak teraz miałam pewne obawy.
-Tak, właśnie teraz. Dojechaliśmy na miejsce.- zaparkował i wysiadł. Siedziałam dalej na swoim miejscu, wmurowało mnie. W końcu otworzył mi drzwi. -No chodź.- wyciągnął do mnie rękę, a ja po chwili zawahania mu ją podałam i także wysiadłam.
-Ucker, ale ja... No ja nie jestem pewna.- jąkałam się, patrząc mu w oczy.
-Skarbie... Już to przerabialiśmy.- mówił, obejmując moją twarz dłońmi.
-Czy Ty właśnie nazwałeś mnie "skarbem"?- zaskoczyło mnie to trochę, bo przecież nic nas nie łączy.
-Tak, bo nim jesteś. Pilnuję Cię jak swojego najdroższego skarbu.- po tych słowach zrobiło mi się tak ciepło na sercu. Uśmiechnęłam się do niego słodko, po czym delikatnie i czule go pocałowałam. Przez chwilę był w szoku, ale mimo to odwzajemniał pocałunek. To było wręcz magiczne. Nigdy jeszcze nie przeżyłam tak wspaniałego pocałunku, tak czułego i... No właśnie tego nie da się wyrazić słowami. Po jakimś czasie się od siebie oderwaliśmy i patrzyliśmy sobie w oczy. -Zaufaj mi Dul, nie zawiodę Cię.
-Ufam Ci Uckerku, dziękuję.- odpowiedziałam, cmoknęłam go jeszcze w policzek i się od niego całkowicie odsunęłam. Popatrzył na mnie badawczo, ale o dziwo w żaden sposób nie skomentował pocałunku. Tak jest lepiej, nie o wszystkim musimy gadać. Po chwili byliśmy już w budynku. Weszliśmy na salę ślubną, po drodze biorąc przypadkowe osoby na świadków. Rozbawiło mnie to trochę. Wszystko odbyło się bez żadnej w naszym przypadku zbędnej ceremonii. Nie dało się jednak ominąć tego symbolicznego pocałunku na końcu. Oczywiście nie miałam nic przeciwko, jednak muszę przyznać, że wcześniejszy pocałunek był dużo lepszy. Wyszliśmy z sali, tak jak weszliśmy, to znaczy jako zupełnie sobie obcy ludzie. Nie no przepraszam, jesteśmy małżeństwem, ale jakoś to do mnie nie dociera.
-No więc co?... Jesteś moim mężem.- powiedziałam, gdy byliśmy już w samochodzie.
-No jakby nie patrzeć.- odpowiedział ze znaczącym uśmiechem.
-Świetnie... Znów mam męża, który mnie nie kocha. Ja to mam szczęście...- to wypowiedziałam z ironią i może z odrobiną smutku. Dlaczego? Przecież od razu to wiedziałam.
-Nie porównuj tego.- skarcił mnie delikatnie.
-Przepraszam.
-Poza tym ja Cię kocham, ale nie tak jak powinienem jako mąż.- mówiąc to, położył dłoń na moje kolano. Na szczęście jeszcze nie ruszyliśmy, więc mógł to na luzie zrobić. -Traktuję Cię jak przyjaciółkę, albo młodszą siostrę z uwagi na to, że się Tobą opiekuję.- dopowiedział, a ja posłałam mu delikatny, jakby przyćmiony uśmiech.
-Przyjaciółkę się tak całuje, jak my to robiliśmy wcześniej?- nie wiem, czy zadałam to pytanie z ciekawości, czy złośliwie, ale jakoś tak po prostu musiałam.
-Duluś... To były jednorazowe sytuacje, emocje. Zresztą Ty kochana to sprowokowałaś.- kurde, czy on musiał mi to tak uświadamiać.
-Dobra, nie było tematu.- chyba się zarumieniłam, a on wybuchnął śmiechem. Jego słodki śmiech jest cholernie zaraźliwy, więc także zaczęłam się śmiać. -Jedź już, bo głodna znowu jestem.
-Tak to jest, jak się śpi kilka dni.
-Miałeś już o tym nie wspominać.- upomniałam go.
-Wiem, wybacz.- cmoknął mnie słodko w policzek, za pewne na przeprosiny. I weź tu się na takiego gniewaj... Uśmiechnęłam się trochę zmieszana i już zamilkłam. Przez resztę drogi już żadne z nas się nie odezwało. Byłam przygaszona, pogrążona w myślach, w zasadzie zasmucona, ale skutecznie to ukrywałam pod grobową powagą. Nawet nie zauważyłam, kiedy dotarliśmy na miejsce. Ocknęłam się dopiero, kiedy Ucker wysiadł, trzaskając drzwiami.
-A Ty nie wysiadasz?- zapytał, otwierając mi drzwi. Wysiadłam z samochodu i nie czekając na niego, podążałam w stronę domu. -Co tak biegniesz?- poczułam jak łapie mnie za ramię.
-Nie biegnę, tylko szybko idę.- odpowiadziałam, odwracając się w jego stronę.
-Dlaczego? Co się z Tobą znowu dzieje?- zadawał te pytania z troską, ale jednocześnie jakby z wyrzutem.
-Nic, wszystko ok. Zaraz mi przejdzie, nie martw się.- wysiliłam się na delikatny uśmiech, po którym on mnie puścił. Szliśmy już równym krokiem.
-Dobrze, ale jak coś to pamiętaj, że możesz na mnie liczyć.
-Wiem, dziękuję.- weszliśmy do domu.
Ucker:
Dulce znowu była dziwna, taka nieobecna. Nie dziwię jej się w sumie, no bo jak na to co przeżyła, to i tak dobrze się trzyma. Tak chciałbym jej pomóc, ale to chyba ponad moje siły. Jej bólu, tego psychicznego, nic nie uleczy. Chociaż było już dobrze przez cały dzień, to jednak coś znów w niej pękło i jest przybita. Była weselsza, nawet żartowała, kiedy okazywałem jej czułość- te pocałunki i objęcia... Eh, muszę przyznać, że mi też się to podobało. Postanowiłem zrobić wszystko, żeby jej wcześniejszy humor powrócił.
-Co robimy?- zapytałem wesoło i najczulej jak tylko potrafię.
-Pójdę się wykąpać.- odpowiedziała cicho, kierując się w stronę łazienki.
-To ja zrobię kolację.
-Nie, dziękuję, naprawdę nie chcę.- rzuciła mi delikatny uśmiech, choć w jej oczach malował się smutek.
-No skoro tak...- także się do niej ciepło uśmiechnąłem. Wyszła, biorąc z walizki coś do spania.
Patrzyłem, jak znika za drzwiami łazienki. Wziąłem się za robienie kolacji, bo w przeciwieństwie do niej, byłem strasznie głodny. Zjadłem kanapki z serem i ketchupem, i włączyłem telewizor, siadając w dużym, wygodnym fotelu. Po jakimś czasie wyszła z łazienki. Była ubrana jedynie w długą koszulkę i krótkie spodenki. Miała zaczerwienione oczy, jakby płakała. Nie chciałem wypytywać, ale dyskretnie obejrzałem ją z każdej strony, z obawą czy znowu nie próbowała zrobić czegoś głupiego. Nie zauważyłem niczego podejrzanego. Jakby czytała mi w myślach, odpowiedziała na niezadane pytanie:
-Nie patrz tak na mnie, wszystko w porządku.
-Przecież nie...- próbowałem zaprzeczać, ale w odpowiedzi dostałem jedynie jej pobłażliwe spojrzenie i ten smutny uśmiech. -Dobra, to ja pójdę się wykąpać. Idź spać, bo zapewne jesteś zmęczona.- cmoknąłem ją czule w policzek i poszedłem do łazienki.
Anahi:
Wieczór z Poncho mijał tak cudownie. Czułam, jakbym znała go wiele lat, a tymczasem było to zaledwie kilka dni. To dziwne, bo na przykład Christiana traktowałam jak przyjaciela, chociaż z nim byłam, a Poncho... No właśnie, kim on dla mnie jest? Zachowujemy się raczej jak przyjaciele, ale mnie do niego jakoś tak ciągnie. Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale chwilami mam wrażenie, jakby łączyło nas dużo więcej. A może ja właśnie tego chcę? "Nie Any, żadnych związków"- powtarzałam sobie w myślach. Zresztą nawet nic o nim nie wiem. A może ma kogoś? Nie no, nie mogę się powstrzymać, muszę go trochę powypytywać. Tylko od czego zacząć, żeby nie wydało mu się to podejrzane?
-A właściwie to skąd jesteś?- dobra, może zacznę tak.
-No z Meksyku. To moje miasto.- odpowiedział, nie spuszczając wzroku z telewizora. -A Ty?- dopiero teraz na mnie popatrzył.
-Yy, też stąd. Aż dziwne, że nigdy wcześniej Cię nie spotkałam.- stwierdziłam, żeby jakoś nawiązać głębszy temat. Jakoś teraz nam to nie szło.
-No widzisz, tak wyszło.- uśmiechnął się serdecznie, po czym wrócił do oglądania filmu. Eh... Nie, tak nie będzie. Wstałam i pod pretekstem pójścia do toalety, wyłączyłam korki w domu. Jezu, zachowuję się jak nastolatka... Mniejsza z tym, będzie dobra zabawa.
-Poncho, boję się.- wydukałam, stojąc na przedpokoju.
-Gdzie jesteś?- słyszałam, że wstał i zbliżał się do mnie. No to czas na mały teatrzyk. Przez okno wpadało światło księżyca, więc widziałam, gdzie stoi Poncho. Zrobiłam krok w przód. "Potknęłam się" o buty, które wcześniej sama celowo tam położyłam. Ja pierdziele, jakie to dziecinne... Oczywiście wpadłam wprost w ramiona Poncha, złapał mnie. -Any, nic Ci nie jest?- zapytał, tuląc mnie do siebie.
-Nie, ale... Ał, boli mnie kostka.- w sumie nie udawałam aż tak bardzo, bo naprawdę mnie trochę bolała przez te moje błaznowanie.
-Mocno? Chodź, położę Cię do łóżka.- wziął mnie na ręce i zaniósł do mojej sypialni. Jakaś część mnie już skakała pod sufit ze szczęścia. Co ja sobie wyobrażałam?...
-Oj nie przesadzaj, nie jest tak źle.- mówiłam to tylko tak dla emocji. Położył mnie na łóżku, a sam usiadł na jego skraju.
-Masz jakąś latarkę?
-Yyy, nie.- skłamałam. -Ale tam w szufladzie są świeczki, to możesz je zapalić.- co ja wyprawiam?... No tak, ten nastrój. Ale po co nam on? Patrzyłam na niego uważnie, kiedy wyciągał świeczki a potem je zapalał.
-Lepiej już?- zapytał, siadając koło mnie na łóżku.
-Tak. Ale byłoby jeszcze lepiej, jakbyś ze mną został.- stwierdziłam, patrząc mu w oczy.
-W sensie, że...- był zmieszany. Zboczeniec... Od razu wiedział, co mam na myśli. -Czy Ty chcesz?...- nie no nie mogę z niego. Czyżby się bał?...
-A Ty?- kurde byłoby śmiesznie, jakby się okazało, że on wcale nie ma niczego nieodpowiedniego na myśli.
-Zgadnij!- rzuciłam się na niego. Wiedziałam, że jeśli tego nie zrobię, to nic z tego nie będzie. Całowałam go bardzo namiętnie, z pasją, oddaniem. Był w szoku, ale już po chwili odwzajemniał moje pocałunki. To było takie cudowne! Powoli rozpinałam jego koszulę, nie odrywając moich ust od jego. Czułam, jak jego niepewność powoli znika. Po kolejnych kilku minutach wzięliśmy za pozbawianie siebie nawzajem ubrań. Ściągnęłam do końca jego koszulę, on to samo zrobił z moją bluzką. Na chwilę wszystko ucichło. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Nie trwało to długo, bo zaraz wróciliśmy do rozbierania się. Pozbyliśmy się swoich spodni, które były tu całkowicie zbędne. Pożądanie wzrastało, chciałam więcej i więcej. Teraz. Nie mogłam się doczekać, aż połączymy nasze ciała. Pocałunek był coraz bardziej namiętny, a jego ruchy coraz śmielsze. Poczułam, jak jego ręka delikatnie głaska mnie po plecach, by już po chwili rozpiąć mój stanik. Niespodziewana fala gorąca przebiegła wzdłuż mojego ciała, przyprawiając mnie o dreszcze. Nim zdążyłam zidentyfikować te wszystkie doznania, on już "bawił się" moimi piersiami. Jego dłonie były takie delikatne i czułe. Oderwał usta od moich, zjeżdżając nimi coraz niżej. Całował, pieścił teraz nimi moje piersi. Raz jedną, raz drugą. Zamknęłam oczy, delektując się jego dotykiem. Mój oddech był przyspieszony. Co chwilę przygryzałam dolną wargę, co jakiś czas orientując się, że robię to tak mocno, że aż boli. Jego ręce podążały wzdłuż mojej talii, coraz niżej. Gdy zaczął zsuwać mi majtki, wzięłam głęboki wdech, chyba nawet nie do końca świadomie. Po chwili poczułam jego dłoń między nogami. Rozsunął mi lekko uda i zaczął pieścić palcami moje miejsce intymne. Nie trwało to długo, bo praktycznie płonąc pożądaniem,  szybko zdjęłam jego bokserki. Spojrzał na moją twarz, na której widniał szeroki uśmiech i wszedł we mnie powoli. Jęknęłam cicho. Poruszał się we mnie spokojnie, całując każdy skrawek mojej szyi i dekoltu. Było tak słodko i delikatnie... Chyba jeszcze nigdy w życiu nie przeżyłam czegoś tak wspaniałego, a to przecież oczywiście nie był mój pierwszy raz. No w zasadzie to trochę ich było... Po jakimś czasie oboje opadliśmy z sił, doznając słodkiego spełnienia. Leżałam na jego nagim torsie, zasypiając. Żadne z nas nie odezwało się ani słowem. Nie wiem jak jemu, ale mi było trochę głupio, wstydziłam się, tego co zrobiłam, bo przecież ja to wszystko sprowokowałam. Wyczerpana szybko zasnęłam. Czułam jeszcze, jak Poncho okrywa mnie kołdrą i całuje w czubek głowy.
Dulce:
Postanowiłam się położyć, bo rzeczywiście byłam już trochę zmęczona. Leżałam w łóżku, otulona kołdrą, bo przecież w tym domu jest tak cholernie zimno. Myślałam o tym wszystkim, czego doświadczam, o tym, co przeżyłam i o tym, co czuję. Z moich oczu mimowolnie zaczęły lecieć łzy. Sama nie do końca wiem dlaczego. Było mi smutno zapewne z tego samego powodu, co wcześniej- to mój drugi ślub bez jakiejkolwiek przyszłości. Świetnie... Kolejna noc poślubna, spędzona samotnie w pokoju w towarzystwie moich łez. Nagle poczułam, jak materac się ugina. Wiedziałam, że to Ucker wszedł na łóżko, choć leżałam na drugim boku. Pośpiesznie zaczęłam wycierać łzy rogiem kołdry. Jakby to miało cokolwiek pomóc... Może i pomyślałby, że śpię, ale sama się zdradziłam, ciągając nosem. Kurde! Głupi nie jest i natychmiast delikatnym ruchem ręki, obrócił mnie w swoją stronę, pytając głosem przepełnionym troską:
-Co się dzieje?
-Nic, tak mi po prostu smutno.- odpowiedziałam, z trudem powstrzymując kolejne morze łez.
-Dul, widzę przecież, że coś Cię gryzie. I nie wygląda mi to na zwykłą, wieczorną melancholię.- czy on musi być tak odrażająco inteligentny i domyślny?!
-Masz rację. Ale to po prostu zwykła mieszanka złych wspomnień, z tym, co czuję teraz.- czułam potrzebę rozmowy, ale mimo to nie byłam w stanie tak wprost powiedzieć, o co chodzi.
-Tak, a co teraz czujesz?
-Nie wiem. Jestem zagubiona, a jednocześnie rozczarowana.
-Rozczarowana? Czym?- zapytał, marszcząc brwi.
-Ogółem, całym moim życiem.- nie wytrzymałam, wybuchłam niekontrolowanym płaczem.
-Nie płacz, skarbie. Proszę, powiedz mi wszystko. O co dokładnie chodzi? Może uda mi się temu jakoś zaradzić.- przytulał mnie czule, głaskając po włosach.
-Tak, tylko Ty możesz w tej sytuacji coś zrobić.- przyznałam, siadając i znów ocierając łzy.
-To tym bardziej mi powiedz. Przecież wiesz, że postaram się Ciebie zrozumieć bez względu na wszystko. Zaufaj mi.- położył swoją rękę na mojej i zaczął delikatnie gładzić kciukiem jej zewnętrzną część.
-Smutno mi... Bo to moja kolejna beznadziejna noc poślubna.- z moich oczu znów wypłynął potok łez, a na jego twarzy malowało się lekkie rozbawienie, połączone z troską i współczuciem. Przytulił mnie, czekając aż się trochę uspokoję.
I jest rozdział, do poniedziałku :-*