Dulce:
Po śniadaniu pojechaliśmy z Uckerem do sklepu. W drodze powrotnej panowała dziwna cisza.
-Co jest?- zapytałam widząc zmartwienie na twarzy Uckera.
-No bo Dul, ja...- urwał w połowie zdania. Kurde, o co chodzi?
-No co?
-Bo teraz, no wiesz... Jedziemy do urzędu wziąć ślub.
-Że co?! Teraz?- co prawda się na to zgodziłam, jednak teraz miałam pewne obawy.
-Tak, właśnie teraz. Dojechaliśmy na miejsce.- zaparkował i wysiadł. Siedziałam dalej na swoim miejscu, wmurowało mnie. W końcu otworzył mi drzwi. -No chodź.- wyciągnął do mnie rękę, a ja po chwili zawahania mu ją podałam i także wysiadłam.
-Ucker, ale ja... No ja nie jestem pewna.- jąkałam się, patrząc mu w oczy.
-Skarbie... Już to przerabialiśmy.- mówił, obejmując moją twarz dłońmi.
-Czy Ty właśnie nazwałeś mnie "skarbem"?- zaskoczyło mnie to trochę, bo przecież nic nas nie łączy.
-Tak, bo nim jesteś. Pilnuję Cię jak swojego najdroższego skarbu.- po tych słowach zrobiło mi się tak ciepło na sercu. Uśmiechnęłam się do niego słodko, po czym delikatnie i czule go pocałowałam. Przez chwilę był w szoku, ale mimo to odwzajemniał pocałunek. To było wręcz magiczne. Nigdy jeszcze nie przeżyłam tak wspaniałego pocałunku, tak czułego i... No właśnie tego nie da się wyrazić słowami. Po jakimś czasie się od siebie oderwaliśmy i patrzyliśmy sobie w oczy. -Zaufaj mi Dul, nie zawiodę Cię.
-Ufam Ci Uckerku, dziękuję.- odpowiedziałam, cmoknęłam go jeszcze w policzek i się od niego całkowicie odsunęłam. Popatrzył na mnie badawczo, ale o dziwo w żaden sposób nie skomentował pocałunku. Tak jest lepiej, nie o wszystkim musimy gadać. Po chwili byliśmy już w budynku. Weszliśmy na salę ślubną, po drodze biorąc przypadkowe osoby na świadków. Rozbawiło mnie to trochę. Wszystko odbyło się bez żadnej w naszym przypadku zbędnej ceremonii. Nie dało się jednak ominąć tego symbolicznego pocałunku na końcu. Oczywiście nie miałam nic przeciwko, jednak muszę przyznać, że wcześniejszy pocałunek był dużo lepszy. Wyszliśmy z sali, tak jak weszliśmy, to znaczy jako zupełnie sobie obcy ludzie. Nie no przepraszam, jesteśmy małżeństwem, ale jakoś to do mnie nie dociera.
-No więc co?... Jesteś moim mężem.- powiedziałam, gdy byliśmy już w samochodzie.
-No jakby nie patrzeć.- odpowiedział ze znaczącym uśmiechem.
-Świetnie... Znów mam męża, który mnie nie kocha. Ja to mam szczęście...- to wypowiedziałam z ironią i może z odrobiną smutku. Dlaczego? Przecież od razu to wiedziałam.
-Nie porównuj tego.- skarcił mnie delikatnie.
-Przepraszam.
-Poza tym ja Cię kocham, ale nie tak jak powinienem jako mąż.- mówiąc to, położył dłoń na moje kolano. Na szczęście jeszcze nie ruszyliśmy, więc mógł to na luzie zrobić. -Traktuję Cię jak przyjaciółkę, albo młodszą siostrę z uwagi na to, że się Tobą opiekuję.- dopowiedział, a ja posłałam mu delikatny, jakby przyćmiony uśmiech.
-Przyjaciółkę się tak całuje, jak my to robiliśmy wcześniej?- nie wiem, czy zadałam to pytanie z ciekawości, czy złośliwie, ale jakoś tak po prostu musiałam.
-Duluś... To były jednorazowe sytuacje, emocje. Zresztą Ty kochana to sprowokowałaś.- kurde, czy on musiał mi to tak uświadamiać.
-Dobra, nie było tematu.- chyba się zarumieniłam, a on wybuchnął śmiechem. Jego słodki śmiech jest cholernie zaraźliwy, więc także zaczęłam się śmiać. -Jedź już, bo głodna znowu jestem.
-Tak to jest, jak się śpi kilka dni.
-Miałeś już o tym nie wspominać.- upomniałam go.
-Wiem, wybacz.- cmoknął mnie słodko w policzek, za pewne na przeprosiny. I weź tu się na takiego gniewaj... Uśmiechnęłam się trochę zmieszana i już zamilkłam. Przez resztę drogi już żadne z nas się nie odezwało. Byłam przygaszona, pogrążona w myślach, w zasadzie zasmucona, ale skutecznie to ukrywałam pod grobową powagą. Nawet nie zauważyłam, kiedy dotarliśmy na miejsce. Ocknęłam się dopiero, kiedy Ucker wysiadł, trzaskając drzwiami.
-A Ty nie wysiadasz?- zapytał, otwierając mi drzwi. Wysiadłam z samochodu i nie czekając na niego, podążałam w stronę domu. -Co tak biegniesz?- poczułam jak łapie mnie za ramię.
-Nie biegnę, tylko szybko idę.- odpowiadziałam, odwracając się w jego stronę.
-Dlaczego? Co się z Tobą znowu dzieje?- zadawał te pytania z troską, ale jednocześnie jakby z wyrzutem.
-Nic, wszystko ok. Zaraz mi przejdzie, nie martw się.- wysiliłam się na delikatny uśmiech, po którym on mnie puścił. Szliśmy już równym krokiem.
-Dobrze, ale jak coś to pamiętaj, że możesz na mnie liczyć.
-Wiem, dziękuję.- weszliśmy do domu.
Po śniadaniu pojechaliśmy z Uckerem do sklepu. W drodze powrotnej panowała dziwna cisza.
-Co jest?- zapytałam widząc zmartwienie na twarzy Uckera.
-No bo Dul, ja...- urwał w połowie zdania. Kurde, o co chodzi?
-No co?
-Bo teraz, no wiesz... Jedziemy do urzędu wziąć ślub.
-Że co?! Teraz?- co prawda się na to zgodziłam, jednak teraz miałam pewne obawy.
-Tak, właśnie teraz. Dojechaliśmy na miejsce.- zaparkował i wysiadł. Siedziałam dalej na swoim miejscu, wmurowało mnie. W końcu otworzył mi drzwi. -No chodź.- wyciągnął do mnie rękę, a ja po chwili zawahania mu ją podałam i także wysiadłam.
-Ucker, ale ja... No ja nie jestem pewna.- jąkałam się, patrząc mu w oczy.
-Skarbie... Już to przerabialiśmy.- mówił, obejmując moją twarz dłońmi.
-Czy Ty właśnie nazwałeś mnie "skarbem"?- zaskoczyło mnie to trochę, bo przecież nic nas nie łączy.
-Tak, bo nim jesteś. Pilnuję Cię jak swojego najdroższego skarbu.- po tych słowach zrobiło mi się tak ciepło na sercu. Uśmiechnęłam się do niego słodko, po czym delikatnie i czule go pocałowałam. Przez chwilę był w szoku, ale mimo to odwzajemniał pocałunek. To było wręcz magiczne. Nigdy jeszcze nie przeżyłam tak wspaniałego pocałunku, tak czułego i... No właśnie tego nie da się wyrazić słowami. Po jakimś czasie się od siebie oderwaliśmy i patrzyliśmy sobie w oczy. -Zaufaj mi Dul, nie zawiodę Cię.
-Ufam Ci Uckerku, dziękuję.- odpowiedziałam, cmoknęłam go jeszcze w policzek i się od niego całkowicie odsunęłam. Popatrzył na mnie badawczo, ale o dziwo w żaden sposób nie skomentował pocałunku. Tak jest lepiej, nie o wszystkim musimy gadać. Po chwili byliśmy już w budynku. Weszliśmy na salę ślubną, po drodze biorąc przypadkowe osoby na świadków. Rozbawiło mnie to trochę. Wszystko odbyło się bez żadnej w naszym przypadku zbędnej ceremonii. Nie dało się jednak ominąć tego symbolicznego pocałunku na końcu. Oczywiście nie miałam nic przeciwko, jednak muszę przyznać, że wcześniejszy pocałunek był dużo lepszy. Wyszliśmy z sali, tak jak weszliśmy, to znaczy jako zupełnie sobie obcy ludzie. Nie no przepraszam, jesteśmy małżeństwem, ale jakoś to do mnie nie dociera.
-No więc co?... Jesteś moim mężem.- powiedziałam, gdy byliśmy już w samochodzie.
-No jakby nie patrzeć.- odpowiedział ze znaczącym uśmiechem.
-Świetnie... Znów mam męża, który mnie nie kocha. Ja to mam szczęście...- to wypowiedziałam z ironią i może z odrobiną smutku. Dlaczego? Przecież od razu to wiedziałam.
-Nie porównuj tego.- skarcił mnie delikatnie.
-Przepraszam.
-Poza tym ja Cię kocham, ale nie tak jak powinienem jako mąż.- mówiąc to, położył dłoń na moje kolano. Na szczęście jeszcze nie ruszyliśmy, więc mógł to na luzie zrobić. -Traktuję Cię jak przyjaciółkę, albo młodszą siostrę z uwagi na to, że się Tobą opiekuję.- dopowiedział, a ja posłałam mu delikatny, jakby przyćmiony uśmiech.
-Przyjaciółkę się tak całuje, jak my to robiliśmy wcześniej?- nie wiem, czy zadałam to pytanie z ciekawości, czy złośliwie, ale jakoś tak po prostu musiałam.
-Duluś... To były jednorazowe sytuacje, emocje. Zresztą Ty kochana to sprowokowałaś.- kurde, czy on musiał mi to tak uświadamiać.
-Dobra, nie było tematu.- chyba się zarumieniłam, a on wybuchnął śmiechem. Jego słodki śmiech jest cholernie zaraźliwy, więc także zaczęłam się śmiać. -Jedź już, bo głodna znowu jestem.
-Tak to jest, jak się śpi kilka dni.
-Miałeś już o tym nie wspominać.- upomniałam go.
-Wiem, wybacz.- cmoknął mnie słodko w policzek, za pewne na przeprosiny. I weź tu się na takiego gniewaj... Uśmiechnęłam się trochę zmieszana i już zamilkłam. Przez resztę drogi już żadne z nas się nie odezwało. Byłam przygaszona, pogrążona w myślach, w zasadzie zasmucona, ale skutecznie to ukrywałam pod grobową powagą. Nawet nie zauważyłam, kiedy dotarliśmy na miejsce. Ocknęłam się dopiero, kiedy Ucker wysiadł, trzaskając drzwiami.
-A Ty nie wysiadasz?- zapytał, otwierając mi drzwi. Wysiadłam z samochodu i nie czekając na niego, podążałam w stronę domu. -Co tak biegniesz?- poczułam jak łapie mnie za ramię.
-Nie biegnę, tylko szybko idę.- odpowiadziałam, odwracając się w jego stronę.
-Dlaczego? Co się z Tobą znowu dzieje?- zadawał te pytania z troską, ale jednocześnie jakby z wyrzutem.
-Nic, wszystko ok. Zaraz mi przejdzie, nie martw się.- wysiliłam się na delikatny uśmiech, po którym on mnie puścił. Szliśmy już równym krokiem.
-Dobrze, ale jak coś to pamiętaj, że możesz na mnie liczyć.
-Wiem, dziękuję.- weszliśmy do domu.
Ucker:
Dulce znowu była dziwna, taka nieobecna. Nie dziwię jej się w sumie, no bo jak na to co przeżyła, to i tak dobrze się trzyma. Tak chciałbym jej pomóc, ale to chyba ponad moje siły. Jej bólu, tego psychicznego, nic nie uleczy. Chociaż było już dobrze przez cały dzień, to jednak coś znów w niej pękło i jest przybita. Była weselsza, nawet żartowała, kiedy okazywałem jej czułość- te pocałunki i objęcia... Eh, muszę przyznać, że mi też się to podobało. Postanowiłem zrobić wszystko, żeby jej wcześniejszy humor powrócił.
-Co robimy?- zapytałem wesoło i najczulej jak tylko potrafię.
-Pójdę się wykąpać.- odpowiedziała cicho, kierując się w stronę łazienki.
-To ja zrobię kolację.
-Nie, dziękuję, naprawdę nie chcę.- rzuciła mi delikatny uśmiech, choć w jej oczach malował się smutek.
-No skoro tak...- także się do niej ciepło uśmiechnąłem. Wyszła, biorąc z walizki coś do spania.
Patrzyłem, jak znika za drzwiami łazienki. Wziąłem się za robienie kolacji, bo w przeciwieństwie do niej, byłem strasznie głodny. Zjadłem kanapki z serem i ketchupem, i włączyłem telewizor, siadając w dużym, wygodnym fotelu. Po jakimś czasie wyszła z łazienki. Była ubrana jedynie w długą koszulkę i krótkie spodenki. Miała zaczerwienione oczy, jakby płakała. Nie chciałem wypytywać, ale dyskretnie obejrzałem ją z każdej strony, z obawą czy znowu nie próbowała zrobić czegoś głupiego. Nie zauważyłem niczego podejrzanego. Jakby czytała mi w myślach, odpowiedziała na niezadane pytanie:
-Nie patrz tak na mnie, wszystko w porządku.
-Przecież nie...- próbowałem zaprzeczać, ale w odpowiedzi dostałem jedynie jej pobłażliwe spojrzenie i ten smutny uśmiech. -Dobra, to ja pójdę się wykąpać. Idź spać, bo zapewne jesteś zmęczona.- cmoknąłem ją czule w policzek i poszedłem do łazienki.
Dulce znowu była dziwna, taka nieobecna. Nie dziwię jej się w sumie, no bo jak na to co przeżyła, to i tak dobrze się trzyma. Tak chciałbym jej pomóc, ale to chyba ponad moje siły. Jej bólu, tego psychicznego, nic nie uleczy. Chociaż było już dobrze przez cały dzień, to jednak coś znów w niej pękło i jest przybita. Była weselsza, nawet żartowała, kiedy okazywałem jej czułość- te pocałunki i objęcia... Eh, muszę przyznać, że mi też się to podobało. Postanowiłem zrobić wszystko, żeby jej wcześniejszy humor powrócił.
-Co robimy?- zapytałem wesoło i najczulej jak tylko potrafię.
-Pójdę się wykąpać.- odpowiedziała cicho, kierując się w stronę łazienki.
-To ja zrobię kolację.
-Nie, dziękuję, naprawdę nie chcę.- rzuciła mi delikatny uśmiech, choć w jej oczach malował się smutek.
-No skoro tak...- także się do niej ciepło uśmiechnąłem. Wyszła, biorąc z walizki coś do spania.
Patrzyłem, jak znika za drzwiami łazienki. Wziąłem się za robienie kolacji, bo w przeciwieństwie do niej, byłem strasznie głodny. Zjadłem kanapki z serem i ketchupem, i włączyłem telewizor, siadając w dużym, wygodnym fotelu. Po jakimś czasie wyszła z łazienki. Była ubrana jedynie w długą koszulkę i krótkie spodenki. Miała zaczerwienione oczy, jakby płakała. Nie chciałem wypytywać, ale dyskretnie obejrzałem ją z każdej strony, z obawą czy znowu nie próbowała zrobić czegoś głupiego. Nie zauważyłem niczego podejrzanego. Jakby czytała mi w myślach, odpowiedziała na niezadane pytanie:
-Nie patrz tak na mnie, wszystko w porządku.
-Przecież nie...- próbowałem zaprzeczać, ale w odpowiedzi dostałem jedynie jej pobłażliwe spojrzenie i ten smutny uśmiech. -Dobra, to ja pójdę się wykąpać. Idź spać, bo zapewne jesteś zmęczona.- cmoknąłem ją czule w policzek i poszedłem do łazienki.
Anahi:
Wieczór z Poncho mijał tak cudownie. Czułam, jakbym znała go wiele lat, a tymczasem było to zaledwie kilka dni. To dziwne, bo na przykład Christiana traktowałam jak przyjaciela, chociaż z nim byłam, a Poncho... No właśnie, kim on dla mnie jest? Zachowujemy się raczej jak przyjaciele, ale mnie do niego jakoś tak ciągnie. Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale chwilami mam wrażenie, jakby łączyło nas dużo więcej. A może ja właśnie tego chcę? "Nie Any, żadnych związków"- powtarzałam sobie w myślach. Zresztą nawet nic o nim nie wiem. A może ma kogoś? Nie no, nie mogę się powstrzymać, muszę go trochę powypytywać. Tylko od czego zacząć, żeby nie wydało mu się to podejrzane?
-A właściwie to skąd jesteś?- dobra, może zacznę tak.
-No z Meksyku. To moje miasto.- odpowiedział, nie spuszczając wzroku z telewizora. -A Ty?- dopiero teraz na mnie popatrzył.
-Yy, też stąd. Aż dziwne, że nigdy wcześniej Cię nie spotkałam.- stwierdziłam, żeby jakoś nawiązać głębszy temat. Jakoś teraz nam to nie szło.
-No widzisz, tak wyszło.- uśmiechnął się serdecznie, po czym wrócił do oglądania filmu. Eh... Nie, tak nie będzie. Wstałam i pod pretekstem pójścia do toalety, wyłączyłam korki w domu. Jezu, zachowuję się jak nastolatka... Mniejsza z tym, będzie dobra zabawa.
-Poncho, boję się.- wydukałam, stojąc na przedpokoju.
-Gdzie jesteś?- słyszałam, że wstał i zbliżał się do mnie. No to czas na mały teatrzyk. Przez okno wpadało światło księżyca, więc widziałam, gdzie stoi Poncho. Zrobiłam krok w przód. "Potknęłam się" o buty, które wcześniej sama celowo tam położyłam. Ja pierdziele, jakie to dziecinne... Oczywiście wpadłam wprost w ramiona Poncha, złapał mnie. -Any, nic Ci nie jest?- zapytał, tuląc mnie do siebie.
-Nie, ale... Ał, boli mnie kostka.- w sumie nie udawałam aż tak bardzo, bo naprawdę mnie trochę bolała przez te moje błaznowanie.
-Mocno? Chodź, położę Cię do łóżka.- wziął mnie na ręce i zaniósł do mojej sypialni. Jakaś część mnie już skakała pod sufit ze szczęścia. Co ja sobie wyobrażałam?...
-Oj nie przesadzaj, nie jest tak źle.- mówiłam to tylko tak dla emocji. Położył mnie na łóżku, a sam usiadł na jego skraju.
-Masz jakąś latarkę?
-Yyy, nie.- skłamałam. -Ale tam w szufladzie są świeczki, to możesz je zapalić.- co ja wyprawiam?... No tak, ten nastrój. Ale po co nam on? Patrzyłam na niego uważnie, kiedy wyciągał świeczki a potem je zapalał.
-Lepiej już?- zapytał, siadając koło mnie na łóżku.
-Tak. Ale byłoby jeszcze lepiej, jakbyś ze mną został.- stwierdziłam, patrząc mu w oczy.
-W sensie, że...- był zmieszany. Zboczeniec... Od razu wiedział, co mam na myśli. -Czy Ty chcesz?...- nie no nie mogę z niego. Czyżby się bał?...
-A Ty?- kurde byłoby śmiesznie, jakby się okazało, że on wcale nie ma niczego nieodpowiedniego na myśli.
-Zgadnij!- rzuciłam się na niego. Wiedziałam, że jeśli tego nie zrobię, to nic z tego nie będzie. Całowałam go bardzo namiętnie, z pasją, oddaniem. Był w szoku, ale już po chwili odwzajemniał moje pocałunki. To było takie cudowne! Powoli rozpinałam jego koszulę, nie odrywając moich ust od jego. Czułam, jak jego niepewność powoli znika. Po kolejnych kilku minutach wzięliśmy za pozbawianie siebie nawzajem ubrań. Ściągnęłam do końca jego koszulę, on to samo zrobił z moją bluzką. Na chwilę wszystko ucichło. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Nie trwało to długo, bo zaraz wróciliśmy do rozbierania się. Pozbyliśmy się swoich spodni, które były tu całkowicie zbędne. Pożądanie wzrastało, chciałam więcej i więcej. Teraz. Nie mogłam się doczekać, aż połączymy nasze ciała. Pocałunek był coraz bardziej namiętny, a jego ruchy coraz śmielsze. Poczułam, jak jego ręka delikatnie głaska mnie po plecach, by już po chwili rozpiąć mój stanik. Niespodziewana fala gorąca przebiegła wzdłuż mojego ciała, przyprawiając mnie o dreszcze. Nim zdążyłam zidentyfikować te wszystkie doznania, on już "bawił się" moimi piersiami. Jego dłonie były takie delikatne i czułe. Oderwał usta od moich, zjeżdżając nimi coraz niżej. Całował, pieścił teraz nimi moje piersi. Raz jedną, raz drugą. Zamknęłam oczy, delektując się jego dotykiem. Mój oddech był przyspieszony. Co chwilę przygryzałam dolną wargę, co jakiś czas orientując się, że robię to tak mocno, że aż boli. Jego ręce podążały wzdłuż mojej talii, coraz niżej. Gdy zaczął zsuwać mi majtki, wzięłam głęboki wdech, chyba nawet nie do końca świadomie. Po chwili poczułam jego dłoń między nogami. Rozsunął mi lekko uda i zaczął pieścić palcami moje miejsce intymne. Nie trwało to długo, bo praktycznie płonąc pożądaniem, szybko zdjęłam jego bokserki. Spojrzał na moją twarz, na której widniał szeroki uśmiech i wszedł we mnie powoli. Jęknęłam cicho. Poruszał się we mnie spokojnie, całując każdy skrawek mojej szyi i dekoltu. Było tak słodko i delikatnie... Chyba jeszcze nigdy w życiu nie przeżyłam czegoś tak wspaniałego, a to przecież oczywiście nie był mój pierwszy raz. No w zasadzie to trochę ich było... Po jakimś czasie oboje opadliśmy z sił, doznając słodkiego spełnienia. Leżałam na jego nagim torsie, zasypiając. Żadne z nas nie odezwało się ani słowem. Nie wiem jak jemu, ale mi było trochę głupio, wstydziłam się, tego co zrobiłam, bo przecież ja to wszystko sprowokowałam. Wyczerpana szybko zasnęłam. Czułam jeszcze, jak Poncho okrywa mnie kołdrą i całuje w czubek głowy.
Wieczór z Poncho mijał tak cudownie. Czułam, jakbym znała go wiele lat, a tymczasem było to zaledwie kilka dni. To dziwne, bo na przykład Christiana traktowałam jak przyjaciela, chociaż z nim byłam, a Poncho... No właśnie, kim on dla mnie jest? Zachowujemy się raczej jak przyjaciele, ale mnie do niego jakoś tak ciągnie. Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale chwilami mam wrażenie, jakby łączyło nas dużo więcej. A może ja właśnie tego chcę? "Nie Any, żadnych związków"- powtarzałam sobie w myślach. Zresztą nawet nic o nim nie wiem. A może ma kogoś? Nie no, nie mogę się powstrzymać, muszę go trochę powypytywać. Tylko od czego zacząć, żeby nie wydało mu się to podejrzane?
-A właściwie to skąd jesteś?- dobra, może zacznę tak.
-No z Meksyku. To moje miasto.- odpowiedział, nie spuszczając wzroku z telewizora. -A Ty?- dopiero teraz na mnie popatrzył.
-Yy, też stąd. Aż dziwne, że nigdy wcześniej Cię nie spotkałam.- stwierdziłam, żeby jakoś nawiązać głębszy temat. Jakoś teraz nam to nie szło.
-No widzisz, tak wyszło.- uśmiechnął się serdecznie, po czym wrócił do oglądania filmu. Eh... Nie, tak nie będzie. Wstałam i pod pretekstem pójścia do toalety, wyłączyłam korki w domu. Jezu, zachowuję się jak nastolatka... Mniejsza z tym, będzie dobra zabawa.
-Poncho, boję się.- wydukałam, stojąc na przedpokoju.
-Gdzie jesteś?- słyszałam, że wstał i zbliżał się do mnie. No to czas na mały teatrzyk. Przez okno wpadało światło księżyca, więc widziałam, gdzie stoi Poncho. Zrobiłam krok w przód. "Potknęłam się" o buty, które wcześniej sama celowo tam położyłam. Ja pierdziele, jakie to dziecinne... Oczywiście wpadłam wprost w ramiona Poncha, złapał mnie. -Any, nic Ci nie jest?- zapytał, tuląc mnie do siebie.
-Nie, ale... Ał, boli mnie kostka.- w sumie nie udawałam aż tak bardzo, bo naprawdę mnie trochę bolała przez te moje błaznowanie.
-Mocno? Chodź, położę Cię do łóżka.- wziął mnie na ręce i zaniósł do mojej sypialni. Jakaś część mnie już skakała pod sufit ze szczęścia. Co ja sobie wyobrażałam?...
-Oj nie przesadzaj, nie jest tak źle.- mówiłam to tylko tak dla emocji. Położył mnie na łóżku, a sam usiadł na jego skraju.
-Masz jakąś latarkę?
-Yyy, nie.- skłamałam. -Ale tam w szufladzie są świeczki, to możesz je zapalić.- co ja wyprawiam?... No tak, ten nastrój. Ale po co nam on? Patrzyłam na niego uważnie, kiedy wyciągał świeczki a potem je zapalał.
-Lepiej już?- zapytał, siadając koło mnie na łóżku.
-Tak. Ale byłoby jeszcze lepiej, jakbyś ze mną został.- stwierdziłam, patrząc mu w oczy.
-W sensie, że...- był zmieszany. Zboczeniec... Od razu wiedział, co mam na myśli. -Czy Ty chcesz?...- nie no nie mogę z niego. Czyżby się bał?...
-A Ty?- kurde byłoby śmiesznie, jakby się okazało, że on wcale nie ma niczego nieodpowiedniego na myśli.
-Zgadnij!- rzuciłam się na niego. Wiedziałam, że jeśli tego nie zrobię, to nic z tego nie będzie. Całowałam go bardzo namiętnie, z pasją, oddaniem. Był w szoku, ale już po chwili odwzajemniał moje pocałunki. To było takie cudowne! Powoli rozpinałam jego koszulę, nie odrywając moich ust od jego. Czułam, jak jego niepewność powoli znika. Po kolejnych kilku minutach wzięliśmy za pozbawianie siebie nawzajem ubrań. Ściągnęłam do końca jego koszulę, on to samo zrobił z moją bluzką. Na chwilę wszystko ucichło. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Nie trwało to długo, bo zaraz wróciliśmy do rozbierania się. Pozbyliśmy się swoich spodni, które były tu całkowicie zbędne. Pożądanie wzrastało, chciałam więcej i więcej. Teraz. Nie mogłam się doczekać, aż połączymy nasze ciała. Pocałunek był coraz bardziej namiętny, a jego ruchy coraz śmielsze. Poczułam, jak jego ręka delikatnie głaska mnie po plecach, by już po chwili rozpiąć mój stanik. Niespodziewana fala gorąca przebiegła wzdłuż mojego ciała, przyprawiając mnie o dreszcze. Nim zdążyłam zidentyfikować te wszystkie doznania, on już "bawił się" moimi piersiami. Jego dłonie były takie delikatne i czułe. Oderwał usta od moich, zjeżdżając nimi coraz niżej. Całował, pieścił teraz nimi moje piersi. Raz jedną, raz drugą. Zamknęłam oczy, delektując się jego dotykiem. Mój oddech był przyspieszony. Co chwilę przygryzałam dolną wargę, co jakiś czas orientując się, że robię to tak mocno, że aż boli. Jego ręce podążały wzdłuż mojej talii, coraz niżej. Gdy zaczął zsuwać mi majtki, wzięłam głęboki wdech, chyba nawet nie do końca świadomie. Po chwili poczułam jego dłoń między nogami. Rozsunął mi lekko uda i zaczął pieścić palcami moje miejsce intymne. Nie trwało to długo, bo praktycznie płonąc pożądaniem, szybko zdjęłam jego bokserki. Spojrzał na moją twarz, na której widniał szeroki uśmiech i wszedł we mnie powoli. Jęknęłam cicho. Poruszał się we mnie spokojnie, całując każdy skrawek mojej szyi i dekoltu. Było tak słodko i delikatnie... Chyba jeszcze nigdy w życiu nie przeżyłam czegoś tak wspaniałego, a to przecież oczywiście nie był mój pierwszy raz. No w zasadzie to trochę ich było... Po jakimś czasie oboje opadliśmy z sił, doznając słodkiego spełnienia. Leżałam na jego nagim torsie, zasypiając. Żadne z nas nie odezwało się ani słowem. Nie wiem jak jemu, ale mi było trochę głupio, wstydziłam się, tego co zrobiłam, bo przecież ja to wszystko sprowokowałam. Wyczerpana szybko zasnęłam. Czułam jeszcze, jak Poncho okrywa mnie kołdrą i całuje w czubek głowy.
Dulce:
Postanowiłam się położyć, bo rzeczywiście byłam już trochę zmęczona. Leżałam w łóżku, otulona kołdrą, bo przecież w tym domu jest tak cholernie zimno. Myślałam o tym wszystkim, czego doświadczam, o tym, co przeżyłam i o tym, co czuję. Z moich oczu mimowolnie zaczęły lecieć łzy. Sama nie do końca wiem dlaczego. Było mi smutno zapewne z tego samego powodu, co wcześniej- to mój drugi ślub bez jakiejkolwiek przyszłości. Świetnie... Kolejna noc poślubna, spędzona samotnie w pokoju w towarzystwie moich łez. Nagle poczułam, jak materac się ugina. Wiedziałam, że to Ucker wszedł na łóżko, choć leżałam na drugim boku. Pośpiesznie zaczęłam wycierać łzy rogiem kołdry. Jakby to miało cokolwiek pomóc... Może i pomyślałby, że śpię, ale sama się zdradziłam, ciągając nosem. Kurde! Głupi nie jest i natychmiast delikatnym ruchem ręki, obrócił mnie w swoją stronę, pytając głosem przepełnionym troską:
-Co się dzieje?
-Nic, tak mi po prostu smutno.- odpowiedziałam, z trudem powstrzymując kolejne morze łez.
-Dul, widzę przecież, że coś Cię gryzie. I nie wygląda mi to na zwykłą, wieczorną melancholię.- czy on musi być tak odrażająco inteligentny i domyślny?!
-Masz rację. Ale to po prostu zwykła mieszanka złych wspomnień, z tym, co czuję teraz.- czułam potrzebę rozmowy, ale mimo to nie byłam w stanie tak wprost powiedzieć, o co chodzi.
-Tak, a co teraz czujesz?
-Nie wiem. Jestem zagubiona, a jednocześnie rozczarowana.
-Rozczarowana? Czym?- zapytał, marszcząc brwi.
-Ogółem, całym moim życiem.- nie wytrzymałam, wybuchłam niekontrolowanym płaczem.
-Nie płacz, skarbie. Proszę, powiedz mi wszystko. O co dokładnie chodzi? Może uda mi się temu jakoś zaradzić.- przytulał mnie czule, głaskając po włosach.
-Tak, tylko Ty możesz w tej sytuacji coś zrobić.- przyznałam, siadając i znów ocierając łzy.
-To tym bardziej mi powiedz. Przecież wiesz, że postaram się Ciebie zrozumieć bez względu na wszystko. Zaufaj mi.- położył swoją rękę na mojej i zaczął delikatnie gładzić kciukiem jej zewnętrzną część.
-Smutno mi... Bo to moja kolejna beznadziejna noc poślubna.- z moich oczu znów wypłynął potok łez, a na jego twarzy malowało się lekkie rozbawienie, połączone z troską i współczuciem. Przytulił mnie, czekając aż się trochę uspokoję.
Postanowiłam się położyć, bo rzeczywiście byłam już trochę zmęczona. Leżałam w łóżku, otulona kołdrą, bo przecież w tym domu jest tak cholernie zimno. Myślałam o tym wszystkim, czego doświadczam, o tym, co przeżyłam i o tym, co czuję. Z moich oczu mimowolnie zaczęły lecieć łzy. Sama nie do końca wiem dlaczego. Było mi smutno zapewne z tego samego powodu, co wcześniej- to mój drugi ślub bez jakiejkolwiek przyszłości. Świetnie... Kolejna noc poślubna, spędzona samotnie w pokoju w towarzystwie moich łez. Nagle poczułam, jak materac się ugina. Wiedziałam, że to Ucker wszedł na łóżko, choć leżałam na drugim boku. Pośpiesznie zaczęłam wycierać łzy rogiem kołdry. Jakby to miało cokolwiek pomóc... Może i pomyślałby, że śpię, ale sama się zdradziłam, ciągając nosem. Kurde! Głupi nie jest i natychmiast delikatnym ruchem ręki, obrócił mnie w swoją stronę, pytając głosem przepełnionym troską:
-Co się dzieje?
-Nic, tak mi po prostu smutno.- odpowiedziałam, z trudem powstrzymując kolejne morze łez.
-Dul, widzę przecież, że coś Cię gryzie. I nie wygląda mi to na zwykłą, wieczorną melancholię.- czy on musi być tak odrażająco inteligentny i domyślny?!
-Masz rację. Ale to po prostu zwykła mieszanka złych wspomnień, z tym, co czuję teraz.- czułam potrzebę rozmowy, ale mimo to nie byłam w stanie tak wprost powiedzieć, o co chodzi.
-Tak, a co teraz czujesz?
-Nie wiem. Jestem zagubiona, a jednocześnie rozczarowana.
-Rozczarowana? Czym?- zapytał, marszcząc brwi.
-Ogółem, całym moim życiem.- nie wytrzymałam, wybuchłam niekontrolowanym płaczem.
-Nie płacz, skarbie. Proszę, powiedz mi wszystko. O co dokładnie chodzi? Może uda mi się temu jakoś zaradzić.- przytulał mnie czule, głaskając po włosach.
-Tak, tylko Ty możesz w tej sytuacji coś zrobić.- przyznałam, siadając i znów ocierając łzy.
-To tym bardziej mi powiedz. Przecież wiesz, że postaram się Ciebie zrozumieć bez względu na wszystko. Zaufaj mi.- położył swoją rękę na mojej i zaczął delikatnie gładzić kciukiem jej zewnętrzną część.
-Smutno mi... Bo to moja kolejna beznadziejna noc poślubna.- z moich oczu znów wypłynął potok łez, a na jego twarzy malowało się lekkie rozbawienie, połączone z troską i współczuciem. Przytulił mnie, czekając aż się trochę uspokoję.
I jest rozdział, do poniedziałku :-*
Ejjjj no skończyć w takim momencie.:( ja sie tak nie bawie.:(;( mam nadzieje że bedziesz tak miła i nie bedziesz nam kazała czekać do poniedziałku na kolejny rozdział.:)
OdpowiedzUsuńSuper rozdział. Chyba nie wytrzymam aż do poniedziałku z ciekawości co się dalej wydarzy :D
OdpowiedzUsuńSkończyłaś i to w takim momencie ? Toż to grzech xd Dlatego uważam, że ze względu na święta powinnaś zrobić prezent swoim czytelnikom i wstawić jutro kolejny *-* No, a co do rozdziału to Ann jest po prostu boska hahah. To była po prostu zorganizowanie przestępstwa, no wiesz ona go zaciągnęła do łóżka to podchodzi po prostu pod obustronny gwałt. No, a co do Duli to fajnie się kończą zakupy z Uckerem. Zakupy + Ucker = Ślub hahah. No, w ogóle to miałam Ci tutaj teraz opisać jak wygląda tak na prawdę noc poślubna, ale kto jak kto Ty to doskonale wiesz. No więc czekam na jakieś takie no wiesz, bliższe zbliżenie. Wiesz Ucker powinien zagłębić się w Duli.......cierpieniu hahahah. Dobra dawaj kolejny :*
OdpowiedzUsuń