wtorek, 7 kwietnia 2015

16. Ucker mnie przypilnuje

Anahi:
Kiedy się obudziłam, Poncha koło mnie nie było. Zamiast niego obok leżała karteczka z napisem:
"Anyś, skarbie, ta noc była cudowna <3 To nie zmienia faktu, że musimy poważnie porozmawiać, bo to się nie powinno zdarzyć, wiesz o tym. Niestety musiałem iść do pracy, więc wpadnę wieczorem. Jeśli oczywiście chcesz... ;)"
Kiedy to czytałam, najpierw zrobiło mi się ciepło na sercu, bo nazwał mnie "Skarbem". Głupie, prawda? Później jednak zrozumiałam, że mam kłopoty. Kurde, on chce pogadać i to poważnie... Co ja mu powiem? "Słuchaj, Poncho, bo ja miałam na Ciebie ochotę i dlatego zaciągnęłam Cię do łóżka."?! No błagam, to bez sensu... Ale przecież taka prawda. To znaczy ja właściwie już nie wiem. Podoba mi się, jak nikt inny wcześniej, ale... Nie, ja się nie zakochałam! Rozbolała mnie głowa od tego intensywnego myślenia. Mam nadzieję, że wieczorem wszystko sobie wyjaśnimy. Ale co dalej?! Oby to nie zniszczyło tego, co nas łączy. Przyjaźni? Nie idiotko, to nie przyjaźń, nie ma o niej już nawet mowy! Eh... I taka wewnętrzna kłótnia między tym, co wiem, a tym, co czuję trwała jeszcze bardzo długo. W końcu poszłam do kuchni na śniadanie. W głowie wciąż miałam słowa z liściku od Poncha "...to się nie powinno zdarzyć, wiesz o tym...". Wiem? Nie jestem pewna. Czy on żałuje tego, co się stało? Ja na pewno nie. Bynajmniej na razie...

Ucker:
Wstałem dość wcześnie. Zdążyłem pojechać do sklepu po świeże bułki, a Dulce dalej spała. Ile można spać? Nie chciałem jej budzić, ale miałem pewne plany, więc niestety musiałem. Powoli usiadłem koło niej na łóżku i zacząłem smyrać ją delikatnie opuszkami palców po policzku. Wzdrygnęła się, ale się nie obudziła. Jezu, co za śpioch...
-Pobudka śpiochu.- szepnąłem jej do ucha. Obudziła się, przeciągając się słodko. -Wyspałaś się?- zapytałem, kiedy patrzyła na mnie cudownie zaspanymi oczkami.
-Która godzina?- wydukała, ziewając.
-Po dwunastej.- odpowiedziałem z uśmiechem.
-Tak wcześnie?... W takim razie dobranoc.- już chciała odwrócić się na drugi bok i dalej spać, ale jej przeszkodziłem, łapiąc ją za ramię.
-O nie... Koniec spania. Wstawaj, mam dla Ciebie niespodziankę.
-Jaką?
-No przecież mówię, że to niespodzianka. Wstawaj, to się dowiesz.
-To już szantaż.- jej głos był żywszy, taki można powiedzieć zadziorny. Odwróciła się w moją stronę, po czym usiadła.
-Może troszeczkę. Dobra, ja idę Ci zrobić śniadanie, a Ty idź się ogarnij do łazienki.- spojrzałem na jej strasznie rozczochrane włosy. -Przyda się.- od razu ogarnęła, o co chodzi i zmierzyła mnie wzrokiem zabójcy.
-Oj Uckerku... Lepiej ze mną nie zadzieraj.- jaka groźna, haha.
-Mam się bać?...- celowo ją denerwowałem, bo widziałem w jej oczach radość, bawiło ją to.
-Tak. Ale poczekaj, zemszczę się później, bo teraz idę siku.- ahh, ta jej bezpośredniość... Jak gdyby nigdy nic wstała i poszła do łazienki.
-Tylko tam nie zaśnij!- krzyknąłem przez drzwi, po czym udałem się do kuchni.

Dulce:
Ogarnęłam się trochę, ale jeszcze zostałam w piżamie, bo nie chciało mi się ubierać. Wyszłam z łazienki i poszłam do kuchni. Teraz wyglądałam już dużo lepiej, choć jeszcze nie perfekcyjnie. Ucker stał przy blacie kuchennym i kroił pomidora. Podeszłam do niego i objęłam go od tyłu.
-Co dobrego robisz mi na śniadanie?- zapytałam słodkim głosem.
-Pyszne kanapeczki dla pięknej królewny.- odpowiedział z uśmiechem i położył ostatni plasterek pomidora na kanapce, odwracając się twarzą do mnie.
-Mmm...- mruknęłam zachwycona. Usiadłam do stołu i zaczęłam jeść. Muszę przyznać, że bardzo się postarał. -Dziękuję.- powiedziałam, kiedy skończyłam jedzenie.
-Smakowało?- zapytał, wstając od stołu i odkładając talerze do zlewu.
-No jasne. A teraz powiesz mi co to za niespodzianka?- niecierpliwiłam się, byłam tak bardzo ciekawa.
-Yyy... Nie.- odmówił z miną niewiniątka.
-Dlaczego? Oszukałeś mnie Ty wredny, podstępny gadzie!- dostał ścierką po tyłku. Później mi ją wyrwał z ręki i zrobił to samo. Śmieliśmy się, wygłupialiśmy. Zaczęło się od klepania ścierką po tyłku, a skończyło na chlapaniu wodą.
-Stop!- przerwał wygłupy, zabierając mi ścierkę. -Wystarczy, bo zaraz nic nie wyjdzie z moich planów.
-To znaczy mojej niespodzianki?
-Tak, Dul. A teraz idź się ubierz, bo zaraz gdzieś pojedziemy.
-Ok.- odpuściłam i poszłam się ubrać. Założyłam rurki i bluzkę na długi rękaw, bo było dość zimno. Doprowadziłam moje nieznośne włosy do porządku i zrobiłam lekki makijaż. Na mojej twarzy malował się radosny uśmiech. Aż się nie mogłam napatrzeć, bo to tak rzadko się zdarza. Po wczorajszym smutku ani śladu, idealnie.
Nie minęło dużo czasu, a siedzieliśmy już w samochodzie.
-Powiesz mi w końcu dokąd jedziemy?- marudziłam ciągle.
-Bądź cierpliwa, zaraz się dowiesz.- odpowiadał za każdym razem podobnie, co strasznie mnie drażniło.
-Mogłam wziąć ze sobą ścierkę.- stwierdziłam, śmiejąc się.
-Jesteśmy na miejsu.- zatrzymał się. Nie miałam pojęcia, gdzie jesteśmy.
-Co to za miejsce?- zapytałam, patrząc na niego uważnie.
-Zaraz się dowiesz.- odpowiedział i cmoknął mnie w policzek. Uśmiechnęłam się, a on wyszedł. Oczywiście otworzył także drzwi z mojej strony. Wysiadłam i szliśmy za rękę. Po jakimś czasie weszliśmy do dużego budynku. Nie zdążyłam przeczytać co to. Mam wrażenie, że Ucker to zrobił specjalnie. W środku było bardzo kolorowo, przypominało mi to przedszkole. Szłam posłusznie za rękę z Uckerem, rozglądając się wokoło. Podeszliśmy do czegoś w rodzaju recepcji. Christopher wziął jakąś karteczkę i poszliśmy dalej. Weszliśmy do jakiegoś dziwnego pomieszczenia.
-Ucker, co to jest?- zapytałam zaciekawiona i trochę zaniepokojona.
-Nie wkurzaj się na mnie tylko, ok? Bo ja umówiłem Cię na spotkanie z psychoterapeutą.
-Że co? Po co to? Mogłeś mnie chociaż zapytać o zdanie.- zdenerwowałam się, bo znowu traktuje mnie jak psychopatkę.
-Przepraszam, ale wiem, że byś się nie zgodziła, jakbym Ci o tym wcześniej powiedział.- powiedział spokojnym i delikatnym tonem głosu, patrząc mi w oczy.
-I tak powinieneś mi powiedzieć.- stwierdziłam już spokojniej.
-Jesteś na mnie zła?
-Tak.- odpowiedziałam, krzyżując ręce na piersi.
-Bardzo?- zrobił minę zbitego psa, był taki słodki.
-Nie.- odpowiedziałam, a na mojej twarzy mimowolnie pojawił się szeroki uśmiech. Zaczęliśmy się śmiać.
-Cieszę się, daj buziaka.
-Nie.- odmówiłam jak małe dziecko, które nie chce jeść obiadu.
-To sam sobie go wezmę.- przyciągnął mnie do siebie i cmoknął w policzek.
-Odejdź brutalu!- odsunęłam go od siebie i wytkęłam mu język. Do pokoju weszła jakaś pani. Miała miły wyraz twarzy i serdeczny uśmiech. Od razu się domyśliłam, że to ta cała psychoterapeutka.
-Dzień dobry, nazywam się Linda Ferrer.- przywitała się, podając nam rękę.
-Dulce.- odpowiedziałam z delikatnym, nieśmiałym uśmiechem.
-No to co, pogadamy?- zapytała żywo.
-No skoro musimy...- zgodziłam się bez żadnego entuzjazmu.
-Zapewniam Cię, że miło spędzimy czas. A tego uroczego pana prosimy na zewnątrz.- uśmiechnęła się do Uckera, wskazując na drzwi.
-To ja... Pójdę do bufetu na kawę.- wyszedł i zamknął drzwi.
-Siadaj, rozgość się.- wskazała na dużą, niebieską kanapę. Posłusznie usiadłam. -Masz bardzo miłego męża.- powiedziała z uśmiechem. -Na pewno bardzo Cię kocha, skoro się tak o Ciebie troszczy i tu z Tobą przyjeżdża.
-Eee... Właściwie to my... To skomplikowane.- zgubiłam się w tym. No bo jak to wytłumaczyć?
-To jasne, że masz skomplikowane życie. Jestem tu po to, żeby pomóc Ci się w tym odnaleźć. No dobrze, opowiedz mi wszystko ze szczegółami.- przyglądała mi się badawczym spojrzeniem, co trochę mnie krępowało. Opowiedziałam jej praktycznie całe moje życie. Byłam zalana łzami, nie potrafiłam inaczej.
-Wiesz, że okaleczanie się nie załatwia żadnej sprawy?- no świetnie... Zaczyna się. To samo słyszałam w szpitalu.
-Teraz to wiem, ale wtedy... Miałam inny wybór?! Miałam męża-psychopatę, który zmuszał mnie do bycia dziwką. Zresztą nie wiedziałam, co robię. To wszystko działo się tak szybko, a ja byłam wykończona i nie radziłam sobie z tym.
-Wiem, rozumiem. Powiedz mi, co innego mogłabyś w tej sytuacji zrobić?- teraz to dowaliła pytanie.
-Nic. Próbowałam się stawiać już nie raz, uciekanie z domu też nie skutkowało. To był jedyny sposób. I w sumie pomogło, bo teraz jestem tutaj z Uckerem, daleko od Carlosa. Tylko... Tak bardzo tęsknię za moją kuzynką. Chciałabym ją przeprosić za to, jak potraktowałam ją w szpitalu. To było okropne i dopiero teraz to widzę.- doktor wiedziała o co chodzi, bo wcześniej jej tą sytuację opowiedziałam.
-Teraz to wiesz, bo powoli odzyskujesz zdrowy rozsądek.
-Czy to znaczy, że ja...- kolejna sugeruje, że jestem nienormalna.
-Tak, przeszłaś załamanie nerwowe. Nie denerwuj się i nie wstydź się tego. Ludzie, którzy Ci to mówią, nie chcą zrobić Ci na złość, to z troski o Twoje zdrowie. Powinnaś być z siebie dumna, bo sobie z tym szybko poradziłaś i Twój stan jest już dobry.
-Nie jest. To znaczy ogólnie nie jest źle, ale bywają chwilę zwątpienia.
-Na czym to polega? Opisz to, proszę.
-Kiedy zostaję sama na przykład, jak Ucker zaśnie, to znów wszystko do mnie wraca. Znowu czuję się bezużyteczna i przypominają mi się słowa Carlosa "Jesteś świetną dziwką. To Twoje powołanie." To straszne uczucie. Chwilami mam wrażenie, że on miał rację, bo nic innego w życiu mi nie wychodzi. Nawet zabić się porządnie nie potrafię...
-Przestań... Co Ty wygadujesz? Na pewno jest coś, co potrafisz.- próbowała mnie pocieszyć, ale jakoś to do mnie nie docierało.
-Nie.
-Mówisz tak tylko dlatego, że masz zaniżoną samoocenę. Przypomnij sobie jakiś komplement, który usłyszałaś.
-Ojej, będzie trudno... No ok, Ucker powiedział, że jestem śliczna i słodka.- nic innego nie przyszło mi do głowy.
-Było Ci miło, kiedy to usłyszałaś?
-No...  Tak.
-Więc wyobraź sobie, że gdybyś zaczęła doceniać samą siebie, to byłoby Ci tak miło cały czas. Fajnie, co?- eh... Nie myślałam o tym w ten sposób.
-Ja tak nie potrafię, nie po tym wszystkim.- stwierdziłam zrezygnowana.
-A gdybyś tak napisała na kartce swoje dobre cechy? Wszystko co Ci wpadnie do głowy, z wyglądu, charakteru. Wszystko, nie będę tego kwestionować.- Jezu, co to za bzdury?... No dobra, niech jej będzie. Podała mi kartkę i długopis. No i co mam tu napisać? Po jakimś czasie na mojej kartce pojawiło się kilka słów: figura, włosy, głos, oczy, szczerość, wrażliwość, kreatywność. Więcej już nie zdołałam wymyślić.
-Wystarczy tyle?- zapytałam, podając kartkę pani doktor.
-Tak, świetnie.- odpowiedziała z uśmiechem. -No widzisz... Masz dobre cechy, więc nigdy więcej nie mów, że jesteś bezużyteczna. Jestem pewna, że jest w Tobie więcej dobrego, ale sama jeszcze tego nie odkryłaś. Ja też znalazłam jedną Twoją dobrą cechę.
-Serio, jaką?
-Jesteś silna. Uwierz mi, że nie jedna osoba po czymś takim już dawno wylądowałaby w psychiatryku. Ty dajesz sobie radę, a co więcej... Nawet potrafisz jeszcze wskazać w sobie cokolwiek dobrego. Odrobina wiary w siebie i nadziei na przyszłość oraz trochę ciepła, i będzie dobrze.
-Naprawdę? Chciałabym, żeby było już po wszystkim. Tyle, że... Nie potrafię sobie poradzić z pewnymi rzeczami i chyba za dużo o tym wszystkim myślę.- nie no, ja zaskakuję samą siebie... Od kiedy ja się tak zwierzam komuś innemu oprócz Any?
-Mogę Ci przepisać jakieś leki na uspokojenie, będziesz po nich szybciej zasypiać. Tylko z nimi nie przesadzaj.
-Dobrze, Ucker mnie przypilnuje.- zaśmiałam się.
-Lubisz go, prawda?
-Yhm. Bardzo mi pomaga. Poza tym świetnie się dogadujemy i miło spędzamy czas.- na jego wspomnienie na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
-Jest Twoim mężem, tak?
-No... Tak, ale to tylko na papierku, żeby nie był nim Carlos.
-Szczerze mówiąc, nie uważam, aby to był dobry pomysł.
-Dlaczego?
-Przy takich układach istnieje cienka granica, którą łatwo przekroczyć. Musicie dokładnie wiedzieć, czego chcecie. Jednak w Twoim stanie może się to okazać niemożliwe.
-Przecież zdaję sobie sprawę z tego, że to tylko i wyłącznie układ.- a może tak mi się tylko wydaje?...
-Musisz znać i rozumieć swoje uczucia, bo inaczej będziesz znów cierpieć.
-Sugeruje pani, że...- Jezu, nie -Że ja się w nim... Zakochałam?
-Sama powinnaś to wiedzieć. Powiedz mi, czego oczekujesz od tego związku?
-No ja... Chcę tylko czuć się bezpieczna.
-I tylko tyle Ci on do tej pory daje?
-No nie do końca... Dostałam od niego dużo czułości, uwagi. Ogólnie gdyby nie on to chyba zapomniałabym, co to uśmiech. Czy to źle?
-Teoretycznie nie, ale powinniście szczerze pogadać o tym, co Was łączy.
-Po co? Przecież poza kilkoma pocałunkami niczego nie było...
-Ach tak?
-No tak przypadkiem... Jakieś trzy razy.- uśmiechnęłam się nerwowo.
-Oj, Dulce... No cóż, życzę Wam szczęścia. Jak coś, to przychodź, kiedy chcesz.- posłała mi serdeczny uśmiech. -A i masz tu receptę.- podała mi kartkę.
-Dziękuję, do widzenia.
-Do widzenia.- po tych słowach wyszłam. Szłam korytarzem, pogrążona w myślach. Ta rozmowa naprawdę wiele mi dała. Tyle tylko, że teraz mam wątpliwości, co do swoich uczuć do Uckera. Dość szybko go znalazłam. Siedział w bufecie i grał w jakąś gierkę na telefonie.

Anahi:
Cały dzień przesiedziałam w domu. W zasadzie to moim jedynym ruchem na dziś było chodzenie z pokoju do kuchni po słodycze. No ok, jeszcze od czasu do czasu wychodziłam do toalety. Byłam w kompletnej rozsypce. Bałam się tego, co chce mi powiedzieć Poncho. Jednocześnie doskonale wiedziałam, że wczoraj zniszczyliśmy naszą przyjaźń. Tak, to jest powód, żeby objadać się czekoladą. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Wstałam, by otworzyć. Najgorsze jest to, że miałam trochę dalej niż do kuchni. W drzwiach ujrzałam nie kogo innego, jak mojego towarzysza ostatniej nocy.
-Cześć.- powiedziałam cicho, kiedy on zmierzał mnie wzrokiem z góry na dół. -No co? Wejdziesz, czy będziemy stać tak w progu?- zapytałam skrępowana, przyglądając mu się uważnie.
-Nie no jasne, bo to nie rozmowa na "przez próg".- jej, o takim rodzaju rozmowy to ja jeszcze nie słyszałam. Wszedł do środka, a ja zamknęłam drzwi.
-Napijesz się czegoś?- jejku, atmosfera między nami była taka drętwa, wręcz ponura.
-Wody, albo jakiegoś soku jak masz.- odpowiedział poważnym tonem. Przerażał mnie.
-Proszę.- podałam mu sok i sobie też nalałam. -No więc o czym chciałeś gadać?- a ja jak zwykle robię z siebie idiotkę, bo przecież temat naszej rozmowy jest praktycznie oczywisty.
-Wiesz to doskonale.- jaki on oschły i oficjalny...
-Poncho, czy Ty... Tego żałujesz?- zapytałam nieśmiało.
-No wybacz... Zdradziłem z Tobą swoją żonę.

No dobrze Moniczko, Ty marudo głupia masz rozdział :* Taki trochę nudny w porównaniu do tego, jaki ponoć jest Twój xD No ale chciałaś, to masz ;) 
P.S. Jeśli skończą mi się rozdziały, co zaburzy regularne dodawanie i będą rzadziej, to pamiętajcie, że to wina wspomnianej wyżej marudnej, podłej szantażystki :P 

3 komentarze:

  1. Nie pochwalam zdrad no ale w tym wypadku Poncho bardzo dobrze zrobił że zdradził swoją żonę z Ann :). Ogólnie rozmowa z tą babką Dulce się przydała Ucker jest wspaniały cudowny i kochany no i wszystko co najlepsze ma :D. No i czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zacznę od rzeczy bardzo przyjemnej, ponieważ chciałabym dowiedzieć się jaki sok dostał Poncho? No co nie napisałaś o tym. A teraz tak oczywiście jak już zaczęłam to skończę pisać o Ponny, Więc jak on mógł? Świnia ma żonę i nic nie powiedział Ann, toż to niedorzeczne, straszne przecież on wydawał się taki miły, czuły. Tak się nie zachowują żonaci! A Ty mówisz, że to ja jestem podła. A Ty co robisz Ann? Pomyśl jak ona się teraz czuję ! ?
    A co do Vondy, to bardzo podoba mi się, że są wobec siebie coraz śmielsi no i już w sumie to się nie wstydzą siebie nawzajem. Ja to chciałabym, żeby była akcja wiesz Ucker się myję i przez przypadek wchodzi do łazienki Dula haha. Podejrzewam, że osoby które mnie nie znają a czytają komentarze tutaj to mają mnie za erotomana jakiegoś xd No więc dawaj szybciutko kolejny i nie kłam bo już masz napisane wszystkie, a bynajmniej ostatnio mi pisałaś że właśnie piszesz ostatni rozdział ! :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajny rozdział. Czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń