poniedziałek, 23 lutego 2015

1. Mam dość...

Dulce:
Chodziłam w kółko po kuchni, by zdążyć zrobić obiad zanim wróci Carlos. Nie powinnam sobie pozwolić na spanie do południa, bo teraz mogę mieć przez to problemy. Co jak mój mąż wróci głodny, a w domu nie będzie obiadu? Jak się wytłumaczę? Obierając ziemniaki, usłyszałam dźwięk smsa. Wzięłam telefon do ręki i przeczytałam: "Masz wpierdol idiotko! Nie zrobiłaś mi kanapek do pracy." Tak, był to sms od Carlosa. Rzuciłam telefon na stół i wróciłam do swojego wcześniejszego zajęcia. Teraz trwałam w podwójnym strachu. Awanturę i tak miałam już gwarantowaną, ale jeśli jeszcze nie zdążę z obiadem, to mąż mnie zabije. W tym pośpiechu i roztargnieniu zacięłam się nożem. Pisnęłam głośno, rzucając ostre narzędzie. Krew kapała jak szalona, ale nie miałam czasu się tym porządnie zająć. Zawinęłam palca jedynie w chusteczki i związałam gumką recepturką. Z trudem i bólem skończyłam kroić warzywa na surówkę. Zostało mi tylko usmażenie kotletów. Uporałam się z tym dość szybko. Po skończonej pracy odetchnęłam z ulgą. Teraz mogłam zająć się swoim skaleczeniem. Przemyłam ranę wodą utlenioną i zawinęłam bandażem, bo plasterek by nie wystarczył. Do przyjścia Carlosa, lub jak kto woli tyrana zostało 5 minut. Nałożyłam mu ciepły obiad i czekałam na niego. Sama podjadałam jedynie surówkę z miski i jednego małego kotleta. W zasadzie mogłabym zjeść normalnie, ale nie byłam w stanie ze strachu przed tym, co może stać się za chwilę. Kiedy usłyszałam otwierające się drzwi, serce podeszło mi do gardła. Przełknęłam głośno ślinę i przymknęłam oczy. Do kuchni wpadł wściekły Carlos. Od razu prawie, że z rozbiegu uderzył mnie w twarz. Odleciałam w drugą stronę. Spojrzał na mnie z pogardą, złapał za talerz z obiadem i wyszedł jeść do salonu. Zapłakana  osunęłam się na podłogę. Poczułam w ustach smak krwi. Wstałam i chciałam biec do swojego pokoju. Zatrzymał mnie jednak jego głos:
-Gdzie idziesz suko?!
-Nie Twoja sprawa.- odpysknęłam, nie przemyślając tego wcześniej. Nie mam pojęcia skąd wzięłam w sobie tyle siły, by mu odpowiedzieć. 
-Co powiedziałaś?!- krzyknął i podszedł do mnie, wykręcając mi rękę.
-Puść, to boli!- próbowałam się wyrwać, ale na próżno. On jeszcze zacisnął dłoń na moim przedramieniu, napawając się moim cierpieniem.
-Nie podskakuj mi, bo pożałujesz!- pociągnął mnie za włosy do dołu. Zareagowałam jedynie płaczem, a on szyderczym śmiechem. Puścił mnie, wręcz rzucił na podłogę i wrócił do jedzenia. Wstałam i wybiegłam z domu. Byłam świadoma tego, że dużo ryzykuję, bo później będzie jeszcze gorzej, ale nie obchodziło mnie to. Chciałam tylko poczuć wolność, swobodę z dala od codziennego koszmaru, choćby na chwilę. Zamknęłam za sobą bramę i szłam przed siebie. Trafiłam do lasu. Było zimno, robiło się ciemno, ale to nie było dla mnie ważne. Szłam, zastanawiając się nad sensem swojego istnienia. Nienawidziłam siebie za to, jak zniszczyłam sobie życie. Usiadłam na przewróconym pniu drzewa, schowałam twarz w dłonie i płakałam. Tylko to mi pozostało, nie byłam w stanie zrobić niczego innego. Miałam dosyć całego świata, w którym przyszło mi żyć. Potrzebowałam rozmowy z kimś bliskim. Doskonale wiedziałam, że istnieje tylko jedna osoba, do której mogę się zwrócić. Wstałam i otarłam łzy. Wcześniej pod wpływem emocji szłam byle gdzie. A teraz nie wiedziałam, gdzie się znajduję, ani jak wyjść z tego cholernego lasu. Mało nie umarłam ze strachu, kiedy usłyszałam szelest liści. Tam ktoś był i przedzierał się przez zarośla w moim kierunku. Miałam w głowie najczarniejsze scenariusze. Uciekłam od męża tyrana, a teraz byłam narażona na spotkanie być może nawet z jakimś gwałcicielem, albo nie wiadomo z kim jeszcze. Zza drzew wyłoniła się postać mężczyzny. Patrzył na mnie przeszywającym wzrokiem, zmierzając z góry do dołu. W końcu powiedział dość miłym głosem:
-Co tu robisz? Mąż Cię szuka, a Ty sobie siedzisz w lesie. 
-Kim jesteś? Znasz mojego męża?- pytałam przestraszona. Wiedziałam, że mogą być z tego kłopoty.
-Tak, pracuję z nim. Jestem jego przyjacielem.- odpowiedział brunet. -Jestem Poncho.- przedstawił się, podając mi rękę. 
-Dulce. A teraz przepraszam, muszę iść.- odwróciłam się i szybkim krokiem odeszłam w przeciwnym kierunku. Odwracałam się jeszcze kilka razy z obawą, czy za mną nie idzie. Na szczęście nie, stał ciągle w tym samym miejscu. Po jakimś czasie zdołałam wyjść z lasu. Szłam w stronę osiedla w centrum Meksyku, gdzie mieszka moja kuzynka Any. Zapukałam cicho do drzwi. Już po chwili ujrzałam w nich blondynkę.
-Dul, co się stało?- zapytała z troską, widząc, że płaczę.
-Mam dość...- wydukałam i wtuliłam się w nią.
-No już, cicho.- próbowała mnie uspokoić, przytulając mocno i pocierając moje plecy. 
-Any, ja chcę umrzeć... Nie chcę takiego życia, nic nie ma sensu.- histeryzowałam.
-Spokojnie, wejdź.- zaprosiła mnie do środka. -Siadaj. Chcesz coś do picia?- zaproponowała. 
-Nie. Chcę tylko Twojej obecności. Ukryj mnie przed nim, zrób coś, błagam...- dławiłam się łzami, żywo gestykulując. 
-Kochana Ty moja... Wiesz przecież, że zawsze będę przy Tobie. W dupie mam Carlosa i jego chore ambicje. Zrobię wszystko, żebyś odzyskała spokój.- przytulała mnie czule. 
-Dziękuję, ale nie jesteś w stanie nic zrobić. On mnie tu i tak znajdzie.- stwierdziłam, płacząc jeszcze mocniej. 
-Tutaj tak, ale mam pewien pomysł.- wstała i wzięła telefon.
-Do kogo dzwonisz?- zapytałam zaciekawiona.
-Do Christiana, mojego byłego. Zaraz Ci wszystko opowiem.- wybrała numer i zadzwoniła. -No hej Chris.- powiedziała po chwili. 
-...
-Masz czas? Mógłbyś do mnie wpaść? To bardzo ważne, potrzebuję Twojej pomocy.- mówiła słodkim głosem. 
-...
-Dziękuję.- rozłączyła się.
-A teraz mów, kto to.- zażądałam żywiej i z delikatnym uśmiechem. Any zawsze miała dość ciekawe życie towarzyskie. Szczerze mówiąc zazdroszczę jej, że potrafi znaleźć wyjście z każdej sytuacji, zawsze jest wesoła i silna psychicznie. Ja zawsze byłam słaba...
-No więc... Byłam z nim prawie pół roku. Rozstaliśmy się, bo stwierdziłam, że to nie jest to, nie kochałam go po prostu. Zostaliśmy dobrymi przyjaciółmi i zawsze mogę na niego liczyć. Ma dom za miastem i mógłby Cię tam ukryć. Na pewno nie odmówi.- opowiedziała. Jak zwykle o niczym nie wiedziałam, tak wiele mnie mija, odkąd jestem 
z tym śmieciem. 
-Carlos mnie wszędzie znajdzie, to nic nie da.- stwierdziłam zrezygnowana. 
-Damy radę.- tak, to właśnie Anahi i jej pozytywne podejście do życia.  

Ucker:
Siedziałem w domu i oglądałem telewizję. Latałem po kanałach, bo nie mogłem znaleźć niczego ciekawego. Nagle usłyszałem dźwięk telefonu. To pan Montenegro-   mój szef. Kazał mi przyjść, jak zwykle ten sam tekst: "Za pięć minut masz być u mnie!" Ubrałem się i wyszedłem. Po kilku minutach dotarłem na miejsce. 
-Znajdź moją żonę!- rozkazał, kiedy wszedłem do jego gabinetu. 
-Gdzie jest?- zapytałem zdezorientowany.
-No chyba mówię, że masz ją znaleźć tumoku!- zdenerwował się. 
-No tak, przepraszam. Nie zawiodę pana, na pewno.- powiedziałem i udałem się w kierunku wyjścia. Bałem się go, bo był wyjątkowo nerwowym i porywczym człowiekiem. I ta złość w jego oczach, która aż mrozi krew w żyłach i przyprawia o dreszcze. Nie znoszę go, ale nie mam wyjścia, muszę dla niego pracować.  
-Ciekawe, gdzie ja mam jej niby szukać...- powiedziałem sam do siebie. Nie rozumiałem, czemu ciągle mam szukać tej kobiety. Jak można zgubić żonę? O co tu w ogóle chodzi?...



Alfonso Herrera (Poncho)- przyjaciel Carlosa, a zarazem jego wspólnik w interesach, ale tych czystych. To dobry człowiek. Nie jest świadomy czynów Carlosa i nie uważa go za złego. Jest często oszukiwany przez swojego wspólnika, ale tego nie zauważa.



Christian Chavez- były chłopak Anahi. Darzy ją wielkim uczuciem, ale nie jest to miłość. Pragnie być blisko niej jako przyjaciel. Jest dobrym człowiekiem i każdemu służy pomocą. Ma niesamowite poczucie humoru.

No i jest pierwszy rozdział!! O tydzień szybciej, niż planowałam, ale do 10 rozdziałów, to do 10 ;) Wenę miałam niesamowitą :D No więc chciałabym Was poinformować, że teraz zmieniamy system dodawania xD Żadnych szantaży (to się tyczy oczywiście do Moniki i M Marzenie :)), będę dodawać zawsze w poniedziałki i czwartki :) No chyba, że już nie będę miała napisanych, wtedy może być problem i coś się zmieni. Póki co jest tak zaplanowane ;) A miałam pisać w normalnej narracji, ale stwierdziłam, że nie umiem i głupio mi to wychodzi, więc będę jako Dul, Ucker, Any i Poncho, mam nadzieję, że Wam się spodoba. No więc miłego czytania :*

3 komentarze:

  1. apfff ja i tak żądam w poniedziałki, czwartki i niedziele !!! No, a to dlatego że tak strasznie ranisz Dule to będziesz pokutować rozdziałami 3 razy :p Nie wiem co mam napisać nawet, oo ten jej mąż to ćwok, świnia, frajer itd.
    Dulka powinna od niego jak najszybciej odejść, a nie się obawiać co będzie jeśli, przecież on w końcu ją skatuje, a Ucker ćwok niech jej nie szuka albo niech powie, że jej nie znalazł xd Dobra to ja kończę, ale dlatego że piszę dalej swój no że jeden do przodu chce mieć xd

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałam wcześniej ale dopiero teraz mogę skomentować a więc rozdział mi się podoba tylko że ten mąż Dulce jest okropny jak on się zachowuje psychol. Cieszę się że ona ma na kogo liczyć :) jakiś plus:-). Mam nadzieje że uda się jej uwolnić z tego koszmarnego domu i niech ucieka jak najdalej od niego !!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajny rozdział. Czekam na kolejny:)

    OdpowiedzUsuń