Przez kolejne dni moje relacje z Uckerem były bardzo różne. Codziennie nachodził mnie i marudził, żebym z nim była, a ja nie miałam zbytnio ochoty z nim na ten temat dyskutować. Był cholernie natrętny i nie dawał mi spokoju. Jednak chwilami byliśmy naprawdę bardzo blisko, jakbyśmy byli kochającą się parą i to już od paru lat. Tak było w zasadzie ciągle, dopóki nie wchodziliśmy na tematy związane z przyszłością, lub też strefę intymną. Zawsze mieliśmy o czym gadać, ale za żadne skarby nie pozwalałam mu się dotykać. Wyjątek stanowiły momenty, kiedy to na przykład doprowadził mnie do łez, a potem przytulał. Nie miałam nic przeciwko niewinnym uściskom, lubiłam je. Wszystko szlag trafił, jak dostałam pismo z uczelni, że mogę wrócić na studia, wyjątkowo bezpłatnie ze względu na moją trudną sytuację. Na początku byłam bardzo szczęśliwa, bo poczułam, jak otwierają się przede mną drzwi do przyszłości z dala od dawnych problemów. Pobiegłam od razu pochwalić się Anahi. Cieszyła się wraz ze mną, tym bardziej że nigdy nie popierała mojego związku z Uckerem i pragnęła mojego dobra. Dopiero właśnie moja kochana blondyneczka uświadomiła mi, co mnie czeka. Poprosiłam ją, żeby o niczym nie mówiła Uckerowi. Tym sposobem miałam tydzień na przygotowanie go psychicznie do tego rozstania. Mój plan był podły, choć początkowo uważałam go za idealny...
Od dnia, w którym przyjęto mnie na uczelnie, wszystko się zmieniło, to znaczy... Oczywiście między mną a Uckerem. On nie był niczego świadomy, ale ja byłam zagubiona gdzieś pomiędzy tym, co zrobić muszę, a tym, co podpowiada mi serce. Okrutna prawda była taka, że w głębi duszy chciałam zostać tu przy nim i właśnie ta myśl tak mnie przytłaczała... Nie rozumiałam tego i na siłę odganiałam od siebie te myśli, oczywiście mało skutecznie. Ucker wiele razy pytał, co mi jest i dlaczego jestem inna niż ostatnio, ale konkretnej odpowiedzi nigdy nie otrzymał. Miałam wielką ochotę złamać zasadę naszego "związku", choć do końca nie wiem, czy można to tak nazwać. Pragnęłam jeszcze ten ostatni raz poczuć ciepło jego nagiego ciała i zaznać tej cudownej intymnej relacji jak wtedy, po naszym pierwszym pocałunku. Wiedziałam jednak, że jest to niemożliwe, bo w ten sposób okazałabym swoją słabość i znów się mu poddała, a przecież nie mogłam do tego dopuścić. Dzień przed moim wyjazdem spakowałam się i schowałam walizkę do szafy, żeby się nie zorientował. Chodziłam wciąż rozdrażniona i przejęta perspektywą wymykania się z domu. Wieczorem, kiedy kładłam się spać, w pokoju nawiedził mnie Ucker. Miałam nadzieję, że tego nie zrobi, a tu taka niespodzianka... Z jednej strony miła, ale z drugiej dość uciążliwa.
-Co Cię do mnie sprowadza, Uckerku?- zapytałam poważnym tonem, starając się nie okazywać emocji nagromadzonych w moim ciele i umyśle.
-Po prostu miałem taką dziwną potrzebę bycia z Tobą. To naprawdę silniejsze ode mnie.- zachowuje się zupełnie jakby coś wyczuwał, a przecież nie ma mowy, aby był tak inteligentny i domyślny.
-Proszę, idź sobie, bo zrobię coś, czego bardzo nie chcę zrobić.- miałam na myśli dziki seks z nim, miałam na to wielką ochotę.
-O czym mówisz?
-Nieważne, ale proszę idź już.- trzymałam go na dystans, żeby tylko nie pobudzić moich zmysłów jego obecnością.
-A nie mogę położyć się z Tobą do łóżka? Obiecuję, że będę grzeczny, tylko się koło Ciebie położę. Błagam...- nie powinnam się na to zgodzić, ale to mogła być forma naszego pożegnania, to znaczy może raczej moje pożegnanie z Uckerem, bo to przecież działa tylko w jedną stronę.
-No dobra, niech Ci będzie.- przewróciłam oczami z rezygnacją, po czym weszliśmy razem pod kołdrę.
Spojrzałam mu głęboko w oczy, tak inne od tych jakie poznałam jakiś czas temu. Teraz naprawdę wyrażały one uczucia, może nie do końca nazwane, ale zawsze jakieś. W tej chwili rozpływałam się pod jego czułym, a jednocześnie nadal tak pożądliwym wzrokiem. Nie mogąc już trzymać na wodzy swojego dzikiego pożądania, odwróciłam się do niego tyłem, by nie musieć na niego patrzeć. W moich oczach wezbrały łzy, bo uświadomiłam sobie, że wcale nie chcę go opuszczać.
-Zachowujesz się dziwnie. Co Ci jest?- zapytał, obejmując mnie.
-Nic mi nie jest. Ogarnął mnie po prostu taki smutek, bo jutro mijają dwa miesiące od śmierci Juanita.- skłamałam, bo już jakiś czas temu zrozumiałam, że mój brat ma teraz lepsze życie i nie mogę w nieskończoność za nim płakać.
-A no tak, wszystko już jasne. Tylko mi tutaj znowu nie popadaj w rozpacz.- uśmiechnął się ciepło i pocałował mnie w policzek.
-Nie martw się, możesz być spokojny. Raczej nie zamierzam płakać jutro cały dzień, tak mnie tylko przez chwilę to przybiło. Ale już jest okej.
Rozmawiałam z nim o czymś poważnym i cholernie dla mnie ważnym, ale mimo to bez przerwy walczyłam ze sobą, żeby się na niego nie rzucić. To było nawet trudniejsze niż podjęcie decyzji o "pracy dla niego". Musiałam go w ogóle jakoś wygonić z pokoju, bo rano wyjeżdżam i będzie ciężko. Jedynym sposobem była chyba kłótnia.
-Uckerku, możesz mnie tak nie przytulać?- zapytałam, próbując zdjąć jego rękę z mojej talii.
-Dlaczego? Przecież lubisz, jak Cię przytulam.
-Tak, ale nie w ten sposób i nie w łóżku, bo przypominają mi się dawne czasy, o których pamiętać nie chcę.- kiedy ja gadam te bzdury, moje serce głośno krzyczy: "Idiotko, kochasz go, zostań z nim i nie kombinuj!", ale przecież ja muszę być tą rozważną dziewczyną, która sama odbiera sobie sens istnienia...
-Dul, proszę Cię... Wiesz, jak wielką ochotę zawsze na Ciebie miałem. A wyobraź sobie, że ciągle dość skutecznie to w sobie tłumie na Twoje życzenie. Dostosowałem się do twoich zasad, a Ty nie pozwalasz się nawet przytulić, to wredne.- on ma rację, ale przecież nie o to tutaj chodzi.
Czułam, że nie odpuści, więc musiałam uciec się do innych środków. Nagle usiadłam na brzegu łóżka i zaczęłam zakładać kapcie.
-Gdzie idziesz?- zapytał zdezorientowany.
-Idę spać gdzieś, gdzie Cię nie ma.
-No dobra, już sobie idę, śpij.- i o to chodziło, kochany... Wstał i bardzo zawiedziony kierował się do wyjścia.
Nie chciałam, żeby tak wyglądało nasze pożegnanie, musiałam coś zrobić.
-A buziaka na dobranoc nie dostanę?- zapytałam słodziutko, patrząc na niego z uśmiechem.
-No jeśli chcesz...
Cofnął się i pochylił nade mną, żeby tylko mnie cmoknąć. Był taki niepewny, tego co robi... Myślę, że rozważał, czy może w ogóle dotknąć moich warg, czy może tylko policzka. To było dosyć zabawne. Zdecydował się jednak na ryzyko, a ja niewiele myśląc, przytrzymałam jego głowę przy sobie, by pogłębić pocałunek. Z wrażenia aż opadł na mnie całym ciałem. Kiedy on był w szoku, ja korzystałam z okazji. Objęłam rękami jego szyję i bawiłam się jego włosami, całując go coraz zachłanniej. Dopiero po jakimś czasie Ucker aktywnie się w to włączył. Nasze języki rozpoczęły cudowny taniec namiętności. Dosłownie miażdżył moje usta swoimi, jak i zresztą mnie całą ciężarem swojego ciała. To wspaniałe uczucie, tym bardziej że zdałam sobie sprawę z moich uczuć do niego. W tym momencie byłam naprawdę szczęśliwa. No dopóki nie przypomniałam sobie idei tego pocałunku... Przecież w ten sposób się z nim żegnam, a on biedny myśli, że to buziak na dobranoc. To brzmi zabawnie, a w rzeczywistości jest bardzo bolesne i trudne do zaakceptowania. Wracając do fizycznej strony tej chwili: W pewnym momencie zaczęłam się obawiać tego, co może się zaraz stać. Miałam nad sobą pełną kontrolę, ale wszystko do czasu... Przez czułe pieszczoty Uckera trafiłam panowanie nad swoim ciałem i chciałam wciąż więcej jego dotyku, pocałunków i pewnie nie tylko. On był bardzo delikatny i wciąż niepewny, ale to chyba tylko strategia działania. Robił coraz śmielsze ruchy, gładząc dłonią coraz większy obszar mojej skóry. Jego chłodne ręce dotarły już na mój rozgrzany pożądaniem do granic możliwości brzuch. I to był jego błąd, bo przeszedł mnie dreszcz, który orzeźwił mój umysł. Ze łzami w oczach, odepchnęłam go delikatnie i wydukałam cicho między pocałunkami:
-Już, wystarczy.- nie zareagował, był zbyt zajęty. -Ucker, przestań już.
Tym razem dotarły do niego moje słowa i oderwał się od moich ust ze zdziwioną miną.
-Tylko nie krzycz, sama zaczęłaś.- rozbawiło mnie to strasznie i zaczęłam się śmiać.
-Dobra, złaź ze mnie.
-Cholera, nie rozumiem Cię...- wstał z łóżka, przyglądając mi się uważnie.
-I nie zrozumiesz, kochanie.- odpowiedziałam, przykrywając się kołdrą, żeby się już na mnie nie gapił. -A teraz dobranoc, już bez buziaka.
-Dobranoc.- odpowiedział, znów kierując się do drzwi.
-Ucker... Przytulisz mnie mocno tak na dobranoc?- nie mogłam się powstrzymać, wcale nie chciałam, żeby wyszedł.
-Oj, marudo moja... Jasne, chodź tu.- usiadł koło mnie na łóżku, a ja wtuliłam się w niego słodko.
Delikatnie kołysał mnie w swoich ramionach, jednocześnie głaszcząc po plecach.
-Ja naprawdę muszę Cię kochać, bo normalnie to już bym się wkurwił na te Twoje zwodzenie mnie i albo stąd wyszedł, albo się na Ciebie rzucił.- stwierdził tak radosnym głosem, że aż mi go żal, bo mu tą radość jutro odbiorę.
-Ty nie umiesz się na mnie złościć, kochany.- powiedziałam, odsuwając się od niego, by móc patrzeć mu w oczy.
-Właśnie dlatego, że jestem ewidentnie w Tobie zakochany.
Zmieszałam się i już się nie odezwałam. Wyszedł, a ja wreszcie położyłam się spać. Miałam niecałe cztery godziny snu, bo na 3:30 ustawiłam sobie budzik.
Nie opłacało mi się nawet zasypiać, bo już "po chwili" zadzwonił budzik.
Wstałam i pierwsze co to wzięłam kartkę, długopis i postanowiłam napisać do Uckera list pożegnalny z wyjaśnieniami. Oczywiście wszyscy po za nim wiedzieli o moim wyjeździe.
"Kochany Uckerku!
Nie wiem od czego zacząć... Pewnie dziwi Cię to, że leży koło Ciebie jakaś kartka i wyobrażam sobie Twoją minę xD Przejdę może do rzeczy: wyjeżdżam (a właściwie wyjechałam, bo pewnie długo spałeś i dość późno to czytasz) na studia, tak jak wcześniej już zapowiedziałam. Już dawno wysłałam podanie, ale tydzień temu dostałam odpowiedź. Przepraszam z całego serca, że o niczym Ci nie powiedziałam. Uznałam po prostu, że tak będzie lepiej. Oboje wiemy, że gdybyś wiedział, to byś mnie zatrzymał. Mam nadzieję, że mi wybaczysz. Jak wiesz, chciałam wyjechać, żeby zacząć nowe życie, być szczęśliwa i takie tam. Wczoraj jednak ogarnął mnie smutek, bo zrozumiałam, że będę za Tobą tęsknić. Stąd te moje dziwne zachowanie. Buziaki i uściski "na dobranoc" były naszymi ostatnimi. W ten sposób się z Tobą żegnałam, a Ty nawet nie zdawałeś sobie z tego sprawy. Nie masz pojęcia, jak bardzo chciałabym zostać z Tobą i zacząć wszystko od nowa. Jednak prawda jest taka, że nasze wspólne szczęście jest abstrakcją, czymś zupełnie niemożliwym. Jakby się tak zastanowić to był taki moment, kiedy byłam przy Tobie naprawdę szczęśliwa. W ten pamiętny wieczór przed operacją Juanita, kiedy pierwszy raz się kochaliśmy <3 Wtedy nagle wszystko wydało mi się idealne. Wcześniej Cię nienawidziłam, bo byłeś zbyt perwersyjny, a nasza relacja tylko cielesna. A teraz? No cóż... Teraz naprawdę dobrze, się przy Tobie czułam, ale brakowało mi tej fizycznej relacji, która była na początku, choć sama z tego zrezygnowałam. Wszystko po to, żeby się w to nie wciągać, bo nie chciałam być Twoją własnością. Wczoraj powiedziałeś, że mnie kochasz... Jeśli tak jest naprawdę, to proszę nie szukaj mnie. Choć teraz łamie mi się serce na myśl o rozstaniu z Tobą, to wiem, że tak musi być. Chcę cieszyć się wolnością z dala od miejsca, w którym wylałam tyle łez. Wiedz, że nigdy o Tobie nie zapomnę, bo w jakimś sensie też Cię pokochałam. Bardzo się zmieniłeś (na lepsze oczywiście) i na pewno znajdziesz sobie kogoś, kogo pokochasz mocniej niż mnie. Może kiedyś Cię odwiedzę, ale raczej nie prędko, bo to zbyt boli.
P.S. Choćby wbrew Tobie, oddam Ci pieniądze, jak tylko będę miała.
Dulce"
Ledwo widziałam przez zaszklone oczy i strasznie brzydko to napisałam. W dodatku na kartce było kilka mokrych plam od moich łez. Zakradłam się cichutko do pokoju Christophera i położyłam kartkę na komodzie przy łóżku tuż obok jego telefonu. Delikatnie pocałowałam go w policzek i wyszłam. Ogarnęłam się i razem z Anahi pojechałyśmy z szoferem do centrum Meksyku, gdzie stoi wielki budynek najlepszej uczelni w kraju. W sumie określenie "wyjechałam", którego ciągle używam jest chyba trochę za mocne, bo stąd do domu Uckermannów wcale nie jest tak daleko. Obiecałyśmy sobie z Ann, że będziemy utrzymywać ze sobą kontakt. Kazałam jej też przysiądz, że nie powie bratu, gdzie jestem.
❄❄❄❄❄❄❄❄❄❄❄❄
No dobra... Zamierzałam jednak nie dodawać, bo jakoś słabo z komentarzami ostatnio było, no ale okej... Wiecie te święta xD Siedzę u babci po kolacji i czekam na pasterkę, więc stwierdziłam, że dodam ten rozdział. No więc kochane moje... Wesołych świąt, spełnienia marzeń i wgl wszystkiego co najlepsze :* I co ja Wam mogę dzisiaj jeszcze powiedzieć? Mam ważną sprawę, ale to po świętach, bo nie chcę nikomu psuć humoru :P No to żegnam wszystkich i zapraszam na rozdział kiedyś tam xD