Ucker:
Jeździłem przez jakiś czas po mieście bez celu, a potem poszedłem do parku. Siedziałem na ławce, bo chciałem pobyć sam i pomyśleć nad swoim życiem. To wszystko mnie przerosło i nie potrafiłem już nawet gadać z Dulce. A to, że poznała prawdę tylko pogorszyło sytuację... Niby wszystko jej wyjaśniłem, ale to nie koniec. Czułem, że po powrocie do domu wrócimy do tego tematu i będzie mnie dalej męczyć, albo przede mną uciekać, w sumie nie wiem jak to przyjęła. Najbardziej boję się, że moja kochana Dulisia powie kilka słów za dużo, a ja wybuchnę i nie daj Boże zrobię jej krzywdę. Nie jest to moja wina, że nie panuję nad emocjami, ale przy niej naprawdę się staram. Ucieszył mnie jej SMS, który dostałem zaraz po wyjeździe, żebym tak nie pędził. Rzeczywiście wtedy zwolniłem, bo pomyślałem, co by było z Dulce, gdyby coś mi się stało. Jej ciągłe dzwonienie trochę mnie drażniło, bo zakłócała tym mój spokój. Mimo wszystko jednak za każdym razem na mojej twarzy pojawiał się uśmiech, bo moja żona się o mnie martwiła. Kocha mnie! Nie mogłem być taki okrutny i nie dawać znaku życia... Musiałem chociaż napisać tego SMS-a. Miałem nadzieję, że serio poszła spać, ale kiedy wszedłem do domu, trochę się przeraziłem. Moja kochana żona owszem spała, ale na parapecie w kuchni. W pomieszczeniu panował półmrok przez zapaloną lampkę. Dulce siedziała na parapecie z podkulonymi nogami pod brodę i spała. Od razu domyśliłem się, że na mnie czekała i dlatego nie poszła nawet do łóżka. Była 3 w nocy i nie chciałem jej budzić, bo pewnie znowu by mnie męczyła pytaniami. A zresztą spała tak słodziutko, że nie miałem serca jej obudzić. Poszedłem do pokoju pościelić łóżko i wróciłem po nią, by ją tam położyć. Przeniosłem ją delikatnie, by się nie obudziła. Zarzuciła ręce na moją szyję i mruknęła cichutko, wtulając się w moją klatę. Ułożyłem ją wygodnie w łóżku, po czym dałem jej słodkiego buziaka w policzek. Była trochę zmarznięta przez to siedzenie przy uchylonym oknie, więc przykryłem ją szczelnie kołdrą. Spała spokojnie, a ja wyszedłem z pokoju, zamykając po cichu drzwi. Nie położyłem się z nią, bo przecież "zakończyliśmy" ten związek, chociaż myślę, że to i tak nieaktualne. Nie chciałem jej denerwować, bo zbyt słodko i spokojnie spała. Postanowiłem odbyć z nią jutro poważną rozmowę, ale teraz poszedłem spać w salonie. O dziwo całkiem szybko zasnąłem, byłem zmęczony tym "spacerem" i chyba zresztą całym życiem.
Jeździłem przez jakiś czas po mieście bez celu, a potem poszedłem do parku. Siedziałem na ławce, bo chciałem pobyć sam i pomyśleć nad swoim życiem. To wszystko mnie przerosło i nie potrafiłem już nawet gadać z Dulce. A to, że poznała prawdę tylko pogorszyło sytuację... Niby wszystko jej wyjaśniłem, ale to nie koniec. Czułem, że po powrocie do domu wrócimy do tego tematu i będzie mnie dalej męczyć, albo przede mną uciekać, w sumie nie wiem jak to przyjęła. Najbardziej boję się, że moja kochana Dulisia powie kilka słów za dużo, a ja wybuchnę i nie daj Boże zrobię jej krzywdę. Nie jest to moja wina, że nie panuję nad emocjami, ale przy niej naprawdę się staram. Ucieszył mnie jej SMS, który dostałem zaraz po wyjeździe, żebym tak nie pędził. Rzeczywiście wtedy zwolniłem, bo pomyślałem, co by było z Dulce, gdyby coś mi się stało. Jej ciągłe dzwonienie trochę mnie drażniło, bo zakłócała tym mój spokój. Mimo wszystko jednak za każdym razem na mojej twarzy pojawiał się uśmiech, bo moja żona się o mnie martwiła. Kocha mnie! Nie mogłem być taki okrutny i nie dawać znaku życia... Musiałem chociaż napisać tego SMS-a. Miałem nadzieję, że serio poszła spać, ale kiedy wszedłem do domu, trochę się przeraziłem. Moja kochana żona owszem spała, ale na parapecie w kuchni. W pomieszczeniu panował półmrok przez zapaloną lampkę. Dulce siedziała na parapecie z podkulonymi nogami pod brodę i spała. Od razu domyśliłem się, że na mnie czekała i dlatego nie poszła nawet do łóżka. Była 3 w nocy i nie chciałem jej budzić, bo pewnie znowu by mnie męczyła pytaniami. A zresztą spała tak słodziutko, że nie miałem serca jej obudzić. Poszedłem do pokoju pościelić łóżko i wróciłem po nią, by ją tam położyć. Przeniosłem ją delikatnie, by się nie obudziła. Zarzuciła ręce na moją szyję i mruknęła cichutko, wtulając się w moją klatę. Ułożyłem ją wygodnie w łóżku, po czym dałem jej słodkiego buziaka w policzek. Była trochę zmarznięta przez to siedzenie przy uchylonym oknie, więc przykryłem ją szczelnie kołdrą. Spała spokojnie, a ja wyszedłem z pokoju, zamykając po cichu drzwi. Nie położyłem się z nią, bo przecież "zakończyliśmy" ten związek, chociaż myślę, że to i tak nieaktualne. Nie chciałem jej denerwować, bo zbyt słodko i spokojnie spała. Postanowiłem odbyć z nią jutro poważną rozmowę, ale teraz poszedłem spać w salonie. O dziwo całkiem szybko zasnąłem, byłem zmęczony tym "spacerem" i chyba zresztą całym życiem.
Dulce:
Obudziłam się koło 10 lekko skołowana. No dobra... Lekko to mało powiedziane... Byłam mocno zdezorientowana, bo przecież nie kładłam się do łóżka. Siedziałam na parapecie w kuchni i pewnie tam zasnęłam. Co więc się stało później? Odpowiedź uzyskałam, patrząc na stolik przy łóżku. Był na nim talerz z kanapkami i herbatka. Obok leżała kartka z liścikiem od mojego męża:
-Jestem.- powiedziałam niepewnie po jakimś czasie, siadając na brzegu kanapy. Fakt, znałam prawdę, ale mimo to wciąż miałam przed oczami wczorajsze drastyczne sceny i czułam dziwny respekt do Uckera, przez co nie mogłam usiąść tuż przy nim.
-No to świetnie. Jestem w pełni spokojny i możemy porozmawiać bez wrzasków. O ile w ogóle chcesz ze mną gadać...- przesunął się bliżej i patrzył mi w oczy, unosząc lekko mój podbródek, bym też na niego spojrzała.
-Chcę.- skinęłam twierdząco głową, ale nie miałam mojej standardowej pewności siebie, zupełnie jakby wyparowała.
-Skarbie, bądź sobą. Nie bój się, to przecież tylko ja... Kocham Cię i nie skrzywdzę, o to się nie martw. Rozluźnij się, ja też naprawdę jestem spokojny i przysięgam, że cokolwiek powiesz, to się nie wkurzę. Tylko proszę zaufaj mi i popatrz na mnie tak jak zawsze, nie jak na mordercę.
-Postaram się.- znów moja wypowiedź była krótka i pewnie mało satysfakcjonująca, ale Ucker tylko pokręcił głową i przewrócił oczami lekko zniesmaczony, a ja siedziałam i patrzyłam na niego tak niepewnie, jakbym dopiero go poznała, a w moich oczach pojawiły się łzy.
-Skarbuś... Chodź tu do mnie.- przyciągnął mnie do siebie i czekał, aż też go obejmę. Nie wyrwałam mu się, bo potrzebowałam jego bliskości i miłości. -Kocham Cię, Duluś.- powiedział, kołysząc mnie w swoich ramionach i tuląc mnie mocno do siebie.
-Ja Ciebie też, przepraszam za wczorajszą akcje.- wydukałam, zostawiając mu swoje łzy na karku.
-Nie przepraszaj, skarbie i nie płacz.- głaskał mnie po włosach i pocałował słodko w ramię. -To ja przepraszam, bo wciąż niszczę Ci życie. Popełniłem błędy, za które płacisz Ty, przeze mnie nigdy nie uwolnimy się od Amadora i przeszłości...- mówił zatroskany, głos mu się łamał.
-Naprawdę musisz dla niego pracować? To chore, pójdźmy na policję.- mówiłam, odrywając się od niego, ale nadal byłam dość blisko.
-Nie mogę, skarbie. Muszę robić, co mi ten kretyn karze. Nie mogę Cię przecież narazić na niebezpieczeństwo. Gdybym coś odwalił, pierwsze co to by zemścił się na mojej ukochanej żonie. To oczywiste samo w sobie, a on mi to nawet zapowiedział. Muszę to wytrzymać i wykonywać te psychiczne misje, bo tu chodzi o życie najważniejszej dla mnie osoby! Wiem, że to chore i jeśli tego nie wytrzymasz, to odejdziesz... Trudno, ale ja i tak nie dam Cię skrzywdzić i z tym nie skończę. Mam związane ręce. Ale ja nie Ty, więc wcale nie musisz...- wiedziałam, co chce powiedzieć i już nie musiałam dalej go słuchać, bo to nie miało sensu.
-Ucker, nie...- powiedziałam, ujmując jego twarz w dłonie. -Kocham Cię i nie zostawię Cię z tym samego. Jestem twoją żoną, będę przy Tobie zawsze i doceniam twoje poświęcenie... Ale wiedz, że już nic nie będzie takie samo jak przedtem. Po tym co widziałam, moje nastawienie do Ciebie niestety trochę się pewnie zmieni, choć miłość nie. Wybacz, ale nie mam na to wpływu... Widziałam, jak zgwałciłeś dziewczynę, więc pewnie teraz nie będę przez jakiś czas chciała się z Tobą kochać. To wiem na pewno, ale inne skutki tego też mogą być... Postaram się o tym zapomnieć, ale to będzie trudne i proszę Cię o wyrozumiałość. Nie złość się na mnie, jak będę się od Ciebie odsuwać, bo nie mam na to większego wpływu.- mówiłam, patrząc mu w oczy.
-To teraz nieważne... Wystarczy, że będziemy razem i będziesz mnie wspierać. Po prostu się nie kłóćmy i spędzajmy razem jak najwięcej czasu, dobrze? Gadaj ze mną i mnie przytulaj, tylko tyle od Ciebie oczekuję.- taki mój słodki misiaczek... Mówił jak mały, smutny chłopczyk, wtulając się we mnie.
-Dobrze, kochanie... Tylko proszę bądź silny i nie daj się zniszczyć psychicznie, bo pewnie o to mu chodzi.- głaskałam go po głowie, żeby się uspokoił, bo był naprawdę roztrzęsiony bardziej niż ja.
-Na bank tego właśnie chce... Ty widziałaś taką standardową misję, ale były takie, które do dziś mam ciągle przed oczami... Musiałem pobić własną matkę, zabić roczne dziecko, a Poncho zgwałcił Anahi!- podniósł głos i już naprawdę płakał, ciągle tuląc się do mnie. Przeraziły mnie jego słowa, ale co miałam zrobić? Odepchnąć go?!
-Boże... Roczne dziecko?!- to zrobiło na mnie największe wrażenie, nie mogłam uwierzyć własnym uszom.
-Mhm... I po tej misji zrobiłem się taki dziwny i więcej się kłóciliśmy. Gdybyś Ty widziała tą słodką dziewczynkę, która na początku śmiała się do mnie, tuliła... Później płakała, takie maleńkie biedactwo. Aj, to było straszne... Do tej pory widzę jej małą, przestraszoną buźkę i słyszę jej płacz. Nie mogę sobie z tym poradzić, naprawdę. To mnie tak dręczy, że nigdy w życiu nie będę w stanie zajmować się własnym dzieckiem. Także Dulisiu... Nie próbuj zachodzić w ciążę, bo chyba nawet nie podejdę do naszego dziecka, a już na pewno go nie wychowam.- miałam łzy w oczach i miałam ochotę uciec, kiedy o tym mówił, ale musiałam go wysłuchać... Zwierzał mi się bardzo emocjonalnie i nie mogłam tego olać, muszę go wspierać w każdy możliwy sposób.
-Uckerku... Już, dość! Nie mogę o tym słuchać, wybacz.- przerwałam, bo nie mogłam już wytrzymać. -Mam zbyt bujną wyobraźnię, a chyba wolę nie widzieć Cię w takiej sytuacji, bo będzie jeszcze gorzej. Wyobrażam sobie, jakie piekło przeżyłeś, ale wiesz co? Źle do tego podchodzisz... Jeśli będziemy mieć swoje dziecko, to będziesz miał okazję odkupić winy. Zajmiesz się nim tak, żeby niczego mu nie zabrakło i zapewnisz mu sto procent bezpieczeństwa. Nie dałbyś skrzywdzić swojej córeczki tak samo jak teraz mnie. Ideałem nie jesteś i popełniłeś mnóstwo błędów, ale nauczyłam się już o Tobie pewnej bardzo ważnej rzeczy... Że jeśli kogoś kochasz, to jesteś gotowy oddać życie za tą osobę, byleby tylko była szczęśliwa i bezpieczna. Dziękuję Bogu za to, że mam przy sobie tak cudownego mężczyznę. Jesteś najlepszym, co mogło mi się w życiu przytrafić i nie zamieniłabym Cię na nic ani nikogo innego. Pamiętaj, nigdy nie zarzucaj sobie niczego, wszystko jest winą naszych rodziców, bo to oni zniszczyli nam charaktery. To przez nich ćpałeś, zacząłeś zadawać się z takimi typami jak Amador, a ja zrobiłam się straszną nietykalską księżniczką bez przyjaciół! Gdyby nie oni zawsze bylibyśmy dobrymi, porządnymi ludźmi. Niestety jest jak jest, ale wszystko da się naprawić...- gadałam już cokolwiek, byleby tylko go pocieszyć i wpłynąć pozytywnie na jego samoocenę.
-Nie mam pojęcia, jak będzie dalej wyglądało nasze życie, ale cokolwiek by się działo, dla mnie priorytetem jesteś Ty i twoje życie. Ale masz rację... Jeśli kiedyś doczekamy się naszych dzieci, to będę najlepszym, przez co najbardziej nadopiekuńczym ojcem na świecie. Nie pozwolę nikomu skrzywdzić mojej rodziny.- na jego twarzy pojawił się delikatny, słodki uśmiech, który aż rozświetlił atmosferę.
-Właśnie! Musisz bronić swojej księżniczki, mój dzielny rycerzu.- dałam mu soczystego buziaka, przyciągając go do siebie za głowę.
-Wolałbym już chyba z mieczem w ręku walczyć ze smokiem...- stwierdził już luźniej, co bardzo mnie ucieszyło.
Kryzys pokonany!
Obudziłam się koło 10 lekko skołowana. No dobra... Lekko to mało powiedziane... Byłam mocno zdezorientowana, bo przecież nie kładłam się do łóżka. Siedziałam na parapecie w kuchni i pewnie tam zasnęłam. Co więc się stało później? Odpowiedź uzyskałam, patrząc na stolik przy łóżku. Był na nim talerz z kanapkami i herbatka. Obok leżała kartka z liścikiem od mojego męża:
"Mam nadzieję, że dobrze spałaś. Zjedz sobie spokojnie śniadanko, a potem przyjdź do salonu. Chcę z Tobą porozmawiać, ale proszę Cię o spokój. Pamiętaj, że kocham Cię nad życie <3"Całkiem ładnie to było napisane, a więc Ucker naprawdę się już uspokoił i prawdopodobnie uda nam się normalnie porozmawiać. Wczorajszy dzień był totalną porażką... Nie dość, że widziałam okropne sceny z udziałem mojego męża, to jeszcze później ta kłótnia... Był strasznie zły, nie lubię go takiego. Widziałam, że cudem mnie nie uderzył. Powstrzymywał się i na szczęście mu się udało. Nie dostałam od niego w mordę i mimo mega złości nie nakrzyczał na mnie aż tak, jak myślałam. Miał na to ochotę, ale nie wybuchł tylko i wyłącznie z miłości do mnie, wiem o tym. Według jego prośby zjadłam śniadanko i wyszłam z pokoju, by z nim pogadać. Nawet nie spojrzałam w lustro, ale pewnie wyglądałam strasznie- wczorajsze ciuchy, włosy nawet palcami nieprzeczesane i niezmazany makijaż... Aż się dziwię, że ten Uckerek jeszcze ze mną jest, kiedy tak się przed nim prezentuję czasami. Czekał na mnie w salonie, siedząc przy stoliku i kolorując kolorowankę antystresową. Ostatnio dosyć często go na tym łapałam, ale już chociaż znam źródło tego jego wielkiego stresu. Był tak pochłonięty malowaniem, że nawet nie zauważył, że stałam tuż za nim. Przyglądałam się chwilę, jak piękne kwiaty (tak, mój mąż kolorował kwiatki, haha) zdawały się ożywać, kiedy dodawał im kolorów.
-Jestem.- powiedziałam niepewnie po jakimś czasie, siadając na brzegu kanapy. Fakt, znałam prawdę, ale mimo to wciąż miałam przed oczami wczorajsze drastyczne sceny i czułam dziwny respekt do Uckera, przez co nie mogłam usiąść tuż przy nim.
-No to świetnie. Jestem w pełni spokojny i możemy porozmawiać bez wrzasków. O ile w ogóle chcesz ze mną gadać...- przesunął się bliżej i patrzył mi w oczy, unosząc lekko mój podbródek, bym też na niego spojrzała.
-Chcę.- skinęłam twierdząco głową, ale nie miałam mojej standardowej pewności siebie, zupełnie jakby wyparowała.
-Skarbie, bądź sobą. Nie bój się, to przecież tylko ja... Kocham Cię i nie skrzywdzę, o to się nie martw. Rozluźnij się, ja też naprawdę jestem spokojny i przysięgam, że cokolwiek powiesz, to się nie wkurzę. Tylko proszę zaufaj mi i popatrz na mnie tak jak zawsze, nie jak na mordercę.
-Postaram się.- znów moja wypowiedź była krótka i pewnie mało satysfakcjonująca, ale Ucker tylko pokręcił głową i przewrócił oczami lekko zniesmaczony, a ja siedziałam i patrzyłam na niego tak niepewnie, jakbym dopiero go poznała, a w moich oczach pojawiły się łzy.
-Skarbuś... Chodź tu do mnie.- przyciągnął mnie do siebie i czekał, aż też go obejmę. Nie wyrwałam mu się, bo potrzebowałam jego bliskości i miłości. -Kocham Cię, Duluś.- powiedział, kołysząc mnie w swoich ramionach i tuląc mnie mocno do siebie.
-Ja Ciebie też, przepraszam za wczorajszą akcje.- wydukałam, zostawiając mu swoje łzy na karku.
-Nie przepraszaj, skarbie i nie płacz.- głaskał mnie po włosach i pocałował słodko w ramię. -To ja przepraszam, bo wciąż niszczę Ci życie. Popełniłem błędy, za które płacisz Ty, przeze mnie nigdy nie uwolnimy się od Amadora i przeszłości...- mówił zatroskany, głos mu się łamał.
-Naprawdę musisz dla niego pracować? To chore, pójdźmy na policję.- mówiłam, odrywając się od niego, ale nadal byłam dość blisko.
-Nie mogę, skarbie. Muszę robić, co mi ten kretyn karze. Nie mogę Cię przecież narazić na niebezpieczeństwo. Gdybym coś odwalił, pierwsze co to by zemścił się na mojej ukochanej żonie. To oczywiste samo w sobie, a on mi to nawet zapowiedział. Muszę to wytrzymać i wykonywać te psychiczne misje, bo tu chodzi o życie najważniejszej dla mnie osoby! Wiem, że to chore i jeśli tego nie wytrzymasz, to odejdziesz... Trudno, ale ja i tak nie dam Cię skrzywdzić i z tym nie skończę. Mam związane ręce. Ale ja nie Ty, więc wcale nie musisz...- wiedziałam, co chce powiedzieć i już nie musiałam dalej go słuchać, bo to nie miało sensu.
-Ucker, nie...- powiedziałam, ujmując jego twarz w dłonie. -Kocham Cię i nie zostawię Cię z tym samego. Jestem twoją żoną, będę przy Tobie zawsze i doceniam twoje poświęcenie... Ale wiedz, że już nic nie będzie takie samo jak przedtem. Po tym co widziałam, moje nastawienie do Ciebie niestety trochę się pewnie zmieni, choć miłość nie. Wybacz, ale nie mam na to wpływu... Widziałam, jak zgwałciłeś dziewczynę, więc pewnie teraz nie będę przez jakiś czas chciała się z Tobą kochać. To wiem na pewno, ale inne skutki tego też mogą być... Postaram się o tym zapomnieć, ale to będzie trudne i proszę Cię o wyrozumiałość. Nie złość się na mnie, jak będę się od Ciebie odsuwać, bo nie mam na to większego wpływu.- mówiłam, patrząc mu w oczy.
-To teraz nieważne... Wystarczy, że będziemy razem i będziesz mnie wspierać. Po prostu się nie kłóćmy i spędzajmy razem jak najwięcej czasu, dobrze? Gadaj ze mną i mnie przytulaj, tylko tyle od Ciebie oczekuję.- taki mój słodki misiaczek... Mówił jak mały, smutny chłopczyk, wtulając się we mnie.
-Dobrze, kochanie... Tylko proszę bądź silny i nie daj się zniszczyć psychicznie, bo pewnie o to mu chodzi.- głaskałam go po głowie, żeby się uspokoił, bo był naprawdę roztrzęsiony bardziej niż ja.
-Na bank tego właśnie chce... Ty widziałaś taką standardową misję, ale były takie, które do dziś mam ciągle przed oczami... Musiałem pobić własną matkę, zabić roczne dziecko, a Poncho zgwałcił Anahi!- podniósł głos i już naprawdę płakał, ciągle tuląc się do mnie. Przeraziły mnie jego słowa, ale co miałam zrobić? Odepchnąć go?!
-Boże... Roczne dziecko?!- to zrobiło na mnie największe wrażenie, nie mogłam uwierzyć własnym uszom.
-Mhm... I po tej misji zrobiłem się taki dziwny i więcej się kłóciliśmy. Gdybyś Ty widziała tą słodką dziewczynkę, która na początku śmiała się do mnie, tuliła... Później płakała, takie maleńkie biedactwo. Aj, to było straszne... Do tej pory widzę jej małą, przestraszoną buźkę i słyszę jej płacz. Nie mogę sobie z tym poradzić, naprawdę. To mnie tak dręczy, że nigdy w życiu nie będę w stanie zajmować się własnym dzieckiem. Także Dulisiu... Nie próbuj zachodzić w ciążę, bo chyba nawet nie podejdę do naszego dziecka, a już na pewno go nie wychowam.- miałam łzy w oczach i miałam ochotę uciec, kiedy o tym mówił, ale musiałam go wysłuchać... Zwierzał mi się bardzo emocjonalnie i nie mogłam tego olać, muszę go wspierać w każdy możliwy sposób.
-Uckerku... Już, dość! Nie mogę o tym słuchać, wybacz.- przerwałam, bo nie mogłam już wytrzymać. -Mam zbyt bujną wyobraźnię, a chyba wolę nie widzieć Cię w takiej sytuacji, bo będzie jeszcze gorzej. Wyobrażam sobie, jakie piekło przeżyłeś, ale wiesz co? Źle do tego podchodzisz... Jeśli będziemy mieć swoje dziecko, to będziesz miał okazję odkupić winy. Zajmiesz się nim tak, żeby niczego mu nie zabrakło i zapewnisz mu sto procent bezpieczeństwa. Nie dałbyś skrzywdzić swojej córeczki tak samo jak teraz mnie. Ideałem nie jesteś i popełniłeś mnóstwo błędów, ale nauczyłam się już o Tobie pewnej bardzo ważnej rzeczy... Że jeśli kogoś kochasz, to jesteś gotowy oddać życie za tą osobę, byleby tylko była szczęśliwa i bezpieczna. Dziękuję Bogu za to, że mam przy sobie tak cudownego mężczyznę. Jesteś najlepszym, co mogło mi się w życiu przytrafić i nie zamieniłabym Cię na nic ani nikogo innego. Pamiętaj, nigdy nie zarzucaj sobie niczego, wszystko jest winą naszych rodziców, bo to oni zniszczyli nam charaktery. To przez nich ćpałeś, zacząłeś zadawać się z takimi typami jak Amador, a ja zrobiłam się straszną nietykalską księżniczką bez przyjaciół! Gdyby nie oni zawsze bylibyśmy dobrymi, porządnymi ludźmi. Niestety jest jak jest, ale wszystko da się naprawić...- gadałam już cokolwiek, byleby tylko go pocieszyć i wpłynąć pozytywnie na jego samoocenę.
-Nie mam pojęcia, jak będzie dalej wyglądało nasze życie, ale cokolwiek by się działo, dla mnie priorytetem jesteś Ty i twoje życie. Ale masz rację... Jeśli kiedyś doczekamy się naszych dzieci, to będę najlepszym, przez co najbardziej nadopiekuńczym ojcem na świecie. Nie pozwolę nikomu skrzywdzić mojej rodziny.- na jego twarzy pojawił się delikatny, słodki uśmiech, który aż rozświetlił atmosferę.
-Właśnie! Musisz bronić swojej księżniczki, mój dzielny rycerzu.- dałam mu soczystego buziaka, przyciągając go do siebie za głowę.
-Wolałbym już chyba z mieczem w ręku walczyć ze smokiem...- stwierdził już luźniej, co bardzo mnie ucieszyło.
Kryzys pokonany!
Dni mijały, a moje relacje z Uckerem powoli stawały się coraz lepsze, prawie takie jak dawniej. Dalej często go nie było w domu, ale to przecież nie powód do kłótni, bo znałam przyczynę jego nieobecności i już nie wymyślałam mu kochanek. Tak było dużo lepiej, chociaż często martwiłam się o niego i nie mogłam spać. Mój kochany mąż miał już tak zrytą psychikę przez te zbrodnie, że czasem robił dziwne rzeczy. Na przykład kiedyś wieczorem schował się pod kołdrę i zaczął płakać jak dziecko. Musiałam go tulić i całować, żeby się uspokoił. Zajęło to jakieś 15 minut, bo na początku mnie odpychał. Często w ogóle miał takie chwile, że nic do niego nie docierało, jakby obecny był tylko ciałem, a myślami był daleko stąd. Codziennie po kilka razy słyszałam od niego przeprosiny i wyznania miłości. On robił to wszystko dla mnie, kocha mnie nad życie, a ja jego. Ta sytuacja wzmocniła naszą miłość, bo ja już wiem, że Ucker jest mężczyzną, który poświęci dla mnie wszystko z miłości i mimo tego co się dzieje, mogę czuć się bezpieczna. Staraliśmy się nie gadać o jego "pracy", o ile można tak nazwać zabijanie ludzi. Skupiłam się na tym, by go wspierać, po prostu ciągle być dla niego. Tak jak mówił, dużo go przytulałam i z nim rozmawiałam jak z dzieckiem... Nasze wspólne chwile były urocze, przesłodzone i pełne miłości. W sumie wszystko było okej, gdyby nie jedna rzecz... Od dawna miałam wielką ochotę na seks i czułam, że Ucker też, ale kiedy o tym myślałam, przed oczami wciąż miałam tą dziewczynę, którą zgwałcił. Wiem, że ja to ja i mnie nigdy nie skrzywdzi, ale to było dla mnie jakąś barierą nie do pokonania. Jak mój mąż może brutalnie zmuszać inne kobiety do seksu, a ze mną tak po prostu się kochać? To nie mieściło mi się w głowie i szczerze, brzydziło mnie. Ale Ucker był coraz gorzej podłamany tą sytuacją i stwierdziłam, że zrobię mu niespodziankę w postaci wspólnej nocy nawet wbrew sobie. Wychodził rano na misję, a ja się obudziłam. Wstałam i poszłam za nim do kuchni. Stał przy blacie i robił sobie kanapki, a ja podeszłam od tyłu i go objęłam. Był jeszcze nieubrany, w samych bokserkach, bo dopiero wyszedł spod prysznica. Zaczęłam całować go po ramionach, karku i szyi, on tak to uwielbia.
-Skarbie...- mruknął seksownie.
-Hmm? Kocham Cię.- szepnęłam mu ponętnie do ucha.
-Czemu już nie śpisz?- zapytał, odwracając się w moją stronę.
-Bo chciałam dać Ci buziaka na dobry początek dnia, kochanie.- powiedziałam, stając na palcach, by wpić się w jego miękkie, słodkie usta.
Objął mnie przyciskając do siebie tak, bym cała idealnie przylegała do jego ciała. Całowaliśmy się z pasją, namiętnością i z całą naszą miłością. Moje usta jak i podniebienie były poddawane cudownej rozkoszy, rozpływałam się przy jego dotyku.
-Teraz... Skarbie... Zjedz... Sobie... Śniadanko... A wieczorem... Niespodzianka.- mówiłam wprost do jego ust tak centralnie między pocałunkami.
-Poczekaj chwilkę.- zatrzymał mnie, kiedy chciałam odejść. -Co Ty kombinujesz?- zapytał, obejmując mnie czule.
-No wiesz... Dawno się nie kochaliśmy, a ja mam na to wielką ochotę, więc... Trzeba coś z tym zrobić.
-A czy nie mówiłaś, że...?- nie dałam mu skończyć, bo z powrotem rzuciłam się na jego usta.
-Tak, mówiłam... Ale to już nieważne, kochanie.- znów mówiłam między pocałunkami, ale po tych słowach już długo się od siebie nie odrywaliśmy.
Całował mnie jak zwykle tak słodziutko i delikatnie, a to ja napędzałam te czułości moim temperamentem i dodawałam temu namiętności. W tym momencie Ucker znowu był tym kochanym, słodkim i niewinnym chłopcem jak w przedszkolu, a to ja spełniałam rolę tej nadpobudliwej dziewczynki, która szybko się nudzi i potrzebuje wrażeń. Nic się od tamtej pory nie zmieniło, my tylko urośliśmy, ale nadal pozostaliśmy tymi dziećmi. Nasze charaktery zmieniły się tylko powierzchownie, bo tego oczekiwali inni, ale teraz kiedy jesteśmy razem, możemy być naturalni, nie musimy przed sobą udawać, że jesteśmy kimś innym, jesteśmy po prostu sobą. Dotarło do mnie, że na tym polega miłość... Jesteśmy cholernie nieidealni, popełniliśmy, popełniamy i pewnie jeszcze popełnimy wiele błędów, ale jesteśmy razem i potrafimy z tym żyć, pokonywać przeciwności losu. Wierzę, że to kiedyś się skończy i nastanie taki moment, że nasze małżeństwo będzie piękne i spokojne bez tych dziwnych problemów. A nawet jeśli nigdy nie będzie w pełni dobrze, to i tak damy radę, bo w tym momencie ogólnie też czułam się dobrze w tym związku, brakowało tylko spokoju.
-Skarbie...- mruknął seksownie.
-Hmm? Kocham Cię.- szepnęłam mu ponętnie do ucha.
-Czemu już nie śpisz?- zapytał, odwracając się w moją stronę.
-Bo chciałam dać Ci buziaka na dobry początek dnia, kochanie.- powiedziałam, stając na palcach, by wpić się w jego miękkie, słodkie usta.
Objął mnie przyciskając do siebie tak, bym cała idealnie przylegała do jego ciała. Całowaliśmy się z pasją, namiętnością i z całą naszą miłością. Moje usta jak i podniebienie były poddawane cudownej rozkoszy, rozpływałam się przy jego dotyku.
-Teraz... Skarbie... Zjedz... Sobie... Śniadanko... A wieczorem... Niespodzianka.- mówiłam wprost do jego ust tak centralnie między pocałunkami.
-Poczekaj chwilkę.- zatrzymał mnie, kiedy chciałam odejść. -Co Ty kombinujesz?- zapytał, obejmując mnie czule.
-No wiesz... Dawno się nie kochaliśmy, a ja mam na to wielką ochotę, więc... Trzeba coś z tym zrobić.
-A czy nie mówiłaś, że...?- nie dałam mu skończyć, bo z powrotem rzuciłam się na jego usta.
-Tak, mówiłam... Ale to już nieważne, kochanie.- znów mówiłam między pocałunkami, ale po tych słowach już długo się od siebie nie odrywaliśmy.
Całował mnie jak zwykle tak słodziutko i delikatnie, a to ja napędzałam te czułości moim temperamentem i dodawałam temu namiętności. W tym momencie Ucker znowu był tym kochanym, słodkim i niewinnym chłopcem jak w przedszkolu, a to ja spełniałam rolę tej nadpobudliwej dziewczynki, która szybko się nudzi i potrzebuje wrażeń. Nic się od tamtej pory nie zmieniło, my tylko urośliśmy, ale nadal pozostaliśmy tymi dziećmi. Nasze charaktery zmieniły się tylko powierzchownie, bo tego oczekiwali inni, ale teraz kiedy jesteśmy razem, możemy być naturalni, nie musimy przed sobą udawać, że jesteśmy kimś innym, jesteśmy po prostu sobą. Dotarło do mnie, że na tym polega miłość... Jesteśmy cholernie nieidealni, popełniliśmy, popełniamy i pewnie jeszcze popełnimy wiele błędów, ale jesteśmy razem i potrafimy z tym żyć, pokonywać przeciwności losu. Wierzę, że to kiedyś się skończy i nastanie taki moment, że nasze małżeństwo będzie piękne i spokojne bez tych dziwnych problemów. A nawet jeśli nigdy nie będzie w pełni dobrze, to i tak damy radę, bo w tym momencie ogólnie też czułam się dobrze w tym związku, brakowało tylko spokoju.
Ucker:
Uwielbiam te chwile, kiedy Dulcia potrzebuje mojej miłości i ciągle się do mnie tuli, całuje mnie i w ogóle. Teraz dodatkowo jeszcze zapowiedziała mi barwny wieczór. Byłem szczęśliwy i czułem, że to może odmienić nasz związek, który ostatnio opiera się tylko na wzajemnej trosce i wsparciu. Nie jest źle i cieszę się, że Dulce już przeszło po tym, co zobaczyła, ale jednak czegoś tu brakowało... Tym czymś jest wzajemna bliskość, intymność, której nie mieliśmy już od jakiegoś czasu. No niestety sama miłość nie wystarczy... Od dawna mam na nią ochotę, ale bałem się ją prosić o wspólną noc, bo sama powiedziała, że póki co mogę zapomnieć. Byłem pewny, że jeszcze długo się na nią naczekam, ale na szczęście się zlitowała. To najlepsze, co może mi w tym momencie dać żona, kiedy jestem w tak chujowej sytuacji. Tego dnia nawet do pracy (dziwnie się czuję, nazywając zabijanie ludzi pracą...) szedłem z uśmiechem na twarzy. Na odchodne, stojąc na przedpokoju, dostałem od Dulisi soczystego buziaka, po czym szepnęła mi do ucha:
-Będę czekać, kochanie. Nie jedz na mieście, zrobię kolację.
-Dobrze, moja księżniczko.- odpowiedziałem i przytuliłem ją mocno z całą moją miłością. -Chociaż w tym momencie powinienem chyba powiedzieć "moja królowo"...- dodałem z uśmiechem i pocałowałem ją w policzek.
-Nieważne, bylebym miała koronę i władzę nad Tobą.- zaśmiała się słodko, opierając swoje czoło o moje.
-Masz władzę, masz i to dużą... Nawet sobie z tego nie zdajesz sprawy, skarbie. Ale w tym momencie centralnie mnie zagadujesz, a ja nie bardzo mogę sobie na to pozwolić.
-Ehh, no dobrze możesz się oddalić mój poddany...- śmiała się wesoło jak mała dziewczynka.
-Dziękuję za pozwolenie moja Pani. Ostatni buziak?- przyciągnąłem ją do siebie i ponownie pocałowałem.
-Poświęcisz mi jeszcze pięć minutek?- zapytała ponętnie, ciągnąc mnie do salonu. -Chcę Ci dać zaliczkę, skarbie.- dodała, rzucając mnie na kanapę.
-No dobra... Góra 10 minut, kochanie.
Tak napalonej jej nigdy nie widziałem! Zaczęła dosłownie zdzierać ze mnie ubrania, co poszło jej naprawdę szybko. Potem sprytnie i sprawnie pozbyła się swojej seksownej koszuli nocnej. No dobra, trochę jej pomogłem... Oboje byliśmy już tak podnieceni i gotowi, że bez zbędnych ceregieli od razu opadła na mnie we właściwe miejsce, a ja byłem w niej głęboko. Jej usta spoczęły na moich i utonęliśmy w namiętnym pocałunku. Wszystko powoli nabierało tempa i było coraz bardziej intensywne. Moja kochana żona jak zwykle była wspaniała, poruszając biodrami we właściwym, idealnym rytmie. Nieczęsto pozwalam jej dominować w łóżku, więc pewnie niesamowicie podniecał ją ten fakt. Miała nade mną całkowitą władzę i pięknie to wykorzystywała, sprawiając mi mnóstwo przyjemności. Już prawie dochodziła, kiedy przerzuciłem ją na dół, układając się na jej małym ciałku. Chciałem zakończyć to po swojemu, żeby ją też doprowadzić do obłędu. Przyspieszyłem, trzymając ręce pod jej plecami, żeby mieć ją maksymalnie blisko siebie. Była już blisko końca i jak zwykle wbijała swoje długie pazury w moje plecy i kark. To naprawdę bolało i w końcu złapałem jej dłonie swoimi i ułożyłem nad jej głową. Jeszcze kilka silnych pchnięć i wydobyła z siebie ten cudowny jęk, osiągając szczyt. Jeszcze chwilę to kontynuowałem, po czym sam doszedłem, ściskając mocniej jej dłonie. Złożyłem jeszcze kilka czułych pocałunków na jej ustach i szyi, i niestety musiałem wstać. Ubrałem się w pośpiechu, Dul także założyła z powrotem zwiewną piżamkę i odprowadziła mnie do drzwi.
-Jesteś świetna, kotku.- przytuliłem ją i pocałowałem za uchem.
-Pamiętaj, że to była tylko zaliczka. Świetna to ja będę wieczorem, bo mam ochotę zaszaleć.- odpowiedziała, a na jej policzkach pojawiły się urocze rumieńce.
-W to nie wątpię, bo w ogolę jesteś dzisiaj bardzo napalona. Takie dni?- zaśmiałem się, bo rzeczywiście chcicę to ta kobieta dzisiaj miała porządną, wręcz dziką.
-No można tak powiedzieć... W każdym razie wieczorem będziesz w niebie.- pocałowała mnie soczyście z uwodzicielskim uśmiechem.
-Z Tobą mogę być nawet w piekle, kochana. Ale teraz niestety muszę zostawić Cię samą taką rozpaloną.- przytuliłem ją ostatni raz i pocałowałem, po czym oddaliłem się w stronę auta.
-Tylko nie jedź tak szybko!- krzyknęła Dulcia.
-Dobrze, kochanie, będę uważał.- odpowiedziałem, posłałem jej buziaka, po czym wsiadłem i pojechałem.
Amador na wejściu powiedział mi, że mam jedną szybką misję, a potem będę miał spokój. Ucieszyłem się i dzień stał się jeszcze lepszy. Dodatkowo dzisiejsza robota nie była taka straszna. Miałem tylko pojechać z kilkoma innymi osobami (w tym oczywiście Poncho) w jakąś obskurną dzielnicę i brutalnie pobić pewną dziewczynę. Tym razem jednak nie musiałem nikogo zabijać, więc nic nie dało rady mnie przybić. Kiedy wracaliśmy do siedziby Amadora, napisałem SMS-a do Dulce:
"Skarbie, niedługo będę <3"
Niedługo potem usłyszałem od szefa, że mamy niespodziewaną misję i muszę się tym zająć. Próbowałem protestować, bo chciałem dotrzymać słowa i spędzić wieczór z żoną. Niestety Amador nie dał się przekonać i musiałem gdzieś pojechać. Poncho mógł iść do domu, tak jak było to planowane. Jadąc samochodem (Amadora, bo mój kazał zostawić pod halą), postanowiłem zadzwonić do Duli. Odebrała po dwóch sygnałach, mówiąc cała w skowronkach:
-Tak, słucham?- moje serce pękło na myśl o tym, że muszę zmyć tą radość z jej głosu.
-Kochanie, musimy odłożyć dzisiejsze plany na kiedy indziej.- powiedziałem smutnym głosem.
-Ale dlaczego?- jejku, była tak zawiedziona...
-Bo mam drugą misję. Amador mówi, że to potrwa długo, więc pewnie wrócę w nocy.- wyjaśniłem.
-To ja poczekam.- powiedziała, udając beztroską radość.
-Nie, misiu, idź spać. Następnym razem to odrobimy, okej?
-No dobrze... Więc dobranoc.- jej głos był zupełnie inny niż na początku rozmowy, taki smutny i załamany.
-Bardzo jesteś zła?- zapytałem słodkim i smutnym głosem.
-Nie, kochanie... Nie martw się, rozumiem przecież. Czekam na Ciebie do 23, później idę spać. Kocham Cię bardzo, papa.- była smutna i zawiedziona, ale starała się mnie pocieszyć, nie pokazując tego.
-Ok. Ja Ciebie bardziej, papa.- posłałem jej buziaka i zakończyłem rozmowę.
Nie mogłem znieść, że przeze mnie moja ukochana znowu jest smutna. Zawiodłem ją po raz kolejny, chyba już setny, a ona nadal ze mną nie zerwała... Jest ze mną, kocha mnie! Z jednej strony mimo wszystko byłem szczęśliwy, bo miałem przy sobie kobietę, która darzy mnie wielką, bezgraniczną miłością... I to tylko trzymało mnie przy życiu, bez tego naprawdę już bym zwariował. Jednak każdy kij ma dwa końce i z drugiej strony miałem żal do siebie o to, że wciągam Dulce w moje błędy z przeszłości. Fakt, ona też jest częścią tej mojej mrocznej i smutnej przeszłości i doskonale to wszystko rozumie. Jednak przecież nie mogę pozwolić, żeby to zniszczyło jej życie. I znów jestem w punkcie wyjścia... Co zrobię? Zostawię ją, żeby żyła w spokoju bez moich problemów?... Nie, tak nie można i zresztą się nawet chyba nie da. A co się będę tak bardzo przejmował i zastanawiał?... Jeśli potrwa to jeszcze długo, to za pewne kiedyś moja księżniczka się znudzi i najzwyczajniej w świecie pośle mnie do diabła i znajdzie sobie innego. Chociaż to byłoby najlepsze rozwiązanie dla niej, to nie wiem, czy bym to przeżył... Ktoś inny miałby być z Dulcią, kochać ją, rozpieszczać, przytulać, całować, spać z nią?! O nie, koniec tego! Dulisia jest moją żoną, kochamy się i to się nie zmieni. Musiałoby się stać coś naprawdę strasznego, żeby nas rozdzielić.
Na tym zakończyłem moje głębokie rozmyślania, bo akurat dotarłem na miejsce. Była to jedna z szop Amadora. Nie było tu nikogo przez jakąś godzinę. Dostałem SMS-a od szefa, że za chwilę będą. Podjechał swoim czarnym busem wraz z innymi pracownikami. Kiedy wysiadłem z auta, wszyscy do mnie podbiegli, krzycząc, żebym wsiadał z nimi do tamtego samochodu, bo musimy jechać gdzie indziej. Posłusznie wszedłem do tego pojazdu i jechaliśmy chwilę. Panowała tam dziwna atmosfera, to znaczy jeszcze dziwniejsza niż zwykle w gangu Amadora... W końcu nie mogłem już wytrzymać i zapytałem:
-Gdzie jedziemy i czemu nie znam żadnego planu?
-Zaraz wszystkiego się dowiesz. Moi ludzie niedługo przyprowadzą dziewczynę, to będzie poważna misja.- nie podobały mi się te tajemnice...
-Okej. A daleko jeszcze?
-Jeszcze jakieś pół godziny drogi. Koniec pytań.- zakończył Amador i do końca drogi w aucie panowała cisza.
Po 30 minutach rzeczywiście dotarliśmy na miejsce. Jeszcze nigdy tu nie byłem. Standardowo była to stara szopa w środku lasu. Weszliśmy do środka. Amador poustawiał wszystkich po kątach, mi kazał stanąć koło słupka, a za mną postawił dwóch innych pracowników.
-Pamiętasz nasz układzik, Uckerku?- zapytał mój szef z dziwnym, fałszywym uśmiechem.
-Pamiętam, a co?- zapytałem lekko zdezorientowany.
-Nic takiego. Po prostu wiedz, że ja danego słowa nie łamię, bo twój warunek brzmiał "Nie zabijesz Duli".- śmiał się głupio, a ja poczułem coś na rękach.
Cholera, przywiązali mnie do słupka! O co tu chodzi? Po chwili usłyszałem krzyki kobiety. Niestety już wiedziałem, kim ona jest. Bez problemu rozpoznałem jej głos, a po chwili ją ujrzałem zapłakaną i posiniaczoną.
Uwielbiam te chwile, kiedy Dulcia potrzebuje mojej miłości i ciągle się do mnie tuli, całuje mnie i w ogóle. Teraz dodatkowo jeszcze zapowiedziała mi barwny wieczór. Byłem szczęśliwy i czułem, że to może odmienić nasz związek, który ostatnio opiera się tylko na wzajemnej trosce i wsparciu. Nie jest źle i cieszę się, że Dulce już przeszło po tym, co zobaczyła, ale jednak czegoś tu brakowało... Tym czymś jest wzajemna bliskość, intymność, której nie mieliśmy już od jakiegoś czasu. No niestety sama miłość nie wystarczy... Od dawna mam na nią ochotę, ale bałem się ją prosić o wspólną noc, bo sama powiedziała, że póki co mogę zapomnieć. Byłem pewny, że jeszcze długo się na nią naczekam, ale na szczęście się zlitowała. To najlepsze, co może mi w tym momencie dać żona, kiedy jestem w tak chujowej sytuacji. Tego dnia nawet do pracy (dziwnie się czuję, nazywając zabijanie ludzi pracą...) szedłem z uśmiechem na twarzy. Na odchodne, stojąc na przedpokoju, dostałem od Dulisi soczystego buziaka, po czym szepnęła mi do ucha:
-Będę czekać, kochanie. Nie jedz na mieście, zrobię kolację.
-Dobrze, moja księżniczko.- odpowiedziałem i przytuliłem ją mocno z całą moją miłością. -Chociaż w tym momencie powinienem chyba powiedzieć "moja królowo"...- dodałem z uśmiechem i pocałowałem ją w policzek.
-Nieważne, bylebym miała koronę i władzę nad Tobą.- zaśmiała się słodko, opierając swoje czoło o moje.
-Masz władzę, masz i to dużą... Nawet sobie z tego nie zdajesz sprawy, skarbie. Ale w tym momencie centralnie mnie zagadujesz, a ja nie bardzo mogę sobie na to pozwolić.
-Ehh, no dobrze możesz się oddalić mój poddany...- śmiała się wesoło jak mała dziewczynka.
-Dziękuję za pozwolenie moja Pani. Ostatni buziak?- przyciągnąłem ją do siebie i ponownie pocałowałem.
-Poświęcisz mi jeszcze pięć minutek?- zapytała ponętnie, ciągnąc mnie do salonu. -Chcę Ci dać zaliczkę, skarbie.- dodała, rzucając mnie na kanapę.
-No dobra... Góra 10 minut, kochanie.
Tak napalonej jej nigdy nie widziałem! Zaczęła dosłownie zdzierać ze mnie ubrania, co poszło jej naprawdę szybko. Potem sprytnie i sprawnie pozbyła się swojej seksownej koszuli nocnej. No dobra, trochę jej pomogłem... Oboje byliśmy już tak podnieceni i gotowi, że bez zbędnych ceregieli od razu opadła na mnie we właściwe miejsce, a ja byłem w niej głęboko. Jej usta spoczęły na moich i utonęliśmy w namiętnym pocałunku. Wszystko powoli nabierało tempa i było coraz bardziej intensywne. Moja kochana żona jak zwykle była wspaniała, poruszając biodrami we właściwym, idealnym rytmie. Nieczęsto pozwalam jej dominować w łóżku, więc pewnie niesamowicie podniecał ją ten fakt. Miała nade mną całkowitą władzę i pięknie to wykorzystywała, sprawiając mi mnóstwo przyjemności. Już prawie dochodziła, kiedy przerzuciłem ją na dół, układając się na jej małym ciałku. Chciałem zakończyć to po swojemu, żeby ją też doprowadzić do obłędu. Przyspieszyłem, trzymając ręce pod jej plecami, żeby mieć ją maksymalnie blisko siebie. Była już blisko końca i jak zwykle wbijała swoje długie pazury w moje plecy i kark. To naprawdę bolało i w końcu złapałem jej dłonie swoimi i ułożyłem nad jej głową. Jeszcze kilka silnych pchnięć i wydobyła z siebie ten cudowny jęk, osiągając szczyt. Jeszcze chwilę to kontynuowałem, po czym sam doszedłem, ściskając mocniej jej dłonie. Złożyłem jeszcze kilka czułych pocałunków na jej ustach i szyi, i niestety musiałem wstać. Ubrałem się w pośpiechu, Dul także założyła z powrotem zwiewną piżamkę i odprowadziła mnie do drzwi.
-Jesteś świetna, kotku.- przytuliłem ją i pocałowałem za uchem.
-Pamiętaj, że to była tylko zaliczka. Świetna to ja będę wieczorem, bo mam ochotę zaszaleć.- odpowiedziała, a na jej policzkach pojawiły się urocze rumieńce.
-W to nie wątpię, bo w ogolę jesteś dzisiaj bardzo napalona. Takie dni?- zaśmiałem się, bo rzeczywiście chcicę to ta kobieta dzisiaj miała porządną, wręcz dziką.
-No można tak powiedzieć... W każdym razie wieczorem będziesz w niebie.- pocałowała mnie soczyście z uwodzicielskim uśmiechem.
-Z Tobą mogę być nawet w piekle, kochana. Ale teraz niestety muszę zostawić Cię samą taką rozpaloną.- przytuliłem ją ostatni raz i pocałowałem, po czym oddaliłem się w stronę auta.
-Tylko nie jedź tak szybko!- krzyknęła Dulcia.
-Dobrze, kochanie, będę uważał.- odpowiedziałem, posłałem jej buziaka, po czym wsiadłem i pojechałem.
Amador na wejściu powiedział mi, że mam jedną szybką misję, a potem będę miał spokój. Ucieszyłem się i dzień stał się jeszcze lepszy. Dodatkowo dzisiejsza robota nie była taka straszna. Miałem tylko pojechać z kilkoma innymi osobami (w tym oczywiście Poncho) w jakąś obskurną dzielnicę i brutalnie pobić pewną dziewczynę. Tym razem jednak nie musiałem nikogo zabijać, więc nic nie dało rady mnie przybić. Kiedy wracaliśmy do siedziby Amadora, napisałem SMS-a do Dulce:
"Skarbie, niedługo będę <3"
Niedługo potem usłyszałem od szefa, że mamy niespodziewaną misję i muszę się tym zająć. Próbowałem protestować, bo chciałem dotrzymać słowa i spędzić wieczór z żoną. Niestety Amador nie dał się przekonać i musiałem gdzieś pojechać. Poncho mógł iść do domu, tak jak było to planowane. Jadąc samochodem (Amadora, bo mój kazał zostawić pod halą), postanowiłem zadzwonić do Duli. Odebrała po dwóch sygnałach, mówiąc cała w skowronkach:
-Tak, słucham?- moje serce pękło na myśl o tym, że muszę zmyć tą radość z jej głosu.
-Kochanie, musimy odłożyć dzisiejsze plany na kiedy indziej.- powiedziałem smutnym głosem.
-Ale dlaczego?- jejku, była tak zawiedziona...
-Bo mam drugą misję. Amador mówi, że to potrwa długo, więc pewnie wrócę w nocy.- wyjaśniłem.
-To ja poczekam.- powiedziała, udając beztroską radość.
-Nie, misiu, idź spać. Następnym razem to odrobimy, okej?
-No dobrze... Więc dobranoc.- jej głos był zupełnie inny niż na początku rozmowy, taki smutny i załamany.
-Bardzo jesteś zła?- zapytałem słodkim i smutnym głosem.
-Nie, kochanie... Nie martw się, rozumiem przecież. Czekam na Ciebie do 23, później idę spać. Kocham Cię bardzo, papa.- była smutna i zawiedziona, ale starała się mnie pocieszyć, nie pokazując tego.
-Ok. Ja Ciebie bardziej, papa.- posłałem jej buziaka i zakończyłem rozmowę.
Nie mogłem znieść, że przeze mnie moja ukochana znowu jest smutna. Zawiodłem ją po raz kolejny, chyba już setny, a ona nadal ze mną nie zerwała... Jest ze mną, kocha mnie! Z jednej strony mimo wszystko byłem szczęśliwy, bo miałem przy sobie kobietę, która darzy mnie wielką, bezgraniczną miłością... I to tylko trzymało mnie przy życiu, bez tego naprawdę już bym zwariował. Jednak każdy kij ma dwa końce i z drugiej strony miałem żal do siebie o to, że wciągam Dulce w moje błędy z przeszłości. Fakt, ona też jest częścią tej mojej mrocznej i smutnej przeszłości i doskonale to wszystko rozumie. Jednak przecież nie mogę pozwolić, żeby to zniszczyło jej życie. I znów jestem w punkcie wyjścia... Co zrobię? Zostawię ją, żeby żyła w spokoju bez moich problemów?... Nie, tak nie można i zresztą się nawet chyba nie da. A co się będę tak bardzo przejmował i zastanawiał?... Jeśli potrwa to jeszcze długo, to za pewne kiedyś moja księżniczka się znudzi i najzwyczajniej w świecie pośle mnie do diabła i znajdzie sobie innego. Chociaż to byłoby najlepsze rozwiązanie dla niej, to nie wiem, czy bym to przeżył... Ktoś inny miałby być z Dulcią, kochać ją, rozpieszczać, przytulać, całować, spać z nią?! O nie, koniec tego! Dulisia jest moją żoną, kochamy się i to się nie zmieni. Musiałoby się stać coś naprawdę strasznego, żeby nas rozdzielić.
Na tym zakończyłem moje głębokie rozmyślania, bo akurat dotarłem na miejsce. Była to jedna z szop Amadora. Nie było tu nikogo przez jakąś godzinę. Dostałem SMS-a od szefa, że za chwilę będą. Podjechał swoim czarnym busem wraz z innymi pracownikami. Kiedy wysiadłem z auta, wszyscy do mnie podbiegli, krzycząc, żebym wsiadał z nimi do tamtego samochodu, bo musimy jechać gdzie indziej. Posłusznie wszedłem do tego pojazdu i jechaliśmy chwilę. Panowała tam dziwna atmosfera, to znaczy jeszcze dziwniejsza niż zwykle w gangu Amadora... W końcu nie mogłem już wytrzymać i zapytałem:
-Gdzie jedziemy i czemu nie znam żadnego planu?
-Zaraz wszystkiego się dowiesz. Moi ludzie niedługo przyprowadzą dziewczynę, to będzie poważna misja.- nie podobały mi się te tajemnice...
-Okej. A daleko jeszcze?
-Jeszcze jakieś pół godziny drogi. Koniec pytań.- zakończył Amador i do końca drogi w aucie panowała cisza.
Po 30 minutach rzeczywiście dotarliśmy na miejsce. Jeszcze nigdy tu nie byłem. Standardowo była to stara szopa w środku lasu. Weszliśmy do środka. Amador poustawiał wszystkich po kątach, mi kazał stanąć koło słupka, a za mną postawił dwóch innych pracowników.
-Pamiętasz nasz układzik, Uckerku?- zapytał mój szef z dziwnym, fałszywym uśmiechem.
-Pamiętam, a co?- zapytałem lekko zdezorientowany.
-Nic takiego. Po prostu wiedz, że ja danego słowa nie łamię, bo twój warunek brzmiał "Nie zabijesz Duli".- śmiał się głupio, a ja poczułem coś na rękach.
Cholera, przywiązali mnie do słupka! O co tu chodzi? Po chwili usłyszałem krzyki kobiety. Niestety już wiedziałem, kim ona jest. Bez problemu rozpoznałem jej głos, a po chwili ją ujrzałem zapłakaną i posiniaczoną.
No hej już spokojnie skarby moje, jestem :* Wy to już normalnie jak moja mama... 5 dni mnie tu nie ma, a już taki raban robicie xD Gdybyście miały do mnie numer, to podejrzewam, że miałabym już ponad 20 nieodebranych połączeń, haha :P Wgl to pobiłyście rekord komentarzy i wyświetleń prawie też xD Aż się boję, co będzie pod tym rozdziałem... No to nwm kiedy następny, bo pewnie szybko go wyłudzicie. Wytłumaczę Wam się, że po prostu byłam u babci na długi weekend i nie bardzo miałam jak dodać, a finalnie i tak teraz dodaję na telefonie, więc bez sensu wgl, haha xD Ale ja cały czas tu wchodziłam, nigdy nie znikam :* To do następnego ❤
Wiedziałam, no kur*wa Pelasia wiedziałam. Amador porwał Dulce, co za szowinistyczna świnia ever. Ja pierdyle. Czekam na więcej bo teraz będzie gruba akcja i znajdź życie będzie gruby temat.Oby Ucker zabił tego gnoja raz na zawsze.
OdpowiedzUsuńAmador na 100% porwał Dulce :/ Niech ta gnida zgnije ... Dodawaj jak najszybciej kolejny rozdział bo już się doczekać nie mogę :)
OdpowiedzUsuńjednak moje przeczucia mnie nie myliły i przyszła pora na Dulce , wiedziałam że on im nie odpuści i jeszcze będzie dużo gorzej. Naprawdę wielki plus dla niej ze jest z nim mimo wie jaki jest i co robi . Dodawaj szybko kolejny bo musi się to wyjaśnić wszystko ale aż się boję tego .
OdpowiedzUsuńNo normalnie wiedziałam, już ta końcówka o jeszcze jednej misji Uckera normalnie mi mówiła, że coś się stanie Duli, aż się popłakałam... :( Mam nadzieję że Ucker ich normalnie zabije za to.. Dodaj jak najszybciej rozdział.
OdpowiedzUsuńDodaj szybko bo nie mogę się doczekać a chcę zobaczyć jak to się skończy. Mam nadzieję że jak zawsze opowiadanie skończy się szczęśliwie i dobrze
OdpowiedzUsuńdo końca opowiadania to jeszcze trochę zostało wiec myślę że jeszcze sporo ciekawych rzeczy może się wydarzyć ☺
OdpowiedzUsuńDodaj szybko nowy, błagam błagam błagam
OdpowiedzUsuńDodaj szybko nowy!!! Mam nadzieję że Ucker nie da skrzywdzić Dulce ...
OdpowiedzUsuńO nie nie :( opowiadanie musi się skończyć szczęśliwie! :) Inaczej nie może być nie zgadzam się na to ;) Dodawaj kolejny jak najszybciej bo jestem bardzo ciekawa :D
OdpowiedzUsuńdołączam się do błagania o nowy !!!
OdpowiedzUsuńJa też się dołączam dodaj dzisiaj nowy rozdział proszę ;)
OdpowiedzUsuńPff, śmieszne xD Wczoraj był, kochane moje :* Wytrzymacie tak chociaż do piątku ;)
UsuńDo jakiego piątku!!!! Bardzo bardzo prosimy dodaj dziś ;)
UsuńAlbo chociaż jutro dodaj proszę :D Musisz nam wynagrodzić kochana że na tamten czekałyśmy długo więc zrób nam niespodzianke i dodaj szybciej bo serio nie możemy się doczekać ;)
OdpowiedzUsuńO właśnie na ten czekałyśmy bardzo długo więc prosimy dodaj nowy rozdział dzisiaj albo jutro :)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy rozdział. Cieszy mnie to, że relacje Dul i Uckera się poprawiły. Co ten Amadora kombinuje? Mam tylko nadzieję, że tą dziewczyną nie jest Dul. Czekam na nowy rozdział :) :)
OdpowiedzUsuńTen Amador to jakiś popapraniec ktoś powinien go w końcu usadzić raz na zawsze.Obiecał Uckerowi,że jak będzie dla niego pracował to Dulce będzie bezpieczna i co.Myślę,że ten gościu jest chory psychicznie albo krzywdzenie ludzi sprawia mu niewyobrażalną przyjemność.
OdpowiedzUsuńCzekam na nowy, oby szybo:)
Dodaj dzisiaj nowy rozdział :)
OdpowiedzUsuńDobrze, że tak szczerze porozmawiali i wyjaśnili sobie wszystko. Myślę, że Ucker świetnie zająłby się ich dzieckiem i kochał je bezgranicznie, tak jak Dulce. Mam tylko nadzieję, że tą kobietą nie jest Dulce i nic jej się nie stanie. Amador jest straszny i ktoś powinien go w końcu zlikwidować. Czekam na kolejny. Dodaj szybko!:)
OdpowiedzUsuńDodaj nowy rozdział :D
OdpowiedzUsuńNo dziś piątek więc można spodziewać się nowego rozdziału?Oby tą kobietą nie była tylko Dulce bo na miejscy Uckera bym go ukatrupiła bez względu na wszystko:)
OdpowiedzUsuń