Ucker:
Cały czas tęskniłem za Dulce, ale starałem się żyć normalnie. Często wracałem do niej myślami, czytałem ponownie ten list, a zdjęcia oglądałem praktycznie codziennie. Znałem to już na pamięć, ale to mi nie wystarczało. Tak, ja wiem... Powinienem się zająć Ann i naszym dzieckiem, ale przecież ja ich nie zaniedbuję. Moja dziewczyna jest bardzo wyrozumiała i nie robi z ciąży choroby. Nawet pomaga mi cały czas w firmie, bo po odejściu Duli nie ogarniam tego bałaganu. Dobrze nam się układa i staram się pokochać ją tak mocno, jak na to zasługuje. Oboje z niecierpliwością czekaliśmy na nasze dziecko, ale w życiu bym się nie spodziewał tego, co się stało...
Stanowczo za wcześnie Anahi zaczęła rodzić. To znaczy ja myślałem, że za wcześnie... Okazało się trochę inaczej. Byłem z nią przy porodzie i nie mogłem się już doczekać. Poród trwał z cztery godziny, a potem widziałem swojego synka tylko przez moment. Lekarz zabrał go, a ja zostałem z Any. Martwiliśmy się o małego i słusznie... Okazało się, że jest chory i potrzebuje dawcy krwi. Niestety miał rzadką grupę i ani ja ani jego matka takiej nie posiadamy. I tu się pojawił problem... Siedziałem z Ann na łóżku szpitalnym, kiedy to usłyszeliśmy od lekarza, a ona w jednej chwili zaczęła rozpaczliwie płakać, wpadła w panikę i w kółko mnie przepraszała, tuląc się do mnie.
-To ja Was zostawię.- powiedział lekarz i wyszedł.
-Ann, uspokój się... Będzie dobrze, on z tego wyjdzie.- próbowałem ją pocieszyć, ale to nic nie dało.
-Ucker, nie słyszałeś? Nasz syn ma inną grupę krwi niż my. Dokładnie taką samą jak Poncho, bo to do cholery jego dziecko!- płakała i mówiła podniesionym głosem.
-Że co? Ann, co Ty wygadujesz?!
-Prawdę. Ucker, okłamałam Cię! Ale teraz nie jest czas na tłumaczenia, błagam idź po ojca mojego dziecka! Ratuj mojego synka, bo umrze!- krzyczała zrozpaczona, ale ja już nie chciałem jej słuchać.
Wyszedłem ze szpitala i pobiegłem do domu Poncha. Całe szczęście udało mu się wyjść z więzienia. Nawalałem w jego drzwi, a on w miarę szybko mi otworzył. Od progu zacząłem krzyczeć zdenerwowany:
-Poncho, musisz iść ze mną!- jego zdziwiona mina była bezcenna...
-Co się stało?
-Ann właśnie urodziła dziecko! Twoje dziecko, ale w każdej chwili może umrzeć!- krzyczałem spanikowany.
-Jak to moje dziecko? Co Ty mówisz?!
-Ann mnie oszukała i to z Tobą ma dziecko. Nie wiem, jak to się stało, ale rusz dupę i chodź ze mną do szpitala! Spotkasz się z Anahi, to wszystko Ci wyjaśni.
Cały czas tęskniłem za Dulce, ale starałem się żyć normalnie. Często wracałem do niej myślami, czytałem ponownie ten list, a zdjęcia oglądałem praktycznie codziennie. Znałem to już na pamięć, ale to mi nie wystarczało. Tak, ja wiem... Powinienem się zająć Ann i naszym dzieckiem, ale przecież ja ich nie zaniedbuję. Moja dziewczyna jest bardzo wyrozumiała i nie robi z ciąży choroby. Nawet pomaga mi cały czas w firmie, bo po odejściu Duli nie ogarniam tego bałaganu. Dobrze nam się układa i staram się pokochać ją tak mocno, jak na to zasługuje. Oboje z niecierpliwością czekaliśmy na nasze dziecko, ale w życiu bym się nie spodziewał tego, co się stało...
Stanowczo za wcześnie Anahi zaczęła rodzić. To znaczy ja myślałem, że za wcześnie... Okazało się trochę inaczej. Byłem z nią przy porodzie i nie mogłem się już doczekać. Poród trwał z cztery godziny, a potem widziałem swojego synka tylko przez moment. Lekarz zabrał go, a ja zostałem z Any. Martwiliśmy się o małego i słusznie... Okazało się, że jest chory i potrzebuje dawcy krwi. Niestety miał rzadką grupę i ani ja ani jego matka takiej nie posiadamy. I tu się pojawił problem... Siedziałem z Ann na łóżku szpitalnym, kiedy to usłyszeliśmy od lekarza, a ona w jednej chwili zaczęła rozpaczliwie płakać, wpadła w panikę i w kółko mnie przepraszała, tuląc się do mnie.
-To ja Was zostawię.- powiedział lekarz i wyszedł.
-Ann, uspokój się... Będzie dobrze, on z tego wyjdzie.- próbowałem ją pocieszyć, ale to nic nie dało.
-Ucker, nie słyszałeś? Nasz syn ma inną grupę krwi niż my. Dokładnie taką samą jak Poncho, bo to do cholery jego dziecko!- płakała i mówiła podniesionym głosem.
-Że co? Ann, co Ty wygadujesz?!
-Prawdę. Ucker, okłamałam Cię! Ale teraz nie jest czas na tłumaczenia, błagam idź po ojca mojego dziecka! Ratuj mojego synka, bo umrze!- krzyczała zrozpaczona, ale ja już nie chciałem jej słuchać.
Wyszedłem ze szpitala i pobiegłem do domu Poncha. Całe szczęście udało mu się wyjść z więzienia. Nawalałem w jego drzwi, a on w miarę szybko mi otworzył. Od progu zacząłem krzyczeć zdenerwowany:
-Poncho, musisz iść ze mną!- jego zdziwiona mina była bezcenna...
-Co się stało?
-Ann właśnie urodziła dziecko! Twoje dziecko, ale w każdej chwili może umrzeć!- krzyczałem spanikowany.
-Jak to moje dziecko? Co Ty mówisz?!
-Ann mnie oszukała i to z Tobą ma dziecko. Nie wiem, jak to się stało, ale rusz dupę i chodź ze mną do szpitala! Spotkasz się z Anahi, to wszystko Ci wyjaśni.
Anahi:
Leżałam w tym szpitalu jak na szpilkach. Bałam się o mojego synka, a w dodatku denerwowałam się co z Uckerem i Ponchem. Oboje nie będą chcieli mnie znać... Nie dziwię im się w sumie, bo sama chyba nie chciałabym mieć nic wspólnego z taką oszustką i kłamczuchą. Co ja sobie w ogóle myślałam? Że oszukam wszystkich dokoła i ujdzie mi to na sucho? Liczyłam na szczęście u boku Uckera, który otoczony jest moimi kłamstwami?... Głupia jestem, prawda? Ale ja nie chciałam nikogo skrzywdzić... Chciałam tylko być szczęśliwa i dać mojemu dziecku normalną rodzinę. Nie wyszło, a teraz mam trzy razy większe problemy niż wcześniej.
-Ann, o co tu chodzi?- usłyszałam głos Uckera i ujrzałam go, wchodzącego do sali.
-Ucker, ja przepraszam... Nie chciałam Cię oszukiwać.- od razu zaczęłam się tłumaczyć, siadając na łóżku.
-Ale zrobiłaś to. Od kiedy wiesz, że to dziecko Poncha?
-Od początku. Wrobiłam Cię w to, bo Cię kocham i liczyłam, że pomożesz mi wychować dziecko. Nienawidzę Poncha za to, co mi zrobił i nie chciałam mieć z nim nic wspólnego.
-Jest ojcem twojego dziecka i to on się nim zajmie! Jesteś świadoma tego, że gdybyś nie kłamała, to mógłbym być ojcem dla twojego dziecka? Naprawdę. Jednak teraz nie chcę Cię znać, koniec z nami! Radź se sama, a mnie zostaw w spokoju!
-Ucker, nie! Błagam, nie zostawiaj mnie!- krzyczałam za nim, ale i tak wyszedł.
Byłam załamana i straciłam chęci do życia. Bałam się o mojego synka i chciałam go zobaczyć. Chociaż nie bardzo powinnam, wstałam z łóżka i wyszłam ze swojej sali. Stałam przy szybie i patrzyłam na moje dziecko, a oczy miałam pełne łez, które aż spływały po moich policzkach.
-Wyjdzie z tego, zobaczysz.- usłyszałam za sobą głos Poncha i poczułam dłoń na swoim ramieniu.
-Pobrali Ci już krew?- zapytałam, nie odwracając się.
-Tak. A wiesz, jak bolało?...- powiedział to głosem małego chłopca, a ja mimowolnie delikatnie się uśmiechnęłam.
-Oj Ty biedny... Nie jesteś na mnie zły?- w sumie nie wiem, czemu o to zapytałam, przecież go nienawidzę.
-Mam do Ciebie lekki żal, ale to teraz nieważne. Najważniejszy jest nasz synek i na pewno nie zostawię Cię z tym samej. Wiem, że mnie nienawidzisz, ale mam nadzieję, że jakoś się dogadamy. Pamiętaj, że najważniejsze jest nasze dziecko, przeszłość się nie liczy. Może nie jestem tak zajebisty jak Ucker, ale dam z siebie wszystko, żeby jakoś to było. Niestety ja muszę Ci wystarczyć.
-Poncho... Ty chcesz być ze mną dla dobra naszego dziecka?- odwróciłam się w jego stronę i patrzyłam mu prosto w oczy.
-No ja o tym właśnie myślałem, ale to zależy od Ciebie... Jeśli wolisz być sama, to ja się dostosuję. Mogę tylko płacić Ci alimenty i zabierać dziecko na weekend. Jednak wolałbym stworzyć dla niego normalną rodzinę.- mówił delikatnym głosem i ciągle wodził spojrzeniem po mojej twarzy.
-Okej, spróbujmy. Chcę, żeby mój syn był szczęśliwy i dam z siebie wszystko. Mam nadzieję, że się dogadamy i uda mi się Cię jakoś znosić do końca życia. I wiedz, że nie chodzi tu o jakieś różnice, że Ucker jest lepszy... Kocham go od zawsze i nie przestanę z dnia na dzień, a do Ciebie mam duży uraz, mimo że znam już prawdę. To mi chyba zostanie już na zawsze, ale po prostu nauczę się z tym żyć.
-Oboje musimy się jeszcze wiele nauczyć i postarać o przyszłość naszą, i przede wszystkim naszego dziecka. Jesteś gotowa poświęcić się rodzinie?- zapytał, ujmując mój podbródek i unosząc lekko do góry, bym spojrzała w jego oczy.
-Tak, jestem gotowa. Dla niego zrobię wszystko. Przytulisz mnie?- zapytałam nieśmiało, a Poncho czule zakleszczył mnie w swoich cudownych męskich ramionach.
Mimo wszystko było to dla mnie ukojeniem i uspokoiłam się trochę. Chwilę później odprowadził mnie z powrotem na salę, żebym jeszcze odpoczęła. Obiecał, że powie mi, jak coś się będzie działo i zajmie się naszym synkiem.
Leżałam w tym szpitalu jak na szpilkach. Bałam się o mojego synka, a w dodatku denerwowałam się co z Uckerem i Ponchem. Oboje nie będą chcieli mnie znać... Nie dziwię im się w sumie, bo sama chyba nie chciałabym mieć nic wspólnego z taką oszustką i kłamczuchą. Co ja sobie w ogóle myślałam? Że oszukam wszystkich dokoła i ujdzie mi to na sucho? Liczyłam na szczęście u boku Uckera, który otoczony jest moimi kłamstwami?... Głupia jestem, prawda? Ale ja nie chciałam nikogo skrzywdzić... Chciałam tylko być szczęśliwa i dać mojemu dziecku normalną rodzinę. Nie wyszło, a teraz mam trzy razy większe problemy niż wcześniej.
-Ann, o co tu chodzi?- usłyszałam głos Uckera i ujrzałam go, wchodzącego do sali.
-Ucker, ja przepraszam... Nie chciałam Cię oszukiwać.- od razu zaczęłam się tłumaczyć, siadając na łóżku.
-Ale zrobiłaś to. Od kiedy wiesz, że to dziecko Poncha?
-Od początku. Wrobiłam Cię w to, bo Cię kocham i liczyłam, że pomożesz mi wychować dziecko. Nienawidzę Poncha za to, co mi zrobił i nie chciałam mieć z nim nic wspólnego.
-Jest ojcem twojego dziecka i to on się nim zajmie! Jesteś świadoma tego, że gdybyś nie kłamała, to mógłbym być ojcem dla twojego dziecka? Naprawdę. Jednak teraz nie chcę Cię znać, koniec z nami! Radź se sama, a mnie zostaw w spokoju!
-Ucker, nie! Błagam, nie zostawiaj mnie!- krzyczałam za nim, ale i tak wyszedł.
Byłam załamana i straciłam chęci do życia. Bałam się o mojego synka i chciałam go zobaczyć. Chociaż nie bardzo powinnam, wstałam z łóżka i wyszłam ze swojej sali. Stałam przy szybie i patrzyłam na moje dziecko, a oczy miałam pełne łez, które aż spływały po moich policzkach.
-Wyjdzie z tego, zobaczysz.- usłyszałam za sobą głos Poncha i poczułam dłoń na swoim ramieniu.
-Pobrali Ci już krew?- zapytałam, nie odwracając się.
-Tak. A wiesz, jak bolało?...- powiedział to głosem małego chłopca, a ja mimowolnie delikatnie się uśmiechnęłam.
-Oj Ty biedny... Nie jesteś na mnie zły?- w sumie nie wiem, czemu o to zapytałam, przecież go nienawidzę.
-Mam do Ciebie lekki żal, ale to teraz nieważne. Najważniejszy jest nasz synek i na pewno nie zostawię Cię z tym samej. Wiem, że mnie nienawidzisz, ale mam nadzieję, że jakoś się dogadamy. Pamiętaj, że najważniejsze jest nasze dziecko, przeszłość się nie liczy. Może nie jestem tak zajebisty jak Ucker, ale dam z siebie wszystko, żeby jakoś to było. Niestety ja muszę Ci wystarczyć.
-Poncho... Ty chcesz być ze mną dla dobra naszego dziecka?- odwróciłam się w jego stronę i patrzyłam mu prosto w oczy.
-No ja o tym właśnie myślałem, ale to zależy od Ciebie... Jeśli wolisz być sama, to ja się dostosuję. Mogę tylko płacić Ci alimenty i zabierać dziecko na weekend. Jednak wolałbym stworzyć dla niego normalną rodzinę.- mówił delikatnym głosem i ciągle wodził spojrzeniem po mojej twarzy.
-Okej, spróbujmy. Chcę, żeby mój syn był szczęśliwy i dam z siebie wszystko. Mam nadzieję, że się dogadamy i uda mi się Cię jakoś znosić do końca życia. I wiedz, że nie chodzi tu o jakieś różnice, że Ucker jest lepszy... Kocham go od zawsze i nie przestanę z dnia na dzień, a do Ciebie mam duży uraz, mimo że znam już prawdę. To mi chyba zostanie już na zawsze, ale po prostu nauczę się z tym żyć.
-Oboje musimy się jeszcze wiele nauczyć i postarać o przyszłość naszą, i przede wszystkim naszego dziecka. Jesteś gotowa poświęcić się rodzinie?- zapytał, ujmując mój podbródek i unosząc lekko do góry, bym spojrzała w jego oczy.
-Tak, jestem gotowa. Dla niego zrobię wszystko. Przytulisz mnie?- zapytałam nieśmiało, a Poncho czule zakleszczył mnie w swoich cudownych męskich ramionach.
Mimo wszystko było to dla mnie ukojeniem i uspokoiłam się trochę. Chwilę później odprowadził mnie z powrotem na salę, żebym jeszcze odpoczęła. Obiecał, że powie mi, jak coś się będzie działo i zajmie się naszym synkiem.
Dulce:
Wakacje na Karaibach od początku były cudowne i znacznie odpoczęłam po tym wszystkim. Ciągle tęskniłam za Uckereqm i w ogóle za Meksykiem, ale w sumie tylko czasami w samotności nachodziły mnie takie myśli, bo ogólnie było okej. Pablo skutecznie wypełniał mi czas, ale jeszcze nie serce. Ciągle martwiłam się, czyje dziecko noszę pod sercem. W duchu modliłam się, żeby było Uckera, choć to też może mi przynieść problemów. Co jeśli on się kiedyś o tym dowie i będzie chciał mieć prawa do dziecka? To by była tragedia... Ale i tak gorzej by było, gdyby się okazało, że ojcem jest Amador. Chyba bym tego nie zniosła... Bałam się nawet o tym pomyśleć aż do porodu. Kiedy urodziłam, od razu chciałam zrobić test DNA. Moja córeczka, której praktycznie nie widziałam przed zrobieniem testu, ma taką samą grupę krwi jak Ucker, więc jego nie możemy wykluczyć. Pablo dzwonił do więzienia, by poznać grupę krwi Amadora i na szczęście okazało się, że nie może być ojcem mojego dziecka. Byłam wniebowzięta i zaczęłam płakać ze szczęścia, że tak szybko się to wyjaśniło, a moje dziecko zostanie ze mną i będzie najważniejszą częścią mojego życia. Od razu poprosiłam Pabla, by po nią poszedł. Po chwili przyniósł mi moją małą, słodką córcię i podał mi ją. Przytulałam ją i całowałam, trzymając na rękach. Była taka malutka i już ją pokochałam. Do moich oczu ponownie podeszły łzy na myśl o tym, że chciałam oddać swoje dziecko komuś innemu. Od tych pierwszych chwil pokochałam ją całym sercem i czułam, że dzięki niej moje życie nabierze kolorów i już nigdy nie będę samotna. To cząstka Uckera, która będzie ze mną na zawsze. Teraz gdy znam prawdę, jestem w stanie ujrzeć podobieństwo małej do Christophera. Pewnie sobie wmawiam, bo jest za mała, by być podobną do kogokolwiek, ale akurat jedno wiem na pewno... Ma Uckera oczka- takie ciemne i słodkie, a spojrzenie przenikliwe i pełne czułości.
-Jesteś szczęśliwa?- zapytał Pablo, siadając na krześle obok łóżka.
-Bardzo. Mam córeczkę, która zostanie ze mną na zawsze. Chyba nie byłabym w stanie jej oddać, bo już kocham ją nad życie. To moje dziecko i nikomu nie zamierzam go oddawać!- szarpały mną emocje, byłam cała zapłakana. -Ej, właśnie wpadłam na pomysł! Mam imię dla mojej córki!- krzyknęłam wesoło.
-Jakie?- zapytał z uśmiechem.
-Esperanza, pasuje do niej idealnie. Ona daje mi nadzieję na lepsze życie. Zresztą przez całą ciąże miałam nadzieję, że okaże się dzieckiem Uckera i udało się. Tym razem ta nadzieja też mi pomoże i moje życie nabierze kolorów. Esperanza... Podoba Ci się?
-Śliczne jak nasza córeczka.- pocałował mnie słodko w czoło, a Esperanzę pogłaskał delikatnie po policzku.
-Nasza?- zapytałam, patrząc mu w oczy.
-No tak. Mówiłem przecież, że Ci pomogę. Ja będę jej ojcem. No chyba, że jednak chcesz zawiadomić Uckera, ale jeśli nie, to ja zawsze przy Was będę, a ją uznam za swoją córkę.
-Naprawdę? Chcesz tego?- skinął głową twierdząco. -O Boże, dziękuję!- krzyknęłam z radością i mocno przytuliłam Pabla.
W tym momencie czułam się wspaniale z moją nową rodziną... Byłam gotowa na budowę szczęścia, które tym razem musi być pełne i nic go już nie pokona.
Wakacje na Karaibach od początku były cudowne i znacznie odpoczęłam po tym wszystkim. Ciągle tęskniłam za Uckereqm i w ogóle za Meksykiem, ale w sumie tylko czasami w samotności nachodziły mnie takie myśli, bo ogólnie było okej. Pablo skutecznie wypełniał mi czas, ale jeszcze nie serce. Ciągle martwiłam się, czyje dziecko noszę pod sercem. W duchu modliłam się, żeby było Uckera, choć to też może mi przynieść problemów. Co jeśli on się kiedyś o tym dowie i będzie chciał mieć prawa do dziecka? To by była tragedia... Ale i tak gorzej by było, gdyby się okazało, że ojcem jest Amador. Chyba bym tego nie zniosła... Bałam się nawet o tym pomyśleć aż do porodu. Kiedy urodziłam, od razu chciałam zrobić test DNA. Moja córeczka, której praktycznie nie widziałam przed zrobieniem testu, ma taką samą grupę krwi jak Ucker, więc jego nie możemy wykluczyć. Pablo dzwonił do więzienia, by poznać grupę krwi Amadora i na szczęście okazało się, że nie może być ojcem mojego dziecka. Byłam wniebowzięta i zaczęłam płakać ze szczęścia, że tak szybko się to wyjaśniło, a moje dziecko zostanie ze mną i będzie najważniejszą częścią mojego życia. Od razu poprosiłam Pabla, by po nią poszedł. Po chwili przyniósł mi moją małą, słodką córcię i podał mi ją. Przytulałam ją i całowałam, trzymając na rękach. Była taka malutka i już ją pokochałam. Do moich oczu ponownie podeszły łzy na myśl o tym, że chciałam oddać swoje dziecko komuś innemu. Od tych pierwszych chwil pokochałam ją całym sercem i czułam, że dzięki niej moje życie nabierze kolorów i już nigdy nie będę samotna. To cząstka Uckera, która będzie ze mną na zawsze. Teraz gdy znam prawdę, jestem w stanie ujrzeć podobieństwo małej do Christophera. Pewnie sobie wmawiam, bo jest za mała, by być podobną do kogokolwiek, ale akurat jedno wiem na pewno... Ma Uckera oczka- takie ciemne i słodkie, a spojrzenie przenikliwe i pełne czułości.
-Jesteś szczęśliwa?- zapytał Pablo, siadając na krześle obok łóżka.
-Bardzo. Mam córeczkę, która zostanie ze mną na zawsze. Chyba nie byłabym w stanie jej oddać, bo już kocham ją nad życie. To moje dziecko i nikomu nie zamierzam go oddawać!- szarpały mną emocje, byłam cała zapłakana. -Ej, właśnie wpadłam na pomysł! Mam imię dla mojej córki!- krzyknęłam wesoło.
-Jakie?- zapytał z uśmiechem.
-Esperanza, pasuje do niej idealnie. Ona daje mi nadzieję na lepsze życie. Zresztą przez całą ciąże miałam nadzieję, że okaże się dzieckiem Uckera i udało się. Tym razem ta nadzieja też mi pomoże i moje życie nabierze kolorów. Esperanza... Podoba Ci się?
-Śliczne jak nasza córeczka.- pocałował mnie słodko w czoło, a Esperanzę pogłaskał delikatnie po policzku.
-Nasza?- zapytałam, patrząc mu w oczy.
-No tak. Mówiłem przecież, że Ci pomogę. Ja będę jej ojcem. No chyba, że jednak chcesz zawiadomić Uckera, ale jeśli nie, to ja zawsze przy Was będę, a ją uznam za swoją córkę.
-Naprawdę? Chcesz tego?- skinął głową twierdząco. -O Boże, dziękuję!- krzyknęłam z radością i mocno przytuliłam Pabla.
W tym momencie czułam się wspaniale z moją nową rodziną... Byłam gotowa na budowę szczęścia, które tym razem musi być pełne i nic go już nie pokona.
No dobrze, macie ten rozdział :* Tak jakoś z tym zwlekałam, bo nie chciało mi się jakoś dodawać, nwm czemu xD I jakoś się chyba nie będę tu rozpisywać, bo wiecie w piątek wieczorem nie mam siły już na nic, chcę iść tylko spać :) Wgl kończę pisać to opowiadanie na konkurs i jak będziecie chciały, to mogę wam tu je dodać i ocenicie ;) Chyba nie mam tu już dzisiaj nic do powiedzenia, żegnam :* Zaskakująco krótki rozdział chyba, ale mam nadzieję, że się podoba, bo taki dosyć... Inny i dziwny jak dla mnie xD
Bardzo fajny i ciekawy rozdział. Bardzo chcę aby Dul i Ucker byli razem mam nadzieję że tak będzie i Ucker szybko odnajdzie Dul i dowie się o córeczce. Czekam na nowy rozdział. 🙂
OdpowiedzUsuńAnahi nie udało się wrobić Uckera i dobrze,że poznał prawdę. Może to zmobilizuje go do szukania Dulce i wyjaśnienia jej wszystkiego.Czekam na kolejny:)
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na kolejny pozytywny rozdział bo ten na swój sposób właśnie taki jest.
OdpowiedzUsuńO jak dobrze że dziecko Ann okazało się nie Uckera oby teraz zaczol szukać Dulce i dowiedział się że ma córeczkę. Czekam na nowy
OdpowiedzUsuńWszystko zmierza ku lepszemu , na szczęście 😊
OdpowiedzUsuńRozdział pozytywny oby było coraz lepiej ;) jabz chęcią przeczytam Twoje opowiadanie na konkurs;)
OdpowiedzUsuńKiedy będzie nowy ??? jestem ciekawa jak się to dalej potoczy
OdpowiedzUsuńCieszę się, że okazało się, że dziecko Any nie jest też dzieckiem Uckera tylko Poncha. Ucker ma córkę, ale super, że to nie dziecko Amadora...trochę to zagmatwane, ale w sumie dobrze się wszystko skończyło. Mam teraz nadzieję, że Ucker zacznie szukać Dulce i zda sobie sprawę jaki błąd popełnił dając jej odejść. Czekam, aż oni w końcu będą znowu razem i będą szczęśliwi. Ucker na pewno ucieszy się, że mają z Dulce córkę. Czekam na kolejny rozdział. Dodaj szybko! :)
OdpowiedzUsuńKiedy dodasz nowy? :)
OdpowiedzUsuń