niedziela, 31 maja 2015

6. "Jutro pogadamy"

Przez cały film kurczowo trzymałam Uckera za rękę. Cholernie się bałam. Modliłam się w myślach, żeby jak najszybciej stamtąd wyjść. Nigdy nie lubiłam horrorów i w ogóle cud, że się na to zgodziłam. Wreszcie się skończyło, a ja prawie wybiegłam z sali, ciągnąc Christophera za rękę.
-Nigdy więcej!- krzyknęłam z ulgą, kiedy byliśmy już na korytarzu.
-Nie podobał Ci się film?- zapytał z ironią.
-A czy wyglądałam na zachwyconą?! A już wiem... To była zemsta.
-Nie, żadna zemsta. No chodź już, bo mi tu zemdlejesz.- zaśmiał się i pociągnął mnie za rękę w kierunku windy.
Od jakichś dwóch godzin dopiero rozłączyliśmy ręce. Stanęliśmy w rogu obok siebie. Jakoś dziwnie, wręcz podejrzanie się na mnie patrzył. Przybliżył się, opierając ręce po obu stronach mojej głowy. Wpatrywałam się w jego oczy zdezorientowana, przestraszona. On także nie odrywał ode mnie wzroku. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, przenieśliśmy je w tym samym momencie na usta. Błądziliśmy wzrokiem z oczu na usta i z powrotem jak zahipnotyzowani. Zaczął się do mnie zbliżać. Czułam jego ciepły oddech na moich ustach. Niedługo potem poczułam na nich jego słodkie, delikatne wargi. Byłam zaskoczona, chciałam go odepchnąć, kładąc ręce na jego klatce piersiowej. Jednak zaczął tak czule pieścić moje usta, że zupełnie odpłynęłam, a moje ręce spoczęły na nim tak, że czułam przyspieszony rytm jego serca. Delikatnie rozchylił mi wargi językiem, którym natychmiast wdarł się do mojej buzi. Czułam się skrępowana, bo jakby nie patrzeć był to mój pierwszy pocałunek i nie bardzo wiedziałam, co robić. Na szczęście on mnie poprowadził. Był na swój sposób wyrozumiały, bo każdy kolejny krok wykonywał powoli z wyczuciem. W końcu zdołałam go doścignąć, a wtedy zaczął się cudowny, słodki i bardzo namiętny taniec naszych języków. Coraz bardziej napierał na mnie swoim ciałem, wbijając mnie w ścianę. Nagle drzwi windy się rozsunęły... I wtedy czar prysnął.
-Przepraszam, poniosło mnie.- wydukał Ucker odsuwając się ode mnie na krok.
Patrzyłam na niego zdezorientowana, zszokowana tym, co się stało. Tak, byłam po prostu przestraszona tak nagłym wybuchem namiętności, pożądania. Nie wiedziałam, co robić, ani jak się zachować. Ucker odwrócił się na pięcie w kierunku wyjścia. Podążałam za nim w milczeniu, wciąż analizując wydarzenia z  ostatnich paru minut. W niemal błyskawicznym tempie dotarliśmy na parking. Christopher jak zwykle wręcz teatralnym ruchem otworzył mi drzwi. Wsiadłam, rzucając mu jedynie spojrzenie, mówiące " I co dalej?". On po chwili też już siedział na swoim miejscu.
-Zapnij pasy.- przypomniał, bo przez niego byłam tak rozkojarzona, że zapomniałam o bożym świecie.
Zapięłam pasy, nie odzywając się ani słowem. Zapadła niezręczna cisza, którą po jakimś czasie przerwał włączając radio. Przełączył na muzykę klasyczną. Spojrzałam na niego, z jego twarzy nie można było niczego wyczytać. Czyżby to był ten czas, kiedy ma zły humor? No tak... Wtedy włącza taką muzykę. Ale dlaczego? Nasz pocałunek był dla niego czymś złym? Teraz jeszcze bardziej wszystko się zagmatwało i nie rozumiałam z tego już nic. Po co mnie całował, jeśli teraz ma zły humor i się do mnie nawet nie odzywa? Zadałabym mu te wszystkie pytania, ale nie mam odwagi. Nie teraz, kiedy wszystkie moje zazwyczaj uporządkowane  myśli szlag trafił i sama nie wiem, co czuję. A może on ma to samo? Może też jest w szoku? W dość szybkim tempie dojechaliśmy pod mój blok. Mój szef dżentelmen oczywiście musiał wysiąść, żeby otworzyć mi drzwi. Wyszłam z samochodu.
-Dzięki, było fajnie. To pa.- powiedziałam i chciałam jak najszybciej się zmyć.
Jednak poczułam na nadgarstku jego dłoń. Przyciągnął mnie do siebie, cmoknął w policzek i szepnął do ucha:
-Jutro pogadamy.- i automatycznie zaczęłam bać się jutra. Co mi powie?
Puścił mnie i czym prędzej zniknęłam na klatce schodowej. Odetchnęłam z ulgą, kiedy odjechał. Pocałunek był bardzo przyjemny, ale boję się co dalej. Jakie teraz będą nasze relacje? A może on chce mnie zwolnić?... Może to była tylko taka próba? W każdym razie tego dnia po raz pierwszy poczułam coś wyjątkowego. To moje pierwsze głębsze uczucie. Zakochałam się? No cóż... Kto by się na moim miejscu nie zakochał? Ale być może to tylko zauroczenie i nie powinnam się zbytnio przejmować.
W domu zastałam Anahi, siedząca przy stole w kuchni. Jadła kolację.
-Oo, znowu jesteś tak szybko.- powiedziała radośnie na mój widok. -Nie za dobry ten Twój szef?- zapytała z ironią.
-Nic mi o nim nie mów.- przewróciłam oczami.
-Puszcza Cię wcześniej, a Ty dalej na niego narzekasz?...
-Nie, nie o to chodzi.- powiedziałam poważnym, prawie smutnym głosem.
-Więc o co? Mów, widzę, że coś Cię gryzie.
-No bo... Zaprosił mnie do kina i po filmie w windzie my... Eee... Całowaliśmy się.- wydukałam z miną niewiniątka.
-Uuu... Jesteś z nim? Gratulacje, szczęścia!- krzyczała żywo, cieszyła się.
-Nie jestem z nim.- przerwałam jej radość bez żadnych emocji.
-Jak to? Ja już nic nie rozumiem. Całuje Cię, a z Tobą nie jest?!
-Oj bez przesady, to był tylko jeden pocałunek. I chociaż zapamiętam go do końca życia, to tak naprawdę nie miał żadnego znaczenia.
-Dul, Ty się zakochałaś.
-Nieprawda. Czemu tak myślisz?
-Tak cudnie świecą Ci się oczy, jak o nim mówisz.
-Wydaje Ci się.- zbyłam ją, bo nie chciałam, aby utwierdzała mnie w przekonaniu, że coś do niego czuję.
-Nie sądzę, bo trochę się na tym znam.
-Any, proszę, skończ ten temat.
-Dobrze, ale jak coś to pamiętaj, że Ci pomogę, mogę go nawet pobić.
-Okej, ale nie sądzę, by było to konieczne.- zaczęłyśmy się śmiać.
Następnego dnia zaspałam do pracy. Biegiem zdążyłam na drugi autobus. W rezultacie spóźniłam się prawie dwie godziny. Wpadłam do firmy jak burza. Pech chciał, że po korytarzu akurat kręcił się Christopher.
-Dulce, proszę ze mną do gabinetu.- powiedział chłodnym, surowym tonem. Czułam, że jestem zgubiona. Posłusznie podążałam za nim.
-Ja... Przepraszam, zaspałam.- tłumaczyłam się od progu, zanim zdążył zamknąć drzwi. Zwinnym ruchem zamknął drzwi, trzaskając nimi.
_____________________________

No dobrze, jest rozdział :) Dużo lepiej się dodaje, kiedy ma się na to ochotę niż w określone dni xD No a rozdział dla Moniki, mam nadzieję, że według planu poprawi Ci humor :* 

środa, 27 maja 2015

5. "Lubię Cię"

Najszybciej jak tylko mogłam udałam się do domu. Wsiadłam w autobus i pojechałam. Any nie było w domu. Byłam sama, więc automatycznie poranny smutek wrócił. Byłam zła na siebie, ale teraz także na Uckera za to, że na mnie nakrzyczał bez powodu. Siedziałam na fotelu i czytałam jakieś romansidło. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam.
Obudziłam się nadal na fotelu, ale byłam przykryta kocem. Zaspana spojrzałam na zegarek, wskazywał siódmą rano. Szybko wstałam, żeby nie spóźnić się do pracy. W kuchni już siedziała Anahi i jadła śniadanie.
-Wyspałaś się?- zapytała, smarując kanapki.
-Mhm. To Ty mnie przykryłaś kocem, jak spałam?- zapytałam, wyciągając z lodówki mleko na płatki.
-No jasne, że ja. A kto inny?- odpowiedziała, śmiejąc się.
-Dzięki.
-Nie ma za co. Co się w ogóle stało, że tak wcześnie wczoraj wróciłaś?
-Szef dał mi wolne.
-Wow, a co to się stało?- zapytała wyraźnie zaskoczona.
-Nie wiem, on ma najebane we łbie. Najpierw był dla mnie miły, kochany, a później niesłusznie mnie skrzyczał. Mam go dość!- na samo wspomnienie się we mnie gotowało, on jest naprawdę dziwny i nie zamierzam się do niego więcej odzywać.
-A może on Ci się podoba, co?
-No... Jest przystojny, ale... Nie, nic z tych rzeczy. Po pierwsze on mnie denerwuje, a po drugie i tak nie zwróciłby na mnie uwagi.
-A chciałabyś?
-Nie, Any, skończ ten temat. Spieszę się do pracy.
-Dula kocha się w swoim szefie...
-Nieprawda!- krzyknęłam na nią lekko zdenerwowana.
Po śniadaniu ogarnęłam się i wyszłam na przystanek. Nie musiałam długo czekać, a podjechał autobus. Kiedy dotarłam do firmy, od razu wzięłam się do pracy. Tego dnia było wyjątkowo pusto. Czyżby większość miała wolne? Koło południa przyszedł Christopher. Zniknął na chwilę w swoim gabinecie, po czym szybko stamtąd wyszedł. Stanął na przeciwko mojego biurka.
-W czym mogę Panu pomóc?- zapytałam poważnym, oficjalnym tonem.
-Jesteś na mnie zła?- zadał to pytanie bardzo słodkim głosem pełnym troski.
-Nie.- odpowiedziałam, nawet nie podnosząc na niego wzroku. -Yyy... Tak.- taka prawda, byłam na niego bardzo zła.
-Przepraszam, ja po prostu... Byłem wkurwiony na tego idiotę i wyżywałem się na Tobie. Wybaczysz mi?- powiedział skruszony.
-Nie ma problemu.- nadal byłam oficjalna i właściwe udawałam, że już wszystko w porządku.
-To świetnie, bo zapraszam Cię do kina.
-Nie chcę iść.- jak najszybciej odmówiłam.
-No chodź.- stanął tuż obok mnie i zaczął ciągnąć mnie za rękę.
-Po co? Teraz znowu będziesz dla mnie miły, a później na mnie naskoczysz za nic?! Nie chcę i koniec.- wyrwałam moją rękę od niego, byłam zła, nie chciałam z nim żadnego bliższego kontaktu.
-Jeszcze raz Cię za to przepraszam i przysięgam, że to się już nie powtórzy.- powiedział delikatnym głosem ze słodkim uśmiechem i znów złapał mnie za rękę, tym razem tak inaczej, tak czule.
-No dobra.- zgodziłam się niechętnie i wstałam.
Wszyscy patrzyli na nas z niedowierzaniem. No tak... Wychodzę z szefem do kina. To raczej rzadko spotykane zjawisko w tej firmie. Szliśmy za rękę w kierunku wyjścia. Na parkingu podziemnym stał jego samochód. Jak prawdziwy dżentelmen otworzył mi drzwi, po czym sam wsiadł z drugiej strony. Ruszyliśmy.
-Czemu chciałeś iść do kina akurat ze mną?- zapytałam, spoglądając na niego.
-Bo mam taką ochotę. Zresztą lubię Cię, więc dlaczego nie?- odpowiedział z szerokim, słodkim uśmiechem, kładąc rękę na moje kolano.
-Serio? Lubisz mnie?- zapytałam żywo.
-Tak, bo jako jedyna nie zwracasz uwagi na to, że jestem Twoim szefem. I jesteś taka szczera, i bezpośrednia. Od początku mnie denerwujesz, ale mimo to cholernie Cię lubię.- wow, jakie wyznanie. Chyba się zarumieniłam.
-Ja... Też Cię chyba lubię.- wydukałam cicho.
-To dlaczego nie chciałaś ze mną iść?
-Bo nie lubię, jak ktoś mnie traktuje jak przedmiot.
-Przeprosiłem i obiecałem, że to się już nie powtórzy.
-Wiem, wiem. To zamknięty temat, nie gniewam się na Ciebie.
-Widzę, że już nie zwracasz uwagi na sposób mówienia do mnie.
-Eee... Przepraszam...- kurde, myślałam, że odpuścił.
-Spoko, zrobię dla Ciebie wyjątek. Ale w pracy masz przestrzegać zasad, tak?- powiedział miękkim tonem z delikatnym uśmiechem.
-Okej, będę grzeczna.- zaśmiałam się. -Mogę włączyć muzykę?- zapytałam, nie chcąc siedzieć w ciszy.
-Dobra, już włączam.- wcisnął jakiś guzik na radiu i na cały samochód rozbrzmiała muzyka smyczkowa.
-Ty serio słuchasz czegoś takiego?!- niemal krzyknęłam zszokowana, a on kiwnął głową w geście potwierdzenia.
-Nie no co Ty? Żartuję.- przełączył na normalne radio, gdzie leciała jakaś bzdurna amerykańska piosenka praktycznie o niczym. -Chociaż czasami mam taki dzień, że słucham muzyki klasycznej, na przykład wczoraj.- dodał po chwili.
-Jak masz zły dzień?- dopytywałam.
-Mniej-więcej.- odpowiedział krótko.
-Mogę Cię o coś zapytać?- powiedziałam ostrożnie.
-Jasne, pytaj, o co tylko chcesz.
-O co chodziło temu żulowi, co był wczoraj w firmie? To serio Twój brat?
-Tak, ten żul to niestety mój brat bliźniak.
-Jej, współczuje.
-Żądał ode mnie pieniędzy, jak zwykle.- odpowiedział na pytanie, które zadałam jedynie w myślach.
-Przepraszam, że go wpuściłam.
-To nie Twoja wina, i tak by wlazł.
-No fakt.- przyznałam.
Tak wyszło, że do końca drogi milczeliśmy. Nie minęło dużo czasu, a zatrzymaliśmy się pod kinem. Christopher wysiadł i okrążył auto, by otworzyć mi drzwi. Po chwili już szliśmy w stronę wejścia.
-A właściwie to na jaki film idziemy?- zapytałam nagle.
-A wiesz, że nie wiem?- oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
Podeszliśmy do kasy. Świetnie... Idziemy na horror, których nie cierpię.
-Nie, nie, nie.- zaczęłam protestować, stając przy wejściu.
-Spokojnie, będę przy Tobie. Nie masz się czego bać.- posłał mi cudny uśmiech, łapiąc mnie za rękę.
Usiedliśmy gdzieś w środkowym rzędzie. Oczywiście zanim zaczął się film, musieliśmy zmierzyć się z kilkoma reklamami. Uświadomiłam sobie wtedy, że nie byłam w kinie od czasów liceum... Wtedy mieszkałam jeszcze z mamą.
-Co jest?- zapytał Ucker, przybliżając się do mnie.
-Aż tak widać, że się zamyśliłam?
-Mhm. Dobra, nie chcesz, to nie mów. Film się zaczyna.- dobrze, że nie dopytywał, bo nie miałam ochoty na taką rozmowę.
__________________
No i jest kolejny :) Trochę krótki, ale mam nadzieję, że się spodoba :D Do następnego :*

poniedziałek, 25 maja 2015

4. "Nie jestem dobry"

Wyszliśmy z firmy i poszliśmy do ładnego, małego baru za rogiem.
-Na co masz ochotę?- zapytał, kiedy usiedliśmy przy stoliku w bardziej ustronnym miejscu.
-Cokolwiek, nie znam się. Proszę wybrać za mnie.- odpowiedziałam w ten sposób, gdyż nie miałam siły zastanawiać się nad tym, co mam zjeść.
-No dobrze, więc... Co powiesz na naleśniki z czekoladą?- zaproponował z chłopięcym, słodkim uśmiechem.
-Może być.- zgodziłam się, bo szczerze mówiąc, dawno  nie jadłam naleśników.
Christopher przywołał kelnera i zamówił dla nas naleśniki. Siedzieliśmy w ciszy, czekając na nie. W końcu przyszedł ten sam kelner z naszym zamówieniem. Oboje posmarowaliśmy swoje naleśniki czekoladą i zaczęliśmy jeść. Mmm... Były pyszne.
-Jesz jak małe dziecko.- stwierdził po jakimś czasie.
-Co? Dlaczego?
-Masz całe usta w czekoladzie.- powiedział, śmiejąc się. Oblizałam usta na około, rzeczywiście sama czekolada.
-Oj tam, może troszkę.- zaśmiałam się. -Ale Ty też masz czekoladę na ustach.-dodałam, a on rzucił mi dziwne, groźne spojrzenie. Ach, no tak... -Przepraszam... Eee... Pan ma czekoladę na ustach.- poprawiłam zakłopotana.
-No dobrze, niech Ci będzie. Dziś się o to nie czepiam, bo masz zły dzień.- powiedział z pocieszającym uśmiechem, kładąc dłoń na mojej, która leżała na stole.
-Ok, dzięki.- odpowiedziałam, spoglądając na nasze dłonie, a potem w jego oczy. On zrobił mniej więcej to samo. Zaczął delikatnie głaskać kciukiem zewnętrzną część mojej dłoni. Zaskoczyło mnie to i to bardzo.
-Jedz.- upomniał mnie cicho. Posmarowałam sobie drugiego naleśnika. Tym razem pilnowałam się, żeby nie mieć brudnej buzi. On też jadł, ale ciągle mi się przyglądał. Okropnie mnie to onieśmielało.
-Co powiesz?- zapytał po dość długiej chwili ciszy.
-Nie wiem. Może Ty zacznij jakiś temat, skoro tak chcesz ze mną gadać.
-Hmm... W takim razie powiedz mi, dlaczego rano płakałaś.
-Sprawy rodzinne.- próbowałam zbyć go krótką odpowiedzią.
-Możesz mi wszystko powiedzieć, zaufaj mi.- objął moją dłoń całą swoją.
-Naprawdę Cię to obchodzi?
-Jasne, że tak. No mów.
-No więc... Kiedyś zrobiłam coś, przez co teraz matka mnie nienawidzi. Rano do niej dzwoniłam i powiedziała, że nie jestem już jej córką.- na samo wspomnienie do oczu podchodziły mi łzy, których nie mogłam powstrzymać.
-Och, poważna sprawa...
-Tak, okropnie się z tym czuję.
-Mogę jakoś pomóc?- zapytał, dalej trzymając moją rękę, był wyraźnie przejęty.
-Dałeś mi pracę, to wystarczy. Dziękuję.- powiedziałam, patrząc mu w oczy i także łapiąc go za rękę. -Za jakiś czas sama rozwiążę ten problem raz na zawsze.- dodałam zdecydowanym głosem.
-Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć.
-Dziękuję.
-Stanowczo za dużo mi dziękujesz.- zaśmiał się.
-Należy Ci się to.- posłałam mu delikatny uśmiech pełen wdzięczności. -Jesteś bardzo dobry. I zacząłeś się uśmiechać.
-Na Twojej twarzy także pojawił się uśmiech, z czego bardzo się cieszę. Ale mylisz się, nie jestem dobry.
-No jak to nie? Jasne, że jesteś. Dałeś pracę kompletnie niedoświadczonej dziewczynie, żeby jej pomóc, próbujesz mnie pocieszyć, oferujesz mi dalszą pomoc. Samo to, że siedzisz tu ze mną i tolerujesz to, że ciągle mówię do Ciebie na "Ty".
-To wcale nie znaczy, że jestem dobry. Mam po prostu dużo cierpliwości i jestem wrażliwy.
-I dobry.- tak, muszę postawić na swoim.
-Eh... Widzę, że jesteś bardziej uparta ode mnie.
-Możliwe.- powiedziałam żywo, wzruszając ramionami i skończyłam trzeciego naleśnika.
-Najadłaś się?- zapytał, składając oba talerzyki na środek stolika.
-Mhm. I powiem szczerze, że naleśniki humor mi zdecydowanie poprawiły.
-No widzisz? Mówiłem.
-Nieprawda. Mówiłeś tak o gorącej czekoladzie, nie naleśnikach.
-Eh... No tak.
-Zresztą... Najbardziej pomogła mi Twoja obecność.
-Serio?
-Mhm, zainteresowałeś się mną, a przecież wcale nie musiałeś.
-Ale chciałem. Chodź już, bo oboje mamy dużo pracy.- wstał, zasuwając krzesełko. Podeszliśmy do lady. Wyciągnęłam portfel, by zapłacić za siebie
-O nie, nie... Ja płacę.- powiedział, łapiąc mnie za rękę.
-Nie, proszę, nie chcę, żebyś za mnie płacił.- mówiłam prawie błagalnym głosem.
-Dulce, ja nie pytam, czego chcesz.- powiedział delikatnie, ale stanowczo. Zamilkłam, powoli kierując się w stronę wyjścia. Po chwili dołączył do mnie i razem wyszliśmy z baru.
-Dziękuję za ten wspaniały poranek.- powiedziałam i pocałowałam go w policzek, stając na palcach, żeby sięgnąć.
-Na prawdę nie ma za co.- wydukał wyraźnie zaskoczony tym buziakiem.
Patrzył mi głęboko w oczy, jakby próbował coś z nich wyczytać. Robiłam to samo, nie mogąc oderwać wzroku od jego pięknych, czekoladowych oczu.
-Chodźmy.- powiedział, łapiąc mnie za rękę.
Zszokowało mnie to w pierwszej chwili, ale w sumie mi się spodobało, więc nie protestowałam. Wyszliśmy stamtąd za rękę w milczeniu. Kiedy na niego spojrzałam, wydawał się tak pogrążony w myślach, że niemal nieobecny.
-Wszystko w porządku?- zapytałam z troską.
-Tak. A z Tobą? Jak chcesz, to możesz iść do domu odpocząć.- powiedział, stając na chwilę, ale nie puścił mojej ręki.
-Nie, dzięki. I tak dużo czasu dzisiaj straciłam, a mam jeszcze dużo pracy.- odmówiłam, chociaż chętnie zrobiłabym sobie wolne. Jednak nie chciałam nadużywać jego dobroci.
-Dobrze, więc umówmy się, że jak zrobisz tylko to co najważniejsze, to pójdziesz. Tak?
-Dobrze.- zgodziłam się i ruszyliśmy dalej.
Szybko dotarliśmy do firmy, gdzie Christopher od razu się ode mnie oddalił i poszedł do gabinetu. Usiadłam do swojego biurka i zaczęłam segregować papiery i robić kopie różnych durnych umów. Starałam się nie myśleć o porannej rozmowie z mamą i w ogóle. W tym momencie całkowicie oddałam się pracy. Było już po czternastej, więc wszyscy wyszli na obiad. Ja zostałam, bo nie byłam głodna, zresztą chciałam to już jak najszybciej skończyć. Zostały mi już tylko cztery kartki do skserowania, kiedy nagle wszedł, a właściwie wpadł jakiś brudny, niezadbany facet, krzycząc od progu:
-Ucker, chuju pierdolony, daj mi kasę!!- przestraszyłam się go. Przyglądając mu się, zauważyłam uderzające podobieństwo do Christophera.
-Proszę się uspokoić.- udawałam opanowaną, wstając. -Czego Pan tu chce?- zapytałam przestraszona.
-Szukam brata.- odpowiedział agresywnie. -Ale w sumie mogę zostać z Tobą, piękna.- dodał, zbliżając się na niebezpieczną odległość.
-Nie. Odejdź ode mnie.- panikowałam przestraszona.
-Gdzie jest mój brat?- zapytał, jeszcze bardziej się zbliżając. Robiło mi się niedobrze od zapachu alkoholu.
-O kim mówisz?
-O Twoim szefuniu, złotko.
-Tam, w swoim gabinecie.- pokazałam palcem na drzwi od gabinetu.
-Taka grzeczna dziewczynka, a pracuje dla takiego idioty.- pogłaskał mnie po głowie i udał się chwiejnym krokiem we właściwym kierunku. Byłam roztrzęsiona, nic z tego nie rozumiałam. Nie mogłam uwierzyć, że to brat Christophera. On przystojny, elegancki szef ekskluzywnej firmy, a ten pijany, brudny, śmierdzący menel. Mimo tak wielkiej różnicy są do siebie cholernie podobni. Są bliźniakami? Od jakiegoś czasu rozmawiali i niewiele można było zrozumieć. Później zaczęli się już ostro kłócić, tak że na pół firmy było słychać ich krzyki:
-Nie dam Ci ani grosza, rozumiesz?!- krzyczał Christopher. Na szczęście akurat głosów podobnych nie mają.
-Ty żyjesz jak w raju, a ja co? Jestem Twoim bratem i nie możesz mnie tak olewać. Musisz mi dać pieniądze, bo inaczej...
-Nie groź mi.- przerwał mu wyraźnie wkurzony Christopher. -Przypominam Ci, że proponowałem Ci pracę, a Ty odmówiłeś. Tak więc teraz stąd wyjdź i daj mi spokój. Nic ode mnie nie dostaniesz, więc nawet tu nie przychodź. Kto Cię tu w ogóle wpuścił?!
-Twoja seksowna sekretarka, braciszku. Pożyczę sobie ją kiedyś.- odpowiedział i wyszedł, trzaskając drzwiami.
Zdążyłam akurat skończyć pracę i weszłam do szefa, by powiedzieć mu, że już idę. 
-Czemu go tu wpuściłaś?!- krzyknął na mnie, był strasznie zły.
-Przepraszam, ja...- wydukałam i się zacięłam, nie wiedząc, co powiedzieć. 
-Ty co?!- krzyknął znów, a jego wzrok był tak groźny, że spanikowałam całkowicie i już nie byłam w stanie wydusić z siebie ani słowa. -Skończyłaś już wszystko?- zapytał dalej tym samym tonem, kiwnęłam głową. -To wyjdź, spierdalaj do domu, nie pokazuj mi się na oczy!- krzyknął po raz ostatni, a ja wyszłam w pośpiechu.


Federico Uckermann- brat bliźniak Christophera, jest do niego bardzo podobny, są w zasadzie identyczni. Zawsze był faworyzowany przez rodziców, przez co stał się rozpieszczonym dzieckiem, a później stoczył się na samo dno, zostając pijakiem. Dziś nie ma niczego, choć matka wciąż błaga, żeby się zmienił i nadal na to liczy. Przez niesprawiedliwość rodziców bracia się nienawidzą. Mimo wszystko jednak Ucker proponował pracę Fede, a ten nigdy nie chciała z tego skorzystać. 
___________________________

I jest kolejny, i to bez żadnych kontraktów, i szantaży xD Nwm kiedy kolejny ;)

piątek, 22 maja 2015

3. "Polecenie służbowe"

Nawet nie zauważyłam, że zmieniłam charakter wypowiedzi. On widocznie jednak bardzo zwraca uwagę na szczegóły, skoro zauważył, że przez przypadek pozwoliłam sobie przejść z nim na "Ty". Zmieszałam się jego pytaniem i nie bardzo wiedziałam, co powiedzieć.
-No ja... Przepraszam.- wydukałam wreszcie. -To tak przez przypadek, nawet nie zwróciłam uwagi.
-Czyżby?- zapytał podejrzliwie.
-Tak, przepraszam.- burknęłam ponownie. -A dlaczego Pan może do mnie tak mówić, a ja nie?- zapytałam po chwili.
-Droga Dulce... Ja jestem Pani szefem, więc jeśli nie masz nic przeciwko, to będę zwracał się do Ciebie według moich aktualnych upodobań, okej?- jaki on opryskliwy i raczej niewiele pozostało po jego względnie dobrym humorze, i pięknym uśmiechu.
-Bardzo Pan jest... Arogancki i raczej średnio uprzejmy.- odgryzłam się złośliwie.
-Taki już jestem. Jasne?!- burknął chamsko i dość głośno.
-Okej, okej.- powiedziałam, przewracając oczami.
-Pani za to jest okropnie złośliwa i niewychowana.
-Nie zaprzeczę.- przyznałam spokojnie z powagą, spoglądając na niego zimnym wzrokiem, coś w jego stylu. -O, proszę skręcić tutaj.- skinieniem głowy wskazałam na prawo.
Wykonał to polecenie i już po chwili byliśmy pod moim blokiem. Wysiadłam, mówiąc grzecznie, ale jednak z nutką nieuzasadnionej złośliwości w głosie:
-Dziękuję, miłej nocy.
-Dobranoc.- odpowiedział i odjechał.
Hmm... Kiedy byłam w jego samochodzie jechał powoli, a teraz wyruszył jak pirat drogowy. A może on tylko udaje takiego poważnego i ułożonego prezesa?...
Weszłam do domu, od progu krzycząc:
-Any, już jestem!
-No w końcu... Czekałam z kolacją.- odpowiedziała, wychodząc z kuchni. -Jak tam w pracy?- zapytała po chwili, kiedy ściągałam niezbyt wygodne szpilki.
-Przysięgam, że kiedyś tak wybuchnę, że szef się więcej do mnie nie odezwie.- na samo jego wspomnienie przeszły mnie ciarki, okropnie zimny człowiek.
-Mhm, albo Cię zwolni...- powiedziała, patrząc na mnie pobłażliwie. -Nie kombinuj, Dul. Nie zadzieraj z nim, bo naprawdę będą z tego kłopoty.- dodała.
-Oj tam, nic się nie stanie.
-Oby... Oby- powiedziała cicho, kręcąc głową. -Dobra chodź jeść kolację, bo jestem strasznie głodna.
-Ja też.
Usiadłyśmy do kolacji. Szybko zjadłyśmy i poszłyśmy spać. Byłam bardzo zmęczona po całym dniu pracy i dość ciekawej drodze do domu.

Weekend zleciał bardzo szybko. W sobotę byłam w pracy chyba tylko cztery godziny, a niedziele miałam wolną. W firmie był spokój i nic się nie działo, bo szef był na jakimś wyjeździe służbowym. Dziwnie tak, bo nie miałam z kim się kłócić. Ale niestety wszystko co dobre, szybko się kończy i nim się obejrzałam nastał poniedziałek.

Obudziłam się jeszcze przed budzikiem, bo nie mogłam spać. Miałam okropny sen. Śniło mi się, że wróciłam do domu i zastałam pijanego ojca, a mamę martwą. Ta myśl mnie przytłoczyła, zalałam się łzami. W tym momencie poczułam żal do samej siebie o to, że zostawiłam mamę samą na pastwę tego gnoja. Usiadłam na podłodze przy łóżku, podkurczając kolana pod brodę i płakałam. Daję sobie radę, ale nie jestem tak silna, na jaką  wyglądam. Mam wyrzuty sumienia, że tak po prostu  uciekłam. Postanowiłam zadzwonić do mamy i zapytać co u niej. Niestety mogę to zrobić dopiero w pracy, bo nie mam nic na koncie. Biorąc głęboki wdech, otarłam łzy, wstałam z podłogi i zaczęłam szykować się do wyjścia. Ubrałam się, umalowałam i muszę przyznać, że wyglądałam wręcz idealnie. No cóż... Ja też czasami potrafię, mimo tego, jak bardzo jestem smutna. Nie miałam nawet ochoty na śniadanie. Anahi jeszcze spała, więc jak najciszej wyszłam z domu. Szłam przez miasto pogrążona w myślach. Tak bardzo martwiłam się o mamę... Tknęło mnie tak nagle, ale teraz wiem, że nie powinnam jej zostawiać. Coś wymyślę, żeby jej pomóc, nie mogę być taką egoistką.
Wpadłam do pracy chwilę przed czasem. Po firmie kręciło się już kilka osób. Podeszłam do mojego biurka i wzięłam telefon, by zadzwonić do mamy. Po trzech sygnałach usłyszałam jej cichy głosik:
-Halo?
-Cześć mamo.- przywitałam się nieśmiało, bojąc się jej reakcji na mój głos.
-Dulce?- wydukała.
-Tak, to ja.- powiedziałam i znów się rozpłakałam. -Co tam u Ciebie?- zapytałam, udając twardą.
-Nic się nie zmieniło. Nie wracaj, problemy się jeszcze same nie rozwiązały.- powiedziała z ironią, a jednocześnie wyrzutem, żalem. Tak, ona ma do mnie żal o to, że wyjechałam. I ma rację.
-Proszę nie mów tak, mamo.- teraz już nie kryłam łez.
-A jak mam mówić? Zostawiłaś mnie samą z tym debilem! Dulce, nie zasługujesz na nazywanie się moją córką, już nią nie jesteś. Szczęścia!- rozłączyła się. Odłożyłam telefon, opadłam bezsilnie na krzesło, schowałam twarz w dłonie i rozpaczliwie płakałam. Nie potrafiłam sobie z tym poradzić, nawet nie obchodziło mnie to, że jestem w pracy. Liczył się tylko mój ból spowodowany przykrymi słowami mamy.
W pewnym momencie poczułam czyjąś obecność, ktoś ewidentnie stał obok i się na mnie patrzył. Lekko podniosłam wzrok do góry i zobaczyłam mojego szefa z miną inną niż zwykle. Nie był tak ponury, a raczej smutny.
-Proszę, przyniosłem Ci gorącą czekoladę, ona zawsze pomaga na smutki.- posłał mi delikatny i słodki uśmiech, stawiając szklankę na biurku.
-Dziękuję, ale w tym przypadku nic mi nie pomoże.- uśmiechnęłam się, ale był to tylko grzeczny, smutny uśmiech.
-A co się stało? Jeśli mogę wiedzieć oczywiście...- zapytał łagodnym, miękkim głosem.
-Nieważne, to zbyt trudne. Nie chcę o tym mówić.- uniknęłam odpowiedzi, patrząc w jego oczy pełne współczucia.
-Pij czekoladę, na pewno pomoże.- upierał się, puszczając oczko z pocieszającym uśmiechem zupełnie nie w jego stylu.
-No dobrze.- zgodziłam się, biorąc pierwszy łyk. -Pyszne.- stwierdziłam po chwili, kiedy wypiłam już prawie pół szklanki. On ciągle wpatrywał się we mnie, a kąciki jego ust co jakiś czas lekko drżały w półuśmiechu. Miał rację, byłam spokojniejsza. W zasadzie nie wiem, czy dzięki gorącej czekoladzie, czy jego obecności.
-Mówiłem, że to pomoże...- powiedział zaskakująco pewny swoich słów.
-Tak, dziękuję.- uśmiechnęłam się tym razem szczerze i słodko.
-Jadłaś śniadanie?- nie miałam pojęcia skąd to pytanie, zdziwiłam się.
-Nie.- odpowiedziałam ostrożnie, upijając kolejny łyk gorącej czekolady.
-Więc zjesz dziś ze mną.- to zdecydowanie nie było pytanie, a raczej nakaz, polecenie.
-Nie mam ochoty.- odmówiłam, kręcąc głową.
-Oj Dul... Nie pytałem czy masz ochotę. To polecenie służbowe.
-Dlaczego tak Pan nalega?
-Po prostu. Czy szefowi nie wolno zjeść śniadania z sekretarką? Tym bardziej, że jesteś smutna, więc chętnie dotrzymam Ci towarzystwa.
-No dobrze.- westchnęłam, wstając. Nadal jednak nie bardzo miałam ochotę na cokolwiek.
___________________________

Buu!! :D Haha, ach te moje przywitanie xD No jest rozdział szybciej na mocy kontraktu z Moniką ;) Nwm, kiedy następny :*

środa, 20 maja 2015

2. "Urok"

Christopher wskazał mi biurko, przy którym mam pracować i wszystko mi wytłumaczył. To nic trudnego, mam tylko kserować jakieś umowy, zanosić mu je do podpisu i robić różne raporty. Dam radę. Dużo gorzej będzie z przyzwyczajeniem się do tego miejsca. Świetnie... Znów jestem gdzieś, gdzie nie pasuje. To już chyba moje przeznaczenie. To teraz nieważne, muszę się skupić na pracy.

Mijały kolejne dni w pracy. Spędzałam tu całe dnie. Jest piątek, więc później mam iść do szefa, żeby dogadać się w sprawie weekendu. Okropnie to nudne, a wszyscy w koło są tacy drętwi. Zaciął mi się komputer i się denerwowałam. Zauważyła to jakaś pani siedząca obok mnie i podeszła. Pomogła mi to naprawić, a było to zaskakująco proste.
-Dziękuję.- powiedziałam z grzecznym uśmiechem.
-Nie ma za co. Widziałam, że się z tym męczysz. Nowa tu jesteś, prawda?
-Yyy... tak, pracuję tu od kilku dni.
-I jak Ci się podoba?- eh... Trudne pytanie.
-Nie jest tak źle, ale siedzieć tutaj cały dzień to zdecydowanie za długo.
-Jak to cały dzień?
-No tak, od 8:00 do 20:00.
-Naprawdę?
-Tak, a Ty nie?
-Nie, nikt tutaj tak nie pracuje. Wszyscy jesteśmy tu przez 8 godzin, rano albo wieczorem.
-O nie... Ja to wyjaśnię!!- wstałam i szłam w kierunku gabinetu szefa. Bez pukania wpadłam tam jak burza. Jak zwykle rozmawiał przez telefon. Wręcz rzucił słuchawkę i wstał zdenerwowany. Patrzył na mnie groźnym wzrokiem mordercy, ale się nie odzywał.
-Oszukał mnie Pan!- krzyknęłam wkurzona.
-Ejej, nie takim tonem!- zwrócił mi uwagę, także prawie krzycząc i złapał mnie dość mocno za przedramię. Zrobiłam wielkie, przerażone oczy, w tym momencie się go bałam. Co on sobie wyobraża?! Jest moim szefem, ale nie ma prawa mnie w ten sposób dotykać. -O co Ci chodzi?!- zapytał groźnym, władczym tonem.
-Puść mnie, to boli.- powiedziałam ze łzami w oczach, nie zwracając uwagi na nieoficjalny styl tej wypowiedzi. Poluźnił uścisk i trzymał mnie już tylko lekko. -Może Pan mnie całkiem puścić?- zapytałam już grzeczniej, spokojniej. Puścił, choć nadal oboje kipiliśmy złością.
-A teraz do rzeczy... O co chodzi?- zapytał tym swoim mega poważnym, formalnym tonem głosu, którego bardzo nie lubię.
-Oszukał mnie Pan. Dlaczego tylko ja pracuję całymi dniami?- wyjaśniłam z wyrzutem.
-Bo tak mi się podoba.- on chyba ma coś z głową. Co za chamski człowiek...
-To żart?- zapytałam z niedowierzaniem.
-Nie, to ironia. Zna Pani takie pojęcie?- ach, no tak zapomniałam, że on nie wygląda na jakiegoś specjalnie żartobliwego.
-Tak.- rzuciłam oschle. -Więc jak jest serio?- dopytywałam, gdy napięcie między nami wciąż rosło.
-Nie "serio", tylko "naprawdę" jak już.- nie no walnąć go w głowę czymś ciężkim, to stanowczo za mało. Jak on mnie irytuje...
-No więc... Czy poznam w końcu prawdę?- niecierpliwiłam się coraz bardziej.
-Eh, nie daje Pani za wygraną...
-To prawda.- przyznałam z miną pełną udawanej pewności siebie. Wydaje mi się, że zobaczyłam u niego cień uśmiechu, spojrzał na mnie łagodniej.
-Nie oszukałem Pani. To fakt... Pracujesz całe dnie, ale dostajesz za to dwa razy tyle co inni.
-Poważnie?- nie wierzyłam mu, bo niby dlaczego?...
-Tak. Potrzebujesz dowodów?
-Nie. Ale... Dlaczego Pan to robi?- zapytałam z ciekawością, przyglądając mu się uważnie.
-Ponieważ mogę.- wow, cóż za podejście. -I chcę.- dodał po chwili, uśmiechając się bardzo delikatnie, ledwo zauważalnie.
-Mhm... A więc dlaczego Pan chce?
-Bo się rozmyślę...- zagroził, kręcąc głową.
-No proszę... Chcę wiedzieć, wtedy się odczepię. Obiecuję.- powiedziałam żywo i najsłodziej jak tylko mogłam.
-Doceń to, że chcę Ci pomóc i nie zadawaj pytań.
-Pomóc?
-Tak, pomóc. Potrzebowałaś pieniędzy, dobrej pracy, więc Ci ją dałem, mimo że nie masz zielonego pojęcia o tym, co robisz. Jesteś młoda, więc dasz radę pracować cały dzień, a ja będę płacił Ci więcej. Naprawdę Ci pomagam, bo o wiele lepiej bym na tym wyszedł, gdybym zatrudnił dwie osoby normalnie, zamiast Ciebie jednej. Praca szłaby dużo szybciej i nikt nie zawracałby mi teraz głowy.- eh... Jednak nie jest taki zły, zlitował się nade mną, jedyny spośród tylu, u których szukałam pracy.
-Nie miałam pojęcia... Dziękuję.- speszyły mnie jego słowa. -Ale nadal nie wiem, dlaczego chce mi Pan pomagać i dlaczego nie wiedziałam o tym od początku.- drążyłam temat dalej.
-Bo mam taki kaprys, jasne?- wrócił do zimnego, chamskiego tonu głosu.
-No ok niech będzie, nie pytam.- uśmiechnęłam się do niego słodko, dając tym znak, że odpuściłam.
-To jak, odpowiadają Pani te godziny pracy?- nie no on jest za mocny... Znów powrócił do oficjalnej rozmowy i mówi "Pani".
-Nie ukrywam, że to trochę za długo i nie bardzo mi się podoba wracanie po ciemku do domu.
-Hm... Na to możemy coś zaradzić.
-Co?
-Alfonso, ten ochroniarz spod drzwi, może Panią odwozić do domu, bo i tak jedzie w tą samą stronę.
-Serio?
-Mhm, on też codziennie zostaje do 20:00, więc nie ma problemu.
-Dobrze, dziękuję. Jest Pan kochany.- posłałam mu szczery, szeroki uśmiech.
-Chyba jako jedyna tak uważasz...- odwzajemnił gest, ale oczywiście dużo ostrożniej i delikatniej.
-Na pewno nie.- patrzyłam mu w oczy, cudownie śliczne oczy.
-Nie znasz mnie.
-I co z tego? Jest Pan dla mnie dobry. Pomijając fakt, że trochę oschły i ponury, no ale trudno.
-No dobrze, skończ to już.- miał łagodny wyraz twarzy, był bardziej wyluzowany niż zwykle.
-Okej, właściwie to przecież przyszłam zapytać o weekend.
-Aa no tak. W zasadzie mogłabyś przyjść tylko jutro na parę godzin, bo mamy mało roboty. Później będziesz miała wolne i całą niedzielę też.
-Dobrze, idealnie. Dzięki.-  wyszło na to, że mam praktycznie wolny weekend.
-A teraz już zmykaj, bo jest późno.- wow, jak on to ładnie i ciepło powiedział.
-Więc jak mam wrócić, bo przecież miałam...
-Hm... Poncho już pojechał, ale ja Cię mogę podwieźć.- zaproponował, przyglądając mi się uważnie, jakby chciał dokładnie zobaczyć moją reakcję.
-Eee... To chyba nie... Nie powinnam.- jąkałam się, bo bardzo mnie zaskoczył tymi słowami i onieśmielił wzrokiem.
-To zwykła przysługa, zresztą mi to nie robi żadnej różnicy.
-No okej.- zgodziłam się z uśmiechem.
-Więc chodźmy.- powiedział, kierując się w stronę drzwi.
Wyszliśmy z jego gabinetu. Głupio się czułam, gdy wszyscy na mnie patrzyli, za pewne dlatego, że wychodzę z szefem. Nie minęło dużo czasu, a byliśmy już w jego samochodzie.
-Zapnij pasy.- polecił władczo.
-Okej, już.- zrobiłam to, o co mnie prosił, spoglądając na niego. Nasze spojrzenia się spotkały, a kąciki jego ust wykrzywiły się w delikatnym uśmiechu. Zapadła cisza. Przyglądałam mu się, patrząc na jego grobową powagę.
-Gdzie mam skręcić?- zapytał po jakimś czasie.
-Jeszcze nie tu, na następnym zakręcie.- powiedziałam, wyrwana z zamyślenia. -Ale jeśli Panu nie po drodze, to mogę wysiąść gdziekolwiek.
-Nie, przecież powiedziałem, że Panią podwiozę.- ej, on jest serio miły i całkiem fajny.
-No okej, dzięki. A gdzie Pan mieszka?- skrzywił się po moim pytaniu, no tak jestem zbyt wścipska.
-To nie jest Pani sprawa.- burknął chłodno.
-Spokojnie, nie zamierzam Pana odwiedzić. Nie lubię czarnych, ponurych pomieszczeń.
-Słucham?
-No bo... Jeśli dom odzwierciedla Pana charakter, to jest tam raczej czarno i ponuro.- i wiem, że przesadziłam, to już mój niewyparzony język.
-Wkurzasz mnie, wiesz? Ciesz się, że nie biję kobiet.- oj, zdenerwowałam szefa.
-Wiem, że jestem irytująca, ale chyba taki już mój urok.- mimo bijącego od niego chłodu, zachowałam humor.
-Urok? Śmieszne.- wybuchnął celowo fałszywym śmiechem.
-To nie było miłe.- stwierdziłam oburzona.
-Sama zaczęłaś, jesteśmy kwita.- posłał mi cudowny, słodki uśmiech. Zareagowałam tym samym.
-Czemu się tak rzadko uśmiechasz? No wiesz... Wyglądasz wtedy całkiem ludzko, a nawet bardzo ładnie.- chciałam całkiem rozluźnić atmosferę, pożartować.
-Hmm... A nie kojarzysz przypadkiem, kiedy pozwoliłem Ci mówić do mnie na "Ty"?...- zapytał sarkastycznie.
_______________________________________

No i tak jak mówiłam, jest w środę ;) Wgl to dodałam ten fajny baner z pajacykiem przez prezentację z WOSU, jakby ktoś się zastanawiał, haha xD A następny rozdział w sumie nwm kiedy :) Nie bardzo chcę dodawać raz w tygodniu w określony dzień, bo wtedy traktuję to bardziej jak pracę, a nie chcę tak xD No więc nwm. A ja jak zwykle się rozpisałam... :D Ale chyba się już przyzwyczaiłyście :*


niedziela, 17 maja 2015

1. "Tak na przyszłość"

Zbytnio zagadałam się z Any, więc musiałam praktycznie biec do tej firmy na spotkanie. Byłam umówiona na 16:00 i o dziwo udało mi się dotrzeć tam 10 minut wcześniej. Przy wejściu stał młody, przystojny brunet, najwyraźniej ochroniarz.
-A pani do kogo?- zapytał, zmierzając mnie wzrokiem.
-Eee... ja byłam umówiona na rozmowę o pracę.- odpowiedziałam lekko skrępowana.
-Nazwisko?- jejku, jaki on oficjalny i sztywny, to chyba lekka przesada.
-Dulce Maria Saviñon.- powiedziałam, a on otworzył jakiś notes.
-A tak, proszę.- wpuścił mnie do środka. Czy nie można było tak od razu? -Margarito, zaprowadź panią do szefa!- zawołał do wysokiej blondynki, stojącej niedaleko.
-Pan już czeka.- powiedziała tak samo przesadnie oficjalnym tonem głosu, idąc w głąb korytarza. Posłusznie szłam za nią, rozglądając się wokoło. Wszystko w tej firmie wyglądąło tak idealnie, elegancko. Kręciło się tu mnóstwo ludzi, a jeszcze raz tyle pracowało w skupieniu przy biurku. To dziwne, zawsze myślałam, że w takich firmach panuje chaos, bo wszyscy rozmawiają i w ogóle. Tymczasem tutaj każdy siedzi cicho, osobno. Strasznie tu ponuro i sztywno, i nie wiem, czy bym się tu dobrze czuła. W końcu dotarłyśmy pod drzwi z napisem "Prezes". Serce podeszło mi do gardła, bo sądząc po atmosferze panującej w tym miejscu, ten cały prezes to jakiś stary, okropnie nudny gość. Zapukałam cicho, po czym weszłam do gabinetu. Przy biurku siedział megaprzystojny, młody facet z ponurym spojrzeniem i grobową miną. To jest ten prezes? Zdecydowanie nie tak go sobie wyobrażałam.
-Dzień dobry, ja w sprawię pracy.- powiedziałam grzecznie.
-Witam, proszę usiąść.- odpowiedział, wskazując na krzesło naprzeciw siebie. -Przejrzałem Pani dokumenty i jestem trochę zaskoczony, że przyszła Pani tutaj tak bez żadnych kwalifikacji.- mówił śmiertelnie poważnym tonem głosu, aż mnie ciarki przeszły.
-Wiem, przepraszam. Po prostu myślałam, że...- chciałam wstać zrezygnowana, kiedy poczułam jego dłoń na mojej. Zrobił to, żeby mnie zatrzymać. W tej chwili poczułam coś dziwnego, jakby iskierki, pochodzące z jego ciała. Podniosłam głowę, wtedy nasze spojrzenia pierwszy raz się spotkały. Miał takie ładne, bystre oczy koloru czekoladowego. Posłałam mu delikatny uśmiech, ale go nie odwzajemnił. Jejku, on naprawdę jest zbyt poważny.
-Zaczekaj.- poprosił, lub nakazał ciężko określić. Moment, od kiedy my na "Ty"? -Potrzebuję właśnie kogoś takiego. Jesteś bardzo młoda i mam nadzieję, że tak mądra, na jaką wyglądasz.- wow, czy to miał być komplement?...
-Czy to znaczy, że mam tę pracę?- zapytałam z entuzjezmem.
-Nie tak szybko, spokojnie. Musimy najpierw ustalić wiele rzeczy.
-Dobrze, ja się zgadzam na wszystko, byleby tylko mieć pracę. Jest mi ona bardzo potrzebna, a to moja ostatnia nadzieja.- musiałam trochę podramatyzować.
-Świetnie, w takim razie będzie Pani pracowała od 8:00 do 20:00 pięć dni w tygodniu, a co do weekendów to jeszcze ustalimy, bo to zależy od potrzeb. Odpowiada  Pani to?
-Tak, ale... Co z przerwami na obiad i tak dalej?
-O 14:00 jest przerwa obiadowa.
-Aha, no dobrze. Czy teraz mam już tę pracę?- zapytałam ostrożnie. Mam wrażenie, że jego usta wykrzywiły się w delikatnym uśmiechu. Rozbawiłam go?
-Widzę, że naprawdę Pani na tym bardzo zależy. Dobrze, więc jest Pani przyjęta na 3-miesięczny okres próbny.
-Jej, dziękuję.- kamień spadł mi z serca, dostałam pracę i to w niezłej firmie.
-Proszę tu podpisać.- podsunął mi kartkę z umową i długopis. Bez wachania podpisałam w wyznaczonym miejscu.
-Tak na przyszłość: umowy trzeba czytać przed podpisaniem.- ups, parę sekund po otrzymaniu pracy dostałam pouczenie od szefa.
-Dobrze, będę pamiętać.- zapewniłam lekko zmieszana.
-Zaczyna Pani od jutra.- poinformował, wstając.
-Okej, dziękuję. Do widzenia.
-Do widzenia.- odpowiedział, a ja wyszłam. Dopiero za drzwiami pozwoliłam sobie na szeroki uśmiech, bo w obecności mojego szefa, to chyba nie wskazane.  Byłam szczęśliwa, bo w końcu dostałam pracę, choć nie ukrywam, że trochę się bałam. Wiedziałam, że nie będzie łatwo. Dam radę się dostosować do realiów tej firmy? Nie wiem, czy nie jestem zbyt żywa i wesoła, żeby pracować w tak poważnym miejscu.

Następnego dnia o 6:30 obudził mnie budzik do pracy. Leniwie zwlekłam się z łóżka i zaczęłam się szykować. Bez śniadania wyszłam na autobus. Po kilkunastu minutach byłam już na miejscu. Przed wejściem znów stał ten sam ochroniarz. Zaczęłam się zastanawiać, czy on w ogóle się stąd rusza. Wpuścił mnie do środka tym razem bez problemu. Nie bardzo wiedziałam, co robić i gdzie iść. Stwierdziłam, że najrozsądniej będzie udać się do szefa po wskazówki. Zapukałam grzecznie do jego gabinetu, po czym weszłam. Stał przy dużym oknie, patrząc na piękną panoramę miasta i rozmawiał przez telefon.
-Eee... Przepraszam, mogę wejść?- zapytałam nieśmiało, a on automatycznie się odwrócił, wlepiając we mnie swój ponury, obojętny wzrok.
-Moment.- powiedział do telefonu, po czym zakrył palcem mikrofon. -Proszę poczekać na zewnątrz. Tutaj nie może sobie Pani tak wchodzić, kiedy jej się to podoba. Jasne?- ton jego głosu przyprawiał mnie o dreszcze, tak okropnie chłodny i nieprzyjemny.
-Przepraszam, już wychodzę.- kierowałam się w stronę drzwi.
-Nie, teraz to już proszę poczekać. To tak tylko na przyszłość. Skończę rozmawiać, to się Panią zajmę.- wrócił do rozmowy, a ja stałam na środku jak idiotka chyba z 15 minut. Zmierzał mnie ciągle wzrokiem, co okropnie mnie krępowało. Wreszcie odłożył ten pieprzony telefon.
-Czy teraz poświęci mi Pan swój jakże cenny czas?- zapytałam z ironią, miało być chamsko i chyba się trochę udało, bo rzucił mi ostrzegawcze spojrzenie i burknął coś pod nosem.
-Co Panią do mnie sprowadza?- zapytał chyba lekko rozdrażniony. Przeze mnie? Ups... Czyżbym zdenerwowała szefa pierwszego dnia w pracy?
-No ja tylko... Chciałam zapytać, co mam w ogóle robić, bo nie mam o tym żadnego pojęcia. Powinien mnie Pan chyba poinformować.- podeszłam bliżej i oparłam się rękami o jego biurko.
-Nie mów mi, co mam robić. Jasne?- wstał już bardzo rozdrażniony. Nie, on był ostro wkurzony. Oparł się o biurko po drugiej stronie. Staliśmy na przeciwko siebie, wymieniając zacięte, groźne spojrzenia.
-Przepraszam, ja tylko...- powiedziałam skruszona, kiedy zaczął mnie onieśmielać takim wzrokiem. Znów stanęłam na środku zmieszana.
-Idealnie... I tak powinno być. Radzę się za mocno nie wychylać, bo to się może nie najlepiej dla Pani skończyć.- powiedział głosem strasznie ponurym, ostrzegawczym.
-Dobrze. Ale nadal czekam na jakieś wskazówki. Gdzie w ogóle mam pracować?- zapytałam już normalnie tak, jak powinnam zwracać się do szefa.
-Zaraz znajdziemy coś dla Pani, jest jedno stanowisko wolne.- powiedział i w mig znalazł się koło mnie. 
Wyszliśmy z jego gabinetu i udaliśmy się na wielką salę, gdzie wszyscy pracowali przy komputerach. Na widok Christophera zapanowała cisza. Jejku... Jak oni się go wszyscy boją. Bez przesady, człowiek jak każdy. Według mnie nie jest taki straszny, a jedynie zimny i smutny. Czy on się w ogóle kiedyś uśmiecha?...




Alfonso Herrera (Poncho)- od paru lat pracuje w firmie Christophera jako ochroniarz. W zasadzie nie ma innego życia poza staniem przy drzwiach, choć jako jedyny z pracowników wie bardzo dużo o Uckerze. Na ogół się nie lubią i sobie dokuczają. Mimo to Poncho wierzy, że kamienna powaga jego szefa to tylko przykrywka i w rzeczywistości jest on dobrym człowiekiem.





No i jest 1. Jejku ponad 3 tygodnie pisałam 10 rozdziałów, masakra... ;) No więc witam po megaprzerwie i mam nadzieję, że się podoba. Mi osobiście nie bardzo podobają się te rozdziały xD Następny... nie wiem w środę? Bo to mój najgorszy dzień tygodnia, więc muszę sobie go urozmaicać :D Bo tak myślę, że dopóki nie skończę pisać całego opka, będę dodawać raz w tygodniu, później zobaczymy, ale na pewno z dwa razy w tygodniu, może nawet więcej z ingerencją pewnych szantażystek, czy coś w tym stylu :) No to do następnego :*