piątek, 22 maja 2015

3. "Polecenie służbowe"

Nawet nie zauważyłam, że zmieniłam charakter wypowiedzi. On widocznie jednak bardzo zwraca uwagę na szczegóły, skoro zauważył, że przez przypadek pozwoliłam sobie przejść z nim na "Ty". Zmieszałam się jego pytaniem i nie bardzo wiedziałam, co powiedzieć.
-No ja... Przepraszam.- wydukałam wreszcie. -To tak przez przypadek, nawet nie zwróciłam uwagi.
-Czyżby?- zapytał podejrzliwie.
-Tak, przepraszam.- burknęłam ponownie. -A dlaczego Pan może do mnie tak mówić, a ja nie?- zapytałam po chwili.
-Droga Dulce... Ja jestem Pani szefem, więc jeśli nie masz nic przeciwko, to będę zwracał się do Ciebie według moich aktualnych upodobań, okej?- jaki on opryskliwy i raczej niewiele pozostało po jego względnie dobrym humorze, i pięknym uśmiechu.
-Bardzo Pan jest... Arogancki i raczej średnio uprzejmy.- odgryzłam się złośliwie.
-Taki już jestem. Jasne?!- burknął chamsko i dość głośno.
-Okej, okej.- powiedziałam, przewracając oczami.
-Pani za to jest okropnie złośliwa i niewychowana.
-Nie zaprzeczę.- przyznałam spokojnie z powagą, spoglądając na niego zimnym wzrokiem, coś w jego stylu. -O, proszę skręcić tutaj.- skinieniem głowy wskazałam na prawo.
Wykonał to polecenie i już po chwili byliśmy pod moim blokiem. Wysiadłam, mówiąc grzecznie, ale jednak z nutką nieuzasadnionej złośliwości w głosie:
-Dziękuję, miłej nocy.
-Dobranoc.- odpowiedział i odjechał.
Hmm... Kiedy byłam w jego samochodzie jechał powoli, a teraz wyruszył jak pirat drogowy. A może on tylko udaje takiego poważnego i ułożonego prezesa?...
Weszłam do domu, od progu krzycząc:
-Any, już jestem!
-No w końcu... Czekałam z kolacją.- odpowiedziała, wychodząc z kuchni. -Jak tam w pracy?- zapytała po chwili, kiedy ściągałam niezbyt wygodne szpilki.
-Przysięgam, że kiedyś tak wybuchnę, że szef się więcej do mnie nie odezwie.- na samo jego wspomnienie przeszły mnie ciarki, okropnie zimny człowiek.
-Mhm, albo Cię zwolni...- powiedziała, patrząc na mnie pobłażliwie. -Nie kombinuj, Dul. Nie zadzieraj z nim, bo naprawdę będą z tego kłopoty.- dodała.
-Oj tam, nic się nie stanie.
-Oby... Oby- powiedziała cicho, kręcąc głową. -Dobra chodź jeść kolację, bo jestem strasznie głodna.
-Ja też.
Usiadłyśmy do kolacji. Szybko zjadłyśmy i poszłyśmy spać. Byłam bardzo zmęczona po całym dniu pracy i dość ciekawej drodze do domu.

Weekend zleciał bardzo szybko. W sobotę byłam w pracy chyba tylko cztery godziny, a niedziele miałam wolną. W firmie był spokój i nic się nie działo, bo szef był na jakimś wyjeździe służbowym. Dziwnie tak, bo nie miałam z kim się kłócić. Ale niestety wszystko co dobre, szybko się kończy i nim się obejrzałam nastał poniedziałek.

Obudziłam się jeszcze przed budzikiem, bo nie mogłam spać. Miałam okropny sen. Śniło mi się, że wróciłam do domu i zastałam pijanego ojca, a mamę martwą. Ta myśl mnie przytłoczyła, zalałam się łzami. W tym momencie poczułam żal do samej siebie o to, że zostawiłam mamę samą na pastwę tego gnoja. Usiadłam na podłodze przy łóżku, podkurczając kolana pod brodę i płakałam. Daję sobie radę, ale nie jestem tak silna, na jaką  wyglądam. Mam wyrzuty sumienia, że tak po prostu  uciekłam. Postanowiłam zadzwonić do mamy i zapytać co u niej. Niestety mogę to zrobić dopiero w pracy, bo nie mam nic na koncie. Biorąc głęboki wdech, otarłam łzy, wstałam z podłogi i zaczęłam szykować się do wyjścia. Ubrałam się, umalowałam i muszę przyznać, że wyglądałam wręcz idealnie. No cóż... Ja też czasami potrafię, mimo tego, jak bardzo jestem smutna. Nie miałam nawet ochoty na śniadanie. Anahi jeszcze spała, więc jak najciszej wyszłam z domu. Szłam przez miasto pogrążona w myślach. Tak bardzo martwiłam się o mamę... Tknęło mnie tak nagle, ale teraz wiem, że nie powinnam jej zostawiać. Coś wymyślę, żeby jej pomóc, nie mogę być taką egoistką.
Wpadłam do pracy chwilę przed czasem. Po firmie kręciło się już kilka osób. Podeszłam do mojego biurka i wzięłam telefon, by zadzwonić do mamy. Po trzech sygnałach usłyszałam jej cichy głosik:
-Halo?
-Cześć mamo.- przywitałam się nieśmiało, bojąc się jej reakcji na mój głos.
-Dulce?- wydukała.
-Tak, to ja.- powiedziałam i znów się rozpłakałam. -Co tam u Ciebie?- zapytałam, udając twardą.
-Nic się nie zmieniło. Nie wracaj, problemy się jeszcze same nie rozwiązały.- powiedziała z ironią, a jednocześnie wyrzutem, żalem. Tak, ona ma do mnie żal o to, że wyjechałam. I ma rację.
-Proszę nie mów tak, mamo.- teraz już nie kryłam łez.
-A jak mam mówić? Zostawiłaś mnie samą z tym debilem! Dulce, nie zasługujesz na nazywanie się moją córką, już nią nie jesteś. Szczęścia!- rozłączyła się. Odłożyłam telefon, opadłam bezsilnie na krzesło, schowałam twarz w dłonie i rozpaczliwie płakałam. Nie potrafiłam sobie z tym poradzić, nawet nie obchodziło mnie to, że jestem w pracy. Liczył się tylko mój ból spowodowany przykrymi słowami mamy.
W pewnym momencie poczułam czyjąś obecność, ktoś ewidentnie stał obok i się na mnie patrzył. Lekko podniosłam wzrok do góry i zobaczyłam mojego szefa z miną inną niż zwykle. Nie był tak ponury, a raczej smutny.
-Proszę, przyniosłem Ci gorącą czekoladę, ona zawsze pomaga na smutki.- posłał mi delikatny i słodki uśmiech, stawiając szklankę na biurku.
-Dziękuję, ale w tym przypadku nic mi nie pomoże.- uśmiechnęłam się, ale był to tylko grzeczny, smutny uśmiech.
-A co się stało? Jeśli mogę wiedzieć oczywiście...- zapytał łagodnym, miękkim głosem.
-Nieważne, to zbyt trudne. Nie chcę o tym mówić.- uniknęłam odpowiedzi, patrząc w jego oczy pełne współczucia.
-Pij czekoladę, na pewno pomoże.- upierał się, puszczając oczko z pocieszającym uśmiechem zupełnie nie w jego stylu.
-No dobrze.- zgodziłam się, biorąc pierwszy łyk. -Pyszne.- stwierdziłam po chwili, kiedy wypiłam już prawie pół szklanki. On ciągle wpatrywał się we mnie, a kąciki jego ust co jakiś czas lekko drżały w półuśmiechu. Miał rację, byłam spokojniejsza. W zasadzie nie wiem, czy dzięki gorącej czekoladzie, czy jego obecności.
-Mówiłem, że to pomoże...- powiedział zaskakująco pewny swoich słów.
-Tak, dziękuję.- uśmiechnęłam się tym razem szczerze i słodko.
-Jadłaś śniadanie?- nie miałam pojęcia skąd to pytanie, zdziwiłam się.
-Nie.- odpowiedziałam ostrożnie, upijając kolejny łyk gorącej czekolady.
-Więc zjesz dziś ze mną.- to zdecydowanie nie było pytanie, a raczej nakaz, polecenie.
-Nie mam ochoty.- odmówiłam, kręcąc głową.
-Oj Dul... Nie pytałem czy masz ochotę. To polecenie służbowe.
-Dlaczego tak Pan nalega?
-Po prostu. Czy szefowi nie wolno zjeść śniadania z sekretarką? Tym bardziej, że jesteś smutna, więc chętnie dotrzymam Ci towarzystwa.
-No dobrze.- westchnęłam, wstając. Nadal jednak nie bardzo miałam ochotę na cokolwiek.
___________________________

Buu!! :D Haha, ach te moje przywitanie xD No jest rozdział szybciej na mocy kontraktu z Moniką ;) Nwm, kiedy następny :*

3 komentarze:

  1. O jak to ładnie brzmi kontraktu, uważam że to idealne określenie na nasz rodzaj umowy rozdziałowej hah. W końcu przeczytałam, no i muszę Ci przyznać rację tylko w połowie. Ten rozdział jest pozytywny pod kątek Vondy, ale nie pod kontem Dula. Biedna, jej matka jest podła. Może i Dula nie zrobiła dobrze wyjeżdżają i w ogóle, ale ona powinna ją zrozumieć. Przecież sama nie chce być z jej ojcem, a jej by kazała no litości. No, a Ucker jaki słodki, trochę władczy. No dobra bardzo władczy haha. Ale to mi się podoba, nie powiem co mi to przypomina ale to dobrze jak najbardziej, bardzo mi się podoba ! :D No więc czekam szybko na kolejny może wiesz jakiś kontrakcik ? :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Słodziak Ucker taki niby taki twardy ale pomocny kochany jest<3. Szkoda mi Dulce powinna mame zabrać od ojca. Uważam że bardzo dobrze zrobiła uciekając wyrwała się i może spokojnie żyć, tylko niech zabierze mamę od ojca i tyle... Ucker jest cudowny męski ale pokazuje swoją delikatną stronę <3<3<3 :* Czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Podoba mi się ten rozdział. Czekam na kolejny. :)

    OdpowiedzUsuń