środa, 20 maja 2015

2. "Urok"

Christopher wskazał mi biurko, przy którym mam pracować i wszystko mi wytłumaczył. To nic trudnego, mam tylko kserować jakieś umowy, zanosić mu je do podpisu i robić różne raporty. Dam radę. Dużo gorzej będzie z przyzwyczajeniem się do tego miejsca. Świetnie... Znów jestem gdzieś, gdzie nie pasuje. To już chyba moje przeznaczenie. To teraz nieważne, muszę się skupić na pracy.

Mijały kolejne dni w pracy. Spędzałam tu całe dnie. Jest piątek, więc później mam iść do szefa, żeby dogadać się w sprawie weekendu. Okropnie to nudne, a wszyscy w koło są tacy drętwi. Zaciął mi się komputer i się denerwowałam. Zauważyła to jakaś pani siedząca obok mnie i podeszła. Pomogła mi to naprawić, a było to zaskakująco proste.
-Dziękuję.- powiedziałam z grzecznym uśmiechem.
-Nie ma za co. Widziałam, że się z tym męczysz. Nowa tu jesteś, prawda?
-Yyy... tak, pracuję tu od kilku dni.
-I jak Ci się podoba?- eh... Trudne pytanie.
-Nie jest tak źle, ale siedzieć tutaj cały dzień to zdecydowanie za długo.
-Jak to cały dzień?
-No tak, od 8:00 do 20:00.
-Naprawdę?
-Tak, a Ty nie?
-Nie, nikt tutaj tak nie pracuje. Wszyscy jesteśmy tu przez 8 godzin, rano albo wieczorem.
-O nie... Ja to wyjaśnię!!- wstałam i szłam w kierunku gabinetu szefa. Bez pukania wpadłam tam jak burza. Jak zwykle rozmawiał przez telefon. Wręcz rzucił słuchawkę i wstał zdenerwowany. Patrzył na mnie groźnym wzrokiem mordercy, ale się nie odzywał.
-Oszukał mnie Pan!- krzyknęłam wkurzona.
-Ejej, nie takim tonem!- zwrócił mi uwagę, także prawie krzycząc i złapał mnie dość mocno za przedramię. Zrobiłam wielkie, przerażone oczy, w tym momencie się go bałam. Co on sobie wyobraża?! Jest moim szefem, ale nie ma prawa mnie w ten sposób dotykać. -O co Ci chodzi?!- zapytał groźnym, władczym tonem.
-Puść mnie, to boli.- powiedziałam ze łzami w oczach, nie zwracając uwagi na nieoficjalny styl tej wypowiedzi. Poluźnił uścisk i trzymał mnie już tylko lekko. -Może Pan mnie całkiem puścić?- zapytałam już grzeczniej, spokojniej. Puścił, choć nadal oboje kipiliśmy złością.
-A teraz do rzeczy... O co chodzi?- zapytał tym swoim mega poważnym, formalnym tonem głosu, którego bardzo nie lubię.
-Oszukał mnie Pan. Dlaczego tylko ja pracuję całymi dniami?- wyjaśniłam z wyrzutem.
-Bo tak mi się podoba.- on chyba ma coś z głową. Co za chamski człowiek...
-To żart?- zapytałam z niedowierzaniem.
-Nie, to ironia. Zna Pani takie pojęcie?- ach, no tak zapomniałam, że on nie wygląda na jakiegoś specjalnie żartobliwego.
-Tak.- rzuciłam oschle. -Więc jak jest serio?- dopytywałam, gdy napięcie między nami wciąż rosło.
-Nie "serio", tylko "naprawdę" jak już.- nie no walnąć go w głowę czymś ciężkim, to stanowczo za mało. Jak on mnie irytuje...
-No więc... Czy poznam w końcu prawdę?- niecierpliwiłam się coraz bardziej.
-Eh, nie daje Pani za wygraną...
-To prawda.- przyznałam z miną pełną udawanej pewności siebie. Wydaje mi się, że zobaczyłam u niego cień uśmiechu, spojrzał na mnie łagodniej.
-Nie oszukałem Pani. To fakt... Pracujesz całe dnie, ale dostajesz za to dwa razy tyle co inni.
-Poważnie?- nie wierzyłam mu, bo niby dlaczego?...
-Tak. Potrzebujesz dowodów?
-Nie. Ale... Dlaczego Pan to robi?- zapytałam z ciekawością, przyglądając mu się uważnie.
-Ponieważ mogę.- wow, cóż za podejście. -I chcę.- dodał po chwili, uśmiechając się bardzo delikatnie, ledwo zauważalnie.
-Mhm... A więc dlaczego Pan chce?
-Bo się rozmyślę...- zagroził, kręcąc głową.
-No proszę... Chcę wiedzieć, wtedy się odczepię. Obiecuję.- powiedziałam żywo i najsłodziej jak tylko mogłam.
-Doceń to, że chcę Ci pomóc i nie zadawaj pytań.
-Pomóc?
-Tak, pomóc. Potrzebowałaś pieniędzy, dobrej pracy, więc Ci ją dałem, mimo że nie masz zielonego pojęcia o tym, co robisz. Jesteś młoda, więc dasz radę pracować cały dzień, a ja będę płacił Ci więcej. Naprawdę Ci pomagam, bo o wiele lepiej bym na tym wyszedł, gdybym zatrudnił dwie osoby normalnie, zamiast Ciebie jednej. Praca szłaby dużo szybciej i nikt nie zawracałby mi teraz głowy.- eh... Jednak nie jest taki zły, zlitował się nade mną, jedyny spośród tylu, u których szukałam pracy.
-Nie miałam pojęcia... Dziękuję.- speszyły mnie jego słowa. -Ale nadal nie wiem, dlaczego chce mi Pan pomagać i dlaczego nie wiedziałam o tym od początku.- drążyłam temat dalej.
-Bo mam taki kaprys, jasne?- wrócił do zimnego, chamskiego tonu głosu.
-No ok niech będzie, nie pytam.- uśmiechnęłam się do niego słodko, dając tym znak, że odpuściłam.
-To jak, odpowiadają Pani te godziny pracy?- nie no on jest za mocny... Znów powrócił do oficjalnej rozmowy i mówi "Pani".
-Nie ukrywam, że to trochę za długo i nie bardzo mi się podoba wracanie po ciemku do domu.
-Hm... Na to możemy coś zaradzić.
-Co?
-Alfonso, ten ochroniarz spod drzwi, może Panią odwozić do domu, bo i tak jedzie w tą samą stronę.
-Serio?
-Mhm, on też codziennie zostaje do 20:00, więc nie ma problemu.
-Dobrze, dziękuję. Jest Pan kochany.- posłałam mu szczery, szeroki uśmiech.
-Chyba jako jedyna tak uważasz...- odwzajemnił gest, ale oczywiście dużo ostrożniej i delikatniej.
-Na pewno nie.- patrzyłam mu w oczy, cudownie śliczne oczy.
-Nie znasz mnie.
-I co z tego? Jest Pan dla mnie dobry. Pomijając fakt, że trochę oschły i ponury, no ale trudno.
-No dobrze, skończ to już.- miał łagodny wyraz twarzy, był bardziej wyluzowany niż zwykle.
-Okej, właściwie to przecież przyszłam zapytać o weekend.
-Aa no tak. W zasadzie mogłabyś przyjść tylko jutro na parę godzin, bo mamy mało roboty. Później będziesz miała wolne i całą niedzielę też.
-Dobrze, idealnie. Dzięki.-  wyszło na to, że mam praktycznie wolny weekend.
-A teraz już zmykaj, bo jest późno.- wow, jak on to ładnie i ciepło powiedział.
-Więc jak mam wrócić, bo przecież miałam...
-Hm... Poncho już pojechał, ale ja Cię mogę podwieźć.- zaproponował, przyglądając mi się uważnie, jakby chciał dokładnie zobaczyć moją reakcję.
-Eee... To chyba nie... Nie powinnam.- jąkałam się, bo bardzo mnie zaskoczył tymi słowami i onieśmielił wzrokiem.
-To zwykła przysługa, zresztą mi to nie robi żadnej różnicy.
-No okej.- zgodziłam się z uśmiechem.
-Więc chodźmy.- powiedział, kierując się w stronę drzwi.
Wyszliśmy z jego gabinetu. Głupio się czułam, gdy wszyscy na mnie patrzyli, za pewne dlatego, że wychodzę z szefem. Nie minęło dużo czasu, a byliśmy już w jego samochodzie.
-Zapnij pasy.- polecił władczo.
-Okej, już.- zrobiłam to, o co mnie prosił, spoglądając na niego. Nasze spojrzenia się spotkały, a kąciki jego ust wykrzywiły się w delikatnym uśmiechu. Zapadła cisza. Przyglądałam mu się, patrząc na jego grobową powagę.
-Gdzie mam skręcić?- zapytał po jakimś czasie.
-Jeszcze nie tu, na następnym zakręcie.- powiedziałam, wyrwana z zamyślenia. -Ale jeśli Panu nie po drodze, to mogę wysiąść gdziekolwiek.
-Nie, przecież powiedziałem, że Panią podwiozę.- ej, on jest serio miły i całkiem fajny.
-No okej, dzięki. A gdzie Pan mieszka?- skrzywił się po moim pytaniu, no tak jestem zbyt wścipska.
-To nie jest Pani sprawa.- burknął chłodno.
-Spokojnie, nie zamierzam Pana odwiedzić. Nie lubię czarnych, ponurych pomieszczeń.
-Słucham?
-No bo... Jeśli dom odzwierciedla Pana charakter, to jest tam raczej czarno i ponuro.- i wiem, że przesadziłam, to już mój niewyparzony język.
-Wkurzasz mnie, wiesz? Ciesz się, że nie biję kobiet.- oj, zdenerwowałam szefa.
-Wiem, że jestem irytująca, ale chyba taki już mój urok.- mimo bijącego od niego chłodu, zachowałam humor.
-Urok? Śmieszne.- wybuchnął celowo fałszywym śmiechem.
-To nie było miłe.- stwierdziłam oburzona.
-Sama zaczęłaś, jesteśmy kwita.- posłał mi cudowny, słodki uśmiech. Zareagowałam tym samym.
-Czemu się tak rzadko uśmiechasz? No wiesz... Wyglądasz wtedy całkiem ludzko, a nawet bardzo ładnie.- chciałam całkiem rozluźnić atmosferę, pożartować.
-Hmm... A nie kojarzysz przypadkiem, kiedy pozwoliłem Ci mówić do mnie na "Ty"?...- zapytał sarkastycznie.
_______________________________________

No i tak jak mówiłam, jest w środę ;) Wgl to dodałam ten fajny baner z pajacykiem przez prezentację z WOSU, jakby ktoś się zastanawiał, haha xD A następny rozdział w sumie nwm kiedy :) Nie bardzo chcę dodawać raz w tygodniu w określony dzień, bo wtedy traktuję to bardziej jak pracę, a nie chcę tak xD No więc nwm. A ja jak zwykle się rozpisałam... :D Ale chyba się już przyzwyczaiłyście :*


4 komentarze:

  1. No więc widać, że Ucker lubi być taki władczy niczym Grey hahah. A Dula to taka rozbawiona, ale wstydliwa Anastasia hahaha. Dobra stop Monika, kończy znajdywać podobieństwa. No ogólnie powiem, że Dula mnie zadziwia taka odważna, każdy się boi szefa oprócz niej. Ale ja już tu widzę jakiś głębszy sens, o którym aktualnie niestety nie napiszę w tym komentarzu. Podoba mi się ich wymiana zdań, jedno gasi drugiego i nawzajem haha. To jest świetne poważnie haha. No więc powiem, że na początku nie byłam zbytnio przekonana do Uckerka, bo wydaję się taki oschły i w ogóle ale jest okej ma przejawy człowieczeństwa. Ja wiem, że te nadgodziny to nie dlatego, że chce jej pomóc ona mu się po prostu podoba. Taka słabość po prostu haha. No więc chce szybcituko kolejny misiu ! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jednak Ucker nie jest takim sztywniakiem jak na początku wydawał się oschły i gburowaty ale widze ze wychodzi z niego ludzka postać.ok u mnie jest juź1 rozdział więc zapraszam do czytania i komentowania ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo mi się podoba ten rozdział i jestem ciekawa co dalej będzie się działo. Już nie mogę doczekać się nowego rozdziału. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ucker zaskakujący PAN I WŁADCA trochę śmieszne bo on jest słodziutki :P. Ogólnie to podobają mi się ich relacje :). Jaki pomocnik z niego pewnie mu się bardzo podoba haha. Nie no wyczuwam że on ma po prostu na nią ochotę :P. Czekam na kolejny bo ta historia jest wciągająca :)

    OdpowiedzUsuń