sobota, 31 grudnia 2016

34. "Wypijmy za błędy"

Dulce:
Dni mijały nam we wspaniałej atmosferze, a do niedzieli było coraz bliżej... Z każdym dniem, z każdą chwilą trudniej mi było wyobrazić sobie podjęcie tej decyzji. Ten tydzień był jednym z lepszych w moim życiu, byłam szczęśliwa z Uckerem i naszą córeczką. Chwilami czułam się, jakbyśmy naprawdę byli rodziną i to od dawna. Pabla mocno zaniedbywałam, ale na szczęście on dużo pracował i nie czepiał się aż tak bardzo. Wiedział, że Ucker tu jest, bo musiałam mu powiedzieć. Zresztą raz się nawet widzieli, ale było to spokojne spotkanie i nawet trochę pogadali o bzdurach. Pablo nie raz sprawiał wrażenie zazdrosnego, ale zapewniał mnie, że wszystko jest okej i rozumie moją sytuację. To znaczy wiedział tylko, że Ucker tu jest i chce się widywać z córką, ale dla dobra nas wszystkich nie powiedziałam mu o naszym "wspólnym tygodniu" i decyzji do niedzieli. Im mniej wie, tym dłużej żyje... Po co ma się niepotrzebnie denerwować? Zapewniłam go, że Ucker to przeszłość i zależy mu tylko na dziecku. Na szczęście uwierzył, a ja mogłam spokojnie spędzać czas z moim byłym mężem. Nie było to do końca w porządku wobec Pabla, ale tak było lepiej, bo to mniej o jeden czynnik, mogący wpłynąć na moją decyzję. Chciałam zadecydować sama, tak zresztą też podpowiadał mi Ucker. Kazał mi kierować się sercem i swoim własnym szczęściem. Piękna perspektywa, ale niezbyt prosta do wykonania. Miałam duży dylemat, bo chwilami czułam, że chcę mieć Uckera blisko siebie i stworzyć z nim rodzinę, bo go kocham. W innych momenatach miałam wrażenie, że jest mi już obojętny i Pablo mi go skutecznie zastępuje. Jednak za każdym razem, kiedy pomyślałam o tym, że miałabym go już nigdy nie zobaczyć, do oczu podchodziły mi łzy i czułam się strasznie bezbronna i malutka wobec tak wielkich uczuć. Była to cholernie trudna decyzja, bo właściwie miała dwie strony... Z jednej było serce, a z drugiej rozsądek. Doskonale wiedziałam, że to czego chcę, może kłócić się z tym, co powinnam. To chyba najtrudniejsza sytuacja, w jakiej się znalazłam i zdecydowanie wymaga dojrzałości, rozwagi ale i precyzji. Zdecydowanie się na którąś z opcji nie jest aż takim wyczynem, ale trudniej wybrać coś, czego później nie będę żałować. Mam dosyć złych decyzji i życiowych błędów, bo one niszczą, co najlepiej widać po Uckerze. Bardzo się zmienił i stał się porządnym, inteligentnym człowiekiem, który potrafi wypowiedzieć się na ważne tematy i ma pojęcie o wielu sprawach. Kiedyś był dzieciakiem, który żałował swoich błędów i nieudolnie starał się je naprawić. Teraz jest ideałem mężczyzny, który marzy o założeniu rodziny i jest gotowy walczyć o ukochane osoby. Jest naprawdę kochany i szczery w tym co mówi i robi. Aż miło się go słucha, wiedząc, że jest przykładem osoby, która była na dnie, a podniosła się i dziś nie widać ani śladu po załamaniach nerwowych. Jest cudownym człowiekiem i wspaniałym facetem, który zasługuje na bardzo wiele dobrego. I mam nadzieję, że te dobro go jeszcze spotka, i znajdzie w końcu szczęście. Ale wracając do naszego magicznego tygodnia... Nadszedł piątek, a więc to już prawie koniec. Wszystkie te dni spędziliśmy razem tak jak było to planowane, a ja miałam coraz większy dylemat. Ucker był naprawdę w porządku, bo nigdy nie próbował na mnie naciskać i się "reklamować". Wiedział, że to nie miałoby sensu, bo nie byłaby to wtedy naturalna decyzja i mogłoby się za jakiś czas okazać, że się pomyliłam. Z każdym dniem oboje byliśmy bardziej niespokojni, a Esperanza coraz bardziej przywiązywała się do Christophera.

No więc piątek... Koło 15 odebraliśmy Espi z przedszkola i chcieliśmy jej zrobić niespodziankę. Już od dawna chciała jechać do kina na "Smerfy", więc od razu się tam udaliśmy. Wyjątkowo zjedliśmy na mieście, choć jako matka mocno tego nie pochwalam, a moje dziecko jada fast foody średnio raz na pół roku w wyjątkowych sytuacjach. Na ogół wolę sama zrobić dziecku pizzę i wiedzieć, co je i jej nie truć złą dietą. Ja z Uckerem zjedliśmy po kebabie, a nasza córcia wciągnęła trzy porcje frytek. Kupiliśmy sobie pop corn i colę, którą pijemy w sumie tylko w kinie. Esperanza była bardzo podekscytowana filmem i bardzo jej się podobał. W dodatku efekt 3D robił na niej ogromne wrażenie i cały czas się tym zachwycała. Ucker też był bardzo zainteresowany bajką, tylko ja myślami byłam gdzieś w swoim odległym świecie. Przez większość tego czasu zastanawiałam się, co zrobić z naszym dalszym życiem. I co wymyśliłam? Uwaga, uwaga... NIC! Zostały mi dwa dni, a ja nadal nic nie wiem i już nie mam pojęcia, gdzie szukać odpowiedzi. Patrzę na Uckera tak idealnego w swojej nieidealności i coraz bardziej nie mogę wyobrazić sobie rozstania z nim. Esperanza chyba też... Podczas filmu większość komentarzy kierowała do Christophera i to z nim później recenzowała cały film. W drodze do domu ciągle nawijała, buzia jej się prawie nie zamykała. Powoli się ściemniało, więc Ucker nas odprowadził do domu. Kiedy dotarliśmy na miejsce, Esperanza zapytała:
-Mamo, a tata jest już w domu?
-Nie, bo ma nocny dyżur.- odpowiedziałam, a uśmiech z twarzy mojej córki w jednej chwili zniknął.
-A może Ucker z nami zostać na noc?
-Po co? Przecież często zostajemy same.
-Tak, ale ja się teraz boję Gargamela i nie chcę być w domu tylko z Tobą. Ktoś nas powinien chronić...- teraz to sobie wymyśliła...
-Gargamel nam nic nie zrobi, przecież nie jesteśmy smerfami.- próbowałam coś na to zaradzić, ale szanse były marne, bo ona już miała łzy w oczach.
-Ale ja się boję, proszę Uckerku... Zostań z nami, mama zrobi Ci kolację.- wymieniliśmy z Uckerem porozumiewawcze spojrzenia.
-No dobrze...- zgodził się Ucker i wziął małą na ręce.
-No to co chcecie na kolację?- zapytałam, kiedy na dobre weszliśmy do domu.
-Tosty. Pomóc Ci?- wow, jakie mam kochane dziecko, chce mi pomóc!
-Nie, skarbie, poradzę sobie. Ty pójdziesz się wykąpać, a Ucker mi pomoże, okej?- zarządziłam i zaprowadziłam córkę za rękę do łazienki.
Przygotowałam jej kąpiel i wróciłam do kuchni. Nadal był tam Ucker i smarował już kanapki na tosty.
-Ile jesz?- zapytał, widząc mnie.
-Ja nie chcę.- odpowiedziałam beznamiętnie.
-Dwa? Okej, już się robi moja księżniczko.- spojrzał na mnie z cudnym uśmiechem, na który nie odpowiedziałam.
-No dobra, jednego...- zgodziłam się dla świętego spokoju.
-Co się dzieje?- zapytał z troską, odkładając nóż i łapiąc mnie za rękę.
-Nic takiego, mam po prostu nie najlepszy humor.- odpowiedziałam, unikając jego przeszywającego, wszystko wiedzącego wzroku.
-Wiesz doskonale, że Ci nie wierzę, bo unikasz mojego wzroku.- kurde, Ucker, zgłupiej!
-Czy mógłbyś przestać czytać mi w myślach? Nienawidzę tego i czuję się niekomfortowo, kiedy wszystko o mnie wiesz.
-Jeśli się zdecydujesz na życie ze mną, będę Cię rozumiał bez słów i rozpieszczał.- zaśmiał się słodko, przytulając mnie nagle. -Tak jak teraz... Wiedziałem, czego potrzebujesz.- to prawda, potrzebowałam bliskości i już od dawna chciałam się do niego przytulić.
-Wiesz, że po tych pięciu dniach mam jeszcze większy mętlik w głowie niż wcześniej? Ucker, ja nie wiem, co robić! Jestem gdzieś pomiędzy tym, czego chcę, a tym co powinnam. Nie radzę sobie z własnymi myślami i wiem, że każdej decyzji mogę żałować. Pomóż mi...- wtuliłam się w niego tak mocno, że cała do niego przylegałam i już nie było między nami ani milimetra przerwy.
-Nie mogę Ci w tym pomóc, skarbie. Sama musisz sobie z tym poradzić, już Ci mówiłem. Przepraszam za wyrażenie, ale cieszy mnie twój stan, bo oznacza to, że nie jestem Ci obojętny. Ale pamiętaj, co Ci powiedziałem... Miłość albo jest, albo jej w ogóle nie było.
-Czyli według Ciebie nie można tak po prostu przestać kogoś kochać, tak?
-Dokładnie... Wiesz, naczytałem się bardzo różnych książek przez te trzy lata.
-Czytałeś romanse?- zaśmiałam się zdziwiona i odsunęłam się od niego na krok, by móc spojrzeć mu w oczy.
-Czasami...
-A powiedz mi, pytam z czystej ciekawości... Byłeś z kimś przez ten czas? Nie licząc Anahi oczywiście.
-Byłem, ale mój najdłuższy związek trwał trzy tygodnie. Nie byłem w stanie być dłużej z kimś innym niż Ty. To głupie, ale czułem się tak, jakbym Cię zdradzał i zamiast zająć się kimś innym i przestać myśleć o Tobie, czułem się jeszcze gorzej i bardziej za Tobą tęskniłem.
-Czasami mam wrażenie, że masz obsesję na moim punkcie i nigdy Ci nie przejdzie.
-Mogłabyś w bardzo łatwy sposób sprawdzić, czy mi przejdzie.- na jego twarzy pojawił się taki cudowny, słodki i seksowny uśmiech.
-W jaki?
-Spędzić ze mną resztę życia, po jakimś czasie uzyskałabyś odpowiedź.
-Aj, Ucker... Nie pomagasz. Teraz jednocześnie wzbudziłeś moją ciekawość i jakieś wątpliwości. Jesteś okropny, wiesz?
-Wybacz, tak sobie gadam. Jesteś świadoma tego, że zostały Ci dwa dni na podjęcie decyzji?
-Tak, wiem i dlatego wewnętrznie już wpadłam w panikę.- mocno posmutniałam i wzięłam się za skończenie tostów.
-Stąd ten kiepski nastrój, prawda?- wziął mnie za podbródek, bym spojrzała mu w oczy.
-Tak, bo czuję się taka bezbronna i mała wobec tych wszystkich problemów, wielkich decyzji, zdarzeń i czasu... Mam silny charakter, ale to czasami nie wystarcza, bo mogłabym Cię teraz zwyzywać, albo zacząć robić głupoty, bo odwagi mi nie brakuje, ale to nic by nie dało.
-Masz rację, dlatego oczekuję od Ciebie dojrzałej, dobrze przemyślanej decyzji. Nie sztuką jest zrobić głupotę pod wpływem chwili i emocji. Chcę jak najlepiej dla Ciebie i naszej córki, Ty musisz tylko zajrzeć w głąb swojego serca, a potem zdecydować, czy warto się nim kierować. Ja nie będę na Ciebie zły, cokolwiek postanowisz.
-W ilu procentach wierzysz, że dam Ci szansę?- przerwałam na chwilę robienie tostów i patrzyłam mu w oczy.
-Szczerze nie wiem. Czytam Ci w myślach, ale nie przewiduję przyszłości.
-A szkoda, już znałbyś błędy, które popełnię...
-A może już koniec błędów i w końcu będziemy postępować słusznie?
-Chciałabym...
-Moje tosty już zrobione?- usłyszałam za sobą wesoły głos mojej córeczki.
-Już prawie, siadaj.- powiedział Ucker, wyciągając z szafki toster i podłączając go do prądu.
-A długo jeszcze? Głodna jestem.- stwierdziła, siadając do stołu.
-Ałć!- krzyknęłam z bólu, kiedy przecięłam sobie palca, krojąc pieczarki.
-Dul, ciamajdo... Pokaż to.- Uckerek od razu wpadł w panikę i zaczął oglądać moje skaleczenie, które wcale nie było takie małe. -Gdzie masz plasterki?- zaczął szukać po szafkach, znalazł i delikatnie przykleił mi na skaleczonego paluszka.
-Mogłabym zrobić sobie to sama, ale dziękuję.- uśmiechnęłam się do niego czule i wzięłam się z powrotem za nóż.
-Zostaw to i idź usiądź, bo to stanowczo nie jest twój dzień na pracę z nożem. Jesteś roztrzęsiona i zakazuję Ci używania ostrych przedmiotów do niedzieli.- pocałował mojego palca i pchnął mnie delikatnie w stronę stołu.
Skończył robić tosty, a ja czekałam na nie przy stole z Espe. Szybko mu to poszło i już po chwili wszyscy jedliśmy pyszne, wspólnie przygotowane tosty. Oczywiście mój uparty i przesadnie troskliwy były mąż musiał postawić na swoim i zrobił mi dwa tosty. Aj, gdyby on wiedział, ile ja jem na co dzień, jak nie jestem w trudnej sytuacji... W sumie po rozmowie z nim zrobiło mi się trochę lepiej i wrócił apetyt, więc nie miałam wielkiego problemu, żeby to zjeść. Po kolacji Esperanza próbowała nas zagadywać, wygłupiać się i w ogóle, ale wygoniłam ją do łóżka, bo było już dosyć późno. Zażyczyła sobie, żeby Ucker ją uspał, przeczytał bajeczkę i dał buziaka na dobranoc. Jejku, on tak się cieszył, kiedy ona pokazywała, jak bardzo go lubi. To trochę tak, jakby wyczuwała gdzieś w sercu, że to jej ojciec. Poszli do jej pokoiku, a ja wsadziłam naczynia do zmywarki, po czym poszłam się kąpać. Moja córcia jest geniuszem, bo dzięki jej pomysłowi Ucker się nią zajmie, a ja pójdę wcześniej spać. Miłość miłością, ale usypianie mojego małego szoguna to czasem dramat i bardzo nie lubię tego robić, niech Ucker się trochę pomęczy, choć on akurat jest bardzo z tego zadowolony, bo może spędzić czas ze swoją córeczką, którą coraz bardziej kocha, to widać. Rozkoszowałam się spokojem i ciszą, siedząc w wannie gorącej wody- najlepszy relaks dla ciała i umysłu. Odkąd Ucker tu jest cały czas jestem poddenerwowana i nie mogę się na niczym skupić, stąd za pewne to skaleczenie nożem przed chwilą. W sumie moje życie nigdy nie było w pełni spokojne, stonowane i ułożone tak jak bym tego chciała. Mam wielką ochotę całkiem zaburzyć porządek w moim życiu i zrobić totalną głupotę, ale mam nadzieję, że rozsądek mi na to nie pozwoli... Chociaż może wtedy łatwiej by mi było podjąć decyzję, nie wiem. Lepiej nie kusić losu, bo konsekwencje mogą być bardzo różne. Po prawie godzinnej kąpieli opuściłam łazienkę, ubierając na piżamę szlafrok, bo było dość zimno. Zajrzałam do pokoju Esperanzy. Byłam prawie pewna, że Ucker dalej się z nią użera i czyta jej setną bajkę. Ku mojemu zaskoczeniu moja córcia już słodko spała, a Ucker siedział koło niej i głaskał ją po policzku, przyglądając się jej z fascynacją, z miłością. Ten widok mnie urzekł, a do oczu podchodziły mi łzy wzruszenia. Kiedy mnie zobaczył, pocałował małą czule w czółko i wyszedł. Zamknęłam po cichu drzwi od pokoju Espi, zostawiając jej oczywiście zapaloną lampkę.
-Chodź, usiądźmy w salonie, może będzie jakiś ciekawy film w telewizji.- powiedziałam, tak jakoś w ogóle nie biorąc pod uwagę opcji, że chciałby iść do siebie.
-Wiesz, że uwielbiam siedzieć z Tobą w salonie przed telewizorem, ale jest trochę późno. No chyba, że Ty też się boisz Gargamela?...- posłał mi ciepły, słodki uśmiech taki typowy dla niego.
-Nie, Gargamela nie...- zaśmiałam się, kiedy usiedliśmy w salonie na kanapie.
-A więc czego?
-Tego, że jeśli zdecyduję się na zakończenie naszej znajomości, to za jakiś czas za Tobą zatęsknię, a będzie już za późno... Nie chcę kończyć tej znajomości, tej chociażby przyjaźni, która chcąc nie chcąc nas łączy i to od dawna. Między nami jest jakaś więź, której nie chcę przerywać, bo strasznie dobrze się przy Tobie czuję i mogę być sobą jak przy nikim innym. Po prostu cholernie mi z Tobą dobrze i nie zrozum mnie w tym momencie źle. Chciałabym, abyś pozostał częścią mnie i nie był tylko przeszłością.
-Dul, do czego zmierzasz? Podjęłaś decyzję, czy próbujesz mnie przekonywać do zmiany planów i zostania twoim przyjacielem? Wiedz, że to Ci się nie uda.
-Boże, Ucker... Nie chcę Cię stracić, tylko tyle wiem! I chcę, żeby moja córka miała ojca! Ale na tą chwilę nie potrafię określić moich uczuć i przez dwa dni nic się nie zmieni! Stawiasz mnie pod ścianą i w tydzień karzesz zdecydować o dalszym życiu w sumie czterech osób, nie radzę sobie z tym!- rozpłakałam się całkowicie, co nie zdarza mi się zbyt często.
-Przestań ryczeć i panikować, bo to Ci nic nie da!- przygarnął mnie do siebie i przytulił mocno i czule.
-To powiedz mi, co mam zrobić, jak postąpić słusznie?!
-Przede wszystkim uspokój się.- głaskał mnie delikatnie i mówił cicho, żeby mnie uspokoić. -Ja Ci już mówiłem... Kieruj się sercem, bo ono na pewno zna odpowiedź.
-No dobra, ale to wymaga odwagi, więc muszę jej sobie dostarczyć.- wstałam i wzięłam z półki butelkę wina i dwa kieliszki. -Proszę.- podałam Uckerowi jeden z nich.
-Co Ty kombinujesz?- zapytał podejrzliwie, przyglądając mi się.
-Która godzina? Dobra, okej jeszcze nie czas na Pabla.- pomyślałam na głos, a Ucker patrzył na mnie coraz dziwniej.
-Dobrze się czujesz, Dulisiu?- zapytał, kładąc rękę na moje czoło, jakby sprawdzał, czy nie mam gorączki.
-Obecnie tak.- posłałam mu szeroki uśmiech, choć w moich oczach nadal połyskiwały łzy i napełniłam kieliszki winem.
-Chcesz mnie upić?
-Nie, Ciebie nie... Tylko siebie trochę. No to Uckerku, wypijmy za błędy! Także za te, które popełnimy za chwilę czy za dwa dni, przecież błędy to nasza specjalność.- wzniosłam toast, a Ucker niepewnie stuknął się ze mną kieliszkiem.
-Na pewno wszystko w porządku?
-Tak, teraz w porządku. Za chwilę będzie idealnie, ale musi mnie lekko chwycić, żeby serce miało być może głos decydujący. Muszę Ci udowodnić, zresztą sobie też, że nie zmieniłam się aż tak i nadal potrafię być szalona i spontaniczna.
-Okej, to ja się już nie wtrącam... Pij, tylko nie za dużo i szalej maleńka. Potrzebujesz tego, cokolwiek się pod tym kryje.- na jego twarzy ciągle był taki cudny uśmiech, a on co chwilę mnie przytulał i głaskał, słodziak mój kochany.
Wypiłam chyba ze dwa kieliszki wina, a Ucker w tym czasie sączył powoli jednego i przyglądał mi się. Nie to, żebym ja piła to tak zachłannie jednym duszkiem, bez przesady. W między czasie ciągle gadaliśmy o bzdurach, a atmosfera robiła się coraz luźniejsza pewnie dzięki tym procentom. Wchodziliśmy na coraz ciekawsze i odważniejsze tematy, co zazwyczaj zaczynałam ja, bo Ucker był nieco ostrożniejszy w słowach. Wreszcie udało mi się poruszyć temat kluczowy i perfekcyjnie rozegrać dalszy bieg akcji:
-To mówisz, że żadna inna nie potrafiła Ci mnie zastąpić?
-Żadna, Dulisiu, żadna... Ty jesteś moją jedyną i tylko o Tobie cały czas myślałem.- odpowiedział jak zwykle bardzo szczerze i bezpośrednio.
-Kochając się z inną też myślałeś o mnie i nie mogłeś o mnie zapomnieć?
-W sumie nie raz jakoś mimowolnie wyobrażałem sobie, że moja dziewczyna to Ty, ale to zawsze na wstępie niszczyło mój związek.- oo, czego ja się tu dowiaduję... A chodziło mi tylko o drobną manipulację.
-To może ja Ci to przypomnę? Wtedy żadna inna nie zagrzeje na długo miejsca przy Tobie...- powiedziałam, odstawiając kieliszki na stolik.
-Co?- był już mocno zdezorientowany.
-Nieważne, zemszczę się za kiedyś i teraz ja Ci nic więcej nie powiem i Cię zmanipuluję.
Po tych słowach wpiłam się w jego usta i zaczęłam go namiętnie, agresywnie całować. Odwzajemniał pocałunki, ale nadawał temu delikatności, był trochę niepewny i ostrożny. Ja nie zamierzałam się hamować, bo miałam na niego wielką ochotę i odwagi już też mi nie brakowało. Tak, wiem... Jestem głupia i lekkomyślna, ale czasem warto.


A buuu xD Trochę mnie tu nie było, ale jestem dzisiaj tak na koniec roku :) Oczywiście sylwestra spędzam z kuzynką w domu, bo typem imprezowicza to ja nie jestem xD Także szczęśliwego nowego roku i dziękuję za kolejny rok, w którym byliście ze mną ❤ Kocham was i życzę wam przede wszystkim, żeby następny rok był lepszy od tego. Dla mnie ten był przede wszystkim trudny i bardzo liczę na lepszy 2017. Do następnego skarby i pamiętajcie, że w poniedziałek do szkoły ;P

środa, 21 grudnia 2016

33. "Ukłoń się królowej i spadaj"

Dulce:
Pojechaliśmy na tą bawialnię. Esperanza od razu wbiegła w kolorowe piłki, a nas zatrudniła jako fotografów. Napstrykaliśmy jej mnóstwo zdjęć, a potem poszliśmy usiąść przy stoliku w kawiarni, będącej zaraz za szybą, skąd dobrze widzieliśmy naszą córkę. Zamówiliśmy kawę mrożoną z bitą śmietaną, pyszna.
-O czym chciałaś jeszcze rozmawiać? Myślałem, że wszystko sobie już wyjaśniliśmy...- zaczął swobodnie, popijając łyk kawy.
-Nie, właściwie nic jeszcze sobie nie wyjaśniliśmy. Wiesz, że jestem z natury niecierpliwa i nie lubię niejasnych sytuacji. Powiedz mi, jak chcesz to rozwiązać, bo nie wytrzymam.- mówiłam trochę nerwowo, mocno zniecierpliwiona.
-Złość piękności szkodzi, a stres jest niezdrowy, Dulisiu.-uśmiechnął się słodko, a ja spojrzałam na niego z politowaniem.
-Jak widzisz nadal jestem zdrowa i piękna, nawet po tylu latach z Tobą.- odgryzłam się sarkastycznie.
-Nawet nie wiesz, jak ja to w Tobie lubię...
-To, że jestem piękna, czy wredna?
-Jedno i drugie, ale chodziło mi teraz o charakter.
-Dobra, nie zagaduj mnie i powiedz konkretnie, co chciałbyś w tej sytuacji zrobić.
-Okej, znalazłem chyba najlepsze wyjście. Jestem zbyt dobry, ale chcę Ci oszczędzić zmartwień. Posłuchaj uważnie i nie zrozum mnie źle...
-No dobra, mów.
-No więc ta sytuacja wymaga kompromisów, ale żadne z nas nie może się przeprowadzić, choć nie ukrywam, że uważam, że Tobie nic by nie stało na przeszkodzie, no ale okej. Tak jak mówiłaś latanie w kółko stąd do Meksyku i odwrotnie nie ma sensu, więc trudno... Wiele nam nie pozostało. Jestem gotów się poświęcić, bo za dużo stresu Cię to wszystko kosztuje. Zawrzyjmy pewien układ... Spędzę z Wami ten tydzień. Będzie on decydujący, bo od nas, od Ciebie zwłaszcza będzie zależało, czy jeszcze się spotkamy.
-Ale jak? O co Ci chodzi? Nie bardzo rozumiem...
-Spędzimy ten tydzień razem jak rodzina, okej? Pablo mnie szczerze nie obchodzi, jak chcesz to mu powiedz, nie to nie.
-No dobra, ten tydzień... A dalej co?
-Wyjeżdżam w poniedziałek rano, więc w niedzielę wieczorem zdecydujesz, czy chcesz mnie jeszcze zobaczyć. To znaczy zasady są takie... Spędzamy czas jak rodzina, ale pozostajemy w stosunkach czysto przyjacielskich, okej? W takim sensie, że postaram się nie wyznawać Ci miłości i ogólnie nie robić nic, na co mi nie pozwolisz. Najpierw zapytam: czy jesteś pewna swoich uczuć? Chodzi mi teraz o te dwie opcje, o których Ci wczoraj mówiłem. Czy jesteś czegoś pewna? Jeśli tak, nie musisz mówić czego. Zastanów się.
-Boże, Ucker... W co Ty grasz? Ale okej, powiem Ci... Nie jestem niczego pewna. Nie wiem, co czuję, bo jak zwykle zrobiłeś mi wodę z mózgu. Ale cokolwiek by to nie było, to nic się w moim życiu nie zmieni, zrozum to.
-Dobrze, rozumiem... Księżniczka woli wygodę i spokój, i boi się ryzyka. Przecież to nic złego i ja to w pełni akceptuję, bo to normalne, że z wiekiem traci się nastoletnią odwagę i szaleństwo.
-Nie pozwalaj sobie, jeszcze nic mi się z wiekiem nie zmieniło!- wtrąciłam zbulwersowana.
-Nie denerwuj się, nie chciałem Cię obrazić. Mówię tylko prawdę, bo niestety nie jesteś taka jak dawniej, ale nie chodzi mi o to, że się starzejesz. Mam na myśli raczej to, że stałaś się dojrzałą kobietą i kierujesz się rozsądkiem chyba aż za bardzo, bo straciłaś siebie.
-Dobra koniec, bo się zaraz pokłócimy... Co zamierzasz? Mów konkretniej.
-Okej, no więc chcę po prostu mieć pewność, że nic do mnie nie czujesz i nie mamy żadnych szans na wspólną przyszłość. Obiecuję, że nie będę nachalny, a Ty w niedzielę po prostu powiesz mi jasno, czy myślimy nad stworzeniem prawdziwej rodziny i wrócisz ze mną kiedyś do Meksyku, czy mam o Tobie zapomnieć. Jeśli tak, to zniknę i więcej mnie nie zobaczysz. Wybór należy do Ciebie i to Ty podejmiesz decyzję. Obiecuję, że nie będę jej kwestionować, bo nie mam przecież prawa do niczego Cię zmusić. Jeśli powiesz, że mam zniknąć, zrobię to.
-Wyrzekniesz się swojej córki przez nieszczęśliwą miłość do mnie? To bez sensu i nie mogę się na to zgodzić. Jak Ty to sobie wyobrażasz? Poznałeś swoje dziecko, a teraz co? Chcesz o niej zapomnieć i wrócić do Meksyku?
-O córce nie zapomnę, Dul. Ale muszę uwolnić się od przeszłości i zapomnieć o Tobie raz na zawsze. Z każdą chwilą kocham Esperanzę coraz bardziej i naprawdę nie chcę z niej rezygnować, z Ciebie też nie. I właśnie o to w tym wszystkim chodzi... Przez ten tydzień podejmiesz ostatnią decyzję i postaraj się podjąć ją tak, żebyś jej nie żałowała, okej?
-No dobra... Ale co jeśli stwierdzę, że nie chcę Cię więcej widzieć? Dopiero co byłeś na mnie zły, bo nie dałam Ci poznać naszego dziecka, a teraz z własnej woli...
-Nie, to nie do końca tak... Teraz Esperanza jest jeszcze mała, ale proszę Cię, żebyś za jakiś czas powiedziała jej prawdę i dała możliwość wyjazdu do Meksyku, żeby mogła mnie poznać. Zaufam Ci i wiem, że mnie nie zawiedziesz, bo zależy Ci na naszym dziecku.- byłam w szoku, słysząc takie ustępstwa z jego strony.
-Dobrze, ale nadal czegoś nie rozumiem... Nie mógłbyś po prostu chociażby dwa razy do roku nas tu odwiedzać, żeby spotykać się z córką?
-Aj, Duluś... Jasne, że bym mógł i bardzo bym chciał się z nią widywać, ale nie byłbym w stanie patrzeć jak tworzycie piękną rodzinkę z Pablem. A ja pojawiałbym się czasami, mieszał dziecku w głowie, zawracał Ci dupę i toczył cichą wojnę z Pablem... Nie, dziękuję, wolę się całkiem usunąć i poczekać, aż Esperanza będzie naprawdę gotowa, żeby się ze mną spotkać. Do tego czasu może ułożę sobie życie z kimś innym i...- wiedziałam już do czego znów zmierzał.
-I zapomnisz o mnie, tak wiem. Ucker to nie jest dobre rozwiązanie... Gadasz na mnie, a sam jesteś strasznym egoistą. Myślisz, że Esperanza będzie chciała ojca, który ją zostawił, bo nie jest na tyle silny, by pogodzić się z tym, że jego ukochana jest z kimś innym, bo kiedyś był idiotą i sam z niej zrezygnował. Wybacz, ale taka prawda... Nie potrafisz pogodzić się z przegraną i wolisz po prostu na to nie patrzeć.
-Dulce, tu nie chodzi o przegraną! A powiedz mi, dlaczego jesteś tutaj? Ty też uciekłaś, by zapomnieć o przeszłości, mądralo. Też pewnie nie mogłaś na mnie patrzeć po tym, co się stało...
-To co innego, ale mówimy teraz o obecnej sytuacji, nie o przeszłości.
-No dobrze, jasne... Dobra, nie będę z Tobą dyskutować. Sprawa wygląda tak: Po wspólnym tygodniu podejmiesz ostateczną decyzję co do naszego życia. Jeśli odkryjesz, że nasza miłość istnieje i będziesz chciała o nią walczyć, to stworzymy rodzinę i nigdy więcej nie spotka Cię w życiu żadna krzywda i będziecie szczęśliwe. Ale jeśli upewnisz się, że nic do mnie nie czujesz, to nigdy więcej mnie nie zobaczysz. Wtedy ja zacznę życie od nowa, a Ty powoli będziesz przyzwyczajać Esperanzę do tego, że jej ojciec gdzieś jest i na nią czeka. Z wiekiem opowiesz jej więcej, tak żeby do żadnego z nas nie miała pretensji. Nie skontaktuję się z Tobą i Ty też tego nie rób. Jedyne, o co Cię proszę, to wysyłanie mi co jakiś czas zdjęć naszej córki, żebym mógł zobaczyć, jak rośnie. Uważam, że to dobry pomysł, bo w ten sposób oboje odpoczniemy od siebie i nie będziemy musieli bawić się w podwójne życie. Nie przyjmuję odmowy i musisz ten plan zaakceptować, ale resztę szczegółów dogramy w niedziele na początek naszego wspólnego życia lub koniec znajomości.- nie pochwalałam tego planu, ale niczego lepszego nie wymyślę, więc muszę się zgodzić.
-No dobrze, chociaż to trochę chore i jakby masochistyczne. Czyli że przez tydzień mamy spędzić razem dużo czasu, tak? Mała o niczym nie wie, a Pablo nawet nie ma pojęcia, że tu jesteś. Co Ty chcesz przez ten tydzień robić? Wiesz, trochę sobie tego nie wyobrażam...
-Coś wymyślimy, a teraz już chodź do Esperanzy, chcę się nią nacieszyć.- wstał i zasunął za sobą krzesło, po czym podał mi rękę, bym z nim poszła.
-Mamo, ten mały szmaciarz mnie wyzywa!- krzyknęła moja słodka córcia, gdy tylko weszliśmy na sale, a wszyscy rodzice tak głupio się na nas popatrzyli.
-Kochanie, nie wolno tak mówić o innych dzieciach.- ukucnęłam przy niej i próbowałam do niej dotrzeć, ale w głębi serca czułam, że to dopiero początek.
-Dzieciach? Pff, to nie dziecko tylko pokemon.- ledwo powstrzymywałam śmiech, a Ucker aż się dusił.
-Przestań już i idź się ładnie bawić, dobrze?
-Ale mamo, okrzycz tego...- nie chciałam słyszeć kolejnego wyzwiska.
-Tego chłopca?
-Mniej więcej.- powiedziała, śmiejąc się.
-Ty mały!- mina matki tego gówniarza, kiedy ściągnęłam buty, weszłam do kolorowych kulek i podeszłam do niego, była bezcenna, haha. -Odczep się od mojej córki, bo następnym razem porozmawia z Tobą ten pan, a wtedy nie będzie przyjemnie.- oczywiście wskazałam na Uckera. -Zrozumiano?- zapytałam, udając groźną i na siłę poważną.
-Tak.- wydukał i spuścił głowę.
-A teraz przeproś tą księżniczkę i zmykaj się dalej bawić.- powiedział Ucker i podszedł do nas, trzymając Esperanzę za rękę.
-No dawaj, ukłoń się królowej i spadaj.- dodała moja córeczka z typową miną zwycięzcy.
-No dobra wredoto... Przepraszam.- powiedział i pobiegł dalej, a Espe zaczęła się śmiać.
-Dziękuję za pomoc, możecie się oddalić.- dostaliśmy po buziaku od naszego dziecka, co Uckera strasznie ucieszyło. -Albo nie, poproszę kolejną sesję zdjęciową.- zmieniła zdanie po chwili i zaczęła pozować do zdjęć, które do znudzenia musieliśmy robić.

Ucker:
Mam cudowną córeczkę! Jest taka słodka i zabawna, nawet chyba bardziej niż jej mamusia. Już ją kocham i ciężko mi będzie się z nią rozstać w niedzielę, co pewnie mnie czeka, bo wątpię, żeby coś się zmieniło. Ale to teraz nieważne, martwić będę się za tydzień, póki co mogę korzystać z czasu spędzonego z ukochaną kobietą i naszym dzieckiem. Nie mogłem przestać się śmiać po naszej wspaniałej akcji obronnej i w ogóle nie mogłem z Esperanzy i jej typowo Dulowych tekstów. Robiła pięćset min na minutę, a my staliśmy z telefonami i pstrykaliśmy jej zdjęcia.
-Boże, ona mnie kiedyś wykończy takimi akcjami...- westchnęła Dul, śmiejąc się delikatnie.
-Jesteś z niej dumna w takich chwilach i nie udawaj, że jest inaczej. Pewnie sama miałaś ochotę wyśmiać i nawyzywać tego chłopca.- zaczęła się śmiać i spojrzała na mnie z takim szerokim i ciepłym uśmiechem, jaki ma tylko moja Dulcia.
-Skąd wiesz? Nie no... Bycie matką zobowiązuje i muszę jej dać dobry przykład i trochę ją utemperować, ale masz rację miałam ochotę przyłączyć się do niej i wyzwać te dziecko. A wiesz czemu tego nie zrobiłam?
-Bo nie chciałaś robić afery i dawać dziecku złego przykładu...
-Tak, to też... Ale głównie dlatego, że mam świadomość tego, że moja córeczka święta nie jest i pewnie sama zaczęła go wyzywać, więc byłby trochę przypał, gdybym jeszcze ja rzuciła się na tego biednego chłopca.- aj, tak bardzo ją kocham... W głębi duszy nadal jest tą moją szaloną Dulisią i niewiele się zmieniło.
-No tak, ale już sobie to wyobrażam... Szczerze nie wiem, jak Ty to robisz, że zachowujesz powagę, kiedy ona gada tak śmieszne rzeczy.
-Też nie wiem, ale uwierz mi, że tego da się po prostu nauczyć. Często leżąc wieczorem w łóżku, przypominam sobie jej teksty z całego dnia i dopiero wtedy wybucham niekontrolowanym śmiechem. Czasami nawet to zapisuję, żeby za kilka lat jej to pokazać. Moich tekstów nikt nie zapisał, a szkoda, bo też były niezłe.
-A no były, zwłaszcza jak mnie wyzywałaś. Kilka z nich mam zapisane w pamięci i w sercu, więc nie zostaną tak szybko zapomniane.
-To się okaże w niedzielę. Mam jeszcze jedno pytanko dotyczące tego układu.
-Co jeszcze?
-Naprawdę nie ma opcji, że zostaniemy przyjaciółmi i zostawimy resztki kontaktu. Nie chcę znów na długie lata być całkowicie odseparowana od przeszłości.
-Nie, Dul już Ci mówiłem... Albo wszystko albo nic, tu nie ma kompromisów, bo ich po prostu nie zniosę. Coś Ci zaraz powiem, tylko usiądźmy.- Esperanzie już znudziła się sesja zdjęciowa i poszła się dalej bawić, a my usiedliśmy na wygodnej, niebieskiej kanapie z dala od innych rodziców.
-Co chcesz mi powiedzieć? Zaciekawiłeś mnie.- a to ciekawska małpa, jak zwykle...
-Kiedy Ty porządkowałaś swoje życie i tworzyłaś rodzinę z Pablem i naszą córką, ja jak wiesz na początku byłem z Ann. Potem dowiedziałem się o jej kłamstwie i zostałem praktycznie sam... O tym już trochę gadaliśmy, ale pewnej rzeczy Ci nie powiedziałem. Nie mogłem wytrzymać we własnym życiu i miałem już wszystkiego dosyć. Byłem w głębokiej depresji, ale przecież nikt się tym nawet nie przejmował. Po pracy dla Amadora nadal miałem dziwne stany lękowe, które zresztą sama poznałaś. Nadal pracowałem w firmie, ale byłem cieniem człowieka. Dramatyczne sceny w pamięci, tęsknota za Tobą, poczucie winy, beznadziejności, brak motywacji i samotność... To wszystko razem tak mnie przytłoczyło, że kilka razy próbowałem popełnić samobójstwo.- po tych słowach oczy Duli stały się dwa razy większe ze zdumienia.
-Ucker... Boże, trzeba było do mnie dzwonić. Wróciłabym, gdybym wiedziała, że jesteś w tak złym stanie.- ona tak strasznie się przejęła, a ja uśmiechnąłem się do niej delikatnie, bo cieszyła mnie jej troska.
-Przestań, nie myśl sobie, że mówię to po to, żeby wzbudzić w Tobie litość. Chcę, żebyś po prostu o tym wiedziała. Ale wracając do rzeczy... Wiesz co zawsze mnie powstrzymywało przed zrobieniem sobie krzywdy?
-Co?
-Myślałem wtedy o Tobie i o tym, co dobre w moim życiu. Później następował taki moment, że wyciągałem nasze zdjęcia i list od Ciebie. To mnie uspokajało, choć zawsze wtedy płakałem jak dzieciak. Pierwsze półtora roku po twoim wyjeździe było dla mnie piekłem i ledwo wytrzymywałem psychicznie. W końcu nastał taki moment, kiedy uświadomiłem sobie, że jestem tchórzem i nigdy nie odważę się ze sobą skończyć. Musiałem więc wymyślić coś innego, bo miałem naprawdę dosyć takiego życia. Stwierdziłem w końcu, że muszę iść na jakąś terapię. Okazało się właśnie, że mam głęboką depresję. Po wielu spotkaniach z psychologiem, a nawet z psychiatrą i przyjmowaniu mnóstwa leków, pozbyłem się tego ciężaru. Kilka miesięcy temu odstawiłem leki, bo mój lekarz stwierdził, że wszystko już ze mną w porządku. Poczułem wtedy wielką ulgę i w pełni odzyskałem chęci do życia. W dodatku akurat dowiedziałem się wtedy, że Amadora zabili w więzieniu, więc w ogóle stałem się człowiekiem wolnym od strachu. Mój psycholog, który później już był dla mnie jak przyjaciel, poradził mi wyjazd w nowe miejsce, by odpocząć i wyrwać się z rutyny.
-A tu spotkałeś mnie, co na nowo Cię przybije, jeśli w niedzielę usłyszysz NIE... Jeśli mówisz mi to, żeby wpłynąć na moją decyzję, to wiedz, że Ci się nie uda, a tylko sprawisz, że będę się dręczyć.
-Nie, nie, nie... To nie jest próba manipulacji, już mówiłem. Chcę po prostu, żebyś mnie lepiej zrozumiała, bo nadal masz problem z pojęciem tego, czemu nie wytrzymam przy Tobie, nie mając Cię i wiedząc, że jesteś z Pablem. Znam już siebie i wiem, że jeśli postanowimy się więcej nie widywać, to tak będzie i z czasem to zaakceptuję. Od nowa będę musiał przezwyciężyć tą tęsknotę, ale teraz już nie będzie tak źle, bo mam sens życia, Esperanzę. Zresztą zamierzam po powrocie odnowić znajomość z Ann i Poncho niezależnie od twojej decyzji.
-Teraz już bardziej rozumiem... Chcesz zamknąć stary rozdział w życiu, włożyć wszystko do szufladek STRACONE i ODZYSKANE i zacząć od nowa, prawie od zera?...
-Tak, dokładnie. Mam jeszcze szansę na normalne życie, tylko muszę tego chcieć. Nie mogę zapomnieć o przeszłości i odciąć się od niej, ale muszę właśnie sobie ją pogrupować. W tym tygodniu zacznę od Ciebie i naszej miłości, a później pójdę dalej i zobaczymy jak się to wszystko ułoży. Bez względu na wszystko, w moim życiu i sercu zostawię miejsce dla Esperanzy, choć dla Ciebie być może nie. Dobrze to ujęłaś, muszę posegregować poszczególne elementy mojego życia na stracone i odzyskane i to od Ciebie zależy, gdzie się znajdziesz. Cała reszta zależy już ode mnie i ja tym pokieruję.
-Na pewno nie załamiesz się, jeśli Cię odrzucę?- zapytała troskliwym głosem.
-Nie i Ty się tym już nie martw. Podejmij decyzję, którą uważasz za słuszną i najlepszą dla siebie, ale przede wszystkim kieruj się sercem nie rozsądkiem. Marzę o tym, żeby było tak jak dawniej, a nawet lepiej, ale zależy mi na szczęściu osób, które kocham, czyli twoim i naszej córki. W tym momencie wy jesteście moim priorytetem i chciałbym, żeby tak zostało...- oboje już mieliśmy w oczach łzy, a Dul nagle wtuliła się we mnie słodko.
-Nie wiem, jak to będzie, ale proszę bądź silny i nie daj się zniszczyć i pamiętaj, że masz dla kogo żyć.- powiedziała mi cicho na ucho, kochana jak zwykle.
-Dziękuję, skarbie.- ścisnąłem ją mocniej, tak bardzo tego potrzebowałem... Wyżyć się na kimś w przyjemny, spokojny sposób, pozwolić opaść emocjom bez potrzeby zrobienia dziury w ścianie.
-Nie żebyś mnie zgniatał...- powiedziała ironicznie, ale śmiała się wesoło.
-Oj, przepraszam.- poluźniłem uścisk, a po chwili całkiem ją puściłem.
-Dobrze, że Espe nie widziała, bo zaraz by było tysiąc pytań na minutę.- zaśmiała się, patrząc w stronę naszej córki, która akurat bawiła się w najlepsze.
-No pewnie tak... Boże, jak ja Cię kocham.- powiedziałem po chwili wpatrywania się w Dul, nie odpowiedziała, a tylko uśmiechnęła się delikatnie i szczerze.


No cześć skarby moje!! ❤Jeeej, jaka ja dzisiaj kochana xD Ale wiecie, święta idą ;) Wiecie co dzisiaj jest? Światowy dzień Vondy ❤❤❤ Jakoś w tym roku cicho nawet na tt, ale to pewnie przez Uckera... :/ No i jest jeszcze ta smutna strona dnia dzisiejszego, czyli 8 lat bez RBD :( Nmg tego pojąć... 8 lat temu oficjalnie zakończył się zespół RBD, ale magia została na zawsze, a fani nadal pamiętają i jeszcze długo nie zapomną ❤ Tyle zawdzięczam RBD i zbuntowanym, mimo że poznałam ich na długo po rozpadzie zespołu, to zostaną na zawsze ze mną ❤ Piszę to co roku, ale cóż xD 
Coraz bliżej święta!! :D Mam jutro wigilię klasową, będzie impreza, haha :D Jest zimno, a ja idę w sukience, nwm co mnie podkusiło, ale ok :) 
No to prawdopodobnie rozdział wam dodam w święta jako prezent, ale gdyby się nie udało do Wigilii, to już dziś: 
WESOŁYCH ŚWIĄT!! 😘❤

środa, 14 grudnia 2016

32. "Są dwie opcje"

Ucker:
Nie mogłem uwierzyć, w to co się stało... Jak Dulce mogła ukryć przede mną, że mamy córkę? Naprawdę jestem wyrozumiały i wiele potrafię zrozumieć, ale to już przegięcie. Jak można wychowywać dziecko z dala od ojca, który nawet nie wie o jego istnieniu?! Jakoś do mnie nie docierało, że moja Dul mogła zrobić coś takiego, ale niestety nawet ona jest zdolna do największych podłości. Nie no ja rozumiem, gdybym naprawdę sobie na coś takiego zasłużył, był ostatnim gnojem i mógł zrobić krzywdę jej lub Espe... Ale przecież ona zna mnie bardzo dobrze i sama nieraz mówiła, że jestem kochany i choć nie święty, to dla bliskich zrobię wszystko. Mówiła tak, wierzyła we mnie... A co zrobiła? No właśnie, coś zupełnie sprzecznego. A więc nic się nie zmieniło od czasów szkoły... Dulce jest typem osoby, która mówi jedno, a robi drugie. Zawsze uważałem ją za kobietę mądrą, odważną i uczciwą, bo co do jej nierozwagi wątpliwości nie miałem, bo już nie raz ją pokazała. Miałem jednak nadzieję, że po pewnych przeżyciach wreszcie wydoroślała i nauczy się dokonywać słusznych wyborów, a Pablo jej w tym pomoże. No ale cóż... Jedno okazało się głupsze od drugiego, a więc dobrali się idealnie. Byłem cholernie zły na Dulę, ale nie chciałem się z nią kłócić, bo to do niczego nie prowadzi. Generalnie rozmowa pod wpływem emocji, tym bardziej z nią, nie ma sensu i może się źle skończyć. Postanowiłem więc porozmawiać z nią, jak się uspokoję i ułożę to sobie w głowie. Myślałem, że to będzie kwestia kilku dni, ale los (lub gdyby w to wierzyć przeznaczenie) trochę mnie zaskoczył... 

Następnego ranka poszedłem pobiegać, bo wysiłek fizyczny to chyba jedyne co może mnie teraz odstresować. Postawiłem na bieg po plaży. Tak więc oczywiście na boso biegłem wzdłuż plaży przy samej wodzie. Było koło siódmej rano, wszędzie pusto. Dosyć mocne fale zimnej wody co jakiś czas obmywały moje nogi z piasku, co w tym przypadku było mega przyjemne. Nagle na mojej drodze zobaczyłem kobietę z głupimi włosami powiewającymi na wietrze i w długim ciepłym sweterku. Stała przy wodzie i pozwalała morzu moczyć swoje nagie stopy. Dopiero, kiedy byłem bliżej, zorientowałem się, że to Dulce. Zatrzymałem się przy niej, a ona nawet mnie nie zauważyła. Patrzyła w stronę morza w bliżej nieokreślony punkt, była głęboko zamyślona, a po jej policzkach spływało kilka dużych łez.
-Hej.- powiedziałem w końcu, stojąc tuż za nią.
-Ucker, co Ty tu?...- pytała mocno zszokowana moją obecnością, szybko wycierając rękawem łzy.
-Poranne bieganie po plaży na odstresowanie. To lepsze niż wypłakiwanie się w morze, powinnaś spróbować. Może by Ci trochę ulżyło, bo ewidentnie gryzą Cię wyrzuty sumienia.- uśmiechnąłem się delikatnie, nie umiem się na nią tak całkiem złościć, naprawdę.
-Co zamierzasz?- zapytała, spoglądając na mnie smutnym wzrokiem.
-Boisz się, co? I słusznie, bo gdybym chciał, to mógłbym Cię zniszczyć i zabrać Ci dziecko... Wiesz o tym?- stanąłem tuż za nią i mówiłem wprost do jej ucha, miziając nosem jej szyję.
-Ucker, błagam... Zrobię wszystko, tylko nie rozdzielaj mnie z moim dzieckiem.- wpadła w histerię, odwróciła się do mnie i błagała, płacząc rozpaczliwie.
-Ejej, uspokój się!- złapałem ją mocno za ramiona i potrząsnąłem gwałtownie.
-Jak mam się uspokoić?! Moje życie znowu staje się dnem, odkąd się pojawiłeś!! Nienawidzę przeszłości, Ciebie i wszystkiego co z Tobą związane! Nie dotyczy to Esperanzy, bo ona jest moją córką! Tylko moją, rozumiesz?!- wpadła w jeszcze większą panikę i zaczęła się na mnie drzeć, pewnie dostałbym nieraz po mordzie, gdybym jej nie trzymał.
-Zamknij się Duluś, wystarczy.- przyciągnąłem ją mocno do siebie, a ona dalej się rzucała i próbowała się wyrwać, ale po chwili odpuściła i stała wtulona w moje ramiona, zanosząc się płaczem. -Płacz maleńka, wypłacz te wszystkie złe emocje.- mówiłem cicho, przytulając ją mocno i głaskając po plecach.
-A co mi to da? Jak mam być spokojna, kiedy...- przerwałem jej, bo już nie mogłem słuchać jej rozżalonego głosu.
-Ej, co ja wcześniej powiedziałem? Nie słuchasz ze zrozumieniem, a później wielkie pretensje i bulwers... Powiedziałem, że gdybym chciał, to mógłbym Cię zniszczyć i zabrać Ci Małą. Powtarzam... Gdybym chciał!- wyjaśniłem, akcentując te dwa słowa, a ona dalej patrzyła na mnie jak na kosmitę. -Poziom twojej inteligencji zawsze powalał mnie na kolana, ale to już przesada... Mógłbym Ci zrobić teraz najgorsze świństwo i jako człowiek mam na to wielką ochotę, ale nie jako mężczyzna bez pamięci w Tobie zakochany. Dul, kocham Cię i choćby nie wiem co, nie pozwolę, żebyś cierpiała. Głupi jestem, nie?- po tych słowach Dulce znowu zalała się łzami, ale to były już inne łzy.
-Boże, dziękuję!- krzyknęła, wtulając się we mnie z powrotem, a ja objąłem ją z całej siły, to była dla mnie chwila, kiedy po prostu mogłem jej dotknąć, nacieszyć się jej bliskością, a jej w tym momencie kamień spadł z serca i się względnie uspokoiła. -Naprawdę nic nie zrobisz?- zapytała po chwili, odrywając się ode mnie na krok.
-Sam nie, ale nie licz, że wrócę do domu i o wszystkim zapomnę. Razem musimy podjąć jakąś decyzję, to NASZE dziecko.- mocno zaakcentowałem to słowo, żeby zwrócić na nie uwagę Dul.
-Co masz na myśli? Wybacz, ale jesteś tylko biologicznym ojcem Espi, ona Cię prawie nie zna, a za ojca uważa Pabla.- lepiej mnie nie wkurzaj Dulisiu...
-Ale to ja nim jestem i chcę mieć pełne prawa do mojego dziecka, do cholery!- lekko podniosłem głos, a ona odsunęła się do tyłu przestraszona.
-Wiem, nie krzycz na mnie... Ale co zamierzasz? Przylatywać po nią z Meksyku co weekend? Sorry, ale to nie ma sensu, a my tam nie wracamy.- gdyby to nie była Dul, to już bym ją tu chyba rozniósł.
-Nie, dlatego musimy coś wymyślić. Przede wszystkim ona musi się dowiedzieć prawdy i lepiej mnie poznać.
-Nie, na wyznania przyjdzie jeszcze czas, ale okej... Na razie możesz odwiedzać nas, kiedy zechcesz, żeby poznać lepiej Esperanzę. Nie mówmy jej nic, niech najpierw Cię bardziej polubi. A co do praw... Masz je tak samo jak ja i możesz decydować o życiu naszego dziecka. Teoretycznie, bo wiadomo, że więcej do gadania ma matka, która jest z dzieckiem od urodzenia i wie, co dla niego dobre.
-No dobrze, niech Ci będzie. Ale nic nie kombinuj i zrozum, że nie jestem twoim wrogiem. Oboje mamy ten sam cel, czyli dobro naszej córki, więc nigdy nie działaj przeciwko mnie, bo taryfa ulgowa nawet dla Ciebie może się skończyć.
-Grozisz mi?
-Nie, tylko ostrzegam i uświadamiam Ci, że nawet moja miłość do Ciebie ma jakieś granice.
-Wiesz co? Wątpię... Udowodniłeś teraz, że jesteś głupi i wybaczasz mi wszystko, a nawet już potrafisz na mnie nie krzyczeć tak bardzo i nie wybuchnąć. I wiesz co? W ogóle się Ciebie nie boję.- jaka odważna... Jeszcze przed chwilą płakała i błagała mnie o litość, a teraz gada na luzie ze słodziutkim uśmiechem, haha.
-Aj Duluś, Duluś... Ty całe życie wychodzisz ze wszystkiego bezkarnie, też bym tak chciał.
-No nie wiem, czy ze wszystkiego... Wydaje Ci się.
-No dobra, nieważne. Naprawdę mnie nienawidzisz?- zapytałem, patrząc jej w oczy, po czym usiedliśmy na piasku.
-Nie wiem... Nie. Byłam wkurzona, tak mi się powiedziało. Chciałabym Cię znienawidzić, ale nie mogę, nie da się.
-Znam to uczucie, masz rację... Nie da się znienawidzić ukochanej osoby, choćby nie wiem co... Choćby nawet się okazała straszną egoistką, kłamczuchą i idiotką, to nie można jej znienawidzić.
-Ucker, nie chodzi mi o to że... Po prostu jesteś za dobry, żeby Cię nienawidzić. Jesteś strasznie upierdliwy, wiesz? Odkąd tu jesteś, powtarzam Ci, że nasza miłość już nie istnieje, a Ty dalej swoje...- ona znowu sama do tego wraca, haha.
-To nie jest bycie upierdliwym, tylko raczej nieugiętym i konsekwentnym. Po za tym nauczyłem się być optymistą i wierzę, że gdzieś na dnie twojego serca została resztka dawnych uczuć.
-Nie, ta miłość wygasła, umarła i już jej nie ma.
-Dzięki Tobie zacząłem głęboko wierzyć w magię miłości. I wiesz co Ci powiem? Niemożliwe, żeby tak po prostu wygasła. Są dwie opcje: Albo w ogóle mnie nigdy nie kochałaś, a to wszystko w przeszłości było pomyłką. Albo to jest prawdziwa miłość, kochałaś mnie i kochasz nadal. Innej możliwości nie ma, bo prawdziwa miłość się nigdy nie kończy. Odpowiedz sobie więc teraz na pytanie, czy na pewno mnie nie kochasz, ale pamiętaj, że oznacza to, że nigdy nie było żadnej miłości. Wiesz, jak wygląda to z mojej strony, ale pewnie sama do końca nie wiesz, co czujesz i co czułaś. Nie musisz odpowiadać mi, odpowiedz tylko sobie. Nie będę na Ciebie naciskał i najlepiej nie wracajmy już do tematu, bo wyobraź sobie, że ja też mam uczucia i ranisz mnie powtarzaniem w kółko, jak bardzo masz na mnie wyjebane.
-Przepraszam, ale...- położyłem palec na jej ustach.
-Ćśś, koniec tematu... Nauczę się mieć na Ciebie tak samo wyjebane i pewnego dnia będzie mi zależeć już tylko na mojej córce, a Ty staniesz się zwykłym wspomnieniem bez większej wartości. Będziesz dla mnie jak obca kobieta, która przypadkiem została matką mojego dziecka. Czekam z niecierpliwością na ten moment, bo będzie to mój wielki sukces, rozpoczęcie nowego etapu w życiu.- to już nie była próba manipulacji, mówiłem w pełni poważnie.

Dulce:
Chyba trochę mnie zabolały słowa Uckera... Dlaczego? Czyżbym nadal go jednak kochała? A może wstrząsnął mną sam fakt, że miałabym stracić na wartości?... On naprawdę bardzo mnie kocha, czuję to i po prostu wiem! Chce o mnie zapomnieć i uznaje to za sukces... Okej, dla niego to lepiej, bo przestanie cierpieć z mojego powodu. Zdaję sobie sprawę z tego, że krzywdzę go, odrzucając jego miłość i czasami gadając wredne rzeczy. On jest aniołem i chcę jego szczęścia, bo na nie zasłużył. Tylko teraz mam mały problem... Przez niego zaczęłam się zastanawiać, czy na pewno przestałam go kochać. Sama już nie wiem, czy wierzę w prawdziwą miłość, ale gdybym wierzyła, to musiałabym mu przyznać rację, jeśli chodzi o tą teorię.
"Są dwie opcje: Albo w ogóle mnie nigdy nie kochałaś, a to wszystko w przeszłości było pomyłką. Albo to jest prawdziwa miłość, kochałaś mnie i kochasz nadal. Innej możliwości nie ma, bo prawdziwa miłość się nigdy nie kończy. Odpowiedz sobie więc teraz na pytanie, czy na pewno mnie nie kochasz, ale pamiętaj, że oznacza to, że nigdy nie było żadnej miłości."
Zapadło mi to w pamięci i długo próbowałam sobie odpowiedzieć na to pytanie. Jak mocno go kiedyś kochałam? To była prawdziwa miłość? Jak to odróżnić?... Nie wiem, czy cokolwiek jeszcze do niego czuję... Trudno to określić, bo być może nie jest mi całkowicie obojętny, ale nie musi to od razu oznaczać, że go kocham... Może po prostu mam do niego jakiś sentyment, bo jest ojcem mojej córki? A może to jednak miłość, przecież kiedyś szalałam na jego punkcie i nie mogłam bez niego żyć, a nie byłoby tak, gdyby nie wielka miłość, prawda? Ja już nic nie wiem... Jedyne czego jestem pewna to, że moja córka ma cudownego ojca, który nie zniszczy jej życia jak matka, bo nie jest takim cholernym samolubem. Chciałabym poznać swoje uczucia, móc choć na chwilę wrócić do przeszłości i niezależnie od wyboru być w pełni szczęśliwa. Tak naprawdę to nigdy ani przez chwilę nie czułam tylko szczęścia, zawsze było coś jeszcze... Kiedyś strach, później zaniedbanie, niepokój a przez ostatnie trzy lata po prostu pustka, tęsknota. Nie znam pełnej definicji szczęścia, bo chyba nie jest mi ono dane. Nawet gdybym teraz stwierdziła, że kocham Uckera, to co miałabym zrobić? Spakować się, wziąć małą, zostawić list pożegnalny dla Pabla i wrócić do Meksyku? Jakoś sobie tego nie wyobrażam... Nie mogłabym mu tego zrobić i nie miałabym przecież pewności, że to dobra decyzja. Dobra, Ucker zna prawdę, za tydzień wyjeżdża, ale już nie zniknie z mojego życia, więc mam czas, żeby się przekonać, co czuję. Gorzej jeśli on pierwszy osiągnie swój sukces i wymarze mnie z serca... To byłby dla mnie duży cios i upokorzenie. Miejmy nadzieję, że za jakiś czas oboje potraktujemy nasz związek za krótki epizod i żadne z nas nie będzie chciało do tego wracać, a łączyć nas będzie tylko dziecko. Pozostaje jeszcze jedna kwestia... Jak to pogodzić? On mieszka w Meksyku, a my tu na Karaibach. Nie będzie problemu, jeśli Ucker stwierdzi, że będzie widywać się z Espe przykładowo trzy razy w roku. Gorzej jeśli będzie chciał widzieć ją często i brać czynny udział w jej wychowaniu. Wtedy któreś z nas będzie zmuszone zmienić miejsce zamieszkania... 

Wróciłam do domu po spotkaniu z Uckerem, a po kuchni już od rana kręcił się Pablo, szykując się do pracy. Wczoraj wrócił tak późno, że nawet się z nim nie widziałam, ale to w sumie dobrze, bo byłam w takiej rozsypce, że nie byłabym w stanie z nim rozmawiać i zaraz by się czegoś domyślił, a ja na razie nie chcę, żeby wiedział. Nawet moja kochana córeczka była wczoraj jakby niespokojna i mega troskliwa, jakby czuła, że coś się stało. Spała ze mną, bo stwierdziła, że po zjedzeniu takiej ilości pizzy będzie miała koszmary i przyjdzie do niej duch o imieniu Sto Kilo i ją zje. No cóż, na dziecięcą wyobraźnie nic nie poradzisz, możesz to co najwyżej zapisać... Kiedy weszłam do kuchni, Pablo przytulił mnie od tyłu i zaczął całować po szyi.
-Gdzie byłaś tak wcześnie, kochanie?- zapytał cicho i seksownie.
-Na spacerze. Nie najlepiej się czułam i musiałam się dotlenić.- naprawdę, ale to chyba niedziwne po nocy pełnej łez i zmartwień.
-Ale wszystko w porządku, czy mam Cię zbadać?- kochany Pablo od razu się mocno przejął.
-Spokojnie, jest okej. Po prostu bolała mnie głowa i trochę mi było słabo, ale już lepiej. Wiesz, że poranny spacer po plaży zawsze działa cuda.
-No okej, niech Ci będzie, ale mam wrażenie, że coś Ci jest.- aj, dlaczego on mnie tak dobrze zna?
-Nic mi nie jest, naprawdę.
-Idziesz się jeszcze położyć?
-Chyba tak. Myślę, że moja księżniczka jeszcze trochę pośpi, bo w sumie wczoraj położyła się dosyć późno.
-To leć jeszcze pod cieplutką kołderkę, bo trochę zmarzłaś. Ja dzisiaj znowu chyba mam dyżur do późna. A Wy macie jakieś plany na dziś?
-Ja to mam ochotę cały dzień spędzić w domu, ale ta mała wiedźma pewnie mi na to nie pozwoli i gdzieś mnie wyciągnie. Także nie wiem, jak coś to dam Ci znać.
-Okej. Dobra, słońce ja lecę, a Ty wracaj do łóżeczka, bo naprawdę trochę niewyraźnie wyglądasz.- dał mi soczystego, słodkiego buziaka, wziął kluczyki od samochodu i wyszedł, posyłając mi jeszcze buziaki z progu.
-Papa!- krzyknęłam za nim, zamknęłam drzwi na klucz i rzeczywiście poszłam jeszcze do sypialni.
Nawet nie musiałam się przebierać, bo na dworze byłam praktycznie w piżamie, więc od razu położyłam się koło mojej córki i szybko z powrotem zasnęłam.
Obudził mnie przemiły dźwięk, a mianowicie wesoły śmiech mojej córeczki. Zastanawiałam się, co ona się tak cieszy i byłam pewna, że włączyła sobie po prostu jakąś bajkę, która tak ją rozbawiła. Spojrzałam na zegarek, wskazywał 11, a ja najchętniej dalej bym spała. Nie no nie ma takich, jest sobota, muszę posprzątać w domu i w ogóle zrobić dziecku śniadanie, bo pewnie jest głodna. W sumie aż dziwne, że mnie nie obudziła z tekstem "Mamo, głodna jestem". Niechętnie zwlekłam się z łóżka i zaspana poszłam do pokoju mojej córki. Po drodze spojrzałam w lustro. Dobrze, że jestem u siebie w domu i nikt mnie nie widzi, bo wyglądałam tragicznie... Rozczochrane włosy, nie do końca otwarte oczy i moja piękna piżamka z różowym misiem. Idąc na dwór, trochę się ogarnęłam i założyłam sweterek, więc generalnie wyglądałam o niebo lepiej, bo teraz to po prostu porażka. Wchodząc do pokoju Esperanzy, doznałam szoku i aż mi się oczy otworzyły na całą szerokość. Na dywanie siedziała moja córcia z uwaga, uwaga... Z Uckerem!! Grali w "Zgadnij, kto to" i stąd ten śmiech.
-Mama!- krzyknęła Espe, rzucając mi się na szyję. -Grasz z nami?- zapytała wesoło.
-Wiesz co? Może ja się najpierw ubiorę i zrobię Ci śniadanko.- odmówiłam i już chciałam wychodzić.
-Nie musisz, wyglądasz jak zawsze pięknie. A śniadanie już jadłam, Ucker mi zrobił.- pięknie, haha ta to się zna...
-Aha, ok... To pójdę się tylko ubrać. Ucker, mogę Cię na słówko?- zapytałam z powagą.
-Mhm. Księżniczka poczeka?- zwrócił się do Esperanzy, a ona skinęła głową z uśmiechem.
-Okej, to chodź.- wstał i wyszliśmy z pokoju małej, po czym udaliśmy się do mojej sypialni.
-Co tu robisz i jak wszedłeś?- zapytałam, zamykając za sobą drzwi.
-Esperanza mi otworzyła. Ale spokojnie, nie otwiera obcym, zobaczyła mnie przez okno.- uśmiechnął się do mnie delikatnie.
-Okej, a po co tu jesteś?
-Pozwoliłaś mi przecież spotykać się z córką, więc przyszedłem. Nie sądziłem jednak, że będziesz jeszcze spać. Espe powiedziała, że byłaś wczoraj bardzo zmęczona i smutna, więc da Ci jeszcze pospać. Zamknąłem Ci drzwi od pokoju, żebyśmy Cię nie obudzili i zająłem się naszą córeczką. Zrobiłem jej śniadanie i poszliśmy się bawić do pokoju. Już wszystko wyjaśnione?- opowiedział, a z jego twarzy nie schodził uśmiech, był szczęśliwy przez czas spędzony z naszym dzieckiem.
-Tak, już wszystko jasne. Byłbyś bardzo dobrym ojcem, wiesz? Szkoda, że Ci to uniemożliwiłam... Przepraszam.- miałam w oczach łzy, bo coraz bardziej tego żałowałam i miałam straszny mętlik w głowie.
-Dul, skończ już... Wybaczyłem Ci, wszystko jest w porządku, naprawdę. Nie mam do Ciebie żalu i Esperanza też nie będzie go nigdy miała, zobaczysz. Ona bardzo Cię kocha, to widać i zresztą słychać. Jest mega kochaną i słodką dziewczynką, i mimo twojego wrednego charakterku, który odziedziczyła, jest od Ciebie dużo milsza i potrafi mówić miłe słowa.
-Te wszystkie dobre cechy to twoja zasługa, po mnie ma te gorsze. Ucker, nasza córka jest ewidentnie połączeniem naszych charakterów, taka trochę mieszanka wybuchowa. Przedszkolanki zawsze mówią, że Espi jest najbardziej problemowym dzieckiem w grupie i wszystkim dokucza, ale jednocześnie jest kochana i wrażliwa.
-Oj, nie przesadzaj, są na pewno jakieś dobre cechy, które ma po Tobie.
-Tak... Jest bardzo głośna, wesoła i wszędzie jej pełno. A po za tym to jeszcze ten wrodzony talent do denerwowania ludzi i zawsze wygrywania walki słownej. To tyle.
-Zawsze coś, z twoim charakterem przynajmniej sobie poradzi w życiu.
-A czy widzisz, żebym ja sobie radziła? Moja siła charakteru jest tylko powierzchowna, a w rzeczywistości czasem jestem zbyt delikatna i nadwrażliwa. Wiesz, że lubię udawać silną i niezniszczalną, ale to fikcja. Znasz chyba każde moje oblicze i sam nie raz mówiłeś, jak paskudny mam charakter i nie da się mnie lubić. Z Esperanzą byłoby tak samo, gdyby nie te kilka dobrych cech po Tobie i moje produkowanie się na temat tego, że jak będzie wredna, to jej nikt nie będzie lubił i w ogóle. Ale powiem Ci, że współczuję wszystkim, którzy musieli ze mną wytrzymać i próbowali mnie zmienić, bo teraz widzę, że to tak strasznie trudne i chyba niewykonalne.
-Oj tak, z Tobą zawsze było ciężko... Ale teraz jesteś wspaniałą matką i świetnie sobie radzisz z Espi, jest cudowną, dobrze wychowaną dziewczynką i znając Cię kiedyś w życiu bym nie powiedział, że to twoja córka.- lubię z nim tak normalnie, szczerze rozmawiać.
-Teraz tak mówisz, wczoraj słyszałam coś innego...
-Dul... Jesteś kłamczuchą i tchórzem, ale po za tym widzę, że bardzo się starasz i dbasz o nasze dziecko najlepiej jak potrafisz, a ona jest szczęśliwa i dobrze wychowana. Tak się dzisiaj temu lepiej przyjrzałem i spokojnie mogę Ci pogratulować, a to kłamstwo postaram się puścić w niepamięć.
-Jesteś kochany, dziękuję!- rzuciłam mu się na szyję z entuzjazmem. -I jeszcze raz przepraszam.- dodałam po chwili cichutko.
-Nie przepraszaj więcej i nie przytulaj się do mnie, bo przypominam, że staram się wyrzucić Cię ze swojego serca.- odsunął mnie delikatnie, ale nie spodziewałam się tego i chyba trochę mnie to zabolało gdzieś tam w środku.
-Aa ok, jasne. To... Idź jeszcze do Małej, a ja coś zjem, bo umieram z głodu.- trochę się pogubiłam przez niego, ale jakoś to wyszło i odnalazłam się w słowach choć w myślach nie do końca.
-Dobra. Wszystko w porządku?- spojrzał głęboko w moje oczy, a ja tylko skinęłam twierdząco głową.
Zeszłam na dół do kuchni i zrobiłam sobie śniadanie, to znaczy właściwie zagrzałam mój wczorajszy kawałek pizzy w mikrofali, bo wieczorem po rozmowie z Uckerem nie byłam w stanie nic przełknąć i jak najszybciej położyłam się spać. Siedziałam samotnie przy stole i zastanawiałam się nad tym, co się dzieje. Co czuję do Christophera i według jego teorii... Czy w ogóle go naprawdę kochałam? Co będzie dalej? Esperanza polubiła Uckera i świetnie się razem bawią. Na pewno chciałaby mieć kontakt z ojcem, jak już dowie się prawdy. Zresztą oboje na to zasługują... Tylko czy będę potrafiła tak żyć? Dzielić się z nim moim dzieckiem... A w dodatku nagle może się okazać, że go kocham. I co wtedy? Dla dobra nas wszystkich Ucker powinien zniknąć i on sam też dobrze to wie. Ale nie mam do niego żalu, rozumiem go i nie mogę go nawet o to prosić... Chce być ze swoim dzieckiem, to oczywiste. Ale dlaczego to mnie tak dużo kosztuje? Czuję, że w moim życiu nadciąga prawdziwa burza i boję się, czego mogę się spodziewać. Nie jestem gotowa na takie rewolucje, cholernie nie jestem na to gotowa! Nie chcę się dzielić dzieckiem, ale jednocześnie nie chcę kłócić się z Uckerem, bo zależy mi na zgodzie i spokoju. To trudna sytuacja, ale muszę się z nią zmierzyć dla dobra mojej córeczki, bo to ona jest tu najważniejsza. Nie ja, Ucker, czy Pablo... My się prawie nie liczymy, tylko ona! Muszę dojść do porozumienia z Christopherem, bo inaczej nie wytrzymam nerwowo. Potrzebuję jasnej decyzji z jego strony. Co dalej?... Stwierdziłam, że obowiązkowo muszę z nim konkretnie pogadać i nie pozwolić na odbieganie od tematu, jak to zwykle mamy w zwyczaju. W tym celu wymyśliłam coś przy okazji dla Esperanzy. Kiedy skończyłam śniadanie, poszłam do jej pokoju, gdzie wesoło bawiła się z Uckerem. Stanęłam w drzwiach, opierając się o ścianę i powiedziałam:
-Espi, mam pomysł. Może pójdziemy na bawialnię?
-Na kulki? Tak, tak, tak!- krzyczała uradowana i rzuciła mi się na szyję. -A Ucker pójdzie z nami?- zapytała po chwili, patrząc na mnie słodkimi oczkami.
-Tak, właśnie miałam to zaproponować. Jeśli masz czas, to chodź z nami, napijemy się kawy i POGADAMY.- zwróciłam się do Uckera, zaznaczając wyraźnie cel tej "wyprawy".
-Jasne, z chęcią z Wami pójdę.- zgodził się i spojrzał na mnie ze znaczącym uśmiechem.


Hejoo!! 
Oj ponad tydzień nic tu nie było, ale chyba rozumiecie... Czekałam na komy ;) Zresztą chyba nie muszę kolejny raz tłumaczyć, jak bardzo dużo mam nauki na medyku, a jak mało czasu xD Masakra, ta szkoła mnie wykończy... Doszłam do wniosku, że tęsknię za czasami gimnazjum, kiedy nigdy nie odrabiałam lekcji, nie uczyłam się, a i tak miałam prawie takie oceny jak teraz xD Jak niektórzy tutaj może pamiętają, wtedy dla mnie wieczór zaczynał się o 12 w nocy, chodziłam codziennie spać po 1 i jakoś funkcjonowałam :D To było piękne, ale tak sobie uświadomiłam, że już tak nie będzie, bo już nie mogę ciągle nic nie robić... Może być tylko gorzej :/ Masakra... Smutna rzeczywistość. Doceniaj gimnazjum, tak szybko odchodzi, haha xD Tak, mam dzisiaj dosyć dziwne myśli. Np taka sytuacja z dzisiaj: zaproponowałam psu wafelka, mówiąc "idź sobie weź, jest w szafce", bo zapomniałam, że jest psem hahaa xD Ale to chyba zmęczenie ;)
Ale dość bzdur (chociaż jak widzicie mam świetny humor i mogłabym tak bez końca xD), teraz coś ważniejszego: 
Skończyłam dzisiaj pisać to opowiadanie!! Zacznę kolejne, chociaż ostrzegam, że nie mam już 20- rozdziałowego zapasu, więc i tak muszę oszczędzać, dopóki nie napiszę sporo następnego. No to do kiedyś tam, kochane moje :*
Ej, wgl to jutro recytuję na polskim "Ode do młodości". Trzymajcie za mnie kciuki, nienawidzę recytacji przy klasie... :/
Jeeej, wszystko wraca do normy, rozpisałam się mooocno xD

wtorek, 6 grudnia 2016

31. "Bo kocha się za nic"

Ucker:
Cieszę się, że udało mi się troszkę zmanipulować Dulcię i jeszcze nie posłała mnie całkiem do diabła. W sumie to odkąd się tu pojawiłem, ona ciągle mi ulega, dalej ze mną dyskutuje i daje mi szanse na dalsze starania o nią. Tak, postanowiłem o nią walczyć! Dulce jest moją kobietą, moją żoną, księżniczką! Moją i tylko moją... Byłem pierwszy w jej życiu i chcę być ostatni. Nie zamierzam być jak ona i na pierwszym miejscu stawiać cały świat, a na końcu swoje własne szczęście. Mój plan jest bardzo prosty: Mam niecałe dwa tygodnie na zidentyfikowanie uczuć Duli. Jeśli mnie kocha, to podejmie jakieś działania, albo w najgorszym wypadku stchórzy, ale to już jej problem... A jeśli naprawdę nic do mnie nie czuje, to moja obecność nie zrobi jej żadnej różnicy, a ja przynajmniej będę miał okazję pobyć przy niej. Cokolwiek się okaże, będę z siebie zadowolony, bo podejmuję jakąkolwiek próbę odzyskania ukochanej i nie marnuję okazji. Teraz wszystko zależy od uczuć mojej królewny no i po części też od tego, jak to rozegram, żeby dowiedzieć się prawdy. Ciekawe jak na mój widok zareaguje Pablo, mój "kochany" kolega... To też jest w sumie element kluczowy, bo po jego reakcji mogę poznać, czy czuje się zagrożony jeśli chodzi o miłość Dul. Dobra strategia działania to połowa sukcesu, a więc z zaskoczenia odwiedzę mojego rywala w domu, idealnie. Pragnę zaznaczyć, że nie chcę za wszelką cenę odzyskać Dulce, chcę tylko znać jej prawdziwe uczucia i sprawdzić, czy rzeczywiście aż tak się zmieniła. Być może jestem zbyt pewny siebie, ale nie wydaje mi się, żebym był jej obojętny, to prawie niemożliwe. Ale to wszystko się jeszcze okaże...
Oczywiście przyjąłem zaproszenie Duli i równo o 18 pukałem do drzwi jej domu. Otworzyła mi córka Dulce, mówiąc słodkim dziecięcym głosem:
-Pan listonosz?- o jak dziecko wyczuło, że ja do jej mamy, haha.
-Nie. Jestem przyjacielem twojej mamusi. Pamiętasz mnie?-stała i przyglądała mi się uważnie.
-A no tak... Poznałam Cię na plaży, ale nie pamiętam jak się nazywasz.
-Ucker, a Ty Esperanza. Dobrze zapamiętałem?
-Tak. Jestem Espe i jestem księżniczką.- jejku, ona tak bardzo przypomina małą Dulcię... Ten pewny siebie głosik i rozbrajające minki.
-No jasne, że jesteś. Następnym razem przyniosę Ci koronę, dobrze?
-Tak, tak!- skakała uradowana.
-Co tak krzyczysz, skarbie?- zapytała Dulce, wchodząc na przedpokój. Jestem prawie pewny, że stała od jakiegoś czasu za ścianą.
-Ucker kupi mi koronę, wiesz? Ja będę księżniczką, nie Ty.- mała wredota wystawiła Duli jęzor, śmiejąc się.
-Ej no nie bądź wredna... Przecież twoja mama też może być księżniczką.
-Nie, księżniczka jest tylko jedna!- zakończyła i pobiegła do pokoju, krzycząc i się śmiejąc.
-Słodka jest jak Ty w jej wieku.- powiedziałem, kiedy zostałem sam z Dul.
-I też potrafi być wredna, także uważaj sobie.- zaśmiała się wesoło, patrząc na mnie jakoś dziwnie.
-No to na pewno ma po Tobie, a po ojcu ma cokolwiek?
-Jest mega dobra i wrażliwa jak jej ojciec, ale ogólnie charakterek ma zdecydowanie po mnie, co mnie cieszy, bo poradzi sobie w życiu i nie da sobą pomiatać.- Dulcia zawsze mówi o swoim dziecku z taką fascynacją i miłością, aż miło posłuchać.
-Oj tak... Z twoim wrednym charakterkiem sobie poradzi, ale mało kto poradzi sobie z nią.- stwierdziłem, a ona skarciła mnie wzrokiem, dając do zrozumienia, żebym sobie za dużo nie pozwalał.
-Skoro jestem taka wredna i niedobra, to czemu tu ciągle jesteś i zawracasz mi głowę?- dobre pytanie, ale czy na pewno chce usłyszeć odpowiedź?...
-Bo kocha się za nic, skarbie.- szepnąłem jej na ucho uwodzicielskim głosem, a ona aż się wzdrygnęła.
-Obudź się, wróć do rzeczywistości i nie pierdziel niepotrzebnych bzdur!- poklepała mnie lekko po policzku, niby próbując przywrócić mnie do żywych.
-Kiedyś byłaś gotowa wyciągnąć ze mnie siłą te dwa tak wiele znaczące słowa, a teraz kiedy mógłbym mówić Ci to co chwilkę na każdy możliwy sposób, to Ty gardzisz moimi uczuciami. Kobieta zmienną jest...
-Aj, Ucker... Cieszę się, że się zmieniłeś i potrafisz okazywać uczucia i o nich mówić, ale proszę Cię... Mów to komuś innemu, bo ja mam rodzinę. Między nami już nic nie ma, zrozum do cholery!- mówiła celowo tak wyraźnie i powoli, żeby do mnie dotrzeć, ale mojej odpowiedzi się nie spodziewała...
-A czy ja w ogóle coś mówiłem? Do niczego Cię nie przekonuję i nie okazuję Ci w tym momencie żadnych uczuć, a to Ty ciągle o tym mówisz, jakbyś chciała co chwilę poruszać ten temat. A, już rozumiem... Sprawia Ci przyjemność i satysfakcję, kiedy się tak o Ciebie staram, co? Podoba Ci się to i chciałabyś więcej... Nie ma, skończyłem temat i już do niego nie wracajmy. Przecież Ty tylko zaprosiłaś na kolację starego znajomego, a to żadna rewelacja. Prawda?
-Tak i tego się trzymajmy.- trochę ją skołowałem i nie miała w głosie pewności, ale to w sumie może i dobrze.

Dulce:
Kurde, Ucker rzeczywiście tym razem w sumie nie zaczynał tego tematu i to ja poprowadziłam tą bezsensowną dyskusję. Nie ukrywam, że trochę mi się głupio zrobiło, bo wyszło na to, że to ja ciągle gadam o przeszłości. Chociaż wiem, że on to trochę sprowokował... Ale to nieważne, koniec myślenia o tym, co było. Jednak jest coś jeszcze... Coś, co prawie wycisnęło mi łzy, a mianowicie rozmowa Uckera z naszą córką. On by się z nią tak dobrze dogadywał, to widać już po kilku słowach jakie zamienili. Stałam chwilę za ścianą i podsłuchiwałam, i mam nadzieję, że on o tym nie wie. To słodkie, że nazywa ją księżniczką tak samo jak mnie, nie znając prawdy, jakby normalnie coś czuł w sercu. I jeszcze to pytanie o cechy Espe odziedziczone po ojcu... Nie skłamałam i powiedziałam, co moja córeczka ma po Uckerku. Szkoda tylko, że te słowa to tylko maleńki element w całym tym kłamstwie. Chwilami mam ochotę wyznać mu prawdę, ale chyba za bardzo boję się konsekwencji. Po pierwsze może się wkurzyć i wybuchnąć tak jak kiedyś, a po drugie... Co jeśli będzie chciał odebrać mi dziecko? Nie zniosłabym tego i chyba wylądowałabym w psychiatryku. Co prawda nie sądzę, żeby Ucker był zdolny do czegoś takiego, ale w sumie nigdy nic nie wiadomo... Ale póki co to ja się obawiam spotkania Pabla z Uckerem, bo mój narzeczony nie ma pojęcia o wizycie Christophera w naszym domu. Coś czuję, że nie będzie z tego zadowolony... Tym bardziej, że powoli planujemy ślub, a obecność mojego byłego męża może Pabla trochę zasmucić i na pewno zaniepokoić. Pozostało mi czekać aż wróci z pracy i mieć nadzieję, że wszystko będzie okej. Kończyłam jeszcze kolację, bo przecież nie zaprosiłabym byłego męża na kanapki i musiałam zrobić coś bardziej twórczego. Postawiłam więc na pizzę, czyli to co kochają wszyscy, a w szczególności moja córcia. Średnio co pięć minut pytała, kiedy będzie gotowe, jam pizza jeszcze siedziała w piekarniku. Poprosiłam Uckera, żeby się z nią chwilę pobawił, żeby mi nie przeszkadzała i miała jakieś zajęcie. Wiedziałam, że on ją lubi, więc spodoba mu się ten pomysł, a moja królewna uwielbia, gdy ktoś się nią zajmuje, więc nie będzie problemu. Kiedy zostałam sama w kuchni, zadzwonił Pablo i zapowiedział, że musi zostać trochę dłużej w pracy. Takie uroki bycia z lekarzem, no trudno... Po jakimś czasie pizza była już gotowa i zawołałam ich do kuchni. Espi oczywiście przyleciała pierwsza, o mało nie spadając ze schodów. Od razu wzięła się za największy kawałek pizzy. Jadła jak zawsze z apetytem, bo na szczęście moje dziecko do niejadków nie należy. A Ucker? Gdzie on się podział i czemu nie przyszedł? Zgubił się?... Zawołałam go jeszcze raz, ale nie dostałam odpowiedzi. To mocno mnie zaniepokoiło i ruszyłam po niego na górę. Ku mojemu zaskoczeniu nie było go w pokoju Esperanzy. Okazało się, że jest w mojej sypialni. Kiedy tam weszłam, zamknął za mną drzwi i patrzył na mnie jakoś dziwnie, tak groźnie. Po chwili wszystko stało się jasne. Rzucił we mnie jakimiś kartkami, krzycząc:
-Co to ma znaczyć do cholery?!
Serce przestało mi bić na kilka sekund, kiedy zorientowałam się co to za kartki... Badania DNA wykluczające ojcostwo Pabla i Amadora (zdobyliśmy próbkę jego krwi od władz więzienia) oraz akt urodzenia Esperanzy, gdzie jest data urodzenia, która sama w sobie mogła dać mu do myślenia, a przede wszystkim jako ojciec zgodnie z prawdą jest zapisany Ucker. To jest mój koniec, teraz zginę... Stał i patrzył na mnie wkurwiony jak chyba jeszcze nigdy, a mi dosłownie odjęło mowę.
-Wytłumacz mi to!!- wydarł się na mnie znowu, szarpiąc mnie dosyć mocno i niedelikatnie za ramiona.
-Uspokój się, bo tak nie będziemy rozmawiać!- chyba się tego nie spodziewał, ale krzyknęłam równie głośno, wyszarpując mu się. -I ciszej, Esperanza nie musi słyszeć naszej kłótni.- dodałam już nieco spokojniej.
-Liczę na jakieś racjonalne wyjaśnienie, bo nie ręczę za siebie.- powiedział ciszej, ale nadal tak nerwowo, albo i jeszcze bardziej.
-Dobra, tylko spokojnie...- będąc z Pablem, chyba odzwyczaiłam się od wybuchowego faceta i przeraża mnie taki Ucker.
-Nie proś mnie o to... Przez trzy lata ukrywałaś przede mną nasze dziecko i teraz też sama mi nie powiedziałaś! W ogóle zamierzałaś kiedykolwiek wyznać prawdę?
-Tak... Znaczy nie... Nie wiem.- plątałam się w słowach, a do oczu podchodziły mi łzy, bo tak bardzo bałam się co dalej.
-Dobra, konkretne pytanie... Dlaczego to ukrywałaś?- wymuszał na sobie spokój i opanowanie, co wychodziło mu z niemałym trudem, bo złość było widać w jego oczach.
-Aj, Ucker... To wszystko jest trudniejsze niż myślisz... Po pierwsze na początku bałam się, że to może być dziecko Amadora, bo przecież... No wiesz... Praktycznie w tym samym czasie. Wyjechałam z Pablem, nie znając prawdy. Wiadomo było tylko, że raczej nie jest to dziecko Pabla, chociaż wszyscy znali właśnie taką wersję. Gdzieś tam w sercu czułam, że to twoje dziecko, bo byłam zbyt spokojna jak na kobietę w ciąży z gwałtu. Ale to nie miało w sumie większego znaczenia, bo Ciebie też nie chciałam znać. Jednak dopiero po porodzie poznałam prawdę. Nawet sobie nie wyobrażasz, ile łez szczęścia wylałam na wieść o tym, że Esperanza jest twoją córką, stąd też jej imię, bo ciągle żyłam w tej nadziei. Po tej pierwszej euforii zastanawiałam się, co mam z tym zrobić... Miałam takie momenty, że chciałam do Ciebie dzwonić, albo nawet wrócić do Meksyku i powiedzieć Ci, że mamy córkę. Nigdy jednak się na to nie odważyłam z wielu powodów...- opowiadałam roztrzęsiona, ale względnie spokojna, a on słuchał mnie uważnie.
-Jakich na przykład?- dopytał, przyglądając mi się.
-Po pierwsze miałeś wtedy dziecko z Ann i to nim się zajmowałeś, to znaczy tak myślałam. Po drugie byłam pewna, że mnie nie kochasz i masz na mnie wyjebane. Po trzecie chyba bałam się już cierpienia, a przy Tobie zawsze go doznawałam. Wiedziałam, że jeśli ukryję przed Tobą istnienie naszej córki, będę wiodła spokojne życie, a jeśli byś się dowiedział, to miałabym ciągle z Tobą jakieś problemy i kłócilibyśmy się o dziecko. Po za tym Pablo od początku szczerze pokochał Esperanzę i zawsze mówił, że nie zostawi mnie samej i będzie przy mnie i moim dziecku. Zresztą on jedyny spośród tylu ludzi na świecie opiekował się mną i zajmował podczas ciąży, więc nie mogłam go zostawić, znając jego uczucia do mnie.
-Mhm... Czyli uogólniając jesteś kłamczuchą, tchórzem i samolubem. Okej, masz jakieś tam uzasadnione powody, ale wszystko sprowadza się do tego, że tak było Ci po prostu wygodniej, Dul. Nie oszukujmy się, że w ten sposób uniknęłaś jakichkolwiek nieprzyjemności i trudnych, stresujących rozmów. Uciekłaś jak tchórz kosztem wszystkich wokół... Moim, Pabla, a przede wszystkim Espe. Liczysz, że córka kiedyś podziękuję Ci za to kłamstwo, za spokojne życie w niewiedzy i zrobienie z niej idiotki?! Żebyś się nie przeliczyła, bo zapewniam Cię, że ona zareaguje dużo gorzej ode mnie, bo ja jeszcze jestem wyrozumiały.
-Tylko, że... Ona od zawsze wie, że Pablo nie jest jej ojcem. Odkąd zaczęła mówić i co nieco rozumieć, tłumaczę jej, że jej prawdziwym tatą jest ktoś inny, ale nie może go poznać. Ona nie żyje w kłamstwie i prędzej czy później chciałaby poznać historię naszej miłości i swojego pochodzenia, a wtedy na pewno udałaby się do Meksyku, żeby Cię odnaleźć. Nie oszukiwałam tak całkiem, nie mieszałam w to tylko Ciebie... Ja chyba bałam się powrotu do przeszłości, ale niestety przeszłość czasami powraca sama tak niespodziewanie i teraz już to wiem.
-Wiesz co? W tym momencie to ja się boję wracać do przeszłości, bo przypadkiem może okazać się, że moim największym błędem była miłość do kobiety, która na nią nie zasłużyła i okazała się tylko i wyłącznie księżniczką... Płytką, samolubną i niewiele wartą.- te słowa mną wstrząsnęły, a w ciągu chwili po moim policzku spłynęła jedna duża łza, której nie zdołałam zatrzymać.
-Ucker...- wydukałam cichym, drżącym głosem, kiedy kierował się do wyjścia.
-Przepraszam za wyrażenie, jeśli Cię uraziłem. Powiem Ci, że mogłaś od razu pokazać się z tej strony, bo dzięki temu nie będę Ci się więcej narzucał, bo od teraz zależy mi już tylko na córce, Ty wiele straciłaś w moich oczach. Nie mówię tego, żeby Ci dopierdzielić, bo nie jestem Tobą. Mógłbym Cię teraz zniszczyć słowami, ale nie chcę tego zrobić, więc skończmy na dziś tą rozmowę. Jeszcze do tego wrócimy, nie próbuj więcej uciekać. I proponuję Ci zastanowić się nad jakąś sensowną decyzją w sprawie naszego dziecka, bo ja nie zrezygnuję. Pa!- wyszedł, trzaskając nie za mocno drzwiami.

Nie zdążyłam już nic powiedzieć i poczułam chłód pustego pokoju, samotności, który pozostawił po sobie Ucker. On ma rację, jestem egoistką i tchórzem, nie zasługuje na bycie matką tak cudownego dziecka jak Esperanza, a już tym bardziej na miłość Uckera. Z jednej strony wiem, że miałam swoje powody i czuję, że wtedy nie byłabym w stanie zrobić niczego innego. Zdaje sobie jednak sprawę z tego, że skrzywdziłam ludzi, których kocham. Mi samej będzie trudno sobie wybaczyć, więc nie zdziwię się jeśli Ucker już nigdy nie spojrzy na mnie w inny sposób niż na kobietę, która odebrała mu dziecko, nie dając szansy bycia ojcem, a córka znienawidzi mnie jak już dorośnie do zrozumienia całej prawdy. Boję się swojej przyszłości i przyszłości mojej córeczki... Co jeśli Christopher naprawdę jest na mnie wkurzony do tego stopnia, by przemyśleć to wszystko i spróbować odebrać mi dziecko? Albo w ogóle może chcieć prawa, których prawnie zabranych przecież nie ma, więc może zrobić tak naprawdę wszystko. Teraz moje życie zależy od niego, od jego decyzji... Właśnie, tak jak powiedział, nie jest mną i raczej nie będzie chciał mi dokopać, to w zasadzie nie w jego stylu. Nie mam pojęcia, czego się spodziewać. Wiem tylko, że lepiej na razie o niczym nie mówić Pablowi, bo będzie zły, że zaprosiłam tu Uckera i w ogóle. Tak, lepiej żeby nie wiedział, zdecydowanie. To w sumie moja sprawa i ja muszę sobie z tym poradzić, on niewiele ma do tego, nie będę go tym obciążać.


No hej! Jestem tu oczywiście jak kilka osób się zorientowało z powodu urodzin Dul :) Więc także tutaj chcę życzyć wszystkiego najlepszego naszemu skarbeczkowi <3 Boże, jakim cudem ona ma 31 lat?! Czasami wygląda młodziej ode mnie haha xD Tak ją kocham i wiele jej zawdzięczam, bo jest naprawdę cudowną, mądrą osobą, która w jakiś sposób zawsze dodaje mi siły do życia ❤ Nie wiem, co bym bez niej zrobiła, serio ❤Ja i moje refleksje, eh... 
Ej wgl to nie pochwaliłam się jeszcze tutaj, chociaż przez to wszystko emocje po tym już opadły, ale słuchajcie... 27 listopada Dulcia polubiła 2 moje tweety!! ❤ Byłam tak szczęśliwa, że zaczęłam biegać po domu, skakać i krzyczeć jak głupia :D No ostatnio praktycznie nic nie pisałam, to musiałam dzisiaj nadrobić, haha xD Ale w każdym razie nwm kiedy dodam kolejny, bo jak już wspominałam, gorzej ostatnio z komentarzami i chyba muszę was przetrzymać ;) No to do następnego :*

piątek, 2 grudnia 2016

30. "Już mnie nie znasz"

Dulce:
Miałam nadzieję, że Ucker odpuści, wróci do domu i nie będzie mnie nękać, choć w głębi serca chciałam się z nim jeszcze zobaczyć... Przez jeden dzień żyłam w niepewności i ciągle o tym myślałam, aż nawet Pablo się pytał, co się dzieje. Na szczęście Esperanza nie miała kiedy cokolwiek mu powiedzieć, bo akurat się praktycznie nie widywali przez jego pracę. Tak czasami bywa, a w tym momencie jest mi to na rękę. W sumie nie wiem, czemu tak bardzo nie chcę, żeby Pablo wiedział o Uckerze. Chyba z obawy, że zdarzy się coś, o czym nie może się dowiedzieć... Ale przecież jestem dorosłą, poważną i odpowiedzialną kobietą i potrafię nad sobą panować. A Ucker? Czy on ma w sobie tyle silnej woli, by się kontrolować? Mam nadzieję, bo niestety ja święta też nie jestem, a do niego chyba jakoś nadal mnie ciągnie. Nawet mi się śnił w noc po spotkaniu na plaży. Następnego dnia, kiedy zaprowadziłam Małą do przedszkola i szłam do samochodu, zobaczyłam przy nim właśnie Uckerka. Stał i uśmiechał się słodko, a zarazem tak seksownie.
-Cześć, księżniczko.- powiedział, wręczając mi lizaka, a ja zaśmiałam się wesoło.
-No hej. Czemu akurat lizak?- zapytałam z ciekawości.
-Bo róży Ci dać nie mogę, bo Pablo może zobaczyć, a czekoladek całych na raz nie zjesz, a jak nawet zjesz, to będziesz gruba, więc wybrałem po prostu lizaka.- wytłumaczył, wpatrując się we mnie jak w obrazek, nawet bardziej niż dawniej.
-Aha, no okej... W sumie mój ulubiony i akurat miałam na niego ochotę.- zaczęłam rozwijać lizaka z papierka.
-Czułem to, smacznego.- zaśmiał się i uśmiechnął czule. -To jak, pójdziemy gdzieś?- zapytał po chwili.
-Wiesz co? To małe miasteczko, a ja nie chcę plotek ani kłótni z Pablem, więc pojedźmy do dużego miasta, tam możemy spacerować na luzie. Co Ty na to?- mówiłam z entuzjazmem małej dziewczynki.
-No dobra, super.- zgodził się, po czym wsiedliśmy do mojego auta.
Dotarliśmy do typowego wielkiego miasta z mnóstwem atrakcji turystycznych. Ja szczerze mówiąc wszystko to już milion razy widziałam, ale Ucker chciał pozwiedzać. Dla mnie to lepiej, bo może nie będzie gadać głupot i zadawać niewygodnych pytań. Oglądaliśmy różne ruiny, pomniki i inne tego typu zabytki. Ja oczywiście robiłam za przewodnika, co wychodziło mi naprawdę nieźle. Weszliśmy na wzgórze widokowe, na którym wyjątkowo nie było tłumów. Stamtąd wszystko wyglądało tak idealnie, że chciałoby się zostać tam na zawsze i oczywiście w takim towarzystwie. Piękne krajobrazy, ciepły wiatr we włosach, Ucker i mnóstwo wspomnień i myśli w głowie... W tym momencie czułam się znów jak nastolatka, która jeszcze nie poznała okrucieństwa świata i potrafi tak po prostu odpłynąć w marzenia. Fajnie tak czasami... A najlepsze jest to, że mimo upływającego czasu pewne rzeczy się nie zmieniają. Bez słów, samym spojrzeniem dogadałam się z Uckerem, żebyśmy usiedli na trawę w takim miejscu, z którego idealnie było widać cały piękny pejzaż. Siedzieliśmy, patrząc w dal. Oboje byliśmy głęboko zamyśleni i zapatrzeni w bliżej nieokreślony punkt. Nie potrzebowaliśmy żadnych słów, a jedynie swojej obecności. Od czasu do czasu tylko na siebie spojrzeliśmy i wymienialiśmy smutne uśmiechy. Cała ta sytuacja była bardzo dziwna i nietypowa... Mogłoby się wydawać, że nie działo się nic nadzwyczajnego, ale rzeczywistość była nieco inna. Rzeczywiście żadne z nas nie zrobiło nic wyjątkowego, o czym warto wspomnieć. Bo tutaj nie chodziło o słowa, czy o czyny... Tutaj liczyły się tylko uczucia, które w tym momencie ożywały. Próbowałam z tym walczyć, ale to silniejsze ode mnie. Zrozumiałam, że nasza miłość nigdy całkiem nie zgasła, trzeba ją było tylko na nowo obudzić. Tak, kocham Uckera i przed samą sobą już oszukiwać nie zamierzam. Choćbym nie wiem jak chciała, to nie zdołam powstrzymać tej miłości, chyba prędzej zatrzymam akcje serca swojego lub jego, ale oboje nie przestaniemy się kochać. Choć wszystko nas dzieli, to miłość nadal mocno łączy i nie pozwala zapomnieć. Ale to niczego nie zmienia i po dwóch tygodniach Uckera pobytu tutaj w pełni wracam do codziennego życia i nie pozwalam sobie na żadne wybuchy. Czy tak? Z pewnością, ale teraz mogę jeszcze korzystać z jego obecności i powrotu najlepszej części mojej przeszłości. I nie chodzi mi tu konkretnie o nasze małżeństwo, ale ogólnie o nasze dawne relacje i miłość, która jaszcze miała szansę trwać. Chociaż podobało mi się to wymowne milczenie, to wolałam przerwać ciszę z obawy, że za chwilę wpadnie tu jakaś wycieczka i już w ogóle sobie nie pogadamy. Patrząc na niego uważnie, zapytałam:
-Czemu się nie odzywasz?
-Bo się zamyśliłem. A Ty?- nasze spojrzenia się spotkały i uśmiechałam się do niego delikatnie.
-Ja w sumie też. Wspominałam sobie...
-Ty też w głębi serca chciałabyś wrócić do tego, co było kiedyś, prawda?
-Mhm... Mimo wszystko moja przeszłość nie była taka zła i chciałabym móc do niej wrócić choć na jeden dzień. Poczuć znów ten wyjątkowy klimat i żeby wszyscy byli tacy jak dawniej. Ja, Ty... A nawet ta popierdzielona blondyna, za którą trochę tęsknię.
-Szczerze to ja też...- wyraźnie posmutniał.
-Brakuje Ci tej pięknej przyjaźni, co? Szczerze mówiąc zawsze Wam jej zazdrościłam... Szkoda tylko, że jesteście takimi idiotami, żeby niszczyć taką przyjaźń jakimś tanim związkiem.
-Tak, to był jeden z najgorszych błędów mojego życia.
-Mnóstwo ich, Uckerku.- puściłam mu oczko i uśmiechnęłam się delikatnie.
-Według mnie to ja jestem rekordzistą w ilości popełnionych błędów.- zaśmiał się cicho, ale po chwili posmutniał. -A najgorsze jest to, że większości tych błędów już nie naprawię. Wszystko przez nie przepadło...- wyraźnie spoważniał i popatrzył w moje oczy tak wymownie, głęboko, a spojrzenie miał tak strasznie smutne.
-Nieprawda... O część straconych rzeczy mógłbyś przecież jeszcze walczyć.- chciałam go pocieszyć i położyłam głowę na jego ramieniu, ale ogarnęłam, że muszę coś sprostować, bo może mnie źle zrozumieć. -Jak na przykład o przyjaźń Ann.
-Akurat o to jakoś nie mam siły na razie walczyć, ale może kiedyś się zbiorę. Jednak po za nią straciłem jeszcze jedną najważniejszą dla mnie osobę, a szans na jej odzyskanie nie mam już żadnych. To boli najbardziej, Dul.- wiedziałam, że mówi o mnie, ale już nie miałam pojęcia, co mu odpowiedzieć, kompletnie zgłupiałam od jego słów.
-Boże, nie powinnam w ogóle zgadzać się na spotkanie z Tobą. Nie chcę grzebać w przeszłości i Ty też nie powinieneś.- wstałam i chciałam iść, ale Ucker złapał mnie za rękę.
-Duluś... Po pierwsze nie uciekaj mi, bo sam się tu zgubię.- także wstał, nie puszczając mojej ręki. -A po drugie... Czego się boisz? Że uczucia realnie wrócą i do czegoś tu dojdzie? A może tego, że się na Ciebie rzucę? Albo Ty na mnie? Jesteśmy dorośli i nie wiem jak Ty, ale ja potrafię się kontrolować...- mówił, patrząc mi w oczy, a ja ciągle starałam się unikać jego spojrzenia.
-Niczego się nie boję. Po prostu wolę być ostrożna i nie kusić losu. A po za tym widzę, że taki powrót do przeszłości sprawia Ci duży ból. Wiesz... Ja mogłabym na luzie gadać, ale widzę, że dla Ciebie to zbyt wiele i od razu masz łzy w oczach.- i sama nie wiem, czy go w tym momencie oszukałam, czy mówiłam do końca serio...
-Bo ja jestem szczery, a Ty nie bardzo... No ale dobra, jak wolisz, przecież nie zmuszę Cię do wyznań. W pewnym sensie Cię rozumiem, ale trochę przesadzasz... Od samej szczerej rozmowy jeszcze długa droga do zdrady.
-Czemu mówisz w ten sposób o szczerości? Sugerujesz, że Cię okłamuję?
-No może nie okłamujesz, ale nie mówisz całej prawdy. Duluś, znam Cię aż za dobrze i wiem, kiedy jesteś szczera.
-Jasne... Albo po prostu się przeceniasz i wyobrażasz sobie, że nie mogłam bez Ciebie żyć i liczyłam, że jeszcze wyznasz mi miłość?!- podniosłam głos lekko poirytowana, albo po prostu zagrożona w swoich przekonaniach.
-Już zaczynasz?! Czy Ty musisz się zawsze kłócić?... Wiesz co? Porozumiewajmy się lepiej listownie, jesteś wtedy dużo milsza i bardziej szczera.
-Aj, Ucker... List pisałam do Ciebie raz w życiu i było to trzy lata temu w najgorszy i najtrudniejszy moment w moim życiu, więc nie dziw się, że wtedy wypisywałam sentymentalne bzdury, zresztą wtedy za Tobą cholernie tęskniłam, zostawiłeś w moim sercu pustkę, bo kochałam Cię nad życie. Teraz wiele się zmieniło i nie zamierzam stracić głowy dla miłości, która zresztą już nie istnieje.- no dobra, ja też nie chcę się kłócić, lepiej dojść do porozumienia i rozmawiać normalnie.
-Ehh... Dulisiu, księżniczko moja na starość stajesz się jeszcze bardziej nieznośna i za bardzo poważna, a w konsekwencji pewnie strasznie zrzędliwa, ponura i marudna. Tak to jest jak się oszukuje własne serce i udaje kogoś, kim się nie jest. No cóż... Smutne, ale prawdziwe. Biedny Pablo... Jak on z Tobą wytrzymuje?- czy on próbuje mnie sprowokować? I niby to ja jestem ta wredna i kłótliwa... Jak ja grzecznie mówię, to on mi tu ubliża!
-Wiesz co? Cieszyłam się z naszego spotkania i tego, co mi powiedziałeś, ale mam Cię już dosyć! Nie widzieliśmy się przez trzy lata, a w naszym wieku to dużo. Zmieniłam się, już nie jestem rozkapryszoną nastolatką, a przez ten czas ukształtowałam swoją osobowość już niezależną od niczego ani nikogo, czuję się tu wolna i szczęśliwa jaka nigdy nie byłam w Meksyku! Nie ma już tamtej Duli, którą kochałeś i mogłeś bez trudu owinąć sobie wokół palca. Wbij se wreszcie do głowy, że już mnie nie znasz! Gówno wiesz o mnie, o moim obecnym życiu i przede wszystkim o tym, co czuję! Nie łudź się, bo wszystko co było między nami, skończyło się trzy lata temu i nie ma czego się tu doszukiwać. Gdyby nawet została we mnie jakaś reszta uczuć do Ciebie, to i tak nie ma szansy powrotu. I albo to zrozumiesz, albo to nasze ostatnie spotkanie, choć nie ukrywam, że nie chcę tego tak kończyć.- musiałam postawić sprawę jasno i mam nadzieję, że to wystarczy, chociaż i tak byłam bardzo spokojna, delikatna i połowę słów zachowałam dla siebie.
-Dobra, w sumie pewnie i tak prędzej czy później zrobię, albo nawet tylko powiem coś, co uznasz za zbyt dalekie posunięcie, więc wolę wykorzystać swoją szansę w przyjemny sposób, za co z góry przepraszam.- zanim przetrawiłam jego słowa, doznałam szoku.
Ucker w jednej chwili przyciągnął mnie do siebie tak, że nasze ciała były idealnie dopasowane, a między nami ani milimetra przerwy. Zanim zdążyłam zareagować, poczułam jego usta na swoich. Po prostu zamarłam w bezruchu, bo nie sądziłam, że jeszcze kiedyś tego doświadczę... Nic nie jest tak wspaniałe jak jego pocałunki... Tak czułe, delikatne, a zarazem namiętne, chwilami agresywne i mega przyjemne. Tylko on potrafi jednym pocałunkiem wyrazić tak wiele uczuć i wywołać u mnie tyle pozytywnych emocji i dreszcze na całym ciele. Jego usta są dokładnie takie, jak je zapamiętałam... Delikatne, miękkie i coraz bardziej wilgotne od tych boskich buziaków, których oboje chyba nigdy nie będziemy mieli dosyć. Nasze wargi i języki jak zwykle współgrały idealnie, jakby były dla siebie nawzajem elementami układanki. Było mi tak dobrze od samych pocałunków, że wydawałam z siebie cichutkie jęki wprost do jego ust. Co jakiś czas oczywiście musieliśmy zaczerpnąć powietrza, a wtedy dyszeliśmy głośno ze zmęczenia, a na naszych twarzach widniały szerokie uśmiechy. Wiedziałam, że źle robię, ale na te kilkanaście minut wyłączyłam myślenie i na nowo pokochałam ryzyko błędu popełnianego z czystej potrzeby serca. To tak strasznie przyjemne, że aż podniecające i miałabym ochotę na więcej. I w tym momencie okazało się, że brak nam samokontroli, a ja mogłam w pełni poznać swoje uczucia, które niestety nie zgasły... Kocham Uckera i nigdy nie przestałam! Jestem w stanie przyznać to przed sobą, ale na pewno nie przed nim, a to i tak są nasze ostatnie chwile. Nie mogę pozwolić na nic więcej, a z naszą kontrolą bywa naprawdę różnie, więc kategoryczne NIE dla dalszych spotkań. Jestem dorosłą, odpowiedzialną osobą i nie mogę sobie pozwolić na taką lekkomyślność. Choćbym nie wiem jak chciała, to nie mogę, po prostu już mi to nie wypada. Przede wszystkim nie chcę nikogo skrzywdzić, a już na pewno nie mojej rodziny. Pablo na to nie zasługuje, bo nikt inny nie dał mi tyle co on, jest najlepszą osobą pod słońcem i cieszę się, że to akurat on pojawił się na mojej drodze. Teraz pewne rzeczy trochę bolą, ale mimo wszystko niczego nie żałuję. To Ucker ma czego żałować i pluć sobie w twarz za swoje błędy, a nie ja. Starałam się tylko odbudować swoje szczęście i dać je mojemu dziecku. Nie uważam, aby było to coś złego i nie zamierzam teraz tego niszczyć przez chwilowy impuls i powrót do przeszłości. Za moment wszystko się skończy i pożegnam się z Uckerem tym razem na zawsze. I mam nadzieję, że nie dojdzie do kłótni, bo tego na pewno nie chcę. Ostatnie chwile tego pięknego pocałunku, kiedy to wszystko stawało się coraz bardziej intensywne, jakby on już wyczuwał moje zamiary, jakby czytał mi w myślach. Ciągle byliśmy maksymalnie blisko siebie, czułam ciepło jego ciała i przyspieszony rytm serca. Obejmował mnie w talii, a ja ręce miałam zawieszone na jego szyi. Nie chciałam tego kończyć i obiecałam sobie, że będzie to trwało już tylko dopóki starczy nam tchu. I udało mi się spełnić daną sobie obietnice... W momencie, gdy oderwaliśmy się od swoich ust na kilka milimetrów, by wziąć oddech, zdjęłam ręce z jego szyi i położyłam na klacie, po czym odepchnęłam go delikatnie. Spojrzał na mnie smutno, patrzył mi w oczy jeszcze przez chwilę, nie wypuszczając mnie ze swoich objęć. Zrozumieliśmy się bez słów, po prostu pokręciłam głową i dałam mu do zrozumienia pewne rzeczy tylko za pomocą spojrzenia, tyle w zupełności mu wystarczyło. Puścił mnie niechętnie, bo oczywiście jeszcze tak czule i delikatnie przejechał dłońmi po moich plecach, po czym kierował się powoli do wyjścia. Szedł pomalutku po schodach w dół taki zrezygnowany, smutny i załamany. Cholernie mi się go żal zrobiło, ale musiałam chwilę ochłonąć. Stałam nadal w tym samym miejscu jeszcze z dwie minuty i starałam się uspokoić moje myśli i serce. Po chwili byłam względnie gotowa na to, by z nim jeszcze wracać i ruszyłam za nim. Szliśmy bez słowa, ale była to typowa niezręczna cisza, taka która odbija się echem w głowie pełnej myśli. Nie zamieniając ani jednego słowa, dotarliśmy do mojego auta i pojechaliśmy do domu. Przypomniało mi się, że miałam zrobić zakupy, więc zajechałam do supermarketu. I to był moment, kiedy sytuacja zmusiła mnie do odezwania się do Uckera:
-Muszę zrobić zakupy do domu. Poczekasz w samochodzie, czy idziesz ze mną?
-Zostanę i dam Ci chwilę odetchnąć, idź sama.- odpowiedział z lekkim uśmiechem, a ja tylko przytaknęłam już bezgłośnie.
Chodziłam po sklepie jak nieprzytomna i nawet nie mogłam się porządnie skupić na tym, co miałam kupić. Pewnie połowy rzeczy zapomniałam, ale poszłam na dział słodyczy, bo potrzebowałam cukru, czekolady, po prostu relaksu dla duszy. Wzięłam słoik nutelli, chipsy, dwie czekolady i moje ulubione ciastko czekoladowe. Nie, to nie "te dni", ja najzwyczajniej w świecie potrzebuję pocieszenia. Ale żeby nie było tak niezdrowo, bo Dulisia na co dzień jest fit, to wzięłam jeszcze sok pomarańczowy i kilka jabłek. I tak pewnie skończy się to tak, że jabłuszka wcisnę dziecku, a sama opierdzielę te wszystkie kalorie. No oczywiście w koszyku miałam też sporo innych rzeczy i zapłaciłam wcale niemało. Ucker miał rację odetchnęłam trochę, a zakupy już poprawiły mi nieco humor. Kiedy podeszłam do auta, Ucker wysiadł i pomógł mi schować zakupy do bagażnika. Wyciągnęłam stamtąd to co na drogę, czyli czekoladę, ciastko i soczek, po czym usiedliśmy na miejsca. Pierwsze co zrobiłam, to otworzyłam czekoladę, a Christopher patrzył na mnie trochę jak na kosmitę.
-Potrzymasz?- zapytałam, podając mu sok i ciastko.
-Jasne.- odpowiedział grzecznie, przyglądając mi się. -Mogę łyka?- zapytał po chwili.
-Tak, ale tylko łyka, bo muszę stwarzać pozory dobrego odżywiania i mieć w miarę dużo soku. Rozumiesz, nie?- zachowywałam się tak, jakbym zapomniała o tym, co się stało, ale w rzeczywistości nadal walczyłam z samą sobą.
-Pewnie, że rozumiem! Daj kawałek czekolady, może mi też się tak magicznie humor polepszy od słodkiego.- wziął kawałek mojej czekolady! Mam się dzielić jedzeniem z kimś, przez kogo je pożeram? To mi się nie podoba...
-Wiesz? Wątpię, no ale bierz jedną kostkę.
-Boże, jakie to chytre... Nic się nie zmieniło nawet od przedszkola.- zaczął się ewidentnie ze mnie śmiać, a ja rzuciłam mu spojrzenie w stylu "lepiej się już nie pogrążaj".
-Uckerku, ja Cię proszę... Ty już się lepiej przymknij, nie wypowiadaj na mój temat i nie żryj moich słodyczy, bo w ryjek wyłapiesz.- mówiłam niby groźnie, ale jednak w sumie na żarty.
-Ty się tu nie rzucaj, kochana... Przypominam Ci, że kiedyś zeżarłaś mi całe chipsy, a w dodatku podle wyłączyłaś mi mecz, bo miałaś jakąś mega dziką chcicę.- on ewidentnie próbuje mi przypomnieć jak to było z nim zajebiście i w ogóle, ale nie dam się zmanipulować.
-Ucker, skończ już te głupie gadki. Było, minęło...
-Dobra, już się nie odzywam. Jedź!- powiedział już oschle, obrażając się.
Spojrzałam na niego ostatni raz i ruszyłam. Jechaliśmy w ciszy aż do momentu, kiedy zatrzymaliśmy się na światłach, a ja przypomniałam sobie o mojej czekoladzie, którą ciągle trzymał Ucker i o dziwo jeszcze jej nie zjadł. Wyciągnęłam do niego rękę, mówiąc:
-Daj mi kawałek czekolady.
-Wiesz co? Bardziej pasowałaby Ci gorzka czekolada, bo słodka i tak już nie uratuje twojego zgorzkniałego serca.- skomentował chamsko, ale szczerze jakoś średnio mnie to dotknęło.
-Ale Ty to masz testy, kochany... Żałosne jak zawsze, czyli powrót do przedszkola.- 1:0 dla mnie, dziękuję, haha. -Daj mi tą czekoladę i się już najlepiej nie odzywaj. No chyba, że zamierzasz jeszcze kiedyś mądrze przemówić...- dodałam, a on dał mi do buzi kawałek czekolady.
-Wredna i złośliwa jak zawsze, ale o dziwo lubię to nadal i chyba nigdy mi się nie znudzi ten twój humorek.- stwierdził, wyraźnie dając mi do zrozumienia, że jego moje teksty też nie ruszają.
-Nie będę z Tobą dyskutować, bo w przeciwieństwie do Ciebie dojrzałam przez te lata.
-Mhm, jasne... Powierzchownie może tak, ale znam Cię zbyt dobrze i wiem, że masz ochotę mnie zwyzywać i dowalić, żeby mi w pięty poszło, bo zostały Ci te cechy zadziornej dziewczynki. Ty po prostu zaprzeczasz sama sobie i udajesz kogoś, kim nie jesteś. Okej, tak Ci jest wygodniej, ja to rozumiem i już o nic się nie czepiam. Rób, co chcesz, bo ja i tak nie mam już na Ciebie żadnego wpływu. Dla Ciebie liczy się tylko twoja córka i Pablo, i dobrze, w sumie prawidłowo. Ale nie zapominaj, że w tym wszystkim twoje szczęście też jest ważne i o nie też musisz walczyć, żeby w pewnym momencie nie uznać swojego życia za zmarnowane i podporządkowane komuś innemu. Pamiętaj, że wtedy może być już za późno...- się psycholog znalazł... No dobra, pewnie ma trochę racji, no ale kurde... Jaki on jest pewny siebie, aż mnie denerwuje, bo myśli, że bez niego nie mogę być szczęśliwa.
-Skończ już i ogarnij raz na zawsze, że między nami nic nie ma i w sumie niewiele było!- podniosłam głos, żeby wreszcie cokolwiek zrozumiał i przestał mnie dręczyć.
-Tak? Dobrze w takim razie nie będzie dla Ciebie problemem ani żadną trudnością, jeśli do końca mojego pobytu tutaj będę się z Tobą spotykał, a może nawet zaprosiłabyś mnie do domu, co? Przecież nic między nami nie ma i nie było, więc Pablo chyba nie będzie zły, jeśli odwiedzi Was stary znajomy...
-Ucker...- zaczęłam, ale w sumie utknęłam w pułapce i musiałam się zgodzić. -No jasne, że to żaden problem, luzik. To wiesz co? Wpadnij do nas na kolację o 18. Powiem narzeczonemu, że będziemy mieli gościa i pewnie się zdziwi na twój widok.- mój głos był strasznie sztuczny, zresztą celowo.
-No dobra, świetny pomysł. Może poznam lepiej twoją córeczkę, wydaje się być naprawdę wspaniałym dzieckiem.- aj, twoim idioto...
-Tak, tak... Na pewno Cię polubi, w końcu twój mózg jest na podobnym poziomie do trzylatki.- musiałam, nie mogłam się powstrzymać od wrednych komentarzy.
-A idź wredna małpo...- szturchnął mnie w ramię, uśmiechając się słodko.


No dobrze macie dziś ten rozdział, ale tym razem się tu nie będę produkować, bo mam nieciekawą sytuację rodzinną i po prostu nie mam ochoty nic tu pisać... :/ Ale no mam nadzieję, że do następnego rozdziału troszkę mi się polepszy i podtrzymam tą tradycję xD I chyba możecie się łatwo domyślić, kiedy kolejny rozdział ;) To do następnego ;*