niedziela, 27 marca 2016

30. "Boję się o Ciebie"

Przez kilka dni byłam w jakiejś szopie po środku niczego. Wszędzie wkoło były tylko pola, a ja siedziałam sama za kratami. Fede pojechał gdzieś i zostawił mnie tutaj samą na kilka dni. Nie miałam nawet nic do jedzenia. Dobrze, że dach przeciekał, to chociaż zbierałam wodę do jakiegoś kubeczka i miałam, co pić. Leżałam na jakimś starym materacu i płakałam całymi dniami i nocami. Trochę spałam, ale niewiele, bo cholernie się bałam i było mi zimno. Nie łudziłam się nawet, że Ucker mnie znajdzie. Wiedziałam, że nie będzie mnie szukał po zobaczeniu tych zdjęć. To bolało najbardziej... Byłam tu skazana tylko na łaskę Boga, lub Federica, w co wątpię. Miałam przy sobie telefon, ale tutaj oczywiście nie było zasięgu. Zastanawiałam się, co w tego chłopaka wstąpiło, przecież kiedyś był wspaniały, czuły, kochany i przede wszystkim bardzo dobry dla mnie. Cudowny młodzieńczy blask z jego oczu zniknął. Teraz ma wzrok szaleńca, którego niestety na początku nie zauważyłam. Na pewno stało się w jego życiu coś, co go tak odmieniło.
Pewnego dnia wieczorem "odwiedził mnie" mój oprawca. Wpadł do tej szopy, krzycząc:
-Dul, dzisiaj się żenię!
-Więc po co ja Ci jestem potrzebna?- zapytałam zdezorientowana.
-No, bo chyba z własną ręką żenić się nie będę, kochanie.- powiedział, a wtedy zrozumiałam, że to ja mam być jego żoną.
-Fede, nie! Nie będę twoją żoną, zapomnij.- próbowałam protestować, ale dostałam za to w twarz.
-Zamknij się i słuchaj moich poleceń, dziwko!
Wyprowadził mnie stamtąd i szliśmy wgłąb lasu. Słyszałam muzykę z oddali. Kiedy podeszliśmy bliżej, ujrzałam drzewa przystrojone w biel i mały, biały ołtarzyk po środku. Stał tam starszy, niski ksiądz, tak samo przerażony jak ja.
-No już dziadku, zaczynaj!- krzyknął na niego.
-Już, spokojnie.- powiedział staruszek drżącym głosem i zaczął ceremonie ślubną.
-O kurwa, nie wziąłem obrączek.- zauważył Fede, szukając po kieszeniach. -Poczekajcie tu, ja zaraz wrócę.
Kiedy odszedł kawałek dalej, ruszyłam co sił w nogach w przeciwną stronę. Biegłam, żeby jak najszybciej uciec z tego miejsca. Byłam wyczerpana, głodna i już opadałam z sił, ale nie mogłam się zatrzymać. Strach przed powrotem do tego miejsca był silniejszy od mojego wykończenia. Jak byłam już daleko, zatrzymałam się, by odpocząć. Przy okazji zorientowałam się, że jestem w totalnym buszu. Nie było tutaj nawet żadnych ścieżek, jak to zazwyczaj jest w lasach. Usiadłam na pniu jakiegoś drzewa i myślałam, co dalej. Okropnie się czułam, zupełnie jakbym miała gorączkę. Zaczynałam kaszleć i gardło strasznie mnie bolało. Tego tylko brakowało, żebym się rozchorowała, ale nic dziwnego, skoro tyle czasu przebywałam na takim zimnie. Było zupełnie ciemno i zerwał się przerażający wiatr. Udało mi się ustalić, że musi to być las koło domu rodzinnego Uckera, bo ten drugi jest bardziej iglasty. To już coś, ale niestety ten las jest ogromny, a znając moje szczęście, jest to jego druga część. Stwierdziłam, że muszę się przespać, bo i tak niczego nie osiągnę w nocy, prędzej wpadnę jeszcze w jakieś bagno. 

Z samego rana, jak tylko się przejaśniło, postanowiłam iść dalej. Bardzo źle się czułam i byłam strasznie słaba. Szłam przed siebie, próbując znaleźć choć troszkę mniej mroczną część tego lasu. Jak na złość wiatr ciągle szalał, zdmuchując mnie na boki. Wreszcie doszłam do jakiejś polnej dróżki. Na szczęście zawsze dobrze mi szła orientacja w terenie, a więc wiedziałam, w którą stronę mam nie iść. Szłam teraz wzdłuż tej drogi, a las był coraz mniej gęsty i bardziej przyjazny. Odzyskałam nadzieję na dotarcie gdziekolwiek do cywilizacji. Miałam końcówkę baterii w telefonie, a pojawiały się już nawet dwie kreski zasięgu. Chciałam zadzwonić do Uckera, ale po jakimś czasie włączyła się automatyczna sekretarka, mówiąc, że nie mogę zadzwonić do tej osoby, bo nie mam na to zezwolenia. A więc Christopher mnie zablokował przez te zdjęcia! Chciałam zadzwonić do Anahi, ale telefon akurat wtedy mi się wyłączył. Zaczęłam płakać z bezsilności, bo czułam się taka samotna, jak zwykle pozostawiona na pastwę losu. Przypomniało mi się, jaka bezbronna byłam po śmierci mamy, teraz czułam się tak samo. Na szczęście jednak zaczęłam kojarzyć tą część lasu. Byłam tu pięć lat temu, kiedy pokłóciłam się z Uckerem. Wtedy znalazła mnie Ann i szłyśmy tędy. Czułam, że jestem uratowana, bo dotrę do domu Uckermannów szybciej, niż myślałam. Znowu robiło się ciemno, a ja traciłam siły i wręcz zamarzałam.
Wreszcie dotarłam na miejsce i zadzwoniłam dzwonkiem od bramy. Z domu wybiegła Pani Laura i zaczęła krzyczeć przerażona:
-Dul, co Ci się stało?! Dziecko moje, gdzieś Ty była?
Poczułam, że jestem uratowana,  więc nie muszę już walczyć o przetrwanie. Przytuliła mnie, a ja po prostu zemdlałam w jej ramionach.
Obudziłam się w ciepłym łóżeczku, a tuż przy mnie stała Pani Laura z Anahi.
-Dul, co się stało?- zapytała moja kochana przyjaciółka, a ja wpadłam w rozpacz, zaczęłam strasznie płakać, a one mnie tuliły.
Opowiedziałam im o wszystkim, a potem coś dziwnego zaczęło się ze mną dziać. Dostałam drgawek, a oczy powoli same mi się zamykały. Teściowa zmierzyła mi temperaturę, miałam prawie 42 stopnie gorączki. Przestało do mnie docierać, co do mnie mówią i zaczęłam majaczyć. Wszystko słyszałam i czułam, ale nie mogłam nic zrobić, jakby mnie sparaliżowało. Nagle do pokoju wpadł Ucker. Chciałam go przywitać, ale nie mogłam. Powtarzałam tylko:
-Ucker, kocham Cię.
-Rozbierz ją do bielizny, musimy zbić tą straszną gorączkę.- poleciła Uckerowi mama i poszła do łazienki.
Po chwili spanikowany Ucker niósł mnie do łazienki.
-Włóż ją do tej zimnej wody, tylko powoli.- nakazała Pani Laura, a Ucker zrobił to.
Leżałam w wannie zimnej wody, a przez moje ciało ciągle przechodziły silne drgawki. Mój organizm nie reagował, a gorączka nie spadała. Aż woda zrobiła się cieplejsza, a mi nic nie pomogło. Ucker zaczął polewać mbie bieżącą lodowatą wodą z prysznica. Drgawki powoli ustępowały, ale ja nadal byłam jak roślinka. Zaniósł mnie z powrotem do łóżka i przykrył kołdrą. Na czole położyli mi lód zawinięty w jakąś szmatkę, żeby dalej zbijać mi gorączkę. Słyszałam, jak Anahi opowiadała Uckerowi, co mi się stało. Wybuchał agresją i ciągle powtarzał, że zabije Fede. Gorączka trochę spadła i poczułam się lepiej. Siedział wtedy przy mnie Ucker, trzymając mnie za gorącą rękę.
-Kochanie...- wydukałam cichutko, otwierając oczy. Było już jasno, a więc przez całą noc mój organizm walczył z gorączką.
-Skarbie mój... Jak się czujesz?-zapytał, głaskając mnie niespokojnie po twarzy.
-Tak się bałam... Ucker, te zdjęcia... To nieprawda.- zaczęłam się tłumaczyć szeptem, bo nie byłam w stanie normalnie mówić przez straszny ból gardła.
-Już wszystko wiem, cichutko.- całował mnie po rozgrzanych policzkach i ustach.
-Przepraszam, że wyszłam z domu. Ja nigdy więcej bez Ciebie się nigdzie nie ruszę.- mówiłam jak dziecko, znowu płacząc.
-Spokojnie już, odpocznij sobie kochanie.- powiedział i chciał wyjść.
-Nie zostawiaj mnie, proszę. Już nigdy nie chcę być sama. Błagam, chodź tu.- wpadłam w panikę, ciągnąc go za rękę.
-Misiu, muszę coś załatwić. Moja mama przy Tobie cały czas będzie, nie bój się.- ściskał czule moją dłoń i mówił ciepłym, delikatnym głosem.
-A gdzie idziesz?- zapytałam nadal szeptem.
-Muszę pozbyć się pewnego śmiecia.- od razu domyśliłam się, że chodzi mu o Fede.
-A jak chcesz go znaleźć?
-Jeszcze nie wiem. Pamiętasz adres?
-Tak, ale Ci go nie podam.
-Dlaczego? Nie chcesz, żeby dostał za swoje?
-Jasne, że chcę. Ale tym powinna się zająć policja, nie Ty.
-Najpierw ja się z nim rozmówię.- ze złości już zaciskał swoją dłoń na mojej, co aż zabolało.
-Po pierwsze nie ściskaj mi tak ręki.
-Oj, wybacz.- poluźnił uścisk, uśmiechając się niewinnie.
-A po drugie nie pójdziesz tam. Fede postradał zmysły, jest szalony. Boję się o Ciebie i nie pozwolę, żebyś się narażał.
-Kochanie, spokojnie... Nie wierzysz we mnie? Nie bój się, wezmę broń.- próbował mnie uspokoić, ale efekty były zupełnie odwrotne.
-O nie... Tym bardziej nigdzie nie pójdziesz, nie puszczę Cię tam. Nigdzie nie idziesz, rozumiesz?!- złapałam go mocno za rękę z nadzieją, że w ten sposób go powstrzymam.
-Podaj mi ten adres, nie ma dyskusji. Muszę tam iść, bo nie wytrzymam. Przysięgam, że nic mi się nie stanie, dam mu tylko nauczkę.
-Ja pierdziele, Ucker, nie! Jeśli nawet Tobie nic się nie stanie, to jeśli skoczysz do niego z bronią, wylądujesz w więzieniu. Czego jeszcze nie rozumiesz? Masz tu zostać i tyle, ewentualnie zadzwonić na policję. Tylko wtedy podam Ci adres.
-No dobrze, mów. Zapiszę i zaraz zadzwonię.
Podałam mu ten cholerny adres, a on dał mi szybkiego buziaka i wybiegł z domu z tą kartką. Wziął broń. Ale ja jestem głupia... Oszukał mnie i i tak postawił na swoim. Tak strasznie się o niego bałam. Tym bardziej, kiedy widziałam, jak ruszył samochodem. Padał deszcz, było ślisko, a on jechał jak debil!
Wrócił późnym wieczorem, a ja przez cały ten czas siedziałam w panice na łóżku. Nie chciałam nawet jeść, mimo że byłam tak strasznie głodna. Z nerwów nie byłabym w stanie nic przełknąć. Wpadł do pokoju cały posiniaczony.
-Co Ci się stało? Ucker, idioto, mówiłam nie idź tam!- od razu zaczęłam na niego krzyczeć, mimo że tak strasznie mnie przy tym bolało gardło.
-Spokojnie, przecież nic mi nie jest. Postraszyłem go trochę i zadzwoniłem na policję. Rzeczywiście ma coś z głową i sam wszystko wygadał. Zamieszka w psychiatryku na zawsze, zapewniam Cię.- przytulił mnie mocno, a ja znowu się rozpłakałam pod wpływem tych wszystkich emocji.
-Jestem na Ciebie zła, bo mnie oszukałeś.- powiedziałam już szeptem, żeby nie obciążać gardła.
-A wiesz z czego cieszę się najbardziej? Przyznał, że to wszystko było fikcją i nawet Cię nie tknął, tylko rozebrał.
-Serio? Jeju, to dobrze.- od razu mi ulżyło, to najlepsze co mogłam teraz usłyszeć.
-Tak, ja też bardzo się z tego cieszę.- pocałował mnie słodko w czoło i przytulił mocniej.
-Dobra, koniec tej miłości! Ucker przyszedł, więc Dula może wreszcie zacząć jeść.- wpadła Anahi ze swoim optymizmem i tacą jedzenia. -No dobra, nakarm ją, ale ma wszystko zjeść. Tak mama powiedziała, pa.- zniknęła tak szybko, jak się pojawiła, zostawiając nas znowu samych.


No dobrze Miśki macie rozdział :* A dlaczego go dodałam? Bo dziś jest taki piękny, a jednocześnie smutny dzień, czyli 27, więc:
4 MIESIĄCE TEMU O TEJ PORZE... Ten czas tak szybko leci, a ja czuję, jakby to było wczoraj ❤ Tęsknię za Dulisią coraz bardziej ❤ A co do "4 miesiące temu o tej porze..." to akurat teraz staliśmy pod windą i czekaliśmy na Dul. A potem ten smutny moment, kiedy odjeżdżała... :'( Ale dość, bo ja bym mogła tak do końca życia xD 
No to ten... ROZDZIAŁ, bo przecież po to tu jesteśmy, haha: 
Mówiłam, że będzie dobrze i oczywiście Was nie oszukałam ;) Następny pewnie niedługo, bo całkiem dobrze idzie mi pisanie kolejnego opka i mam już dużo. 
A i wesołych świąt, chociaż się już prawie kończą xD Ale wiecie nie jedzcie za dużo (mi w tym roku się udało) i uważajcie jutro, nie dajcie się zmoczyć :P Ja jutro będę pewnie cała mokra, bo przyjechał wujek, z którym zawsze się kłócę i sobie dokuczamy, więc mi na pewno nie odpuści, haha xD 

środa, 23 marca 2016

29. "Tobie ufam, życiu nie"

Oboje niespokojnie patrzyliśmy na doktora, czekając na jakieś słowa z jego ust. To było takie denerwujące...
-Wykonaliśmy dokładną analizę Państwa genów i krwi. W najgorszym wypadku prawdopodobieństwo wystąpienia choroby u Państwa dzieci wynosi 10%, czyli bardzo mało. Powiem szczerze, że sytuacja jest dość trudna, ponieważ ma Pani także bardzo niekorzystną grupę krwi i gdyby pojawił się jakiś problem, jedynym ratunkiem dla dziecka byłby Pan, a z tym też różnie bywa.
-Widzisz, kochanie? Mówiłam, że to niemożliwe.- zwróciłam się do Uckera ze smutkiem, bo w sumie jednak miałam nadzieję, że jakoś to będzie.
-Ależ proszę Pani, nie ma tu nic niemożliwego. 10% prawdopodobieństwa wystąpienia takiej choroby, to jest nic. Jeden na milion takich przypadków źle się kończy. Bardzo rzadko zdarza się, że wypada akurat te 10%. Proszę pamiętać, że w 90% dziecko na pewno będzie zdrowe. Macie naprawdę bardzo dużo szczęścia, bo mogło być gorzej. Po za tym w dzisiejszych czasach medycyna tak się rozwija, że nic nie stoi na przeszkodzie, żeby dzieci były zdrowe.- wytłumaczył dokładnie lekarz.
-A powie nam Pan jeszcze jedną rzecz? Moja narzeczona bardzo się boi, bo jej mama umarła przy porodzie. Czy to ma jakiś związek z tą chorobą, lub też jest genetyczne? Da się to jakoś sprawdzić, żeby uspokoić tą panikarę?- zapytał Ucker, śmiejąc się ze mnie na końcu i ściskając moją dłoń.
-Niestety tego Państwu nie mogę powiedzieć. Ryzyko jest zawsze, ale jego wielkość można sprawdzić dopiero pod koniec ciąży. Może to być jakaś przypadłość rodzinna, chociaż nie sądzę. Naprawdę nie wiem.
-A więc zapomnij, nie chcę żadnego ryzyka.- powiedziałam do Christophera.
-No dobrze... Myślę, że rozwiałem Państwa wątpliwości. Powodzenia.
-Dziękujemy bardzo. Do widzenia.

Szliśmy korytarzem w kierunku wyjścia, trzymając się za ręce. Oboje milczeliśmy pogrążeni we własnych myślach. W samochodzie też panowała cisza. Dopiero kiedy weszliśmy do domu, Ucker objął mnie słodko i zapytał:
-To co mi dzisiaj zrobisz na obiad, kochanie?
-Nic, zostaw mnie.- wyrwałam mu się i pobiegłam do łazienki.
-Skarbie, co Ty robisz? Wyłaź stamtąd i się nie wygłupiaj.- krzyczał przez drzwi, a ja po prostu siedziałam na wannie i płakałam w samotności. Tego było mi trzeba... Nie chciałam, żeby na mnie patrzył, pocieszał mnie, przytulał i uspokajał.
-Zostaw mnie, proszę.- powiedziałam cicho przez łzy.
-Dul, chodź tu do mnie, pogadajmy.- prosił miękkim głosem.
-Daj mi chwilkę, zaraz przyjdę. Potrzebuję po prostu pobyć sama. Błagam...
-No dobrze, masz trzy minuty.- zgodził się i odszedł na kilka kroków od drzwi.
Po jakimś czasie emocje już troszkę opadły i powoli się uspokajałam. Wyszłam z łazienki z czerwonymi i spuchniętymi od płaczu oczami. Od razu podbiegł do mnie Ucker, panikując:
-Po co tam siedziałaś? Co robiłaś? Nie próbowałaś zrobić sobie krzywdy?- zaczął mnie tulić i oglądać moje nadgarstki.
-Przestań, nie jestem idiotką i nie robię takich rzeczy. Co Ci w ogóle przyszło do głowy? I nie przytulaj mnie!- odepchnęłam go i poszłam usiąść na kanapę, chowając twarz w dłonie.
-Skarbie, co w Ciebie wstąpiło? Dlaczego się tak zachowujesz? Jesteś na mnie zła?
-Nie mam o co być na Ciebie zła. Nie zadawaj mi tyle głupich pytań, bo mnie męczysz!- właściwie sama nie rozumiałam swojego zachowania i wiedziałam, że Ucker powinien mieć szansę mnie teraz wspierać, ale nie chciałam tego.
-Dulce, uspokój się i pogadajmy jak ludzie!- także podniósł na mnie głos, łapiąc mnie dość mocno za ręce i potrząsając mną, żebym się opamiętała.
-Puść, to boli.- powiedziałam już ciszej i spokojniej.
-No już, nie krzycz i się uspokój.- przygarnął mnie do siebie i przytulił mocno. -To także moja sprawa, więc nie odcinaj się ode mnie w ten sposób. To do niczego nie prowadzi, jedynie do kłótni, a nie chcę Cię stracić.- mówił cichym i spokojnym głosem, ciągle mnie obejmując i pocierając dłonią moje plecy.
-Ja też nie chcę Cię stracić. Przysięgam, że to by mnie zabiło... Ale nie wiem, jak długo tak wytrzymamy.- mówiłam, ciągając nosem.
-Jeśli będziesz się tak awanturowała, to na pewno niedługo. Co Ty w ogóle wyprawiasz? Nie możesz się tak zachowywać, bo oboje popadniemy w jakąś depresję.
-Przepraszam. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Wpadłam w panikę i musiałam po prostu ułożyć sobie to wszystko w głowie.
-A teraz wszystko już jest na swoim miejscu?- zapytał z czarującym uśmiechem, próbując mnie pocieszyć.
-Nie, nic nie jest tak jak powinno. Czuję się taka bezradna, boję się...- do oczu znów napływały mi łzy, ale już chyba nie miałam czym płakać.
-Nie jesteś bezradna, misiaczku... Przecież doktor powiedział, że zagrożenie to tylko 10%, a więc ryzyko jest niewielkie. Wystarczy tylko, że postaramy się o dziecko, a potem będziemy dbać o Ciebie podczas ciąży i tyle.
-Dla Ciebie wszystko jest takie proste... Nie rozumiesz? Od zawsze mam pecha, więc jestem pewna, że zmieścimy się w tych 10% i nasze dziecko będzie chore.
-Czy Ty musisz być taką pieprzoną pesymistką?!
-Też byś był na moim miejscu. Straciłam w życiu już trzy bliskie mi osoby, a nawet cztery, gdyby liczyć ciocię, i kolejnej tragedii nie zniosę. A jakbym ja umarła? Nie, nie mogłabym Ci tego zrobić. Ty nie wiesz, jak boli strata ukochanej osoby i nie chcę Cię w tym doświadczać. W dodatku zostałbyś sam z dzieckiem... Nigdy na to nie pozwolę. Chyba wolałabym odejść teraz dobrowolnie, oboje cierpielibyśmy dużo mniej.
-Przestań wszędzie widzieć czarne scenariusze. Nie możemy od razu założyć, że nic się nie uda. Tak samo bałaś się zaczynać ze mną związku. To też było pewne ryzyko, a mimo to podjęłaś je i chyba nie żałujesz.
-To zupełnie inna sytuacja. Tobie ufam, życiu nie. Los to największy możliwy cham, zrozum. W takiej sprawie nie mogę ryzykować, tu chodzi o ludzkie życie.
-Aj Dul... Jaka Ty jesteś uparta. Kocham Cię nad życie, ale czasami naprawdę Cię nie rozumiem i mam ochotę rzucić to wszystko, cały ten durny związek, tą pierdoloną miłość i uciec jak najdalej stąd.
-Wiesz co? Zajebisty pomysł, ja tak właśnie zrobię.- wyrwałam się z jego objęć i wybiegłam na korytarz.
-Gdzie Ty idziesz?- zapytał, kiedy zakładałam kurtkę.
-Tak jak sam powiedziałeś, jak najdalej stąd.- odpowiedziałam, zakładając buty.
-Nigdzie nie pójdziesz.- złapał mnie za rękę, mówiąc stanowczo.
-Przestań, pójdę się po prostu przejść bardzo daleko. Nie wiem, o której wrócę. Możesz iść spać, ja klucze biorę.- wzięłam klucze z wieszaka i otworzyłam drzwi.
-Dul, przepraszam.- wydukał cicho, a ja cofnęłam się i przytuliłam go szybko.
-Kocham Cię.- wyznałam, a oboje mieliśmy łzy w oczach.

Stał przy tych drzwiach jak ostatnia ofiara, a ja po prostu wyszłam. Szłam przed siebie, nie przestając płakać. Ludzie patrzyli się na mnie i niejedni coś do mnie mówili, ale byłam zupełnie w innym świecie. Znajdowałam się w odległych myślach typowej pesymistki. Czułam, że to wszystko jakoś mnie przerosło i nie mogłam sobie z tym poradzić. Z jednej strony byłam bardzo szczęśliwa z Uckerem i w sumie przecież mogliśmy porozmawiać na spokojnie, i na przykład podjąć decyzję o adopcji. Sama nie wiem, czemu wolałam wyjść z domu, zamiast stawić czoło sytuacji. To się nazywa uciekanie od problemów, czego nigdy wcześniej nie robiłam. Zawsze potrafiłam sobie poradzić, ale nie tym razem... Byłam już strasznie zmęczona życiem i chyba odzwyczaiłam się od tej wiecznej walki, którą dawniej prowadziłam każdego dnia. Nie miałam już siły nawet rozmawiać o decyzji tak ważnej jak dziecko. Bardzo chciałam być matką, zawsze o tym marzyłam. Może dlatego to dla mnie takie trudne... Byłam uwięziona pomiędzy tym, czego pragnę, a moimi lękami. Nie potrafiłam pokonać tej bariery, po prostu się bałam. Sama rozmowa na ten temat wykańczała mnie psychicznie, to było dla mnie po prostu za trudne. Chodziłam po mieście tak długo, że zaczynało się ściemniać. Pomału dochodziłam do siebie, uspokajałam i zaczęłam kierować się w stronę domu. Nagle na kogoś wpadłam i chciałam go wyminąć.
-Ej no co Ty, nie poznajesz?- usłyszałam znajomy głos.
-Fede!- krzyknęłam radośnie, rzucając mu się w ramiona.
-Co tu robisz sama? Już późno.- zapytał, przyglądając mi się uważnie.
-Długa historia, nieważne. Jak to się w ogóle stało, że przez tyle lat się nie widzieliśmy? Gdzie Ty byłeś?
-Byłem we Włoszech, wróciłem tydzień temu. Może pójdziemy do mnie na kawę? Mieszkam niedaleko, rozgrzejesz się trochę.
Zgodziłam się i poszliśmy do domu mojego byłego chłopaka. Wtedy jeszcze nie uważałam tego za coś strasznie głupiego... Zrobił mi kawę i gadaliśmy o różnych sprawach.
-Masz kogoś?- zapytał Federico, siedząc obok mnie bardzo blisko.
-Tak, jestem z Uckerem.- odpowiedziałam ze smutkiem, przypominając sobie nasze dzisiejsze pożegnanie.
-No dobra, nie będę tego komentować. Jesteś z nim szczęśliwa?
-Tak, bardzo go kocham. Mamy chwilowy kryzys, ale na pewno niedługo wszystko się ułoży i będzie lepiej.- na siłę się uśmiechałam, żeby nie zauważył, że sprawa jest naprawdę poważna.
-Oby, życzę Ci szczęścia.
Rozmawialiśmy, śmieliśmy się, było naprawdę bardzo miło. Poprawiło mi to trochę nastrój, ale coraz bardziej chciało mi się spać. Byłam okropnie zmęczona...
Obudziłam się w dużym łóżku naga w objęciach... Fede?! Spał przy mnie, także nie miał niczego na sobie. Byłam przerażona i nie miałam pojęcia, jak to się stało.
-Co to ma być?!- krzyknęłam, siadając. Na biurku stał laptop z otwartą pocztą mailową. Zdążyłam zobaczyć, że wysłał do Uckera nasze zdjęcia w łóżku z podpisem "Tak twoja dziewczyna leczy smutki, frajerze."
-Cześć, kochanie. Co tak wcześnie wstałaś?- obudził się i także usiadł.
-Co ja tu robię i dlaczego wysyłałeś Uckerowi takie zdjęcia?!- byłam zła, a jednocześnie całkowicie zdezorientowana.
-Nie pamiętasz, jak mówiłaś, że chcesz się go pozbyć, bo ja byłem lepszy?
-Nic takiego nie mówiłam! Jak znalazłam się z Tobą w łóżku?!- zaczęłam płakać, wpadłam w panikę.
-Nie muszę Ci się tłumaczyć, idiotko!- uderzył mnie w twarz, aż mnie odrzuciło.
-Co z Tobą? O co tu chodzi?- pytałam w rozpaczy.
-Zamknij się, dziwko!- krzyknął i znów mnie uderzył. -Ubierz się, szmato! Nie mam już ochoty na Ciebie patrzeć.
Kiedy się ubrałam, wyprowadził mnie z mieszkania i zaciągnął prosto do samochodu. Ruszył jak wariat i gdzieś pojechaliśmy.


No ok, układ to układ... Dodaję Wam rozdział mimo małej ilości komentarzy i wyświetleń, co zaczyna mnie serio powoli przerażać ;/ Co się z Wami dzieje?? No dobrze, nie czepiam się już, bo mnie nie będziecie lubić i powiecie, że marudzę xD A wgl to chciałam się Wam pochwalić, że Dul dodała mojego tweeta do ulubionych i tak strasznie się jaram (był to tweet z rysunkiem do "Dejarte de amar", który co prawda rysowała moja siostra, bo ja nie umiem xD). Czy tylko mi się tak strasznie podobają zdjęcia i snapy Dulci z Clarą i Alessią? To takie słodkie <3 Tak rozkminiałam, czemu ona wgl teraz z nimi jest, ale stwierdziłam, że pewnie przyjechali do niej na święta :) No to co ja tam mam jeszcze do powiedzenia? A no tak... Chciałam tylko wspomnieć, żebyście się zbytnio nie denerwowały na ten rozdział, bo nie będzie tak źle jak sobie za pewne wyobrażacie ;) No to ten... do następnego :* 
A jakbym w razie nie dodała nowego aż do świąt, to już teraz chcę życzyć Wam wesołych świąt :* 

niedziela, 20 marca 2016

28. "Zostawisz mnie teraz?"

Trzy lata później:
Za tydzień kończę studia. Wszystko ułożyło się idealnie. Udało mi się wpłynąć na Uckera i poszedł do pracy. Teraz jest prawą ręką swojego ojca i dobrze zarabia. "Teściu" oddał nam swoje mieszkanie z czasów młodości, o którym wcześniej nikt nie wiedział. Okazało się, że od dawna planował podarować je synowi, ale czekał, aż ten się ogarnie. Jest to małe mieszkanko niedaleko mojego uniwersytetu, a więc nie muszę mieszkać już w akademiku. Jesteśmy bardzo szczęśliwi, bo teraz naprawdę zaczynamy wspólne życie, mając już dobry start i środki do życia. Zostało mi jeszcze najgorsze, czyli praca magisterska. Ogólnie nie byłoby to takie złe, ale weź rób coś ważnego przy Uckerze... On nie daje mi tego skończyć, bo ciągle czegoś ode mnie chce. Mogę się tym zająć, tylko jak jest w pracy, bo inaczej to nie ma opcji.
-Kochanie, zostaw to już i chodź na kolację.- wołał mnie co chwilę, kiedy już udało mi się na tym skupić.
-Za moment, już kończę.- powiedziałam, nie przerywając pracy.
-No chodź, misiu mój najsłodszy...- podszedł do mnie i zaczął smyrać mnie nosem po szyi, czyli jak widać nic się nie zmieniło.
-Przestań, przeszkadzasz mi.- próbowałam go odepchnąć, śmiejąc się.
-Obiecuję, że później dam Ci spokój i nie będę chciał się kochać. Chcę tylko, żebyś poszła ze mną zjeść.
-Idź głupi marudo...- wstałam i poszłam z nim do kuchni, popychając go do przodu.
Na stole czekała na mnie pyszna kolacja. Przez ten czas Ucker nawet nauczył się trochę gotować. Zrobił sałatkę, pyszne kanapki i ciepłą herbatę z cytryną i sokiem.
-Smakuje Ci?- zapytał, patrząc we mnie jak w obrazek, kiedy już kończyłam jeść.
-Jasne, że tak. Czy mogę już iść?- wstałam i włożyłam talerz do zlewu.
W dwie sekundy znalazł się przy mnie. Kiedy się odwróciłam, automatycznie mnie obejmował, przyciskając do blatu.
-Odejdź mi z drogi, muszę pisać tą pracę.- powiedziałam, próbując go odepchnąć.
-Poświęć mi chwilkę, zrelaksujesz się i będziesz miała lepszą wenę.- jednym ruchem ręki odpiął mi stanik przez materiał bluzki.
-Albo rozkojarzę się jeszcze bardziej... Kochanie, naprawdę nie mam czasu.
-No weź, tak szybko...- powiedział błagalnym głosem i wpił się w moje usta.
Już nie miałam jak się uwolnić, bo przywarł do mnie całym ciałem. Całował mnie jak zwykle słodko i namiętnie, dając mi tym pełną rozkosz. Szybko zostaliśmy bez ubrań. Posadził mnie na blacie kuchennym i wszedł we mnie jednym mocnym pchnięciem. Pisnęłam głośno, bo nie byłam jeszcze na to gotowa, zrobił to z zaskoczenia. Zaczął się we mnie poruszać coraz szybciej i szybciej. Ciągle pieścił ustami moją szyję i dekolt, czasami powracając do ust. To był rzeczywiście bardzo szybki numerek, bo spełnienie nadeszło już po chwili i to bardzo intensywnie. Kiedy było już po wszystkim, po prostu zaskoczyłam z blatu i poszłam do pokoju.
-A Ty tu zostań i posprzątaj po kolacji.- rzuciłam na odchodne, śmiejąc się.
Zarzuciłam na siebie szlafrok Uckera, który tak pięknie nim pachniał, zresztą jak ja teraz. Usiadłam z powrotem do laptopa i pisałam tą pracę. Wreszcie to skończyłam i zaczęłam niepokoić się, gdzie jest Ucker. Nie przyszedł do sypialni i nawet mi nie przeszkadza... Dziwne. Wyszłam z pokoju, by go poszukać. Okazało się, że położył się w salonie i zasnął przy telewizji.
-Kochanie...- budziłam go, dając mu buziaka w kącik ust. -Czemu tu śpisz?- zapytałam, kiedy otworzył oczy.
-Bo nie chciałem Ci przeszkadzać.- odpowiedział, łapiąc mnie za rękę.
-Skończyłam już, chodź.
Poszliśmy do łóżka od razu spać. Jak zwykle wtuliłam się w mojego kochanego misia i zasnęłam bardzo szybko.

Nadszedł dzień rozdania dyplomów. Zdałam wszystko na 5- z czego minus należy się Uckerowi, bo mnie rozpraszał. Oczywiście był tam ze mną, ciągle powtarzając, że jest ze mnie dumny. Później pojechaliśmy na obiad do rodziców. Był tam też po raz pierwszy chłopak Anahi. Poncho to bardzo sympatyczny człowiek z poczuciem humoru i od razu znalazł wspólny język z Uckerem. Wszyscy go szybko polubiliśmy. Zaraz po obiedzie pojechał do domu, bo musiał pomóc tacie w ogrodzie. My też chcieliśmy się już zbierać, ale Pani Laura poprosiła nas, żebyśmy zostali jeszcze na kolacji. Zgodziłam się, choć Ucker już koniecznie chciał jechać do domu. I przy kolacji został poruszony niebezpieczny i drażliwy dla mnie temat...
-Skończyłaś studia, więc teraz co? Jakie macie plany?- zaczął tata Uckera.
-Na pewno planują ślub, rodzinę, dzieci.- stwierdziła Pani Laura z szerokim uśmiechem.
-Nie wiemy jeszcze, ale kiedyś na pewno zrobimy następny krok.- odpowiedział wymijająco Christopher.
-Dzieci drogie, w waszym wieku planowaliśmy już drugie dziecko. Tak, to była sugestia, że chcę zostać babcią.- zaśmiała się teściowa.
-To niemożliwe.- powiedziałam ze smutkiem.
-Dlaczego? Nie możesz mieć dzieci?- była zaskoczona, a jednocześnie zawiedziona.
-Nie wiem, teoretycznie mogę.
-Nie rozumiem. W czym problem?
-Po prostu się boję, że moje dziecko odziedziczy chorobę genetyczną po moim tacie. Tą samą, na którą umarł mój brat.
-Byłaś u lekarza? Ktoś to potwierdził, czy tylko Ty tak sobie myślisz?
-Nie, u lekarza nie byłam. Zresztą boję się jeszcze jednej rzeczy... Moja mama umarła przy porodzie, a ja nie chcę zostawić dziecka samego, bo wiem, co to znaczy nie mieć matki.- rozpłakałam się, mimo że Ucker ciągle starał się mnie uspokoić, głaskając po plecach, albo trzymając za rękę.
-Nie płacz, kochanie.- powiedziała Pani Laura ze smutkiem. -Medycyna poszła do przodu i już bardzo rzadko się zdarza, żeby kobiety umierały przy porodzie.
-Wiem, ale ja i tak się boję i nie chcę ryzykować.
-Musisz iść do lekarza i zapytać, czy w ogóle jest możliwe, żeby dziecko miało tą chorobę.
-Nie, ja nie chcę i koniec.- powiedziałam, wstając. -Przepraszam.- wybiegłam z domu i usiadłam na schodach, na których siedziałam i płakałam z powodu brata pięć lat temu.
-Kochanie, przeziębisz się.- powiedział czule Ucker, siadając koło mnie.
-Nieważne... Kiedy ten czas zleciał? Pamiętam jak dziś, kiedy mówiłam, że będziemy się tym martwić później. Ten czas nadszedł, a ja mam ochotę zniknąć. Przepraszam, że tak to wyszło, ale nie mogłam już tego słuchać.
-Spokojnie, chodź pojedziemy do domu i pogadamy na spokojnie.- wstał i podał mi rękę.
-Okej, tylko pójdę pożegnać się z twoimi rodzicami i Ann.
Weszliśmy do domu, a wszyscy patrzyli na mnie ze smutkiem. Nie dziwię się, bo za pewne wyglądałam tragicznie z zapłakanymi oczami.
-Nie płacz już.- poprosiła teściowa, przytulając mnie.
-Dobrze, dziękuję.- powiedziałam, ocierając łzy.
Pożegnaliśmy się ze wszystkimi i pojechaliśmy do domu. Po drodze panowała cisza, a z moich oczu wciąż leciały łzy. Miałam nadzieję, że Ucker tego nie widzi, ale niestety zbyt dobrze mnie zna i wreszcie nie wytrzymał.
-Dul, uspokój się już.- powiedział, ocierając moją łzę.
-Nie mogę.- znów całkiem się rozpłakałam.
-Dobra, cicho już. Wystarczy, pogadamy o tym w domu.
Kiedy dojechaliśmy na miejsce, Ucker wyciągnął mnie z samochodu i zaniósł na górę.
-Co Ty odwalasz?- zapytałam, śmiejąc się przez łzy.
-Próbuję poprawić Ci humor i widzę, że trochę się udało.- powiedział, całując mnie w policzek.
-Wariat...- podsumowałam, kiedy postawił mnie na podłodze w domu.
-Chcesz teraz o tym pogadać, czy już nie masz na to siły?- i to jest to, co najbardziej podoba mi się w moim chłopaku... Nie zmusza mnie do rozmowy, tylko pyta, czy chcę ją odbyć.
-Pogadajmy teraz, chcę mieć to już z głowy.- powiedziałam, siadając w salonie na kanapie.
-Dobrze, tylko już nie płacz, bo nie jestem w stanie wtedy z Tobą normalnie gadać.
-Proszę, nie przekonuj mnie do tego, żebyśmy zrobili sobie dziecko. Nie zgodzę się, tego możesz być pewny.- powiedziałam na wstępie.
-Uspokój się już, chodź tu.- przytulił mnie mocno i kołysał delikatnie w swoich ramionach.
-Zostawisz mnie teraz?- zapytałam, nadal płacząc.
-Nigdy Cię nie zostawię, skarbie. Posiadanie dziecka ogólnie nie jest moim wielkim marzeniem, więc możesz być spokojna. Mimo to jednak bardzo chciałbym mieć dziecko, ale tylko z Tobą. Kocham Cię bardzo mocno i chciałbym wypełnić nasze życie radością, jaką może dać tylko dziecko.
-To niemożliwe.- powiedziałam, próbując się opanować.
-Kochanie... Pójdźmy najpierw do lekarza. Wtedy dowiemy się, czy to jest możliwe. Proszę, zgódź się tak dla naszej własnej informacji. Będziemy chociaż wiedzieć, czy musimy się szczególnie pilnować.
-No dobrze, masz rację. Ale zdania nie zmienię.
-O tym jeszcze pogadamy. A teraz już spokojnie, spróbuj się wyciszyć.- znowu mocno mnie przytulił i całował po szyi, żeby mnie uspokoić.
-Dziękuję, że jesteś taki kochany i wyrozumiały.- powiedziałam, wtulając się w niego jeszcze mocniej.
-Już dawno bym z Tobą zwariował, gdybym Cię nie kochał, maleńka.- stwierdził, biorąc mnie do siebie na kolana.
-Nie przesadzaj, zazwyczaj jestem aniołkiem.- na moją twarz powrócił uśmiech.

Kilka dni później poszliśmy do lekarza, żeby dowiedzieć się, czy jest szansa na urodzenie zdrowego dziecka. Nie chciałam tam iść, ale Ucker mnie przekonał, a właściwie prawie zmusił. No niestety my oboje mamy na siebie podłe sposoby przekonywania... Przed wizytą wzięłam jakieś lekkie tabletki uspokajające, żeby nie wybuchnąć płaczem podczas rozmowy z lekarzem. Doktor już na nas czekał w swoim gabinecie. Przedstawiliśmy mu całą naszą sytuację, a potem musiał pobrać nam krew, a potem wziąć próbkę DNA z włosów. Udało się i nie pozwoliłam sobie na wybuch emocji, nie rozpłakałam się. Za to Ucker prawie przy pobieraniu krwi. Śmiałam się z niego, bo aż zrobił się blady.
Następnego dnia mieliśmy przyjść po odbiór wyników. Kiedy weszliśmy do gabinetu, Ucker od razu zapytał:
-I jakie są wyniki?
-Proszę usiąść, zaraz wszystko Państwu wyjaśnię.- usiedliśmy obok siebie na przeciwko doktora.
Trzymając w ręce kartkę z naszymi wynikami, lekarz miał dość nietypową minę. Był trochę zatroskany, ale jednak spokojny.
-I co?- dopytywał niespokojnie Ucker.



No dobra, dodam już ten rozdział ;) Jaka ja dobra i hojna, haha xD Wcale nie sprawdziłam w słowniku, jak się pisze "hojna" i powiem Wam, że trochę mnie to zaskoczyło :D Aj, dziecko idź lepiej spać :P Zamierzałam jeszcze coś popisać, ale bateria jak zwykle odmawia posłuszeństwa (tak jak L na klawiaturze, co piszę już w trzecim miejscu, haha). I jak zwykle muszę się rozpisać, chociażby o głupotach takich jak ortografia, bateria i moja klawiatura ;) Ok, zmykam i zostawiam Was sam na sam z tym rozdziałem tak cudownym jak zresztą każdy :P 
I oczywiście do następnego :* Ale zanim to nastąpi, chcę zobaczyć pod tym duzio komentarzy. No wiecie... Wtedy milej i szybciej mi zleci ten ostatni tydzień przed świętami :) 

niedziela, 13 marca 2016

27. "Troszkę więcej odwagi"

Leżeliśmy w milczeniu, przytulając się i głaskając na wzajem po rękach. To cudowne, że nasza relacja jest tak głęboka, że potrafimy się nie odzywać i nie jest to krępujące, a jedynie relaksujące i wyciszające.
-Ej, trzeba chyba skończyć te owoce, bo się zepsują.- stwierdził Ucker, biorąc miskę.
-Okej, daj.- wyrwałam mu z ręki miseczkę, śmiejąc się.
-Ty zjadłaś więcej, oszustko...
-Ale ja chciałam nakarmić Ciebie, wariacie.
I wyszło tak, że ja karmiłam jego, a on mnie. Ja oczywiście wybierałam dla siebie wszystko co lepsze, a jemu dawałam prawie same mandarynki i jabłka. Szybko zjedliśmy wszystko.
-Chodź, wino też skończymy.- zaproponowałam, biorąc butelkę.
-O nie, Tobie już wystarczy... Napiłaś się wcześniej razem z owocami.- zabrał mi butelkę i dał tubkę płynnej czekolady. -To jest dla takich dzieci jak Ty, kochanie.
-Wredny jesteś... No daj mi to, przecież nic się nie stanie. Jestem z Tobą i będziesz mnie pilnować, nawet jak będę chciała zrobić coś głupiego.
-Dopiero mówiłaś, że więcej się ze mną nie napijesz.
-Ale teraz chcę, bo mi to wino posmakowało. Zresztą zostało tylko troszkę i trzeba to skończyć.
-No dobrze, daj kieliszki. Tylko wiesz co? Ubierzmy się, bo robi się zimno.
Ubraliśmy się w ciepłe ubrania, które wzięliśmy sobie w razie jakby właśnie było zimno. Siedzieliśmy na przeciwko siebie, pijąc wino i ciągle patrząc sobie w oczy.
-Zagramy w butelkę?- wymyśliłam nieźle pobudzona po dobrym seksie i winie.
-Dziecko drogie, po cholerę Ci butelka jak jesteśmy tylko we dwoje?
-Słuszna uwaga... A więc grajmy w butelkę bez butelki. Po prostu pytanie, czy wyzwanie, okej?
-No dobra, to zaczynaj.
-Okej. Pytanie, czy wyzwanie?
-Pytanie.
-Hmm... No to co robiłeś, jak ja wyjechałam na studia?
-Nic takiego.
-Mhm, jasne... No powiedz co. To znaczy wiem wszystko od Ann, ale chcę usłyszeć to od Ciebie.
-Aj Duluś... Pierwszy rok praktycznie ciągle siedziałem w domu i muliłem. Później było już trochę lepiej i wychodziłem z kumplami na piwo czy coś...
-Mhm... I pewnie kończyłeś w łóżku z jakimiś lafiryndami, które śmiały tknąć mojego faceta?
-No nie będę ukrywać, bo tak było. Ale nie złość się, bo wtedy nie byliśmy razem.
-Wiem, przecież nic nie mówię, spoko. No dobra, to teraz Ty.- powiedziałam, przesuwając palec po brzegu kieliszka. -Wyzwanie.- wyprzedziłam jego pytanie.
-Niebezpiecznie pogrywasz, skarbie. Dobrze, a więc... Zrób tutaj ponętny striptiz. Będę nagrywał, ale tylko dla siebie.
-Nie, bez takich.- zaprotestowałam.
-Proszę Cię, zrób to dla mnie.
-No dobrze, ale daj mi się jeszcze napić.
-Tylko uważaj na świeczki, bo one już ledwo żyją.
Wzięłam łyka wina i wstałam. Rozbierałam się powoli, ponętnie kręcąc biodrami i dotykając się wszędzie. Ubrania rzucałam na niego, a on się denerwował, bo w ten sposób przeszkadzałam mu w patrzeniu. Szczerze mówiąc, gdyby nie zawartość alkoholu w mojej krwi chyba bym tego nie zrobiła, a na pewno nie w taki sposób. Leciałam na całość, kusząc go swoim ciałem i ponętnymi ruchami. Kiedy już pozbyłam się wszystkich swoich ubrań, wyłączył nagrywanie i siedział, patrząc na mnie. Nadal stałam przed nim nago, a on nie rozumiał, o co chodzi.
-Ja pierdziele, Ucker, nie na darmo się rozebrałam!- krzyknęłam, a jego oczy stały się wielkie jak 5-złotówki.
-Za dużo się napiłaś, prawda?
-Nie tym razem. Jestem w pełni świadoma tego, co robię, spokojnie. Mam tylko troszkę więcej odwagi.- powiedziałam, ciągnąc go za rękę do siebie.
-Poczekaj, najpierw muszę się rozebrać.
-Kochanie, ja to zrobię z przyjemnością.
Rozebrałam go w błyskawicznym tempie i już po chwili na nim siedziałam. Teraz to ja unieruchomiłam jego ręce nad głową. Założyłam mu prezerwatywę, choć oczywiście to on o tym znowu pamiętał. Powoli nabijałam się na jego męskość, jęcząc cichutko i odchylając głowę do tyłu. Próbował wyrwać swoje ręce z moich, bo za pewne chciał pobawić się moimi piersiami.
-O nie, skarbie... Teraz ja tu rządzę. Nie ruszaj się.- powiedziałam władczym tonem i zaczęłam się powoli poruszać.
Wszystkie moje ruchy były ponętnie i zrównoważone bez żadnych większych porywów. Nadal chciałam się z nim kochać, nie pieprzyć, więc nie mogłam jakoś dziko po nim skakać, czy coś w tym stylu. Spełnienie przyszło szybko, a wtedy po prostu opadłam na niego, czekając aż on dojdzie. Długo czekać oczywiście nie musiałam i już po chwili się to stało. Kiedy było już po wszystkim, położyłam się na niego płasko, a jego dłonie spoczęły na moich pośladkach. Zorientowałam się teraz, że świeczki zgasły, ale za to na dworze robiło się już troszkę jasno.
-To była najlepsza noc w moim życiu.- powiedziałam, całując go w kącik ust.
-Dla mnie też. Mimo tych wszystkich niespodzianek typu deszcz.
-To akurat było zajebiście zabawne.- stwierdziłam, śmiejąc się.

Następnego dnia wieczorem wróciliśmy do domu, bo pogoda znowu się psuła. Czekała na nas już oczywiście kolacja. Przy jedzeniu mój ukochany chłopak żalił się wszystkim, że śmiałam się z niego, kiedy w deszczu szukał świeczek.
-No mówię... Gdybyście go widzieli, wyglądał jak ofiara.- ponownie go wyśmiałam, a wszyscy razem ze mną.
-Widzisz mamo? Ona jest niedobra, śmieje się ze mnie.- powiedział słodkim głosem z miną zbitego psiaka.
-Oboje powinniście w łeb dostać za to latanie po deszczu. Jak nie ma pogody, to do domu się wraca, a nie chowa do namiotu.
-Tak, mamo ja wiem... Nie będziesz ze mną po lekarzach chodzić.- zaśmiał się, celowo denerwując mamę.
-Zobaczymy, jak będziecie mieli swoje dzieci...- powiedziała, a ja z Uckerem wymieniliśmy smutne spojrzenia, wspominając tamtą rozmowę.
-Może kiedyś...- odezwał się dla niepoznaki, kładąc dłoń na moim kolanie.
-Wiem przecież, że nie teraz... Za młodzi jesteście i dopiero co zaczęliście z tymi sprawami, więc wiadomo, że na dzieci przyjdzie czas później. Zresztą Dulce musi najpierw skończyć studia, to jest na razie najważniejsze.- dobre sobie... Dopiero zaczęliśmy. Ucker prawie zadławił się bułką, żeby tylko nie wybuchnąć śmiechem, Anahi zresztą podobnie, bo przecież ona tutaj jedyna zna prawdę.
-Tak, póki co muszę skupić się na studiach. Jak je skończę, to pomyślimy o rodzinie. Prawda, kochanie?
-Tak, Duluś. Wszystko w swoim czasie.
-Zawsze chciałam, żeby moje dzieci poszły na studia i miały dobre wykształcenie, ale żadne z nich od małego się nie rwię do nauki. Ratujesz honor rodziny, kochana.- stwierdziła Pani Laura, rzucając groźne spojrzenie swoim dzieciom.
-Mamo... Mi studia nie potrzebne. No, bo zobacz... Dula jest ta mądra i wykształcona, więc ja muszę być ten mądry inaczej i odpowiedzialny finansowo za rodzinę.- gadał bez sensu Ucker, żeby tylko jakoś się usprawiedliwić.
-Odpowiedzialny finansowo? Ty chyba śmieszny jesteś... A pracujesz chociaż?- głos zabrał tata Uckera, który na ogół bardzo rzadko się odzywa.
-Żartuję tylko, daj spokój.- mój kochany od razu się oburzył tą uwagą, bo ojciec zawsze wypomina to, że nie pracuje i musi go utrzymywać.
-Wyjdą Ci te żarty, jak kiedyś wyrzucimy Cię z domu i kobieta będzie Cię utrzymywać.- czułam, że to zmierzało do kłótni, bo Uckera łatwo sprowokować, a już był bardzo zdenerwowany, bo zapewne nieświadomie zaciskał dłoń na moim kolanie.
-Skończ już, dobrze?!- i bomba wybuchła...
-Kochanie...- szepnęłam błagalnym głosem, łapiąc go za rękę, żeby się uspokoił.
-Odkąd skończyłem 18 lat ciągle wypominasz mi to, że jestem na twoim utrzymaniu. A kiedy Anahi ma 18 lat nie pozwalacie jej nawet iść samej na imprezę. Zdecyduj się, jak traktujesz dzieci i zacznij traktować nas tak samo! Czemu tak bardzo chcesz się mnie pozbyć z domu? Przeszkadzam Ci, czy co? Nie rozumiem, bo przecież nie wymagam już od Was tak wiele jak kiedyś, a kasy masz więcej niż wtedy.- zaczął się drzeć i poszedł na górę, a mi się tak strasznie głupio zrobiło, że byłam świadkiem kłótni w rodzinie mojego chłopaka.
-Po co zaczynasz z nim w ogóle ten temat?- zapytała Pani Laura, łapiąc męża za rękę.
-Bo wkurwia mnie to, że jest tak leniwy i nieporadny. Dul, przepraszam za tą kłótnie, ale robię to także dla Ciebie. Dobrze, że wyszedł, bo chcę z Tobą pogadać. Proszę, spróbuj jakoś do niego dotrzeć, żeby wziął się do roboty. Nie będę żył wiecznie, a on powinien zacząć pracować na siebie i swoją rodzinę. Nie chcę dla niego źle, ale już nie wiem, jak mam z nim gadać. Zresztą pewnie wolałabyś mieszkać we własnym mieszkaniu, a nie z całą rodzinką chłopaka.- wyciszył się trochę, mówiąc do mnie, choć na początku jeszcze krzyczał.
-Dobrze, porozmawiam z nim.- powiedziałam i wstałam od stołu.
Poszłam na górę do pokoju Uckera. Wiedziałam, że to będzie trudna rozmowa, bo cudotwórcą nie jestem i nie sprawię, że on od razu się uspokoi, ale może coś zdziałam.
-Kochanie moje najdroższe i najprzystojniejsze...- zaczęłam, żeby jakoś mu się podlizać, by w ogóle chciał mnie wysłuchać.
-Co Ty kombinujesz?- zapytał beznamiętnie.
-Czemu jesteś taki uparty i nie dasz sobie nic powiedzieć?
-Ty też przeciwko mnie?- przewrócił oczami, kładąc się.
-Nieprawda. Misiu, nikt nie jest przeciwko Tobie. Nawet twój ojciec wbrew pozorom chce twojego dobra.
-Jak masz mi tu bzdury pieprzyć, to lepiej wyjdź!- nie spodziewałam się, że powie do mnie coś takiego, ale nie zamierzam się przejmować.
-To nie było miłe, ale trudno, jakoś to przeżyję...
-Przepraszam, poniosło mnie.
-Nie przepraszaj, przecież bywało gorzej.- posłałam mu delikatny uśmiech, przytulając się do niego, by go uspokoić.
-Nienawidzę tej durnej gadki ojca! Poszedłbyś do pracy... Blebleble. Mam tego dość!
-Wiesz? Chciałabym, żeby ktoś mi tak pierdolił w kółko to samo, ale niestety tak potrafią tylko rodzice, więc kurwa mać, doceń to, że ich masz, ogarnij się i weź do roboty.
-Cokolwiek by się nie działo, każdą sytuację porównujesz do twojej, która zawsze okazuje się gorsza...- stwierdził i oczywiście miał rację.
-Bo tylko to czasami do Ciebie trafia. Ja pracuje od dwunastego roku życia, wiesz? Naprawdę chciałabym, żeby mnie teraz rodzice wyganiali do pracy. Postaw się czasami na moim miejscu i pamiętaj, że to, że teraz jestem z Tobą szczęśliwa, nie znaczy, że nie jestem tą samą smutną dziewczyną, którą poznałeś dwa lata temu. Nie zapominaj, że właśnie cokolwiek by Ci się w życiu nie stało, to nie będziesz cierpiał tak mocno jak ja. A wiesz dlaczego? Bo masz pełną rodzinę. Bo masz rodziców, na których zawsze możesz liczyć. I nie stałaby Ci się jakaś wielka krzywda, gdybyś poszedł do pracy, i zamieszkał sam. Czasami jesteś tak strasznie niedojrzały, że aż nie wiem, co ja z Tobą robię.
-Skończ te swoje głupie umoralniające gadki. Już nieraz mówiłem Ci, jak bardzo Cię podziwiam, że dajesz sobie w życiu radę, więc nie musisz ciągle przypominać mi, jakie masz zjebane życie. No kurwa... Było, minęło. Teraz jesteś ze mną, jesteśmy szczęśliwi, więc nie ma potrzeby gadać o przeszłości.
-Jesteśmy szczęśliwi, masz rację. Teraz, a co będzie później? Ja na razie studiuję, więc i tak nasz związek jest weekendowy. Za trzy lata skończę studia i co? Będziemy mieszkać u twoich rodziców? A gdyby jednak okazało się, że będziemy mieli dzieci? Będą je utrzymywać dziadkowie, zamiast rodzice? Ucker, zastanów się i nie gadaj mi, że nie ma potrzeby wspominać przeszłości. Przeszłość decyduje o tym, jacy będziemy w przyszłości i tego nie unikniesz. Miałeś wspaniałe dzieciństwo, więc teraz masz na wszystko wyjebane, bo powtarzam Ci, że masz na kogo liczyć. Wiesz to i dlatego nie ciągnie Cię do pracy. Po za tym jesteś rozpieszczonym dzieciakiem i masz dwie lewe ręce.
-Trochę koloryzujesz. To nie jest tak, że nie pracuję, bo mam bogatych rodziców.
-A jak? Czy gdybyś ich nie miał, siedziałbyś teraz w ekskluzywnym domu, nie mając pracy? Nie, rozmawialibyśmy teraz pewnie w jakiejś melinie, bo byłbyś bezdomnym żulem.
-Nie, tak bym się nie poniżył.
-No właśnie... Bo sytuacja zmusiłaby Cię do pracy, o tym właśnie mówię.- sukces! Okrężną drogą, ale przyznał mi rację.
-O Ty wredna małpo... Specjalnie tak gadałaś, żebym tylko przyznał Ci rację.
-Nie, kochanie... Żebyś coś wreszcie zrozumiał, bo jesteś wyjątkowo tępym człowiekiem.
-A według Ciebie, gdzie niby mógłbym pracować?
-Wszędzie. Skarbie, każdy Cię przyjmie, bo masz dar przekonywania i jesteś przesłodki. Po za tym twój ojciec ma studio, więc pewnie znalazłby tam coś dla Ciebie.- siedziałam mu na kolanach, bawiąc się jego przydługimi włosami.
-Już mi to kiedyś mówił. Miałbym sprzątać mu studio, zapomnij.
-Ucker, zapomniałeś o jednej ważnej rzeczy. Ja też zaczynałam u Ciebie w domu jako sprzątaczka, a jak skończyłam? Nadal tu jestem i jestem bardzo szczęśliwa. Masz znaleźć sobie pracę na początek, czyli tylko pokazać ojcu, że do czegoś się nadajesz. Nikt nie karze Ci latać z miotłą do końca życia. 
-A myślisz, że później dostanę awans?
-Na pewno, musisz tylko spróbować. Masz trzy lata na okres próbny, bo wiesz... Ja chcę mieć już życie ułożone po studiach.
-Ty spryciulo... Ja będę pracować, a Ty co?
-Oj, źle mnie zrozumiałeś... Ja w przeciwieństwie do Ciebie pracy się nie boję. Zobacz, jak byłoby pięknie... Kończę studia, a mój ukochany ma dobrą pracę. Mieszkamy razem w naszym malutkim mieszkanku. Wtedy ja odpoczywam po studiach i nie muszę iść jeszcze do pracy, bo Ty ją masz. A więc codziennie masz gotowy obiadek, a wieczorem relaks w łóżeczku. Co Ty na to?- mówiłam ponętnym głosem, smyrając go nosem po szyi.
-Mmm, podoba mi się.- rozmarzył się i chciał mnie pocałować.
-Ale jeśli nie pójdziesz do pracy, to nie będzie tak pięknie... Dalej będziesz mieszkał u rodziców na utrzymaniu. Skończę studia i nie będziemy mieli jeszcze nic swojego. Od razu będę musiała iść do pracy, więc będziemy mieli dla siebie jeszcze mniej czasu niż teraz. Po za tym będę bardzo zmęczona i zła na Ciebie, że nie pracujesz. A więc wtedy wszelkie szaleństwo i upojne noce raczej odpadają, a nawet nie wiem, czy nie zakończy się to klęską naszego związku.- mina od razu mu zrzedła. -Zastanów się, co wybierasz, a ja idę się wykąpać. - zakończyłam i poszłam do łazienki.



Ok, dodaję dziś właściwie z dwóch powodów:
Po pierwsze jak za starych, dobrych czasów był to układ z Moniką, a więc jak można się domyślić u niej też pojawia się rozdział :D 
Po drugie coś przemyślałam (tym razem nie na Waszą niekorzyść i nie będę się czepiać o komentarze xD). Chodzi o to, że nadrabiając czytanie komentarze u innych, zauważyłam, że ostatnio nastąpił jakiś ogólny spadek ilości komentarzy. Mam więc nadzieję, że wynika to jedynie z braku czasu (jak w moim przypadku, bo sama dawno nie komentowałam i dzisiaj nadrobiłam 13 rozdziałów) , a nie z ubywania fanów Vondy, czy coś w tym stylu. W związku z tym stwierdziłam, że czekanie na 10 komentarzy trochę nie ma sensu, bo średnio od 7 w górę są to już komy typu "kiedy kolejny?". Nie chodzi o to, że ja jakoś nie wiadomo jak chcę tych 10 komentarzy (chociaż jednocyfrowa liczba głupio wygląda xD). Zresztą każdy, kto też pisze, wie o czym mówię... Chodzi o to poczucie, że ktoś docenia to, co robisz. Ten blog to już część mojego życia i nie wyobrażam sobie zakończenia pisania (choć chciałam to jakiś czas temu zrobić, ale za bardzo to kocham). Mam do przodu napisanych ponad 20 rozdziałów (licząc epilog, obsadę i prolog), więc tak naprawdę dodanie rozdziału minimum raz w tygodniu nie zrobi mi póki co wielkiej różnicy. Wiadomo, że wolałabym mnóstwo komentarzy i wyświetleń, ale liczy się to, że ktokolwiek czyta i mam się z kim dzielić moimi wymysłami i w pewnym sensie fantazjami. 
Wasze komentarze zawsze bardzo poprawiają mi humor, ale jest mi smutno, kiedy nic nie przybywa. Dobra, chodzi głównie o sam fakt, że muszę doceniać osoby, które zawsze dzielnie czytają, komentują, wgl są ze mną niektórzy pewnie od początku. Poza tym jest pewnie dużo ludzi, którzy czytają, a nie komentują, bo po prostu im się nie chce ;) Nieważne, jakoś to przeżyję :D 
Przyjdzie taki dzień, że tekst pod rozdziałem będzie dłuższy niż sam rozdział, haha ;) Dzięki temu przynajmniej nauczyłam się szybko pisać na klawiaturze xD I zdaję sobie sprawę z tego, że połowa osób pewnie wgl nie czyta tekstu pod rozdziałem, bo jest za długi i nudny, haha :) Ale ja i tak muszę swoje powiedzieć, bo lubię się rozpisywać. 
Więc przyjmijmy, że kolejny rozdział po prostu, jak będę miała dobry humor, albo w wyniku jakiejś transakcji. I informuję, że będę korzystać, póki Monika chętnie chce dodawać i zawierać układy ;) 
To by było na tyle, do następnego :*

wtorek, 8 marca 2016

26. "Jestem gotowa"

Minęło pół roku, odkąd jestem z Uckerem. Nasz związek jest wprost cudowny. Moje obawy okazały się zupełnie niepotrzebne, bo Christopher jest najlepszym chłopakiem, jakiego mogłam sobie wymarzyć. Jest taki kochany, czuły, opiekuńczy, potrafi pocieszyć mnie nawet, gdy jestem w strasznym stanie tak po prostu, co u mnie zdarza się dość często. A co najważniejsze do tej pory nie upomniał się o to, żebym się z nim kochała. To znaczy, że naprawdę mnie kocha i zależy mu na mnie, a nie na swojej własnej przyjemności. To bardzo miłe, ale ja już nie wytrzymuje. Kiedy jest blisko mnie, aż płonę z pożądania i ledwo to powstrzymuje. Już dawno, bym mu się ponownie oddała, ale chcę to zrobić w wyjątkowy sposób, a nie tak jak kiedyś w jego pokoju, tak zwyczajnie. Nadarzyła się wspaniała okazja, a mianowicie wakacje. Po ostatnim wykładzie od razu pojechałam do niego, jak co weekend. To znaczy przyjechał po mnie pod uczelnię, jak zwykle wywołując spore zainteresowanie płci żeńskiej. To takie wkurzające, a jednocześnie podniecające, że mógłby mieć każdą, a jest ze mną.
-W końcu będziemy razem trochę dłużej niż dwa dni.- powiedział w samochodzie tuż po buziaku na powitanie.
-Mamy cały miesiąc dla siebie, kochanie.- zastanawiałam się jak zacząć rozmowę o naszych intymnych relacjach, ale doszłam do wniosku, że pogadamy o tym wieczorem.
Strasznie mi się dzień dłużył, bo czekałam na wieczór, żeby pogadać z Uckerem i coś zaplanować. Kiedy to wreszcie nastało, byłam bardzo zdenerwowana, sama nie wiem dlaczego. Poszłam się jak zwykle pierwsza kąpać i leżałam na łóżku, wymyślając, co mu powiem. Jak na złość szybko się umył i już po chwili leżał ze mną pod kołdrą.
-Coś się stało?- zapytał, obejmując mnie w talii.
-Jak Ty mnie znasz...- zaśmiałam się, dając mu buziaka w policzek.
-Tylko proszę, nie zaczynaj znowu swoich wielkich smutków.
-Nie tym razem, skarbie... Nie tym razem.
-Co Ty kombinujesz?- zapytał podejrzliwie.
-Jestem gotowa.- powiedziałam po prostu.
-Nie rozumiem... Gotowa na co?
-Aj, Ucker, czy ja wszystko muszę Ci tłumaczyć?
-Nie, wystarczy jak zaczniesz mówić pełnymi zdaniami.
-Dobrze, a więc Uckerku, kochanie moje... Chciałabym powiedzieć Ci, że już dłużej nie mogę i jestem gotowa na to, abyśmy się kochali.- powiedziałam cicho, po czym nastała cisza...
Wpatrywał się we mnie jakoś dziwnie, a ja nie odrywałam wzroku od jego oczu, by móc coś z nich wyczytać. Nagle poderwał się z miejsca i położył na mnie, automatycznie odwracając mnie na plecy. Zaczął mnie namiętnie całować i powoli podciągać do góry moją koszulkę. Jemu to tylko hasło rzucić, już leci.
-Ejejej, stój!- powstrzymałam go, śmiejąc się.
-Nie mów, że żartowałaś.- powiedział zawiedziony.
-Nie, kochanie, mówiłam poważnie. Ale zejdź ze mnie i posłuchaj.- położył się z powrotem przy mnie całkiem zdezorientowany.
-O co Ci chodzi? Zrobiłem coś nie tak?
-Nie, znaczy w sumie to też. Po pierwsze, ochłoń troszeczkę dzikusie.- pocałowałam go w kącik ust. -Po drugie nie rzucaj się na mnie jak głodny wilk...
-Ale chyba nim jestem, nie dziw mi się zresztą.- wtrącił się w mój piękny monolog, na co rzuciłam mu groźne spojrzenie.
-Tak wiem, napaleńcu... Co nie zmienia faktu, że w pewnym sensie będzie to nasz pierwszy raz i w ten sposób, tylko mnie przestraszysz. Chcę czułości, delikatności, miłości... I dużo, dużo słodkiego  romantyzmu.
-Ale teraz nie zdążę już przygotować niczego romantycznego.- znów wtrącił mi się w słowo.
-Dlatego właśnie jest punkt trzeci, który brzmi: Nie zrobimy tego teraz. Chcę, żeby to było coś wyjątkowego, a nie zwykły stosunek w twoim pokoju, których było już wiele. Chciałabym... No wiesz, jechać gdzieś tylko we dwoje... W jakieś piękne i wyjątkowe miejsce, gdzie będziemy tylko my. Mówię Ci o tym teraz, żebyś dał radę coś zorganizować, by było jak najlepiej, jak najmilej i w ogóle. Oczywiście możemy to zrobić teraz, ale nie będzie takiego efektu, a ja chcę, żeby to było coś, co po prostu zwali mnie z nóg i zapamiętam to do końca życia.
-Dobra, zobaczę, co się da zrobić.- przytulił mnie znowu tak czule jak zawsze, czyli nic się nie zmieniło. -Śpij już, bo musisz wypocząć.
-Ej, nie! Nie będziesz mnie męczył.
-Przestań, przecież nic takiego nie powiedziałem. Idź spać, bo bredzisz, słońce.- pogłaskał mnie po włosach, po czym przytulił mnie jeszcze mocniej, przyciągając bardziej do siebie.

Następnego dnia koło południa dotarliśmy na miejsce. Był to las, czyli na pierwszy rzut oka kiepskie miejsce na niezapomniane chwile. Przekonałam się do tego dopiero, gdy weszliśmy jeszcze kawałek w głąb. Było tu pięknie, niczym w bajce. Gęsto posadzone drzewa odgradzały to miejsce od reszty lasu. Mieliśmy nawet kawałek jeziorka. Ucker wyjaśnił, że nie jest to często odwiedzany zakątek lasu i możemy czuć się tu bezpiecznie. Poleciła mu to miejsce mama, kiedy powiedział, że szuka idealnego miejsca na pierwszy raz. Tutaj ponoć nawet leśnicy nie zaglądają, bo parę razy już przeszkodzili jakimś parą i wolą nie ryzykować. Rozbiliśmy sobie namiot, w którym prawdopodobnie w nocy będzie się działo i poszliśmy przejść się wzdłuż brzegu jeziora. Szliśmy za rękę w milczeniu, ale nie była to jakaś uciążliwa cisza. Wsłuchiwaliśmy się w śpiew ptaków, oglądając leśny krajobraz i wodę połyskującą w słońcu. To było piękne... Cisza, spokój i mój ukochany chłopak. Czego chcieć więcej?
-Jesteś głodna?- zapytał, co było pierwszym zdaniem od około 15 minut.
-Nie będę w stanie na razie nic zjeść, jestem zbyt przejęta.- odpowiedziałam, wtulając się w niego.
-Ty, bo znowu się przeze mnie anemii nabawisz.
-Nie bój się, wyniki mam dobre. Jak raz nie zjem, to nic mi się nie stanie.
-No dobra, niech Ci będzie. Wiesz co? Wracajmy, to może się jeszcze wykąpiemy w jeziorze.
-Nie mam stroju.
-A po co Ci strój kąpielowy? Woda tu jest wyjątkowo czysta, tylko mokra. Wskoczymy w ubraniach.
-Wariat i tyle w temacie.- podsumowałam go, choć pomysł mi się podobał.
Woda nie była za ciepła, a ja potrzebowałam właśnie takiego orzeźwienia. Kiedy stałam w niej po kostki, Ucker zaczął mnie chlapać, a ja na niego krzyczałam, bo chciałam sama zaakceptować tą temperaturę. Po chwili jednak to ja zanurzyłam się cała w tej wodzie i chlapałam jego.
-No już dobra, wystarczy.- też już sam wszedł pod wodę i jeszcze niespodziewanie pociągnął mnie za nogę w swoją stronę. Poleciałam pod wodę, a potem prosto na niego.
Nasze zabawy w wodzie trwały około godziny. Kiedy wyszliśmy, było mi strasznie zimno. Okryłam się kocem, ale mimo to Ucker już zaczął rozpalać ognisko. Usiedliśmy więc w swoich objęciach na kocyku przy ognisku.
-Zrobimy już coś do jedzenia, bo później nie będzie na to czasu.- zaproponował, biorąc z torby kiełbaski i chleb.
-No dobrze, marudo moja...- zgodziłam się, bo w sumie już trochę zgłodniałam.
Zjedliśmy najpierw kiełbaski, a później zaczęły się kombinacje jak na wycieczkach szkolnych. Zaczęło się od pieczonego chlebka, poprzez jabłka, a na koniec oczywiście pianki.
-O matko... Czuję, że przytyłam ze trzy kilo.- powiedziałam, kładąc się do tyłu na kocyk.
-Spokojnie, w nocy to spalimy.- on to zawsze wie, jak mnie pocieszyć, skarb mój najdroższy.
-To co wymyśliłeś na ten wieczór?- zapytałam, tuląc się do niego ponętnie.
-A musisz to już wiedzieć?
-Czyli niespodzianka?
-No tak troszkę. Ale powiem Ci, że mam czerwone wino, owoce i płynną czekoladę, więc będzie ciekawie.
-Oo, wyczuwam sporą dawkę romantyzmu i słodyczy, czyli chcesz mnie utuczyć...- zażartowałam ze słodkim uśmiechem.
-Można tak powiedzieć... I bądź ze mnie dumna, bo wziąłem kieliszki, więc już nie powiesz, że pijemy z butelki jak wieśniaki.
-Poczekaj, przyczepię się do czegoś innego.- zaśmiałam się, ciągnąc go do tyłu, by położył się koło mnie. -Tylko nie zapominaj, że obiecałam już nigdy więcej z Tobą nie pić.
-I tak będziesz, nie psuj tego.
Leżeliśmy tak dość długo, gadając o niczym, jak to my lubimy. Ucker tylko co jakiś czas podkładał do ogniska, żeby nam nie zgasło. Zaczęło się ściemniać, a moje serce już waliło jak szalone na samą myśl o połączeniu naszych ciał w jedność. To cudowne uczucie... Być z kimś, oczekując przez cały dzień na ten jeden moment.
-Na pewno jesteś gotowa?- zapytał, odwracając się w moją stronę.
-Od kiedy Ty taki niepewny i delikatny?
-Odkąd przez pół roku z nikim nie współżyłem. Jedyną kobietą, z którą mam bliski kontakt jesteś Ty, a przy Tobie nauczyłem się tej delikatności, bo z Tobą nie da się obchodzić inaczej, bo jesteś nadwrażliwa. Dlatego teraz wolę się trzysta razy upewnić, niż jak masz wpaść zaraz w panikę albo się obrazić.- zaczęłam się śmiać, całując go w usta soczyście ale krótko.
-Tak bardzo Cię kocham.- wyznałam, przytulając się do niego mocno, jakbym bała się, że ktoś mi go zabierze.
-To jak? Wszystko w porządku?- upewnił się jeszcze, przyglądając mi się uważnie.
-Ucker, traktujesz mnie, jakbym była dziewicą. To okropnie stresujące, więc proszę przestań.
-Przepraszam. Myślałem, że tak będzie lepiej. Miałem być czuły i delikatny, więc jestem.
-To super, ale przystopuj już odrobinkę, okej?
-Okej. Ej, coś mnie chyba kropnęło. Deszcz?
-Pewnie Ci się wydaje, nie kracz. Dobra, wyciągaj te wino, może od tego zaczniemy.
Otworzył wino i nalał nam do ładnych, dużych kieliszków.
-Za naszą miłość, skarbie.- powiedział, kiedy stuknęliśmy się kieliszkami.
-Ej, chyba naprawdę zaczyna padać.- zauważyłam, kiedy coraz więcej kropel lądowało na moim ciele.
-Świetnie... Musimy w takim razie iść do namiotu, ale będzie ciemno, bo ognisko nam zgaśnie.- gadał taki zakłopotany, a ja zaczęłam się śmiać.
-Z czego się śmiejesz?- zapytał też lekko rozbawiony, a więc mój śmiech jest zaraźliwy.
-Z nas. Miało być tak idealnie, a teraz będziemy kochać się w ciemnościach.
-Wiesz co? Może nie, bo brałem chyba też świeczki w razie zmiany planów. Weź koc i tą torbę i chowaj się do środka, bo mi tu zmokniesz. Ja zaraz znajdę, dopóki jeszcze jest jasno.- posłuchałam się go i weszłam do namiotu.
Deszcz zaczął mocniej padać, a mój biedny Uckerek siedział tam i szukał świeczek. Wreszcie znalazł i wszedł do namiotu, chowając wszystkie torby pod daszek. Jak dobrze, że ten namiot jest duży i taki nowoczesny. W sumie w sam raz dla nas. Na ściankach są umocowane takie plastikowe półki, na których ustawiliśmy świeczki. Nie było aż tak ciemno, a nastrój był po prostu zajebisty, idealny na upojną noc. Siedziałam i się śmiałam, a Ucker trząsł się z zimna przez ten deszcz.
-Chodź kochanie, rozgrzeję Cię.- powiedziałam, wpijając się w jego miękkie usta.
-Jesteś okropna...
-Dlaczego niby?
-Ja tu się staram, żeby znaleźć świeczki, moknę, a Ty się ze mnie jeszcze śmiejesz?...- położył mnie na plecach i oparł moje ręce nad głową jak zwykle zresztą, udając groźnego.
-To przez te wino.- zachichotałam słodko.
-Jasne, jasne... Po jednym łyku Cię wzięło.
-Czy możesz już przejść do rzeczy choć troszkę? Błagam, bo wyczuwam długą grę wstępną, a ja chcę już chociaż to zacząć.- poprosiłam, oblizując ponętnie wargi.
-No dobra, chodź tu.- wstał ze mnie i pomógł mi usiąść, podając rękę.
Czułam, że to początek czegoś pięknego. Zaczął mnie delikatnie całować, wsuwając ręce pod moją koszulkę. Przeszedł mnie dreszcz, bo jego dłonie były okropnie zimne. Ja robiłam z nim prawie to samo z tym, że on tak sobie tylko macał moją skórę, a ja dążyłam od razu do ściągnięcia jego górnej części garderoby, gdyż według mnie była zbędna. Musiałam mu wtedy troszkę przeszkodzić w obmacywaniu mnie, żeby mógł wyciągnąć ręce z rękawów. Teraz było o wiele lepiej, jak już siedział przede mną półnagi Ucker, bo mogłam już sobie go macać ile wlezie i nic mi nie przeszkadzało. W końcu poszedł w moje ślady i także zdjął mi koszulkę. Przygryzłam dolną wargę sama nie wiem, czy z podniecenia czy może z nerwów. Teraz oboje byliśmy w połowie nadzy i mogliśmy napawać się swoim ciepłem jak i samym widokiem, który na przykład ja miałam nieziemski. Zbliżyłam się do niego, a właściwie usiadłam mu na kolanach, kiedy siedział tak na nogach i zaczęłam składać pocałunki na jego szyi i klacie. On robił to samo z tym, że może bardziej lizał moją skórę niż całował. Co chwilę moje ciało zalewały fale gorąca płynące z mojego podbrzusza lub też czasem prosto z serca, które biło zdecydowanie zbyt intensywnie. Odsunęłam się na kilka milimetrów, by móc odpiąć mu rozporek, on zrobił ze mną to samo. Po chwili ze swoją wzajemną pomocą pozbyliśmy się spodni, które tak jak reszta ubrań okazały się zbędne. Nadal w takiej pozycji oddawaliśmy się rozkoszy płynącej z pocałunków i dotyku. W pewnej chwili złapał za zapięcie od mojego stanika, pytając:
-Mogę?
-Zapomniałeś już? Sam musisz wyczuć, co możesz, a czego nie. Rób swoje, w razie czego po prostu Cię poinformuję, że coś jest nie tak.- odpowiedziałam raczej mało konkretnie, ale z nadzieją, że będzie wiedział, co robić.
Mam jednak bardzo mądrego chłopaka! Odpiął mi stanik, choć czułam, jak trzęsie mu się ręka. Kiedy górna część mojej bielizny, poleciała w kąt namiotu, posłałam Uckerowi słodki, ale trochę niepewny uśmiech. Jak zwykle na widok moich piersi w oczach Christophera pojawiły się iskierki radości, co doprowadziło mnie do śmiechu. Ponownie położył mnie delikatnie na plecach, siadając mi na podbrzusze, co jeszcze potęgowało pożądanie. Wziął kieliszek, by napić się wina.
-Ej, ja też chcę.- upomniałam się, wystawiając rękę.
-Weź tą łapkę, dam Ci inaczej.- nachylił się nade mną, żeby mnie pocałować, automatycznie wlewając do mojej buzi wino lekko rozcieńczone z jego śliną.
-Nie mogłeś normalnie?
-A co brzydzi Cię to?
-Nie, przecież to tak samo jakbym Cię całowała. Po prostu takie było strasznie słabe.
-I o to chodzi, kochanie. Masz za słabą głowę, żeby tak normalnie ze mną pić.- zaśmiał się, całując mnie w ramię.
-Wredny jesteś...- stwierdziłam, udając obrażoną.
-Nie dramatyzuj. Wymyśliłem coś, tylko nie wiem, czy się zgodzisz, bo to wymaga zakrycia oczu.
-Wiesz, że tego nie lubię...- powiedziałam z niesmakiem.
-Wiem, ale to nie tak, jak myślisz... Chcę się po prostu z Tobą troszkę pobawić, naprawdę niewinnie. Później Ci to zdejmę, a jak będziesz chciała, to zrobisz mi tak samo. Przysięgam, że nic Ci nie zrobię innego. Ufasz mi już, prawda?
-Bezgranicznie, ale wolałabym wiedzieć, co robisz i widzieć Cię.- nadal nie byłam co do tego przekonana, bo ja chciałam się z nim kochać, ale on nie może wytrzymać bez tych swoich kombinacji.
-Dobra, to powiem Ci od razu, co to za zabawa. Będę Ci wkładał do buzi owoce w czekoladzie albo w winie, a Ty powiesz tylko co to.
-To proste.
-Będę Cię rozpraszał i w ogóle. Zobaczysz, ile przy tym będzie śmiechu. Zgódź się, proszę...
-No dobrze, ale nie robisz niczego innego. Żadnych niespodzianek.
-Okej, spokojnie.- zakrył mi oczy moją koszulką, bo nic innego tutaj nie miał. -Gotowa?
-Mhm.- powiedziałam trochę niepewnie, głośno przełykając ślinę.
Poczułam jak wsuwa bardzo słodki owoc do moich ust.
-Wiśnia w winie. To było proste...- powiedziałam, oblizując usta, na które kapnęło troszkę wina.
-Tak, to jest najprostsze, ale reszta owoców jest pokrojona.- zaśmiał się słodko. -Dobra, lecimy dalej.
-Okej, dawaj.
Ponownie poczułam coś słodkiego w mojej buzi.
-Mmm, czekolada... I truskawka.- powiedziałam delektując się tym smakiem.
-Czyli?
-Truskawka w czekoladzie.- zaczęłam się śmiać, bo mówienie tego w ten sposób było bez sensu, przecież i tak wiedział, o co chodzi.
-No to przejdźmy dalej.- pocałował mnie delikatnie w usta, a potem zjechał trochę niżej na szyję.
-Ej, owoce...- upominałam się.
-No dobrze, już.
Poczułam nagle, jak na mojej piersi znalazły się kropelki wina. Pewnie za mocno umoczył owoc i po prostu kapnęło. Wsadził mi do buzi owoc i zaczął całować, a raczej zlizywać wino z mojej skóry, w tym miejscu tak wrażliwej na jego dotyk.
-Miałeś nic innego nie robić.- wydukałam, gdy jego język sprawiał mi już mnóstwo przyjemności.
-Kapnęło, więc muszę Cię umyć, żebyś nie kleiła się od słodkiego wina.- odpowiedział niewinnie, prawie nie przerywając. -A co to za owoc?- zapytał, a ja wybuchłam śmiechem.
-Zapomniałam, że miałam zgadywać i od razu go zjadłam. To przez Ciebie!
-Mówiłem, że nie będzie tak łatwo, bo będę Ci przeszkadzał.- a więc o to chodzi...
-O Ty wredny... Dobra, dawaj następny.
Kolejny słodziutki owoc trafił do mojej buzi, po drodze kapiąc na moją tym razem drugą pierś. Ucker od razu wziął się za zlizywanie ze mnie tym razem czekolady. Teraz się już pilnowałam i starałam się skupić na tym, co mam w buzi.
-Czekolada...- wydyszałam, ustalając szczegóły.
-Dobra, prawda?
-Nie zagaduj mnie, ja myślę.- powiedziałam w skupieniu. -Mandarynka!- krzyknęłam, kiedy w końcu udało mi się ustalić, co jem.
-Brawo, skarbie!- krzyknął i dał mi znowu słodkiego buziaka w usta.
-Głupio Ci? Udało mi się.
-To było akurat proste.- stwierdził, by pozbawić mnie entuzjazmu. -Chcesz jeszcze?
-Mhm... Jeszcze raz, a potem Ty.
-Hmm, muszę wymyślić coś trudnego...- powiedział, zsuwając się troszkę niżej tak, że poczułam jego naprężoną męskość w odpowiednim miejscu, co podnieciło mnie jeszcze bardziej.
Nabrałam dużo powietrza do ust, żeby jakoś się opanować i trochę uspokoić moje dzikie pożądanie. W tym momencie miałam ochotę zakończyć tą zabawę i już przejść do rzeczy, ale nie mogłam, bo nie chciałam psuć tego nastroju. Poczułam mocny smak wina w moich ustach i jakiś spory kawałek owocu. Nie miałam pojęcia, co to za owoc. Trochę jak grejpfrut, ale nie gorzki... Moje myśli przerwał Ucker, znowu zlizując wino tym razem najpierw z moich warg, a później dalej przez szyję. Nawet nie wiedziałam, że aż tak mnie tym ubrudził. Teraz już całkiem nie byłam w stanie myśleć nad tym, co jem. Jego usta i język dawały mi rozkosz, prześlizgując się cudownie po mojej delikatnej skórze. Czułam jak się uśmiecha i w sumie już nie przeszkadzało mi to, że mam zakryte oczy i nie widzę, co robi. To tylko potęgowało doznania i dodatkowo podniecało.
-I jak? Wiesz, co to był za owoc?- zdążyłam zapomnieć, że coś jadłam.
-Nie mam pojęcia. Co to było?- zapytałam, siadając, kiedy odkrył mi oczy.
-Pomelo.
-Ej, to nie fair... Ja tego nigdy nie jadłam.
-Tak właśnie myślałem, dlatego Ci to dałem.
-Oszust, jak zwykle. Chcesz też?- zapytałam z nadzieją, że odmówi, bo wolałam już przejść do rzeczy.
-Wolałbym zjeść Ciebie, kochanie.- powiedział, kładąc się na mnie znowu i jak zwykle położył moje ręce nad głowę, i je trzymał.
-Już się bałam, że będziesz dalej przedłużał...- zaśmiałam się, a on delikatnie opadł swoimi ustami na moje.
I teraz wszystko się zaczęło... Całowaliśmy się delikatnie, czule, a jednocześnie namiętnie i tak... Ciężko to określić, no magia po prostu. Jego ręce ześlizgiwały się w dół, stopniowo uwalniając moje. Opuszkami palców delikatnie głaskał moją szyję, ramiona, dekolt... I zatrzymał się jak zwykle na piersiach. Ugniatał je czule. W ogóle nie przestawał mnie całować. Z nadmiaru przyjemność zamykałam oczy, jakoś tak automatycznie. Jego ręce przesuwały się dalej na mój brzuch, gdzie też delikatnie mnie głaskał. Kiedy już dotarł na moje gorące z podniecenia podbrzusze tuż przy początku moich majtkek, cała zadrżałam, aż się ze mnie śmiał.
-Widzę, że Ty jesteś bardziej tego spragniona niż ja.- stwierdził i zaczął powoli zsuwać moje majtki.
-No aż nie sądziłam, że mogę być tak bardzo napalona.- zaśmiałam się i też zaczęłam pozbywać się jego bokserek.
-Oj skarbie... Chyba normalnie nie będę Cię męczył i od razu zaspokoję twoje potrzeby.- powiedział, kiedy byliśmy już całkiem nadzy.
-Bardzo dobry pomysł, no zrób to już.- wydukałam wprost do jego ust, a on delikatnie pociągnął zębami za moją dolną wargę.
-No już, poczekaj sekundkę- powiedział, szukając czegoś w kieszeni swoich spodni.
-Na co?
-Mówiłaś chyba, że nie chcesz mieć dziecka, prawda?
-A bez kitu, zupełnie o tym zapomniałam. Jak dobrze, że chociaż Ty pamiętasz.
-No widzisz, co Ty byś beze mnie zrobiła?- zapytał, zakładając prezerwatywę.
-No wiesz... Bez Ciebie nie musiałabym pamiętać o zabezpieczeniu.- zaśmiałam się, a on posłał mi dziwny uśmiech.
Wrócił do poprzedniej pozycji, znów kładąc się na mnie. Patrzył mi głęboko w oczy, kiedy powoli we mnie wchodził. Mój oddech już stawał się nieco płytszy i zaciskałam dłonie na plecach mojego chłopaka, pewnie zostawiając mu ślady paznokci. Wsunął ręce pod moje plecy i podnosił mnie lekko do góry, zapewne po to, żeby wejść jeszcze głębiej. Całował mnie przy tym po szyi i dekolcie. Kiedy uznał, że wszedł już dość głęboko, zaczął się we mnie powoli poruszać. Dyszałam głośno i mruczałam mu do ucha, a od czasu do czasu pisnęłam cichutko, jak wykonał jakiś ostrzejszy ruch. To było przepiękne... Kochaliśmy się w namiocie nad jeziorem w lesie, kiedy na zewnątrz panowała wichura i lał deszcz. Gdyby nie ciepło naszych ciał, to pewnie bym już zamarzała, a tak było mi gorąco. Nawet świeczki już powoli gasły, a my nadal mieliśmy siłę poruszać się ciągle w tym samym, równym i spójnym rytmie. Koniec się zbliżał, byłam już blisko... Powoli dochodziłam, wbijając paznokcie w kark Uckera. Wreszcie się to stało i zaczęłam krzyczeć jego imię. Po kilku sekundach on też doznał spełnienia, opadając na mnie całym ciężarem swojego ciała.



Hejoo!!
Po takim czasie dodaję Wam w końcu ten rozdział. Minęły prawie dwa tygodnie, ale już się tłumaczę, spokojnie ;) No więc po pierwsze czekałam na 10 komentarzy, a coś słabo Wam to ostatnio szło xD W sumie ostatnio chciałam dodać, ale się wkurzyłam na Uckera za tą aferę na tweeterze (o której pewnie słyszałyście) i chciałam skończyć z pisaniem o Vondy. No ale przecież wiadomo, że Pelasia jest uzależniona od bloggera, od Was i wgl od pisania rozdziałów :D No więc już mi w sumie przeszło i powróciłam (i piszę dalej kolejne opko). No więc czas na trzeci powód: Poncho był w Berlinie do dzisiaj :'( :'(  Jestem zła i smutna, bo mam bliziutko do Berlina (mieszkam przy samej granicy i mam jakieś 2 godz. drogi) Był weekend mogłam jechać, ale nie wpadłam na to :( Tzn tylko pomyślałam, ale zresztą nie bardzo mogłam jechać, bo mama była w szpitalu i wgl... No więc nigdy sobie nie wybaczę, że nie wykorzystałam okazji (liczę, że jeszcze tam wróci, a wtedy sobie nie odpuszczę). W sumie jest jeszcze jeden powód... No niestety nie miałam jakoś czasu i nie mogłam się zebrać, żeby dodać. No to się wytłumaczyłam, a teraz kolej na Was... Czemu tak słabo ostatnio z komentarzami? Widzę, że bez motywacji nie piszecie. A więc jak będzie 10 komentarzy to dodam w niedzielę, jak nie to sobie poczekacie :* 
Kurde, ale się rozpisałam rekordowo normalnie xD Ja to powinnam tutaj zrobić jakiegoś posta o moim życiu i przeżyciach, a nie spamować pod każdym rozdziałem :) Ale niestety ja już tak mam, że muszę się nagadać, nawet jak kogoś to nie obchodzi ;) 
Ale jeszcze jedna sprawa: Wszystkiego najlepszego z okazji dnia kobiet!! Czy tylko ja nie dostałam nawet kwiatka?... :/ Ok, do następnego :*