Przez kilka dni byłam w jakiejś szopie po środku niczego. Wszędzie wkoło były tylko pola, a ja siedziałam sama za kratami. Fede pojechał gdzieś i zostawił mnie tutaj samą na kilka dni. Nie miałam nawet nic do jedzenia. Dobrze, że dach przeciekał, to chociaż zbierałam wodę do jakiegoś kubeczka i miałam, co pić. Leżałam na jakimś starym materacu i płakałam całymi dniami i nocami. Trochę spałam, ale niewiele, bo cholernie się bałam i było mi zimno. Nie łudziłam się nawet, że Ucker mnie znajdzie. Wiedziałam, że nie będzie mnie szukał po zobaczeniu tych zdjęć. To bolało najbardziej... Byłam tu skazana tylko na łaskę Boga, lub Federica, w co wątpię. Miałam przy sobie telefon, ale tutaj oczywiście nie było zasięgu. Zastanawiałam się, co w tego chłopaka wstąpiło, przecież kiedyś był wspaniały, czuły, kochany i przede wszystkim bardzo dobry dla mnie. Cudowny młodzieńczy blask z jego oczu zniknął. Teraz ma wzrok szaleńca, którego niestety na początku nie zauważyłam. Na pewno stało się w jego życiu coś, co go tak odmieniło.
Pewnego dnia wieczorem "odwiedził mnie" mój oprawca. Wpadł do tej szopy, krzycząc:
-Dul, dzisiaj się żenię!
-Więc po co ja Ci jestem potrzebna?- zapytałam zdezorientowana.
-No, bo chyba z własną ręką żenić się nie będę, kochanie.- powiedział, a wtedy zrozumiałam, że to ja mam być jego żoną.
-Fede, nie! Nie będę twoją żoną, zapomnij.- próbowałam protestować, ale dostałam za to w twarz.
-Zamknij się i słuchaj moich poleceń, dziwko!
Wyprowadził mnie stamtąd i szliśmy wgłąb lasu. Słyszałam muzykę z oddali. Kiedy podeszliśmy bliżej, ujrzałam drzewa przystrojone w biel i mały, biały ołtarzyk po środku. Stał tam starszy, niski ksiądz, tak samo przerażony jak ja.
-No już dziadku, zaczynaj!- krzyknął na niego.
-Już, spokojnie.- powiedział staruszek drżącym głosem i zaczął ceremonie ślubną.
-O kurwa, nie wziąłem obrączek.- zauważył Fede, szukając po kieszeniach. -Poczekajcie tu, ja zaraz wrócę.
Kiedy odszedł kawałek dalej, ruszyłam co sił w nogach w przeciwną stronę. Biegłam, żeby jak najszybciej uciec z tego miejsca. Byłam wyczerpana, głodna i już opadałam z sił, ale nie mogłam się zatrzymać. Strach przed powrotem do tego miejsca był silniejszy od mojego wykończenia. Jak byłam już daleko, zatrzymałam się, by odpocząć. Przy okazji zorientowałam się, że jestem w totalnym buszu. Nie było tutaj nawet żadnych ścieżek, jak to zazwyczaj jest w lasach. Usiadłam na pniu jakiegoś drzewa i myślałam, co dalej. Okropnie się czułam, zupełnie jakbym miała gorączkę. Zaczynałam kaszleć i gardło strasznie mnie bolało. Tego tylko brakowało, żebym się rozchorowała, ale nic dziwnego, skoro tyle czasu przebywałam na takim zimnie. Było zupełnie ciemno i zerwał się przerażający wiatr. Udało mi się ustalić, że musi to być las koło domu rodzinnego Uckera, bo ten drugi jest bardziej iglasty. To już coś, ale niestety ten las jest ogromny, a znając moje szczęście, jest to jego druga część. Stwierdziłam, że muszę się przespać, bo i tak niczego nie osiągnę w nocy, prędzej wpadnę jeszcze w jakieś bagno.
Pewnego dnia wieczorem "odwiedził mnie" mój oprawca. Wpadł do tej szopy, krzycząc:
-Dul, dzisiaj się żenię!
-Więc po co ja Ci jestem potrzebna?- zapytałam zdezorientowana.
-No, bo chyba z własną ręką żenić się nie będę, kochanie.- powiedział, a wtedy zrozumiałam, że to ja mam być jego żoną.
-Fede, nie! Nie będę twoją żoną, zapomnij.- próbowałam protestować, ale dostałam za to w twarz.
-Zamknij się i słuchaj moich poleceń, dziwko!
Wyprowadził mnie stamtąd i szliśmy wgłąb lasu. Słyszałam muzykę z oddali. Kiedy podeszliśmy bliżej, ujrzałam drzewa przystrojone w biel i mały, biały ołtarzyk po środku. Stał tam starszy, niski ksiądz, tak samo przerażony jak ja.
-No już dziadku, zaczynaj!- krzyknął na niego.
-Już, spokojnie.- powiedział staruszek drżącym głosem i zaczął ceremonie ślubną.
-O kurwa, nie wziąłem obrączek.- zauważył Fede, szukając po kieszeniach. -Poczekajcie tu, ja zaraz wrócę.
Kiedy odszedł kawałek dalej, ruszyłam co sił w nogach w przeciwną stronę. Biegłam, żeby jak najszybciej uciec z tego miejsca. Byłam wyczerpana, głodna i już opadałam z sił, ale nie mogłam się zatrzymać. Strach przed powrotem do tego miejsca był silniejszy od mojego wykończenia. Jak byłam już daleko, zatrzymałam się, by odpocząć. Przy okazji zorientowałam się, że jestem w totalnym buszu. Nie było tutaj nawet żadnych ścieżek, jak to zazwyczaj jest w lasach. Usiadłam na pniu jakiegoś drzewa i myślałam, co dalej. Okropnie się czułam, zupełnie jakbym miała gorączkę. Zaczynałam kaszleć i gardło strasznie mnie bolało. Tego tylko brakowało, żebym się rozchorowała, ale nic dziwnego, skoro tyle czasu przebywałam na takim zimnie. Było zupełnie ciemno i zerwał się przerażający wiatr. Udało mi się ustalić, że musi to być las koło domu rodzinnego Uckera, bo ten drugi jest bardziej iglasty. To już coś, ale niestety ten las jest ogromny, a znając moje szczęście, jest to jego druga część. Stwierdziłam, że muszę się przespać, bo i tak niczego nie osiągnę w nocy, prędzej wpadnę jeszcze w jakieś bagno.
Z samego rana, jak tylko się przejaśniło, postanowiłam iść dalej. Bardzo źle się czułam i byłam strasznie słaba. Szłam przed siebie, próbując znaleźć choć troszkę mniej mroczną część tego lasu. Jak na złość wiatr ciągle szalał, zdmuchując mnie na boki. Wreszcie doszłam do jakiejś polnej dróżki. Na szczęście zawsze dobrze mi szła orientacja w terenie, a więc wiedziałam, w którą stronę mam nie iść. Szłam teraz wzdłuż tej drogi, a las był coraz mniej gęsty i bardziej przyjazny. Odzyskałam nadzieję na dotarcie gdziekolwiek do cywilizacji. Miałam końcówkę baterii w telefonie, a pojawiały się już nawet dwie kreski zasięgu. Chciałam zadzwonić do Uckera, ale po jakimś czasie włączyła się automatyczna sekretarka, mówiąc, że nie mogę zadzwonić do tej osoby, bo nie mam na to zezwolenia. A więc Christopher mnie zablokował przez te zdjęcia! Chciałam zadzwonić do Anahi, ale telefon akurat wtedy mi się wyłączył. Zaczęłam płakać z bezsilności, bo czułam się taka samotna, jak zwykle pozostawiona na pastwę losu. Przypomniało mi się, jaka bezbronna byłam po śmierci mamy, teraz czułam się tak samo. Na szczęście jednak zaczęłam kojarzyć tą część lasu. Byłam tu pięć lat temu, kiedy pokłóciłam się z Uckerem. Wtedy znalazła mnie Ann i szłyśmy tędy. Czułam, że jestem uratowana, bo dotrę do domu Uckermannów szybciej, niż myślałam. Znowu robiło się ciemno, a ja traciłam siły i wręcz zamarzałam.
Wreszcie dotarłam na miejsce i zadzwoniłam dzwonkiem od bramy. Z domu wybiegła Pani Laura i zaczęła krzyczeć przerażona:
-Dul, co Ci się stało?! Dziecko moje, gdzieś Ty była?
Poczułam, że jestem uratowana, więc nie muszę już walczyć o przetrwanie. Przytuliła mnie, a ja po prostu zemdlałam w jej ramionach.
Obudziłam się w ciepłym łóżeczku, a tuż przy mnie stała Pani Laura z Anahi.
-Dul, co się stało?- zapytała moja kochana przyjaciółka, a ja wpadłam w rozpacz, zaczęłam strasznie płakać, a one mnie tuliły.
Opowiedziałam im o wszystkim, a potem coś dziwnego zaczęło się ze mną dziać. Dostałam drgawek, a oczy powoli same mi się zamykały. Teściowa zmierzyła mi temperaturę, miałam prawie 42 stopnie gorączki. Przestało do mnie docierać, co do mnie mówią i zaczęłam majaczyć. Wszystko słyszałam i czułam, ale nie mogłam nic zrobić, jakby mnie sparaliżowało. Nagle do pokoju wpadł Ucker. Chciałam go przywitać, ale nie mogłam. Powtarzałam tylko:
-Ucker, kocham Cię.
-Rozbierz ją do bielizny, musimy zbić tą straszną gorączkę.- poleciła Uckerowi mama i poszła do łazienki.
Po chwili spanikowany Ucker niósł mnie do łazienki.
-Włóż ją do tej zimnej wody, tylko powoli.- nakazała Pani Laura, a Ucker zrobił to.
Leżałam w wannie zimnej wody, a przez moje ciało ciągle przechodziły silne drgawki. Mój organizm nie reagował, a gorączka nie spadała. Aż woda zrobiła się cieplejsza, a mi nic nie pomogło. Ucker zaczął polewać mbie bieżącą lodowatą wodą z prysznica. Drgawki powoli ustępowały, ale ja nadal byłam jak roślinka. Zaniósł mnie z powrotem do łóżka i przykrył kołdrą. Na czole położyli mi lód zawinięty w jakąś szmatkę, żeby dalej zbijać mi gorączkę. Słyszałam, jak Anahi opowiadała Uckerowi, co mi się stało. Wybuchał agresją i ciągle powtarzał, że zabije Fede. Gorączka trochę spadła i poczułam się lepiej. Siedział wtedy przy mnie Ucker, trzymając mnie za gorącą rękę.
-Kochanie...- wydukałam cichutko, otwierając oczy. Było już jasno, a więc przez całą noc mój organizm walczył z gorączką.
-Skarbie mój... Jak się czujesz?-zapytał, głaskając mnie niespokojnie po twarzy.
-Tak się bałam... Ucker, te zdjęcia... To nieprawda.- zaczęłam się tłumaczyć szeptem, bo nie byłam w stanie normalnie mówić przez straszny ból gardła.
-Już wszystko wiem, cichutko.- całował mnie po rozgrzanych policzkach i ustach.
-Przepraszam, że wyszłam z domu. Ja nigdy więcej bez Ciebie się nigdzie nie ruszę.- mówiłam jak dziecko, znowu płacząc.
-Spokojnie już, odpocznij sobie kochanie.- powiedział i chciał wyjść.
-Nie zostawiaj mnie, proszę. Już nigdy nie chcę być sama. Błagam, chodź tu.- wpadłam w panikę, ciągnąc go za rękę.
-Misiu, muszę coś załatwić. Moja mama przy Tobie cały czas będzie, nie bój się.- ściskał czule moją dłoń i mówił ciepłym, delikatnym głosem.
-A gdzie idziesz?- zapytałam nadal szeptem.
-Muszę pozbyć się pewnego śmiecia.- od razu domyśliłam się, że chodzi mu o Fede.
-A jak chcesz go znaleźć?
-Jeszcze nie wiem. Pamiętasz adres?
-Tak, ale Ci go nie podam.
-Dlaczego? Nie chcesz, żeby dostał za swoje?
-Jasne, że chcę. Ale tym powinna się zająć policja, nie Ty.
-Najpierw ja się z nim rozmówię.- ze złości już zaciskał swoją dłoń na mojej, co aż zabolało.
-Po pierwsze nie ściskaj mi tak ręki.
-Oj, wybacz.- poluźnił uścisk, uśmiechając się niewinnie.
-A po drugie nie pójdziesz tam. Fede postradał zmysły, jest szalony. Boję się o Ciebie i nie pozwolę, żebyś się narażał.
-Kochanie, spokojnie... Nie wierzysz we mnie? Nie bój się, wezmę broń.- próbował mnie uspokoić, ale efekty były zupełnie odwrotne.
-O nie... Tym bardziej nigdzie nie pójdziesz, nie puszczę Cię tam. Nigdzie nie idziesz, rozumiesz?!- złapałam go mocno za rękę z nadzieją, że w ten sposób go powstrzymam.
-Podaj mi ten adres, nie ma dyskusji. Muszę tam iść, bo nie wytrzymam. Przysięgam, że nic mi się nie stanie, dam mu tylko nauczkę.
-Ja pierdziele, Ucker, nie! Jeśli nawet Tobie nic się nie stanie, to jeśli skoczysz do niego z bronią, wylądujesz w więzieniu. Czego jeszcze nie rozumiesz? Masz tu zostać i tyle, ewentualnie zadzwonić na policję. Tylko wtedy podam Ci adres.
-No dobrze, mów. Zapiszę i zaraz zadzwonię.
Podałam mu ten cholerny adres, a on dał mi szybkiego buziaka i wybiegł z domu z tą kartką. Wziął broń. Ale ja jestem głupia... Oszukał mnie i i tak postawił na swoim. Tak strasznie się o niego bałam. Tym bardziej, kiedy widziałam, jak ruszył samochodem. Padał deszcz, było ślisko, a on jechał jak debil!
Wrócił późnym wieczorem, a ja przez cały ten czas siedziałam w panice na łóżku. Nie chciałam nawet jeść, mimo że byłam tak strasznie głodna. Z nerwów nie byłabym w stanie nic przełknąć. Wpadł do pokoju cały posiniaczony.
-Co Ci się stało? Ucker, idioto, mówiłam nie idź tam!- od razu zaczęłam na niego krzyczeć, mimo że tak strasznie mnie przy tym bolało gardło.
-Spokojnie, przecież nic mi nie jest. Postraszyłem go trochę i zadzwoniłem na policję. Rzeczywiście ma coś z głową i sam wszystko wygadał. Zamieszka w psychiatryku na zawsze, zapewniam Cię.- przytulił mnie mocno, a ja znowu się rozpłakałam pod wpływem tych wszystkich emocji.
-Jestem na Ciebie zła, bo mnie oszukałeś.- powiedziałam już szeptem, żeby nie obciążać gardła.
-A wiesz z czego cieszę się najbardziej? Przyznał, że to wszystko było fikcją i nawet Cię nie tknął, tylko rozebrał.
-Serio? Jeju, to dobrze.- od razu mi ulżyło, to najlepsze co mogłam teraz usłyszeć.
-Tak, ja też bardzo się z tego cieszę.- pocałował mnie słodko w czoło i przytulił mocniej.
-Dobra, koniec tej miłości! Ucker przyszedł, więc Dula może wreszcie zacząć jeść.- wpadła Anahi ze swoim optymizmem i tacą jedzenia. -No dobra, nakarm ją, ale ma wszystko zjeść. Tak mama powiedziała, pa.- zniknęła tak szybko, jak się pojawiła, zostawiając nas znowu samych.
-Dul, co się stało?- zapytała moja kochana przyjaciółka, a ja wpadłam w rozpacz, zaczęłam strasznie płakać, a one mnie tuliły.
Opowiedziałam im o wszystkim, a potem coś dziwnego zaczęło się ze mną dziać. Dostałam drgawek, a oczy powoli same mi się zamykały. Teściowa zmierzyła mi temperaturę, miałam prawie 42 stopnie gorączki. Przestało do mnie docierać, co do mnie mówią i zaczęłam majaczyć. Wszystko słyszałam i czułam, ale nie mogłam nic zrobić, jakby mnie sparaliżowało. Nagle do pokoju wpadł Ucker. Chciałam go przywitać, ale nie mogłam. Powtarzałam tylko:
-Ucker, kocham Cię.
-Rozbierz ją do bielizny, musimy zbić tą straszną gorączkę.- poleciła Uckerowi mama i poszła do łazienki.
Po chwili spanikowany Ucker niósł mnie do łazienki.
-Włóż ją do tej zimnej wody, tylko powoli.- nakazała Pani Laura, a Ucker zrobił to.
Leżałam w wannie zimnej wody, a przez moje ciało ciągle przechodziły silne drgawki. Mój organizm nie reagował, a gorączka nie spadała. Aż woda zrobiła się cieplejsza, a mi nic nie pomogło. Ucker zaczął polewać mbie bieżącą lodowatą wodą z prysznica. Drgawki powoli ustępowały, ale ja nadal byłam jak roślinka. Zaniósł mnie z powrotem do łóżka i przykrył kołdrą. Na czole położyli mi lód zawinięty w jakąś szmatkę, żeby dalej zbijać mi gorączkę. Słyszałam, jak Anahi opowiadała Uckerowi, co mi się stało. Wybuchał agresją i ciągle powtarzał, że zabije Fede. Gorączka trochę spadła i poczułam się lepiej. Siedział wtedy przy mnie Ucker, trzymając mnie za gorącą rękę.
-Kochanie...- wydukałam cichutko, otwierając oczy. Było już jasno, a więc przez całą noc mój organizm walczył z gorączką.
-Skarbie mój... Jak się czujesz?-zapytał, głaskając mnie niespokojnie po twarzy.
-Tak się bałam... Ucker, te zdjęcia... To nieprawda.- zaczęłam się tłumaczyć szeptem, bo nie byłam w stanie normalnie mówić przez straszny ból gardła.
-Już wszystko wiem, cichutko.- całował mnie po rozgrzanych policzkach i ustach.
-Przepraszam, że wyszłam z domu. Ja nigdy więcej bez Ciebie się nigdzie nie ruszę.- mówiłam jak dziecko, znowu płacząc.
-Spokojnie już, odpocznij sobie kochanie.- powiedział i chciał wyjść.
-Nie zostawiaj mnie, proszę. Już nigdy nie chcę być sama. Błagam, chodź tu.- wpadłam w panikę, ciągnąc go za rękę.
-Misiu, muszę coś załatwić. Moja mama przy Tobie cały czas będzie, nie bój się.- ściskał czule moją dłoń i mówił ciepłym, delikatnym głosem.
-A gdzie idziesz?- zapytałam nadal szeptem.
-Muszę pozbyć się pewnego śmiecia.- od razu domyśliłam się, że chodzi mu o Fede.
-A jak chcesz go znaleźć?
-Jeszcze nie wiem. Pamiętasz adres?
-Tak, ale Ci go nie podam.
-Dlaczego? Nie chcesz, żeby dostał za swoje?
-Jasne, że chcę. Ale tym powinna się zająć policja, nie Ty.
-Najpierw ja się z nim rozmówię.- ze złości już zaciskał swoją dłoń na mojej, co aż zabolało.
-Po pierwsze nie ściskaj mi tak ręki.
-Oj, wybacz.- poluźnił uścisk, uśmiechając się niewinnie.
-A po drugie nie pójdziesz tam. Fede postradał zmysły, jest szalony. Boję się o Ciebie i nie pozwolę, żebyś się narażał.
-Kochanie, spokojnie... Nie wierzysz we mnie? Nie bój się, wezmę broń.- próbował mnie uspokoić, ale efekty były zupełnie odwrotne.
-O nie... Tym bardziej nigdzie nie pójdziesz, nie puszczę Cię tam. Nigdzie nie idziesz, rozumiesz?!- złapałam go mocno za rękę z nadzieją, że w ten sposób go powstrzymam.
-Podaj mi ten adres, nie ma dyskusji. Muszę tam iść, bo nie wytrzymam. Przysięgam, że nic mi się nie stanie, dam mu tylko nauczkę.
-Ja pierdziele, Ucker, nie! Jeśli nawet Tobie nic się nie stanie, to jeśli skoczysz do niego z bronią, wylądujesz w więzieniu. Czego jeszcze nie rozumiesz? Masz tu zostać i tyle, ewentualnie zadzwonić na policję. Tylko wtedy podam Ci adres.
-No dobrze, mów. Zapiszę i zaraz zadzwonię.
Podałam mu ten cholerny adres, a on dał mi szybkiego buziaka i wybiegł z domu z tą kartką. Wziął broń. Ale ja jestem głupia... Oszukał mnie i i tak postawił na swoim. Tak strasznie się o niego bałam. Tym bardziej, kiedy widziałam, jak ruszył samochodem. Padał deszcz, było ślisko, a on jechał jak debil!
Wrócił późnym wieczorem, a ja przez cały ten czas siedziałam w panice na łóżku. Nie chciałam nawet jeść, mimo że byłam tak strasznie głodna. Z nerwów nie byłabym w stanie nic przełknąć. Wpadł do pokoju cały posiniaczony.
-Co Ci się stało? Ucker, idioto, mówiłam nie idź tam!- od razu zaczęłam na niego krzyczeć, mimo że tak strasznie mnie przy tym bolało gardło.
-Spokojnie, przecież nic mi nie jest. Postraszyłem go trochę i zadzwoniłem na policję. Rzeczywiście ma coś z głową i sam wszystko wygadał. Zamieszka w psychiatryku na zawsze, zapewniam Cię.- przytulił mnie mocno, a ja znowu się rozpłakałam pod wpływem tych wszystkich emocji.
-Jestem na Ciebie zła, bo mnie oszukałeś.- powiedziałam już szeptem, żeby nie obciążać gardła.
-A wiesz z czego cieszę się najbardziej? Przyznał, że to wszystko było fikcją i nawet Cię nie tknął, tylko rozebrał.
-Serio? Jeju, to dobrze.- od razu mi ulżyło, to najlepsze co mogłam teraz usłyszeć.
-Tak, ja też bardzo się z tego cieszę.- pocałował mnie słodko w czoło i przytulił mocniej.
-Dobra, koniec tej miłości! Ucker przyszedł, więc Dula może wreszcie zacząć jeść.- wpadła Anahi ze swoim optymizmem i tacą jedzenia. -No dobra, nakarm ją, ale ma wszystko zjeść. Tak mama powiedziała, pa.- zniknęła tak szybko, jak się pojawiła, zostawiając nas znowu samych.
No dobrze Miśki macie rozdział :* A dlaczego go dodałam? Bo dziś jest taki piękny, a jednocześnie smutny dzień, czyli 27, więc:
4 MIESIĄCE TEMU O TEJ PORZE... Ten czas tak szybko leci, a ja czuję, jakby to było wczoraj ❤ Tęsknię za Dulisią coraz bardziej ❤ A co do "4 miesiące temu o tej porze..." to akurat teraz staliśmy pod windą i czekaliśmy na Dul. A potem ten smutny moment, kiedy odjeżdżała... :'( Ale dość, bo ja bym mogła tak do końca życia xD
No to ten... ROZDZIAŁ, bo przecież po to tu jesteśmy, haha:
Mówiłam, że będzie dobrze i oczywiście Was nie oszukałam ;) Następny pewnie niedługo, bo całkiem dobrze idzie mi pisanie kolejnego opka i mam już dużo.
A i wesołych świąt, chociaż się już prawie kończą xD Ale wiecie nie jedzcie za dużo (mi w tym roku się udało) i uważajcie jutro, nie dajcie się zmoczyć :P Ja jutro będę pewnie cała mokra, bo przyjechał wujek, z którym zawsze się kłócę i sobie dokuczamy, więc mi na pewno nie odpuści, haha xD
4 MIESIĄCE TEMU O TEJ PORZE... Ten czas tak szybko leci, a ja czuję, jakby to było wczoraj ❤ Tęsknię za Dulisią coraz bardziej ❤ A co do "4 miesiące temu o tej porze..." to akurat teraz staliśmy pod windą i czekaliśmy na Dul. A potem ten smutny moment, kiedy odjeżdżała... :'( Ale dość, bo ja bym mogła tak do końca życia xD
No to ten... ROZDZIAŁ, bo przecież po to tu jesteśmy, haha:
Mówiłam, że będzie dobrze i oczywiście Was nie oszukałam ;) Następny pewnie niedługo, bo całkiem dobrze idzie mi pisanie kolejnego opka i mam już dużo.
A i wesołych świąt, chociaż się już prawie kończą xD Ale wiecie nie jedzcie za dużo (mi w tym roku się udało) i uważajcie jutro, nie dajcie się zmoczyć :P Ja jutro będę pewnie cała mokra, bo przyjechał wujek, z którym zawsze się kłócę i sobie dokuczamy, więc mi na pewno nie odpuści, haha xD