Oboje niespokojnie patrzyliśmy na doktora, czekając na jakieś słowa z jego ust. To było takie denerwujące...
-Wykonaliśmy dokładną analizę Państwa genów i krwi. W najgorszym wypadku prawdopodobieństwo wystąpienia choroby u Państwa dzieci wynosi 10%, czyli bardzo mało. Powiem szczerze, że sytuacja jest dość trudna, ponieważ ma Pani także bardzo niekorzystną grupę krwi i gdyby pojawił się jakiś problem, jedynym ratunkiem dla dziecka byłby Pan, a z tym też różnie bywa.
-Widzisz, kochanie? Mówiłam, że to niemożliwe.- zwróciłam się do Uckera ze smutkiem, bo w sumie jednak miałam nadzieję, że jakoś to będzie.
-Ależ proszę Pani, nie ma tu nic niemożliwego. 10% prawdopodobieństwa wystąpienia takiej choroby, to jest nic. Jeden na milion takich przypadków źle się kończy. Bardzo rzadko zdarza się, że wypada akurat te 10%. Proszę pamiętać, że w 90% dziecko na pewno będzie zdrowe. Macie naprawdę bardzo dużo szczęścia, bo mogło być gorzej. Po za tym w dzisiejszych czasach medycyna tak się rozwija, że nic nie stoi na przeszkodzie, żeby dzieci były zdrowe.- wytłumaczył dokładnie lekarz.
-A powie nam Pan jeszcze jedną rzecz? Moja narzeczona bardzo się boi, bo jej mama umarła przy porodzie. Czy to ma jakiś związek z tą chorobą, lub też jest genetyczne? Da się to jakoś sprawdzić, żeby uspokoić tą panikarę?- zapytał Ucker, śmiejąc się ze mnie na końcu i ściskając moją dłoń.
-Niestety tego Państwu nie mogę powiedzieć. Ryzyko jest zawsze, ale jego wielkość można sprawdzić dopiero pod koniec ciąży. Może to być jakaś przypadłość rodzinna, chociaż nie sądzę. Naprawdę nie wiem.
-A więc zapomnij, nie chcę żadnego ryzyka.- powiedziałam do Christophera.
-No dobrze... Myślę, że rozwiałem Państwa wątpliwości. Powodzenia.
-Dziękujemy bardzo. Do widzenia.
Szliśmy korytarzem w kierunku wyjścia, trzymając się za ręce. Oboje milczeliśmy pogrążeni we własnych myślach. W samochodzie też panowała cisza. Dopiero kiedy weszliśmy do domu, Ucker objął mnie słodko i zapytał:
-To co mi dzisiaj zrobisz na obiad, kochanie?
-Nic, zostaw mnie.- wyrwałam mu się i pobiegłam do łazienki.
-Skarbie, co Ty robisz? Wyłaź stamtąd i się nie wygłupiaj.- krzyczał przez drzwi, a ja po prostu siedziałam na wannie i płakałam w samotności. Tego było mi trzeba... Nie chciałam, żeby na mnie patrzył, pocieszał mnie, przytulał i uspokajał.
-Zostaw mnie, proszę.- powiedziałam cicho przez łzy.
-Dul, chodź tu do mnie, pogadajmy.- prosił miękkim głosem.
-Daj mi chwilkę, zaraz przyjdę. Potrzebuję po prostu pobyć sama. Błagam...
-No dobrze, masz trzy minuty.- zgodził się i odszedł na kilka kroków od drzwi.
Po jakimś czasie emocje już troszkę opadły i powoli się uspokajałam. Wyszłam z łazienki z czerwonymi i spuchniętymi od płaczu oczami. Od razu podbiegł do mnie Ucker, panikując:
-Po co tam siedziałaś? Co robiłaś? Nie próbowałaś zrobić sobie krzywdy?- zaczął mnie tulić i oglądać moje nadgarstki.
-Przestań, nie jestem idiotką i nie robię takich rzeczy. Co Ci w ogóle przyszło do głowy? I nie przytulaj mnie!- odepchnęłam go i poszłam usiąść na kanapę, chowając twarz w dłonie.
-Skarbie, co w Ciebie wstąpiło? Dlaczego się tak zachowujesz? Jesteś na mnie zła?
-Nie mam o co być na Ciebie zła. Nie zadawaj mi tyle głupich pytań, bo mnie męczysz!- właściwie sama nie rozumiałam swojego zachowania i wiedziałam, że Ucker powinien mieć szansę mnie teraz wspierać, ale nie chciałam tego.
-Dulce, uspokój się i pogadajmy jak ludzie!- także podniósł na mnie głos, łapiąc mnie dość mocno za ręce i potrząsając mną, żebym się opamiętała.
-Puść, to boli.- powiedziałam już ciszej i spokojniej.
-No już, nie krzycz i się uspokój.- przygarnął mnie do siebie i przytulił mocno. -To także moja sprawa, więc nie odcinaj się ode mnie w ten sposób. To do niczego nie prowadzi, jedynie do kłótni, a nie chcę Cię stracić.- mówił cichym i spokojnym głosem, ciągle mnie obejmując i pocierając dłonią moje plecy.
-Ja też nie chcę Cię stracić. Przysięgam, że to by mnie zabiło... Ale nie wiem, jak długo tak wytrzymamy.- mówiłam, ciągając nosem.
-Jeśli będziesz się tak awanturowała, to na pewno niedługo. Co Ty w ogóle wyprawiasz? Nie możesz się tak zachowywać, bo oboje popadniemy w jakąś depresję.
-Przepraszam. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Wpadłam w panikę i musiałam po prostu ułożyć sobie to wszystko w głowie.
-A teraz wszystko już jest na swoim miejscu?- zapytał z czarującym uśmiechem, próbując mnie pocieszyć.
-Nie, nic nie jest tak jak powinno. Czuję się taka bezradna, boję się...- do oczu znów napływały mi łzy, ale już chyba nie miałam czym płakać.
-Nie jesteś bezradna, misiaczku... Przecież doktor powiedział, że zagrożenie to tylko 10%, a więc ryzyko jest niewielkie. Wystarczy tylko, że postaramy się o dziecko, a potem będziemy dbać o Ciebie podczas ciąży i tyle.
-Dla Ciebie wszystko jest takie proste... Nie rozumiesz? Od zawsze mam pecha, więc jestem pewna, że zmieścimy się w tych 10% i nasze dziecko będzie chore.
-Czy Ty musisz być taką pieprzoną pesymistką?!
-Też byś był na moim miejscu. Straciłam w życiu już trzy bliskie mi osoby, a nawet cztery, gdyby liczyć ciocię, i kolejnej tragedii nie zniosę. A jakbym ja umarła? Nie, nie mogłabym Ci tego zrobić. Ty nie wiesz, jak boli strata ukochanej osoby i nie chcę Cię w tym doświadczać. W dodatku zostałbyś sam z dzieckiem... Nigdy na to nie pozwolę. Chyba wolałabym odejść teraz dobrowolnie, oboje cierpielibyśmy dużo mniej.
-Przestań wszędzie widzieć czarne scenariusze. Nie możemy od razu założyć, że nic się nie uda. Tak samo bałaś się zaczynać ze mną związku. To też było pewne ryzyko, a mimo to podjęłaś je i chyba nie żałujesz.
-To zupełnie inna sytuacja. Tobie ufam, życiu nie. Los to największy możliwy cham, zrozum. W takiej sprawie nie mogę ryzykować, tu chodzi o ludzkie życie.
-Aj Dul... Jaka Ty jesteś uparta. Kocham Cię nad życie, ale czasami naprawdę Cię nie rozumiem i mam ochotę rzucić to wszystko, cały ten durny związek, tą pierdoloną miłość i uciec jak najdalej stąd.
-Wiesz co? Zajebisty pomysł, ja tak właśnie zrobię.- wyrwałam się z jego objęć i wybiegłam na korytarz.
-Gdzie Ty idziesz?- zapytał, kiedy zakładałam kurtkę.
-Tak jak sam powiedziałeś, jak najdalej stąd.- odpowiedziałam, zakładając buty.
-Nigdzie nie pójdziesz.- złapał mnie za rękę, mówiąc stanowczo.
-Przestań, pójdę się po prostu przejść bardzo daleko. Nie wiem, o której wrócę. Możesz iść spać, ja klucze biorę.- wzięłam klucze z wieszaka i otworzyłam drzwi.
-Dul, przepraszam.- wydukał cicho, a ja cofnęłam się i przytuliłam go szybko.
-Kocham Cię.- wyznałam, a oboje mieliśmy łzy w oczach.
Stał przy tych drzwiach jak ostatnia ofiara, a ja po prostu wyszłam. Szłam przed siebie, nie przestając płakać. Ludzie patrzyli się na mnie i niejedni coś do mnie mówili, ale byłam zupełnie w innym świecie. Znajdowałam się w odległych myślach typowej pesymistki. Czułam, że to wszystko jakoś mnie przerosło i nie mogłam sobie z tym poradzić. Z jednej strony byłam bardzo szczęśliwa z Uckerem i w sumie przecież mogliśmy porozmawiać na spokojnie, i na przykład podjąć decyzję o adopcji. Sama nie wiem, czemu wolałam wyjść z domu, zamiast stawić czoło sytuacji. To się nazywa uciekanie od problemów, czego nigdy wcześniej nie robiłam. Zawsze potrafiłam sobie poradzić, ale nie tym razem... Byłam już strasznie zmęczona życiem i chyba odzwyczaiłam się od tej wiecznej walki, którą dawniej prowadziłam każdego dnia. Nie miałam już siły nawet rozmawiać o decyzji tak ważnej jak dziecko. Bardzo chciałam być matką, zawsze o tym marzyłam. Może dlatego to dla mnie takie trudne... Byłam uwięziona pomiędzy tym, czego pragnę, a moimi lękami. Nie potrafiłam pokonać tej bariery, po prostu się bałam. Sama rozmowa na ten temat wykańczała mnie psychicznie, to było dla mnie po prostu za trudne. Chodziłam po mieście tak długo, że zaczynało się ściemniać. Pomału dochodziłam do siebie, uspokajałam i zaczęłam kierować się w stronę domu. Nagle na kogoś wpadłam i chciałam go wyminąć.
-Ej no co Ty, nie poznajesz?- usłyszałam znajomy głos.
-Fede!- krzyknęłam radośnie, rzucając mu się w ramiona.
-Co tu robisz sama? Już późno.- zapytał, przyglądając mi się uważnie.
-Długa historia, nieważne. Jak to się w ogóle stało, że przez tyle lat się nie widzieliśmy? Gdzie Ty byłeś?
-Byłem we Włoszech, wróciłem tydzień temu. Może pójdziemy do mnie na kawę? Mieszkam niedaleko, rozgrzejesz się trochę.
Zgodziłam się i poszliśmy do domu mojego byłego chłopaka. Wtedy jeszcze nie uważałam tego za coś strasznie głupiego... Zrobił mi kawę i gadaliśmy o różnych sprawach.
-Masz kogoś?- zapytał Federico, siedząc obok mnie bardzo blisko.
-Tak, jestem z Uckerem.- odpowiedziałam ze smutkiem, przypominając sobie nasze dzisiejsze pożegnanie.
-No dobra, nie będę tego komentować. Jesteś z nim szczęśliwa?
-Tak, bardzo go kocham. Mamy chwilowy kryzys, ale na pewno niedługo wszystko się ułoży i będzie lepiej.- na siłę się uśmiechałam, żeby nie zauważył, że sprawa jest naprawdę poważna.
-Oby, życzę Ci szczęścia.
Rozmawialiśmy, śmieliśmy się, było naprawdę bardzo miło. Poprawiło mi to trochę nastrój, ale coraz bardziej chciało mi się spać. Byłam okropnie zmęczona...
-Wykonaliśmy dokładną analizę Państwa genów i krwi. W najgorszym wypadku prawdopodobieństwo wystąpienia choroby u Państwa dzieci wynosi 10%, czyli bardzo mało. Powiem szczerze, że sytuacja jest dość trudna, ponieważ ma Pani także bardzo niekorzystną grupę krwi i gdyby pojawił się jakiś problem, jedynym ratunkiem dla dziecka byłby Pan, a z tym też różnie bywa.
-Widzisz, kochanie? Mówiłam, że to niemożliwe.- zwróciłam się do Uckera ze smutkiem, bo w sumie jednak miałam nadzieję, że jakoś to będzie.
-Ależ proszę Pani, nie ma tu nic niemożliwego. 10% prawdopodobieństwa wystąpienia takiej choroby, to jest nic. Jeden na milion takich przypadków źle się kończy. Bardzo rzadko zdarza się, że wypada akurat te 10%. Proszę pamiętać, że w 90% dziecko na pewno będzie zdrowe. Macie naprawdę bardzo dużo szczęścia, bo mogło być gorzej. Po za tym w dzisiejszych czasach medycyna tak się rozwija, że nic nie stoi na przeszkodzie, żeby dzieci były zdrowe.- wytłumaczył dokładnie lekarz.
-A powie nam Pan jeszcze jedną rzecz? Moja narzeczona bardzo się boi, bo jej mama umarła przy porodzie. Czy to ma jakiś związek z tą chorobą, lub też jest genetyczne? Da się to jakoś sprawdzić, żeby uspokoić tą panikarę?- zapytał Ucker, śmiejąc się ze mnie na końcu i ściskając moją dłoń.
-Niestety tego Państwu nie mogę powiedzieć. Ryzyko jest zawsze, ale jego wielkość można sprawdzić dopiero pod koniec ciąży. Może to być jakaś przypadłość rodzinna, chociaż nie sądzę. Naprawdę nie wiem.
-A więc zapomnij, nie chcę żadnego ryzyka.- powiedziałam do Christophera.
-No dobrze... Myślę, że rozwiałem Państwa wątpliwości. Powodzenia.
-Dziękujemy bardzo. Do widzenia.
Szliśmy korytarzem w kierunku wyjścia, trzymając się za ręce. Oboje milczeliśmy pogrążeni we własnych myślach. W samochodzie też panowała cisza. Dopiero kiedy weszliśmy do domu, Ucker objął mnie słodko i zapytał:
-To co mi dzisiaj zrobisz na obiad, kochanie?
-Nic, zostaw mnie.- wyrwałam mu się i pobiegłam do łazienki.
-Skarbie, co Ty robisz? Wyłaź stamtąd i się nie wygłupiaj.- krzyczał przez drzwi, a ja po prostu siedziałam na wannie i płakałam w samotności. Tego było mi trzeba... Nie chciałam, żeby na mnie patrzył, pocieszał mnie, przytulał i uspokajał.
-Zostaw mnie, proszę.- powiedziałam cicho przez łzy.
-Dul, chodź tu do mnie, pogadajmy.- prosił miękkim głosem.
-Daj mi chwilkę, zaraz przyjdę. Potrzebuję po prostu pobyć sama. Błagam...
-No dobrze, masz trzy minuty.- zgodził się i odszedł na kilka kroków od drzwi.
Po jakimś czasie emocje już troszkę opadły i powoli się uspokajałam. Wyszłam z łazienki z czerwonymi i spuchniętymi od płaczu oczami. Od razu podbiegł do mnie Ucker, panikując:
-Po co tam siedziałaś? Co robiłaś? Nie próbowałaś zrobić sobie krzywdy?- zaczął mnie tulić i oglądać moje nadgarstki.
-Przestań, nie jestem idiotką i nie robię takich rzeczy. Co Ci w ogóle przyszło do głowy? I nie przytulaj mnie!- odepchnęłam go i poszłam usiąść na kanapę, chowając twarz w dłonie.
-Skarbie, co w Ciebie wstąpiło? Dlaczego się tak zachowujesz? Jesteś na mnie zła?
-Nie mam o co być na Ciebie zła. Nie zadawaj mi tyle głupich pytań, bo mnie męczysz!- właściwie sama nie rozumiałam swojego zachowania i wiedziałam, że Ucker powinien mieć szansę mnie teraz wspierać, ale nie chciałam tego.
-Dulce, uspokój się i pogadajmy jak ludzie!- także podniósł na mnie głos, łapiąc mnie dość mocno za ręce i potrząsając mną, żebym się opamiętała.
-Puść, to boli.- powiedziałam już ciszej i spokojniej.
-No już, nie krzycz i się uspokój.- przygarnął mnie do siebie i przytulił mocno. -To także moja sprawa, więc nie odcinaj się ode mnie w ten sposób. To do niczego nie prowadzi, jedynie do kłótni, a nie chcę Cię stracić.- mówił cichym i spokojnym głosem, ciągle mnie obejmując i pocierając dłonią moje plecy.
-Ja też nie chcę Cię stracić. Przysięgam, że to by mnie zabiło... Ale nie wiem, jak długo tak wytrzymamy.- mówiłam, ciągając nosem.
-Jeśli będziesz się tak awanturowała, to na pewno niedługo. Co Ty w ogóle wyprawiasz? Nie możesz się tak zachowywać, bo oboje popadniemy w jakąś depresję.
-Przepraszam. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Wpadłam w panikę i musiałam po prostu ułożyć sobie to wszystko w głowie.
-A teraz wszystko już jest na swoim miejscu?- zapytał z czarującym uśmiechem, próbując mnie pocieszyć.
-Nie, nic nie jest tak jak powinno. Czuję się taka bezradna, boję się...- do oczu znów napływały mi łzy, ale już chyba nie miałam czym płakać.
-Nie jesteś bezradna, misiaczku... Przecież doktor powiedział, że zagrożenie to tylko 10%, a więc ryzyko jest niewielkie. Wystarczy tylko, że postaramy się o dziecko, a potem będziemy dbać o Ciebie podczas ciąży i tyle.
-Dla Ciebie wszystko jest takie proste... Nie rozumiesz? Od zawsze mam pecha, więc jestem pewna, że zmieścimy się w tych 10% i nasze dziecko będzie chore.
-Czy Ty musisz być taką pieprzoną pesymistką?!
-Też byś był na moim miejscu. Straciłam w życiu już trzy bliskie mi osoby, a nawet cztery, gdyby liczyć ciocię, i kolejnej tragedii nie zniosę. A jakbym ja umarła? Nie, nie mogłabym Ci tego zrobić. Ty nie wiesz, jak boli strata ukochanej osoby i nie chcę Cię w tym doświadczać. W dodatku zostałbyś sam z dzieckiem... Nigdy na to nie pozwolę. Chyba wolałabym odejść teraz dobrowolnie, oboje cierpielibyśmy dużo mniej.
-Przestań wszędzie widzieć czarne scenariusze. Nie możemy od razu założyć, że nic się nie uda. Tak samo bałaś się zaczynać ze mną związku. To też było pewne ryzyko, a mimo to podjęłaś je i chyba nie żałujesz.
-To zupełnie inna sytuacja. Tobie ufam, życiu nie. Los to największy możliwy cham, zrozum. W takiej sprawie nie mogę ryzykować, tu chodzi o ludzkie życie.
-Aj Dul... Jaka Ty jesteś uparta. Kocham Cię nad życie, ale czasami naprawdę Cię nie rozumiem i mam ochotę rzucić to wszystko, cały ten durny związek, tą pierdoloną miłość i uciec jak najdalej stąd.
-Wiesz co? Zajebisty pomysł, ja tak właśnie zrobię.- wyrwałam się z jego objęć i wybiegłam na korytarz.
-Gdzie Ty idziesz?- zapytał, kiedy zakładałam kurtkę.
-Tak jak sam powiedziałeś, jak najdalej stąd.- odpowiedziałam, zakładając buty.
-Nigdzie nie pójdziesz.- złapał mnie za rękę, mówiąc stanowczo.
-Przestań, pójdę się po prostu przejść bardzo daleko. Nie wiem, o której wrócę. Możesz iść spać, ja klucze biorę.- wzięłam klucze z wieszaka i otworzyłam drzwi.
-Dul, przepraszam.- wydukał cicho, a ja cofnęłam się i przytuliłam go szybko.
-Kocham Cię.- wyznałam, a oboje mieliśmy łzy w oczach.
Stał przy tych drzwiach jak ostatnia ofiara, a ja po prostu wyszłam. Szłam przed siebie, nie przestając płakać. Ludzie patrzyli się na mnie i niejedni coś do mnie mówili, ale byłam zupełnie w innym świecie. Znajdowałam się w odległych myślach typowej pesymistki. Czułam, że to wszystko jakoś mnie przerosło i nie mogłam sobie z tym poradzić. Z jednej strony byłam bardzo szczęśliwa z Uckerem i w sumie przecież mogliśmy porozmawiać na spokojnie, i na przykład podjąć decyzję o adopcji. Sama nie wiem, czemu wolałam wyjść z domu, zamiast stawić czoło sytuacji. To się nazywa uciekanie od problemów, czego nigdy wcześniej nie robiłam. Zawsze potrafiłam sobie poradzić, ale nie tym razem... Byłam już strasznie zmęczona życiem i chyba odzwyczaiłam się od tej wiecznej walki, którą dawniej prowadziłam każdego dnia. Nie miałam już siły nawet rozmawiać o decyzji tak ważnej jak dziecko. Bardzo chciałam być matką, zawsze o tym marzyłam. Może dlatego to dla mnie takie trudne... Byłam uwięziona pomiędzy tym, czego pragnę, a moimi lękami. Nie potrafiłam pokonać tej bariery, po prostu się bałam. Sama rozmowa na ten temat wykańczała mnie psychicznie, to było dla mnie po prostu za trudne. Chodziłam po mieście tak długo, że zaczynało się ściemniać. Pomału dochodziłam do siebie, uspokajałam i zaczęłam kierować się w stronę domu. Nagle na kogoś wpadłam i chciałam go wyminąć.
-Ej no co Ty, nie poznajesz?- usłyszałam znajomy głos.
-Fede!- krzyknęłam radośnie, rzucając mu się w ramiona.
-Co tu robisz sama? Już późno.- zapytał, przyglądając mi się uważnie.
-Długa historia, nieważne. Jak to się w ogóle stało, że przez tyle lat się nie widzieliśmy? Gdzie Ty byłeś?
-Byłem we Włoszech, wróciłem tydzień temu. Może pójdziemy do mnie na kawę? Mieszkam niedaleko, rozgrzejesz się trochę.
Zgodziłam się i poszliśmy do domu mojego byłego chłopaka. Wtedy jeszcze nie uważałam tego za coś strasznie głupiego... Zrobił mi kawę i gadaliśmy o różnych sprawach.
-Masz kogoś?- zapytał Federico, siedząc obok mnie bardzo blisko.
-Tak, jestem z Uckerem.- odpowiedziałam ze smutkiem, przypominając sobie nasze dzisiejsze pożegnanie.
-No dobra, nie będę tego komentować. Jesteś z nim szczęśliwa?
-Tak, bardzo go kocham. Mamy chwilowy kryzys, ale na pewno niedługo wszystko się ułoży i będzie lepiej.- na siłę się uśmiechałam, żeby nie zauważył, że sprawa jest naprawdę poważna.
-Oby, życzę Ci szczęścia.
Rozmawialiśmy, śmieliśmy się, było naprawdę bardzo miło. Poprawiło mi to trochę nastrój, ale coraz bardziej chciało mi się spać. Byłam okropnie zmęczona...
Obudziłam się w dużym łóżku naga w objęciach... Fede?! Spał przy mnie, także nie miał niczego na sobie. Byłam przerażona i nie miałam pojęcia, jak to się stało.
-Co to ma być?!- krzyknęłam, siadając. Na biurku stał laptop z otwartą pocztą mailową. Zdążyłam zobaczyć, że wysłał do Uckera nasze zdjęcia w łóżku z podpisem "Tak twoja dziewczyna leczy smutki, frajerze."
-Cześć, kochanie. Co tak wcześnie wstałaś?- obudził się i także usiadł.
-Co ja tu robię i dlaczego wysyłałeś Uckerowi takie zdjęcia?!- byłam zła, a jednocześnie całkowicie zdezorientowana.
-Nie pamiętasz, jak mówiłaś, że chcesz się go pozbyć, bo ja byłem lepszy?
-Nic takiego nie mówiłam! Jak znalazłam się z Tobą w łóżku?!- zaczęłam płakać, wpadłam w panikę.
-Nie muszę Ci się tłumaczyć, idiotko!- uderzył mnie w twarz, aż mnie odrzuciło.
-Co z Tobą? O co tu chodzi?- pytałam w rozpaczy.
-Zamknij się, dziwko!- krzyknął i znów mnie uderzył. -Ubierz się, szmato! Nie mam już ochoty na Ciebie patrzeć.
Kiedy się ubrałam, wyprowadził mnie z mieszkania i zaciągnął prosto do samochodu. Ruszył jak wariat i gdzieś pojechaliśmy.
-Co to ma być?!- krzyknęłam, siadając. Na biurku stał laptop z otwartą pocztą mailową. Zdążyłam zobaczyć, że wysłał do Uckera nasze zdjęcia w łóżku z podpisem "Tak twoja dziewczyna leczy smutki, frajerze."
-Cześć, kochanie. Co tak wcześnie wstałaś?- obudził się i także usiadł.
-Co ja tu robię i dlaczego wysyłałeś Uckerowi takie zdjęcia?!- byłam zła, a jednocześnie całkowicie zdezorientowana.
-Nie pamiętasz, jak mówiłaś, że chcesz się go pozbyć, bo ja byłem lepszy?
-Nic takiego nie mówiłam! Jak znalazłam się z Tobą w łóżku?!- zaczęłam płakać, wpadłam w panikę.
-Nie muszę Ci się tłumaczyć, idiotko!- uderzył mnie w twarz, aż mnie odrzuciło.
-Co z Tobą? O co tu chodzi?- pytałam w rozpaczy.
-Zamknij się, dziwko!- krzyknął i znów mnie uderzył. -Ubierz się, szmato! Nie mam już ochoty na Ciebie patrzeć.
Kiedy się ubrałam, wyprowadził mnie z mieszkania i zaciągnął prosto do samochodu. Ruszył jak wariat i gdzieś pojechaliśmy.
No ok, układ to układ... Dodaję Wam rozdział mimo małej ilości komentarzy i wyświetleń, co zaczyna mnie serio powoli przerażać ;/ Co się z Wami dzieje?? No dobrze, nie czepiam się już, bo mnie nie będziecie lubić i powiecie, że marudzę xD A wgl to chciałam się Wam pochwalić, że Dul dodała mojego tweeta do ulubionych i tak strasznie się jaram (był to tweet z rysunkiem do "Dejarte de amar", który co prawda rysowała moja siostra, bo ja nie umiem xD). Czy tylko mi się tak strasznie podobają zdjęcia i snapy Dulci z Clarą i Alessią? To takie słodkie <3 Tak rozkminiałam, czemu ona wgl teraz z nimi jest, ale stwierdziłam, że pewnie przyjechali do niej na święta :) No to co ja tam mam jeszcze do powiedzenia? A no tak... Chciałam tylko wspomnieć, żebyście się zbytnio nie denerwowały na ten rozdział, bo nie będzie tak źle jak sobie za pewne wyobrażacie ;) No to ten... do następnego :*
A jakbym w razie nie dodała nowego aż do świąt, to już teraz chcę życzyć Wam wesołych świąt :*
Ten koniec mnie załamał... Ten Fede jest chory psychicznie boję się o Dulce A co z Uckerem jak on zareaguje gdy zobaczy wiadomość od niego. Jak mogłaś tak zakończyć jest w szoku naprawdę. Coś okropnego. Po za tym Dulce jest nie odpowiedzialna wiedziała jak zachowywał się wcześniej po za tym po co wychodziła z domu NIE ODPOWIEDZIALNA AH koszmar.
OdpowiedzUsuńhahaha... widzę ze grzecznie miło i tak słodko długo nie musiało być .
OdpowiedzUsuńPelasia jak zakończy to opko tragicznie tak wgl nie wchodzę na Twoje opowiadanie.
Fede jest pieprznięty i tyle. Jak on kuzwa tak mógł .
HAHAHAHAHAHAH ! Pewnie dziwi Cię, że akurat tak zaczynam ten komentarz, ale spokojnie ja już wszystko tłumaczę ! No więc ten komentarz, rozpoczęłam od HAHAHAH , bo to jest moja reakcja na to, że do Świąt nie dodasz rozdziału, to był dobry kawał haha. Leżę i nie wstaje. A tak poważnie już wstaję, żeby dokończyć komentarz, bo za taki krótki i w ogóle nie na temat, to byś mnie zabiła (chyba)
OdpowiedzUsuńDula trochę, no dobra bardzo przesadza, Ucker jaki był taki był, ale teraz jest w porządku wspiera ją, a ona z siebie robi ofiarę losu, jakby tylko ona cierpiała. Ucker powinien jej zrobić to dziecko, a nie pytać o zgodę w końcu nie oszukujmy się, że ona zawsze zapomina o zabezpieczeniu więc i jemu może się zdarzyć upsss xd Znając twoje wredne plany, pewnie Dula będzie w ciąży, ale wcale nie z Uckerem, a uwierz mi że jak tak zrobisz to znajdę Cię na tej twojej wsi i nikt Ci nie pomoże.
HAHAHHA JA TEŻ DOSTALAM LAJKA OD DULI PFFFFFFFFFFFFF.
Wracając ponownie do komentarza !!
Dulce jest głupia, jest młodą, atrakcyjną kobietą i wychodzi sama w nocy, czy jaka to tam pora była ! A Ucker jest jeszcze głupszy, że ją puścił !
Dobrali się na podstawie GŁUPI I GŁUPSZA?! No nie mam słów po prostu !
A ten frajer ehh od dawna, pff odkąd się tylko pojawiłam znienawidziłam go po prostu !
Także z siły wyższej proszę, nie nie wcale nie proszę ! JA ŻĄDAM SZYBKO NOWEGO ROZDZIAŁU ! ESTE CORAZON QUE MIENTE NANANANANANAN !
Uwielbiam Cię Ardilla za cytuję '' Znając twoje wredne plany, pewnie Dula będzie w ciąży, ale wcale nie z Uckerem, a uwierz mi że jak tak zrobisz to znajdę Cię na tej twojej wsi i nikt Ci nie pomoże.''
UsuńJa też się dołączam do gróźb :P
Dulce to wariatka ale Ucker jak w to wszystko uwierzy i Dulce nie pomoże to obetnę mu tego ptaszka przy samych jajkach i będzie wykastrowany !
No i Dulka się dorobiła!
OdpowiedzUsuńChciała być ofiarę, to teraz nią jest.Ma to o co się prosiła.
Uwielbiam takie popaprane sytuacje.Nie lubię jak jest bardzo kolorowo.Takie akcje nadają życiu smaku. Ten Federico to cwany lis, nieźle wkopał Dule. Superrrrrr rozdział nie mogę doczekać się nowego:)
1
Super rozdział :)) czekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuńDulce zaczyna mnie denerwować z tą swoją pesymistyczną postawą. No ok, boi się ale bez przesady. Tylko 10% jest możliwości ,że dziecko będzie chore! Co ona odwala!? I jeszcze teraz to się całkiem wkopała. Nie no, jaka ona jest nieodpowiedzialna, nie myśli?! a wcześniej taka rozsądna dziewczyna z niej była. Gada z byłym przez chwilę i od razu daje się na kawę zaprosić. I jeszcze sobie z nim gdzieś poszła. Nie chciałabym być teraz na jej miejscu, bo Ucker chyba w szał wpadnie. No ale wspomniałaś ,że będzie dobrze i to trochę mnie uspokaja. Czekam wiec do następnego ;*
OdpowiedzUsuń