Ucker:
Cieszę się, że moja Dulcia jest taka kochana i chce pomóc moim przyjaciołom, to bardzo ładnie z jej strony. Mam tylko nadzieję, że Ann się nie zdenerwuje, że Dulce się wtrąca i się nie pokłócą... To byłaby klęska, bo Dul więcej by się na ten temat nie odezwała. Oby spokojnie pogadały i coś dotarło do tej idiotki. Ale oczywiście moja rola w tym też jest duża, bo rozmowa z Ponchem też może do najłatwiejszych nie należeć. No niestety prawda jest taka, że to od nich wszystko zależy, my możemy tylko zmusić ich do myślenia, nic więcej. Siedziałem na kładce z Ponchem i łowiliśmy ryby, a dzieci biegały wkoło, wygłupiały się, chlapały wodą i generalnie jak to dzieci kombinowały, żeby było super. Oczywiście ciągle mieliśmy ich na oku, bo jakby nie było mają niecałe cztery latka i odpowiedzialności od nich wymagać nie można, zwłaszcza od mojej córci, która po mamusi jest królową głupich pomysłów. Jednak musiałem jej dać troszkę luzu, żeby móc pogadać z Ponchem, bo w sumie przecież po to tu jesteśmy. Nie wiem, jak rozwiązała to Dula, ale ja nie będę owijać w bawełnę i zapytam wprost:
-Jesteś z Ann tylko ze względu na Małego, prawda?
-Tak, poza synem właściwie nic nas łączy.- odpowiedział ze smutkiem, patrząc w bliżej nieokreślony punkt.
-Wiem, jak ciężkie jest takie życie... Chociaż to zupełnie inna sytuacja, bo wy sami tak zdecydowaliście, to rozumiem Cię, bo to samo przeżyłem z Dul. Was łączy chociaż dziecko, my byliśmy sobie całkiem obcy.
-W sumie nie wiem, co gorsze... Wy chociaż nie musieliście udawać, że jesteście szczęśliwą rodzinką i mogliście zupełnie olać ten pierdzielony, nic niewarty papierek i żyć po swojemu. A ja? Mieszkam z Ann, tworzymy rodzinę, jestem z nią, choć nie fizycznie. Wiesz jak to czasami wykończa? Ucker, ja z nią śpię, ale zajmujemy dwa przeciwne brzegi łóżka, a ja nie mam i nigdy nie miałem kochanki! Poważnie, przez prawie cztery lata żyję w celibacie z czystej uczciwości.
-A Anahi? Ona też Cię nie zdradza?
-Raczej też nie, z tego co mi wiadomo. Oboje zupełnie oddaliśmy się dziecku i poświęcamy się dla niego, jak tylko możemy.
-Uważam, że to trochę bez sensu... Chyba trochę przesadziliście, przecież mnóstwo dzieci wychowuje się w niepełnej rodzinie i są w stanie być szczęśliwe. Tym bardziej, że wasza sytuacja jest w ogóle wyjątkowa ze względu na to, że nigdy nie byliście razem dobrowolnie. Męczycie tylko siebie nawzajem i tracicie młodość... W ogóle które z was takie mądre to wymyśliło?
-No właściwie to ja... Już wtedy w szpitalu zaraz po narodzinach Miguela. Ann była załamana całą tą sytuacją, kłótnią z Tobą, bała się o Miguela i wtedy się zadeklarowałem, że przy niej będę, no i tak zostało.
-Poczekaj... Czyli poza kontaktem fizycznym to wszystko inne jest? W sensie... Spędzacie razem czas, rozmawiacie, wspieracie się?
-Trudno powiedzieć... Ja się staram i nigdy nie zostawiam Any z niczym samej. Z rozmową bywa bardzo różnie, bo na niewiele tematów rozmawiamy tak swobodnie, a czas spędzamy razem tylko we trójkę dla Miguela. Owszem zdarza się, że muszę ją intensywnie pocieszać, przytulać i w ogóle jak ma doła, co u niej jest dość częste. Dbam o rodzinę najlepiej jak potrafię i zależy mi na dobru żony tak samo jak i syna. Naprawdę bardzo ją lubię i ogólnie nie narzekam na nasze wspólne życie.
-Poncho, jak Ci na niej zależy, to staraj się bardziej! Jak już zdobyliście się na taki krok, to nie róbcie wszystkiego, żeby jak najbardziej tego żałować. Coś Ci powiem... Na początku małżeństwa z Dul nienawidziłem jej, rodziców, losu i miałem dość po kilku dniach. Jednak później tak się sprawy potoczyły, że dziś nie mogę bez niej żyć. Zrozumiałem, że czasami coś w naszym życiu jest złudzeniem, mitem, który trzeba obalić, ale do tego trzeba odrobiny wysiłku i mnóstwa uczuć. Gdybym wtedy nie odważył się wyznać Duli miłości, gdybym nie zastanowił się chwilę nad moimi uczuciami, to nie wiem, jak by to wszystko teraz wyglądało. Ale wiem jedno... Nie byłbym tak szczęśliwy, bo to miłość do Dulce dała mi tyle szczęścia. Pomyśl teraz... Gdybyś mi to powiedział dziesięć, czy nawet jeszcze pięć lat temu, nie uwierzyłbym. Nie znosiłem tej wariatki i sam się dodatkowo nakręcałem, ale wystarczyło posłuchać swojego serca, które wbrew wszystkiemu od dawna uwielbiało Dulcie, jej energię i podły charakterek. Zmierzam do tego, że być może wasz wybór wcale nie jest zły, po prostu nie umiecie dobrze pokierować swoim życiem i uczuciami.- powinienem zostać księdzem, mistrzowskie kazanie, haha.
-Myślisz, że mogę coś czuć do Ann? Że ja tak naprawdę mogę ją kochać?- hmm... Chyba to nim trochę wstrząsnęło.
-No skoro Ci na niej zależy, nie jest Ci obojętna, to może warto się nad tym zastanowić?... W tym Ci już pomóc nie mogę, sam musisz rozpoznać to u siebie, poczuć coś w jakimś momencie, kiedy będziesz blisko niej. Jeśli nadal nic z tego nie wyniknie, to znasz moje zdanie... Dla mnie nie ma nic gorszego niż udawane uczucia, relacje. Brzydzę się czymś takim i nie wiem, jak możecie żyć w takim zakłamaniu. No chyba, że jednak rzeczywiście jest coś na rzeczy i to nie jest do końca kłamstwem... Jeśli nic się nie zmieni, powinniście się rozwieść w zgodzie, tak byłoby dla wszystkich najlepiej.
-Pewnie masz rację i być może chciałbym być bliżej z Ann. Kiedyś już z nią gadałem, chciałem coś zmienić, ale niewiele to dało i nadal jest tak samo. Wydaje mi się, że ona boi się do mnie zbliżyć, że tak jej jest wygodniej. Wiem, że jej także nie podoba się do końca takie życie, ale nie stara się, żeby było lepiej. Czuję się, jakby wszystko zależało ode mnie, a przecież ona tak samo ma wpływ na nasze relacje.
-No właśnie... Wiesz, jaka ona jest... Jej trzeba wszystko przedstawić dużymi literami. Musisz z nią poważnie porozmawiać i nie pozwolić jej się wykręcić. Posłuchaj, ta sytuacja jest do rozwiązania, musicie się tylko postarać, myśl racjonalnie.
-Dzięki za tą rozmowę, jestem gotowy na rozmowę z moją żoną.
Jeszcze chwilę tam posiedzieliśmy, oczywiście nic nie złowiliśmy i wróciliśmy pod nasz domek. Dulce i Ann leżały na kocyku, słuchając muzyki. Podeszliśmy do nich cicho wraz z dziećmi i oblaliśmy je wodą z wiaderek. Biedne zaczęły piszczeć na cały głos... Nie dziwię się w sumie, bo na ich mocno rozgrzanych słońcem ciałach wylądowała zimna woda. Jak już ogarnęły, co się w ogóle stało, to były tak wkurzone, że od razu równo wstały i się na nas rzuciły. Razem z Ponchem skończyliśmy pod wodą, podtapiani przez te wredne małpy. On nie bardzo umiał sobie z Anahi poradzić, ale ja zmanipulowałem Dul i zacząłem całować. W końcu się uspokoiła i oddawała moje pocałunki.
-Misja wykonana, kochanie.- powiedziałem jej na ucho.
-To super, mi też poszło całkiem dobrze.- odpowiedziała równie cicho.
-Duluś, nie uważasz, że na kimś jeszcze powinnyśmy się zemścić?- zapytała Ann, wskazując na dzieci, które w jednej chwili zaczęły uciekać.
Oczywiście ich złapały, położyły na kocyku i łaskotały. Chyba z dziesięć minut słuchaliśmy śmiechu naszych kochanych dzieciaków, jak je podle męczyły. W końcu dały im spokój, a oni uciekli do domku.
-Ej, dobra, już was nie gonimy! Chodźcie tu, zrobimy grilla!- krzyknęła Dul, a oni niepewnie wrócili i usiedli na ławeczce, kiedy my wzięliśmy się za rozpalanie grilla.
Anahi:
Po obiedzie spędzaliśmy leniwe popołudnie we czwórkę z dziećmi. Dul i Ucker leżeli na kocyku wtuleni w siebie. Co chwile się całowali, wygłupiali i ogólnie dobrze się bawili jak to zakochani. A ja siedziałam na drugim kocyku pogrążona w swoich myślach. Po rozmowie z Dul zaczęłam się poważnie zastanawiać nad swoim życiem. Sytuacje pogorszył mój kochany synek... Patrząc na Dulce i Christophera, zamilkł na chwilę, po czym powiedział do mnie i Poncha:
-Mamo, tato... A dlaczego wy się nie całujecie?
-Jak to nie? Przecież się całujemy...- odpowiedziałam z nerwowym uśmiechem, szukając pomocy w oczach męża.
-Ale bardzo rzadko... Nie kochacie się?- ciągnął dalej Miguel.
-Jasne, że tak, skarbie.- zapewnił Poncho.
-To pocałuj mamę.- zażyczył sobie, a Poncho dał mi szybkiego buziaka.
-Ale nie tak... Co wy się całować nie potraficie?- Dula i Ucker mieli niezły ubaw, ale mi już nie było do śmiechu...
Poncho powoli zbliżył się do mnie i pocałował. Za każdym razem w takich chwilach zamykałam oczy i czułam się dziwnie... Dotyk ust Poncha sprawiał, że zapominałam o wszystkim i chciałam więcej. Nie miałam ochoty tego w ogóle przerywać, bo było naprawdę przyjemnie. Jednak w moim sercu pojawiał się ból, a w oczach łzy... Co z tego, że daje mi kilka minut szczęścia, jak poza tym nic między nami nie ma, a wszystko jest na niby. Dul miała rację, Miguel też nie jest w pełni szczęśliwy i już zauważa, że coś jest nie tak. I w tym momencie to było dla mnie dużym ciosem... Zdałam sobie sprawę z tego, że to co robiłam przez ostatnie trzy lata, nie miało żadnego sensu. Tylko straciłam swój cenny czas, a i tak nie wyszło to nikomu na dobre. Nawet mojemu dziecku! A przecież taki był plan, do cholery... Miałam poświęcić się dla synka, zasłużyłam tylko na to, po tym co zrobiłam. Wtedy wydawało mi się to dobrym rozwiązaniem i w sumie nic złego się nie stało... Ale w tym momencie coś we mnie pękło i zrozumiałam, że tak być nie może! Nie można całe życie udawać, bo to nikomu nie służy, a już na pewno nie Miguelowi! Jestem beznadziejna... Poncho całował mnie czule, dość namiętnie, a w moich oczach zbierało się coraz więcej łez i w końcu już nie mogłam. Oderwałam się od niego, spojrzałam w jego oczy i ruszyłam do domku, mówiąc jedynie ciche "przepraszam". Wszyscy stali jak wryci, a ja pobiegłam do sypialni mojej i Poncha. Rzuciłam się na łóżko z płaczem niczym nastolatka po kłótni z rodzicami. Było mi tak cholernie źle, nie mogłam poradzić sobie z własnymi myślami. Chyba z godzinę tak leżałam i płakałam, choć już nawet nie miałam siły. Nie wiedziałam, co zrobić z własnym życiem. Miałam pewność tylko co do jednego: nie może być tak, jak jest teraz. Kiedy udało mi się już troszkę uspokoić i starałam się zasnąć, żeby choć na chwilę zapomnieć, usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Intuicja podpowiadała mi, że to mój mąż, poznaję go po krokach. Nie musiałam długo czekać, a moje przypuszczenia się potwierdziły:
-Ann, co Ci jest?- zapytał, siadając na brzegu łóżka i kładąc rękę na moim ramieniu.
-Chyba musimy się rozwieść.- powiedziałam, nawet na niego nie spoglądając.
-Ej, no coś Ty... Czemu? Co Cię tak nagle wzięło?- mówił delikatnym głosem, przytulając mnie czule od tyłu.
-Rozmawiałam z Dul i uświadomiła mi, że to nie ma sensu. Nikt w tej rodzinie nie jest szczęśliwy, nawet Miguel... Więc po co się męczyć? Proszę, zakończmy tą farsę, dopóki jeszcze żyjemy w zgodzie.- usiadłam już zwrócona w jego stronę.
-Nie uwierzysz w to, co Ci teraz powiem... Gadałem z Uckerem i uświadomił mi coś zupełnie odwrotnego... Ja chcę z Tobą być, Ann. Naprawdę, to małżeństwo jest dla mnie ważne, Ty jesteś... Zależy mi na Tobie i chcę twojego szczęścia. Dla mnie ten związek nie jest męką, farsą, czy jak Ty to jeszcze nazywasz... Posłuchaj mnie uważnie. Jesteśmy rodziną, bo tak wyszło, tak zdecydowaliśmy i nie da się tak szybko tego skreślić. Okej, między nami niby nic nie ma i jesteśmy razem dla dobra naszego dziecka... Teoretycznie. Ale weź pod uwagę jeszcze jedną rzecz... Jesteśmy małżeństwem, skarbie i chociaż śpimy pół metra od siebie, to pod wieloma innymi względami chcąc, nie chcąc, jesteśmy razem... Pomijając już fakt, że łączy nas domowy budżet, to istnieje coś takiego jak przyjaźń, przywiązanie, wsparcie, współczucie, obecność, uczciwość, pomoc, rozmowa, czułość... Długo by wymieniać czynniki, które nas łączą. Fizycznie razem nie jesteśmy, jasne. Ale ja czuję się z Tobą mocno związany i to wcale nie z obowiązku. I coś Ci opowiem, co za pewne mocno Tobą wstrząśnie: Kocham Cię, w pewien sposób łączy nas miłość i to dość głęboka.
-Poncho, ja... Ja już nie wiem, co o tym myśleć.- wydukałam i znów całkiem się rozkleiłam.
-Nie myśl, skarbie... Czuj.- powiedział i przygarnął mnie do siebie, zakleszczając w swoich ramionach.
-Czuję, że powoli sama siebie niszczę. To trochę tak, jakbym popełniła samobójstwo i powoli umierała.- mówiłam cicho, a on ciągle mnie tulił i głaskał po plecach.
-No i właśnie o tym mówię... Czujesz się teraz bardzo źle, a ja jestem przy Tobie i robię, co tylko mogę, żeby było lepiej. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak wiele starań włożyłem w to małżeństwo, nigdy Cię z niczym samej nie zostawiłem. Niezależnie od sytuacji Ty i Miguel jesteście dla mnie na pierwszym miejscu tak samo. Nie próbuję Cię teraz na siłę zatrzymać, bo masz rację... Pewnie najłatwiej byłoby się rozstać i "zakończyć tą farsę". Ale nie po to spędziliśmy ze sobą trzy lata, żeby nagle się poddać i zniszczyć wszystko, co już udało nam się zbudować. Wybór należy do Ciebie, możemy się rozwieść.- teraz to ja już całkiem nie wiem... On ma dużo racji, ale takie życie jest po prostu męczące.
-Nie wiem, cholera, nie wiem... Mam ochotę uciec od tego wszystkiego, żeby nie musieć już niczego udawać! Ale teraz uświadamiasz mi, że ja też bardzo się do Ciebie przywiązałam i byłoby mi źle bez Ciebie. Przez te trzy lata stałeś mi się w jakiś sposób bliski. Doceniam twoje starania i dziękuje, że zawsze jesteś przy mnie, gdy Cię potrzebuję. W zasadzie, to pojawiasz się zawsze, gdy jestem smutna, gdy płaczę, jakbyś to wyczuwał. Ja być może też bym chciała Cię pokochać, choć nie bardzo wiem, jaki rodzaj miłości masz na myśli. Ale boję się, strach mnie ogranicza i nie pozwala żyć w zgodzie ze sobą. Przepraszam, że ciągle byłam dla Ciebie oschła, ale nie potrafiłam inaczej. W tym momencie zrozumiałam, że nie jesteśmy sobie obcy, bo rzeczywiście wiele nas łączy. Ale obawiam się, że to za mało, by być szczęśliwym małżeństwem.
-A czego według Ciebie nam brakuje?
-Miłości, bo to chyba powinno być podstawą związku.
-Wiesz co? Spróbuj zmienić nastawienie, to działa. Dzięki rozmowie z Uckerem, pomyślałem o tym trochę inaczej. On i Dula się nienawidzili, a przerodziło się to w wielką miłość. Myślę, że do pewnych spraw trzeba po prostu dorosnąć i dać głos sercu. Postarajmy się uzewnętrznić wszystkie nasze uczucia, dobrze? Pozwól mi poczuć to co Ty, nie bój się. Jestem teraz najbliższą Ci osobą i dobrze wiesz, że Cię nie skrzywdzę. Możesz zrobić i powiedzieć wszystko, a ja to zaakceptuję. Nigdy nie próbowałem Cię oceniać i osądzać nawet kosztem relacji z przyjacielem. Zależy mi na Tobie, kochanie! Dopiero teraz zaczynam to naprawdę rozumieć i chciałbym, żebyś dała mi możliwość poznania w pełni swoich uczuć i choć trochę twoich. Proszę, poczekaj z tym rozwodem.
-Spokojnie, jeszcze nigdzie nie idę. Masz rację, muszę przestać się bać i otworzyć serce na nowe uczucia. Zacznijmy od jednego... Pocałuj mnie, proszę. Tak jak wcześniej, ale już nie po to, żeby komuś coś udowodnić. Chcę mieć pewność, że nie wywołuje to u mnie głębszych uczuć, bo mam pewne wątpliwości.
-Dziwnie się będę czuł, całując Cię w pustym pokoju i to dlatego, że sama mnie o to poprosiłaś. Tak bez świadków...
-Tak prawdziwie?- dodałam z uśmiechem.
-Właśnie.
To było już ostatnie jego słowo... Siedzieliśmy i tak bardzo blisko siebie, a on powoli zbliżał się do moich ust. Patrzył mi ciągle w oczy, jakby nie wierzył, że sama tego chciałam. W końcu delikatnie dotknął moich warg swoimi. Zarzuciłam ręce na jego szyję, by być jeszcze bliżej i zamknęłam oczy. Z powolnego, delikatnego pocałunku zrodziło się coś wręcz dzikiego. Całowaliśmy się bardzo namiętnie, nasze języki wariowały we wspólnym tańcu. Jeszcze nigdy nas tak nie poniosło, a czułam, że to dopiero początek. Nie wiem, jak to się stało, ale już po chwili siedziałam okrakiem na kolanach mojego męża, przez co nie było między nami ani milimetra przerwy. Jego ręce wędrowały po moich plecach i ramionach, głaskając je czule. Pod wpływem chwili i rozkoszy, jaką dawał mi Poncho już samym pocałunkiem, zapragnęłam więcej. W około pięć sekund ściągnęłam jego koszulkę, a po chwili on zrobił to samo. Prawie nie schodziliśmy ze swoich ust na wypadek, gdyby któreś z nas chciało zrezygnować. Miałam w siebie tyle odwagi, ile jeszcze nigdy nie miałam i nie czekając długo, zaczęłam odpinać rozporek jego jeansów, których po chwili całkiem się pozbyliśmy. Niedługo potem nastał ten moment, kiedy byliśmy w samej bieliźnie, którą też trzeba ściągnąć. Jednym ruchem odpiął mi stanik i odrzucił go na bok. W tej chwili spojrzałam na niego lekko przerażonym wzrokiem, bo dotarło do mnie, że to dzieje się naprawdę. Po kilku sekundach mojej niepewności wróciliśmy do namiętnych pocałunków i dotykania siebie nawzajem po całym ciele. Zostałam delikatnie położona na poduszkę, a Poncho był na mnie i coraz odważniej składał mokre pocałunki na mojej skórze. W końcu jakby jednomyślnie zaczęliśmy ściągać swoje majtki. Głaskał mnie po udach, delikatnie zsuwając cienki materiał, który do tej pory nas dzielił. Ja zrobiłam to dużo szybciej i wreszcie nastał ten wyczekiwany moment. Byliśmy tak blisko, że bliżej się już nie da, czułam na sobie każdy centymetr jego ciała, aż w końcu znalazł się we mnie. Wszedł powoli i delikatnie, nie przestając mnie całować.
-Ej, nikt tu nie wejdzie?- zapytałam nagle, lekko przestraszona.
-Spokojnie, Dulce i Ucker zajmują się Miguelem, a drzwi są zamknięte. Nie myśl o niczym, skarbie.- uspokoił mnie czułym głosem, uśmiechając się słodko.
-Dobrze, ale proszę... Bądź delikatny, pozwól mi zapomnieć...- nie dał mi skończyć, bo zamknął mi usta swoimi.
-No już, wiem.- wydukał, całując mnie czule w czoło.
Po tym krótkim dialogu wszystko na dobre się zaczęło. Poruszał się we mnie powoli, dając mi tym mnóstwo przyjemności w połączeniu z pocałunkami i dotykiem dłoni. Gładził delikatnie opuszkami palców moją skórę na niemal całym ciele, a jego usta wędrowały od moich warg, przez szyję aż do dekoltu i ramion. Było mi niezmiernie dobrze, mimo że tak słodko i spokojnie. Mruczałam cichutko do jego ucha, a on oddychał już dość ciężko. Doszliśmy prawie w tym samym czasie. Opadł bezsilnie na mnie, przytulając mnie mocno. Po chwili zmieniliśmy pozycję i to ja leżałam wtulona w mojego męża. Odpoczywaliśmy po dobrym seksie w swoich objęciach, ciesząc się sobą nawzajem. Poncho ciągle głaskał mnie po ramieniu, łaskocząc bardzo przyjemnie.
-Wiesz co? Chyba jeszcze nigdy nie zrobiłem czegoś tak spontanicznego.- stwierdził z boskim uśmiechem, a ja podniosłam głowę i patrzyłam mu w oczy.
-Ja też, ale nie żałuję. Podobało mi się i zresztą potrzebowałam tego.
-To co z rozwodem?
-Nieaktualne.- zaśmiałam się, z powrotem wtulając się w męża.
A buu xD 3 komentarze w prawie tydzień... Tragedia :/ Zawiodłam się na was normalnie... Ale dobra, zawsze tak jest pod koniec opka :( Stwierdziłam, że nie ma sensu czekać na komy typu "dodaj nowy", bo po wyświetleniach widać, że sporo osób już przeczytało ;) A jak już wspominałam, chcę skończyć to dodawać i zacząć kolejne. Skończył się właśnie pierwszy tydzień ferii, jeszcze jeden :) Wiecie co? Miałyśmy z kuzynką dzisiaj dziwne fazy i próbowałyśmy kanapki z sałatą i dżemem, i parówki z czekoladą, haha nwm po co o tym tu piszę :DD Tego drugiego naprawdę bardzo nie polecam xD Planujemy spróbować jeszcze sól z cukrem haha :) Dobra, bo jestem tak śpiąca, że się kompromituję xD
Pa pa, do następnego :*