niedziela, 26 lutego 2017

Epilog "Mi guerra y mi paz"

*7 MIESIĘCY PÓŹNIEJ*

Dulce:
Nie sądziłam, że można być tak szczęśliwym i to w małżeństwie. Tak, w małżeństwie! Właśnie jestem w podróży poślubnej z Uckerem. Kiedyś nienawidziłam go jeszcze bardziej, jak był moim mężem. Teraz kocham go jeszcze bardziej od słów "jesteście mężem i żoną". Nasz ślub był przepiękny... Miałam piękną białą suknię, a Ucker bardzo elegancki garnitur. Wszystko było tak wspaniale przygotowane, co jest zasługą Ann i Poncha, ale i naszych rodziców. Tak, pomogli nam w organizacji ślubu i wesela! Nie jestem pewna, co do reszty, ale moja mama zrobiła to z dobroci serca, bo rozmawiałam z nią i przyznała, że jest ze mnie dumna. Zresztą ona miała łzy w oczach na ślubie tak samo jak ja. Ogólnie to była bardzo wzruszająca i piękna chwila, co widać było także po Uckerku. A teraz uwaga... Miesiąc miodowy spędzamy w "naszym" domku w Andach. Tak, tym domku, w którym chowaliśmy się przed Amadorem. Wspaniale było wrócić tu po prawie pięciu latach, po tak wielu przeżyciach. To tutaj zaczęła się nasza miłość, tu mieliśmy pierwszy raz, pierwsze szczere rozmowy, pocałunki, tyle głupich kłótni. Dziś, gdy wracamy do tych wspomnień, jednocześnie chce nam się śmiać i płakać, bo pewne sytuacje były tak idiotyczne, te wszystkie kłótnie... Ale wszystko to miało swój urok i zostanie na zawsze w naszych sercach. W naszym życiu nie zawsze było kolorowo, były momenty słodkie i gorzkie... Jednak to wszystko doprowadziło nas do tego momentu... Jesteśmy szczęśliwym małżeństwem, mamy wspaniałą córeczkę, a co za tym idzie codziennie walczymy z całym światem, ale i czasem ze sobą nawzajem. Kłótnie w naszym domu są podstawą, ale na szczęście to nas tylko wzmacnia. Miłości nam nie brakuje, naprawdę. Ostatnio zgodziłam się nawet na drugie dziecko. Zrobiłam Uckerowi niespodziankę i przestałam brać tabletki antykoncepcyjne, bo przecież chciał mieć drugie dziecko. Co do drugiego dziecka... Ann jest w ciąży! Ułożyło im się bardzo dobrze i oboje zrozumieli, że łączy ich wyjątkowe uczucie. Oni też tworzą wspaniałą rodzinę, która niedługo się powiększy. Wszyscy są z tego powodu szczęśliwi i nie mogą się doczekać. To super uczucie... Ja, Ucker, Ann i Poncho... Prawie całe życie razem. Poprzez różne przejścia doszliśmy do teraz i w końcu jesteśmy szczęśliwi.
Pamiętacie, jak poznałam się z Uckerem? Przedszkole, samochodzik... My tą chwilę mamy w pamięci i często ją wspominamy. W dodatku jesteśmy jednomyślni... Rano przed naszym ślubem, Ucker podszedł do mnie, mówiąc:
-Kochanie, mam dla Ciebie prezent ślubny.
-Serio? Ja dla Ciebie też. Dobra, Ty pierwszy.- powiedziałam z szerokim uśmiechem.
-Szukałem go chyba od pół roku i w końcu znalazłem. Posłuchaj, skarbie... W przedszkolu zabrałaś mi samochodzik, który był ewidentnie mój. Dlatego postanowiłem dać Ci taki sam, żeby Ci nie było smutno.- powiedział, dając mi mały, zabawkowy samochodzik, identyczny jak ten z przedszkola, a ja zaczęłam się śmiać.
-Po pierwsze ten samochodzik był mój. A po drugie to już chyba ten etap, kiedy czytasz mi w myślach... Pomyślałam o tym samym i też kupiłam Ci taki samochodzik, żeby nie było Ci smutno.- dałam mu taką samą zabawkę, całując go słodko.
-Ten samochodzik był mój, zapamiętaj sobie.- ciągnęłam dalej.
-O na pewno nie, wredna małpo... Spadaj.- udał obrażonego, po czym zatopił się w moich wargach w dłuższym, namiętnym pocałunku.
Taki miły powrót do początku ze szczyptą magii dzisiejszej wielkiej miłości. Poznaliśmy się w dość nietypowy, wyjątkowy sposób. I kto by pomyślał, że kiedyś połączy nas tak głębokie uczucie, które nie pozwoli nam z siebie zrezygnować?... No cóż, tak miało być, widocznie jesteśmy sobie pisani. Nie wiem, co ja bym zrobiła bez Uckera... Nie tylko teraz, ale przez całe życie. Kocham go nad życie i zarówno dla niego jak i dla mojej córki, ja Dulce, największa egoistka na Ziemi skoczyłabym w ogień. Niesamowite, że tak wiele się zmienia, gdy dorastamy do pewnych spraw i uczymy się radzić sobie z otaczającym nas światem i problemami.


No hejo!! 
Witam pod epilogiem tego opowiadania :) Wgl to byłam w szoku, jak zobaczyłam tak, że to opowiadanie dodawałam od lipca, a pisać zaczęłam rok temu xD Skończyłam pisać to kolejne opko i jestem z niego strasznie dumna :D Mi się bardzo podoba, zobaczymy jak Wam. Ach ten mój narcyzm, haha ;) Ale niestety po skończeniu tego opka w mojej głowie nastała pustka :/ Mam milion pomysłów na sekundę, ale żaden nie jest tak dobry, żeby się nadawał na opowiadanie, wszystko takie jakieś nieskładne XD No także dziękuję Wam z całego serca za to, że jesteście ze mną i byliście przez całe opowiadanie :* Kocham Was, kocham❤  Jejku ja tak strasznie emocjonalnie i uczuciowo do tego podchodzę ;) No cóż, nic na to nie poradzę :P Wgl to wiecie dodaję to dzisiaj tak na zakończenie ferii. Nie chcę do szkoły :/ 
P.S. Monika zaczyna nowe opowiadanie, więc wpadajcie do niej wszyscy, co czekali na coś nowego ;)
No to do następnego, tzn do prologu :* 

środa, 22 lutego 2017

43. "Tak już zostanie"

Anahi:
Obudziłam się w objęciach męża. Dawno nie byłam tak wyspana i zadowolona. Było mi cieplutko, milutko i przyjemnie po raz pierwszy od trzech lat. Okazało się, że Poncho już nie spał i mi się przyglądał.
-Dzień dobry, królewno.- powiedział z uśmiechem, dając mi słodkiego buziaka w kącik ust.
-Cześć...- odpowiedziałam leniwo, przeciągając się.
-Wiesz, że już jest po dziesiątej?- zapytał, co bardzo mnie zszokowało.
-To troszkę późno... Ale wiesz co? Nasz syn jest w dobrych rękach, nie spieszy mi się i chcę jeszcze spać. Wniosek? Możesz iść zrobić mi śniadanko.
-Nie wiem, jak to wywnioskowałaś, ja bym chyba na to nie wpadł... Ale nie ma takich, albo leżymy dalej albo idziemy jeść razem. Nie chcę sam wysłuchiwać uwag, pytań i domysłów Duli i Uckera. Musimy tam iść razem.
-Skąd pomysł, że będą się nami interesować?
-Anysiu, czy nie wydaje Ci się dziwne to, że w tym samym czasie z Tobą rozmawiała Dulce, a ze mną Christopher?
-Myślisz, że to był spisek?
-Jasne, jestem tego prawie pewny. I chyba musimy im podziękować za wtrącanie się w nie swoje sprawy. Ale powiedz mi najpierw jedną rzecz, Ann... Tylko szczerze i konkretnie: Czy chcesz walczyć o nasze małżeństwo? Chcesz, żeby coś jeszcze z tego było? Jesteś na to gotowa i masz dość siły?- ehh, ta chwila musiała w końcu nadejść...
-Ojej, to trudne... Nie chcę Cię stracić, to wiem na pewno. Zależy mi na Tobie, jesteś kochany, a w nocy było super... Ale nadal się boję mocno w to angażować, bo boję się, że znów mogę się przeliczyć i będę cierpieć. Jednak nie chcę więcej marnować sobie życia i jestem gotowa spróbować. Nie wiem, co z tego będzie i mam pewne obawy, ale chcę zawalczyć o nas, o nasze małżeństwo i naszą rodzinę, żebyśmy w końcu wszyscy byli szczęśliwi. Tylko proszę Cię, powoli... Nie zakładaj od razu, że będę w Tobie szalenie zakochana, ale chyba jestem w stanie kiedyś mocno Cię pokochać.
-Nawet nie wiesz, jakie to dla mnie ważne. Dziękuję za szansę, na pewno jej nie zmarnuję i będę najlepszym mężem pod słońcem!- zaczął mnie tulić i całować jak wariat.
-Wystarczy, jak będziesz taki jak przez cały czas, tylko kochaj mnie bardziej. Potrzebuję twojej miłości i całej reszty tego, czego wcześniej nie doceniałam.
-Masz to jak w banku. Dobra, wstawaj, bo jestem głodny.

Dulce:
Wstałam dość wcześnie, nie budząc od razu Uckera. Znaczy przebudził się, ale dałam mu słodkiego buziaka i cicho poinformowałam go, że idę wypić kawę na tarasie. Zasnął z powrotem, a ja wyszłam z domku i usiadłam na schodach z kubkiem gorącej kawy. Lubiłam patrzeć na poranki w miejscach dalekich od wielkich miast, jak na przykład na mojej plaży na Karaibach. Stąd też wszystko wyglądało cudnie i jeszcze ten śpiew ptaków... Dla mnie bajka, zamknęłam oczy i odleciałam w swój własny świat, pełen pozytywnych myśli, marzeń. Kiedy otworzyłam oczy, by wziąć łyka kawy, zobaczyłam siedzącego obok Uckera.
-Przestraszyłeś mnie, kochanie.- powiedziałam z szerokim uśmiechem.
-Przepraszam, ale też już nie mogę spać i postanowiłem do Ciebie dołączyć. Chętnie dotrzymam Ci towarzystwa.- odpowiedział, całując mnie czule w kącik ust.
-No skoro już musisz, to siedź...- przewróciłam złośliwie oczami.
-Nad czym tak rozmyślałaś, skarbie?- zapytał po chwili.
-W sumie nad niczym szczególnym. Póki co nie mam takich zmartwień, które musiałabym rozważać w samotności i mam nadzieję, że tak już zostanie.
-Tak, też bardzo bym tego chciał. Wszystko się w końcu ułożyło i jest tak idealnie. To co? Chyba musimy pomyśleć nad drugim ślubem i może serio machniemy Espe braciszka...
-Jasne, łatwo Ci mówić, pieprzony egoisto... Nie no kiedyś na pewno, bo nie chcę, żeby moja córka była rozpieszczoną jedynaczką, ale proszę Cię... Na razie jest dobrze, tak jak jest i nie jestem gotowa na drugie dziecko. Serio chciałbyś? Już w ogóle nie mielibyśmy życia...
-No w sumie racja, jeszcze z tym poczekajmy i cieszmy się sobą, póki możemy. Ale naprawdę bym chciał drugie dziecko, żebym tym razem mógł być przy Tobie w trakcie ciąży i zajmować się dzieckiem od pierwszych dni.
-A no tak, rozumiem... Spokojnie, mamy czas.- pocałowałam go soczyście, po czym wtuliłam się w niego słodko. -A co do ślubu... Masz rację, musimy zacząć o tym myśleć. Już się w sumie nie mogę doczekać! Rozumiesz to? Prawdziwy ślub, zorganizowany po naszemu, pełen miłości, wzruszeń... Oj, to będzie piękne.- ale się rozmarzyłam... A Ucker patrzył na mnie z boskim uśmiechem.
-Jak wrócimy do domu, to poważnie się nad tym zastanowimy, też bardzo tego chcę. Aj, Duluś, skarbie mój najdroższy, tak Cię kocham!- wycałował mnie i przytulił mocno i czule, przy czym oboje śmialiśmy się wesoło.
-Przeszkadzamy?- usłyszałam za sobą głos Poncha, po czym ujrzałam jego wraz z Ann.
-Ależ skąd... Wcale nie prowadzimy właśnie żadnej ważnej rozmowy o naszym wspólnym życiu i nie jaramy się tym, że weźmiemy niedługo prawdziwy ślub.- odpowiedziałam z ironią.
-Aha, to dobrze... Bo już się bałam, że wam coś przerwiemy.- zaśmiała się Ann, siadając koło nas na schodach.
-Co tam?- zapytałam wesoło, przyglądając się Anahi i Poncho.
-A świetnie, wścibska małpo.- odpowiedział Poncho, śmiejąc się i usiadł koło żony.
-Ej no co tak ostro? Uważaj sobie... Mówisz do damy!- skarcił go żartobliwie Ucker.
-Anysiu, czy Ty to słyszysz? Ucker broni Duli!
-No wiesz... Chyba musimy się do tego w końcu przyzwyczaić.- stwierdziła z szerokim, szczerym uśmiechem, dając mi tym gwarancję, że nic już nie czuje do Uckera.
-No czas najwyższy, bo nic się już nie zmieni. Prawda, kochanie?- głos zabrał Christopher, przytulając mnie czule i całując w policzek.
-Tak, zawsze już będzie idealnie. A jak u was?- musiałam ich o to zapytać, za bardzo mnie to interesuje.
-A mówiłem, że lubią się wtrącać...- zaśmiał się Poncho.
-Ucker to rozumiem ze względu na naszą przyjaźń, ale Dulce? Przecież ona nas nawet nie lubi... Co ją obchodzi nasze życie?
-Oj, przestań... Co było, to było, wiele się zmieniło. Ja się zmieniłam, zresztą Wy też i nawet Was lubię. Zresztą jesteście ważni dla mojego ukochanego, więc dla mnie też.
-O jakie poświęcenie z miłości...- skomentował Poncho i razem z Ann zaczęli się ze mnie śmiać, a Ucker zmuszał się do powagi.
-Ej no weźcie... Kochanie, powiedz im coś! Oni się ze mnie śmieją. A w dodatku nie doceniają tego, że się nimi interesuje z dobroci serca.- powiedziałam oburzona i smutna.
-No już, skarbie, nie słuchaj ich... A teraz mówcie, co macie takie dobre humorki?- zapytał ze znaczącym uśmiechem.
-No następny cholernie wścibski, to chyba zaraźliwe. No dobra, już wam powiemy, bo uschniecie z ciekawości... No więc dzięki temu, że wczoraj się naprodukowałaś, Duluś, a Miguel w pewnym sensie potwierdził twoje słowa, miałam mega doła, poczułam, że to nie ma sensu i chciałam się już rozwodzić. Jednak udało nam się pogadać, Poncho przekonał mnie, że warto to ratować. No i od teraz spróbujemy być razem nie tylko na papierku.- wyjaśniła Anahi z delikatnym uśmiechem.
-Ojej, to świetnie!- ucieszyłam się, że będą mieli szansę na szczęście. -Widzisz? Mówiłam, że niektórym trzeba pomóc w myśleniu, bo im to nie idzie.- dodałam, zwracając się do Uckera, żeby przy okazji dopiec Ann.
-Haha, bardzo śmieszne... Teraz za pewne będziecie do końca życia nam to wypominać i się od Was nigdy nie uwolnimy...- stwierdził żartobliwie Poncho.
-Tak, właśnie. Jeszcze nie raz będziemy mieli z tego pewnie korzyści.- zaśmiał się Ucker.
-Nie no tak serio, to bardzo Wam dziękujemy. Bez Was chyba nigdy byśmy się za to nie wzięli. Zwłaszcza Tobie, Dul muszę podziękować, bo zadziałałaś na mnie na zasadzie pewnego wstrząsu, jak zwykle mówiąc wszystko, jak leci, nie patrząc na uczucia innych. Ale to pomogło, chociaż wylałam morze łez, także naprawdę dziękuję.- nagadała się i aż mnie przytuliła, co było dla mnie wielkim zaskoczeniem.
-Nie ma za co, my z Wami tylko rozmawialiśmy. Dziękuj sobie i swojemu mężowi za to, że wreszcie zdobyliście się na szczerość i odwagę.- stwierdziłam.
-Tylko obyście tego teraz nie zepsuli, dbajcie o ten związek. Postarajcie się o tą miłość, a już niedługo nie będziecie mogli bez siebie żyć.- powiedział Ucker, przyglądając im się.
-Tak, bo dobre relacje nie biorą się znikąd i potrzeba czasem dużo czasu i wysiłku, żeby było dobrze.- dodałam.
-Naprawdę Wam dziękujemy. Zresztą też za to, że zajęliście się wczoraj Miguelem.- powiedział Poncho.
-Ej no co Wy... Skorzystaliście już z tego, że dziecka nie było w nocy?- zapytał lekko zdziwiony Ucker.
-No tak jakoś wyszło...- odpowiedziała jakby zawstydzona Ann, wtulając się w Poncha.
-No widzisz, kochanie... Seks łączy małżeństwa.- stwierdził Christopher w moją stronę, śmiejąc się.
-Masz rację, w pewnym sensie łączy.- potwierdziłam, wspominając nasz pierwszy raz.

Ucker:
Bardzo się cieszyłem, że Anahi i Poncho w końcu stworzą normalną rodzinę. Pasują do siebie, a ja bardzo chcę ich szczęścia. Niezależnie od tego, ile czasu się nie odzywaliśmy, są moimi przyjaciółmi i zależy mi na nich. Fajnie by było mieć z nimi świetne relacje już zawsze i być prawie jak rodzina. Nasze dzieci razem by się wychowywały, a my ciągle spędzalibyśmy razem czas, gadając o wszystkim. Życie idealne... Cudowna żona, wspaniała córeczka i zajebiści przyjaciele! Aj, ile razy wątpiłem w taki bieg zdarzeń, a jednak tak może być i jesteśmy na bardzo dobrej drodze. Ten dzień był jednym z najlepszych podczas naszego pobytu tutaj. Cały dzień spędziliśmy z dziećmi wszyscy razem. Każdy był zadowolony z tego, co robiliśmy. Trochę pływaliśmy, leżeliśmy na plaży, graliśmy w piłkę, byliśmy na spacerze... Generalnie aktywnie i bardzo wesoło. Wieczorem zrobiliśmy ognisko, piekliśmy kiełbaski i śpiewaliśmy. Kiedy dzieci poszły spać, jeszcze zostaliśmy na dworze. To był czas zabawy dorosłych, czyli piwko, śmiech i głupoty w głowie. Po jakimś czasie gadania o wszystkim i o niczym, zaczęliśmy grać w butelkę. Oj działo się... Pytania były bardzo różne, zresztą zadania też. Najgorzej miała Dulcia. Ann kazała jej wejść do jeziora, a przypominam, że było późno, więc woda zimna. Zaczęła piszczeć, a potem zemściła się na niej, prosząc o jej telefon, po czym dodała jej ohydne zdjęcie na Facebooka i nie pozwoliła usunąć przynajmniej przez trzy dni. A że było to zadanie, to niestety musiała je wykonać. Ale mnie Dulisia też nieźle urządziła... Po tym, jak zapytałem ją, z kim było jej lepiej: ze mną, czy z Pablem (oczywiście odpowiedziała, że ze mną, bo w przeciwnym razie nie zostawiłaby Pabla), ona zapytała mnie o to samo... Miałem wybrać między nią o Anahi. To było strasznie chamskie, ale przecież Duli wolno wszystko... Powiedziałem, że powiem jej później ze względu na Ann. Później oczywiście powiedziałem, że z nią i była to święta prawda. No niestety z Anysią było tak w sumie nijako trochę. A Dulce kocham, więc w ogóle wygrywa na starcie. Żeby nie było, normalne pytania też sobie zadawaliśmy, ale te były chyba najciekawsze. W trakcie tej gry wyszła na jaw jeszcze jedna dosyć istotna sprawa... Dul chyba nie powinna o tym wiedzieć, bo strasznie się na początku przeraziła, ale szybko to przyjęła do wiadomości. A mianowicie wyznałem im, że to ja kazałem zabić Amadora w więzieniu. Zapłaciłem wtedy najgorszym przestępcom, żeby pobili go śmiertelnie. Na szczęście mnie nie zawiedli. Teraz można powiedzieć, że dzięki mojej furii z powodu utraty Dul "na zawsze", wyczyściłem nasze życie ze śmieci. Gdyby nie to, nadal byłaby obawa, że on może wrócić i nas skrzywdzić. Jak już Dulce to przetrawiła, to nawet się cieszyła, że to zrobiłem, bo wie, że to dla niej lub może bardziej z jej powodu, bo przecież nie miałem wtedy nadziei na jej odzyskanie. W każdym razie w sumie dobrze, że się dowiedziała, bo teraz już nie ma między nami żadnych tajemnic i nie będzie.


No dobra macie już ten ostatni rozdział :* Aj, jestem ostatnio dużo bardziej hojna z dodawaniem niż Wy z komentowaniem xD Jeszcze tylko kilka dni ferii... Czemu to tak szybko leci? :/ 
A i muszę tutaj oczywiście napisać oficjalne podziękowania za nowy wygląd, więc 
DZIĘKUJĘ BARDZO MONISIU :** 
Zakładając, że kiedyś wgl dotrze na mojego bloga, haha xD Komentujcie szybko, bo chcę już dodawać nowe, noo!! :D Buziaki, do następnego :*

poniedziałek, 20 lutego 2017

42. "Misja wykonana"

Ucker:
Cieszę się, że moja Dulcia jest taka kochana i chce pomóc moim przyjaciołom, to bardzo ładnie z jej strony. Mam tylko nadzieję, że Ann się nie zdenerwuje, że Dulce się wtrąca i się nie pokłócą... To byłaby klęska, bo Dul więcej by się na ten temat nie odezwała. Oby spokojnie pogadały i coś dotarło do tej idiotki. Ale oczywiście moja rola w tym też jest duża, bo rozmowa z Ponchem też może do najłatwiejszych nie należeć. No niestety prawda jest taka, że to od nich wszystko zależy, my możemy tylko zmusić ich do myślenia, nic więcej. Siedziałem na kładce z Ponchem i łowiliśmy ryby, a dzieci biegały wkoło, wygłupiały się, chlapały wodą i generalnie jak to dzieci kombinowały, żeby było super. Oczywiście ciągle mieliśmy ich na oku, bo jakby nie było mają niecałe cztery latka i odpowiedzialności od nich wymagać nie można, zwłaszcza od mojej córci, która po mamusi jest królową głupich pomysłów. Jednak musiałem jej dać troszkę luzu, żeby móc pogadać z Ponchem, bo w sumie przecież po to tu jesteśmy. Nie wiem, jak rozwiązała to Dula, ale ja nie będę owijać w bawełnę i zapytam wprost:
-Jesteś z Ann tylko ze względu na Małego, prawda?
-Tak, poza synem właściwie nic nas łączy.- odpowiedział ze smutkiem, patrząc w bliżej nieokreślony punkt.
-Wiem, jak ciężkie jest takie życie... Chociaż to zupełnie inna sytuacja, bo wy sami tak zdecydowaliście, to rozumiem Cię, bo to samo przeżyłem z Dul. Was łączy chociaż dziecko, my byliśmy sobie całkiem obcy.
-W sumie nie wiem, co gorsze... Wy chociaż nie musieliście udawać, że jesteście szczęśliwą rodzinką i mogliście zupełnie olać ten pierdzielony, nic niewarty papierek i żyć po swojemu. A ja? Mieszkam z Ann, tworzymy rodzinę, jestem z nią, choć nie fizycznie. Wiesz jak to czasami wykończa? Ucker, ja z nią śpię, ale zajmujemy dwa przeciwne brzegi łóżka, a ja nie mam i nigdy nie miałem kochanki! Poważnie, przez prawie cztery lata żyję w celibacie z czystej uczciwości.
-A Anahi? Ona też Cię nie zdradza?
-Raczej też nie, z tego co mi wiadomo. Oboje zupełnie oddaliśmy się dziecku i poświęcamy się dla niego, jak tylko możemy.
-Uważam, że to trochę bez sensu... Chyba trochę przesadziliście, przecież mnóstwo dzieci wychowuje się w niepełnej rodzinie i są w stanie być szczęśliwe. Tym bardziej, że wasza sytuacja jest w ogóle wyjątkowa ze względu na to, że nigdy nie byliście razem dobrowolnie. Męczycie tylko siebie nawzajem i tracicie młodość... W ogóle które z was takie mądre to wymyśliło?
-No właściwie to ja... Już wtedy w szpitalu zaraz po narodzinach Miguela. Ann była załamana całą tą sytuacją, kłótnią z Tobą, bała się o Miguela i wtedy się zadeklarowałem, że przy niej będę, no i tak zostało.
-Poczekaj... Czyli poza kontaktem fizycznym to wszystko inne jest? W sensie... Spędzacie razem czas, rozmawiacie, wspieracie się?
-Trudno powiedzieć... Ja się staram i nigdy nie zostawiam Any z niczym samej. Z rozmową bywa bardzo różnie, bo na niewiele tematów rozmawiamy tak swobodnie, a czas spędzamy razem tylko we trójkę dla Miguela. Owszem zdarza się, że muszę ją intensywnie pocieszać, przytulać i w ogóle jak ma doła, co u niej jest dość częste. Dbam o rodzinę najlepiej jak potrafię i zależy mi na dobru żony tak samo jak i syna. Naprawdę bardzo ją lubię i ogólnie nie narzekam na nasze wspólne życie.
-Poncho, jak Ci na niej zależy, to staraj się bardziej! Jak już zdobyliście się na taki krok, to nie róbcie wszystkiego, żeby jak najbardziej tego żałować. Coś Ci powiem... Na początku małżeństwa z Dul nienawidziłem jej, rodziców, losu i miałem dość po kilku dniach. Jednak później tak się sprawy potoczyły, że dziś nie mogę bez niej żyć. Zrozumiałem, że czasami coś w naszym życiu jest złudzeniem, mitem, który trzeba obalić, ale do tego trzeba odrobiny wysiłku i mnóstwa uczuć. Gdybym wtedy nie odważył się wyznać Duli miłości, gdybym nie zastanowił się chwilę nad moimi uczuciami, to nie wiem, jak by to wszystko teraz wyglądało. Ale wiem jedno... Nie byłbym tak szczęśliwy, bo to miłość do Dulce dała mi tyle szczęścia. Pomyśl teraz... Gdybyś mi to powiedział dziesięć, czy nawet jeszcze pięć lat temu, nie uwierzyłbym. Nie znosiłem tej wariatki i sam się dodatkowo nakręcałem, ale wystarczyło posłuchać swojego serca, które wbrew wszystkiemu od dawna uwielbiało Dulcie, jej energię i podły charakterek. Zmierzam do tego, że być może wasz wybór wcale nie jest zły, po prostu nie umiecie dobrze pokierować swoim życiem i uczuciami.- powinienem zostać księdzem, mistrzowskie kazanie, haha.
-Myślisz, że mogę coś czuć do Ann? Że ja tak naprawdę mogę ją kochać?- hmm... Chyba to nim trochę wstrząsnęło.
-No skoro Ci na niej zależy, nie jest Ci obojętna, to może warto się nad tym zastanowić?... W tym Ci już pomóc nie mogę, sam musisz rozpoznać to u siebie, poczuć coś w jakimś momencie, kiedy będziesz blisko niej. Jeśli nadal nic z tego nie wyniknie, to znasz moje zdanie... Dla mnie nie ma nic gorszego niż udawane uczucia, relacje. Brzydzę się czymś takim i nie wiem, jak możecie żyć w takim zakłamaniu. No chyba, że jednak rzeczywiście jest coś na rzeczy i to nie jest do końca kłamstwem... Jeśli nic się nie zmieni, powinniście się rozwieść w zgodzie, tak byłoby dla wszystkich najlepiej.
-Pewnie masz rację i być może chciałbym być bliżej z Ann. Kiedyś już z nią gadałem, chciałem coś zmienić, ale niewiele to dało i nadal jest tak samo. Wydaje mi się, że ona boi się do mnie zbliżyć, że tak jej jest wygodniej. Wiem, że jej także nie podoba się do końca takie życie, ale nie stara się, żeby było lepiej. Czuję się, jakby wszystko zależało ode mnie, a przecież ona tak samo ma wpływ na nasze relacje.
-No właśnie... Wiesz, jaka ona jest... Jej trzeba wszystko przedstawić dużymi literami. Musisz z nią poważnie porozmawiać i nie pozwolić jej się wykręcić. Posłuchaj, ta sytuacja jest do rozwiązania, musicie się tylko postarać, myśl racjonalnie.
-Dzięki za tą rozmowę, jestem gotowy na rozmowę z moją żoną.
Jeszcze chwilę tam posiedzieliśmy, oczywiście nic nie złowiliśmy i wróciliśmy pod nasz domek. Dulce i Ann leżały na kocyku, słuchając muzyki. Podeszliśmy do nich cicho wraz z dziećmi i oblaliśmy je wodą z wiaderek. Biedne zaczęły piszczeć na cały głos... Nie dziwię się w sumie, bo na ich mocno rozgrzanych słońcem ciałach wylądowała zimna woda. Jak już ogarnęły, co się w ogóle stało, to były tak wkurzone, że od razu równo wstały i się na nas rzuciły. Razem z Ponchem skończyliśmy pod wodą, podtapiani przez te wredne małpy. On nie bardzo umiał sobie z Anahi poradzić, ale ja zmanipulowałem Dul i zacząłem całować. W końcu się uspokoiła i oddawała moje pocałunki.
-Misja wykonana, kochanie.- powiedziałem jej na ucho.
-To super, mi też poszło całkiem dobrze.- odpowiedziała równie cicho.
-Duluś, nie uważasz, że na kimś jeszcze powinnyśmy się zemścić?- zapytała Ann, wskazując na dzieci, które w jednej chwili zaczęły uciekać.
Oczywiście ich złapały, położyły na kocyku i łaskotały. Chyba z dziesięć minut słuchaliśmy śmiechu naszych kochanych dzieciaków, jak je podle męczyły. W końcu dały im spokój, a oni uciekli do domku.
-Ej, dobra, już was nie gonimy! Chodźcie tu, zrobimy grilla!- krzyknęła Dul, a oni niepewnie wrócili i usiedli na ławeczce, kiedy my wzięliśmy się za rozpalanie grilla.

Anahi:
Po obiedzie spędzaliśmy leniwe popołudnie we czwórkę z dziećmi. Dul i Ucker leżeli na kocyku wtuleni w siebie. Co chwile się całowali, wygłupiali i ogólnie dobrze się bawili jak to zakochani. A ja siedziałam na drugim kocyku pogrążona w swoich myślach. Po rozmowie z Dul zaczęłam się poważnie zastanawiać nad swoim życiem. Sytuacje pogorszył mój kochany synek... Patrząc na Dulce i Christophera, zamilkł na chwilę, po czym powiedział do mnie i Poncha:
-Mamo, tato... A dlaczego wy się nie całujecie?
-Jak to nie? Przecież się całujemy...- odpowiedziałam z nerwowym uśmiechem, szukając pomocy w oczach męża.
-Ale bardzo rzadko... Nie kochacie się?- ciągnął dalej Miguel.
-Jasne, że tak, skarbie.- zapewnił Poncho.
-To pocałuj mamę.- zażyczył sobie, a Poncho dał mi szybkiego buziaka.
-Ale nie tak... Co wy się całować nie potraficie?- Dula i Ucker mieli niezły ubaw, ale mi już nie było do śmiechu...
Poncho powoli zbliżył się do mnie i pocałował. Za każdym razem w takich chwilach zamykałam oczy i czułam się dziwnie... Dotyk ust Poncha sprawiał, że zapominałam o wszystkim i chciałam więcej. Nie miałam ochoty tego w ogóle przerywać, bo było naprawdę przyjemnie. Jednak w moim sercu pojawiał się ból, a w oczach łzy... Co z tego, że daje mi kilka minut szczęścia, jak poza tym nic między nami nie ma, a wszystko jest na niby. Dul miała rację, Miguel też nie jest w pełni szczęśliwy i już zauważa, że coś jest nie tak. I w tym momencie to było dla mnie dużym ciosem... Zdałam sobie sprawę z tego, że to co robiłam przez ostatnie trzy lata, nie miało żadnego sensu. Tylko straciłam swój cenny czas, a i tak nie wyszło to nikomu na dobre. Nawet mojemu dziecku! A przecież taki był plan, do cholery... Miałam poświęcić się dla synka, zasłużyłam tylko na to, po tym co zrobiłam. Wtedy wydawało mi się to dobrym rozwiązaniem i w sumie nic złego się nie stało... Ale w tym momencie coś we mnie pękło i zrozumiałam, że tak być nie może! Nie można całe życie udawać, bo to nikomu nie służy, a już na pewno nie Miguelowi! Jestem beznadziejna... Poncho całował mnie czule, dość namiętnie, a w moich oczach zbierało się coraz więcej łez i w końcu już nie mogłam. Oderwałam się od niego, spojrzałam w jego oczy i ruszyłam do domku, mówiąc jedynie ciche "przepraszam". Wszyscy stali jak wryci, a ja pobiegłam do sypialni mojej i Poncha. Rzuciłam się na łóżko z płaczem niczym nastolatka po kłótni z rodzicami. Było mi tak cholernie źle, nie mogłam poradzić sobie z własnymi myślami. Chyba z godzinę tak leżałam i płakałam, choć już nawet nie miałam siły. Nie wiedziałam, co zrobić z własnym życiem. Miałam pewność tylko co do jednego: nie może być tak, jak jest teraz. Kiedy udało mi się już troszkę uspokoić i starałam się zasnąć, żeby choć na chwilę zapomnieć, usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Intuicja podpowiadała mi, że to mój mąż, poznaję go po krokach. Nie musiałam długo czekać, a moje przypuszczenia się potwierdziły:
-Ann, co Ci jest?- zapytał, siadając na brzegu łóżka i kładąc rękę na moim ramieniu.
-Chyba musimy się rozwieść.- powiedziałam, nawet na niego nie spoglądając.
-Ej, no coś Ty... Czemu? Co Cię tak nagle wzięło?- mówił delikatnym głosem, przytulając mnie czule od tyłu.
-Rozmawiałam z Dul i uświadomiła mi, że to nie ma sensu. Nikt w tej rodzinie nie jest szczęśliwy, nawet Miguel... Więc po co się męczyć? Proszę, zakończmy tą farsę, dopóki jeszcze żyjemy w zgodzie.- usiadłam już zwrócona w jego stronę.
-Nie uwierzysz w to, co Ci teraz powiem... Gadałem z Uckerem i uświadomił mi coś zupełnie odwrotnego... Ja chcę z Tobą być, Ann. Naprawdę, to małżeństwo jest dla mnie ważne, Ty jesteś... Zależy mi na Tobie i chcę twojego szczęścia. Dla mnie ten związek nie jest męką, farsą, czy jak Ty to jeszcze nazywasz... Posłuchaj mnie uważnie. Jesteśmy rodziną, bo tak wyszło, tak zdecydowaliśmy i nie da się tak szybko tego skreślić. Okej, między nami niby nic nie ma i jesteśmy razem dla dobra naszego dziecka... Teoretycznie. Ale weź pod uwagę jeszcze jedną rzecz... Jesteśmy małżeństwem, skarbie i chociaż śpimy pół metra od siebie, to pod wieloma innymi względami chcąc, nie chcąc, jesteśmy razem... Pomijając już fakt, że łączy nas domowy budżet, to istnieje coś takiego jak przyjaźń, przywiązanie, wsparcie, współczucie, obecność, uczciwość, pomoc, rozmowa, czułość... Długo by wymieniać czynniki, które nas łączą. Fizycznie razem nie jesteśmy, jasne. Ale ja czuję się z Tobą mocno związany i to wcale nie z obowiązku. I coś Ci opowiem, co za pewne mocno Tobą wstrząśnie: Kocham Cię, w pewien sposób łączy nas miłość i to dość głęboka.
-Poncho, ja... Ja już nie wiem, co o tym myśleć.- wydukałam i znów całkiem się rozkleiłam.
-Nie myśl, skarbie... Czuj.- powiedział i przygarnął mnie do siebie, zakleszczając w swoich ramionach.
-Czuję, że powoli sama siebie niszczę. To trochę tak, jakbym popełniła samobójstwo i powoli umierała.- mówiłam cicho, a on ciągle mnie tulił i głaskał po plecach.
-No i właśnie o tym mówię... Czujesz się teraz bardzo źle, a ja jestem przy Tobie i robię, co tylko mogę, żeby było lepiej. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak wiele starań włożyłem w to małżeństwo, nigdy Cię z niczym samej nie zostawiłem. Niezależnie od sytuacji Ty i Miguel jesteście dla mnie na pierwszym miejscu tak samo. Nie próbuję Cię teraz na siłę zatrzymać, bo masz rację... Pewnie najłatwiej byłoby się rozstać i "zakończyć tą farsę". Ale nie po to spędziliśmy ze sobą trzy lata, żeby nagle się poddać i zniszczyć wszystko, co już udało nam się zbudować. Wybór należy do Ciebie, możemy się rozwieść.- teraz to ja już całkiem nie wiem... On ma dużo racji, ale takie życie jest po prostu męczące.
-Nie wiem, cholera, nie wiem... Mam ochotę uciec od tego wszystkiego, żeby nie musieć już niczego udawać! Ale teraz uświadamiasz mi, że ja też bardzo się do Ciebie przywiązałam i byłoby mi źle bez Ciebie. Przez te trzy lata stałeś mi się w jakiś sposób bliski. Doceniam twoje starania i dziękuje, że zawsze jesteś przy mnie, gdy Cię potrzebuję. W zasadzie, to pojawiasz się zawsze, gdy jestem smutna, gdy płaczę, jakbyś to wyczuwał. Ja być może też bym chciała Cię pokochać, choć nie bardzo wiem, jaki rodzaj miłości masz na myśli. Ale boję się, strach mnie ogranicza i nie pozwala żyć w zgodzie ze sobą. Przepraszam, że ciągle byłam dla Ciebie oschła, ale nie potrafiłam inaczej. W tym momencie zrozumiałam, że nie jesteśmy sobie obcy, bo rzeczywiście wiele nas łączy. Ale obawiam się, że to za mało, by być szczęśliwym małżeństwem.
-A czego według Ciebie nam brakuje?
-Miłości, bo to chyba powinno być podstawą związku.
-Wiesz co? Spróbuj zmienić nastawienie, to działa. Dzięki rozmowie z Uckerem, pomyślałem o tym trochę inaczej. On i Dula się nienawidzili, a przerodziło się to w wielką miłość. Myślę, że do pewnych spraw trzeba po prostu dorosnąć i dać głos sercu. Postarajmy się uzewnętrznić wszystkie nasze uczucia, dobrze? Pozwól mi poczuć to co Ty, nie bój się. Jestem teraz najbliższą Ci osobą i dobrze wiesz, że Cię nie skrzywdzę. Możesz zrobić i powiedzieć wszystko, a ja to zaakceptuję. Nigdy nie próbowałem Cię oceniać i osądzać nawet kosztem relacji z przyjacielem. Zależy mi na Tobie, kochanie! Dopiero teraz zaczynam to naprawdę rozumieć i chciałbym, żebyś dała mi możliwość poznania w pełni swoich uczuć i choć trochę twoich. Proszę, poczekaj z tym rozwodem.
-Spokojnie, jeszcze nigdzie nie idę. Masz rację, muszę przestać się bać i otworzyć serce na nowe uczucia. Zacznijmy od jednego... Pocałuj mnie, proszę. Tak jak wcześniej, ale już nie po to, żeby komuś coś udowodnić. Chcę mieć pewność, że nie wywołuje to u mnie głębszych uczuć, bo mam pewne wątpliwości.
-Dziwnie się będę czuł, całując Cię w pustym pokoju i to dlatego, że sama mnie o to poprosiłaś. Tak bez świadków...
-Tak prawdziwie?- dodałam z uśmiechem.
-Właśnie.
To było już ostatnie jego słowo... Siedzieliśmy i tak bardzo blisko siebie, a on powoli zbliżał się do moich ust. Patrzył mi ciągle w oczy, jakby nie wierzył, że sama tego chciałam. W końcu delikatnie dotknął moich warg swoimi. Zarzuciłam ręce na jego szyję, by być jeszcze bliżej i zamknęłam oczy. Z powolnego, delikatnego pocałunku zrodziło się coś wręcz dzikiego. Całowaliśmy się bardzo namiętnie, nasze języki wariowały we wspólnym tańcu. Jeszcze nigdy nas tak nie poniosło, a czułam, że to dopiero początek. Nie wiem, jak to się stało, ale już po chwili siedziałam okrakiem na kolanach mojego męża, przez co nie było między nami ani milimetra przerwy. Jego ręce wędrowały po moich plecach i ramionach, głaskając je czule. Pod wpływem chwili i rozkoszy, jaką dawał mi Poncho już samym pocałunkiem, zapragnęłam więcej. W około pięć sekund ściągnęłam jego koszulkę, a po chwili on zrobił to samo. Prawie nie schodziliśmy ze swoich ust na wypadek, gdyby któreś z nas chciało zrezygnować. Miałam w siebie tyle odwagi, ile jeszcze nigdy nie miałam i nie czekając długo, zaczęłam odpinać rozporek jego jeansów, których po chwili całkiem się pozbyliśmy. Niedługo potem nastał ten moment, kiedy byliśmy w samej bieliźnie, którą też trzeba ściągnąć. Jednym ruchem odpiął mi stanik i odrzucił go na bok. W tej chwili spojrzałam na niego lekko przerażonym wzrokiem, bo dotarło do mnie, że to dzieje się naprawdę. Po kilku sekundach mojej niepewności wróciliśmy do namiętnych pocałunków i dotykania siebie nawzajem po całym ciele. Zostałam delikatnie położona na poduszkę, a Poncho był na mnie i coraz odważniej składał mokre pocałunki na mojej skórze. W końcu jakby jednomyślnie zaczęliśmy ściągać swoje majtki. Głaskał mnie po udach, delikatnie zsuwając cienki materiał, który do tej pory nas dzielił. Ja zrobiłam to dużo szybciej i wreszcie nastał ten wyczekiwany moment. Byliśmy tak blisko, że bliżej się już nie da, czułam na sobie każdy centymetr jego ciała, aż w końcu znalazł się we mnie. Wszedł powoli i delikatnie, nie przestając mnie całować.
-Ej, nikt tu nie wejdzie?- zapytałam nagle, lekko przestraszona.
-Spokojnie, Dulce i Ucker zajmują się Miguelem, a drzwi są zamknięte. Nie myśl o niczym, skarbie.- uspokoił mnie czułym głosem, uśmiechając się słodko.
-Dobrze, ale proszę... Bądź delikatny, pozwól mi zapomnieć...- nie dał mi skończyć, bo zamknął mi usta swoimi.
-No już, wiem.- wydukał, całując mnie czule w czoło.
Po tym krótkim dialogu wszystko na dobre się zaczęło. Poruszał się we mnie powoli, dając mi tym mnóstwo przyjemności w połączeniu z pocałunkami i dotykiem dłoni. Gładził delikatnie opuszkami palców moją skórę na niemal całym ciele, a jego usta wędrowały od moich warg, przez szyję aż do dekoltu i ramion. Było mi niezmiernie dobrze, mimo że tak słodko i spokojnie. Mruczałam cichutko do jego ucha, a on oddychał już dość ciężko. Doszliśmy prawie w tym samym czasie. Opadł bezsilnie na mnie, przytulając mnie mocno. Po chwili zmieniliśmy pozycję i to ja leżałam wtulona w mojego męża. Odpoczywaliśmy po dobrym seksie w swoich objęciach, ciesząc się sobą nawzajem. Poncho ciągle głaskał mnie po ramieniu, łaskocząc bardzo przyjemnie.
-Wiesz co? Chyba jeszcze nigdy nie zrobiłem czegoś tak spontanicznego.- stwierdził z boskim uśmiechem, a ja podniosłam głowę i patrzyłam mu w oczy.
-Ja też, ale nie żałuję. Podobało mi się i zresztą potrzebowałam tego.
-To co z rozwodem?
-Nieaktualne.- zaśmiałam się, z powrotem wtulając się w męża.


A buu xD 3 komentarze w prawie tydzień... Tragedia :/ Zawiodłam się na was normalnie... Ale dobra, zawsze tak jest pod koniec opka :( Stwierdziłam, że nie ma sensu czekać na komy typu "dodaj nowy", bo po wyświetleniach widać, że sporo osób już przeczytało ;) A jak już wspominałam, chcę skończyć to dodawać i zacząć kolejne. Skończył się właśnie pierwszy tydzień ferii, jeszcze jeden :) Wiecie co? Miałyśmy z kuzynką dzisiaj dziwne fazy i próbowałyśmy kanapki z sałatą i dżemem, i parówki z czekoladą, haha nwm po co o tym tu piszę :DD Tego drugiego naprawdę bardzo nie polecam xD Planujemy spróbować jeszcze sól z cukrem haha :) Dobra, bo jestem tak śpiąca, że się kompromituję xD 
Pa pa, do następnego :* 

wtorek, 14 lutego 2017

41. "Dla dobra dziecka"

Dulce:
Odkąd byliśmy u Ann i Poncha, nasze relacje z nimi są naprawdę dobre. Ucker jest taki szczęśliwy, że odzyskał swoje dawne życie i to nawet lepsze, bo póki co bez problemów. Kamień spadł mi z serca, kiedy powiedział, że Anahi nic już do niego nie czuje i też chce tylko przyjaźni. W ogóle to jestem w stanie ją polubić, bo nawet ona się zmieniła i jest całkiem okej. Szczerze mówiąc, trochę mi ich szkoda... Poświęcili się dla dziecka, wzięli ślub, a nic ich nie łączy. Wiem, co to znaczy być z kimś bez miłości, ale w ich sytuacji to dużo gorsze, bo są sobie zupełnie obcy. No nie zazdroszczę takiego życia, biedni. Jednak stwierdziliśmy z Uckerem, że trzeba im pomóc. Ja to mediatorem powinnam zostać, wszystkich tu połączę, haha. Wymyśliliśmy coś genialnego, przy okazji też dla nas. Zaproponowaliśmy im wspólny wyjazd i oczywiście się zgodzili. Pojechaliśmy z dziećmi nad piękne jezioro do domku letniskowego. Espe i Miguel byli bardzo zadowoleni z wakacji i od razu pobiegli do wody. Było to idealne miejsce dla dzieci, bo bardzo długo było płytko, więc mogą się bawić w wodzie i nie muszą na samym brzegu. Znaczy oczywiście ustaliliśmy im sztywne zasady, co do zabawy w wodzie i z tego, co zdążyłam się zorientować, Miguel dużo bardziej się słucha niż Esperanza, więc będziemy w miarę spokojni. Na początek rozpakowaliśmy się w pokojach, po czym poszliśmy na zewnątrz rozpalić grilla. Ucker jest w tym mistrzem, to było naprawdę pyszne! Po tym obiedzie wszyscy byliśmy po prostu nażarci i nie mogliśmy się ruszyć. Położyliśmy się na trawie i patrzyliśmy na prawie bezchmurne niebo. Nie wiem, jak to się stało, ale zasnęłam wtulona w Uckera, a on razem ze mną. Obudziliśmy się pod wieczór, a Ann z Ponchem i dziećmi grali w piłkę. W sumie to nas obudzili, bo dość głośno się śmiali. Podeszliśmy do nich i zaczęliśmy grać z nimi, zrobiliśmy taką wojnę płci, dziewczyny na chłopaków. Zabawa była świetna, ale w końcu przestaliśmy liczyć punkty i nikt nie wygrał. Zacznijmy od tego, że ani ja ani Ann niezbyt mamy pojęcie o piłce nożnej, ale na szczęście to była gra z dziećmi, czyli żadne zasady się nie liczyły. Po skończonej grze Esperanza i Miguel pobiegli do domku się bawić, a my w czwórkę poszliśmy do wody. Wygłupialiśmy się, chlapaliśmy, podtapialiśmy i co tylko można było robić. Było bardzo wesoło i czułam się, jakby to od zawsze byli moi przyjaciele, a nie jedynie przyjaciele mojego męża, których nie znoszę. Oni naprawdę zmienili się na lepsze i jestem w stanie ich polubić. A może to ja się zmieniłam i po prostu wyszłam do nich z otwartym sercem? Myślę, że wszystko po trochu. Po jakimś czasie poprosiliśmy Anahi i Poncha, żeby zajęli się naszą córką, bo chcemy pobyć trochę we dwoje. Bez problemu się zgodzili, a my poszliśmy na spacer cudnym brzegiem jeziora.
-Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem szczęśliwa.- powiedziałam z uśmiechem, wtulając się w Christophera.
-Wiem, skarbie, bo czuję to samo. Jestem w Tobie bez pamięci zakochany, uwielbiam Cię. Chcę spędzić z Tobą resztę życia, tworząc tak cudną rodzinę. Chociaż właściwie rodzinę zawsze można jeszcze powiększyć...- powiedział i zaczął mnie namiętnie całować i podgryzać w szyję, a ja wskoczyłam na niego i oplotłam się nogami wokół jego bioder.
-Ale że tak tutaj?- zapytałam, śmiejąc się.
-A dlaczego nie? Nikt tu przecież nie przyjdzie, a ja mam na Ciebie wielką ochotę.- mój kochany napaleniec wpił się w moje usta i oparł mnie o drzewo.
-Okej, ale nie zetrzyj mi pleców na tym drzewie.
-Kochanie, za kogo Ty mnie uważasz? Zawsze na pierwszym miejscu dbam, żeby Tobie było dobrze, więc nie zrobię Ci krzywdy, spokojnie. No teraz to mnie normalnie obraziłaś...- stwierdził, pociągając zębami za moją dolną wargę, co lekko zabolało.
-Przepraszam, więcej w Ciebie nie zwątpię, misiu. Rób, co chcesz! Jestem cała twoja.- odchyliłam się bardziej do tyłu na drzewo, rozkładając ręce na boki w geście stuprocentowego oddania się w jego łaskę.
-To już wiemy...- powiedział seksownym głosem i zaczął składać mokre pocałunki na moich rękach.
Wsadził obie dłonie do mojego stanika od stroju, którego nie odpiął za pewne dlatego, że jesteśmy na dworze, i zaczął głaskać moje piersi. Wyginałam się na wszystkie strony pod wpływem przyjemności, jaką mi tym sprawiał. Poza tym stanikiem miałam na sobie jeszcze spodenki i majtki od stroju, więc niewiele, a on miał w ogóle tylko kąpielówki. Po cudownym masażu, wziął się właśnie za pozbycie się moich spodenek. Odpiął je i powoli ściągnął, a majtki rozwiązał mi tylko z jednej strony i już wiadomo gdzie powędrowała jego rączka. On tu tak dba o mnie, żeby nikt przypadkiem za dużo w razie co nie zobaczył, a ja poszłam na całość i najzwyczajniej w świecie zdjęłam jego kąpielówki. Także postanowiłam się trochę z nim pobawić i robiłam mu dobrze ręką. Niespodziewanie odsunął moją rękę, po czym mając dłonie na moich pośladkach, nakierował mnie na właściwe miejsce i automatycznie znalazł się we mnie. Mruczałam wprost do jego ucha, a on wchodził wciąż głębiej, sprawiając mi coraz więcej rozkoszy. I teraz to się już rozpoczęła prawdziwa gra namiętności... Nasze ciała, oddechy, bicie serca i nasze usta idealnie ze sobą współgrały. Poruszaliśmy się wspólnym rytmem, który co chwilę się zmieniał w zależności od naszych sił. Bywały także nieco ostrzejsze momenty, kiedy Ucker mnie po prostu rżnął, a ja piszczałam, nie mogąc sobie poradzić z własnymi doznaniami. Jednak rzeczywiście nawet wtedy nie dopuszczał do tego, by choćby troszkę obdarły mi się plecki. Podkładał swoje ręce, ale moją skórę idealnie chronił. Po tych ostrzejszych chwilach następowało wyciszenie i obsypywał mnie tysiącem słodkich pocałunków, jakby chciał mnie w pewien sposób przeprosić. Nie wiem tylko po co, bo mi się to bardzo podoba, tym bardziej że on to i tak robi z czułością, co jest urocze. Mój mistrzu oczywiście doprowadził do tego, że ja doszłam kilka razy, a on tylko raz na sam koniec. Jeszcze przez chwilę zostaliśmy w tej pozycji, by odpocząć. Co jakiś czas dostawałam delikatnego buziaka, albo słyszałam "Kocham Cię" wyszeptane wprost do mojego ucha. Po jakimś czasie odsunął się ode mnie, a ja przez chwilę byłam tak strasznie słaba i skołowana, że musiał mnie przytrzymać, bo czułam, że się przewracam.
-Jak zwykle mnie wykończyłeś, brutalu.- powiedziałam, śmiejąc się.
-Aj, Duluś... Tak Cię, skarbie, kocham!- przytulił mnie mocno i wycałował słodko. -Wracamy?- zapytał po chwili, kiedy byliśmy już prawie ubrani.
-Tak, ale powolutku, spacerkiem. Nie spieszy mi się nigdzie, wolę być tylko z Tobą. Bo wiesz... Musimy nadrobić trzy lata.- wtuliłam się w niego i powoli szliśmy w kierunku domku.
-Ej, to co zrobimy z Ann i Poncho? Mieliśmy ich jakoś połączyć.
-Nie połączyć, tylko uświadomić im, że takie życie nie ma sensu. Okej, posłuchaj... Ja pogadam z Anahi, a Ty z Poncho. Ja z nim już gadałam, więc po co kolejny raz.
-Kiedy z nim gadałaś?- ups...
-Aj, no i się wydałam... Bo to ja pomogłam w tym, żebyście się spotkali. Dzwoniłam do Poncha, widziałam się z nim i gadaliśmy. Chciałam, żebyście się pogodzili, żebyś był w pełni szczęśliwy. Odwaliłam samowolkę, ale w trosce o Ciebie, więc nie możesz być zły.- zaczęłam się tłumaczyć, bo nie mogłam przewidzieć jego reakcji.
-Kochanie, nie jestem zły... Dziękuję, moja ślicznotko najsłodsza, jesteś kochana! Dzięki Tobie jestem niewyobrażalnie szczęśliwy, bo mam wszystko, co kiedyś straciłem. Jesteś aniołem, skarbie.- przytulił mnie, aż podnosząc.
-Uff, to dobrze... Nie ma za co. Ale wracając do twoich przyjaciół: Ja gadam z nią, a Ty z nim. I nie masz mu na siłę wpierać, że kocha Ann i jeszcze może być z nią szczęśliwy. Musisz mu kazać się nad tym po prostu zastanowić i pogadać z "żoną". Ja tak samo pogadam z tą idiotką i zobaczymy, co z tego będzie.
-Okej, spróbujemy na nich wpłynąć. Normalnie życiowa misja.- zaśmiał się delikatnie.
-Damy radę i jeszcze będą przykładnym małżeństwem, zobaczysz. Zresztą kochanie, nam wszystko się udaje, więc to też musi.
-Tak, w najgorszym wypadku rozwiodą się w zgodzie.- stwierdził i oczywiście słusznie.

Dopiero następnego dnia nadarzyła się okazja do rozmowy z Anahi. Ucker i Poncho zabrali dzieci na spacer, mają łowić ryby. Oby zajęło im to jak najwięcej czasu, bo rozmowa z tą wariatką może nie być łatwa. Korzystając ze spokoju pod nieobecność dzieci, postanowiłyśmy się poopalać. Wzięłyśmy sobie kocyk, paczkę chipsów i zrobiłyśmy niezbyt mocne drinki. Przed wyjściem mój cudowny były, a zarazem przyszły mąż nasmarował mnie olejkiem do opalania, żebym się nie spaliła, argumentując tym, że wtedy nie dałabym się dotknąć. Też fakt, ale ja dobrze wiem, że on się o mnie po prostu bardzo troszczy. Leżąc na kocu z Ann i słuchając jakiejś lekkiej muzyczki, w końcu zaczęłam rozmowę:
-Masz cudownego synka, fajny chłopiec.
-Tak, jest uroczy i kocham go nad życie.- odpowiedziała z szerokim uśmiechem.
-Podziwiam Cię, ja zamierzałam oddać swoje dziecko do adopcji, w razie gdyby okazało się owocem gwałtu. Była taka możliwość, bo Amador wtedy...- na szczęście nie musiałam kończyć.
-Tak, wiem o tym. Poncho powiedział mi wszystko, co wyprawiał ten frajer. Serio oddałabyś wtedy swoje dziecko?
-Myślę, że tak. Nie potrafiłabym go wychować, a Ty bardzo wiele poświęciłaś dla swojego syna. Naprawdę Cię podziwiam, Ann.- ja to mam gadkę, haha, ale to jest zupełnie szczere.
-Wiesz, to trochę inna sytuacja, bo Miguel jest synem Poncha, a nie jakiegoś jebanego mafiozy.- stwierdziła, co bardzo mnie cieszy, bo sama mnie naprowadza na właściwy temat.
-Tak, ale jakby nie patrzeć, to był gwałt i na pewno bym się nie odważyła jeszcze wyjść w takiej sytuacji za ojca dziecka.
-Aj, Dul... Pewne sytuacje zmieniają człowieka, kiedyś też bym w życiu nie pomyślała, że zrobię coś takiego. Byłam sama z chorym dzieckiem, bo nie wiem czy wiesz, ale miałam z Miguelem duże kłopoty, jak się urodził, bo był bardzo słaby, ledwo pracowało mu serduszko i w ogóle. No ciężko było naprawdę, a Poncho bardzo mi pomógł, jest świetnym ojcem. Strasznie się bałam o mojego synka, a on mnie wspierał najlepiej jak tylko potrafił. I jeszcze ta sprawa z Uckerem... Byłam wykończona psychicznie i sama bym sobie nie poradziła. Jestem mu wdzięczna za to, że jest przy mnie i jako jedyny był wtedy, kiedy nikogo nie było, bo nawet rodzina się ode mnie odwróciła, twierdząc, że przynoszę wstyd.- wow, jestem w szoku, że ona mi się tak zwierza, zaraz zostaniemy przyjaciółkami.
-Wspierał Cię, jesteś mu wdzięczna, jest dobrym ojcem... A kochasz go?- no to drastycznie przechodzimy do konkretów.
-Nie, jesteśmy razem tylko dla dobra dziecka.
-Sorry, ale gorszej bzdury nie słyszałam. Myślisz, że dziecko będzie szczęśliwe w rodzinie, w której nie ma miłości? W rodzinie, która istnieje tylko na papierku, przy nim, przy ludziach?... Przecież to głupota, niszczycie sobie życie. Zastanów się, przecież to w ogóle nie ma sensu...
-Być może, ale przecież nikomu nie dzieje się krzywda... Miguel jest szczęśliwy, a my całkiem dobrze się dogadujemy i nie kłócimy się aż tak.
-I myślisz, że to wystarczy, żeby spędzić razem całe życie? Powiedz mi, czy kiedykolwiek rozmawialiście ze sobą, mówiąc o sobie, o swoich uczuciach, przeżyciach, myślach i planach? Z doświadczenia wiem, że w miłości to jest najważniejsze, naprawdę. Coś Ci powiem... Byłam z Pablem trzy lata, chociaż nigdy go nie kochałam. Zawsze miałam z nim świetne relacje, bo był moim przyjacielem. Rozmawiałam z nim o wszystkim, jak Ty z Uckerem. Ale nie byłam szczęśliwa, bo brakowało miłości. Starałam się pokochać go tak, jak on kocha mnie, ale po dwóch tygodniach spędzonych z Uckerem, zrozumiałam, że nie da się czegoś nakazać swojemu sercu. W związku z Pablem było okej, choć na pewno lepiej niż w twoim i Poncha, bo my byliśmy dużo bliżej. Ale nikt nie jest w stanie zastąpić mi Uckera, bo go kocham całym sercem. I chociaż jestem bogatsza o cenne doświadczenia, to czuję, że straciłam czas, będąc z Pablem, bo po prostu nie byłam szczęśliwa. Mówię Ci to, żeby Cię w pewnym sensie ostrzec, bo kiedyś nadejdzie dzień, gdy się obudzisz ze świadomością, że zmarnowałaś sobie życie, a może być już za późno.
-Czekaj... Sugerujesz, że powinnam rozwieść się z Ponchem?- słuchała mnie uważnie i odezwała się po chwili refleksji.
-No nie do końca. Sugeruję, żebyś się po prostu zastanowiła. Skoro już poświęciliście się w ten sposób, to może spróbujcie walczyć o to małżeństwo. Ale razem, bo inaczej nic z tego nie będzie. Czy kiedykolwiek rozmawialiście o tym, żeby coś zmienić na lepsze, bo coś jest nie tak?
-Tak, jakiś czas temu Poncho kazał mi się zastanowić, czy warto to kontynuować. Więcej do tego nie wrócił, na szczęście chyba zapomniał.
-Aj, Any... Na pewno nie zapomniał, po prostu odpuścił, bo już zgłupiał i nie wie, co robić. A co zamierzałaś mu odpowiedzieć? Zastanawiałaś się w ogóle?
-Wiesz co? Dużo nad tym myślałam i stwierdziłam, że najlepiej by było kazać jemu zadecydować. Za pewne skończyłoby się to kłótnią i cieszę się, że nie oczekiwał odpowiedzi.
-Ty nie masz o niczym pojęcia... Skoro poruszył ten temat, to ma dosyć takiego życia i nie podoba mu się to. Powiedz mi, czy kiedykolwiek się chociażby pocałowaliście, czy może boisz się go przez to, co Ci zrobił?
-Nie, już się go nie boję, bo zresztą to nie była jego wina. Jasne, że się całujemy, ale tylko przy ludziach, na pokaz. Lubię go, ale nie ma między nami żadnych uczuć, chyba nawet przyjaźnią nie można tego nazwać, choć czasami bywa między nami naprawdę dobrze i mam w nim wielkie oparcie.
-Ale nie jesteś szczęśliwa, co?
-No nie, chciałabym miłości, potrzebuję tego. Fakt, Poncho mówi do mnie często zdrobniale, a nawet przytula mnie jak mi smutno, co bardzo pomaga. Ale masz rację, taki związek szczęścia nie daje, a ja zawsze marzyłam o prawdziwej miłości.
-To taka głupia sytuacja... Ale powiem Ci, jak ja to widzę. Przede wszystkim oboje nie jesteście szczęśliwi, co dziecko niestety też odczuwa, nie oszukujmy się. Co z tego, że niby tworzycie rodzinę? Za jakiś czas Miguel zorientuje się, że się nie kochacie i zacznie o to pytać, zobaczysz. Przede wszystkim marnujecie sobie życie! Jesteś w takim wieku, że bez problemu byś znalazła sobie faceta nawet mając dziecko. Tym bardziej, że Poncho jest w porządku i pomógłby Ci się nim zajmować i nie miałabyś z tym problemu. Zresztą on tak samo... Może chciałby ułożyć sobie życie, a nie może, bo jest związany z Tobą i chcę być uczciwy. Pamiętaj, że to wszystko działa w dwie strony i on czuje to samo. Według mnie to do niczego nie prowadzi i powinniście poważnie porozmawiać. Nie wiem, być może postanowicie się do siebie zbliżyć i w najlepszym wypadku Wam się uda, albo zakończy się to rozwodem. Ale przede wszystkim nie powinno zostać dłużej tak jak jest, bo to niezdrowa relacja. Obojętność jest najgorsza, naprawdę. Porozmawiaj z nim, musicie coś cholera postanowić. No chyba, że jednak Wam odpowiada takie życie, to okej...
-Dziękuję Ci bardzo, ale dlaczego właściwie ze mną o tym rozmawiasz?
-Bo nie lubię patrzeć, jak ktoś niszczy sobie życie. Tym bardziej, że znam Was od dziecka i jesteście przyjaciółmi mojego ukochanego... Nie ma za co, lubię rozmawiać, wiesz przecież.


Hejo!!
Słabo ostatnio z komentarzami, no ale dobra... Macie rozdział tak na Walentynki :* Nie znoszę tego święta ale rozdział się przyda, jeśli ktoś spędza ten dzień tak jak ja xD
Byłam wczoraj w kinie na Greyu, polecam :) Film naprawdę świetny, boski ❤  Całą drogę do domu recenzowałyśmy film i jarałyśmy się Greyem, haha :D Uwielbiam ten film, a książki jeszcze bardziej ❤ I byłam mile zaskoczona, bo nie przepełnili tego filmu nadmiernym erotyzmem, wszystko na swoim miejscu i w odpowiednich ilościach :) 
Ja Wam powiem tak: Ruszcie się z tymi komentarzami, bo ja chcę dodawać kolejne opko ;) Jak nic mi nie wypadnie, to pewnie skończę je pisać do końca ferii :D
No to szczęśliwych walentynek z kochanymi osobami, lub chociażby samotnie z książką w ręce ;) Polecam, haha xD No to do następnego moje skarby :*


wtorek, 7 lutego 2017

40. "Kocham tą wariatkę"

Dulce:
Odkąd wróciłam do Meksyku, minęły dwa miesiące. Jestem bardzo szczęśliwa z Uckerem i naszą córką. W końcu jesteśmy prawdziwą rodziną. Do Esperanzy pomału dociera to, co się dzieje i zaczyna traktować Uckera jak ojca i tak też go nazywać. Szczerze mówiąc, nie sądziłam, że pójdzie tak łatwo... Myślę, że to dzięki temu, że miała jakieś pojęcie o tym, że Pablo nie jest jej prawdziwym ojcem i miała ten fakt na uwadze. Bez większego problemu pojęła, że jest córką Christophera, choć dosyć często wypytuje o Pabla. No jakby nie patrzeć, on dotąd ją wychowywał i pełnił rolę jej ojca, co wychodziło mu nawet nieźle. On ją naprawdę pokochał i zawsze jak dzwoni, to pyta się o nią i mówi, że tęskni. Tak, nie przestał do mnie wydzwaniać, ale już nieco rzadziej i nie gada takich bzdur typu "zostaw go, bo i tak znowu nic z tego nie będzie... Będziesz tylko cierpieć..." Poszedł w inną stronę i postanowił po prostu życzyć nam szczęścia i wyznawać mi miłość nieco dyskretniej. Mam nadzieję, że kiedyś mu całkiem przejdzie i zacznie mnie traktować jak przyjaciółkę, bo ja go strasznie lubię i nie chcę go stracić, ale nie mogę być z nim w bliskich relacjach, kiedy on mnie kocha. Błagam, niech on sobie znajdzie kobietę... Czekam na to i życzę mu z całego serca, żeby ktoś dał mu szczęście, jakiego ja dać nie mogłam. Jednak cieszy mnie fakt, że mimo wszystko się nie załamał, nie pije i normalnie funkcjonuje, pracuje i w ogóle. Tylko mój Uckerek jest zdolny do takich rzeczy...
No właśnie, wracając do niego i całej reszty mojego bliskiego otoczenia... Wiem, że on tak samo jak ja jest bardzo szczęśliwy w tym związku i podoba mu się nasze życie rodzinne. Jednak jest coś, co doprowadza go do smutku... Brak kontaktu z przyjaciółmi. Nie raz mówił, że tęskni za Ann i Poncho, ale nie wie, co z tym zrobić. No cóż... On już czasem taki jest, że nie potrafi wziąć spraw w swoje ręce i rozwiązać problemu. Nie mogłam patrzeć, jak smuci go ta sytuacja, więc postanowiłam mu trochę pomóc. Kiedy nie było go w domu, zadzwoniłam do Poncha, bo poprzedniej nocy znalazłam jego numer w telefonie Uckera, kiedy on już spał. Był bardzo zdziwiony moim telefonem, ale umówiliśmy się na kawę, miał trzymać to w tajemnicy i nie mówić Anahi. Spotkaliśmy się jeszcze tego samego dnia w kawiarni niedaleko naszego domu. Po krótkim przybliżeniu mu historii mojej i Uckera, czyli jak to się stało, że tu jestem, weszliśmy na konkretny temat:
-O czym właściwie chciałaś rozmawiać? Przecież nigdy nie byliśmy przyjaciółmi...- zapytał Poncho, domyślając się, że mam jakąś sprawę.
-No tak i właściwie robię to dla Uckera... On bardzo tęskni za Tobą i tą głupią Blondi. Chciałby odnowić waszą przyjaźń, ale nie wie, jak się do tego zabrać. Zresztą znasz go, ma czasem trudności z komunikacją... Dlatego jestem tu, żeby mu pomóc odzyskać przyjaciół, bo on tego potrzebuje do pełni szczęścia.- wyjaśniłam.
-Kochana jesteś...- stwierdził z uśmiechem. -Gdyby Ann tak się o mnie troszczyła...- dodał po chwili ze smutkiem.
-Chciałbyś? Słyszałam, że łączy Was tylko dziecko...
-No niby tak, ale właśnie o to chodzi... Taki związek jest strasznie męczący i wolałbym być z nią na normalnych warunkach, jak małżeństwo, a nie obcy ludzie. To jest naprawdę okropne... Gdybym wiedział, że tak to będzie wyglądało, to nigdy w życiu bym się na to nie zdobył.
-Dużo się kłócicie?- swoją drogą zaskakujące, że on mi się zwierza z życia prywatnego.
-Nie, tu nie chodzi o kłótnie. Wręcz przeciwnie, jesteśmy w obojętnych relacjach, a to jeszcze gorsze. Kiedyś się wykończę przez tą rutynę i brak miłości w domu. A najgorsze, że chcę być wobec niej w porządku i jestem jej wierny. Poważnie, nigdy w życiu jej nie zdradziłem, mimo że nasze małżeństwo to farsa.- to mnie zszokowało, wierność w małżeństwie jedynie na papierku, a jednak się da!
-Wow, podziwiam Cię. A powiedz mi jedną, dla mnie dość ważną rzecz... Czy ta twoja boska żonka przestała kochać się w Uckerku?
-Wiedziałem, że o to zapytasz... Nie jestem pewien. Kiedy na ten temat cudem rozmawiamy, to mówi tylko, że brakuje jej tych czasów, kiedy się przyjaźnili, ale nie wiem, czy już nie chciałaby czegoś więcej. A co, wolisz się upewnić, zanim naprawisz nasze kontakty z Uckerem?
-No można tak powiedzieć... Nie no i tak bym to zrobiła, dla Uckera jestem w stanie się poświęcić. Dobra, a teraz konkretne pytanie: Czy Tobie go brakuje tak jak jemu Ciebie?
-Tak, bo w sumie nasza przyjaźń zakończyła się w najmniej odpowiednim momencie. Wtedy potrzebowaliśmy siebie nawzajem, swojej pomocy i wsparcia. Wiesz, ta sprawa z Amadorem mocno nas do siebie zbliżyła, a później nagle on był z Ann, a ona nie chciała mnie znać, przez co rzadko się widywaliśmy. A potem okazało się, że dziecko tej wariatki jest moje, no i jakoś tak wyszło, że w konfrontacji Ucker-Anahi stanąłem po jej stronie, zostając jej mężem i niestety całkiem straciłem przyjaciela. Teraz jesteśmy tylko na "cześć, co tam?" i niewiele ma to wspólnego z tym, co było kiedyś. Oczywiście, że mi go brakuje, bo był wspaniałym przyjacielem. Niestety tak bardzo pokłócił się z Ann, że razem z nią mnie skreślił ze swojego życia. Nie dziwię mu się, bo zrobiła straszne świństwo, ale po części potrafię ją zrozumieć, bo była w chujowej sytuacji.- rozgadał się ze smutkiem w głosie, jemu też wyraźnie nie odpowiada taka relacja z Uckerem.
-No dobra, czyli chcesz to naprawić?
-Tak.- odpowiedział konkretnie i na to właśnie liczyłam.
-A ta pusta Blondyna?- nie mogę się powstrzymać od takich określeń na nią, to lepsze niż jej imię.
-Ona na pewno też bardzo tęskni za Uckerem i nie jest szczęśliwa. Tylko mówię... Nie mam pewności, czy ona do niego już nic nie czuje, także lepiej się zastanów.
-No dobra, to spotkaj się z Uckerem i zaproś nas do siebie. Wtedy wy się pogodzicie, a przede wszystkim on pogada z Ann. Tylko wiesz... Ze mną nie gadałeś.- powiedziałam z entuzjastycznym uśmiechem.
-Okej, wariatko.- zaśmiał się wesoło i poprosił kelnera o rachunek, po czym zapłacił za naszą kawę i ciastka.

Ucker:
Stało się coś niespodziewanego... Ni stąd ni zowąd zadzwonił do mnie Poncho i zaprosił mnie z rodziną do siebie do domu. To trochę dziwne, bo przecież on jest mężem Ann, a ja z nią nie gadam, no ale dobra. Może oni też mają już dość tej sytuacji i chcą naprawić nasze relacje? No nic... Zgodziłem się do nich przyjść i razem z Dulce i Esperanzą poszliśmy po południu do moich starych znajomych. Nie ukrywam, że trochę się denerwowałem, a Dulcia to czuła i ciągle mnie kochana uspokajała. Bałem się konfrontacji z Anahi, bo jednak rozmowa kiedyś bliskich osób po trzech latach milczenia, nie należy do najłatwiejszych. Zabawne... Kiedyś gadałem z nią godzinami o wszystkim, a teraz czuję, że zwykłe "cześć" może mnie wykończyć. No dobra, wdech i wydech... Czas na spotkanie, byliśmy już przed drzwiami ich domu, a Dul właśnie nacisnęła na dzwonek. Po chwili drzwi się otworzyły, stał w nich Poncho. Z nim bez problemu się przywitałem, bo w sumie przecież nie jesteśmy i nigdy nie byliśmy pokłóceni. Szepnął mi tylko, że Ann nie wie, że tu jesteśmy, super. To jeszcze bardziej mnie zestresowało, no ale już za późno, muszę stawić temu czoło.
-Tato, kto przyszedł?- zapytał mały, słodki chłopiec, wychodząc z pokoju, za pewne to ich dziecko.
-Nasi dawni przyjaciele, kochanie. Ucker, Dulce i ich córeczka...- no tak, przecież nie zna jej imienia.
-Esperanza.- dokończyła Espe, podając rękę chłopcu.
-Cześć, jestem Miguel.- powiedział ze słodkim uśmiechem. -Chodź, pobawimy się w moim pokoju, mam dużo zabawek.- zaprosił ją i poszli do pokoiku.
-Tylko nie zamykajcie drzwi!- krzyknął za nimi Poncho, troskliwy tatuś, a ten chłopczyk to prawie mój syn, o matko...
Dzieci poszły się bawić, a nas Poncho zaprosił do salonu. Zrobił nam kawę i czekaliśmy na Ann. Była w pokoju i nie słyszała, że ktoś przyszedł. Po jakimś czasie usłyszałem kroki i głos Anahi:
-Poncho, widziałeś może?...- nie dokończyła, bo głos jej się załamał na nasz widok.
-Cześć.- powiedziała jak zwykle wyluzowana Dulce z wesołym uśmiechem, też bym tak chciał.
-Hej, co tu robicie?- zapytała zdezorientowana, spoglądając raz na nas, raz na swojego męża.
-Ja ich zaprosiłem. Ann, już czas sobie wszystko wyjaśnić, porozmawiać.- odezwał się Poncho, łapiąc ją za rękę, a ona już miała łzy w oczach.
-Wiesz... Mogłeś mnie uprzedzić, bo zupełnie nie jestem na to gotowa. No ale okej, jasne pogadajmy.- na siłę się trochę uspokoiła i usiedli na przeciwko nas. -No to... Co tam u was? Słyszałam, że wyjechałaś...- zwróciła się najpierw do Duli.
-Tak, nie było mnie trzy lata. Ale Ucker mnie przez przypadek znalazł i wróciłam z nim do Meksyku. Oj, długo by opowiadać... Byłam z Pablem i ukrywałam przed Uckerem naszą córkę, no ale już wszystko się wyjaśniło i tworzymy rodzinę. To tak w skrócie. A co u was?- Dulcia mój mistrzu, rozgadała się, rozwinęła rozmowę i jakoś to leci.
-U nas nic ciekawego się przez ten czas nie działo... Jesteśmy małżeństwem, mamy dziecko i tyle.- nie ma to jak konkrety Ann. -Ucker, możemy porozmawiać w cztery oczy?- zapytała, a ja od razu wstałem i poszliśmy do kuchni.
-Tam też mogliśmy rozmawiać.- stwierdziłem, siadając na taborecie w kuchni.
-Tak, ale wiesz... Wolałam bez świadków.
-No okej, jak wolisz. I tak już dawno powinniśmy odbyć tą rozmowę. Ann, już dawno nie mam do Ciebie żalu. Minęło już tyle czasu, emocje opadły...- zacząłem, by dodać jej otuchy.
-Możliwe, ale naszej przyjaźni już i tak nie ma. Nawet nie wiesz, jak bardzo żałuję, że to zniszczyłam.
-Ej, przestań... Oboje się do tego przyczyniliśmy. Ale wiesz co? Nie rozmawiajmy o tym, co było. To znaczy, o tym co złe. Skupmy się na tym, co dobre i zapomnijmy o ostatnich czterech latach naszej znajomości, albo nieznajomości. Są rzeczy, które w ogóle nigdy nie powinny się stać... Wiesz o czym mówię. Mimo wszystko każdą chwilę z Tobą bardzo dobrze wspominam i chciałbym do tego wrócić. Tylko mam podstawowe pytanie...
-Chyba się domyślam, więc od razu Ci odpowiem: Nie, nie kocham Cię już. To była totalna pomyłka, największy błąd w moim życiu i szybko mi przeszło. Po jakimś czasie zrozumiałam, że to było tylko zauroczenie i owszem miłość... Ale do przyjaciela. Źle to wszystko zinterpretowałam, połączyłam i wyszła taka głupota. Naprawdę tego żałuję, a już tym bardziej tego, że chciałam Cię wrobić w dziecko. Boże, to było chore i już sama nie wiem, czy mam się śmiać czy płakać, myśląc o tym. Przepraszam Cię za to z całego serca, bo o mało nie zniszczyłam Ci życia.- kamień spadł mi z serca, mam szansę odzyskać przyjaciółkę.
-No dobrze, przestań już mnie przepraszać. Na szczęście nic takiego się nie stało, chodźmy już do Dul i Poncha.
-Ok. Powiedz mi... Jesteś z nią szczęśliwy?- zapytała, kiedy wychodziliśmy z kuchni.
-Tak, bardzo. Kocham tą wariatkę najbardziej na świecie, choć nie jest łatwo... A Ty jesteś szczęśliwa z Poncho?
-Wiesz co?... To dłuższy temat. Ale nie jest tak źle. Cieszę się, że Wam się w końcu ułożyło, obyście już zawsze byli tacy szczęśliwi, bo tworzycie naprawdę piękną parę.- odpowiedziała z delikatnym uśmiechem.

Dulce:
Podczas gdy Ucker rozmawiał z Anahi, ja siedziałam i gadałam o niczym z Poncho. Kiedyś go nie lubiłam, ale jest naprawdę spoko, fajnie się z nim gada.
-Jak wrócą niepokłóceni, to coś Wam pokażę. Spodoba Wam się i padniecie ze śmiechu.- powiedział, a chwilę później przyszedł Ucker z Ann.
-I co? Jest okej?- zapytałam, przyglądając im się.
-Tak, wszystko w porządku.- odpowiedział Ucker, całując mnie słodko w kącik ust.
-To super, chodźcie tu. Ostatnio coś znalazłem, patrzcie.- powiedział z entuzjazmem i włączył laptopa.
-Co to?- zapytałam zaciekawiona.
-Film z waszego ślubu i wesela. Niezłe to jest, uśmiejecie się.
-No dobra, włączaj!- nie mogłam się doczekać, aż zobaczę tą masakrę, bo to chyba najlepsze określenie.
Brzuch mnie bolał ze śmiechu, kiedy oglądaliśmy to nagranie. Od początku do końca czułam się, jakbym oglądała kabaret. Nie no to była tragedia... Ta nasza niechęć, nienawiść do całego świata... Ale teraz oglądając to, tęsknię za tym co było. Od tego dnia nasza relacja zaczęła nabierać jaśniejszych barw, choć może nie tak wprost. A w sumie już nawet kilka dni wcześniej, kiedy uciekliśmy przed rodzicami... Tak, już wtedy zrozumiałam, że Ucker nie jest taki zły, jak mi się wydawało. No niestety po ślubie moja opinia na jego temat była jeszcze gorsza, ale to już inna bajka. Siedziałam wtulona w ukochanego, gdy to oglądaliśmy i co chwilę wszyscy wybuchaliśmy śmiechem. Po jakimś czasie przybiegły dzieci i usiedli z nami. Musieliśmy im wszystko tłumaczyć, a oni śmiali się razem z nami, mimo że większości nie rozumieli. Aż zrobiliśmy pop corn jak do nie wiadomo jakiego filmu. Kiedy skończyliśmy oglądać, jeszcze chwilę pogadaliśmy o niczym i poszliśmy do domu. Byłam zaskoczona dobrymi relacjami Uckera i Anahi, naprawdę się pogodzili i gadają jak dobrzy przyjaciele. To znaczy wiadomo, że potrzeba czasu, aby było między nimi jak dawniej, ale wydaje mi się, że wszystko jest na dobrej drodze.


No hej!! Macie kolejny rozdział późno, ale to chyba oczywiste, patrząc na liczbę komentarzy :P Ja wiem, że na koniec zawsze są niezbyt ciekawe rozdziały, ale też są potrzebne, żeby zakończyć wszystkie wątki ;) Zostały jeszcze trzy i od razu mówię, że będzie tutaj dużo o Ann i Poncho, bo w środku jakoś nie było na nich miejsca, a teraz postanowiłam się na tym skupić i napisać o nich dużo na koniec. Mam nadzieję, że Wam się to spodoba :) Wgl tak świetnie mi idzie nowe opko. Zaczynam 20 rozdział, a ono nie będzie długie, więc jeszcze góra 10 rozdziałów i je skończę xD Jetem z siebie dumna :D Aj, w następnym tygodniu ferie <3 Idę z koleżankami na Greya w poniedziałek xD Haha, musiałam się pochwalić :P Dobra, lecę, a Wy komentujecie pięknie, bo już nmg się doczekać, aż zacznę dodawać nowe opowiadanie :* :)