Anahi:
Obudziłam się w objęciach męża. Dawno nie byłam tak wyspana i zadowolona. Było mi cieplutko, milutko i przyjemnie po raz pierwszy od trzech lat. Okazało się, że Poncho już nie spał i mi się przyglądał.
-Dzień dobry, królewno.- powiedział z uśmiechem, dając mi słodkiego buziaka w kącik ust.
-Cześć...- odpowiedziałam leniwo, przeciągając się.
-Wiesz, że już jest po dziesiątej?- zapytał, co bardzo mnie zszokowało.
-To troszkę późno... Ale wiesz co? Nasz syn jest w dobrych rękach, nie spieszy mi się i chcę jeszcze spać. Wniosek? Możesz iść zrobić mi śniadanko.
-Nie wiem, jak to wywnioskowałaś, ja bym chyba na to nie wpadł... Ale nie ma takich, albo leżymy dalej albo idziemy jeść razem. Nie chcę sam wysłuchiwać uwag, pytań i domysłów Duli i Uckera. Musimy tam iść razem.
-Skąd pomysł, że będą się nami interesować?
-Anysiu, czy nie wydaje Ci się dziwne to, że w tym samym czasie z Tobą rozmawiała Dulce, a ze mną Christopher?
-Myślisz, że to był spisek?
-Jasne, jestem tego prawie pewny. I chyba musimy im podziękować za wtrącanie się w nie swoje sprawy. Ale powiedz mi najpierw jedną rzecz, Ann... Tylko szczerze i konkretnie: Czy chcesz walczyć o nasze małżeństwo? Chcesz, żeby coś jeszcze z tego było? Jesteś na to gotowa i masz dość siły?- ehh, ta chwila musiała w końcu nadejść...
-Ojej, to trudne... Nie chcę Cię stracić, to wiem na pewno. Zależy mi na Tobie, jesteś kochany, a w nocy było super... Ale nadal się boję mocno w to angażować, bo boję się, że znów mogę się przeliczyć i będę cierpieć. Jednak nie chcę więcej marnować sobie życia i jestem gotowa spróbować. Nie wiem, co z tego będzie i mam pewne obawy, ale chcę zawalczyć o nas, o nasze małżeństwo i naszą rodzinę, żebyśmy w końcu wszyscy byli szczęśliwi. Tylko proszę Cię, powoli... Nie zakładaj od razu, że będę w Tobie szalenie zakochana, ale chyba jestem w stanie kiedyś mocno Cię pokochać.
-Nawet nie wiesz, jakie to dla mnie ważne. Dziękuję za szansę, na pewno jej nie zmarnuję i będę najlepszym mężem pod słońcem!- zaczął mnie tulić i całować jak wariat.
-Wystarczy, jak będziesz taki jak przez cały czas, tylko kochaj mnie bardziej. Potrzebuję twojej miłości i całej reszty tego, czego wcześniej nie doceniałam.
-Masz to jak w banku. Dobra, wstawaj, bo jestem głodny.
Obudziłam się w objęciach męża. Dawno nie byłam tak wyspana i zadowolona. Było mi cieplutko, milutko i przyjemnie po raz pierwszy od trzech lat. Okazało się, że Poncho już nie spał i mi się przyglądał.
-Dzień dobry, królewno.- powiedział z uśmiechem, dając mi słodkiego buziaka w kącik ust.
-Cześć...- odpowiedziałam leniwo, przeciągając się.
-Wiesz, że już jest po dziesiątej?- zapytał, co bardzo mnie zszokowało.
-To troszkę późno... Ale wiesz co? Nasz syn jest w dobrych rękach, nie spieszy mi się i chcę jeszcze spać. Wniosek? Możesz iść zrobić mi śniadanko.
-Nie wiem, jak to wywnioskowałaś, ja bym chyba na to nie wpadł... Ale nie ma takich, albo leżymy dalej albo idziemy jeść razem. Nie chcę sam wysłuchiwać uwag, pytań i domysłów Duli i Uckera. Musimy tam iść razem.
-Skąd pomysł, że będą się nami interesować?
-Anysiu, czy nie wydaje Ci się dziwne to, że w tym samym czasie z Tobą rozmawiała Dulce, a ze mną Christopher?
-Myślisz, że to był spisek?
-Jasne, jestem tego prawie pewny. I chyba musimy im podziękować za wtrącanie się w nie swoje sprawy. Ale powiedz mi najpierw jedną rzecz, Ann... Tylko szczerze i konkretnie: Czy chcesz walczyć o nasze małżeństwo? Chcesz, żeby coś jeszcze z tego było? Jesteś na to gotowa i masz dość siły?- ehh, ta chwila musiała w końcu nadejść...
-Ojej, to trudne... Nie chcę Cię stracić, to wiem na pewno. Zależy mi na Tobie, jesteś kochany, a w nocy było super... Ale nadal się boję mocno w to angażować, bo boję się, że znów mogę się przeliczyć i będę cierpieć. Jednak nie chcę więcej marnować sobie życia i jestem gotowa spróbować. Nie wiem, co z tego będzie i mam pewne obawy, ale chcę zawalczyć o nas, o nasze małżeństwo i naszą rodzinę, żebyśmy w końcu wszyscy byli szczęśliwi. Tylko proszę Cię, powoli... Nie zakładaj od razu, że będę w Tobie szalenie zakochana, ale chyba jestem w stanie kiedyś mocno Cię pokochać.
-Nawet nie wiesz, jakie to dla mnie ważne. Dziękuję za szansę, na pewno jej nie zmarnuję i będę najlepszym mężem pod słońcem!- zaczął mnie tulić i całować jak wariat.
-Wystarczy, jak będziesz taki jak przez cały czas, tylko kochaj mnie bardziej. Potrzebuję twojej miłości i całej reszty tego, czego wcześniej nie doceniałam.
-Masz to jak w banku. Dobra, wstawaj, bo jestem głodny.
Dulce:
Wstałam dość wcześnie, nie budząc od razu Uckera. Znaczy przebudził się, ale dałam mu słodkiego buziaka i cicho poinformowałam go, że idę wypić kawę na tarasie. Zasnął z powrotem, a ja wyszłam z domku i usiadłam na schodach z kubkiem gorącej kawy. Lubiłam patrzeć na poranki w miejscach dalekich od wielkich miast, jak na przykład na mojej plaży na Karaibach. Stąd też wszystko wyglądało cudnie i jeszcze ten śpiew ptaków... Dla mnie bajka, zamknęłam oczy i odleciałam w swój własny świat, pełen pozytywnych myśli, marzeń. Kiedy otworzyłam oczy, by wziąć łyka kawy, zobaczyłam siedzącego obok Uckera.
-Przestraszyłeś mnie, kochanie.- powiedziałam z szerokim uśmiechem.
-Przepraszam, ale też już nie mogę spać i postanowiłem do Ciebie dołączyć. Chętnie dotrzymam Ci towarzystwa.- odpowiedział, całując mnie czule w kącik ust.
-No skoro już musisz, to siedź...- przewróciłam złośliwie oczami.
-Nad czym tak rozmyślałaś, skarbie?- zapytał po chwili.
-W sumie nad niczym szczególnym. Póki co nie mam takich zmartwień, które musiałabym rozważać w samotności i mam nadzieję, że tak już zostanie.
-Tak, też bardzo bym tego chciał. Wszystko się w końcu ułożyło i jest tak idealnie. To co? Chyba musimy pomyśleć nad drugim ślubem i może serio machniemy Espe braciszka...
-Jasne, łatwo Ci mówić, pieprzony egoisto... Nie no kiedyś na pewno, bo nie chcę, żeby moja córka była rozpieszczoną jedynaczką, ale proszę Cię... Na razie jest dobrze, tak jak jest i nie jestem gotowa na drugie dziecko. Serio chciałbyś? Już w ogóle nie mielibyśmy życia...
-No w sumie racja, jeszcze z tym poczekajmy i cieszmy się sobą, póki możemy. Ale naprawdę bym chciał drugie dziecko, żebym tym razem mógł być przy Tobie w trakcie ciąży i zajmować się dzieckiem od pierwszych dni.
-A no tak, rozumiem... Spokojnie, mamy czas.- pocałowałam go soczyście, po czym wtuliłam się w niego słodko. -A co do ślubu... Masz rację, musimy zacząć o tym myśleć. Już się w sumie nie mogę doczekać! Rozumiesz to? Prawdziwy ślub, zorganizowany po naszemu, pełen miłości, wzruszeń... Oj, to będzie piękne.- ale się rozmarzyłam... A Ucker patrzył na mnie z boskim uśmiechem.
-Jak wrócimy do domu, to poważnie się nad tym zastanowimy, też bardzo tego chcę. Aj, Duluś, skarbie mój najdroższy, tak Cię kocham!- wycałował mnie i przytulił mocno i czule, przy czym oboje śmialiśmy się wesoło.
-Przeszkadzamy?- usłyszałam za sobą głos Poncha, po czym ujrzałam jego wraz z Ann.
-Ależ skąd... Wcale nie prowadzimy właśnie żadnej ważnej rozmowy o naszym wspólnym życiu i nie jaramy się tym, że weźmiemy niedługo prawdziwy ślub.- odpowiedziałam z ironią.
-Aha, to dobrze... Bo już się bałam, że wam coś przerwiemy.- zaśmiała się Ann, siadając koło nas na schodach.
-Co tam?- zapytałam wesoło, przyglądając się Anahi i Poncho.
-A świetnie, wścibska małpo.- odpowiedział Poncho, śmiejąc się i usiadł koło żony.
-Ej no co tak ostro? Uważaj sobie... Mówisz do damy!- skarcił go żartobliwie Ucker.
-Anysiu, czy Ty to słyszysz? Ucker broni Duli!
-No wiesz... Chyba musimy się do tego w końcu przyzwyczaić.- stwierdziła z szerokim, szczerym uśmiechem, dając mi tym gwarancję, że nic już nie czuje do Uckera.
-No czas najwyższy, bo nic się już nie zmieni. Prawda, kochanie?- głos zabrał Christopher, przytulając mnie czule i całując w policzek.
-Tak, zawsze już będzie idealnie. A jak u was?- musiałam ich o to zapytać, za bardzo mnie to interesuje.
-A mówiłem, że lubią się wtrącać...- zaśmiał się Poncho.
-Ucker to rozumiem ze względu na naszą przyjaźń, ale Dulce? Przecież ona nas nawet nie lubi... Co ją obchodzi nasze życie?
-Oj, przestań... Co było, to było, wiele się zmieniło. Ja się zmieniłam, zresztą Wy też i nawet Was lubię. Zresztą jesteście ważni dla mojego ukochanego, więc dla mnie też.
-O jakie poświęcenie z miłości...- skomentował Poncho i razem z Ann zaczęli się ze mnie śmiać, a Ucker zmuszał się do powagi.
-Ej no weźcie... Kochanie, powiedz im coś! Oni się ze mnie śmieją. A w dodatku nie doceniają tego, że się nimi interesuje z dobroci serca.- powiedziałam oburzona i smutna.
-No już, skarbie, nie słuchaj ich... A teraz mówcie, co macie takie dobre humorki?- zapytał ze znaczącym uśmiechem.
-No następny cholernie wścibski, to chyba zaraźliwe. No dobra, już wam powiemy, bo uschniecie z ciekawości... No więc dzięki temu, że wczoraj się naprodukowałaś, Duluś, a Miguel w pewnym sensie potwierdził twoje słowa, miałam mega doła, poczułam, że to nie ma sensu i chciałam się już rozwodzić. Jednak udało nam się pogadać, Poncho przekonał mnie, że warto to ratować. No i od teraz spróbujemy być razem nie tylko na papierku.- wyjaśniła Anahi z delikatnym uśmiechem.
-Ojej, to świetnie!- ucieszyłam się, że będą mieli szansę na szczęście. -Widzisz? Mówiłam, że niektórym trzeba pomóc w myśleniu, bo im to nie idzie.- dodałam, zwracając się do Uckera, żeby przy okazji dopiec Ann.
-Haha, bardzo śmieszne... Teraz za pewne będziecie do końca życia nam to wypominać i się od Was nigdy nie uwolnimy...- stwierdził żartobliwie Poncho.
-Tak, właśnie. Jeszcze nie raz będziemy mieli z tego pewnie korzyści.- zaśmiał się Ucker.
-Nie no tak serio, to bardzo Wam dziękujemy. Bez Was chyba nigdy byśmy się za to nie wzięli. Zwłaszcza Tobie, Dul muszę podziękować, bo zadziałałaś na mnie na zasadzie pewnego wstrząsu, jak zwykle mówiąc wszystko, jak leci, nie patrząc na uczucia innych. Ale to pomogło, chociaż wylałam morze łez, także naprawdę dziękuję.- nagadała się i aż mnie przytuliła, co było dla mnie wielkim zaskoczeniem.
-Nie ma za co, my z Wami tylko rozmawialiśmy. Dziękuj sobie i swojemu mężowi za to, że wreszcie zdobyliście się na szczerość i odwagę.- stwierdziłam.
-Tylko obyście tego teraz nie zepsuli, dbajcie o ten związek. Postarajcie się o tą miłość, a już niedługo nie będziecie mogli bez siebie żyć.- powiedział Ucker, przyglądając im się.
-Tak, bo dobre relacje nie biorą się znikąd i potrzeba czasem dużo czasu i wysiłku, żeby było dobrze.- dodałam.
-Naprawdę Wam dziękujemy. Zresztą też za to, że zajęliście się wczoraj Miguelem.- powiedział Poncho.
-Ej no co Wy... Skorzystaliście już z tego, że dziecka nie było w nocy?- zapytał lekko zdziwiony Ucker.
-No tak jakoś wyszło...- odpowiedziała jakby zawstydzona Ann, wtulając się w Poncha.
-No widzisz, kochanie... Seks łączy małżeństwa.- stwierdził Christopher w moją stronę, śmiejąc się.
-Masz rację, w pewnym sensie łączy.- potwierdziłam, wspominając nasz pierwszy raz.
Wstałam dość wcześnie, nie budząc od razu Uckera. Znaczy przebudził się, ale dałam mu słodkiego buziaka i cicho poinformowałam go, że idę wypić kawę na tarasie. Zasnął z powrotem, a ja wyszłam z domku i usiadłam na schodach z kubkiem gorącej kawy. Lubiłam patrzeć na poranki w miejscach dalekich od wielkich miast, jak na przykład na mojej plaży na Karaibach. Stąd też wszystko wyglądało cudnie i jeszcze ten śpiew ptaków... Dla mnie bajka, zamknęłam oczy i odleciałam w swój własny świat, pełen pozytywnych myśli, marzeń. Kiedy otworzyłam oczy, by wziąć łyka kawy, zobaczyłam siedzącego obok Uckera.
-Przestraszyłeś mnie, kochanie.- powiedziałam z szerokim uśmiechem.
-Przepraszam, ale też już nie mogę spać i postanowiłem do Ciebie dołączyć. Chętnie dotrzymam Ci towarzystwa.- odpowiedział, całując mnie czule w kącik ust.
-No skoro już musisz, to siedź...- przewróciłam złośliwie oczami.
-Nad czym tak rozmyślałaś, skarbie?- zapytał po chwili.
-W sumie nad niczym szczególnym. Póki co nie mam takich zmartwień, które musiałabym rozważać w samotności i mam nadzieję, że tak już zostanie.
-Tak, też bardzo bym tego chciał. Wszystko się w końcu ułożyło i jest tak idealnie. To co? Chyba musimy pomyśleć nad drugim ślubem i może serio machniemy Espe braciszka...
-Jasne, łatwo Ci mówić, pieprzony egoisto... Nie no kiedyś na pewno, bo nie chcę, żeby moja córka była rozpieszczoną jedynaczką, ale proszę Cię... Na razie jest dobrze, tak jak jest i nie jestem gotowa na drugie dziecko. Serio chciałbyś? Już w ogóle nie mielibyśmy życia...
-No w sumie racja, jeszcze z tym poczekajmy i cieszmy się sobą, póki możemy. Ale naprawdę bym chciał drugie dziecko, żebym tym razem mógł być przy Tobie w trakcie ciąży i zajmować się dzieckiem od pierwszych dni.
-A no tak, rozumiem... Spokojnie, mamy czas.- pocałowałam go soczyście, po czym wtuliłam się w niego słodko. -A co do ślubu... Masz rację, musimy zacząć o tym myśleć. Już się w sumie nie mogę doczekać! Rozumiesz to? Prawdziwy ślub, zorganizowany po naszemu, pełen miłości, wzruszeń... Oj, to będzie piękne.- ale się rozmarzyłam... A Ucker patrzył na mnie z boskim uśmiechem.
-Jak wrócimy do domu, to poważnie się nad tym zastanowimy, też bardzo tego chcę. Aj, Duluś, skarbie mój najdroższy, tak Cię kocham!- wycałował mnie i przytulił mocno i czule, przy czym oboje śmialiśmy się wesoło.
-Przeszkadzamy?- usłyszałam za sobą głos Poncha, po czym ujrzałam jego wraz z Ann.
-Ależ skąd... Wcale nie prowadzimy właśnie żadnej ważnej rozmowy o naszym wspólnym życiu i nie jaramy się tym, że weźmiemy niedługo prawdziwy ślub.- odpowiedziałam z ironią.
-Aha, to dobrze... Bo już się bałam, że wam coś przerwiemy.- zaśmiała się Ann, siadając koło nas na schodach.
-Co tam?- zapytałam wesoło, przyglądając się Anahi i Poncho.
-A świetnie, wścibska małpo.- odpowiedział Poncho, śmiejąc się i usiadł koło żony.
-Ej no co tak ostro? Uważaj sobie... Mówisz do damy!- skarcił go żartobliwie Ucker.
-Anysiu, czy Ty to słyszysz? Ucker broni Duli!
-No wiesz... Chyba musimy się do tego w końcu przyzwyczaić.- stwierdziła z szerokim, szczerym uśmiechem, dając mi tym gwarancję, że nic już nie czuje do Uckera.
-No czas najwyższy, bo nic się już nie zmieni. Prawda, kochanie?- głos zabrał Christopher, przytulając mnie czule i całując w policzek.
-Tak, zawsze już będzie idealnie. A jak u was?- musiałam ich o to zapytać, za bardzo mnie to interesuje.
-A mówiłem, że lubią się wtrącać...- zaśmiał się Poncho.
-Ucker to rozumiem ze względu na naszą przyjaźń, ale Dulce? Przecież ona nas nawet nie lubi... Co ją obchodzi nasze życie?
-Oj, przestań... Co było, to było, wiele się zmieniło. Ja się zmieniłam, zresztą Wy też i nawet Was lubię. Zresztą jesteście ważni dla mojego ukochanego, więc dla mnie też.
-O jakie poświęcenie z miłości...- skomentował Poncho i razem z Ann zaczęli się ze mnie śmiać, a Ucker zmuszał się do powagi.
-Ej no weźcie... Kochanie, powiedz im coś! Oni się ze mnie śmieją. A w dodatku nie doceniają tego, że się nimi interesuje z dobroci serca.- powiedziałam oburzona i smutna.
-No już, skarbie, nie słuchaj ich... A teraz mówcie, co macie takie dobre humorki?- zapytał ze znaczącym uśmiechem.
-No następny cholernie wścibski, to chyba zaraźliwe. No dobra, już wam powiemy, bo uschniecie z ciekawości... No więc dzięki temu, że wczoraj się naprodukowałaś, Duluś, a Miguel w pewnym sensie potwierdził twoje słowa, miałam mega doła, poczułam, że to nie ma sensu i chciałam się już rozwodzić. Jednak udało nam się pogadać, Poncho przekonał mnie, że warto to ratować. No i od teraz spróbujemy być razem nie tylko na papierku.- wyjaśniła Anahi z delikatnym uśmiechem.
-Ojej, to świetnie!- ucieszyłam się, że będą mieli szansę na szczęście. -Widzisz? Mówiłam, że niektórym trzeba pomóc w myśleniu, bo im to nie idzie.- dodałam, zwracając się do Uckera, żeby przy okazji dopiec Ann.
-Haha, bardzo śmieszne... Teraz za pewne będziecie do końca życia nam to wypominać i się od Was nigdy nie uwolnimy...- stwierdził żartobliwie Poncho.
-Tak, właśnie. Jeszcze nie raz będziemy mieli z tego pewnie korzyści.- zaśmiał się Ucker.
-Nie no tak serio, to bardzo Wam dziękujemy. Bez Was chyba nigdy byśmy się za to nie wzięli. Zwłaszcza Tobie, Dul muszę podziękować, bo zadziałałaś na mnie na zasadzie pewnego wstrząsu, jak zwykle mówiąc wszystko, jak leci, nie patrząc na uczucia innych. Ale to pomogło, chociaż wylałam morze łez, także naprawdę dziękuję.- nagadała się i aż mnie przytuliła, co było dla mnie wielkim zaskoczeniem.
-Nie ma za co, my z Wami tylko rozmawialiśmy. Dziękuj sobie i swojemu mężowi za to, że wreszcie zdobyliście się na szczerość i odwagę.- stwierdziłam.
-Tylko obyście tego teraz nie zepsuli, dbajcie o ten związek. Postarajcie się o tą miłość, a już niedługo nie będziecie mogli bez siebie żyć.- powiedział Ucker, przyglądając im się.
-Tak, bo dobre relacje nie biorą się znikąd i potrzeba czasem dużo czasu i wysiłku, żeby było dobrze.- dodałam.
-Naprawdę Wam dziękujemy. Zresztą też za to, że zajęliście się wczoraj Miguelem.- powiedział Poncho.
-Ej no co Wy... Skorzystaliście już z tego, że dziecka nie było w nocy?- zapytał lekko zdziwiony Ucker.
-No tak jakoś wyszło...- odpowiedziała jakby zawstydzona Ann, wtulając się w Poncha.
-No widzisz, kochanie... Seks łączy małżeństwa.- stwierdził Christopher w moją stronę, śmiejąc się.
-Masz rację, w pewnym sensie łączy.- potwierdziłam, wspominając nasz pierwszy raz.
Ucker:
Bardzo się cieszyłem, że Anahi i Poncho w końcu stworzą normalną rodzinę. Pasują do siebie, a ja bardzo chcę ich szczęścia. Niezależnie od tego, ile czasu się nie odzywaliśmy, są moimi przyjaciółmi i zależy mi na nich. Fajnie by było mieć z nimi świetne relacje już zawsze i być prawie jak rodzina. Nasze dzieci razem by się wychowywały, a my ciągle spędzalibyśmy razem czas, gadając o wszystkim. Życie idealne... Cudowna żona, wspaniała córeczka i zajebiści przyjaciele! Aj, ile razy wątpiłem w taki bieg zdarzeń, a jednak tak może być i jesteśmy na bardzo dobrej drodze. Ten dzień był jednym z najlepszych podczas naszego pobytu tutaj. Cały dzień spędziliśmy z dziećmi wszyscy razem. Każdy był zadowolony z tego, co robiliśmy. Trochę pływaliśmy, leżeliśmy na plaży, graliśmy w piłkę, byliśmy na spacerze... Generalnie aktywnie i bardzo wesoło. Wieczorem zrobiliśmy ognisko, piekliśmy kiełbaski i śpiewaliśmy. Kiedy dzieci poszły spać, jeszcze zostaliśmy na dworze. To był czas zabawy dorosłych, czyli piwko, śmiech i głupoty w głowie. Po jakimś czasie gadania o wszystkim i o niczym, zaczęliśmy grać w butelkę. Oj działo się... Pytania były bardzo różne, zresztą zadania też. Najgorzej miała Dulcia. Ann kazała jej wejść do jeziora, a przypominam, że było późno, więc woda zimna. Zaczęła piszczeć, a potem zemściła się na niej, prosząc o jej telefon, po czym dodała jej ohydne zdjęcie na Facebooka i nie pozwoliła usunąć przynajmniej przez trzy dni. A że było to zadanie, to niestety musiała je wykonać. Ale mnie Dulisia też nieźle urządziła... Po tym, jak zapytałem ją, z kim było jej lepiej: ze mną, czy z Pablem (oczywiście odpowiedziała, że ze mną, bo w przeciwnym razie nie zostawiłaby Pabla), ona zapytała mnie o to samo... Miałem wybrać między nią o Anahi. To było strasznie chamskie, ale przecież Duli wolno wszystko... Powiedziałem, że powiem jej później ze względu na Ann. Później oczywiście powiedziałem, że z nią i była to święta prawda. No niestety z Anysią było tak w sumie nijako trochę. A Dulce kocham, więc w ogóle wygrywa na starcie. Żeby nie było, normalne pytania też sobie zadawaliśmy, ale te były chyba najciekawsze. W trakcie tej gry wyszła na jaw jeszcze jedna dosyć istotna sprawa... Dul chyba nie powinna o tym wiedzieć, bo strasznie się na początku przeraziła, ale szybko to przyjęła do wiadomości. A mianowicie wyznałem im, że to ja kazałem zabić Amadora w więzieniu. Zapłaciłem wtedy najgorszym przestępcom, żeby pobili go śmiertelnie. Na szczęście mnie nie zawiedli. Teraz można powiedzieć, że dzięki mojej furii z powodu utraty Dul "na zawsze", wyczyściłem nasze życie ze śmieci. Gdyby nie to, nadal byłaby obawa, że on może wrócić i nas skrzywdzić. Jak już Dulce to przetrawiła, to nawet się cieszyła, że to zrobiłem, bo wie, że to dla niej lub może bardziej z jej powodu, bo przecież nie miałem wtedy nadziei na jej odzyskanie. W każdym razie w sumie dobrze, że się dowiedziała, bo teraz już nie ma między nami żadnych tajemnic i nie będzie.
Bardzo się cieszyłem, że Anahi i Poncho w końcu stworzą normalną rodzinę. Pasują do siebie, a ja bardzo chcę ich szczęścia. Niezależnie od tego, ile czasu się nie odzywaliśmy, są moimi przyjaciółmi i zależy mi na nich. Fajnie by było mieć z nimi świetne relacje już zawsze i być prawie jak rodzina. Nasze dzieci razem by się wychowywały, a my ciągle spędzalibyśmy razem czas, gadając o wszystkim. Życie idealne... Cudowna żona, wspaniała córeczka i zajebiści przyjaciele! Aj, ile razy wątpiłem w taki bieg zdarzeń, a jednak tak może być i jesteśmy na bardzo dobrej drodze. Ten dzień był jednym z najlepszych podczas naszego pobytu tutaj. Cały dzień spędziliśmy z dziećmi wszyscy razem. Każdy był zadowolony z tego, co robiliśmy. Trochę pływaliśmy, leżeliśmy na plaży, graliśmy w piłkę, byliśmy na spacerze... Generalnie aktywnie i bardzo wesoło. Wieczorem zrobiliśmy ognisko, piekliśmy kiełbaski i śpiewaliśmy. Kiedy dzieci poszły spać, jeszcze zostaliśmy na dworze. To był czas zabawy dorosłych, czyli piwko, śmiech i głupoty w głowie. Po jakimś czasie gadania o wszystkim i o niczym, zaczęliśmy grać w butelkę. Oj działo się... Pytania były bardzo różne, zresztą zadania też. Najgorzej miała Dulcia. Ann kazała jej wejść do jeziora, a przypominam, że było późno, więc woda zimna. Zaczęła piszczeć, a potem zemściła się na niej, prosząc o jej telefon, po czym dodała jej ohydne zdjęcie na Facebooka i nie pozwoliła usunąć przynajmniej przez trzy dni. A że było to zadanie, to niestety musiała je wykonać. Ale mnie Dulisia też nieźle urządziła... Po tym, jak zapytałem ją, z kim było jej lepiej: ze mną, czy z Pablem (oczywiście odpowiedziała, że ze mną, bo w przeciwnym razie nie zostawiłaby Pabla), ona zapytała mnie o to samo... Miałem wybrać między nią o Anahi. To było strasznie chamskie, ale przecież Duli wolno wszystko... Powiedziałem, że powiem jej później ze względu na Ann. Później oczywiście powiedziałem, że z nią i była to święta prawda. No niestety z Anysią było tak w sumie nijako trochę. A Dulce kocham, więc w ogóle wygrywa na starcie. Żeby nie było, normalne pytania też sobie zadawaliśmy, ale te były chyba najciekawsze. W trakcie tej gry wyszła na jaw jeszcze jedna dosyć istotna sprawa... Dul chyba nie powinna o tym wiedzieć, bo strasznie się na początku przeraziła, ale szybko to przyjęła do wiadomości. A mianowicie wyznałem im, że to ja kazałem zabić Amadora w więzieniu. Zapłaciłem wtedy najgorszym przestępcom, żeby pobili go śmiertelnie. Na szczęście mnie nie zawiedli. Teraz można powiedzieć, że dzięki mojej furii z powodu utraty Dul "na zawsze", wyczyściłem nasze życie ze śmieci. Gdyby nie to, nadal byłaby obawa, że on może wrócić i nas skrzywdzić. Jak już Dulce to przetrawiła, to nawet się cieszyła, że to zrobiłem, bo wie, że to dla niej lub może bardziej z jej powodu, bo przecież nie miałem wtedy nadziei na jej odzyskanie. W każdym razie w sumie dobrze, że się dowiedziała, bo teraz już nie ma między nami żadnych tajemnic i nie będzie.
No dobra macie już ten ostatni rozdział :* Aj, jestem ostatnio dużo bardziej hojna z dodawaniem niż Wy z komentowaniem xD Jeszcze tylko kilka dni ferii... Czemu to tak szybko leci? :/
A i muszę tutaj oczywiście napisać oficjalne podziękowania za nowy wygląd, więc
DZIĘKUJĘ BARDZO MONISIU :**
Zakładając, że kiedyś wgl dotrze na mojego bloga, haha xD Komentujcie szybko, bo chcę już dodawać nowe, noo!! :D Buziaki, do następnego :*
Super ze dodała kolejny i to tak szybko.
OdpowiedzUsuńPowoli zbliżamy się do końca-super.Czekam na nowe opowiadanie:)
OdpowiedzUsuńSzkoda że już koniec :(
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci za tak wspaniałe opowiadanie. Wiem, że zbliżamy się do jego końca, ale na prawdę cieszę się, że odwiedziłam twojego bloga i mogłam przeżywać tak wiele różnych emocji razem z bohaterami :) Co do rozdziału: dobrze, że wszystko ułożyło się między naszymi parami. O miłość trzeba walczyć, nawet gdyby to było strasznie trudne i kosztowało nas to wiele wysiłku, bo po prostu warto. Jestem ciekawa czym nas zaskoczysz w nowym opowiadaniu. Pisz dalej i uszczęśliwiaj nas :) xoxo
OdpowiedzUsuńOj, dziękuję za takie kochane słowa :* Aż się uśmiechnęłam do tableta xD
UsuńDodaj już kolejny :)
OdpowiedzUsuńDodaj nowy proszę :)
OdpowiedzUsuńKiedy nowy bo już nie mogę doczekać się nowego opowiadania:)
OdpowiedzUsuń