Dulce:
Odkąd wróciłam do Meksyku, minęły dwa miesiące. Jestem bardzo szczęśliwa z Uckerem i naszą córką. W końcu jesteśmy prawdziwą rodziną. Do Esperanzy pomału dociera to, co się dzieje i zaczyna traktować Uckera jak ojca i tak też go nazywać. Szczerze mówiąc, nie sądziłam, że pójdzie tak łatwo... Myślę, że to dzięki temu, że miała jakieś pojęcie o tym, że Pablo nie jest jej prawdziwym ojcem i miała ten fakt na uwadze. Bez większego problemu pojęła, że jest córką Christophera, choć dosyć często wypytuje o Pabla. No jakby nie patrzeć, on dotąd ją wychowywał i pełnił rolę jej ojca, co wychodziło mu nawet nieźle. On ją naprawdę pokochał i zawsze jak dzwoni, to pyta się o nią i mówi, że tęskni. Tak, nie przestał do mnie wydzwaniać, ale już nieco rzadziej i nie gada takich bzdur typu "zostaw go, bo i tak znowu nic z tego nie będzie... Będziesz tylko cierpieć..." Poszedł w inną stronę i postanowił po prostu życzyć nam szczęścia i wyznawać mi miłość nieco dyskretniej. Mam nadzieję, że kiedyś mu całkiem przejdzie i zacznie mnie traktować jak przyjaciółkę, bo ja go strasznie lubię i nie chcę go stracić, ale nie mogę być z nim w bliskich relacjach, kiedy on mnie kocha. Błagam, niech on sobie znajdzie kobietę... Czekam na to i życzę mu z całego serca, żeby ktoś dał mu szczęście, jakiego ja dać nie mogłam. Jednak cieszy mnie fakt, że mimo wszystko się nie załamał, nie pije i normalnie funkcjonuje, pracuje i w ogóle. Tylko mój Uckerek jest zdolny do takich rzeczy...
No właśnie, wracając do niego i całej reszty mojego bliskiego otoczenia... Wiem, że on tak samo jak ja jest bardzo szczęśliwy w tym związku i podoba mu się nasze życie rodzinne. Jednak jest coś, co doprowadza go do smutku... Brak kontaktu z przyjaciółmi. Nie raz mówił, że tęskni za Ann i Poncho, ale nie wie, co z tym zrobić. No cóż... On już czasem taki jest, że nie potrafi wziąć spraw w swoje ręce i rozwiązać problemu. Nie mogłam patrzeć, jak smuci go ta sytuacja, więc postanowiłam mu trochę pomóc. Kiedy nie było go w domu, zadzwoniłam do Poncha, bo poprzedniej nocy znalazłam jego numer w telefonie Uckera, kiedy on już spał. Był bardzo zdziwiony moim telefonem, ale umówiliśmy się na kawę, miał trzymać to w tajemnicy i nie mówić Anahi. Spotkaliśmy się jeszcze tego samego dnia w kawiarni niedaleko naszego domu. Po krótkim przybliżeniu mu historii mojej i Uckera, czyli jak to się stało, że tu jestem, weszliśmy na konkretny temat:
-O czym właściwie chciałaś rozmawiać? Przecież nigdy nie byliśmy przyjaciółmi...- zapytał Poncho, domyślając się, że mam jakąś sprawę.
-No tak i właściwie robię to dla Uckera... On bardzo tęskni za Tobą i tą głupią Blondi. Chciałby odnowić waszą przyjaźń, ale nie wie, jak się do tego zabrać. Zresztą znasz go, ma czasem trudności z komunikacją... Dlatego jestem tu, żeby mu pomóc odzyskać przyjaciół, bo on tego potrzebuje do pełni szczęścia.- wyjaśniłam.
-Kochana jesteś...- stwierdził z uśmiechem. -Gdyby Ann tak się o mnie troszczyła...- dodał po chwili ze smutkiem.
-Chciałbyś? Słyszałam, że łączy Was tylko dziecko...
-No niby tak, ale właśnie o to chodzi... Taki związek jest strasznie męczący i wolałbym być z nią na normalnych warunkach, jak małżeństwo, a nie obcy ludzie. To jest naprawdę okropne... Gdybym wiedział, że tak to będzie wyglądało, to nigdy w życiu bym się na to nie zdobył.
-Dużo się kłócicie?- swoją drogą zaskakujące, że on mi się zwierza z życia prywatnego.
-Nie, tu nie chodzi o kłótnie. Wręcz przeciwnie, jesteśmy w obojętnych relacjach, a to jeszcze gorsze. Kiedyś się wykończę przez tą rutynę i brak miłości w domu. A najgorsze, że chcę być wobec niej w porządku i jestem jej wierny. Poważnie, nigdy w życiu jej nie zdradziłem, mimo że nasze małżeństwo to farsa.- to mnie zszokowało, wierność w małżeństwie jedynie na papierku, a jednak się da!
-Wow, podziwiam Cię. A powiedz mi jedną, dla mnie dość ważną rzecz... Czy ta twoja boska żonka przestała kochać się w Uckerku?
-Wiedziałem, że o to zapytasz... Nie jestem pewien. Kiedy na ten temat cudem rozmawiamy, to mówi tylko, że brakuje jej tych czasów, kiedy się przyjaźnili, ale nie wiem, czy już nie chciałaby czegoś więcej. A co, wolisz się upewnić, zanim naprawisz nasze kontakty z Uckerem?
-No można tak powiedzieć... Nie no i tak bym to zrobiła, dla Uckera jestem w stanie się poświęcić. Dobra, a teraz konkretne pytanie: Czy Tobie go brakuje tak jak jemu Ciebie?
-Tak, bo w sumie nasza przyjaźń zakończyła się w najmniej odpowiednim momencie. Wtedy potrzebowaliśmy siebie nawzajem, swojej pomocy i wsparcia. Wiesz, ta sprawa z Amadorem mocno nas do siebie zbliżyła, a później nagle on był z Ann, a ona nie chciała mnie znać, przez co rzadko się widywaliśmy. A potem okazało się, że dziecko tej wariatki jest moje, no i jakoś tak wyszło, że w konfrontacji Ucker-Anahi stanąłem po jej stronie, zostając jej mężem i niestety całkiem straciłem przyjaciela. Teraz jesteśmy tylko na "cześć, co tam?" i niewiele ma to wspólnego z tym, co było kiedyś. Oczywiście, że mi go brakuje, bo był wspaniałym przyjacielem. Niestety tak bardzo pokłócił się z Ann, że razem z nią mnie skreślił ze swojego życia. Nie dziwię mu się, bo zrobiła straszne świństwo, ale po części potrafię ją zrozumieć, bo była w chujowej sytuacji.- rozgadał się ze smutkiem w głosie, jemu też wyraźnie nie odpowiada taka relacja z Uckerem.
-No dobra, czyli chcesz to naprawić?
-Tak.- odpowiedział konkretnie i na to właśnie liczyłam.
-A ta pusta Blondyna?- nie mogę się powstrzymać od takich określeń na nią, to lepsze niż jej imię.
-Ona na pewno też bardzo tęskni za Uckerem i nie jest szczęśliwa. Tylko mówię... Nie mam pewności, czy ona do niego już nic nie czuje, także lepiej się zastanów.
-No dobra, to spotkaj się z Uckerem i zaproś nas do siebie. Wtedy wy się pogodzicie, a przede wszystkim on pogada z Ann. Tylko wiesz... Ze mną nie gadałeś.- powiedziałam z entuzjastycznym uśmiechem.
-Okej, wariatko.- zaśmiał się wesoło i poprosił kelnera o rachunek, po czym zapłacił za naszą kawę i ciastka.
Odkąd wróciłam do Meksyku, minęły dwa miesiące. Jestem bardzo szczęśliwa z Uckerem i naszą córką. W końcu jesteśmy prawdziwą rodziną. Do Esperanzy pomału dociera to, co się dzieje i zaczyna traktować Uckera jak ojca i tak też go nazywać. Szczerze mówiąc, nie sądziłam, że pójdzie tak łatwo... Myślę, że to dzięki temu, że miała jakieś pojęcie o tym, że Pablo nie jest jej prawdziwym ojcem i miała ten fakt na uwadze. Bez większego problemu pojęła, że jest córką Christophera, choć dosyć często wypytuje o Pabla. No jakby nie patrzeć, on dotąd ją wychowywał i pełnił rolę jej ojca, co wychodziło mu nawet nieźle. On ją naprawdę pokochał i zawsze jak dzwoni, to pyta się o nią i mówi, że tęskni. Tak, nie przestał do mnie wydzwaniać, ale już nieco rzadziej i nie gada takich bzdur typu "zostaw go, bo i tak znowu nic z tego nie będzie... Będziesz tylko cierpieć..." Poszedł w inną stronę i postanowił po prostu życzyć nam szczęścia i wyznawać mi miłość nieco dyskretniej. Mam nadzieję, że kiedyś mu całkiem przejdzie i zacznie mnie traktować jak przyjaciółkę, bo ja go strasznie lubię i nie chcę go stracić, ale nie mogę być z nim w bliskich relacjach, kiedy on mnie kocha. Błagam, niech on sobie znajdzie kobietę... Czekam na to i życzę mu z całego serca, żeby ktoś dał mu szczęście, jakiego ja dać nie mogłam. Jednak cieszy mnie fakt, że mimo wszystko się nie załamał, nie pije i normalnie funkcjonuje, pracuje i w ogóle. Tylko mój Uckerek jest zdolny do takich rzeczy...
No właśnie, wracając do niego i całej reszty mojego bliskiego otoczenia... Wiem, że on tak samo jak ja jest bardzo szczęśliwy w tym związku i podoba mu się nasze życie rodzinne. Jednak jest coś, co doprowadza go do smutku... Brak kontaktu z przyjaciółmi. Nie raz mówił, że tęskni za Ann i Poncho, ale nie wie, co z tym zrobić. No cóż... On już czasem taki jest, że nie potrafi wziąć spraw w swoje ręce i rozwiązać problemu. Nie mogłam patrzeć, jak smuci go ta sytuacja, więc postanowiłam mu trochę pomóc. Kiedy nie było go w domu, zadzwoniłam do Poncha, bo poprzedniej nocy znalazłam jego numer w telefonie Uckera, kiedy on już spał. Był bardzo zdziwiony moim telefonem, ale umówiliśmy się na kawę, miał trzymać to w tajemnicy i nie mówić Anahi. Spotkaliśmy się jeszcze tego samego dnia w kawiarni niedaleko naszego domu. Po krótkim przybliżeniu mu historii mojej i Uckera, czyli jak to się stało, że tu jestem, weszliśmy na konkretny temat:
-O czym właściwie chciałaś rozmawiać? Przecież nigdy nie byliśmy przyjaciółmi...- zapytał Poncho, domyślając się, że mam jakąś sprawę.
-No tak i właściwie robię to dla Uckera... On bardzo tęskni za Tobą i tą głupią Blondi. Chciałby odnowić waszą przyjaźń, ale nie wie, jak się do tego zabrać. Zresztą znasz go, ma czasem trudności z komunikacją... Dlatego jestem tu, żeby mu pomóc odzyskać przyjaciół, bo on tego potrzebuje do pełni szczęścia.- wyjaśniłam.
-Kochana jesteś...- stwierdził z uśmiechem. -Gdyby Ann tak się o mnie troszczyła...- dodał po chwili ze smutkiem.
-Chciałbyś? Słyszałam, że łączy Was tylko dziecko...
-No niby tak, ale właśnie o to chodzi... Taki związek jest strasznie męczący i wolałbym być z nią na normalnych warunkach, jak małżeństwo, a nie obcy ludzie. To jest naprawdę okropne... Gdybym wiedział, że tak to będzie wyglądało, to nigdy w życiu bym się na to nie zdobył.
-Dużo się kłócicie?- swoją drogą zaskakujące, że on mi się zwierza z życia prywatnego.
-Nie, tu nie chodzi o kłótnie. Wręcz przeciwnie, jesteśmy w obojętnych relacjach, a to jeszcze gorsze. Kiedyś się wykończę przez tą rutynę i brak miłości w domu. A najgorsze, że chcę być wobec niej w porządku i jestem jej wierny. Poważnie, nigdy w życiu jej nie zdradziłem, mimo że nasze małżeństwo to farsa.- to mnie zszokowało, wierność w małżeństwie jedynie na papierku, a jednak się da!
-Wow, podziwiam Cię. A powiedz mi jedną, dla mnie dość ważną rzecz... Czy ta twoja boska żonka przestała kochać się w Uckerku?
-Wiedziałem, że o to zapytasz... Nie jestem pewien. Kiedy na ten temat cudem rozmawiamy, to mówi tylko, że brakuje jej tych czasów, kiedy się przyjaźnili, ale nie wiem, czy już nie chciałaby czegoś więcej. A co, wolisz się upewnić, zanim naprawisz nasze kontakty z Uckerem?
-No można tak powiedzieć... Nie no i tak bym to zrobiła, dla Uckera jestem w stanie się poświęcić. Dobra, a teraz konkretne pytanie: Czy Tobie go brakuje tak jak jemu Ciebie?
-Tak, bo w sumie nasza przyjaźń zakończyła się w najmniej odpowiednim momencie. Wtedy potrzebowaliśmy siebie nawzajem, swojej pomocy i wsparcia. Wiesz, ta sprawa z Amadorem mocno nas do siebie zbliżyła, a później nagle on był z Ann, a ona nie chciała mnie znać, przez co rzadko się widywaliśmy. A potem okazało się, że dziecko tej wariatki jest moje, no i jakoś tak wyszło, że w konfrontacji Ucker-Anahi stanąłem po jej stronie, zostając jej mężem i niestety całkiem straciłem przyjaciela. Teraz jesteśmy tylko na "cześć, co tam?" i niewiele ma to wspólnego z tym, co było kiedyś. Oczywiście, że mi go brakuje, bo był wspaniałym przyjacielem. Niestety tak bardzo pokłócił się z Ann, że razem z nią mnie skreślił ze swojego życia. Nie dziwię mu się, bo zrobiła straszne świństwo, ale po części potrafię ją zrozumieć, bo była w chujowej sytuacji.- rozgadał się ze smutkiem w głosie, jemu też wyraźnie nie odpowiada taka relacja z Uckerem.
-No dobra, czyli chcesz to naprawić?
-Tak.- odpowiedział konkretnie i na to właśnie liczyłam.
-A ta pusta Blondyna?- nie mogę się powstrzymać od takich określeń na nią, to lepsze niż jej imię.
-Ona na pewno też bardzo tęskni za Uckerem i nie jest szczęśliwa. Tylko mówię... Nie mam pewności, czy ona do niego już nic nie czuje, także lepiej się zastanów.
-No dobra, to spotkaj się z Uckerem i zaproś nas do siebie. Wtedy wy się pogodzicie, a przede wszystkim on pogada z Ann. Tylko wiesz... Ze mną nie gadałeś.- powiedziałam z entuzjastycznym uśmiechem.
-Okej, wariatko.- zaśmiał się wesoło i poprosił kelnera o rachunek, po czym zapłacił za naszą kawę i ciastka.
Ucker:
Stało się coś niespodziewanego... Ni stąd ni zowąd zadzwonił do mnie Poncho i zaprosił mnie z rodziną do siebie do domu. To trochę dziwne, bo przecież on jest mężem Ann, a ja z nią nie gadam, no ale dobra. Może oni też mają już dość tej sytuacji i chcą naprawić nasze relacje? No nic... Zgodziłem się do nich przyjść i razem z Dulce i Esperanzą poszliśmy po południu do moich starych znajomych. Nie ukrywam, że trochę się denerwowałem, a Dulcia to czuła i ciągle mnie kochana uspokajała. Bałem się konfrontacji z Anahi, bo jednak rozmowa kiedyś bliskich osób po trzech latach milczenia, nie należy do najłatwiejszych. Zabawne... Kiedyś gadałem z nią godzinami o wszystkim, a teraz czuję, że zwykłe "cześć" może mnie wykończyć. No dobra, wdech i wydech... Czas na spotkanie, byliśmy już przed drzwiami ich domu, a Dul właśnie nacisnęła na dzwonek. Po chwili drzwi się otworzyły, stał w nich Poncho. Z nim bez problemu się przywitałem, bo w sumie przecież nie jesteśmy i nigdy nie byliśmy pokłóceni. Szepnął mi tylko, że Ann nie wie, że tu jesteśmy, super. To jeszcze bardziej mnie zestresowało, no ale już za późno, muszę stawić temu czoło.
-Tato, kto przyszedł?- zapytał mały, słodki chłopiec, wychodząc z pokoju, za pewne to ich dziecko.
-Nasi dawni przyjaciele, kochanie. Ucker, Dulce i ich córeczka...- no tak, przecież nie zna jej imienia.
-Esperanza.- dokończyła Espe, podając rękę chłopcu.
-Cześć, jestem Miguel.- powiedział ze słodkim uśmiechem. -Chodź, pobawimy się w moim pokoju, mam dużo zabawek.- zaprosił ją i poszli do pokoiku.
-Tylko nie zamykajcie drzwi!- krzyknął za nimi Poncho, troskliwy tatuś, a ten chłopczyk to prawie mój syn, o matko...
Dzieci poszły się bawić, a nas Poncho zaprosił do salonu. Zrobił nam kawę i czekaliśmy na Ann. Była w pokoju i nie słyszała, że ktoś przyszedł. Po jakimś czasie usłyszałem kroki i głos Anahi:
-Poncho, widziałeś może?...- nie dokończyła, bo głos jej się załamał na nasz widok.
-Cześć.- powiedziała jak zwykle wyluzowana Dulce z wesołym uśmiechem, też bym tak chciał.
-Hej, co tu robicie?- zapytała zdezorientowana, spoglądając raz na nas, raz na swojego męża.
-Ja ich zaprosiłem. Ann, już czas sobie wszystko wyjaśnić, porozmawiać.- odezwał się Poncho, łapiąc ją za rękę, a ona już miała łzy w oczach.
-Wiesz... Mogłeś mnie uprzedzić, bo zupełnie nie jestem na to gotowa. No ale okej, jasne pogadajmy.- na siłę się trochę uspokoiła i usiedli na przeciwko nas. -No to... Co tam u was? Słyszałam, że wyjechałaś...- zwróciła się najpierw do Duli.
-Tak, nie było mnie trzy lata. Ale Ucker mnie przez przypadek znalazł i wróciłam z nim do Meksyku. Oj, długo by opowiadać... Byłam z Pablem i ukrywałam przed Uckerem naszą córkę, no ale już wszystko się wyjaśniło i tworzymy rodzinę. To tak w skrócie. A co u was?- Dulcia mój mistrzu, rozgadała się, rozwinęła rozmowę i jakoś to leci.
-U nas nic ciekawego się przez ten czas nie działo... Jesteśmy małżeństwem, mamy dziecko i tyle.- nie ma to jak konkrety Ann. -Ucker, możemy porozmawiać w cztery oczy?- zapytała, a ja od razu wstałem i poszliśmy do kuchni.
-Tam też mogliśmy rozmawiać.- stwierdziłem, siadając na taborecie w kuchni.
-Tak, ale wiesz... Wolałam bez świadków.
-No okej, jak wolisz. I tak już dawno powinniśmy odbyć tą rozmowę. Ann, już dawno nie mam do Ciebie żalu. Minęło już tyle czasu, emocje opadły...- zacząłem, by dodać jej otuchy.
-Możliwe, ale naszej przyjaźni już i tak nie ma. Nawet nie wiesz, jak bardzo żałuję, że to zniszczyłam.
-Ej, przestań... Oboje się do tego przyczyniliśmy. Ale wiesz co? Nie rozmawiajmy o tym, co było. To znaczy, o tym co złe. Skupmy się na tym, co dobre i zapomnijmy o ostatnich czterech latach naszej znajomości, albo nieznajomości. Są rzeczy, które w ogóle nigdy nie powinny się stać... Wiesz o czym mówię. Mimo wszystko każdą chwilę z Tobą bardzo dobrze wspominam i chciałbym do tego wrócić. Tylko mam podstawowe pytanie...
-Chyba się domyślam, więc od razu Ci odpowiem: Nie, nie kocham Cię już. To była totalna pomyłka, największy błąd w moim życiu i szybko mi przeszło. Po jakimś czasie zrozumiałam, że to było tylko zauroczenie i owszem miłość... Ale do przyjaciela. Źle to wszystko zinterpretowałam, połączyłam i wyszła taka głupota. Naprawdę tego żałuję, a już tym bardziej tego, że chciałam Cię wrobić w dziecko. Boże, to było chore i już sama nie wiem, czy mam się śmiać czy płakać, myśląc o tym. Przepraszam Cię za to z całego serca, bo o mało nie zniszczyłam Ci życia.- kamień spadł mi z serca, mam szansę odzyskać przyjaciółkę.
-No dobrze, przestań już mnie przepraszać. Na szczęście nic takiego się nie stało, chodźmy już do Dul i Poncha.
-Ok. Powiedz mi... Jesteś z nią szczęśliwy?- zapytała, kiedy wychodziliśmy z kuchni.
-Tak, bardzo. Kocham tą wariatkę najbardziej na świecie, choć nie jest łatwo... A Ty jesteś szczęśliwa z Poncho?
-Wiesz co?... To dłuższy temat. Ale nie jest tak źle. Cieszę się, że Wam się w końcu ułożyło, obyście już zawsze byli tacy szczęśliwi, bo tworzycie naprawdę piękną parę.- odpowiedziała z delikatnym uśmiechem.
Stało się coś niespodziewanego... Ni stąd ni zowąd zadzwonił do mnie Poncho i zaprosił mnie z rodziną do siebie do domu. To trochę dziwne, bo przecież on jest mężem Ann, a ja z nią nie gadam, no ale dobra. Może oni też mają już dość tej sytuacji i chcą naprawić nasze relacje? No nic... Zgodziłem się do nich przyjść i razem z Dulce i Esperanzą poszliśmy po południu do moich starych znajomych. Nie ukrywam, że trochę się denerwowałem, a Dulcia to czuła i ciągle mnie kochana uspokajała. Bałem się konfrontacji z Anahi, bo jednak rozmowa kiedyś bliskich osób po trzech latach milczenia, nie należy do najłatwiejszych. Zabawne... Kiedyś gadałem z nią godzinami o wszystkim, a teraz czuję, że zwykłe "cześć" może mnie wykończyć. No dobra, wdech i wydech... Czas na spotkanie, byliśmy już przed drzwiami ich domu, a Dul właśnie nacisnęła na dzwonek. Po chwili drzwi się otworzyły, stał w nich Poncho. Z nim bez problemu się przywitałem, bo w sumie przecież nie jesteśmy i nigdy nie byliśmy pokłóceni. Szepnął mi tylko, że Ann nie wie, że tu jesteśmy, super. To jeszcze bardziej mnie zestresowało, no ale już za późno, muszę stawić temu czoło.
-Tato, kto przyszedł?- zapytał mały, słodki chłopiec, wychodząc z pokoju, za pewne to ich dziecko.
-Nasi dawni przyjaciele, kochanie. Ucker, Dulce i ich córeczka...- no tak, przecież nie zna jej imienia.
-Esperanza.- dokończyła Espe, podając rękę chłopcu.
-Cześć, jestem Miguel.- powiedział ze słodkim uśmiechem. -Chodź, pobawimy się w moim pokoju, mam dużo zabawek.- zaprosił ją i poszli do pokoiku.
-Tylko nie zamykajcie drzwi!- krzyknął za nimi Poncho, troskliwy tatuś, a ten chłopczyk to prawie mój syn, o matko...
Dzieci poszły się bawić, a nas Poncho zaprosił do salonu. Zrobił nam kawę i czekaliśmy na Ann. Była w pokoju i nie słyszała, że ktoś przyszedł. Po jakimś czasie usłyszałem kroki i głos Anahi:
-Poncho, widziałeś może?...- nie dokończyła, bo głos jej się załamał na nasz widok.
-Cześć.- powiedziała jak zwykle wyluzowana Dulce z wesołym uśmiechem, też bym tak chciał.
-Hej, co tu robicie?- zapytała zdezorientowana, spoglądając raz na nas, raz na swojego męża.
-Ja ich zaprosiłem. Ann, już czas sobie wszystko wyjaśnić, porozmawiać.- odezwał się Poncho, łapiąc ją za rękę, a ona już miała łzy w oczach.
-Wiesz... Mogłeś mnie uprzedzić, bo zupełnie nie jestem na to gotowa. No ale okej, jasne pogadajmy.- na siłę się trochę uspokoiła i usiedli na przeciwko nas. -No to... Co tam u was? Słyszałam, że wyjechałaś...- zwróciła się najpierw do Duli.
-Tak, nie było mnie trzy lata. Ale Ucker mnie przez przypadek znalazł i wróciłam z nim do Meksyku. Oj, długo by opowiadać... Byłam z Pablem i ukrywałam przed Uckerem naszą córkę, no ale już wszystko się wyjaśniło i tworzymy rodzinę. To tak w skrócie. A co u was?- Dulcia mój mistrzu, rozgadała się, rozwinęła rozmowę i jakoś to leci.
-U nas nic ciekawego się przez ten czas nie działo... Jesteśmy małżeństwem, mamy dziecko i tyle.- nie ma to jak konkrety Ann. -Ucker, możemy porozmawiać w cztery oczy?- zapytała, a ja od razu wstałem i poszliśmy do kuchni.
-Tam też mogliśmy rozmawiać.- stwierdziłem, siadając na taborecie w kuchni.
-Tak, ale wiesz... Wolałam bez świadków.
-No okej, jak wolisz. I tak już dawno powinniśmy odbyć tą rozmowę. Ann, już dawno nie mam do Ciebie żalu. Minęło już tyle czasu, emocje opadły...- zacząłem, by dodać jej otuchy.
-Możliwe, ale naszej przyjaźni już i tak nie ma. Nawet nie wiesz, jak bardzo żałuję, że to zniszczyłam.
-Ej, przestań... Oboje się do tego przyczyniliśmy. Ale wiesz co? Nie rozmawiajmy o tym, co było. To znaczy, o tym co złe. Skupmy się na tym, co dobre i zapomnijmy o ostatnich czterech latach naszej znajomości, albo nieznajomości. Są rzeczy, które w ogóle nigdy nie powinny się stać... Wiesz o czym mówię. Mimo wszystko każdą chwilę z Tobą bardzo dobrze wspominam i chciałbym do tego wrócić. Tylko mam podstawowe pytanie...
-Chyba się domyślam, więc od razu Ci odpowiem: Nie, nie kocham Cię już. To była totalna pomyłka, największy błąd w moim życiu i szybko mi przeszło. Po jakimś czasie zrozumiałam, że to było tylko zauroczenie i owszem miłość... Ale do przyjaciela. Źle to wszystko zinterpretowałam, połączyłam i wyszła taka głupota. Naprawdę tego żałuję, a już tym bardziej tego, że chciałam Cię wrobić w dziecko. Boże, to było chore i już sama nie wiem, czy mam się śmiać czy płakać, myśląc o tym. Przepraszam Cię za to z całego serca, bo o mało nie zniszczyłam Ci życia.- kamień spadł mi z serca, mam szansę odzyskać przyjaciółkę.
-No dobrze, przestań już mnie przepraszać. Na szczęście nic takiego się nie stało, chodźmy już do Dul i Poncha.
-Ok. Powiedz mi... Jesteś z nią szczęśliwy?- zapytała, kiedy wychodziliśmy z kuchni.
-Tak, bardzo. Kocham tą wariatkę najbardziej na świecie, choć nie jest łatwo... A Ty jesteś szczęśliwa z Poncho?
-Wiesz co?... To dłuższy temat. Ale nie jest tak źle. Cieszę się, że Wam się w końcu ułożyło, obyście już zawsze byli tacy szczęśliwi, bo tworzycie naprawdę piękną parę.- odpowiedziała z delikatnym uśmiechem.
Dulce:
Podczas gdy Ucker rozmawiał z Anahi, ja siedziałam i gadałam o niczym z Poncho. Kiedyś go nie lubiłam, ale jest naprawdę spoko, fajnie się z nim gada.
-Jak wrócą niepokłóceni, to coś Wam pokażę. Spodoba Wam się i padniecie ze śmiechu.- powiedział, a chwilę później przyszedł Ucker z Ann.
-I co? Jest okej?- zapytałam, przyglądając im się.
-Tak, wszystko w porządku.- odpowiedział Ucker, całując mnie słodko w kącik ust.
-To super, chodźcie tu. Ostatnio coś znalazłem, patrzcie.- powiedział z entuzjazmem i włączył laptopa.
-Co to?- zapytałam zaciekawiona.
-Film z waszego ślubu i wesela. Niezłe to jest, uśmiejecie się.
-No dobra, włączaj!- nie mogłam się doczekać, aż zobaczę tą masakrę, bo to chyba najlepsze określenie.
Brzuch mnie bolał ze śmiechu, kiedy oglądaliśmy to nagranie. Od początku do końca czułam się, jakbym oglądała kabaret. Nie no to była tragedia... Ta nasza niechęć, nienawiść do całego świata... Ale teraz oglądając to, tęsknię za tym co było. Od tego dnia nasza relacja zaczęła nabierać jaśniejszych barw, choć może nie tak wprost. A w sumie już nawet kilka dni wcześniej, kiedy uciekliśmy przed rodzicami... Tak, już wtedy zrozumiałam, że Ucker nie jest taki zły, jak mi się wydawało. No niestety po ślubie moja opinia na jego temat była jeszcze gorsza, ale to już inna bajka. Siedziałam wtulona w ukochanego, gdy to oglądaliśmy i co chwilę wszyscy wybuchaliśmy śmiechem. Po jakimś czasie przybiegły dzieci i usiedli z nami. Musieliśmy im wszystko tłumaczyć, a oni śmiali się razem z nami, mimo że większości nie rozumieli. Aż zrobiliśmy pop corn jak do nie wiadomo jakiego filmu. Kiedy skończyliśmy oglądać, jeszcze chwilę pogadaliśmy o niczym i poszliśmy do domu. Byłam zaskoczona dobrymi relacjami Uckera i Anahi, naprawdę się pogodzili i gadają jak dobrzy przyjaciele. To znaczy wiadomo, że potrzeba czasu, aby było między nimi jak dawniej, ale wydaje mi się, że wszystko jest na dobrej drodze.
No hej!! Macie kolejny rozdział późno, ale to chyba oczywiste, patrząc na liczbę komentarzy :P Ja wiem, że na koniec zawsze są niezbyt ciekawe rozdziały, ale też są potrzebne, żeby zakończyć wszystkie wątki ;) Zostały jeszcze trzy i od razu mówię, że będzie tutaj dużo o Ann i Poncho, bo w środku jakoś nie było na nich miejsca, a teraz postanowiłam się na tym skupić i napisać o nich dużo na koniec. Mam nadzieję, że Wam się to spodoba :) Wgl tak świetnie mi idzie nowe opko. Zaczynam 20 rozdział, a ono nie będzie długie, więc jeszcze góra 10 rozdziałów i je skończę xD Jetem z siebie dumna :D Aj, w następnym tygodniu ferie <3 Idę z koleżankami na Greya w poniedziałek xD Haha, musiałam się pochwalić :P Dobra, lecę, a Wy komentujecie pięknie, bo już nmg się doczekać, aż zacznę dodawać nowe opowiadanie :* :)
Podczas gdy Ucker rozmawiał z Anahi, ja siedziałam i gadałam o niczym z Poncho. Kiedyś go nie lubiłam, ale jest naprawdę spoko, fajnie się z nim gada.
-Jak wrócą niepokłóceni, to coś Wam pokażę. Spodoba Wam się i padniecie ze śmiechu.- powiedział, a chwilę później przyszedł Ucker z Ann.
-I co? Jest okej?- zapytałam, przyglądając im się.
-Tak, wszystko w porządku.- odpowiedział Ucker, całując mnie słodko w kącik ust.
-To super, chodźcie tu. Ostatnio coś znalazłem, patrzcie.- powiedział z entuzjazmem i włączył laptopa.
-Co to?- zapytałam zaciekawiona.
-Film z waszego ślubu i wesela. Niezłe to jest, uśmiejecie się.
-No dobra, włączaj!- nie mogłam się doczekać, aż zobaczę tą masakrę, bo to chyba najlepsze określenie.
Brzuch mnie bolał ze śmiechu, kiedy oglądaliśmy to nagranie. Od początku do końca czułam się, jakbym oglądała kabaret. Nie no to była tragedia... Ta nasza niechęć, nienawiść do całego świata... Ale teraz oglądając to, tęsknię za tym co było. Od tego dnia nasza relacja zaczęła nabierać jaśniejszych barw, choć może nie tak wprost. A w sumie już nawet kilka dni wcześniej, kiedy uciekliśmy przed rodzicami... Tak, już wtedy zrozumiałam, że Ucker nie jest taki zły, jak mi się wydawało. No niestety po ślubie moja opinia na jego temat była jeszcze gorsza, ale to już inna bajka. Siedziałam wtulona w ukochanego, gdy to oglądaliśmy i co chwilę wszyscy wybuchaliśmy śmiechem. Po jakimś czasie przybiegły dzieci i usiedli z nami. Musieliśmy im wszystko tłumaczyć, a oni śmiali się razem z nami, mimo że większości nie rozumieli. Aż zrobiliśmy pop corn jak do nie wiadomo jakiego filmu. Kiedy skończyliśmy oglądać, jeszcze chwilę pogadaliśmy o niczym i poszliśmy do domu. Byłam zaskoczona dobrymi relacjami Uckera i Anahi, naprawdę się pogodzili i gadają jak dobrzy przyjaciele. To znaczy wiadomo, że potrzeba czasu, aby było między nimi jak dawniej, ale wydaje mi się, że wszystko jest na dobrej drodze.
No hej!! Macie kolejny rozdział późno, ale to chyba oczywiste, patrząc na liczbę komentarzy :P Ja wiem, że na koniec zawsze są niezbyt ciekawe rozdziały, ale też są potrzebne, żeby zakończyć wszystkie wątki ;) Zostały jeszcze trzy i od razu mówię, że będzie tutaj dużo o Ann i Poncho, bo w środku jakoś nie było na nich miejsca, a teraz postanowiłam się na tym skupić i napisać o nich dużo na koniec. Mam nadzieję, że Wam się to spodoba :) Wgl tak świetnie mi idzie nowe opko. Zaczynam 20 rozdział, a ono nie będzie długie, więc jeszcze góra 10 rozdziałów i je skończę xD Jetem z siebie dumna :D Aj, w następnym tygodniu ferie <3 Idę z koleżankami na Greya w poniedziałek xD Haha, musiałam się pochwalić :P Dobra, lecę, a Wy komentujecie pięknie, bo już nmg się doczekać, aż zacznę dodawać nowe opowiadanie :* :)
kochana czekam na więcej, uwielbiam Twoje opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńczekam na kolejne opowiadanie.
Fajnie,że przyjaciele się pogodzili.Czekam teraz na ocieplenie relacji między Anahi i Poncho:)
OdpowiedzUsuńKocham twoje opowiadania 💚💚
OdpowiedzUsuńIle jeszcze rozdziałów do końca?:)
OdpowiedzUsuńZostały 3, ale w takim tempie komentarzy potrwa to jeszcze miesiąc :P ;)
OdpowiedzUsuńKiedy kolejny rozdział?
OdpowiedzUsuńDobrze, że wszystko zaczyna się układać :D Czekam na nowy :D
OdpowiedzUsuń