Ucker:
Tamten wieczór z Dul był cudowny, ale niestety więcej nie mieliśmy takiej sielanki. Od tej pory naprawdę prawie nie bywałem w domu. Czasami tylko jadłem i spałem, a niekiedy udawało mi się przytulić i pocałować żonę, lub jedynie rzucić szybkie "Kocham Cię". Kilka razy zdążyliśmy się nawet pokłócić... Któregoś dnia wróciłem z jak zwykle ciężkiej misji. Miałem dwie godziny wolne i zamierzałem spędzić je z Dulisią. Siedziała na kanapie i z fascynacją patrzyła w telewizor.
-Hej, co robisz?- zapytałem, wchodząc do salonu.
-Oglądam telenowelę, czyli podziwiam mężczyzn, którzy zawsze mają czas dla swojej kobiety.- odpowiedziała chamsko z wyrzutem, spoglądając na mnie obojętnie.
-Dulce, nie przesadzaj... Przecież poświęcam Ci czas, na przykład ostatnio...- próbowałem się tłumaczyć, ale mi przerwała.
-A no tak, zapomniałam... Przecież ostatnio poświęciłeś mi jakieś 3 godziny... Wolałeś mnie zamiast meczu, kochałeś się ze mną i nawet spałeś w domu. Czekaj, kiedy to było? Wybacz, ale zapomniałam zapisać w kalendarzu, a chyba powinnam...- mówiła tym strasznie ironicznym i złośliwym tonem głosu, który tak dobrze znam.
-Chciałem spędzić z Tobą dwie godzinki, ale widzę, że chyba nie dasz mi tej możliwości...
-Dwie godzinki? Nie dzięki, nie fatyguj się, kochanie.- ostatnie słowo mocno i dobitnie zaakcentowała. - Lepiej już leć do tej swojej kochanki i się nie pogrążaj.- dodała, wstała i wyszła do kuchni.
-Dul, nie mam kochanki. Kocham Ciebie i tylko Ciebie.- podszedłem do niej i objąłem ją w talii, ale zrzuciła moje ręce ze swojego ciała.
-Nie dotykaj mnie! Zepsułeś wszystko, wiesz? Kocham Cię całym sercem, ale nie mogę trwać w takim związku. Nie wiem już, czy wierzę w twoją miłość. Albo coś się zmieni, albo to koniec i wracamy do małżeństwa na papierku.- w jej oczach widziałem smutek, ale moja Dulcia silna dziewczynka nie dała wypłynąć żadnej łzie, która cisnęła się na zewnątrz.
-Kochanie, ja...- chciałem jakoś jej to wyjaśniać i się tłumaczyć, ale zaciąłem się, bo w sumie co miałem jej powiedzieć?...
-Tak jak myślałam... Nawet nie potrafisz z tego wybrnąć. Jednak nadal nie dojrzałeś i nie stać Cię na poważną rozmowę, zawiodłam się na Tobie.- była już bliska płaczu, na który nie chciałem patrzeć, więc pozostało mi jedno...
Tak, wyszedłem z domu jak tchórz! Uciekłem z sytuacji bez wyjścia. Byłem cholernie bezsilny, a dalsza rozmowa z Dul nie miała sensu. Gdybym tam został, tylko pogorszyłbym sytuację, a w najgorszym wypadku domyśliłaby się prawdy. Nie mogłem na to pozwolić i wolałem zostawić ją samą. Wiem, że to też nie jest dobre wyjście, bo ona nawet nie ma nikogo, komu mogłaby się zwierzyć. Na szczęście moja żona ma silny charakter i poradzi sobie ze smutkiem. Wsiadając do auta, spojrzałem na okno. Stała w nim Dul smutna i zawiedziona, a po jej policzku spływała łza. Serce mnie zabolało na ten widok i szybko wsiadłem do samochodu. Wyjechałem z parkingu i z impetem nacisnąłem na gaz. Ruszyłem w stronę domu Poncha, choć wcześniej bez celu zapierdzielałem po obrzeżach miasta. Bolało mnie to, co się dzieje. Krzywdziłem ukochaną osobę, bo ktoś miał mnie w garści przez błędy z przeszłości. Gdybym mógł, to spędzałbym z Dulce całe dnie i noce, ale niestety Amador mi to skutecznie uniemożliwia i niszczy nam życie. Miałem już tego poważnie dość, ale co z tego? Cokolwiek bym nie zrobił, to wszystko odbije się na Duli. Myślałem nawet o tym, żeby zabić Amadora, ale jego ludzie i tak mnie wtedy zniszczą, bo ponoć ma wiernych zastępców. No właśnie, czyli witamy w krainie totalnej bezradności... Dulce nie zasługuje na takie traktowanie, nic złego nikomu nie zrobiła. Żyję w takiej desperacji, że jestem bliski zrezygnowania z Dul i oddania jej najlepiej Pablowi. Z nim byłaby szczęśliwa i spokojna. Szkoda tylko, że on wyjechał, inaczej pewnie już by się koło niej kręcił... Jeszcze chwila, jeszcze kilka takich akcji jak przed chwilą, a wybuchnę i albo się wszystko wyda, albo zrobię krzywdę Dulci. Nie wiem, jak to dalej będzie, ale naprawdę byłem już na skraju wytrzymania. Znowu ryło mi to psychikę i miałem jakieś dziwne załamania nerwowe. Na szczęście był przy mnie Poncho i mnie wspierał, jeszcze nigdy tak bardzo nie odczułem obecności przyjaciela. Oczywiście miałem też Ann, ale ona podobnie jak Dul nie miała o niczym pojęcia i miała do mnie żal, że rzadko się widujemy. Z nią jednak ani razu poważnie się nie pokłóciłem i udało mi się obrócić to w żart.
Siedziałem u Poncha i gadaliśmy. Zdążyłem się trochę wyciszyć i uspokoić, kiedy zadzwonił Amador. Kazał nam przyjechać tam, gdzie zawsze wykonujemy misje i na niego czekać. Po jakimś czasie przybył nasz szef, ciągnąc jakąś kobietę. Jak się po chwili okazało, była to moja matka. Amador stwierdził, że ona też mu się naraziła, ale czułem, że to też przeze mnie. Musiałem ją pobić, postraszyć i wmówić, że robię to z własnej woli, żeby się na niej zemścić. Tak więc zrobiłem... Nie było to łatwe, bo jakby nie patrzeć jest to moja matka i na swój sposób mnie wychowała. Była przerażona i zdezorientowana, a ja w złości mówiłem jej okropne rzeczy. No cóż, część z nich była prawdą... Powiedziałem, że jej nienawidzę, że jest suką, hipokrytką, że zniszczyli mi życie i takie tam. Zadałem jej sporo mocnych ciosów, ale każdy z nich bolał także mnie. Dopiero w takim momencie uświadomiłem sobie, że w głębi serca kocham moją mamę. Nie da się całkowicie nie kochać swoich rodziców nawet takich jak moi, tak już po prostu jest. Miała siniaki na całym ciele i generalnie ledwo żyła. Na koniec, tak jak kazał Amador, zagroziłem, że ma nikomu nie mówić, co się stało. Po skończonej "robocie" Poncho miał ją wyrzucić kawałek dalej z auta, żeby nie dotarła zbyt szybko do domu, ale i nie wiedziała, jak tu trafić. Na dziś to był koniec i wróciłem do domu. Byłem załamany tym, że musiałem skrzywdzić nawet własną matkę. Dulce już słodko spała w naszym łóżku, zawinięta w kołderkę. Na jej twarzy malował się smutek, wyglądała jakby płakała przed snem. Pogłaskałem ją czule po głowie i złożyłem delikatny pocałunek w kąciku jej ust. Uśmiechnęła się lekko, ale nie obudziła się na szczęście. Tego tylko brakowało, żebym ją obudził w środku nocy... Poszedłem wziąć szybki prysznic i położyłem się koło mojej żony. Dostałem SMS-a od szefa, że mam jutro przyjść do pracy na 8. Byłem już naprawdę wykończony i miałem wszystkiego dość. Jednak moja żona nieco uratowała koniec tego dnia... Leżałem na wznak, próbując zmusić się do spania. Nagle poczułem jej małą, subtelną rączkę na mojej klacie. Przysunęła się do mnie i wtuliła się we mnie mocno. Co prawda przez sen, bo normalnie była na mnie obrażona, ale i tak bardzo mnie to ucieszyło, sama jej bliskość. Pocałowałem ją w czółko i przytuliłem. Teraz mogłem spokojnie zasnąć... Ustawiłem budzik na 7:00 i już niedługo potem spałem w objęciach mojej cudownej żony.
Tamten wieczór z Dul był cudowny, ale niestety więcej nie mieliśmy takiej sielanki. Od tej pory naprawdę prawie nie bywałem w domu. Czasami tylko jadłem i spałem, a niekiedy udawało mi się przytulić i pocałować żonę, lub jedynie rzucić szybkie "Kocham Cię". Kilka razy zdążyliśmy się nawet pokłócić... Któregoś dnia wróciłem z jak zwykle ciężkiej misji. Miałem dwie godziny wolne i zamierzałem spędzić je z Dulisią. Siedziała na kanapie i z fascynacją patrzyła w telewizor.
-Hej, co robisz?- zapytałem, wchodząc do salonu.
-Oglądam telenowelę, czyli podziwiam mężczyzn, którzy zawsze mają czas dla swojej kobiety.- odpowiedziała chamsko z wyrzutem, spoglądając na mnie obojętnie.
-Dulce, nie przesadzaj... Przecież poświęcam Ci czas, na przykład ostatnio...- próbowałem się tłumaczyć, ale mi przerwała.
-A no tak, zapomniałam... Przecież ostatnio poświęciłeś mi jakieś 3 godziny... Wolałeś mnie zamiast meczu, kochałeś się ze mną i nawet spałeś w domu. Czekaj, kiedy to było? Wybacz, ale zapomniałam zapisać w kalendarzu, a chyba powinnam...- mówiła tym strasznie ironicznym i złośliwym tonem głosu, który tak dobrze znam.
-Chciałem spędzić z Tobą dwie godzinki, ale widzę, że chyba nie dasz mi tej możliwości...
-Dwie godzinki? Nie dzięki, nie fatyguj się, kochanie.- ostatnie słowo mocno i dobitnie zaakcentowała. - Lepiej już leć do tej swojej kochanki i się nie pogrążaj.- dodała, wstała i wyszła do kuchni.
-Dul, nie mam kochanki. Kocham Ciebie i tylko Ciebie.- podszedłem do niej i objąłem ją w talii, ale zrzuciła moje ręce ze swojego ciała.
-Nie dotykaj mnie! Zepsułeś wszystko, wiesz? Kocham Cię całym sercem, ale nie mogę trwać w takim związku. Nie wiem już, czy wierzę w twoją miłość. Albo coś się zmieni, albo to koniec i wracamy do małżeństwa na papierku.- w jej oczach widziałem smutek, ale moja Dulcia silna dziewczynka nie dała wypłynąć żadnej łzie, która cisnęła się na zewnątrz.
-Kochanie, ja...- chciałem jakoś jej to wyjaśniać i się tłumaczyć, ale zaciąłem się, bo w sumie co miałem jej powiedzieć?...
-Tak jak myślałam... Nawet nie potrafisz z tego wybrnąć. Jednak nadal nie dojrzałeś i nie stać Cię na poważną rozmowę, zawiodłam się na Tobie.- była już bliska płaczu, na który nie chciałem patrzeć, więc pozostało mi jedno...
Tak, wyszedłem z domu jak tchórz! Uciekłem z sytuacji bez wyjścia. Byłem cholernie bezsilny, a dalsza rozmowa z Dul nie miała sensu. Gdybym tam został, tylko pogorszyłbym sytuację, a w najgorszym wypadku domyśliłaby się prawdy. Nie mogłem na to pozwolić i wolałem zostawić ją samą. Wiem, że to też nie jest dobre wyjście, bo ona nawet nie ma nikogo, komu mogłaby się zwierzyć. Na szczęście moja żona ma silny charakter i poradzi sobie ze smutkiem. Wsiadając do auta, spojrzałem na okno. Stała w nim Dul smutna i zawiedziona, a po jej policzku spływała łza. Serce mnie zabolało na ten widok i szybko wsiadłem do samochodu. Wyjechałem z parkingu i z impetem nacisnąłem na gaz. Ruszyłem w stronę domu Poncha, choć wcześniej bez celu zapierdzielałem po obrzeżach miasta. Bolało mnie to, co się dzieje. Krzywdziłem ukochaną osobę, bo ktoś miał mnie w garści przez błędy z przeszłości. Gdybym mógł, to spędzałbym z Dulce całe dnie i noce, ale niestety Amador mi to skutecznie uniemożliwia i niszczy nam życie. Miałem już tego poważnie dość, ale co z tego? Cokolwiek bym nie zrobił, to wszystko odbije się na Duli. Myślałem nawet o tym, żeby zabić Amadora, ale jego ludzie i tak mnie wtedy zniszczą, bo ponoć ma wiernych zastępców. No właśnie, czyli witamy w krainie totalnej bezradności... Dulce nie zasługuje na takie traktowanie, nic złego nikomu nie zrobiła. Żyję w takiej desperacji, że jestem bliski zrezygnowania z Dul i oddania jej najlepiej Pablowi. Z nim byłaby szczęśliwa i spokojna. Szkoda tylko, że on wyjechał, inaczej pewnie już by się koło niej kręcił... Jeszcze chwila, jeszcze kilka takich akcji jak przed chwilą, a wybuchnę i albo się wszystko wyda, albo zrobię krzywdę Dulci. Nie wiem, jak to dalej będzie, ale naprawdę byłem już na skraju wytrzymania. Znowu ryło mi to psychikę i miałem jakieś dziwne załamania nerwowe. Na szczęście był przy mnie Poncho i mnie wspierał, jeszcze nigdy tak bardzo nie odczułem obecności przyjaciela. Oczywiście miałem też Ann, ale ona podobnie jak Dul nie miała o niczym pojęcia i miała do mnie żal, że rzadko się widujemy. Z nią jednak ani razu poważnie się nie pokłóciłem i udało mi się obrócić to w żart.
Siedziałem u Poncha i gadaliśmy. Zdążyłem się trochę wyciszyć i uspokoić, kiedy zadzwonił Amador. Kazał nam przyjechać tam, gdzie zawsze wykonujemy misje i na niego czekać. Po jakimś czasie przybył nasz szef, ciągnąc jakąś kobietę. Jak się po chwili okazało, była to moja matka. Amador stwierdził, że ona też mu się naraziła, ale czułem, że to też przeze mnie. Musiałem ją pobić, postraszyć i wmówić, że robię to z własnej woli, żeby się na niej zemścić. Tak więc zrobiłem... Nie było to łatwe, bo jakby nie patrzeć jest to moja matka i na swój sposób mnie wychowała. Była przerażona i zdezorientowana, a ja w złości mówiłem jej okropne rzeczy. No cóż, część z nich była prawdą... Powiedziałem, że jej nienawidzę, że jest suką, hipokrytką, że zniszczyli mi życie i takie tam. Zadałem jej sporo mocnych ciosów, ale każdy z nich bolał także mnie. Dopiero w takim momencie uświadomiłem sobie, że w głębi serca kocham moją mamę. Nie da się całkowicie nie kochać swoich rodziców nawet takich jak moi, tak już po prostu jest. Miała siniaki na całym ciele i generalnie ledwo żyła. Na koniec, tak jak kazał Amador, zagroziłem, że ma nikomu nie mówić, co się stało. Po skończonej "robocie" Poncho miał ją wyrzucić kawałek dalej z auta, żeby nie dotarła zbyt szybko do domu, ale i nie wiedziała, jak tu trafić. Na dziś to był koniec i wróciłem do domu. Byłem załamany tym, że musiałem skrzywdzić nawet własną matkę. Dulce już słodko spała w naszym łóżku, zawinięta w kołderkę. Na jej twarzy malował się smutek, wyglądała jakby płakała przed snem. Pogłaskałem ją czule po głowie i złożyłem delikatny pocałunek w kąciku jej ust. Uśmiechnęła się lekko, ale nie obudziła się na szczęście. Tego tylko brakowało, żebym ją obudził w środku nocy... Poszedłem wziąć szybki prysznic i położyłem się koło mojej żony. Dostałem SMS-a od szefa, że mam jutro przyjść do pracy na 8. Byłem już naprawdę wykończony i miałem wszystkiego dość. Jednak moja żona nieco uratowała koniec tego dnia... Leżałem na wznak, próbując zmusić się do spania. Nagle poczułem jej małą, subtelną rączkę na mojej klacie. Przysunęła się do mnie i wtuliła się we mnie mocno. Co prawda przez sen, bo normalnie była na mnie obrażona, ale i tak bardzo mnie to ucieszyło, sama jej bliskość. Pocałowałem ją w czółko i przytuliłem. Teraz mogłem spokojnie zasnąć... Ustawiłem budzik na 7:00 i już niedługo potem spałem w objęciach mojej cudownej żony.
Minęły dwa miesiące odkąd zacząłem pracować dla Amadora. Te ciągłe misje mnie wykańczały. Praktycznie codziennie musiałem kogoś porwać, pobić, zgwałcić a czasem na koniec zabić. Jak do tej pory miałem jedną najgorszą robotę, przez którą nie mogę spać i mam koszmary. Już nawet Dul, która ogólnie ze mną od jakiegoś czasu prawie nie gada, zainteresowała się którejś nocy, co mi się śniło. Skłamałem oczywiście i wymyśliłem jakąś głupotę. A w rzeczywistości prawie każdej nocy od około dwóch tygodni śni mi się scena z najgorszej misji. Amador zapragnął zemścić się na wrogu poprzez jego dziecko. Wraz z Ponchem musieliśmy dosłownie zamęczyć roczne dziecko. Była to słodka, śliczna dziewczynka o blond włoskach i jasnych oczkach. Na początku mnie polubiła i ciągle się do mnie śmiała. Później tak rozpaczliwie płakała, kiedy ją biliśmy i zadawaliśmy jej rany nożem. Amador siedział z boku i się przyglądał z uśmiechem. Nie wiem, jak można być aż tak bezdusznym... Przecież to było tylko dziecko! Tak, BYŁO, bo z rozkazu szefa ją zabiłem. Najpierw zaprotestowałem, ale zaczął pierdolić o Duli, że jej się coś stanie i w ogóle... Byłem roztrzęsiony i już cały zapłakany, jednak pod presją strzeliłem do tej biednej dziewczynki. Niestety mam zbyt dobrego cela i trafiłem prosto w głowę. Upadłem na ziemię i naprawdę ryczałem jak dzieciak. Nie mogłem uwierzyć, że zabiłem roczne dziecko. Amador coś jeszcze do mnie gadał i się śmiał, ale już do mnie to nie docierało, dosłownie zatkały mi się uszy. Do tej pory jak o tym pomyślę, to słyszę płacz tej małej, ślicznej istotki, która zginęła z mojej ręki. To doszczętnie zniszczyło moją psychikę i już nie potrafiłem normalnie funkcjonować. A co do Duli... Jak już wspomniałem, nie odzywa się do mnie. Dwa dni po morderstwie tego dziecka zaczęła do mnie coś pyskować i drzeć się bez powodu. Nawet nie wiem, o co jej wtedy chodziło, bo byłem jakby nieobecny i nieprzytomny. Nie mogłem już słuchać jej marudzenia i tego, jak jej jest źle. Wybuchłem i się na nią wydarłem, żeby się zamknęła. Szarpnąłem ją nawet, a ona z przerażeniem uciekła do pokoju i trzasnęła drzwiami. Nie mogłem się opanować i zacząłem wszystko rozwalać jak kiedyś.
Było to już prawie dwa tygodnie temu, a do tej pory gadamy tylko jak musimy. To już koniec tego związku, pięknej miłości, szczęścia i spokoju. Staliśmy się sobie obcy i tak już pewnie zostanie, bo nie wiem kiedy i jak mielibyśmy to odbudować. Ale naprawdę nie to jest tu najgorsze... Dulce niczego nieświadoma i bezpieczna siedziała w domu, była tylko smutna i samotna. Przede mną była trzecia misja z tych najgorszych... W sumie to należało do Poncha, ale ja musiałem tam być i na to patrzeć.
Było to już prawie dwa tygodnie temu, a do tej pory gadamy tylko jak musimy. To już koniec tego związku, pięknej miłości, szczęścia i spokoju. Staliśmy się sobie obcy i tak już pewnie zostanie, bo nie wiem kiedy i jak mielibyśmy to odbudować. Ale naprawdę nie to jest tu najgorsze... Dulce niczego nieświadoma i bezpieczna siedziała w domu, była tylko smutna i samotna. Przede mną była trzecia misja z tych najgorszych... W sumie to należało do Poncha, ale ja musiałem tam być i na to patrzeć.
Anahi:
Pewnego wieczoru, kiedy wracałam z pracy, zostałam porwana. Przyłożyli mi coś pod nos i zemdlałam. Obudziłam się przywiązana do jakiegoś drewnianego słupa w obskurnym miejscu (stara szopa, czy magazyn, coś w tym stylu). W pomieszczeniu panował półmrok i widziałam cień mężczyzny.
-Co to ma znaczyć? Kto tu jest?- zapytałam zachrypniętym głosem.
Nie dostałam odpowiedzi, a jedynie poczułam straszny ból na ramieniu. Dostałam batem, który dosłownie przeciął moją skórę. Krzyczałam i płakałam, ale po chwili dostałam z pięści w twarz. Jeszcze kilka razy zostałam uderzona tym batem jak i ręką. Miałam zamknięte oczy i modliłam się, żeby to okazało się zwykłym koszmarem. Po jakimś czasie mój oprawca zaczął mnie rozbierać. Kiedy otworzyłam oczy, doznałam szoku. Osobą, która zadawała mi ból, był Poncho! Nie mogłam w to uwierzyć i zastanawiałam się, dlaczego to robi. Nasze relacje w sumie zawsze były obojętne, ale nic złego mu nie zrobiłam. To, co działo się później było po prostu straszne... Zostałam zgwałcona przez Poncha! Nie oszczędzał mnie ani trochę i rżnął jak popadnie. Darłam się z bólu i upokorzenia. Nigdy wcześniej z nikim nie byłam, więc w sumie tak właśnie wyglądał mój pierwszy raz- brutalny gwałt! Po jakimś czasie nie miałam już siły na krzyki i chyba skończyły mi się łzy. Nie byłam w stanie już wydać z siebie żadnego dźwięku, byłam oszołomiona i obolała. Prawie mdlałam, a on nie zamierzał przestać. Nie mówił nic i nawet na mnie nie patrzył. Ewidentnie nie potrafił mi spojrzeć w oczy! Nie miałam pojęcia, co tu się dzieje i dlaczego. Najgorsze chwile mojego życia wreszcie dobiegły końca i zostawił mnie związaną na tej podłodze. Odszedł gdzieś i wrócił po jakimś czasie, by mnie stąd zabrać. Wrzucił mnie do czarnego busa i ruszył. Dotarliśmy do lasu, a tam zagroził, że jak się wygadam, to zginę. Dodał tylko szybkie "przepraszam, idź w prawo" wprost do mojego ucha i odjechał. Szłam i płakałam, szukając drogi do domu. Nic z tego nie rozumiałam i byłam po prostu zdezorientowana. Wszystko mnie bolało, a liczne rany krwawiły. Byłam słaba i głodna, a nawet nie miałam pojęcia którędy do jakiejkolwiek cywilizacji. Następnego dnia rano udało mi się dotrzeć do domu. Wyglądałam gorzej niż się czułam. Byłam załamana, bo nawet nie mogłam iść z tym na policję. Dzwoniłam do Uckera, ale nie odbierał, czyli ostatnio nic nowego. Bałam się Poncha i wyjechałam do rodziny na wieś. Tam po jakimś czasie udało mi się o tym trochę zapomnieć, ale nadal czułam ten wstyd i wstręt, że ktoś dotknął mnie bez mojej zgody, na siłę. Najgorsze było to, że Poncho kilka razy do mnie dzwonił i pisał smsy z przeprosinami. Ale po co?
Pewnego wieczoru, kiedy wracałam z pracy, zostałam porwana. Przyłożyli mi coś pod nos i zemdlałam. Obudziłam się przywiązana do jakiegoś drewnianego słupa w obskurnym miejscu (stara szopa, czy magazyn, coś w tym stylu). W pomieszczeniu panował półmrok i widziałam cień mężczyzny.
-Co to ma znaczyć? Kto tu jest?- zapytałam zachrypniętym głosem.
Nie dostałam odpowiedzi, a jedynie poczułam straszny ból na ramieniu. Dostałam batem, który dosłownie przeciął moją skórę. Krzyczałam i płakałam, ale po chwili dostałam z pięści w twarz. Jeszcze kilka razy zostałam uderzona tym batem jak i ręką. Miałam zamknięte oczy i modliłam się, żeby to okazało się zwykłym koszmarem. Po jakimś czasie mój oprawca zaczął mnie rozbierać. Kiedy otworzyłam oczy, doznałam szoku. Osobą, która zadawała mi ból, był Poncho! Nie mogłam w to uwierzyć i zastanawiałam się, dlaczego to robi. Nasze relacje w sumie zawsze były obojętne, ale nic złego mu nie zrobiłam. To, co działo się później było po prostu straszne... Zostałam zgwałcona przez Poncha! Nie oszczędzał mnie ani trochę i rżnął jak popadnie. Darłam się z bólu i upokorzenia. Nigdy wcześniej z nikim nie byłam, więc w sumie tak właśnie wyglądał mój pierwszy raz- brutalny gwałt! Po jakimś czasie nie miałam już siły na krzyki i chyba skończyły mi się łzy. Nie byłam w stanie już wydać z siebie żadnego dźwięku, byłam oszołomiona i obolała. Prawie mdlałam, a on nie zamierzał przestać. Nie mówił nic i nawet na mnie nie patrzył. Ewidentnie nie potrafił mi spojrzeć w oczy! Nie miałam pojęcia, co tu się dzieje i dlaczego. Najgorsze chwile mojego życia wreszcie dobiegły końca i zostawił mnie związaną na tej podłodze. Odszedł gdzieś i wrócił po jakimś czasie, by mnie stąd zabrać. Wrzucił mnie do czarnego busa i ruszył. Dotarliśmy do lasu, a tam zagroził, że jak się wygadam, to zginę. Dodał tylko szybkie "przepraszam, idź w prawo" wprost do mojego ucha i odjechał. Szłam i płakałam, szukając drogi do domu. Nic z tego nie rozumiałam i byłam po prostu zdezorientowana. Wszystko mnie bolało, a liczne rany krwawiły. Byłam słaba i głodna, a nawet nie miałam pojęcia którędy do jakiejkolwiek cywilizacji. Następnego dnia rano udało mi się dotrzeć do domu. Wyglądałam gorzej niż się czułam. Byłam załamana, bo nawet nie mogłam iść z tym na policję. Dzwoniłam do Uckera, ale nie odbierał, czyli ostatnio nic nowego. Bałam się Poncha i wyjechałam do rodziny na wieś. Tam po jakimś czasie udało mi się o tym trochę zapomnieć, ale nadal czułam ten wstyd i wstręt, że ktoś dotknął mnie bez mojej zgody, na siłę. Najgorsze było to, że Poncho kilka razy do mnie dzwonił i pisał smsy z przeprosinami. Ale po co?
Dulce:
Ucker był bardzo dziwny, tajemniczy i traktował mnie strasznie obojętnie. Przyszło mi nawet do głowy, że może on znów pracuje dla Amadora. W dodatku ani Poncho ani Ann od kilku dni nie odbierali telefonu, a mogliby być moim źródłem informacji. Wiem, że nie powinnam, ale po raz drugi popełniłam ten błąd, jakim jest śledzenie mojego męża... Pewnego dnia schowałam się w jego samochodzie, żeby móc go obserwować. Pojechał w dziwne, opustoszone miejsce. Wyszedł z auta i wszedł do jakiejś dziwnej szopy. Siedząc w samochodzie i tak bym się nie dowiedziała, co on robi, więc musiałam wyjść. Schowałam się za drzwiami i patrzyłam, co się dzieje. Już w pierwszej chwili o mało nie zaczęłam krzyczeć z przerażenia. Był tam Poncho, Ucker i jakaś naga dziewczyna. Niestety nie wyglądało to na żadną orgię, choć w tej sytuacji wolałabym, żeby mnie zdradzał. Kobieta płakała rozpaczliwie i błagała o litość, ale oni jej nie mieli. Dostała od Uckera z pięści w twarz wiele razy, a Poncho ranił ją nożem. Później było tylko gorzej i coraz bardziej żałowałam, że tu jestem... Podwiesili ją za ręce na jakimś słupie, a mój mąż ją zgwałcił. Tak, Ucker brutalnie gwałcił dziewczynę! Wyła z bólu i strachu, i wyzywała go ze wstrętem. Za to dostała kilka kolejnych ciosów w twarz i już więcej się nie odzywała. Kiedy skończył ją ostro rżnąć, odwiązał ją, a ta bezsilnie opadła na podłogę. Kopali ją i wyzywali, a ona już chyba ledwo żyła, była cała we krwi. A ja stałam w ukryciu i z niedowierzaniem na to wszystko patrzyłam, łzy ciurkiem ciekły po moich policzkach. Nie mogłam uwierzyć, że mój Ucker potrafi być taki brutalny, okrutny, bezduszny i wstrętny... To zupełnie inny człowiek, nie poznaję go. Byłam po prostu przerażona jego zachowaniem, zresztą Poncha też. Cała drżałam i płakałam, nie mogąc już na to patrzeć. Jednak najgorsze nastało dopiero teraz... Poncho przywiązał ją z powrotem do słupa, a Ucker wziął pistolet. Dziewczyna błagała o litość, krzyczała i płakała, a Christopher patrzył na nią takim dziwnym, tępym wzrokiem... Nagle usłyszałam strzał, a wkoło kobiety w jednej chwili pojawiła się kałuża krwi. Mimowolnie wydałam z siebie głośny pisk, przez co zostałam zauważona. Na ten dźwięk Ucker odwrócił się w moją stronę i rzucił broń z całej siły na ziemię. Krzyknął tylko do Poncha, żeby to posprzątał, a sam ruszył w moją stronę. Uciekałam przed siebie i wbiegłam w las, a on ciągle mnie gonił. Niestety jest ode mnie szybszy i po jakimś czasie mnie złapał. Zaczęłam krzyczeć, ale zatkał mi buzię ręką i mówił ze złością:
-Zamknij się, bo narobisz mi kłopotów! Idziemy do domu.- nie ruszyłam się z miejsca, miałam nogi jak z waty. -Już!- krzyknął i pociągnął mnie mocno za rękę.
-Ałł... Mnie też zamierzasz zabić?- jak zwykle za dużo gadam, ale tym razem za to zapłaciłam...
-Nie, idiotko! Odstawiam Cię do domu.- powiedział z groźnym spojrzeniem. -Jeszcze jedno słowo, a naprawdę będziesz miała kłopoty.- dodał, rzucając mnie na drzewo. -Zrozumiano?- zapytał, przyciskając mnie do drzewa tak, że nie sięgałam nogami do ziemi.
-Mhm.- wydukałam, zanosząc się płaczem.
-Cieszę się bardzo, chodź.- dalej ciągnął mnie za tą biedną rękę.
Dotarliśmy do samochodu, do którego mnie dosłownie wrzucił na tylne siedzenie. Bałam się go strasznie, bo był jeszcze bardziej zły niż po mojej pierwszej "ciekawskiej" akcji, a przypominam, że wtedy dostałam od niego w mordę. Więc co czeka mnie teraz? Płakałam ciągle i nie mogłam się uspokoić, a on zapierdalał po mieście jak głupi.
-Nie płacz już, zaraz Ci wszystko wyjaśnię.- powiedział niby spokojnie, ale słyszałam, że to mocno na sobie wymógł. Kiedy zatrzymaliśmy się pod domem, zaparkował jak zwykle perfekcyjnie za pierwszym razem. Wysiadłam pierwsza, żeby mnie już nie ciągnął, nie dotykał. Miałam swoje klucze, więc pobiegłam na górę, żeby być tam pierwsza. Chciałam schować się w sypialni tak jak kiedyś, bo się go bałam. Nie udało mi się to jednak, bo zdążyłam jedynie otworzyć drzwi, a po schodach wbiegł już Ucker i mnie zatrzymał. Złapał mnie za rękę, żebym nie mogła uciec do pokoju. Spojrzałam w jego oczy, były mokre od łez. Patrzył na mnie błagalnym wzrokiem ze smutkiem, a ja drżałam ze strachu.
-Duluś, kochanie...- przyciągnął mnie do siebie i chciał przytulić, ale mu się wyrwałam.
-Nigdy więcej mnie nie dotykaj!- nie wiem skąd wzięłam tyle siły i odwagi, ale z całej siły przyłożyłam mu w twarz. -Miłe to jest?!- zapytałam z agresją, ale po chwili spuściłam głowę, bo napotkałam jego wściekłe spojrzenie. -No dawaj, oddaj mi!- krzyknęłam i zamknęłam oczy, byłam gotowa na cios.
-Dul, naprawdę mam taką ochotę, ale nie zrobię tego. Otwórz oczy, uspokój się i usiądź.- mówił powoli i spokojnie, po czym złapał mnie mocno ale w sumie delikatnie za ramiona i posadził na kanapie.
-Zostaw mnie! Nie chcę wyjaśnień, nie jestem w stanie Cię wysłuchać za bardzo się boję i jestem roztrzęsiona.- wydukałam drżącym głosem.
-Widzę, ale przykro mi... Musimy o tym pogadać, bo za chwilę zwariuję. Później będzie jeszcze gorzej, więc trzy wdechy i spróbuj się wyciszyć choć troszkę.- miał dziwny głos, tak na siłę miły i spokojny.
-Ucker, nie mogę.- wstałam i zaczęłam się kręcić po pokoju. -Oczekujesz rozmowy? Do cholery jasnej, widziałam wszystko! Widziałam, jak pobiłeś, zgwałciłeś i zabiłeś dziewczynę... Dziwi Cię moje zachowanie?! W dodatku jesteś agresywny i nie wiem, co Ci do głowy strzeli. Boję się i prędzej zemdleję niż z Tobą na spokojnie pogadam.- mówiłam drżącym głosem, unikając w ogóle jego spojrzenia.
-Dul, stój!- krzyknął i szarpnął mnie jak zwykłe mało delikatnie.
-Pogrążasz się...- powiedziałam, patrząc mu przez chwilę w oczy. -Tym bardziej nie będę z Tobą gadać, jak będziesz mnie szarpać i krzyczeć.- dodałam, próbując się wyrwać z silnego uścisku jego dłoni, poluzował go trochę.
-Już nie wiem, jak do Ciebie dotrzeć... Dobra, po prostu stój i słuchaj. Dasz radę?- zapytał i pocałował mnie delikatnie w policzek. Wzdrygnęłam się i odsunęłam od niego.
-Mówiłam poważnie, nie dotykaj mnie. A już na pewno nie w ten sposób, z nami koniec.- na te słowa dosłownie rzucił moje ręce, które trzymał i zaczął się znów wydzierać.
-Wiedz, że teraz mnie wkurwiłaś...- z przerażeniem odskoczyłam w tył, a on zaczął wszystko rozwalać, stając do mnie tyłem. -Trzymaj się z daleka, ale i tak Ci to wszystko powiem! To co widziałaś... To praca dla Amadora, chociaż mam nadzieję, że tego się domyśliłaś. Nie mam wyjścia, muszę to robić i wyobraź sobie, że dla Ciebie...
-Mhm... Miło. Dla mnie krzywdzisz i mordujesz innych ludzi?!- krzyknęłam, a on posłał mi spojrzenie w stylu "zamknij się, bo mnie wkurwiasz".
-Tak, dla Ciebie! Jeśli nie będę dla niego pracował, to Cię zabije, rozumiesz? Miałem inne wyjście?! Musiałem się zgodzić dla twojego dobra! Jesteś dla mnie najważniejsza i zrobiłbym wszystko, żebyś tylko była bezpieczna. A co w zamian słyszę? Koniec z nami... Dziękuję, jesteś kochana!
-Ej, ja nie wiedziałam, że...- chciałam coś powiedzieć, uspokoić sytuację, ale mój mąż wyszedł, szturchając mnie ramieniem. -Poczekaj, pogadajmy!- złapałam go za rękę w ostatniej chwili, kiedy już wychodził z domu.
-Teraz to ja już nie mam ochoty z Tobą gadać. Masz rację, z nami koniec... Może porozmawiamy jak wrócę, nie chcę Ci zrobić krzywdy.- pogłaskał moją rękę i puścił ją powoli.
-Gdzie idziesz?- zapytałam, kiedy otworzył drzwi.
-Gdziekolwiek, jak najdalej od Ciebie. Muszę ochłonąć, a Ty zostań w domu i nic nie kombinuj.
-Dobrze.- powiedziałam posłusznie w ostatniej chwili, kiedy on zamykał drzwi.
Poszedł, a ja spojrzałam na niego przez okno. Jak zwykle popędził samochodem nie wiadomo gdzie. Przerażała mnie prędkość, z jaką on ostatnio jeździł. W ogóle nie patrzył, wchodząc w zakręt... Byłam zła i nie miałam ochoty z nim gadać, ale to nie zmienia moich uczuć. Wzięłam telefon i napisałam do niego SMS-a:
"Nie pędź tak!"
Po jakimś czasie odpisał mi tylko:
"Postaram się"
Siedziałam sama w domu do wieczora. Zaczynałam się martwić o Uckera, bo nie było go tak długo, a przecież raczej nie pojechał na żadną misję, bo miał się tylko odstresować. Dzwoniłam do niego kilka razy, ale nie raczył odebrać. Po jakimś czasie dostałam od niego SMS-a:
"Potrzebuję samotności, niedługo będę. Idź najlepiej spać, pogadamy jutro"
Oczywiście nie posłuchałam i nie położyłam się. Siedziałam dalej jak głupia na parapecie w kuchni i patrzyłam, kiedy przyjedzie. Martwiłam się o niego, a po za tym bałam się być sama w domu po tym, co mi powiedział. To głupie, bo od dawna jestem w niebezpieczeństwie, ale chyba wolałam o tym nie wiedzieć...
Ucker był bardzo dziwny, tajemniczy i traktował mnie strasznie obojętnie. Przyszło mi nawet do głowy, że może on znów pracuje dla Amadora. W dodatku ani Poncho ani Ann od kilku dni nie odbierali telefonu, a mogliby być moim źródłem informacji. Wiem, że nie powinnam, ale po raz drugi popełniłam ten błąd, jakim jest śledzenie mojego męża... Pewnego dnia schowałam się w jego samochodzie, żeby móc go obserwować. Pojechał w dziwne, opustoszone miejsce. Wyszedł z auta i wszedł do jakiejś dziwnej szopy. Siedząc w samochodzie i tak bym się nie dowiedziała, co on robi, więc musiałam wyjść. Schowałam się za drzwiami i patrzyłam, co się dzieje. Już w pierwszej chwili o mało nie zaczęłam krzyczeć z przerażenia. Był tam Poncho, Ucker i jakaś naga dziewczyna. Niestety nie wyglądało to na żadną orgię, choć w tej sytuacji wolałabym, żeby mnie zdradzał. Kobieta płakała rozpaczliwie i błagała o litość, ale oni jej nie mieli. Dostała od Uckera z pięści w twarz wiele razy, a Poncho ranił ją nożem. Później było tylko gorzej i coraz bardziej żałowałam, że tu jestem... Podwiesili ją za ręce na jakimś słupie, a mój mąż ją zgwałcił. Tak, Ucker brutalnie gwałcił dziewczynę! Wyła z bólu i strachu, i wyzywała go ze wstrętem. Za to dostała kilka kolejnych ciosów w twarz i już więcej się nie odzywała. Kiedy skończył ją ostro rżnąć, odwiązał ją, a ta bezsilnie opadła na podłogę. Kopali ją i wyzywali, a ona już chyba ledwo żyła, była cała we krwi. A ja stałam w ukryciu i z niedowierzaniem na to wszystko patrzyłam, łzy ciurkiem ciekły po moich policzkach. Nie mogłam uwierzyć, że mój Ucker potrafi być taki brutalny, okrutny, bezduszny i wstrętny... To zupełnie inny człowiek, nie poznaję go. Byłam po prostu przerażona jego zachowaniem, zresztą Poncha też. Cała drżałam i płakałam, nie mogąc już na to patrzeć. Jednak najgorsze nastało dopiero teraz... Poncho przywiązał ją z powrotem do słupa, a Ucker wziął pistolet. Dziewczyna błagała o litość, krzyczała i płakała, a Christopher patrzył na nią takim dziwnym, tępym wzrokiem... Nagle usłyszałam strzał, a wkoło kobiety w jednej chwili pojawiła się kałuża krwi. Mimowolnie wydałam z siebie głośny pisk, przez co zostałam zauważona. Na ten dźwięk Ucker odwrócił się w moją stronę i rzucił broń z całej siły na ziemię. Krzyknął tylko do Poncha, żeby to posprzątał, a sam ruszył w moją stronę. Uciekałam przed siebie i wbiegłam w las, a on ciągle mnie gonił. Niestety jest ode mnie szybszy i po jakimś czasie mnie złapał. Zaczęłam krzyczeć, ale zatkał mi buzię ręką i mówił ze złością:
-Zamknij się, bo narobisz mi kłopotów! Idziemy do domu.- nie ruszyłam się z miejsca, miałam nogi jak z waty. -Już!- krzyknął i pociągnął mnie mocno za rękę.
-Ałł... Mnie też zamierzasz zabić?- jak zwykle za dużo gadam, ale tym razem za to zapłaciłam...
-Nie, idiotko! Odstawiam Cię do domu.- powiedział z groźnym spojrzeniem. -Jeszcze jedno słowo, a naprawdę będziesz miała kłopoty.- dodał, rzucając mnie na drzewo. -Zrozumiano?- zapytał, przyciskając mnie do drzewa tak, że nie sięgałam nogami do ziemi.
-Mhm.- wydukałam, zanosząc się płaczem.
-Cieszę się bardzo, chodź.- dalej ciągnął mnie za tą biedną rękę.
Dotarliśmy do samochodu, do którego mnie dosłownie wrzucił na tylne siedzenie. Bałam się go strasznie, bo był jeszcze bardziej zły niż po mojej pierwszej "ciekawskiej" akcji, a przypominam, że wtedy dostałam od niego w mordę. Więc co czeka mnie teraz? Płakałam ciągle i nie mogłam się uspokoić, a on zapierdalał po mieście jak głupi.
-Nie płacz już, zaraz Ci wszystko wyjaśnię.- powiedział niby spokojnie, ale słyszałam, że to mocno na sobie wymógł. Kiedy zatrzymaliśmy się pod domem, zaparkował jak zwykle perfekcyjnie za pierwszym razem. Wysiadłam pierwsza, żeby mnie już nie ciągnął, nie dotykał. Miałam swoje klucze, więc pobiegłam na górę, żeby być tam pierwsza. Chciałam schować się w sypialni tak jak kiedyś, bo się go bałam. Nie udało mi się to jednak, bo zdążyłam jedynie otworzyć drzwi, a po schodach wbiegł już Ucker i mnie zatrzymał. Złapał mnie za rękę, żebym nie mogła uciec do pokoju. Spojrzałam w jego oczy, były mokre od łez. Patrzył na mnie błagalnym wzrokiem ze smutkiem, a ja drżałam ze strachu.
-Duluś, kochanie...- przyciągnął mnie do siebie i chciał przytulić, ale mu się wyrwałam.
-Nigdy więcej mnie nie dotykaj!- nie wiem skąd wzięłam tyle siły i odwagi, ale z całej siły przyłożyłam mu w twarz. -Miłe to jest?!- zapytałam z agresją, ale po chwili spuściłam głowę, bo napotkałam jego wściekłe spojrzenie. -No dawaj, oddaj mi!- krzyknęłam i zamknęłam oczy, byłam gotowa na cios.
-Dul, naprawdę mam taką ochotę, ale nie zrobię tego. Otwórz oczy, uspokój się i usiądź.- mówił powoli i spokojnie, po czym złapał mnie mocno ale w sumie delikatnie za ramiona i posadził na kanapie.
-Zostaw mnie! Nie chcę wyjaśnień, nie jestem w stanie Cię wysłuchać za bardzo się boję i jestem roztrzęsiona.- wydukałam drżącym głosem.
-Widzę, ale przykro mi... Musimy o tym pogadać, bo za chwilę zwariuję. Później będzie jeszcze gorzej, więc trzy wdechy i spróbuj się wyciszyć choć troszkę.- miał dziwny głos, tak na siłę miły i spokojny.
-Ucker, nie mogę.- wstałam i zaczęłam się kręcić po pokoju. -Oczekujesz rozmowy? Do cholery jasnej, widziałam wszystko! Widziałam, jak pobiłeś, zgwałciłeś i zabiłeś dziewczynę... Dziwi Cię moje zachowanie?! W dodatku jesteś agresywny i nie wiem, co Ci do głowy strzeli. Boję się i prędzej zemdleję niż z Tobą na spokojnie pogadam.- mówiłam drżącym głosem, unikając w ogóle jego spojrzenia.
-Dul, stój!- krzyknął i szarpnął mnie jak zwykłe mało delikatnie.
-Pogrążasz się...- powiedziałam, patrząc mu przez chwilę w oczy. -Tym bardziej nie będę z Tobą gadać, jak będziesz mnie szarpać i krzyczeć.- dodałam, próbując się wyrwać z silnego uścisku jego dłoni, poluzował go trochę.
-Już nie wiem, jak do Ciebie dotrzeć... Dobra, po prostu stój i słuchaj. Dasz radę?- zapytał i pocałował mnie delikatnie w policzek. Wzdrygnęłam się i odsunęłam od niego.
-Mówiłam poważnie, nie dotykaj mnie. A już na pewno nie w ten sposób, z nami koniec.- na te słowa dosłownie rzucił moje ręce, które trzymał i zaczął się znów wydzierać.
-Wiedz, że teraz mnie wkurwiłaś...- z przerażeniem odskoczyłam w tył, a on zaczął wszystko rozwalać, stając do mnie tyłem. -Trzymaj się z daleka, ale i tak Ci to wszystko powiem! To co widziałaś... To praca dla Amadora, chociaż mam nadzieję, że tego się domyśliłaś. Nie mam wyjścia, muszę to robić i wyobraź sobie, że dla Ciebie...
-Mhm... Miło. Dla mnie krzywdzisz i mordujesz innych ludzi?!- krzyknęłam, a on posłał mi spojrzenie w stylu "zamknij się, bo mnie wkurwiasz".
-Tak, dla Ciebie! Jeśli nie będę dla niego pracował, to Cię zabije, rozumiesz? Miałem inne wyjście?! Musiałem się zgodzić dla twojego dobra! Jesteś dla mnie najważniejsza i zrobiłbym wszystko, żebyś tylko była bezpieczna. A co w zamian słyszę? Koniec z nami... Dziękuję, jesteś kochana!
-Ej, ja nie wiedziałam, że...- chciałam coś powiedzieć, uspokoić sytuację, ale mój mąż wyszedł, szturchając mnie ramieniem. -Poczekaj, pogadajmy!- złapałam go za rękę w ostatniej chwili, kiedy już wychodził z domu.
-Teraz to ja już nie mam ochoty z Tobą gadać. Masz rację, z nami koniec... Może porozmawiamy jak wrócę, nie chcę Ci zrobić krzywdy.- pogłaskał moją rękę i puścił ją powoli.
-Gdzie idziesz?- zapytałam, kiedy otworzył drzwi.
-Gdziekolwiek, jak najdalej od Ciebie. Muszę ochłonąć, a Ty zostań w domu i nic nie kombinuj.
-Dobrze.- powiedziałam posłusznie w ostatniej chwili, kiedy on zamykał drzwi.
Poszedł, a ja spojrzałam na niego przez okno. Jak zwykle popędził samochodem nie wiadomo gdzie. Przerażała mnie prędkość, z jaką on ostatnio jeździł. W ogóle nie patrzył, wchodząc w zakręt... Byłam zła i nie miałam ochoty z nim gadać, ale to nie zmienia moich uczuć. Wzięłam telefon i napisałam do niego SMS-a:
"Nie pędź tak!"
Po jakimś czasie odpisał mi tylko:
"Postaram się"
Siedziałam sama w domu do wieczora. Zaczynałam się martwić o Uckera, bo nie było go tak długo, a przecież raczej nie pojechał na żadną misję, bo miał się tylko odstresować. Dzwoniłam do niego kilka razy, ale nie raczył odebrać. Po jakimś czasie dostałam od niego SMS-a:
"Potrzebuję samotności, niedługo będę. Idź najlepiej spać, pogadamy jutro"
Oczywiście nie posłuchałam i nie położyłam się. Siedziałam dalej jak głupia na parapecie w kuchni i patrzyłam, kiedy przyjedzie. Martwiłam się o niego, a po za tym bałam się być sama w domu po tym, co mi powiedział. To głupie, bo od dawna jestem w niebezpieczeństwie, ale chyba wolałam o tym nie wiedzieć...
No hejo :D Marudzicie kochane moje :* No ale dobrze dodaję już wam ten rozdział. Nie rozpisuję się dzisiaj, bo jestem na telefonie i nie bardzo mogę. Do następnego <3 :*