Dulce:
Zaskoczyło mnie to, że Ucker zainteresował się mną i zapytał, co się stało. Byłam w szoku, bo był całkiem miły i spokojny, i w ogóle. Ale teraz wyszedł i za pewne robi coś dziwnego... Jak zwykle nurtowało mnie jedno pytanie: Gdzie on poszedł? Tym razem jednak uzyskałam odpowiedź. Okazało się, że zostawił telefon i to jeszcze na kanapie koło mnie. Nie mogłam się powstrzymać i wzięłam go do ręki, by znaleźć coś ciekawego. Nigdy wcześniej nie miałam takiej okazji, bo on zawsze trzyma komórkę przy sobie. Miał hasło, ale dość szybko je rozszyfrowałam: data jego urodzin, wielka mi trudność... Weszłam w wiadomości i zobaczyłam SMS-a od niejakiego Amadora. Trochę mi głupio było, ale mimo to otworzyłam i przeczytałam: "Ważna narada w sali konferencyjnej w hotelu przy pałacu kultury. Czekam o 16, nie spóźnij się." Nie było w tym nic nadzwyczajnego, wiadomość o spotkaniu. Najważniejsze, że zdradzało jego aktualne miejsce pobytu. Zresztą miałam jakieś dziwne przeczucie, że muszę to sprawdzić. Zamówiłam więc taksówkę i pojechałam w to miejsce. Zapytałam się pani w recepcji, gdzie jest sala konferencyjna. Była 16:30, a więc spotkanie już trwało. Zapukałam cicho do drzwi, po czym weszłam do środka. Rozejrzałam się szybko po sali. Siedziało tu z dziesięciu facetów, a wśród nich Ucker i co ciekawe Poncho.
-Co tu robisz?- zapytał zdenerowany Ucker.
-Zapomniałeś telefonu, kochanie.- powiedziałam, kładąc przed nim telefon, obejmując go i całując w policzek.
-Kim Pani jest?- zapytał wielki mięśniak, siedzący u szczytu stołu.
-Żoną Christophera.- odpowiedziałam z beztroskim uśmiechem na twarzy.
-Mhm... A to ciekawe. A nie zechciałabyś go rzucić i być ze mną?- no to mnie zaskoczył... Przy innych wyskakuje z taką propozycją.
-Nie, raczej nie.- odpowiedziałam grzecznie.
-To masz pecha, bo już nie masz wyjścia.- podszedł do mnie i szarpnął mnie za rękę. -Mąż Cię nie pilnował i się tu znalazłaś, a w dodatku mnie okłamał mówiąc, że nie ma żony i jest całkiem sam. A wiesz co teraz ten frajer musi zrobić?- nic z tego nie rozumiałam... Wyzywa Uckera i pieprzy bzdury przy nim.
-Amador, odczep się od niej!- krzyknął Ucker, wyrywając moją rękę z dłoni tego spaślaka.
-O nie, ja już powiedziałem... Oszukałeś mnie, więc teraz zrobię dziwkę z twojej żony. Oddajesz mi ją, albo Cię zwolnię.
-Nie pozwolę Ci na takie coś. Odejdę, ale zostaw moją żonę w spokoju.- powiedział mocno wkurzony i szarpnął mnie za rękę w kierunku wyjścia.
Ciągnął mnie za rękę do samochodu. Był strasznie wkurzony i ściskał mnie tak, że już nie czułam ręki. Otworzył mi drzwi i aż wepchnął mnie do auta. Trzasnął drzwiami i sam wsiadł. Grzecznie zapięłam pasy, żeby już go nie denerwować. Rozcierałam mój obolały nadgarstek, na którym za pewne będzie siniak. Ucker rzucił mi kilka razy ponure spojrzenie i w ogóle się nie odzywał. Jechał cholernie szybko, a ja byłam aż sztywna ze strachu. W sumie dziwiło mnie to, że na mnie nie krzyczy, ale czułam, że to tylko cisza przed burzą... Kiedy zatrzymaliśmy się pod domem, szybko wysiadł z auta i otworzył mi drzwi.
-Może byś tak wyszła księżniczko?- zapytał chamsko i zimno, po czym sam wyciągnął mnie z auta za rękę, która i tak już wystarczająco bolała.
-Idę przecież... Puść mnie, bo to boli!- krzyknęłam, wyrywając mu się, a on pchnął mnie do przodu.
Chciał jechać windą, ale ja wybrałam schody. Dlaczego? To proste, bo nie chciałam być z nim sama w zamkniętym pomieszczeniu. Bałam się go, ale tym razem to chyba całkiem normalne. Po wejściu na 5 piętro byłam wykończona, a więc schody nie były dobrym pomysłem. W ogóle było to trochę bez sensu, bo w domu i tak będziemy sami... Otworzył drzwi i znów pchnął mnie do przodu. Zamknął za nami drzwi i szybko ściągnął buty i kurtkę, rzucając wszystko na podłogę. Ja nawet nie zdążyłam się rozebrać, ściągnęłam tylko buty. Szarpnął mnie znów za tą biedną rękę i powiedział przez zaciśnięte zęby:
-Czy Ty wiesz, co narobiłaś?
-Przecież nic nie zrobiłam... Już dawno mówiłam Ci, że dowiem się, co robisz. A jedyne, czego się dowiedziałam, to fakt, że jesteś głupszy niż myślałam i w dodatku masz zjebane towarzystwo. Ten, który się do mnie przyjebał to twój szef? Co dla niego robisz? Szukasz mu dziwek?- rozgadałam się i nie przestawałam mimo narastającego gniewu Uckera.
-Zamknij się w końcu!- wydarł się na mnie przeraźliwie głośno i wymierzył mi siarczysty policzek.
W jednej chwili moje oczy zalały się łzami i odruchowo złapałam się za ten policzek. Patrzyłam na niego ze strachem i wyrzutem, a jego spojrzenie jakby złagodniało i powoli puścił moją rękę.
-Jesteś zwykłym śmieciem, czaisz? Nienawidzę Cię!- krzyknęłam i popchnęłam go z całej siły na ścianę tak, że uderzył się w plecy o róg.
Z płaczem pobiegłam do sypialni i trzasnęłam za sobą drzwiami, po czym zamknęłam się tam na klucz. Usiadłam na podłodze przy łóżku i wpadłam w dziki, niekontrolowany płacz. Nie mogłam uwierzyć, że Ucker podniósł na mnie rękę! To znaczy wiedziałam, że coś z nim nie tak i stał się agresywny, ale nie do tego stopnia... Byłam pewna, że na szarpaniu i ostrej wymianie zdań się skończy, a tu takie coś. Chciałam tylko wiedzieć, czym on się zajmuje... Czy ta informacja naprawdę jest warta dostania w mordę? Najgorsze jest to, że niczego się właściwie nie dowiedziałam, a zostałam tak poniżona i teraz mam siniaka pod okiem i na nadgarstku. To strasznie bolało i to nie tylko fizycznie... Czułam się okropnie także psychicznie. Gdyby jeszcze był tu Pablo... Poszłabym do niego i więcej bym tu nie wróciła. A tak? Nadal muszę siedzieć w tym domu z jakimś psycholem, który nie potrafi panować nad emocjami i własnym ciałem. Ale postanowiłam, że po prostu nie wyjdę z pokoju, żeby się z nim w ogóle nie widywać. Będę opuszczać sypialnie tylko, kiedy nie będzie go w domu, albo w nocy, jak będzie spał.
Zaskoczyło mnie to, że Ucker zainteresował się mną i zapytał, co się stało. Byłam w szoku, bo był całkiem miły i spokojny, i w ogóle. Ale teraz wyszedł i za pewne robi coś dziwnego... Jak zwykle nurtowało mnie jedno pytanie: Gdzie on poszedł? Tym razem jednak uzyskałam odpowiedź. Okazało się, że zostawił telefon i to jeszcze na kanapie koło mnie. Nie mogłam się powstrzymać i wzięłam go do ręki, by znaleźć coś ciekawego. Nigdy wcześniej nie miałam takiej okazji, bo on zawsze trzyma komórkę przy sobie. Miał hasło, ale dość szybko je rozszyfrowałam: data jego urodzin, wielka mi trudność... Weszłam w wiadomości i zobaczyłam SMS-a od niejakiego Amadora. Trochę mi głupio było, ale mimo to otworzyłam i przeczytałam: "Ważna narada w sali konferencyjnej w hotelu przy pałacu kultury. Czekam o 16, nie spóźnij się." Nie było w tym nic nadzwyczajnego, wiadomość o spotkaniu. Najważniejsze, że zdradzało jego aktualne miejsce pobytu. Zresztą miałam jakieś dziwne przeczucie, że muszę to sprawdzić. Zamówiłam więc taksówkę i pojechałam w to miejsce. Zapytałam się pani w recepcji, gdzie jest sala konferencyjna. Była 16:30, a więc spotkanie już trwało. Zapukałam cicho do drzwi, po czym weszłam do środka. Rozejrzałam się szybko po sali. Siedziało tu z dziesięciu facetów, a wśród nich Ucker i co ciekawe Poncho.
-Co tu robisz?- zapytał zdenerowany Ucker.
-Zapomniałeś telefonu, kochanie.- powiedziałam, kładąc przed nim telefon, obejmując go i całując w policzek.
-Kim Pani jest?- zapytał wielki mięśniak, siedzący u szczytu stołu.
-Żoną Christophera.- odpowiedziałam z beztroskim uśmiechem na twarzy.
-Mhm... A to ciekawe. A nie zechciałabyś go rzucić i być ze mną?- no to mnie zaskoczył... Przy innych wyskakuje z taką propozycją.
-Nie, raczej nie.- odpowiedziałam grzecznie.
-To masz pecha, bo już nie masz wyjścia.- podszedł do mnie i szarpnął mnie za rękę. -Mąż Cię nie pilnował i się tu znalazłaś, a w dodatku mnie okłamał mówiąc, że nie ma żony i jest całkiem sam. A wiesz co teraz ten frajer musi zrobić?- nic z tego nie rozumiałam... Wyzywa Uckera i pieprzy bzdury przy nim.
-Amador, odczep się od niej!- krzyknął Ucker, wyrywając moją rękę z dłoni tego spaślaka.
-O nie, ja już powiedziałem... Oszukałeś mnie, więc teraz zrobię dziwkę z twojej żony. Oddajesz mi ją, albo Cię zwolnię.
-Nie pozwolę Ci na takie coś. Odejdę, ale zostaw moją żonę w spokoju.- powiedział mocno wkurzony i szarpnął mnie za rękę w kierunku wyjścia.
Ciągnął mnie za rękę do samochodu. Był strasznie wkurzony i ściskał mnie tak, że już nie czułam ręki. Otworzył mi drzwi i aż wepchnął mnie do auta. Trzasnął drzwiami i sam wsiadł. Grzecznie zapięłam pasy, żeby już go nie denerwować. Rozcierałam mój obolały nadgarstek, na którym za pewne będzie siniak. Ucker rzucił mi kilka razy ponure spojrzenie i w ogóle się nie odzywał. Jechał cholernie szybko, a ja byłam aż sztywna ze strachu. W sumie dziwiło mnie to, że na mnie nie krzyczy, ale czułam, że to tylko cisza przed burzą... Kiedy zatrzymaliśmy się pod domem, szybko wysiadł z auta i otworzył mi drzwi.
-Może byś tak wyszła księżniczko?- zapytał chamsko i zimno, po czym sam wyciągnął mnie z auta za rękę, która i tak już wystarczająco bolała.
-Idę przecież... Puść mnie, bo to boli!- krzyknęłam, wyrywając mu się, a on pchnął mnie do przodu.
Chciał jechać windą, ale ja wybrałam schody. Dlaczego? To proste, bo nie chciałam być z nim sama w zamkniętym pomieszczeniu. Bałam się go, ale tym razem to chyba całkiem normalne. Po wejściu na 5 piętro byłam wykończona, a więc schody nie były dobrym pomysłem. W ogóle było to trochę bez sensu, bo w domu i tak będziemy sami... Otworzył drzwi i znów pchnął mnie do przodu. Zamknął za nami drzwi i szybko ściągnął buty i kurtkę, rzucając wszystko na podłogę. Ja nawet nie zdążyłam się rozebrać, ściągnęłam tylko buty. Szarpnął mnie znów za tą biedną rękę i powiedział przez zaciśnięte zęby:
-Czy Ty wiesz, co narobiłaś?
-Przecież nic nie zrobiłam... Już dawno mówiłam Ci, że dowiem się, co robisz. A jedyne, czego się dowiedziałam, to fakt, że jesteś głupszy niż myślałam i w dodatku masz zjebane towarzystwo. Ten, który się do mnie przyjebał to twój szef? Co dla niego robisz? Szukasz mu dziwek?- rozgadałam się i nie przestawałam mimo narastającego gniewu Uckera.
-Zamknij się w końcu!- wydarł się na mnie przeraźliwie głośno i wymierzył mi siarczysty policzek.
W jednej chwili moje oczy zalały się łzami i odruchowo złapałam się za ten policzek. Patrzyłam na niego ze strachem i wyrzutem, a jego spojrzenie jakby złagodniało i powoli puścił moją rękę.
-Jesteś zwykłym śmieciem, czaisz? Nienawidzę Cię!- krzyknęłam i popchnęłam go z całej siły na ścianę tak, że uderzył się w plecy o róg.
Z płaczem pobiegłam do sypialni i trzasnęłam za sobą drzwiami, po czym zamknęłam się tam na klucz. Usiadłam na podłodze przy łóżku i wpadłam w dziki, niekontrolowany płacz. Nie mogłam uwierzyć, że Ucker podniósł na mnie rękę! To znaczy wiedziałam, że coś z nim nie tak i stał się agresywny, ale nie do tego stopnia... Byłam pewna, że na szarpaniu i ostrej wymianie zdań się skończy, a tu takie coś. Chciałam tylko wiedzieć, czym on się zajmuje... Czy ta informacja naprawdę jest warta dostania w mordę? Najgorsze jest to, że niczego się właściwie nie dowiedziałam, a zostałam tak poniżona i teraz mam siniaka pod okiem i na nadgarstku. To strasznie bolało i to nie tylko fizycznie... Czułam się okropnie także psychicznie. Gdyby jeszcze był tu Pablo... Poszłabym do niego i więcej bym tu nie wróciła. A tak? Nadal muszę siedzieć w tym domu z jakimś psycholem, który nie potrafi panować nad emocjami i własnym ciałem. Ale postanowiłam, że po prostu nie wyjdę z pokoju, żeby się z nim w ogóle nie widywać. Będę opuszczać sypialnie tylko, kiedy nie będzie go w domu, albo w nocy, jak będzie spał.
Ucker:
Było mi strasznie głupio po tym, co zrobiłem. Wkurzyłem się na Dul, ale zdecydowanie przesadziłem. Nie powinienem jej tak ostro traktować, a już tym bardziej podnosić na nią ręki. Zawsze była wścipska, no ale cholera jasna, prosiłem ją, żeby się nie wtrącała... Prosiłem, groziłem, a ona i tak zrobiła swoje! Jest okropnie uparta i nieposłuszna, a ja zbyt wybuchowy... No dobra, nic mnie nie usprawiedliwia, bo pod żadnym pozorem nie mogłem jej uderzyć. Miała rację, jestem śmieciem! Wiadomo jednak, że bez powodu nie zachowywałbym się w ten sposób... Amador nie wiedział, że mam żonę, bo on nienawidzi pracowników, którzy mają rodziny. Jego ludzie nie mogą mieć nikogo i być tylko do jego dyspozycji. A ja go okłamałem. Nie powiedziałem mu wcześniej, że mam żonę, bo przecież wcale nie traktuję Duli w ten sposób. Jest moją żoną tylko na papierku, a w rzeczywistości jest mi obca, więc uznałem, że ta informacja jest zbędna. Szkoda tylko, że Dulce niczego nigdy nie rozumie i musiała się wtrącić... Teraz będę miał przejebane! Nie dość, że okłamałem szefa, to jeszcze podniosłem mu ciśnienie, broniąc Dul. Co on w ogóle odwalił?... Chciał zrobić z Duli swoją dziwkę?! Okej, nie lubię jej i jest zjebana, ale nie zrobiłbym jej czegoś takiego. Po pierwsze to dzieciak i nie wytrzymałaby z Amadorem, a po drugie on zazwyczaj niszczy stare, zużyte zabawki. Czyli jakby mu się Dula znudziła, to po prostu by ją zabił, jak wszystkich innych wokół siebie. Przeciwstawiłem mu się, więc powinienem się teraz bać o swoje życie. Amador jak nic będzie chciał się mnie pozbyć, bo wiem o jego gangu i o nim wszystko, a teraz już nie jestem po jego stronie. Już niejednego zdrajcę kazał nam zabić. A Dulce swoją bezmyślnością naraziła mnie, siebie, Poncha, Anahi i całe nasze rodziny, a nawet sąsiadów. Amador to okropny typ i zniszczy każdego, kto w jakikolwiek sposób może go wydać policji. Siedziałem na kanapie w salonie i myślałem o tym wszystkim. Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić i jak przeprosić Dulce. W mojej głowie ciągle rozbrzmiewały jej słowa "Jesteś zwykłym śmieciem, czaisz? Nienawidzę Cię!" To w sumie dziwne, że tak mocno to mną wstrząsnęło i nie mam nawet ochoty iść odreagować. Co jakiś czas czułem takie dziwne ukłucie w sercu, jakbym co najmniej zranił ważną dla mnie osobę, a to była przecież tylko Dul. Tylko Dul... Przez myśl przeszło mi, że może mi na niej zależy, bo jakby nie było, broniłem ją i martwię się o nią czasami. Nie, to pewnie tylko dlatego, że z natury mam dosyć miękkie serce. Ale teraz musiałem coś zrobić i chociaż sprawdzić, czy ona w ogóle żyje. Podszedłem do drzwi od sypialni i mówiłem tuż przy nich:
-Dul, mogę wejść?- nacisnąłem na klamkę, ale drzwi były zamknięte na klucz -Otwórz, proszę.- dodałem delikatnym głosem, żeby jej już nie straszyć.
-Odejdź, kretynie!- krzyknęła i rzuciła w drzwi poduszką.
-Dulisiu, przepraszam Cię...- powiedziałem błagalnym głosem.
-Nie chcę twoich przeprosin! Co mi po nich?! Jesteś dziwnym, agresywnym psycholem i nie chcę mieć z Tobą nic do czynienia.- powiedziała, ciągając nosem co chwilę, a więc płakała.
-Wyłaź stamtąd, to powiem Ci wszystko. Wytłumaczę Ci, kim jestem i co robię, tylko błagam wyjdź z tego pokoju.- chciałem wyciągnąć ją stamtąd sposobem, żeby chociaż ze mną pogadała.
-Teraz już nie chcę nic o Tobie wiedzieć. Mam wyjebane na Ciebie i to, że marnujesz sobie życie i się staczasz. Rób sobie kurwa, co chcesz, ale mnie zostaw w spokoju!
Było mi strasznie głupio po tym, co zrobiłem. Wkurzyłem się na Dul, ale zdecydowanie przesadziłem. Nie powinienem jej tak ostro traktować, a już tym bardziej podnosić na nią ręki. Zawsze była wścipska, no ale cholera jasna, prosiłem ją, żeby się nie wtrącała... Prosiłem, groziłem, a ona i tak zrobiła swoje! Jest okropnie uparta i nieposłuszna, a ja zbyt wybuchowy... No dobra, nic mnie nie usprawiedliwia, bo pod żadnym pozorem nie mogłem jej uderzyć. Miała rację, jestem śmieciem! Wiadomo jednak, że bez powodu nie zachowywałbym się w ten sposób... Amador nie wiedział, że mam żonę, bo on nienawidzi pracowników, którzy mają rodziny. Jego ludzie nie mogą mieć nikogo i być tylko do jego dyspozycji. A ja go okłamałem. Nie powiedziałem mu wcześniej, że mam żonę, bo przecież wcale nie traktuję Duli w ten sposób. Jest moją żoną tylko na papierku, a w rzeczywistości jest mi obca, więc uznałem, że ta informacja jest zbędna. Szkoda tylko, że Dulce niczego nigdy nie rozumie i musiała się wtrącić... Teraz będę miał przejebane! Nie dość, że okłamałem szefa, to jeszcze podniosłem mu ciśnienie, broniąc Dul. Co on w ogóle odwalił?... Chciał zrobić z Duli swoją dziwkę?! Okej, nie lubię jej i jest zjebana, ale nie zrobiłbym jej czegoś takiego. Po pierwsze to dzieciak i nie wytrzymałaby z Amadorem, a po drugie on zazwyczaj niszczy stare, zużyte zabawki. Czyli jakby mu się Dula znudziła, to po prostu by ją zabił, jak wszystkich innych wokół siebie. Przeciwstawiłem mu się, więc powinienem się teraz bać o swoje życie. Amador jak nic będzie chciał się mnie pozbyć, bo wiem o jego gangu i o nim wszystko, a teraz już nie jestem po jego stronie. Już niejednego zdrajcę kazał nam zabić. A Dulce swoją bezmyślnością naraziła mnie, siebie, Poncha, Anahi i całe nasze rodziny, a nawet sąsiadów. Amador to okropny typ i zniszczy każdego, kto w jakikolwiek sposób może go wydać policji. Siedziałem na kanapie w salonie i myślałem o tym wszystkim. Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić i jak przeprosić Dulce. W mojej głowie ciągle rozbrzmiewały jej słowa "Jesteś zwykłym śmieciem, czaisz? Nienawidzę Cię!" To w sumie dziwne, że tak mocno to mną wstrząsnęło i nie mam nawet ochoty iść odreagować. Co jakiś czas czułem takie dziwne ukłucie w sercu, jakbym co najmniej zranił ważną dla mnie osobę, a to była przecież tylko Dul. Tylko Dul... Przez myśl przeszło mi, że może mi na niej zależy, bo jakby nie było, broniłem ją i martwię się o nią czasami. Nie, to pewnie tylko dlatego, że z natury mam dosyć miękkie serce. Ale teraz musiałem coś zrobić i chociaż sprawdzić, czy ona w ogóle żyje. Podszedłem do drzwi od sypialni i mówiłem tuż przy nich:
-Dul, mogę wejść?- nacisnąłem na klamkę, ale drzwi były zamknięte na klucz -Otwórz, proszę.- dodałem delikatnym głosem, żeby jej już nie straszyć.
-Odejdź, kretynie!- krzyknęła i rzuciła w drzwi poduszką.
-Dulisiu, przepraszam Cię...- powiedziałem błagalnym głosem.
-Nie chcę twoich przeprosin! Co mi po nich?! Jesteś dziwnym, agresywnym psycholem i nie chcę mieć z Tobą nic do czynienia.- powiedziała, ciągając nosem co chwilę, a więc płakała.
-Wyłaź stamtąd, to powiem Ci wszystko. Wytłumaczę Ci, kim jestem i co robię, tylko błagam wyjdź z tego pokoju.- chciałem wyciągnąć ją stamtąd sposobem, żeby chociaż ze mną pogadała.
-Teraz już nie chcę nic o Tobie wiedzieć. Mam wyjebane na Ciebie i to, że marnujesz sobie życie i się staczasz. Rób sobie kurwa, co chcesz, ale mnie zostaw w spokoju!
Jej ostatnie słowa bardzo mnie zaskoczyły. Jak to możliwe, że Dulce nie będzie się już wtrącać? Nie mogłem w to uwierzyć, ale w sumie nie dziwię się, że tak zareagowała i nie chce ze mną gadać. Postanowiłem więc dać jej spokój i liczyć na cud, że kiedyś się do mnie odezwie.
Minęło kilka dni, a ja się z nią w ogóle nie widziałem. Unikała mnie, bo dobrze wiem, że musiała wychodzić z pokoju i nawet nie raz słyszałem, jak w nocy idzie do toalety albo do kuchni. Tak więc pewnie kiedy nie było mnie w domu na luzie chodziła po domu i być może nawet sprzątała w pokoju, bo przecież ma obsesje na punkcie czystości i porządku. Ja oczywiście przez ten czas spałem w salonie. Nie raz miałem ochotę wstać w nocy i zgarnąć ją z kuchni, żeby porozmawiać i ponownie ją przeprosić. Nigdy jednak się nie odważyłem z prostego powodu: było mi tak wstyd, że nie mógłbym spojrzeć jej w oczy. Chciałem dać jej trochę czasu i poczekać, aż zacznie chociaż normalnie funkcjonować i wychodzić.
Amador jednak zdecydował za mnie... Pewnego dnia zadzwonił do mnie Poncho. Był spanikowany i powiedział mi, że mam dwie godziny, żeby uciec, odciąć się od cywilizacji, bo inaczej Amador mnie zabije. Dał im taką misję, a w tej sytuacji jedynym sensownym wyjściem z sytuacji będzie ucieczka. Poradził mi, żebym uciekł do starego domku jego ojca. Znajduje się on w Chile, w Andach, i to ponoć w najbardziej odludnym zakątku gór. Zapewnił mnie, że nikt nas tam nie znajdzie, bo nikt po prostu tego miejsca nie zna. Wysłał mi mapę narysowaną przez jego tatę, gdyż chciał on, aby jego syn, kiedyś tam pojechał. Poncho nigdy tam nie był, ale przynajmniej na coś się to przyda. Rozłączyłem się z nim i poleciałem do Duli. To znaczy oczywiście stanąłem pod drzwiami i niespokojnie zacząłem do niej mówić:
-Dul, wychodź stamtąd!
-Nie zamierzam. Po co? Chcesz się na mnie znów wyżyć?!- krzyknęła agresywnie.
-Nie, mam ważną sprawę. Otwórz te jebane drzwi, bo nie mamy czasu!- sam już podniosłem głos z nerwów.
-O nie, teraz tym bardziej Ci nie otworzę... Znów na mnie krzyczysz i się boję. Jesteś agresywny i nie będę z Tobą nawet gadać.
-Aj, Dul przestań się wygłupiać...
-Wygłupiać? Haha, śmieszne... Już od dawna się nie wygłupiam, bo nie jest mi do śmiechu, mając męża psychopatę.
-Przestań! Dobra, nie będę z Tobą dyskutować... Liczę do trzech i sam tam wejdę, ale z drzwiami.- zagroziłem, nie mając już innego wyjścia, bo samolot do Chile odlatuje za pół godziny. -Raz... Dwa... Trzy... Dobra, odsuń się od drzwi.- liczyłem powoli, a potem chciałem już wyważyć drzwi, ale ukazała się w nich Dulce.
Otworzyła je szeroko i stała w nich z beznamiętnym, ponurym wyrazem twarzy. Zmierzyłem ją wzrokiem z góry na dół i od razu rzuciło mi się w oczy, jak bardzo schudła i zbladła, ale w sumie nic dziwnego, jeśli tak rzadko jadła i pewnie nic konkretnego. Coś we mnie pękło i podbiegłem do niej, by ją przytulić. Objąłem ją i przycisnąłem do siebie mocno, aż wyginając jej plecy w łuk. Ona tylko stała wyraźnie mocno zaskoczona moim nagłym wybuchem czułości.
-Przepraszam, Duliś, przepraszam.- wydukałem ze łzami w oczach, które w sumie nie wiem, skąd się wzięły i z czego wynikały.
-Dobra, czego chciałeś?- zapytała i odsunęła się ode mnie z delikatniusim uśmiechem, ale mimo to nadal była zła.
-Musimy stąd uciekać, bo jesteśmy w niebezpieczeństwie i nie ukrywam oczywiście, że przez twoją głupotę.- odpowiedziałem z lekkim, słodkim uśmiechem.
-Ale co się stało i co ja takiego zrobiłam?- dopytywała dalej, a więc już jej przeszło i obudziła się w niej ciekawość.
-Wszystko wyjaśnię Ci, jak będziemy na miejscu, teraz nie ma czasu.
-Nie, ja z Tobą nigdzie nie pojadę, jeśli nie powiesz mi, o co tu chodzi. W ogóle Ci nie ufam i nie chcę z Tobą nigdzie uciekać.
-Jak Ty mnie drażnisz... Posłuchaj, do cholery, przez twoją nieodpowiedzialność mój szef chce nas zabić. Musimy stąd uciekać, rozumiesz?! Wiem, że mi nie ufasz, ale chyba lepiej zaufać mi niż tu zostać i wpaść w łapy tego gnoja, prawda?- potrząsałem nią za ramiona, żeby wreszcie ogarnęła, że ma się mnie słuchać.
-Nie chcę z Tobą jechać!- krzyknęła i mnie odepchnęła.
-Wiesz co? Gówno mnie to obchodzi! Nie pozwolę, żeby Amador zrobił Ci krzywdę, więc zabiorę Cię stąd chociażby siłą.- podniosłem ją i przełożyłem sobie przez ramię, kierując się w kierunku wyjścia.
-A jakieś bagaże to co?- zapytała, bijąc mnie po plecach.
-Żartujesz sobie? Nie jedziemy na wakacje, tylko uciekamy, więc nie możemy nic brać. Masz neta w telefonie?
-Mam.
-Okej, to weźmiemy tylko twój telefon, bo może się internet przydać.
Po jakimś czasie byliśmy już na lotnisku. Jednak spokojnie, nie jestem idiotą... Nie wsiedliśmy normalnie do samolotu pełnego ludzi. Przed samym startem podbiegliśmy do samolotu. Dula już na szczęście zaczęła w miarę współpracować. Wyjęliśmy kilka bagaży ze schowka i sami tam weszliśmy. Ukryliśmy się z tyłu tak, żeby nas nikt nie zauważył. Dulce strasznie się bała, bo było tu ciemno, zimno i ciasno. W dodatku wymyślała, że są tu pająki albo, że ta część samolotu odpadnie i spadniemy. Panikowała od samego początku. Najgorzej jednak było za jakiś czas, kiedy samolot wpadł w turbulencje. Ja sam się bałem, a co dopiero ona... Trzęsła się, płakała, piszczała i siedziała wtulona we mnie. Wygadywała różne bzdury typu "Chciałam umrzeć z moim mężem, ale ze starości i miał być zajebisty, a nie zjebany." Dzięki niej czas szybciej mi minął i już po chwili było po wszystkim, a lot znów był w sumie całkiem przyjemny. Ona jednak już do końca podróży siedziała tak sztywno i kurczowo się mnie trzymała.
Minęło kilka dni, a ja się z nią w ogóle nie widziałem. Unikała mnie, bo dobrze wiem, że musiała wychodzić z pokoju i nawet nie raz słyszałem, jak w nocy idzie do toalety albo do kuchni. Tak więc pewnie kiedy nie było mnie w domu na luzie chodziła po domu i być może nawet sprzątała w pokoju, bo przecież ma obsesje na punkcie czystości i porządku. Ja oczywiście przez ten czas spałem w salonie. Nie raz miałem ochotę wstać w nocy i zgarnąć ją z kuchni, żeby porozmawiać i ponownie ją przeprosić. Nigdy jednak się nie odważyłem z prostego powodu: było mi tak wstyd, że nie mógłbym spojrzeć jej w oczy. Chciałem dać jej trochę czasu i poczekać, aż zacznie chociaż normalnie funkcjonować i wychodzić.
Amador jednak zdecydował za mnie... Pewnego dnia zadzwonił do mnie Poncho. Był spanikowany i powiedział mi, że mam dwie godziny, żeby uciec, odciąć się od cywilizacji, bo inaczej Amador mnie zabije. Dał im taką misję, a w tej sytuacji jedynym sensownym wyjściem z sytuacji będzie ucieczka. Poradził mi, żebym uciekł do starego domku jego ojca. Znajduje się on w Chile, w Andach, i to ponoć w najbardziej odludnym zakątku gór. Zapewnił mnie, że nikt nas tam nie znajdzie, bo nikt po prostu tego miejsca nie zna. Wysłał mi mapę narysowaną przez jego tatę, gdyż chciał on, aby jego syn, kiedyś tam pojechał. Poncho nigdy tam nie był, ale przynajmniej na coś się to przyda. Rozłączyłem się z nim i poleciałem do Duli. To znaczy oczywiście stanąłem pod drzwiami i niespokojnie zacząłem do niej mówić:
-Dul, wychodź stamtąd!
-Nie zamierzam. Po co? Chcesz się na mnie znów wyżyć?!- krzyknęła agresywnie.
-Nie, mam ważną sprawę. Otwórz te jebane drzwi, bo nie mamy czasu!- sam już podniosłem głos z nerwów.
-O nie, teraz tym bardziej Ci nie otworzę... Znów na mnie krzyczysz i się boję. Jesteś agresywny i nie będę z Tobą nawet gadać.
-Aj, Dul przestań się wygłupiać...
-Wygłupiać? Haha, śmieszne... Już od dawna się nie wygłupiam, bo nie jest mi do śmiechu, mając męża psychopatę.
-Przestań! Dobra, nie będę z Tobą dyskutować... Liczę do trzech i sam tam wejdę, ale z drzwiami.- zagroziłem, nie mając już innego wyjścia, bo samolot do Chile odlatuje za pół godziny. -Raz... Dwa... Trzy... Dobra, odsuń się od drzwi.- liczyłem powoli, a potem chciałem już wyważyć drzwi, ale ukazała się w nich Dulce.
Otworzyła je szeroko i stała w nich z beznamiętnym, ponurym wyrazem twarzy. Zmierzyłem ją wzrokiem z góry na dół i od razu rzuciło mi się w oczy, jak bardzo schudła i zbladła, ale w sumie nic dziwnego, jeśli tak rzadko jadła i pewnie nic konkretnego. Coś we mnie pękło i podbiegłem do niej, by ją przytulić. Objąłem ją i przycisnąłem do siebie mocno, aż wyginając jej plecy w łuk. Ona tylko stała wyraźnie mocno zaskoczona moim nagłym wybuchem czułości.
-Przepraszam, Duliś, przepraszam.- wydukałem ze łzami w oczach, które w sumie nie wiem, skąd się wzięły i z czego wynikały.
-Dobra, czego chciałeś?- zapytała i odsunęła się ode mnie z delikatniusim uśmiechem, ale mimo to nadal była zła.
-Musimy stąd uciekać, bo jesteśmy w niebezpieczeństwie i nie ukrywam oczywiście, że przez twoją głupotę.- odpowiedziałem z lekkim, słodkim uśmiechem.
-Ale co się stało i co ja takiego zrobiłam?- dopytywała dalej, a więc już jej przeszło i obudziła się w niej ciekawość.
-Wszystko wyjaśnię Ci, jak będziemy na miejscu, teraz nie ma czasu.
-Nie, ja z Tobą nigdzie nie pojadę, jeśli nie powiesz mi, o co tu chodzi. W ogóle Ci nie ufam i nie chcę z Tobą nigdzie uciekać.
-Jak Ty mnie drażnisz... Posłuchaj, do cholery, przez twoją nieodpowiedzialność mój szef chce nas zabić. Musimy stąd uciekać, rozumiesz?! Wiem, że mi nie ufasz, ale chyba lepiej zaufać mi niż tu zostać i wpaść w łapy tego gnoja, prawda?- potrząsałem nią za ramiona, żeby wreszcie ogarnęła, że ma się mnie słuchać.
-Nie chcę z Tobą jechać!- krzyknęła i mnie odepchnęła.
-Wiesz co? Gówno mnie to obchodzi! Nie pozwolę, żeby Amador zrobił Ci krzywdę, więc zabiorę Cię stąd chociażby siłą.- podniosłem ją i przełożyłem sobie przez ramię, kierując się w kierunku wyjścia.
-A jakieś bagaże to co?- zapytała, bijąc mnie po plecach.
-Żartujesz sobie? Nie jedziemy na wakacje, tylko uciekamy, więc nie możemy nic brać. Masz neta w telefonie?
-Mam.
-Okej, to weźmiemy tylko twój telefon, bo może się internet przydać.
Po jakimś czasie byliśmy już na lotnisku. Jednak spokojnie, nie jestem idiotą... Nie wsiedliśmy normalnie do samolotu pełnego ludzi. Przed samym startem podbiegliśmy do samolotu. Dula już na szczęście zaczęła w miarę współpracować. Wyjęliśmy kilka bagaży ze schowka i sami tam weszliśmy. Ukryliśmy się z tyłu tak, żeby nas nikt nie zauważył. Dulce strasznie się bała, bo było tu ciemno, zimno i ciasno. W dodatku wymyślała, że są tu pająki albo, że ta część samolotu odpadnie i spadniemy. Panikowała od samego początku. Najgorzej jednak było za jakiś czas, kiedy samolot wpadł w turbulencje. Ja sam się bałem, a co dopiero ona... Trzęsła się, płakała, piszczała i siedziała wtulona we mnie. Wygadywała różne bzdury typu "Chciałam umrzeć z moim mężem, ale ze starości i miał być zajebisty, a nie zjebany." Dzięki niej czas szybciej mi minął i już po chwili było po wszystkim, a lot znów był w sumie całkiem przyjemny. Ona jednak już do końca podróży siedziała tak sztywno i kurczowo się mnie trzymała.
Dobra dodaję wam na długiej przerwie, bo mi się trochę nudzi xD To chyba rekordowo długi rozdział ;) Ale może będą jeszcze dłuższe :P Nwm w sumie, ale z tym to aż przesadziłam, haha xD Ale to jest właśnie ten rozdział, który wszystko zmieni :) Dobra, ja się dzisiaj aż tak nie rozpisuję, bo mi już się przerwa skończyła. Do następnego :*
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPierwsza jestem :P
OdpowiedzUsuńRozdział chyba najlepszy z dotychczasowych :) Chodź nie powiem na początku bardzo się zirytowałam bo Ucker uderzył Dulcie. Ale jakoś to nam wynagrodziłaś tym,że Ucker pokazał w końcu że ma uczucia, nie pozwolił aby Dulcia została dzi*ką tego jego szefa, bronił ją jak przystało na prawdziwego męża a nie takiego na papierku, po 2 strasznie mu było wstyd, że ją uderzył, po 3 po raz pierwszy zainteresował się Dulcią i się o nią martwił i ostatnie najważniejsze nie zostawił ją i uciekli razem.
Mogłaś nam nie pisać, że ten rozdział jest przełomem w ich życiu ( mimo, że się domyśliłam) bo popsułaś nam niespodziankę :( Mam nadzieję, że dodasz nam szybko rozdziałek i w końcu Ucker zrozumie siebie w tych Andach, bo ma pokręcony tok myślenia. Dulce mam też nadzieje pozna bliżej Uckera od jego dobrej i tej kochanej strony.
Ahh się super rozdział.♡♡♡ Uwielbiam takie rozdziały gdzie cały czas coś się dzieje. Widac Ucker bardzo martwi sie o Dul i nie jest ona mu obojętna. Ucker zaczyna coś czuć do Dul chociaż nie dopuszcza do siebie myśli że coś może do niej czuć. Ucker wie że źle zrobił podnosząc rękę na Dulce i teraz ma wyrzuty sumienia. Dodawaj najszybciej jak tylko możesz nowy rozdział. ;) :)
OdpowiedzUsuńAle się dzieje! Czekam na więcej:)
OdpowiedzUsuńAj ale Ucker w tym rozdziale się dziwne zachowuje :o wielki minus za to ze uderzył Dul, ale później jak kochany, troskliwy no aww pozytyw ogromny <3 ahh biedna Dul w tym rozdziale mega mi jej szkoda no ale nie ma tego złego. Dodaj szybko kolejny tak pozytywny rozdział bo czuję że będzie się działo od teraz :)
OdpowiedzUsuńDodasz w weekend nowy?
OdpowiedzUsuńJak będzie 10 komentarzy to na pewno :P
OdpowiedzUsuńTaki rytuał autorki :P
Ucker dla Dulce jest raz miły i opiekuńczy a innym razem stanowczy i agresywny ale wydaje mi się dlatego, że martwi się o Dul. Nawet jej broni, kiedyś by tego nie zrobił. Mam wielką nadzieję ze dodasz w weekend nowy rozdział. :D
OdpowiedzUsuńKurcze, ale dużo się dzieje! To było strszne jak Ucker uderzył Dulce, bo prawdziwy mężczyzna nigdy nie powinien się tak zachować wobec kobiety. Ale przez ta sytuacje, że musieli uciekać, na pewno zbliżą się do siebie. Bo będą na siebie skazani. Kuż nie mogę doczekać się dalszej części. Dodaj szybko rozdział, najlepiej w weekend. ;)
OdpowiedzUsuńzdecydowanie przesadził ale może się ogarnie w końcu i coś zrozumie . czuje, że wszystko zaczyna iść w dobrym kierunku ☺
OdpowiedzUsuńCzekamy z niecierpliwością na kolejny
OdpowiedzUsuńLubię bardzo Twoje opowiadanie.😍👍 Bardzo ciekawe rozdziały piszesz. Niespodziewałam się że Ucker uderzy Dulce, ale to co zrobił widać, że bardzo tego żałuje. Mam nadzieję, że dodasz dzisiaj rozdział. Już nie mogę się doczekać nowego 😃😉
OdpowiedzUsuńKiedy dodasz nowy?
OdpowiedzUsuńBędzie dziś nowy?
OdpowiedzUsuńDodaj nowy rozdział!:)
OdpowiedzUsuńW sumie to wszystko wina Dulce po co mieszała się w sprawy Uckera. To jest słabe. Wiadomo ze Ucker też nie jest bez winy no ale mówił jej aby się nie interesowała. Dobrze ze Poncho im pomaga prawdziwy przyjaciel :). No i najważniejsze Ucker uderzył Dulce jak on mógł musi przestać być tak agresywny ...
OdpowiedzUsuń