Wstaliśmy dość wcześnie, by iść do lekarza. Od rana nie najlepiej się czułam i ciągle miałam mdłości. Prawie nic nie zjadłam, mimo że Ucker już nawet zaczął mnie karmić. Wreszcie jednak odpuścił, bo nie chciał mnie już męczyć. Pojechaliśmy do lekarza. Oczywiście spędziliśmy godzinę na korytarzu, czekając na swoją kolej. Było mi strasznie smutno, kiedy patrzyłam na kobiety z wielkim brzuchem, które lada dzień wydadzą na świat swoje maleństwa. Muszą być bardzo szczęśliwe, pomyślałam. Chciałabym móc z niecierpliwością czekać na swoje dziecko, ale wiedziałam, że to niemożliwe. Położyłam rękę na brzuch i zaczęłam zastanawiać się, czy serduszko mojego dzidziusia już bije. Przymknęłam oczy, by nie wydostała się z nich ani jedna łza. To jednak nic nie dało i już po chwili wtulałam się w Uckera z nadzieją, że wtedy nikt nie zobaczy moich łez.
-Ej mała, nie płacz.- powiedział Christopher, obejmując mnie czule.
-Przepraszam, to chyba ze strachu i nerwów. Nie przejmuj się, zaraz mi przejdzie.- chciałam go uspokoić, żeby nie dopytywał.
-Nie przejmuj się? Słońce, ja tu wariacji dostaję przez to czekanie.
-Ja też, to okropne.
Zdołałam się uspokoić i po jakimś czasie wreszcie wywołali moje nazwisko i mogłam wejść do gabinetu. Z emocji nie byłam w stanie mówić, więc to zajęcie przypadło Uckerowi.
-Moja narzeczona jest w ciąży. Wczoraj robiła test i wyszedł pozytywny.- wyjaśnił na wstępie.
-Wspaniale, a więc zrobimy dokładne badanie, by to potwierdzić i zaraz pogadamy. To pierwsza ciąża, tak?- zapytał, a ja przytaknęłam niemym skinieniem głowy. -Póki co wszystko jest w jak najlepszym porządku. To piąty tydzień, a więc serduszko dziecka już bije i to całkiem nieźle. Zapraszam na wizytę za miesiąc...- nie dałam mu skończyć zdania, przerywając.
-Obawiam się, że nie będzie to możliwe.- powiedziałam, a w oczach już miałam łzy.
-Ale dlaczego? Kontrole są bardzo ważne.
-Tylko, że ja chcę usunąć ciążę.- rozpłakałam się, a Uckera i lekarza zamurowało.
-Jak to usunąć? Wszystko jest w porządku, więc nie mogę wykonać Pani aborcji. Wyjątkowa sytuacja to gwałt lub zagrożenie życia...
-No właśnie... Moja ciąża jest zagrożona.
-Nie jest. Skąd takie informacje?
Ucker wszystko wyjaśnił, był na mnie bardzo zły za ten pomysł.
-No widzi Pan? Nie mogę urodzić tego dziecka, bo może umrzeć. Będzie wtedy bardzo cierpieć, nie chcę tego.- podsumowałam zapłakana, a Ucker mimo złości, obejmował mnie ciągle i uspokajał.
-Pani czegoś nie rozumie... Ryzyko wystąpienia tej choroby u Pani dziecka wynosi 10%, a Pani życiu nic nie grozi, więc aborcja jest wykluczona.
-Ale...
-Jeśli Pani chce to zrobić, proszę bardzo, na własną odpowiedzialność. Tylko proszę pamiętać, że najprawdopodobniej pozbędzie się Pani zdrowego, cudownego dziecka.- doktor też był już mocno poirytowany. -Zresztą widzę, że jest Pani dobrą osobą i prawdziwą matką, i już pokochała swoje dziecko. Zdradza to ten napad płaczu.- stwierdził poważnym, ale ciepłym tonem głosu.
-No dobrze, skoro takie jest Pani podejście, to porozmawiam z Panem.- zwrócił się do Uckera z delikatnym, wymuszonym uśmiechem.
-Wybiję jej to z głowy.- zapowiedział od razu.
-Mam nadzieję. Jeśli nie, to dziewczyna wykończy się psychicznie. Proponuję konsultacje z psychologiem. Okej, więc wypiszę receptę. Te leki ma przyjmować przez całą ciążę, proszę tego pilnować. Nawet jak postanowi pozbyć się tej niewinnej istotki, to i tak powinna to brać dla wzmocnienia organizmu.
-Dobrze, wszystkiego przypilnuję.
-Mam nadzieję. Do zobaczenia, mam nadzieję, za miesiąc.
-Dziękuję, do widzenia. Chodź Dul.- wyrwał mnie z głębokiego zamysłu, żebym wstała.
Wyszłam za nim z gabinetu jakby nieprzytomna. Ubraliśmy kurtki i opuściliśmy przychodnie. Ucker okropnie szybko szedł, a ja ledwo nadążałam.
-Możesz zwolnić?- poprosiłam słodkim głosem.
-Po co? Może tak szybciej Ci się uda osiągnąć swój cel i nie będziesz musiała zabijać naszego dziecka.- tak chłodnego głosu Uckera nie słyszałam od... No właśnie od bardzo dawna.
-Nie mów tak do mnie i idź wolniej, do cholery!- zatrzymałam się, mimo że byłam na pasach.
-Pojebana jesteś?! Chodź, rusz się.- pociągnął mnie za rękę, żebym szła.
-Co Ty wyprawiasz? Dlaczego nie jesteś taki jak zawsze?
-A Ty? Lepiej zajmij się najpierw sobą i zastanów się, co Ty wyprawiasz!- podniósł na mnie głos, ściskając moją rękę.
-Nie krzycz na mnie...
-Nie rób z siebie ofiary, bo mam tego dość. Poczekaj w aucie, idę do apteki.- powiedział, otwierając mi drzwi od samochodu, bym wsiadła.
-A dlaczego nie mogę iść z Tobą?
-Bo nie mam ochoty z Tobą przebywać.- wyjaśnił krótko strasznie zimnym głosem i trzasnął drzwiami, odchodząc.
Wpadłam w istną rozpacz. Teraz już naprawdę nie wiedziałam, co robić. Miałam mętlik w głowie, a w dodatku te obojętne zachowanie Uckera... To było chyba najgorsze. Byłam pewna, że nie będzie zadowolony z mojego pomysłu i będzie zły, ale nie aż tak. To całkiem mnie dobiło i już nie miałam siły na nic. Po jakimś czasie wrócił z apteki i bez słowa wsiadł do samochodu.
-A może byś tak zapięła pasy, księżniczko?- zwrócił mi uwagę z przekorą w głosie.
-Powiedzmy, że nie mam ochoty.- odpowiedziałam jeszcze bardziej złośliwie niż on.
-No nie mogę... Nie przypuszczałbym, że jesteś tak pusta.- westchnął ciężko i zapiął mi te jebane pasy.
Do końca drogi panowała cisza. Było słychać tylko miejski gwar i mój płacz. Kiedy weszliśmy do domu, Ucker nie odzywał się do mnie ani słowem. Załamana pobiegłam od razu do pokoju i rzuciłam się na łóżko. Mojego płaczu nie było końca. Ciągle trzymałam ręce na brzuchu, mówiąc w myślach do mojego okruszka różne rzeczy.
-Uspokoisz Ty się kiedyś?- zapytał Ucker chłodnym tonem, stojąc w progu oparty o futrynę.
-Jeśli nie zmienisz tego tonu, to nigdy.- odpyskowałam, ciągając nosem.
-Najpierw zacznij od zmiany decyzji.
-Przestań mnie tak traktować. Miałeś mnie wspierać, a jak na razie tylko się drzesz i masz pretensje.
-Nie, Dul. Wspierać miałem Cię w trakcie ciąży, a nie kiedy chcesz ją zakończyć. Nie myśl sobie, że będę akceptował każdą głupotę, jaką se wymyślisz.
-A idź do diabła! Lecz się!- rzuciłam w niego poduszką już okropnie wkurzona.
-To Ty się lecz, bo chyba masz coś z głową!- także krzyknął, wychodząc.
Dalej leżałam i płakałam już przez to, jak traktuje mnie Ucker. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam.
-Ej mała, nie płacz.- powiedział Christopher, obejmując mnie czule.
-Przepraszam, to chyba ze strachu i nerwów. Nie przejmuj się, zaraz mi przejdzie.- chciałam go uspokoić, żeby nie dopytywał.
-Nie przejmuj się? Słońce, ja tu wariacji dostaję przez to czekanie.
-Ja też, to okropne.
Zdołałam się uspokoić i po jakimś czasie wreszcie wywołali moje nazwisko i mogłam wejść do gabinetu. Z emocji nie byłam w stanie mówić, więc to zajęcie przypadło Uckerowi.
-Moja narzeczona jest w ciąży. Wczoraj robiła test i wyszedł pozytywny.- wyjaśnił na wstępie.
-Wspaniale, a więc zrobimy dokładne badanie, by to potwierdzić i zaraz pogadamy. To pierwsza ciąża, tak?- zapytał, a ja przytaknęłam niemym skinieniem głowy. -Póki co wszystko jest w jak najlepszym porządku. To piąty tydzień, a więc serduszko dziecka już bije i to całkiem nieźle. Zapraszam na wizytę za miesiąc...- nie dałam mu skończyć zdania, przerywając.
-Obawiam się, że nie będzie to możliwe.- powiedziałam, a w oczach już miałam łzy.
-Ale dlaczego? Kontrole są bardzo ważne.
-Tylko, że ja chcę usunąć ciążę.- rozpłakałam się, a Uckera i lekarza zamurowało.
-Jak to usunąć? Wszystko jest w porządku, więc nie mogę wykonać Pani aborcji. Wyjątkowa sytuacja to gwałt lub zagrożenie życia...
-No właśnie... Moja ciąża jest zagrożona.
-Nie jest. Skąd takie informacje?
Ucker wszystko wyjaśnił, był na mnie bardzo zły za ten pomysł.
-No widzi Pan? Nie mogę urodzić tego dziecka, bo może umrzeć. Będzie wtedy bardzo cierpieć, nie chcę tego.- podsumowałam zapłakana, a Ucker mimo złości, obejmował mnie ciągle i uspokajał.
-Pani czegoś nie rozumie... Ryzyko wystąpienia tej choroby u Pani dziecka wynosi 10%, a Pani życiu nic nie grozi, więc aborcja jest wykluczona.
-Ale...
-Jeśli Pani chce to zrobić, proszę bardzo, na własną odpowiedzialność. Tylko proszę pamiętać, że najprawdopodobniej pozbędzie się Pani zdrowego, cudownego dziecka.- doktor też był już mocno poirytowany. -Zresztą widzę, że jest Pani dobrą osobą i prawdziwą matką, i już pokochała swoje dziecko. Zdradza to ten napad płaczu.- stwierdził poważnym, ale ciepłym tonem głosu.
-No dobrze, skoro takie jest Pani podejście, to porozmawiam z Panem.- zwrócił się do Uckera z delikatnym, wymuszonym uśmiechem.
-Wybiję jej to z głowy.- zapowiedział od razu.
-Mam nadzieję. Jeśli nie, to dziewczyna wykończy się psychicznie. Proponuję konsultacje z psychologiem. Okej, więc wypiszę receptę. Te leki ma przyjmować przez całą ciążę, proszę tego pilnować. Nawet jak postanowi pozbyć się tej niewinnej istotki, to i tak powinna to brać dla wzmocnienia organizmu.
-Dobrze, wszystkiego przypilnuję.
-Mam nadzieję. Do zobaczenia, mam nadzieję, za miesiąc.
-Dziękuję, do widzenia. Chodź Dul.- wyrwał mnie z głębokiego zamysłu, żebym wstała.
Wyszłam za nim z gabinetu jakby nieprzytomna. Ubraliśmy kurtki i opuściliśmy przychodnie. Ucker okropnie szybko szedł, a ja ledwo nadążałam.
-Możesz zwolnić?- poprosiłam słodkim głosem.
-Po co? Może tak szybciej Ci się uda osiągnąć swój cel i nie będziesz musiała zabijać naszego dziecka.- tak chłodnego głosu Uckera nie słyszałam od... No właśnie od bardzo dawna.
-Nie mów tak do mnie i idź wolniej, do cholery!- zatrzymałam się, mimo że byłam na pasach.
-Pojebana jesteś?! Chodź, rusz się.- pociągnął mnie za rękę, żebym szła.
-Co Ty wyprawiasz? Dlaczego nie jesteś taki jak zawsze?
-A Ty? Lepiej zajmij się najpierw sobą i zastanów się, co Ty wyprawiasz!- podniósł na mnie głos, ściskając moją rękę.
-Nie krzycz na mnie...
-Nie rób z siebie ofiary, bo mam tego dość. Poczekaj w aucie, idę do apteki.- powiedział, otwierając mi drzwi od samochodu, bym wsiadła.
-A dlaczego nie mogę iść z Tobą?
-Bo nie mam ochoty z Tobą przebywać.- wyjaśnił krótko strasznie zimnym głosem i trzasnął drzwiami, odchodząc.
Wpadłam w istną rozpacz. Teraz już naprawdę nie wiedziałam, co robić. Miałam mętlik w głowie, a w dodatku te obojętne zachowanie Uckera... To było chyba najgorsze. Byłam pewna, że nie będzie zadowolony z mojego pomysłu i będzie zły, ale nie aż tak. To całkiem mnie dobiło i już nie miałam siły na nic. Po jakimś czasie wrócił z apteki i bez słowa wsiadł do samochodu.
-A może byś tak zapięła pasy, księżniczko?- zwrócił mi uwagę z przekorą w głosie.
-Powiedzmy, że nie mam ochoty.- odpowiedziałam jeszcze bardziej złośliwie niż on.
-No nie mogę... Nie przypuszczałbym, że jesteś tak pusta.- westchnął ciężko i zapiął mi te jebane pasy.
Do końca drogi panowała cisza. Było słychać tylko miejski gwar i mój płacz. Kiedy weszliśmy do domu, Ucker nie odzywał się do mnie ani słowem. Załamana pobiegłam od razu do pokoju i rzuciłam się na łóżko. Mojego płaczu nie było końca. Ciągle trzymałam ręce na brzuchu, mówiąc w myślach do mojego okruszka różne rzeczy.
-Uspokoisz Ty się kiedyś?- zapytał Ucker chłodnym tonem, stojąc w progu oparty o futrynę.
-Jeśli nie zmienisz tego tonu, to nigdy.- odpyskowałam, ciągając nosem.
-Najpierw zacznij od zmiany decyzji.
-Przestań mnie tak traktować. Miałeś mnie wspierać, a jak na razie tylko się drzesz i masz pretensje.
-Nie, Dul. Wspierać miałem Cię w trakcie ciąży, a nie kiedy chcesz ją zakończyć. Nie myśl sobie, że będę akceptował każdą głupotę, jaką se wymyślisz.
-A idź do diabła! Lecz się!- rzuciłam w niego poduszką już okropnie wkurzona.
-To Ty się lecz, bo chyba masz coś z głową!- także krzyknął, wychodząc.
Dalej leżałam i płakałam już przez to, jak traktuje mnie Ucker. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam.
Kiedy się obudziłam, zobaczyłam Uckera. Siedział przy mnie i czule głaskał po włosach. Patrzyłam na niego smutnym wzrokiem i zapytałam:
-Czemu tu przy mnie siedzisz?
-A czemu mam nie siedzieć?- odpowiedział pytaniem na pytanie z delikatnym uśmiechem.
-Bo jesteś na mnie zły i nie zamierzasz mnie wspierać, kiedy chcę zrobić taką głupotę...- użyłam jego słów.
-To prawda, ale to nie zmienia faktu, że Cię kocham i się martwię o zdrowie twoje i naszego dziecka.- te słowa znów wywołały u mnie strumień łez.
-Jakbyś mnie kochał, to dbałbyś o to, żebym przeżyła.
-Nie zasłaniaj się miłością, bo sama dobrze wiesz, że to nie ma nic do rzeczy. Kochanie... Zawsze byłaś poważną, mądrą kobietą, a teraz zachowujesz się jak dzieciak. Proszę Cię, ogarnij się i zacznij myśleć racjonalnie.
-Właśnie to robię. Próbuję uniknąć tragedii.
-Nie, Ty sama chcesz do niej doprowadzić. Dobra, uspokój się, wycisz i chodź zjeść. Zrobiłem naleśniki na obiad. Co prawda już trochę późno, no ale chodź.
-No dobrze, bo jestem cholernie głodna.- wstałam i poszliśmy do kuchni.
-Nie myśl, że wszystko jest okej. Jeszcze wrócimy do tej rozmowy. Tylko zjedz, bo później będziesz zła i nie będziesz jadła.- puścił mi oczko z delikatnym, słodkim uśmiechem.
-Jesteś kochany...- powiedziałam, łapiąc go za rękę. -Mimo, że jesteś na mnie cholernie zły, to zacząłeś się do mnie odzywać i starasz się traktować mnie normalnie. To dla mnie bardzo ważne, bo dzięki temu czuję, że naprawdę mnie kochasz i nie jestem sama.- dodałam z lekkim uśmiechem.
-Niestety tak zajebiście mocno Cię kocham, że chyba nie umiem długo się na Ciebie złościć. To znaczy nie tak jawnie, bo wkurwiony nadal jestem.
W sumie to podziwiam go, że ze mną wytrzymuje. Zdaję sobie sprawę z tego, że ma prawo być zły, ale cieszę się, że tak to przyjmuje i stara się zachować spokój.
-Czemu tu przy mnie siedzisz?
-A czemu mam nie siedzieć?- odpowiedział pytaniem na pytanie z delikatnym uśmiechem.
-Bo jesteś na mnie zły i nie zamierzasz mnie wspierać, kiedy chcę zrobić taką głupotę...- użyłam jego słów.
-To prawda, ale to nie zmienia faktu, że Cię kocham i się martwię o zdrowie twoje i naszego dziecka.- te słowa znów wywołały u mnie strumień łez.
-Jakbyś mnie kochał, to dbałbyś o to, żebym przeżyła.
-Nie zasłaniaj się miłością, bo sama dobrze wiesz, że to nie ma nic do rzeczy. Kochanie... Zawsze byłaś poważną, mądrą kobietą, a teraz zachowujesz się jak dzieciak. Proszę Cię, ogarnij się i zacznij myśleć racjonalnie.
-Właśnie to robię. Próbuję uniknąć tragedii.
-Nie, Ty sama chcesz do niej doprowadzić. Dobra, uspokój się, wycisz i chodź zjeść. Zrobiłem naleśniki na obiad. Co prawda już trochę późno, no ale chodź.
-No dobrze, bo jestem cholernie głodna.- wstałam i poszliśmy do kuchni.
-Nie myśl, że wszystko jest okej. Jeszcze wrócimy do tej rozmowy. Tylko zjedz, bo później będziesz zła i nie będziesz jadła.- puścił mi oczko z delikatnym, słodkim uśmiechem.
-Jesteś kochany...- powiedziałam, łapiąc go za rękę. -Mimo, że jesteś na mnie cholernie zły, to zacząłeś się do mnie odzywać i starasz się traktować mnie normalnie. To dla mnie bardzo ważne, bo dzięki temu czuję, że naprawdę mnie kochasz i nie jestem sama.- dodałam z lekkim uśmiechem.
-Niestety tak zajebiście mocno Cię kocham, że chyba nie umiem długo się na Ciebie złościć. To znaczy nie tak jawnie, bo wkurwiony nadal jestem.
W sumie to podziwiam go, że ze mną wytrzymuje. Zdaję sobie sprawę z tego, że ma prawo być zły, ale cieszę się, że tak to przyjmuje i stara się zachować spokój.
Super rozdział.Mam nadzieję,że Dulce się ogarnie i wszystko dobrze się skończy.Czekam na następny;)
OdpowiedzUsuńPrzeczytam to dziś jednym tchem. Oby Dulce zmieniła zdanie.
OdpowiedzUsuńOjj po raz pierwszy popieram Uckera mimio ze go nadal nie lubię po ostatnim co odwalił Dulce na tweeterze. Ojj tak Dulce zastanów się co robisz .
I oby nie usuneła ciąży :)
Nie zdziwiła mnie reakcja Uckera jeśli chodzi o to co zrobiła u lekarza, chodź dziwie się że nie chciała tego ukryć przed nim. Christopher ostro ja traktował, traktuje ale coś to jej dale bo potrzebuje jego i jego miłości a jemu strasznie zależy na niej i na dziecku. Więc oczywiście liczę że Dula będzie go słuchała i nie zrobi jakiejś głupiej akcji nie warto :)
OdpowiedzUsuńpodobno w tym miesiącu ma już film wyjść o RBD
OdpowiedzUsuńTak, wiem o tym i już się nie mogę doczekać :) Ale u nas ponoć nie będzie od razu tego filmu tylko w MX.
OdpowiedzUsuńJeszcze 2,5 miecha .... ich pogziło
UsuńTwój krótki rozdział, jak Ty to stwierdziłaś jest dłuższy od mojego najdłuższego. Serio nie wiem jak to robisz, że nawalasz takie długie haha.
OdpowiedzUsuńNo, ale wracając do sedna, czyli do samego rozdziału.
Dula mnie niesamowicie denerwuje, na prawdę podziwiam Uckera, że jest taki spokojny i się jakoś opanowuje. Ja to bym ją na tych pasach zostawiła, a co niech się nauczy haha. Jak można zabić taką małą fasolkę w sobie? Toż to rośnie jej pod sercem, a ona tak po prostu chce ją zabić ! To tak jak ja zasadziłam sobie rzodkiewkę w ogródku i bym poszła ją teraz wyrwać ! No daj spokój! Jak tak można ! Toż to co innego będą jeść jak rzodkiewki nie wykwitną, bo ktoś je brutalnie wyrwie ?!
Ehh nie miałam innego porównania, ale uważam że to jest jak najbardziej trafne. Dobra wstawiaj nowy, a nie mówisz mi przez telefon że mi więcej nie dodasz mendo! A tak serio kocham Cię <3 AHOOOJ XD
Rozumiem całkowicie Uckera. Nie dziwię się ,że złościł się na Dulce. Ona ostro przesadza. Może coś do niej przemówi i zmieni zdanie ,bo jak nie to ja nwm co będzie...No ale i tak ciesze się ,że i tak się pogodzili <3. Dobra, taki krótki, bo idę dalej ;)
OdpowiedzUsuń