Kiedy skończyliśmy jeść, Ucker wziął mnie za rękę i poprowadził na kanapę. Czułam, że to będzie długa i wyczerpująca rozmowa. Chyba nie byłam na nią gotowa, więc opracowałam sobie plan idealny.
-Kochanie, teraz się nie wykręcisz od rozmowy...- powiedział, siadając blisko mnie trochę na przeciwko.
-Znam lepsze zajęcie niż rozmowa.- rzuciłam się na niego i zaczęłam namiętnie, a nawet agresywnie całować.
Oczywiście aktywnie oddawał moje pocałunki, a ja już w duchu cieszyłam się, że udało mi się odciągnąć go od rozmowy i zajmie się moim ciałem. Zaczęłam szybko ściągać jego koszulkę. Nagle złapał mnie za ręce, by mi je unieruchomić i powiedział, śmiejąc się:
-O nie, skarbie... Nie tym razem.
-Nie chcesz się ze mną kochać?- zapytałam zawiedziona słodkim głosem.
-To nieważne. Ważne jest to, że jesteś podłą i przebiegłą kusicielką, a ja nie dam się złapać na twoje gierki. Jeśli ze mną pogadasz i się nie pokłócimy, to obiecuję Ci upojną noc. Ale teraz już siadasz i słuchasz tego, co mam Ci do powiedzenia.- kurde, nie udało się...
-Od kiedy Ty taki stanowczy?- zapytałam obrażona.
-Odkąd chcesz pozbyć się mojego dziecka.- odpowiedział, a te słowa odbiły się echem w mojej głowie.
-Nie pozbyć...- zaprotestowałam ze łzami w oczach.
-A jak to nazwiesz? Jeśli kogoś nie chcesz, to jest to jednoznaczne z pozbyciem się go. Wychodzi na to samo.
-Ty nic nie rozumiesz... To nie jest tak, że ja nie chcę tego dziecka, bo ja bym chciała je z Tobą mieć.
-No to ja już nic nie rozumiem... Chcesz pozbyć się dziecka, które w rzeczywistości już kochasz i Ci na nim zależy?
-Nie chcę się go pozbyć! Źle dobierasz słowa.
-A jak inaczej nazwiesz wykonanie aborcji?
-Aj, Ucker... Moja sytuacja jest inna niż innych matek, które to robią.
-Tak, zupełnie inna. Zazwyczaj dziecka pozbywają się osoby, które go nie chcą. I raczej nie płaczą tyle z tego powodu. Ty wcale nie chcesz tego zrobić, tylko sobie to wmawiasz. Wbiłaś se do głowy jakieś bzdury i nie dajesz sobie nic przetłumaczyć. Nie możesz zabić własnego dziecka tylko dlatego, że jesteś tchórzem i masz jakąś paranoję.
-Nie bzdury i nie paranoja! Boję się o siebie i nasze dziecko, i stąd to wszystko. Czemu nie możesz tego zrozumieć?!- już podniosłam głos i płakałam jak opętana.
-Uspokój się, rozmawiajmy normalnie. Kochanie... Ja to naprawdę rozumiem. Ja też się cholernie boję o Ciebie i nie mogę wyobrazić sobie, co by było, gdyby nasze dziecko rzeczywiście było chore.
-A mimo to karzesz mi urodzić to dziecko...
-A wiesz dlaczego? Posłuchaj... Pozwoliłbym Ci na to, gdybym miał pewność, że życie dziecka lub twoje jest zagrożone. Wtedy nie miałbym żadnych wątpliwości i bym się zgodził.
-Ale przecież to zagrożenie istnieje.- utrzymywałam dale swoje.
-W twojej głowie, Dul. Zrozum, że możesz zrobić największą głupotę w swoim życiu. Okej... załóżmy, że teraz się na to zgodzę. Dokonasz aborcji i co dalej? Nigdy już nie będzie tak jak dawniej, wiesz o tym?
-Dlaczego niby? Po prostu będziemy żyć sobie spokojnie i bez strachu.
-Nadal nie ogarniasz?... Zabijesz nasze dziecko, co będzie już nieodwracalne. Oboje będziemy cholernie cierpieć z tego powodu i pewnie ciągle zadawać sobie pytania typu "Co by było gdyby...?" Wiesz jakie będziesz miała wyrzuty sumienia? Non stop będziemy myśleć o tym, czy słusznie to zrobiliśmy. Co jeśli pozbędziesz się zdrowego dziecka, które mogłoby być naszym najdroższym skarbem? Teraz żyjesz w ciągłym strachu, więc nie myślisz o tym w ten sposób. Ja widzę to zupełnie obiektywnie, więc jestem w stanie z Tobą o tym gadać w miarę spokojnie. Odrzuć na chwilę wszystkie obawy i spróbuj po prostu pomyśleć o tym, jak piękne będzie nasze życie z dzieckiem, jak będziemy szczęśliwi. Pamiętaj, że usunięcie tej ciąży nie będzie oznaczało pozbycia się kłopotu. Jesteś zbyt wrażliwa i uczuciowa, żeby o tym zapomnieć. Naprawdę nie możesz tego zrobić.- rozgadał się, a ja słuchałam go, płacząc coraz mocniej. Czułam, że ma 100% racji, ale jednak nadal nie byłam co do tego przekonana. -Nie płacz już, błagam...- powiedział także ze łzami w oczach, przytulając mnie czule.
-Kochanie, tak bardzo się boję...- wydukałam cichutko mocno drżącym głosem.
-Wiem, misiu, wiem... Proszę Cię tylko, żebyś spróbowała się już tak nie denerwować i nie panikować. Zacznij myśleć racjonalnie i odpowiedz sobie na pytanie: Czy jesteś w stanie zabić swoje dziecko?- przytulał mnie, głaskał i całował, żeby mnie uspokoić.
Zamilkłam na około dwie minuty i tylko płakałam. Nie wiedziałam już, co o tym myśleć. Tak jak Ucker mówił, odrzuciłam na chwilę strach i myślałam zupełnie pozytywnie. Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie nasze dziecko i naszą szczęśliwą rodzinę. To był najpiękniejszy obraz, jaki kiedykolwiek widziałam. Uspokoiłam się i teraz już po moich policzkach ciekły łzy wzruszenia. Na moich ustach pojawił się lekki uśmiech.
-Jesteś w stanie to zrobić?- zapytał ponownie, wyrywając mnie tym z głębokiego zamyślenia.
-Nie! Nie mogę zrobić czegoś takiego, nie!- krzyknęłam, wtulając się w ukochanego.
-No już myszko, spokojnie...- uspokajał mnie, głaskając po plecach i ramionach, i całując czule.
-Jestem idiotką, prawda?
-Nie przesadzaj... Najważniejsze, że masz tego świadomość.- chciał mi dokuczyć, żebym odpyskowała i zaśmiał się słodko.
-Normalnie już dostałbyś w łeb, ale nie mam na to siły.- powiedziałam, uśmiechając się przez łzy.
-To szkoda, że nie masz siły, bo o dziwo nawet się nie pokłóciliśmy. Ale w takiej sytuacji upojna noc raczej odpada.
-Przykro mi, ale raczej tak. Zaniesiesz mnie do łóżka?- poprosiłam słodko.
-Jak to do łóżka? Nie jesz już nic, nie kąpiesz się nawet?
-Nie jestem głodna, bo dopiero zjedliśmy obiad, a wykąpię się rano. Jestem cholernie zmęczona i bolą mnie oczy od płaczu. Zresztą jakoś nie najlepiej się czuję.- wyjaśniłam naprawdę słabym głosem.
-No dobrze, chodź księżniczko.- wziął mnie na ręce i tak jak chciałam, zaniósł do sypialni. -Przebieraj się w piżamkę, a ja Ci przyniosę lekarstwa, które musisz wziąć.- powiedział i wyszedł do kuchni. Szybko przebrałam się w piżamę i od razu położyłam się do łóżka. Po chwili wrócił Ucker ze szklanką wody i trzema tabletkami.
-Proszę, weź to.- powiedział, podając mi szklankę i tabletki.
-Dziękuję, że jesteś przy mnie.- przyciągnęłam go do siebie i pocałowałam.
-Nie dziękuj, bo za miłość się nie dziękuje.
-Kocham Cię najbardziej na świecie.- wyznałam, po czym położyłam się, a on wstał i podszedł do drzwi.
-Dobranoc, perełko.- powiedział, powoli zamykając drzwi od pokoju.
-A Ty gdzie się wybierasz? Tu powinieneś być.
-Ogarnę tylko w kuchni, wykąpie się i przyjdę, ale pewnie będziesz już spała.- no i gdzie znajdziesz takiego drugiego? Kochany mój nawet posprząta z własnej woli.
-Okej, więc dobranoc.
Przytuliłam się do poduszki i szybko zasnęłam. Byłam po prostu strasznie zmęczona tym płaczem i całymi tymi dwoma dniami.
-Kochanie, teraz się nie wykręcisz od rozmowy...- powiedział, siadając blisko mnie trochę na przeciwko.
-Znam lepsze zajęcie niż rozmowa.- rzuciłam się na niego i zaczęłam namiętnie, a nawet agresywnie całować.
Oczywiście aktywnie oddawał moje pocałunki, a ja już w duchu cieszyłam się, że udało mi się odciągnąć go od rozmowy i zajmie się moim ciałem. Zaczęłam szybko ściągać jego koszulkę. Nagle złapał mnie za ręce, by mi je unieruchomić i powiedział, śmiejąc się:
-O nie, skarbie... Nie tym razem.
-Nie chcesz się ze mną kochać?- zapytałam zawiedziona słodkim głosem.
-To nieważne. Ważne jest to, że jesteś podłą i przebiegłą kusicielką, a ja nie dam się złapać na twoje gierki. Jeśli ze mną pogadasz i się nie pokłócimy, to obiecuję Ci upojną noc. Ale teraz już siadasz i słuchasz tego, co mam Ci do powiedzenia.- kurde, nie udało się...
-Od kiedy Ty taki stanowczy?- zapytałam obrażona.
-Odkąd chcesz pozbyć się mojego dziecka.- odpowiedział, a te słowa odbiły się echem w mojej głowie.
-Nie pozbyć...- zaprotestowałam ze łzami w oczach.
-A jak to nazwiesz? Jeśli kogoś nie chcesz, to jest to jednoznaczne z pozbyciem się go. Wychodzi na to samo.
-Ty nic nie rozumiesz... To nie jest tak, że ja nie chcę tego dziecka, bo ja bym chciała je z Tobą mieć.
-No to ja już nic nie rozumiem... Chcesz pozbyć się dziecka, które w rzeczywistości już kochasz i Ci na nim zależy?
-Nie chcę się go pozbyć! Źle dobierasz słowa.
-A jak inaczej nazwiesz wykonanie aborcji?
-Aj, Ucker... Moja sytuacja jest inna niż innych matek, które to robią.
-Tak, zupełnie inna. Zazwyczaj dziecka pozbywają się osoby, które go nie chcą. I raczej nie płaczą tyle z tego powodu. Ty wcale nie chcesz tego zrobić, tylko sobie to wmawiasz. Wbiłaś se do głowy jakieś bzdury i nie dajesz sobie nic przetłumaczyć. Nie możesz zabić własnego dziecka tylko dlatego, że jesteś tchórzem i masz jakąś paranoję.
-Nie bzdury i nie paranoja! Boję się o siebie i nasze dziecko, i stąd to wszystko. Czemu nie możesz tego zrozumieć?!- już podniosłam głos i płakałam jak opętana.
-Uspokój się, rozmawiajmy normalnie. Kochanie... Ja to naprawdę rozumiem. Ja też się cholernie boję o Ciebie i nie mogę wyobrazić sobie, co by było, gdyby nasze dziecko rzeczywiście było chore.
-A mimo to karzesz mi urodzić to dziecko...
-A wiesz dlaczego? Posłuchaj... Pozwoliłbym Ci na to, gdybym miał pewność, że życie dziecka lub twoje jest zagrożone. Wtedy nie miałbym żadnych wątpliwości i bym się zgodził.
-Ale przecież to zagrożenie istnieje.- utrzymywałam dale swoje.
-W twojej głowie, Dul. Zrozum, że możesz zrobić największą głupotę w swoim życiu. Okej... załóżmy, że teraz się na to zgodzę. Dokonasz aborcji i co dalej? Nigdy już nie będzie tak jak dawniej, wiesz o tym?
-Dlaczego niby? Po prostu będziemy żyć sobie spokojnie i bez strachu.
-Nadal nie ogarniasz?... Zabijesz nasze dziecko, co będzie już nieodwracalne. Oboje będziemy cholernie cierpieć z tego powodu i pewnie ciągle zadawać sobie pytania typu "Co by było gdyby...?" Wiesz jakie będziesz miała wyrzuty sumienia? Non stop będziemy myśleć o tym, czy słusznie to zrobiliśmy. Co jeśli pozbędziesz się zdrowego dziecka, które mogłoby być naszym najdroższym skarbem? Teraz żyjesz w ciągłym strachu, więc nie myślisz o tym w ten sposób. Ja widzę to zupełnie obiektywnie, więc jestem w stanie z Tobą o tym gadać w miarę spokojnie. Odrzuć na chwilę wszystkie obawy i spróbuj po prostu pomyśleć o tym, jak piękne będzie nasze życie z dzieckiem, jak będziemy szczęśliwi. Pamiętaj, że usunięcie tej ciąży nie będzie oznaczało pozbycia się kłopotu. Jesteś zbyt wrażliwa i uczuciowa, żeby o tym zapomnieć. Naprawdę nie możesz tego zrobić.- rozgadał się, a ja słuchałam go, płacząc coraz mocniej. Czułam, że ma 100% racji, ale jednak nadal nie byłam co do tego przekonana. -Nie płacz już, błagam...- powiedział także ze łzami w oczach, przytulając mnie czule.
-Kochanie, tak bardzo się boję...- wydukałam cichutko mocno drżącym głosem.
-Wiem, misiu, wiem... Proszę Cię tylko, żebyś spróbowała się już tak nie denerwować i nie panikować. Zacznij myśleć racjonalnie i odpowiedz sobie na pytanie: Czy jesteś w stanie zabić swoje dziecko?- przytulał mnie, głaskał i całował, żeby mnie uspokoić.
Zamilkłam na około dwie minuty i tylko płakałam. Nie wiedziałam już, co o tym myśleć. Tak jak Ucker mówił, odrzuciłam na chwilę strach i myślałam zupełnie pozytywnie. Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie nasze dziecko i naszą szczęśliwą rodzinę. To był najpiękniejszy obraz, jaki kiedykolwiek widziałam. Uspokoiłam się i teraz już po moich policzkach ciekły łzy wzruszenia. Na moich ustach pojawił się lekki uśmiech.
-Jesteś w stanie to zrobić?- zapytał ponownie, wyrywając mnie tym z głębokiego zamyślenia.
-Nie! Nie mogę zrobić czegoś takiego, nie!- krzyknęłam, wtulając się w ukochanego.
-No już myszko, spokojnie...- uspokajał mnie, głaskając po plecach i ramionach, i całując czule.
-Jestem idiotką, prawda?
-Nie przesadzaj... Najważniejsze, że masz tego świadomość.- chciał mi dokuczyć, żebym odpyskowała i zaśmiał się słodko.
-Normalnie już dostałbyś w łeb, ale nie mam na to siły.- powiedziałam, uśmiechając się przez łzy.
-To szkoda, że nie masz siły, bo o dziwo nawet się nie pokłóciliśmy. Ale w takiej sytuacji upojna noc raczej odpada.
-Przykro mi, ale raczej tak. Zaniesiesz mnie do łóżka?- poprosiłam słodko.
-Jak to do łóżka? Nie jesz już nic, nie kąpiesz się nawet?
-Nie jestem głodna, bo dopiero zjedliśmy obiad, a wykąpię się rano. Jestem cholernie zmęczona i bolą mnie oczy od płaczu. Zresztą jakoś nie najlepiej się czuję.- wyjaśniłam naprawdę słabym głosem.
-No dobrze, chodź księżniczko.- wziął mnie na ręce i tak jak chciałam, zaniósł do sypialni. -Przebieraj się w piżamkę, a ja Ci przyniosę lekarstwa, które musisz wziąć.- powiedział i wyszedł do kuchni. Szybko przebrałam się w piżamę i od razu położyłam się do łóżka. Po chwili wrócił Ucker ze szklanką wody i trzema tabletkami.
-Proszę, weź to.- powiedział, podając mi szklankę i tabletki.
-Dziękuję, że jesteś przy mnie.- przyciągnęłam go do siebie i pocałowałam.
-Nie dziękuj, bo za miłość się nie dziękuje.
-Kocham Cię najbardziej na świecie.- wyznałam, po czym położyłam się, a on wstał i podszedł do drzwi.
-Dobranoc, perełko.- powiedział, powoli zamykając drzwi od pokoju.
-A Ty gdzie się wybierasz? Tu powinieneś być.
-Ogarnę tylko w kuchni, wykąpie się i przyjdę, ale pewnie będziesz już spała.- no i gdzie znajdziesz takiego drugiego? Kochany mój nawet posprząta z własnej woli.
-Okej, więc dobranoc.
Przytuliłam się do poduszki i szybko zasnęłam. Byłam po prostu strasznie zmęczona tym płaczem i całymi tymi dwoma dniami.
Obudziłam się, a Uckera nie było ze mną w łóżku. Wstałam i poszłam do kuchni. Byłam pewna, że tam go znajdę, ale nie. Na stole był talerz z kanapkami, a obok leżała karteczka z napisem "Kochanie, ja musiałem iść na trochę do pracy. Masz tu śniadanko i pamiętaj wziąć tabletki :* " Ach ten mój Uckerek... Nawet mnie teraz nie zostawi samej w domu bez gotowego jedzenia. I musiał przypomnieć mi o tabletkach... Ja to się z nim mam i to pewnie zbyt prędko się nie skończy. To takie słodkie, że on chce się mną opiekować, robi mi śniadanko i tak pilnuje tych lekarstw. Z nim to kurde nawet umierać można.
Poszłam najpierw do łazienki się wykąpać. Dość długo leżałam w wannie i głaskałam się po brzuchu, myśląc o moim dziecku. Zastanawiałam się, jakie będzie, jak będzie wyglądać i w ogóle. Nadal cholernie się bałam i na samą myśl o tym, że moje dziecko mogłoby powtórzyć los Juanita, do oczu podchodziły mi łzy. To strasznie bolało, ale starałam się o tym nie myśleć i skupić na tym, co dobre i pozytywne. W sumie już cieszyłam się, że Ucker wybił mi z głowy tą aborcję. Uświadomił mi, jaką głupotę mogłam zrobić. Pewnie do końca życia płakałabym z tego powodu, a tak za około osiem miesiący najprawdopodobniej będę już szczęśliwą matką.
Leżąc w wannie, poczułam się nagle głodna. Umyłam jeszcze szybko głowę i wyszłam. Założyłam na siebie tylko szlafrok i poszłam do kuchni zjeść śniadanie. Zrobiłam sobie jeszcze cieplutką herbatkę, o czym nie pomyślał Christopher. Dość szybko zjadłam śniadanie i wzięłam te leki. Poszłam się ubrać, żeby iść do sklepu kupić coś na obiad. Postanowiłam, że zrobię spaghetti. Szybko kupiłam wszystkie potrzebne rzeczy i wróciłam do domu. Położyłam wszystko na stole i udałam się do salonu, żeby pooglądać coś w telewizji. Zrobiłam sobie kawę, wzięłam ciastka i usiadłam na kanapie. Oglądałam powtórkę mojego serialu i ciągle jadłam. Wtedy dotarło do mnie, że Ucker będzie miał ze mną ciężkie życie przez parę następnych miesięcy, bo zaczynają mi się zachcianki. Najgorsze było to, że te ciastka to jedyne słodycze jakie znalazłam i musiałam je oszczędzać. Stwierdziłam, że później będę musiała poprosić Uckera, żebyśmy pojechali do sklepu po duuużo słodyczy. Kiedy serial się skończył wraz z moją kawą i ciastkami, wzięłam się za obiad. Wtedy pojawił się mój książę z torbami pełnymi zakupów.
-Oo, jesteś w końcu.- powiedziałam, dając mu słodkiego buziaka.
-Cześć, skarbie.
-Masz dla mnie coś słodkiego?- zapytałam i zabrałam mu torby, by w nich poszperać. -Nutella! Kochanie, czytasz mi w myślach.- powiedziałam, biorąc słoik.
-Dobrze Ty się czujesz, misiu?- zaśmiał się, patrząc na mnie dziwnym wzrokiem.
-Mam lekkie zawroty głowy, ale ogólnie czuję się świetnie.- odpowiedziałam, mieszając mięso na patelni.
-Obiad robisz? Kochanie, przecież ja mogłem się tym zająć. I nie mów mi jeszcze, że byłaś w sklepie...
-Tak, byłam w sklepie po coś na obiad tylko i wyłącznie, więc spokojnie nie przepracowałam się. Nie rób ze mnie kaleki, dobrze? Ciąża to nie choroba, nawet w moim przypadku.- uśmiechnęłam się do niego ciepło, żeby go uspokoić.
-Oj Duluś, Duluś... No dobrze, niech Ci będzie, postaram się być spokojniejszy.
-Dziękuję.- powiedziałam słodko.
-Wprosiłem się dzisiaj na kolację do rodziców. Musimy im powiedzieć, że jesteś w ciąży.
-O Jezu... Ucker, trzeba było najpierw o tym ze mną pogadać. Muszę pomyśleć jak ich o tym poinformować.
-Ej, spoko... Ja im powiem.
-No dobra... Tylko proszę Cię nie mów nikomu o tym, że chciałam usunąć ciążę, okej?
-Dobrze, spokojnie... Nie jestem idiotą. I wiesz co? Proszę, wyglądaj cudownie i zrób mocny makijaż.
-Wyglądaj cudownie?! Przepraszam, a czy z lekkim makijażem tak nie wyglądam?- zapytałam oburzona.
-Nie to miałem na myśli... Jesteś zawsze piękna, tylko że od tego płaczu i w ogóle masz strasznie podkrążone oczy, a chyba nie chcemy, żeby mama domyśliła się, że płakałaś z powodu ciąży, prawda? Dlatego lepiej będzie, jeśli się mocno pomalujesz.
-No okej, masz w sumie rację. To co naprawdę się działo przez ostatnie dwa dni pozostaje między nami, tak?
-Jasne, księżniczko moja.- powiedział i przytulił mnie mocno, aż przyciskając do kuchennego blatu.
-Tak bardzo się boję i to się chyba nie zmieni.- szepnęłam ze łzami w oczach.
-Wiem misiaczku, wiem... Rozumiem Cię, bo ja czuję to samo. Ale już tysiąc razy to przerabialiśmy i oboje wiemy, że wszystko będzie dobrze. Nie zaczynaj płakać, błagam Cię.- pocałował mnie czule w usta, ale to był tylko taki słodki buziak.
-Dobrze, koniec użalania się nad sobą. Leć umyć łapki, nakładam obiad.- klepnęłam go w tyłek, żeby poszedł od razu.
-Pamiętasz, co Ci wczoraj obiecałem?
-Pamiętam... Wiesz co? Będziesz mógł spełnić obietnicę dzisiaj, jeśli nie będę zbyt zmęczona.- posłałam mu czarujący uśmiech.
Zjedliśmy obiad w miłej atmosferze, ciągle rozmawiając o jakichś mało ważnych głupotach, typu co zrobimy jutro na obiad.
Poszłam najpierw do łazienki się wykąpać. Dość długo leżałam w wannie i głaskałam się po brzuchu, myśląc o moim dziecku. Zastanawiałam się, jakie będzie, jak będzie wyglądać i w ogóle. Nadal cholernie się bałam i na samą myśl o tym, że moje dziecko mogłoby powtórzyć los Juanita, do oczu podchodziły mi łzy. To strasznie bolało, ale starałam się o tym nie myśleć i skupić na tym, co dobre i pozytywne. W sumie już cieszyłam się, że Ucker wybił mi z głowy tą aborcję. Uświadomił mi, jaką głupotę mogłam zrobić. Pewnie do końca życia płakałabym z tego powodu, a tak za około osiem miesiący najprawdopodobniej będę już szczęśliwą matką.
Leżąc w wannie, poczułam się nagle głodna. Umyłam jeszcze szybko głowę i wyszłam. Założyłam na siebie tylko szlafrok i poszłam do kuchni zjeść śniadanie. Zrobiłam sobie jeszcze cieplutką herbatkę, o czym nie pomyślał Christopher. Dość szybko zjadłam śniadanie i wzięłam te leki. Poszłam się ubrać, żeby iść do sklepu kupić coś na obiad. Postanowiłam, że zrobię spaghetti. Szybko kupiłam wszystkie potrzebne rzeczy i wróciłam do domu. Położyłam wszystko na stole i udałam się do salonu, żeby pooglądać coś w telewizji. Zrobiłam sobie kawę, wzięłam ciastka i usiadłam na kanapie. Oglądałam powtórkę mojego serialu i ciągle jadłam. Wtedy dotarło do mnie, że Ucker będzie miał ze mną ciężkie życie przez parę następnych miesięcy, bo zaczynają mi się zachcianki. Najgorsze było to, że te ciastka to jedyne słodycze jakie znalazłam i musiałam je oszczędzać. Stwierdziłam, że później będę musiała poprosić Uckera, żebyśmy pojechali do sklepu po duuużo słodyczy. Kiedy serial się skończył wraz z moją kawą i ciastkami, wzięłam się za obiad. Wtedy pojawił się mój książę z torbami pełnymi zakupów.
-Oo, jesteś w końcu.- powiedziałam, dając mu słodkiego buziaka.
-Cześć, skarbie.
-Masz dla mnie coś słodkiego?- zapytałam i zabrałam mu torby, by w nich poszperać. -Nutella! Kochanie, czytasz mi w myślach.- powiedziałam, biorąc słoik.
-Dobrze Ty się czujesz, misiu?- zaśmiał się, patrząc na mnie dziwnym wzrokiem.
-Mam lekkie zawroty głowy, ale ogólnie czuję się świetnie.- odpowiedziałam, mieszając mięso na patelni.
-Obiad robisz? Kochanie, przecież ja mogłem się tym zająć. I nie mów mi jeszcze, że byłaś w sklepie...
-Tak, byłam w sklepie po coś na obiad tylko i wyłącznie, więc spokojnie nie przepracowałam się. Nie rób ze mnie kaleki, dobrze? Ciąża to nie choroba, nawet w moim przypadku.- uśmiechnęłam się do niego ciepło, żeby go uspokoić.
-Oj Duluś, Duluś... No dobrze, niech Ci będzie, postaram się być spokojniejszy.
-Dziękuję.- powiedziałam słodko.
-Wprosiłem się dzisiaj na kolację do rodziców. Musimy im powiedzieć, że jesteś w ciąży.
-O Jezu... Ucker, trzeba było najpierw o tym ze mną pogadać. Muszę pomyśleć jak ich o tym poinformować.
-Ej, spoko... Ja im powiem.
-No dobra... Tylko proszę Cię nie mów nikomu o tym, że chciałam usunąć ciążę, okej?
-Dobrze, spokojnie... Nie jestem idiotą. I wiesz co? Proszę, wyglądaj cudownie i zrób mocny makijaż.
-Wyglądaj cudownie?! Przepraszam, a czy z lekkim makijażem tak nie wyglądam?- zapytałam oburzona.
-Nie to miałem na myśli... Jesteś zawsze piękna, tylko że od tego płaczu i w ogóle masz strasznie podkrążone oczy, a chyba nie chcemy, żeby mama domyśliła się, że płakałaś z powodu ciąży, prawda? Dlatego lepiej będzie, jeśli się mocno pomalujesz.
-No okej, masz w sumie rację. To co naprawdę się działo przez ostatnie dwa dni pozostaje między nami, tak?
-Jasne, księżniczko moja.- powiedział i przytulił mnie mocno, aż przyciskając do kuchennego blatu.
-Tak bardzo się boję i to się chyba nie zmieni.- szepnęłam ze łzami w oczach.
-Wiem misiaczku, wiem... Rozumiem Cię, bo ja czuję to samo. Ale już tysiąc razy to przerabialiśmy i oboje wiemy, że wszystko będzie dobrze. Nie zaczynaj płakać, błagam Cię.- pocałował mnie czule w usta, ale to był tylko taki słodki buziak.
-Dobrze, koniec użalania się nad sobą. Leć umyć łapki, nakładam obiad.- klepnęłam go w tyłek, żeby poszedł od razu.
-Pamiętasz, co Ci wczoraj obiecałem?
-Pamiętam... Wiesz co? Będziesz mógł spełnić obietnicę dzisiaj, jeśli nie będę zbyt zmęczona.- posłałam mu czarujący uśmiech.
Zjedliśmy obiad w miłej atmosferze, ciągle rozmawiając o jakichś mało ważnych głupotach, typu co zrobimy jutro na obiad.
Ustawiłam wczoraj, żeby się dodało z automatu ;) A dlaczego? Kochane moje, dziś 27, czyli mija dokładnie 5 miesięcy od spotkania z Dul <3 :( Jejku, tak bardzo za nią tęsknię i chcę ją zobaczyć jeszcze raz, żeby tym razem tego nie skopać i z nią porozmawiać <3 Nawet nie wiecie, jak bardzo mają mnie dosyć ludzie, którzy co miesiąc muszą ze mną siedzieć np. w szkole i słuchać mojego " X miesięcy temu o tej porze...". A mnie to tak śmieszy, bo mają po prostu pecha i muszą to jakoś znieść :) Zresztą w sumie im współczuję, bo nie mają tej przyjemności w życiu i nie mogą powtarzać ile czasu temu widzieli idola xD Ale no... Dość, bo co miesiąc się powtarzam i tutaj :D To chyba uzależnienie :P I nawet ustawiłam, żeby się dodało o 7:00, czyli jak pierwszy raz widziałam Dulcię na stacji <3 No to rozdział jakoś pewnie za tydzień, bo zauważyłam, że ostatnio tak dodaje mniej- więcej.