Dulce:
Od trzech lat jestem najszczęśliwszą kobietą na świecie. Mam wspaniałego męża i trójkę dzieci. Tak trójkę, bo urodziłam bliźniaki- Biancę i Pabla. Myślę, że teraz nauczyłam się być dobrą matką i nie popełniam takich błędów jak przy Mii. Na szczęście moja zerwana więź z córką została odbudowana i nie mamy żadnych, że tak powiem, braków. Mam do niej szczególny sentyment i jest moją ukochaną córeczką, przez to ile ze mną przeszła. Teraz znów spodziewam się dziecka, jestem w piątym miesiącu. Możnaby pomyśleć, że z Uckerem nie mamy granic i ciągle się tylko kochamy, no bo czwórka dzieci w takim czasie to dość dużo... Jednak tak wcale nie jest, bo w zasadzie rzadko mamy czas tylko dla siebie. Naszym jedynym ratunkiem jest Anahi, która chętnie bierze do siebie nasze dzieci. A właśnie co do mojej kuzynki: Dalej jest sama z Lupitą. Poncho bardzo jej pomaga, ale ich relacje są czysto przyjacielskie. To znaczy my wiemy, że on nigdy nie przestał jej kochać, ale musiał się z tym pogodzić. Smutne, ale prawdziwe... Oboje nie raz przyznali, że zazdroszczą nam tej wszechobecnej miłości. No dobra, żeby nie było tak kolorowo, to podkreślę, że Mia ciągle dokucza maluchom, a w domu jest wieczna wojna. Ale jak to zwykle z rodzeństwem bywa, kiedy naprawdę trzeba to jest wielka, bezwarunkowa miłość. I tak powinno być! Codziennie zadaję sobie to samo pytanie: Czy moje dzieci nie mogłyby być troszkę spokojniejsze? Wszędzie ich pełno i średnio raz na dwa miesiące odwiedzamy szpital, bo któreś z nich coś sobie zrobi. Także nigdy nie jest nudno... Jednak postanowiliśmy z Uckerem, że jeszcze jedno dziecko i koniec, zainwestujemy w antykoncepcje. Co za dużo, to niezdrowo... Gdyby nie Ucker, to już dawno wylądowałabym w psychiatryku. W sumie to bez niego nie potrafiłam sobie poradzić nawet z jednym dzieckiem, a co dopiero z trójką... On ma świetne podejście do Bianci, która jest największym urwisem. Mój maleńki Pablito to straszny mamisynek i słucha się bardziej mnie, bo z Uckerem ciągle się o mnie kłócą. No a Mia od zawsze jest tak po środku, choć jest już oficjalnie NASZYM wspólnym dzieckiem i nie mamy z tym problemu. Wzięliśmy z Uckerem ślub kościelny i już mam normalnie jego nazwisko, dzieci oczywiście też. Generalnie rodzina Uckermann na pół miasta słynie z wielkiej miłości, szczęścia i pięknych, niesfornych dzieci.
Od trzech lat jestem najszczęśliwszą kobietą na świecie. Mam wspaniałego męża i trójkę dzieci. Tak trójkę, bo urodziłam bliźniaki- Biancę i Pabla. Myślę, że teraz nauczyłam się być dobrą matką i nie popełniam takich błędów jak przy Mii. Na szczęście moja zerwana więź z córką została odbudowana i nie mamy żadnych, że tak powiem, braków. Mam do niej szczególny sentyment i jest moją ukochaną córeczką, przez to ile ze mną przeszła. Teraz znów spodziewam się dziecka, jestem w piątym miesiącu. Możnaby pomyśleć, że z Uckerem nie mamy granic i ciągle się tylko kochamy, no bo czwórka dzieci w takim czasie to dość dużo... Jednak tak wcale nie jest, bo w zasadzie rzadko mamy czas tylko dla siebie. Naszym jedynym ratunkiem jest Anahi, która chętnie bierze do siebie nasze dzieci. A właśnie co do mojej kuzynki: Dalej jest sama z Lupitą. Poncho bardzo jej pomaga, ale ich relacje są czysto przyjacielskie. To znaczy my wiemy, że on nigdy nie przestał jej kochać, ale musiał się z tym pogodzić. Smutne, ale prawdziwe... Oboje nie raz przyznali, że zazdroszczą nam tej wszechobecnej miłości. No dobra, żeby nie było tak kolorowo, to podkreślę, że Mia ciągle dokucza maluchom, a w domu jest wieczna wojna. Ale jak to zwykle z rodzeństwem bywa, kiedy naprawdę trzeba to jest wielka, bezwarunkowa miłość. I tak powinno być! Codziennie zadaję sobie to samo pytanie: Czy moje dzieci nie mogłyby być troszkę spokojniejsze? Wszędzie ich pełno i średnio raz na dwa miesiące odwiedzamy szpital, bo któreś z nich coś sobie zrobi. Także nigdy nie jest nudno... Jednak postanowiliśmy z Uckerem, że jeszcze jedno dziecko i koniec, zainwestujemy w antykoncepcje. Co za dużo, to niezdrowo... Gdyby nie Ucker, to już dawno wylądowałabym w psychiatryku. W sumie to bez niego nie potrafiłam sobie poradzić nawet z jednym dzieckiem, a co dopiero z trójką... On ma świetne podejście do Bianci, która jest największym urwisem. Mój maleńki Pablito to straszny mamisynek i słucha się bardziej mnie, bo z Uckerem ciągle się o mnie kłócą. No a Mia od zawsze jest tak po środku, choć jest już oficjalnie NASZYM wspólnym dzieckiem i nie mamy z tym problemu. Wzięliśmy z Uckerem ślub kościelny i już mam normalnie jego nazwisko, dzieci oczywiście też. Generalnie rodzina Uckermann na pół miasta słynie z wielkiej miłości, szczęścia i pięknych, niesfornych dzieci.
Tak kończy się historia z natury głupiej i naiwnej dziewczyny, która dawno, dawno temu zaufała i pokochała niewłaściwego mężczyznę, a później płaciła za to latami... Dziś, patrząc wstecz, nie mogę uwierzyć, że dawniej byłam tak nieszczęśliwa i chciałam popełnić samobójstwo. Nawet nie chcę myśleć, co by było, gdyby mi się udało... Nie poznałabym miłości mojego życia, ani moich dzieci. Jakby mi wtedy ktoś opowiedział moją przyszłość, nie uwierzyłabym. Moje życie teraz jest idealne, przepełnione miłością. Mam przy sobie moją cudowną rodzinę- spełnienie moich marzeń i sens życia. Jeśli dziś miałabym umrzeć, to tylko za nich.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No i koniec moje drogie ;) Kurde, czy ja zawsze muszę tak strasznie pozytywnie kończyć, że oni zostają cudowną rodziną?... No cóż, chyba już taki urok moich opowiadań xD No dobra, po prostu jakoś nie mam serca, żeby źle zakończyć :) Za bardzo kocham Vondy <3 Żeby nie było: historię Anahi i Poncho zakończyłam niezbyt dobrze, właśnie żeby nie było tak kolorowo. Po za tym inaczej ich losy byłyby zbyt podobne, a to bez sensu. I jak zwykle się rozpisałam xD Teraz już krótko i rzeczowo: Niedługo dodam obsadę następnego opowiadania i mam nadzieję, że ono też przypadnie Wam do gustu.
P.S. Według mnie jest lepsze niż to ;)
Do kiedyś tam :**