Kolacja przebiegała w bardzo miłej atmosferze. Siedzieliśmy i gadaliśmy na różne tematy, większość to mało znaczące błahostki, choć nie wszystkie. W pewnym momencie weszliśmy na sprawy całkiem prywatne.
-Mieszkasz sama?- zapytał zaciekawiony.
-Nie, od jakiegoś czasu mam współlokatorkę. A Ty?
-Ja...- i nagle się zaciął z niewytłumaczalnego powodu.
-Ty?...- ponaglałam go zaintrygowana.
-Tak, mieszkam sam.- odpowiedział w końcu.
-Czemu tak długo myślałeś, zanim odpowiedziałeś? Czy to było trudne pytanie?
-Nie, po prostu wiesz... Mam sto myśli na minutę i nie mogłem się skupić, żeby odpowiedzieć.
-Aha, okej.- nadal wydawało mi się to dziwne, ale wolałam już nie wypytywać. -A Twoi rodzice gdzie mieszkają?- zapytałam, żeby podtrzymać rozmowę.
-Na przedmieściach Meksyku. Nie mam z nimi dobrego kontaktu.- odpowiedział, smutniejąc.
-Czemu? Nie odwiedzasz ich?
-Nie, oni widzą tylko mojego brata. Ja nie jestem im potrzebny.
-Na pewno tak nie jest.- próbowałam go pocieszyć.
-Owszem, jest. Nie raz to od nich usłyszałem.
-W takim razie współczuję rodziców.
-A jacy są Twoi?- zapytał niby na luzie, ale widziałam, że rozmowa o rodzicach nie była dla niego łatwa.
-To bardzo skomplikowane.- odpowiedziałam, biorąc głęboki wdech, byłam przygotowana na sporą porcję pytań.
-Gdzie mieszkają?
-W Hiszpanii.
-A Ty jesteś tu sama? Dlaczego?
-Eh... No bo ojciec pił i miałam dość atmosfery w domu. Wyżywał się na nas.
-A mama?
-Mama zawsze się go bała. Bił ją i w ogóle, a ona nie potrafiła mu się przeciwstawić. Nie raz ją namawiałam na wyjazd, ale nie chciała. Nie obchodziło ją to, że muszę na to patrzeć, dorastać w takiej rodzinie. Nie wytrzymałam i jak tylko skończyłam szkołę tak po prostu wyjechałam w nieznane. Mama do tej pory ma do mnie o to żal. I słusznie, bo na swój sposób na pewno mnie kochała, a ja zostawiłam ją na pastwę tego drania.- rozgadałam się, ale on słuchał mnie naprawdę uważnie, przyglądając mi się ciągle.
-Dobrze zrobiłaś. Zostanie tam byłoby totalną głupotą. To by Cię zniszczyło, a tu spokojnie sobie żyjesz. Pamiętaj, że możesz na mnie liczyć i w razie czego pomogę, i Tobie, i Twojej mamie.- powiedział, łapiąc mnie za rękę.
-Dziękuję, jesteś kochany.- odpowiedziałam, ściskając jego dłoń.
-Będę przy Tobie tak długo i w taki sposób, jaki tylko zechcesz.
-A no właśnie... Jest jedna sprawa... Ale chodźmy na zewnątrz, nie wiem... Na spacer. No wiesz... Na świeżym powietrzu lepiej się gada.- plątałam się w zdaniach, byłam zestresowana tą poważną rozmową o nas.
-No dobrze i tak już zjedliśmy. Ale chyba możesz powiedzieć mi, o co chodzi?- widziałam rozbawienie na jego twarzy, kiedy spoglądał na mnie taką zakłopotaną.
-O nas.- odpowiedziałam z uśmiechem, patrząc mu w oczy.
-Okej, no więc chodźmy. Przejdziemy się do parku, tak?- od razu wstał.
-Dobra.- poszłam w jego ślady i już po chwili wychodziliśmy z restauracji.
Szliśmy powoli w stronę parku, gdzie było przepięknie. Wkoło dużego, wspaniałego stawu rozciągały się kwitnące drzewa, a po ścieżce chodziły kaczki i parę łabędzi.
-Ładnie tu, prawda?- powiedział Ucker, łapiąc mnie za rękę.
-Cudnie.- przyznałam z szerokim uśmiechem, spoglądając w jego śliczne oczy.
-Tak romantycznie... Idealne miejsce na rozmowę.- przystanął, automatycznie ja z nim, bo trzymał mnie za rękę. -O nas.- dodał, patrząc mi głęboko w oczy.
-Tak, chyba tak.- odpowiedziałam lekko drżącym głosem.
-Co chciałaś mi powiedzieć?
-Że chcę, bardzo chcę spróbować.- powiedziałam szybko, żeby się nie rozmyślić.
-Wiedziałem.- mruknął, po czym wpił się w moje usta.
__________________
-Mieszkasz sama?- zapytał zaciekawiony.
-Nie, od jakiegoś czasu mam współlokatorkę. A Ty?
-Ja...- i nagle się zaciął z niewytłumaczalnego powodu.
-Ty?...- ponaglałam go zaintrygowana.
-Tak, mieszkam sam.- odpowiedział w końcu.
-Czemu tak długo myślałeś, zanim odpowiedziałeś? Czy to było trudne pytanie?
-Nie, po prostu wiesz... Mam sto myśli na minutę i nie mogłem się skupić, żeby odpowiedzieć.
-Aha, okej.- nadal wydawało mi się to dziwne, ale wolałam już nie wypytywać. -A Twoi rodzice gdzie mieszkają?- zapytałam, żeby podtrzymać rozmowę.
-Na przedmieściach Meksyku. Nie mam z nimi dobrego kontaktu.- odpowiedział, smutniejąc.
-Czemu? Nie odwiedzasz ich?
-Nie, oni widzą tylko mojego brata. Ja nie jestem im potrzebny.
-Na pewno tak nie jest.- próbowałam go pocieszyć.
-Owszem, jest. Nie raz to od nich usłyszałem.
-W takim razie współczuję rodziców.
-A jacy są Twoi?- zapytał niby na luzie, ale widziałam, że rozmowa o rodzicach nie była dla niego łatwa.
-To bardzo skomplikowane.- odpowiedziałam, biorąc głęboki wdech, byłam przygotowana na sporą porcję pytań.
-Gdzie mieszkają?
-W Hiszpanii.
-A Ty jesteś tu sama? Dlaczego?
-Eh... No bo ojciec pił i miałam dość atmosfery w domu. Wyżywał się na nas.
-A mama?
-Mama zawsze się go bała. Bił ją i w ogóle, a ona nie potrafiła mu się przeciwstawić. Nie raz ją namawiałam na wyjazd, ale nie chciała. Nie obchodziło ją to, że muszę na to patrzeć, dorastać w takiej rodzinie. Nie wytrzymałam i jak tylko skończyłam szkołę tak po prostu wyjechałam w nieznane. Mama do tej pory ma do mnie o to żal. I słusznie, bo na swój sposób na pewno mnie kochała, a ja zostawiłam ją na pastwę tego drania.- rozgadałam się, ale on słuchał mnie naprawdę uważnie, przyglądając mi się ciągle.
-Dobrze zrobiłaś. Zostanie tam byłoby totalną głupotą. To by Cię zniszczyło, a tu spokojnie sobie żyjesz. Pamiętaj, że możesz na mnie liczyć i w razie czego pomogę, i Tobie, i Twojej mamie.- powiedział, łapiąc mnie za rękę.
-Dziękuję, jesteś kochany.- odpowiedziałam, ściskając jego dłoń.
-Będę przy Tobie tak długo i w taki sposób, jaki tylko zechcesz.
-A no właśnie... Jest jedna sprawa... Ale chodźmy na zewnątrz, nie wiem... Na spacer. No wiesz... Na świeżym powietrzu lepiej się gada.- plątałam się w zdaniach, byłam zestresowana tą poważną rozmową o nas.
-No dobrze i tak już zjedliśmy. Ale chyba możesz powiedzieć mi, o co chodzi?- widziałam rozbawienie na jego twarzy, kiedy spoglądał na mnie taką zakłopotaną.
-O nas.- odpowiedziałam z uśmiechem, patrząc mu w oczy.
-Okej, no więc chodźmy. Przejdziemy się do parku, tak?- od razu wstał.
-Dobra.- poszłam w jego ślady i już po chwili wychodziliśmy z restauracji.
Szliśmy powoli w stronę parku, gdzie było przepięknie. Wkoło dużego, wspaniałego stawu rozciągały się kwitnące drzewa, a po ścieżce chodziły kaczki i parę łabędzi.
-Ładnie tu, prawda?- powiedział Ucker, łapiąc mnie za rękę.
-Cudnie.- przyznałam z szerokim uśmiechem, spoglądając w jego śliczne oczy.
-Tak romantycznie... Idealne miejsce na rozmowę.- przystanął, automatycznie ja z nim, bo trzymał mnie za rękę. -O nas.- dodał, patrząc mi głęboko w oczy.
-Tak, chyba tak.- odpowiedziałam lekko drżącym głosem.
-Co chciałaś mi powiedzieć?
-Że chcę, bardzo chcę spróbować.- powiedziałam szybko, żeby się nie rozmyślić.
-Wiedziałem.- mruknął, po czym wpił się w moje usta.
__________________
No dobrze kochane Wy moje jest rozdział :) Dzięki Monice, bo mnie niestety amnezja dopadła i wczoraj zapomniałam (bo nwm, co to wgl jest rozdział) Haha, słońce mi przygrzało :P
Trochę krótki ,ale fajny. Czekam na dalszy ciąg zdarzeń:)
OdpowiedzUsuńWłaśnie zgadzam się trochę za krótki, ale jest bardzo, bardzo fajny. Bardzo dziwne było długie zastanawianie się Uckera nad odpowiedzią "Czy mieszka sam?". Cieszę się, że Dulce zgodziła się aby spróbować związku z Uckerem, mam nadzieję, że będzie im się w związku układało. Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, dodawaj jak najszybciej. :) ;) :D
OdpowiedzUsuńKiedy kolejny rozdział?
OdpowiedzUsuńNie wiem, niedługo ;)
OdpowiedzUsuńProszę dodaj nowy rozdział :) :P
OdpowiedzUsuńEhh... No dobra, może jutro ;-) tzn dzisiaj, bo już po północy xD
OdpowiedzUsuńOgólnie zacznę od tego że cieszę się że Dulce i Ucker są razem :), oby ten związek był udany liczę na to bardzo ;). Nie będę się rozpisywać lecę czytać dalej ;)
OdpowiedzUsuń