Anahi:
Staliśmy tak już dobre 10 minut. Zdążyłam się wypłakać i uspokoić. Wreszcie się od niego oderwałam i patrząc mu w oczy, powiedziałam:
-Dziękuję.
-Za co?- nie zrozumiał, a przecież było to takie proste.
-Za to, że pozwoliłeś mi się wypłakać.- powiedziałam, całkiem się od niego odsuwając.
-Nie ma za co. Co się w ogóle stało?- zapytał zaciekawiony. Opowiedziałam mu wszystko ze szczegółami. Po jakimś czasie wyszedł lekarz.
-Wszystko w porządku?- zwrócił się do mnie.
-Tak, już tak.- odpowiedziałam ze smutkiem.
-Proszę nie brać sobie do serca jej słów. Nie wie, co mówi. Taką ilością tabletek mogła sobie nawet uszkodzić pamięć i niczego nie pamiętać. Dobrze, że to się tylko tak skończyło.
-Ale co dalej?... Ona nie jest sobą, to nie Dul.
-Spokojnie. Zostanie poddana różnym terapiom i wszystko wróci do normy. Wiem, że to nie jest łatwe, ale powinna Pani być z nią i mimo jej oporu, i niechęci rozmawiać z nią. Ona musi przede wszystkim poczuć się potrzebna i wartościowa. Nie wiem, jak będzie zachowywać się w stosunku do nas, kiedy będziemy chcieli z nią porozmawiać, a do Pani ma raczej większe zaufanie. A czy ma jeszcze jakąś bliską osobę?
-Męża, ale to wszystko przez niego i on na pewno jej nie pomoże. To tyran, on ją do tego doprowadził.
-Tym bardziej powinna się otworzyć i powiedzieć nam wszystko. Trzeba złożyć doniesienie na policję.
-Nie, on ją wtedy znajdzie i znów będzie to samo. Proszę tego nie zgłaszać. Wymyślimy coś innego.- wpadłam w panikę. Nie mogłam zawieść Duli, nie tym razem. I tak za dużo już namieszałam, za wiele błędów popełniłam. Tym razem nie opuszczę jej, choćbym miała sama zginąć. Zresztą nie jesteśmy same. Jest jeszcze Christian, Poncho i Ucker, który chyba najbardziej się w to zaangażował. Szkoda tylko, że Dulce sama o siebie nie chcę walczyć, ale liczę, że to się szybko zmieni.
Staliśmy tak już dobre 10 minut. Zdążyłam się wypłakać i uspokoić. Wreszcie się od niego oderwałam i patrząc mu w oczy, powiedziałam:
-Dziękuję.
-Za co?- nie zrozumiał, a przecież było to takie proste.
-Za to, że pozwoliłeś mi się wypłakać.- powiedziałam, całkiem się od niego odsuwając.
-Nie ma za co. Co się w ogóle stało?- zapytał zaciekawiony. Opowiedziałam mu wszystko ze szczegółami. Po jakimś czasie wyszedł lekarz.
-Wszystko w porządku?- zwrócił się do mnie.
-Tak, już tak.- odpowiedziałam ze smutkiem.
-Proszę nie brać sobie do serca jej słów. Nie wie, co mówi. Taką ilością tabletek mogła sobie nawet uszkodzić pamięć i niczego nie pamiętać. Dobrze, że to się tylko tak skończyło.
-Ale co dalej?... Ona nie jest sobą, to nie Dul.
-Spokojnie. Zostanie poddana różnym terapiom i wszystko wróci do normy. Wiem, że to nie jest łatwe, ale powinna Pani być z nią i mimo jej oporu, i niechęci rozmawiać z nią. Ona musi przede wszystkim poczuć się potrzebna i wartościowa. Nie wiem, jak będzie zachowywać się w stosunku do nas, kiedy będziemy chcieli z nią porozmawiać, a do Pani ma raczej większe zaufanie. A czy ma jeszcze jakąś bliską osobę?
-Męża, ale to wszystko przez niego i on na pewno jej nie pomoże. To tyran, on ją do tego doprowadził.
-Tym bardziej powinna się otworzyć i powiedzieć nam wszystko. Trzeba złożyć doniesienie na policję.
-Nie, on ją wtedy znajdzie i znów będzie to samo. Proszę tego nie zgłaszać. Wymyślimy coś innego.- wpadłam w panikę. Nie mogłam zawieść Duli, nie tym razem. I tak za dużo już namieszałam, za wiele błędów popełniłam. Tym razem nie opuszczę jej, choćbym miała sama zginąć. Zresztą nie jesteśmy same. Jest jeszcze Christian, Poncho i Ucker, który chyba najbardziej się w to zaangażował. Szkoda tylko, że Dulce sama o siebie nie chcę walczyć, ale liczę, że to się szybko zmieni.
Dulce:
Odkąd się obudziłam minęło kilka dni. Mam tego dosyć! Po co mi to było? Nie umarłam, a teraz jeszcze muszę się męczyć w tym szpitalu. Lekarze ciągle mnie o wszystko wypytują, karzą z nimi rozmawiać, Any ciągle mi się tu wypłakuje i gada w kółko to samo. Ale najgorsze są salowe i pielęgniarki, które karzą mi jeść. Nie potrafią zrozumieć tego, że nie chcę?! Najchętniej bym ponowiła próbę samobójczą, ale pilnują, czy nie mam wokół siebie czegoś niebezpiecznego. A zresztą co się będę nimi przejmować?... Niech sobie robią, co chcą, ja i tak mam ich wszystkich gdzieś i nie zamierzam się nawet odzywać. Właśnie leżałam i delektowałam się chwilą spokoju, kiedy nikogo tu nie było. Leżałam tyłem do drzwi. Nagle usłyszałam głos Carlosa:
-Co Ty odpierdalasz?! Wracaj do domu, bo moi wspólnicy potrzebują Twoich usług!- krzyczał, a ja drżałam ze strachu. Zaczął mnie szarpać.
-Odejdź ode mnie!!- odpowiedziałam w końcu, zaczęłam piszczeć, krzyczeć, bić go. Jak zwykle zostałam jedynie uderzona.
-Dul, co się dzieje?- zapytała Anahi, która wpadła do sali. Kiedy ujrzała mojego męża, wybiegła stąd i krzyczała na korytarzu. Po jakimś czasie zbiegli się lekarze i wyrzucili ode mnie Carlosa. -Nic Ci nie jest?- zapytała zapłakana Any.
-Nie chcę żyć...- wydukałam i po raz pierwszy od wielu dni się rozpłakałam. Emocje puściły, a ja już nie miałam siły wyładowywać ich krzykiem. Podeszła do mnie Any i złapała mnie za rękę. Chciała coś zrobić, ale chyba bała się mojej reakcji. Nie czekając dłużej, wtuliłam się w nią. Objęła mnie mocno i bardzo czule.
-No już Duluś, spokojnie...- mówiła do mnie cicho, co rzeczywiście mnie uspokajało. Poczułam się lepiej, pewniej. Po jakimś czasie przestałam płakać i oderwałam się od niej, a ona czule głaskała mnie po głowie. Moja kochana... A ja głupia tak na nią ostatnio naskoczyłam.
-Już wszystko w porządku?- zapytał lekarz. Skinęłam głową w geście potwierdzenia, ocierając łzy. -Porozmawiasz ze mną?- no, teraz przynajmniej zadał pytanie, a nie gadał bez sensu.
-Dobrze.- zgodziłam się, przyglądając mu się. -Ale chcę, żeby Any tu była.- poprosiłam. Przy niej czułam się bezpieczniej. Lekarz zaczął mnie wypytywać, dlaczego chciałam się zabić i w ogóle. Powiedziałam mu wszystko, nie mogłam dłużej milczeć. Wszyscy byli przerażeni tym, co usłyszeli. Any wymyślała wciąż nowe przezwiska na Carlosa, które wypowiadała z taką złością, jakby chciała go zabić. Ja byłam tak roztrzęsiona po tej opowieści, że musieli mi podać leki na uspokojenie. Po nich szybko zasnęłam.
Odkąd się obudziłam minęło kilka dni. Mam tego dosyć! Po co mi to było? Nie umarłam, a teraz jeszcze muszę się męczyć w tym szpitalu. Lekarze ciągle mnie o wszystko wypytują, karzą z nimi rozmawiać, Any ciągle mi się tu wypłakuje i gada w kółko to samo. Ale najgorsze są salowe i pielęgniarki, które karzą mi jeść. Nie potrafią zrozumieć tego, że nie chcę?! Najchętniej bym ponowiła próbę samobójczą, ale pilnują, czy nie mam wokół siebie czegoś niebezpiecznego. A zresztą co się będę nimi przejmować?... Niech sobie robią, co chcą, ja i tak mam ich wszystkich gdzieś i nie zamierzam się nawet odzywać. Właśnie leżałam i delektowałam się chwilą spokoju, kiedy nikogo tu nie było. Leżałam tyłem do drzwi. Nagle usłyszałam głos Carlosa:
-Co Ty odpierdalasz?! Wracaj do domu, bo moi wspólnicy potrzebują Twoich usług!- krzyczał, a ja drżałam ze strachu. Zaczął mnie szarpać.
-Odejdź ode mnie!!- odpowiedziałam w końcu, zaczęłam piszczeć, krzyczeć, bić go. Jak zwykle zostałam jedynie uderzona.
-Dul, co się dzieje?- zapytała Anahi, która wpadła do sali. Kiedy ujrzała mojego męża, wybiegła stąd i krzyczała na korytarzu. Po jakimś czasie zbiegli się lekarze i wyrzucili ode mnie Carlosa. -Nic Ci nie jest?- zapytała zapłakana Any.
-Nie chcę żyć...- wydukałam i po raz pierwszy od wielu dni się rozpłakałam. Emocje puściły, a ja już nie miałam siły wyładowywać ich krzykiem. Podeszła do mnie Any i złapała mnie za rękę. Chciała coś zrobić, ale chyba bała się mojej reakcji. Nie czekając dłużej, wtuliłam się w nią. Objęła mnie mocno i bardzo czule.
-No już Duluś, spokojnie...- mówiła do mnie cicho, co rzeczywiście mnie uspokajało. Poczułam się lepiej, pewniej. Po jakimś czasie przestałam płakać i oderwałam się od niej, a ona czule głaskała mnie po głowie. Moja kochana... A ja głupia tak na nią ostatnio naskoczyłam.
-Już wszystko w porządku?- zapytał lekarz. Skinęłam głową w geście potwierdzenia, ocierając łzy. -Porozmawiasz ze mną?- no, teraz przynajmniej zadał pytanie, a nie gadał bez sensu.
-Dobrze.- zgodziłam się, przyglądając mu się. -Ale chcę, żeby Any tu była.- poprosiłam. Przy niej czułam się bezpieczniej. Lekarz zaczął mnie wypytywać, dlaczego chciałam się zabić i w ogóle. Powiedziałam mu wszystko, nie mogłam dłużej milczeć. Wszyscy byli przerażeni tym, co usłyszeli. Any wymyślała wciąż nowe przezwiska na Carlosa, które wypowiadała z taką złością, jakby chciała go zabić. Ja byłam tak roztrzęsiona po tej opowieści, że musieli mi podać leki na uspokojenie. Po nich szybko zasnęłam.
Ucker:
Any wyszła od Duli z płaczem. Opowiedziała nam wszystko, co mówiła Dulce. Przeraziło mnie to i miałem ochotę iść do Carlosa i go zabić. Niby nie miałem nic wspólnego z tą sprawą, jednak wiedziałem, że jeśli nic z tym nie zrobię, to życie tej biednej dziewczyny nigdy nie ulegnie poprawie. Lekarze stwierdzili, że wszystko jest na dobrej drodze, skoro Dulce zgodziła się porozmawiać. Przede wszystkim nie jest już tak obojętna i zaczęła współpracować. Powiedzieli, że raczej obudzi się dopiero jutro, bo dostała dużą dawkę leku, więc możemy iść do domu. Tak też zrobiliśmy. Odwieźliśmy Anahi, a później jadąc dalej rozmawialiśmy:
-Mam plan jak uratować Dulce.- powiedziałem żywo. -Domyślam się, że Carlos nie odpuści i będzie chciał ją zabrać do domu. Wyprzedzimy go, bo to my ją stąd zabierzemy. Any wspominała, że on używa fałszywego nazwiska, więc nie ma żadnych praw do Duli. Zabiorę ją za granicę, a Ty i Anahi skończycie z Carlosem. Nie wiem jak, ale musicie go jakoś zdemaskować. Piszesz się na to?- powiedziałem mu swój plan, a on słuchał z uwagą.
-Myślisz, że to się uda?- zapytał niepewnie.
-A masz inny pomysł? Trzeba spróbować, to naprawdę może się udać. Ale proponuję nie mówić o niczym Anahi, bo nie wiem, czy się zgodzi.
-Ale przecież ona...- zająkał się Poncho.
-Czujesz coś do niej?- zapytałem bezpośrednio.
-Do Any? Nie wiem, chyba.
-To tym bardziej. O wszystkim jej powiesz, zajmiesz się nią.- zasugerowałem, śmiejąc się.
-A Ty co? Chcesz się zająć Dulą?...- odegrał się za moje żarty.
-Nie, ja chcę jej tylko pomóc.
-Yhm, jasne...- nie dowierzał. Obgadaliśmy jeszcze szczegóły "porwania" Dulce i dojechaliśmy pod mój blok. Pożegnałem się z Poncho i poszedłem do domu. Długo myślałem o tym wszystkim, aż w końcu zasnąłem.
Any wyszła od Duli z płaczem. Opowiedziała nam wszystko, co mówiła Dulce. Przeraziło mnie to i miałem ochotę iść do Carlosa i go zabić. Niby nie miałem nic wspólnego z tą sprawą, jednak wiedziałem, że jeśli nic z tym nie zrobię, to życie tej biednej dziewczyny nigdy nie ulegnie poprawie. Lekarze stwierdzili, że wszystko jest na dobrej drodze, skoro Dulce zgodziła się porozmawiać. Przede wszystkim nie jest już tak obojętna i zaczęła współpracować. Powiedzieli, że raczej obudzi się dopiero jutro, bo dostała dużą dawkę leku, więc możemy iść do domu. Tak też zrobiliśmy. Odwieźliśmy Anahi, a później jadąc dalej rozmawialiśmy:
-Mam plan jak uratować Dulce.- powiedziałem żywo. -Domyślam się, że Carlos nie odpuści i będzie chciał ją zabrać do domu. Wyprzedzimy go, bo to my ją stąd zabierzemy. Any wspominała, że on używa fałszywego nazwiska, więc nie ma żadnych praw do Duli. Zabiorę ją za granicę, a Ty i Anahi skończycie z Carlosem. Nie wiem jak, ale musicie go jakoś zdemaskować. Piszesz się na to?- powiedziałem mu swój plan, a on słuchał z uwagą.
-Myślisz, że to się uda?- zapytał niepewnie.
-A masz inny pomysł? Trzeba spróbować, to naprawdę może się udać. Ale proponuję nie mówić o niczym Anahi, bo nie wiem, czy się zgodzi.
-Ale przecież ona...- zająkał się Poncho.
-Czujesz coś do niej?- zapytałem bezpośrednio.
-Do Any? Nie wiem, chyba.
-To tym bardziej. O wszystkim jej powiesz, zajmiesz się nią.- zasugerowałem, śmiejąc się.
-A Ty co? Chcesz się zająć Dulą?...- odegrał się za moje żarty.
-Nie, ja chcę jej tylko pomóc.
-Yhm, jasne...- nie dowierzał. Obgadaliśmy jeszcze szczegóły "porwania" Dulce i dojechaliśmy pod mój blok. Pożegnałem się z Poncho i poszedłem do domu. Długo myślałem o tym wszystkim, aż w końcu zasnąłem.
No i moje drogie nastał czwartek :* Jak oficjalnie, haha xD. Nie no, wygłupiam się ;) Mam nadzieję, że rozdział się podoba i do poniedziałku <3
Podoba? Mało powiedziane.:D jest poprostu genialny.:) nie moge doczekać sie na realizacje planu.:D
OdpowiedzUsuńBardzo się podobało. ;) Denerwuje mnie ten Carlos. Niech Ucker i Dulce wyjadą, tylko ciekawa jestem czy Dul zgodzi się na wyjazd z Uckerem. Już nie mogę doczekać się kolejnego ;) :D
OdpowiedzUsuńNo ja też mogę wymyślić dla Carlosa przezwiska: Tępak, pustak, szowinistyczna świnia, debil, damski bokser, frajer, idiota, ciota, tłumok, niedorozwój, przybłęda, erotoman, głupek, żmija, laluś, egoista, głupia pała, rura nieprzeczyszczona, gnój, drań, przykry typ, dupek, larwa wredna, głąb, fujara, świnia !! Wiele więcej na niego jest tych określeń, bo jest po prostu tragiczny. On ma jeszcze czelność przychodzić do Duli do szpitala i ją nękać? Mimo, że jest w takim stanie? Niech ją Ucker stąd zabierze no i wiesz jak to w Shreku śpiewał osieł: No weź się bracie daj jej trochę ciepła i już !!!!! hahahahaha
OdpowiedzUsuńNo i Poncho oczywiście niech się Ann zajmie :) Dobra bez odbioru spadam oglądać pamiętniki xd
Co tu robi Carlos ?, ja się pytam co on tu do cholery robi ?. ah... Ucker jest niesamowity, cudowny ideał ;). Poncho i Ann wyczuwam wielką miłość haha :) Niech Dul już przestanie mieć tak ciężko w życiu. Cieszę się że Ucker ma znakomite pomysły niech wszystko się uda bo liczę na niego :D
OdpowiedzUsuńu mnie kolejny zapraszam :)
OdpowiedzUsuń