Anahi:
Ranek nastał bardzo szybko. Kiedy się obudziłam, spojrzałam na śpiącego obok Poncha. Zaczęłam go budzić:
-Poncho, wstawaj.- szepnęłam mu do ucha, a on od razu otworzył oczy, które wlepił we mnie. Dopiero po chwili ogarnęłam, że zboczeniec patrzy na moje nagie nogi, dokładniej uda. Niestety musiałam spać w samych majtkach, staniku i koszulce, a on to wykorzystał.
-Zbok!- wyzwałam go i wstałam z łóżka.
Poszłam do łazienki się ubrać. Śpieszyłam się, więc już po chwili stamtąd wyszłam. Wcześniej wyzwałam go od zboczeńców, bo patrzył się na moje nogi, a teraz ja stałam i patrzyłam na jego idealnie umięśnione ciało. Spał jedynie w bokserkach, czego przedtem nie zauważyłam, bo był przykryty kołdrą.
-Halo Any, wszystko w porządku?- zapytał, machając mi ręką przed oczami. Wyrwał mnie z zamyślenia, ale może to i lepiej.
-Tak, wszystko ok. Rusz się, idziemy do Duli.- urwałam temat, odwracając się.
Wyszedł do łazienki, a ja usiadłam na łóżku i czekałam. Wreszcie wrócił i mogliśmy iść. Po drodze kupiliśmy sobie kebaby na śniadanie. Nie minęło dużo czasu, a dotarliśmy do szpitala. Dziś był ten drugi dzień, który miał zdecydować o życiu Dulce. Bałam się o nią, ale o dziwo byłam dość spokojna. Weszliśmy cichutko do sali. Był tam oczywiście Ucker. Biedny... My spaliśmy, a jemu kazaliśmy tu siedzieć. Nie pomyślałam nawet o nim. Ale nie miał do nas o to żalu, albo skutecznie go ukrywał. Opowiedział nam o tym, jak Dulce się wczoraj obudziła. Ucieszyłam się, że będzie żyła. Jednocześnie przeraziłam się, gdy mówił o tym, jak dziwnie patrzyła i w ogóle. Bałam się, że z tego nie wyjdzie i już nigdy nie będzie taka sama. Po jakimś czasie przyszło dwóch lekarzy. Jeden z nich to jakiś psychiatra, który ma sprawdzić, co się dzieje z psychiką Dul. Zanim zaczęli ją budzić, zrobili jej jeszcze kilka badań. Wreszcie przeszli do wybudzenia jej ze śpiączki.
Ranek nastał bardzo szybko. Kiedy się obudziłam, spojrzałam na śpiącego obok Poncha. Zaczęłam go budzić:
-Poncho, wstawaj.- szepnęłam mu do ucha, a on od razu otworzył oczy, które wlepił we mnie. Dopiero po chwili ogarnęłam, że zboczeniec patrzy na moje nagie nogi, dokładniej uda. Niestety musiałam spać w samych majtkach, staniku i koszulce, a on to wykorzystał.
-Zbok!- wyzwałam go i wstałam z łóżka.
Poszłam do łazienki się ubrać. Śpieszyłam się, więc już po chwili stamtąd wyszłam. Wcześniej wyzwałam go od zboczeńców, bo patrzył się na moje nogi, a teraz ja stałam i patrzyłam na jego idealnie umięśnione ciało. Spał jedynie w bokserkach, czego przedtem nie zauważyłam, bo był przykryty kołdrą.
-Halo Any, wszystko w porządku?- zapytał, machając mi ręką przed oczami. Wyrwał mnie z zamyślenia, ale może to i lepiej.
-Tak, wszystko ok. Rusz się, idziemy do Duli.- urwałam temat, odwracając się.
Wyszedł do łazienki, a ja usiadłam na łóżku i czekałam. Wreszcie wrócił i mogliśmy iść. Po drodze kupiliśmy sobie kebaby na śniadanie. Nie minęło dużo czasu, a dotarliśmy do szpitala. Dziś był ten drugi dzień, który miał zdecydować o życiu Dulce. Bałam się o nią, ale o dziwo byłam dość spokojna. Weszliśmy cichutko do sali. Był tam oczywiście Ucker. Biedny... My spaliśmy, a jemu kazaliśmy tu siedzieć. Nie pomyślałam nawet o nim. Ale nie miał do nas o to żalu, albo skutecznie go ukrywał. Opowiedział nam o tym, jak Dulce się wczoraj obudziła. Ucieszyłam się, że będzie żyła. Jednocześnie przeraziłam się, gdy mówił o tym, jak dziwnie patrzyła i w ogóle. Bałam się, że z tego nie wyjdzie i już nigdy nie będzie taka sama. Po jakimś czasie przyszło dwóch lekarzy. Jeden z nich to jakiś psychiatra, który ma sprawdzić, co się dzieje z psychiką Dul. Zanim zaczęli ją budzić, zrobili jej jeszcze kilka badań. Wreszcie przeszli do wybudzenia jej ze śpiączki.
Dulce:
Obudziłam się. Otworzyłam powoli oczy i zaczęłam je trzeć. Po chwili już rozglądałam się po sali. Koło mnie stało dwóch lekarzy, a kawałek dalej Any z jakimiś dwoma facetami. Nie znałam ich, przestraszyłam się. Lekarz to chyba zauważył i kazał im wyjść. Nie wiedziałam, co się dzieje. Dopiero po chwili dotarło do mnie, co się stało. Przypomniałam sobie tą próbę samobójczą i jej przyczyny.
-Po co mnie ratowaliście?! Ja chcę umrzeć!- krzyczałam jak histeryczka.
-Spokojnie, wszystko już jest w porządku.- próbował mnie uspokajać lekarz.
-Ja nie chcę żyć!! Nie zrobiłam tego po to, żeby jacyś idioci mnie ratowali!!- krzyczałam dalej, siadając i ciągnąc za te wszystkie kabelki, które były do mnie podłączone. Chciałam je odczepić z nadzieją, że wtedy umrę. Nikt nie próbował mnie nawet powstrzymywać. Tak, to zapewne, dlatego że były mi one już nie potrzebne. Kiedy wzięłam się za werflon i chciałam go wyrwać, lekarz mnie powstrzymał, łapiąc za rękę.
-Uspokój się.- powiedział spokojnie, a ja mu się wyrwałam.
-Czy nie rozumiecie, że moje życie jest zjebane i chcę umrzeć?!- histeryzowałam jeszcze bardziej, rzucając się jak nienormalna na tym łóżku.
-Przestań!- doktor także się wkurzył. Drugi wziął jakieś sznurki i chciał przywiązać moje ręce do ramy łóżka.
-Nawet nie próbuj! Zostaw mnie zboczeńcu!!- krzyczałam jeszcze głośniej. Chyba wiadomo, co mi się przypomniało...
-Dobrze, więc uspokój się sama.- postawił mi ultimatum. Spojrzałam na niego ze złością i się uspokoiłam. Wolałam to, niż zostać przywiązana.
-No widzisz... Jak chcesz, to potrafisz.- stwierdził lekarz.
-Idźcie sobie, chcę umrzeć.- powiedziałam spokojnym i śmiertelnie poważnym tonem, patrząc w dół.
-Nie mów tak. Czy nie widzisz, jak bardzo krzywdzisz swoją kuzynkę?- wskazał na płaczącą Any.
-Nie jestem jej wcale potrzebna. Kiedy jej potrzebuję, to i tak jej nie ma.- stwierdziłam, spoglądając ze smutkiem na Anahi. Bolało mnie to, że przeze mnie płacze, ale nie okazałam tego. Położyłam się, odwróciłam od nich wszystkich i schowałam się pod kołdrę.
-Dul, dlaczego tak mówisz?- zapytała Anahi z płaczem, podchodząc do mnie.
-Daj mi spokój. To i tak nieważne, bo nie chcę żyć.- odpowiedziałam obojętnie.
-Przestań wariatko się wygłupiać i wygadywać bzdury! Ogarnij się.- ukucnęła przy łóżku, próbując zdjąć ze mnie kołdrę.
-Zostaw mnie do cholery!- krzyknęłam, odpychając ją. Wybiegła z sali. Lekarze coś jeszcze do mnie gadali, ale ja zupełnie się wyłączyłam, nie słuchałam ich. Karciłam się w myślach za to, co powiedziałam Any, bo przecież wcale na to nie zasłużyła. Jednocześnie nadał myślałam o śmierci, ale były to myśli, które starałam się odganiać. Nie radziłam sobie nawet z własnymi myślami. Nie potrafiłam zrobić nic, byłam bezsilna. Byłam w szpitalu, gdzie tak wiele jest ludzi, którzy mogliby mi pomóc, a mimo to właściwie bez słów odmówiłam tej pomocy, zamykając się w sobie. W pewnym momencie nastał taki czas, kiedy już nie czułam natłoku myśli. Było tak, jakbym nie czuła nic i o niczym nie myślała. Po prostu pustka... Zgubiłam się we własnym życiu, w samej sobie.
Obudziłam się. Otworzyłam powoli oczy i zaczęłam je trzeć. Po chwili już rozglądałam się po sali. Koło mnie stało dwóch lekarzy, a kawałek dalej Any z jakimiś dwoma facetami. Nie znałam ich, przestraszyłam się. Lekarz to chyba zauważył i kazał im wyjść. Nie wiedziałam, co się dzieje. Dopiero po chwili dotarło do mnie, co się stało. Przypomniałam sobie tą próbę samobójczą i jej przyczyny.
-Po co mnie ratowaliście?! Ja chcę umrzeć!- krzyczałam jak histeryczka.
-Spokojnie, wszystko już jest w porządku.- próbował mnie uspokajać lekarz.
-Ja nie chcę żyć!! Nie zrobiłam tego po to, żeby jacyś idioci mnie ratowali!!- krzyczałam dalej, siadając i ciągnąc za te wszystkie kabelki, które były do mnie podłączone. Chciałam je odczepić z nadzieją, że wtedy umrę. Nikt nie próbował mnie nawet powstrzymywać. Tak, to zapewne, dlatego że były mi one już nie potrzebne. Kiedy wzięłam się za werflon i chciałam go wyrwać, lekarz mnie powstrzymał, łapiąc za rękę.
-Uspokój się.- powiedział spokojnie, a ja mu się wyrwałam.
-Czy nie rozumiecie, że moje życie jest zjebane i chcę umrzeć?!- histeryzowałam jeszcze bardziej, rzucając się jak nienormalna na tym łóżku.
-Przestań!- doktor także się wkurzył. Drugi wziął jakieś sznurki i chciał przywiązać moje ręce do ramy łóżka.
-Nawet nie próbuj! Zostaw mnie zboczeńcu!!- krzyczałam jeszcze głośniej. Chyba wiadomo, co mi się przypomniało...
-Dobrze, więc uspokój się sama.- postawił mi ultimatum. Spojrzałam na niego ze złością i się uspokoiłam. Wolałam to, niż zostać przywiązana.
-No widzisz... Jak chcesz, to potrafisz.- stwierdził lekarz.
-Idźcie sobie, chcę umrzeć.- powiedziałam spokojnym i śmiertelnie poważnym tonem, patrząc w dół.
-Nie mów tak. Czy nie widzisz, jak bardzo krzywdzisz swoją kuzynkę?- wskazał na płaczącą Any.
-Nie jestem jej wcale potrzebna. Kiedy jej potrzebuję, to i tak jej nie ma.- stwierdziłam, spoglądając ze smutkiem na Anahi. Bolało mnie to, że przeze mnie płacze, ale nie okazałam tego. Położyłam się, odwróciłam od nich wszystkich i schowałam się pod kołdrę.
-Dul, dlaczego tak mówisz?- zapytała Anahi z płaczem, podchodząc do mnie.
-Daj mi spokój. To i tak nieważne, bo nie chcę żyć.- odpowiedziałam obojętnie.
-Przestań wariatko się wygłupiać i wygadywać bzdury! Ogarnij się.- ukucnęła przy łóżku, próbując zdjąć ze mnie kołdrę.
-Zostaw mnie do cholery!- krzyknęłam, odpychając ją. Wybiegła z sali. Lekarze coś jeszcze do mnie gadali, ale ja zupełnie się wyłączyłam, nie słuchałam ich. Karciłam się w myślach za to, co powiedziałam Any, bo przecież wcale na to nie zasłużyła. Jednocześnie nadał myślałam o śmierci, ale były to myśli, które starałam się odganiać. Nie radziłam sobie nawet z własnymi myślami. Nie potrafiłam zrobić nic, byłam bezsilna. Byłam w szpitalu, gdzie tak wiele jest ludzi, którzy mogliby mi pomóc, a mimo to właściwie bez słów odmówiłam tej pomocy, zamykając się w sobie. W pewnym momencie nastał taki czas, kiedy już nie czułam natłoku myśli. Było tak, jakbym nie czuła nic i o niczym nie myślała. Po prostu pustka... Zgubiłam się we własnym życiu, w samej sobie.
Anahi:
Po tych okropnych słowach Duli wybiegłam na korytarz. Przez łzy miałam zamazany obraz. Nawet nie wiem kiedy wpadłam wprost w ramiona Poncha. Objął mnie czule, a ja się w niego mocno wtuliłam.
Po tych okropnych słowach Duli wybiegłam na korytarz. Przez łzy miałam zamazany obraz. Nawet nie wiem kiedy wpadłam wprost w ramiona Poncha. Objął mnie czule, a ja się w niego mocno wtuliłam.
Wow, dodaję tak wcześnie, aż dziwne xD No dobra, to do czwartku :*
Super rozdział. Dulce źle potraktowała Anahi, a ona się o nią martwi. Czekam na kolejny. :)
OdpowiedzUsuńEj jaka to w ogóle akcja, co ta Dula sobie myśli? !! Ja rozumiem, że jej ciężko i w ogóle ale tak na prawdę to Ann jest jedyną osobą, która się o nią troszczy a ta tak po prostu ją odtrąca i jeszcze jej bezczelnie wrzuca. Nie no bez kitu, niech oni jej dadzą coś przeciw debilizmowi bo się chyba zaraziła od Carlosa. A i w ogóle to dlaczego w tym rozdziale nigdzie nie ma nawet słowa wspomnianego o Uckerze?!! Nie no ja rozumiem o Carlosie nie masz prawa wspominać, ale o Uckerze masz obowiązek wspominać ! Ehhh dawaj mi tu następny bo ja przez Ciebie swoją psychikę rozwalę
OdpowiedzUsuńDulce mnie załamuje jest mi bardzo szkoda Ann :(. Dziewczyna na prawdę jej bardzo pomaga a Duce zero wdzięczności. Mam nadzieje że to wszystko się zmieni niedługo i Dulce zmądrzeje. :)
OdpowiedzUsuń