Po rozmowie z rodzicami i siostrą poczułam się tak dobrze. Tak się o nich bałam, a okazało się, że niepotrzebnie. Powiedzieli, że wrócą za tydzień, bo Sofia musi mieć jakieś dodatkowe badania dla stuprocentowej pewności. Mimo, że za nimi tęsknię, to miałam w sumie nadzieję, że nie wrócą za szybko, bo muszę jeszcze załatwić bardzo ważną sprawę. Nie wiedziałam jak się do tego zabrać, ale sam zainteresowany mi w tym pomógł. Gdy mój pierwszy szok i euforia minęły, Christopher stwierdził:
-Dobra, Duluś, to ja się będę zbierać. Już chyba nie jestem Ci potrzebny, dasz sobie radę.
-Nie idź jeszcze, proszę.- złapałam po za rękę, po czym się w niego wtuliłam.
-A kiedy? Dul, zobaczymy się w szkole.- odepchnął mnie delikatnie i nadal chciał iść.
-Na dobre zostajesz w szkole?
-Raczej tak, a co?
-W sumie nic, po prostu... Cieszę się, że będę Cię nadal widywać.- powiedziałam z nerwowym uśmiechem, nie wiedząc, jak przejść na poważniejszy temat.
-Tylko tyle chciałaś wiedzieć? Mogę już iść?- on chyba czuł, że coś się święci i chciał jak najszybciej zniknąć, żebym nie mogła go męczyć pytaniami.
-Nie. Po pierwsze przyzwyczaiłam się do twojej obecności w nocy, a po drugie chcę z Tobą porozmawiać.- powiedziałam i znowu złapałam go za rękę, patrząc mu głęboko w oczy.
-Ty i te twoje rozmowy... Co tym razem?- jeszcze miał dobry humor i traktował mnie ulgowo, z uśmiechem na twarzy.
-Przypominam, że dużo ostatnio przeszłam i krzyki nie są mile widziane.- zaznaczyłam na wstępie.
-No dobra mów, marudo...- przewrócił oczami, siadając na kanapie.
-Nie wiem od czego zacząć... Dlaczego tak się mną zajmowałeś, jak byłam smutna? Przecież nie musiałeś tu wcale ze mną być i mi pomagać, tym bardziej biorąc pod uwagę twoje relacje z moim tatą...- tak, zacznę od tego, a później pewnie poleci seria pytań "dlaczego".
-Masz rację... Nie musiałem, ale chciałem. Powiedzmy, że czułem potrzebę opieki nad Tobą.- to mi niczego nie wyjaśnia, wręcz przeciwnie...
-Ale dlaczego? Nie rozumiem Cię coraz bardziej...
-Duluś, to jest właśnie jedna z moich wad... Na pewnym etapie znajomości po prostu czuję się za kogoś odpowiedzialny i gdzieś tam w środku czułem, że muszę przy Tobie być i nie mogę Cię tak po prostu zostawić, kiedy wiem, że cierpisz.
-Ale dlaczego? Jak to działa? Jakim etapie znajomości? Kim dla Ciebie jestem? Co do mnie czujesz? Ucker, do cholery, to takie zagmatwane!- zdenerwowałam się, bo naprawdę nie lubię niejasnych sytuacji.
-Aj, nie mogę Ci tego powiedzieć, bo nigdy mi nie odpuścisz...- powiedział z irytacją, ale jeszcze pełnym spokojem.
-I tak Ci nie odpuszczę. Wkurzysz się, ale trudno... Jestem pewna swoich uczuć do Ciebie. Nie mam żadnych wątpliwości i wiem, że Cię kocham. I nie obchodzi mnie twoje pierdolenie pod tytułem "nie możesz mnie kochać", bo wiem, że mogę. Jesteś najbardziej wartościowym facetem, jakiego znam, najlepszym człowiekiem i moim przyjacielem. Możesz mówić, co zechcesz, ale i tak wiem, że mnie nie skrzywdzisz.- mówiłam z dala od niego, ale nie ze strachu, po prostu nie chciałam, żeby mi przerwał w połowie zdania.
-Dulce, mylisz się i to bardzo. Nie widzisz, jaki jestem? Jesteś głupia, czy ślepa?! Mi też na Tobie cholernie zależy, w przeciwnym razie by mnie tu nie było. Ale kurwa mać, zapomnij o jakichkolwiek bliższych relacjach ze mną! Zniszczę Cię, a tego nie chcę.- był już zły, ale nie na mnie, bo starał się zachować spokój, nie krzyczał i nie szarpał mnie, tylko zaciskał dłonie na moich ramionach i to lżej niż zwykle.
-Co Ty mówisz? Przecież nie jesteś chory psychicznie, ani też nie jesteś złym człowiekiem, więc nie skrzywdzisz mnie, nie zniszczysz, nie chcąc tego. Na litość boską, nie wymyślaj i nie rób z siebie potwora!- tym razem to ja szybko się zirytowałam i podniosłam głos.
-Rozmawiajmy spokojnie, agresja budzi agresję, więc nie zaczynaj.- skinęłam głową na znak zgody. -Zrozum, że ja nie potrafię nad sobą panować w wielu sytuacjach. I tak prędzej czy później zrobiłbym Ci krzywdę w różny sposób. Jesteś dla mnie zbyt delikatna, jesteś księżniczką z innego świata i nie mam prawa nawet o Tobie śnić. Ale to już nie o to chodzi... Chodzi o mnie, o moją siłę... Spójrz! Widzisz? Krzywdzę Cię nawet zwykłą rozmową. Jeśli się ode mnie nie odizolujesz, cała będziesz w siniakach. Skarbie, ja...
-Po raz drugi nazwałeś mnie skarbem.- zauważyłam, patrząc mu w oczy z uśmiechem.
-Bo nim jesteś, dlatego pragnę Cię chronić nawet przede mną. Jesteś dla mnie zbyt cenna, żebym mógł Cię tknąć, a przyjaźń z Tobą nie ma szansy przetrwania, zresztą nawet Tobie by ona nie wystarczyła. Czego Ty właściwie oczekujesz?
-Żebyś był ze mną cały czas, żebym mogła Cię przytulać, całować... Chcę być twoja i robić z Tobą wszystko... To czego przedsmak dałeś mi wtedy u Ciebie. Kocham Cię, naprawdę nie wiem, jak to się stało i kiedy... Ale kocham Cię i nie potrafię z tym walczyć.
-To się naucz, bo możesz o tym wszystkim zapomnieć. Uwierz mi, że nie chcesz być moja, zresztą nie mówmy o przynależności... Ty też wzbudzasz we mnie wiele uczuć, o których nawet nie wiedziałem, ale dlatego właśnie nic z tego. Czy Ty się w ogóle słyszysz? Szanuj się, bo w tym momencie mi się sprzedajesz... Tak nie można, Duluś, nie błagaj o moją miłość! Po pierwsze już nie musisz, po drugie i tak Ci to nic nie da, a po trzecie sprzedajesz się, a Tobie na to nie pozwolę.
-Przestań, to nie tak... To żadne sprzedawanie. Nie mówię tak, żeby Cię zachęcić, to żaden szantaż, wymiana, czy nie wiem jak Ty to sobie rozumiesz. Ja po prostu chcę z Tobą być w każdym znaczeniu tego słowa. Pragnę Cię, kocham i uwielbiam jak nigdy nikogo. Proszę, chociaż spróbujmy.- mówiłam już z płaczem, czując, że jestem na przegranej pozycji, bo on i tak wie swoje i nie bierze pod uwagę niczego innego, a ja tak bardzo nie chciałam go stracić.
-Nie ma tu miejsca na próby. Życie to nie teatr, kochana. Im szybciej to zrozumiesz, tym lepiej. Już Ci kiedyś powiedziałem, że za bardzo Cię szanuję, żeby z Tobą być. Nie chcę Cię krzywdzić, niszczyć i psuć twojej samooceny, a ja to właśnie robię, będąc z kobietą. Gdyby nie to, że wszystkie moje byłe mnie nienawidzą, to kazałbym którejś wystawić mi opinię. Każda przedstawiłaby Ci mnie jako szowinistyczną świnie bez uczuć, bad boya i damskiego boksera. Wybacz, ale taka prawda, a Ty masz to szczęście, że Cię lubię i nie zamierzam wykorzystać.- powiedział, kierując się do wyjścia.
-Proszę, zostań! Nie zostawiaj mnie.- szłam za nim, płacząc rozpaczliwie.
-Dulce, przestań, do cholery!- w końcu i on nie wytrzymał i na mnie krzyknął, szarpiąc mnie za ręce.
-Ucker, ja Ci ufam i wiem, że moglibyśmy stworzyć coś pięknego... Nauczę Cię miłości, żebyś mógł mnie nią obdarzyć. Czuję, że mnie nie skrzywdzisz, bo czujesz to co ja. Chociaż spróbujmy, proszę.
-Nie błagaj mnie, kobieto, ogarnij się. Mnie się nie da nauczyć miłości i nie zmienisz tego nawet Ty.- powiedział stanowczo i już łapał za klamkę od drzwi wyjściowych.
-Ale przecież teraz byłeś dla mnie dobry, czuły, kochany...
-Bo tego wymagała sytuacja, ale na dłuższą metę to się nie uda.- odpowiedział beznamiętnie, zatrzymując się przy drzwiach. -Zamkniesz się w końcu i dasz się przytulić, czy mam wyjść zostawiając Cię zaryczaną?- zapytał, a ja podeszłam do niego i rzuciłam mu się na szyję.
-Jesteś okropny... Nie dziwię się, że zostajesz sam, jak odrzucasz ludzi, którzy Cię kochają. A idź w cholerę, ale to nie ja będę sama do końca życia!- odepchnęłam go i pobiegłam do swojego pokoju.
Rzuciłam się z płaczem na łóżko, nie mogąc sobie poradzić z bólem złamanego serca, bo takie właśnie teraz ono było. Pokruszone na tysiąc kawałków! Nie dość, że zakochałam się w trudnym człowieku, który ewidentnie mnie odrzucił, to jeszcze upokorzył, bo ja królowa idiotek się przed nim płaszczyłam, błagałam go o miłość. Jaka ja jestem głupia i naiwna... Co ja sobie w ogóle myślałam? Że jak sobie pogadam, to zaniesie mnie do pokoju na łóżko i będzie się ze mną kochać?... Dulce, Ty pieprzona idiotko! Nienawidzę się za to, że się w nim zakochałam! Wiem, że on ewidentnie nie jest dla mnie, ale mimo to nie mogę tego powstrzymać i brnę w to dalej. On próbuje mnie chronić, okej... Rozumiem i jestem mu za to wdzięczna, ale tak nie wolno. To moje życie i to ja chcę popełnić być może najlepszy błąd z możliwych. Bez względu na to, co byłoby później, jestem pewna, że dałby mi mnóstwo radości, choćby fizycznej. Ale koniec z tym, muszę o nim zapomnieć, to nie ma sensu.
-Dobra, Duluś, to ja się będę zbierać. Już chyba nie jestem Ci potrzebny, dasz sobie radę.
-Nie idź jeszcze, proszę.- złapałam po za rękę, po czym się w niego wtuliłam.
-A kiedy? Dul, zobaczymy się w szkole.- odepchnął mnie delikatnie i nadal chciał iść.
-Na dobre zostajesz w szkole?
-Raczej tak, a co?
-W sumie nic, po prostu... Cieszę się, że będę Cię nadal widywać.- powiedziałam z nerwowym uśmiechem, nie wiedząc, jak przejść na poważniejszy temat.
-Tylko tyle chciałaś wiedzieć? Mogę już iść?- on chyba czuł, że coś się święci i chciał jak najszybciej zniknąć, żebym nie mogła go męczyć pytaniami.
-Nie. Po pierwsze przyzwyczaiłam się do twojej obecności w nocy, a po drugie chcę z Tobą porozmawiać.- powiedziałam i znowu złapałam go za rękę, patrząc mu głęboko w oczy.
-Ty i te twoje rozmowy... Co tym razem?- jeszcze miał dobry humor i traktował mnie ulgowo, z uśmiechem na twarzy.
-Przypominam, że dużo ostatnio przeszłam i krzyki nie są mile widziane.- zaznaczyłam na wstępie.
-No dobra mów, marudo...- przewrócił oczami, siadając na kanapie.
-Nie wiem od czego zacząć... Dlaczego tak się mną zajmowałeś, jak byłam smutna? Przecież nie musiałeś tu wcale ze mną być i mi pomagać, tym bardziej biorąc pod uwagę twoje relacje z moim tatą...- tak, zacznę od tego, a później pewnie poleci seria pytań "dlaczego".
-Masz rację... Nie musiałem, ale chciałem. Powiedzmy, że czułem potrzebę opieki nad Tobą.- to mi niczego nie wyjaśnia, wręcz przeciwnie...
-Ale dlaczego? Nie rozumiem Cię coraz bardziej...
-Duluś, to jest właśnie jedna z moich wad... Na pewnym etapie znajomości po prostu czuję się za kogoś odpowiedzialny i gdzieś tam w środku czułem, że muszę przy Tobie być i nie mogę Cię tak po prostu zostawić, kiedy wiem, że cierpisz.
-Ale dlaczego? Jak to działa? Jakim etapie znajomości? Kim dla Ciebie jestem? Co do mnie czujesz? Ucker, do cholery, to takie zagmatwane!- zdenerwowałam się, bo naprawdę nie lubię niejasnych sytuacji.
-Aj, nie mogę Ci tego powiedzieć, bo nigdy mi nie odpuścisz...- powiedział z irytacją, ale jeszcze pełnym spokojem.
-I tak Ci nie odpuszczę. Wkurzysz się, ale trudno... Jestem pewna swoich uczuć do Ciebie. Nie mam żadnych wątpliwości i wiem, że Cię kocham. I nie obchodzi mnie twoje pierdolenie pod tytułem "nie możesz mnie kochać", bo wiem, że mogę. Jesteś najbardziej wartościowym facetem, jakiego znam, najlepszym człowiekiem i moim przyjacielem. Możesz mówić, co zechcesz, ale i tak wiem, że mnie nie skrzywdzisz.- mówiłam z dala od niego, ale nie ze strachu, po prostu nie chciałam, żeby mi przerwał w połowie zdania.
-Dulce, mylisz się i to bardzo. Nie widzisz, jaki jestem? Jesteś głupia, czy ślepa?! Mi też na Tobie cholernie zależy, w przeciwnym razie by mnie tu nie było. Ale kurwa mać, zapomnij o jakichkolwiek bliższych relacjach ze mną! Zniszczę Cię, a tego nie chcę.- był już zły, ale nie na mnie, bo starał się zachować spokój, nie krzyczał i nie szarpał mnie, tylko zaciskał dłonie na moich ramionach i to lżej niż zwykle.
-Co Ty mówisz? Przecież nie jesteś chory psychicznie, ani też nie jesteś złym człowiekiem, więc nie skrzywdzisz mnie, nie zniszczysz, nie chcąc tego. Na litość boską, nie wymyślaj i nie rób z siebie potwora!- tym razem to ja szybko się zirytowałam i podniosłam głos.
-Rozmawiajmy spokojnie, agresja budzi agresję, więc nie zaczynaj.- skinęłam głową na znak zgody. -Zrozum, że ja nie potrafię nad sobą panować w wielu sytuacjach. I tak prędzej czy później zrobiłbym Ci krzywdę w różny sposób. Jesteś dla mnie zbyt delikatna, jesteś księżniczką z innego świata i nie mam prawa nawet o Tobie śnić. Ale to już nie o to chodzi... Chodzi o mnie, o moją siłę... Spójrz! Widzisz? Krzywdzę Cię nawet zwykłą rozmową. Jeśli się ode mnie nie odizolujesz, cała będziesz w siniakach. Skarbie, ja...
-Po raz drugi nazwałeś mnie skarbem.- zauważyłam, patrząc mu w oczy z uśmiechem.
-Bo nim jesteś, dlatego pragnę Cię chronić nawet przede mną. Jesteś dla mnie zbyt cenna, żebym mógł Cię tknąć, a przyjaźń z Tobą nie ma szansy przetrwania, zresztą nawet Tobie by ona nie wystarczyła. Czego Ty właściwie oczekujesz?
-Żebyś był ze mną cały czas, żebym mogła Cię przytulać, całować... Chcę być twoja i robić z Tobą wszystko... To czego przedsmak dałeś mi wtedy u Ciebie. Kocham Cię, naprawdę nie wiem, jak to się stało i kiedy... Ale kocham Cię i nie potrafię z tym walczyć.
-To się naucz, bo możesz o tym wszystkim zapomnieć. Uwierz mi, że nie chcesz być moja, zresztą nie mówmy o przynależności... Ty też wzbudzasz we mnie wiele uczuć, o których nawet nie wiedziałem, ale dlatego właśnie nic z tego. Czy Ty się w ogóle słyszysz? Szanuj się, bo w tym momencie mi się sprzedajesz... Tak nie można, Duluś, nie błagaj o moją miłość! Po pierwsze już nie musisz, po drugie i tak Ci to nic nie da, a po trzecie sprzedajesz się, a Tobie na to nie pozwolę.
-Przestań, to nie tak... To żadne sprzedawanie. Nie mówię tak, żeby Cię zachęcić, to żaden szantaż, wymiana, czy nie wiem jak Ty to sobie rozumiesz. Ja po prostu chcę z Tobą być w każdym znaczeniu tego słowa. Pragnę Cię, kocham i uwielbiam jak nigdy nikogo. Proszę, chociaż spróbujmy.- mówiłam już z płaczem, czując, że jestem na przegranej pozycji, bo on i tak wie swoje i nie bierze pod uwagę niczego innego, a ja tak bardzo nie chciałam go stracić.
-Nie ma tu miejsca na próby. Życie to nie teatr, kochana. Im szybciej to zrozumiesz, tym lepiej. Już Ci kiedyś powiedziałem, że za bardzo Cię szanuję, żeby z Tobą być. Nie chcę Cię krzywdzić, niszczyć i psuć twojej samooceny, a ja to właśnie robię, będąc z kobietą. Gdyby nie to, że wszystkie moje byłe mnie nienawidzą, to kazałbym którejś wystawić mi opinię. Każda przedstawiłaby Ci mnie jako szowinistyczną świnie bez uczuć, bad boya i damskiego boksera. Wybacz, ale taka prawda, a Ty masz to szczęście, że Cię lubię i nie zamierzam wykorzystać.- powiedział, kierując się do wyjścia.
-Proszę, zostań! Nie zostawiaj mnie.- szłam za nim, płacząc rozpaczliwie.
-Dulce, przestań, do cholery!- w końcu i on nie wytrzymał i na mnie krzyknął, szarpiąc mnie za ręce.
-Ucker, ja Ci ufam i wiem, że moglibyśmy stworzyć coś pięknego... Nauczę Cię miłości, żebyś mógł mnie nią obdarzyć. Czuję, że mnie nie skrzywdzisz, bo czujesz to co ja. Chociaż spróbujmy, proszę.
-Nie błagaj mnie, kobieto, ogarnij się. Mnie się nie da nauczyć miłości i nie zmienisz tego nawet Ty.- powiedział stanowczo i już łapał za klamkę od drzwi wyjściowych.
-Ale przecież teraz byłeś dla mnie dobry, czuły, kochany...
-Bo tego wymagała sytuacja, ale na dłuższą metę to się nie uda.- odpowiedział beznamiętnie, zatrzymując się przy drzwiach. -Zamkniesz się w końcu i dasz się przytulić, czy mam wyjść zostawiając Cię zaryczaną?- zapytał, a ja podeszłam do niego i rzuciłam mu się na szyję.
-Jesteś okropny... Nie dziwię się, że zostajesz sam, jak odrzucasz ludzi, którzy Cię kochają. A idź w cholerę, ale to nie ja będę sama do końca życia!- odepchnęłam go i pobiegłam do swojego pokoju.
Rzuciłam się z płaczem na łóżko, nie mogąc sobie poradzić z bólem złamanego serca, bo takie właśnie teraz ono było. Pokruszone na tysiąc kawałków! Nie dość, że zakochałam się w trudnym człowieku, który ewidentnie mnie odrzucił, to jeszcze upokorzył, bo ja królowa idiotek się przed nim płaszczyłam, błagałam go o miłość. Jaka ja jestem głupia i naiwna... Co ja sobie w ogóle myślałam? Że jak sobie pogadam, to zaniesie mnie do pokoju na łóżko i będzie się ze mną kochać?... Dulce, Ty pieprzona idiotko! Nienawidzę się za to, że się w nim zakochałam! Wiem, że on ewidentnie nie jest dla mnie, ale mimo to nie mogę tego powstrzymać i brnę w to dalej. On próbuje mnie chronić, okej... Rozumiem i jestem mu za to wdzięczna, ale tak nie wolno. To moje życie i to ja chcę popełnić być może najlepszy błąd z możliwych. Bez względu na to, co byłoby później, jestem pewna, że dałby mi mnóstwo radości, choćby fizycznej. Ale koniec z tym, muszę o nim zapomnieć, to nie ma sensu.
Przepłakałam pół nocy przez tego frajera, przez co rano obudziłam się z bólem głowy. Pewna, że jestem sama w domu, zeszłam na dół w czarnych majtkach i krótkim, różowym topie, w czym zazwyczaj śpię, jak mi gorąco. Od razu powędrowałam do kuchni i wstawiłam wodę na kawę, po czym zaczęłam szukać tabletek przeciwbólowych. Znalazłam ibuprom i od razu połknęłam, wbrew zakazu mojej mamy o braniu tabletek na czczo. Kiedy woda się zagotowała, zalałam sobie kawę i kierowałam się z nią na kanapę, by usiąść i obejrzeć w końcu zaległe odcinki mojego serialu, który ciągle nagrywam na telewizorze. Jednak tego się nie spodziewałam... Na kanapie siedział Ucker, przyglądając mi się uważnie. Przestraszyłam się i prawie wylałam kawę. Wstał, wziął ode mnie kubek i postawił na stoliku. Sam też miał już końcówkę kawy.
-Co Ty tu robisz?- zapytałam, krzyżując ręce na piersiach.
-Nie poszedłem wczoraj i siedziałem tu całą noc.- odpowiedział beznamiętnie.
-Po co? To znaczy okej, pewnie nie chciałeś chodzić po nocy, ale mogłeś mnie uprzedzić, bo myślałam, że jestem tu sama i trochę się przestraszyłam.
-Przepraszam. Nie no poszedłbym, bo ja się nie boję ciemności, ale...
-No tak, przecież Ty boisz się tylko uczuć...- zironizowałam, siadając wygodnie na kanapie z pilotem w ręce.
-Przestań, nie kpij sobie. No właśnie... Zostałem, żeby to wszystko przemyśleć.- usiadł koło mnie i wziął mnie za rękę.
-Nie mam ochoty na kolejną bezsensowną dyskusję z Tobą... Właśnie w ten sposób mnie krzywdzisz, nie będę przez Ciebie płakać po raz kolejny. A teraz wybacz, chcę obejrzeć serial.- mówiąc to spojrzałam na niego tylko raz, zabierając od niego moją rękę i wzięłam się za włączenie mojego serialu.
-Nie będziesz teraz oglądać jakiegoś gówna, tylko ze mną porozmawiasz!- zabrał mi pilota zdenerwowany i wyłączył telewizor.
-Ej, nie! Nie mamy już o czym rozmawiać. Oddaj mi to!- rzuciłam się na niego, by oddał mi pilota, on się śmiał, ale dla mnie to była zbyt poważna sprawa i nie miałam nawet ochoty na śmiech.
-Dulce, przestań!- krzyknął, szarpnął mnie i posadził na swoich kolanach, trzymając mocno za talię.
-Puść mnie, jestem w totalnym negliżu i nie powinnam być tak blisko Ciebie, bo źle się z tym czuję. Nie dotykaj mnie!- próbowałam mu się wyrwać, ale on cały czas mocno mnie trzymał.
-Możesz być jeszcze bliżej, jak Ci to nie wystarcza, ale i tak powiem, co chciałem powiedzieć.- położył ręce na moich pośladkach, dzięki czemu mógł przyciągnąć mnie do siebie, tak że siedziałam centralnie na jego przyrodzeniu.
-Puść!- wyszarpnęłam się mu sprytnie, wstałam i poszłam do kuchni, a on niestety za mną. -Ty mnie cały czas zwodzisz bawisz się mną, moimi uczuciami, łamiesz mi serce! Mam tego dość i chyba lepiej będzie... Jednak... My nie...- znowu płakałam roztrzęsiona i bezbronna, a on przygarnął mnie do siebie i czule przytulił.
-Ćśś...- uspokajał mnie jak dziecko i głaskał po nagich plecach, kołysząc lekko w swoich ramionach.
-Odejdź, proszę. Ja tak nie potrafię... Chcę być z Tobą, mieć Cię! Innej opcji nie ma, to zbyt bolesne.
-Aj, Duluś... Z Tobą gorzej jak z dzieckiem.- kręcił głową z delikatnym uśmiechem. -Nie płacz już, skarbie.- powiedział, ocierając moje łzy.
-Znowu mnie tak nazwałeś... Ale dlaczego? Nie możesz, bo nic nas nie łączy.
-Dul, spróbujmy. Myślałem o Tobie całą noc i... Kocham Cię.- wyznał, po czym powoli się do mnie zbliżył i pocałował mnie słodko, spełniając tym moje najskrytsze marzenia.
-Naprawdę? Ale wczoraj...- z moich oczu nadal leciały łzy, ale on nie dał mi zbyt wiele powiedzieć, przerywając mi swoimi ustami.
-Za chwilkę pogadamy, daj mi się Tobą nacieszyć i wymazać wszystko, co Cię wczoraj zraniło.- powiedział między delikatnymi pocałunkami.
-Co Ty tu robisz?- zapytałam, krzyżując ręce na piersiach.
-Nie poszedłem wczoraj i siedziałem tu całą noc.- odpowiedział beznamiętnie.
-Po co? To znaczy okej, pewnie nie chciałeś chodzić po nocy, ale mogłeś mnie uprzedzić, bo myślałam, że jestem tu sama i trochę się przestraszyłam.
-Przepraszam. Nie no poszedłbym, bo ja się nie boję ciemności, ale...
-No tak, przecież Ty boisz się tylko uczuć...- zironizowałam, siadając wygodnie na kanapie z pilotem w ręce.
-Przestań, nie kpij sobie. No właśnie... Zostałem, żeby to wszystko przemyśleć.- usiadł koło mnie i wziął mnie za rękę.
-Nie mam ochoty na kolejną bezsensowną dyskusję z Tobą... Właśnie w ten sposób mnie krzywdzisz, nie będę przez Ciebie płakać po raz kolejny. A teraz wybacz, chcę obejrzeć serial.- mówiąc to spojrzałam na niego tylko raz, zabierając od niego moją rękę i wzięłam się za włączenie mojego serialu.
-Nie będziesz teraz oglądać jakiegoś gówna, tylko ze mną porozmawiasz!- zabrał mi pilota zdenerwowany i wyłączył telewizor.
-Ej, nie! Nie mamy już o czym rozmawiać. Oddaj mi to!- rzuciłam się na niego, by oddał mi pilota, on się śmiał, ale dla mnie to była zbyt poważna sprawa i nie miałam nawet ochoty na śmiech.
-Dulce, przestań!- krzyknął, szarpnął mnie i posadził na swoich kolanach, trzymając mocno za talię.
-Puść mnie, jestem w totalnym negliżu i nie powinnam być tak blisko Ciebie, bo źle się z tym czuję. Nie dotykaj mnie!- próbowałam mu się wyrwać, ale on cały czas mocno mnie trzymał.
-Możesz być jeszcze bliżej, jak Ci to nie wystarcza, ale i tak powiem, co chciałem powiedzieć.- położył ręce na moich pośladkach, dzięki czemu mógł przyciągnąć mnie do siebie, tak że siedziałam centralnie na jego przyrodzeniu.
-Puść!- wyszarpnęłam się mu sprytnie, wstałam i poszłam do kuchni, a on niestety za mną. -Ty mnie cały czas zwodzisz bawisz się mną, moimi uczuciami, łamiesz mi serce! Mam tego dość i chyba lepiej będzie... Jednak... My nie...- znowu płakałam roztrzęsiona i bezbronna, a on przygarnął mnie do siebie i czule przytulił.
-Ćśś...- uspokajał mnie jak dziecko i głaskał po nagich plecach, kołysząc lekko w swoich ramionach.
-Odejdź, proszę. Ja tak nie potrafię... Chcę być z Tobą, mieć Cię! Innej opcji nie ma, to zbyt bolesne.
-Aj, Duluś... Z Tobą gorzej jak z dzieckiem.- kręcił głową z delikatnym uśmiechem. -Nie płacz już, skarbie.- powiedział, ocierając moje łzy.
-Znowu mnie tak nazwałeś... Ale dlaczego? Nie możesz, bo nic nas nie łączy.
-Dul, spróbujmy. Myślałem o Tobie całą noc i... Kocham Cię.- wyznał, po czym powoli się do mnie zbliżył i pocałował mnie słodko, spełniając tym moje najskrytsze marzenia.
-Naprawdę? Ale wczoraj...- z moich oczu nadal leciały łzy, ale on nie dał mi zbyt wiele powiedzieć, przerywając mi swoimi ustami.
-Za chwilkę pogadamy, daj mi się Tobą nacieszyć i wymazać wszystko, co Cię wczoraj zraniło.- powiedział między delikatnymi pocałunkami.
Hej, hej, moje skarby! :* Macie kolejny rozdział taki przełomowy, teraz się będzie działo xD Ostatni tydzień wakacji i pracy :) Powiem wam, że wgl nie odpoczęłam przez wakacje, ale cholernie lubię swoją pracę i cieszę się, że nie spędziłam całego lata w domu w internecie, chociaż kasę mam teraz :D No ok, do następnego :*