Tak jak kazał Christopher, zadzwoniłam do taty, by ostrzec, że nie wrócę na noc, a być może pojawię się w domu dopiero w następnym tygodniu. Skłamałam, że Ann miała problemy z chłopakiem i jest w kiepskim stanie po zerwaniu, przez co muszę przy niej być i pojechałyśmy nad jezioro, gdzie może nie być zasięgu. Nie podobało im się, że opuszczam szkołę, ale zapewniam, że dam sobie radę i w ogóle. Tatuś powiedział, że mi ufa i kazał pozdrowić Anahi, czyli w pełni to łyknął. Zostało mi tylko zadzwonić do przyjaciółki, żeby mnie kryła. Jej też musiałam nakłamać i powiedziałam, że poznałam fajnego chłopaka i gdzieś pojechaliśmy, a ona zapewnia mi alibi, bo nie chcę, żeby rodzice póki co o nim wiedzieli. Musiałam oczywiście przysiądz, że po powrocie jej o nim opowiem.
-No, sprawa załatwiona.- powiedziałam triumfalnie, rozłączając się.
-Świetnie, wyłącz telefon.- polecił, a ja posłusznie to zrobiłam. Byłam na niego skazana i nie mogłam go już drażnić.
-Masz coś do jedzenia, albo chociaż do picia?- zapytałam, rozglądając się po pokoju.
-Łap!- rzucił mi butelkę wody, gdy ja nadal stałam na środku, a on siedział rozwalony na tym swoim materacu.
-Kto z tego wcześniej pił?- to może trochę chamskie, ale niestety wolę być ostrożna.
-Kurwa, krasnoludki... Ja, kretynko!- ups, chyba go rozdrażniłam. -Jak się boisz, że się czymś zarazisz, to nie pij, więcej dla mnie.- powiedział chamsko.
-Nie no okej, spokojnie... Myślałam, że miałeś tu jakąś imprezę i ktoś jeszcze to pił.- załagodziłam sytuację i wzięłam łyka wody.
-Lepiej nie myśl... Zamierzasz tak stać?- zapytał, patrząc na mnie z niesmakiem.
-Hmm... No nie, ale jestem głodna. Co zazwyczaj jadasz?- ponownie się rozejrzałam.
-Zwykle nic, ale masz szczęście, bo powinienem mieć parówki w lodówce. Jak chcesz, to bierz, ale radziłbym Ci jednak jeszcze poczekać, bo możesz zjeść jedną, a później za pewne zgłodniejesz bardziej.
-Mhm, ok... To zjem jutro.- stwierdziłam i dalej stałam na środku zagubiona, co raczej mi się zbyt często nie zdarza.
-Usiądziesz wreszcie? Wkurwiasz mnie.- burknął, po czym usiadłam koło niego na materacu.
-Czy mógłbyś być milszy? Bo Ty mnie też wkurwiasz, wyobraź sobie.
-Nie trzeba było tu przyłazić, teraz nie narzekaj.
-Mogę się do Ciebie przytulić?- zapytałam i nie czekając na odpowiedź przysunęłam się do niego i słodko się w niego wtuliłam, opierając głowę na jego klatce piersiowej i obejmując go w pasie.
-Dul, nie pozwoliłem Ci...- próbował mnie odepchnąć, ale przywarłam do niego bardziej, kładąc moje zwinięte nogi na jego.
-Wiem, ale... Ale tak się boję i mi zimno. Proszę, przytul mnie mocno, potrzebuję tego.- nie wiem, co mnie wzięło na takie czułości, ale naprawdę bardzo się bałam i było mi coraz zimniej, a w dodatku jakoś potrzebowałam jego bliskości.
-Chcesz koc?- zapytał i wziął koc, który leżał złożony na końcu materaca, po czym mnie nim przykrył.
-Dziękuję, ale i tak zostań przy mnie. Wiesz co? Przy Tobie czuję się bezpiecznie, choć wiem, że może nie powinnam.- podniosłam na chwilę głowę i spojrzałam w jego oczy z delikatnym uśmiechem.
-Nie bój się, Duluś. Nie jesteś tu mile widzianym gościem, ale jak już przylazłaś, to nie stanie Ci się żadna krzywda, spokojnie.- powiedział cicho, przytulalając mnie dość czule, bym była jeszcze bliżej niego.
-Nie rozumiem Cię... Czasami bywasz dla mnie taki kochany, a chwilę później się wydzierasz, szarpiesz mnie i jesteś chamski.- cicho stwierdziłam, spoglądając na jego twarz.
-Dulce, proszę Cię... Żyjesz w świecie bardzo różnym od mojego i po prostu nie jesteś w stanie zrozumieć pewnych mechanizmów. Okej, postaram się coś Ci wyjaśnić, ale nie wiem, czy ogarniesz...
-Dobra, mów. Wbrew pozorom jestem bystra.
-Wiem. No więc ludzie tacy jak ja są trochę jak zwierzęta, w sensie mają nieco inne priorytety. Ty nigdy nie musiałaś walczyć o życie w obliczu trudnych warunków czy poważnych, realnych zagrożeń. Już nie wspominam nawet o statusie majątkowym, bo to nie ma sensu. Chodzi tu przede wszystkim o coś innego. Pozwól, że zgadnę... Ty zawsze byłaś księżniczką dla swoich rodziców jak i dla całej rodziny, zawsze kochana, uwielbiana, podziwiana, w centrum uwagi... Czy tak?
-No tak.- przytaknęłam niepewnie, bo zabrzmiało to jak pytanie nieco retoryczne.
-No właśnie, więc nigdy nie czułaś się niepotrzebna, niekochana, nie musiałaś zabiegać o niczyją miłość, bo i tak ją miałaś. A ja nigdy nie zaznałem tyle miłości, ile potrzebuje dziecko, by być szczęśliwe. Całe moje życie było smutne i puste, ale mam zbyt silny charakter, by siedzieć w kąciku i płakać. Dlatego w pewnym momencie jak dorosłem, uciekłem z domu dziecka i żyłem na własną rękę. To już słyszałaś, wiem, ale nie chodzi mi teraz o samą historię... Chodzi bardziej o uczucia chłopca, który samodzielnie wyrusza w świat w poszukiwaniu miłości, której nigdy nie zazna. Wiesz co? Trafiłem tu, pomogli mi pewni ludzie, wtedy było tu dużo spokojniej niż teraz. Przez pierwsze dwa lata starałem się zdobyć sympatię wszystkich dokoła, ale w pewnym momencie uświadomiłem sobie, że to nie ma żadnego sensu. Co z tego, że żyłem, że powiedzmy miałem co jeść, jak mi sąsiedzi zostawili resztki? Czasami miałem z kim pogadać, pożartować, fizycznie nie byłem sam. Ale psychicznie, emocjonalnie ciągle byłem i jestem samotny. I co z tego, że miałem tu kiedyś kolegów, znajomych? Co z tego, że otacza mnie wielu ludzi? Przez całe życie nauczyłem się, że nie warto przejmować się ludźmi, przywiązywać się do nich, starać, bo oni i tak odchodzą. Chcąc, nie chcąc i tak odejdą i będziesz samotny. Nie wiem, czy zrozumiałaś, ale uogólniając to, że jestem podły, agresywny, a wręcz odpychający, to jedynie reakcja obronna, żeby już nie cierpieć, żeby nikt nie mógł mnie zranić. Więc nie chodzi o to, że ja Cię nie lubię, bo sam nie wiem, ale po prostu nie chcę się przyzwyczaić do twojej obecności, bo i tak kiedyś znikniesz z mojego życia.- wyjaśnił mocno emocjonalnie, a ja słuchałam uważnie, przytulając go mocno.
-Czekaj, czyli Ty chciałabyś, żebym została w Twoim życiu na zawsze?- przekręciłam jego słowa na coś bardziej optymistycznego.
-Nie, do cholery jasnej, nie! Pojęcie "na zawsze" jest abstrakcją, maleńka.- podniósł na chwilę głos, po czym znowu złagodniał, unosząc mój podbródek tak, bym na niego spojrzała, a oczy miał takie smutne, choć na ustach leciutki uśmiech.
-Ja tak nie uważam, ale okej, rozumiem... Chciałbyś, żebym była przy Tobie, ale wiesz, że to niemożliwe i nie ufasz ludziom, bo zbyt wiele razy Cię już zawiedli. Przez to profilaktycznie po prostu zachowujesz się tak, żeby każdy się Ciebie bał i nie chciał mieć z Tobą nic wspólnego.
-Tak, coś w tym stylu. Znaczy to nie jest tak, że ja unikam ludzi jak ognia, nie przesadzajmy. Ja po prostu robię wszystko, żeby nikt nie zapadł mi w serce na tyle mocno, by roztopić ten lód, rozumiesz?- chwila, czy ja dobrze rozumiem, że mogłabym być właśnie taką osobą?
-Czyli jednak coś w tym jest, że ludzie bez serca to Ci, którzy kiedyś kochali najmocniej... Akurat Ty jesteś po prostu człowiekiem o wielkim sercu, któremu nigdy nie było dane kochać czy być kochanym, a teraz odsuwasz od siebie wszystko, co słodkie i kochane.
-No powiedzmy, tak w skrócie.
-Według mnie tak nie wolno, bo każdy zasługuje na miłość i szczęście. Nikt nie powinien być samotny, to niesprawiedliwe. Sam sobie odbierasz możliwość bycia szczęśliwym. Ja nie mówię od razu o wielkiej miłości, w sensie do kobiety... Kochać można przyjaciela, zwierzaka lub każdą inną bliską osobę. Być może guwno wiem i zaraz się wkurzysz, że się wtrącam, za dużo gadam i w ogóle, ale tak to właśnie widzę, a staram się być naprawdę obiektywna.
-Wspaniale to widzisz, zazdroszczę Ci. Też chciałbym mieć twój optymizm i tak mocno wpojone wartości. Jesteś kochaną, uroczą dziewczyną, ale już czas zrozumieć, że nie da się uszczęśliwić całego świata, bo i Ty się rozczarujesz.
-Wiesz co? Cieszę się, że Cię poznałam, mimo że siedzę teraz w jakiejś melinie, jestem głodna i zamarzam. Dzięki Tobie inaczej spojrzę na świat i zdejmę wreszcie różowe okulary.- posłałam mu delikatny, smutny uśmiech i wtuliłam się w niego mocniej.
-Oj tak, przyda Ci się to. Ja nie wiem, czy się cieszę z naszej znajomości, ale też na pewno będzie dla mnie cenną lekcją, choć niczego nie zmieni i za kilka dni wszystko wróci do normy.
-To się jeszcze okaże, a teraz wybacz, ale chyba się zdrzemnę.- ułożyłam się wygodnie, podciągając wyżej nogi.
-Dasz radę zasnąć?
-A czemu nie? Jest mi nawet wygodnie, bo leżę bardziej na Tobie niż na tym twardym materacu, już mi trochę cieplej, a przy Tobie czuję się bezpiecznie, więc czemu mam nie spać?...
-Zaskakujesz mnie... Nie no jasne, śpij.- zaśmiał się cicho, po czym poprawił kocyk wokół mnie i sam też trochę lepiej się ułożył, chociaż w sumie on i tak siedział prawie na prosto.
-Tylko, że tam jest tak głośno... Nie zasnę tak, podaj mi torebkę.- stwierdziłam i wyciągnęłam rękę, by wziąć torebkę, w której poszukałam słuchawek. -Chcesz jedną?- zapytałam, podłączając słuchawki.
-A możesz dać.
Podzieliliśmy się słuchawkami, po czym włączyłam playlistę ze spokojną muzyką idealną do snu, ułożyłam się wygodnie i zamknęłam oczy. Taki paradoks... Jestem w obskurnym miejscu, na zewnątrz trwa strzelanina, a ja czuję się tak dobrze na niewygodnym materacu blisko tak nieobliczalnego i wybuchowego człowieka jak Ucker. Ja naprawdę przy nim, w jego objęciach czuję się tak bezpiecznie i wszystko odchodzi gdzieś na bok, wszelkie złe emocje i strach. Po szczerej rozmowie dużo lepiej go rozumiem i wiem, że w głębi duszy on mnie potrzebuje i chciałby, żebym tu była. Nie potrafię tego nazwać, ale ja też chcę jego obecności, bliskości, wywołuje u mnie uczucia, o których nigdy wcześniej nie myślałam, nie wiedziałam. Bez problemu zasnęłam w jego objęciach, słuchając tej samej muzyki co on. Co jak co, ale to było słodkie.
-No, sprawa załatwiona.- powiedziałam triumfalnie, rozłączając się.
-Świetnie, wyłącz telefon.- polecił, a ja posłusznie to zrobiłam. Byłam na niego skazana i nie mogłam go już drażnić.
-Masz coś do jedzenia, albo chociaż do picia?- zapytałam, rozglądając się po pokoju.
-Łap!- rzucił mi butelkę wody, gdy ja nadal stałam na środku, a on siedział rozwalony na tym swoim materacu.
-Kto z tego wcześniej pił?- to może trochę chamskie, ale niestety wolę być ostrożna.
-Kurwa, krasnoludki... Ja, kretynko!- ups, chyba go rozdrażniłam. -Jak się boisz, że się czymś zarazisz, to nie pij, więcej dla mnie.- powiedział chamsko.
-Nie no okej, spokojnie... Myślałam, że miałeś tu jakąś imprezę i ktoś jeszcze to pił.- załagodziłam sytuację i wzięłam łyka wody.
-Lepiej nie myśl... Zamierzasz tak stać?- zapytał, patrząc na mnie z niesmakiem.
-Hmm... No nie, ale jestem głodna. Co zazwyczaj jadasz?- ponownie się rozejrzałam.
-Zwykle nic, ale masz szczęście, bo powinienem mieć parówki w lodówce. Jak chcesz, to bierz, ale radziłbym Ci jednak jeszcze poczekać, bo możesz zjeść jedną, a później za pewne zgłodniejesz bardziej.
-Mhm, ok... To zjem jutro.- stwierdziłam i dalej stałam na środku zagubiona, co raczej mi się zbyt często nie zdarza.
-Usiądziesz wreszcie? Wkurwiasz mnie.- burknął, po czym usiadłam koło niego na materacu.
-Czy mógłbyś być milszy? Bo Ty mnie też wkurwiasz, wyobraź sobie.
-Nie trzeba było tu przyłazić, teraz nie narzekaj.
-Mogę się do Ciebie przytulić?- zapytałam i nie czekając na odpowiedź przysunęłam się do niego i słodko się w niego wtuliłam, opierając głowę na jego klatce piersiowej i obejmując go w pasie.
-Dul, nie pozwoliłem Ci...- próbował mnie odepchnąć, ale przywarłam do niego bardziej, kładąc moje zwinięte nogi na jego.
-Wiem, ale... Ale tak się boję i mi zimno. Proszę, przytul mnie mocno, potrzebuję tego.- nie wiem, co mnie wzięło na takie czułości, ale naprawdę bardzo się bałam i było mi coraz zimniej, a w dodatku jakoś potrzebowałam jego bliskości.
-Chcesz koc?- zapytał i wziął koc, który leżał złożony na końcu materaca, po czym mnie nim przykrył.
-Dziękuję, ale i tak zostań przy mnie. Wiesz co? Przy Tobie czuję się bezpiecznie, choć wiem, że może nie powinnam.- podniosłam na chwilę głowę i spojrzałam w jego oczy z delikatnym uśmiechem.
-Nie bój się, Duluś. Nie jesteś tu mile widzianym gościem, ale jak już przylazłaś, to nie stanie Ci się żadna krzywda, spokojnie.- powiedział cicho, przytulalając mnie dość czule, bym była jeszcze bliżej niego.
-Nie rozumiem Cię... Czasami bywasz dla mnie taki kochany, a chwilę później się wydzierasz, szarpiesz mnie i jesteś chamski.- cicho stwierdziłam, spoglądając na jego twarz.
-Dulce, proszę Cię... Żyjesz w świecie bardzo różnym od mojego i po prostu nie jesteś w stanie zrozumieć pewnych mechanizmów. Okej, postaram się coś Ci wyjaśnić, ale nie wiem, czy ogarniesz...
-Dobra, mów. Wbrew pozorom jestem bystra.
-Wiem. No więc ludzie tacy jak ja są trochę jak zwierzęta, w sensie mają nieco inne priorytety. Ty nigdy nie musiałaś walczyć o życie w obliczu trudnych warunków czy poważnych, realnych zagrożeń. Już nie wspominam nawet o statusie majątkowym, bo to nie ma sensu. Chodzi tu przede wszystkim o coś innego. Pozwól, że zgadnę... Ty zawsze byłaś księżniczką dla swoich rodziców jak i dla całej rodziny, zawsze kochana, uwielbiana, podziwiana, w centrum uwagi... Czy tak?
-No tak.- przytaknęłam niepewnie, bo zabrzmiało to jak pytanie nieco retoryczne.
-No właśnie, więc nigdy nie czułaś się niepotrzebna, niekochana, nie musiałaś zabiegać o niczyją miłość, bo i tak ją miałaś. A ja nigdy nie zaznałem tyle miłości, ile potrzebuje dziecko, by być szczęśliwe. Całe moje życie było smutne i puste, ale mam zbyt silny charakter, by siedzieć w kąciku i płakać. Dlatego w pewnym momencie jak dorosłem, uciekłem z domu dziecka i żyłem na własną rękę. To już słyszałaś, wiem, ale nie chodzi mi teraz o samą historię... Chodzi bardziej o uczucia chłopca, który samodzielnie wyrusza w świat w poszukiwaniu miłości, której nigdy nie zazna. Wiesz co? Trafiłem tu, pomogli mi pewni ludzie, wtedy było tu dużo spokojniej niż teraz. Przez pierwsze dwa lata starałem się zdobyć sympatię wszystkich dokoła, ale w pewnym momencie uświadomiłem sobie, że to nie ma żadnego sensu. Co z tego, że żyłem, że powiedzmy miałem co jeść, jak mi sąsiedzi zostawili resztki? Czasami miałem z kim pogadać, pożartować, fizycznie nie byłem sam. Ale psychicznie, emocjonalnie ciągle byłem i jestem samotny. I co z tego, że miałem tu kiedyś kolegów, znajomych? Co z tego, że otacza mnie wielu ludzi? Przez całe życie nauczyłem się, że nie warto przejmować się ludźmi, przywiązywać się do nich, starać, bo oni i tak odchodzą. Chcąc, nie chcąc i tak odejdą i będziesz samotny. Nie wiem, czy zrozumiałaś, ale uogólniając to, że jestem podły, agresywny, a wręcz odpychający, to jedynie reakcja obronna, żeby już nie cierpieć, żeby nikt nie mógł mnie zranić. Więc nie chodzi o to, że ja Cię nie lubię, bo sam nie wiem, ale po prostu nie chcę się przyzwyczaić do twojej obecności, bo i tak kiedyś znikniesz z mojego życia.- wyjaśnił mocno emocjonalnie, a ja słuchałam uważnie, przytulając go mocno.
-Czekaj, czyli Ty chciałabyś, żebym została w Twoim życiu na zawsze?- przekręciłam jego słowa na coś bardziej optymistycznego.
-Nie, do cholery jasnej, nie! Pojęcie "na zawsze" jest abstrakcją, maleńka.- podniósł na chwilę głos, po czym znowu złagodniał, unosząc mój podbródek tak, bym na niego spojrzała, a oczy miał takie smutne, choć na ustach leciutki uśmiech.
-Ja tak nie uważam, ale okej, rozumiem... Chciałbyś, żebym była przy Tobie, ale wiesz, że to niemożliwe i nie ufasz ludziom, bo zbyt wiele razy Cię już zawiedli. Przez to profilaktycznie po prostu zachowujesz się tak, żeby każdy się Ciebie bał i nie chciał mieć z Tobą nic wspólnego.
-Tak, coś w tym stylu. Znaczy to nie jest tak, że ja unikam ludzi jak ognia, nie przesadzajmy. Ja po prostu robię wszystko, żeby nikt nie zapadł mi w serce na tyle mocno, by roztopić ten lód, rozumiesz?- chwila, czy ja dobrze rozumiem, że mogłabym być właśnie taką osobą?
-Czyli jednak coś w tym jest, że ludzie bez serca to Ci, którzy kiedyś kochali najmocniej... Akurat Ty jesteś po prostu człowiekiem o wielkim sercu, któremu nigdy nie było dane kochać czy być kochanym, a teraz odsuwasz od siebie wszystko, co słodkie i kochane.
-No powiedzmy, tak w skrócie.
-Według mnie tak nie wolno, bo każdy zasługuje na miłość i szczęście. Nikt nie powinien być samotny, to niesprawiedliwe. Sam sobie odbierasz możliwość bycia szczęśliwym. Ja nie mówię od razu o wielkiej miłości, w sensie do kobiety... Kochać można przyjaciela, zwierzaka lub każdą inną bliską osobę. Być może guwno wiem i zaraz się wkurzysz, że się wtrącam, za dużo gadam i w ogóle, ale tak to właśnie widzę, a staram się być naprawdę obiektywna.
-Wspaniale to widzisz, zazdroszczę Ci. Też chciałbym mieć twój optymizm i tak mocno wpojone wartości. Jesteś kochaną, uroczą dziewczyną, ale już czas zrozumieć, że nie da się uszczęśliwić całego świata, bo i Ty się rozczarujesz.
-Wiesz co? Cieszę się, że Cię poznałam, mimo że siedzę teraz w jakiejś melinie, jestem głodna i zamarzam. Dzięki Tobie inaczej spojrzę na świat i zdejmę wreszcie różowe okulary.- posłałam mu delikatny, smutny uśmiech i wtuliłam się w niego mocniej.
-Oj tak, przyda Ci się to. Ja nie wiem, czy się cieszę z naszej znajomości, ale też na pewno będzie dla mnie cenną lekcją, choć niczego nie zmieni i za kilka dni wszystko wróci do normy.
-To się jeszcze okaże, a teraz wybacz, ale chyba się zdrzemnę.- ułożyłam się wygodnie, podciągając wyżej nogi.
-Dasz radę zasnąć?
-A czemu nie? Jest mi nawet wygodnie, bo leżę bardziej na Tobie niż na tym twardym materacu, już mi trochę cieplej, a przy Tobie czuję się bezpiecznie, więc czemu mam nie spać?...
-Zaskakujesz mnie... Nie no jasne, śpij.- zaśmiał się cicho, po czym poprawił kocyk wokół mnie i sam też trochę lepiej się ułożył, chociaż w sumie on i tak siedział prawie na prosto.
-Tylko, że tam jest tak głośno... Nie zasnę tak, podaj mi torebkę.- stwierdziłam i wyciągnęłam rękę, by wziąć torebkę, w której poszukałam słuchawek. -Chcesz jedną?- zapytałam, podłączając słuchawki.
-A możesz dać.
Podzieliliśmy się słuchawkami, po czym włączyłam playlistę ze spokojną muzyką idealną do snu, ułożyłam się wygodnie i zamknęłam oczy. Taki paradoks... Jestem w obskurnym miejscu, na zewnątrz trwa strzelanina, a ja czuję się tak dobrze na niewygodnym materacu blisko tak nieobliczalnego i wybuchowego człowieka jak Ucker. Ja naprawdę przy nim, w jego objęciach czuję się tak bezpiecznie i wszystko odchodzi gdzieś na bok, wszelkie złe emocje i strach. Po szczerej rozmowie dużo lepiej go rozumiem i wiem, że w głębi duszy on mnie potrzebuje i chciałby, żebym tu była. Nie potrafię tego nazwać, ale ja też chcę jego obecności, bliskości, wywołuje u mnie uczucia, o których nigdy wcześniej nie myślałam, nie wiedziałam. Bez problemu zasnęłam w jego objęciach, słuchając tej samej muzyki co on. Co jak co, ale to było słodkie.
Rano obudziło mnie pukanie do drzwi. Christopher od razu stanął na równe nogi, po cichutku podchodząc do wyjścia.
-Nie otwieraj, to może być ktoś niebezpieczny!- powiedziałam przerażona, siedząc na łóżku pod kocem.
-Przymknij się, Dul!- szepnął zdenerwowany, rzucając mi karcące spojrzenie. -Chodź tutaj.- poprosił, wyciągając rękę w moją stronę.
-Boję się...- wydukałam cicho, kiedy byłam już blisko niego.
-Uspokój się, panikaro. Podniosę Cię, a Ty zobaczysz kto to przez tą dziurę u góry.- uraczył mnie delikatnym, pocieszającym uśmiechem, a ja niepewnie go odwzajemniłam.
-Okej, tylko mnie nie upuść.- powiedziałam lekko przestraszona, stając tuż przed nim.
Ukucnął i posadził mnie na swoich barkach, trzymając za nogi. Na początku nikogo nie widziałam, dopiero później zobaczyłam jakąś małą dziewczynkę.
-Poczekaj, otwórz.- powiedziałam, po czym postawił mnie na ziemię i otworzył drzwi. Swoją drogą, jak bardzo mi zaufał, otwierając, jak tylko mu kazałam.
-Nie otwieraj, to może być ktoś niebezpieczny!- powiedziałam przerażona, siedząc na łóżku pod kocem.
-Przymknij się, Dul!- szepnął zdenerwowany, rzucając mi karcące spojrzenie. -Chodź tutaj.- poprosił, wyciągając rękę w moją stronę.
-Boję się...- wydukałam cicho, kiedy byłam już blisko niego.
-Uspokój się, panikaro. Podniosę Cię, a Ty zobaczysz kto to przez tą dziurę u góry.- uraczył mnie delikatnym, pocieszającym uśmiechem, a ja niepewnie go odwzajemniłam.
-Okej, tylko mnie nie upuść.- powiedziałam lekko przestraszona, stając tuż przed nim.
Ukucnął i posadził mnie na swoich barkach, trzymając za nogi. Na początku nikogo nie widziałam, dopiero później zobaczyłam jakąś małą dziewczynkę.
-Poczekaj, otwórz.- powiedziałam, po czym postawił mnie na ziemię i otworzył drzwi. Swoją drogą, jak bardzo mi zaufał, otwierając, jak tylko mu kazałam.
No hej! Macie już ten rozdział, bo dawno nie było. Z tego miejsca chciałam Wam bardzo podziękować za mnóstwo miłych słów pod tamtym trochę depresyjnym postem :* Jakby w tamtym momencie mojego płaczu było mało, to miałam też łzy w oczach, czytając niektóre Wasze komy ;) Dziękuję Wam bardzo i obiecuję, że postaram się wziąć ostro za pisanie kolejnego opowiadania :D
Ogólnie to nie skończyłam tej "zakończonej relacji bez sensu", jakby to kogoś jakoś bardzo interesowało xD Do trzech razy sztuka haha :) Zobaczymy, co z tego dalej będzie, może tym razem zakończy się jak moje opka xD
No nic, do następnego :* Czytajcie, komentujcie, dajcie mi siłę do pisania, bo z czasem średnio w sumie... Wiecie, ta dorosłość... Praca całe wakacje, ale postaram się znaleźć jak najwięcej czasu na pisanie ;)