Dulce:
Po jakimś czasie samolot zaczął lądować. Wpadłam w panikę, bo jakby nie patrzeć, byliśmy najbardziej narażeni w razie nieudanego lądowania. Jednak udało się i już po chwili byliśmy na ziemi.
-Jak otworzą klapę, to biegniemy.- powiedział Ucker, łapiąc mnie za rękę i podchodząc do wyjścia.
-A jak nas złapią?- zapytałam przerażona.
-To będziemy mieli przejebane, więc lepiej uciekaj od razu, jak powiem.
-No dobrze.
Po chwili klapa się otworzyła, a na nasze szczęście bagażowy się na chwilę odwrócił, a my uciekliśmy niezauważeni. Niepozornie szliśmy przez lotnisko w kierunku wyjścia.
-Ucker, głodna jestem.- powiedziałam cicho.
-Nie możemy tutaj nic kupować, anonimowość przede wszystkim.- odpowiedział z lekkim uśmiechem. -I nie wypowiadaj mojego imienia w miejscu publicznym.- dodał jeszcze ciszej.
-Ale ja jestem głodna... Mam umrzeć z głodu?- ciągnęłam dalej.
-Na mapie mamy zaznaczony sklepik w odludnym miejscu, gdzie ponoć możemy chodzić, to wstąpimy tam po drodze. A teraz chodź szybciej, bo nie możemy tu być.
-Ale dlaczego, o co tu w ogóle chodzi?
-Spokojnie, powiem Ci wszystko, jak będziemy na miejscu.
Dość szybko opuściliśmy lotnisko i szliśmy dalej według mapy. Panowała cisza i słychać było jedynie odgłosy natury. Teren był coraz bardziej górzysty i niebezpieczny. Kilka razy o mało nie spadłam z góry, a nawet wpadałam do strumyków. Generalnie ciągle się przewracałam, choć i tak w większości przypadkach łapał mnie Ucker. O dziwo się ze mnie nie śmiał, że jestem niezdarą, czy coś w tym stylu, a więc albo nadal było mu głupio o ten policzek, albo po prostu sprawa ucieczki była aż tak poważna, że nie było mu do śmiechu. Nie wiem, ale cierpliwie czekałam na wyjaśnienia. Rzeczywiście po drodze wstąpiliśmy do tego sklepiku po coś do jedzenia. Co kupiliśmy? Jogurty, wafelki i zupki chińskie, czyli to co nadaje się najbardziej w każdej sytuacji. Chciałam zjeść od razu, ale Ucker mi nie pozwolił, argumentując tym, że jak będę żarła po drodze, to na pewno się wyjebię. Pewnie miał rację, ale jak zwykle nie mogłam mu jej przyznać. Szliśmy dalej przez las gdzieniegdzie pokryty śniegiem. Nie miałam już siły i było mi strasznie zimno. Byłam w cienkiej kurtce, a pod spodem miałam tylko lekką bluzeczkę. Ucker cwaniak ubrał zimową kurtkę i bluzę, i nie narzekał. Weszliśmy na wysoką trochę oblodzoną górę,a potem zeszliśmy kawałek na dół po drugiej stronie i znaleźliśmy się w pięknej dolinie. Był tam mały drewniany domek, czyli za pewne nasze miejsce schronienia. Na szczęście było tutaj mniej śniegu i ogólnie temperatura była wyższa. Domek z zewnątrz był ładny jak ze snów. Jednak w środku było bardzo ubogo, ale dosyć przytulnie. Był tam tylko przedpokój z kuchnią, jeden pokój i łazienka. Byłoby całkiem okej, gdyby nie pajęczyny i w ogóle bałagan, i brud. Uckerowi od razu bardzo spodobał się ten domek.
-Mogę tu zostać na zawsze.- powiedział, rzucając się na łóżko.
-No bez przesady... Jest okej, ale bywałam w lepszych miejscach.- oczywiście musiałam zgasić jego entuzjazm.
-Ale Ty się zrobiłaś ponura...- stwierdził i pociągnął mnie na łóżko tak, że automatycznie leżałam koło niego.
-Nie ma w moim życiu już radości, zostałeś tylko Ty i problemy przez Ciebie.- wstałam, nie chcąc przy nim być.
-Dul, akurat kłopoty mamy przez Ciebie.- i po tych słowach już wiedziałam, że wybuchnie wojna.
-Przeze mnie?! No jasne, bo to ja zadaje się z podejrzanymi typami...
-Aj, nie udawaj głupiej... Dobrze wiesz, że to z twojej winy teraz tu jesteśmy. Mówiłem tyle razy, żebyś się nie wtrącała, a Ty i tak swoje. Jesteś okropna, wiesz?
-Chciałam po prostu wiedzieć! Czy to coś złego?
-W tym przypadku tak. Słyszałaś powiedzenie "Im mniej wiesz, tym dłużej żyjesz"? Teraz rozumiem jego sens i Ty też już powinnaś. Ogarnij to, że Amador nas teraz zabije i to w pełni twoja wina!- uniósł głos i wstał, a ja odskoczyłam do tyłu, bojąc się jego wybuchów. -Ej, mała, nie bój się.- powiedział i złapał mnie delikatnie za rękę, żebym usiadła i sam też to zrobił.
-Dziwi Cię to?- zapytałam, wyrywając mu się i odsuwając kawałek. -Jesteś agresywny, nieobliczalny, nie mam pojęcia, kim jesteś i jakiś czas temu dostałam od Ciebie w twarz właściwie za nic... Uważasz, że nie powinnam się bać, będąc z Tobą sam na sam pośrodku niczego?
-Okej, trafne argumenty, masz prawo czuć strach w mojej obecności. Ale proszę, spróbuj mi zaufać i już się nie bój. Po raz kolejny Cię przepraszam za tamten wybuch i policzek. Byłem bardzo zdenerwowany i nad sobą nie panowałem. Naprawdę nie chciałem Cię skrzywdzić, a teraz mam wyrzuty sumienia. Tak więc możesz być spokojna, bo tutaj przy mnie na pewno jesteś bezpieczna. Zresztą jakbym chciał, żeby stała Ci się krzywda, to zostawiłbym Cię w domu i sam uciekł. A jesteś tu ze mną i zajmę się Tobą dopóki zagrożenie nie minie.- mówił delikatnym i spokojnym głosem, patrząc mi w oczy.
-Dobra, postaram się być spokojna, ale pod warunkiem, że wszystko mi powiesz. Chcę wiedzieć, w co się wkopałeś, skąd miałeś kasę i co nam grozi.- zażądałam wyjaśnień, bo nadal niczego nie mogłam zrozumieć.
-Dul, nie powinnaś tego wiedzieć... Za bardzo Cię narażę, mówiąc Ci o tym.- złapał mnie za rękę i patrzył mi głęboko w oczy, co było jak dla mnie dość dziwne.
-Proszę, nikomu nie powiem... Przysięgam. Jestem cholernie ciekawska, ale nigdy nie plotkuję, wiesz przecież.
-Nie chodzi o plotki, tylko o sam fakt, że po poznaniu prawdy inaczej spojrzysz na mnie i wpadniesz w panikę, i w sumie nie wiem co jeszcze. Amador to niebezpieczny typ i nie daruje Ci, jeśli dowie się, że znasz prawdę.
-Nie dowie się. Przysięgam, że jak mi powiesz, to zachowam się odpowiedzialnie i nic już więcej nie zepsuję. Wolę wiedzieć, co się dzieje, bo najgorszym strachem jest to, czego nie znamy. Powiesz mi?- szukałam argumentów, żeby to z niego jakoś wyciągnąć.
-No dobrze, ale nie oceniaj mnie i nie krzycz, okej?- on ewidentnie bał się mojej reakcji.
-Okej, nie skomentuję nic. No mów.- rzuciłam mu ciepły uśmiech, by dodać odwagi.
-Okej, no więc od jakiegoś czasu działam w mafii Amadora. Zgodziłem się na to, kiedy byłem pijany, a teraz już nie mogę zrezygnować. Należenie do gangu Amadora jest dożywociem. Kiedy ktoś się o nim dowie, to musi służyć mu do końca życia. Jeśli go zdradzi lub, tak jak ja odejdzie, to zostanie zabity. Zrozum, że przez twoją bezmyślność musieliśmy uciekać, bo to nie są żarty. Dobrze wiem, do czego on jest zdolny. No dobra, on nie robi nic, bo ma od tego ludzi. I ja jestem jednym z nich. Mój szef to dziwny i psychiczny człowiek. Niszczy każdego, kto mu się naraził. Za byle głupotę potrafi zabić niewinnego człowieka i całą jego rodzinę.
-Czekaj, czy to znaczy, że na polecenie tego zjeba zabijasz?- musiałam się wtrącić, bo nie wierzyłam w to, co słyszę.
-Tak, Dul! Jestem mordercą!- zaczął drżeć i wstał, łapiąc się za głowę.
Kręcił się w kółko po pokoju, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Siedziałam i patrzyłam na niego mocno przerażona. Fakt, że przebywałam na odludziu z mordercą przyprawiał mnie o dreszcze i już nie wiedziałam co gorsze: ta niewiedza, czy to. W pewnym momencie Ucker zatrzymał się i stanął tuż przede mną. Wpatrywał się we mnie przez chwilę, po czym zapytał:
-Teraz to się dopiero boisz, nie? Nawet nic nie mówisz, super...
-Wiesz co?- zaczęłam niby na luzie i wstałam. -Pójdę się dotlenić.- powiedziałam, kierując się do drzwi.
-Nigdzie nie pójdziesz sama!- zakazał podniesionym tonem głosu, a ja aż zadrżałam.
-Spokojnie, będę przed domem na ławeczce. Muszę trochę ochłonąć.- posłałam mu delikatny, niepewny uśmiech i wyszłam.
Dopiero teraz zorientowałam się, że przez jakiś czas wstrzymywałam oddech, bo wypuściłam z płuc dużo powietrza. Usiadłam na ławeczce i myślałam o tym wszystkim, patrząc na piękny, górski krajobraz. Ten widok znacznie mnie uspokajał, bo inaczej już bym chyba zwariowała. To co usłyszałam przed chwilą totalnie mną wstrząsnęło i okropnie się teraz bałam. W sumie nie wiem, czy Uckera, czy Amadora... Ucker w sumie nie jest tak bardzo winny, bo musiał wykonywać rozkazy tego kretyna. To jednak nie zmienia faktu, że ma na sumieniu ludzkie życie i to pewnie nie jedno. To samo w sobie jest przerażające, bo skoro był w stanie kogoś zabić, to może to zrobić ponownie, kiedy go mocno zdenerwuję. Niby mnie chroni, ale ostatnio z nim to nic nie wiadomo i dlatego się boję. Zresztą siedząc przed domem, słyszałam hałasy z wewnątrz. Wiedziałam doskonale, co się tam działo. Uckerek za pewne był strasznie wkurzony i musiał się na czymś wyżyć. Jak zwykle padło na meble... W sumie to całkiem dobry sposób na złość, bo uderzając we wszystko, nie zrobi krzywdy innym. Musiałam teraz poczekać, aż mu przejdzie.
Po jakimś czasie samolot zaczął lądować. Wpadłam w panikę, bo jakby nie patrzeć, byliśmy najbardziej narażeni w razie nieudanego lądowania. Jednak udało się i już po chwili byliśmy na ziemi.
-Jak otworzą klapę, to biegniemy.- powiedział Ucker, łapiąc mnie za rękę i podchodząc do wyjścia.
-A jak nas złapią?- zapytałam przerażona.
-To będziemy mieli przejebane, więc lepiej uciekaj od razu, jak powiem.
-No dobrze.
Po chwili klapa się otworzyła, a na nasze szczęście bagażowy się na chwilę odwrócił, a my uciekliśmy niezauważeni. Niepozornie szliśmy przez lotnisko w kierunku wyjścia.
-Ucker, głodna jestem.- powiedziałam cicho.
-Nie możemy tutaj nic kupować, anonimowość przede wszystkim.- odpowiedział z lekkim uśmiechem. -I nie wypowiadaj mojego imienia w miejscu publicznym.- dodał jeszcze ciszej.
-Ale ja jestem głodna... Mam umrzeć z głodu?- ciągnęłam dalej.
-Na mapie mamy zaznaczony sklepik w odludnym miejscu, gdzie ponoć możemy chodzić, to wstąpimy tam po drodze. A teraz chodź szybciej, bo nie możemy tu być.
-Ale dlaczego, o co tu w ogóle chodzi?
-Spokojnie, powiem Ci wszystko, jak będziemy na miejscu.
Dość szybko opuściliśmy lotnisko i szliśmy dalej według mapy. Panowała cisza i słychać było jedynie odgłosy natury. Teren był coraz bardziej górzysty i niebezpieczny. Kilka razy o mało nie spadłam z góry, a nawet wpadałam do strumyków. Generalnie ciągle się przewracałam, choć i tak w większości przypadkach łapał mnie Ucker. O dziwo się ze mnie nie śmiał, że jestem niezdarą, czy coś w tym stylu, a więc albo nadal było mu głupio o ten policzek, albo po prostu sprawa ucieczki była aż tak poważna, że nie było mu do śmiechu. Nie wiem, ale cierpliwie czekałam na wyjaśnienia. Rzeczywiście po drodze wstąpiliśmy do tego sklepiku po coś do jedzenia. Co kupiliśmy? Jogurty, wafelki i zupki chińskie, czyli to co nadaje się najbardziej w każdej sytuacji. Chciałam zjeść od razu, ale Ucker mi nie pozwolił, argumentując tym, że jak będę żarła po drodze, to na pewno się wyjebię. Pewnie miał rację, ale jak zwykle nie mogłam mu jej przyznać. Szliśmy dalej przez las gdzieniegdzie pokryty śniegiem. Nie miałam już siły i było mi strasznie zimno. Byłam w cienkiej kurtce, a pod spodem miałam tylko lekką bluzeczkę. Ucker cwaniak ubrał zimową kurtkę i bluzę, i nie narzekał. Weszliśmy na wysoką trochę oblodzoną górę,a potem zeszliśmy kawałek na dół po drugiej stronie i znaleźliśmy się w pięknej dolinie. Był tam mały drewniany domek, czyli za pewne nasze miejsce schronienia. Na szczęście było tutaj mniej śniegu i ogólnie temperatura była wyższa. Domek z zewnątrz był ładny jak ze snów. Jednak w środku było bardzo ubogo, ale dosyć przytulnie. Był tam tylko przedpokój z kuchnią, jeden pokój i łazienka. Byłoby całkiem okej, gdyby nie pajęczyny i w ogóle bałagan, i brud. Uckerowi od razu bardzo spodobał się ten domek.
-Mogę tu zostać na zawsze.- powiedział, rzucając się na łóżko.
-No bez przesady... Jest okej, ale bywałam w lepszych miejscach.- oczywiście musiałam zgasić jego entuzjazm.
-Ale Ty się zrobiłaś ponura...- stwierdził i pociągnął mnie na łóżko tak, że automatycznie leżałam koło niego.
-Nie ma w moim życiu już radości, zostałeś tylko Ty i problemy przez Ciebie.- wstałam, nie chcąc przy nim być.
-Dul, akurat kłopoty mamy przez Ciebie.- i po tych słowach już wiedziałam, że wybuchnie wojna.
-Przeze mnie?! No jasne, bo to ja zadaje się z podejrzanymi typami...
-Aj, nie udawaj głupiej... Dobrze wiesz, że to z twojej winy teraz tu jesteśmy. Mówiłem tyle razy, żebyś się nie wtrącała, a Ty i tak swoje. Jesteś okropna, wiesz?
-Chciałam po prostu wiedzieć! Czy to coś złego?
-W tym przypadku tak. Słyszałaś powiedzenie "Im mniej wiesz, tym dłużej żyjesz"? Teraz rozumiem jego sens i Ty też już powinnaś. Ogarnij to, że Amador nas teraz zabije i to w pełni twoja wina!- uniósł głos i wstał, a ja odskoczyłam do tyłu, bojąc się jego wybuchów. -Ej, mała, nie bój się.- powiedział i złapał mnie delikatnie za rękę, żebym usiadła i sam też to zrobił.
-Dziwi Cię to?- zapytałam, wyrywając mu się i odsuwając kawałek. -Jesteś agresywny, nieobliczalny, nie mam pojęcia, kim jesteś i jakiś czas temu dostałam od Ciebie w twarz właściwie za nic... Uważasz, że nie powinnam się bać, będąc z Tobą sam na sam pośrodku niczego?
-Okej, trafne argumenty, masz prawo czuć strach w mojej obecności. Ale proszę, spróbuj mi zaufać i już się nie bój. Po raz kolejny Cię przepraszam za tamten wybuch i policzek. Byłem bardzo zdenerwowany i nad sobą nie panowałem. Naprawdę nie chciałem Cię skrzywdzić, a teraz mam wyrzuty sumienia. Tak więc możesz być spokojna, bo tutaj przy mnie na pewno jesteś bezpieczna. Zresztą jakbym chciał, żeby stała Ci się krzywda, to zostawiłbym Cię w domu i sam uciekł. A jesteś tu ze mną i zajmę się Tobą dopóki zagrożenie nie minie.- mówił delikatnym i spokojnym głosem, patrząc mi w oczy.
-Dobra, postaram się być spokojna, ale pod warunkiem, że wszystko mi powiesz. Chcę wiedzieć, w co się wkopałeś, skąd miałeś kasę i co nam grozi.- zażądałam wyjaśnień, bo nadal niczego nie mogłam zrozumieć.
-Dul, nie powinnaś tego wiedzieć... Za bardzo Cię narażę, mówiąc Ci o tym.- złapał mnie za rękę i patrzył mi głęboko w oczy, co było jak dla mnie dość dziwne.
-Proszę, nikomu nie powiem... Przysięgam. Jestem cholernie ciekawska, ale nigdy nie plotkuję, wiesz przecież.
-Nie chodzi o plotki, tylko o sam fakt, że po poznaniu prawdy inaczej spojrzysz na mnie i wpadniesz w panikę, i w sumie nie wiem co jeszcze. Amador to niebezpieczny typ i nie daruje Ci, jeśli dowie się, że znasz prawdę.
-Nie dowie się. Przysięgam, że jak mi powiesz, to zachowam się odpowiedzialnie i nic już więcej nie zepsuję. Wolę wiedzieć, co się dzieje, bo najgorszym strachem jest to, czego nie znamy. Powiesz mi?- szukałam argumentów, żeby to z niego jakoś wyciągnąć.
-No dobrze, ale nie oceniaj mnie i nie krzycz, okej?- on ewidentnie bał się mojej reakcji.
-Okej, nie skomentuję nic. No mów.- rzuciłam mu ciepły uśmiech, by dodać odwagi.
-Okej, no więc od jakiegoś czasu działam w mafii Amadora. Zgodziłem się na to, kiedy byłem pijany, a teraz już nie mogę zrezygnować. Należenie do gangu Amadora jest dożywociem. Kiedy ktoś się o nim dowie, to musi służyć mu do końca życia. Jeśli go zdradzi lub, tak jak ja odejdzie, to zostanie zabity. Zrozum, że przez twoją bezmyślność musieliśmy uciekać, bo to nie są żarty. Dobrze wiem, do czego on jest zdolny. No dobra, on nie robi nic, bo ma od tego ludzi. I ja jestem jednym z nich. Mój szef to dziwny i psychiczny człowiek. Niszczy każdego, kto mu się naraził. Za byle głupotę potrafi zabić niewinnego człowieka i całą jego rodzinę.
-Czekaj, czy to znaczy, że na polecenie tego zjeba zabijasz?- musiałam się wtrącić, bo nie wierzyłam w to, co słyszę.
-Tak, Dul! Jestem mordercą!- zaczął drżeć i wstał, łapiąc się za głowę.
Kręcił się w kółko po pokoju, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Siedziałam i patrzyłam na niego mocno przerażona. Fakt, że przebywałam na odludziu z mordercą przyprawiał mnie o dreszcze i już nie wiedziałam co gorsze: ta niewiedza, czy to. W pewnym momencie Ucker zatrzymał się i stanął tuż przede mną. Wpatrywał się we mnie przez chwilę, po czym zapytał:
-Teraz to się dopiero boisz, nie? Nawet nic nie mówisz, super...
-Wiesz co?- zaczęłam niby na luzie i wstałam. -Pójdę się dotlenić.- powiedziałam, kierując się do drzwi.
-Nigdzie nie pójdziesz sama!- zakazał podniesionym tonem głosu, a ja aż zadrżałam.
-Spokojnie, będę przed domem na ławeczce. Muszę trochę ochłonąć.- posłałam mu delikatny, niepewny uśmiech i wyszłam.
Dopiero teraz zorientowałam się, że przez jakiś czas wstrzymywałam oddech, bo wypuściłam z płuc dużo powietrza. Usiadłam na ławeczce i myślałam o tym wszystkim, patrząc na piękny, górski krajobraz. Ten widok znacznie mnie uspokajał, bo inaczej już bym chyba zwariowała. To co usłyszałam przed chwilą totalnie mną wstrząsnęło i okropnie się teraz bałam. W sumie nie wiem, czy Uckera, czy Amadora... Ucker w sumie nie jest tak bardzo winny, bo musiał wykonywać rozkazy tego kretyna. To jednak nie zmienia faktu, że ma na sumieniu ludzkie życie i to pewnie nie jedno. To samo w sobie jest przerażające, bo skoro był w stanie kogoś zabić, to może to zrobić ponownie, kiedy go mocno zdenerwuję. Niby mnie chroni, ale ostatnio z nim to nic nie wiadomo i dlatego się boję. Zresztą siedząc przed domem, słyszałam hałasy z wewnątrz. Wiedziałam doskonale, co się tam działo. Uckerek za pewne był strasznie wkurzony i musiał się na czymś wyżyć. Jak zwykle padło na meble... W sumie to całkiem dobry sposób na złość, bo uderzając we wszystko, nie zrobi krzywdy innym. Musiałam teraz poczekać, aż mu przejdzie.
Ucker:
Wpadłem w istną furię. Po rozmowie z Dul czułem się okropnie... O dziwo nie skomentowała tego w żaden dziwny sposób, ale chyba już nawet to by było lepsze. Jej reakcja była... No dobra, jej w ogóle nie było. Nie potrafiłem nic wyczytać z jej twarzy, bo była w wyraźnym szoku. Myślę, że po prostu bardzo się przestraszyła i chciała uciec ode mnie jak najdalej. Nie dziwię się w sumie... Też bym uciekał, jakbym dowiedział się, że jestem na pustkowiu zdany na łaskę mordercy. Stwierdziłem jednak, że nie mogę pozwolić jej siedzieć nie wiadomo ile na dworze, bo było dosyć zimno, a ta wariatka wyszła bez kurtki. Przestałem wszystko niszczyć i nawet poukładałem to z grubsza. Wyszedłem na dwór, a ona nawet mnie nie zauważyła. Stanąłem za nią i założyłem jej na plecy moją ciepłą kurtkę. Przestraszyła się i odwróciła gwałtownie. Przez chwilę wpatrywała się we mnie, jakby zobaczyła ducha.
-Mogłaś się chociaż ubrać...- powiedziałem podniesionym głosem, ale nie uzyskałem odpowiedzi. -Cholera jasna, czy możesz do mnie przemówić?- zapytałem lekko zdenerwowany.
-Przepraszam, zamyśliłam się. Co mówiłeś?
-Mówię, że powinnaś ubrać kurtkę, wychodząc na dwór. Tylko tego brakuje, żeby się księżniczka rozchorowała.- mówiąc to, usiadłem koło niej na ławce, a ona patrzyła na mnie nieufnie.
-Czemu tak często mówisz do mnie "księżniczko"?- zapytała, co bardzo mnie rozbawiło.
-Serio? Sądziłem, że zadasz mi trudniejsze pytania, ale to nawet lepiej. Dlaczego "księżniczko"? Bo jesteś jak księżniczka pod każdym względem i jakoś lubię tak do Ciebie mówić.- odpowiedziałem z delikatnym uśmiechem.
-Nadal nie bardzo rozumiem, ale to teraz nieważne...- o nie, teraz ginę.
-Teraz nieważne, bo dokończymy rozmowę w środku.- położyłem swoją dłoń na jej, by zobaczyć, jak bardzo zmarzła, a ona gwałtownie cofnęła rękę.
-Nie chcę tam iść.- powiedziała tym swoim nieznośnym, kapryśnym głosem.
-Ty, geniuszu... Jak miałbym Cię zabić, to mógłbym to zrobić tu, nie muszę w domu. Przypominam Ci, że i tak jesteśmy sami w promieniu jakichś 5 kilometrów. Przestań zachowywać się jak dzieciak i chodź.- wstałem i podałem jej rękę, by jej pomóc.
Co zrobiła nasza cudowna Dula? Sama podniosła się z ławki, totalnie olewając to, że chciałem jej pomóc. W dodatku jeszcze oddała mi moją kurtkę z poważną miną i bez słowa. Szybko wybiła do przodu w kierunku domu. Ja jeszcze chwilę stałem w miejscu i próbowałem się uspokoić, żeby móc z nią już normalnie gadać. Trochę mnie zdenerwowała, ale jestem w stanie to zrozumieć, bo jest przestraszona. Dobrze, że chociaż nie ucieka i ze mną jakoś gada. Weszliśmy do domu, gdzie w sumie też nie było za ciepło, a Dulce drżała z zimna.
-Aj, jak będziesz chora...- westchnąłem, a ona nie dała mi skończyć.
-To co zrobisz? No co?! Zabijesz mnie dla świętego spokoju?- w tym momencie cholernie mnie wkurzyła, ale jakoś udało mi się opanować złość i na nią nie nakrzyczeć.
-Przestań pieprzyć bzdury, Dul. Weź się w ogóle, nie wiem... Przykryj.- podałem jej kocyk, a ona jak najszybciej wyrwała mi go z ręki. -Widzisz? Dlatego właśnie nie chciałem, żebyś wiedziała o mojej pracy. Zachowujesz się w tym momencie jak wariatka, a to tylko dlatego, że znasz prawdę. Uspokój się i spróbujmy pogadać jeszcze raz.- byłem naprawdę zaskakująco spokojny, mimo wielkiego zdenerwowania.
-Nie chcę z Tobą gadać. Znaczy nie chcę... Po prostu widzę, że już jesteś ostro wkurwiony i boję się, że powiem coś durnego i znów dostanę od Ciebie w ryj.
-Masz rację, jestem wkurwiony, ale panuję nad sobą. Obiecuję, że będę z Tobą rozmawiał w miarę możliwości na spokojnie, bo nie chcę Cię już mocniej stresować.
-No okej. Powiedz mi, kiedy wrócimy do domu?- zapytała na wstępie.
-Nie mam pojęcia. Aż tak Ci źle tutaj ze mną?
-Może nie źle, ale twoje towarzystwo jakoś mnie zbytnio nie cieszy, zwłaszcza na pustkowiu.
-Dulisiu, czy Ty naprawdę sądzisz, że mógłbym Cię zabić?- kurde, jakie głupie pytanie.
-Nie wiem, czy od razu zabić, ale krzywdę można zrobić na wiele sposobów.
-Jejku, jaka Ty jesteś nieznośna... Nic Ci nie zrobię. Zrozum, że jesteś tu, żeby nic Ci się nie stało. Chronię Cię, a wiesz dlaczego? Bo w tym momencie jestem człowiekiem, a nie sługą Amadora. Jesteś częścią mojego prywatnego życia, a w nim nie jestem mordercą. Rozumiesz? Zabiłem kilku ludzi dla Amadora, ale normalnie wolę rozpierdolić pół chałupy, żeby tylko nikogo nie skrzywdzić. Jestem wybuchowy, ale nic więcej. Możesz być spokojna, bo nic złego Cię tu nie spotka. Nie dam Cię skrzywdzić i sam też tego już nie zrobię.- siedziałem koło niej na łóżku i patrzyłem jej głęboko w oczy podczas rozmowy, a ona była mocno zmieszana, już nie przestraszona.
-Czemu w ogóle tu z Tobą jestem? Co Cię wzięło, że nagle się o mnie martwisz, patrzysz mi w oczy tak wymownie, nie krzyczysz, jesteś miły i nawet dajesz mi kocyk? Przypominam, że się nie lubimy.- dobre pytania... Aż zamilkłem na chwilę.
-Muszę się Tobą zająć, bo inaczej miałbym wyrzuty sumienia. Wiesz, ogólnie to twoja wina, ale jakby nie było, to ja miałem chorego szefa. Okej, nie będę Cię już obarczał winą, bo zawsze wtykałaś nos w nie swoje sprawy, a ja tego nie przewidziałem. Gdyby nie moje pijaństwo, wszystko byłoby inaczej i nie mielibyśmy teraz takich problemów. Pewnie byłbym spokojniejszy, nigdy bym Cię nie uderzył i mniej byśmy się kłócili.
-Bym... Byśmy... Być może, ale jest jak jest i musimy jakoś z tego wyjść. Wjebałeś się w bagno i wciągnąłeś w to mnie. Nie no okej, to wina naszych starych, bo gdyby nie to małżeństwo, nie byłoby mnie tu.
-Mnie też nie, bo w sumie oboje jesteśmy temu winni.- stwierdziłem, a ona uśmiechnęła się słodko.
-Tak i przy tym zostańmy. W sumie cieszę się, że tu jestem, bo potrzebowałam odpoczynku w tak pięknym miejscu. Problem w tym, że przy Tobie nie odpoczywam, bo boję się wyluzować.- mówiła już spokojniej, także patrząc mi w oczy.
-Bardzo mi nie ufasz?- zapytałem i ująłem jej dłoń, a ona cała zadrżała. -No dobra, nie odpowiadaj... Czuję to.- odpowiedziałem z rezygnacją.
-Przepraszam, ale perspektywa przebywania tu z kimś takim bardzo mnie przeraża. Niby wiem, że jesteś dla mnie dobry, ratujesz mi dupę i w ogóle, ale jednak ten strach jest i nie mogę go powstrzymać. Nie denerwuj się na mnie, ale póki co zachowam dystans w stosunku do Ciebie. Wiesz, że generalnie jestem bardzo odważna, ale w tej sytuacji jakoś nie mogę, to mnie przerasta. Ale ciężko mi stwierdzić, czy Ci ufam.- gadała jak nakręcona, a ja patrzyłem na nią z uśmiechem i jakby fascynacją.
-No już mała, bo się zmęczysz.- zaśmiałem się i przygarnąłem ją do siebie, przytulając czule.
-Aj, Ucker... Czasami jesteś okropny i Cię nienawidzę, ale od czasu do czasu potrafisz być kochany i słodki.- o dziwo mi się nie wyrwała i nawet miała uśmiech na twarzy.
-A no widzisz... 50 twarzy Uckera.- powiedziałem, śmiejąc się i cmoknąłem ją w policzek.
-Nie, Ty masz ich jeszcze więcej...
-Ciepło Ci?- co ze mną jest?! Serio troszczę się o Dul!
-No już w miarę. Chcę spać, ale chyba nie zasnę.- odsunęła się ode mnie delikatnie.
-Czemu? Kładziesz się i śpisz, to proste. Jeśli chcesz, to posiedzę i Cię popilnuję.- jeśli się zgodzi to znaczy, że ma jednak do mnie zaufanie.
-Nie będziesz patrzył, jak śpię! Weź się też już lepiej połóż.- w sumie to nadal nie wiem, czy mi ufa, ale już miałem pewien pomysł... -Czemu znów muszę spać z Tobą? Cholera no, ja mam chłopaka!- ale jej się przypomniało...
-Masz taki kawał zimnej podłogi, kładź się. A tak na poważnie... Mało tego, że w jednym łóżku, to jeszcze pod jednym kocem i na jednej poduszce.
-Że co? Ucker, nie, ja tak nie mogę z Tobą spać.
-Jak to nie? Przecież jesteś moją żoną.- zażartowałem z uśmiechem.
-Daj spokój, nie przypominaj mi.
-Aj przestań, nie jest tak źle.
-No pomijając to, że przez Ciebie mogę zginąć, ledwo wytrzymuję psychicznie i nie mogę być z ukochanym, to ogólnie jest super.- powiedziała to z taką ironią, że miałem ochotę strzelić sobie kulką w łeb.
-Jasne... Ale tego, że Cię chronię i martwię się, to już kurwa, nie widzisz!- wkurzyłem się i podniosłem głos.
-Nieprawda! Doceniam to, ale mam do Ciebie żal o to, że wpakowałeś nas w kłopoty i jestem zdenerwowana. Zresztą po chuj mi twoja troska?! Jesteśmy na odludziu i nic mi tu nie grozi. I wiesz co? Nie mam ochoty tu z Tobą siedzieć, spać, ani gadać!
-To zamknij tą mordę i wyjdź!- krzyknąłem i nieszczególnie delikatnie poszarpałem ją za ramiona.
-Okej, żegnam.- wstała przestraszona, a jednak z tą swoją siłą i zawziętością. -Niech Cię ten frajer znajdzie, wyświadczy przysługę ludzkości.- dodała chamsko.
-Zamknij się, bo w ryj dostaniesz, szmato!- krzyknąłem przerażająco głośno, a ona aż podskoczyła. -A żebyś zginęła w tym lesie!- rzuciłem na koniec, a ona wyszła, trzaskając drzwiami z impetem.
Cholernie mnie wkurwiła i w sumie cud, że nie rozjebałem jej, albo czegoś wkoło.
Wpadłem w istną furię. Po rozmowie z Dul czułem się okropnie... O dziwo nie skomentowała tego w żaden dziwny sposób, ale chyba już nawet to by było lepsze. Jej reakcja była... No dobra, jej w ogóle nie było. Nie potrafiłem nic wyczytać z jej twarzy, bo była w wyraźnym szoku. Myślę, że po prostu bardzo się przestraszyła i chciała uciec ode mnie jak najdalej. Nie dziwię się w sumie... Też bym uciekał, jakbym dowiedział się, że jestem na pustkowiu zdany na łaskę mordercy. Stwierdziłem jednak, że nie mogę pozwolić jej siedzieć nie wiadomo ile na dworze, bo było dosyć zimno, a ta wariatka wyszła bez kurtki. Przestałem wszystko niszczyć i nawet poukładałem to z grubsza. Wyszedłem na dwór, a ona nawet mnie nie zauważyła. Stanąłem za nią i założyłem jej na plecy moją ciepłą kurtkę. Przestraszyła się i odwróciła gwałtownie. Przez chwilę wpatrywała się we mnie, jakby zobaczyła ducha.
-Mogłaś się chociaż ubrać...- powiedziałem podniesionym głosem, ale nie uzyskałem odpowiedzi. -Cholera jasna, czy możesz do mnie przemówić?- zapytałem lekko zdenerwowany.
-Przepraszam, zamyśliłam się. Co mówiłeś?
-Mówię, że powinnaś ubrać kurtkę, wychodząc na dwór. Tylko tego brakuje, żeby się księżniczka rozchorowała.- mówiąc to, usiadłem koło niej na ławce, a ona patrzyła na mnie nieufnie.
-Czemu tak często mówisz do mnie "księżniczko"?- zapytała, co bardzo mnie rozbawiło.
-Serio? Sądziłem, że zadasz mi trudniejsze pytania, ale to nawet lepiej. Dlaczego "księżniczko"? Bo jesteś jak księżniczka pod każdym względem i jakoś lubię tak do Ciebie mówić.- odpowiedziałem z delikatnym uśmiechem.
-Nadal nie bardzo rozumiem, ale to teraz nieważne...- o nie, teraz ginę.
-Teraz nieważne, bo dokończymy rozmowę w środku.- położyłem swoją dłoń na jej, by zobaczyć, jak bardzo zmarzła, a ona gwałtownie cofnęła rękę.
-Nie chcę tam iść.- powiedziała tym swoim nieznośnym, kapryśnym głosem.
-Ty, geniuszu... Jak miałbym Cię zabić, to mógłbym to zrobić tu, nie muszę w domu. Przypominam Ci, że i tak jesteśmy sami w promieniu jakichś 5 kilometrów. Przestań zachowywać się jak dzieciak i chodź.- wstałem i podałem jej rękę, by jej pomóc.
Co zrobiła nasza cudowna Dula? Sama podniosła się z ławki, totalnie olewając to, że chciałem jej pomóc. W dodatku jeszcze oddała mi moją kurtkę z poważną miną i bez słowa. Szybko wybiła do przodu w kierunku domu. Ja jeszcze chwilę stałem w miejscu i próbowałem się uspokoić, żeby móc z nią już normalnie gadać. Trochę mnie zdenerwowała, ale jestem w stanie to zrozumieć, bo jest przestraszona. Dobrze, że chociaż nie ucieka i ze mną jakoś gada. Weszliśmy do domu, gdzie w sumie też nie było za ciepło, a Dulce drżała z zimna.
-Aj, jak będziesz chora...- westchnąłem, a ona nie dała mi skończyć.
-To co zrobisz? No co?! Zabijesz mnie dla świętego spokoju?- w tym momencie cholernie mnie wkurzyła, ale jakoś udało mi się opanować złość i na nią nie nakrzyczeć.
-Przestań pieprzyć bzdury, Dul. Weź się w ogóle, nie wiem... Przykryj.- podałem jej kocyk, a ona jak najszybciej wyrwała mi go z ręki. -Widzisz? Dlatego właśnie nie chciałem, żebyś wiedziała o mojej pracy. Zachowujesz się w tym momencie jak wariatka, a to tylko dlatego, że znasz prawdę. Uspokój się i spróbujmy pogadać jeszcze raz.- byłem naprawdę zaskakująco spokojny, mimo wielkiego zdenerwowania.
-Nie chcę z Tobą gadać. Znaczy nie chcę... Po prostu widzę, że już jesteś ostro wkurwiony i boję się, że powiem coś durnego i znów dostanę od Ciebie w ryj.
-Masz rację, jestem wkurwiony, ale panuję nad sobą. Obiecuję, że będę z Tobą rozmawiał w miarę możliwości na spokojnie, bo nie chcę Cię już mocniej stresować.
-No okej. Powiedz mi, kiedy wrócimy do domu?- zapytała na wstępie.
-Nie mam pojęcia. Aż tak Ci źle tutaj ze mną?
-Może nie źle, ale twoje towarzystwo jakoś mnie zbytnio nie cieszy, zwłaszcza na pustkowiu.
-Dulisiu, czy Ty naprawdę sądzisz, że mógłbym Cię zabić?- kurde, jakie głupie pytanie.
-Nie wiem, czy od razu zabić, ale krzywdę można zrobić na wiele sposobów.
-Jejku, jaka Ty jesteś nieznośna... Nic Ci nie zrobię. Zrozum, że jesteś tu, żeby nic Ci się nie stało. Chronię Cię, a wiesz dlaczego? Bo w tym momencie jestem człowiekiem, a nie sługą Amadora. Jesteś częścią mojego prywatnego życia, a w nim nie jestem mordercą. Rozumiesz? Zabiłem kilku ludzi dla Amadora, ale normalnie wolę rozpierdolić pół chałupy, żeby tylko nikogo nie skrzywdzić. Jestem wybuchowy, ale nic więcej. Możesz być spokojna, bo nic złego Cię tu nie spotka. Nie dam Cię skrzywdzić i sam też tego już nie zrobię.- siedziałem koło niej na łóżku i patrzyłem jej głęboko w oczy podczas rozmowy, a ona była mocno zmieszana, już nie przestraszona.
-Czemu w ogóle tu z Tobą jestem? Co Cię wzięło, że nagle się o mnie martwisz, patrzysz mi w oczy tak wymownie, nie krzyczysz, jesteś miły i nawet dajesz mi kocyk? Przypominam, że się nie lubimy.- dobre pytania... Aż zamilkłem na chwilę.
-Muszę się Tobą zająć, bo inaczej miałbym wyrzuty sumienia. Wiesz, ogólnie to twoja wina, ale jakby nie było, to ja miałem chorego szefa. Okej, nie będę Cię już obarczał winą, bo zawsze wtykałaś nos w nie swoje sprawy, a ja tego nie przewidziałem. Gdyby nie moje pijaństwo, wszystko byłoby inaczej i nie mielibyśmy teraz takich problemów. Pewnie byłbym spokojniejszy, nigdy bym Cię nie uderzył i mniej byśmy się kłócili.
-Bym... Byśmy... Być może, ale jest jak jest i musimy jakoś z tego wyjść. Wjebałeś się w bagno i wciągnąłeś w to mnie. Nie no okej, to wina naszych starych, bo gdyby nie to małżeństwo, nie byłoby mnie tu.
-Mnie też nie, bo w sumie oboje jesteśmy temu winni.- stwierdziłem, a ona uśmiechnęła się słodko.
-Tak i przy tym zostańmy. W sumie cieszę się, że tu jestem, bo potrzebowałam odpoczynku w tak pięknym miejscu. Problem w tym, że przy Tobie nie odpoczywam, bo boję się wyluzować.- mówiła już spokojniej, także patrząc mi w oczy.
-Bardzo mi nie ufasz?- zapytałem i ująłem jej dłoń, a ona cała zadrżała. -No dobra, nie odpowiadaj... Czuję to.- odpowiedziałem z rezygnacją.
-Przepraszam, ale perspektywa przebywania tu z kimś takim bardzo mnie przeraża. Niby wiem, że jesteś dla mnie dobry, ratujesz mi dupę i w ogóle, ale jednak ten strach jest i nie mogę go powstrzymać. Nie denerwuj się na mnie, ale póki co zachowam dystans w stosunku do Ciebie. Wiesz, że generalnie jestem bardzo odważna, ale w tej sytuacji jakoś nie mogę, to mnie przerasta. Ale ciężko mi stwierdzić, czy Ci ufam.- gadała jak nakręcona, a ja patrzyłem na nią z uśmiechem i jakby fascynacją.
-No już mała, bo się zmęczysz.- zaśmiałem się i przygarnąłem ją do siebie, przytulając czule.
-Aj, Ucker... Czasami jesteś okropny i Cię nienawidzę, ale od czasu do czasu potrafisz być kochany i słodki.- o dziwo mi się nie wyrwała i nawet miała uśmiech na twarzy.
-A no widzisz... 50 twarzy Uckera.- powiedziałem, śmiejąc się i cmoknąłem ją w policzek.
-Nie, Ty masz ich jeszcze więcej...
-Ciepło Ci?- co ze mną jest?! Serio troszczę się o Dul!
-No już w miarę. Chcę spać, ale chyba nie zasnę.- odsunęła się ode mnie delikatnie.
-Czemu? Kładziesz się i śpisz, to proste. Jeśli chcesz, to posiedzę i Cię popilnuję.- jeśli się zgodzi to znaczy, że ma jednak do mnie zaufanie.
-Nie będziesz patrzył, jak śpię! Weź się też już lepiej połóż.- w sumie to nadal nie wiem, czy mi ufa, ale już miałem pewien pomysł... -Czemu znów muszę spać z Tobą? Cholera no, ja mam chłopaka!- ale jej się przypomniało...
-Masz taki kawał zimnej podłogi, kładź się. A tak na poważnie... Mało tego, że w jednym łóżku, to jeszcze pod jednym kocem i na jednej poduszce.
-Że co? Ucker, nie, ja tak nie mogę z Tobą spać.
-Jak to nie? Przecież jesteś moją żoną.- zażartowałem z uśmiechem.
-Daj spokój, nie przypominaj mi.
-Aj przestań, nie jest tak źle.
-No pomijając to, że przez Ciebie mogę zginąć, ledwo wytrzymuję psychicznie i nie mogę być z ukochanym, to ogólnie jest super.- powiedziała to z taką ironią, że miałem ochotę strzelić sobie kulką w łeb.
-Jasne... Ale tego, że Cię chronię i martwię się, to już kurwa, nie widzisz!- wkurzyłem się i podniosłem głos.
-Nieprawda! Doceniam to, ale mam do Ciebie żal o to, że wpakowałeś nas w kłopoty i jestem zdenerwowana. Zresztą po chuj mi twoja troska?! Jesteśmy na odludziu i nic mi tu nie grozi. I wiesz co? Nie mam ochoty tu z Tobą siedzieć, spać, ani gadać!
-To zamknij tą mordę i wyjdź!- krzyknąłem i nieszczególnie delikatnie poszarpałem ją za ramiona.
-Okej, żegnam.- wstała przestraszona, a jednak z tą swoją siłą i zawziętością. -Niech Cię ten frajer znajdzie, wyświadczy przysługę ludzkości.- dodała chamsko.
-Zamknij się, bo w ryj dostaniesz, szmato!- krzyknąłem przerażająco głośno, a ona aż podskoczyła. -A żebyś zginęła w tym lesie!- rzuciłem na koniec, a ona wyszła, trzaskając drzwiami z impetem.
Cholernie mnie wkurwiła i w sumie cud, że nie rozjebałem jej, albo czegoś wkoło.
Witam Was pod 13 rozdziałem tego opowiadania, na który w pełni zasłużyłyście :* Jestem z Was dumna i aż byłam w szoku, kiedy za każdym razem jak weszłam na bloga, były nowe komentarze :D Rzadko się tak zdarza, bo najczęściej muszę na nie czekać i czekać, a teraz normalnie zaszalałyście xD Co prawda to trochę za szybko na rozdział, ale jak tu nie dodać przy 15 komentarzach w 4 dni? ;) Ja tu się dzisiaj aż tak nie będę rozpisywać, bo muszę się uczyć na dwa spr z chemii i jeden z biologii (rozszerzenie) , z czego większość materiału jest z tamtego roku, więc to będzie cud jak dostanę więcej niż 2.
A wgl to muszę się Wam jeszcze pochwalić, że będę brała udział w konkursie literackim w szkole, gdzie będę musiała pisać opowiadanie i razem z innymi zrobić książkę, będącą zbiorem tych opowiadań. Jaram się, bo to jest moja szansa, żeby przełożyć moje powiedzmy hobby na coś jeszcze poza blogiem :) Wiedzcie, że jak się coś z tego uda, to też dzięki Wam, bo piszę nie tylko dla własnej pasji, ale też dla Was, więc macie w tym duży udział ;) No i i tak się rozpisałam, standard, haha xD Dobra, lecę do nauki, bo zginę w tym tygodniu :/ No także w tym ciężkim tygodniu poproszę o tak cudne komentowanie jak ostatnio :*
Nie ogarniam Uckera. Raz słodki raz chamski
OdpowiedzUsuńO matko ...nie rozumiem go.najpierw próbuje udowodnić jej że jest inny tylko po to żeby to na końcu koncertowo spieprzyc. ..
OdpowiedzUsuńSytuacja między Dulce a Uckerem jest fatowa. Ucker stara się jak może a Dulce go wkurza czym jeszcze pogarszają się ich relację. Ja mam tylko nadzieję , że jednak mądry za nią pójdzie i jakoś uratuje bo będzie kaplica.
OdpowiedzUsuńP.S będę trzymała kciuki, żebyś sobie poradziła ze wszystkim i się wszystko udało :)
Nie no denerwująca jest ta sytuacja pomiędzy nimi. Widać, że Ucker serio się stara i zmienia się, co widać przez to jak się o nią martwi, ale jest też za bardzo wybuchowy. Chociaż nie dziwię się Dulce, że się go boi po takich informacjach jakie od niego usłyszała. Oboje muszą się w końcu ogarnąć i nauczyć się ze sobą rozmawiać i ze sobą żyć, a i niech Dulce najlepiej zapomni o tym Pablo, bo ma męża... Oby się coś wyjaśniło między nimi i Dulce nic się nie stało. Czekam z niecierpliwością na kolejny i uważam, że powinny się pojawiać częściej niż raz w tygodniu. Pozdrawiam i życzę wiele sukcesów w rozwijaniu hobby. :)
OdpowiedzUsuńBardzo fajny rozdział. Nie dziwię się Dul ze nie ufa Uckerowi. Ucker raz jest miły i opiekuńczy a innym razem wściekły i zdolny do tego aby kolejny raz podnieść rękę na Dul. Ucker tą swoją wściekłością odstrasza jeszcze bardziej Dulce. Czekam na nowy rozdział :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam te twoje długie rozdziały, po prostu jak wejdę na bloga i wiedzę nowy komentarz to taki banan na twarzy ze jej.
OdpowiedzUsuńAhh sytuacja między Dul z każdym rozdziałem się "ociepla". Ucker faktycznie jest wybuchowy i zjebał sprawę pod koniec ale Dul tez troszkę zawinił. Ale zachowanie Uckera o matko i jeszcze jak przytula Dul coś pięknego. Liczę ze szybko dodasz nowy. Powodzenia na spr, kurcze ja też mam rozszerzenie z biologii wiec łączmy się w bólu :*
Tam wyżej to nowy rozdział **
OdpowiedzUsuńOj sporo tutaj w tym rozdziale się dzieje. Wydaje mi się, że Ucker coś czuje do Dulce i wkurzyło go to, że wspomniała o swoim chłopaku. Ucker chyba jest trochę zazdrosny o Dul. Ucker z tymi słowami powinien się trochę powstrzymać i tą swoją agresją. Teraz to już na pewno ona będzie się go bała i będzie Uckerowi ciężko to naprawić. Czekam z niecierpliwością na kolejny 😊😉
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej mam nadzieję że niebawem coś dodasz
OdpowiedzUsuńNie mogę doczekać się kolejnego :)
OdpowiedzUsuńKiedy dodasz kolejny rozdział? ;)
OdpowiedzUsuńMyślę, że tak w piątek ;) No może ewentualnie jutro :*
UsuńJUTRO !!😀😀
OdpowiedzUsuńWeż dodaj jutro :P Są jutro moje urodziny :P
OdpowiedzUsuńDodaj dzisiaj rozdział. :)
OdpowiedzUsuńUcker taki nerwowy masakra strasznie. Cieszę się ze powiedział wszystko Dulce Ina niby się go boi ale jakieś zaufanie do niego ma. Tylko oni są tak zmienni raz rozmawiają w miarę normalnie aż tu nagle jedno wybucha i kłótnia to jest śmieszne :)
OdpowiedzUsuń