Zaraz po wyjściu ze szpitala z naszą córką, leżeliśmy razem na łóżku, tak jak kiedyś z Chrisem, który teraz już spał w swoim łóżeczku.
-Jest prześliczna jak Ty.- powiedział Ucker, patrząc na naszą maleńką córeczkę o imieniu Alma.
-Masz rację, jest piękna jak jej mamusia.- przyznałam, śmiejąc się.
-Oj, oby była tak samo skromna.- zaśmiał się, całując mnie w policzek.
-Tak, wtedy będzie kobietą idealną.- zażartowałam, wystawiając język Uckerowi.
-Aj Dul, mój słodki kwiatuszku... Kiedyś byłaś moją księżniczką.
-Jak to kiedyś?! Już nią nie jestem?...
-Pff, jasne, że nie... Mam tutaj swoją księżniczkę, Ty trochę tracisz na wartości.
-O Ty świnio!- wyzwałam go, kopiąc w kostkę. -W takim razie Ty nie jesteś moim księciem i to już od dawna.
-Trudno, jakoś to przeżyję.
-Weź idź, wredny jesteś...- udałam obrażoną, wychodząc z pokoju.
Poszłam do łazienki się wykąpać. Weszłam do gorącej wody z pianką i delektowałam się spokojem i samotnością, którą czasami lubię. Usłyszałam, że Christian się obudził i oboje płakali. Ucker nie dawał sobie z nimi rady, a więc koniec tego dobrego Dul... Musiałam wyjść z łazienki i iść mu pomóc. Ubrałam na siebie tylko szlafrok i poszłam do pokoju.
-Oj kochanie, chyba sobie nie radzisz...- powiedziałam lekko rozbawiona na widok Uckera usypiającego dwoje dzieci na raz.
-No co Ty?... Jest świetnie.- odpowiedział z ironią
-Dobra, zajmij się Chrisem, a ja nakarmię małą.
Po jakimś czasie oboje zasnęli. Jednak zanim to się stało, zdążyli nas już nieźle wymęczyć, no bo trochę to trwało. Położyliśmy dzieci do łóżeczek. Chrisa w pokoiku, a Almę w naszej sypialni, bo jej łóżeczko na razie jest tutaj. Sami położyliśmy się do naszego łóżka wtuleni w siebie.
-Aj, tak trudno jest być rodzicem...- stwierdził Ucker, wzdychając głośno.
-Poczekaj... To dopiero początek, skarbie. Później zaczną się kłócić, będą wymyślać z jedzeniem, chorować, chodzić do szkoły, albo wagarować... Jeszcze tyle nas czeka, że usypianie to pikuś.
-Weź mnie nie strasz, bo ucieknę.
-Nie zrobisz tego. Przede mną też chciałeś uciekać, kiedy powiedziałam, że po ślubie Ty mi gotujesz, sprzątasz i mnie rozpieszczasz.- zaśmiałam się, całując go w kącik ust.
-Tak, to też weź za powód mojej ucieczki.
-Oj tam, Uckerku... Takiej żony każdy by Ci pozazdrościł.
-Żony... Cholera, nadal nie mogę się do tego przyzwyczaić, a od ślubu minęło już tyle czasu.
-No w sumie mi też ciężko przyzwyczaić się do tego, że mam męża. Wiesz co? Nasze życie to marzenie, którego spełnienie było tylko snem. Od najmłodszych lat wyobrażałam sobie mojego męża, dzieci i tak bardzo chciałam założyć cudowną rodzinę. Z czasem jednak przestałam wierzyć, że to w ogóle możliwe. A teraz mam tak przystojnego męża i wspaniałe dzieci, i jestem najszczęśliwszą kobietą na świecie.
-Ja też jestem niewyobrażalnie szczęśliwy od paru lat, a od dnia naszego ślubu jeszcze bardziej.
-Ah, co to był za dzień... Nigdy nie zapomnę twojej miny podczas oczekiwania na moje "tak". Byłeś taki spięty, niepewny, patrzyłeś na mnie tak słodko. Miałam ochotę zrobić Ci na złość i powiedzieć "nie". To by było takie śmieszne.- zaczęłam się śmiać, a on patrzył na mnie z uśmiechem.
-Jesteś okropna... Śmiejesz się ze mnie, a sama miałaś tak drżące ręce, że ledwo udało Ci się się założyć mi obrączkę.
- To fakt... Serce biło mi jak szalone i tylko czekałam aż ksiądz powie "jesteście mężem i żoną".
-Tak, to było piękne i zacząłem normalnie oddychać na te słowa. Dopiero kiedy Cię całowałem, poczułam się całkowicie pewnie i swobodnie.
-Ja podobnie, kochanie. Nasz ślub był cudowny, a wesele zajebiste, tak jak i noc poślubna.
-Mhm, wszystko było po prostu wspaniałe. I na dokładkę Ann z informacją, że jest w ciąży...
-A no tak, powiedziała to na naszym weselu, bo pytaliśmy, czemu nie pije. Bardzo mnie wtedy zaskoczyła.
-Tak, mnie też. My staraliśmy się o dziecko, a jej pierwszej się to udało.
-My dowiedzieliśmy się jakieś dwa tygodnie później o naszym dziecku, nie?
-Mhm... Tym razem moja reakcja na dwie kreski na teście ciążowym była zupełnie inna, pełna optymizmu. Nie zapomnę jak zaczęłam się cieszyć i dzwonić do wszystkich.- zaśmiałam się na samo wspomnienie tej radości.
-Wiesz co? Na miejscu naszego syna byłbym na Ciebie zły, że z niego się tak nie cieszyłaś.
-Aj, masz rację... Ale czuję, że właśnie przez to będę miała do niego słabość i zawsze będzie moim syneczkiem.
-Tylko obyś nie przesadziła, bo go rozpieścisz...
-Nie, spokojnie. Dobra, chodźmy spać dopóki dzieci się nie budzą.
-Okej, dobranoc misiaku.
Wtuliłam się w ukochanego i zasnęłam w jego ramionach. Na mojej twarzy ciągle gościł uśmiech. W objęciach Uckera czułam się tak dobrze i bezpiecznie... A najlepsze jest to, że jest tak od zawsze i nic tego nie zmieni. Nasza miłość jest wieczna, choć nie zaczęła się kolorowo. To śmieszne, że tak to się potoczyło, a całe nasze życie uległo tak diametralnym zmianom. Mój świat jest prawie idealny, chociaż bardzo mi brakuje Juanita... Tęsknię za bratem, ale jedyne czego teraz chcę, to żeby moje dzieci były zdrowe i szczęśliwe zawsze, żeby miały wspaniałą rodzinę, bo o to na pewno się postaramy. Nie pozwolę, by kiedykolwiek były tak nieszczęśliwe jak ja lub tak puste jak mój mąż na początku naszej znajomości. No cóż... Wiele przeszliśmy i jesteśmy zupełnie inni niż te sześć lat temu... Wszystko w życiu się zmienia. Czasem na lepsze, a czasem na gorsze, ale ważne jest, żeby uparcie szukać swojego szczęścia i do niego dążyć. No i podejmować ryzyko, bo to też jest czasem niezbędne i nieuniknione. I na zawsze zapamiętam słowa mojej mamy:
"Rodzina ponad wszystko. To, co kochasz, ma największą wartość i o to musisz walczyć."
-Jest prześliczna jak Ty.- powiedział Ucker, patrząc na naszą maleńką córeczkę o imieniu Alma.
-Masz rację, jest piękna jak jej mamusia.- przyznałam, śmiejąc się.
-Oj, oby była tak samo skromna.- zaśmiał się, całując mnie w policzek.
-Tak, wtedy będzie kobietą idealną.- zażartowałam, wystawiając język Uckerowi.
-Aj Dul, mój słodki kwiatuszku... Kiedyś byłaś moją księżniczką.
-Jak to kiedyś?! Już nią nie jestem?...
-Pff, jasne, że nie... Mam tutaj swoją księżniczkę, Ty trochę tracisz na wartości.
-O Ty świnio!- wyzwałam go, kopiąc w kostkę. -W takim razie Ty nie jesteś moim księciem i to już od dawna.
-Trudno, jakoś to przeżyję.
-Weź idź, wredny jesteś...- udałam obrażoną, wychodząc z pokoju.
Poszłam do łazienki się wykąpać. Weszłam do gorącej wody z pianką i delektowałam się spokojem i samotnością, którą czasami lubię. Usłyszałam, że Christian się obudził i oboje płakali. Ucker nie dawał sobie z nimi rady, a więc koniec tego dobrego Dul... Musiałam wyjść z łazienki i iść mu pomóc. Ubrałam na siebie tylko szlafrok i poszłam do pokoju.
-Oj kochanie, chyba sobie nie radzisz...- powiedziałam lekko rozbawiona na widok Uckera usypiającego dwoje dzieci na raz.
-No co Ty?... Jest świetnie.- odpowiedział z ironią
-Dobra, zajmij się Chrisem, a ja nakarmię małą.
Po jakimś czasie oboje zasnęli. Jednak zanim to się stało, zdążyli nas już nieźle wymęczyć, no bo trochę to trwało. Położyliśmy dzieci do łóżeczek. Chrisa w pokoiku, a Almę w naszej sypialni, bo jej łóżeczko na razie jest tutaj. Sami położyliśmy się do naszego łóżka wtuleni w siebie.
-Aj, tak trudno jest być rodzicem...- stwierdził Ucker, wzdychając głośno.
-Poczekaj... To dopiero początek, skarbie. Później zaczną się kłócić, będą wymyślać z jedzeniem, chorować, chodzić do szkoły, albo wagarować... Jeszcze tyle nas czeka, że usypianie to pikuś.
-Weź mnie nie strasz, bo ucieknę.
-Nie zrobisz tego. Przede mną też chciałeś uciekać, kiedy powiedziałam, że po ślubie Ty mi gotujesz, sprzątasz i mnie rozpieszczasz.- zaśmiałam się, całując go w kącik ust.
-Tak, to też weź za powód mojej ucieczki.
-Oj tam, Uckerku... Takiej żony każdy by Ci pozazdrościł.
-Żony... Cholera, nadal nie mogę się do tego przyzwyczaić, a od ślubu minęło już tyle czasu.
-No w sumie mi też ciężko przyzwyczaić się do tego, że mam męża. Wiesz co? Nasze życie to marzenie, którego spełnienie było tylko snem. Od najmłodszych lat wyobrażałam sobie mojego męża, dzieci i tak bardzo chciałam założyć cudowną rodzinę. Z czasem jednak przestałam wierzyć, że to w ogóle możliwe. A teraz mam tak przystojnego męża i wspaniałe dzieci, i jestem najszczęśliwszą kobietą na świecie.
-Ja też jestem niewyobrażalnie szczęśliwy od paru lat, a od dnia naszego ślubu jeszcze bardziej.
-Ah, co to był za dzień... Nigdy nie zapomnę twojej miny podczas oczekiwania na moje "tak". Byłeś taki spięty, niepewny, patrzyłeś na mnie tak słodko. Miałam ochotę zrobić Ci na złość i powiedzieć "nie". To by było takie śmieszne.- zaczęłam się śmiać, a on patrzył na mnie z uśmiechem.
-Jesteś okropna... Śmiejesz się ze mnie, a sama miałaś tak drżące ręce, że ledwo udało Ci się się założyć mi obrączkę.
- To fakt... Serce biło mi jak szalone i tylko czekałam aż ksiądz powie "jesteście mężem i żoną".
-Tak, to było piękne i zacząłem normalnie oddychać na te słowa. Dopiero kiedy Cię całowałem, poczułam się całkowicie pewnie i swobodnie.
-Ja podobnie, kochanie. Nasz ślub był cudowny, a wesele zajebiste, tak jak i noc poślubna.
-Mhm, wszystko było po prostu wspaniałe. I na dokładkę Ann z informacją, że jest w ciąży...
-A no tak, powiedziała to na naszym weselu, bo pytaliśmy, czemu nie pije. Bardzo mnie wtedy zaskoczyła.
-Tak, mnie też. My staraliśmy się o dziecko, a jej pierwszej się to udało.
-My dowiedzieliśmy się jakieś dwa tygodnie później o naszym dziecku, nie?
-Mhm... Tym razem moja reakcja na dwie kreski na teście ciążowym była zupełnie inna, pełna optymizmu. Nie zapomnę jak zaczęłam się cieszyć i dzwonić do wszystkich.- zaśmiałam się na samo wspomnienie tej radości.
-Wiesz co? Na miejscu naszego syna byłbym na Ciebie zły, że z niego się tak nie cieszyłaś.
-Aj, masz rację... Ale czuję, że właśnie przez to będę miała do niego słabość i zawsze będzie moim syneczkiem.
-Tylko obyś nie przesadziła, bo go rozpieścisz...
-Nie, spokojnie. Dobra, chodźmy spać dopóki dzieci się nie budzą.
-Okej, dobranoc misiaku.
Wtuliłam się w ukochanego i zasnęłam w jego ramionach. Na mojej twarzy ciągle gościł uśmiech. W objęciach Uckera czułam się tak dobrze i bezpiecznie... A najlepsze jest to, że jest tak od zawsze i nic tego nie zmieni. Nasza miłość jest wieczna, choć nie zaczęła się kolorowo. To śmieszne, że tak to się potoczyło, a całe nasze życie uległo tak diametralnym zmianom. Mój świat jest prawie idealny, chociaż bardzo mi brakuje Juanita... Tęsknię za bratem, ale jedyne czego teraz chcę, to żeby moje dzieci były zdrowe i szczęśliwe zawsze, żeby miały wspaniałą rodzinę, bo o to na pewno się postaramy. Nie pozwolę, by kiedykolwiek były tak nieszczęśliwe jak ja lub tak puste jak mój mąż na początku naszej znajomości. No cóż... Wiele przeszliśmy i jesteśmy zupełnie inni niż te sześć lat temu... Wszystko w życiu się zmienia. Czasem na lepsze, a czasem na gorsze, ale ważne jest, żeby uparcie szukać swojego szczęścia i do niego dążyć. No i podejmować ryzyko, bo to też jest czasem niezbędne i nieuniknione. I na zawsze zapamiętam słowa mojej mamy:
"Rodzina ponad wszystko. To, co kochasz, ma największą wartość i o to musisz walczyć."
Tak jak obiecałam, dodaję dziś :) Jak tam początek wakacji? U Was też jest tak gorąco?? Jestem wgl normalnie szczęśliwa, bo byłam w mojej starej szkole i widziałam, że nie zmazali naszych pamiątkowych podpisów w szatni od wfu :D Pisałyśmy to równo rok temu, aż mi się łezka w oku zakręciła (chociaż o to nie trudno w tym temacie xD) Zaczęłam się jarać i zrobiłam zdjęcie, a ludzie się patrzyli jak na idiotkę, haha :D Nie po to tu jestem, wiem, ale musiałam się z Wami tym podzielić :*
No ale koniec moich opowieści cudownych jak zawsze... Teraz muszę Was opieprzyć kochane moje :* Tydzień temu dodałam ostatni rozdział, a są dopiero 2 komentarze! Epilog dzisiaj jest tylko dlatego, że już to wcześniej zapowiedziałam no i ogólnie chciałam na zakończenie. Ale teraz tak... Dziś jest ten epilog, ale nwm kiedy zacznę dodawać nowe opowiadanie. Mam napisane do 22 rozdziału, ale tu nie o to chodzi xD Nwm kiedy z Moniką ogarniemy wygląd bloga, a wcześniej na pewno nic nie dodam. A tak wgl to są wakacje i nie macie wymówki pt. Brak czasu i będę czekać na dużo komentarzy pod epilogiem (oczywiście mile widziane też pod ostatnim rozdziałem, bo jestem zawiedziona troszkę...) Gorzej jak się nie wyrobimy (ja z wyglądem albo wy z komentowaniem) do 5 lipca, bo jadę nad morze i tam na pewno wyglądu nie zrobimy i wtedy sobie trochę poczekacie niestety xD
Koniec części pt. Zjebka xD Czas przejść do tego co Pelasia lubi najbardziej, czyli przemowa:
No więc dziękuję za wszystkie komentarze i wyświetlenia :* Uwielbiam Was i nie potrafiłabym skończyć z pisaniem (tak wiem, powtarzam się xD). Wenę ogólnie mam i wątpię, żeby się skończyła w najbliższym czasie. Jedyne co mnie pozbawia inwencji twórczej i zniechęca do pisania, to właśnie brak komentarzy lub ich mała ilość. Pisanie to dla mnie żaden wysiłek, bo to sama przyjemność, bardzo to lubię... Ale podczas pisania tego opka (i jak zaczynałam następne) miałam kilka takich właśnie kryzysów, że nikt tego nie czyta i to nie ma sensu... Dołowało mnie to strasznie, ale za każdym razem jakoś z tego wychodziłam i piszę dalej ;) Staram się odchodzić od myślenia o ilości komentarzy, a bardziej o ich zawartości, jakości... Każdy komentarz cieszy i motywuje (ci co piszą, to wiedzą). Ale ja jestem na tyle uczuciowa i wrażliwa (czy nwm jak to w sumie nazwać), że niektóre przeczytane komentarze pamiętam na długo, bo mnie bardziej urzekły (nawet takie z początku mojej "kariery"). Do czego zmierzam? Do tego, że ten blog stał się dużą częścią mojego życia i bardzo mi na tym zależy. Kocham Was za to, że czytacie, komentujecie, jesteście tu ze mną i mam nadzieję, że przywiązaliście się do mnie tak jak ja do Was :* Ogólnie mam nadzieję, że opowiadanie Wam się podobało i czytało się je równie fajnie jak pisało :) Zdradzę Wam jedno: W następnym opku będzie zdecydowanie mniej scen erotycznych, bo tutaj troszkę przesadziłam z ich ilością xD No ale cóż... Tutaj musiało tak być ;)
No to co? Chyba już zakończę moją przemowę (jak nazwać przemowę na piśmie haha?) Wgl mam nadzieję, że Wam nie przeszkadza takie pieprzenie o niczym pod prawie każdym rozdziałem. Jestem gadułą, nie umiem się nie rozpisywać i czasem muszę pomarudzić i zasypać innych moimi filozofjami (dziwne słowo xD), ale mogłabym to ograniczyć. Lubię tak sobie tu pisać, bo mam wrażenie, że wtedy mam z Wami taki lepszy kontakt i nie pozostaje autorem anonimowym ;) Ale macie okazję wpłynąć trochę na tego bloga... Proste pytanie: Lubicie to, że piszę tu o bzdurach, czy raczej lepiej by było sam rozdział i cześć?
A wgl to zwracam Wam kawałek honoru, bo pod 40 rozdziałem są już 3 komy xD Pisałam to na raty i wcześniej były 2 :) Wgl jak ten czas szybko leci... Pamiętam jak dziś, jak rozpisałam się pod epilogiem mojego pierwszego opowiadania, a to już jest 5 (licząc części osobno). No to do nwm kiedy :* Póki co pewnie będę ciągle pisać rozdziały, bo mam mega wenę i ochotę na pisanie :)