Dulce:
-A właściwie to co dalej?- zapytałam zmartwiona. Co prawda przy nim byłam spokojniejsza, ale zdawałam sobie sprawę z tego, że moje problemy nagle nie wyparują.
-Dobra, muszę Ci to w końcu powiedzieć.- powiedział bardzo poważnym tonem, co trochę mnie zaniepokoiło.
-Co jeszcze?- zapytałam, patrząc mu w oczy pytająco.
-Posłuchaj... Dla Twojego bezpieczeństwa wezmę z Tobą ślub.
-Co takiego?!- krzyknęłam, odsuwając się od niego. -Przecież ja jestem żoną Carlosa.
-Nie jesteś. Ślub jest nieważny, bo on używa fałszywego nazwiska. Poncho znalazł na to dowody, więc nie będzie problemu.- wytłumaczył. Zdałam sobie sprawę z tego, jaka byłam głupia.
-Nie, nie wyjdę za Ciebie.- krzyknęłam, siadając.
-Dlaczego? Dul, przecież to dla Twojego dobra.- próbował mnie uspokoić, ale wyszło zupełnie odwrotnie.
-Jasne... Carlos też tak mówił. Nie wierzę Ci, zostaw mnie! Nie chcę wychodzić za kolejnego bałwana, który zamydli mi oczy lepszym życiem. Nie jestem aż tak głupia i nie dam się nabrać po raz drugi. Nie zaufam już żadnemu mężczyźnie!- wpadłam w histerię, krzyczałam. Ucker próbował mnie uspokoić, a nawet przytulić. Wyrywałam mu się, biłam go.
-Przestań do cholery!- wrzasnął na mnie porządnie i złapał mocno za nadgarstki. Nie miałam już siły się wyrwać. Zresztą w tej chwili się go trochę bałam.
-Puść, to boli.- tylko tyle zdołałam powiedzieć. Byłam przestraszona, płakałam. Poluźnił uścisk na moich rękach, ale nie puszczał.
-Uspokoiłaś się?- zapytał delikatnym głosem.
-Nie rób ze mnie psychopatki. Puść mnie i zostaw w spokoju. Nie chcę z Tobą być, a już tym bardziej wybij sobie z głowy ten ślub.- mówiłam już spokojnym głosem, choć we mnie nadal wszystko wrzało i miałam ochotę krzyczeć.
-Zrozum, że nie zależy mi na tym ślubie, tylko na samym papierku. Tylko wtedy Carlos nie będzie mógł mi Cię odebrać. Inaczej sąd tak łatwo nie unieważni waszego ślubu.- jego głos także był spokojny. Ciągle patrzył mi w oczy, ale ja wlepiłam wzrok w dół, na pościel.
-Nie rozumiesz, że ja nie chcę?! Nie potrafię Ci zaufać na tyle, żeby wziąć z Tobą ślub. Już raz podpisałam ten pierdzielony papierek i był to najgorszy błąd w moim życiu. Nigdy więcej nie wyjdę za mąż.- znów się uniosłam, podniosłam głos i płakałam.
-Wtedy popełniłaś ten błąd z miłości, teraz nie ma o niej nawet mowy. Ja naprawdę chcę Ci tylko pomóc. No ale dobrze... Skoro aż tak się boisz, to prześpij się z tym. Pogadamy jutro, tak?- ma w sumie rację, zrobiłam głupstwo z miłości i dla spełnienia marzeń.
-Dzięki za wyrozumiałość.- powiedziałam, ciągając nosem. Puścił moje ręce.
-Nie ma za co. A teraz wybacz, ale zasypiam na siedząco.- położył się.
-Ok, dobranoc.- powiedziałam i zrobiłam to samo.
-Dobranoc.- odpowiedział. Nadal było mi strasznie zimno, ale jakoś teraz było mi głupio znów się do niego tulić. Odwróciłam się w drugą stronę i okryłam się szczelnie kołdrą. On także obrócił się na drugi bok. Leżeliśmy w bardzo dużej odległości od siebie, w zasadzie po prostu na dwóch końcach łóżka. I pomyśleć, że jeszcze przed chwilą byliśmy tak blisko siebie, leżąc niczym para zakochanych... Długo nie mogłam zasnąć przez natłok myśli i emocji. W dodatku chrapanie Uckera. Co prawda nie było one jakieś strasznie głośne, ale mi i tak przeszkadzało. Jakby tego było mało, praktycznie zamarzałam. Wreszcie wyczerpana całym tym dniem, a może życiem, zasnęłam.
-A właściwie to co dalej?- zapytałam zmartwiona. Co prawda przy nim byłam spokojniejsza, ale zdawałam sobie sprawę z tego, że moje problemy nagle nie wyparują.
-Dobra, muszę Ci to w końcu powiedzieć.- powiedział bardzo poważnym tonem, co trochę mnie zaniepokoiło.
-Co jeszcze?- zapytałam, patrząc mu w oczy pytająco.
-Posłuchaj... Dla Twojego bezpieczeństwa wezmę z Tobą ślub.
-Co takiego?!- krzyknęłam, odsuwając się od niego. -Przecież ja jestem żoną Carlosa.
-Nie jesteś. Ślub jest nieważny, bo on używa fałszywego nazwiska. Poncho znalazł na to dowody, więc nie będzie problemu.- wytłumaczył. Zdałam sobie sprawę z tego, jaka byłam głupia.
-Nie, nie wyjdę za Ciebie.- krzyknęłam, siadając.
-Dlaczego? Dul, przecież to dla Twojego dobra.- próbował mnie uspokoić, ale wyszło zupełnie odwrotnie.
-Jasne... Carlos też tak mówił. Nie wierzę Ci, zostaw mnie! Nie chcę wychodzić za kolejnego bałwana, który zamydli mi oczy lepszym życiem. Nie jestem aż tak głupia i nie dam się nabrać po raz drugi. Nie zaufam już żadnemu mężczyźnie!- wpadłam w histerię, krzyczałam. Ucker próbował mnie uspokoić, a nawet przytulić. Wyrywałam mu się, biłam go.
-Przestań do cholery!- wrzasnął na mnie porządnie i złapał mocno za nadgarstki. Nie miałam już siły się wyrwać. Zresztą w tej chwili się go trochę bałam.
-Puść, to boli.- tylko tyle zdołałam powiedzieć. Byłam przestraszona, płakałam. Poluźnił uścisk na moich rękach, ale nie puszczał.
-Uspokoiłaś się?- zapytał delikatnym głosem.
-Nie rób ze mnie psychopatki. Puść mnie i zostaw w spokoju. Nie chcę z Tobą być, a już tym bardziej wybij sobie z głowy ten ślub.- mówiłam już spokojnym głosem, choć we mnie nadal wszystko wrzało i miałam ochotę krzyczeć.
-Zrozum, że nie zależy mi na tym ślubie, tylko na samym papierku. Tylko wtedy Carlos nie będzie mógł mi Cię odebrać. Inaczej sąd tak łatwo nie unieważni waszego ślubu.- jego głos także był spokojny. Ciągle patrzył mi w oczy, ale ja wlepiłam wzrok w dół, na pościel.
-Nie rozumiesz, że ja nie chcę?! Nie potrafię Ci zaufać na tyle, żeby wziąć z Tobą ślub. Już raz podpisałam ten pierdzielony papierek i był to najgorszy błąd w moim życiu. Nigdy więcej nie wyjdę za mąż.- znów się uniosłam, podniosłam głos i płakałam.
-Wtedy popełniłaś ten błąd z miłości, teraz nie ma o niej nawet mowy. Ja naprawdę chcę Ci tylko pomóc. No ale dobrze... Skoro aż tak się boisz, to prześpij się z tym. Pogadamy jutro, tak?- ma w sumie rację, zrobiłam głupstwo z miłości i dla spełnienia marzeń.
-Dzięki za wyrozumiałość.- powiedziałam, ciągając nosem. Puścił moje ręce.
-Nie ma za co. A teraz wybacz, ale zasypiam na siedząco.- położył się.
-Ok, dobranoc.- powiedziałam i zrobiłam to samo.
-Dobranoc.- odpowiedział. Nadal było mi strasznie zimno, ale jakoś teraz było mi głupio znów się do niego tulić. Odwróciłam się w drugą stronę i okryłam się szczelnie kołdrą. On także obrócił się na drugi bok. Leżeliśmy w bardzo dużej odległości od siebie, w zasadzie po prostu na dwóch końcach łóżka. I pomyśleć, że jeszcze przed chwilą byliśmy tak blisko siebie, leżąc niczym para zakochanych... Długo nie mogłam zasnąć przez natłok myśli i emocji. W dodatku chrapanie Uckera. Co prawda nie było one jakieś strasznie głośne, ale mi i tak przeszkadzało. Jakby tego było mało, praktycznie zamarzałam. Wreszcie wyczerpana całym tym dniem, a może życiem, zasnęłam.
Ucker:
Obudziłem się koło 7:00 rano. Leniwie otworzyłem oczy, po czym zobaczyłem, że Dulce nie ma obok mnie. Wstałem i zacząłem jej szukać. Nie było jej w kuchni, ani w łazience. Nigdzie. Ubrałem się i wyszedłem na dwór. Martwiłem się o nią. Miałem do siebie żal, bo powinienem jej lepiej pilnować. Przecież ona do cholery ma zaburzenia psychiczne! Jest zdolna do wszystkiego! Szedłem przed siebie, krzycząc jej imię. O tyle dobrze, że dom był położony na totalnym uboczu, poza cywilizacją, więc daleko pójść nie mogła. W okolicy nie było nic, jedynie łąka i jakiś lasek. Wszedłem do niego. W oddali było słychać szum wody. Podążałem w tamtym kierunku. Zobaczyłem ją. Siedziała na dużym kamieniu przy samym stawie.
Obudziłem się koło 7:00 rano. Leniwie otworzyłem oczy, po czym zobaczyłem, że Dulce nie ma obok mnie. Wstałem i zacząłem jej szukać. Nie było jej w kuchni, ani w łazience. Nigdzie. Ubrałem się i wyszedłem na dwór. Martwiłem się o nią. Miałem do siebie żal, bo powinienem jej lepiej pilnować. Przecież ona do cholery ma zaburzenia psychiczne! Jest zdolna do wszystkiego! Szedłem przed siebie, krzycząc jej imię. O tyle dobrze, że dom był położony na totalnym uboczu, poza cywilizacją, więc daleko pójść nie mogła. W okolicy nie było nic, jedynie łąka i jakiś lasek. Wszedłem do niego. W oddali było słychać szum wody. Podążałem w tamtym kierunku. Zobaczyłem ją. Siedziała na dużym kamieniu przy samym stawie.
Dulce:
Od wczesnego ranka siedziałam tu nad stawem i myślałam nad tym wszystkim. Potrzebowałam odrobiny samotności, prywatności. Było mi tu dobrze... cicho, spokojnie. Niestety ktoś uniemożliwił mi długie rozkoszowanie się dźwiękami natury.
-Dulce!- usłyszałam głos Uckera. Odwróciłam się i zobaczyłam, jak biegnie w moją stronę. -Co tu robisz? Szukałem Cię wszędzie. Nic Ci nie jest? Co Ci strzeliło do głowy?- zadawał te pytania nerwowo w takim tempie, że ciężko go było zrozumieć. W dodatku dyszał, bo biegł.
-Przestań siać panikę! Traktujesz mnie, jak psychopatkę. Umiem o siebie zadbać, wszytko jest w porządku. Nie łaź za mną, bo zaczynam mieć dosyć.- trochę się zdenerwowałam, bo on naprawdę robił ze mnie idiotkę.
-Nie powinnaś tak sama wychodzić, przestraszyłaś mnie. Mogłaś powiedzieć, że chcesz wyjść, to poszedłbym z Tobą.- a on dalej swoje, no za moment wyląduje w wodzie.
-Ja pierdziele... czy tak trudno się domyślić, że chciałam po prostu pobyć trochę sama?! Sama, bez Ciebie...- ostatnie zdanie wypowiedziałam bardzo wolno i wyraźnie.
-No dobrze już, ale proszę Cię następnym razem mnie informuj, że wychodzisz, ok?- poprosił i ukucnął przy mnie.
-Dobra, nie dramatyzuj...- uśmiechnęłam się do niego słodko, przewracając oczami.
-Mogę się przysiąść?- zapytał.
-Skoro i tak tu jesteś...- odpowiedziałam oschle.
-Przepraszam za wczoraj, jeśli zrobiłem Ci jakąkolwiek krzywdę.- powiedział delikatnym głosem, patrząc na mnie uważnie.
-Nie, to ja Cię powinnam przeprosić. Chcesz mi pomóc, a ja wciąż tego nie doceniam i jeszcze na Ciebie krzyczę.
-Mogę Ci to wybaczyć, ale tylko dlatego, że masz problemy i przeżyłaś załamanie nerwowe.
-Nie Ucker, zapomnij o tym. Traktuj mnie normalnie, bo zaczynasz mnie naprawdę drażnić. Nie jestem ułomna i nie musisz za mną wszędzie chodzić.
-Nie to miałem na myśli.
-Yhm... Dobra zresztą nieważne. Pogadajmy o czym innym.- nie chciałam kolejnej kłótni, ani głupiej gadki o mojej wyczerpanej psychice.
-Dobry pomysł.- stwierdził z takim dziwnym, ponurym uśmiechem. -To jak, przemyślałaś to?- zapytał po chwili, patrząc na mnie uważnie.
-Ja... Się boję.- wydukałam, spoglądając na niego.
-Mnie się boisz?- dość dziwne pytanie, no ale cóż moja wypowiedź go chyba wymagała.
-Nie, chyba nie Ciebie. Ja po prostu boję się znów zaufać mężczyźnie. Wiem, że to nie to samo i tak dalej, bo nas nic nie łączy, i w ogóle...- mówiłam szybko, ale przerwał mi, łapiąc za mój podbródek, tym samym delikatnie zmuszając mnie do popatrzenia mu w oczy.
-Spokojnie.- powiedział czułym głosem, a we mnie pojawiły się jakieś niespodziewane uczucia. To było bardzo dziwne, nie potrafię tego nazwać. -Spróbuj mi zaufać.- poprosił, kiedy nasze twarze mimowolnie się zbliżały.
Nie potrafiłam tego zatrzymać, był jak magnes. Na szczęście się opamiętałam i stworzyłam między nami bezpieczną odległość, odsuwając się od niego gwałtownie. Byłam zdezorientowana, może przestraszona. Błądziłam wzrokiem wszędzie w koło, jakbym szukała pomocy, a przecież nikogo prócz nas tu nie było.
-To jak będzie?- zapytał po chwili.
-Dobra i tak nie mam nic do stracenia.- zgodziłam się niedbale. -Ale to tylko na papierku, tak? Jak wszystko się ułoży, to się rozwiedziemy?- chciałam się upewnić.
-Tak, jeśli będziesz chciała.
-A dlaczego mam nie chcieć?...
-Bo może Ci się spodoba nasze małżeństwo.- zażartował, to znaczy... Chyba żartował.
-Wątpię. Co może mi się podobać w byciu Twoją żoną tylko formalnie?
-A jak skradnę Ci buziaka?- zapytał albo zaproponował, śmiejąc się.
-To wylądujesz w wodzie.- zastrzegłam.
Nie słuchał mnie i skradł mi szybkiego buziaka w kącik ust. W pierwszej chwili mnie zamurowało i nie wiedziałam, co mam zrobić. Po jakimś czasie zareagowałam, popychając go do tyłu tak, że wpadł do stawu. Zaczęłam się śmiać. Nawet nie wiem kiedy, a także wylądowałam w wodzie.
-I co mądralo?- zapytał złośliwie, trzymając mnie w ramionach.
-Ucker, nie umiem pływać!- krzyknęłam, wtulając się w niego jeszcze mocniej.
-Domyśliłem się, dlatego Cię trzymam.- zaśmiał się i oparł mnie o tą samą skałę, na której wcześniej siedzieliśmy. Ja gruntu tu nie miałam, ale on stał normalnie. No w końcu jestem od niego sporo niższa. Przyglądał mi się dziwnie, ja także patrzyłam mu w oczy. Kurde, czy one muszą być takie piękne i czarujące?
-Co tak patrzysz?- zapytałam skrępowana, onieśmielał mnie i to cholernie.
-Zastanawiam się, jak ktoś mógł Cię skrzywdzić. Jesteś tak piękna, delikatna, niewinna... Nie powinnaś cierpieć.- po jego słowach z mojej twarzy zniknął uśmiech. Przypomniał mi to wszystko, dlatego.
-Dlaczego o tym mówisz?- zapytałam cicho, patrząc mu w oczy.
-Po prostu nie mogę znieść tej myśli. Chciałbym się Tobą zaopiekować, tak naprawdę.- posłałam mu delikatny uśmiech, który sama nie wiem, co miał znaczyć, tak jak zresztą i jego propozycja.
Od wczesnego ranka siedziałam tu nad stawem i myślałam nad tym wszystkim. Potrzebowałam odrobiny samotności, prywatności. Było mi tu dobrze... cicho, spokojnie. Niestety ktoś uniemożliwił mi długie rozkoszowanie się dźwiękami natury.
-Dulce!- usłyszałam głos Uckera. Odwróciłam się i zobaczyłam, jak biegnie w moją stronę. -Co tu robisz? Szukałem Cię wszędzie. Nic Ci nie jest? Co Ci strzeliło do głowy?- zadawał te pytania nerwowo w takim tempie, że ciężko go było zrozumieć. W dodatku dyszał, bo biegł.
-Przestań siać panikę! Traktujesz mnie, jak psychopatkę. Umiem o siebie zadbać, wszytko jest w porządku. Nie łaź za mną, bo zaczynam mieć dosyć.- trochę się zdenerwowałam, bo on naprawdę robił ze mnie idiotkę.
-Nie powinnaś tak sama wychodzić, przestraszyłaś mnie. Mogłaś powiedzieć, że chcesz wyjść, to poszedłbym z Tobą.- a on dalej swoje, no za moment wyląduje w wodzie.
-Ja pierdziele... czy tak trudno się domyślić, że chciałam po prostu pobyć trochę sama?! Sama, bez Ciebie...- ostatnie zdanie wypowiedziałam bardzo wolno i wyraźnie.
-No dobrze już, ale proszę Cię następnym razem mnie informuj, że wychodzisz, ok?- poprosił i ukucnął przy mnie.
-Dobra, nie dramatyzuj...- uśmiechnęłam się do niego słodko, przewracając oczami.
-Mogę się przysiąść?- zapytał.
-Skoro i tak tu jesteś...- odpowiedziałam oschle.
-Przepraszam za wczoraj, jeśli zrobiłem Ci jakąkolwiek krzywdę.- powiedział delikatnym głosem, patrząc na mnie uważnie.
-Nie, to ja Cię powinnam przeprosić. Chcesz mi pomóc, a ja wciąż tego nie doceniam i jeszcze na Ciebie krzyczę.
-Mogę Ci to wybaczyć, ale tylko dlatego, że masz problemy i przeżyłaś załamanie nerwowe.
-Nie Ucker, zapomnij o tym. Traktuj mnie normalnie, bo zaczynasz mnie naprawdę drażnić. Nie jestem ułomna i nie musisz za mną wszędzie chodzić.
-Nie to miałem na myśli.
-Yhm... Dobra zresztą nieważne. Pogadajmy o czym innym.- nie chciałam kolejnej kłótni, ani głupiej gadki o mojej wyczerpanej psychice.
-Dobry pomysł.- stwierdził z takim dziwnym, ponurym uśmiechem. -To jak, przemyślałaś to?- zapytał po chwili, patrząc na mnie uważnie.
-Ja... Się boję.- wydukałam, spoglądając na niego.
-Mnie się boisz?- dość dziwne pytanie, no ale cóż moja wypowiedź go chyba wymagała.
-Nie, chyba nie Ciebie. Ja po prostu boję się znów zaufać mężczyźnie. Wiem, że to nie to samo i tak dalej, bo nas nic nie łączy, i w ogóle...- mówiłam szybko, ale przerwał mi, łapiąc za mój podbródek, tym samym delikatnie zmuszając mnie do popatrzenia mu w oczy.
-Spokojnie.- powiedział czułym głosem, a we mnie pojawiły się jakieś niespodziewane uczucia. To było bardzo dziwne, nie potrafię tego nazwać. -Spróbuj mi zaufać.- poprosił, kiedy nasze twarze mimowolnie się zbliżały.
Nie potrafiłam tego zatrzymać, był jak magnes. Na szczęście się opamiętałam i stworzyłam między nami bezpieczną odległość, odsuwając się od niego gwałtownie. Byłam zdezorientowana, może przestraszona. Błądziłam wzrokiem wszędzie w koło, jakbym szukała pomocy, a przecież nikogo prócz nas tu nie było.
-To jak będzie?- zapytał po chwili.
-Dobra i tak nie mam nic do stracenia.- zgodziłam się niedbale. -Ale to tylko na papierku, tak? Jak wszystko się ułoży, to się rozwiedziemy?- chciałam się upewnić.
-Tak, jeśli będziesz chciała.
-A dlaczego mam nie chcieć?...
-Bo może Ci się spodoba nasze małżeństwo.- zażartował, to znaczy... Chyba żartował.
-Wątpię. Co może mi się podobać w byciu Twoją żoną tylko formalnie?
-A jak skradnę Ci buziaka?- zapytał albo zaproponował, śmiejąc się.
-To wylądujesz w wodzie.- zastrzegłam.
Nie słuchał mnie i skradł mi szybkiego buziaka w kącik ust. W pierwszej chwili mnie zamurowało i nie wiedziałam, co mam zrobić. Po jakimś czasie zareagowałam, popychając go do tyłu tak, że wpadł do stawu. Zaczęłam się śmiać. Nawet nie wiem kiedy, a także wylądowałam w wodzie.
-I co mądralo?- zapytał złośliwie, trzymając mnie w ramionach.
-Ucker, nie umiem pływać!- krzyknęłam, wtulając się w niego jeszcze mocniej.
-Domyśliłem się, dlatego Cię trzymam.- zaśmiał się i oparł mnie o tą samą skałę, na której wcześniej siedzieliśmy. Ja gruntu tu nie miałam, ale on stał normalnie. No w końcu jestem od niego sporo niższa. Przyglądał mi się dziwnie, ja także patrzyłam mu w oczy. Kurde, czy one muszą być takie piękne i czarujące?
-Co tak patrzysz?- zapytałam skrępowana, onieśmielał mnie i to cholernie.
-Zastanawiam się, jak ktoś mógł Cię skrzywdzić. Jesteś tak piękna, delikatna, niewinna... Nie powinnaś cierpieć.- po jego słowach z mojej twarzy zniknął uśmiech. Przypomniał mi to wszystko, dlatego.
-Dlaczego o tym mówisz?- zapytałam cicho, patrząc mu w oczy.
-Po prostu nie mogę znieść tej myśli. Chciałbym się Tobą zaopiekować, tak naprawdę.- posłałam mu delikatny uśmiech, który sama nie wiem, co miał znaczyć, tak jak zresztą i jego propozycja.
No więc dodaję rozdział dziś, ale się nie przyzwyczajajcie, bo to tylko wyjątkowa sytuacja xD
No więc Moniczko moja kochana: wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Tutaj tak krócej niż na fejsie... Dużo zdrowia, szczęścia i spełnienia marzeń ❤❤❤❤❤
No cóż... Następny jutro, ale tym razem pod wieczór jakoś ;)
No więc Moniczko moja kochana: wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Tutaj tak krócej niż na fejsie... Dużo zdrowia, szczęścia i spełnienia marzeń ❤❤❤❤❤
No cóż... Następny jutro, ale tym razem pod wieczór jakoś ;)
Na fejsie musiałaś jeszcze dodać zacytuję ,, Fajnego chłopaka (tzn. żeby Ucker w końcu ogłosił, że jesteście razem, haha pamiętam Twoją piękną opowieść, wręcz fantasy xD)," serio? hahahahahah lałam z tego.
OdpowiedzUsuńNo, a tak co do rozdziału to bardzo się cieszę, że tak cudowny rozdział został dodany w moje urodziny normalnie lejesz mi miód na serce <3 Jest taki cudowny i mam nie odparte wrażenie, że Dula jedna coś tam do Uckera no wiesz no :D Ona go chyba zaczyna lubić i to tak bardziej wiesz o co mi chodzi, komu jak komu ale Tobie nie trzeba tłumaczyć tych spraw :D No więc mam nadzieję, że już nie długo będziemy mogli czytać nieco pikantniejsze szczegóły z życia DyU xd No i w ogóle to życzę sobie (mój prezent urodzinowy od Ciebie) żebyś później zaczęła pisać opowiadanie te o którym mi opowiadałaś. A ja już dziś czekam na kolejny który będzie jutro xd
Bardzo mi się podoba ten rozdział. Mam nadzieję że Dulce uwierzy w to że Ucker chce naprawdę jej pomóc oraz zaufa jemu. Chciała bym aby wzięli ślub i może ich to połączy, poczują coś do siebie i Dulce nie bądzie się bała tego uczucia... Czekam z niecierpliwością na kolejny. ;) ;)
OdpowiedzUsuńOgólnie rozdział mi się podoba jednak mam wielką nadzieje że ten cały ślub nie będzie tylko i wyłącznie papierek tylko będą ze sobą cały czas na zawsze itp. Ucker jest bardzo uroczy zaopiekował się nią i jej Dulce zauroczony dobra nie będę się rozpisywać tylko lecę czytać dalej :)
OdpowiedzUsuń