Po cholernie trudnych chwilach wieczorny spacer z ukochaną osobą to najlepsze lekarstwo. Przemierzaliśmy Paryż za rękę w milczeniu. Christopher lekko mnie pociągnął, bym zatrzymała się na moście. Spojrzałam mu w oczy pytająco. Złożył na moich ustach delikatny pocałunek, po czym powiedział głosem cichym i pozornie bez wyrazu, choć wiem że było w tym wiele emocji i uczuć:
-Odkąd tu jesteśmy, chciałem to zrobić i ciągle noszę to w kieszeni.- z kieszeni kurtki wyciągnął dużą metalową kłódkę i kluczyk. -Teraz to już chyba nie ma sensu, ale... Powieśmy to tutaj.- poprosił, podając mi do ręki ciężką kłódkę.
-Dlaczego mówisz, że nie ma sensu? Kocham Cię i to się nie zmieni.- znów byłam cała we łzach, patrząc w jego smutne oczy.
-Nie? To dlaczego płaczesz?... Nie jesteś głupia i też wiesz, że prędzej czy później nasza miłość się skończy.- stwierdził wzburzony.
-Nieprawda... Kochanie, to my o tym zdecydujemy. Będziemy walczyć i damy radę. Nie boję się o naszą miłość, ona przetrwa. Płaczę przez rodziców. Nawet nie wiesz, jak zabolało mnie ich postępowanie! Jak mogli zrobić mi coś takiego?! Cały czas udawali, że akceptują nasz związek, w rzeczywistości nie liczą się z moimi uczuciami.- całkiem się rozkleiłam, drąc się coraz głośniej.
-Ćśś... Wiem, że to cię cholernie boli. Ale bądź silna i pamiętaj, że choć to głupie, to za pewne robią to dla twojego dobra.- przytulał mnie i głaskał, próbując uspokoić.
-Nie bądź głupi i naiwny... Robią to dla siebie, żebym im nie zniszczyła reputacji. Jebani egoiści! Miałeś rację na samym początku, nawet rodzina mnie nie kocha i ma gdzieś moje uczucia. Nie próbuj ich teraz usprawiedliwiać, to niczego nie zmieni!- byłam tak zła, że nawet czuły dotyk i pocałunki Uckera nie pomagały ani trochę.
-Ejej, uspokój się. Skarbie, masz gorsze nerwy niż ja... Już, cichutko.- przycisnął mnie do siebie tak, że ledwo mogłam oddychać, a więc także mówić i ruszać się, przez co przymusowo się uspokoiłam.
-Nie chcę Cię stracić.- szepnęłam wprost do jego ucha, ciągając nosem.
-Nie stracisz, zawsze będę przy Tobie.- powiedział, odsuwając mnie troszkę, byśmy mogli patrzeć w swoje oczy. -Pamiętaj, że cokolwiek by się nie działo, to ja cię samej nie zostawię. Kojarzysz, jak jakiś czas temu powiedziałem Ci, że mam potrzebę opieki nad tobą? Z czasem przerodziło się to w obsesję, która nie minie od tak... Jesteś sensem mojego życia i nie mógłbym o tobie zapomnieć. Jesteś jedyną osobą na świecie, którą kocham. A wiesz, jak bardzo szanuję głębokie uczucia i to do tego stopnia, że się ich boję...- wyznał, a ja patrzyłam na niego z delikatnym uśmiechem przez smutek i łzy.
-Wiem. A Ty powinieneś wiedzieć, że ja nigdy nie rezygnuję i walczę do końca o to, czego pragnę.- nawiązałam oczywiście do początków naszej znajomości i mojego marudzenia, by ze mną był.
-Do końca? W twoim słowniku jest to moment, w którym ktoś Ci po prostu ulega, bo ma dość twojego marudzenia...- zaśmiał się lekko, a ja przytaknęłam.
-Mniej więcej o to właśnie chodzi. W najgorszym wypadku ucieknę od rodziców i będę tylko z tobą.- podsumowałam już spokojniejsza, a on kciukami otarł moje wielkie łzy.
-Wolałbym tego uniknąć.- uśmiechnął się ciepło i czule mnie pocałował.
-Dobra, powieśmy tą kłódkę. Ja uważam, że to nawet idealny moment...- powiedziałam, z powrotem dając mu kłódkę, a ja trzymałam kluczyk.
-Okej. Tutaj?- zapytał, spoglądając na mnie.
-Mhm, może być. To trochę śmieszne... Niby tylko symbol, ale ma swój urok i wierzę w to, że dzięki temu nasza miłość zostanie na zawsze tak jak ta kłódka na moście.- powiedziałam, patrząc jak zamyka kłódkę.
-Ja też.- uśmiechnął się, gdy usłyszeliśmy ciche strzyknięcie zamka.
-Jeszcze możemy to otworzyć... Jesteś pewny, że do końca życia chcesz kochać taką wariatkę?- zapytałam z szerokim uśmiechem, stojąc blisko niego i obejmując go za szyję.
-Ja nie mam żadnych wątpliwości. A ty jesteś pewna, że do końca życia, i jeszcze dłużej, chcesz kochać takiego narwanego idiotę, który niczego po za szaloną miłością nie może ci zaoferować?- zapytał podobnie, patrząc mi w oczy.
-Tak, chcę.- odpowiedziałam z pełną powagą trochę jak na ślubie.
-To rzucaj, maleńka.- na chwilę ujął moje dłonie, w których znajdował się kluczyk i posłaliśmy sobie słodkie uśmiechy.
-Okej. Pamiętaj, że nie ma odwrotu.- dodałam, po czym rzuciłam kluczyk i oboje patrzyliśmy, jak spada i znika w toni wody.
-I stało się...- powiedział rozkładając ręce w geście bezsilności, a ja rzuciłam się na jego usta.
-Odkąd tu jesteśmy, chciałem to zrobić i ciągle noszę to w kieszeni.- z kieszeni kurtki wyciągnął dużą metalową kłódkę i kluczyk. -Teraz to już chyba nie ma sensu, ale... Powieśmy to tutaj.- poprosił, podając mi do ręki ciężką kłódkę.
-Dlaczego mówisz, że nie ma sensu? Kocham Cię i to się nie zmieni.- znów byłam cała we łzach, patrząc w jego smutne oczy.
-Nie? To dlaczego płaczesz?... Nie jesteś głupia i też wiesz, że prędzej czy później nasza miłość się skończy.- stwierdził wzburzony.
-Nieprawda... Kochanie, to my o tym zdecydujemy. Będziemy walczyć i damy radę. Nie boję się o naszą miłość, ona przetrwa. Płaczę przez rodziców. Nawet nie wiesz, jak zabolało mnie ich postępowanie! Jak mogli zrobić mi coś takiego?! Cały czas udawali, że akceptują nasz związek, w rzeczywistości nie liczą się z moimi uczuciami.- całkiem się rozkleiłam, drąc się coraz głośniej.
-Ćśś... Wiem, że to cię cholernie boli. Ale bądź silna i pamiętaj, że choć to głupie, to za pewne robią to dla twojego dobra.- przytulał mnie i głaskał, próbując uspokoić.
-Nie bądź głupi i naiwny... Robią to dla siebie, żebym im nie zniszczyła reputacji. Jebani egoiści! Miałeś rację na samym początku, nawet rodzina mnie nie kocha i ma gdzieś moje uczucia. Nie próbuj ich teraz usprawiedliwiać, to niczego nie zmieni!- byłam tak zła, że nawet czuły dotyk i pocałunki Uckera nie pomagały ani trochę.
-Ejej, uspokój się. Skarbie, masz gorsze nerwy niż ja... Już, cichutko.- przycisnął mnie do siebie tak, że ledwo mogłam oddychać, a więc także mówić i ruszać się, przez co przymusowo się uspokoiłam.
-Nie chcę Cię stracić.- szepnęłam wprost do jego ucha, ciągając nosem.
-Nie stracisz, zawsze będę przy Tobie.- powiedział, odsuwając mnie troszkę, byśmy mogli patrzeć w swoje oczy. -Pamiętaj, że cokolwiek by się nie działo, to ja cię samej nie zostawię. Kojarzysz, jak jakiś czas temu powiedziałem Ci, że mam potrzebę opieki nad tobą? Z czasem przerodziło się to w obsesję, która nie minie od tak... Jesteś sensem mojego życia i nie mógłbym o tobie zapomnieć. Jesteś jedyną osobą na świecie, którą kocham. A wiesz, jak bardzo szanuję głębokie uczucia i to do tego stopnia, że się ich boję...- wyznał, a ja patrzyłam na niego z delikatnym uśmiechem przez smutek i łzy.
-Wiem. A Ty powinieneś wiedzieć, że ja nigdy nie rezygnuję i walczę do końca o to, czego pragnę.- nawiązałam oczywiście do początków naszej znajomości i mojego marudzenia, by ze mną był.
-Do końca? W twoim słowniku jest to moment, w którym ktoś Ci po prostu ulega, bo ma dość twojego marudzenia...- zaśmiał się lekko, a ja przytaknęłam.
-Mniej więcej o to właśnie chodzi. W najgorszym wypadku ucieknę od rodziców i będę tylko z tobą.- podsumowałam już spokojniejsza, a on kciukami otarł moje wielkie łzy.
-Wolałbym tego uniknąć.- uśmiechnął się ciepło i czule mnie pocałował.
-Dobra, powieśmy tą kłódkę. Ja uważam, że to nawet idealny moment...- powiedziałam, z powrotem dając mu kłódkę, a ja trzymałam kluczyk.
-Okej. Tutaj?- zapytał, spoglądając na mnie.
-Mhm, może być. To trochę śmieszne... Niby tylko symbol, ale ma swój urok i wierzę w to, że dzięki temu nasza miłość zostanie na zawsze tak jak ta kłódka na moście.- powiedziałam, patrząc jak zamyka kłódkę.
-Ja też.- uśmiechnął się, gdy usłyszeliśmy ciche strzyknięcie zamka.
-Jeszcze możemy to otworzyć... Jesteś pewny, że do końca życia chcesz kochać taką wariatkę?- zapytałam z szerokim uśmiechem, stojąc blisko niego i obejmując go za szyję.
-Ja nie mam żadnych wątpliwości. A ty jesteś pewna, że do końca życia, i jeszcze dłużej, chcesz kochać takiego narwanego idiotę, który niczego po za szaloną miłością nie może ci zaoferować?- zapytał podobnie, patrząc mi w oczy.
-Tak, chcę.- odpowiedziałam z pełną powagą trochę jak na ślubie.
-To rzucaj, maleńka.- na chwilę ujął moje dłonie, w których znajdował się kluczyk i posłaliśmy sobie słodkie uśmiechy.
-Okej. Pamiętaj, że nie ma odwrotu.- dodałam, po czym rzuciłam kluczyk i oboje patrzyliśmy, jak spada i znika w toni wody.
-I stało się...- powiedział rozkładając ręce w geście bezsilności, a ja rzuciłam się na jego usta.
Całowaliśmy się czule i namiętnie, wkładając w to całą naszą miłość.
Wróciliśmy do hotelu dość okrężną drogą. Na dole spotkaliśmy moją mamę. Złapała mnie za rękę, mówiąc zapłakana:
-Dul, porozmawiaj ze mną i nie zachowuj się tak wobec nas.
-Ty najpierw, kurwa, pomyśl, jak wy traktujecie mnie! Nie mam już dzisiaj siły z wami gadać, zostaw mnie.- burknęłam i wyszarpnęłam rękę z jej uścisku, nie dając się sprowokować.
-Dulce, kochanie, proszę...- usłyszałam za sobą, ale nawet się nie odwróciłam, mimo że bolał mnie taki ton głosu mamy.
-Naprawdę z nią nie porozmawiasz?- zapytał przejęty Ucker.
-Nie, to nie ma sensu.- odpowiedziałam z rezygnacją i przyspieszyłam.
-Mogę cię o coś poprosić?- zapytałam, gdy wchodziliśmy do pokoju.
-Jasne, o co tylko chcesz.- powiedział, zamykając drzwi i dając mi słodkiego buziaka w policzek.
-Wykąp się ze mną i nie zostawiaj mnie ani na chwilę, bo się rozpłaczę.- poprosiłam, wtulając się w niego.
-Słoneczko... Od kiedy ty jesteś taka delikatna i nadwrażliwa?- objął mnie i głaskał czule po plecach.
-Odkąd zawodzą mnie ludzie, których kocham nad życie.- odpowiedziałam ze smutkiem.
-Już dobrze, nie rozmawiajmy o tym. Dobry pomysł, chodźmy się wykąpać. Potrzebujesz porządnego relaksu.- stwierdził, po czym wziął mnie na ręce i zaniósł do łazienki.
-Rozbierz mnie i wsadź do wanny.- poprosiłam, stojąc na środku łazienki, gdy on napuszczał wody do wanny.
-Jak sobie pani życzy.- powiedział z czarującym uśmiechem i zaczął mnie powoli rozbierać, czułam się jak mała dziewczynka, zwłaszcza w momencie, kiedy podniósł mnie delikatnie i wsadził do wanny jak dziecko.
-Dziękuję bardzo.- szepnęłam, zanurzając się po szyję w wodzie z pianką.
-Zrobisz mi miejsce?- zapytał, stojąc tuż koło wanny w samych bokserkach, przytaknęłam i przesunęłam się trochę do przodu.
-Ach, idealnie...- westchnęłam cicho, leżąc w gorącej wodzie na moim ukochanym. -Umyjesz mnie?- poprosiłam po jakimś czasie, odchylając głowę do tyłu, by dać mu buziaka.
-Z przyjemnością, skarbie.- powiedział, biorąc żel pod prysznic.
Nalał trochę na swoje ręce i delikatnymi, okrężnymi ruchami mył całe moje ciało. Jego ruchy były takie precyzyjne i przyjemne, kiedy dotykał mojej wrażliwej skóry... To było wspaniałe i postanowiłam się zrewanżować. Usiadłam na niego okrakiem i także zaczęłam go myć. Ta niewinna wspólna kąpiel zakończyła się oczywiście bardzo barwnie. Kochaliśmy się czule i namiętnie, co udało nam się po raz drugi, mimo że tym razem było w tym nieco więcej pikanterii. O takim właśnie relaksie marzyłam po ciężkim dniu, poczułam się dużo lepiej.
-Dul, porozmawiaj ze mną i nie zachowuj się tak wobec nas.
-Ty najpierw, kurwa, pomyśl, jak wy traktujecie mnie! Nie mam już dzisiaj siły z wami gadać, zostaw mnie.- burknęłam i wyszarpnęłam rękę z jej uścisku, nie dając się sprowokować.
-Dulce, kochanie, proszę...- usłyszałam za sobą, ale nawet się nie odwróciłam, mimo że bolał mnie taki ton głosu mamy.
-Naprawdę z nią nie porozmawiasz?- zapytał przejęty Ucker.
-Nie, to nie ma sensu.- odpowiedziałam z rezygnacją i przyspieszyłam.
-Mogę cię o coś poprosić?- zapytałam, gdy wchodziliśmy do pokoju.
-Jasne, o co tylko chcesz.- powiedział, zamykając drzwi i dając mi słodkiego buziaka w policzek.
-Wykąp się ze mną i nie zostawiaj mnie ani na chwilę, bo się rozpłaczę.- poprosiłam, wtulając się w niego.
-Słoneczko... Od kiedy ty jesteś taka delikatna i nadwrażliwa?- objął mnie i głaskał czule po plecach.
-Odkąd zawodzą mnie ludzie, których kocham nad życie.- odpowiedziałam ze smutkiem.
-Już dobrze, nie rozmawiajmy o tym. Dobry pomysł, chodźmy się wykąpać. Potrzebujesz porządnego relaksu.- stwierdził, po czym wziął mnie na ręce i zaniósł do łazienki.
-Rozbierz mnie i wsadź do wanny.- poprosiłam, stojąc na środku łazienki, gdy on napuszczał wody do wanny.
-Jak sobie pani życzy.- powiedział z czarującym uśmiechem i zaczął mnie powoli rozbierać, czułam się jak mała dziewczynka, zwłaszcza w momencie, kiedy podniósł mnie delikatnie i wsadził do wanny jak dziecko.
-Dziękuję bardzo.- szepnęłam, zanurzając się po szyję w wodzie z pianką.
-Zrobisz mi miejsce?- zapytał, stojąc tuż koło wanny w samych bokserkach, przytaknęłam i przesunęłam się trochę do przodu.
-Ach, idealnie...- westchnęłam cicho, leżąc w gorącej wodzie na moim ukochanym. -Umyjesz mnie?- poprosiłam po jakimś czasie, odchylając głowę do tyłu, by dać mu buziaka.
-Z przyjemnością, skarbie.- powiedział, biorąc żel pod prysznic.
Nalał trochę na swoje ręce i delikatnymi, okrężnymi ruchami mył całe moje ciało. Jego ruchy były takie precyzyjne i przyjemne, kiedy dotykał mojej wrażliwej skóry... To było wspaniałe i postanowiłam się zrewanżować. Usiadłam na niego okrakiem i także zaczęłam go myć. Ta niewinna wspólna kąpiel zakończyła się oczywiście bardzo barwnie. Kochaliśmy się czule i namiętnie, co udało nam się po raz drugi, mimo że tym razem było w tym nieco więcej pikanterii. O takim właśnie relaksie marzyłam po ciężkim dniu, poczułam się dużo lepiej.
Po kąpieli wytarł mnie w ręczniczek i ubrał w piżamkę, tak słodko... Z mojej twarzy już nie schodził uśmiech, czułam się przy nim jak księżniczka. Wziął mnie na ręce i zaniósł do łóżka, przykrył kołdrą i pocałował słodko w czoło. Poszedł szybko wypuścić wodę z wanny i powiesić ręczniki, po czym wrócił i położył się koło mnie. Wtuliłam się w niego mocno, jakbym bała się, że ktoś mi go zabierze. Objął mnie czule i głaskał po plecach. Zasnęłam zaskakująco szybko.
Od tego dnia prawie w ogóle nie gadałam z rodzicami. Tylko naprawdę w ostateczności... Przebywanie z nimi sprawiało mi zbyt wiele bólu, rozczarowań. Spędzałam całe dnie na mieście z Uckerem, a wieczorem po prostu ich unikałam. Jednak udało mi się to tylko dwa dni... W końcu siłą zmusili mnie do rozmowy, zamykając drzwi, bym nie uciekła.
-Nie mam ochoty z Wami rozmawiać!- powiedziałam kapryśnie.
-A my mamy to gdzieś. Siadaj i nas posłuchaj.- powiedział tata i wręcz posadził mnie na kanapie.
-Nie, to Wy mnie posłuchajcie... Nie będziecie rządzić moim życiem! Nie macie prawa decydować z kim będę się spotykać, kogo kochać! Jestem prawie dorosła i mam swój rozum, do cholery!!- od razu się uniosłam.
-Dul, uspokój się. Czemu jesteś ostatnio taka nerwowa? Bardzo się przez niego zmieniłaś, nie podoba nam się to.- głos zabrała mama, starając się załatwić to spokojnie, ale to graniczyło z cudem, bo już byłam wkurzona.
-Weźcie skończcie tą głupią gadkę...- burknęłam, przewracając oczami.
-Gdzie się podziały nasze dobre relacje? Co się z tobą dzieje, córciu?! Całe życie świetnie się rozumieliśmy, a teraz się buntujesz, nie chcesz z nami gadać...- widziałam, że ich to bolało, ale cóż... To na własne życzenie.
-Nie, tato... Zrozumcie, że to nie jest moja wina, a już tym bardziej nie Christophera! Kocham go, jest dla mnie cholernie ważny. To wy macie jakieś głupie problemy i wymyślacie niestworzone rzeczy. Co się dla Was bardziej liczy: szczęście córki, czy opinia publiczna?- próbowałam mówić spokojnie, ale było to zbyt trudne i co chwilę podnosiłam głos.
-Dziecko, tu nie chodzi tylko o opinie... Twój chłopak jest synem Bruna!
-I co z tego?! Przepraszam, czy wy jesteście tak głupi, by myśleć, że Ucker pomaga mu się na was zemścić, czy coś w tym stylu? Sądzicie, że jest ze mną, żeby nas skrzywdzić?! Pojebani jesteście!- i koniec... Byłam już tak zdenerwowana, że zaczęłam ich wyzywać.
-Wyrażaj się! Nie chodzi o żadną zmowę, ale o sam fakt... Christopher jest synem Bruna i ma jego cechy! Jest nieobliczalny i wybuchowy jak on, może być zdolny do wszystkiego.- tata jak zwykle dramatyzuje i wymyśla...
-Nie, do cholery! On się zmienił dla mnie i coraz lepiej panuje nad emocjami, naprawdę. Nauczyłam go delikatności nawet w łóżku, jakby was to obchodziło. Nie mam już żadnych śladów na ciele, bo zawsze jest dla mnie czuły i uważa, by nie zrobić mi choćby najmniejszej krzywdy. On mnie kocha tak samo jak ja jego!- tłumaczyłam zdenerwowana, ale w miarę opanowana.
-Do czasu, kochanie, do czasu... Zrozum, on ma ewidentnie charakter Bruna.- udzieliła się znowu mama.
-No dobrze, Dulisiu... Joaquin zaprosił nas na rejs swoim statkiem, żebyście mogli lepiej się poznać. Widzę, że żadne argumenty do ciebie nie trafiają, więc wypłyniemy z nim wszyscy i mu odmówisz. Jeśli już, to musisz to zrobić grzecznie z gracją jak na damę przystało.- powiedział tata, a do mnie to dopiero po chwili dotarło i rzuciłam mu się na szyję.
-Naprawdę? Dziękuję! Udowodnię wam, że ten związek jest czymś wspaniałym i trwałym, a Christopher wartościowym facetem.- mówiłam z entuzjazmem, przytulając się do rodziców.
-Dobrze, już się uspokój... Zastanów się lepiej, jak zakończysz sprawę z Joaquinem.- powiedział tata, nieco gasząc moją radość.
-O matko... I musimy płynąć z nim jakimś jachtem?
-Tak, kochanie, bo nas zaprosił.
-No okej, zrobię wszystko dla dobra mojego związku.- zgodziłam się z uśmiechem.
-Nie mam ochoty z Wami rozmawiać!- powiedziałam kapryśnie.
-A my mamy to gdzieś. Siadaj i nas posłuchaj.- powiedział tata i wręcz posadził mnie na kanapie.
-Nie, to Wy mnie posłuchajcie... Nie będziecie rządzić moim życiem! Nie macie prawa decydować z kim będę się spotykać, kogo kochać! Jestem prawie dorosła i mam swój rozum, do cholery!!- od razu się uniosłam.
-Dul, uspokój się. Czemu jesteś ostatnio taka nerwowa? Bardzo się przez niego zmieniłaś, nie podoba nam się to.- głos zabrała mama, starając się załatwić to spokojnie, ale to graniczyło z cudem, bo już byłam wkurzona.
-Weźcie skończcie tą głupią gadkę...- burknęłam, przewracając oczami.
-Gdzie się podziały nasze dobre relacje? Co się z tobą dzieje, córciu?! Całe życie świetnie się rozumieliśmy, a teraz się buntujesz, nie chcesz z nami gadać...- widziałam, że ich to bolało, ale cóż... To na własne życzenie.
-Nie, tato... Zrozumcie, że to nie jest moja wina, a już tym bardziej nie Christophera! Kocham go, jest dla mnie cholernie ważny. To wy macie jakieś głupie problemy i wymyślacie niestworzone rzeczy. Co się dla Was bardziej liczy: szczęście córki, czy opinia publiczna?- próbowałam mówić spokojnie, ale było to zbyt trudne i co chwilę podnosiłam głos.
-Dziecko, tu nie chodzi tylko o opinie... Twój chłopak jest synem Bruna!
-I co z tego?! Przepraszam, czy wy jesteście tak głupi, by myśleć, że Ucker pomaga mu się na was zemścić, czy coś w tym stylu? Sądzicie, że jest ze mną, żeby nas skrzywdzić?! Pojebani jesteście!- i koniec... Byłam już tak zdenerwowana, że zaczęłam ich wyzywać.
-Wyrażaj się! Nie chodzi o żadną zmowę, ale o sam fakt... Christopher jest synem Bruna i ma jego cechy! Jest nieobliczalny i wybuchowy jak on, może być zdolny do wszystkiego.- tata jak zwykle dramatyzuje i wymyśla...
-Nie, do cholery! On się zmienił dla mnie i coraz lepiej panuje nad emocjami, naprawdę. Nauczyłam go delikatności nawet w łóżku, jakby was to obchodziło. Nie mam już żadnych śladów na ciele, bo zawsze jest dla mnie czuły i uważa, by nie zrobić mi choćby najmniejszej krzywdy. On mnie kocha tak samo jak ja jego!- tłumaczyłam zdenerwowana, ale w miarę opanowana.
-Do czasu, kochanie, do czasu... Zrozum, on ma ewidentnie charakter Bruna.- udzieliła się znowu mama.
-No dobrze, Dulisiu... Joaquin zaprosił nas na rejs swoim statkiem, żebyście mogli lepiej się poznać. Widzę, że żadne argumenty do ciebie nie trafiają, więc wypłyniemy z nim wszyscy i mu odmówisz. Jeśli już, to musisz to zrobić grzecznie z gracją jak na damę przystało.- powiedział tata, a do mnie to dopiero po chwili dotarło i rzuciłam mu się na szyję.
-Naprawdę? Dziękuję! Udowodnię wam, że ten związek jest czymś wspaniałym i trwałym, a Christopher wartościowym facetem.- mówiłam z entuzjazmem, przytulając się do rodziców.
-Dobrze, już się uspokój... Zastanów się lepiej, jak zakończysz sprawę z Joaquinem.- powiedział tata, nieco gasząc moją radość.
-O matko... I musimy płynąć z nim jakimś jachtem?
-Tak, kochanie, bo nas zaprosił.
-No okej, zrobię wszystko dla dobra mojego związku.- zgodziłam się z uśmiechem.
Od razu opowiedziałam Uckerowi o rozmowie z rodzicami. Ucieszył się tak samo jak ja i zaczął mnie tulić, kręcić mną dokoła i śmiać się z radości. Zgodził się wypłynąć razem z nami w ten rejs i już następnego dnia rano wchodziliśmy na pokład pięknego, dużego jachtu.
😱😱😱😱😱😱😱😱😱
No dobra mordeczki, macie ten rozdział... Przedostatni swoją drogą, no i bardziej pozytywny, z czego pewnie się ucieszycie :) To do następnego, pewnie niezbyt szybko xD