poniedziałek, 2 marca 2015

3. Wierzę w Ciebie

Anahi:
Do mojego domu weszło chyba z pięciu facetów w kominiarkach. Okrążyli mnie, a jeden zapytał:
-Gdzie jest Dulce?
-Skąd ja mogę wiedzieć? Nie ma jej tu, zobacz sobie. Puszczaj!- krzyknęłam i kopnęłam go w krocze. Wyrwałam się dumna z siebie. Jednak nagle poczułam dłoń, zaciskającą się na moim przedramieniu. Inny z nich trzymał mnie mocno, wbijając mi pazury w rękę.
-Szef mówił, że jesteś ostra, ale z nami nie wygrasz ślicznotko.- zaczął się do mnie przystawiać.
-Puść, bo pożałujesz!- krzyknęłam znowu. Okropnie się bałam, ale nie dawałam za wygraną. Nie mogłam się wygadać, to zniszczyłoby Dulce.
Dulce:
Minęło już sporo czasu, odkąd Any się rozłączyła. Miałam złe przeczucia, martwiłam się. A co jeśli coś jej się stało? Kto do niej przyszedł? Nie mogłam wytrzymać i zadzwoniłam do niej. Usłyszałam trzy sygnały. Już miałam się rozłączyć, gdy usłyszałam męski głos:
-Chcesz jeszcze zobaczyć kuzyneczkę?
-Kim jesteś? Gdzie Anahi?- pytałam nerwowo.
-Spokojnie maleńka... Wróć do męża, a zobaczysz kuzynkę.- odpowiedział drwiącym głosem.
-Dulce, nie!- krzyczała Any.
-Zamknij się szmato!- to było ostatnie, co usłyszałam, rozłączył się. Zamurowało mnie. Znów powróciła bezsilność, ale tym razem było o wiele gorzej. Wiedziałam, że jeśli wrócę, to Carlos zafunduje mi jeszcze gorsze piekło. Jednak nie mogłam się od tego odizolować. Ludzie mojego męża są nieobliczalni, bałam się o Anahi. Postanowiłam, że nie będę siedzieć bezczynnie. Zostawiłam Christianowi karteczkę z napisem: "Muszę wrócić do domu, tu chodzi o życie Any. Dziękuję za wszystko i przepraszam. Dulce.". Wybiegłam z domu. Podążałam wzdłuż ulicy. Na szczęście ktoś się zatrzymał, by mnie podwieźć, bo szłabym bardzo długo. Byłam tak zdesperowana, że na luzie wsiadłam do auta nieznajomego. Siedziałam w milczeniu, drżąc ze strachu przed tym, co może mnie spotkać w domu. Myślałam o Any i zastanawiałam się, gdzie ona może być, i do czego mógłby posunąć się Carlos. W końcu dojechałam blisko mojego domu. Podziękowałam kierowcy i dalej poszłam na pieszo. Do oczu podchodziły mi łzy, a przecież jeszcze nic się nie stało. Trafiłam przed dom. Ochroniarze mnie wpuścili, a ja przestraszona i roztrzęsiona szłam w kierunku salonu, gdzie o tej porze zazwyczaj był mój mąż. Weszłam tam i cicho powiedziałam:
-Jestem, zostaw Any w spokoju.- na moje słowa odwrócił się i podszedł do mnie. Wpatrywałam się w jego oczy, jak zwykle pełne grozy i nienawiści.
-Anahi jest w domu, a Ty dałaś się nabrać złotko.- odpowiedział sztucznie miłym głosem, po czym wymierzył mi siarczysty policzek. Zaczęłam płakać. Wszystko to, co zdążyłam uspokoić w sobie przez ten czas, kiedy byłam u Chrisa, wróciło w ciągu jednej chwili, niczym zły sen.
-Dlaczego mi to robisz?- zapytałam błagalnym głosem. -Po co ja Ci potrzebna, co?- i to zdanie było najgorszym błędem w moim życiu.
-Masz rację... Po co Ty mi potrzebna?... Buntujesz się, uciekasz. Firmą się zająć nie potrafisz, ani uszczęśliwić męża. Oo, mam dla Ciebie idealne zajęcie...- powiedział cwaniacko, a ja już wiedziałam, że kombinuje coś złego.
-O co Ci chodzi?- zapytałam przerażona, kiedy zaczął się do mnie przystawiać.
-Muszę Cię najpierw sprawdzić kotku.- stwierdził i rzucił mnie brutalnie na kanapę. Zaczął składać wstrętne pocałunki na mojej szyi i ramionach.
-Carlos nie! Puść, błagam!- krzyczałam, płakałam, prosiłam, ale bez skutku. Spojrzał na moją zapłakaną twarz z szyderczym uśmiechem. Co prawda dziewictwo straciłam właśnie z nim, ale to było bardzo dawno, jeszcze przed ślubem. Był wtedy taki czuły i delikatny, nie to co teraz. Od tamtej pory już nigdy z nikim tego nie robiłam. Po chwili zsuwał mi spodnie z bioder. -Puszczaj świnio!- krzyknęłam i kopnęłam go w krocze. Za to dostałam z pięści w twarz. Poczułam piekący ból i krew na ustach.
-Spierdalaj, jesteś nic niewarta.- zszedł ze mnie, zepchnął mnie na podłogę, a sam ułożył się wygodnie na kanapie. Wstałam i chciałam wyjść, zamknąć się w swoim pokoju. Zatrzymał mnie słowami:
-Poczekaj, poczekaj... Chciałaś się przecież na coś przydać, to zaraz Ci powiem do czego się nadajesz.
-Czego Ty znowu chcesz?...- zapytałam z żalem i oczywiście płaczem.
-Zaraz coś dla Ciebie znajdę, poczekaj...- szukał czegoś w swojej szufladzie. -O, to jest to!- krzyknął, kiedy wyjął stamtąd dziwne ubranie. Na początku nie zrozumiałam.
-Co to?- zapytałam ze zdziwieniem.
-No jak to co? Idź do łazienki się w to ubrać, za moment przyjdzie Twój pierwszy klient.- powiedział, podając mi te szmatki. Zdezorientowana posłusznie poszłam do łazienki. Dopiero, kiedy zaczęłam się w to ubierać, zrozumiałam, o co chodzi. Przebrałam się, chcąc uniknąć awantury. Wyszłam i stanęłam przed Carlosem, patrząc na niego z niedowierzaniem. Powiedziałam zdenerwowana:
-Ty sobie chyba żartujesz...
-Nie, to na serio. Będziesz dobrą dziwką, wierzę w Ciebie.
-Jesteś nienormalny!! Nie zmusisz mnie do tego.- trzęsłam się ze złości i strachu jednocześnie.
-Ja Cię nie będę zmuszał. Posłuchaj i lepiej bądź grzeczna. W sumie jak tak na Ciebie patrzę, to chyba wolałbym się sam Tobą zająć, no ale cóż... klamka zapadła.- mówił i zmierzał mnie wzrokiem z góry do dołu. Nic dziwnego, bo ten strój więcej odsłaniał, niż zasłaniał. -No więc tak... Wiszę pewnemu panu kasę, której mu nie zamierzam dać. Ale skoro Ty tak bardzo chciałaś się na coś przydać, to dasz mu dupy, a ja nie będę musiał oddawać mu kasy. Zrozumiano?
-Carlos, Ty chyba oszalałeś... Proszę, nie rób mi tego. Czy Ty naprawdę nie masz serca?... Zrobię wszystko, tylko nie to.- błagałam. Głupia liczyłam na litość. Usłyszałam pukanie do drzwi.
-A i radzę Ci robić, co będzie kazał, bo oberwiesz. Jak nie od niego, to ode mnie za to, że mu za mnie nie zapłaciłaś.- powiedział i bezczelnie mnie pocałował. Po chwili do salonu wszedł jakiś facet. Carlos tylko wskazał na mnie, a potem zaprowadził nas do jednego z pustych pokoi. Kiedy stamtąd wychodził, powiedział:
-Masz cztery godziny, możesz robić z nią, co chcesz. Tylko jej nie zabij, bo mi się jeszcze przyda. Drugą połowę długu dostaniesz w gotówce. Miłej zabawy!- wyszedł, zamykając drzwi na klucz. -A i w kącie macie wodę i potrzebne rzeczy!- krzyknął przez drzwi.

Hejo! Ale dziwnie się tak dodaje rozdziały regularnie xD No ale jest, a następny w czwartek :*

3 komentarze:

  1. Hahahh chyba śnisz, że dopiero w czwartek ja żądam go wcześniej za to jakie okropne rzeczy dzieją się Dul przez Ciebie w tym opowiadaniu ! Ja to nie mam słów już wszystko było tak dobrze, Dula się uspokoiła a Ty co zrobiłaś ! ? Więc ja nie chce już nic dodać, bo znów mam pisać że Carlos to podły dupek, świnia, itp xd No wiec szybko kolejny, bo ja tu Ci rysuje piękne kartki na poprawienie humoru, a Ty chcesz mnie do czwartku trzymać tak w niecierpliwości xd

    OdpowiedzUsuń
  2. Okropny jest ten Carlos, jak on może ją do takich rzeczy zmuszać. Czekam na następny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dulce mogła najpierw iść do Any a nie do Carlosa. Jestem załamana on jest okropny, wredny, złośliwy, psychol, wariat to są chyba najdelikatniejsze słowa jakie mogę użyć bo nie będę tu pisała wulgaryzmów. Jestem przerażona tym co może spotkać Dulce, mam nadzieje że da sobie radę będzie silna i nie da się :(.

    OdpowiedzUsuń