sobota, 9 kwietnia 2016

32. "To się dzieje"

Pewien poranek diametralnie zmienił nasze życie... Robiłam Uckerowi kanapki do pracy, kiedy nagle tak strasznie zakręciło mi się w głowie. Dobrze, że miałam się czego złapać, bo inaczej pewnie bym wylądowała na podłodze. Christopher wyszedł akurat z łazienki i podszedł do mnie od tyłu. Ledwo trzymałam się na nogach i oparłam się na nim.
-Duluś, co Ci jest?- zapytał czułym głosem.
-Nie wiem, strasznie mi się zakręciło w głowie.- odpowiedziałam cicho.
-W porządku już?- upewnił się, kiedy stanęłam już o własnych siłach.
-Tak, już lepiej. To pewnie ta niedoleczona anemia.- stwierdziłam, wracając do przygotowywania kanapek.
-Pewnie tak, powinnaś wybrać się do lekarza.
-Daj spokój, to i tak nic nie da.- powiedziałam lekceważąco.
-Kochanie, mam propozycję...
-Zgadzam się.- powiedziałam od razu, śmiejąc się.
-Jeszcze jej nie usłyszałaś... Zapraszam Cię dzisiaj na kolację do restauracji, mam dla Ciebie niespodziankę.- zapowiedział, całując mnie delikatnie po szyi.
-No widzisz? Wiedziałam od razu, że powinnam się zgodzić.- zaśmiałam się i odwróciłam w jego stronę, składając słodki pocałunek na jego ustach.
Jak zwykle po wyjściu Uckera poszłam spać i wstałam koło 10. Kiedy jadłam śniadanie, nagle okropnie mnie zemdliło. Pobiegłam do łazienki i wymiotowałam. Nie wiedziałam, skąd ten napad mdłości, ale nie zastanawiałam się nad tym zbytnio. To także zgoniłam na anemię, bo ostatnio w ogóle gorzej się czułam i stwierdziłam, że po prostu nie przeszło mi po tej sytuacji z Fede. Wzięłam się za gotowanie obiadu. Kiedy poczułam jakiś mocniejszy zapach, znów pobiegłam do toalety i wymiotowałam. Wtedy już zaczęłam się martwić, że coś ze mną nie tak. I nagle dotarło do mnie, co się dzieje... Wyłączyłam gaz pod garnkiem z sosem i wybiegłam z domu, biorąc tylko portfel. Poszłam do apteki i powiedziałam do sprzedawczyni drżącym głosem ze łzami w oczach:
-Poproszę test ciążowy.
-Spokojnie, wszystko będzie dobrze.- ta pani próbowała mnie pocieszyć, ale nie miała pojęcia, jak ciężką mam sytuację.
-Dziękuję.- wydukałam i wymusiłam delikatny uśmiech na mojej twarzy.
Czym prędzej poszłam do domu i od razu zrobiłam test. Położyłam to na zlewie i usiadłam na wannie, czekając na wynik. To było najdłuższe pięć minut w moim życiu. Kiedy ten czas minął, wzięłam do ręki ten mały przedmiot, decydujący o moim dalszym życiu. Zamknęłam oczy, bojąc się spojrzeć na wynik. Policzyłam w myślach do pięciu, a wtedy zamarłam w bezruchu, wlepiając wzrok w te dwie kreski. Wynik pozytywny... Z moich oczu zaczęły lecieć łzy i to wcale nie ze szczęścia. Płakałam ze strachu, z przerażenia. Szczęście było ukryte pod tymi wszystkimi obawami i wielką niechęcią do własnego dziecka jeszcze przed jego urodzeniem. To przykre, ale takie właśnie były moje uczucia. Nie potrafiłam się z tego cieszyć, wiedząc, że zagraża to mojemu życiu lub przysporzy kolejnych cierpień. Siedziałam na wannie i płakałam, chowając twarz w dłonie. No cóż... To właśnie tutaj, w tej łazience poczęliśmy nasze dziecko. Byłam zła na siebie i na Uckera, że zapomnieliśmy wtedy o zabezpieczeniu. Rzuciłam ten test z całej siły do wanny i wpadłam w dziką rozpacz. Wtedy pomyślałam, że może to być pomyłka i zrobiłam test ponownie. Niestety tym razem wynik był taki sam. Byłam załamana i znowu źle się poczułam. O mało nie poleciałam na podłogę przez te cholerne zawroty głowy.
Stwierdziłam, że siedzenie i płakanie nic mi nie da, więc przydałoby się chociaż czymś zająć. Poszłam do kuchni skończyć obiad. Do przyjścia Uckera została godzina, czyli akurat zdarzę skończyć gotowanie. Oczywiście nie przestałam płakać, bo nadal nie mogłam poradzić sobie z emocjami i nie wiedziałam co dalej. Strach mnie paraliżował i zabierał resztki energii. Wykipiały mi ziemniaki, spaliłam kotlety i przesoliłam mizerię, a więc totalna porażka... Ale na szczęście jakoś udało mi się skończyć obiad jeszcze przed przyjściem Uckera. Usiadłam w kuchni na krześle i na niego czekałam.
Wreszcie wpadł do domu, od progu krzycząc radośnie:
-Kochanie, co na obiad?
Od razu się zerwałam i pobiegłam do drzwi. Wleciałam prosto w ramiona ukochanego i się w niego wtuliłam.
-Od kiedy to mnie tak witasz?- zaśmiał się, obejmując mnie mocno. -Skarbie, co Ci jest?- zapytał, kiedy zorientował się, że płaczę.
-Rozbierz się i wejdź, to Ci powiem.- powiedziałam, odsuwając się od niego delikatnie i poszłam do kuchni.
Ściągnął kurtkę i buty, po czym wszedł za mną do kuchni i przyglądał mi się uważnie ze smutkiem w oczach. Zawsze tak robił, kiedy płakałam.
-No mów, co się dzieje?- zapytał ciepłym głosem.
-To się dzieje.- dałam mu oba testy ciążowe. -Ucker, ja jestem w ciąży!- krzyknęłam, znów mocniej płacząc.
-Kochanie moje... To wspaniale, będziemy rodzicami.- powiedział z entuzjazmem, przytulając mnie.
-Wspaniale?... Czy Ciebie pojebało?! Ja pół dnia przepłakałam, a Ty przyjmujesz to z takim entuzjazmem?- odsunęłam się od niego w przeciągu sekundy, nie mogłam pojąć jego reakcji.
-Dul, kotku... Wiem, że się boisz, ale stało się. Byliśmy nieostrożni i teraz musimy jakoś sobie z tym poradzić. Będzie dobrze, mówię Ci.- próbował mnie uspokoić, ściskając moje dłonie i głaskając palcami ich zewnętrzną stronę.
-Ja pierdole, Ucker... Mówiłam Ci kiedyś, żebyśmy zaczęli stosować inny środek antykoncepcji, bo o gumkach zapominamy. Chciałam brać tabletki, ale Ty nie, bo to niezdrowe...- byłam zła i zaczęłam się wydzierać.
-Nie pamiętasz, że źle się po nich czułaś?
-Tak, ale wystarczyłoby iść jeszcze raz do lekarza i przepisałby inne, ale Ty nie, bo po co...
-Uspokój się.- też lekko podniósł głos, ale chyba tylko po to, żeby mnie zagłuszyć.
-No ale proszę, na efekty nie trzeba było długo czekać... Jeszcze te twoje głupie gadanie, że w wodzie nie zajdę w ciążę. Po chuj się Ciebie posłuchałam? Gdybym wiedziała, że pierdolisz bzdury, zrobiłabym coś...
-Ciekawe co?...
-Nie wiem... Słyszałam, że da się jakoś to wypłukać. Ale na to pewnie też byś mi nie pozwolił...
-Kurwa mać, Dul, możesz nie zganiać winy na mnie?! Wyobraź sobie, że dziecko spłodziliśmy razem, więc się teraz na mnie nie drzyj!- Ucker już wybuchł i też zaczął na mnie krzyczeć, żywo machając rękami.
-Ale to Ty powinieneś o tym pamiętać!
-Ja?! To Ty masz jakąś paranoję!- po tych słowach pobiegłam do pokoju i trzasnęłam za sobą drzwiami.
Rzuciłam się na łóżko i zwinęłam w kłębek. Wpadłam w dziką rozpacz, a mojego płaczu nie było końca. Po jakimś czasie poczułam, że materac lekko się ugina, a po chwili usłyszałam cichy, ciepły i kojący głos Christophera:
-Przepraszam, Dul. Powinienem Cię wspierać, a nie się z Tobą kłócić.
-Idź zjeść obiad, zostaw mnie.- wydukałam, zanosząc się płaczem.
-A Ty jadłaś?- zapytał, kładąc rękę na moim ramieniu.
-Nie jestem głodna.
-O nie moja droga... Musisz się teraz dobrze odżywiać.- powiedział i chciał mnie podnieść.
-Nawet tak do mnie nie mów... Nie zmusisz mnie do jedzenia, kiedy nie mam na to ochoty. I w dupie mam to, że powinnam teraz dużo i zdrowo jeść!- odepchnęłam go, krzycząc na końcu.
-Dul, do jasnej cholery... Nie będę z Tobą dyskutować. Idziesz jeść ze mną obiad!- złapał mnie za rękę, żebym wstała.
-Nie będę jadła, daj mi spokój!- krzyknęłam na niego, nie ruszając się z miejsca. To okropne, nigdy wcześniej tyle na siebie nie krzyczeliśmy i nie kłóciliśmy się aż tak na poważnie. -I się na mnie nie drzyj!- dodałam.
-Dul, sama zaczęłaś...- powiedział już spokojniej, puszczając mnie.
-Bo jestem załamana i nie potrafię inaczej, a Ty mi w tym wcale nie pomagasz.- odwróciłam się do niego i patrzyłam mu w oczy z wyrzutem.
-Masz rację, przepraszam... Dla mnie to też jest trudna i nowa sytuacja.- zbliżył się, przytulając mnie.
-Ale to nie Ty możesz umrzeć, albo w najgorszym wypadku patrzeć jak umiera kolejna najukochańsza osoba w twoim życiu.- mój głos też był już odrobinę spokojniejszy.
-A nie pomyślałaś, że ja też mogę stracić osobę, którą kocham? A jeśli stracę i Ciebie, i nasze dziecko, to też umrę. Ja też cholernie się boję, ale nie wpadam w panikę tylko ze względu na Ciebie. Uspokój się proszę i chodź zjeść choć troszkę.
-Nie dam rady nic zjeść, bo od razu zbiera mi się na wymioty.- protestowałam dalej, ale już spokojnie.
-Trochę zjesz, wierzę w Ciebie.- posłał mi słodki uśmiech i pocałował mnie w kącik ust.
-Musisz tak przez całe życie marudzić?
-No już dobrze, nie denerwuj się. Wstawaj.
Wstał z łóżka, po czym podniósł mnie. Kiedy stanęłam na podłodze, zakręciło mi się w głowie, ale Ucker mnie przytrzymał i jakoś dałam radę dojść do kuchni. Usiadłam na krześle, a on nałożył mi obiadu. Po chwili już siedzieliśmy koło siebie, jedząc obiad. To znaczy Ucker jadł, a ja marudziłam nad tym talerzem.
-Jedz, bo będę Cię karmić.- zagroził, przyglądając mi się uważnie.
-To karm, wszystko mi jedno.- odpowiedziałam, wzruszając ramionami.
-Co ja się z Tobą mam... No dobra, jak chcesz.- wziął do ręki mój widelec i nałożył trochę ziemniaków i surówki. -Amm...- mówił jak do dziecka z szerokim uśmiechem.
-Traktujesz mnie jak dziecko, przestań...
-Tak, teraz przy Tobie zrobię profesjonalne praktyki. To dobrze, będę od razu ojcem na medal, zobaczysz.
-Przestań... Jeszcze raz choć słowem wspomnisz o dziecku, to przysięgam, że już nic nie zjem i się poważnie obrażę.- zapowiedziałam ze złością.
-No dobrze, cicho już.- pocałował mnie w skroń. -Otwórz buźkę, jemy.- znów powiedział do mnie jak do dziecka, ale już tego nie skomentowałam, tylko rzuciłam mu pełne grozy spojrzenie.
-Już nie mogę, dość.- powiedziałam po jakimś czasie, kiedy już naprawdę czułam, że nic więcej nie zjem.
-No dobra, sporo zjadłaś. A tak piszczałaś, że nie jesteś głodna, oszustko Ty mała...
-No dobra... Zjadłam, teraz wrócę do pokoju. Sama!- zasugerowałam, że chcę pobyć sama i poszłam do pokoju.
-Czemu taka jesteś? Przez pół dnia byłaś z tym sama, a teraz kiedy tu jestem i mógłbym być z Tobą, i Cię wspierać...- nie dałam mu skończyć i przerwałam.
-Mógłbyś... Ale Ty jesteś głupi i niczego nie rozumiesz.
-Przestań się tak zachowywać, proszę. Wiem, że jesteś zła i załamana, ale uspokój się i znajdź pozytywną stronę tego, że jesteś w ciąży.- powiedział, obejmując mnie, kiedy siedzieliśmy na łóżku.
-Pozytywną stronę? No okej... Będziemy mieli dziecko, to wspaniale, bo zawsze tego chciałam.- wymusiłam lekki uśmiech na mojej twarzy.
-No widzisz jak pięknie? Ja nigdy nie marzyłem o rodzinie i myślałem, że całe życie spędzę w klubie codziennie z nowymi panienkami. Dzięki Tobie się to zmieniło i bardzo się cieszę na myśl o tym dziecku.- mówił, trzymając mnie ciągle za rękę.
-Jak możesz się cieszyć, kiedy to stoi pod tak wielkim znakiem zapytania?- nie mogłam tego pojąć, naprawdę.
-Skarbie, bo ja po prostu potrafię wierzyć, że coś może się udać. Już tak wiele złego w życiu przeszłaś, więc totalną głupotą by było, gdyby Bóg znów wyciął Ci taki numer i pozbawił życia nasze dziecko.
-Tak, masz rację... Może umrę przy porodzie, a Ty zostaniesz sam z dzieckiem, które za jakiś czas może umrzeć. Świetnie, mój pech przejdzie na Ciebie...
-Dul, do cholery!- krzyknął, potrząsając mną za ramiona. -Jak ja nie znoszę tego twojego pesymizmu... Ogarnij się i skończ gadać te bzdury!- podniósł na mnie głos, ale jednak nie było to jakieś straszne wydzieranie się jak wcześniej.
-Nie mogę inaczej... Nawet gdybym chciała zmusić się do szczęścia z powodu tej ciąży, to nie mogę. Czuję jakąś blokadę wewnątrz siebie i nie jestem w stanie cieszyć się tym, że będę mamą. Nie musisz tyle gadać i mnie przekonywać, bo to i tak nic nie da.- mówiąc to, znowu się rozpłakałam i wtuliłam w Uckera.
-Skarbie mój najdroższy... Wiesz co jest tą blokadą? Twój strach, tylko i wyłącznie. On Cię paraliżuje i nie pozwala cieszyć się życiem. Nie próbuję Cię do niczego przekonać, bo to i tak już się stało. Szukam po prostu sposobu, jakiś odpowiednich słów, żeby Cię pocieszyć. Nie płacz, bardzo tego nie lubię, wiesz przecież.- pocałował mnie delikatnie w skroń i przytulał, pocierając dłonią moje plecy.
-Tak, ja wiem... Okropnie się boję i nie mogę normalnie funkcjonować. Nawet Ty nie jesteś w stanie mnie pocieszyć.
-Hmm... Może jednak coś mogę. Pamiętasz, jak rano zaprosiłem Cię na kolację?- zapytał z entuzjazmem.
-Nie mam ochoty na jakiekolwiek wyjście z domu.- zaprotestowałam od razu.
-Domyśliłem się, dlatego kolację zjemy w domu, a i tak zrobię to, co zamierzałem zrobić. Zgódź się, proszę.- całował mnie delikatnie po szyi i policzkach, żeby jakoś wpłynąć na moją decyzję.
-No dobra, ale tylko dlatego, że potrzebuję twojej bliskości, a jak odmówię, to się obrazisz i nie będziesz się do mnie odzywać.- powiedziałam z przekorą.
-Dziękuję.- dał mi słodkiego buziaka tym razem prosto w usta.



A buu xD
Tak trochę oglądam sobie "Krainę lodu" i tak trochę stwierdziłam, że użyję tej mojej wielkiej mocy i dodam rozdział ;) I co Wam dziś powiem? Aj no chyba nic nie mam do powiedzenia i po prostu będziecie zmuszone czekać do następnego xD No to ten... Kiedyś tam następny :*

6 komentarzy:

  1. Pierwsza! :D
    Oj, Dulce przesadza. Nie może się tak bardzo przejmować tą ciążą. Ja nie wiem jak ten Ucker z nią wytrzymuje. Jeszcze ma wielkie pretensje do Chrisa. A on ma rację, sam dziecka nie spłodził xD I przeszkadza jej ,że się cieszy z tego ,że będzie miał dziecko, o co jej chodzi? Rozumiem ,że się boi ,ale przecież małe są szanse na to ,że coś pójdzie źle jak to lekarz powiedział. Muszę przyznać ,że Dula mnie trochę denerwuje w tym opowiadaniu. Za to Ucker jest cudaśny <3
    To ja kończę i czekam na kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciąża, ciąża, ciąża, ciąża, ciąża, ciąża, ciąża, ciąża, ciąża, ciąża, ciąża, ciąża jaram się tym tak jak Ucker oczywiście !. Aaaaa widziałam że będzie dziecko !. Moje marzenia się spełniły hahaha. Co do zachowania Dulce lekko przesadzila moim zdaniem no ja rozumiem że się boi i wgl ale jednak nosi w sobie nowego człowieka powinna troszkę panować nad sobą. Oczywiście moje zdanie na temata Uckera zmieniło się 100% teraz będzie perfekcyjnym tatusiem :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Myślę ,że Ucker w końcu poprosi Dulce aby za niego wyszła.
    Dulce to straszna pesymistka.Trochę przegina z tymi obawami, przecież ta ciąża o niczym jeszcze nie przesądza i wszystko może skończyć się dobrze.
    Do następnego;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dulce w ciąży :P jaaram się tym xd :D
    Oczywiście ze chce ją poprosić o rękę jak by inaczej xd :P

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem i ja ! Ostatnio trochę zawalam komentarze, ale to przez tego cholernego Wattpada, w którego się tak wciągnęłam i tam czytam fanfiction. Ale damy radę, spokojnie grunt że dotarłam tak!?
    No, więc ja po prostu wiedziałam, że wcześniej czy później plemniki Uckera, trafią prawidłowo do gniazdka haha. O luju jakie porównania, ale tak każdy, że Dulce w ciąży to musiałam co oryginalnego wymyślić, no bo jak Monia i zwykły kom? Nie przesadzajmy, to że mnie długo nie było, to nie znaczy że coś się zmieniło tak ?XD
    No, więc wracając do tematu. Moim zdaniem Dulce powinna brać tabletki, ale nie antykoncepcyjne, a jakieś na nerwy, czy na zamknięcie buźki. Ona jest gorszą pesymistką, niż ja myśląc o Vondy, po poście Uckera. Ehh co się z nią zrobiło. Weź kup jej różowe okulary (mam nadzieję, że ogarnęłaś suchara xd)
    No, mam nadzieję, że Ucker klęknie w końcu i jej się oświadczy, bo to już taka właściwa pora. Ale znając Rudą, może się nie zgodzić, bo zaraz wymyśli, że robi to tylko dlatego, że jest w ciąży... Ale życie z nią jest trudne, a myślałam iż to ja jestem oporną osobą. Dobra koniec produkowania się ! XD
    DO KOLEJNEGO XD

    OdpowiedzUsuń